IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Bar - Page 2

 

 Bar

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next
AutorWiadomość
the civilian
Frans Lyytikäinen
Frans Lyytikäinen
https://panem.forumpl.net/t1955-frans-lyytikainen
https://panem.forumpl.net/t3422-relacje-fransa
https://panem.forumpl.net/t1264-frans-lyytikainen
https://panem.forumpl.net/t853-frans-violator
https://panem.forumpl.net/f68-violator
Wiek : 34
Zawód : właściciel VIolatora, sutener
Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy
Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Bar   Bar - Page 2 EmptyNie Maj 26, 2013 10:41 pm

First topic message reminder :

Bar - Page 2 BO4u3C1




Krótki informator

Violator, to klub powstały 1 lipca 2282 roku z inicjatywy Fransa Lyytikäinena. Z początku prosperował on w centrum miasta, aż do września, kiedy to został przeniesiony po raz pierwszy w skromniejsze miejsce. Po przejęciu władzy przez Almę Coin – klub prawie się rozpadł, a po natychmiastowej interwencji właściciela zaczął na nowo działać w Kwartale Ochrony Ludzkości Cywilnej.

Pierwsze piętro zostało zamknięte ze względu na wybory prezydenckie.

Szukamy: TUTAJ: LISTA ZAWODÓW. Wystarczy spojrzeć na dział VIOLATOR.


Gdyby ktoś chciał się pośmiać, zapraszamy tutaj: TABLICA OGŁOSZEŃ

OUTSIDE MAY BE RAINING, BUT HERE IS ENTERTAINING!


Ostatnio zmieniony przez Frans Lyytikäinen dnia Pon Lis 02, 2015 11:26 am, w całości zmieniany 17 razy
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Lucy Crow
Lucy Crow
Wiek : 17 lat
Zawód : prostytutka/kwiaciarka
Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet
Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptyPią Cze 28, 2013 3:35 pm

Instynktownie zareagowała słysząc obcy głos, odwróciła się i cofnęła pozwalając, aby Fred podniósł rannego i zaniósł go do najbliższego pomieszczenia. To były sekundy, prawie minuta, podczas której serce Lucy przyspieszyło i chwilę potem zwolniło, powoli i miarowo przystając na chwilę. To przecież tylko Strażnicy, ci uroczy panowie i panie, z którymi często gawędziła. To znaczy… nie wszyscy byli mili, ale większość sprawiała wrażenie obojętnych lub uprzejmych, jeszcze nie zdarzyło się, aby ktoś ją odgonił. Może dlatego, że wciąż wyglądała schludnie, ubierała się czasami w niektóre ze swoich starych sukienek, które udało jej się zachować i przypominała im swego rodzaju stary Kapitol: bogactwo, przepych i ten niesamowity klimat, któremu sami pragnęli dorównać. Była też uosobieniem niewinności, bo jakby nie patrzeć, co złego to nie ona, nigdy i przenigdy, wręcz nawet to sama Lucy była częstą ofiarą przemocy i wyzwisk ludzi, którzy już dawno porzucili swoje życie i zaczęli tworzyć nowy własny świat, nie idealny, ale swojski. Ale KOLeC nie był dobrym miejscem, aby się w nim rozwijać, nie potrafiła patrzeć bezczynnie na ponurych, wsiąkniętych przez monotonię ludzi.
-Mam nadzieję, że masz przy sobie przepustkę – powiedziała panienka Crow szeptem, nawet nie spojrzała na Panią Lekarz, zdjęła z siebie swój ciepły różowy płaszczyk i zebrała z jego rękawa trochę jeszcze nieroztopionego śniegu. W kilka sekund obtarła nim nos i policzki wciągając trochę przez nozdrza. Poczuła dreszcze i kichnęła. Chyba była dobrą aktorką, na pewno… niesamowitą, ale tylko w jej mniemaniu, bo jeszcze nikomu nie udało się doświadczyć jej zdolności. Tak, na pewno, ale tym razem musiała się wykazać odpowiedzialnością i swego rodzaju inicjatywą.
Co z tego, że była głodna?
Co z tego, że jej ojciec się martwił? A może… może poszedł spać, po kolejnym kieliszku nie mogąc już utrzymać się na nogach. Nie chciała o tym myśleć, liczyło się tu i teraz, zatem kichnęła jeszcze raz czując, że zadanie jest wykonane.
-To chyba jakaś grypa, ale dziękuję Pani, że zdecydowała się przyjechać! – mówiła nie zważając na to, czy ktokolwiek pojawił się w barze, ale nie było ich w środku, znajdowali się na zewnątrz, przed drzwiami, już chwytali za klamkę – Mój tatko strasznie się martwił i całe szczęście, że panią znał i że się pani tutaj zjawiła, strasznie dziękuję, w końcu muszę pracować i potrzebuję szybko wyzdrowieć… - Strażnicy byli już w środku, ale Lucy, dopiero kiedy skończyła, odwróciła się do nich przodem marszcząc brwi, wciągnęła powietrze przez nos i kichnęła – Przepraszam i dobry wieczór Panom Strażnikom i Pani – uśmiechnęła się słabo, ale wciąż miło i subtelnie – Kurcze, nie jest trochę za późno…? I… chyba trafili państwo w samą porę – wskazała skinięciem głowy dziewczynę, która przywarła do Evelyn – Szukają jej państwo? – znowu kichnęła, po czym przeprosiła cicho.
Powrót do góry Go down
the victim
Sigyn Stark
Sigyn Stark
Wiek : 29 lat
Zawód : Lekarz

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptyPią Cze 28, 2013 11:56 pm

Zanim jeszcze Sig usłyszała jakieś głosy udało jej się zatamować krew z brzucha i już się zajmowała nogą, gdy akurat wtedy zaczęła się szybka akcja. Nagle kroki i jakiś hałas. Potem Fred, który szybko zabrał rannego dokądś. Sig już chciała protestować, ale noga rannego w tej chwili była w zbyt dobrym stanie, by się o nią kłócić podczas, gdy zagrożony jest nie tylko Mathias, ale i wszyscy obecni.
Sig szybko pozbyła się zakrwawionych rękawiczek.
W tym czasie Lucy coś kombinowała ze śniegiem i już po chwili Sig się zorientowała, że będzie symulować grypę. Pora na improwizację. Pod warunkiem, że Ci co przyjdą nie będą wiedzieli co się tutaj działo jeszcze kilka chwil temu.
Sekunda minęła od momentu, kiedy Sig założyła nowe rękawiczki, a już przyszli Strażnicy. Sigyn spojrzała na nich nie do końca zainteresowana tym czego chcą.
Spojrzała na Lucy. Ta zaczęła swoją grę. Starkówna tylko pokiwała głową czekając na reakcję nowo przybyłych. Kto wie, czy tu nie było podsłuchu. Sig przyszło na myśl, że w KOLCu wszędzie może być podsłuch. Ostatnimi czasy wszędzie wydawało jej się, że jest podsłuchiwana. Na szczęście ani razu nie padło jej prawdziwe imię i nazwisko, więc na razie nie było problemu.
Sig zaczęła udawać, że chowa różne przyrządy do badania pacjenta chorego na grypę. Wolała się nie odzywać. Zresztą... Musiała jakoś ukryć ślady niedawnego ratowania życia. Oby chłopak dożył do momentu kiedy "goście" wyjdą...
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptySob Cze 29, 2013 10:30 am

Drzwi do baru otworzyły się, ukazując sylwetki dwóch mężczyzn i jednej kobiety, ubranych w schludne mundury strażników. Już od wejścia zaczęli rozglądać się uważnie, jakby każde z nich szukało czegoś konkretnego, a nie jakby przyszli na rutynową kontrolę. Zatrzymali wzrok najpierw na rozhisteryzowanej, uspokajanej przez Evelyn dziewczynie, następnie prześlizgując go obojętnie przez Lucy, docierając wreszcie do Sigyn.
- Otrzymaliśmy polecenie przeszukania tego budynku - odezwała się stojąca na przedzie kobieta, czy raczej dziewczyna, bo nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat. Wydawała się najbardziej czujna z całej trójki, a jej wzrok wciąż uważnie przeszukiwał wszystkie kąty pomieszczenia. Odwróciła się przez ramię do swoich towarzyszy. - Sprawdźcie pokoje na górze - poleciła. Dwaj mężczyźni skinęli głowami i zniknęli na schodach, prowadzących na górę. Dziewczyna zamarła, nasłuchując, a kiedy tupot oddalił się tak, że praktycznie ucichł całkowicie, zrobiła kilka szybkich kroków w stronę lekarki. Nachyliła się ku niej i odezwała się przyciszonym głosem, tracąc swój oficjalny ton.
- Żyje? - szepnęła ledwie słyszalnie, prawie bezgłośnie, wbijając poważny wzrok najpierw w blondynkę, a następnie w dziewczynę o kolorowych włosach. Następnie przyłożyła palec do ust, kiwnęła szybko głową, po czym nią pokręciła, dając im do zrozumienia, żeby nie odpowiadali na głos. - Macie tu podsłuch - powiedziała, czy raczej poruszała ustami, bo z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Odchrząknęła, prostując się na sekundę. - Będę musiała poprosić państwo o dokumenty - wygłosiła, tym razem głośno i wyraźnie, upewniając się, że zarówno jej koledzy na górze, jak i urządzenie podsłuchowe, zarejestrują jej głos. Zamilkła na sekundę, nasłuchując i pochyliła się z powrotem ku Sigyn i Lucy, co jakiś czas zerkając też na pozostałe dwie dziewczyny. Włożyła rękę za pazuchę kurtki, rzuciła nerwowe spojrzenie w stronę schodów, po czym wyciągnęła zza niej niewielką buteleczkę z jasną etykietką. Wcisnęła ją blondynce w dłoń, mając nadzieję, że lekarka rozpozna w lekarstwie antybiotyk.
Na schodach ponownie rozległy się kroki. Kobieta odskoczyła szybko, wyprostowała się i wygładziła mundur. W ułamku sekundy jej twarz przyjęła ponownie obojętny, urzędowy wyraz.
- Dokumenty wydają się w porządku - powiedziała. W tym samym momencie do pomieszczenia wrócili dwaj mężczyźni.
- Na górze czysto - powiedział wyższy z nich. Nie wyglądał na zadowolonego.
- Tutaj też w porządku. Musieli się pomylić, ostatnio często im się to zdarza - odpowiedziała mu strażniczka, wzruszając ramionami. Następnie szarpnęła głową w stronę wyjścia. - Zwijamy się.
Trójka ruszyła w stronę drzwi, ale nagle trzeci ze strażników obejrzał się przez ramię i zatrzymał gwałtownie, wbijając wzrok w Evelyn. Zawahał się przez chwilę, po czym zrobił kilka kroków w jej stronę, wskazując na nią palcem.
- Skądś cię znam - powiedział powoli i zamarł, starając się wyłowić z pamięci jakieś wspomnienie.
Powrót do góry Go down
Lucy Crow
Lucy Crow
Wiek : 17 lat
Zawód : prostytutka/kwiaciarka
Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet
Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptySob Cze 29, 2013 3:00 pm

Chciała, żeby odeszli. Albo niech ona odejdzie, niech wybiegnie, schowa się gdzieś za ladą i przeczeka. Miała wielką ochotę, aby to zrobić, tak, zwyczaj ze starych lat, które minęły. Pragnęła po prostu uwolnić się od ich spojrzenia, od stresu i natarczywego pytania, które ją nachodziło „Czy sprawdzą łazienkę? Zajrzą do niej? Niech tego nie robią! Proszęproszęproszęproszę…”. Jej myśli przypominały modlitwę, choć zewnętrznie nie dała tego po sobie poznać, dalej się delikatnie uśmiechała. To nic nie dawało, wciąż pozostawali nieugięci, obojętni, po prostu ją ignorowali. Przyjęła to z żalem, ale jej twarz pozostawała niezmienna. Ale w duchu odetchnęła dopiero, gdy strażnicy poszli na górę i się oddalili, nie było ich już, odeszli, tylko na chwilę, bo wrócą, ale cieszyła się, że może się rozluźnić chociaż troszkę.
-Żyje?
Kto? Co? Jak?
Lucy przytaknęła odruchowo przypominając sobie o Fredzie i rannym chłopcu, którzy ukrywali się w łazience. Zrobiło jej się trochę cieplej na sercu i pewniej, ale wciąż nie traciła czujności, bo tamci mogli wrócić lada moment. Nie należała do osób strachliwych, po prostu rozpieszczonych, ale zdawała sobie z tego sprawę, że nie mogła mieć wszystkiego, co chciała i że w obecnych czasach liczy się tylko przetrwanie. Może do konkretnego jednego momentu, który w końcu zakończy tę niemą wojnę, a może do końca życia będzie musiała zmagać się z sennym koszmarem zwanym KOLCem.
Następne słowa, a raczej ruch ustami przyjęła kolejnym skinięciem głowy. Zrozumiała i uśmiechnęła się, ale tylko na moment, bo zaraz potem usłyszała dźwięk kroków. Podała Strażniczce identyfikator bez większego entuzjazmu analizując w swojej kolorowe główce wszystko, czego się do tej pory dowiedziała. Violator. Burdel. Ranny chłopak. Strażniczka, która im pomagała. Podsłuch. Tak, chyba wpakowała się w gorsze tarapaty, niż sądziła na początku. Pozostało jej tylko odczekać te kilka godzin, a potem po prostu odejść i nigdy już tu nie wrócić. Byle do rana.
Byle do rana.
Już mieli się oddalić, kiedy jeden ze strażników wskazał Eve. W głowie Lucy od razu pojawiła się lampka, że coś nie gra. Coś musi nie grać. Ale chciała, że po prostu sobie poszli. Idźcie już, idźcie już.
-To Evelyn Noel, stylistka – chciała w tym momencie kichnąć, aby nie kontynuować tego, co chciała przekazać – Połowa KOLCa ją zna, to chyba naturalne. Pracowała przy Igrzyskach– wzruszyła ramionami i podeszła do przyjaciółki, jakby w celu pomocy przy rozhisteryzowanej dziewczynie. Poklepała ją po ramieniu i powiedziała – Wszystko będzie dobrze.
Powrót do góry Go down
the pariah
Evelyn Noel
Evelyn Noel
https://panem.forumpl.net/t235-evelyn-noel
https://panem.forumpl.net/t250-evelyn-s-relations
https://panem.forumpl.net/t1297-evelyn-noel
Wiek : 23
Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptySob Cze 29, 2013 9:18 pm

Okej, imprezę czas zacząć. Lucy postanowiła udawać chorą pacjentkę, ale strażnicy totalnie ją olali. Otrzymaliśmy polecenie przeszukania budynku. Super. Pokręćcie się, pozaglądajcie pod stoły i spieprzajcie stąd. Jednak strażnicy postanowili obejrzeć sobie zacne pięterko burdelu. Miejmy nadzieję, ze nikt tam aktualnie… Nie korzysta z usług baru. Chociaż i tak lepsze znalezienie tego, niż pół-trupa w łazience, co nie? Strażniczka tymczasem chyba jednak była bardziej przychylna ludziom z Kolca. Niemożliwe, nie podoba jej się to co się dzieje tutaj? Chyba jakiś wyjątkowy wyjątek. W każdym bądź razie Ev dowiedziała się pewnej interesującej rzeczy, jaką jest fakt, iż w Violatorze jest podsłuch. Dobrze wiedzieć, przynajmniej na przyszłość Ev postara się nie gadać tutaj za wiele. [i] Będę musiała poprosić państwo o dokumenty[i] Jako, iż strażniczka raczej chyba powiedziała to dlatego, żeby powiedzieć, to Ev nie ruszyła się dalej nieskutecznie próbując uspokoić dziewczynę. Ile można panikować na widok… krwi? Postrzału? Czegokolwiek? Po prostu to już była przesada, ale jako, iż Ev grała teraz tą dobrą, to nie komentowała zachowania histeryczki. Przynajmniej miała jakiekolwiek zajęcie. Chociaż to nie pomagało, bo serce waliło jej jakby za chwilę miało wyskoczyć i sobie gdzieś pójść. Na przykład do łazienki. Albo gdziekolwiek.
Po chwili wrócili strażnicy obwieszczając, że wszędzie jest ok. I że pewnie się gdzieś pomylili. Czy coś. Ev już zaczynała się uspokajać, a tu ryp. Błagam, jeszcze jej powiedzcie, ze jeden z tych debili ją ostatnio aresztował, to Ev po prostu zemdleje. Od tak. Już miała wydukac coś, czego nawet nie ułożyła sobie w głowie, kiedy wtrąciła się Lucy. Boże, dzięki ci wielkie za nią. Miejmy tylko nadzieję, ze strażnicy nie śledzili z zapartym tchem Igrzysk i nie wiedzą kto był czyim stylistą. Bo jeśli tak, to dodatkowo Lucy wkopie się w bagno. I to niezłe.
No, właśnie. – powiedziała jak najbardziej naturalnym tonem uśmiechając się do strażników. Boże, żeby tylko ten uśmiech nie wypadł sztucznie, albo żeby glos nie był zbyt przestraszony. – Spokojnie, spokojnie… – Dodała po chwili klepiąc histeryczkę po plecach. Po chwili do uspokajania dziewczyny dołączyła ni z tego ni z owego Lucy. Ev popatrzyła na nią przez chwilę układając usta w nieme „dzięki” po czym schowała twarz we włosach histeryczki. Kurcze, na coś się dziewczyna przydała. Przynajmniej strażnicy nie widzą jej trupiej bladości wywołanej strachem przed nimi. I przed wykryciem, że nie tak dawno zwiała z posterunku. Swoją drogą ciekawe, co z Asie. Nie widzała jej nigdzie od tego czasu, ale Ev ma nadzieję, ze zwiała. W sumie za to chyba byłaby co najmniej hm… publiczna chłosta? Czy coś. A gdyby coś takiego było, to mimo wszystko Ev by wiedziała. Egzekucje, chłosty… to jednak zostawia echo wśród ludu. I jest dość dużym widowiskiem.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptyNie Cze 30, 2013 12:03 am

Strażnik zawahał się jeszcze na moment, nie do końca przekonany wypowiedzią Lucy. Zmarszczył brwi, wciąż uważnie wpatrując się w Evelyn.
- Ale ja cię skądś... - powtórzył, podczas gdy na jego twarzy pojawił się nie do końca rozgarnięty wyraz. Strażniczka odwróciła się, przewracając oczami i prychnęła teatralnie.
- Jack, jeśli skończyłeś, to rusz się do wyjścia, bo nie mam zamiaru sterczeć tu do jutra. Widziałeś ją w telewizji, albo kogoś podobnego do niej, oni wszyscy wyglądają tak samo - warknęła, tupiąc ponaglająco nogą. Mężczyzna mruknął coś z niezadowoleniem, ale w końcu odwrócił się z ociąganiem i powlókł się w stronę wyjścia. Dziewczyna obrzuciła jeszcze zgromadzonych ostatnim, ostrzegawczym spojrzeniem, i także skierowała się do drzwi. Po chwili cała trójka zniknęła z pomieszczenia, pozostawiając po sobie jedynie chłodne, wieczorne powietrze.


    Evelyn, Fred, Lucy, Cora, Sigyn - jesteście wolni. Mathias - możesz odzyskać przytomność.

Powrót do góry Go down
Lucy Crow
Lucy Crow
Wiek : 17 lat
Zawód : prostytutka/kwiaciarka
Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet
Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptyNie Cze 30, 2013 1:43 am

Lucy czekała aż wyjdą a odgłosy ich rozmowy ucichną, wstała powoli i spojrzała po wszystkich analizując sytuację.
Podsłuch. Tak powiedziała Strażniczka. Ale równie dobrze mogła kłamać. Ale czy warto ryzykować i puścić jej ostrzeżenie mimo uszu. Nie. Wiedziała, że to prawda, ale to nie była właściwa godzina, aby się nad tym roztrząsać i szukać źródła. To nie był jej bar, ale w pewnym stopniu poczuła się odpowiedzialna, aby dopilnować bezpieczeństwa wszystkich tu obecnych, zwłaszcza Evelyn, której ledwo udało się uciec. Swoją drogą… czym musiała zawinić, aby wryć się w pamięć jakiegoś Strażnika? Właśnie, o tym też będzie musiała z nią porozmawiać, ale teraz chyba była zbyt zmęczona, by nad tym rozmyślać, chciała po prostu bezpiecznie położyć się spać, to wszystko. Dlatego przyłożyła palec do ust w kierunku Sig i wskazała skinięciem głowy łazienkę. Oczywiście przekaz był jasny – zajmijcie się nim i zabierzcie go stąd, jak najszybciej i jak najcichszej. Dobra. Pierwszy podpunkt możemy odhaczyć. Kolejny…
-Eve, zabierz ją stąd, ja jeszcze przemyję stoły i zaraz do ciebie przyjdę – mruknęła Lucy nie wiedząc dokładnie, gdzie jej przyjaciółka miałaby się podziać, jednak z pomocą przyszła Cora oferując wolny pokój na górze do momentu powrotu właściciela lub ranka, bo ta pora nie należała do najbezpieczniejszych, a poza tym na zewnątrz krążyli Strażnicy gotowi sprzątnąć każdego, kto próbowałby wymknąć się z baru. Dlatego panienka Crow pomogła Eve zanieść lub zawlec szlochającą dziewczynę na górę prawie w ogóle się nie odzywając. Po co? Żeby wspomnieć o Bookerze? Czy to w tym momencie, kiedy o mały włos przed chwilą nie straciły życia, było ważne?
Tak, Lucy, ważniejsze od całej reszty.
Ale nie może wiedzieć, po prostu nie może.
Wszystko będzie dobrze, Lucy.
W pokoju, do którego zostały zaproszone, stało łóżko. Tak, Lucy wiedziała do czego służyło, ale i tak się położyła i jeszcze dużo czasu minęło, zanim zasnęła. Zastanawiała się nad jutrem, nad podsłuchem oraz tym, jak rozwinie się ta sytuacja. A jednak… znowu przypomniał jej się Booker. I Theo. Biedny Theo. Miała ochotę szlochać, szlochać do poduszki, aby nikt jej nie słyszał, bo tylko tak potrafiła, ale mimo to westchnęła tylko i przewróciła się na bok.

|| Chyba trochę ogarnęłam sytuację. Czyli tak jakby... cała reszta rozchodzi się do swoich pokoi/rezydencji czy nie wiadomo czego. Dziękuję. < 3 ||
Powrót do góry Go down
the pariah
Evelyn Noel
Evelyn Noel
https://panem.forumpl.net/t235-evelyn-noel
https://panem.forumpl.net/t250-evelyn-s-relations
https://panem.forumpl.net/t1297-evelyn-noel
Wiek : 23
Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptyNie Cze 30, 2013 3:18 pm

Dobra. Strażnik na upartego chciał sobie przypomnieć skąd ją zna. Stażniczka natomiast z nieba spadła Ev, która chciała jej rzucić się na szyję i podziękować. No, może nie dosłownie, ale mimo wszystko uratowała jej tyłek zmuszając natręta do wyjścia. Dzięki Bogu. Histeryczka natomiast w najlepsze histeryzowała i nie miała chyba zamiaru się uspokoić. Ludzie, są pewne granice, które ta dziewczyna przekroczyła z dziesięć razy. Ile można ryczeć?!
Eve, zabierz ją stąd, ja jeszcze przemyję stoły i zaraz do ciebie przyjdę że niby co Ev ma z nią zrobić? Wytachac ją po schodach? No chyba Lucy sobie żartuje. W penym momencie Ev zauważyła ciekawy fakt jakim na pewno jest to, ze histeryczka sobie postanowiła pospać. No nie. Evelyn delikatnie położyła ją na podłodze. No dobra, po prostu ją od siebie odepchnęła. I stwierdziła, ze dziewczyna ma kamienny sen, bo po przywaleniu w podłogę nie raczyła się obudzić. No dobra, przynajmniej nie ryczy. Ev wstała i przeciągnęła się po czym stanęła bezradnie nad dziewczyną. Nie uniesie jej, nie ma takiej opcji. Kwartał trochę nauczył jej zycia, ale nie zrobił z niej jakiejś siłaczki. Ale skoro dziewczyna ma kamienny sen… Ev chwyciła ją za nadgarstki i najdelikatniej jak mogła – a nie starała się zbytnio – przeciągnęła histeryczkę pod schody zazdroszcząc jej takiego snu. Oby jej śnił się koszmar. Jak najstraszniejszy.
Po chwili przyszła Lucy i pomogła jej wciągnąć dziewczynę na górę. Tyle, ze była taka… dziwnie cicha. Zawsze dużo gadała, śmiała się… Coś było nie tak, to pewne. Może nawet coś ukrywała… Ale nie, Lucy nigdy by nie okłamała, ani nie ukrywałaby nic przed Ev. Prawda?
Cora stwierdziła, ze na tą noc mogą się tu przespać. Przynajmniej tyle. Było już późno i chyba nawet już panowała godzina policyjna. Nie warto ryzykować. Ev poszła na gorę i padła na łożko w jednym z pustych pokoi. Miała głęboko gdzieś, że nie jedna para zabawiała się już na tym łóżku. Była zbyt zmęczona tym dniem, żeby się tym przejmować czy brzydzić. Mimo to całą noc wierciła się nie mogąc zasnąć. Myślała chyba o wszystkim przez ten czas nie chcąc dopuścić swoich myśli do Igrzysk Głodowych. W takich momentach nawet sufit w burdelu wydaje się interesujący i zajmujący. Dlaczego nie mogla po prostu usnąć? No cóż, tak było już od dawna. Usnęła dopiero nad ranem i spała może dwie czy trzy godziny. Zerwała się ciężko dysząc i ledwo powstrzymując się od wydarcia. Taki tam koszmar, jak każdy inny. Różnica było otoczenie, którego Ev na początku nie poznała. Kiedy jednak zrozumiała gdzie jest od razu zerwała się z łózka i trzaskając drzwiami wyszła z Violatora. Miała gdzieś czy komuś to przeszkadza, czy nie. Pobudka, ludzie!

//zt do domu chyba
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptySob Lip 06, 2013 1:26 pm

/załóżmy, że z domu, w rzeczywistości redakcja CV

Jakkolwiek idiotyczne wydawałoby się postronnym jej myślenie, Rory miała nadzieję, że zdarzenie w redakcji Capitol's Voice będzie miało swój ciąg dalszy. Kto wie, może było tylko początkiem wspaniałej serii przygód, które już czekały na pannę Carter? Nie pogardziłaby oczywiście działaniami, które pomogłyby jej wydostać z getta kilka osób, jednak póki co nie mogła pomagać swoim znajomym inaczej, niż tylko odwiedzając ich i przynosząc jakieś artykuły pierwszej potrzeby.
Dostanie się do KOLCa nigdy nie było trudne, nie zawracała sobie głowy oficjalnymi przepustkami jeśli wiedziała, że legitymacja dziennikarska i urok osobisty wystarczą. Dokumenty zawsze nosiła przy sobie, dlatego w razie jakiejkolwiek kontroli zachowywała spokój, przecież nic złego nie mogło jej się przydarzyć.
Tak było i tym razem. Kupując po drodze trochę jedzenia, kilka zupek w proszku, bułki, herbatę i inne pierdoły, bez większego trudu znalazła się w getcie i udała do Violatora. Miała przecież sprawdzić, czy wszystko tam w porządku, chociażby przez głupią ciekawość, ale i tak zdobyte informacje miała w zamiarze przekazać Nickowi, a ten zapewne zwróciłby się z nimi do Ashe.
Przekroczyła próg przybytku o wątpliwej reputacji i już miała zająć sobie stolik i poczekać na kogoś znajomego, gdy zauważyła znajomą, kolorową czuprynę po drugiej stronie baru. Po tej złej stronie. Uniosła brwi i podeszła do Lucy, zakładając ręce na piersi.
-Znalazłaś pracę? - darowała sobie zwykłe powitanie, wolała od razu przejść do konkretów i wiedziała, że znajoma jej to wybaczy.
Zajęła miejsce na wysokim stołku przy barze i spojrzała pytająco na dziewczynę.
Powrót do góry Go down
Lucy Crow
Lucy Crow
Wiek : 17 lat
Zawód : prostytutka/kwiaciarka
Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet
Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptySob Lip 06, 2013 1:54 pm

//pokój Fransa, adios.

Zrobiła, tak jak kazał. I w sumie… wiedziała, że po tym poczuje się o wiele lepiej. Praca odwracał myśli od złych rzeczy, od złych emocji, a Lucy ożywiała i dodawała jej dodatkowych pokładów mocy. Stanie na bazarze i sprzedawania kwiatów to jej ulubione, najcudowniejsze na świecie zajęcie, naprawdę, gdyby i w zimę rosły kwiaty i mogła je zrywać, dalej by to robiła bez zatrudniania się u kogoś takiego jak Pan Kierownik. Jak właściwie miał na imię? Nie wiedziała, choć doskwierało jej wrażenie, że już kilka razy gdzieś je słyszała. Niemniej jednak na razie pozostanie dla niej Człowiekiem Krukiem, nikim poza tym, po prostu tym miłym-niemiłym pracodawcą, bo na razie nie wyrobiła sobie zdania na jego temat. Z jednej strony ją przerażał, w dalszym ciągu, z drugiej poczuła sympatię do tego pana, który mimo własnych wątpliwości, dał jej szansę. Może robił to dla własnych celów, co jest bardziej prawdopodobne od tego, że się nad nią zlitował, w końcu to prawdziwy biznesmen, ale i tak go polubiła, w głębi swojego malutkiego serduszka. Tymczasem jednak posłusznie chwyciła za ścierkę, umyła podłogę i zajęła się potem stołami, które, jak wiedziała, miały podsłuch. Tak, powód ich ostatniego wypadku, powód, przez który Evelyn o mało, a straciłaby życie. Evelyn. Co się z nią działo? Właśnie, od dwóch dni jej nie widziała i Crow miała wrażenie, że dziewczyna już wie o Igrzyskach.
Booker. Cholera, nie lubię Cię, ale ze względu na Evelyn…
Wtedy usłyszała czyjś głos, podczas przeszukiwania kolejnego stolika. Każdy, który już umyła i wysprzątała odpowiednia oznaczała – stawiała na nim stojak z chusteczkami. Do końca roboty została jej zaledwie połowa, miała nadzieję jakoś uporać się z tym przed Paradą Rydwanów, bo mimo wszystko chciała dowiedzieć się, jak zaprezentuje się Theo, Booker chociażby…
-Rory! – zawołała odruchowo i odwróciła się w jej kierunku i wtedy, szybko zdała sobie sprawę, że to źle, ze względu na podsłuch nie mogły rozmawiać o wszystkim. Ale dobrze, że przyszła, bo Lucy powoli ogarniało odrętwienie, tępy ból głowy i mdłości, a w pewnym momencie doszła do wniosku, że po prostu ma gorączkę. Ale praca wybiera, trzeba spełnić obietnicę lub posługę. Lucy posłała w kierunku przyjaciółki szeroki uśmiech i przytkała palec do ust wskazując na jeden ze stolików i wymawiając bezgłośnie słowo „podsłuch” – Cieszę się, że przyszłaś i… nie bądź zł… nie denerwuj się, to nic nie znaczy, naprawdę! – chciała ją uspokoić, mimo wszystko, bo ma być dobrze, będzie dobrze, chciała tej pracy, MUSI JĄ MIEĆ – mam bardzo miłego pracodawcę – dodała po chwili ze spokojem, po chwili zakaszlała i otarła gorące czoło dłonią.
Powrót do góry Go down
Jack O'Leary
Jack O'Leary
Wiek : 26

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptySob Lip 06, 2013 4:11 pm

Bycie strażnikiem to naprawdę ciekawe zadanie – mówił Jackowi ojciec, kiedy namawiał go do podjęcia tej posady. Po latach pracy, dwudziestosześcioletni mężczyzna już wie, jaka to ciekawa praca. Są w niej pozytywy ale i także negatywy. Z punktu widzenia samego strażnika więcej widać tych drugich czynników, niż tych pierwszych. Kolejny dzień pracy, coraz bardziej utwierdzał w przekonaniu co do negatywnych czynników, wyśmienicie wymazując dobre cechy pracy. Jak zwykle rano Jack ubrał się, pocałował siostrę w czoło, kiedy ta jeszcze spała, przygotował się do pracy i zwyczajnie, rytualnie do niej poszedł. Dziś Szef strażników wyznaczył O’Leary’owi przeklęte miejsce patrolu. Na dworze! Musiał stać na zimnie, kiedy temperatura sięga już dwudziestu dwóch stopni Celsjusza. Przeklęta pogoda! – przeklinał co pięć minut maszerując w tę i z powrotem. Doskwierała mu nuda, nuda i jeszcze raz nuda, jak to bywa o tej porze roku. Stojąc na straży przez ciągnące się niemiłosiernie pięć godzin chwilami żałował, że któremuś z gryzoni KOLCa nie chce się zrobić jakiejś większej zadymy, by mógł choć trochę poczuć lekkie ciepło które ogarnia go kiedy jest zmuszony do pogoni za sprawcą wykroczenia prawnego. Dzisiejszego dnia, niestety było spokojnie. Kiedy tak Jack maszerował od słupa do słupa elektrycznego marzył o tej lepszej półroczni zwanej okresem letnim. Człowiek idąc nie słyszy swoich butów miażdżących tafle grubego śniegu, a pozytywne krzyki, pogawędki ludzi, nawet tych znajdujących się w KOLCu. Kiedy zawieje lekki letni wiaterek człowieka ogarnia chwilowe orzeźwienie, a kiedy zawieje „wiaterek” w zimę czujesz jakbyś dostawał mocnego kopniaka w nieprzykryte płótnem elementy ciała. W lecie wszystko jest kolorowe, są kwiaty, motyle, bukiety i… Lucy Crow! Tak! Ta przemiła, piękna osoba zawsze sprzedaje kwiaty w lato na bazarze. Kiedy zmienilibyśmy dzisiejszą pogodę, z pewnością Jack znalazłby się przy jej stoisku i urządzał przyjazną pogawędkę, a nie tak jak teraz, chodził od słupa do słupa. Jego chwilowe marzenia przerwał krzyk innego strażnika wołającego na zmianę warty. Jaki był wtem uradowany! W końcu skończył tę matnię. Dzisiejszego dnia nie chciał jednak spędzić w domu, a pogrążony myślami o cudownej Lucy i jej kwiatami, postanowił udać się do Violatoru. Słyszał bowiem pogłoski, iż ta teraz w półroczni zimowej podjęła się pracy w tamtejszym barze. Czy aby jednak to prawda? Musiał to sprawdzić. Jack wchodząc do baru ujrzał kosmyk jasnych włosów na twarzy malowanej młodej osóbki. Przy niej stała znajoma mu kobieta, choć nie wiedział do jakich wspomnieć ją przyczepić. Jako, iż Jack nie należy do osób które są śmiałe i wybuchowo witają znajomych, po cichutku, niepostrzeżenie zajął miejsce przy stoliku który znajdował się w kącie. Ocknąwszy się lekko z nieśmiałych myśli uświadomił sobie po co tak naprawdę tutaj przybył. Pragnął rozmowy z Lucy, ale i także chciał dowiedzieć się więcej o niby znajomej mu kobiecie. Nastroił więc głos cichym chrząknięciem, a następnie zawołał – Cześć kobiety! – uświadamiając sobie, że to było głupie zawołanie. Następnie lekko speszony oczekiwał odpowiedzi i przygarnięcia do środowiska.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptySob Lip 13, 2013 10:38 pm

Obrzuciła przyjaciółkę szybkim spojrzeniem. Nie chciała się w nią wgapiać i być przyczyną jakiegokolwiek dyskomfortu, ale jednocześnie próbowała rozgryźć, czy Lucy przypadkiem nie chciała czegoś przed nią ukryć. Czy jej praca w Violatorze polegała tylko na byciu barmanką? A może dochodziły do tego dodatkowe obowiązki?
Jakby już samo mieszkanie w gettcie nie było wystarczająco upadlające.
-Ależ ja się nie denerwuję, po prostu się martwię - powiedziała, jednocześnie zwracając uwagę na to, że dziewczyna próbowała jej coś bezgłośnie przekazać.
Podsłuch? Naprawdę? No proszę, czyżby dom uciech naprawdę stanowił aż taką kopalnię informacji?
Mrugnęła do Lucy i wyciągnęła z torby wszystko, co jej przyniosła. Nie dała rady przemycić więcej, ale w najbliższym czasie zamierzała wpaść tutaj kilka razy, jeszcze więc nie wszystko stracone. Bez słowa przesunęła wszystkie produkty po ladzie w stronę dziewczyny i ponownie rozejrzała się dookoła. Skoro był tu podsłuch, to czemu nie jakaś wtyczka? Wszystkie chwyty dozwolone, prawda, Coin?
Nagle usłyszała znajomy głos.
-Cześć kobiety!
Natychmiast odwróciła się w kierunku, z którego dochodził, a na jej twarz szybko wstąpił szeroki uśmiech. Jack O'Leary! Stary kompan z czasów rebelii!
-No proszę, cóż za znamienity gość zawitał w skromne progi tego baru - zawołała i jednocześnie gestem przywołała go do baru.
Wychodziło na to, że mężczyzna zna też Lucy, a Rory była bardzo ciekawa, jaki rodzaj znajomości wchodził tu w grę. Poklepała miejsce obok siebie i jeszcze raz dała Jackowi znać żeby usiadł obok.
-Dwa razy szkocka - zarządziła wesołym głosem - Na mój koszt.
Ach, cóż to było za spotkanie po latach.


ZABIJCIE MNIE! Byłam pewna, że odpisałam! :C
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptySob Lip 13, 2013 11:46 pm

Pochłonięte rozmową grono znajomych nie zauważyło, że jedna z lamp nad głową Rory zaczęła się niebezpiecznie chybotać. Po zaledwie chwili obluzowany, metalowy klosz spada na głowę dziennikarki, nie dając jej towarzyszom czasu na reakcję i powodując u Rory trwającą nieokreśloną ilość czasu śpiączkę.


    Rory zostaje unieruchomiona do odwołania (1-2 tygodnie rzeczywiste)
Powrót do góry Go down
Lucy Crow
Lucy Crow
Wiek : 17 lat
Zawód : prostytutka/kwiaciarka
Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet
Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptyNie Lip 14, 2013 1:08 am

Lucy tylko przed kilkoma osobami nigdy nie przyznałaby się do pracy w burdelu, jakakolwiek by ona nie była. Nie chciała, aby w takim miejscu zobaczyła ją Rory, a przede wszystkim tatko. Byłoby jej nie tyle co przykro, jak po prostu wstyd. Wychował ją i starał się zawsze nauczyć, wbić do tej kolorowej i do połowy zaprzątniętej przez Igrzyska główki, że trzeba mieć szacunek do własnej osoby. Starała się, naprawdę bardzo się starała. Robiła zawsze to, co jej kazał, zawsze słuchała się rad, których jej udzielał. Stał się dla niej autorytetem, człowiekiem, którego szanowała i kochała ponad wszystkich. I jeszcze jeden, mały szkopuł. Zawsze traktował ją jak księżniczkę, starał się dać wszystko i powtarzał, że kiedy będzie przy nim, niczego jej nie zabraknie. Tak bardzo się mylił i skłamał ją. Pamiętała te słowa, jakby wyrwane z kontekstu, bez przerwy przypominały o swoim istnieniu. Lucy było wtedy przykro, czasami płakała. Często płakała, ale kiedy inni patrzyli, śmiała się i była szeroko uśmiechnięta. Bo kochała ludzi, wierzyła w nich i w to, że jej życie w końcu się poprawi, że znajdzie ścieżkę, która doprowadzi ją do szczęścia. Wiara w szczęście jest prawdziwa, najsilniejsza i najpiękniejsza, to wiara w to, co najlepsze w życiu człowieka. A lukier się sypie, coraz więcej i coraz więcej, ale tak jest dobrze, lepsze to niż negatywne myślenie, prawda?
-Ależ wiem, dziękuję – na krótkie kilka sekund objęła Rory ramionami i ucałowała ją w policzek zaraz potem stojąc już przy stoliku. Spojrzała na kilka, prawdopodobnie potrzebnych jej w przyszłości, rzeczy i pomyślała o jedzeniu. Tak! Musiała zanieść je ojcu, prędko, jak najszybciej. Ha, chwila, a wyrwałaby się i pobiegła w śniegu przez zaspy prosto do swojego małego mieszkanka, ale przypomniała sobie o podsłuchu i obecności przyjaciółki. Odwróciła się w jej kierunku gotowa jeszcze raz ją mocno przytulić, kiedy usłyszała znajomy głos. Spojrzała na mężczyznę i pomachała mu dłonią – Cześć Jack.
Zauważyła, kątem oka, że Rory i Strażnik się znają, zatem postanowiła dać im chwilę dla siebie nawzajem zajmując się myciem kolejnego zabrudzonego przez poprzednich gości stolika. Szybko przetarła go ścierką i pochyliła się sprawdzając czy od jego drugiej strony nie znajduje się jakiś podsłuch. Szybko przejechała dłonią po gładkiej powierzchni i poczuła jakieś ledwo wyczuwalne zgrubienie pod opuszkami palców. Ucieszyła się, kiedy usłyszała za sobą trzask. Lucy próbowała się szybko wyprostować, ale uderzyła tyłem głowy o kąt stolika.
-Co za dziadostwo – mruknęła zirytowana prostując się, spojrzała w kierunku… leżącej na podłodze Rory. Przez moment przenosiła wzrok, to z metalowego klosza, to na przyjaciółkę, gdy w końcu otrząsnęła się z szoku i podbiegła do niej – O nie, nie, nie… - mamrotała pod nosem sięgając do jej twarzy, nerwowo sprawdziła puls nawet się nad tym nie zastanawiając i obejrzała jej głowę sprawdzając czy nie ma na niej jakiejś trwałej otwartej rany. W końcu podniosła się z klęczek i spojrzała na Jacka – Weźmiesz ją na ręce? – spytała, choć doskonale znała odpowiedź – Trzeba ją zanieść… do szpitala nie, nie do szpitala, Lucy, tam ją rozpoznają, na pewno, będzie miała kłopoty Nie, nie! Na górę, weź ją na górę – oświadczyła w końcu pewnie, z siłą w głosie.
Przecież to nie może być nic poważnego, prawda? Potrzebny jest lekarz. Co powie Frans? Będzie wściekły! Zły!
Ale Lucy ma dla niego chociaż jedną dobrą wiadomość – znalazła podsłuch. W tym momencie jednak o nim nie myślała, ważniejsza była Rory.
Czekała, aż Jack zaniesie dziewczynę na górę, potem szybko wróciła, zabrała to, czego szukała i zniknęła ponownie na górze.

[zt]
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptySro Lip 31, 2013 10:52 am

Spod bramy głównej.

Idąc ulicami Kwartału, Vivian przestała dziwić się Strażnikowi, który miał wątpliwości co do jej wizyty w tym miejscu. Czuła się tutaj obca. Zapytała kogoś o drogę do Violatora, ale rozmówca tylko popatrzył na nią dziwnie i czym prędzej odszedł.
Znalazła bar sama, klucząc pomiędzy ulicami i uliczkami, rozmyślając sobie o tym, że to stąd pochodzi połowa dzieciaków, które umrą na arenie. Vivian powoli oswajała się z faktem, że śmierć trybutów na arenie nie wzbudza w niej żadnych emocji. Miała zrobić swoje, swoje zrobiła... tylko co dalej?
Popchnęła drzwi baru i weszła do środka, mimowolnie krzywiąc nos. Ładnie to tu nie pachnie, no i co do cholery miałaby tu robić Rory? Miała wrażenie, że ktoś tu użył lizolu, stąd ten zapach.
- Przepraszam? - rzuciła gdzieś w przestrzeń, nie oczekując odpowiedzi.
Usiadła przy stoliku i z nudów zaczęła składać papierowe samolociki z ulotek i serwetek, które z ponurą satysfakcją wypuszczała na salę.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptyNie Sie 04, 2013 4:18 pm


    Uliczka.

To nie był dobry dzień.
Jeden z tych, które pojawiają się niespodziewanie i już od samego początku odsłaniają przed nami wszystkie mankamenty naszego życia. Sprawy, które przez większość czasu staramy się upchnąć pod łóżkiem i przystawić pudełkami po butach, wychodzą nagle na wierzch, jak na złość - wszystkie na raz. Sprawiają, że ciężko nam oddychać i nagle mamy wrażenie, że nie jesteśmy niczym innym, jak jednym wielkim rozczarowaniem dla świata i dla siebie. Nasza przeszłość jawi się wtedy jako nieprzerwane pasmo porażek, teraźniejszość jest torem przeszkód nie do przebycia, a przyszłość jedną wielką niewiadomą, która jednak z pewnością nie przyniesie niczego, poza kolejnymi problemami. Na końcu dochodzimy natomiast do konkluzji przytłaczającej i rodzącej ten najgorszy z możliwych rodzaj myśli - że już nigdy nie spotka nas nic dobrego. I że nigdy w życiu nie będziemy szczęśliwi.
Takie dni zdarzały się Ashe często, właściwie od zawsze. Kiedy jeszcze mieszkała w lepszej części Kapitolu i miała coś, co można by nazwać godziwymi warunkami egzystencji, lekarstwa pomagały jej zwalczyć większość z nich. Teraz jednak, w obliczu wysokich, zamkniętych murów Kwartału i braku perspektyw na poprawę... Nie było najlepiej. Przeszłość wyciągała po nią swoje macki coraz częściej, przywoływana przez durne, z pozoru nic nieznaczące detale: smętny wzrok zagłodzonego dzieciaka, przerdzewiałe krzesła w czymś, co w chwilach lepszego humoru nazywała mieszkaniem, czy sypiący się z budynków tynk. Wszystko to uderzało w nią ze zdwojoną siłą, było jakby szyldem, na każdym kroku uświadamiającym jej pokrętny umysł, że poniosła klęskę. Na wszystkich możliwych polach.
Być może już niedługo, przemknęło jej przez głowę, kiedy pokonywała oblodzone schodki, prowadzące do przybytku, w którym ostatnio bywała stanowczo za często. Wnętrze lokalu było prawie puste, co przywitała z nieznaczną ulgą. Strząsnęła z włosów pojedyncze płatki śniegu i usiadła przy barze, opierając łokcie na blacie. Nie zamówiła niczego, zresztą - nie miała za co. Jedyne pieniądze, jakie posiadała, znajdowały się na koncie bankowym, do którego rzecz jasna nie miała już dostępu.
- Mathias jest u siebie? - zaczepiła barmankę, ale nie przejęła się zbytnio, kiedy ta poinformowała ją, że wyszedł jakiś czas temu. Sprawdzenie, jak się miewał, i tak było tylko wymówką do wyrwania się z czterech ścian mieszkania. Zresztą, skoro był w stanie szlajać się po Kwartale, musiało mu być lepiej.
Lepiej. Parsknęła cicho pod nosem, gdy dotarł do niej ładunek ironii, jaką od pewnego czasu niosło za sobą to słowo. Kiedyś lepiej oznaczało ładną pogodę, dobrze przyjęty przez krytykę artykuł albo trafienie na dobry film w telewizji. Dzisiaj człowiek czuł się lepiej, gdy w trakcie snu nie odmarzły mu palce. - Użalaj się nad sobą dalej, na pewno ci to pomoże - mruknęła pod nosem, bębniąc palcami o szkło i, jak to w ten konkretny typ dni bywa, poczuła się jeszcze gorzej.
Przez następnych kilka minut tkwiła w czymś w rodzaju letargu, zagłębiając się we własne, coraz bardziej czarne myśli. Drgnęła dopiero, gdy poczuła na plecach powiew lodowatego powietrza. Obróciła się, chcąc zobaczyć, kto przyszedł, ale sylwetka mężczyzny tylko mignęła jej przed oczami, znikając na schodach, prowadzących na piętro. Uniosła wyżej brwi. Komuś naprawdę się spieszyło.
Ten sam osobnik po niecałej minucie pojawił się jednak znowu, więc tym razem mogła przyjrzeć mu się lepiej, nawet specjalnie się nie wysilając. Ciemny, elegancki płaszcz. Ciepły szalik. Drogie buty. Chodzący po Kwartale tak swobodnie, jak gdyby był u siebie. Rządowiec.
Uśmiechnęła się krzywo pod nosem i zanim zdążyła ugryźć się w język, słowa same opuściły jej usta.
- Nieco nietypowa pora na wizytę. - Obróciła się na stołku, sprawdzając, czy mężczyzna się zatrzymał. Stał już przy drzwiach. - Nie powinieneś czyścić bucików przez bankietem?
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptyNie Sie 04, 2013 10:50 pm

    | Park przy szpitalu.
Drugie wylegitymowanie się tego dnia, tym razem wszystko powinno pójść bez problemu.
- Ponownie wzywają mnie cele służbowe. - Podał dowód i przepustkę do KOLCa wraz z legitymacją. - Praca nie wybiera… Wolałbym teraz przygotowywać się do bankietu. - Cóż za piękne, urocze i zgrabne kłamstwo. Oczy trzeba było jak najbardziej mydlić, przynajmniej tym z rządu. Tym, których nie znał i nie wiedział co mogli.
- Wszystko się zgadza. - Odpowiedziała ta sama Strażniczka, co ostatnio. Dobrze wiedziała, że wszystko było w porządku. Kontrola, to tylko formalność. - Otwórzcie bramę. - Nakazała swoim współpracownikom, a Chaz wjechał do KOLCa.
Ludzi na ulicach wcale nie przybyło, może nawet było ich mniej. Nic nie wyglądało na lepsze, ani gorsze. Ale, czego spodziewał się Charles? Chyba niczego… i się nie zwiódł. Codzienność ludzi z getta wydawała się być dużo okropniejsza, niż nawet dzień w ubogim dystrykcie. Tam przynajmniej prowizorycznie byli woli i na pewno łatwiej było o, chociażby jedzenie.
Wyskoczył z auta pod lokalem, zamknął drzwi i szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi. Śnieg skrzypiał pod podeszwami jego butów. W środku nikogo nie dostrzegł, przynajmniej nie na wejściu. Od razu poszedł do pokoju numer jeden. Sprawdził na pościeli i w niej, i na szafce, koło której siedziała Carter. Szalika tam nie było. Czyżby ktoś naprawdę dbał aż tak o porządek w tym… jakże sympatycznym lokalu? Jednak kiedy przykucnął, zobaczył go w trzech czwartych schowanego od łóżkiem. Podniósł kawałek materiału i zwinął, chowając w rękę.
Spokojniejszym i wolniejszym krokiem wracał ku wyjściu. Przy okazji objedzie sobie KOLC, czy przejdzie się kawałek. Spraw rządowych nie można załatwić aż tak szybko. Metr lub dwa przed drzwiami zatrzymał go jakiś kobiety głos.
- Nieco nietypowa pora na wizytę. - Powiedziała i odwróciła się ku niemu. - Nie powinieneś czyścić bucików przez bankietem? - Dodała, a Chaz wyczuł, że może być przyjemnie… w szerokim zakresie rozumienia tego słowa.
- Zrobiłem to już dawno. - Odpowiedział z jadowitym uśmieszkiem. Podszedł bliżej baru. - Nawet mam nowe, specjalnie na okazję bankietu. - Kłamał, ale musiał się jakoś odegrać. Jeszcze bardziej zmniejszył dystans i usiadł na stołku obok blondynki. Nadal nie tracił jadowitego uśmiechu.
Chaz, ogłupiałeś? No może trochę zgłupiał.
Niestety, to nie ten typ, który ignorował takie głupie zaczepki. Tym bardziej, że nie powinno mu się nic stać. Przynajmniej nie wychodził na tym nigdy źle. Może i tym razem…
- Czemu nieodpowiednia? - Odłóż szalik Rory na bok i czekał na odpowiedź. Nie do końca rozumiał pierwszą aluzję.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptyNie Sie 04, 2013 11:53 pm

Zabawne, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć konsekwencji naszych małych decyzji. Zabawne i przerażające, bo podejmujemy je codziennie, nie zaprzątając sobie nimi głowy, nie zatrzymując się nawet na sekundę. I dopiero później, z perspektywy czasu, jesteśmy w stanie ocenić, jak bardzo zmieniły nasze życie. Gdybym nie spóźnił się do pracy, nigdy nie poznałbym swojej obecnej żony. Gdybym wyszedł na przystanek pięć minut wcześniej, nie potrąciłby mnie samochód. Gdybym skręcił w inną ścieżkę, nigdy nie odkryłbym tego miejsca. Gdybym, gdybym, gdybym.
Kiedy mężczyzna przysiadł się do niej, uniosła brwi w niemym zaskoczeniu. Spodziewała się raczej, że rzuci złośliwą uwagą, każe jej wrócić do własnych zajęć albo po prostu spiorunuje ją wzrokiem. On natomiast się uśmiechał. Szeroko i nieco jadowicie, ale o dziwo nie wyczuła w nim pogardy do własnej osoby, a to zdarzało się rzadko. Może jednak się pomyliła i wcale nie miała do czynienia z członkiem rządu. Odchyliła się nieco na stołku, lustrując jego twarz bez najmniejszego skrępowania i próbując coś z niej odczytać. Bezskutecznie.
- Uroczo - powiedziała, stwierdzając w końcu, że ten człowiek najzwyczajniej w świecie ma nierówno pod sufitem. Jej palce powróciły do wybijania miarowego rytmu na blacie baru. - Jaki model? Trochę nie jestem na czasie, nie dostarczają nam tu pism o modzie - dodała, nawet nie siląc się na zgrabne ukrywanie sarkazmu. Zacisnęła usta, milknąc na moment i próbując rozszyfrować, jakie emocje budzi w niej mężczyzna, ale jeszcze nie była w stanie odpowiednio ich sklasyfikować. Był tam pewien rodzaj irytacji, pomieszanej z niechęcią, ale też z rozbawieniem i dziwnym, kompletnie nieuzasadnionym poczuciem, że może mu zaufać. Prychnęła do własnych myśli.
Dopiero po chwili zorientowała się, że jej uwaga została podchwycona oraz że zadano jej pytanie. Uniosła wyżej jedną brew, jakby chciała zapytać: serio?
- Po prostu wydawało mi się, że rząd ma teraz ważniejsze rzeczy do roboty, niż odwiedzanie... klubów muzycznych - odpowiedziała gładko, wzruszając jednocześnie ramionami. Jej komentarz miał co prawda bardziej rozbudowane dno, ale skoro mężczyzna go nie podłapał, to albo naprawdę nie wiedział, czym w istocie jest Violator, albo był wyjątkowo mało inteligentny.
Jej spojrzenie przeniosło się z twarzy nieznajomego na trzymany w jego dłoni szalik, z całą pewnością - damski. W jej oczach błysnęło zdziwienie, bo oto otrzymała kolejny fragment układanki, który do niczego nie pasował, ale ugryzła się w język, zanim pytanie zdążyło się na dobre na nim sformułować. Co właściwie ją obchodziło, kim był i co tu robił? Cholerne dziennikarskie nawyki, do tej pory powinny były zniknąć. - No ale cóż - powiedziała, odwracając się z powrotem przodem do baru, a bokiem do mężczyzny. - Nie zatrzymuję. Nowe buciki wzywają - dodała i - nie mogąc się powstrzymać - posłała mu jeszcze jeden sarkastyczny uśmieszek.
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptyPon Sie 05, 2013 12:54 am

Już nie raz Chaz przekonał się, że zwalczanie ognia ogniem nie dawało dobrych skutków, właściwe powodowało jeszcze większy pożar. Jednak za każdym razem robił to samo. Zwalczał, a raczej odpowiadał na sarkazm, niczym innym, jak sarkazmem. Zmiany? Próba ograniczenia sarkazmu? Za każdym, razem po kilku takich dnia wylewał z siebie jeszcze większe morze jadu. Problem tkwił w tym, że lubił w sobie takową cechę. Jakkolwiek źle to o nim świadczyło…
Blondynka, na oko koło lub po dwudziestce zdziwiła się, kiedy mężczyzna do niej przysiadł. Najwyżej uzna go za niepoczytalnego, wariata, nienormalnego? Co to na niego.
Jedna w tą, czy w tamtą.
- Lotniki. - Odpowiedział jej z identycznym sarkazmem, tylko on wysilił się na zatuszowanie go. Najwidoczniej wszystko bardzo, bardzo go bawiło, bo nadal się uśmiechał się z takim samym ironicznym grymasem. - Nie tracisz dużo. Duża część ludzi z dystryktów nie ma dobrego gustu. Raczej branża modowa trochę podupada. - Nadal tkwił w takim samym tonie, ale zastanowił się nad czymś. Czy ta, siedząca obok niego kiedyś, za czasów Snowa trudniła się modą…
Chyba nadal była zainteresowana rozmową z nieznajomym. Czyżby byli siebie warci?
- Klub muzyczny. Ładna nazwa. - Stłumił śmiech. - Dodam to do określeń. - Niemal parsknął, jednak przeniósł wzrok na przezroczysta butelkę do połowy napełnioną zielonym płynem.
- Napijesz się czegoś? - Spojrzał na inne trunki, które zdobiły równoległą do ich twarzy ścianę. Dziewczyna zmieniła pozycję i siedziała do niego bokiem. Ciężko było mu teraz wyczytać z jej twarzy jakiekolwiek emocje, czy to o czym myślała.
- Charles. - Przedstawił się, chyba im obojgu byłoby łatwiej znać swoje imiona. Przynajmniej Lowellowi. - Wiesz, ciężko mi myśleć o tobie jak o dziewczynie, czy blondynce lub nieznajomej. Lowell. - Dodał po momencie i posłała jej jeden z tych mniej, jednak nadal, ironicznych uśmiechów. Zastanawiał się, czy jego nazwisko coś jej powie. Jeśli trudniła się architekturą, być może. Przez głowę przeleciał mu pewien pomysł. Przecież, jeśliby się z nią podroczył…
- A może sama chciałbyś ocenić moje buty? - Wypalił natychmiastowa. Dopiero po momencie zorientował się jak to zabrzmiało.
Czy właśnie zaprosił na bankiet obcą osobę?
…W sumie mogło być zabawnie. Nick się wyłamał, a jego wieczór miał wyglądać na przeżyciu od jednego drinka do drugiego. Czekał na reakcję z jej strony, wydawała się być inteligentna, piekielnie inteligentna… Nie no, nie było szansy żeby nie zrozumiała.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptyPon Sie 05, 2013 1:27 am

Rozpracowywanie ludzi było jak układanie puzzli. Na początku dostawało się nie więcej, jak tylko pustą planszę, z górą rozsypanych elementów, piętrzącą się na środku. Czasem wzór był na tyle prosty, że uzyskanie go było kwestią minut, innym razem otrzymywało się obrazek nie dość, że skomplikowany, to jeszcze zdający się nie posiadać absolutnie żadnej logiki. Niektórzy ludzie z kolei, byli na tyle skryci i sprytni, że potrafili podrzucić nam na planszę pozornie pasujące puzzle, które w rzeczywistości  pokazywały skrzywiony obraz rzeczywistości. Inni serwowali nam ich zbyt mało, albo w drugą stronę - zbyt wiele, żeby zmieściły się w układance. Nieistotne jednak, jak trudny był sam proces, dla Ashe stanowił zawsze tak samo fascynujące zajęcie.
Kiedy mężcz... Charles rzucił w jej stronę żartem o modzie, dostała do rąk kolejny element, który gładko wskoczył na miejsce. Poczucie humoru. Nie roześmiała się co prawda tak szczerze i serdecznie, jak zwykła to robić kiedyś, ale jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, który - o dziwo - objął także jej oczy. Potrząsnęła lekko głową, sprawiając, że kilka jasnych kosmyków opadło jej na twarz.
- Cóż, to nie jedyne, co wam nie wyszło - powiedziała, zerkając na niego z ukosa. Może nie powinna tego mówić. W końcu miała do czynienia z jednym z tamtych, jak nazywała w myślach rebeliantów, a im z zasady nie powinno się ufać. Bardziej niż komukolwiek innemu. Z drugiej strony, mężczyzna nie wyglądał, jakby miał za chwilę wyciągnąć zza paska pistolet i strzelić jej w tył głowy. Odwróciła się ponownie w jego stronę. - Ashe - powiedziała, naśladując jego ton, kiedy się jej przedstawiał. - Cradlewood. I, uwierz, nazywano mnie gorzej. - Przeniosła spojrzenie w stronę butelek, stojących w równych rzędach za barem. Nie miała pojęcia, skąd pochodzą i chyba wolała pozostać w tej nieświadomości. - Coś proponujesz? - zapytała, podchwytując lekki ton rozmowy, jaki - świadomie, bądź nieświadomie - narzucił Charles. Jednocześnie ani na chwilę nie przestała rzucać mu ukradkowych spojrzeń. Dotychczasowe próby wyczytania czegokolwiek z jego twarzy co prawda do tej pory nie przynosiły efektów, ale jeśli czegoś się nauczyła, pracując przez kilka lat jako dziennikarka, to tego, że po pewnym czasie każdy traci czujność i przestaje ukrywać emocje. Każdy. Kwestią jest jedynie wyłapanie odpowiedniego momentu.
Na ostatnią uwagę nie odpowiedziała od razu. Początkowo zmarszczyła tylko brwi i otworzyła usta, chcąc jakoś ją skomentować, ale po chwili namysłu ponownie je zamknęła. Podświadomość podpowiadała jej, co tak naprawdę kryło się pod pozornie niewinną, rzuconą mimochodem propozycją, ale rozsądna część jej umysłu, nie chciała do siebie dopuścić tego faktu. To było niemożliwe, żeby właśnie... A może? Cóż, jeśli tak, to jej towarzysz naprawdę był nie do końca normalny.
- Charles, nie wiem za kogo mnie wziąłeś, ale nie wszyscy mogą biegać sobie po Kapitolu w tę i z powrotem - odpowiedziała w końcu, uznając, że mężczyzna najpewniej po prostu zażartował.
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptyPon Sie 05, 2013 2:29 am

Wymyślanie historii dla zwykłych ludzi było czymś intrygującym. Siedząc na ławce w parku Charles widział szczupłą kobietę z blizną na przedramieniu, z idealnie równo obciętymi włosami. Nosiła wysokie szpilki, a jej torebka wyglądała tak, jakby trzymała w niej tysiąc najpotrzebniejszych rzeczy. Wtedy można było wypuścić swoje myśli na niezbadany grunt.
Może kobieta w czarnych włosach wychowywała się w niezbyt wesołej rodzinie, a blizna jest pamiątką po ojcu alkoholiku. Potem sama miała problemy, z okazywaniem uczuć i byciu prawdziwą. Jednak postanowiła odciąć od siebie tamtą część życia. Za każdą cenę wyrwać się z patologii. Jakimś trafem, przez samozaparcie i poznanie odpowiednich ludzi objęła posadę w banku. Weekendami udzielała się charytatywnie, miała świetnego fryzjera i zaadoptowała dwójkę dzieci…
A może wszystko wyglądało zupełnie inaczej… kiedyś ktoś ja napadł. Jej historia mogła nawet nie nakładała się na to, o czym myślał Chaz. Być może była Strażniczką Pokoju, zimną i bezwzględną, uwielbiającą spacery po parku. Istniała również możliwość, że jej życie toczyło się nudniej od życia dżdżownic w glebie…
Ludzie byli bardzo inspirujący, tylko wystarczyło ich dobrze poznać, przyjrzeć się im. Albo zaleźć punkt zaczepienia i wymyśleć historię. Niestety zdarzało się, że osoby, na które nikt nie zwróciłby nigdy uwagi kryły w sobie sekret. Otaczały się, czymś w rodzaju niewidzianego uniformu zakrywającego każdy centymetr kwadratowy ich ciała. Bez odpowiedniego kątu nikt nigdy by ich nie dostrzegł. Nie zdradzali emocji i zachowywali się tak bardzo tajemniczo, że każda część mózgu chciała odsłonić coraz to nowszy element.
Jedną z takim osób była ów nieznajoma blondynka, Ashe. Miała w sobie coś magnetyzującego. Coś, co przyciągnęło Chaza na ten fotel i sprawiło, że nadal siedział w tym samym miejscu.
Prawda. Przyznał Cradlewood rację, chociaż wolał nie zdradzać swoich poglądów na tak wczesnym etapie znajomość i w takim miejscu. Mówienie niepochlebnie o Coin raczej nie zwiastowało nic dobrego.
Mógłby pochwalić jej imię. Nie było pospolite, a raczej unikatowe i rzadko spotykane. Podobało mu się, jednak zachował to dla siebie.
- Urocza melodia. Czyżby to jakaś symfonia? - Wskazał podbródkiem palce uderzające w stół. - Wyjdź z tym na ulicę. Pokochają cię. - Sarkazm był wyczuwalny na kilometr, jednak Charles brnął w to dalej. - Po obu stronach muru. - Dorzucił i znów przyjął jeden z bardziej jadowitych uśmieszków.
- Cokolwiek… Na co masz ochotę? - Odpowiedział bezbarwnym tonem głosu. - Jestem tu samochodem. - Wyjaśnił równie beznamiętnie.
Ukradkiem zerknął na sufit. Nie był w idealnym stanie, ale spodziewał się czegoś gorszego. W rogach odłaziła farba, jednak nie wyglądało to najgorzej. Właściciel lokalu najwidoczniej dbał o standard dla swoich prostytutek… i klientów.
- Cóż Ashe… ja mogę. - Przedrzeźnił uderzanie palcami, jednak specjalnie robił to bez żadnego rytmu. - I mam pewne możliwości. Pytanie tylko, czy ty chcesz. - Co on jej proponował? Wyjście z KOLCa? Ucieczkę? Za to grodziła kara śmierci, a jednak. - Moja osoba towarzysząca… Nie pojawi się. - Ubrał to zgrabnie w słowa i zamilknął.
- Cholera. Coś mi nie wychodzi. Maestro, nauczysz mnie swojej symfonii? - Zapytał Ashe, jednak typowy sarkam chyba nie miał zamiaru opuścić ich przez najbliższy czas.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptyPon Sie 05, 2013 3:09 am

Złożony.
To kolejne słowo, kolejny element układanki, który przyszedł jej do głowy. Nietypowy i raczej rzadko używany do określenia osobowości, ale cóż - zrzućcie to na karb niedoskonałości ludzkiego języka, żadne inne wyrażenie nie było w stanie opisać tego lepiej. Ashe była prawie pewna, że Charles należał do tego typu ludzi, którzy pod pozornie beztroskim i czarującym sposobem bycia, skrywali historię. I to nie zwyczajną, bo taką posiadał każdy. Historię mroczną, trudną i zostawiającą w człowieku niewidoczne gołym okiem piętno, wyczuwalne jedynie, gdy podjęło się wysiłek i przyjrzało szczegółom. Ledwie dostrzegalny smutek, czający się gdzieś w oczach, delikatne zmarszczki, nie pochodzące bynajmniej od śmiechu, jakaś dziwna ostrożność w gestach.
Kim jesteś, Charlesie Lowellu?
- Pudło - powiedziała, nie przerywając wygrywania melodii, a przez jej usta przemknął słabo dostrzegalny grymas. - Ludzie po obu stronach muru co prawda zgadzają się w kwestii mojej osoby, ale raczej nie jest to miłość. - Chciała, by zabrzmiało to obojętnie, ale nie do końca udało jej się ukryć nutę goryczy, kryjącą się za tymi słowami. Przygryzła lekko dolną wargę, przerywając kontakt wzrokowy i odwracając spojrzenie w stronę butelek, jakby któraś z nich nagle ją zainteresowała. Następne zdanie opuściło jej usta, zanim zdążyła się nad nim zastanowić, a kiedy już to nastąpiło - nie była w stanie go cofnąć. - Nie jestem najłatwiejszą osobą do kochania.
Jej dłoń znieruchomiała, przestając wystukiwać rytm na porysowanym blacie. Wbiła wzrok w niemożliwe już do usunięcia, owalne plamy po piwie oraz kilka ciemniejszych, najprawdopodobniej wypalonych papierosami. W jakiś sposób przypominały jej, gdzie się znajduje - nawet jeśli akurat w tym momencie nie chciała o tym pamiętać. - I raczej nie mam ochoty na nic, co tu mają.
Zamilkła na kilka sekund, wsłuchując się w miarowe uderzenia, produkowane tym razem przez palce Charlesa. Próbowała wychwycić schemat czy rytm, dopóki nie pojęła, że nie ma żadnego. Tak samo jak jego zachowanie, i wygrywana przez niego melodia nie miała sensu. Pozorna cisza przeciągnęła się, podczas gdy mężczyzna milczał, najwidoczniej czekając na jej odpowiedź. Co więcej, wyglądało na to, że wcale nie żartował.
- Dlaczego? - zapytała w końcu, wciąż na niego nie patrząc. Jej głos znów pobrzmiewał może nieco zbyt topornie nałożoną warstwą sarkazmu, znajdującą się tam najprawdopodobniej po to, by ukryć emocje, które w innym wypadku zapewne wyszłyby na wierzch. - Żadna godna twojego towarzystwa partnerka nie zgodziła się być przyćmiewana przez twój blask, czy po prostu dobierasz towarzyszkę, by pasowała do butów? - Odwróciła się w jego stronę, a jej ręka spoczęła na bębniącej o blat dłoni, zatrzymując ją w miejscu i przerywając kakofonię dźwięków. Spojrzała na jego twarz, być może wciąż mając nadzieję cokolwiek z niej odczytać, a może po prostu dla podkreślenia własnych słów. - Kim jesteś, Charlesie Lowellu? - zapytała, podświadomie wypowiadając pytanie, które dryfowało na powierzchni jej umysłu od kilku minut.
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptyPon Sie 05, 2013 8:55 pm

Czyżby panna Ashe Cradlewood tak szybko zrzucała z siebie ten niewidzialny kombinezon? Ha, sama go zdejmowała? Chaz raczej w to wątpił. Nikt, przynajmniej w czasach jakie panowały i w miejscu jakim siedzieli, nie chciałby żeby ktoś, dodatkowo ze rządu, czy w jakiś sposób powiązany z rebelią, coś o niej wiedział. Brawo, wcale się nie mylił. Lekka nutka sarkazmu powróciła jeszcze szybciej niż zniknęła. Najwidoczniej grała lepiej niż się tego spodziewał. Może występowała w teatrze… chociaż nie, takie gierki jemu samemu całkiem nieźle wychodziły, a przecież nie był w tym mistrzem. Ani, aktorem.
- Jeśli witasz tak wszystkich to wcale się nie dziwię. - Podsumował. Może nieco dla rozluźnienia atmosfery, może żeby w pewien sposób dogryźć blondynce.
Dlaczego wspomniała kochaniu? Czyżby znów odkryła fragment siebie? Rozchwianą emocjonalnie dziewczynę szukającą miłości? Nie. To nawet nie pasowało do jej wyglądu i sposobu bycia, tonu jakiego używała w wypowiedziach. Nie, to nie był ten typ osoby. Ashe wydawała się mu być zimną i oschłą, kimś kto wyznaczał sobie cele i do nich dążył… W pewien sposób podobną do niego samego. Chciała wywieść Chaza w pole. Jednak wszyscy pragnęli miłość, może jednak… Nie, to definitywnie nie pasowało do jej sposobu bycia.
- Co nie oznacza, że ich nie przyciągasz. - Wypalił, jednak wcale nie chciał tego powiedzieć. To miało zostać w jego myślach. Miał to zachować tylko dla siebie. Pozwolić szaleć temu zdaniu w jego umyśle i krążyć wokół mózgu. Jednak to było silniejsze i samo pocisnęło się na jego usta.
Zignoruje to? Raczej wątpliwe.
Przynajmniej powiedział prawdę.
- Dlatego, że ty tego też chcesz. - Odpowiedział, nie miał pojęcia, czy dziewczyna tego chciała. Blefował, zupełnie blefował, jednak nie tracił jednakowego tonu głosu. Posłała jej kolejny jadowity uśmieszek. - Raczej jedno powoduje drugie. Kiedy mam odpowiednie buty, wtedy pasująca do butów osoba boi się, że ją przyćmię. - Odpowiedział gorzko, podkreślił jedynie „zwrot pasować do butów”. Nie należał do takich osób. - Mam zrozumieć, że ty też się boisz? Czyżby Ashe straciła dawny wdzięk, który zapewne miała? - Dorzucił sarkastycznie, miał pewność, że nie puści tego koło uszu.
Kim jesteś, Charlesie Lowellu? Odbiło się w jego głowie. Miał na to mnóstwo odpowiedzi. Kilka zwyczajnych, kilka metaforycznych.
Osobą, która kiedyś zbłądziła w życiu. Osobą, która szukała szczęścia. Osobą, która goniła za wolnością. Osobą, która chciała żyć. Osobą, która zamieszała się w rebelię. Osobą, która była sobą… Która, która, która i która też czasem nie była. Częściej niż czasem.
- Człowiekiem. - Odparł mechanicznie na pytanie. To była głupia odpowiedź, ale pierwsze słowo, które nasunęło mu się na myśl. - Człowiekiem, który dobiera ludzi pod swoje buty. - Tym razem wypowiedział sarkastycznie i zaśmiał się cicho pod nosem. Chyba nie takiej odpowiedzi oczekiwała blondynka.
- A ty… kim jesteś, Ashe Cardlewood? - Spojrzał jej prosto w oczy ukrywając wszystkie emocje.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptyPon Sie 05, 2013 10:17 pm

Za dużo mówiła. Stanowczo za dużo. Ich rozmowa zaczynała powoli zbaczać z bezpiecznych torów i zagłębiać się coraz bardziej w tereny grząskie i podstępne. Nie wiedziała, czy jej czujność przytępił pobyt w Kwartale, czy był to jakiś dar, który posiadał Charles, ale już kilkakrotnie zdarzyło jej się złapać na zbytniej otwartości. Chwilami zapominała nawet, że ma do czynienia z człowiekiem Coin - człowiekiem, który w innych okolicznościach bez mrugnięcia powieką wpakowałby jej kulkę między oczy. Co jakiś czas starała się więc przywoływać do porządku, przywdziewając na nowo maskę obojętności i kryć prawdziwe emocje za ironią i sarkazmem. Nie czuła się z tym dobrze - o dziwo - ale nie miała zamiaru po raz kolejny ryzykować oskarżenia o zdradę. Co nie oznacza, że nie chciała, bo wyglądało na to, że ryzyko leżało po prostu w jej naturze.
- Jeśli faktycznie coś przyciągam, to zazwyczaj są to kłopoty - powiedziała, nachylając się nieco w stronę mężczyzny, zupełnie jakby powierzała mu jakiś sekret. Gra. Gra pozorów. - Boisz się kłopotów? - Kącik jej ust powędrował w górę, a w oczach błysnęły trudne do zidentyfikowania ogniki. Rozmowa z Charlesem od początku ją bawiła, ale teraz dodatkowo zaczęła jej się podobać. Dawno nie miała okazji rozmawiać z kimś dla samej wymiany zdań - bez większego interesu, bez wylewania żali i bez wyzywania się nawzajem. Tak po prostu.
Kolejne słowa mężczyzny były prowokacją, której nawet nie starał się ukryć. Miała ochotę przewrócić oczami, ale ten gest nie pasował do roli, którą sobie przyjęła, a chciała jeszcze przez chwilę pociągnąć trwającą między nimi grę. Tym bardziej fascynującą, że żadne z nich nie pokusiło się o ustalenie zasad.
- Czy się boję? - odezwała się po chwili bezgłośnego mierzenia go wzrokiem. Starała się zachować poważny wyraz twarzy, ale drgający od czasu do czasu kącik ust zdradzał, że w rzeczywistości daleko jej było do powagi. Nieistotne. Charles najprawdopodobniej i tak zdawał sobie z tego sprawę.
Cofnęła rękę, nadal spoczywającą niebezpiecznie blisko jego, i przez kolejną minutę milczała, jakby zastanawiając się nad ripostą, chociaż ta już dawno uformowała się w jej głowie. - Sprawdź mnie - powiedziała w końcu, patrząc na niego z ukosa. Ciężko było stwierdzić, czy naprawdę miała to na myśli.
Tak jak się spodziewała, odpowiedź na ostatnie zadane przez nią pytanie, nie powiedziała jej niczego konkretnego. Szczerze powiedziawszy, mocno by się zdziwiła, gdyby było inaczej. Może nawet zawiodła. Tak samo jak w przypadku, gdyby nie odbił piłeczki w jej stronę, co rzecz jasna, zrobił.
- Dziewczyną - odpowiedziała równie mechanicznie, odchylając się lekko na stołku. - Blondynką. Nieznajomą - dodała po chwili, z pełną świadomością powtarzając dokładnie te same określenia, których Charles użył kilka minut wcześniej.
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 EmptyPon Sie 05, 2013 11:45 pm

Wszystko to mogło się wydawać się nawet podniecające… gdyby grali w filmie. On, przystojny mężczyzna poznał przez przypadek pewną piękną, zadziorną blondynkę. Zaczęli rozmawiać, oboje zdystansowani, charakterni. Toczyli dialog, choć może bardziej przepychankę słowna, a każde słowo kryło drugie dno. Kiedy postanowili zmienić lokację, gdzie zostali sami. Spragnieni swoich ciał zrywali z siebie ubrania, gryźli zachłannie wargi. Rano obudzili się między fałdami z pościeli, zupełnie nadzy.
Potem, przez kolejny rok szukali swojego prawdziwego przeznaczenia, mimo, ze stało im przed nosem.
Nie chcieli urazić swojej dumny udając niezależnych. Dziewczyna wolała tańczyć na podwyższeniu w ekskluzywnych klubach. Zupełnie za darmo i dla samej siebie, by pokazać jemu i sobie jaka była niezależna i piękna. Pokazy stawały się jej katharsisem. Pokazywała, jak bardzo była pożądana, gdy tylko zrzucała swoją droga sukienkę i bujała biodrami w rytm muzyki. Gdy wprawiała perfekcyjne ciało w ruch, gdy nadymała idealnie pomalowane na czerwono usta i bujała długim łańcuszkiem, wcześniej schowanym miedzy piersiami. Striptiz, który rozpalał wszystkie zmysły był sztuką. W dodatku ona nie potrzebowała zdejmować bielizny. Miała to w swojej naturze. Seksualność i kobiecość. Wrodzony talent do uwodzenia. Nawet, kiedy siedziała. Miała w sobie tyle seksapilu.
On nadal zgrywał egoistycznego dupka, jednak każdy kawałek jego skóry płonął. Chciał zobaczyć ją ponownie w jej ekskluzywnych, samonośnych pończochach. Ją samą, bez tłumu w klubach, które tak często odwiedzał. Chciał jej dotykać i całować każdą część ciała. Jednak topił smutki w alkoholu. Raz, jedyny raz wyznał jej miłość, a ona go odrzuciła…
Jednak po tych wszystkich zawirowaniach, próbach, błędach, wspólnym zadawaniu sobie bólu, uświadamiali sobie, co było dla nich najważniejsze. Ich zawikłana, dziwna i prawdziwa miłość.
Niczym w tych wszystkich tanich romansidłach dla rozhisteryzowanych kobiet. Cudownie.
Stop. Oni nie grali w filmie… jednak to wszystko wydawało się być cholernie przyjemne. Nawet za bardzo.
Ashe zmniejszyła odległość miedzy ich twarzami. Kłopoty, przecież wszyscy mieli naturalny talent do pakowania się w nie. Kto się nimi przejmował?
- Nie boję się kłopotów. - Odpowiedział jej wprost do ucha zniżając nieco głos. Zabrzmiał chrapliwie, jednak nadal prowokująco. Blondynka zdawała się być nieco rozbawiania, jednak te emocje zauważył chwilę wcześniej. - Ze wszystkich można się wyślizgnąć. Sądzę, że ty też się ich nie boisz. - Dodał i wrócił do poprzedniej pozycji. - Udajesz, że nie boisz się niczego. - Spojrzał na ścianą, nie chciał zdradzić po sobie żadnych emocji, ale chciał też zobaczyć reakcję Ashe. Milczeli przez dłuższą chwilę.
- Umówisz się z nieznajomym? - Zapytał nadal cicho Chaz serwując jej uśmiech, którego jeszcze nie widziała tego wieczora. Tajemniczy i nieco podniecający, sprawiał, że nawet zwykłe słowa obierane były jako niezwykłą tajemnicę. Coś co za wszelką cenę chciało się rozwiązać.
Czy właśnie zaprosił ją na wspólne wyjścia? A może randkę? Jakby to powiedzieć… Tak.
A najśmieszniejszy był fakt, że to wszystko mu się podobało.


Ostatnio zmieniony przez Charles Lowell dnia Wto Sie 06, 2013 9:27 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Bar - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar   Bar - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 

Bar

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 10Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Kapitol :: Dzielnica Wschodnia :: Violator-