|
| Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Limuzyna nr 2 Nie Wrz 14, 2014 12:06 pm | |
| |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Limuzyna nr 2 Nie Wrz 14, 2014 1:42 pm | |
| z lobby
Przywykła do samotności, radzenia sobie w pojedynkę i kontaktów z jedną tylko osobą, nic więc dziwnego, że reagowała alergicznie na tłum, otaczający ją ze wszystkich stron. To nic, że bankiet zapewne zyskał status elitarnego i że wcale nie bratała się z motłochem; i tak miała wrażenie, że otacza ją tysiące ludzi. Klaustrofobia dawała o sobie znać nawet w wysokim lobby, przestronnym i luksusowym. Dla Maisie jednak była taką samą klatką jak mikroskopijna winda. Wypełniona hałasem, ostrym zapachem perfum i przerażającymi, wysokimi dźwiękami; chichotem, parskaniem, śmiechem i całą tą uroczą falą, świadczącą o dobrym nastroju świętującej społeczności. Maisie czuła się wśród nich obco i nieswojo, dalej więc trzymała się kurczowo ramienia Gerarda, starając się oddychać spokojniej i głębiej. Najchętniej skuliłaby się pod najbliższym szklanym stolikiem i oczekiwała na opadający na nią sufit, ale bliskość Ginsberga dodawała jej siły. Albo to strach przed karą napędzał ją do działania, uśmiechania się i nienagannie wyprostowanych pleców. Naprawdę wyglądała jak elegancka, niemiła córeczka wpływowego tatusia, z groteskowym grymasem wymalowanym na karminowych ustach. Szminka była dziwnie słodka i najchętniej oblizywałaby ją cały czas, ale kiedy złapała ostre spojrzenie Gerarda przestała zachowywać się jak dziecko, zwalniając odrobinę uścisk na jego marynarce. Zabawa w przerażoną dziewczynkę nie pasowała do jej teraźniejszego wizerunku; nie przestała jednak muskać koniuszkami palców jego marynarki, z ulgą przyjmując jego reakcję. Stonowaną, co - jak na Gerarda - wydawało się równe gromkiemu aplauzowi. Uśmiechnęła się więc w końcu swobodniej, wpatrzona w jego twarz, pozwalając mu kierować jej krokami przez zatłoczone, kurczące się lobby. - Brzmi ładnie - odparła po prostu, lekko, zdając sobie sprawę z tego, że brzmi infantylnie i głupiutko. Taka przecież była i nie siłowała się na filozofowanie i odgadywanie znaczeń numerologicznych tej zbitki głosek. Regis...podobał się jej, mogła wyobrazić sobie swojego małego synka o tym właśnie imieniu; tak mogłaby wołać go na kolację i strofować za bałagan w pokoju. Te matczyne wyobrażenia stały się nagle tak ckliwie realne, że aż zagryzła usta, hamując jeszcze szerszy uśmiech czystej radości. Tłumiącej nawet dyskomfort zafundowany przez flesze aparatów i pokrzykiwania ludzi, kiedy znaleźli się już na zewnątrz. Mocniej ścisnęła tylko ramię Gerarda, nie rozglądając się na boki i z ulgą chowając się w końcu we wnętrzu limuzyny. Rozkosznie cichej; nie dobiegały tu żadne dźwięki, panował też półmrok i Maisie odetchnęła z ulgą, opierając policzek o ramię Gerarda, unosząc na sekundę głowę w jego stronę. Oczekująco, jak do pocałunku, którego nie inicjowała przecież nigdy - tak ją wychowano - mogła więc tylko rzucać mu proszące spojrzenie spod długich rzęs i...orientować się, że popełnia głupotę. Co prawda znajdowali się już za ciemną szybą i w samochodzie nie było jeszcze nikogo, ale i tak zachowywała się ryzykownie. Spłoniła się więc i szybko odwróciła głowę w drugą stronę, puszczając gerardowe ramię i zaciskając dłonie na swoich kolanach. Jak grzeczna dziewczynka, jaką przecież była. Mimo całego stresu i napięcia, utrudniającego jej oddychanie. |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Limuzyna nr 2 Nie Wrz 14, 2014 6:03 pm | |
| Nie reagował na to, co działo się na zewnątrz. Dobrze wiedział, że wśród rządowych znajdą się jednostki z pospólstwa, które będą zabiegać o zainteresowanie dziennikarzy. Nie musiał zniżać się do ich poziomu - dobrze wiedział, że wszyscy wodzą za nim wzrokiem i że jutro nie znajdzie na żadnej rozkładówce swojego kompromitującego ujęcia. Zbyt krwawo płacił za usługi kiepskiej prasy, więc mógł rozkoszować swobodą, którą pamiętał jeszcze z nauk ojca. Dziwne, że myślał o nim tak często, powracając bez końca nie tylko do spotkania w mieszkaniu - ciekawe, czy już zagoiła się jego szczęka czy może dziś wycelować jeszcze raz, tym razem patrząc prosto w oczy, jak gaśnie jego nędzne życie - ale też do swojego wychowania, które grało w jednym rytmie z tą imprezą- niespodzianką. Wielkie światła reflektorów, bogate stroje panien, całe dzieciństwo i wczesna młodość upłynęły mu w tej scenografii. Nic więc nadzwyczajnego, że przechodził przez czerwony dywan z lekkim zblazowaniem, które sprawiało, że i tak wodzili za nim wzrokiem. Dobrze wiedział, że pasuje do tego świata jak ulał, że nikt nie jest tak godnie reprezentować Starego Kapitolu jak spadkobierca fortuny rodu Ginsbergów, ale wiedział również, że strach, który mieszał się z szacunkiem w spojrzeniach obcych, zawdzięczał tylko sobie. Ponura reputacja, która otaczała go jak perfumy sprawiała, że mógł z wyższością spoglądać w oczy ciekawskich, nie pozostawiając złudzeń, co do tego, że rzeczywiście jest potworem. Chyba chodziło o bezpieczeństwo dla siebie i dla swojej rodziny - chciał być bogiem na cokole, którego strącenie łączyłoby się z bluźnierstwem - i o wrodzoną pychę, która sprawiała, że głowę trzymał za wysoko, doskonale zdając sobie sprawę, że nikt z mentorów nie podejdzie do niego dzisiaj, by zebrać dotacje dla swojego trybuta. Każdy bałby się zbliżyć do niej na tę odległość, więc mógł spędzić wieczór w najlepszym towarzystwie, obserwując swoją ulubioną dziewczynkę. Przerażoną, zniesmaczoną, tak właśnie wyobrażał sobie wprowadzanie dziewic (choć Maisie tą akurat nie było) na wielkie i krwawe orgie, gdzie kalano ich oczy przemocą, próbując je w ten sposób oswoić przed nieuniknionym. Potem zamieniały się z łatwością w wyuzdane Rzymianki, rozwódki, które dopuszczały się w łaźniach nierządu z niewolnikami, naprawdę czasami zastanawiał się nad tym, czy nie powinien rzucić swojej córki w ramiona kogoś innego za dobrą opłatą. Ale i te myśli pierzchały, kiedy wchodził do pustej limuzyny i zdawał sobie sprawę, że nie mógłby jej oddać nikomu, choćby na platoniczne spotkania. Sama myśl, że ktoś ją widział i podziwiał łączyła się nie tylko z ojcowską dumą, ale z ogromnym gniewem. Przez kilka chwil obserwował ją uważnie, próbując przestać sobie wyobrażać, że zdziera z niej tę suknię i płucze jej we krwi twarz, by znowu przypominała jego nierządnicę, ale musiał się pilnować i tego dnia podchodzić do niej w całkiem cywilizowany sposób, tak niezgodny z jego rzeczywistymi pragnieniami, które skrystalizowały się wraz z jej spojrzeniem. Umiała rzucać mu te najbardziej poddańcze i wyuzdane w swojej prostocie. Nie potrzebował przecież jej zachęty, co biernego pozwolenia - to zwykle prowokowało najgorsze instynkty w nim, bo zamiast upajać się nią w sposób romantyczny i zapewne bezcielesny, budziło się w nim jakieś chore pożądanie rozebrania jej na części i sycenia się nią kawałek po kawałku, które teraz zresztą zaowocowało mocnym pocałunkiem w jej szyję, podczas gdy ręka znalazła się między jej udami. - Założyłaś bieliznę - szepnął jej do ucha, pierwsza zasada złamana, miała być zawsze gotowa na jego.... zaspokojenie potrzeb i chętnie ukarałby ją właśnie tutaj, wpychając się między jej wilgotne (to również wyczuwał) uda, kiedy trzasnęły drzwiczki. Ręka natychmiast znalazła na jej kolanach - bardzo platonicznie i bardzo kłamliwie, jeśli wziąć pod uwagę jego rozpalone spojrzenie, które przywitało Scarlett. - Nie wiedziałem, że z nami jedziesz - przywitał ją swobodnie, nadal zaciskając palce na ciele swojej ukochanej córki i nachylając się, by złożyć na ustach Ashworth bardzo przyjacielski pocałunek. Miał nadzieję, że i jej nie rozmazał przy tym szminki. - Scarlett, poznaj moją córkę. Maisie, to moja najdroższa przyjaciółka - dokonał prezentacji, wracając na swoje miejsce i dbając o to, by tym razem już rękę zaciskać w bardziej bezpiecznych rejonach ciała młodej Ginsberg. Byli przecież rodziną, a w tym nudnym społeczeństwie musieli być szalenie oszczędni w gestach, które zwykle jej nie szczędził. - Żadnych wieści o Melanie? - zagadnął przyjaciółkę, nadal pozostając w kontakcie cielesnym ze swoją córką, choć zwracał teraz głównie uwagę na swoją wieloletnią towarzyszkę, z którą miał wkrótce podbić Kapitol. Nie zamierzali zostawiać jeńców, prawda, Scarlett? |
| | | Wiek : 38 Zawód : wzgardzony rządowiec, wykładowca ekonomii na uniwersytecie Przy sobie : gaz pieprzowy, laptop, telefon komórkowy, prawo jazdy Znaki szczególne : brak pigmentu w skórze Obrażenia : urażona duma
| Temat: Re: Limuzyna nr 2 Nie Wrz 14, 2014 8:41 pm | |
| Wsunęła się do limuzyny z charakterystyczną gracją, wyuczoną jeszcze w czasie, gdy wychowywała ją doskonale radząca sobie w wysoko postawionym towarzystwie ciotka. Niegdyś; dzisiaj przypominała bardziej bierne warzywo niż znaną i cenioną stylistkę, a cienie złotej przeszłości znaczyły tyle, co te prawdziwe, rzucane przez skrzypiący, bujany fotel w którymś z zabitych deskami dystryktów. Ciekawe, czy oglądała swoją wychowankę w telewizji, ocierając brudną szmatką łzę z pomarszczonego policzka? Najprawdopodobniej nie. Sama Scarlett również nie poświęciła jej ani sekundy cennych rozmyślań, nie widząc ni to potrzeby ni celu w odgrzebywaniu własnych korzeni, skoro tyle trudu kosztowało ją dopilnowanie, by nigdy więcej nie ujrzały światła dziennego. Coś takiego jak poczucie wdzięczności nie zaprzątało jej pięknej głowy, choć oczywiście nie negowała udziałów Cecelii w swoim sukcesie. Nie widziała jednak powodu do uciekania się do niej teraz, skoro ta nie miała już nic, co mogłaby jej zaoferować; pozwolenie na spokojne przeżycie ostatnich dni oraz zachowanie jej nazwiska były, w mniemaniu kobiety, więcej niż wystarczającą nagrodą za zasługi. Usiadła na jednym z miękkich foteli, posyłając pełen sympatii uśmiech w stronę Gerarda i życzliwie nie dostrzegając jego dłoni wysuwającej się spomiędzy ud córki. Którą również przywitała podciągnięciem kącików ust wyżej, unosząc brwi w uprzejmym zdziwieniu na ich widok - zupełnie jakby osobiście nie zadbała, żeby usadzono ją w tym właśnie towarzystwie. - Co za pomyślny zbieg okoliczności - powiedziała, witając się z przyjacielem równie przyjaźnie, ale krótko; cała jej uwaga skoncentrowała się bowiem na jego młodej towarzyszce, którą uścisnęła niemal radośnie - zupełnie jak uczyniłaby z latoroślą każdego swojego bliskiego znajomego, gdyby oczywiście jacykolwiek poza Gerardem istnieli. - Maisie, cieszę się, że w końcu się poznajemy - dodała, z uśmiechem już chyba na stałe przyklejonym do twarzy. - Nie widziałam was w lobby - skłamała gładko, najprawdopodobniej nawet nie zauważając, że powiedziała nieprawdę. Granica między teatrem, a rzeczywistością już dawno się u niej zatarła; wchodziła w kolejne role tak często, jak tylko potrzebowała, i to, czy jej słowa miały cokolwiek wspólnego ze stanem faktycznym, nie robiło jej najmniejszej różnicy. Zapewne nie pojmowała też - nawet po części - znaczenia słowa kłamstwo, skoro wypowiadanie owych przychodziło jej równie łatwo, co innym kobietom oddychanie. Założyła nogę za nogę, opierając się wygodnie o oparcie fotela. We wnętrzu rządowej limuzyny czuła się wyjątkowo dobrze; luksus i ekstrawagancja zdawały się stanowić jej naturalne środowisko, do którego pasowała wręcz idealnie, ze swoją genetycznie udoskonaloną, białą skórą i kontrastującą czerwienią ust i sukienki. Odsunęła loki z twarzy, osłaniając blade ramiona i jeszcze przez kilka sekund pozwalając sobie na przyglądanie się Maisie, tym razem z bliska, zanim przeniosła spojrzenie na jej ojca. Westchnęła cicho, kiedy przywołał imię córki Almy. Prawie żałowała, że młoda Coin nie miała pojawić się na dzisiejszym przyjęciu. Tłum gości bawiących się w imię krwawej rzezi był niemal idealnym tłem dla spektakularnego morderstwa, którego z chęcią dopuściłaby sie na swojej koleżance z pracy. Ta jednak - na swoje szczęście - póki co pozostawała poza jej zasięgiem, racząc się daleką podróżą w sobie tylko znanym celu. - Wciąż jest poza Kapitolem - odpowiedziała krótko i melancholijnie, biorąc ze stolika kapitolińsko kolorowy koreczek, a następnie chwytając zębami nabitą na jego koniec oliwkę i wsuwając ją gładko do ust. - Alma musiała uznać, że poradzi sobie... bez niej, skoro zgadza się na nieobecność w czasie Głodowych Igrzysk - dodała, pozornie swobodnym tonem, ale kącik warg drgnął jej w górę dosyć znacząco. Osobiście uważała, że Panem zyskałoby znacznie bardziej, gdyby absencja panny Coin okazała się permanentna. Nowe Panem, oczywiście. - Pięknie wyglądasz - dodała życzliwie, odwracając się gładko w stronę Maisie, zupełnie jakby przed sekundą nie zasugerowała półotwarcie pozbycia się narzeczonej jej ojca. Uśmiechnęła się, pozornie w ramach komentarza do swoich słów. W rzeczywistości czuła się niesamowicie rozbawiona za każdym razem, gdy określała - nawet w myślach - relacje łączące Ginsbergów jako czysto rodzinne. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Limuzyna nr 2 Nie Wrz 14, 2014 9:15 pm | |
| |
| | |
| Temat: Re: Limuzyna nr 2 | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|