Hortensia Honour Teds – siostra bliźniaczka Teodory, zginęła w wypadku gdy miała 14 lat. Były bliźniętami jednojajowymi, co znaczy, że odróżnienie ich było niemal niemożliwe. Bardzo kochały się z siostrą i praktycznie nie poza sobą nie miały żadnych innych przyjaciół. Teodora była na tyle niesamodzielna, że wpadała w panikę, kiedy nie było obok Hortensii. Hortensia była osobą silniejszą od siostry i często ją manipulowała. Pierwsza zauważyła dziwne zaburzenia u bliźniaczki, jednak nic nikomu nie mówiła.
Humbert Teds – ojciec Teodory i Hortensii, człowiek sukcesu, znany i szanowany Kapitoliński przedsiębiorca. W chwili gdy Teodora wpadła w głęboką depresję, zatrudniał licznych psychiatrów, ale na nic się to zdało. Kiedy rebelianci dostali się do władzy, zniknął, prawdopodobnie został zamordowany.
Cara Teds – żona Humberta, matka Teodory i Hortensii, kobieta przesadnie dbająca o swój wizerunek. Jej babcia pochodzi z Pierwszego Dystryktu, jednak ona sama zna wyłącznie Kapitolińskie życie. Kiedy zmarła jej pierwsza córka, załamała się. Całkowicie poświęciła się próbom tuszowania choroby psychicznej drugiej z córek.
Historia
Spójrzmy na zdjęcie z czasów, gdy Teodora miała osiem lat. Widzimy cztery uśmiechnięte buzie. Ta najwyżej osadzona należy do pana domu, uśmiechniętego mężczyzny o szlachetnych rysach, który ma w sobie to coś, co przyciąga kobiety. Obok niego, stoi przytulona, smukła kobieta, której uwodzicielski uśmiech i piękne, zmysłowe oczy świadczą o tym, że te małżeństwo doskonale się dobrało. A niżej? Niżej stoją dwie dziewczynki. Te same błękitnoszare oczy, patrzące bystro na aparat, te same spore, zadarte noski, nadymane policzki i urocze, identyczne uśmiechy. Dziewczynki trzymają się za rączki, a w drugich mają... ojej, a co to? Czyżby w jednej łapce tkwiła pluszowa, misiowa główka, a w drugiej łapce, drugiej Tedsowej reszta misia? I teraz nagle dostrzegasz w oczach jednej z nich coś zadatkowego, coś niepokojącego... Coś czego jeszcze nie rozumiesz... Ach, co też się stało z tymi dziećmi? Czas i historia były dla nich takie brutalne. Kiedyś dwie blond czuprynki, pędziły radośnie po uliczkach Kapitolu uciekając od kolejnych zmęczonych niań, roznosząc między alejkami swój dziecięcy śmiech. Piękna sielanka jak z filmu familijnego. A jedynym problemem sąsiadów było to życiowe urozmaicenie, że stale musieli pukać do drzwi państwa Teds, by prosić ich o uspokojenia swoich dwóch pociech. Wszystko to stało się rutyną - rozrabiające dziewczynki, zabiegani rodzice i zmęczona służba. Do pewnego dnia. Jedna chwila, jedna głupota, jeden błąd i w oczy Teodory, widzące śmierć własnej siostry, wstąpił obłęd. Zaraz na cmentarzu pojawił się nowy nagrobek z naskrobanym napisem „Hortensia Honour Teds”. Matko, to wszystko działo się tak szybko. Teodora nawet nie zdążyła zrozumieć co się dzieje. Nie zdążyła nawet przeżyć jakichkolwiek refleksji, że z świata zniknęła pewna jej cząstka, że została praktycznie sama ze światem, który poznawała idąc bezpiecznie za siostrą. Wszystko się zatrzymało. Wszystko straciło sens. Nie było jej na pogrzebie bliźniaczki. Och, co się stało? Jeden zgrzyt zamka w jej pokoju i miesiące odcięcia od reszty świata. Tak, dzień pogrzebu to dzień w którym rodzice stracili i drugą córkę. Dziewczyna spędziła czas chowając się w rogu pokoju, gdzie była sama ze swoimi głosami, które rozmawiały tylko z nią i nic nie mogły zepsuć, bo w końcu jej i ich świat ograniczył się do zamkniętego pokoju. No tak... nic nie mogły zepsuć... oprócz biednej, Teodorowej psychiki. Ciężka depresja, myśli samobójcze, psychoza... a w tym momencie nagle Kapitol upadł. Kapitolińczycy byli zabijani, albo sami się zabijali. Nawet jeśli nikt by tego nie przewidział. Teodora była szczególnie pilnowana przez ludzi z jej bliskiego otoczenia, tak więc pozostała przy życiu. Do dziś Cara Teds przełyka głośno ślinę, gdy wspomina jak ludzie z ich okolicy zaczęli w pidżamach i koszulach nocnych wyglądać na ulicę, widząc zamieszki w Kapitolu. Strach, panika, rozpacz... to wszystko ogarnęło mieszkańców stolicy Panem. Ludzie krzyczeli, zamykali się w domach i robili co mogli, tylko jedna dziewczyna w koszuli nocnej zanosiła się spazmatycznym śmiechem, ściągając na siebie zdezorientowane spojrzenia.*
Charakter
Cóż... Jakby tu w kilku zdaniach scharakteryzować tą chudą istotkę? Zacznijmy od tego, że panna Teodora Teds to tylko smutne i bardzo wrażliwe dziecko, które po prostu nie potrafi poradzić sobie z dotykającą je rzeczywistością. I to pod takim kątem powinniśmy ją postrzegać i traktować nieco pobłażliwie. Ma słabowitą, delikatną naturę, która kiedyś doprowadzi ją o jeden desperacki krok za daleko. Lubi się zamknąć w czterech ścianach i udawać, że jest ona sama, jedna. Zawsze tak było. Zawsze od śmierci siostry. Od tego czasu sama chciałaby umrzeć. Chciałaby się zabić i odejść. Nie, to nie jest rzucanie ciężkich słów na wiatr. To rzucanie ciężkich słów na ciężki stos, formujący się przez lata. Na początku swojej przypadłości odizolowała się. Zamknęła się od świata, zamknęła umysł, wpadając w stan w którym nie miała życia. Życie Teodory zostało przerwane, mimo, że serce wciąż biło, a oczy błądziły po zamkniętych czterech ścianach, czasem zatrzymując się na lustrze, by sprawdzić czy wciąż jest, czy już czas zrobił swoje. Była wolna w swej małej przestrzeni w której jej płacz i wrzask zostawał, odbijając się od ścian. Przez pewien czas. Potem nastąpił kolejny poziom rozpaczy. Miała już dość, więc się otworzyła i uciekła, zanim ktoś zdążył ją złapać i przywrócić do porządku. Uciekła najdalej jak mogła. Tak bywa. Teraz już raczej nie da się jej poskładać, zrozumieć ani do niej dotrzeć. Myślami jest już bardzo daleko. Za to to co zostało, na pewno zostało zmienione. Przez wspomnienia, przez choroby. Teds jest zmienna i bardzo impulsywna. Ale to nie jest jej wina, że dużo bardziej odczuwa gorzkie smaki życia. Nie udało jej się wrócić do świata żywych, więc w tej chwili sztucznie podtrzymuje swoje życie, jakby była w śpiączce, nakładając na twarz różne chroniące ją i jej wolność maski. Stała się dzieckiem. Dzieckiem, które lubi bawić się w udawanie. Dzieckiem, które jest dzieckiem smutnym, które jest ofiarą nawracających fal czarnych myśli. Dzieckiem, które w samotności zaczyna wariować i nie jest już pewne czym jest. A jeśli jest blisko rozwiązania tej zagadki, pojawiają się inne głosy, które wszystko niszczą, mimo, że przecież to ono – to dziecko – jest tymi głosami. Błędne koło, które sprawiło, że wesołe, promienne dziecko stało się dzieckiem, któremu na niczym nie zależy i które łatwiej zranić, niż uszczęśliwić.*
Ciekawostki
- Cierpi na schizofrenię, zaburzenia lękowe i głęboką depresję. - Od zamieszkania w KOLCu nie bierze leków przeciwpsychotycznych. - Ma zaburzenia snu. - Ale jak już zaśnie, to mówi przez sen. - Nie ma krępujących ją sytuacji i nie wstydzi się nagości. - Kiedy przebywa zbyt długo w tylko własnym towarzystwie, zaczyna mieć ataki paniki i wtedy często następują próby samookaleczania. A raczej następowały... teraz w KOLCu jest to utrudnione... - Notorycznie zapomina o posiłkach, przez co chudnie w zastraszającym tempie. - Zdarza jej się używać w rozmowie niezrozumiałych skrótów myślowych. - Uwielbia wystające kości – obojczyki, żebra, biodra, łopatki i w ogóle wariuje na ich punkcie. - Lubi śpiewać, ale robi to tylko wtedy gdy jest sama i zaczynają ją nękać omamy, żeby je od siebie odpędzić. - Ma słabą głowę do alkoholu, niektórzy żartują, że upija się samym jego zapachem.