IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Reiven Ruen

 

 Reiven Ruen

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
AutorWiadomość
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyWto Maj 28, 2013 4:36 pm






Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyWto Maj 28, 2013 5:22 pm

Biała sukienka leżąca na starym fotelu pod oknem, przykuła na dłużej spojrzenie drobnej blondynki. Delikatne promienie zimowego słońca padały na materiał czyniąc go jeszcze bielszym i jakby utkanym ze snu czy marzenia. Tak delikatny, tak łatwy do uszkodzenia, a jednocześnie tak silny i trwały. Zupełnie jak właścicielka owej sukienki.
Szczupła, drobna dziewczyna wpatrywała się w sukienkę i uśmiechała się lekko do swoich myśli. Jeszcze niedawno nie wierzyła, ze dożyje dnia swojego ślubu. A dziś… dziś miała zostać czyjąś żoną. Po tylu zakrętach i problemach w końcu stanie na ślubnym kobiercu. Będzie mieć męża… rodzinę. Choć to nie tak, że wcześniej była sama. Jej rodziną stali się jej przyjaciele, ludzie z którymi przeszła więcej niż ktokolwiek inny w jej wieku. Miała dopiero 19 lat, a o śmierć otarła się stanowczo zbyt wiele razy. Nawet teraz… w czasach pokoju nie była bezpieczna. Ani ona, ani jej narzeczony… Michael.
Biała sukienka z materiału z którego nie szyje się sukien ślubnych, a sukienki dla biednych dziewczynek. Biała sukienka, o prostym kroju, z lekko bufiastymi rękawami, długa do ziemi. Biała sukienka przewiązana w pasie czarną wstążką… ku pamięci tych, którzy odeszli.
Reiven Ruen siedziała na łóżku, nogi otoczyła ramionami. To nie tak, że się wahała, że nie chciała ubierać sukni ślubnej i powiedzieć „tak” Michaelowi. Od kiedy byli razem chyba nie było niczego, czego pragnęła bardziej. Ale demony przeszłości wciąż ją ścigały, nawet poprzedniej nocy śnił się jej Drake Snow… wróg i kochanek, kat i ofiara, największy koszmar i najwspanialsze marzenie.
Wiele miesięcy temu udało się wyprodukować antidotum na serum. Choć to za dużo powiedziane. Raczej alternatywę, która pomagała opanować objawy odstawienia serum, nie wywoływała skutków takich jak serum, ale też nie leczyła z uzależnienia ciała. Co pięć dni Rei musiała brać więc surowicę, a co pięć tygodni serum. Ten jeden dzień w miesiącu spędzała przywiązana do łóżka, lub przykuta do ściany. Sama pilnowała by uniemożliwić jej skrzywdzenie kogokolwiek. Tego jednego dnia w miesiącu nienawidziła Michaela a kochała Drake’a Snowa. Tego jednego dnia stawała się najgorszą wersją samej siebie.
Westchnęła. Wiedziała, że pewnie jeszcze długo będzie musiała tak funkcjonować. Nadal miała na rękach blizny po licznych wkłuciach, gdy testowali różne wersje antidotum. Dotknęła opuszkiem palca tej największej… poprzecznej, przecinającej niemal całą szerokość nadgarstka. Wyrywała się wtedy lekarzom, była pod wpływem serum i chciała umrzeć. Wolała to, niż życie bez niego. Innym razem omal nie poparzyła Michaela. Tak wiele przez nią wycierpiał. Tak wiele razy, jeszcze zanim znaleziono środek blokujący serum, próbowała go zranić, czy zabić. Czasami śniło jej się, że go dusi… budziła się z rękoma na jego szyi. To było niewiarygodne, że po tym wszystkim on nadal chciał z nią być. Że się jej nie bał. Że nie wzdrygał się na każdy jej dotyk. Zwłaszcza, że któregoś razu będąc pod wpływem serum wykrzyczała mu wszystko co robiła z Drake’iem. Wyznała swoją największą tajemnicę. Gdy serum przestało działać nie miała śmiałości spojrzeć mu w oczy. A on i tak chciał z nią być. Niedługo potem się oświadczył.
Usłyszała pukanie do drzwi.
- Rei, niedługo zaczynamy. – głos Jasmine był ciepły i życzliwy. Stały się sobie bardzo bliskie. Można powiedzieć, że Jazz zastąpiła Reiven Sigyn. Dawna przyjaciółka odeszła i choć Rei wbrew jej prośbie, gdy skończyła się rebelia, próbowała jej szukać, to nie znalazła jej. Reiven wciąż pamiętała swoją rozmowę z Jazz, gdy powiedziała jej, że to ona zabiła jej brata. To nie było łatwe. To jednak była jej rodzina. Tego dnia, ten jeden jedyny raz Rei będąc sobą powiedziała coś miłego o wnuku prezydenta. Miał w sobie… bardzo, bardzo głęboko… coś dobrego. Zależało mu na mnie. A ona… ja… kochałam go. A on na swój sposób chyba kochał mnie. Chciał bym mu towarzyszyła oficjalnie... Pewnych rzeczy nie umiała wyjaśnić, ale chyba wtedy się zrozumiały. I nigdy nie wracały do tematu. Jasmine była przyjaciółką ich obojga, Rei i Michaela. Dlatego było oczywistym wybranie jej na świadka.
Myśli Rei wędrowały od wspomnienia do wspomnienia. Wygrali wojnę z Kapitolem. Obalili Snowa. Rei nawet dostała medal za zasługi, choć wiedziała, że to bardziej propaganda Coin niż faktyczny podziw nowej pani prezydent. Dziewczyna aż nazbyt dobrze wiedziała, co Coin myśli o niej, o Michaelu i prawdopodobnie o Jofferym. Trójka największych wrogów, ktoś kogo trzeba było, lub będzie trzeba usunąć przy pierwszej lepszej okazji. Na szczęście zasługi tej trójki dla rebelii nie były czymś, co można zignorować. W końcu to Reiven zabiła wnuka Snowa i bezpośrednio przyczyniła się do zwycięstwa rebeliantów. Tylko, że Rei nie o to walczyła, nie o to, co zaproponowała Coin.
Gdy tylko wyzwolono Dystrykty Reiven wróciła do domu, do Pierwszego Dystryktu. Zajęła się odbudowywaniem domu rodzinnego. To w nim chciała spędzić resztę życia. Nawet jeśli jej rodzina w większości już nie żyła, mama, dziadkowie. Jej dziadek nie dożył końca rebelii, zmarł w trakcie epidemii w Trzynastym Dystrykcie. Na szczęście Rei zdążyła mu powiedzieć prawdę o „zdradzie”. Miała na szczęście ojca. Cudem odnaleziony Garel mieszkał z nią i Rei każdego wieczoru dziekowała niebiosom za to, że go odnalazła. Był chory, żadne z podawanych lekarstw nie wyleczyły go całkowicie, ale czuł się już znacznie lepiej niż wtedy gdy go znalazła w Siódmym Dystrykcie. Nie kaszlał krwią, ale nadal był osłabiony i większość dnia spędzał w fotelu. Rei nigdy nie dowiedziała się co go spotkało, na co chorował. Nie zyskała nawet absolutnej pewności, że jest jej ojcem. Ona jednak w to nie wątpiła. Z każdym dniem Garel wyglądał coraz lepiej i coraz bardziej przypominał siebie. To jej wystarczało, to i to co podpowiadało jej serce. Garel był jej ojcem. Był też awoksem. Rei nauczyła się jednak cierpliwości w rozmowach z nim, że musi odczekać aż napisze wiadomość. Starała się mu zadawać pytania na które wystarczyło skinąć głową, lub zaprzeczyć. Może nie był w stanie pomóc jej przy odbudowie domu, ale widziała w jego oczach, gdy siedział w bujanym fotelu w ogrodzie, że widok domu go cieszy i wzrusza.
To wszystko nie zmieniało jednak faktu, że tylko tu, w Pierwszym Dystrykcie, Rei czuła się bezpiecznie. Pomagała w zakładaniu szkół i szpitali. Jeździła też do innych dystryktów i pomagała każdemu, kto pomocy potrzebował. A Michael z nią. To był szczęśliwy okres w ich życiu. Przynajmniej ona tak to postrzegała. Gdzieś tam w Kapitolu Coin się rozpanoszyła jak jakaś zaraza, zamknęła niewinnych ludzi w getcie, zwanym KOLeC, a sama zbudowała sobie twierdzę, w której była nietykalna. Łatwo jednak było to ignorować będąc daleko od tego wszystkiego. Potem przyszedł rozkaz. Michael i ona mieli się przenieść do Kapitolu. Ona nie chciała. Nie chciała być blisko kobiety, która rujnowała to, o co walczyli. Nie chciała patrzeć na cierpienie ludzi, którzy nigdy wcześniej nie poznali uczucia głodu, zimna i strachu. To, że byli Kapitolińczykami było ich jedyną zbrodnią, a byli karani tak, jakby to oni zabijali mieszkańców Dystryktów. Kiedyś nienawidziła Kapitolińczyków, nienawidziła tego, że robią sobie rozrywkę ze śmierci dzieciaków zabijających siebie nawzajem, nienawidziła tego, że chcieli ją kupić, jakby była przedmiotem. Ale nie życzyła im tego, co zgotowała im Coin.
Gdzie Michael tam i ona. Miała złe przeczucie opuszczając dopiero co odbudowany dom rodzinny. Wiedziała jednak o co chodzi – trzymaj przyjaciół blisko, wrogów jeszcze bliżej. Coin nie mogła mieć na nich oka, jeśli byli w Dystryktach i na dodatek swobodnie się między nimi przemieszczali. Nie mogła mieć gwarancji, że nie podżegają do buntu.
Życie w Kapitolu było życiem w ciągłym strachu, przynajmniej dla Rei. Wiedziała, że jest na cenzurowanym, że jeden jej błąd, jedno potknięcie, a Coin wyśle ją do więzienia, oskarży o zdradę i postawi przed plutonem egzekucyjnym. Jedno potknięcie na które Coin tylko czekała. Kolejny powód by sprowadzić ich do Kapitolu, tu mogła ich obserwować i czekać. A znając Rei wiedziała, że się doczeka. Bo przecież Reiven nie mogła patrzeć bezczynnie na to, co się dzieje za murami KOLCa. I tak oto Rei stanęła na czele tajnego ruchu oporu. Znów była rebeliantką, buntowniczką, znów działała w ukryciu. Nigdy nie przestała spać z bronią pod poduszką, nigdy nie zaprzestała trenowania. Obecnie z broni palnej strzelała niemal tak dobrze, jak z łuku. Oczywiście, żeby mieć na to zgodę, musiała udawać jak bardzo oddana jest Coin i mieć nieskalaną kartotekę. Ale tak jak Snow nie mógł jej powstrzymać, tak i Coin gówno mogła. Oficjalnie znów była Kapitanem. Patrolowała miasto ze swoim oddziałem, szkoliła żołnierzy, sprawdzała tunele.
Biała sukienka ślubna, którą sama uszyła w niczym nie przypominała sukni ślubnych jakie nosiło się w Kapitolu. Nawet gdyby chciała, by zaprojektował ją dla niej jakiś stylista, to wiedziała, że to życzenie nie mogłoby się spełnić. Styliści byli zamknięci w KOLCu, albo nie żyli. Ci, którzy przyłączyli się do Rebelii i mieszkali przez jakiś czas w Trzynastce musieli wyprzeć się swojego zawodu by zatrzymać wolność. Podobno jeden jedyny stylista pracował dla Coin, ale to mogły być tylko pogłoski. Rei jednak nie chciała wymyślnej sukni ślubnej w której wyglądałaby jak łabędź, beza czy nawet anioł. Chciała sukienkę podobną do tej, w której ślub brała jej matka. Nawet materiał był ten sam, ocalały ze zniszczonego domu rodziny Ruen, schowany w skrzyni ze „skarbami” rodziny. To był cud, że ta skrzynia przetrwała rebelię. Teraz stała tutaj, w pokoju Rei, a w niej były schowane najważniejsze dla Rei przedmioty, ostatni prezent od dziadka – diamentowe kolczyki, pożegnalny list od Sigyn, zdjęcie rodziców, ich teczka z przesłuchań, projekty łuków i strzał zdolnych zestrzelić poduszkowiec i wiele innych.
Rei wstała z łóżka i ubrała sukienkę. Wygładziła materiał przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Była boso, na głowie miała wianek z delikatnych białych kwiatków. Nie wyglądała jak ktoś kto przeżył rebelię, ktoś kto zabijał, kto sam ocierał się o śmierć średnio raz na miesiąc, a nawet częściej, nie wyglądała jak ktoś kto ma w prezydencie największego wroga, jak ktoś kto co noc przemyka pod mury KOLCa by dostarczyć jedzenie jego mieszkańcom. Wyglądała jak dziewiętnastolatka która ma poślubić ukochanego mężczyznę. Dziewczyna którą do ślubu ma poprowadzić cudem odnaleziony ojciec, której ślubu udzieli ktoś, kto ojca jej zastępował i jest jej przyjacielem i obrońcą, której przyjaciółka ma być jej druhną. Obiecała sobie, że w ten jeden dzień nie będzie się buntować, nie będzie się złościć, choć złość aż w niej kipiała ilekroć pomyślała o tym co robi Coin. Dziś chciała być zwykłą dziewczyną, w prostej białej sukience, przewiązanej czarną wstążką, trzymającą mały bukiecik niezapominajek.
Powrót do góry Go down
the victim
Sigyn Stark
Sigyn Stark
Wiek : 29 lat
Zawód : Lekarz

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyWto Maj 28, 2013 6:19 pm

// Bilokacja. Po wizycie Dominica w gabinecie

Sigyn ubrała się dzisiaj w jaśniejsze rzeczy. Białe spodnie, biała koszulka, a na niej ciepły sweter w szarobiałe paski Jedynie buty i kurtka zimowa nie były jasne. Ostatnimi czasy zafascynowana była w ciemnych barwach. Krwista czerwień, czerń, brąz, szary. Rzadko już ubierała się w rzeczy jasne. Czasem coś błękitnego założyła, ale na tym się kończyło.
Szła powoli przez ulice Kapitolu. Tyle się zmieniło odkąd ostatni raz tu była. Na gorsze. Wolała już ulice przepełnione różnobarwnymi postaciami niż szarych ludzi.
Sama też była szara, ale ona miała swój powód. Niespecjalnie chciała stykać się z przeszłością. Wolała omijać szerokim łukiem wszystko i wszystkich, którzy kojarzyli się jej z przeszłością. Musiała jednak pójść do Reiven Ruen. Była niegdyś jej przyjaciółką. To ona uratowała ją z więzienia. Będzie jej wdzięczna do końca życia za to. Teraz wychodziła za mąż. Robiła coś czego Sigyn nigdy nie doświadczy. Lata mijały. Zbliżała się nieubłaganie trzydziestka, a ona była sama. Do tej pory ignorowała to. Ignorowała potrzeby swojej duszy. Odtrącała ludzi, dusiła w sobie chęć przytulenia się do kogoś, skupiała się na pracy. Do czasu... Gdyby się nie dowiedziała o ślubie zapewne dalej spędzałaby czas samotnie siedząc przy kominku. No może nie samotnie. Miała psa. Ukochanego psa. Jedyny do którego mogła się naprawdę odezwać. Jedyny, który ją kochał i nie zostawiał nawet wtedy, gdy miała go serdecznie dość na przykład, gdy rozsypał całe jedzenie po domu. Traktowała go trochę jak dziecko, którego nigdy nie będzie mieć. Już za późno. Teraz rośnie ryzyko, że dziecko nie dożyje do końca ciąży, a jak dożyje to będzie chore. Zresztą na in vitro ją nie stać jeśli w ogóle funkcjonowało jeszcze w Kapitolu. Mężczyzny za to najpewniej nie znajdzie tak na stałe. Nie żeby szukała. Już dawno pogodziła się z tym, że Cato nie żyje. Tak samo jak Caden. Tęskniła. Za nimi. W szczególności za Cadenem. To z nim spędziła większość czasu poza Panem.
W końcu dotarła na miejsce. Mieszkanie w którym podobno mieszka Rei. Weszła do budynku i zadzwoniła do drzwi. Było jej ciepło. Tam gdzie była bywało zimniej jesienią. Drzwi otworzył jej jakiś mężczyzna. Sig nigdy go nie widziała wcześniej. Na pewno to nie był ojciec Michael'a, bo by go rozpoznała. Zresztą chyba w KOLCu był.
- Ja do panny młodej. - Powiedziała pewnym głosem, choć właściwie nie była całkiem pewna co robi. Właściwie po co przyszła? Tylko zepsuje Rei atmosferę przedślubną. Lepiej by było, gdyby w ogóle nie przychodziła dzisiaj. Przyszłaby tylko na ślub i stanęła z boku, by popatrzeć i w duchu życzyć szczęścia, a potem by zniknęła.
Mężczyzna patrzył na nią wzrokiem mówiącym, że nie wie z kim ma do czynienia i nie wpuści.
- Dr Annelise Harding - Odpowiedziała szybko patrząc na mężczyznę. - Jestem znajomą panny młodej. - Dodała po chwili.
Mężczyzna chyba nie miał ochoty dłużej stać przy drzwiach, bo wpuścił Sig bez żadnych "ale". Wskazał Sigyn pokój w którym przebywa Rei i zniknął za ścianą.
W końcu na coś jej nowe imię i nazwisko się na coś przydało.
Sig powoli podeszła do drzwi za którymi była jej była przyjaciółka. Zapukała cicho.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyWto Maj 28, 2013 6:46 pm

Po raz kolejny wygładziła materiał sukienki. Musiała to przyznać sama przed sobą, denerwowała się. Denerwowała się, że się potknie, że kichnie w nieodpowiednim momencie, albo dostanie czkawki. Denerwowała się, że Coin wpadnie na ślub z nakazem aresztowania jej, albo Michaela. To drugie było gorsze. Gdyby coś się stało Michaelowi... nie przeżyłaby tego chyba.
Miłość jest źródłem słabości i siły jednocześnie.
Ktoś zapukał do drzwi. Rei pomyślała, że pewnie ją poganiają. Już dawno powinna była zebrać się w sobie i wyjść. Otworzyła drzwi i zbladła, jakby zobaczyła ducha. Nie, nie jakby. Ona widziała ducha. Kogoś kto zapadł się pod ziemię wiele miesięcy temu. Kogoś kogo bezskutecznie próbowała odnaleźć aż uwierzyła, że nie żyje.
- Sigyn. - wpatrywała się w dziewczynę przed sobą i nie wierzyła własnym oczom. W kolejnej sekundzie po prostu przytuliła przyjaciółkę. Mocno, tak by już nie mogła zniknąć. Była materialna, nie była duchem, czy zjawą, była prawdziwym człowiekiem z krwi i kości. - Żyjesz! Jesteś tu! - puściła przyjaciółkę, ale wpatrywała się w nią, dotykała jej włosów, policzków, dłoni... wciąż na nowo upewniając się, że Sigyn tu jest. Miała łzy w oczach z radości - Zaczęłam już wierzyć, że nie żyjesz... A Ty jesteś tu. - znów ją uściskała. Z wrażenia zapomniała o nerwach. Pociągnęła Sig za rękę do pokoju i zaprowadziła do fotela, by usiadła koło niej.
- Opowiadaj, co się działo. Dlaczego tak nagle odeszłaś? Próbowałam Cię szukać... wiem... prosiłaś, żeby tego nie robić, ale chyba nie wierzyłaś, że Cię posłucham.
Powrót do góry Go down
the victim
Sigyn Stark
Sigyn Stark
Wiek : 29 lat
Zawód : Lekarz

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyWto Maj 28, 2013 7:06 pm

Drzwi się otworzyły, a Sigyn ujrzała nikogo innego jak Reiven. W sukni ślubnej. Wyglądała naprawdę ładnie. Gdyby dawna Sigyn jeszcze siedziała w tym ciele to by powiedziała, że Rei wygląda jak anioł. Tylko skrzydeł i aureoli brakuje. Kit z tym, że Sigyn nie wierzy w Boga. W szczególności po tym co się działo. Gdzie był Bóg przez te wszystkie lata? Albo udawał, że nie widzi, albo miał to wszystko w głębokim poważaniu. Tyle ze strony Sig na temat Boga jeżeli ten istnieje.
- Sigyn
-Reiven - Odpowiedziała beznamiętnym głosem. Nie uśmiechała się. Ostatni raz się uśmiechnęła... Nawet już nie pamiętała kiedy. Jakoś przed ostatnimi Igrzyskami chyba. A może trochę później? Nie pamiętała. Ewentualnie wypierała z pamięci.
Po chwili poczuła uścisk. To Rei przytuliła ją mocno, a ona? Ona po prostu stała nie odwzajemniając uścisku. Nie mogła, nie potrafiła. Nauczyła się w lesie nie okazywać pozytywnych emocji co dobitnie pokazała uśmiercając swego kata.
Widząc łzy w oczach byłej przyjaciółki Sig poczuła, że jej własne zaczynają produkować trochę za dużo substancji nawilżających. Nie bawiło ją to.
- Żyję i nie żyję... - Odpowiedziała spokojnym głosem. Czuła, że mała cząstka w jej duszy, zamknięta na cztery spusty próbuje się łomem wydostać z wnętrza i wykrzyczeć co ma do powiedzenia. Ta cząstka odpowiedzialna za współczucie, radość, przyjaźń, zaufanie i inne pozytywne cechy dawnej Sigyn.
Kobieta właściwie została zmuszona do wejścia do środka. Nie opierała się zbytnio. Usiadła powoli na fotelu. Siedziała dość sztywno. Jakby była na obcym i wrogim terenie. Przyzwyczajenie do ciągłej ucieczki...
- Opowiadaj, co się działo. Dlaczego tak nagle odeszłaś? Próbowałam Cię szukać... wiem... prosiłaś, żeby tego nie robić, ale chyba nie wierzyłaś, że Cię posłucham.
Słowa Rei były tak podekscytowane, że jeszcze trochę, a wybuchnie z tego wszystkiego. Sig natomiast nie wiedziała co odczuwa. Radość? Zobojętnienie? Smutek? Wszystko na raz chyba...
- Musiałam. Musiałam odejść... Musiałam umrzeć... Ale wróciłam. Nie jako Sigyn Stark, ale jako Annelise Harding. - Odpowiedziała dość zdawkowo. Rei musi się postarać, bo inaczej sobie nie pogadają. Sig miała swoistą blokadę emocjonalną. Wyuczyła się tego i mimo całej sympatii wobec Reiven nie potrafiła się już tak otworzyć i zacząć gadać o wszystkim co ją spotkało.
- Wychodzisz za mąż. - Bardziej stwierdziła niż zapytała. To był oczywisty fakt, skoro panna młoda miała na sobie suknię ślubną.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyWto Maj 28, 2013 7:32 pm

Ta... oschłość Sigyn zbiła Rei z tropu. Zastanawiała się co takiego się stało przez ostatnie miesiące, że Sig nie była już tą samą dziewczyną. Dawna Sig pewnie też by się wzruszyła, odwzajemniłaby uścisk i już od progu by życzyła Rei dużo szczęścia. Pewnie by powiedziała, jak bardzo się cieszy jej szczęściem i tak dalej. Ale ta Sig... była obca. Rei miała wrażenie, że nie będzie miała problemu z nazywaniem jej nowym imieniem.
- Tęskniłam. - delikatnie chwyciła Sig za dłoń. - Cieszę się, że jesteś. Wszyscy się ucieszą. Jasmine, Michael. Przyjesz na ślub? - zapytała z nadzieją. - Tak... za Michaela. Wiele się zmieniło od kiedy się widziałyśmy. Znalazłam mojego ojca... wiesz... żyje. Jest awoksem i jest chory, ale żyje. A Michael... jest całym moim światem. Nie myślałam, że moje uczucia do niego tak się zmienią. - uśmiechnęła się.
Usłyszała pukanie. Wiedziała, że to po raz kolejny ją przywołują, bo nadeszła pora.
- Muszę się zbierać. Chodź ze mną. Nie może Cię zabraknąć Sig... Annelise. - poprawiła się.


/ślub <3
Powrót do góry Go down
the victim
Sigyn Stark
Sigyn Stark
Wiek : 29 lat
Zawód : Lekarz

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyWto Maj 28, 2013 7:46 pm

O tak. Dawna Sig zupełnie odwrotnie by zareagowała. Uściskałaby, rozpłakałaby się po drodze, poprawiła trochę suknię Rei, by wszystko było idealnie.
- Też tęskniłam. Za Tobą, za Michaelem, za Jasmine, za Jofferym, za Cato... Za wszystkimi, których darzyłam sympatią... - Powiedziała trochę smutniejszym głosem. Jakby na chwilę wróciły jakieś emocje w tej kobiecie. - Za Michaela. Już wtedy w szpitalu... Wydawało mi się wtedy, że coś więcej będzie z tej przyjaźni. - Gdyby Sig wiedziała o serum, a raczej jego skutkach i o tym co się działo w życiu Rei. Może wtedy coś do niej by dotarło i trochę się otworzyła?
- To dobrze, że Twój ojciec żyje. Ja straciłam całą rodzinę. Dałabym wszystko, by chociaż brata odzyskać. - Powiedziała po chwili milczenia. Pukanie do drzwi. No tak. Ślub czas zacząć. Na pytanie Rei Sig spojrzała prosto w jej oczy.
- Przyjdę. Tylko się przebiorę. Nie mogę w takich rzeczach przyjść na Twój ślub. - Odpowiedziała spokojnym głosem po czym wstała. Mimowolnie poprawiła suknię Rei. Nie mogła powstrzymać swojej dawnej "ja".
- Powodzenia. - Dodała, gdy Rei wychodziła. Sama wyszła niewiele później. Musiała się przebrać. Zdołała dojechać do domu i wrócić w ciągu dnia. Teraz miała strój na ślub.

// sala bankietowa gdzieś tam
Powrót do góry Go down
Michael Levittoux
Michael Levittoux
https://panem.forumpl.net/t3160-michael-levittoux#49361
https://panem.forumpl.net/t3176-michael-levittoux#49754
https://panem.forumpl.net/t3165-michael-levittoux#49495
Wiek : 27
Zawód : ZABÓJCA NA USŁUGACH COIN
Przy sobie : Aparat fotograficzny, nóż, komórka.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Sypialnia    Reiven Ruen EmptyNie Cze 09, 2013 9:30 pm

Powrót do góry Go down
Michael Levittoux
Michael Levittoux
https://panem.forumpl.net/t3160-michael-levittoux#49361
https://panem.forumpl.net/t3176-michael-levittoux#49754
https://panem.forumpl.net/t3165-michael-levittoux#49495
Wiek : 27
Zawód : ZABÓJCA NA USŁUGACH COIN
Przy sobie : Aparat fotograficzny, nóż, komórka.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyNie Cze 09, 2013 9:31 pm

    Plac przed Ośrodkiem
Był środek nocy, więc na szczęście ulice dzielnicy rebeliantów były praktycznie puste. Jechałem jak na złamanie karku, kilkakrotnie znacznie przekraczając prędkość, a zapewne jechałbym jeszcze szybciej, gdyby nie to, że miałem do dyspozycji tylko jedną rękę. Środek znieczulający w postaci adrenaliny najwidoczniej przestał działać, bo lewe ramię wstrząsane było rozrywającym bólem. Nie miałem pojęcia, jak wygląda, bo bałem się - tak, bałem się - na nie spojrzeć. Poparzenia należały do tej grupy obrażeń, które budziły we mnie nieuzasadniony strach. Rany można było opatrzyć, krwawienie zatamować. Spalona skóra i mięśnie natomiast potrafiły goić się miesiącami, na nowo jątrząc i powodując piekące pęcherze.
Zaparkowałem przed samym mieszkaniem, zgasiłem silnik i przez chwilę po prostu oddychałem, próbując uspokoić myśli. Już dawno nie czułem się tak źle, i nie chodziło tu bynajmniej o samopoczucie fizyczne. Naraziłem swoich przyjaciół na niebezpieczeństwo, i zrobiłem to z pełną świadomością, że coś takiego może nastąpić. Dałem zwieść się złudnemu przekonaniu - po raz kolejny! - że jestem nietykalny.
- Kurwa - rzuciłem w przestrzeń, walcząc z falą mdłości, która nagle mnie ogarnęła. Jak ja teraz spojrzę im wszystkim w oczy? Jasmine, Jofferemu, Dominikowi, Reiven? Przez ostatnie miesiące mieli wystarczająco dużo okazji do cierpień, a ja zafundowałem im kolejne. - Kurwa, kurwa, kurwa. - Oparłem ręce o kierownicę, czując jak do oczu cisną mi się łzy. Nie mogłem jednak pozwolić sobie na słabość, nie teraz. Wziąłem jeszcze kilka głębokich wdechów, po czym odpiąłem pas bezpieczeństwa i wysiadłem z samochodu. Reiven wydawała mi się dziwnie lekka, kiedy wnosiłem ją do mieszkania, nawet biorąc pod uwagę moje nie do końca sprawne ramię. W momencie przenoszenia jej przez próg, miałem ochotę jednocześnie gorzko się roześmiać, jak i rozpłakać. Nie tak miało to wyglądać. Nie tak miał wyglądać ten dzień.
Położyłem ją delikatnie na łóżku i z bijącym mocno sercem sprawdziłem, czy oddycha, ale była po prostu nieprzytomna. Usiadłem na skraju, chowając twarz w dłoniach. Lewą wciąż rozrywał mi nieznośny ból, ale nie miałem nawet siły, żeby ruszyć się do łazienki i włożyć ją pod zimną wodę. Ból był zresztą czymś namacalnym, realnym, czego mogłem się uczepić i tym samym uchronić się przed szaleństwem.
Nagle drgnąłem, przypomniawszy sobie o innych uczestnikach ślubu. Musiałem chociaż spróbować dowiedzieć się, co z nimi. Czułem się odpowiedzialny za bagno, w jakie ich wpakowałem i chociaż bałem się choćby odezwać, nie mogłem tego tak zostawić. Wyciągnąłem z kieszeni telefon komórkowy, który jakimś cudem przetrwał masakrę i zacząłem zostawiać wiadomości głosowe na skrzynkach ludzi, na których mi zależało. Niespecjalnie zdziwił mnie fakt, że za każdym razem łapała mnie automatyczna sekretarka.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyNie Cze 09, 2013 10:01 pm

Ciemność nie była przyjemna. Miała smak krwi i zapach dymu. Paszczą zmiecha co rusz gryzła Rei, pożerała ją, wypluwała i gryzła od nowa. Nie wiedziała ile czasu minęło, ale zaczynała się powoli wybudzać.
- Michael... - cichutki szept, świadectwo tego, że Rei jeszcze nie byłą w krainie żywych. A potem głęboki wdech, rozrywający płuca. Rei usiadła i zaczęła kaszleć. W końcu udało jej się pozbyć całego dymu z płuc i gardła. Kolejnym odruchem było rozglądanie się po pokoju w panice. W pierwszym momencie nie wiedziała gdzie jest. Nie miała pojęcia ile czasu minęło, ani, że Michael przywiózł ją do domu. Michael!
Panika trwała krótko. Zobaczyła go i odetchnęła z ulgą. Był tu... żył. Miała ochotę płakać. A może płakała. Łzy zostawiały czerne smużki na jej policzkach, mieszając się z sadzą.
- Przepraszam - jęknęła cicho. Przysunęła się bliżej Michaela i przytuliła go. Wszystko wracało, obrazy ze ślubu, zawiadomienie o Igrzyskach. Zgubiła gdzieś list. Musiała go wypuścić z ręki jak biegła do Michaela. - Jak Twoja ręka? - kolejne wspomnienie wyostrzające się w jej głowie. Nie czekając na odpowiedź męża sama sprawdziła. Widok nie prezentował się najlepiej. Syknęła.
- Masz spaloną skórę, ale oparzenia nie są aż tak głębokie... tak myślę. - spojrzała mu z czułością w oczy. Tak wiele słów jej teraz się pchało do ust. Chciała wyrzucić z siebie wszystkie myśli, o Coin, o Igrzyskach, o zamachu, o przyjaciołach. Zamiast tego powiedziała tylk - Kocham Cię. - jakby to mogło wszystko naprawić. Nie zastanawiając się długo pocałowała męża, palce wplotła w jego włosy, zastygając w pocałunku. Wróciła świadomość, że każda ich wspólna chwila może być tą ostatnią.
Dopiero gdy zabrakło jej tchu odsunęła się.
- Mój tata... żyje, prawda? I pozostali... widziałam ich przed budynkiem. Jeśli ktoś zginął, to przysięgam, że uczynię jej życie tak nieprzyjemne jak tylko się da. - zacisnęła dłonie w pięści - Ona chce zorganizować Igrzyska. Mam się jutro stawić na jakimś specjalnym zebraniu. Boję się, że chce, żebym została mentorem. - wzięła głęboki wdech. Póki nie mówiła tego na głos, mogła udawać, że list wcele nie istniał. Pokręciła głową czując jak cały świat znów jej wymyka się spod nóg. Odruchowo odnalazła dłoń Michaela, bezpieczną przystań. - Podpisała na siebie wyrok śmierci. Igrzyska, zniszczenie nam ślubu, bycie odpowiedzialnym za rany naszych przyjaciół... Kogo ja oszukuję. Sprowokowaliśmy ją. To moja wina. Po co ja nalegałam na zgromadzenie ich wszystkich w jednym miejscu?! - skuliła się i ukryła twarz w dłoniach. Teraz powinna była się cieszyć, spędzać z Michaelem noc poślubną. Byli małżeństwem od kilku godzin a tak łatwo było o tym zapomnieć w natłoku zdarzeń.
Wyprostowła się, wzięłą głęboki wdech i wstała z łóżka.
- Koniec z użalaniem się. Zajmiemy się Twoją ręką. Potem... spróbujmy na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. Cholera to dzień nszego ślubu. Coin tego nie zepsuje! - wyciągnęła dłoń do Michaela. - Chcę spędzić najbliższe kilka godzin z moim mężem niemyśląc o pani prezydent, igrzyskach czy bombach ukrytych pod stolikami. Mamy jeden obowiązek do spełnienia jako małżeństwo. - uśmiechnęłą się filuternie.
Powrót do góry Go down
Michael Levittoux
Michael Levittoux
https://panem.forumpl.net/t3160-michael-levittoux#49361
https://panem.forumpl.net/t3176-michael-levittoux#49754
https://panem.forumpl.net/t3165-michael-levittoux#49495
Wiek : 27
Zawód : ZABÓJCA NA USŁUGACH COIN
Przy sobie : Aparat fotograficzny, nóż, komórka.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyWto Cze 11, 2013 11:34 am

Z każdą minutą, podczas której Rei była nieprzytomna, panikowałem coraz bardziej. To było irracjonalne, bo niby wiedziałem, że po prostu zasłabła z wyczerpania, ale miesiące ciągłego strachu o życie moje i moich bliskich nauczyły mnie, że nigdy nie jest się zbyt ostrożnym. Chodziłem w kółko po pokoju, zostawiając niemal identyczne wiadomości na pocztach głosowych ludzi, na których mi zależało, a którzy umknęli mi gdzieś w ogólnym chaosie, spowodowanym pożarem. Miałem właśnie nagrać się na sekretarce Jo, ale o dziwo, odebrała po drugim dzwonku.
- Jo, żyjesz? Boże, dzwonię do wszystkich jak popieprzony, ale już nie wiem, co mam robić. Reiven jest nieprzytomna, zabrałem ją stamtąd, może trzeba było zostać? Ktoś tam jeszcze został? Jeśli komuś coś się stało... - Urwałem, nie chcąc nawet dopuszczać do siebie takiej możliwości. Zbyt wielu ludzi pochowaliśmy przez ostatni rok. - Jezu, to wszystko moja wina.
Na moment w słuchawce zapadła cisza, podczas której zacząłem się zastanawiać, czy nie pomyliłem numerów i nie zadzwoniłem przez przypadek do kogoś innego. W końcu jednak dziewczyna się odezwała.
- Hej, czekaj, czekaj... STOP. Muszę się dźwignąć znad... dobra, nieważne. Nieprzytomna? W każdym mieszkaniu Kapitolińczycy mieli sole trzeźwiące. Sprawdź w tej dziwnej szafeczce przy bezpiecznikach. I nawet jak komuś coś się stało to teraz za dużo o tym się nie dowiesz, więc panika gówno Ci da, Mike. Napij się. Serio. A potem wybudź żoncię.To do jasnej cholery noc poślubna, nie? Wiesz co z tym robić. Aha i mam newsa, który zwali cię z nóg. - W jakiś pokrętny sposób dobrze było usłyszeć jej głos. Nie, nie przez jakieś stare sentymenty, czy coś w tym rodzaju. Po prostu mogłem w końcu uświadomić sobie, że nie zmyśliłem sobie całego tego wieczoru, którego, mimo wszystko, mój umysł wciąż nie chciał do siebie dopuścić. Inna sprawa, że zacząłem jeszcze bardziej nerwowo krążyć po mieszkaniu. Być może było to spowodowane zbyt dużą ilością komunikatów. A może zwyczajnie zacząłem tracić zmysły. Ostatnie zdanie, wypowiedziane przez Jo, przywróciło mnie jednak do rzeczywistości. Zamarłem, trzymając nad zlewem do połowy napełnioną szklankę z wodą, sam nie wiedząc, co zamierzałem z nią zrobić.
- Ne... newsa? To mam wstawać czy nie? Boję się zapytać, ale chyba gorzej być już nie może, prawda? - zapytałem, mając nadzieję, że odpowiedź będzie twierdząca. Chyba nie byłem gotowy na kolejne rewelacje dnia dzisiejszego.
- Gorzej? Człowieku, ty się jeszcze pytasz. Zapamiętaj sobie, że gorzej może być z a w s z e, tylko szczęście ma granice. Ale nie o mej radosnej filozofii życiowej chciałam ci mówić. Wiesz, była sobie taka Cypriane Sean kiedyś. No, martwa od ładnych kilku miesięcy. Ale jednak nie, bo ostatnio... hmm, no jakieś pół godziny temu rozmawiałam ją przez telefon i jak na trupa ma się całkiem nieźle. Będzie jutro... dziś, w Kapitolu.
Znów zamilkłem, przetrawiając fakty. Nie wiedziałem, czego się spodziewałem, ale z pewnością nie informacji o cudownym zmartwychwstaniu... no właśnie, tak właściwie kogo? Wytężyłem przytępioną pamięć. Imię i nazwisko wydawało mi się znajome, nie wiedziałem tylko, skąd. W końcu przypomniałem sobie jednak akcję odbicia trybutów z areny i widniejące na liście personalia, wypisane niechlujnym pismem.
- Zaczekaj chwilę, bo chyba nie nadążam - mruknąłem, nadal rozpaczliwie starając się połączyć fakty. Mój mózg miał z tym problemy. Spore. - Cypriane? Trybutka z Czwórki? Okej, chyba powinienem być pod wrażeniem, ale ostatnio tyle osób powstało z martwych, że chyba zaczynam się przyzwyczajać. Ale dobra, załapałem informację. Tylko... czy tu jest coś, co powinienem widzieć, a tego nie widzę? W jaki sposób jej powrót do Kapitolu jest związany z nami wszystkimi?
Teraz to Jo zamilkła na moment, jakby coś właśnie do niej dotarło. Następnie w słuchawce rozległo się westchnięcie, które spowodowało, że odsunąłem kuchenne krzesło i zapobiegawczo usiadłem. Dźwięk tego typu oznaczał bowiem jedno - za moment dowiem się czegoś, czego stanowczo nie chciałbym wiedzieć. Oczywiście, miałem rację.
- To co ty nie wiesz? Reiven musiała zdecydowanie szybko stracić przytomność. Dobra, sama nie lubię durnych pytań i przedłużania to walnę prosto z mostu, okej? Okej. Coin organizuje Igrzyska. Wiesz, trzecie ćwierćwiecze, nie mogła sobie darować i pewnie szykuje coś super. Tylko, kurwa Mike... Właśnie sobie uświadomiłam, że każdy kto nie otrzymał listu z prośbą o stawienie się w centrum dowodzenia może zostać... Mike, nie dostałeś listu czy po prostu go nie przeczytałeś? Cholera jasna.
Znacie to uczucie, kiedy ktoś mówi wam coś okropnego, przy czym stanowczo należałoby zachować powagę, a wy zamiast tego, odczuwacie nagłe rozbawienie? Na przykład dowiadujecie się o czyjejś chorobie. Przykładowo. Sytuacja wymaga, żebyście okazali przerażenie, smutek, współczucie. A tu bam, nagle na waszej twarzy pojawia się głupkowaty uśmiech, którego zdecydowanie nie powinno tam być. Zawsze zastanawiałem się, czy to nie jest przypadkiem jakaś reakcja obronna organizmu, który w ten sposób próbuje poradzić sobie z napływem złych wieści, ale nie doszedłem do żadnych konkretnych wniosków. W każdym razie, w tamtej chwili zareagowałem właśnie tak. Zamiast zakryć dłonią usta, przekląć, bądź się wystraszyć, parsknąłem śmiechem. Tak po prostu. Powagę odzyskałem dopiero minutę później, ale wciąż gdzieś po twarzy błąkał mi się durnowaty uśmiech, który miałem ochotę sam sobie zetrzeć. To, co mówiła Jo było jednak tak surrealistyczne, że nie potrafiłem od razu przyjąć tego do wiadomości. Mój mózg po prostu pewne fakty uznawał za oczywiste i nie chciał uwierzyć, że mogłoby być inaczej. Na przykład Głodowe Igrzyska nigdy więcej nie powinny mieć miejsca. To było logiczne, prawda? Wygraliśmy rebelię. O to walczyliśmy. Więc skoro o to walczyliśmy i wygraliśmy, dlaczego mielibyśmy robić na odwrót?
- Jo - wydukałem w końcu. Zamknąłem oczy, biorąc głęboki wdech i prosząc wszystkich znanych bogów o cierpliwość. - Jeśli to jest żart, to ja kurwa nie łapię tego poczucia humoru. Jakiego listu? I jakie Igrzyska? Przecież dystrykty są wyzwolone, kto...? - Odpowiedź na to pytanie pojawiła się w mojej głowie dokładnie w chwili, w której je wypowiedziałem.
- Nie wiem kto. Może ty? Może przypadnie mi w udziale rola mentora mojego własnego sąsiada - nie wiem. I nie żartuję sobie, nie tym razem. Chcesz czy nie - to się dzieje. Gdybym wiedziała, albo chociaż podejrzewała coś jeszcze, powiedziałabym ci. A teraz przepraszam, ale twoje wesele odbiło mi się, hmm... no treściwie i mam coraz mniej czasu do doprowadzenia się do porządku, więc... Och Mike, tylko proszę nie zadręczaj się. Chyba nie chcesz, żebym pomyślała, że mam więcej jaj niż ty. Wiesz, że... że nie można panikować. To tylko kolejne Igrzyska. Tak jakbyś zaskoczony był kolejną zimą. Nikt nie ma prawa jej zakłócić, prawda?
Słowa Jo zawisły przez moment w eterze, a ja znów miałem ochotę gorzko się roześmiać. Odpowiedziałem krótko, bo gardło miałem ściśnięte.
- Jasne. Jeszcze raz przepraszam. Nie spodziewaliśmy się... chociaż pewnie powinniśmy byli, right? No nic, trzymaj się. Mam nadzieję, że jakoś to przeżyjemy. Wszyscy. Tym razem wszyscy.
Rozległ się dźwięk przerwanego połączenia, chociaż nie byłem pewien, czy przerwałem je ja, czy Jo. Odłożyłem telefon na blat i wstałem chwiejnie, postanawiając sprawdzić, co z Reiven. Jednocześnie nie mogłem przestać w kółko wałkować w głowie ostatnich słów przyjaciółki. Czy Rei też dostała list? W duchu modliłem się, żeby to nie była prawda, chociaż przeczuwałem, że Coin nie odpuściła sobie także jej. Zwłaszcza jej. Boże. Mentorowanie ją zabije.
Wszedłem z powrotem do sypialni i usłyszałem swoje imię, wypowiedziane co prawda szeptem, ale wyraźnie. Podbiegłem automatycznie do łóżka i usiadłem na nim, podczas gdy serce wypełniła mi jednocześnie ulga, radość, smutek i jakiś nieokreślony rodzaj bólu. Dziwne. Nie wiedziałem, że można czuć tyle rzeczy jednocześnie.
Kiedy usiadła, przyciągnąłem ją do siebie i objąłem jej drobne ciało ramionami. Chciałem w jakiś magiczny sposób przekazać jej, że wszystko będzie dobrze, ale nie potrafiłem - może dlatego, że sam przestawałem w to wierzyć.
- Przestań mnie przepraszać - powiedziałem cicho, chociaż i tak zabrzmiało to ostrzej niż chciałem. Wciąż jednak miałem zaciśnięte gardło, a świadomość, że naraziłem na niebezpieczeństwo najważniejszą osobę w moim życiu, robiła się coraz bardziej nieznośna.
Bez słowa pozwoliłem jej obejrzeć moją rękę, sam w dalszym ciągu na nią nie patrząc. Ból zdawał się powoli ustępować, chociaż mogło być to tylko złudzenie, bo mój mózg dostał nową dawkę informacji, które musiał przetrawić.
- Ja też cię kocham - odpowiedziałem, chociaż nie jestem pewny, czy Rei to usłyszała, bo słowa zginęły gdzieś między naszymi ustami, złączonymi w pocałunku. Pocałunku, który powinien być czysty i radosny, a miał smak dymu i popiołu. Przyciągnąłem ją bliżej, delektując się tą chwilą, chociaż wiedziałem, że nie będzie trwała długo. W końcu zawsze tak było, prawda? Przed wojną, w jej trakcie i teraz, mieliśmy do dyspozycji tylko krótkie momenty, siłą wydarte od pokrętnego losu. Nie wiedziałem, czy kiedyś mieliśmy doczekać dnia, w którym moglibyśmy cieszyć się naszą miłością w spokoju, nie bojąc się o jutro.
- Wiem - odpowiedziałem tylko, kiedy utwierdziła mnie w przekonaniu, że ona także dostała feralny list. Przyciągnąłem ją bliżej, opierając podbródek na czubku jej głowy. Nie chciałem jej puszczać. Nigdy. Miałem dziwne poczucie, że jesteśmy bezpieczni tylko w ten sposób, tylko w swoich ramionach. Oczywiście była to bzdura. Nie byliśmy bezpieczni nigdzie. - Nie możesz się o to obwiniać. Jest inna osoba, która powinna wziąć za to odpowiedzialność - powiedziałem, a w mój głos wdarł się gniew. Wziąłem głęboki oddech, przykazując sobie spokój. Powinienem być teraz dla niej oparciem, nie kulą u nogi.
Kiedy wyciągnęła do mnie rękę, wziąłem ją bez słowa i nie protestując, dałem się zaprowadzić do łazienki. Miałem wrażenie, że poszedłbym wszędzie, gdzie tylko by mnie zaprowadziła.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Łazienka przy sypialni Rei i Mike'a   Reiven Ruen EmptyWto Cze 11, 2013 2:43 pm

***


Ostatnio zmieniony przez Reiven Levittoux dnia Nie Wrz 15, 2013 9:54 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyWto Cze 11, 2013 3:23 pm

/sypialnia

Tak dobrze było wtulić się w jego ramiona.
- Nie przestanę. Tak mało brakowało... przeze mnie. Zawsze Cię narażam na niebezpieczeństwo. - zamknęła oczy trącając lekko noskiem jego szyję. - Ale to takie... nielogiczne, dlaczego miałaby organizować zamach wiedząc, że i tak ma nas w garści. No i przecież oczywiste, że my ją połączymy z tą bombą. Kogo obwini w mediach? Przecież to nie ujdzie niczyjej uwagi. - westchnęła szukając logiki tam, gdzie jej nie było.
Pocałunek może smakował dymem i popiołem, ale dla Rei teraz był to pocałunek idealny. Kochała Michaela całym sercem i nie umiałaby żyć bez niego, a tak często bała się, że go straci.
Choć starała się odepchnąć od siebie zmartwienia, to ciężko było przestać o tym myśleć. Mimo wszystko nie dawała nic po sobie poznać. Może jeśli Michael zobaczy, że ona się nie martwi i jest spokojna, to sam na chwilę się odpręży.
W łazience Rei odkręciła wodę pod prysznicem i pomogła Michaelowi się rozebrać.
- Przemyjemy Ci rękę i zobaczymy jak poważne jest poparzenie. Możesz ruszać palcami? - zapytała z troską. Nie znała się na poparzeniach, działała instynktownie. Może było to irracjonalne, ale bała się jechać z Michaelem do szpitala. Co jeśli lekarze byli skorumpowani przez Coin?
Nie mogła się powstrzymać przed zerkaniem na męża. W końcu Michael był bardzo przystojny i dobrze zbudowany.
- Powinnam się wstydzić. - uśmiechnęła się ale zaraz zagryzła wargi. Wskazała Michaelowi prysznic - Zapraszam Panie Levittoux. - ciężko jej było ukryć kosmate myśli jakie pchały się jej do głowy. Takie rzeczy musiały jednak poczekać, aż uda się dojść do porządku z poparzeniem. Na chwilę wyszła z łazienki i wróciła z maścią na oparzenia.
- Nie chcę dziś iść spać. - oparła się plecami o drzwi łazienki. - I tak nie zasnę. - wzruszyła ramionami. Rozpięła sukienkę i pozwoliła by opadła z cichym szelestem na podłogę. I tak już do niczego się nie nadawała. Nie przekaże jej córce, jeśli takiej się doczeka. Nie, nie chciała o tym teraz myśleć. Nim doszła pod prysznic była już naga. Bez pytania weszła pod prysznic i przyjrzała się przemytej już ranie Michaela.
- Jak się czujesz? - zapytała przyglądając się bąblom i śladom kontaktu z ogniem.

***

Wzięli wspólny prysznic, a po wszystkim Rei nasmarowała Michaelowi rękę maścią na oparzenia. Była to maść made in Capitol, więc następnego dnia ręka Michaela wyglądała o niebo lepiej.
Potem najzwyczajniej w świecie poszli do sypialni by nacieszyć się sobą. W końcu to była ich noc poślubna i grzechem byłoby, gdyby nie byli tej nocy egoistami i nie myśleli tylko osobie. Jedyny taki czas w życiu, kiedy problemy reszty świata muszą zejść na dalszy plan. Nie będziemy w tym miejscu omawiać szczegółów nocy poślubnej państwa Levittoux. To ich prywatna sprawa. Drogi czytelniku możesz mi jednak wierzyć na słowo, że było idealnie, mimo tego iż ich ślub został zniszczony, miały być kolejne Igrzyska i kto wie jakie tortury miała zaplanowane dla nich Coin. Udało im się nie myśleć o tym co złe. Udało się zapomnieć o wszystkim co nie było nimi. Dla Rei istniał tylko Michael, dla Michaela tylko Rei. Dopełniali się idealnie. I jedno drugiemu sprawiało nieskończoną przyjemność. Najlepsza noc w życiu? Z pewnością ciężko będzie ją przebić.
A potem wciąż trwali w swoich objęciach. Reiven niestety nie udało się zasnąć. Gdy Michael spał, a w domu panowała kompletna cisza, Rei zaczęła myśleć o Igrzyskach. Zbierała siły na to co ją czekało.
Potem rano wstała, pocałowała Michaela w policzek, nie chcąc go budzić, bo maść maścią, ale ukochany potrzebował też snu, żeby organizm mógł się zregenerować. Zostawiła mu tubkę z maścią na stoliku nocnym, by nie zapomniał rano posmarować rany. Następnie udała się na spotkanie z Coin (a co się tam działo to już wiadomo).

/Pomieszczenie główne w Centrum dowodzenia.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyWto Lip 02, 2013 1:24 am

/Apartament na ósmym piętrze

Miała ochotę biec jak najszybciej do domu, jakby to mogło coś pomóc. Bała się, że jeszcze chwila spędzona w tamtym miejscu i by pękła. Coin ją złamała. Zmusiła ją do czegoś, czego nie była w stanie już robić. Równie dobrze mogła zmusić Rei do wzięcia udziału w Igrzyskach. Tak samo byłoby to bolesne.
Nie biegła jednak. Ledwo utrzymywała się na nogach. Do domu dotarła taksówką. Stała przed drzwiami kilka minut i wpatrywała się w numerek na drzwiach. Próbowała zebrać się w sobie, by się nie rozpłakać. Dopiero co wzięła ślub, powinna była się cieszyć. Powinna być w nastroju euforycznym, z głową w chmurach, nie odrywając się od ust męża. Zastanawiała się czy Michael był w domu czy może poszedł sprawdzić co w koszarach. Przez Igrzyska zaniedbała swoje obowiązki. Aż była ciekawa jak Coin to sobie wyobraża. Pewnie potem ją ukarze, że oddział był zaniedbany przez nią.
W końcu weszła do środka. Zapach jedzenia unosił się w powietrzu... no tak, Garel pisał, że szykuje obiad. Nie miała apetytu, nie była głodna. Nie poszła jednak do kuchni, a prosto do sypialni. Starała się być cicho, by nikt z domowników nie zauważył jej powrotu. Chciała się przebrać. Mundur teraz wydawał jej się zbyt ciężki i za bardzo przypominał jej o Igrzyskach. Wybrała sobie coś łagodniejszego, sukienkę w jasnym, ciepłym kolorze. Ściągnęła ją z wieszaka. Ostatnio miała ją na sobie jeszcze w pierwszym dystrykcie. Rei mogłaby przysiąc, że materiał wciąż pachniał tamtym powietrzem, domem rodzinnym, kwiatami, drzewami, trawą dopiero co skoszoną. Zatęskniła za domem, za łąką. Wtuliła twarz w materiał sukienki chłonąć ulotny zapach tamtych dni. Tych kilku tygodni, kiedy w jej życiu panował względny spokój, dni zanim przyszedł rozkaz Coin, że mają wracać z Michaelem do Kapitolu. Zdążyli odbudować dom... spędzili może dwie noce w nowym łóżku, które niemalże sami zbudowali. A potem musieli przenieść się do tego obcego domu, który niegdyś należał do Kapitolińczyków. Nogi się pod nią ugięły. Skuliła się w kącie garderoby, tuląc do siebie sukienkę. Tak łatwo było się schować tu przed światem. Ubrania ją skrywały. Rzeczy Michaela pachniały nim, uspokajało ją to. Wyciągnęła rękę by ściągnąć koszulę męża z wieszaka. Zapach domu i zapach ukochanego. Te dwie rzeczy powoli koiły jej nerwy.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptySob Lip 13, 2013 5:03 pm

/w teorii - szpital, potem już tylko mieszkanie Reichael. W praktyce post pod postem :(


Być może ktoś z Was zastanawia się co się ostatnio działo z Rei. Jeśli śledzicie jej losy wiecie, że ostatnio zniknęła w otchłani własnej szafy i udawała, że nie żyje. Tak... początki załamania nerwowego, a może i gorzej. Biedna Rei, była zbyt wrażliwa na to co się teraz działo.
Ale po kolei. W szafie znalazł ją Michael i Rei namówiła go, na to, by wieczór spędzili na udawaniu, że reszta świata nie istnieje. Prawda, że kusząca opcja? Niestety życie tej dwójki nigdy nie było i pewnie nie będzie różowe. Rei wieczorem straciła przytomność i Michael musiał zawieźć ją do szpitala. Okazało się, że podczas pożaru nawdychała się za dużo dymu i miała mocno podrażnione drogi oddechowe. Noc spędziła podłączona do tlenu. W szpitalu zajęto się też ręką pana Levittoux. Rano oboje zostali wypisani, ale zostało im przykazane zostać w domu. Tak więc Reiven otrzymała zwolnienie od lekarza i nie musiała iść na paradę. Było to nawet niewskazane, gdyż lekarze doszukali się u niej też objawów przemęczenia. Ze szpitala poszło oficjalne pismo do Organizatorów Igrzysk, że pani Levittoux nie będzie mogła uczestniczyć w paradzie. To czy pismo dotarło, jest tajemnicą.
Rei i Michael spędzili więc cały feralny dzień parady w łóżku, ciesząc się sobą i nawet nie włączając telewizora. Rei była zaskoczona, że tak łatwo przyszło jej nie myśleć o Igrzyskach. Pewnie gdyby nie było obok niej Michael'a, to by nie było jej tak łatwo. Był całym jej światem. Leżała wtulona w jego ramiona i nawet nie musiała nic mówić. Chłonęła jego zapach, ciepło, każdą chwilę spędzoną z nim, mężczyzną jej życia. Rzeczywistość dopadła ich dopiero pod wieczór. Zdecydowali się włączyć wiadomości, bo co mogło się złego stać na paradzie trybutów? Okazało się, że wszystko. Blondynka z przerażeniem w oczach oglądała relację, nie wierząc, że mogło być aż tak źle. A potem przyszła wiadomość... Przesłuchanie.
Teraz Rei siedziała na łóżku, kolana obejmując ramionami i ściskając kubek z herbatą. Denerwowała się, bała się. Przecież jej nawet nie było na paradzie, jak mogła zeznawać, skoro nic nie wiedziała? Oczywiście powie prawdę, bo to jedno miało sens, ale i tak się bała. Nie ufała Coin i jej podwładnym. Kto wie jak przekręcą jej słowa.
Za ścianą dał się słyszeć kaszel Garela. Pożar na ślubie i jemu dał się we znaki. Nie był jeszcze do końca zdrowy i to co się stało sprawiło, że jego stan na nowo się pogorszył. On również spędził większość dnia w łóżku. A kiedy chciał wstać by zrobić obiad, Rei stanowczo mu zabroniła. Choć ręce jej się trzęsły gdy wstawiała garnek z ziemniakami na kuchenkę, to wolała sama się tym zająć, niż żeby Garel miał się męczyć. Słabość jaka ją ogarnęła była irytująca. Teraz faktycznie była tak delikatna na jaką wyglądała. Nie była do tego przyzwyczajona. Zawsze była twarda, nie potrzebowała pomocy innych. Teraz czuła się słaba, krucha jak szkło. Miała wrażenie, że na powierzchni trzymał ją tylko Michael. Gdyby go nie było, to załamałaby się zupełnie.
A teraz siedziała na łóżku rozmyślając o przesłuchaniu. Miała wrażenie, że obiad w jej żołądku się przewraca i chce się wydostać na wolność. Czuła się paskudnie. Myślała o Hope i Blue i pozostałych dzieciakach. Było jej wstyd, że nie mogła być przy nich. To był jej obowiązek. A przez słabość własnego ciała nic nie mogła zrobić. Ledwo ledwo trzymała teraz kubek z herbatą. Czuła delikatne drganie mięśni. Czuła drapanie w gardle, ucisk gdzieś pod mostkiem. Obok łóżka stała butla z tlenem, tak na wszelki wypadek. Na kurku leżała plastikowa maska, przez którą miałaby oddychać, gdyby znów zaczęła tracić przytomność. Spojrzała na drzwi garderoby. Wciąż wisiała na nich ubrudzona sadzą suknia ślubna. Nie miała serca jej wyrzucić, a przecież do niczego się już nie nadawała. Sama nie wiedziała kiedy zaczęła płakać. Cicho, kryjąc twarz w ramionach. Kubek wyślizgnął się jej z rąk. Herbata zalała pościel i dywan, kubek stoczył się z łóżka i spadł na podłogę. Wyszczerbił się, ale nie potłukł.
Powrót do góry Go down
Michael Levittoux
Michael Levittoux
https://panem.forumpl.net/t3160-michael-levittoux#49361
https://panem.forumpl.net/t3176-michael-levittoux#49754
https://panem.forumpl.net/t3165-michael-levittoux#49495
Wiek : 27
Zawód : ZABÓJCA NA USŁUGACH COIN
Przy sobie : Aparat fotograficzny, nóż, komórka.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyNie Lip 14, 2013 11:14 pm


    Niebyt.

- Idealny miesiąc miodowy, dzień drugi - mruknąłem, wkładając do zmywarki ostatni talerz, po czym parsknąłem cicho, zastanawiając się, czy mówienie do siebie i śmianie się z własnych żartów to już pierwszy objaw choroby psychicznej. I uwierzcie mi na słowo - mój sarkazm nie dotyczył zmywania naczyń. Prawdę mówiąc, była to najbardziej normalna czynność, jaką wykonałem przez ostatnie czterdzieści osiem godzin i chyba stanowiło to dla mnie swoisty rodzaj terapii, chociaż gdy tylko sobie to uświadomiłem, poczułem się jeszcze gorzej. Bo jeśli ja miałem wrażenie, że grunt umyka mi spod nóg, to co musiała dusić w sobie Reiven, postawiona przed obowiązkiem poprowadzenia na śmierć dwójki dzieciaków? Zresztą - na to pytanie też nie musiałem długo szukać odpowiedzi. Wystarczyło sięgnąć wspomnieniami kilka godzin wstecz, a trafilibyśmy na uroczy obrazek mnie, odwożącego do szpitala moją świeżo poślubioną żonę. Oparłem się ciężko o blat, licząc w myślach do dziesięciu. Rei nie dawała sobie rady. A ja, choć szlag mnie trafiał za każdym razem, gdy widziałem, jak się z tym męczy, mogłem tylko po cichu pomstować sobie na Coin, bo w żaden inny sposób nie potrafiłem jej pomóc. I nienawidziłem tego faktu, prawie tak samo mocno, jak nienawidziłem nowego porządku. A otrzymany poprzedniego dnia sms tylko dolał oliwy do ognia.
Od początku wiedziałem, że na spotkanie w kinie - o ile to w ogóle miało być spotkanie, bo oprócz daty i miejsca nie otrzymałem żadnych innych informacji - pójdę sam. Większość z was zapewne powiedziałaby, że to najgłupsze, co można zrobić. Tak, tak, też zdarzyło mi się obejrzeć kilka filmów sensacyjnych i scenariusz był zawsze taki sam. I kilka miesięcy temu zapewne olałbym treść wiadomości, zebrał obstawę i poszedł zrobić porządek, ale nie dzisiaj. Dzisiaj miałem osobę, której bezpieczeństwa nie wolno mi było ryzykować, miałem więc zamiar postępować dokładnie według instrukcji, nie dając nikomu powodu do szukania zemsty. Czy się bałem? Jak cholera. Mieszkaliśmy w końcu w Panem, gdzie to, że niewygodni ludzie znikali z dnia na dzień, było tak naturalne jak fakt, że w lutym spadnie śnieg. A ja narozrabiałem wystarczająco, by przynajmniej kilku ważnym osobom w państwie zależało na mojej śmierci.
Potrząsnąłem nieznacznie głową, jakbym chciał odpędzić od siebie tę myśl, po czym odepchnąłem się lekko od szafki, postanawiając sprawdzić, jak się ma Reiven. Ostatnimi dniami nie lubiłem zostawiać jej samej na długo, i poprzez 'długo' miałem tu na myśli więcej niż kilka minut. Musiałem ją chronić. Przypominał mi o tym zarówno skasowany już z pamięci telefonu sms, jak i butla z tlenem, stojąca obok naszego małżeńskiego łóżka.
Po drodze do sypialni zwinąłem jeszcze ciepły koc, bo miałem wrażenie, że temperatura w mieszkaniu nieco spadła i starając się nie narobić hałasu - w razie gdyby Rei postanowiła się zdrzemnąć - wszedłem do pomieszczenia. Obraz, który ukazał mi się po przekroczeniu progu sprawił, że znów jakaś bezlitosna, szarpiąca wnętrznościami ręka, zacisnęła się gdzieś w okolicach serca. Kobieta, którą kochałem, siedziała na krawędzi łóżka, z nieobecnym wzrokiem, a kubek, którego braku najwidoczniej nie zauważyła, leżał porzucony u jej stóp. Zatrzymałem się jednak tylko na moment, natychmiast odnajdując się w sytuacji i podchodząc do niej szybko. Delikatnym ruchem zarzuciłem jej koc na plecy, otulając ją całą miękkim materiałem, po czym usiadłem obok i przysunąłem ją do siebie, opierając jej głowę na swojej klatce piersiowej. Gdzieś w okolicach języka zmaterializowały mi się niewyraźne słowa pocieszenia, ale nie byłem w stanie wypowiedzieć ich na głos, bo zwyczajne 'będzie dobrze' wydawało się nie na miejscu i chyba byłoby niespecjalnie subtelnym kłamstwem. Dlatego po prostu wtuliłem twarz w jej jasne włosy, przymykając na chwilę oczy i starając się w jakiś magiczny sposób przekazać jej trochę własnej siły.
- Kocham cię - mruknąłem jej do ucha, zupełnie jakby te dwa wyrazy mogły naprawić wszystkie krzywdy, wyrządzone nam do tej pory przez Coin. Chciałem, żeby tak było. Chciałem mieć cudowną moc zapewniania ludziom, na których mi zależało bezpieczeństwa i chronienia ich przed tymi wszystkimi okropieństwami, które nawet teraz - nawet teraz! - groziły im na każdym kroku. Ale nie miałem. I ta świadomość każdego dnia doprowadzała mnie do białej gorączki.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyNie Lip 14, 2013 11:44 pm

Nie musiałby podchodzić, nic mówić, a i tak wyczułaby jego obecność. Czy to zapach, czy jakaś aura... wiedziała, że jest obok. Ale dopiero gdy usiadł przy niej i otulił ją ramionami poczuła jak wraca do niej spokój. Przy nim znów była silna, znów czuła, że da radę. Nie chciała tracić tego poczucia kontroli. Nawet jeśli to było złudne, to było lepsze niż ta bezsilność i wizja porażki bez względu na to co zrobi. Miała wrażenie, że niedługo będzie się bała oddychać. Tak wiele mogła stracić, tak wiele było osób które mogło zapłacić za jej błąd. Nie mogła więc popełnić błędu. Musiała być posłuszna. Pójść na przesłuchanie, powiedzieć wszystko zgodnie z prawdą. Zacisnąć zęby i zaprowadzić Hope na pewną śmierć, uśmiechając się przy tym do kamer. A potem w domu, gdy już nikt nie patrzył po prostu się wyłączać i pozwalać Michaelowi się nią zaopiekować. Było jej wstyd. Znał ją jako silną i niezależną. Nawet po pogryzieniu przez zmiecha dawała sobie radę i była twarda. Nie potrzebowała nigdy pomocy. Co się zmieniło? Nie wiedziała.
Dwa proste słowa zawierające więcej treści niż jakiekolwiek inne słowa. Wypowiedziane tak, że nie pozostawiały wątpliwości o swojej prawdziwości. Wtuliła się mocniej w Michaela. Nie mogła pozwolić by cokolwiek mu się stało. Dlatego nie mogła już się buntować. Musiała przestać narażać ich oboje.
- Kocham Cię. - odpowiedziała cicho. Gardło miała ściśnięte od płaczu i nadal drżała. Nie z zimna, nawet nie ze strachu, przynajmniej nie tylko.
Zauważyła, że kubek leży na podłodze a herbata wsiąka w kapę na łóżku.
- Nabałaganiłam. - nie umiała odnaleźć w pamięci momentu kiedy wypuściła kubek z rąk. Nie była nawet pewna czy wypiła choć łyk herbaty. Kolejne ukłucie lęku... Zaniki pamięci? Nie, to na pewno przez stres. Nic się nie działo. Wiedziała, że powinna posprzątać, wstać i podnieść kubek, mokrą gąbką przetrzeć kapę, żeby nie została plama już na zawsze. Nie ruszyła się jednak. Za dobrze czuła się w ramionach męża by je dobrowolnie opuszczać.
- Jak Twoja ręka? - zapytała. Zawsze jego dobro będzie ważniejsze niż jej własne. Bez wahania oddałaby za niego własne życie. Pewnie on by tego nie chciał, jedyny temat na który mogliby się sprzeczać, kto ma żyć bez kogo. Rei miała nadzieję, że umrą razem, w jednym momencie, śpiąc w łóżku, gdy będą się zbliżali do stu lat życia. Ich dzieci, wnuki i prawnuki będą mieszkać niedaleko. I nie będą płakać że umarli, bo będą wiedzieć, że ich dziadkowie mieli wspaniałe życie i że są szczęśliwi bo umarli razem i nie muszą żyć w świecie w którym nie ma tej drugiej osoby. Najbardziej bała się, że podzieli los rodziców, że będą zmuszeni do patrzenia na własne tortury i śmierć.
Odepchnęła od siebie tę myśl. Lepiej nie kusić było losu. Nie odsuwając się od Michaela pocałowała go. Uwielbiała smak jego ust. Nie znała nic lepszego niż to. Zapomniała na moment o przesłuchaniu, o paradzie, o wszystkim. Znów przez chwilę mogła udawać, że reszta świata nie istnieje.
Powrót do góry Go down
Michael Levittoux
Michael Levittoux
https://panem.forumpl.net/t3160-michael-levittoux#49361
https://panem.forumpl.net/t3176-michael-levittoux#49754
https://panem.forumpl.net/t3165-michael-levittoux#49495
Wiek : 27
Zawód : ZABÓJCA NA USŁUGACH COIN
Przy sobie : Aparat fotograficzny, nóż, komórka.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyWto Lip 16, 2013 1:10 am

Przez chwilę chciałem zrezygnować.
Chciałem zostać w mieszkaniu z Reiven, udając, że nigdy nie dostałem żadnej tajemniczej wiadomości, albo uznać ją po prostu za głupi żart. Coś w środku jednak, jakiś cichy, ale wyjątkowo natrętny głosik mówił mi, że nie mogę pozwolić sobie na podjęcie takiego ryzyka. Nie, kiedy chodziło o życie jedynej osoby w Panem, za które oddałbym własne. I chociaż wszystko, a zwłaszcza nasze złączone usta, przekonywało mnie do zmiany decyzji, wiedziałem, że nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdyby to Rei musiała ponieść tego konsekwencje.
- Chyba uniknie amputacji - odpowiedziałem cicho, kiedy na moment odsunęliśmy się od siebie. Przyciągnąłem ją bliżej, gładząc delikatnie po włosach. Nie chciałem jej puszczać. Nie chciałem znów zostawiać jej samej, bo za każdym razem, kiedy znikała z zasięgu mojego wzroku, miałem wrażenie, że grozi jej niebezpieczeństwo. Że gdy tylko przestaję widzieć jej twarz, ktoś lub coś wychodzi z cienia, gotowe zaatakować. Jedni powiedzieliby, że to nienormalne i że nosi już znamiona jakiejś łagodnej choroby psychicznej. Ale inni, którzy pomieszkali w Panem wystarczająco długo, nawet nie zwróciliby na to uwagi. Byli też tacy, którzy twierdzili, że do tego można się przyzwyczaić. Cóż, osobiście ich podziwiałem i trochę zazdrościłem, bo nie wyobrażałem sobie, żeby kiedykolwiek udało mi się przywyknąć do ciągłego strachu.
- Rei? - szepnąłem ledwie słyszalnie, zastanawiając się, jak ją poinformować, że muszę wyjść, żeby nie nabrała podejrzeń, ani co gorsza - nie zaproponowała, ze pójdzie ze mną. Odsunąłem się lekko, biorąc jej twarz w dłonie i patrząc jej oczy. Znów wydała mi się aż nienaturalnie drobna i krucha, zupełnie jakby pierwsze lepsze nieszczęście mogło ją złamać. W niczym nie przypominała tej silnej, niezależnej dziewczyny, która dzielnie znosiła pogryzienie przez zmiecha w Trzynastym Dystrykcie i która odbiła mnie z kapitolińskiego więzienia, chociaż w głębi duszy wiedziałem, że wciąż gdzieś tam jest. - Muszę teraz pójść... - No właśnie, gdzie, Michael? Do kina? Powiedz to, a później zacznij się tłumaczyć, powodzenia. - Spotkać się z kimś. W związku z pracą. - Skrzywiłem się lekko, chociaż nie było to właściwie kłamstwo. Czy nie właśnie to było treścią smsa? Przypomniałem sobie wyświetlające się na małym ekraniku słowa. Teraz pracujesz dla nas. Pozostawało mi mieć nadzieję, że Rei nie będzie zadawać pytań. Wiedziała, czym się zajmuję i jaki rodzaj zleceń wykonuję dla Coin. I chociaż raczej rzadko o tym rozmawialiśmy, chyba w pewnym stopniu to akceptowała. Podziwiałem ją za to. - Ale niedługo wrócę. Zostaniesz z Garelem, dobrze? Idź do niego, nie siedź tu sama. - Nachyliłem się i pocałowałem ją jeszcze raz, najpierw w usta, później w czubek nosa, a na koniec w czoło. Następnie wstałem z łóżka, na pożegnanie otulając ją jeszcze szczelniej kocem. - Wrócę za kilka godzin. Kocham cię - powtórzyłem, po czym ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych, zastanawiając się, czy i w jakim stanie przejdę przez nie ponownie.

    Kino 'Silver Screen'
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyWto Lip 16, 2013 1:41 am

Uśmiechnęła się blado na ten niby żarcik Michaela. Choć do śmiechu jej wcale nie było. To mogło się na prawdę źle skończyć. Oparzenie wyglądało na poważne.
Nie podobało jej się to... to spojrzenie, to co powiedział. Znów zaczynała się wycofywać. Czy tak czuła się Annie? Chyba ją rozumiała. Zamykanie się w innym, sobie tylko znanym świecie wydawało się być teraz idealnym wyjściem.
Tłumaczył jej jak dziecku, nie mówiąc właściwie nic konkretnego. Gdzieś pójść.... gdzie? Spotkać się z kimś... kim? Niedługo... ale kiedy konkretnie? Czuła, że nie mówi jej wszystkiego. Że to nie jest zwykłe spotkanie, pójście po zlecenie od Coin, kartotekę jakiegoś "wroga społeczeństwa" którego Mike będzie musiał zabić.
Zostaniesz z Garelem... znów mówił jak do dziecka. A Rei czuła się tak bezbronna jakby dzieckiem była. Chciała znów być silna, tak bardzo chciała... Ale ilekroć szukała w sobie woli walki, tyle razy widziała twarz Hope i Blue... martwe, pozbawione życia oczy i twarze. Widziała torturowanego Michaela i to sprawiało, że wszystko w niej się skręcało z bólu. Choć obraz był wymysłem jej wyobraźni, to widziała to tak wyraźnie, niemal czuła zapach jego krwi w powietrzu. Wtedy traciła wolę walki i zapadała się w sobie jeszcze głębiej.
- Muszę iść na przesłuchanie. - powiedziała cicho... sztucznie, jakby odtwarzała nagraną wiadomość. Nie była pewna czy Michael ją usłyszał.
Obserwowała go nieprzytomnym spojrzeniem, gdy wychodził przez drzwi sypialni. Otuliła się kocem, który pachniał jak on.
- Kocham Cię. Nie idź... - szepnęła za nim, ale było za późno. Wstała z łóżka i ruszyła w ślad za Michaelem, ale nim doszła do progu sypialni, Michael zamykał za sobą drzwi wejściowe. Westchnęła. Skoro już wstała z łóżka, nadal opatulona kocem, podniosła kubek z podłogi i zaczęła ogarniać mechanicznie sypialnię. Plamy z herbaty zmyć się już nie dało, za bardzo wsiąkła z materiał narzuty.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze... wyglądała jak wrak człowieka.
- Gdybym tylko mogła przestać o tym myśleć... Martwić się... - dotknęła opuszkami palców swojego odbicia. Znała sposób, sposób na zobojętnienie się na to wszystko. Stał w równym rządku na półce w piwnicy, obok specjalnego fotela do którego się przykuwała raz w miesiącu. Serum...
Odepchnęła od siebie tą myśl, ale od tego momentu wciąż kołatała na obrzeżach jej umysłu.
Musiała przygotować się do przesłuchania. Umyć, ubrać...
Niechętnie ściągnęła z siebie koc, jeszcze mniej chętnie niecałą godzinę później dzwoniła do jednego ze swoich żołnierzy by ją podrzucił na posterunek. Wiedziała, że nie poprowadzi samochodu. Potrzebowała kogoś, kto ją zawiezie i odwiezie.

/przesłucjanie
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyNie Sie 11, 2013 1:41 am

/Kanały
 
Wróciła do domu... Była blada, zmęczona, ledwo stała na nogach. Świat wokół niej był rozmyty i niewyraźny. Mięśnie jej drżały, a każdy krok był wyzwaniem. Odwiózł ją jeden z jej podwładnych. Szeregowy Blake odprowadził Rei niemal pod same drzwi. Na szczęście uwierzył, że jej stan wywołany jest przeziębieniem którego nabawiła się w kanałach. Nie powinien był wiedzieć o serum. Nikt nie mógł o tym wiedzieć. Strach pomyśleć co by się stało, gdyby ludzie dowiedzieli się, że Rei nadal musi brać serum, że jest zagrożeniem.
Odgoniła Blake'a gestem dłoni. Odczekała aż odjedzie i dopiero wtedy weszła do mieszkania. Musiała opuszkami palców wyczuć dziurkę od klucza, gdyż widziała tylko plamę w kolorze ciut innym niż drzwi.
Ledwo zdążyła zamknąć za sobą drzwi, a już poczuła, że obejmują ją czyjeś ramiona. Od razu je rozpoznała. Ojciec. Garel mimo, iż schorowany, nadal potrafił w tym prostym geście przekazać córce swoje ciepło i miłość. Rei wtuliła się w ramiona ojca uświadamiając sobie od razu, że czegoś w tym wszystkim brakuje... nie czegoś... kogoś. Michael... To on powinien był przywitać ją pierwszy, a w każdym razie zauważyć to, że wróciła. Wyczułaby go gdyby był w domu... nie było go.
- Tatusiu... za chwilę porozmawiamy. Muszę wziąć lekarstwo na... sam wiesz co. - odsunęła się od Garela i poszła do sypialni.
Nie musiała widzieć pudełeczka z fiolkami antyserum, by wiedzieć gdzie leży. Nauczyła się na pamięć co gdzie jest, właśnie na taki przypadek jak dziś. Nauczyła się, że nie może ufać własnemu ciału. Wyjęła z pudełeczka ampułkę, następnie rozpoznając rozmazany kształt strzykawki, nabrała pełną miarkę antyserum. Dłonie drżały jej coraz bardziej, ale nie mogła teraz sobie pozwolić na błąd. Delikatnie opuszkami palców wyczuła na ręku tętnicę. Pulsowała delikatnie pod palcami, w rytm bijącego serca. Dało się też wyczuć liczne, delikatne blizny, którymi poorana była cała ręka na przedramieniu. Ślady po kolejnych dawkach antyserum. Większe blizny były świadectwem prób targnięcia się Reiven na własne życie gdy była na serum. Wolała umrzeć niż żyć bez Drake'a Snowa... Coś je łączyło... obie kochały zbyt mocno. Obie nienawidziły miłości tej drugiej. Reiven na serum chciała zabić Michaela. To głównie dlatego Rei przywiązywała się do fotela w piwnicy ilekroć musiała wziąć serum. Gdyby sama sobie zrobiła krzywdę nie byłoby problemu. Gdyby skrzywdziła Michaela... nie mogła nawet o tym myśleć.
Antyserum rozeszło się po jej krwiobiegu z delikatnym pieczeniem. Nie było to przyjemne uczucie, ale była zmuszona się do niego przyzwyczaić. Wzrok niemal od razu stał się na powrót ostry, dłonie przestały drżeć. Pozwoliła sobie też na kilka wdechów czystego tlenu z butli przy łóżku. Była jak nowonarodzona... prawie.
W progu sypialni stał Garel. Miał zatroskaną minę.
"Martwiłem się", przekazał gestem.
- Wiem tatusiu. To była wyjątkowo długa i męcząca misja. Ale nic mi nie jest. Zapomniałam wziąć to cholerstwo... to wszystko. Gdzie Michael?
Tym razem Ruen musiał sobie pomóc notesikiem.
"Wyszedł przed Tobą i jeszcze nie wrócił".
Tego się obawiała. Odruchowo sięgnęła po broń. Zabrała ciepłą kurtkę i buty.
"Gdzie idziesz? Jesteś osłabiona. Michael pewnie zaraz wróci." pisał szybko więc drobne literki były jeszcze bardziej koślawe niż zwykle.
- Nie bój się tatusiu. Znajdę go i wrócimy. - cmoknęła ojca w policzek i już po chwili dało się słyszeć trzask zamykanych drzwi.
Już w drodze do garażu nerwowo wybrała numer do Michaela. Czekała kilka... kilkanaście sygnałów. Nic. I znów kolejne kilkanaście sygnałów. Już miała rzucić telefon na boczne siedzenie w samochodzie, gdy zauważyła pulsującą ikonkę świadczącą o wiadomości na poczcie głosowej. No tak, cały dzień była w miejscu gdzie nie było zasięgu. To nie był Michael, ale nagranie nie pozostawiało wątpliwości, gdzie go może znaleźć.
Rzadko wykorzystywała swoją pozycję. Tym razem było to jej na rękę, że jest kapitanem. Strażnicy odnosili się do niej z szacunkiem i pozwolili jej poczekać aż zakończy się przesłuchanie Michaela. Przyniesiono jej herbatę i jakieś ciasteczka, zagadywano kurtuazyjnie. Nie byłą tym faktem zachwycona, ale nie była teraz tylko żoną Michaela, ale też jego przełożoną i jako przełożona teraz siedziała w poczekalni. Status kapitana dawał jej większe możliwości niż status żony. Dlatego gdy Michael stanął w progu uśmiechnęła się do niego ciepło, ale nie rzuciła mu się na szyję. On jeden mógł rozpoznać, że jej spojrzenie mówi więcej niż każdy gest. Kochała go bezgranicznie i to było można dostrzec w jej spojrzeniu.
Dopiero gdy wyszli z posterunku strażników i weszli do samochodu, Rei pozwoliła sobie znów być przede wszystkim żoną. Przytuliła mocno Michaela i pocałowała go tak, jakby nie widziała go rok. W końcu mogła go już nigdy nie zobaczyć... niewiele brakowało.
Nie zadawała pytań... nie dopytywała dlaczego był przesłuchiwany. Ufała mu, wiedziała, że jej powie gdy będzie gotowy, albo jeśli uzna, że Rei powinna wiedzieć. Wiedziała też, że często chronił ją nie mówiąc jej wszystkiego. Też to czasem robiła. Jeśli czegoś nie wiesz, nie musisz kłamać na przesłuchaniu...
Ona mu opowiedziała o kanałach, o zmiechach, o śmierci Andre. I o tym, że to Finnick go zabił, dobił. Miała dziwne wrażenie, że Michael nie puści jej zbyt szybko do kanałów... gdyby to od niego zależało. Niewiele w ich życiu zależało od nich samych.
 
Reiven nie spała tej nocy. Wpatrywała się w Michaela. Bała się... irracjonalnie bała się, że jeśli straci go z oczu, to straci go na zawsze. Gdy przysypiała na chwilę, gdy dopadało ją zmęczenie i sen, pod powiekami pojawiały się jej obrazy zmiechów rzucających się na najważniejsze dla niej osoby, a ją zmuszające do patrzenia na to wszystko.
 
Rano świat wydawał się być jeszcze bardziej szarobury niż zwykle. Pogoda była coraz gorsza. Garel zadbał o to, by w kominku w salonie wesoło trzaskał ogień, dając ciepło i zapach, którego nie dało się porównać z niczym innym. Rei owinęła się w koc i poszła na śniadanie. To było miłe, zjeść razem z Garelem i Michaelem. Nie mogła przestać się uśmiechać. Jeden z tych momentów w ciągu dnia, który wydawał się normalny i bezpieczny. Sielankę przerwało pukanie do drzwi.
Telegram sprawił, że Rei uniosła zaskoczona brwi i prawie wylała na siebie kubek z kakao.
- Awansowali mnie. Zostałam majorem... - roześmiała się, ale to raczej nie był śmiech szczerej radości. Nauczyła się już wszędzie doszukiwać się podstępu, nawet w awansie.
- Uhhh... dziś jest ten nieszczęsny bankiet. Mogę nie iść?
Garel pokręcił rozbawiony głową. Spojrzała błagalnie na Michaela, ten tylko wzruszył ramionami. Zaoferował się, że odbierze sukienkę Rei od stylisty. Wolał by Rei jeszcze nie ruszała się z domu.
 
Pod nieobecność Michaela do drzwi mieszkania zapukał kurier. Przyniósł list... list z trzeciego dystryktu. Rei wzięła głęboki wdech i rozerwała kopertę. Miała nadzieję, że to jakieś dobre wieści, że Marcus Green, zaprzyjaźniony genetyk, ten który sporządził antyserum w końcu odkrył antidotum... ale wiesz co mówią o nadziei... przynosi wieczne nieszczęście.
Czytała list i czuła jak w środku coś się w niej skręca, jak łzy gorzkie i słone jednocześnie napływają jej do oczu. Ale i tak widziała wyraźnie słowa... słowa które przekreślały jej nadzieję, na to, że się ułoży, zabijały jej największe marzenie.
 
Kochana Reiven.
Zacznę od gratulacji dla Ciebie i Michaela. Przepraszam, że nie dałem rady być na ślubie, ale niełatwo się wyrwać z laboratorium. Nie mniej życzę Wam wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.
Niestety muszę teraz przejść do smutniejszej części mojego listu.
Z przykrością muszę przyznać się do porażki. Nadal nie udało mi się uzyskać skutecznego antidotum na serum. To co teraz bierzesz jest najskuteczniejsze. Wybacz mi, że nie potrafię Ci pomóc. Ktoś kto wyprodukował to ustrojstwo był jakimś pieprzonym geniuszem (przepraszam za słownictwo).
Mam też wyniki testów... tych o które mnie prosiłaś. Niestety mam złą wiadomość.
Testy potwierdziły moje najgorsze przypuszczenia. Antyserum wywołuje bezpłodność. Niestety nie jestem w stanie sprawdzić, czy jest to stan permanentny, gdyż jak wiesz, bez serum żyje się zbyt krótko by to stwierdzić. W przypadku szczurów którym podawałem tylko serum było trochę inaczej. Zachodziły w ciążę, ale autoagresja organizmu wywoływała ronienie. Serum odrzuca ciążę, antyserum uniemożliwia zajście w nią. Sytuacja patowa.
Bardzo mi przykro Reiven. Wiem jak chciałaś mieć dzieci z Michaelem. Obiecuję, że nadal będę próbował znaleźć skuteczne antidotum. Może to pomoże... Może to nie jest na stałe...
Jeszcze raz bardzo mi przykro.
Pozdrów Michaela.

Marcus

 
Coś w niej pękło. Ziarenko przechyliło szalę i Rei już nie mogła dłużej tłumić w sobie skrywanego cierpienia. Krzyknęła tak, że aż gardło ją zabolało. Skuliła się w sobie i wybuchnęła płaczem. Nie pozwoliła Garelowi wejść do sypialni. Zamknęła drzwi na klucz. Ogarnęła ją wściekłość, wściekłość wymieszana z bólem, żalem, poczuciem niesprawiedliwości. Zmięła list i rzuciła go na łóżko. Czuła wszechogarniającą ją bezsilność i wściekłość jednocześnie. Musiała to z siebie wyrzucić. Przez drzwi w garderobie zeszła do piwnicy, gdzie miała zapas serum i antyserum. Do ściany były przypięte łańcuchy, w innym rogu stał fotel... ten do którego kazała się przywiązywać co miesiąc. Jej mała sala tortur, jej własnych tortur. Ogarnęła pomieszczenie nienawistnym spojrzeniem i  poczuła jak jej oczy znów robią się mokre od łez. To było silniejsze od niej. Emocje tłumione tak długo musiały znaleźć jakieś ujście. Nie myślała o konsekwencjach, nie zastanawiała się, że to co zrobi teraz, może ją zabić. Po prostu pałała nienawiścią nieskończoną do serum, do Drake'a Snowa... tak bardzo...
Zamachnęła się i pierwsza część fiolek z serum wylądowała na podłodze z głośnym trzaskiem tłuczonego szkła. Zawartość fiolek wylała się na podłogę, tworząc dziwaczny kształt, ale Rei nawet nie spojrzała. Zrzucała półkę po półce, aż wszystkie fiolki, czy to z serum, czy antyserum uległy zniszczeniu. Nie było już nic... tylko cztery fiolki jakie jej pozostały w sypialni... podręczny zapas... cztery tygodnie... Z czego za dwa powinna wziąć serum. Serum już nie było. Ani jednej fioleczki. Wszystko było teraz szklano-mokrym dywanem w ukrytej piwnicy, do której wejść można było tylko przez garderobę w sypialni. Słyszała jak Garel uderza pięściami w drzwi, jak próbuje je wyważyć. Zapewne słyszał ten dźwięk, hałas tłuczonego szkła. Ale Reiven nie miała już siły by wejść do sypialni i pozwolić Garelowi się przytulić. Położyła się na podłodze, zupełnie nie przejmując się szkłem, które wbijało się jej w skórę. Czuła wokół siebie słodkawy zapach serum. Nigdy wcześniej nie zwróciła uwagi na jego zapach... miał delikatną woń malin... Leżała więc w malinowej kałuży która zniszczyła jej życie, w szkle które raniło ją do krwi. I ani drgnęła... bo już nic nie było ważne. Za dwa tygodnie umrze. Nie było już serum. Będzie miała czas by się pożegnać, by zadbać o wszystko. A potem umrze...
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyNie Sie 18, 2013 10:34 pm

Gdzieś na skraju świadomości odnotowała jakiś hałas. Ktoś uderzał w coś. Potem trzask, tupotanie, a potem ten głos... ten najcudowniejszy głos na świecie wypowiadający jej imię. Potem poczuła jak podnosi ją z pachnącej malinami podłogi i niesie. Wciąż słyszała jak wypowiada jej imię i coś jeszcze.
- To nic... znajdziemy sposób...
Przeczytał, znalazł list i przeczytał.
Kolejne co odnotowała to woda...
- Wszędzie jest to przeklęte szkło. Powinniśmy jechać do lekarza.
Pokręciła głową. On tylko westchnął. Zmył z niej całe szkło, a ona tylko siedziała i obejmowała kolana rękoma. Nawet już nie płakała. Była spokojna tak długo jak on był blisko.
Zaniósł ją do łóżka i przytulił ją. Nie odsuwał się nawet na sekundę. Nawet wtedy gdy zasnęła, nawet wtedy gdy płakała przez sen.
- Coś wymyślimy...
Minął bankiet, minęła śnieżyca. Państwo Levittoux starali się jak mogli ignorować resztę świata. Michael przyniósł Rei śniadanie do łóżka. Nie rozmawiali o liście. Reiven praktycznie się nie odzywała. Czasem tylko powiedziała coś o ojcu, Jofferym czy kimś z przyjaciół, jakby martwienie się o nich mogło jej jakoś zrekompensować treść listu. Raz po raz sprawdzała telefon.
- Finnick się dalej nie odzywa. Martwię się o niego. - martwiła się i to bardzo. Nie był sobą w tunelach. Gdyby miała tylko siłę wstać i pojechać do niego, porozmawiać z nim, pocieszyć...
Ale nie miała siły utrzymać kubka w obu dłoniach. Leżenie na szkle przyniosło jej kilkanaście drobnych, ale bolesnych skaleczeń i kilka większych, które gdy tylko Rei wykonała jakiś ruch, lubiły się otwierać i na nowo brudzić koszulę krwią.
Była na krawędzi... wystarczył drobiazg a ona spadłaby w przepaść. Zaczynała rozumieć jak to jest być Annie. Tym większy wstyd poczuła na wspomnienie tego co zrobiła w Trzynastce. Teraz i ona była szalona. Zbyt krucha dla tego świata. A przecież los wciąż jej przypominał, że nadal może jej dopiec, zranić ją tak, że już się nie podniesie.
Kolejny cios przyszedł szybko. Niechętnie włączyli telewizor. Rei jednak była mentorem. Musiała chcąc nie chcąc śledzić losy igrzysk. Jednak tego się nie spodziewała. Odliczanie... trybuci na dyskach startowych. I huk wybuchu. Rei wiedziała... aż nazbyt dobrze wiedziała co się stało... Jej serce pękło w drobne kawałeczki. Michael szybko doskoczył do Rei, łapiąc ją w ramiona, a ona krzyknęła płacząc, płakała krzycząc, jakby to jej dziecko umarło właśnie... gdyby to jej dziecko stało się pyłem... Blue, mała kochana Blue. Dziewczynka którą z miejsca pokochała, którą chciała się opiekować. Blue i Hope, Hope i Blue. Wiele razy próbowała zdobyć dla nich przepustkę, chciała zaprosić je do siebie na kolację, urządzić dla nich małe święto. Taką córkę chciałaby mieć, nie miało znaczenia, że Blue nie widzi. Dla Rei była idealna.
Michael głaskał ją po włosach a Rei coraz dalej zapadała się w ciemność. Z każdą sekundą traciła coraz bardziej wolę walki. Przy powierzchni trzymał ją Michael... Michael, ojciec i przyjaciele. W myślach powtarzała ich imiona. Gdyby teraz jeszcze kogoś z nich zabrakło... Michael, ojciec, Joffery, Finnick, Annie, Jasmine, Sigyn... powtarzała w myślach jak mantrę. Musiała się upewnić, że z nimi wszystkimi jest okej, że są cali i zdrowi. A zaczęła od Finnicka.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, poproszę Finna by tu przyszedł... - położyła dłoń na dłoni męża. Nie umiała odczytać nic z twarzy Michaela. - Obiecuję, że wezmę się w garść. - przytuliła się do niego. Wiedziała, że się martwi. Nie chciała by się martwił. Bo tylko on mógł jej pomóc, tylko on jeden, Michael, mógł utrzymać ją na powierzchni i nie pozwolić jej zapaść się w ciemność i obłęd.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyPią Sie 23, 2013 10:17 pm

W końcu zasnęła, choć jej sen daleki był od spokojnego. Michael nie odszedł nawet na sekundę. Dopiero gdy się obudziła poszedł zrobić śniadanie. Rei wstała, umyła się i poszła zjeść z mężem.
- Mogłaś nie wstawać. - Michael pocałował ją w czoło. Martwił się, a przez to jej było głupio. Widziała w lustrze, że jest blada.
- Nie mogę cały dzień przeleżeć w łóżku. Muszę chociaż spróbować normalnie funkcjonować. - uśmiechnęła się lekko. Musiała się czymś zająć, żeby nie myśleć. Zerknęła na telefon... Finnick nadal milczał. Sama nie wiedziała, czy bardziej się o niego martwi, czy jest rozczarowana brakiem odzewy, czy jest zła, że ją zignorował. Joff powiedział, że wpadnie... to już było pocieszające. Może on pomoże jej coś wymyślić.
Usiedli do śniadania, jak gdyby nigdy nic. A potem długo rozmawiali. Nie mówili na głos tego, co oboje wiedzieli, że bez zapasu serum Rei nie dożyje wiosny.
- Myślę, że pora porozmawiać z Averym.
Reiven spojrzała zaskoczona na męża. Wiedziała, że sama myśl o rozmowie z ojcem musi go wiele kosztować.
- Nie musisz... - nie dał jej dokończyć.
- On może coś wymyślić.
Nie miała serca odmawiać. Dla Michaela byłoby to wielkie poświęcenie, prosić ojca o pomoc, ale widziała determinację w jego oczach, dla niej był gotów się poświęcić. Żeby tylko ona mogła żyć... To było błędne koło. Męczyło ją to, że muszą wciąż i wciąż się dla siebie poświęcać. Tak nie powinno było być.
- Pójdziemy do niego razem. - zadecydowała. - Na coś się przyda przepustka. - uśmiechnęła się, próbując rozładować atmosferę. Próba skazana na porażkę. Zwłaszcza, że z sąsiedniego pokoju dotarł do niej kaszel ojca. Martwił ją brak poprawy. Lekki powinny było coś pomóc, ale wydawało się, że jego stan już nie mógł się poprawić. Pocieszające było to, że nie było gorzej.
Starała się nie myśleć o Igrzyskach, o Hope i Blue. Niestety tego nie dało się ignorować. Jeden z jej podopiecznych nie żył. W tym przypadku na szczęście nie zdążyła przywiązać się do tego chłopaka. Zamieniła z nim kilka zdań, dała mu kilka wskazówek, ale nie czuła po jego śmierci takiej pustki, jak po śmierci Blue. Pijąc herbatę zastanawiała się nad tym co powinna teraz zrobić. Kusiło ją owszem przeleżeć cały dzień i jeszcze wciągnąć w ten szatański plan Michaela, ale rzeczywistość zapewne się o nich by upomniała.
- Myślę, że pora urządzić sobie mały trening.
Michael spojrzał na nią zaskoczony.
- Jesteś jeszcze osłabiona. To nie jest dobry pomysł Rei. Sama mówiłaś, że w tunelach źle się czułaś. W ogóle, że tam poszłaś...
- Rozkaz to rozkaz Michael. Wiesz o tym. I Finnick już na mnie za to nawrzeszczał. Wiesz, że nasze życie jest podporządkowane rozkazom.
Skinął smutno głową. Rei wstała i usiadła mu na kolanach, przytulając się do niego. Dłonie wplotła w jego włosy a czoło położyła na jego czole.
- Trening dobrze mi zrobi. Poza tym mam obowiązki. Nie dawajmy Coin pretekstu do wezwania nas na dywanik. Pojedziesz ze mną, w końcu jesteś moim podwładnym. Trochę ruchu dobrze nam zrobi.
Uśmiechnęła się prawie szczerze. On tylko ją pocałował.
- Cokolwiek rozkażesz pani major.

/koszary
Powrót do góry Go down
Michael Levittoux
Michael Levittoux
https://panem.forumpl.net/t3160-michael-levittoux#49361
https://panem.forumpl.net/t3176-michael-levittoux#49754
https://panem.forumpl.net/t3165-michael-levittoux#49495
Wiek : 27
Zawód : ZABÓJCA NA USŁUGACH COIN
Przy sobie : Aparat fotograficzny, nóż, komórka.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Salon   Reiven Ruen EmptyCzw Wrz 12, 2013 12:51 am

Reiven Ruen QuI0zK0
Powrót do góry Go down
Michael Levittoux
Michael Levittoux
https://panem.forumpl.net/t3160-michael-levittoux#49361
https://panem.forumpl.net/t3176-michael-levittoux#49754
https://panem.forumpl.net/t3165-michael-levittoux#49495
Wiek : 27
Zawód : ZABÓJCA NA USŁUGACH COIN
Przy sobie : Aparat fotograficzny, nóż, komórka.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyCzw Wrz 12, 2013 1:09 am

Michael przez cały dzień kręcił się po Kapitolu w poszukiwaniu czegokolwiek, co posłużyłoby za ślad pomocny w odnalezieniu ludzi grożących Rei. Niestety nikt nie znał osoby o takim imieniu, nikt nie widział nikogo podobnego. Przepadli jak kamień w wodę. Mężczyzna jednak doskonale wiedział, że jeszcze się odezwą. W końcu nie wykonał swojego zadania należycie, o ile w ogóle można było mówić o jakimkolwiek wykonaniu. W końcu nawet nie trafił w tą całą architekt, ale kto mógł pomyśleć, że broń wystrzeli z opóźnieniem? Czy to też była część ich poronionej zabawy z Michaelem? Dobrze, że nie był na tyle głupi, żeby spoglądać do lufy, lub otwierać magazynek. Nabój mógłby wystrzelić w najmniej odpowiednim momencie, a przy tym jeszcze go ranić, o ile nawet nie zabić. Właśnie ta sprawa nurtowała go najbardziej. Jego żonie groziło niebezpieczeństwo, a on na razie nie mógł nic z tym zrobić. Nie widział żadnego wyjścia z tej sytuacji, dopóki nie zaufają mu na tyle, żeby mógł rozprawić się z mózgiem operacji. Powiedzenie o wszystkim żonie też wydawało się złym pomysłem. Ostatnie wydarzenia wywarły na niej wystarczający wpływ, a poza tym doskonale ją znał. Zaraz zacznie się zamartwiać i zamiast przejmować się sobą, pewnie będzie chroniła jego.
Teraz otworzył drzwi mieszkania i wszedł zmęczony do środka. Kilka godzin uganiania się piechotą po dzielnicy dało mu wystarczająco w kość. Pan Levittoux miał jakieś podejrzenia co do dziwnych ludzi, jednak były to jedynie poszlaki. Całe szczęście, że Rei była jeszcze cała. Oznaczało to, że będą potrzebowali Michaela później. Trzeba jednak zaczekać.
Mężczyzna miał czekać na żonę w domu i tak też zrobił. Usiadł na kanapie i przywitał się z Garelem. Ruszył nawet w stronę kuchni, żeby zaparzyć trzy herbaty. Może, kiedy dziewczyny akurat wrócą, ta będzie jeszcze ciepła i wszyscy się zapoznają. Takie przynajmniej były plany, ale zmęczenie wzięło górę nad Levvitouxem i już po chwili jego głowa spoczęła na oparciu kanapy. Nie trzeba było też długo czekać na to, żeby jego powieki szczelnie otuliły oczy. Zmartwienia, niepewność i wyczerpanie przyczyniły się do tego, że ten duży mężczyzna trudzący się zabijaniem, spał teraz smacznie jak małe dziecko. Przynajmniej teraz mógł zaznać chwili spokoju, która tak w ostatnich czasach jest mu potrzebna.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen EmptyCzw Wrz 12, 2013 3:39 pm

/Mieszkanie Pippina

Przez większą część drogi Rei milczała, nie wiedząc o czym rozmawiać z dziewczynką. Odpowiadała na jej ewentualne pytania. Było już późno, jak to zimą, szybko zrobiło się ciemno.
W domu było cicho i ciemno. Rei myślała, że może nikogo nie ma. Dopiero jak weszła do salonu zobaczyła, że Michael śpi. Uśmiechnęła się na jego widok, bo wyglądał tak słodko i niewinnie, że aż się cieplej na sercu robiło. Przykryła go kocem i pocałowała w policzek.
- Ten śpioch to mój mąż, Michael. Razem ze mną i Pippinem jest w oddziale. - wyjaśniła szeptem. - Zrobić Ci coś do jedzenia, herbatę? Zaraz przygotuję dla Ciebie pokój. Jeśli byś czegoś potrzebowała, to śmiało mów. W domu jest jeszcze mój tata, Garel. Niestety nie mówi... jest... był awoksem. Wiesz kto to awoksi? - rozgadała się jak zwykle, gdy się trochę denerwowała.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Reiven Ruen Empty
PisanieTemat: Re: Reiven Ruen   Reiven Ruen Empty

Powrót do góry Go down
 

Reiven Ruen

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 7Idź do strony : 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

 Similar topics

-
» Reiven Ruen
» Reiven Ruen
» Reiven Ruen
» Osobisty Dziennik Reiven Ruen
» Ruen - Odair

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Mieszkania-