IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Lobby

 

 Lobby

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Lobby Empty
PisanieTemat: Lobby   Lobby EmptyWto Sie 06, 2013 2:03 pm

Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Lobby Empty
PisanieTemat: Re: Lobby   Lobby EmptyNie Wrz 14, 2014 12:29 pm

Choć to nie kapitoliński hotel jest dzisiaj gospodarzem bankietu dla sponsorów, to lobby oraz parking przed hotelem zmieniły się nie do poznania. Sam podjazd został otoczony barierkami, za którymi tłoczą się dziennikarze i fotoreporterzy; sekundy odmierzane są błyskami fleszy, a a co ważniejsi, wchodzący po schodach goście, witani są wyciąganymi w ich stronę mikrofonami oraz prośbami o choćby krótki wywiad. W samym lobby jest już nieco spokojniej - tu dziennikarze nie mają wstępu. Wokół oczekujących krążą jednak kelnerzy i kelnerki z tacami pełnymi przystawek i szampana.

Dokładnie o 18.00 pod hotel podjeżdżają lśniące limuzyny, aby zabrać gości ku prawdziwemu celowi dzisiejszego przyjęcia.


W kwestii technicznej
Osoby zgłoszone do udziału w bankiecie przypisane zostały do limuzyn w następujący sposób:

Limuzyna nr 1
- Malcolm Randall
- Nicole Kendith
- Previa Benner
- Søren James Royce
- Gwen Arrington

Limuzyna nr 2
- Gerard Ginsberg
- Maisie Ginsberg
- Scarlett Ashworth
- Cordelia Snow
- Alex Morrigan

Limuzyna nr 3
- Rufus Ginsberg
- Ruby Hempstead
- Henry Winston
- Valerius Ian Angelini
- Tabitha Gautier

Limuzyna nr 4
- Noah Atterbury
- Cypriane Sean
- Blaise Argent
- Johanna Mason
- Sonea Hastings

Do limuzyny nr 5 zapraszamy wszystkich, którzy zdecydowali się na udział w bankiecie last minute i nie zostali uwzględnieni w powyższej rozpisce.

Od tej chwili można pisać zarówno w lobby, jak i w limuzynach, przy czym posty ani w jednym, ani w drugim nie są obowiązkowe do uczestnictwa w bankiecie. Zachęcamy jednak do korzystania z możliwości interakcji - zapewne macie właśnie okazję zagrać z kimś, z kim jeszcze nigdy nie graliście. Post przekierowujący do miejsca, w którym odbędzie się bankiet, pojawi się dzisiaj późnym wieczorem - w każdej z limuzyn.

Szampańskiej zabawy na bankiecie i niech Los zawsze Wam sprzyja!
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Lobby Empty
PisanieTemat: Re: Lobby   Lobby EmptyNie Wrz 14, 2014 12:46 pm

Lustrzane odbicie powinno idealnie przedstawiać świat rzeczywisty; bez przekłamań i fatamorgan dla wzrokowych nędzników, za to z lekkim mrugnięciem, skierowanym do tych bardziej zaawansowanych w sztuce manipulacji. I kłamstwa, bo przecież drobinki szkła wcale nie tworzyły kolejnego wymiaru a tylko powielały ten niedoskonały, mieszczący głównie narcyzów albo egoistów, najlepiej czujących się ze swoim bratem bliźniakiem, kiwającym głową na te same, uwielbiane truizmy. Maisie rzadko kiedy wpatrywała się w zwierciadła, nawet te prymitywne - w taflach jeziora wolała odnajdywać wodorosty niż kontury swojej twarzy. I nie, nie było to podyktowane brakiem dostępu do luster w złoconych ramach, wyszczuplających albo upiększających. Nie czuła po prostu potrzeby upewniania się w swoim istnieniu a już na pewno - o tym jak wygląda. To nie stanowiło żadnej wartości, tak samo jak ona sama, przeceniona i wystawiona zapewne na sprzedaż po niedorzecznych kwotach. Jej nastoletnie lata upłynęły na upadlaniu i tak niskiej samooceny; kiedy jej rówieśniczki płakały przez zbyt garbaty nos czy nieistniejące piersi, Maisie szlochała ze znacznie poważniejszych powodów. Jej ciało zostało zabrane, rozebrane i zagarnięte w najbrutalniejszy ze sposobów i nie należała już do siebie. Podobnie było z psychiką, chociaż umysł poddał się na samym końcu. Po morderczej, dosłownie, walce o każdą wolną myśl i o każdy swobodny oddech. Bez pozwolenia i bez błagań. Mało brakowało a udałoby się jej wybrać inne wyjście, awaryjne. Też przy lustrze, potłuczonym (jakże filmowo! szkoda, że nie znała banalnych kliszy z samobójczych prób kiczowatych heroin), odbijającym jej wystające kości nadgarstka, posiniaczone przedramiona i całkowicie spokojną twarz. Nie zrobiła tego...dla Malcolma, tak to sobie tłumaczyła, nie chcąc przyznać, że kierowało nią czyste tchórzostwo. Gerard opowiadał jej o zaświatach i święcie wierzyła w każdy zabobon, zapowiadający gorsze cierpienia przez wieczność dla każdego, podnoszącego rękę na własne życie. I na cudze też, bicie jej serca także należało do Gerarda i dlatego mimo wszystko egzystowała dalej, przechodząc wszystkie stany ekstremalnego syndromu sztokholmskiego. Kończąc w sielankowej katatonii; z dawnej, katowanej Maisie nie zostało już praktycznie nic; Ginsberg ukształtował ją na swój sposób i pobudził do tak potężnego uczucia, że stojąc przed wielkim lustrem w ich sypialni nie myślała o ucieczce, winie i karze ani o tym, że ma szansę wykrzyczeć całemu światu o swoich cierpieniach. Koncentrowała się wyłącznie na swoim - nieswoim odbiciu, przedstawiającym marionetkę. Piękną marionetkę; pierwszy (!) raz w życiu pomyślała o sobie w ten zachwycony sposób i nie dowierzała własnym oczom. Zapamiętała siebie w trzech aktach: grubiutka, pyzata dziesięciolatka; wychudzona, poraniona nastolatka z wiecznymi siniakami na twarzy i w końcu: brudna uciekinierka ze skołtunionymi włosami i ziemią wbitą pod paznokcie. Teraz nie przypominała żadnej z tych dziewcząt; właściwie była tak odległa od poprzednich wizerunków, że bezwiednie dotykała swojej twarzy i przesuwała po linii bioder, upewniając się, że odbicie podąży za jej gestami. Tak było; bez wątpienia kobieta po drugiej stronie lustra...była po prostu sobą. Te same włosy w odcieniu ciemnej czekolady, w końcu okiełznane i upięte w elegancki kok na czubku głowy. Żadnych roztrzepanych warkoczy i napuszonego chaosu; tylko kilka kosmyków okalało jej bladą twarz. Bladą...zdrowo, wręcz dystyngowanie; zero siniaków i zadrapań, nawet blizna po urodzinowym przypaleniu papierosem została zakryta. Magia; nieznajoma, milcząca kobieta, którą popołudniu przyprowadził Gerard, na pewno była czarodziejką. Maisie początkowo protestowała i czuła się traktowana dość przedmiotowo, wyhamowała jednak swoją nieśmiałą nerwowość i teraz w zdumieniu obserwowała efekt. Subtelny; nie przyklejono jej sztucznych rzęs i nie napompowano twarzy botoksem, po raz pierwszy jednak jej usta były pokryte krwistoczerwoną szminką. W odcieniu sukienki; prostej, z koronkowym dekoltem, doskonale ukrywającym ślady miłości domu Ginsbergów. Właściwie zapomniała o bliznach, przejeżdżając dłonią po swoim brzuchu. Lekko wypukłym; w końcu nie wystawały jej żebra a biodra straciły chłopięcą kanciastość, jednak nie wyglądała na kobietę w ciąży. Jeszcze nie; kiedy jednak trzymała palce tuż nad swoim pępkiem i uśmiechała się do swojego odbicia, już nie mogła doczekać się dalszych matczynych metamorfoz. Odkąd poznała płeć swojego dziecka wydawała się spokojniejsza i pewniejsza siebie, bunty i dramaty pozostawiając daleko za sobą. Czuła się silna i pełna wręcz niedorzecznej chwały, topniejącej w oczach przy Gerardzie. I jego lekkim komplemencie, wprawiającym ją w jeszcze większe zakłopotanie. Tak naprawdę nie chciała nigdzie wychodzić i ostatnie dwie noce spędziła na zamartwianiu się tym wielkim wyjściem. Nie skarżyła się jednak wcale i jej uśmiech, kiedy stawali już w hotelowym lobby, wydawał się całkiem naturalny, choć uroczo nerwowy. Nie rozglądała się dookoła, nie wsłuchiwała się w szum rozmów i śmiechu, kurczowo trzymając się ramienia Gerarda i omiatając wzrokiem wyłącznie powietrze na wysokości swojego wzroku dwa metry przed sobą. Nic więcej; mogła przez to sprawiać wrażenie zadufanej i aroganckiej, ale tak naprawdę denerwowała się szalenie. Już zapomniała jak bardzo odwykła od towarzystwa ludzi i z jakim trudem przychodziły jej najprostsze konwersacje. Oddychała jednak powoli, jakby zapach Gerarda mógł ukoić jej wszystkie towarzyskie lęki. I sprawić, że nagle postanowi zrezygnować z bankietu i zabrać ją do domu. Marzyła o tym, jednak jak zawsze stawiała jego dobro ponad swoim i mimowolnie powtarzała w głowie jego wytyczne sprzed kwadransa. Chciała, żeby był z niej dumny i żeby dotknął jej brzucha i żeby mogli swobodnie porozmawiać. Na to się nie zapowiadało, w hotelowym lobby znajdowało się coraz więcej osób, ale i tak w chwili względnego spokoju zerknęła na niego z poważnym uśmiechem. - Regis? - zapytała szeptem, ot, rzucone imię znajomego...albo świadoma propozycja. Zrozumiała tylko dla nich; z bijącym szybciej sercem wpatrywała się w jego oczy, próbując wyczytać z nich aprobatę bądź niesmak.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Lobby Empty
PisanieTemat: Re: Lobby   Lobby EmptyNie Wrz 14, 2014 1:09 pm

Sponsoring młodych idących na śmierć nieodmiennie kojarzył się mu z domem. Nie były to wprawdzie ciepłe wspomnienia, z całą pewnością nie każdy chciał przecież wracać do widoków młodych ciał w przeróżnych konfiguracjach, którymi zabawiali się jego rodzice bez końca (naprawdę jako dziecko był przekonany, że jest efektem romansu matki z którymś z trybutów przy głośnym dopingu ojca); ale Gerard nauczył się traktować te echa przeszłości jako nieistotny dysonans z tym, co przyszło mu osiągnąć obecnie.
Daleko mu było przecież do starca, który przepuszcza cały majątek z powodu jakiegoś dzieciaka z zawszonego Kwartału, ale nie mógł sobie odpuścić tego przedstawienia. Ze względów czysto politycznych – dobrze wiedział, że będą tu wszyscy wielcy tego świata, więc jego absencja mogłaby zostać uznana za upadek z wysokiego szczebla drabiny społecznej. Nie miałby żadnego problemu z przekonaniem niedowiarków o tym, że jego nazwisko znaczy w stolicy wciąż za dużo i pachnie krwią, ale wolał nie narażać się na nieznośne plotki.
Wiedział, a raczej przypuszczał – pewne decyzje nadal nie zostały jeszcze usankcjonowane, choć były już podjęte i wykonał kilka kroków, by je uprawomocnić – że zerwanie zaręczyn z córką Coin może go kosztować całkiem sporo i bywały nieznośne minuty, kiedy zaczynał żałować tego obrotu spraw. Nie z powodu osoby, dla której zobowiązał się podjąć to niedorzeczne wycofanie się z obietnicy, ale zwyczajnie miał do siebie żal, że nie przewidział, że Melanie nie pozostanie nawet cieniem swojej matki. To ją powinien prowadzić jako swoją narzeczoną, nawet za cenę jej śmiesznego męża, a nie dziewczynkę, która prędko zapomniała o władzy, dostając w zamian biologiczną spuściznę Ewy. Życzył jej najgorzej, miał nadzieję, że zazna w życiu wiele cierpienia i nie musiał domyślać się od kogo.
Ta osoba odbijała się w lustrze, które stało tutaj w złoconej ramie, zagarniając do siebie niespokojnych narcyzów, gotowych upewniać się bez końca, że wyglądają na zamożnych. W końcu sponsoring był formą prostytucji, choć nie liczyła się realna zasobność portfela, raczej wrażenie, które wywierali goście. Dlatego spodziewał się wszystkiego możliwego w kwestii złego gustu, zepsucia i kapitolińskiego nadmiaru, który zapewne był dla Rebeliantów celem ataków. Co oznaczało mniej więcej tyle, że będą próbowali się upodobnić do tamtego świata zupełnie bezskutecznie.
Tak bardzo nim pogardzali, bo nie był na wyciągnięcie ich ręki. Większość z tych rządowych nie miała za grosz klasy, więc nieudolnie popadali w naśladownictwo, sądząc, że chodzi tylko o pieniądze. Gerard pogardzał nimi tak samo mocno jak wszami z Kwartału, którzy niegdyś cechowali się prawdziwą fantazję. I jedni, i drudzy pozostawali tego wieczoru poza jego zainteresowaniem – właściwie nie było osoby, którą obdarzyłby śladową porcją zaintrygowania, bo całą swoją uwagę poświęcał jej.
Nie wiedział, że jest taka piękna. Inaczej, nigdy nie przypuszczał, że po tak długim czasie, w którym niejednokrotnie penetrował jej ciało, spojrzy na nią przez pryzmat jej urody – nieoczywistej i tak bardzo przyciągającej uwagę, że musiał w niej dostrzegać samego siebie, choć na tak bluźniercze myśli pozwalał sobie niesamowicie rzadko, wiedząc, że prawda zrujnowałaby wszystko.
Właściwie to było jedyne kłamstwo w ich życiu, bo przecież pozostawał boleśnie szczery, jeszcze na dzień przed bankietem, zapewniając ją, że w razie braku lojalności zapłaci za to jej dziecko, które wychowa się bez matki i że ma być mu posłuszna w każdym aspekcie, bo inaczej znowu powrócą do czasów, kiedy gwałcił ją i przypalał na zmianę, zastanawiając się, czemu jeszcze nie wpadła do studni na podwórku. Wówczas był przekonany, że może i umie żyć bez niej – teraz widząc swoją córkę w kolorze krwi i wyczuwając fantomowo puls dziecka w jej łonie, nie do końca był o tym przekonany.
Nie, Ginsberg nie przeszedł żadnej gwałtownej zmiany w charakterze, metamorfoza Bestii w Księcia – nie wyglądał przecież tak źle we fraku, z rodowym sygnetem na palcu – miała nigdy nie nadejść; ale dziś tylko zachwycał się platonicznie (pamiętaj, Gerard) jej urodą i jej palcami, które wbijały mu się w ramię podczas tego wieczoru, na którym miał zaprezentować temu towarzyskiemu światu (którym pogardzał) swoją córkę. Jeszcze nie wybrankę, do tego potrzebował silnej pozycji i dlatego zgadzał się na takie półśrodki jak bankiet-niespodzianka dla sponsorów i spotkanie jej brata i swojego ojca.
Najwyraźniej oboje mieli ostatnio problem z rodziną, ale tylko on zamierzał go wkrótce rozwiązać i o tym właśnie myślał, uśmiechając się do niej na sekundę, kiedy wspomniała o imieniu dla dziecka. Zaczynało być coraz bardziej realne – powinien się wzruszyć bądź zaciągnąć ją za rękę do toalety, by powstrzymała te niedorzeczne odruchy na rzecz czegoś konkretnego, ale zamiast tego kiwnął głową. Musiał dostosować się do warunków tej poczekalni, gdzie posyłano im bez końca ciekawskie spojrzenia, na które odpowiadał dość niegrzecznie.
Nie wzruszał go zupełnie przepych tego miejsca, drogie alkohole i tłum dziennikarzy, którzy oczekiwali na ich wyjście do limuzyn.
To on był tutaj pożądany, nie na odwrót i zadbał o to, by Maisie przyjmowano w ten sam sposób.
- Dlaczego Regis? – zapytał, nie potwierdzając jednak tej decyzji, choć dostrzegał jak na dłoni znaczenie tego imienia i sycił się nim w myślach.
Przynajmniej zaczynał ten bankiet ze względnie dobrym nastawieniem bez chęci mordu każdego z trybuciątek, o którego dziś będą walczyć mentorzy. Banda kretynów, których powinno się palić razem z ich protegowanymi, wówczas Randall stałby się już tylko niemiłym wspomnieniem.
Zacisnął mocniej rękę na nadgarstku Maisie, czując, że jego zaborcza natura kiepsko zniesie to przedstawienie, ale musieli rozegrać tę partię tak, by wszyscy uwierzyli, że są tylko i wyłącznie kochającą się rodziną, która zmierzała pod ostrzałem fleszy prosto do przeznaczonej im limuzyny.
Miał nadzieję, że nie będzie musiał jej dzielić z jakąś niedoszłą ofiarą.

zt/idziemy do limuzyny
Powrót do góry Go down
the civilian
Scarlett Ashworth
Scarlett Ashworth
https://panem.forumpl.net/t2152-scarlett-ashworth
https://panem.forumpl.net/t2158-szkarlatne-relacje
https://panem.forumpl.net/t2157-scarlett-ashworth
https://panem.forumpl.net/t2201-scarlett
https://panem.forumpl.net/t3205-scarlett-ashworth
Wiek : 38
Zawód : wzgardzony rządowiec, wykładowca ekonomii na uniwersytecie
Przy sobie : gaz pieprzowy, laptop, telefon komórkowy, prawo jazdy
Znaki szczególne : brak pigmentu w skórze
Obrażenia : urażona duma

Lobby Empty
PisanieTemat: Re: Lobby   Lobby EmptyNie Wrz 14, 2014 5:08 pm

Stała w dalszej części lobby, w smukłej dłoni trzymając kryształowy kieliszek szampana i z umiarkowanym zainteresowaniem odmalowanym na twarzy obserwując swoich kolegów po fachu, gromadzących się w przestronnym pomieszczeniu. Wyglądała idealnie, czyli dokładnie tak, jak w jej mniemaniu powinna prezentować się kobieta na jej stanowisku - i mówiło jej o tym nie tylko przymglone odbicie w jednym z luster, ale głównie ukradkowe, tęskne spojrzenia, otaczające ją zewsząd jak ognisty pierścień. Nie odwzajemniła żadnego z nich; chociaż odziana w przylegającą sukienkę w kolorze krwistej czerwieni (szkarłatu?), póki co wydawała się chłodna niczym lodowa rzeźba. Perfekcyjnie wykrojone usta o dokładnie tym samym odcieniu co kreacja, tylko od czasu do czasu wyginały się w łaskawym uśmiechu, posłanym w odpowiedzi na liczne pozdrowienia i skinięcia.
Czy czuła się znudzona? Wprost przeciwnie. Chociaż większość obecnych tu urzędników z całą pewnością traktowało bankiet jako dosyć nieprzyjemny obowiązek, to dla Scarlett takie przyjęcia stanowiły jeden z powodów, dla których warto było piąć się po złotej, politycznej drabinie. Za wszelką cenę; delikatne i śliskie szczeble niejednokrotnie spływały krwią jej ofiar, czy to dosłownie, czy w przenośni, stanowiąc przy okazji przestrogę dla innych ewentualnych wrogów. Którzy wciąż istnieli, owszem, nie oszukiwała się, że nie, ale też nie czuła się tym faktem zaniepokojona. W końcu jak bardzo nudna byłaby gra pozbawiona przeciwników?
Drgnęła lekko, zauważywszy po drugiej stronie sali swojego drogiego przyjaciela w towarzystwie córki, ale postanowiła póki co pozostać na swoim miejscu, wykorzystując okazję do bezkarnego przyjrzenia się osławionej Maisie, która okazała się dosyć... zwyczajna. Cień rozczarowania i zawodu błysnął w jasnych oczach kobiety, mając swoje źródło w miejscu niewiadomym i tajemniczym, jednak już po chwili został zastąpiony przez zaintrygowanie. Zmrużyła powieki ledwie zauważalnie, zatrzymując spojrzenie na pospolitych rysach drobnej, dziewczęcej twarzy, którą w chwili lepszego nastroju określiłaby jako nudną. A jednak Gerard, jedna z nielicznych zaufanych jej osób, na którego osądzie nie bała się opierać własnych działań, musiał w niej coś dostrzec. Coś, co w tamtym momencie pozostawało daleko poza zasięgiem czujnego wzroku kobiety, i co jednocześnie ją fascynowało, jak i irytowało. Sprawiało, że miała ochotę podejść do szatynki, zatopić paznokcie w jej porcelanowej skórze i zerwać ją niczym płótno, zasłaniające znacznie bogatsze i wspanialsze dzieło sztuki. Uśmiechnęła się nieco diabolicznie, zatrzymując ten obraz na sekundę w głowie i dopiero później godząc się, by rozpłynął się w rzeczywistości.
Nie rzuciła się do limuzyny jako pierwsza, pozwalając by czający się na zewnątrz dziennikarze nasycili się widokiem doskonale znanych sobie osobistości. Nie była przecież pospolitą gwiazdką, wdzięczącą się do błysków fleszy, a przynajmniej - już nie. Niesławne czasy jej powolnej wspinaczki już dawno pogrzebała za sobą. Przestała być naiwną dziewczynką, która starała się, by obiektyw uchwycił ją obok którejś z wpływowych osób. Tak bardzo teraz nieistotnych; martwych lub zdeptanych, oglądających lśniące suknie i bogate wnętrza bankietowych sal jedynie na ekranie obdrapanych telebimów w Kwartale. Porzuconych gdzieś po drodze, stanowiących swoisty szlak zmarnowanych nadziei, ścielących się stromych schodach, po których stąpała Scarlett. Być może dlatego nigdy nie oglądała się za siebie.
Zanim wyszła z budynku, odstawiła wciąż pełny kieliszek z powrotem na tackę kelnera, a na twarz przybrała dokładnie obmyślony wyraz, który już za kilka godzin miał znaleźć się na witrynach wszystkich kiosków i saloników prasowych. Pewny siebie, zadowolony, dobry? Niewątpliwie; już dawno ukazała się przecież jako urodzona patriotka, narażając życie dla rebelii, porzucając wysokie miejsce obok eksprezydenta, a ostatnio - zaciekle broniąc interesów ojczyzny przed tymi, którzy chcieli sprawić, by wydawała się słaba i by ugięła się pod presją wyzierających z piekieł członków opozycji. Uniosła głowę wyżej, lecz nie za wysoko, uśmiechając się do zgromadzonych dookoła dziennikarzy. Mało brakowało, a zaczęłaby rozdawać autografy; na szczęście nikt nie wyciągał w jej kierunku kartek ani zdjęć. Mikrofony z kolei ignorowała, kierując się prosto w stronę lśniącej limuzyny, wskazanej przez odzianego w garnitur chłopca. Sama; w przeciwieństwie do większości kobiet przed nią i za nią, nie opierała się poddańczo o ramię żadnego mężczyzny. Jej myśli na sekundę uciekły mgliście w stronę Elijah, nabierając charakteru prawie sentymentalnego. Nie widziała go jeszcze dzisiejszego wieczoru, ale była pewna, że pojawi się na bankiecie i przez chwilę nawet żałowała, że nie przyszli na niego razem. Jak cudownie wyglądaliby na czerwonym dywanie, samozwańcza męczenniczka narodu i odrodzona z popiołów gwiazda.
Zanim zniknęła we wnętrzu pojazdu, odwróciła się jeszcze w stronę fotoreporterów, dając się im sfotografować po raz ostatni. Ciekawe, czy zdawali sobie sprawę, że robią właśnie zdjęcia przyszłemu władcy Panem.

| limuzyna
Powrót do góry Go down
the leader
Previa Benner
Previa Benner
https://panem.forumpl.net/t2631-previa-benner
https://panem.forumpl.net/t3117-previa
https://panem.forumpl.net/t3118-previa-benner
https://panem.forumpl.net/t3119-dysonans-poznawczy
https://panem.forumpl.net/t3146-previa
https://panem.forumpl.net/t3126-previa-benner
Wiek : 30 lat
Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer
Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki)
Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca
Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)

Lobby Empty
PisanieTemat: Re: Lobby   Lobby EmptyNie Wrz 14, 2014 5:09 pm

Pulchne rączki łatwego życia pochwyciły mnie za szyję i z wolna poczynały dusić. Jestem człowiekiem wojny, a kiedy przez dłuższy czas nie wybucha żaden konflikt, ma dusza pogrąża się w depresji.
W szczególnym obszarze moich zainteresowań zawodowych przez niemal rok panował  pokój. I ten pokój mnie, Previę Benner, dosłownie wykańczał.
O siódmej trzydzieści rano, dwudziestego szóstego czerwca, obudziłam się w  swym wygodnym mieszkaniu położonym w zadrzewionej dzielnicy Kapitolu, aby stwierdzić z niesmakiem, że jestem znudzona do szpiku kości samą perspektywą  czekającego mnie dnia. Tak jak przynajmniej w jednej religii uzależnienie jest pierwszym z  grzechów głównych, tak znudzenie, a w szczególności niewiarygodna sytuacja, w której  wita się dzień z uczuciem nudy, było jedynym występkiem totalnie przeze mnie  potępianym.
Miałam przed sobą dwie perspektywy: całkowicie zignorować wieczorny bankiet i urżnąć się w trupa w zaciszu czterech ścian…
… bądź urżnąć się w trupa w zaciszu czterech ścian i jednak odwiedzić kapitolińskie salony. Wiedziona doświadczeniem oraz prostą filozofią życiową głoszącą, iż nic tak nie poprawia humoru jak szklanka (ewentualnie siedem) bursztynowej whisky, zgramoliłam się z łóżka i wykręciłam numer, którego przed dobre dwa kwadranse szukałam w gazecie.

~*~

Coś mi mówiło, że jeszcze w południe przesadziłam z piciem.
Podobał mi się ścienny kalendarz, wiszący, by zasłaniać wielki placek wykruszonego tynku. Rozczulały mnie zabite gwoździami okna, biurko o blacie jak twarz stuletniego starca i kolekcja trzech różnych krzeseł, z których każde przeżyło wiele. Nawet wypełnione matową szybą drzwi do łazienki wydały mi się sympatyczne, choć przecinająca szkło rysa dotarła wreszcie do kresu i stało się oczywiste, że każdy idiota usiłujący w nie stukać musi się poważnie liczyć z nagłą amputacją dłoni.
Mimo to przyglądałam im się z przyjemnością. Kurz, pajęczyny, czy cokolwiek to było, tworzyły rozmyty, pobudzający wyobraźnię zarys kobiecej sylwetki. Oczywiście, w moich rozpędzonych jak pociąg myślach, musiała być młoda i ładna i, rzecz jasna, drżała lekko z tremy. Młode, tajemnicze damy, odwiedzające mnie w mieszkaniu, zawsze są kłębkami nerwów i mają prawo postać tak trochę ze spoconą dłonią przy klamce… nawet, jeśli są wyłącznie stylistkami, których zadaniem jest doprowadzenie Previi Benner do stanu używalności przed rozpoczęciem bankietu.
Musicie mnie dobrze zrozumieć - nie wierzę w cuda.
Nawet, jeśli cudotwórcą okazuje się młoda, ładna dwudziestolatka zdzierająca ze mnie krocie za dobranie pieprzonej sukienki i namalowanie dwóch kresek nad kocimi oczami.

~*~

Mój krytycyzm znacznie osłabł w hotelowym lobby, gdy ujrzałam w lustrze własne odbicie.
Typowa dla Previi Benner niechęć uleciała w momencie, w którym zobaczyłam siebie sprzed dekady.
Piękną, młodą, spragnioną sławy i słodkiego zapachu zwycięstwa.
Drapieżną.
Nieprzewidywalną.
I mocno szajbniętą.
Dwadzieścia centymetrów jasnobrązowych włosów. Oczy jak zanurzone w miodzie niebo i rzęsy, którym z rozpędu też dałam ze dwadzieścia milimetrów, co było przesadą. Dwadzieścia centymetrów dekoltu, licząc od trochę za ostrego podbródka w dół. Ściągnięta lakierowanym pasem talia – dwadzieścia cali, nie więcej. Czarna sukienka z dwudziestocentymetrowymi rękawkami, dwadzieścia pokrytych intensywną czerwienią paznokci – i nogi. Wymykające się wszelkim liczbom nogi, co swoją drogą zaskakiwało, bo przecież nigdy nie byłam wysoka. Jeden nadgarstek opinał wąski złoty zegarek na czarnym pasku, drugi - ciężka złota bransoleta. Ze środkowego palca prawej dłoni migotał owalny brylant, na prawym zaś uchu zaczesane w tył włosy ukazywały płaski kolczyk z perłą w ażurowym złocie.
Nie miałam ze sobą broni - w podobnym ścisku musiałam pokładać nadzieję wyłącznie w sile własnych mięśni bądź w obcasach, sprawiających wrażenie śmiertelnie groźnych - jednak każdy, kto spojrzał na Previę Benner obojętnie mijającą fotografów, nie mógł mieć wątpliwości, że zwyciężczyni Sześćdziesiątych Czwartych Głodowych Igrzysk wciąż jest w formie. Zapach drogich perfum wyprzedzał mnie o blisko metr, ale aura pewności siebie, władzy i autorytetu była całe kilometry z przodu, jeszcze nim nos w ogóle coś wyczuł.
Na środku hotelowego parkingu już czekała z pracującym silnikiem  zwykła, czyli niemal anonimowa i czarna limuzyna, której drzwi usłużnie otworzył odziany w czerń sługus.
No, dziewczyno, tylko nikogo nie zabij, pomyślałam optymistycznie, wskakując na skórzane, pretensjonalne siedzenia.

/ limuzyna nr 1
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Lobby Empty
PisanieTemat: Re: Lobby   Lobby Empty

Powrót do góry Go down
 

Lobby

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Lobby
» Lobby
» Lobby
» Lobby i sala główna

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Centrum miasta :: Hotel-