|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Bar Nie Maj 26, 2013 10:41 pm | |
| First topic message reminder :Krótki informator
Violator, to klub powstały 1 lipca 2282 roku z inicjatywy Fransa Lyytikäinena. Z początku prosperował on w centrum miasta, aż do września, kiedy to został przeniesiony po raz pierwszy w skromniejsze miejsce. Po przejęciu władzy przez Almę Coin – klub prawie się rozpadł, a po natychmiastowej interwencji właściciela zaczął na nowo działać w Kwartale Ochrony Ludzkości Cywilnej.
Pierwsze piętro zostało zamknięte ze względu na wybory prezydenckie.
Szukamy: TUTAJ: LISTA ZAWODÓW. Wystarczy spojrzeć na dział VIOLATOR.
Gdyby ktoś chciał się pośmiać, zapraszamy tutaj: TABLICA OGŁOSZEŃOUTSIDE MAY BE RAINING, BUT HERE IS ENTERTAINING!
Ostatnio zmieniony przez Frans Lyytikäinen dnia Pon Lis 02, 2015 11:26 am, w całości zmieniany 17 razy |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
| Temat: Re: Bar Pią Wrz 06, 2013 1:04 am | |
| Uśmiechnąłem się rozbawiony, kiedy Sonea stwierdziła, że nie jestem zwykłym klientem. Prawdę mówiąc w ogóle nim nie byłem w swojej krótkiej historii życia w KOLCu i mam nadzieję, że tak zostanie. - Oczywiście, że nie jestem, mam specjalne przywileje– powiedziałem i spojrzałem wyczekująco na barmana, który patrzył się na mnie jakbym był z innej planty. Jednak robił nam obiecane drinki, a ja zerknąłem zdziwiony na swoją towarzyszkę, słysząc jej lekko przepraszający ton. - A Wrakerowie to doceniają – powiedziałem, unosząc do góry brwi na uroczyste wypowiedzenie słów na temat swojego rodzinnego nazwiska. Jak dla mnie od kiedy tutaj mieszkamy nie ma żadnego znaczenia czy jesteś Wraker, Hastings czy Snow. Chyba, że możesz iść przez nie na arenę. Cóż, w zasadzie jeśli chodzi o pomoc, mogłaby odrobinę ogarnąć swojego strasznego brata. Ale nigdy nie miałem jej za złe rozpaczliwych telefonów o jakiejkolwiek godzinie. Chyba poniekąd lubię czuć się wciąż potrzebny tutaj, w KOLCu, dopóki to nie przekracza moich możliwości. Otworzyłem usta, żeby rozpocząć jakąś niezbyt poważną tyradę na temat moich ostatnich poczynań, bo póki co nie męczyło mnie na tyle, żeby potrzebować specjalnego wsparcia. W tym samym momencie otworzyły się drzwi i podążyłem wzrokiem tam gdzie Sonea. W naszą stronę wyraźnie kierowały się dwie postacie. A my właśnie dostaliśmy drinki, więc na chwilę odwróciłem się do baru, by spróbować to co dostałem i podnieść kciuki do góry barmanowi. - Cześć. Dopiero kiedy usłyszałem znajomy głos odwróciłem się i ze zdumieniem zorientowałem się kto stoi naprzeciwko mnie. Wytrzeszczyłem oczy i przez chwilę siedziałem jak zamurowany, ledwo słysząc co mówi Sonea. Wciąż miałem w głowie obraz śmiejącej się szalenie Sabriel, kiedy została trybutem. Podchwyciłem jednak w końcu słowa Hastings, kiwając szybko głową. - Co ty tu robisz? Oszalałaś? Przecież chyba od razu będą cię tutaj szukać – powiedziałem szybko wstając z miejsca i wyciągając ręce by przytulić do siebie dziewczynę. Dopiero ponad jej głową zauważyłem z kim przyszła i chyba nie udało mi się powstrzymać lekkiego grymasu na twarzy. Wystarczy na mnie spojrzeć, żeby zorientować się, że nie jestem najlepszym członkiem gangu na świecie i gdybym tylko mógł już dawno odciąłbym się od Caspera. Szczególnie, że nie mam pojęcia co on ode mnie chce. Za każdym razem mam ochotę go zapytać czy weźmie mnie w końcu na prawdziwą randkę, ale zupełnie nie rozumiem tego człowieka, wiec boję się, że odpowie twierdząco. - Twój wybawiciel? – mruknąłem odsuwając się od Sabriel i popychając w stronę krzesła, jednocześnie przysuwając jej herbatę, którą dostałem. Usiadłem krzesło dalej, ale nie na długo. Biednemu zawsze wiatr w plecy, czy coś w tym stylu, bo zupełnie nie zauważyłem pijanego mężczyzny, który przyłączył się do naszej szalonej grupki, akurat kiedy usłyszałem, że Casper mówi „siostro” do Sonei. Ledwo zdążyłem choćby posłać zdezorientowane spojrzenie kiedy, wylądowałem na podłodze. Zerwałem się szybko i, bardzo dzielnie, natychmiast przemieściłem się za Soneę, jak najdalej od pijanego gościa. - Macie tu bardzo kiepską ochronę, złożę zażalenie jako rozczarowanym klient – poskarżyłem się Sonei i zerknąłem na wyjście. Bardzo chętnie pogadałbym zarówno z jedną i drugą dziewczyną, chociaż w swoim towarzystwie często wydawały się odrobinę chłodne w obyciu, nawet ja to zauważyłem. Ale zupełnie nie miałem ochoty na bliższą integrację z pijanym człowiekiem i odrobinę świrniętym Casperem. Jedynie moja przesadna ciekawość sprawiła, że nie wybiegłem z Violatora, tłumacząc się włączonym żelazkiem. |
| | | Wiek : 15 Zawód : bezrobotna Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk, fałszywy dowód, nóż
| Temat: Re: Bar Sro Wrz 11, 2013 8:13 pm | |
| -Sabriel. Nie spodziewałam się, że tu wrócisz. To chyba średnio rozsądne, prawda? Będą Cię szukać. - Co ty tu robisz? Oszalałaś? Przecież chyba od razu będą cię tutaj szukać.
Właśnie. Co ona właściwie tu robiła? Po jakąś cholerę uciekała od Finnicka, który przecież robiłwszystko żeby ją ocalić i wpadała do miejsca, które było prawdopodobnie pierwsze na liście do przeszukania. Sama tego nie wiedziała. Nawet się nad tym nie zastanawiała. Dla niej był to naturalny wybór, bo lepszy Violator niż tułanie się samotnie po Dzielnicy Rebeliantów. Widać dla innych nie było to już tak oczywiste, bo zarówno Ozzy jak i Sonea byli zdumieni. Jednak podczas gry to pierwsze chyba pozytywnie, to drugie już niekoniecznie. Opadła na miejsce obok Ozzyego, akurat na czas, żeby uniknąć zderzenia z pijakiem. Nawet się nim za bardzo nie przjęła. W Violatorze to była codzienność. Właśnie do niej wracała była trybutka. Napiła się trochę herbaty podsuniętej jej przez Ozzy'ego, uśmiechając się z wdzięcznością. - Żaden tam wybawiciel. Napatoczył się po drodze i nie chciał odczepić. - oznajmiła. To nie tak, że nienawidziła Caspera. On po prostu... Nie należał do osób, którym mogłaby zaufać, a więc wytworzyć jakieś głębsze relacje. Owszem, podobał jej się fizycznie i nie mogła narzekać na niego jako klienta. Płacił godziwie, nie nadużywał samotności alkowy, był silny i raz pokazał jednemu oblechowi, żeby trzymał się od niej z daleka. Ale był również nahalny, i przerażający. Tak, Sab się go zwyczajnie bała. Wpatrując się w czarną herbatę zastanawiała się co robi teraz Finnick. Czy jest wściekły, że uciekła? A może martwi się o nią i jest załamany? Może zmierza właśnie do KOLCa? Nie, ta ostatnia możliwość raczej odpadała. Nie był tak lekkomyślny, by w ten sposób zagrozić im obojgu. Musiał wiedzieć, że Coin śledzi tegorocznych mentorów. Z pewnością zaprowadziłby ją prosto do niej. W KOLCu wbrew pozorom Sabriel mogła być całkiem bezpieczna. Było tu tyle ludzi, że spokojnie mogła się ukryć w tym tłumie. Co więcej, kapitolińczycy nie byli zbyt chętni do współpracy z rządem więc raczej jej nie wydadzą. Ale i tak przez jakiś czas będzie chyba musiała ograniczyć się do przyjmowania tylko sprawdzonych klientów, co sprawiało, że Casper stawał się niemal ratunkiem. Jeśli nadal będzie chciałdo niej przychodzić, a wszystko na to wskazywało, to Frans chętniej ją zatrzyma. Ale czy napewno podejmie takie ryzyko. - Może wróciłam dlatego, że tutaj jest teraz mój dom i tutaj należę? - rzuciła w przestrzeń pytanie. Jej mysli krażyły w okół wszystkich tych miejsc, w których do tej pory spała. I z żadnym z nich nie miała związanych tak wielu silnych emocji jak z Violatorem. No i Sammy. Właśnie, Sam! Spojrzała na Ozzy'ego bystrym wzrokiem. - Skarż się do woli, ale powiedz. Czy widziałeś ostatnio Samuela? - zapytała. Ozzy wiedział o jej psie, spotkał ich kiedyś jak włóczyli się po kwartale szukając klientów. Sam chyba go nawet polubił. |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Bar Sob Wrz 14, 2013 4:53 pm | |
| Właściwie nie wiem, czyja teraz kolej, ale trudno ;_;
Krok. Postąpił tylko krok, i wszystko się zmieniło. Krok, który prawie zrzucił mnie z krzesła, na którym siedziałam. Krok, który wyłowił jego postać z cienia, ukazując bladą twarz o wyzywającym podbródku, obojętnym spojrzeniu i złotej koronie włosów jak u lwa. -Witaj, siostro. Serce zamarło mi w piersi, a potem zaczęło bić w szaleńczym tempie. Casper. Mój brat, mój braciszek, mój Cas. Nie widziałam go już długo, wystarczająco długo, żeby zacząć się o niego martwić. Co prawda jego zniknięcia zdążyłam już uznać za rutynę, ale nigdy nie traciłam go z oczu na tak długo. Ale teraz był tutaj, cały, bezpieczny, obojętny jak zawsze. Wtem tknęła mnie nagła myśl, która zmyła mi z twarzy durny uśmiech niedowierzania i szczęścia. Opanuj się, idiotko! Wrzasnęłam na siebie w myślach z nagłą paniką. Casper nie wiedział, że mieszkasz w KOLCu. Zresztą Ty tu nawet nie mieszkasz! Udawaj zaskoczenie, udawaj zaskoczenie, no już, Hastings! Na mojej twarzy natychmiast pojawił się wyraz niedowierzania, który sprawił, że poczułam się jak w niewygodnej masce. Mimowolnie zsunęłam się z krzesła, nie bacząc na kryjącego się za mną Ozzy'ego, którego upadku nawet nie usłyszałam, żeby wyciągnąć w stronę brata dłoń, gotowa go objąć... ale oprzytomniałam w ostatniej chwili. Opuściłam rękę, świadoma tego, że nie życzyłby sobie wyrazów czułości, nie w takim miejscu. No właśnie, do cholery, co on robił w Violatorze?! -Cas- wyszeptałam tylko radośnie.- Cas, braciszku. Na dźwięk słów Ozzy'ego zmusiłam się do wrócenia do rzeczywistości i uśmiechnięcia się do niego. -Takie zażalenia składaj u Fransa, ja umywam ręce- mruknęłam z rozbawieniem, a potem, częściowo rozmyślnie, a częściowo nie, zignorowałam Sabriel i podeszłam do upitego mężczyzny. Schyliłam się i potrząsnęłam nim mocno za ramię. -Przepraszam, słyszy mnie pan? Jeśli tak, to radziłabym wziąć się w troki i wynosić, zanim ktoś wezwie ochronę.- Warknęłam niezbyt uprzejmym tonem, z doświadczenia wiedząc, że w takich przypadkach sympatia na niewiele się zdaje. Sprężystym krokiem powróciłam na dawne miejsce. Ozzy był zajęty rozmową z Sabriel, więc ja mimowolnie wróciłam do rozmowy z bratem. Wskazałam mu wolne miejsce obok siebie i wciskając do ręki swojego drinka. -Jak dobrze Cię widzieć całego.- Wyznałam szczerze, żeby zaraz dodać.- Co Ty tutaj robisz? Uściski i tym podobne postanowiłam zostawić sobie na później. |
| | | Wiek : 15 Zawód : bezrobotna Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk, fałszywy dowód, nóż
| Temat: Re: Bar Nie Wrz 15, 2013 3:07 am | |
| Spojrzała na Soneę. Czy to możliwe, żeby jej brat nic nie wiedział o tym, że So pracuje w Violatorze? No proszę, proszę! Aż musiała się uśmiechnąć. Wiedziała, że kiedyś to jeszcze wykorzysta na swoją korzyść, szantażując dziewczynę. A już myślała, że po tym czasie poza gettem wyjdzie z wprawy w zdobywaniu przydatnych informacji, a tu proszę. One same przychodzą do niej jak na tacy. Podczas gdy siostra Caspra zajęła się naprutym facetem, Sabriel dopiła herbatę i zeskoczyła ze swojego stołka przy barze. Podeszła do chłopaka, uśmiechając się. - Cass, wiem po co tu za mną przylazłeś, więc może chodźmy na górę i tam porozmawiamy? - zapytała. Wiedziała, że to pewnie brzmi okropnie w uszach Ozzy'ego a przy okazji takim zachowaniem wkurzy rywalkę, ale co poradzić. Taka praca. Jeśli Casper jej za to zapłaci, a przecież zawsze to robił, to tym lepiej dla niej, że się nią interesuje. Swoją drogą, czy to nie zastanawiające, że wybrał Sab - dziewczynę o urodzie tak bardzo podobnej do jego siostry?
// sorki z tą kolejkom, ale chcę to nieco popchnąć szybciej naprzód // |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : płatny zabójca Przy sobie : kamizelka kuloodporna, broń, pozwolenie na broń, motocykl
| Temat: Re: Bar Sro Paź 16, 2013 10:17 pm | |
| Cas tylko zmrużył oczy widząc grymas na twarzy Ozzy'ego. Chłopak wiedział co to oznacza. Blondyn nie był zadowolony, a to nie wróżyło niczego dobrego. - Żaden tam wybawiciel. Napatoczył się po drodze i nie chciał odczepić. - Pragnę zauważyć, że nie ja się napatoczyłem w Kwartale, a Twoja osoba Kent. - Powiedział z przekąsem, a po chwili pochylił się i szepnął jej do ucha. - Popełniłaś błąd wracając tu. Nie miał nic konkretnego na myśli w trakcie wypowiadania tych słów. Po prostu stwierdził fakt o którym wszyscy wiedzieli prócz Sabriel. No chyba, że się dziewczyna właśnie zorientowała, że popełniła największy błąd jej życia. Później spoglądał tylko i wyłącznie na swoją siostrę. Na kobietę, która właśnie przybierała maskę niedowierzania na twarz. Za dobrze ją znał, by nie zauważyć, że ten wyraz na jej licu jest sztuczny. W końcu była jego siostrą. Widział, że powstrzymała się przed objęciem go jak to miewała w zwyczaju. Doskonale wiedziała, że nie lubi wylewności w takich miejscach. W ogóle nie lubi okazywania uczuć w miejscach publicznych, gdy pojawiają się niepotrzebne pary oczu. Nie był typem człowieka, który przytula radośnie znajomych. Nie był typem człowieka, który uśmiecha się czule. Nawet do siostry. Wiedziała o tym. Wiedziała też, że ją kocha. Kocha ją. Nie okazuje tego specjalnie, ale ją kocha. Nie tylko jako siostrę, ale akurat o tym to już dziewczyna na szczęście nie wie. Zignorował pijanego mężczyznę. Najchętniej poderżnąłby mu gardło i mieliby święty spokój, ale uznał, że burdy w Violatorze źle się odbiją na jego gangu. Brał pod uwagę fakt, że po takiej akcji dostanie zakaz wstępu, a gang tego nie wytrzyma. Zbyt dobrze znał swoich współpracowników. Zbyt dobrze znał ich frustrację, gdy nie mogli się wyżyć na panienkach z baru. Nie. Nie mógł dopuścić do tego, by zabawiali się w gwałty na słabych kobietach. W końcu sytuacja w barze uspokoiła się, więc blondyn podszedł do stołka i usiadł. Sonea wcisnęła mu do ręki swojego drinka, ale go nie wypił. Nie przepadał za drinkami. Wobec tego odstawił go i sięgnął za bar po butelkę wódki i kieliszek. Sam się obsłużył. Zawsze tak robił i zawsze zostawiał porządny napiwek za fatygę barmance. Począł się przyglądać swojej siostrze dokładnie. - Jak dobrze Cię widzieć całego. Co Ty tutaj robisz? - Mógłbym zapytać Ciebie o to samo. - Mruknął dalej niezadowolonym głosem co oznaczało, że nie podoba mu się to, że jego siostra jest w tutaj, w Kwartale, w dodatku w Violatorze. - Powiedz mi... Dlaczego jesteś tutaj? Zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie jest Twoje miejsce. - Odparł obojętnym tonem głosu. Chwycił po chwili delikatnie jej dłoń, ale natychmiast puścił. Wolał nie ujawniać tego jak bardzo mu zależy na dziewczynie. Ktoś mógłby wykorzystać to przeciwko niemu... albo przeciwko niej. Nagle obok pojawiła się Sabriel z uśmiechem, który zwiastował jedno. - Cass, wiem po co tu za mną przylazłeś, więc może chodźmy na górę i tam porozmawiamy? Gdyby nie fakt, że obok była Sonea, której nie widział od bardzo długiego czasu przystałby na propozycję Sabriel i wybyłby do jej pokoju, by sprawdzić, czy ma jakieś blizny na swoim ciele po tych ucieczkach i powrotach. Poszedłby do niej i długo by nie wychodził. - Wybacz skarbie, ale dzisiaj maluchy nie leżakują ze starszakami. - Powiedział do niej obojętnym tonem głosu. Raczył na nią spojrzeć dopiero, gdy skończył swoją wypowiedź. Wcześniej nie odrywał wzroku od siostry. Cóż. Obejdzie się smakiem. Zajrzy do niej kiedy indziej. Zresztą zdaje się, że dziewczyna nie bardzo się zmartwi tym, że zainteresowanie jej osobą nagle ulotniło się. Z drugiej strony może ją to wkurzyć skoro siostrzyczka Hastinga zabrała jej uwagę Caspera, ale blondyn nie martwił się tym. Nie brał pod uwagę nowej profesji siostry na razie. |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Bar Nie Paź 20, 2013 1:14 pm | |
| -Mógłbym zapytać Ciebie o to samo. Powiedz mi... Dlaczego jesteś tutaj? Zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie jest Twoje miejsce. To nie jest Twoje miejsce. -To miejsce jest bardziej moje, niż jakiekolwiek inne, Casper- rzuciłam gniewnie, zanim zdążyłam przemyśleć którekolwiek z tych słów. Gdzieś w okolicy serca poczułam bolesny skurcz, ciśnienie też strzeliło mi w górę. To było cholernie męczące, uczucie, że błąkam się między dwoma światami i nie przynależę całkowicie do żadnego z nich. Byłam wygnańcem, byłam żebrakiem, który łudził się, że gdzieś na tym popieprzonym świecie jest jakieś miejsce, które mogłoby należeć do niego, i tylko do niego. Ja jednak nie mogłam go znaleźć. Dom w Dzielnicy Rebeliantów był czysty i pusty, sterylny i miły, przestrzenny i zamykany na dwie zasuwki. Więzienie. Violator zaś był... no cóż, domem publicznym, gdzie bójki były czymś całkowicie normalnym i często pożądanym, a za jego drzwiami nie raz klient poderżnął drugiemu gardło zwykłym nożem kuchennym. To miejsce było dla mnie czymś na kształt domu, ale podskórnie czułam, że kłamstwa, którymi żyłam, na zawsze zamykały mi w nim pewne drzwi. Jedynie prawda mogła być kluczem... Ale ta sama prawda mogła jednocześnie zatrzasnąć pozostałe drzwi Violatora, które pozostałyby dla mnie zamkniętymi już na zawsze. Kiedy Cas delikatnie dotknął mojej dłoni, a potem zaraz ją puścił, poczułam coś na kształt wyrzutów sumienia. Nie powinnam być na niego zła. Dopiero się odnalazł, cały, bezpieczny, niezmieniony, a ja potrafiłam myśleć tylko o sobie. Egoistka. W milczeniu obserwowałam, jak sam częstuje się wódką, skrzywieniem twarzy informując go, że nie uważam tego za konieczne. Jednak nie miałam na niego wpływu odkąd skończył siedem lat i jako starsza siostra przestałam być jego wodzem i przywódcą w jednym. Może nawet tak było lepiej? Mimo najszczerszych chęci nie mogłam go uchronić przed całym złem tego świata. Człowiek potrafi się uczyć tylko na własnych błędach. Nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu rozbawienia, kiedy odesłał Sabriel. Wiedziałam, że nie powinnam się tak czuć, ale serce zalało mi poczucie triumfu na widok jego odmowy. Mój własny brat. Byłam z niego dumna. -Może pójdziemy na górę?- zapytałam, finalnie nie wytrzymując i wyjmując mu z ręki kieliszek.- Chyba się domyślasz, że czeka nas poważna rozmowa. I nie zamierzam przyjmować odmowy, zrozumiano? Zapytałam dziarskim tonem, a potem złożyłam na policzku Ozzy'ego lekki pocałunek i uśmiechnęłam się z wysiłkiem do Sabriel, rzucając: -Zamówcie sobie coś na koszt firmy. I jeszcze raz dziękuję, Ozzy. Pogadamy później. Jesteś kochany. Skończywszy z czczymi formułkami, szybkim krokiem skierowałam się schodami w górę, żywiąc cichą nadzieję, że Cas bez zbędnych ceregieli uda się za mną. Miałam zadziwiająco wiele pytań, na które chciałam uzyskać odpowiedzi.
//zt. Dokąd zaprowadzi Sig. :3 |
| | |
| Temat: Re: Bar Sob Paź 26, 2013 5:43 pm | |
| Niewiele było w całym Kapitolu miejsc, do których Elliot lubił uczęszczać. Z reguły egzystował na zasadzie: wstać, pójść do pracy, wrócić z pracy, walnąć się na łóżko i tak w kółko. Czasem jednak zdarzało mu się zafundować sobie jakiś alkohol czy paczkę papierosów w miejscu bardziej wyszukanym niż jego własna, ciasna klitka w tym nieszczęsnym kolcu. Violator nie należał może do eleganckich lokali dla bogaczy, miał jednak taki klimat, jaki Elliotowi odpowiadał. Może gdyby ludzie znali jego przeszłość, dziwiliby się że tak dobrze czuje się w KOLCowym klubie, który zresztą był już chyba bardziej domem publicznym niż klubem. No tak, pomyślał ironicznie chłopak, cóż mógł robić syn kapitolińskich bogaczy w miejscu tego typu?. Do wybuchu rebelii był przecież takim grzecznym chłopcem. A teraz pozwalał na to by jego matka prowadziła nędzne życie w takiej okolicy. Jeszcze kilka lat temu coś takiego byłoby nie do pomyślania. Mimo to Elliot jednak nie odczuwał żadnego poczucia winy. Nie znosił swojej matki, chyba nawet bardziej niż swojego ojca. Poza plotkami i pieniędzmi nic jej nigdy nie obchodziło. Chyba że Igrzyska. Kiedy był mały, strasznie tego nienawidził, jej ekscytacji związanej z tym koszmarnym wydarzeniem. Musiał oglądać z nią transmisje i widzieć jak dzieci, a potem nastolatkowie w jego wieku walczą na śmierć i życie. Zabijali siebie nawzajem, by przetrwać, a on mógł dostać właściwie wszystko, czego tylko zapragnął. I właśnie dlatego kiedy zaczął samodzielnie myśleć, odrzucił kapitoliński styl życia. Pamiętał, jak matce było wstyd, że nie chce nosić tych błyszczących, suto zdobionych ubrań, które mu kupowała. Jak nie chciał zmieniać koloru włosów na bardziej krzykliwy. Robiła o to straszne awantury, głupia. Wymacał w kieszeni paczkę papierosów. Dobrze, powinno mu wystarczyć do jutra, jeśli wieczór nie będzie stresujący. Ale co stresującego mogło go spotkać w Violatorze? Właściwie to przyszedł zapytać o pracę. Miał już dość harowania w tym przeklętym szpitalu, oglądania codziennie tych samych pięknych twarzy wspaniałych ludzi. A szczególnie dość miał rebelianckich lekarzy, którzy uważali chyba że leczeni przez nich mieszkańcy KOLCa powinni okazywać im wdzięczność na każdym kroku. Zresztą, w dziale administracji szpitala i tak był już chyba skończony. Ale czy to jego wina, że mówi to co myśli? Nie miał zamiaru płaszczyć się przed nikim. Ani przed rebeliantem, ani przed dawnym kapitolińczykiem. Żył na własną rękę i wszystko co osiągnie, będzie mógł zawdzięczać tylko i wyłącznie sobie. Rozejrzał się po barze. No, pomyślał, chyba pora zorganizować sobie lepszą robotę. |
| | | Wiek : 15 Zawód : bezrobotna Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk, fałszywy dowód, nóż
| Temat: Re: Bar Sob Paź 26, 2013 8:52 pm | |
| Sabriel egzystowała. Bo życiem tego nazwać nie było można. Starała się nie wychylać, nie myśleć o Igrzyskach, wyglądać tak jakby jej nie było. Przefarbowała włosy na jaśniejsze, ścięła je tak, że sięgały jej tylko do barków, pokręciła. Chodziła zawsze umalowana tak, żeby zminimalizować ryzyko rozpoznania jej przez kogoś. Większość dnia spędzała w pokoju, Frans przyprowadzał jej mężczyzn, ale nie tych, których miała kiedyś, tylko innych, żeby przypadkiem ktoś jej nie skojarzył. Nie podobało jej się to, było jej źle ale nic nie mówiła. W myślach cały czas miała Finnicka. Miała nadzieję, że kiedyś zobaczy jak wchodzi do Violatora. Ale to się nie wydarzyło i z każdym dniem dziewczyna traciła nadzieję, że się wydarzy.
Tego dnia przyjęła już dwóch klientów i Frans powiedział, że więcej ich nie będzie. Ogarnęła się więc i zamierzała siedzieć cały wieczór w pokoju, kiedy do pomieszczenia wpadła Lucy Crow. - Zostałam sama. - oznajmiła z nutką paniki w głosie. - Pomożesz mi na barze? - zapytała, błagalnym tonem. Sabriel nie miała innego wyjścia, jak tylko podnieść się i pójść za dziewczyną, która ostatnio stała się najbliższą jej osobą na tym świecie, choć obie wiedziały o sobie bardzo niewiele. Właśnie zeszły na dół, kiedy do Violatora wszedł mężczyzna. Sab w ciągu sekundy przywdziała na twarz swój firmowy, zadziorny uśmiech. - Witamy w przybytku rozrywki. A może i rozpusty. - zwróciła się do potencjalnego klienta, siadając na stołku. Lucy pozostawiła stanie za barem i ładne wyglądanie. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : prostytutka/kwiaciarka Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura
| Temat: Re: Bar Nie Paź 27, 2013 12:17 am | |
| Ktoś kiedyś powiedział, że wszystko będzie dobrze. Obiecał, że to co było przedtem, wróci z powrotem, że świat znowu będzie taki jak przedtem, zanim to wszystko się stało. I teraz głupio mi, bo to byłam ja.
Jestem głupią dziewczynką, która zawsze wierzyła, że wszystko ułoży się tak, jak powinno. Teraz to w końcu wiem, teraz rozumiem, że przez te siedemnaście lat ufałam idei, która nie istnieje – w prawdziwość snów, w prawdziwość marzeń i iluzji, którą mnie karmiono. I hej! Nie powinnam o tym myśleć, nie teraz, nie tu, w ogóle. Bo to co się dzieje, nie dzieje się naprawdę i wciąż pragnę w to wierzyć. Przecież to minie, w końcu kiedyś minie. To jest tylko jedno wielkie oszustwo. Musi być. I co mam teraz powiedzieć? Że nie chcę o tym myśleć? Ale o czym? Pustka, smutek, żal do siebie za to, że nie pomogłam, że nie zrobiłam kroku przed siebie, aby ją przytulić, kiedy mogłam. I nienawidzę tego nieprawdopodobnego świata za to, że teraz jej nie ma. Nie ma jej przy mnie, chociaż wcześniej tak bardzo tego nie odczuwałam, ale wtedy wiedziałam, że jest bezpieczna, względnie bezpieczna, ale przynajmniej nie brała udziału w akcjach, które się jej nie należały. Nawet nie miałam czasu, aby zareagować, aby powiedzieć, żeby została, chociażby dla mnie. Dowiedziałam się… ...dzień po? Pamiętam, że nie oglądałam wtedy telewizji, ale, jak zwykle, jak zawsze – byłam w Violatorze, który wydawał mi się nadzwyczaj pusty. Pojedynczy wybuch, potem kolejny. Wiedziałam, że coś się stało, ale czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. Bo nawet jeśli wiedziałabym, że tam poszła i naraża swoje życie, nie mogłabym nic zrobić, jedynie cierpliwie czekać i liczyć na dobry i prawidłowy rozwój wydarzeń. I kiedy wracałam, kiedy ulicy były prawie puste i ciche, jak zwykle o tej porze, kiedy wszyscy, czy to z nudów czy to umyślnie przyglądali się Igrzyskom w swoich domach lub barach, ktoś wybiegł na ulicę, krzyczał i przez moment zatęskniłam za tym widokiem, widokiem szczęścia. Bo ten człowiek nie sprawiał wrażenia wystraszonego, a szczęśliwego i rozbawionego, cieszył się, po prostu. Ale jak miałam to odebrać? Odwróciłam się i odeszłam. Kolejny dzień. Tydzień. Minął szybko. I teraz wiem, że zostanę w Violatorze na zawsze, bo dziurę zamurowano. Wszystko się zmienia, a ja przestaję za tym wszystkim nadążać i poznawać otoczenie wokół mnie. Kiedy już wracam do domu, nie zaglądam do pokoju taty. Tylko podsuwam mu pod drzwi jedzenie. Ale ono nie znika. Ciągle tam jest. Codziennie. - Zostałam sama – nie wiedziałam co powiedzieć, bo nie chciałam być sama, nie teraz, nie tu, w ogóle. A Sabriel była jedyną osobą, którą mogłabym o cokolwiek poprosić, której NIE BAŁAM SIĘ o cokolwiek poprosić, która czasami stanowiła imitację Evelyn, zapełniała pustkę, ale nie do końca. Coś jak nieprawidłowy wadliwy puzzel. Ale i tak jej ufałam. -Pomożesz mi na barze? – chyba bardziej w tym momencie niż czegokolwiek innego bałam się odmowy. Ale to była Sabriel, ta dziewczyna, która zniknęła, a potem znów się pojawiła, ta dziewczyna, która przez ostatnie kilka dni była całym moim światem, bo z nikim innym prócz z nią nie rozmawiałam. Na szczęście zgodziła się i szybko zbiegłam na dół, aby stanąć ponownie za ladą, kiedy zobaczyłam nieznanego mi mężczyznę. Uśmiechnęłam się, jak zwykle przez ostatnie siedem pochmurnych dni, kokieteryjnie i szybko poprawiła białą jasną sukienkę i włosy tak, aby odsłonić nagie ramiona. -Dzień dobry.
|
| | |
| Temat: Re: Bar Nie Paź 27, 2013 6:22 pm | |
| To nie była jego pierwsza wizyta we Violatorze, jednak nigdy nie przebywał tu na tyle długo, by zwrócić uwagę na pracowników. Elliot nie mógł powstrzymać więc zaciekawienia, odmalowującego się na jego twarzy na widok dwóch dziewcząt, które pojawiły się przy barze. Uśmiechnął się lekko. Jego uśmiechy miały to do siebie, że każdy, kto je zobaczył, w pierwszej chwili zastanawiał się, czy chłopak jest zadowolony, czy raczej drwi z rozmówcy. W tej chwili nie chodziło ani o jedno, ani o drugie. Ot, zawsze miło było rzucić okiem na dziewczynę o przyjemnej aparycji, a teraz na horyzoncie miał nawet dwie. Jego podejście do życia i ludzi sprawiało co prawda, że nie był zainteresowany żadną z nich, mimo to jednak robiły dobre wrażenie. Szkoda że trafiły do KOLCa. Elliot był zdania, że wielu ludzi się tutaj marnuje. Byli jednak też tacy, który zasługiwali na pobyt tutaj, jak chociażby jego matka. Te dwie, ciekawe, czym właściwie się zajmowały. Biorąc pod uwagę, że pracowały we Violatorze, mogły być albo prostytutkami, albo barmankami. W całe to barmaństwo jednak Elliot i tak nie wierzył, zawsze przypuszczał że większość ludzi odwiedzająca to miejsce przychodzi płacić za seks. Cóż, on nie zamierzał tego robić. Nie było go na to stać, a poza tym kobiety absolutnie nie były tym, co teraz było mu potrzebne do szczęścia. A przynajmniej w takim twierdzeniu sam się utrzymywał. Elliot nie potrafił przed samym sobą przyznać, że czasem jest najzwyczajniej w świecie samotny, a jego życie jest po prostu przykre. Nie należał do ludzi, którzy użalają się nad sobą i zastanawiają nad tym, czego im brakuje. Myślał o tym co jest teraz, nie o przeszłości ani przyszłości. Liczyła się chwila, wszystko było spontaniczne. Radości z życia i tak nie miał wiele, więc po co dodatkowo się zadręczać? Zresztą, kobiety... Marzycielki. Większość nawet teraz potrafi w głowie mieć ślub, założenie rodziny, wielką miłość i lekkie życie u boku męża. Może nie było nic w tym złego, ale irytowało Elliota. W tych czasach nie było miejsca na takie uczucia, denerwowało go to, że wiele osób tego nie rozumiało. Roztkliwianie się, litość, miłość... Wszystko to należało rzucić w kąt, tylko utrudniało życie w tym przeklętym miejscu, jakim był KOLC. Cóż, w każdym razie ta chwila nie nadawała się na takie rozmyślania. Elliot zwrócił się więc do dziewczyn: - Szukam pracy. Nie wiecie, do kogo powiniennem się skierować? Przy okazji, mimo wszystko, uraczył je swoim najlepszym, zawadiackim uśmieszkiem. |
| | | Wiek : 15 Zawód : bezrobotna Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk, fałszywy dowód, nóż
| Temat: Re: Bar Nie Paź 27, 2013 6:45 pm | |
| Mówią, że ciało puszczone raz, puszcza się cały czas. Mówią, że protytutka to najstarszy zawód świata. Mówią naprawdę wiele, i to zwykle niepochlebnych rzeczy. Sabriel zawsze uważała, że seks to coś wspaniałego, o czym starsze dziewczęta rozmawiają na przerwach. Dopóki sama nie przeżyła swojego pierwszego razu w raczej niesprzyjających warunkach. Przez ten czas, który spędziła w Violatorze zauważyła, że prostytucją parają się zazwyczaj dziewczyny, które są najtwardsze i najbardziej zdeterminowane by przetrwać. Wbrew pozorom intelektualna śmietanka, spośród rozwodnionych, wypindrzonych mózgów kapitolińskich kobiet. Dlatego tak trudno było oszukać dziwkę. Dlatego, gdyby zmobilizować je do czegoś, mogłyby naprawdę wiele w zyciu osiągnąć. Gdyby tylko dać im szansę. Klienci też bywali różni. Szczupli, uzależnieni od Mathiasowego towaru byli modele. Grubi, którzy teraz więcej mieli obwisłej wszędzie skóry niż tłuższczu biznesmeni. Mężczyźni, którzy mieli najróżniejsze fantazje, niegdyś przelewane na awoksy, teraz chcieli zrobić to samo z Fransowymi dziewczętami. Ten tutaj nie szukał jednak towarzystwa dziwki, więc tak szybko jak tylko to zauważyła, Sabriel przestała się zadziornie uśmiechać i podciągnęła wyżej szeroki dekold koszulki. Kiedy usłyszała o pracy, jej brwi powędrowały wysoko w górę. Nie była tutaj nikim, kto mógłby podejmować decyzje na ten temat, dlatego wyjęła komórkę i wystukała szybki sms do Fransa. Normalnie napisałaby do Le Bruna, ale ten wpakował się chyba znów w jakieś tarapaty. Potem spojrzała znów na mężczyznę. - Czy to miejsce wygląda ci na agencję pracy? - zapytała opryskliwie. - No chyba, że chcesz pracować ciałem... Takich tu nigdy za mało. - dodała cynicznie, po czym spojrzała na Lucy. Miała nadzieję, że dziewczyna jakoś się trzyma. Miała tylko stać za barem i wyglądać, jakby była czymś zajęta - gadanie mogła pozostawić pannie Kent. - Zrobisz mi kawy? - poprosiła, chcąc dać koleżance pretekst, do niewdawania się w dysputy z typkiem. Crow była naprawdę chyba najbardziej niepasującą do tego miejsca osobą, jaką Sabriel mogła sobie wyobrazić. Była wszystkim tym czym dziewczyny Fransa nie były. I choć to pewnie było niemożliwe, Sab chciałaby, żeby to się nie zmieniało. |
| | |
| Temat: Re: Bar Nie Paź 27, 2013 7:56 pm | |
| Cięta odpowiedź dziewczyny nie zraziła Elliota, wręcz przeciwnie. Zawsze uważał że ludzie reagujący w ten sposób są dużo ciekawsi od szarych jednostek, nie potrafiących wyrazić swojego zdania. Lepiej być sobą i zrażać do siebie ludzi, niż stać się jednym z tych wiecznie neutralnych przeciętniaków. Widać było, że ta dziewczyna należy stanowczo do tej pierwszej grupy. Zapewne była właśnie prostytutką, w przeciwieństwie do tej drugiej. Tamta, stojąca za barem, sprawiała wrażenie istoty zagubionej w całym tym bałaganie jakim był teraz Kapitol. Roztaczała wokół aurę spokojnej, ułożonej, cichej dziewczyny. Jakim cudem znalazła się w takim miejscu? Zresztą, nieważne, życie i tak na pewno jej dokopało. Zwrócił swój wzrok na tę bardziej wygadaną pracownicę Violatora. - A co, sądzisz że jest na tyle niezłe, że mógłbym na nim zarabiać? - wyciągnął z kieszeni papierosy i zapalił jednego. Całkiem wygadana, jak na dziwkę. Zawsze myślał że to nie rozmowa należała do ich obowiązków. Ale dobrze, jeśli chciała dyskutować tym tonem, to proszę bardzo. Uśmiechnął się cynicznie pod nosem i bezczelnie spojrzał dziewczynie w oczy. Nie będzie przecież przejmował się tym, jak odnosi się do niego zwykła prostytutka. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Bar Nie Paź 27, 2013 8:01 pm | |
| Po raz pierwszy w życiu opuszczał szpital naprawdę niechętnie. Tak nagle został oderwany od marzeń, tak boleśnie musiał wrócić do rzeczywistości, że miał wrażenie iż opuszczają go wszelkie siły. A mógł zgodzić się na odprowadzenie Cordelii do Domu Zwycięzców. Mógł. Tylko, że ona musiała pobudzić w nim to cholerne męstwo, szacunek i honor, którego wcześniej nie stosować. Głupia etyka, głupie bycie dorosłym. Dlaczego czuł się jak szczeniak, a zachowywał jak pięćdziesięciolatek właśnie przy niej? Jakim cudem dzieją się takie rzeczy? Jakim prawem? Na całe szczęście los bywał naprawdę kochany i od kompletnego rozdarcia uczuciowego uratowała do Sabriel… a dokładniej SMS, który od niej otrzymał. Natychmiast więc przyśpieszył kroku, po przekroczeniu bramy KOLCa, pomimo postrzelonej nogi. Na całe szczęście pozbył się kul, które wcześniej cholernie mu przeszkadzały.
Violator wydał mu się z początku czystą abstrakcją, bowiem wciąż miał w głowie całe to zdarzenie w parku i w ogóle Cordelię… Szybko jednak przestawił tok swojego myślenia na ten bardziej biznesowy, niemal pod przymusem musiał zepchnąć wszelkie fantazje i nie fantazje na temat panny Snow na boczny tor. Musiał bowiem trzymać głowę na karku, a nie bujać w obłokach – na takie coś nie mógł sobie pozwolić w Kwartale, choćby nie wiadomo jak bardzo pragnął. Ba, ze względu na sprawę, jaka toczyła się po wydarzeniach na moście, jego obowiązkiem było wręcz jeszcze bardziej zapewnić Violatorowi świetność, choćby nie wiadomo co. Bar i burdel mogły bowiem być jego alibi, tak samo jak i innych osób, które nie dały się złapać. Musiał poważnie pomyśleć nad planem prowadzenia tego lokalu, MUSIAŁ wziąć pod uwagę to, że ktoś mógł go wsypać, a to pośrednio mogłoby oznaczać upadek centrum KOLC-owej rozrywki i rozpusty. Aby tego dokonać należało przede wszystkim wciąć głęboki oddech, uspokoić się, nabrać dystansu. Trzeba będzie grać, bawić się władzami, Coin i innymi osobami, które mogły zagrażać nie tylko jemu, ale i jego pracownikom. Musiał wrócić do swojej ulubionej zabawy w „to-nie-ja, to-nie-my”, w słowne igraszki i nie tylko.
Dlatego policzył do dziesięciu w drodze do głównego wejścia, przymknął na chwilę oczy i wszedł, niczym Frans sprzed całej afery mostowej. Chora noga nie pozwalała mu jednak na to, by iść tym typowym dla niego pewnym, ale i wyluzowanym krokiem. Wypatrzył gdzieś w tłumie sylwetkę Sabriel, potem i Lucy, a następnie zbliżył się do nich. Radośnie przywitał się z nimi całując je w policzek, jeszcze na chwilę od nich odszedł po szklaneczkę z wódką i zaraz wrócił.
– To gdzie jest ten „oszołom”? – Zapytał, nie zdając sobie z początku sprawy, że właśnie popełnił jedno, wielkie faux pas. Zorientował się dopiero po chwili, że owy jegomość o którym Sabriel pisała w SMS-ie, stoi tuż obok. Uśmiechnął się, wyraźnie zmieszany swoim zachowaniem, po czym skłonił się delikatnie i wyciągnął dłoń w jego (Elliota) stronę. – Pardonez moi, Frans Lyytikäinen, właściciel Violatora.
Zaraz też skupił się na samej sylwetce kandydata na pracę, a trzeba było przyznać, że nie był brzydki, tylko pytanie czy nie był też głupi? Oby nie. Każda para rąk byłaby tutaj potrzebna, szczególnie na pierwszym piętrze Violatora. Szczególnie tam! A do burdelu zgłaszało się zarówno coraz więcej kobiet jak i mężczyzn skłonnych do współżycia z innymi mężczyznami. Uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje zęby, jakby chciał nie tylko okazać się miły, ale zareklamować sobą cały lokal.
– Myślę, że najlepszym miejscem, do porozmawiania o pracy byłaby kuchnia, nie uważa pan? Tutaj jest dość głośno, a ja dopiero co wróciłem z centrum Kapitolu, proszę za mną – jego głos wciąż był ochrypły od choroby krtani, ale to z kolei nie przeszkadzało mu w zalotnym puszczeniu oczka aspirującemu do pracy mężczyźnie. Już miał ruszyć, gdy tylko uświadomił sobie, że niemiło byłoby ot tak zostawić dwie swoje pracownice, w dodatku kobiety, bez żadnego słowa! Dlatego też objął je na chwilę ramionami, a w ten sposób uścisnął i powiedział: – Jeżeli chcecie, to nie widzę problemu, żebyście nie dołączyły do procesu rekrutacyjnego, chociaż podejrzewam, że jedna z was może mieć ku temu małe opory, prawda Lucy? – Tu wejrzał na nią badawczym wzrokiem, a następnie poczochrał jej włosy.
Dopiero wtedy je puścił i udał się nieco kulawym krokiem ku kuchni, mając nadzieję, że pan NN pójdzie za nim, no i że być może jego śladami udadzą się dwie pracownice.
/DO KUCHNI WSZYSCY CI, KTÓRZY CHCĄ BYĆ PRZY REKRUTACJI ELLIOTA, EJMEN |
| | | Wiek : 15 Zawód : bezrobotna Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk, fałszywy dowód, nóż
| Temat: Re: Bar Nie Paź 27, 2013 8:30 pm | |
| Kiedy zadał jej pytanie, Sabriel otaksowała jego sylwetkę, widoczną spod płaszcza, raczej krytycznym wzrokiem. Przekrzywiła lekko głowę, odruchowo odsłaniając szyję, co lubili klienci. Widać część zachowań związanych z pracą weszła jej już w nawyk. - Potencjał może masz, ale trzeba by w niego włożyć trochę pracy. - zakończyła, już bez cynizmu. Mówiła, chyba, całkiem poważnie. Nie wiedziała jak potoczy się ta rozmowa, ale na całe szczęście przerwało ją pojawienie się Fransa. Ucałowała jego chłodny, pachnący szpitalem policzek. I już wiedziała gdzie był. Nie, żeby nie lubiła Cordelii, nawet kibicowała jej podczas Igrzysk, ale zwyczajnie uważała, że to niesprawiedliwe, że one wszystkie się sprzedają a panna Snow dostaje co najmniej tyle samo kasy za dostarczanie im jakichś pachnidełek albo łaszków. No, ale Frans tu rządził, i jeśli chciał mieć wnuczkę prezydenta jako wisienkę na swoim torcie, to jej akurat nic było do tego. Więc zamierzał go przyjąć. Sabby nie zamierzała zrezygnować z rozrywki, która się szykowała. Skoczyła tylko na zaplecze po dwie butelki wódki, bo przecież na trzeźwo Frans jeszcze nikogo do pracy w tym miejscu nie przyjął. Spojrzała na Lucy. - Jak nie chcesz iść to zostań. Przypilnujesz baru. - zauważyła z uśmiechem, po czym podreptała do kuchni. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : dziennikarka
| Temat: Re: Bar Pon Lis 18, 2013 7:30 pm | |
| /Znikąd
Kwartał Ochrony Czegoś Tam, bla bla bla. Powinien nazywać się SUTEK - System Utrudniania Tutejszym Egzystowania Kulturalnego, albo jakoś tak. SUTEK by przynajmniej ludzi bawił swoją nazwą. Ale Kolec? Co to kurwa miało być? Róża? Raczej nie. Gdy mijając bramę tego przybytku wszelkiej biedoty, spojrzałam na strażnika pogardliwie, gdy taksował mnie z góry na dół. Czyżbym ubrała się jednak zbyt... wyzywająco? Ha! Biorąc pod uwagę gdzie się wybierałam, to byłam ubrana jak zakonnica. Wracając do strażnika. Zaświeciłam mu przed oczami przepustką dziennikarską i bez problemu przeszłam kontrolę. Miał szczęście, że nie spróbował złapać mnie za tyłek, co się czasem zdarzało tym bucom. Może wiedział, że jak tylko spróbuje, to będzie mieć wykręcony nadgarstek... Plotki szybko się rozchodzą. Po co szłam do Violatora? A po co się tam chodzi? Na dziwki i alkohol. Dziwki czasem były fajne, ale najmilsze się robiły jak powachlowało się im przed nosem plikiem banknotów. Do drinka nie trzeba było machać, żeby można go było wziąć. Usiadłam przed barem, zapaliłam papierosa i zamówiłam sobie coś mocniejszego. Ciekawa byłam czy właściciel jest dziś w kurniku. Ooo dlatego Sutek było odpowiedniejszą nazwą dla Kolca niż Kolec. Bo Violator był najlepszym burdelem w całym Panem. Ciekawe czy szanowni szefowie zgodzą się na to, żebym napisała artykuł pod tytułem: "KOLeC czy SUTEK, o adekwatności nazwy". Rozmyślania moje niecne przerwało uszczypnięcie w pośladek i chuchnięcie mi do ucha. No tak, odsłonięte nogi, szpilki i ruda peruka mogły być mylące. - Za ile mi dasz? Od faceta jechało wódą. - Nie stać Cię. - posłałam mu mordercze spojrzenie. - No nie bądź taka... dla stałego klienta to chyba gratis. - jęczał. Chyba stałym klientem jednak nie był, skoro nie wiedział, że tu nie pracuję. Uśmiechnęłam się czarująco: - Gratis to mogę zrobić to. - odwróciłam przodem do niego i chwyciłam go mocno za jaja... tak, żeby zabolało. Wymiękł. A to niespodzianka. Wróciłam do swojego drinka.
A Sissi wygląda dziś tak -> link. Ale bez broni. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Bar Pon Lis 18, 2013 10:11 pm | |
| /Plac i park w KOLCu, co to ma długą nazwę
Na chwilę zapomniał o wszelkich problemach związanych z wybuchającymi mostami i ginącymi ludźmi. I to był akurat duży sukces, który osiągnął dzisiejszego dnia. (Choć nie powinien chwalić dnia przed zachodem słońca.) Rozmowa z Jackiem, choć niezbyt pewna i jasna, pozwoliła mu przynajmniej na chwilę pogrążyć się w szczęściu… które będzie niczym, jeżeli Caulfield naprawdę będzie chciał przyjąć propozycję pracy w Violatorze. O ILE ją przyjmie. A jeżeli to zrobi, to Frans na pewno zniszczy konkurencję, w której ten pracował (och, taki drobny szczegół). Bowiem każdy bar był zagrożeniem, a on, Lyytikäinen chciał mieć w KOLCu monopol na swoje, szeroko rozumiane interesy. Łatwo się domyśleć dlaczego – większe zyski i nie tylko… przede wszystkim – kontrola. A przecież Frans należał do osób, które lubiły mieć kontrolę nie tylko nad swoim losem, ale także nad cudzymi, co z kolei kłóciło się nieco z jego poglądami do anarchicznej wolności. Cała ta sytuacja zwyczajnie napawała go chęcią do stoczenia potężnej, biznesowej walki; pobudzała go.
Do Violatora wrócił kompletnie czerwony na policzkach od zimna, z nieco przemarzniętymi dłońmi. Wzrokiem tylko powodził za zebranymi ludźmi i pracownikami. Ruch był typowy dla popołudniowych i niemal wieczornych godzin. Zaczęli się zbierać ludzie, którzy prawdopodobnie wyjdą stąd dopiero rano, jeżeli nie będą chcieli złamać godziny policyjnej. No, chyba że schleją się na tyle, że będzie im to wszystko wisieć i powiewać niczym chorągwie na wietrze. Każdy miał w końcu swoje oryginalne pomysły, a przecież Frans nie obchodziło to ile osób zginie w ten sposób lub znajdzie się w kiciu, byleby mu za dużo klienteli nie ubyło. Z takim obrazem sytuacji podszedł do baru, w drodze rozpinając płaszcz (z logiem Violatora). Oparł się na ladzie, jak gdyby nigdy nic i wciął się w całą kolejkę:
– Silwa, proszę ja ciebie, znajdź chwilę czasu na zrobienie kawy z prądem dla mnie, w moim kubku, dobrze? Dzięki… a ty Brunhildo… – tu zaczął bawić się plastikowym mieszadełkiem, jednym z kilkudziesięciu jakie znajdowały się w przymocowanym do lady kubeczki, z miną która sugerowała, że chodzi mu po głowie coś iście perfidnego. – Zacznij rozglądać się za nową pracą, bo niedługo możesz stąd wylecieć – uśmiechnął się szeroko, jakże uroczo i wrednie. – Żadnych wieści z kraju? – Tu zerknął na kobietę, do której zwrócił się wpierw o kawę, ale ta pokręciła głową. – Mphm… dzięki.
Tu wszedł bocznym wejściem za ladę, udał się do kuchni, skąd przeszedł do bocznego holu, wszedł po schodach na piętro i zamknął się na chwilę w swoim pokoju… by po jakiś trzydziestu minutach wrócić stamtąd bardziej wyszykowany, z laptopem pod pachą i usiąść za ladą na barowym, wysokim krzesełku. Zrobił tak tylko po to, żeby jeszcze bardziej zestresować i tak już zestresowana Brunhildę, która zapewne obawiała się o swoją posadę jak jasna cholera i (pewnie) ledwo powstrzymywała się od pieprznięcia czymś i wyjścia. On z kolei siedział, z laptopem ukrytym we wnęce lady, tak, żeby tylko on i ewentualnie barmanki widziały, że grzebie w kilkunastu programach biurowych, że tworzy listę rzeczy do dokupienia na stan Violatora. Jednocześnie uważnie słuchał tego, co klienci mają do powiedzenia i czasem tylko podnosił swoją głowę, by spojrzeć na pewnych delikwentów z czystym obrzydzeniem.
I w sumie… tylko tyle działo się z jego strony… pracował, obserwował, znajdywał kolejne preteksty do wywalenia Brunhildy, czasem ukrócał samowolkę klientów, no i jako-tako godnie reprezentował swój lokal… Chociaż z tą reprezentacją to można by było się kłócić, bo tylko ładnie wyglądała ta jego nowa fryzura-po-trochu-irokez i ubrania. Reszta, chociażby trupioblada, zmęczona twarz z wyraźnie podkrążonymi oczyma, była małą tragedią. A może nie było to aż tak widoczne? Może ludzie bardziej skupią/skupiali się na tym, że po raz pierwszy w swoim życiu przypiął czerwone szelki do spodni i nosił je poprawnie – to znaczy nie zwisały idiotycznie, tylko rzeczywiście podtrzymywały one i tak już nieco spadające mu z tyłka spodnie, co w połączeniu z czarną koszulą dawało efekt takie starego mafioza, któremu zabrakło jedynie kapelusza? I pomyśleć, że chodziło tylko o wygodę i komfort ruchów.
Nic się nie działo. Do czasu. Z początku nie zwrócił uwagi na pewną blondynkę (czy w tym momencie Savannah jest ruda?), dopóki nie usłyszał pisków bólu u jakiegoś mężczyzny. Akurat na tej rozmowie lub spotkaniu nie skupił się totalnie, ale wywołało to u niego totalne rozbawienie, szczególnie, kiedy zobaczył dlaczego nieznajomy facet zaczął wywijać się z bólu. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Ci mężczyźni, te kobiety… ech! Na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech, z którym próbował skutecznie walczyć… miał przecież zajmować się finansami, a nie śmianiem się z ludzi!
– Cokolwiek się wydarzyło, możecie dać tej pannie od samoobrony darmowego drinka – zwrócił się do barmanek, nie odrywając jednocześnie wzroku od monitora laptopa, którym już na przymus postanowił się zająć.
|
| | | Wiek : 28 lat Zawód : dziennikarka
| Temat: Re: Bar Pon Lis 18, 2013 10:45 pm | |
| Jestem kobietą, wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie... A jak mnie ktoś wkurwi, zemszczę boleśnie się. Czyli dlaczego facet obecnie zamiast jajek miał jajecznicę w spodniach. To, że się nie rozmnoży i nie będzie po świecie chodziła jego wierna kopia... cóż, za to powinnam dostać medal. Uhh, nienawidzę śliniących się, śmierdzących potem, zapijaczonych typów. Odwiedzanie lokali z dziwkami groziło niestety bliskimi spotkaniami z takimi frajerami. Na szczęście nauczyłam się z nimi radzić. A to czy to było niehumanitarne... cóż jest w dzisiejszych czasach. Facet skomląc poszedł poszukać prawdopodobnie lodu do obłożenia ran wojennych, więc zostałam sama. Aż kelnerka przyniosła mi drinka. - Od kogo? - zapytała, bo oczywiście należało, w myśl lokalowego savoir vivre'u skinąć głową, uśmiechnąć się czy puścić oczko do dobroczyńcy. No chyba, że był brzydalem, to wtedy mu go odesłać. W ogóle cały proces stawiania drinków był swoistym rytuałem. Stwierdziłam, że mam pomysł na kolejny artykuł. Może powinnam pisać do gazety typu Cosmopanemlitam, czy PanemGirl, zamiast do dziennika. Jak się skończą w końcu zamieszki i powstania, to poszukam takiej roboty. Albo sama założę redakcję. Wracając do meritum. Kelnerka wskazała faceta siedzącego przy laptopie. Twarz znajoma... a tak, właściciel. No to się udało panno Vernon. Złowiła pani większą rybę. Niezauważanie dla pana-laptopa przeniosłam się ciut bliżej, potem znów i znów i nim się zorientował, siedziałam obok niego. Czy wypadało przeszkadzać mu w pracy? A kiedy ja się przejmowałam czy coś wypada? Buahahaha - Uwielbiam ten lokal. Dobre drinki, zdolni i pracowici pracownicy, no i przystojni nieznajomi stawiający drinka. - usiadłam lekko bokiem i oparłam głowę na dłoni, łokieć zaś położyłam na kontuarze baru - Pan to Frans Lyytikäinen, prawda? Właściciel tego przybytku rozkoszy? Savannah Vernon. - przedstawiłam się. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Bar Pon Lis 18, 2013 11:14 pm | |
| W tym czasie dostał kawę z wódką… dużą ilością wódki, co niezmiernie go ucieszyło. Dalej pracował, tym razem podliczając koszty kupna niektórych rzeczy. Nieco nie podobała mu się kwota, jaką zobaczył, a to oznaczałoby, że został zmuszony do oszczędnościowego trybu myślenia. Kiedyś, przed powstaniem KOLC-a, nie miał problemów z tego typu rzeczami, a tu musiał kombinować ile wlezie, żeby tylko wciąż pozostać na plusie z przychodami i wydatkami. Pukał więc nerwowo w stolik, kreślił coś tam na serwetce… prawdopodobnie próbując kategoryzować różne przedmioty, napoje i et cetera, na te pierwszego rzędu – czyli najbardziej potrzebne oraz drugiego rzędu – najmniej potrzebne. A to było trochę trudne…
I wtedy oderwała go od roboty kobieta, której postawił drinka na koszt firmy. Podniósł niby od niechcenia głowę, zauważając że ta siedzi naprzeciw niego i jedyne, co ich oddzielało to lada, kubek z kawą, szklanka z jej drinkiem, serwetki, popielniczka i inne duperele. Tak naprawdę chciał zwyczajnie skończyć sumować i dzielić, zrobić swoją część roboty i mieć „wolne”… od czegoś w rodzaju Exela i innych tego typu programów. No, ale cóż… tego typu klientelę nie należało bagatelizować, szczególnie jeżeli panna/pani Vernon wydawała się mieszkanką Dzielnicy, a nie KOLC-a. Uśmiechnął się skromnie, delikatnie, poniekąd w iście biznesowym stylu. Ładna to ona była, ale laptop… informacje w nim zawarte… praca…
– Mphm – pokiwał jej głową. Zarówno na tę pochwałę Violatora, którą to wygłosiła, jak i by upewnić się, że ma do czynienia z nikim innym, a właśnie nim… z własnego wyboru. – Stawiający drinka w podzięce za to, że moi ochroniarze, a tym bardziej ja, nie musieli interweniować przy tym całym zamieszaniu związanym z tamtym gościem, którego… skromnie załatwiłaś, panno Vernon. – Tu wrócił na chwilę do patrzenia na monitor laptopa i wystukiwania palcami w klawiaturę.
|
| | | Wiek : 28 lat Zawód : dziennikarka
| Temat: Re: Bar Sro Lis 20, 2013 2:41 am | |
| Rozpraszanie mężczyzn skupionych na komputerze, było swoistym hobby. Zwykle okazywałam się ważniejsza, ciekawsza, bardziej frapująca niż to co się działo na ekranie komputera. Gdyby nawet na mnie teraz Frans nie zerknął, pewnie uznałabym to za osobistą porażkę. Ale zerknął... brawo S. - Cóż, nie mogłabym fatygować ochroniarzy, a już na pewno nie pana, panie Lyytikäinen, skoro potrafię sobie poradzić z pierwszym lepszym pijakiem. Zapewniam jednak, że nie tylko tak potrafię się zajmować mężczyznami. - puściłam mu oczko. A co... mi zabronicie? Ładne żarty. Zapytacie może dlaczego właściwie go zagadałam i podrywałam? Bo tak! Nauczona byłam brania tego, na co miałam ochotę. I nawet jeśli Frans w moim typie jakoś specjalnie nie był, to jednak miał coś, co mnie interesowało... Zboczuchy! Klasę oczywiście! Klasę. Drink był niezgorszy, choć mógłby być mocniejszy. Wyciągnęłam z torebki papierośnicę, którą odziedziczyłam po matce, ślad dawnego Kapitolu, przepychu, z pozłacanym brzegiem i diamencikami układającymi się w godło Kapitolu. Lubiłam ją, bo była elegancka. I przystosowana wielkością do slimów, więc nadawała się idealnie dla mnie. Wyciągnęłam jednego papierosa powoli, dając Fransowi czas by dotarło do jego mózgu to, że oczekuję by mi papierosa zapalił. Zwłaszcza, że spojrzałam na niego powłóczystym spojrzeniem, spowitym cieniem rzęs. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Bar Czw Lis 21, 2013 4:57 pm | |
| Jeżeli chodziło o Fransa i rozpraszanie – to czasem pojawiały się w tych zadaniach problemy, bowiem czasem naprawdę trudno było tego na nim dokonać. Jednak to, co zasugerowała pani Vernon podziałało na niego jak kubeł zimnej wody przyjęty na łeb. Jeszcze chwilę próbował chociaż na trochę zająć się swoimi sprawami, to znaczy pracą, ale zaprzestał tego po kilku naciśnięciach klawiszy. Poprawił włosy, które naszły mu na twarz i podniósł głowę, żeby spojrzeć na tę kobietę – prawdopodobnie – z Dzielnicy. Zastukał palcami w blat i uśmiechnął się słabo, jakby nie dowierzał w to, co przed chwilą usłyszał i to, co właśnie zobaczył.
Naprawdę? Puszczenie oczka i sugestywne tekściki? Uśmiechnął się słabo, popił kawę z wódką, którą akurat dostał – nawet jeżeli była gorąca, co spowodowało u niego typowy odruch przy poparzeniu się w język. Dlaczego go podrywała? To było niedorzeczne. Po pierwsze – wyglądała na bogatą panienkę, po co miałaby interesować się nim? Fransem Lyytikäinenem, który próbował odtworzyć swoje małe imperium biznesu sprzed kilku lat w Kwartale? Kimś takim jak on, kimś kto wygląda jak żywy trup, bo woli prowadzić interesy niźli mieć jakieś poważne kontakty, przyjaciół, rodzinę (którą pośrednio pozabijał)?
Przyglądał się jej i nie widział odpowiedzi na to pytanie. Widział tylko jak inni klienci, siedzący przy barze, spoglądają na jej drogą papierośnicę i widzą w tym pieniądze. Dlaczego w ogóle tu przyszła? Do Kwartału? Do siedziby biedoty, która KIEDYŚ rządziła Kapitolem i całym Panem? Nie mógł na te pytania znaleźć dobrej odpowiedzi. W ogóle nie potrafił sobie na to wszystko odpowiedzieć. Widział tylko całą masę znaków zapytania. Żadnej podpowiedzi. Pokręcił głową, jakby chciał powiedzieć do samego siebie: „Hej, człowieku, czy wszyscy ludzie muszą działać racjonalnie? Czy wszyscy muszą mieć jakiś „zasrany” powód?”
Wyciągnął zapalniczkę i z jakimś zrezygnowaniem w jego oczach odpalił tej kobiecie-zagadce papierosa. A niech ma. Milczał dość długo, ponieważ przyglądał jej się uważnie i próbował ją rozgryźć. Pokiwał głową, jakby coś już sobie ułożył, mimo tego że nic nie przyszło mu do głowy. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : dziennikarka
| Temat: Re: Bar Sob Lis 23, 2013 5:07 pm | |
| Milczący mężczyźni bywali wkurzający. Przy nich kobiety zawsze wychodziły na gaduły. Nawet ja. Poza tym co miałam sądzić o tym milczeniu Fransa? O czym myślał, czego chciał? Irytowałam go czy intrygowałam. Mam nadzieję, że to drugie. Dlaczego go podrywałam? Kaprys. Lubiłam sprawdzać czy nadal mogę mieć wszystko czego sobie zażyczę. Okręcanie mężczyzn wokół palca było tym co lubiłam od kiedy odkryłam, że potrafią ulegać kobietom. Taka silna płeć. A tak uległa wobec tej słabszej... To kobiety rządziły światem. Pod tym kątem nawet lubiłam Coin. Tylko za to, że była kobietą u władzy. Za całą resztę nienawidziłam jej całą sobą. - Jest pan milczący... - przechyliłam głowę na bok. - Zastanawia się pan pewnie co tu robię... dziewczyna z Dzielnicy. Cóż... pewnych rzeczy rebelianci nie docenią nigdy, nie będą mieć klasy Kapitolu, nawet mieszkając w nim. Ja się tu urodziłam, tu wychowałam i tu pewnie umrę. Zawsze na szczycie. Ale bycie na szczycie bez otoczenia ludzi, którzy to docenią jest... pozbawione tego smaczku. Tylko tutaj... w Kwartale... ludzie docenią majstersztyk wykonania chociażby moich butów. Poza tym.... Violator słynie z najlepszych drinków i najlepszych przedstawień. Pozostałość tego, co zdaje się odeszło w niepamięć. A ja bywam sentymentalna. - wzruszyłam ramionami. Zaciągnęłam się papierosem i wypuściłam ustami smużkę dymu. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Bar Sob Lis 23, 2013 10:14 pm | |
| Im więcej pani Vernon mówiła, tym jeszcze więcej informacji dowiadywał się o niej Frans. To natomiast było mu jak najbardziej na rękę, bo lubił dużo wiedzieć o ludziach, z którymi w danym momencie miał do czynienia, a z którymi prawdopodobnie mógł się męczyć lub współpracować w przyszłości. A czy później mógł pozostać w kontakcie akurat z nią? Tego jeszcze nie wiedział, ale musiał brać pod uwagę każdą możliwość.
Póty co dalej jej słuchał i popalał papierosa, przytakując jej raz po raz. Na pewno miała rację co do tego, że był milczący – specjalnie, należałoby dodać. Prawdą było tez to, że zastanawiał się co ona do cholery robiła w KOLC-u, ale wcześniej też stwierdził, że to przecież niegrzeczne oceniać w ten pośredni sposób ludzi jako „bufonów z Dzielnicy” i kpić z tego, co oni mogą robić w Kwartale. Nie spodziewał się jednak, że tak szybko otrzyma chociażby wycinek jej życia… pytanie tylko czy jest on aby na pewno prawdziwy? Może zmyśliła go tak na szybko, żeby mieć jaką fałszywą osobowość przed nim? Chyba tylko ona może o tym wiedzieć. Mógł za to drobnym skinieniem głowy (chyba) kolejny raz podziękować jej za pochwałę barmanów, którzy dla niego pracowali.
– Za drinki należałoby osobiście dziękować moim pracownikom, pani Vernon – odpowiedział ze skromnym uśmiechem na twarzy. Sam odpalił po tych słowach papierosa, by w tym czasie pozbierać trochę myśli. – To, co tutaj robisz jest tylko i wyłącznie twoim osobistym problemem, tak długo jak twoje interesy nie zawadzają „lub” oraz „i” przeszkadzają moim interesom. Skoro jednak niewinny temat drinków przeszedł do nieco osobistych spraw… pozwól, że zapytam, nieco niegrzecznie i wprost, dlaczego lub jak to się stało, że jako osoba ze Starego Kapitolu zostałaś w tym Nowym? – Wydawało się, że jest ciekawy tego, co mogła mu odpowiedzieć owa panna, tak bardzo, że było to nawet widać po jego mimice i oczach. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : pianista i kompozytor.
| Temat: Re: Bar Wto Lis 26, 2013 1:44 pm | |
| // ogłaszam uroczyście chwilową zmianę narracji //
Gdzie był dotąd Frobisher i co robił – wie chyba tylko on sam. Petrus chodził po swoim mieszkaniu przy pomocy żony i mówił coś ciągle o moście, z którego Frobisher wyszedł szybciej... Etiuda rewolucyjna rozbrzmiewała w tym mieszkaniu coraz częściej. Stała się niemal jak melodia jakiegoś hymnu, który odgrywa się zawsze na wejściu. Z Frobisherem było... kiepsko, choć nikomu nie ważył się o tym mówić. A potem wziął się w garść. Frans powiedział mu o Mathiasie.
Nie mógł przestać o tym myśleć przez dość długi czas, kiedy trwał w niepewności. Jego chęć pomocy dla tego chłopaka mieszała się z pewną obawą wobec spotkania... Choć to wątpliwe czy by się do tego przyznał. Co więcej... Pozostawała sprawa Fransa, który napawał go obrzydzeniem. To irytujące, że stanowił jeden z tych światełek nadziei w drodze do odzyskania dawnej miłości. Cholernie irytujące.
Wszystko co ze sobą brał, chował w kieszeniach. W tym niewielki pistolet, który miał służyć mu do obrony „ w razie czego”. Narzucił na siebie płaszcz i odgarniając nieco przydługie jak na niego włosy, ruszył do Kwartału. Gdy Petrus zatrzymał go w progu, fuknął tylko, że nie zawsze będzie mógł go kontrolować i że nie jest jego własnością by musiał mu się tłumaczyć z każdego swojego kroku. Bryant najwyraźniej zdziwiony tą odpowiedział zdążył odpowiedzieć tylko „Ty dz...” zanim zatrzasnęły się drzwi.
Przepustka otworzyła mu drzwi do nędzy, w której żył „brud”. Szukał Violatora. Mijał kolejne uliczki. A gdy go znalazł, bez wahania otworzył drzwi i zastał przy barze tego, na którego widok miał ochotę się wycofać. A jednak bez słowa, z kamienną twarzą i wrogością w oczach podszedł do niego i usiadł obok, z krótkim:
– Jaki masz plan?
Za nic miał ewentualne towarzystwo.
|
| | | Wiek : 28 lat Zawód : dziennikarka
| Temat: Re: Bar Wto Lis 26, 2013 3:10 pm | |
| - Ktoś ich jednak zatrudnił i im płaci - wskazałam na Fransa. Trochę to jednak było męczące prowadzić rozmowę za nas dwoje. Z milczącymi facetami wolałam robić inne rzeczy niż konwersować. - Sądzę raczej, że moje interesy mogą zbiegać się z interesami Violatora i pańskimi interesami - a niech się głowi chłopczyna czy mam faktycznie jakiś plan co do tego miejsca. W sumie mogłabym mieć. Artykuł "Gwiazdy Panem bywają w domu publicznym, tylko u nas przeczytasz kto i z jakich usług korzysta". Zaśmiałam się w duchu. No oczywiście takiego pytania mogłam się spodziewać. - Sekret tkwi w umiejętności szybkiego zmieniania frontu. Tatuś jak się zorientował, że Snow jest skazany na porażkę, zaczął pomagać rebeliantom. Oberwało się mu za to, ale pozycja mojej rodziny była zabezpieczona. - uśmiechnęłam się. - No pisanie artykułów pochwalnych o rebeliantach też się przydało. - zaciągnęłam się papierosem. Wtem ktoś śmiał przerwać moją konwersację kurtuazyjną. Uniosłam pytająco brwi. Ignorować to my, a nie nas! Odchrząknęłam i posłałam przybyszowi mordercze spojrzenie. Oj nie chcesz ze mną facet zadzierać. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Bar Wto Lis 26, 2013 9:52 pm | |
| Uśmiechał się tylko, bo Savannah przysporzyła mu naprawdę wielu domysłów. On natomiast nie chciał niczego interpretować w niewłaściwy sposób, żeby uniknąć nieporozumień, co z jego strony wydawało się naprawdę rozsądnym pomysłem. Tylko jak zakomunikować tego typu myśl pannie Vernon? Nie wiedział, a nie chciał także wyjść na gbura – o litości, Lyytikäinen, stajesz się coraz bardziej „miękki” względem kobiet… Ostatecznie doszedł do wniosku, że lepiej będzie, gdy skończy na słuchaniu swojej chwilowej kompanki do picia (czegokolwiek), niźli miałby nie wiadomo jak narażać się jej swoim słownictwem, sposobem zachowania i tak dalej.
Właśnie dlatego dziękował jej za to, że mógł zmienić temat na okoliczności związane z tym, że jest po stronie Nowego Kapitolu aniżeli Starego. Dobra taktyka, z której on także by skorzystał, gdyby nie Violator. Przytaknął jej i wręcz zaśmiał się, ale nie obraźliwie… zupełnie tak, jakby tym całym śmianiem chciał udowodnić jej, że najwyraźniej rozumie o co jej chodzi. Wygoda przede wszystkim, tak? Całkiem do zrozumienia… chociaż Frans wolał się wpierw pomęczyć, a dopiero potem radować się z przywilejów i tego, co w ogóle zrobił.
I wtedy pojawił się Frobisher. Lyytikäinen od razu zdołał wyłonić jego czuprynę i łeb wśród tłumu, szczególnie kiedy co chwilę zerkał w stronę drzwi… nie mówiąc już o tym SMS-ie, którego wcześniej wysłał. Gdyby tylko mógł, to zapewne by podskoczył, ale siedzenie przed kobietą dość skutecznie pomagało zapanować mu nad swoimi sposobami ekspresji siebie. Zerknął jedynie na panią Vernon i wstał ze swojego krzesełka.
– Przeproszę cię na kilka minut, ale mam ważną sprawę biznesową do załatwienia… – uśmiechnął się delikatnie, a Froba postarał się zabrać na bok, jak najdalej od ludzi. – Mam plan, ale czy pomożesz? – Zapytał dopiero wtedy, kiedy upewnił się, że nikt ich nie podsłuchuje.
Ostatnio zmieniony przez Frans Lyytikäinen dnia Sro Lis 27, 2013 7:52 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | |
| Temat: Re: Bar | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|