|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Bar Nie Maj 26, 2013 10:41 pm | |
| Krótki informator
Violator, to klub powstały 1 lipca 2282 roku z inicjatywy Fransa Lyytikäinena. Z początku prosperował on w centrum miasta, aż do września, kiedy to został przeniesiony po raz pierwszy w skromniejsze miejsce. Po przejęciu władzy przez Almę Coin – klub prawie się rozpadł, a po natychmiastowej interwencji właściciela zaczął na nowo działać w Kwartale Ochrony Ludzkości Cywilnej.
Pierwsze piętro zostało zamknięte ze względu na wybory prezydenckie.
Szukamy: TUTAJ: LISTA ZAWODÓW. Wystarczy spojrzeć na dział VIOLATOR.
Gdyby ktoś chciał się pośmiać, zapraszamy tutaj: TABLICA OGŁOSZEŃOUTSIDE MAY BE RAINING, BUT HERE IS ENTERTAINING!
Ostatnio zmieniony przez Frans Lyytikäinen dnia Pon Lis 02, 2015 11:26 am, w całości zmieniany 17 razy |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Bar Pią Maj 31, 2013 12:53 am | |
| Drzwi budynku otwierają się i do pomieszczenia wchodzi trzech umundurowanych strażników, z których żaden nie wygląda ani trochę przyjaźnie. Jeden z nich staje przy drzwiach, i choć nic nie mówi, jasne jest, że pilnuje wyjścia. Dwóch pozostałych na razie ignoruje zgromadzonych ludzi i podchodzi do baru. - Chcemy rozmawiać z właścicielem lokalu - mówi niższy z nich. Ma nieprzyjemny, nieco chrapliwy głos i przemawia tonem nieznoszącym sprzeciwu. Jednocześnie rozgląda się na boki, jakby oczekiwał, że szukana przez niego osoba wyłoni się z tłumu. I właściwie - tak właśnie jest. - A wszystkich zgromadzonych proszę o przygotowanie dokumentów - dodaje po chwili, oblizując z zadowoleniem wargi i wodząc wzrokiem po pomieszczeniu. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Bar Pią Maj 31, 2013 4:53 am | |
| /Łazienka przy barze [Dlaczego w głowie mam Tima Minchina i jego piosenkę o Mitshubishi Colt, kiedy widzę avatar MG?]
Był nieco zaskoczony… tym wszystkim. Nigdy nie widział Mathiasa w takim stanie. Furia? To było mało powiedziane!... i to obrzydzenie. O co w tym wszystkim chodziło? Nie wiedział. Le Brun nie chciał póty co mówić. Wyszedł z tej przeklętej łazienki, do której wpadło od razu kilka osób chcących się wysikać. Wywrócił oczyma na tej widok. Matko kochana… Matka Natura bywa naprawdę zabawna i bardzo niemiła.
No… wypadałoby jednak wziąć się w garść i nieco opatrzyć tę paskudną ranę na twarzy młodego le Bruna. Potrzebował do tego z całą pewnością coś, co zdezynfekowałoby wszelkie bakterie i ewentualnie jakiś plaster. Ruszył w stronę baru, rzucił do barmanki, żeby podała mu wódkę i apteczkę. Ta – rzecz jasna – posłusznie podała mu obydwie rzeczy, ale przy okazji wskazała mu na trojkę strażników, którzy przyszli.
Frans odwrócił na chwilę głowę, wywrócił ślepiami – byleby „Trzej Muszkieterowie” nie zobaczyli, a kiedy ponownie na nich spojrzał, uśmiechał się delikatnie. Przesunął się w stronę mężczyzn, odłożył butelkę alkoholu oraz pudełko. Odwrócił się plecami do lady, zaparł się jej, podskoczył i usiadł na niej. Przyjrzał się strażnikom.
– Idź do biura po wszystkie papiery związane z lokalem – zwrócił się jeszcze do barmanki i puścił jej oczko. Następnie mówił już do mężczyzn: – W czym mogę służyć panowie? Czysto formalnie czy może się czegoś napijecie?
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Bar Pią Maj 31, 2013 10:26 am | |
| Jeden ze strażników mierzy wzrokiem Fransa, podczas gdy drugi zaczyna krążyć po pomieszczeniu, żądając dokumentów od wyrywkowych osób. Od razu widać, że nie jest ani trochę zachwycony, że musi tu być, a podawane świstki papieru interesują go mniej więcej tyle, co zeszłoroczne Głodowe Igrzyska - przy czym tamte przynajmniej zakończyły się jakimś zaskoczeniem. Jego kolega po fachu wyciąga tymczasem niewielki tablet i coś nad nim odhacza. - Może innym razem - odpowiada burkliwie, nie patrząc wcale na rozmówcę. Po chwili unosi wzrok znad urządzenia i rzuca zaciekawione spojrzenie w stronę apteczki. - Jakieś problemy? - pyta, a jedna z jego brwi wędruje do góry. Nie czeka jednak na odpowiedź, tylko kontynuuje, przypomniawszy sobie nagle o właściwym celu wizyty. - Będę potrzebował pana karty identyfikacyjnej i dokumentacji potwierdzającej pochodzenie sprzedawanego w lokalu alkoholu - powiedział, przyjmując urzędowy ton. - I tych lekarstw - dodał po chwili, szybkim ruchem głowy wskazując na apteczkę.
|
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Bar Pią Maj 31, 2013 2:52 pm | |
| Tym bardziej Frans nie był z tego wszystkiego zachwycony. Nienawidził wyrywkowego kontrolowania terenu, bo nigdy nie było wiadomo kiedy się tych szczurów spodziewać. A on niczego nie knuł, nie zamierzał nikogo zabijać – chciał się zwyczajnie dorobić, dać szansę na zarobienie swoim pracownikom i kiedyś tam – het, het, w dalekiej przyszłości – uwolnić się od tego gnijącego państwa. No, ale cóż… jak ktoś rządzi, to rządzi, a on znalazł się w tej norze zwanej „KOLC-em” z własnej głupoty.
Nadal obserwował strażników. Nie bał się tego, że tu weszli, ale to nie zmienia faktu, że zwyczajnie ich nie lubił, a ich obecność irytowała go na najwyższym poziomie. Wywrócił ślepiami, kiedy usłyszał odmowę jednego z nich. Może to i lepiej. Jest cień szansy na to, że zbyt długo tutaj nie posiedzą i zmyją się po drobnej kontroli.
– Hm? – Nieco nie zrozumiał pytania. Przez chwilę patrzył się na tego jednego strażnika z totalnie niezrozumiałym wyrazem twarzy. Kolejne nakazy były już zrozumiałe. Poruszył się nieco na ladzie, wyciągnął spod garnituru swoją kartę indentyfikacyjną i wręczył go jednemu ze „Szczurów”. – Za chwile przyjdzie moja pracownica z dokumentami. W apteczkach nie ma tabletek. – Wręczył pudełko strażnikowi i wskazał na naklejoną na nim karteczkę z aktualną datą kontroli oraz spisem przedmiotów znajdującym sie w nim. Ba, nawet otworzył apteczkę, żeby zaprezentować jej zawartość. – Chyba można posiadać plastry, bandaże oraz coś do przeczyszczenia ran, typu woda utleniona, prawda?
Uśmiechnął się naprawdę podle i zapewne jeszcze by coś powiedział, gdyby nie to, że barmanka podetknęła mu pod nos grubą teczkę z dokumentacją baru. Podziękował jej ślicznie i wręczył papiery strażnikom.
– Nie wiem co panom będzie potrzebne, więc możecie sobie to wszystko przestudiować. Pozwolenie na alkohol, prowadzenie baru, dochody… czytajcie sobie. Tutaj wszystko jest.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Bar Pią Maj 31, 2013 7:00 pm | |
| Strażnik zerka na wnętrze apteczki niby od niechcenia i tylko kiwa głową, ignorując zjadliwy ton Fransa. Próbując jakoś zamaskować swoją wpadkę, zagłębia się w otrzymaną dokumentację, ale bardziej ją przerzuca, niż naprawdę przeszukuje. Kiedy widzi, jak mężczyzna podaje mu kartę identyfikacyjną, tylko macha ręką na znak, że wszystko jest w porządku. - Posiada pan działający odbiornik telewizyjny? - Pytanie wydaje się kompletnie nie na miejscu, ale wygląda na to, że Strażnik jest poważny i bynajmniej wcale sobie nie żartuje. Nadal przerzucając papiery, kontynuuje. - Na górze mówią, że coś się święci i niedługo będzie na co popatrzeć. Dzisiaj albo jutro mają ogłosić jakiś oficjalny komunikat. - Zamyka teczkę, po czym oddaje ją właścicielowi lokalu. - Wszystko wydaje się zgadzać - zauważa. Następnie odwraca się do swojego towarzysza, który zatoczył koło wokół sali i wygląda na jeszcze bardziej znudzonego niż na początku. - Darren, zwijamy się. Sprawdź tylko jeszcze toalety. W zeszłym tygodniu w jednej znaleźliśmy całkiem prężnie działającą bimbrownię. - Ostatnie zdanie wypowiada już ciszej, zwracając się do Fransa. Drugi strażnik kiwa głową, prostuje się i przez chwilę waha, jakby nie wiedział, co ma zrobić. - W którą stronę..? - pyta, chyba nie kierując pytania do nikogo konkretnego, a zawieszając je w powietrzu.
|
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Bar Pią Maj 31, 2013 7:29 pm | |
| Strażnik zerkał na różne dokumenty, apteczkę i dowód, a Frans tylko szczerzył się szerzej i szerzej. Zapewne, gdyby tylko mógł, dosłownie uśmiechnąłby się „od ucha do ucha”. Uwielbiał miny takich „muszkieterów”, którzy nic nie znajdywali, a jedynie nudzili się bardziej i bardziej. To wszystko było widać jak na dłoni. W sumie – nie dziwił im się, że tak bardzo nie przykładali się do pracy. Musieli obejść zapewnie wszystkie lokale, sprawdzić najważniejsze dokumenty i zwyczajnie po pewnym czasie byli zmęczeni. Strażnik, człowiek z getta czy rebeliant – wszyscy byli tylko ludźmi.
– Nie lubię telewizji – mruknął w odpowiedzi. Nie musiał tego komentować, zwyczajnie nie widział w tym sensu. Jeżeli chciałby coś obejrzeć, zawsze mógłby wpaść do kogoś znajomego, kto taki odbiornik posiadał, ale tak… niet. – Miło słyszeć… ale w tym czasie będę zajęty pracą. I tak nie będę miał czasu. Chociaż podejrzewam, że i tak będę musiał jakiś odbiornik załatwić… – tu westchnął głośno – …klienci.
Ucieszył się, w głębi, że panowie chcieli sobie już pójść w cholerę. Tylko, że jeden z nich przypomniał sobie o toaletach… Nie… Frans nie przeraził się tym, że mogli by coś odkryć, bo nic tam nie ukrywał. Chodziło o to, że jedna z nich była zwyczajnie zarzygana, obsrana i obsikana.
– Kiara, podaj szmaciane chusteczki – zawołał do barmanki, a kiedy ta je podała, ten natychmiast wręczył je panom. – W jednej z łazienek kilku klientów zaczęło wymiotować i jest bajzel, więc radzę sobie zatkać facjatę. Jedna jest przy barze, druga przy kuchni, trzecia dla personelu przy biurze. Brunhilda was zaprowadzi – tu uśmiechnął się do młodziutkiej pannicy, ubranej w całości w nieco skąpe, jaskrawomorskie ubranie, jeszcze ze starą peruką. – Miłej pracy. – To było sztuczne i bardzo niemiłe, ale nie mógł się powstrzymać. Oby zemdleli od smrodu w tamtej jednej ubikacji. – A, Brunhilda!… Twoje zadanie numer jeden na dziś, to ogarnąć ten jeden kibel na błysk. – Tu wyszczerzył się okrutnie i rozłożył ręce w geście bezradności. Udawanej bezradności.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Bar Pią Maj 31, 2013 7:44 pm | |
| Mężczyźni wahają się przez chwilę, mierząc wzrokiem to wepchnięte im w ręce chusteczki, to siebie nawzajem. Nie trzeba być wybitnie spostrzegawczym, żeby zauważyć, że żaden z nich nie ma najmniejszej ochoty na sprawdzanie łazienek. Niewypowiedziana decyzja wisi przez chwilę w powietrzu, po czym odzywa się Darren - strażnik, który legitymował zgromadzonych w lokalu ludzi. - Właściwie to czas nas goni - mówi niepewnie, zerkając na swojego towarzysza ni to z nadzieją, ni to nagląco. Na twarzy tamtego odmalowuje się coś w rodzaju ulgi, po czym kiwa głową i demonstracyjnie zerka na zegarek. - Tak, tak, mamy jeszcze sporo do skontrolowania... Wypadałoby zdążyć przed... godziną zero. Może się zrobić zamieszanie, wolałbym nie być wtedy na ulicy - mówi i wzdraga się lekko. Następnie obaj odkładają chusteczki ostrożnie na blat. - W takim razie do widzenia. Cała trójka jak na komendę odwraca się i opuszcza pomieszczenie, rzucając ostatnie spojrzenie na lokal.Choć żaden z gości nie zwrócił na to uwagi, w trakcie legitymowania pod jednym ze stolików założono niewielkie urządzenie podsłuchowe. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Bar Pią Maj 31, 2013 8:11 pm | |
| Całe szczęście, że nie mieli ochoty na sprawdzanie łazienek. Frans tylko podśmiechiwał się z ich min, na przemian starając się być ni to poważnym, ni to po prostu radosnym. Przytaknął wyraźnie rozbawiony. Niech im będzie – dla niego to lepiej. Założył tylko nogę na nogę, ciągle im się przyglądał i tylko czekał aż sobie pójdą.
W końcu zadecydowali o opuszczeniu jego baru. Kiedy się żegnali, był wyraźnie ubawiony i tylko kokieteryjnie zawołał: „Pa, pa!”, jak gdyby chciał jednym z nich nieco sobie poflirtować. Pomachał za nimi, a kiedy drzwi się zamknęły – zwyczajnie wybuchł śmiechem, tak jak obydwie barmanki. Dobre, dobre. Obrzydzenie najlepszą strategią do wygonienia z jakiegoś miejsca „muszkieterów”.
– Widziałyście ich miny? – Zagaił Frans do swoich barmanek. – „Właściwie to czas nas goni” – udał jednego ze strażników, próbując mówić tym samym tonem. – Jeszcze niedawno – mówił już normalnie, swoim niskim głosem – część z nich żyła w gorszych warunkach niż my, tutaj w getcie, a są bardziej obrzydzeni paroma rzygowinami niż niejeden z nas.
Wszyscy trzej jeszcze trochę się śmiali. Wtedy Brunhilda zapytała czy naprawdę musi sprzątać łazienkę.
– Nie żartowałem. Podziękuj swoim koleżankom, które miały w ciągu tego tygodnia sprzątać, a tego nie zrobiły – tu spoważniał, a następnie spiorunował wzrokiem Kiarę. – Kibel jest zarzygany, obszczany i osrany gorzej niż w oborze, którą kiedyś widziałem odwiedzając jeden z dystryktów. Bierz detergenty i czyść. Zaraz. – Tu uśmiechnął się okrutnie i tylko patrzył jak dziewczyna stara się wziąć wszystkie potrzebne rzeczy do czyszczenia toalet i znika za drzwiami tej najgorszej. – No. To trzeba sobie golnąć!
Sięgnął po duży kieliszek do wódki, odkręcił butelkę, nalał do pełna i wypił jednym haustem. Kolejna dawka alkoholu była już mniejsza, ponieważ Frans chciał ocenić jego smak. Nawet dobry… nawet dobry. Ach… właśnie, á propos wódki – miał przecież zdezynfekować rany Mathiasa… ale już mu się nie chciało iść do kuchni. Westchnął cicho. Zabrał butelkę, dokumenty, kieliszek i apteczkę. Mruknął tylko w stronę barmanki, że idzie do siebie i jakby spotkała le Bruna, niech mu przekaże, że jest na górze.
/Pokój Fransa
|
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Bar Nie Cze 23, 2013 5:20 pm | |
| /Tymczasowe więzienie -> zsyp -> śmietnik -> uliczka nr. 1 -> ... nr. 2 -> ...nr. 3 -> [...] -> nr. 2343x(45c:5) /
Cisza. Wokół panowała cisza i jedyne odgłosy, które mogłyby rozchodzić się w obrębie kilkudziesięciu metrów to jego wyćwiczony, acz niezdarny krok. Szedł głównie znanymi mu uliczkami (miał do wyboru… wszystkie?), unikał głównych dróg czy większych skupisk ludzi. Najpierw pomyślał, że mógłby odwiedzić Dorę, bo tam miał najbliżej, ale uznał, że dobijanie się tam jest bezsensowne oraz mijające się z celem. Zrobiłby tym tylko więcej hałasu, a wówczas żadna boska ręka nie uratowałaby go przed karą. A w tym momencie, prócz kołaczących nieprzerwanie myśli o Katy i dokuczliwego bólu, liczyło się przetrwanie. To były tylko trzy przecznice dalej, tam, czekał na niego ukochany Violator, zawsze otwarty i chętny przyjąć gości. Taką nadzieję miał Mathias, bo nie wiedział, że Pan Frans poszedł na ratunek. Dlatego, wciąż trzymając się ścian budynków, doszedł do ukochanych idylli stycznych drzwi. Przeszedł przez nie i w tym właśnie momencie zorientował się, że bar jest prawie pusty. Przy stolikach w kącie siedziało dwóch panów, za ladą stała Katarina ścierając kurz z blatu. Kiedy pojawił się, podniosła wzrok i spojrzała na niego z niepokojem, ale znała go na tyle, aby domyślić się, że paradowanie w stroju strażnika jest tylko jednym z odchyłów jego zachowania. -Rusz tyłeczek po Fransa… - rzucił oschle opadając na jedno z krzeseł ciężko. Kobieta nie odpowiedziała wciąż lustrując go uważnie wzrokiem – No leć… proszę? Nie był wściekły, to chyba zbyt łagodne określenie opisujące jego stan emocjonalny, ale sęk tkwił w tym, że nie miał siły nawet porządnie westchnąć, nawet jeśli przed chwilą był w stanie przebrnąć setki ulic KOLCa w drodze do Violatora. Teraz, nawet jeśli bardzo by chciał, nie wstałby, bo niewdzięczna noga, która dostała chwilę odpoczynku, dała o sobie boleśnie znać. Zarówno cała reszta: płuca, klatka piersiowa, głowa. Nawet z trudem wymawiał jakiekolwiek słowa, co dopiero mowa o krzyku, którym miał ochotę obdarzyć barmankę. -Nie ma go – oświadczyła bezbarwnie Le Brun miał wrażenie, że chętnie posłałaby mu wredny uśmieszek, ale zapewne bała się o konsekwencje – Wyszedł– dodała szybko. Wyszedł. Mathias, coś narobił? Jesteś geniuszem zbrodni, wpakowujesz się w kolejne wielkie gówno i ściągasz konsekwencje na przyjaciół. Nic, tylko obrzucić różami oraz oklaskami. Czyli możemy dodać do listy zmartwień kolejny podpunkt, tak? Ilu osobom grozi śmierć z twojego powodu? Katy. Ashe. I jeszcze Frans. Ten kochany Frans. Nie. Musiał coś zrobić, najpierw oczywiście doprowadzić siebie do stanu używalności, a dopiero potem zainterweniować. W osiągnięciu jednak pierwszego celu potrzebny był mu pan właściciel, ale… skoro wyszedł, musiał zostawić kogoś, kto nadzorowałby burdel. Cora. -Cora? – spytał niewyraźnie, ale barmanka zrozumiała i zaraz potem zniknęła. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Bar Nie Cze 23, 2013 7:45 pm | |
| Z powodu przemęczenia, utraty dużej ilości krwi i poważnych ran Mathias le Brun stracił przytomność i osunął się na podłogę. |
| | |
| Temat: Re: Bar Nie Cze 23, 2013 10:15 pm | |
| Kazał jej czekać na siebie. To czekała cholera snując się z kąta w kąt i zastanawiając się najpierw kiedy wróci, potem przyszła myśli w jakim stanie wróci, potem czy w ogóle wróci. W swojej głowie już przeprowadziła niezliczoną ilość scenariuszy tego zdarzenia. Większość była dość tragiczna, większość była cholernie brutalna i większość napawała ją tą paskudną grozą, której naprawdę nie znosiła. Wystarczająco wiele bliskich jej osób już zginęło. Nie zniosła by chyba tego tym razem. Może w końcu by ześwirowała, przecież już i tak zaczęła nieźle świrować. Z tych nerwów nic nie zjadła, ale o dziwo dobrze się z tym czuła. Przecież nie mogła sobie tutaj jak gdyby nigdy nic siedzieć, kiedy do kurwy nędzy nie wiedziała co z Mathiasem.
Po godzinie policyjnej zaczęła w którymś momencie na wszystkich na swojej drodze wrzeszczeć. O byle pierdołę zaczynała się czepiać dając upust swojej złości, niemocy i ogólnej bezradności bo nie mogła nic ale to nic zrobić a jego jak nie było tak nie było i mogła jedynie czekać i wierzyć, że wróci w jednym kawałku. Na każdy hałas w postaci trzaskających drzwi, jakichś męskich głosów reagowała dość gwałtownie momentalnie wychylając głowę by sprawdzić co się dzieje. W końcu jednak opadła w sumie z tych sił do siania chaosu jako takiego i po prostu siedziała tępo patrząc się w ścianę, nawet nie mogła wrócić do swojej nory i tam przeczekać to oczekiwanie. Kiedy jednak wreszcie Mathias się pojawił trochę czasu jej zabrało ogarnięcie właśnie tego, że on wrócił. Jakby z opóźnieniem weszła do baru zastając go w takim a nie innym stanie.
Już podobną sytuację przeżyła i ona nie skończyła się dobrze. Skończyła się paskudnie źle, w sumie to śmiercią tak gwoli ścisłości. Jeszcze tego pieprzonego Fransa nie było, znowu gdzieś polazł. Tak więc w efekcie całej lawiny zdarzeń Cora wylądowała obok właśnie nieprzytomnego Mathiasa. Nie wiedziała czy go strzelić w twarz może by się obudził, nie? Przecież zawsze tak się robiło, żeby kogoś "obudzić" jednak nie była do końca pewna czy tak można. No chyba nie można. A co jak go jeszcze bardziej uszkodzi? Chociaż może już bardziej się nie dało? Omatkomatko.
- No i na co się gapisz, chodź tutaj, pomożesz mi - warknęła na kelnerkę, którą chyba ta cała sytuacja zdecydowanie przerosła, trzeba będzie powiedzieć Fransowi, że ma zatrudnić jakieś bardziej ogarnięte istoty, które mają mózgi a nie pęcherzyki zamiast nich. Odstrzeliłaby taką i byłby spokój. Boże, znowu te myśli. Kurwa, jeszcze zabijanie jej się spodobało. W co ten Mathias się wpakował? - Ja się zajmę nogą okej? Ale daj mi ręce, boże no nie patrz się tak, tutaj uściśnij, brawo, właśnie tak, nie krzyw się to tylko trochę cieplutkiej krwi, nie zabije Cię, a jego może - jakim cudem ona była taka spokojna? Pokazała jej jak tam ma chociaż spróbować zatamować tą krew, żeby nie tryskała mu fontanna z brzucha a sama zajęła się jego nogą. Gdzieś tam w przypływie geniuszu nawet jakiś nóż za barem znalazła i rozcięła nogawkę nim. Mądra, nauczyła się jak udzielać pierwszej pomocy, nie ma to tamto. Nawet udało jej się zorganizować coś, żeby uścisnąć tą nogę powyżej postrzału, żeby i tutaj krew się nie wylewała. Pewnie oderwała kawałek ze swojej koszulki czy czegoś innego. Gdy to skończyła pogoniła kelnerkę, żeby kogoś "zorganizowała" sama zajmując jej miejsce. - Jak Boga kocham Le Brun zabiję Cię kiedyś za to pakowanie się w kłopoty. |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : Lekarz
| Temat: Re: Bar Pon Cze 24, 2013 12:13 am | |
| // Dzielnica Rebeliantów => Siedziba Coin => Mieszkanie Vivian
Nie wnikajmy może dlaczego Sigyn znalazła się w Kwartale. Bynajmniej nie z powodu jakiś osobistych pobudek, czy tam zachcianek. Miała tutaj robotę do wykonania jako lekarz. Wysłali ją. Wysłali, bo władza nie chciała dopuścić do szerzenia się chorób w KOLCu, bo epidemia wywołałaby nie tylko lawinę śmierci, ale również jawny bunt dawnych rebeliantów. W końcu nie o to chodziło, by dawni mieszkańcy stolicy siedzieli w getcie i sobie umierali na zarazy różnego typu. Gdyby mieli masowe zarażenia to z pewnością dowiedzieliby się o tym nie tylko przeciwnicy Coin, ale także ci, którym niespecjalnie podobało się uwięzienie w gruncie rzeczy niewinnych ludzi. W każdym bądź razie Sigyn po wyjściu z siedziby Coin otrzymała wezwanie, by natychmiast się udała do szpitala. Tam się dowiedziała, że w Kwartale jest nadmiar chorych osób. Musiała wziąć dwie stażystki do pomocy i pojechać do getta. Za pomocą przepustki dostała się do środka. Obraz jaki ją spotkał przypominał biedne Dystrykty. Obraz nędzy i rozpaczy. Ludzie przyzwyczajeni do przepychu, bogactwa i jedzenia teraz nie mieli nic. Większość z nich popadła w rozpacz. Wszyscy byli przerażająco smutni. Sigyn jednak nie wyglądała na wzruszoną. Ostatnimi czasy tak reagowała. Jej twarz pozostawała niezmienna. Chyba, że spotykała kogoś z dawnych, bardzo bliskich jej osób to wtedy jeszcze przejawiała jakiekolwiek uczucia. W innych przypadkach miała określenie, że jest "zimną suką". W sumie racja. W końcu dostała się do szpitala i tam przez resztę dnia zajmowała się chorymi i rannymi. Roboty było sporo, ale jej stażystki spisały się znakomicie. Pod koniec dnia wysłała je prędzej do domu samemu pozostając dłużej, by sprawdzić stan szpitala. Brakowało leków i sprzętu. W ogóle odnosiła wrażenie, że wróciła do czasów kiedy to leczyła w Dwójce za pomocą naturalnych medykamentów. Zioła były podstawowymi lekami tam. Tutaj... Właściwie było podobnie. Najnowocześniejsze leki były w rękach rebeliantów. Te gorsze i ewentualnie w nadmiarze wysyłane były rzadko do Kwartału. W końcu zrobiło się tak późno, że Sig musiała już wracać do Dzielnicy Rebeliantów. Idąc ulicą po drodze się zgubiła. Nie miała mapy, a i ulice nie wyglądały jak kiedyś. Zmyliły ją niektóre budynki i pomyliła jedną ulicę. Tym sposobem zamiast trafić do wyjścia trafiła do jakiegoś baru. Niebezpiecznie jest przebywać na ulicy samemu będąc kobietą. Bezpieczniej już być w barze. Tym sposobem Sig weszła do środka. Nie miała pojęcia, że wchodzi właśnie do burdelu. Co prawda aktualnie jakoś nie było widać czym się zajmuje owy bar, więc Sig postanowiła usiąść, odpocząć, a potem zastanowić się gdzie jest wyjście. Wolała o nie nie pytać, bo jeszcze zachce się komuś ją okradać, albo wymuszać wypuszczenie z Kwartału. Uwagę jej skupiła niecodzienna sytuacja. Ktoś podbiegł do lady, gdzie jeszcze przed chwilą siedział mężczyzna, a teraz gdzieś zniknął. Najprawdopodobniej osunął się z krzesła i upadł na podłogę. Sig podniosła się i dość szybkim krokiem podeszła ze swoją walizeczką do miejsca, gdzie leżał Mathias. Oceniła szybko sytuację i podeszła do mężczyzny. Kucnęła obok kobiety. - Spokojnie. Jestem lekarzem. - Powiedziała do dziewczyny i zaczęła szybko badać mężczyznę. Postrzał w brzuch. Oho! Musiał stracić dużo krwi, skoro stracił przytomność. Sig otworzyła walizeczkę i zaczęła się zabawa. - Włącz ktoś porządne światło, bym widziała dokładnie ranę. - Powiedziała głównie do barmanki, która nie wiadomo skąd wytrzasnęła coś w stylu wielkiej, oślepiającej latarki. Z prądem tu raczej cienkawo, więc Bogu dzięki, że miała latarkę. Dobra, coś widziała. Trochę po omacku będzie musiała zajmować się raną skoro światło do dupy, ale cóż. Grunt, że miała w pamięci dokładnie każde naczynie człowieka. Wyciągnęła rękawiczki i płyn do dezynfekcji. Podniosła koszulkę chłopaka i zobaczyła dość sporą ranę postrzałową. Zaczęła dezynfekować narzędzia szybko i po drodze ranę. Zabrała się do roboty. Spojrzała po chwili na Corę. - Znasz się co nieco na pierwszej pomocy? Z tego co widzę to tak, bo uścisnęłaś nogę nad postrzałem, by zmniejszyć przepływ krwi. Masz zdezynfekuj ranę. - Powiedziała do dziewczyny po czym ponownie zabrała się za walkę z raną brzucha. Grunt, że nie miał mocnego krwotoku, bo wtedy marne jego szanse byłyby przy ratowaniu. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Kucharz
| Temat: Re: Bar Pon Cze 24, 2013 9:51 pm | |
| // Targ dla mieszkańców
Dalej nie interesując się tym czy dwie niewiasty, jak raczył określać obie poznane na targu panny z czego jednej imienia kompletnie nie pamiętał, bo nie uważał to za potrzebne, a drugiej imię kojarzył tylko dzięki literze „l”, podążają za nim, kierował się do Violatora. Mijał odpowiednich ludzi, warkocze – zgodnie z planem – chowając pod bluzką. Co jakiś czas kontrolował stan sera. Musiał być cały i zdrowy kiedy wreszcie dotrze na miejsce.
Widząc znajome drzwi, powoli przekroczył próg. Wkrótce potem drzwi lekko się zatrzasnęły, a on sam postąpił jeszcze kilka kroków, nie dostrzegając, że... O Bogowie! A może powinnam rzec „O Bogini!”? Będąc zaledwie kilka kroków od Sigyn, padł na kolano, pokornie skłaniając głowę, wciąż (zupełnie odruchowo!) ściskając ser i przykładając zaciśniętą pięść w miejsce serca, chcąc tym samym wyrazić swą skruchę.
– Bogini... Ja, niegodziwy, odważyłem się nie oddać ci odpowiedniego wyrazu szacunku w momencie, kiedy cię ujrzałem. Gotów jestem ponieść odpowiednią karę. – powiedział ponuro ze skruchą w głosie. Miał zamknięte oczy i głowę pochyloną w odpowiednim pokłonie. Jedynie ręka wciąż zaciskała się na pokaźnym kawale sera, nie pasując do jego postawy. Można spokojnie wyobrazić sobie, że rękę tą zaciskał na tarczy albo trzymanym pod pachą hełmie.
Przez to wszystko wcale nie zauważył tego, co działo się z Mathiasem. Ba, nie zauważył, że on tu jest. Liczyła się tylko Bogini, przed którą klęczał skulony niczym najwierniejszy i najbardziej posłuszny swym Bogom wiking.
|
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Bar Wto Cze 25, 2013 2:30 pm | |
| Targ dla mieszkańców
Starając się nie myśleć o… nie, po prostu starając się nie myśleć dotarła za Fredem do Violatora. Parę sekund stała przed wejściem, jednak po chwili weszła do „baru”. I po prostu stanęła jak wryta. Fred… KLĘCZAŁ… przed jakąś dziewczyną, której Ev nie znała. Bo w sumie nie miała prawa znać. ... ci odpowiedniego wyrazu szacunku w momencie, kiedy cię ujrzałem. Gotów jestem ponieść odpowiednią karę. Ev nie była nawet w stanie się śmiać to było takie… żałosne? Tak, to chyba dobre określenie. Fred chyba wyznaje jakieś dziwne wierzenia, które wymarły ladnych pareset, jak nie pare tysięcy lat temu. Ciężko stwierdzić, Ev zazwyczaj spała na lekcjach historii i takich tam. Dlatego też orientowała się we wszystkim tylko piąte przez dziesiąte. Lepszy rydz niż nic. Scena była dośc groteskowa, ale niwelowała ją pewna rzecz w tle. A raczej pewna osoba. Konkretniej chłopak, którego może i z widzenia kojarzyła, ale nie znała go ani z imienia, ani z nazwiska, ani z niczego. Pomijając jego dane osobowe chłopak był w nie najlepszym stanie. Rozwalona noga, zakrwawiony brzuch… I był nieprzytomny. Jeśli nie martwy, Ev nie wnikała w szczegóły. Rany sprawiały wrażenie postrzałowych, ale… Od kogo mógł dostać? No dobra, głupie pytanie. Nasi kochani strażnicy pokoju. Albo jakaś gangsta z Kolca. Której nie ma, przynajmniej z tego co wie Ev. Tak więc zostają rebelianci, którzy chyba nie widzą lini ograniczających ich nietykalność. Chociaż równie dobrze takowych może nie być, w końcu to oni są ci dobrzy, a Kapitolinczycy są ci źli. Nawet Bogu ducha winne dzieci z Kapitolu są złe, niedobre i fu. I trzeba je jakoś nauczyć pokory. Więc… W sumie poprzednia władza nie maiła Az tak złego pomysłu z tymi igrzyskami. Wykorzystajmy je! Co z tego, ze z nimi walczyliśmy! Tak sobie mniej więcej Ev wyobrażała panią prezydent Coin. Patrząc na chlopaka skrzywiła się nieco. A nawet bardzo. -Żyje? – Spytała… kogokolwiek wskazując ruchem glowy na chłopaka. Nie chciało jej się patrzeć na niego, więc odwróciła wzrok w stronę Lucy czekając na jej reakcję.
|
| | | Wiek : 17 lat Zawód : prostytutka/kwiaciarka Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura
| Temat: Re: Bar Sro Cze 26, 2013 7:34 pm | |
| Fred wydawał się być… miłym, umiarkowanie miłym panem, bo po chwili już nie był taki świetny, nie w oczach Lucy, powoli bladł, a jego dziwność wcale nie przebijała się przez tumany obojętności. Choć to panienka Crow zaczęła się o to śmiertelnie obwiniać, wiadomo, że to źle się zachowała, że to namawia Eve do złych rzeczy, że to zła passa albo jakieś fatum na nią spadło za ukrywanie prawdy! A przecież chce dobrze, przecież Fred i tak sam się zaoferował, że zawsze służy niewiastom w potrzebie. A może kłamał? Może tak naprawdę nie chciał nikomu pomagać i powiedział to tylko i wyłącznie z uprzejmości. Dlatego idąc całą drogę, spoglądała cały czas na przyjaciółkę, czasami ją zagadywała rzucając jakąś optymistyczną uwagę na temat jakiejś zabawnej persony, strażnika lub jej dawnego klienta. Ale atmosfera wciąż wydawała się napięta i… no cóż, tak też bywa, mówi się trudno, szkoda… bo Lucy bała się poruszać pewien temat. Nie… Kiedy doszli do brau, Lucy poznała jego nazwę oraz symbol. Violator. Znany nie tylko z dobrego piwa, a także z dobrych panienek i pracownic, które sprzedawały się za grosze. Nie bała się tam wchodzić, choć dobrze wiedziała, co to wróżyła i szczerze obawiała się nieco kierownika. Widziała go kilkakrotnie, ale z daleka i być może był dobrym człowiekiem, ale w tamtych momentach wyglądał niczym chodzący truposz, ze swoimi ciemnymi niczym krucze pióra włosami oraz bladą ziemistą cerą. Nie wiedziała dlaczego, bo choć wokół była masa podobnie prezentujących się ludzi, on znajdował się nad tłumem ubrany w ciemny płaszcz, starannie uczesany i schludny. Był niczym hrabia wśród bezdomnych. Podejrzenia okazały się niesłuszne i choć pomieszczenie o tej później porze było ponure, nie ujrzała tam Pana Kruka. Jednak… coś innego, być może bardziej niepokojącego zwróciło jej uwagę. Jakaś dziewczyna tamująca krwotok na ciele chłopaka, obcego jej chłopaka, rannego chłopaka. Zaczęłaby panikować, gdyby nie przypomniała sobie, że przecież to nic, wiele razy miała do czynienia ze zmarłymi lub tymi na skraju śmierci, z chorymi oraz zarażonymi. To nic. Dlatego dla Lucy bardziej wstrząsający był widok Freda klękającego przed jasnowłosą lekarką, czyli tą, która próbowała ratować chłopaka. Przewróciła swoimi jasnymi oczętami i nie zważając na wcześniejsze przestrogi podeszła do chłopaka szturchnęła go w głowę z leciutkim uśmiechem na twarzy: -Panie Wojowniku, przestań się Pan wygłupiać – po czym zaśmiała się i co z tego, że tknęła jego włosy, nie zważała na to, przecież to nic złego, zwróciła się do Pani Lekarz – Możemy Ci jakoś pomóc? – oczywiście pytanie dotyczyła rannego, bo Crow chciała coś zrobić w tym kierunku, kolejny już raz zresztą, ale też zająć czymś myśli.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Bar Sro Cze 26, 2013 8:09 pm | |
| Drzwi Violatora otworzyły się i do jego środka wsunęła się drobna dziewczyna z mocnym makijażem i puchowym płaszczem, pod którym skrywała się bluzka na ramiączkach i spódniczka tak krótka, że bardziej przypominała niezwykle cienki pasek materiału owinięty niestarannie wokół bioder. Zastukała obcasami wysokich, nieco zniszczonych kozaków, po czym zerknęła niechętnie w stronę zbiorowiska ludzi, jednocześnie odgarniając za uczy natapirowane, brązowe włosy. Wtedy z jej ust wydobył się niezwykle wysoki pisk. Zasłoniła je dłońmi i zaczęła skakać w miejscu i rozglądać się dookoła. Zamachnęła się rękami, którymi po sekundzie odepchnęła się od jakiegoś stołu i trzykrotnie bledsza niż zaledwie pięć minut temu, zaczęła biec w stronę jakiegoś pokoju, wciąż postukując obcasami. Gdy rzuciła się do drzwi i nacisnęła rozpaczliwie klamkę, wejście okazało się zatrzaśnięte, więc - kierując się instynktem - wskoczyła rozpaczliwie na pierwszy lepszy blat, co skończyło się tylko tym, że przewróciła stół i rozbiła dzbanek z bliżej nieokreśloną, przezroczystą substancją pachnącą mocno jakimś alkoholem. Szkło rozbryznęło się, a ona po upadku na podłogę żałośnie zaskomlała, mrucząc z płaczem pod nosem coś na temat krwi. Makijaż spływał jej czarnymi strużkami po twarzy, a ona otuliła się ramionami i zaczęła kołysać. |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : Lekarz
| Temat: Re: Bar Czw Cze 27, 2013 7:05 pm | |
| Sigyn dalej starała się powstrzymać krwawienie z brzucha Mathiasa, ale musiała jeszcze sprawdzić co z nogą. Na dodatek dziewczyna, która zrobiła opaskę uciskową na nodze chłopaka gdzieś zaginęła w akcji. A może po prostu uciekła przez widok takiej ilości krwi? Kto wie... Sig prawie opanowywała krwawienie, gdy w pobliżu pojawił się nie kto inny jak Fred Räikkönen, który padł na kolano i zaczął pieprzyć farmazony na temat bycia niegodziwym z jakiegoś tam powodu, bo kobieta niespecjalnie go słuchała. Była skupiona na ratowaniu życia, a nie na serowej czci jej osoby. Szczerze mówiąc nie wiedziała co począć z tym chłopakiem co to ubzdurał sobie, że skoro Sig ma imię bogini nordyckiej (co akurat było prawdą, bo właśnie na cześć tej bogini otrzymała imię) to jest tą boginią i nawet nie dał sobie wytłumaczyć tego, że Sig nią nie jest. Może trochę boginią jest na stole operacyjnym, gdy jest Panią Życia i Śmierci dla pacjenta, ale bez przesady. - Chcesz zrekompensować swoje niegodziwe zachowanie? - Sig przerwała na chwilę ratowanie Mathiasa i spojrzała na Freda. - Trzeba go przenieść na stół i zrobić lepsze oświetlenie. - Powiedziała sugerując, by Fred podniósł krwawiącego chłopaka i położył go na stole obok. Po drodze przyszły dwie dziewczyny nieznane białowłosej. Jedna najwyraźniej postanowiła patrzeć tylko, ale druga, ta z kolorowymi włosami zapytała, czy może pomóc. Sig wręcz z ulgą przyjęła do wiadomości słowa Lucy. - Nie mogę dezynfekować rany na nodze podczas, gdy walczę z krwawieniem w brzuchu... - Powiedziała patrząc na ranę.- Zdezynfekuj dłonie, nałóż rękawiczki, które mam w walizce i za pomocą tego płynu i gazy spróbuj oczyścić ranę bez większego naciskania na nią. - Wskazała głową na płyn do dezynfekcji, gazę i rękawiczki, które były w walizce. W tym czasie szukała źródła krwawienia. Tętnica to nie była, bo inaczej już by nie żył, więc albo mniejsze naczynie, albo żyła. Tylko gdzie... Najgorsze było to, że nie mogła znaleźć kuli w ranie. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Kucharz
| Temat: Re: Bar Czw Cze 27, 2013 7:48 pm | |
| Skoro Fred uważał ją za boginię, musiał mieć ku temu solidne powody... Tym razem jego argumentem był fakt, że miała moce by ratować ludzkie życia. Faktycznie trudno było mu wytłumaczyć cokolwiek... Ale gdyby tak postawić się z jego strony... Gdyby zrozumieć jak to było dla niego ważne i jak poważnie do tego podchodził! Z niego można się śmiać, można uważać go za debila... Właściwie rzadko kiedy znalazł się ktoś choć próbujący nieco wyobrazić sobie życie z jego punktu widzenia.
Poczuł dotyk na swojej głowie. A tym samym dotyk na włosach... Ignorując na moment Sig (z czego w myślach był bardzo niezadowolony) odwrócił się do dziewczyny, patrząc na nią z niedowierzaniem i żądzą mordu w oczach.
– Ty... – zaczął, choć nie skończył. Głos Sigyn poniekąd ściągnął go na ziemię. Słowa kobiety były dla niego niemal rozkazem. Dopiero wtedy uniósł głowę i spojrzał na przyjaciela, marszcząc brwi kiedy zauważył w jakim jest stanie. To było dosyć... Niepokojące. Skinął głową, szybko powstając z podłogi i odkładajac ser na jeden ze stołów. Następnie przyklęknął, chcąc podnieść chłopaka. Fred nie należał do najsilniejszych. Przeciwnie, wydawał sie osobą o dosyć drobnej budowie. Wolał jednak nie pokazywać, że unoszczenie przyjaciela sprawia mu taką... trudność. Z pewnym wysiłkiem przeniósł go na stół.
– Wyjdziesz z tego. – powiedział dosyć cicho, patrząc na chłopaka z pewnym przestrachem. Zaraz... Przestrachem? Ale czego tu się bać? Prawdziwy wojownik powinien przywyknąć do tego, że na wojnie mogą być ofiary... Wziął głęboki wdech, posyłając Dziewczynie-Z-Imieniem-Na-L jeszcze jedno mordercze spojrzenie. Potem otworzyły się drzwi, wpadła jakaś dziewczyna... Fred spojrzał na nią nieco zdziwiony. Nie rozumiał jej zachowania. Przechodząc obok Sigyn złożył jej jeszcze jeden krótki pokłon.
– Co się stało? – zapytał, kucając na przeciwko dziewczyny.
|
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Bar Czw Cze 27, 2013 8:53 pm | |
| Cyrk na kółkach trwał nadal. Ale lekarka chyba miała to głęboko gdzieś. Albo przywykła, albo to olała. Oba rozwiązania są dobre. Lucy chyba chciała... No, nie wiadomo co chciała, w każdym bądź razie Fred nie przyjął tego dobrze. Sadząc oczywiście po wzroku jakim obdarzył Lucy. Lekarka jak gdyby nigdy nic wydała polecenia zgrabnie omijając Ev przy podziale ról. Na co Ev tylko wzruszyła ramionami i już miała iść podpierać ścianę, bo przecież mogła się przewrócić, kiedy do baru zawitała kolejna osóbka. Jakby ich tu mało było. I wszystko byłoby okej, gdyby dziewczyna nie zaczęła histeryzować. Ev patrzyła na nią znudzonym wzrokiem dopóki ta rzucała się po burdelu, a kiedy skuliła się na podłodze z niechęcią stwierdziła, ze jest jedyną niezajętą osobą. I chyba musi zająć się histeryczką, która o dziwo nie zaczęła ssać kciuka. Nasza fioletowowłosa wywróciła oczami i podeszła do dziewczyny. Kucnęła przy niej z tak życzliwą miną na jaką tylko mogła się wysilić. - Co się stało? Nic sobie nie zrobiłaś? - Spytała głosem, który przeraził ją samą. Był przesiąknięty życzliwością i chęcią pomocy, co w żadnym wypadku nie odzwierciedlało jej myśli. Które krążyły między wydarciem się na dziewczynę, przywaleniem jej w twarz, a ukatrupieniem jej, żeby przestała siać niepotrzebną panikę. Ev też nie lubiła widoku krwi, ale Kwartał czegoś jej nauczył. Żeby nie robić z siebie cioty mdlejącej na widok rany. Bo nie przeżyjesz. Więc dziewczyna albo była świeża, albo spoza Kwartału, albo po prostu przygarnięta pod skrzydła Fransa nie posmakowała jeszcze życia w KOLCu. Ev dopiero po chwili zauważyła, ze Fred przyłączył się do uspokajania histeryczki. Dopóki nie zacznie świrować Ev będzie go tolerować. Jeśli zacznie odprawiać tu jakieś chore rytuały, to Ev po prostu trzaśnie go w twarz. Może wtedy wróci mu ta klepka, której aktualnie mu brak. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Bar Czw Cze 27, 2013 9:27 pm | |
| Dziewczyna zaczęła łapczywie chwytać oddech, jednocześnie obejmując się ramionami i zanosząc płaczem. Kiedy podeszła do niej Evelyn, uniosła w jej stronę zapłakaną twarz. Przestała się kołysać, a na pytanie panny Noel pokręciła delikatnie głową, chociaż nie było wiadomo, co miało to oznaczać. - Bo... bo... bo ja... - bąkała co chwilę drżącym i niezdecydowanym głosem, po czym, próbując powstrzymać kolejny spazm, rzuciła się na swoją wybawicielkę i owinęła ręce wokół jej szyi, wylewając łzy prosto w ramię Evelyn. W trakcie chwili przerwy na złapanie oddechu wyburczała jakieś przeprosiny, które zginęły gdzieś w materiale koszulki Noel. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : prostytutka/kwiaciarka Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura
| Temat: Re: Bar Czw Cze 27, 2013 9:34 pm | |
| Nieuprzejmość – tak to się nazywa. Przecież nie chciała źle, po prostu go dotknęła, a ten chłopak najzwyczajniej na świecie obrzucił ją najstraszniejszym spojrzeniem. Co prawda często ludzie wytykali ją palcami, zwłaszcza podczas tych najgorszych chwil przeprowadzki do Kwartału. Tak, gdyby mogła, to wtedy zamknęłaby oczy i zatkała uszy, aby nie patrzeć na roześmiane twarze Rebeliantów oglądających dziewczynkę odzianą z niebieską sukienkę a la balerina. Była wtedy taka głupia, wierzyła, że niedługo wróci do domu i to tylko chwilowe, dlatego się nie załamywała. To nie mogło być prawdą, musiała żyć, musiała walczyć o swoją przyszłość i życie jej tatusia. Kochała go i choć często sprawiała mu przykrość, teraz dbała o to, aby nic mu nie brakowało, bo doskonale wiedziała, że on chciałby tego samego dla niej. Jednak teraz panowała zima, łąki umarły z zimna, kwiaty już nie rosły, a oszczędności ubywało, często nawet zdarzało się, że musiała sprzedawać jakieś cenne pamiątki lub swoje własne ubrania, o czym nie informowała opiekuna, bo wiedziała, że miałby jeszcze większe wyrzuty sumienia. Nie chciała, aby pił jeszcze więcej i pogrążał się w smutku coraz głębiej, chciała, aby w końcu ujrzał dobre strony i wziął się za siebie. -W porządku, już się robi – rzuciła i podeszła do torby dziewczyny. Pierwszy krok, przełamać opory. Nie lubiła grzebać w czyjś torbach, kiedyś może owszem, ale teraz czuła się przy nich jak złodziej. Mimo to zajrzała do środka, zdezynfekowała dłonie oraz nałożyła na nie sprawnie rękawiczki. Sprawiała wrażenie, jakby już kiedyś to robiła, co zresztą niewiele mijało się z prawdą, gdyż, zwłaszcza na początku, pomagała rannym w KOLCu jako wolontariuszka. Ale te czasy minęły, było już po Rebelii i zranionych było o wiele mniej, czasami w szpitalu pojawiali się chorzy, ale wtedy nie była potrzebna, a poza tym… nie mogła wiecznie być Matką Teresą, musiała w końcu zadbać o siebie. Czas najwyższy. Drugi krok. Zrobiła tak, jak kazała Pani Lekarz, podeszła od chłopaka niepewnie i przytknęła gazę do rany starając się postępować według poleceń. Tak bardzo skupiła się na swoim zadaniu, że prawie nie zwróciła uwagi na dziewczynę, która pojawiła się w barze, odwróciła tylko na moment głowę, aby mieć pewność, że ktoś się nią zajął, a potem ponownie na Sig z leciutkim uśmiechem, jakby chciała się upewnić, że wszystko robi dobrze. Swoją drogą… sytuacja w barze zaczynała się robić dziwna, co prawda, dla Lucy to żadna nowość – zwariowani mieszkańcy Kwartału, ale i tak wzbudzała w niej pewien niepokój.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Bar Pią Cze 28, 2013 7:06 am | |
| Za drzwiami lokalu rozległy się przytłumione dźwięki rozmowy. Głosów było kilka, tupotu stóp - jeszcze więcej. Grupa osób o nieznanej jeszcze tożsamości zbliżyła się do wejścia do Violatora, a ich głosy z każdą sekundą stawały się coraz wyraźniejsze. - ...stado idiotów, cyrk na kółkach. Myślałby kto, że rebelia ich uspokoi, ale widocznie do tych kolorowych łbów nie da się nalać oleju - powiedział mężczyzna o niskim, burkliwym głosie. Tupot stóp ustał przed samymi drzwiami do budynku, wskazując na to, że kimkolwiek są przybysze, mają zamiar lada chwila wejść do środka. - Nie narzekaj, nareszcie mamy do roboty coś oprócz legitymowania zapominalskich panienek, chociaż dzisiaj faktycznie nie można było narzekać na brak atrakcji - odpowiedział mu drugi głos, całkiem podobny, ale zdecydowanie bardziej ożywiony. Klamka lekko drgnęła, kiedy któryś z mężczyzn położył na niej rękę. - Co prawda to prawda, stary Evans wiedział, gdzie założyć podsłuch. Skurczybyk powinien wziąć udział w jakiejś loterii. - Trzeci głos był znacznie wyższy i z całą pewnością należał do kobiety. - Dobra, pakujemy się - dodała po chwili. Klamka poruszyła się, drzwi skrzypnęły i uchyliły się lekko, wpuszczając do środka mroźne, wieczorne powietrze. Lucy, Sigyn, Fred, Evelyn, Cora - od tej pory macie dokładnie po jednym poście na reakcję. Od początku rozmowy, do wejścia strażników do środka, mija jedna minuta fabularna, weźcie to pod uwagę. Przeanalizujcie dokładnie sytuację i zastanówcie się nad planem działania, bo od tego, co zastanie oddział po wejściu do Violatora, będą zależały dalsze wydarzenia. Mathias nadal pozostaje nieprzytomny. Na Wasze posty czekam do północy.
|
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Kucharz
| Temat: Re: Bar Pią Cze 28, 2013 1:19 pm | |
| Kroki. On słyszał kroki. A może mu się wydawało? Momentalnie odwrócił głowę w kierunku drzwi, woląc darować sobie już rozmowę z tą kobietą, najprawdopodobniej zajmującą się najstarszym zawodem świata. To zapaliło w jego głowie czerwoną lampkę. Sekundę potem stał już, a dwie – robił spore kroki w kierunku stołu Mathiasa. Biegł robiąc małe kroczki, choć był dosyć zmęczony samym dźwiganiem swojego przyjaciela na stół. Adrenalina mu podskoczyła, serce przyspieszyło zupełnie jakby... SZYKOWAŁ SIĘ DO WALKI, choć bardziej wyglądało na to żeby uciekał... Nie, on nie ucieka, on ratuje swoich.
Nie przejmując się tym, że Mathiasa jakkolwiek miałoby to zaboleć, objął go w pasie, niemal zrzucając ze stołu. Och, on mu się jeszcze za to odwdzięczy! Poza tym... Jest nieprzytomny. Ruchem głowy zachęcił kogoś do pomocy. Nie chcąc tracić czasu, przerzucił sobie ramię Mathiasa przez szyję i pociągnął go do toalety, która była najbliżej. Wziął głęboki wdech, spinając mięśnie. Takie sytuacje to za wiele jak na niego... Odynie, daj mi siłę.
Drzwi łazienki otworzyły się, a do środka wpadł Fred, trzymający przy sobie Mathiasa. Niemal zrzucił go na podłogę, pochylając się i opierając ręce na kolanach z głębokimi wdechami. Szybko zamknął drzwi. Ale zaraz... SER. Spojrzał tęsknie w ich stronę, nie wiedząc czy dobrym pomysłem będzie wyjście teraz po niego... Utkwił wzrok w Mathiasie. Nieważne. Trzeba wspierać wojowników-sojuszników na polu walki. Nabrał głęboko powietrza, odrzucając warkocze na plecy. Coś jeszcze nie dawało mu spokoju... Bogini!
– Perkele, perkele, perkele... – mruczał pod nosem w zdenerwowaniu. Poprawił Mathiasa na ziemi, nie mogąc ustać w miejscu. Co go tak właściwie powstrzymywało przed wyjściem z powrotem do baru...?
|
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Bar Pią Cze 28, 2013 2:20 pm | |
| Ev już w momencie kiedy histeryczka podniosła glowę wiedziała co się stanie. Nie. Nie! NIE! Chciała krzyknąć na nią, ale dziewczyna już uwięziła ją w swym żelaznym uścisku. Cholera.Ev przeklinała w duchu ta dziewczynę. Która własnie rzuciła się obcej osobie w ramiona. I omal jej nie przewróciła. Ev wywróciła oczami, ale postanowiła, że nie zrobi się teraz chamska. Może za chwilę, ale nie teraz. - Ćśśś, spokojnie, wszystko będzie dobrze... - Powiedziała zyczliwym glosikiem. Szloch dziewczyny przez chwilę zagłuszał kroki strażników. Ev usłyszała ich dopiero wtedy, gdy zaczęli konwersację przed drzwiami. - Nosz kurwa... - Zaklęła i nawet nie próbowała uciekać. Po pierwsze zanim uwolniłaby się z uścisku dziewczyny strażnicy zdążyliby wejść. I ją złapać. A tak to na spokojnie może jakoś uda się przeżyć. Ręką wymacała w kieszeni dowód. Sama nie wiedziała czy to fałszywka czy prawdziwy identyfikator. Kątem oka dostrzegła, że Fred wynosi postrzelonego z baru. Dobry pomysł, żeby tylko był wystarczająco szybki i żeby nie znaleźli ich strażnicy. Wtedy będzie nawet OK. |
| | |
| Temat: Re: Bar | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|