|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Kawiarenka 'Vanillove' Pon Lis 17, 2014 8:35 pm | |
| First topic message reminder :~~~*~~~ Niewielka kawiarenka nadzwyczaj często zmieniająca właścicieli, jednak nieustannie przyciągająca klientów, głównie tych stałych, lecz czasem również i z polecenia. Lokal składa się z głównej sali, toalety dla klientów i personelu oraz niewielkiego zaplecza z magazynem i szatnią, do którego dostęp mają tylko pracownicy przybytku. Czy to wyśmienite kawy z odręcznie podpisywanymi kubkami? Nadzwyczaj przyjazna obsługa? Specyficzna atmosfera rodem z najlepszych lat? Swoista magia tego miejsca? A może coś jeszcze innego? Najważniejsze, że 'Vanillove' wciąż przyciąga ludzi pragnących chwili spokoju od codziennego gwaru. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Sob Maj 02, 2015 11:58 pm | |
| Doszedł w końcu do wniosku, że zdecydowanie zbyt wiele czasu poświęcał na potyczki słowne z samym sobą, które odbywały się wciąż w jego głowie. Marnował siłę, ochotę i entuzjazm, kiedy zawzięcie analizował raz po razie kolejne fale nieprzyjemnych, systematycznie zalewających go sytuacji, a zamiast tego mógłby skupić się na dniu dzisiejszym. Czy to nie taką decyzję podjął zaledwie godzinę temu? Że ruszy dalej, zamiast rozpamiętywać w nieskończoność dawne błędy? Ale przecież z jednej strony chciał wrócić do dawnego życia, znów błyszczeć w świetle nieograniczonej chwały; wiązało się to jednak z przyznaniem innym racji, niejednokrotnym upokorzeniem i pokornym upadkiem na kolana. Dlatego właśnie postanowił – że tak pozwolę sobie przytoczyć nadużywany nieco slogan – zamknąć rozdział życia, podpalić kilka mostów i ruszyć dalej. Z tym, że z jakiegoś powodu szło mu to opornie. Uśmiechnął się na uwagę kuzynki o odpoczynku; nie wiadomo było, czy to uśmiech miły, rozkoszny, a może szyderczy i sarkastyczny, ale coś błysnęło w oku Dominika – jakieś rozbawienie, beztroska? A może to tylko gra sztucznego światła, które mozolnie przebijało się przez beznadziejnie plastikowy abażur? Powstrzymał się jednak od komentarza, podtrzymując tylko te lekko uniesione kąciki ust. Z jego czoła zniknęły nagle wszystkie zmarszczki, a skóra wreszcie zaczęła przypominać tę należącą do młodego człowieka, a nie do zatroskanej pani domu, której dziecko rozbiło kolejny raz kolano. - Okej, przy kolejnym ataku paniki będę pamiętał, żeby podjechać żółtym garbuskiem pod twoje mieszkanie i wrzucić cię do bagażnika – odpowiedział w końcu lekkim głosem. - Pojedziemy podbijać dystrykty. Dopiero potem, kiedy padły kolejne słowa Vivian, ponownie zwątpił, a w jego oczach zatańczył niepokój. Starał się tego nie pokazywać, ale uważny obserwator dostrzegłby bez problemu, że usta mężczyzny nagle zacisnęły się delikatnie, a jego palce powędrowały do jednego z dolnych guzików koszuli i zaczęły go nerwowo skubać. Pomimo wszechobecnego gwaru w kawiarni pomiędzy kuzynostwem zawisła ciężka warstwa ciszy, tej głuchej, która niczym murowana ściana oddzielała ich od siebie, przypominając, że należą teraz do zupełnie innych światów. Przynajmniej takiego wrażenia nabrał Nick, kiedy próbował ułożyć w głowie poprawne gramatycznie zdanie i obserwował otaczający go świat oczami przestraszonej, młodej sarny, której matka zgubiła się gdzieś poza zasięgiem wzroku, a w znajdujących się nieopodal krzakach słychać już kroki zbliżającego się myśliwego. Odchrząknął. - Nie wspominałem, że byłem w Czwórce – rzucił w końcu cichym, nieco głuchym i do cna niepewnym głosem. Przerażenie w jego wzroku zmieniło się w ponowne zwątpienie, a potem w jawną podejrzliwość. Odchylił się nieco na krześle, zwiększając dystans pomiędzy sobą a rozmówczynią, po czym założył ręce na klatce piersiowej oraz zerknął na Vivian wyczekująco, a w jego spojrzeniu pojawiła się również oskarżycielska nuta. Kuzynka mogła podziwiać całą gamę jego zmiennych uczuć, bo wcale nie starał się ich ukryć. We wszystkim dostrzegał jakiś niecnie uknuty spisek; czy również tym razem całe to zdziwienie było ukartowane, a jego bliscy udawali tylko troskę, podczas gdy doskonale wiedzieli, co dzieje się z Nickiem? Kto mógłby im to powiedzieć? Ktoś go śledził? To oczywiste, że w Dystryktach są wtyki, ale czy to możliwe, że ktoś bacznie analizował każdy jego ruch? Cóż, nawet on zauważał irracjonalność tych myśli, ale... nie można niczego wykluczać, prawda? |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Nie Maj 03, 2015 11:30 pm | |
| Wizja wpakowania się do walizki i robienia za dodatkowy bagaż była zabawna. Owszem, problemem były typowe dosyć wymiary bagażu oraz to, że nie mogłaby zabrać ze sobą wielu rzeczy – no bo jak wyglądałby Dominic, obładowany kilkoma torbami i plecakami? Komicznie, to słowo przyszło jej na myśl jako pierwsze i uczepiło się jej niczym rzep psiego ogona. Potrząsnęła lekko głową, usiłując się nie roześmiać – czy byłaby w stanie wyjaśnić Nickowi powód swojego rozbawienia tak, żeby nie wziął jej za kretynkę lub obłąkaną? Wiesz, Nick, tak sobie myślę, że wyglądałbyś po prostu zajebiście z tyloma walizami. Jeszcze najmijmy do tego bandę Strażników Pokoju, niech stworzą wesoły oddzialik imienia świętej pamięci Tima Adama Minchina, i niech noszą nasze bagaże do pociągu. A potem odjedziemy w stronę zachodzącego słońca, zamieszkamy w jakimś dzikim miejscu i zajmiemy się życiem z dnia na dzień. A może napadniemy na bank? Zrobimy jakiś włam? Może zrobimy lalkę z ciała Coin? Naprawdę, chyba jej odbijało. Uspokój się, Darkbloom. - Wycieczka po dystryktach. Brzmi doskonale, bierz mnie, jestem Twoja. – skończyła kawę i niemal natychmiast skinęła na kelnerkę, prosząc o herbatę. Miała nadzieję, że jedno spojrzenie wystarczy, by dziewczyna pojęła, czym jest herbata. Vivian zerknęła pytająco na kubek kuzyna, jakby zastanawiając się, czy aby herbata jest tutaj napojem zdatnym do picia. Kawa była ohydna – właściwie to była taka, że aż marzyła o zwymiotowaniu. Ostre spojrzenie Dominica uświadomiło jej, że domysły były słuszne. Co więcej, gdyby zamknęła oczy, bez problemu mogłaby wyobrazić sobie impulsy, będące informacjami, szybko przepływającymi przez mózg jej kuzyna. Czy naprawdę Terrain nie znał kobiet…? Poczekała, aż kelnerka postawi herbatę i zabierze ze stolika zbędne rzeczy, po czym wygoniła ją spojrzeniem równie ostrym jak to, którym przed chwilą obdarzył ją mężczyzna siedzący naprzeciw. Dopiero potem pochyliła się w jego stronę i posłała mu nieco krzywy uśmiech. - Po pierwsze, włosy Ci pojaśniały, Nick. Być może tego nie zauważyłeś, bo to subtelna zmiana, ale jednak. To oznacza, że spędziłeś dużo czasu w miejscu nasłonecznionym. – łyk herbaty. – Po drugie, nie wiem, czy widziałeś swoje odzienie wierzchnie. Jest nieco wypłowiałe, najwidoczniej nie miałeś czasu jeszcze skoczyć po coś nowego. To też wskazuje na słońce. Wreszcie Twoja koszula. Wskazała palcem na mankiety koszuli, na których widać było małe plamki, nieco jaśniejsze od koloru ubrania, subtelne i ledwie widoczne. - Po trzecie, byłam chwilę w Czwórce i wiem, jak wyglądają plamy po morskiej wodzie. Zwłaszcza przy takim stopniu zasolenia, jak w tym kraju. Pewnie wróciłeś w pośpiechu i nie miałeś jeszcze czasu wyprać wszystkich ubrań. A te plamki bywają wredne i nie zawsze chcą ładnie schodzić. Herbata na szczęście była lepsza od kawy. - Poza tym… Nick, jesteś opalony. Wprawdzie Twoja opalenizna nieco… zbladła, w końcu mamy listopad, ale jednak. To wszystko kumuluje się bardzo ładnie i wskazuje na Czwórkę. Jedyne miejsce, gdzie masz jednocześnie mocne słońce i mocno zasoloną wodę. Zastanawiała się, czy aby przypadkiem Nick nie myśli o tym, że był śledzony. To byłoby zarazem zabawne i irytujące – Vivian miała świadomość tego, że Terraina nikt nie chciał szukać i już kilka dni po jego zaginięciu większość ludzi w mieście, którzy byli zainteresowani potencjalnym śledztwem, postawili krzyżyk na zaginionym. Wśród osób, które się martwiły, były ona, Rory i Jasmine. I chociaż relację z Carter udało się odbudować i przyjaciółki balansowały wspólnie na tej samej huśtawce życia, z Jazzy nie udało jej się nawiązać kontaktu. - Poza tym, jesteś spokojniejszy – dorzuciła spokojnie, zakładając pasmo włosów za ucho. – Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że jesteś zrelaksowany, chociaż to mogą być tylko pozory. Niemniej jednak, Ty cały i Twój strój bezgłośnie krzyczycie, gdzie byłeś, Nick. Czy zabrzmiała dziwnie? Czy zabrzmiała bezczelnie? Czy zabrzmiała jak rozpuszczona panieneczka, która zjadła wszystkie rozumy? Czy może jak obrażona księżniczka, której tatuś nie kupił prezentu? Chwilowo nie była zainteresowana tym, jak brzmi. Bardziej ciekawiła ją reakcja Dominica na jej spostrzeżenia.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Pon Maj 04, 2015 8:51 pm | |
| Oczywiście, że zauważył, że pojaśniały mu włosy; za starych czasów nieraz eksperymentował jednak z ich kolorem oraz wszelakimi pasemkami czy innymi abstrakcyjnymi wymysłami fryzjersko-modowymi (tak, do tej pory przechodził go nieprzyjemny dreszcz, gdy wspominał swój nieszczególnie fortunny, smerfowaty odcień czupryny) – ten argument nie przekonał go zatem ani nie uspokoił. Nie miał zielonego pojęcia, dlaczego jego kuzynka zabawiała się w szalonego Sherlocka Holmesa, jednak ani trochę mu się to nie podobało. Niezadowolenie oraz jawna podejrzliwość nie zniknęły ze spojrzenia Nicka nawet wtedy, kiedy z ust Vivian wypłynęły kolejne domysły, jedne sensowniejsze oraz jak najbardziej zgadzające się z prawdą, a drugie mniej; wszystkie jednak spowodowały, że w jego głowie z każdą chwilą rozrastał się coraz większy mętlik, a mózg zamienił się w sieczkę. W pewnym momencie Terrainowi zdawało się nawet, że wszystkie jego błądzące i nieposegregowane myśli wyleją się niespodziewanie przez siedem otworów w twarzy. Nie ufał, nie potrafił ufać, nie chciał ufać. Coś gryzło się niesamowicie i chociaż najprawdopodobniej była to tylko kolejna z jego paranoi, nie umiał zastopować i nagle doszedł do wniosku, że… …że to wszystko było bardzo złym pomysłem. Dlaczego uważał, że z taką łatwością uda mu się wskoczyć do dawnego życia? Już pierwsze spotkanie z dawną znajomą przebiegało nie do końca tak, jak to przewidział, z drugiej jednak strony jego nadzieje były dość surrealistyczne i niemożliwe do spełnienia. Życie się toczy, ludzie się zmieniają, a największe zmiany przypadły chyba jemu; pomyślał nagle, że nic, co kiedyś zdawało mu się zwykłe, codzienne i oczywiste nie miało tak naprawdę sensu. Ta gorzka myśl stała się dla niego niemal przysłowiowym zderzeniem z górą lodową, chwilą oprzytomnienia i uświadomienia, kim tak naprawdę był, czyli nie Dominikiem Terrainem, a wypłowiałą oraz wygniecioną do granic możliwości kulką plasteliny albo puzzlem, który przestał nagle pasować do całości układanki. - Wybacz, ale chyba jednak się myliłem – powiedział w końcu nienaturalnie zdecydowanym głosem. Otworzył usta, chcąc spontanicznie coś dorzucić, ale szybko je zamknął, wziął głęboki oddech, przemyślał raz jeszcze swoje słowa i dopiero wtedy kontynuował wypowiedź. - Nie jestem jeszcze gotów na powrót do dawnego życia. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę, przeszło mu przez myśl. Gubię się w tym wszystkim, nie mam pojęcia, co się dookoła mnie dzieje, wypadłem z tej klawej egzystencji na pół roku, a czuję się, jakby to była jakaś pieprzona wieczność. Albo dwie. Mam chyba zaburzenia tożsamości, plączą mi się słowa, przeżyłem i zobaczyłem zbyt wiele, wpadam w panikę za każdym razem, kiedy coś idzie nie po mojej myśli, jestem żałosny, nienawidzę siebie, tego, co mnie spotyka, chyba nie mam siły. Czuję się, kurwa, bezsilny. I zdecydowanie nie jestem zrelaksowany. Ale żadne z tych jakże dramatycznych słów nie przeszło mu przez gardło; podniósł się więc tylko z miejsca i bez słowa dopił szybko kawę, zaczął zgarniać swoje rzeczy, aż nagle zatrzymał się i obdarzył długim spojrzeniem Vivian, czując się beznadziejnie - jak zagubione w gigantycznym supermarkecie dziecko, które na chwilę odbiegło od rodziców i straciło ich z zasięgu wzroku, pewne teraz, że straciło kochanych mamę i tatę już na zawsze. - Przepraszam za fatygę. Po tym wszystkim chciał się po prostu odwrócić i odejść, ale coś kazało mu czekać na gorzki komentarz kuzynki, jakiś cios wymierzony w twarz czy choćby nieprzyjemne kiwnięcie głową. Wrodzony, nieświadomy masochizm? Miał ochotę zwymiotować własną żałosnością. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Wto Maj 05, 2015 11:24 am | |
| Już w chwili, gdy zaczęła tłumaczyć mu swoje domysły, wyraz twarzy Nicka uświadomił ją, że popełniła błąd. Poważny, cholerny błąd, za który zapewne zaraz oberwie. W jego oczach mogła dostrzec coś, co autentycznie ją przeraziło. Niechęć. Wyraźną niechęć. Niechęć podszytą czymś jeszcze, czymś, czego powinna się bać. Kiedy skończyła, zaczerpnęła tchu i wypiła ostatni łyk herbaty; jeszcze gorący napój sparzył lekko usta i język, wywołał nieprzyjemną falę gorąca w jej gardle, niemniej jednak przełknęła wszystko, na pewien sposób rozkoszując się gorzkim smakiem. Mocna i niesłodzona herbata była o wiele lepsza niż podawana w tej kawiarence kawa – chyba, że tylko ona miała takiego życiowego pecha do przesłodzonej lury, udającej dobrą dawkę kofeiny. Kiedy jednak spojrzała na kuzyna, miała wrażenia, że w jej żołądku wywraca się wszystko, a oba napoje zaraz opuszczą jej organizm. Nie tyle niechęć, co po prostu… Wrogość. Być może to było jakieś dziwne przewrażliwienie, ale Vivian czuła się tak, jakby ktoś uderzył ją na odlew w twarz, po dwa razy z każdej strony, mocno i boleśnie. Kto wie, może nawet liczyła na to, że Nick lada moment ją uderzy, to nie byłby problem –po doświadczeniach z Ginsbergiem była gotowa na wszystko. Chyba jednak się myliłem. Już po tych słowach wiedziała, że Dominic nie ma zamiaru korzystać jej z pomocy, co więcej – miała dowód na to, że jej nie ufa. Zapewne jej domysły, zresztą słuszne, nie wzbudziły u niego entuzjazmu. Vivian była na siebie zła, zła, że w ogóle zaczęła ten temat. Nie jestem jeszcze gotów na powrót do dawnego życia. To już chyba było ponad siły rudowłosej, która sięgnęła do kieszeni i rzuciła na blat stołu pieniądze. W momencie, w którym jej kuzyn wstawał, ona także zerwała się z krzesła i narzuciła na siebie kurtkę. Nie patrzyła w oczy mężczyzny, by nie zobaczył łez złości, które pojawiły się w jej oczach. Jego ostatnie słowa zabrzmiały jak kolejny policzek, niemniej jednak nie była w stanie na to odpowiedzieć. Uniosła wzrok tylko na chwilę, patrząc na kuzyna, po czym wyminęła go i wyszła na ulicę.
zt.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Pią Maj 08, 2015 8:22 pm | |
| Czuł się źle, kiedy patrzył, jak odchodzi; jakieś niewidzialne szczypce trzymały go w miejscu i kazały patrzeć na każdy pośpieszny ruch kuzynki. Nie wiedział, dlaczego, ale szczególnie ukłuł go fakt, że rzuciła pieniądze na stół – może to dlatego, że jeszcze w dawnym życiu zapłaciłby za nią, nie zawahałby się nawet przez chwilę i chociaż najpewniej wdałaby się w piękną polemikę będącą improwizacją na temat ale-to-ja-zapłacę-za-siebie-przestań-Nick, wykłóciłby się i wysunął zadziwiającą artylerię szczegółowo przygotowanych argumentów oraz postawił na swoim. Tym razem jednak nie zdążył; kuzynka obdarzyła go jeszcze ostatnim spojrzeniem, w którym Terrain był pewien, że dostrzegł jakąś oskarżycielską nutę. A może to tylko gra słabych świateł w kawiarence, a tak naprawdę oczy kuzynki pozostały przerażająco bezduszne. Ale odeszła. Jej płaszcz zatrzepotał, rude gęstwiny włosów chaotycznie podskoczyły i już jej nie było. Został tylko on. I dwie filiżanki. Oraz nawarstwiające się wyrzuty sumienia. Mimowolnie przeszło mu przez myśl, że był złym człowiekiem. Dawny Nick dławił się własną naiwnością oraz obdarzał wszystkich dobrocią swego serca. Śmiał się w głos słysząc dowcipy niskich lotów, żeby sprawić przyjemność swojemu rozmówcy. Bez zawahania przechował w domu Faith, kompletnie obcą mu dziewczynę, która w innym wypadku nie miałaby dachu nad głową. Niemal drżał z niezadowolenia, kiedy przez gardło miało mu przejść najmniejsze choćby kłamstwo. Przedstawiał się trzema imionami, które teraz pobrzękiwały mu tylko gdzieś z tyłu głowy i nie wpadłby nawet na to, żeby ich użyć. Dominic Zahariah Brendon Terrain. Jak dumnie to brzmi. Kiedy doszło do niego, że właśnie kompletnie odciął się od swojego życia, poniekąd przyniosło mu to ulgę, a wkrótce to uczucie rozlało się po jego klatce piersiowej. Mógł zrobić ze swoim życiem cokolwiek by nie chciał; nie będzie osoby, którą stanie nad jego głową i zacznie prawić niekończące się kazania, bo… Bo. Bo właśnie ją stracił. Pozbył się ze swojego życia, świadomie lub nie, ostatniej osoby, jaką śmiałby szumnie określić przyjaciółką. Hej, mógł w końcu zacząć od nowa. Nikt nie będzie go osądzał, jeśli pobiegnie teraz obrabować pobliski bank albo zamorduje przypadkowego przechodnia, który niechcący nawinie mu się pod nogi; jego życie i czyny przestały kogokolwiek obchodzić – nigdy wcześniej nie zaznał uczucia, że jest, jakkolwiek śmiesznie to zabrzmi, swoją własnością. Że to, co zrobi, pomyśli, powie, należy wyłącznie do niego, że nie musi nikomu się podporządkowywać i gorączkowo zastanawiać się, co pomyślą inni. A teraz był wolny. Abstrakcyjny zaczął mu się wydawać fakt, że jeszcze przed sekundą tak uparcie dążył do powrotu do dawnego życia; kiedy jednak okazało się, iż nie ma do czego wracać, uświadomił sobie, że tak będzie lepiej – stanie się tak cudownie anonimowy, kurczowo złapie się własnego istnienia i nigdy go nie puści. Nie musi się już martwić o zdanie innych, będzie mógł postępować zgodnie nie z oczekiwaniami, a własnym sumieniem. Czas zacząć nowe życie. Kiedy wychodził, nie zostawił napiwku.
[z/t] |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Czw Cze 25, 2015 9:54 pm | |
| | przed grą z Libby
Od ostatniego towarzyskiego spotkania w kawiarni minęły wieki, a tak przynajmniej wydawało się Argentowi, gdy prężnym krokiem zmierzał na spotkanie z Cypriane. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio miał czas i ochotę na takie rozrywki, ani z kim wypił swoją ostatnią kawę w innych okolicznościach, niż służbowe. Niemalże poślubiony pracy, przychodził do biura pierwszy i wychodził ostatni, nierzadko zabierając także część zadań do domu i główkując nad nimi po kolacji. Stale znajdował to samo wytłumaczenie – sprawy państwa były przecież ważniejsze od wątpliwych przyjemności, które on, jako jednostka, mógł zaznać biorąc choćby dzień wolnego. Nie zauważył nawet, że zaniedbał niektóre znajomości, jego priorytetem pozostawały prowadzone śledztwa i współpraca z Avery w sprawie poszukiwanych. Istniała jednak sprawa, dla której zdecydował się na wcześniejsze opuszczenie pracy, odsunięcie rozważań na tematy służbowe na bok i wybranie się do Vanillove na kawę. Chciał porozmawiać z Cypriane, musiał to zrobić, bo to, czego dowiedział się ostatnio, praktycznie nie pozwalało mu spać. Gdy mieszkała u niego przez te kilka dni, nie zdobył się na odwagę, był zbyt dumny by przepraszać i zbyt oschły by wdawać się w szczegółowe pogawędki na tematy rebelii. Przeszłość już dawno pozostawił za sobą, jednak teraz wracała do niego ze zdwojoną siłą i niemalże uderzała po twarzy. To Cypriane była tą dzielną pielęgniarką, która uratowała mu życie w Siódemce. To dzięki jej obecności udało mu się przetrwać jedną z najgorszych nocy w swoim życiu. Była jedną z trzech żyjących osób, które pamiętały jego dom z Dystryktu i jedyną, z którą mógł o tym kiedykolwiek porozmawiać. W obliczu odkrycia takich rewelacji z przeszłości, pewne niezbyt miłe wspomnienie zaczęło nawiedzać jego myśli. Jak dziś pamiętał moment, w którym wypomniał jej mordowanie dzieci na arenie Igrzysk, a następnie zarzucił niedojrzałość. Chociaż od tamtego momentu zdążyli się już pojednać, jeszcze raz pokłócić i znów pogodzić, tym razem Blaise wiedział już doskonale, za co powinien przeprosić, a za co podziękować. Ktoś, kto ryzykował swoim zdrowiem i życiem, by pomóc innym ludziom, nie mógł być zły, niedojrzały i rozkapryszony. Za to Argent jak najbardziej mógł przestać być tak dumny, by wreszcie przyznać to na głos. W zaproszeniu na kawę, które wystosował, nie widział absolutnie nic złego lub niewłaściwego. Z dzielącą ich różnicą wieku przechodził już właściwie do porządku dziennego, przy okazji z satysfakcją zauważając, że panna Sean nie przejawiała typowych, stereotypowych zachowań osiemnastolatki, więc albo doskonale kryła się w jego towarzystwie, albo naprawdę była dojrzała nad swój wiek. Przed wyjściem z domu nie poświęcił ponadprogramowej ilości czasu na przygotowanie się – wziął prysznic, wybrał wyprasowaną koszulę i sięgnął po nieśmiertelną, skórzaną kurtkę. Prowizorycznie zaopatrzył się w parasol, bo chociaż nie padało, gdy wychodził z domu, nie mógł być pewien, że deszcz nie zastanie go w połowie drogi do kawiarenki. W Vanillove pojawił się przed czasem, nie zdziwił się więc, że nigdzie jeszcze nie dostrzegł znajomej blond czupryny. Dał znać kelnerce, że zamówienie złoży później i udał się do jednego z dwuosobowych stolików. Gdyby nie rozmyślał tylko i wyłącznie nad słowami, w których podziękuje Cypriane za wszystko, z pewnością zauważyłby, że w lokalu było chyba aż zbyt przytulnie.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Pią Cze 26, 2015 7:50 pm | |
| przed grą z Mathiasem + outfit
Gdyby ktoś powiedział mi, że połowę dzisiejszego popołudnia spędzę na bohaterskich próbach ujarzmienia swoich blond loków i uczesania ich w taki sposób, by przypominały fryzurę – nie rozsypujący się kok czy skołtuniony koński ogon – pewnie doszłabym do wniosku, że dawno nie słyszałam tak dobrego żartu. Ale gdyby ten ktoś dodał, że resztę czasu poświęcę na nerwowe przetrząsanie szafy w poszukiwaniu czegoś, co byłoby choć trochę eleganckie, śmiałabym się długo i głośno. I oczywiście nie wierzyłabym w to ani trochę. Nigdy nie byłam osobą, dla której fryzura oraz ubiór stanowiły świętość. Dystrykt Czwarty nie należał do najbiedniejszych, ale to nie wystarczało, by wygląd miał dla mnie pierwszorzędne znaczenie. Poświęcanie czasu i pieniędzy na takie błahostki zawsze wydawało mi się w pewnym stopniu marnotrawstwem i nawet po przeprowadzce do znacznie bogatszego Kapitolu nie potrafiłam zmienić sposobu myślenia. Jednak brnąc przez bure ulice stolicy i zerkając co chwila na gromadzące się nad nimi chmury, chyba powoli zmieniałam standardy. Mogłam wmawiać sobie, że wcale nie spędziłam połowy dnia przed lustrem, jednak nie miałoby to najmniejszego sensu. Byłam chodzącym dowodem. Ostrożnie omijałam pojedyncze (ale wciąż niebezpieczne) kałuże z poprzednich deszczowych dni, mając w głowie nieprzyjemny obraz brudnej wody zalewającej mi buty. Bardziej bałam się jednak wiatru, który już kilkakrotnie wyraził zainteresowanie moimi włosami, niemal burząc starannie ułożone fale. Do aktualnego kompletu nieszczęść brakowało tylko deszczu. Po raz kolejny pożałowałam, że nie wzięłam z domu parasola; płaszcz, który miałam na sobie, raczej nie zdałby egzaminu w czasie ulewy. Prawie wzdrygnęłam się na myśl o tym, z jaką łatwością woda zmyłaby cały trud dzisiejszego popołudnia. Miałam nadzieję, że dotrę do Vanillove przed ewentualnym deszczem. Zerknęłam nerwowo na zegarek. Nie groziło mi spóźnienie, ale to nie powstrzymywało mnie od rozważania, na jakie nieszczęścia mogłam natrafić po drodze i przez to nie zjawić się na miejscu. Jednocześnie wciąż zastanawiałam się, czy Blaise Argent nie pomylił się przypadkiem, zapraszając mnie kawę. W ciągu ostatnich kilku dni wielokrotnie sprawdzałam nasze wiadomości, za każdym razem utwierdzając się w przekonaniu, że nie było mowy o pomylonej osobie z listy kontaktów, żarcie czy jakimkolwiek innym błędzie. I chociaż zgodziłam się na spotkanie, jego perspektywa nadal wydawała mi się nieco abstrakcyjna. Do ostatniej chwili gdzieś w mojej głowie tkwiła myśl, że być może Argentowi coś wypadnie i zrezygnuje, ale telefon uparcie milczał. W przeciwieństwie do mojego sumienia. Denerwowałam się. Próbowałam to ukryć, skupiając się na rzeczach, do których nie przywiązywałam na co dzień większej wagi, jednak był to tylko marny kamuflaż i dobrze zdawałam sobie z tego sprawę. Ciągle uciekałam od wspomnienia naszej ostatniej rozmowy, w której wyszło na jaw, że jednak nie zasłużyłam na tytuł najgorszej sanitariuszki Panem i w czasie rebelii uratowałam choć jedno życie – Blaise'a. Ta myśl nie dawała mi spokoju; stanowiła kolejną rzecz komplikującą nasze relacje. Nie miałam pewności, czy byłam gotowa znów poruszyć ten temat, choć czułam, że wisiał już w powietrzu. O ile maniakalnie myślałam o przeszłości, o tyle rozmowę z kimś, kto dzielił ją ze mną i kogo wciąż nie znałam zbyt dobrze, wolałam odwlec w czasie. Jednak życie nie spełniało zbyt często moich życzeń. Mijając kolejny zakręt, zorientowałam się, że dotarłam na miejsce. Niewielka kawiarnia wyrosła nagle pomiędzy budynkami, kusząc przytulnym – i niewątpliwie ciepłym – wnętrzem widzianym za szybą. Odruchowo poprawiłam włosy. Nie było już odwrotu. Po chwili weszłam do środka i niepewnie rozejrzałam się po sali, chcąc odnaleźć wzrokiem znajomą twarz. Przez moment miałam wrażenie, że Argenta nie ma (i że jednak musiała zajść jakaś pomyłka), lecz po chwili dostrzegłam go przy jednym z dwuosobowych stolików. Ruszyłam w stronę Blaise'a, uśmiechając się nieśmiało na powitanie. Odwiesiłam szybko płaszcz, po czym zajęłam miejsce naprzeciwko niego. - Przyjemny lokal – zauważyłam, rozpoczynając maraton nic niewnoszących uwag, które miały mnie uratować od niezręcznej ciszy. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Nie Cze 28, 2015 5:16 pm | |
| Gdy chwytał za telefon, by w dwustu znakach zmieścić niewinne zaproszenie, cały proceder wydawał się być łatwy i niewymagający. Tylko raz zawahał się nad ułożeniem słów w sensowną całość, by dziewczyna nie pomyślała, że Blaise za bardzo się z nią spoufala. Był grzeczny, uprzejmy i nie naciskał, choć gdyby odmówiła musiałby znaleźć inną wymówkę do spotkania, w tym na szczęście los zdawał mu się pomagać. Zgodziła się jednak, więc wybrali dzień oraz lokal i sprawa z zaproszeniem została załatwiona, mężczyzna mógł odetchnąć z ulgą. Przez kilka następnych dni nie rozmyślał o spotkaniu częściej, niż można to było nazwać przyzwoitą normą, jednak im dni pozostawało mniej, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że takie umówienie się przez telefon jest sto razy łatwiejsze od rozmowy twarzą w twarz, która czekała go już niebawem. Nie stresował się, a przynajmniej unikał określenia tego, co czuł, w ten właśnie sposób, święcie wierząc, że nazwanie tych odczuć będzie jednoznaczne z przyznaniem się do słabości. A przecież nie miewał ich w dziedzinie towarzyskiej, to niemożliwe. Słabością mogło być rozpamiętywanie przeszłości i lat spędzonych z braćmi lub wykorzystanie wiary oficera w obecnie panujący system. Nieodgadnione uczucie, które ogarnęło nim przed wyjściem z domu, na pewno nie mogło należeć do tej kategorii. Odwrót nie wchodził jednak w grę, nie zamierzał wycofywać się z raz danego słowa i to nie tylko przez wzgląd na lojalność czy dobre wychowanie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że uciekanie przed rzeczywistością sprawia, że ta dogania jeszcze szybciej, rzucając kłody pod nogi. Był dorosłym facetem i musiał schować dumę w kieszeń. No i nie oszukujmy się, że spotkanie z Cypriane nie niosło ze sobą żadnych plusów. Już te wizualne wystarczyłyby w zupełności, bo blondynka była ubrana bardzo ładnie, choć za komplement musiało wystarczyć jej pełne aprobaty spojrzenie Argenta. Uśmiechnął się, gdy podeszła do stolika, w mig rejestrując duże ilości swojego ulubionego, zielonego koloru. Przywitał się uprzejmie i również ściągnął swoją kurtkę, idąc w ślady…towarzyszki. W myślach nie umiał jeszcze nazywać jej inaczej. - Nie miałem pojęcia o jego istnieniu – przyznał szczerze, obserwując jak blondynka zajmuje miejsce na krześle naprzeciwko - Rzadko bywam na mieście, gdyby wybór lokalu spadł na mnie, pewnie zaprosiłbym Cię do bufetu w Siedzibie Rządu – spróbował zażartować, bo nagle poczuł się dziwnie swobodnie w towarzystwie dziewczyny. Swoboda jednak nie trwała długo, bo zdał sobie sprawę, że zaczął rozmowę od siebie, całkowicie pomijając grzecznościową serię pytań o samopoczucie Cypriane i przeżycia jej minionego tygodnia. Wpadkę usiłował zamaskować skinięciem na kelnerkę i szybkim złożeniem zamówienia. - Co dla Ciebie? Kawa, czy jednak skusisz się na to grzane piwo? – na szczęście wyrzuty sumienia nie zaczęły go gryźć w momencie, gdy zaproponował jej, bądź co bądź, alkohol. Sam nie przywiązywał większej wagi do tego, co już za chwilę znajdzie się w kubku lub kuflu przed nim.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Wto Cze 30, 2015 7:03 pm | |
| Cieszyłam się, że jeszcze nie zapadła pomiędzy nami krępująca cisza, której bałam się od samego początku. Choć wciąż zdawała się być na wyciągnięcie ręki, na razie wolałam o tym nie myśleć, skupiając się przytulnym klimacie Vanillove i naszych głosach przebijających się przez cichy gwar panujący w kawiarni. Milczenie zawsze stanowiło pułapkę, w jaką wpadałam, gdy zaczynałam zbyt gorączkowo zastanawiać się nad doborem słów lub tematów. W rezultacie wszystkie sensowne myśli w zastraszającym tempie uciekały mi z głowy i nie ratował mnie nawet głupi uśmiech, którym naiwnie starałam się wypełnić ciszę, czekając na wsparcie ze strony rozmówcy. Mimo wszystko nie byłam najgorsza w kontaktach towarzyskich – a przynajmniej tyle próbowałam sobie wmówić – jednak podobne sytuacje zdarzały mi się często i wciąż nie potrafiłam znaleźć na nie złotego środka. A może po prostu za rzadko z kimś rozmawiałam. Byłam więc poniekąd wdzięczna Blaise'owi za tę niezobowiązującą dyskusję, do której chyba żadne z nas się nie zmuszało i która brzmiała wystarczająco naturalnie, bym przez moment uwierzyła, że wcale nie mamy sobie czego innego do powiedzenia. W każdej chwili groziło nam jednak potknięcie i powoli to do mnie docierało. Jak wiele tematów mogło łączyć osiemnastolatkę i prawie dwa razy starszego od niej oficera? Z jakiegoś powodu nie lubiłam myśleć o sobie i o Argencie w takich kategoriach, ale nie byłam w stanie zmienić faktów. Wciąż zauważałam pomiędzy nami pewne przepaście, których nie mogłam tak po prostu zignorować. Standardowe co u ciebie? nie sprawdzało się na dłuższą metę, a pytania o pracę mogły prowadzić w zdecydowanie złą stronę. Nawet dyskusja o obecnych wydarzeniach w Kapitolu była zbyt ryzykowna. Nienawidziłam przecież rządu za to, że podczas gdy my siedzieliśmy beztrosko w ciepłej kawiarni, w Kwartale ludzie umierali z głodu, zimna czy chorób, ale wątpiłam, by Blaise zareagował aprobatą, gdybym powiedziała mu o tym. Wystarczyło więc tylko kilka niewłaściwych słów i po miłym nastroju nie zostałby ani jeden ślad. Tak wąska była granica. Mimo to nadal nie żałowałam, że tu przyszłam; może dlatego, że już od dłuższego czasu tęskniłam za czymś tak zwyczajnym jak spotkanie się z kimś, by trochę porozmawiać. - Jeżeli rządowy bufet dysponuje dobrą kawą, mogłoby nie być aż tak źle – stwierdziłam, uśmiechając się lekko. Żart Blaise'a mógł być tylko żartem, ale nie zmieniało to faktu, że siedziba rządu znajdowała się na samym końcu listy miejsc, w których chciałam się w tym momencie znaleźć. Nie dałam jednak tego po sobie poznać i oparłam się wygodnie o krzesło, zakładając nogę na nogę. Obserwowałam lawirującą między gośćmi kelnerkę i dopiero pytanie Blaise'a wyrwało mnie z zadumy. Zastanowiłam się przelotnie nad zamówieniem, a kiedy kobieta znalazła się przy naszym stoliku, uzbrojona w notes i ołówek, nie zawahałam się ani przez chwilę. - Może nie tym razem - odpowiedziałam Argentowi, zmuszając się uśmiechu. Aż za dobrze pamiętałam swoją ostatnią przygodę z alkoholem w Kwartale i chociaż grzane piwo w porównaniu z nią było drobnym, nic nieznaczącym grzechem, wolałam odmówić. - Wezmę kawę. Bez większego zainteresowania zaczęłam przyglądać się ozdobionym obrazami ścianom kawiarni, czekając, aż Blaise złoży zamówienie. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Sro Lip 01, 2015 5:08 pm | |
| Podczas gdy Blaise i Cypriane pochłonięci byli składaniem zamówienia drzwi do kawiarni ponownie się otworzyły, a do lokalu weszła otulona w płaszcz i kolorową chustę kobieta. Mimo wyraźnie podkreślonego przez zmarszczki na jej twarzy wieku poruszała się ona płynnie i z gracją, z dużą pewnością siebie rozpoczynając spacer między stolikami. Mimo iż uważnie przyglądała się każdej osobie, którą mijała zatrzymała się ledwo raz, na chwilę, by pochylić się nad młodym mężczyzną, złapać jego dłoń, wyszeptać coś z przejęciem i, nim ten zdążył zareagować, ruszyć dalej. Jej obecność zdawała się nie wzbudzać żadnego zaskoczenia w pracownikach, jedynie pracujący przy kasie mężczyzna uniósł na chwilę głowę i westchnął cicho, jednakże zaraz przestał się interesować nowym gościem. Kobieta kręciła się jeszcze przez chwilę po lokalu, zdawać by się mogło bez celu, póki jej wzrok nie zatrzymał się na siedzącej niedaleko parze znajomych. Przez chwilę trwała bez ruchu przyglądając się im bystro, by następnie ruszyć w ich stronę, przywołując na twarz ciepły i dobrotliwy uśmiech. - Dobry wieczór, dostojny panie, śliczna panienko - zagadnęła zatrzymując się tuż obok stolika. - Piękny mamy wieczorek! Miły taki! Nie przeszkodzi, że chwilę zajmę, czasu trochę ukradnę? Panience powróżyć mogę! -zapewniła niemal śpiewnym, ciepłym głosem, wyciągając rękę w stronę Cypriane i patrząc na nią zachęcająco. - Pokaże dłoń, moja droga. W dłoni cała przyszłość jest ukryta! |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Sro Lip 01, 2015 7:49 pm | |
| Nagle zapadająca cisza wcale nie musiała oznaczać towarzyskiej porażki, jednak nie ze wszystkimi Blaise był w stanie osiągnąć ten etap, w którym obie osoby mogły najzwyczajniej w świecie pomilczeć w swojej obecności, nie mając z tego powodu większych wyrzutów sumienia. Takich bliskich znajomych oficer nie miał zbyt wielu, ale sprawdzona garstka mu wystarczyła. W każdej chwili mógł do niej dołączyć ktoś z zewnątrz, wystarczyłaby tylko regularność spotkań i poczucie swobody, jakie mogliby z Argentem odczuwać w swoim towarzystwie. Z Cypriane już poczynili pewien postęp, początki spotkania nie były tak niezręczne, jak można się tego było spodziewać, wciąż jednak wisiało nad nimi widmo zapadnięcia krępującej ciszy, bo choćby nawet bardzo chcieli, pewnych różnic nie byli w stanie przeskoczyć po kilku miesiącach znajomości. Blaise miał na uwadze młody wiek swojej znajomej, nie był to jednak główny czynnik ich ostrożności, znacznie większą rolę odgrywały poglądy i pozycje. Cóż, właściwie jego pozycja. Choć nie miał wrażenia, że panna Sean ukrywa przed nim swoją prawdziwą twarz, czasem wyczuwał doskonale, że powstrzymywała się przed komentarzami, które nierozsądnie było wygłaszać w towarzystwie rządowca. Czy czyniło ją to tylko sprytniejszą, a może przy okazji dojrzalszą, niż on? Skoro istniała szansa, że wdałby się z nią w niebezpieczną polemikę, agresywnie broniąc swych racji, automatycznie stawiając się na wyższej pozycji z powodu piastowanego stołka… cóż, wtedy różnica wieku byłaby tylko nic nieznaczącymi cyferkami. - Być może kiedyś się przekonasz – odpowiedział uśmiechem na jej uśmiech, widocznie w jakiś sposób zaraźliwy, nie zdając sobie sprawy z tego, że właśnie czynił jej propozycję, obietnicę lub nawet groźbę, zależy z której strony by na to spojrzała. Na szczęście spotkanie toczyło się dalej, zamawianie kawy zajęło trochę czasu, a Argent mógł w myślach przygotować tekst, jakim zamierzał uraczyć blondynkę już niebawem. Za dobry znak uznawał fakt, że musiał się nad tym wszystkim trochę zastanowić i nie od razu wypalił ze swoimi przeprosinami i podziękowaniami. Gdyby przyszły mu one zbyt łatwo, nie znaczyłyby tak wiele. Oczekując na dwie kawy – bo i on zdecydował się na rezygnację z alkoholu na rzecz mocnego espresso – już, już miał rozpocząć wstęp do swego monologu, gdy przy ich stoliku pojawiła się trzecia osoba, lecz tym razem nie był to kelner. Starsza kobieta w kolorowej chuście natychmiast wzbudziła w nim dziwne uczucie. Chciał zareagować natychmiast, był już gotów podnieść się z krzesła i wyprosić ją byle dalej, ale ta pochyliła się nad ich stolikiem i śpiewnym głosem zaoferowała swoje usługi. Nie wiedział, czy prychnął głośno słysząc te brednie, czy tylko w swoich myślach wykpił wszelkie wróżby, gusła i przepowiednie, jakie mogła im przedstawić. Jednakże pytanie było skierowane do Cypriane, Blaise uniósł więc brwi i spojrzał na towarzyszkę wyczekująco, lecz nie nagląco. Gdyby powiedziała jedno słowo, od razu zrobiłby porządek z tą naciągaczką.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Pon Sie 24, 2015 3:46 pm | |
| |
| | | Wiek : 27 lat Zawód : menadżer 'Vanillove' oraz działacz społeczny Przy sobie : dowód, telefon, prawo jazdy Znaki szczególne : nieobecne spojrzenie, lekko powiększona tarczyca Obrażenia : problemy z tarczycą
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Pon Sie 24, 2015 4:57 pm | |
| | pewnie jakoś po egzekucji (jeśli przeżyje, ciśś)
Kiedyś cisza brzmiała zupełnie inaczej. Krótka chwila odpoczynku od Berty, próbującej zrobić z niego człowieka, ucieczka na swoje ulubione drzewo, milcząca wymiana zdań z jedyną rozumiejącą go wtedy osobą, zamknięcie za sobą drzwi do nieprzyjemnego, głośnego świata, w którym każdy człowiek pędzi za kawałkiem chleba i paroma miedziakami, wkroczenie do miejsca, gdzie każdy może robić, co tylko zechce. Utopijna wizja rzeczywistości smakująca dziwnymi daniami, pachnąca niespotykanymi dotąd zapachami, gdzie zapłatą za wszystko byłby wyłącznie uśmiech – tak właśnie wyglądała cisza oczami dorastającego chłopca. Dzisiaj odbierał to zupełnie inaczej. Widział ją jako milczącego, spoglądającego z pogardą człowieka, przyjaciela, który prawdopodobnie zginął w rebelii, babcię, która już nigdy miała nie powiedzieć, że dobry z niego chłopak oraz pusty, osamotniony dom. Tym razem nieodzownym elementem ciszy była pustka. Ta z kolei dokuczała mu dzisiaj szczególnie mocno, nawet pomimo tego, że spędził dziś w ‘Vanillove’ cały dzień. Grudzień nie sprzyjał popołudniowym spacerom, a wizja pozostania w swoim dużym, pustym domu odpychała go szczególnie mocno. Nie miał też żadnych innych miejsc, które mógłby odwiedzić, dlatego, z braku lepszych pomysłów, schronił się w swoim gabinecie w kawiarence, nie wyściubiając stamtąd nosa ani na moment. Nie miał ochoty zbierać zamówienia, dekorować pomieszczeń, parzyć kawę pierniczkową czy podawać gościom bożonarodzeniowa ciastka. Gdy któryś z pracowników zaglądał do niego (zapewne z zamiarem wciągnięcia go w te wszystkie bezsensowne czynności! Tak, doskonale wiedział, że o to im wszystkim chodzi), udawał pochłoniętego robotą papierkową do tego stopnia, że dopiero po chwili zauważał swoich gości, uśmiechał się przepraszająco i tłumaczył, że w związku ze zbliżającą się wigilii, musi zrobić parę zamówień. Nie kłamał przecież – musiał zająć się tymi przygotowaniami, tyle że zaraz po wyjściu delikwenta, rozmarzonym wzrokiem patrzył na padający śnieg, zastanawiając się, jakie szanse ma na to, że do dwudziestego czwartego zasypie go na tyle, że nie będzie musiał udawać kochanego wujka na przyjęciu wigilijnym. Mimo to (a może dzięki temu?) dzień zleciał mu szybko i ledwie zauważył, gdy za drzwiami gabinetu znów nastała cisza, a za oknami mrok rozświetliły kolorowe, świąteczne lampki. Wstał wtedy ze swojego miejsca, ubrał się w kurtkę, zawiązał szalik, zabrał torbę i, zgasiwszy światła, przeszedł do sali głównej – równie pustej, co jego biuro. Pomyślał, że aż dziwnie wygląda bez tych wszystkich hałasujących klientów, bez pracowników krzątających się we wszystkie strony. Westchnął cicho i ruszył w stronę kontaktu z zamiarem zgaszenia kolejnych świateł, gdy niespodziewanie zauważył kogoś. - Jeszcze tu jesteś, Annie? – zapytał, próbując uśmiechnąć się do dziewczyny. – Masz jakieś nadgodziny czy ktoś cię w to wrobił? – pytał, dalej podchodząc bliżej i przyglądając się jej uważnie. Gdyby był własnym pracownikiem (na szczęście nie jest, dzięki!), pewnie kończyłby pracę najszybciej jak się da. W końcu kto by chciał siedzieć do późna i jeszcze patrzeć, jak własny szef obija się całymi dniami? – Tak przy okazji, która jest godzina? |
| | | Wiek : 23 lata Zawód : kawiarka Przy sobie : aparat fotograficzny, leki przeciwbólowe
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Pon Sie 24, 2015 11:14 pm | |
| //po wizycie u Helen; trochę sztywny pościk, ale to dopiero mój drugi wątek Annie Dzisiaj nie czułam się zbyt dobrze. Miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, że stoi po drugiej stronie ulicy i się we mnie wpatruje, gdy nie patrzę, zaś gdy podnoszę wzrok, odwraca się i wchodzi do sklepu naprzeciwko lub idzie gdzieś dalej z tłumem. Bałam się, że wejdzie do kawiarni i że będzie niemiły. Bałam się, że okaże się być jednym z Nich, choć Finnick mi powtarzał, że nic mi nie grozi, gdyż... Wiedziałam. Wiedziałam, mimo to nie potrafiłam się pozbyć tego nieprzyjemnego uczucia przez cały dzień spędzony w pracy i nawet świąteczne ozdoby nie poprawiały mi humoru. Zbliżały się święta! Prezent dla Finnicka czekał już od dawna pod sklepową ladą. Nie chciałam, by znalazł go w naszym mieszkaniu... No, więc otaczający mnie klimat, nie poprawił mojego stanu. Niemałą ulgę poczułam dopiero wtedy, gdy nadszedł czas zamknięcia kawiarni i przekręciłam klucz w drzwiach, przestawiając kartkę OPEN/CLOSE. I wcale nie wyszłam z Vanillove, idąc do domu. Finnick musiał dziś zostać po godzinach, więc ja... Nie chciałam siedzieć sama w pustym mieszkaniu. Już wolałam przebywać w pustej kawiarni, poprawiając świąteczne ozdoby i sprzątając ponownie i tak już czysty przybytek. Ponadto wiedziałam, że Leonard nadal siedzi w swoim gabinecie nad swoją papierkową robotą, więc też nie byłam taka znowu sama. Ktoś tutaj przebywał. Przyjaciel. W każdej chwili mogłam go zawołać, jeśli działoby się coś złego. Wcale nie miało się wydarzyć nic złego, bo nie było nikogo, kto mógłby chcieć mnie skrzywdzić –Finnick mówił. – Za bardzo hałasowałam? – zapytałam zatroskana, gdy wyłoniłam się zza lady i trafiłam swoim wzrokiem na oczy swojego przełożonego. Zadał pytanie, ja zaś zamiast od razu na nie odpowiedzieć, spanikowana mówiłam to, co mi wpadało do głowy. Jedno mną kierowało – nie chciałam być dla nikogo ciężarem, a chyba takim właśnie zostałam dla Leo. A co robiłam za ladą? Przed chwilą skończyłam szorować tam posadzkę. – Wybacz... Bardzo starałam się być cicho – dodałam z autentycznym żalem. Wrzuciłam szczotkę do wody i ręką przegarnęłam włosy, które opadały na moją twarz. Moje dłonie ukryte były za mokrymi rękawiczkami. – Eee... Nikt mnie nie wrobił. Sama zostałam... I nie wiem – odpowiedziałam zbyt szybko ze zdenerwowania. Nie chciałam mu przeszkodzić. Naprawdę. Lepiej mogłam iść do domu i tam siedzieć... – Chyba już późno – stwierdziłam, patrząc na okno, patrząc gdziekolwiek byleby nie na swojego rozmówcę. Nie ma się wiec co dziwić, że następnym moim punktem zaczepnym były moje stopy i wiaderko z wodą. |
| | | Wiek : 27 lat Zawód : menadżer 'Vanillove' oraz działacz społeczny Przy sobie : dowód, telefon, prawo jazdy Znaki szczególne : nieobecne spojrzenie, lekko powiększona tarczyca Obrażenia : problemy z tarczycą
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Wto Wrz 01, 2015 2:50 pm | |
| Szanował swoich pracowników, bo o wyjątkowej miłości, jaką ich darzył, wspominać nie zamierzał ani nie chciał nikomu. W końcu rzadko kiedy trafiają się takie osoby, które nie wypominałyby własnemu szefowi braku odpowiedniego przykładu, ciągłych nieobecności oraz niewywiązywania się ze swoich obowiązków. Rzadko zdarzają się też osoby, które bez względu na jego (nie)obecność, same garną się do pracy i utrzymują nie-do-końca-swój szalony biznes w ryzach. Leo był im wdzięczny za każdą chwilę odpowiedzialności, za każdą kawę, którą przygotowywali (czasem nawet dla niego), za każdy uśmiech i słowo, jakim obdarzali klientów. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to oni, a nie on, stworzyli atmosferę tego miejsca i podtrzymywali ją do tej pory. Przez to wszystko pomyślał, że być może trochę częściej powinien wyrażać im swoją wdzięczność. - Nie, nie, w żadnym razie – odpowiedział szybko, unosząc, zapewne niepotrzebnie, dłonie w obronnym geście. Zatroskany głos Annie sprawił, że prawie poczuł się winny. Prawie, bo resztki zdrowego rozsądku podpowiedziały mu, że przecież zamierzał tylko wrócić do domu. Odetchnął na głos, nieco przytomniej spoglądając na swoją pracownicę, która zamiast siedzieć w swoim mieszkaniu i przygotowywać się do świąt, biegała jeszcze w rękawiczkach i myła podłogę w nieswojej kawiarni. Na jej miejscu już dawno rzuciłby to wszystko i zajął się własnymi sprawami, ale nie powiedział tego na głos. Przynajmniej jeszcze nie teraz. - Dlaczego zostałaś tu z własnej woli? – zapytał w zamian, unosząc wyżej jedną brew. – Zresztą nie ważne. Skoro już tak późno, to trzeba zamknąć kawiarnię – powiedział, machając dłonią w jej kierunku, aby dała sobie spokój z tym wszystkim. Jutro ktoś to dokończy, a jak nie to może pojutrze. Zawsze przecież znajdował się ktoś, kto nie mogąc zdzierżyć brudu, chwytał za mopa mimo tego, że to nie była jego kolej, prawda? – No chodź, Annie, też chcę w końcu posiedzieć we własnym domu – powiedział samemu zabierając wiadro ze szczotką i wynosząc je na zaplecze. O wylaniu wody już nie pomyślał. Zresztą gdyby nawet, pewnie i tak nie chciałoby mu się tego zrobić. Zaczekał aż młoda kobieta przygotuje się do wyjścia. Sam w międzyczasie zapiął guziki swojego płaszcza, po namyślę zdjął rękawiczki i poprawił przewieszoną przez ramię torbę. Gdy oboje byli już gotowi na opuszczenie ogrzewanej sali, Leo, jak prawdziwy dżentelmen przytrzymał drzwi dla Annie i sam dopiero potem zamknął kawiarnię, sprawdzając uprzednio, czy wszystkie urządzenia są wyłączone. Klucze schował do kieszeni i już zaczął przetrząsać je w poszukiwaniu charakterystycznych kluczyków od auta, gdy nagle przypomniał sobie, że swojego najwierniejszego przyjaciela odstawił dzisiaj rano do warsztatu. Czyli nici z szybkiego i bezpiecznego powrotu do domu. - No to jak? Do jutra? – zapytał, patrząc niepewnie na Annie.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Pią Wrz 04, 2015 6:34 pm | |
| EVENT #15 Przekraczając próg kawiarenki, od razu dało się wyczuć magiczną atmosferę. Główna sala była dziś pięknie przystrojona, schludnie przemycono tu gwiazdkowe ozdoby - gdzieniegdzie rozwieszono jemiołę, światełka świeciły pełnym blaskiem, a powietrzu niezaprzeczalnie unosił się zapach piernika. Załoga spisała się na szóstkę, wszystkie stoliki zestawiono w jeden duży, przygotowano kilkadziesiąt nakryć, dlatego nikt nie martwił się, że dla kogoś może zabraknąć miejsca. Prawie wszystkie przygotowane potrawy były już gotowe, co poniektóre należało jeszcze tylko podgrzać, a to najlepiej zrobić dopiero wtedy, gdy zaczną schodzić się goście. Kameralna kolacja miała przyciągnąć najróżniejsze osobowości, jednak nikt nie postrzegał tego w kontekście wady - czyż nie była to doskonała okazja do poznania się bliżej lub pojednania pomiędzy zwaśnionymi stronami? Czy nie na tym polegała magia? Tuż przy wejściu ustawiono wieszaki, a nieco dalej stal stolik, na który można było odkładać przyniesione prezenty. Z głośników leciała klimatyczna muzyka i tak naprawdę jedynym, czego brakowało, byli goście. Ale i ci powoli zaczęli się schodzić. Niektórzy przychodzili w pojedynkę, inni przyprowadzali ze sobą przyjaciół lub dzieci.W taki dzień, jak dziś, nikt nie chciał być sam. Ekipo Vanillove, nie rozdzielałam obowiązków, możecie zrobić to sami. Gości serdecznie zapraszam do interakcji. Mistrz Gry zobowiązuje się do dodawania co najmniej jednego postu na 48 godzin i o to samo uprasza się uczestników. Nie chcemy przecież, by event ciągnął się w nieskończoność. Posty naprawdę nie muszą być długie. |
| | | Wiek : 45 lat Zawód : wynalazca
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Pią Wrz 04, 2015 10:03 pm | |
| Iks lat temu, cóż, Andrew naprawdę był najprawdziwszym fanem cudownego klimatu świąt. Obecnie jednak wszystkie dni, nawet te gwiazdkowe, mijały mu mniej więcej podobnie. Od dawien dawna uskuteczniał już ten sam schemat i to nie tylko z czystej wygody, komu w końcu nie pasowałaby przyjemna rutyna?, ale także i chęci zatrzymania przy sobie chociaż drobnej cząstki normalności. Bowiem tak – nawet mimo swych nieciekawych przypadłości, Angelini miewał przebłyski rozsądku. Na korzyść tych wszystkich, którzy się z nim zadawali, lecz również ku własnemu nieszczęściu. Kto chciałby w końcu uświadamiać sobie co jakiś czas, jak wielkim nieudacznikiem był w życiu codziennym…? Z pewnością nie on. Tym razem nie wiedział zaś zbytnio, do czego mógł zaklasyfikować tenże wyskok. Czy było to coś dobrego? A może wręcz przeciwnie i robił wyjątkową głupotę, kiedy kierował swe kroki w stronę kawiarenki, choć równie dobrze mógł przecież, zupełnie jak zawsze, zostać w swej norze i uskuteczniać tam chlanie świątecznej gorzałki? Tak, ta swoista tradycja zdecydowanie przypadała mu do gustu… Może nawet mylił się z tą rutyną, skoro w dni powszednie łykał z mniej ozdobnych butelek? Te gwiazdkowe miały małą jemiołę przy nakrętce i czerwoną wstążkę z kokardką! Były też zabarwione, bardzo ambitnie – bo z pomocą najtańszego barwnika spożywczego, na świerkowozielony kolor. Cokolwiek miałaby ta nazwa oznaczać… Dla niego zielone było zwyczajnie zielonym, a jedynym powodem do podziwiania tegoż koloru, cóż… Był fakt, że nie barwił mu zębów. Tego wieczoru odstawił się jednak w krawat w renifery, dyskretnie pomijając przy tym szczegół, że wszystkie z nich wyglądały na dosyć mocno schlane i trzymały butelki w swych kopytkach. Założył także seledynową koszulę, której przypalony brzeg rękawa skrył umiejętnie pod nieco za dużą marynarką w dziwnym odcieniu szarości. Do tego miał także spodnie od garnituru, jakie jakimś cudem wygrzebał z dna szafy – dosłownie w ostatniej chwili sobie o nich przypominając – oraz skarpetki w krokodylki z czapeczkami, które grały kolędy, kiedy nacisnęło się na pompony. Największe wrażenie mogły zrobić jednak trampki we wściekleczerwonym kolorze z zielonymi sznurówkami. Te ostatnie miały najprawdopodobniej imitować świąteczne łańcuchy, ale wyglądały bardziej jak rozciągnięte, włochate gąsienice. Tak przyszykowany, z prezentami pod pachą, zaszedł wreszcie do kawiarni, gdzie zaprosiła go jedna z pracownic, kiedy jakiś czas temu kupował tam kawę. Witając się tuż po wejściu, tym razem tylko nieco zachrypniętym głosem, położył pakunki w wyznaczonym miejscu. Jednocześnie bardzo dyskretnie rozejrzał się przy tym, czy w zasięgu jego wzroku spoczywał jakikolwiek alkohol. Niestety, nie wyczuł ani kapki, przez co jeszcze ciężej było mu się rozstać z jednym z gwiazdkowych podarunków. A może jednak by tak zabrać go ze sobą…? Czuł się, jakby zdradzał przyjaciela. |
| | | Wiek : 27 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, broń palna, magazynek z 15 nabojami, zezwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Sob Wrz 05, 2015 12:34 am | |
| Świąteczna atmosfera już dawno dawała się Victorowi we znaki. Chociaż dobrze wiedział, że w tym roku nie uda mu się spędzić tego wyjątkowego okresu wspólnie z rodzicami, nie zamierzał pozbawiać siebie samego magii świąt, spędzając wieczór we własnym mieszkaniu na kanapie, oglądając po raz kolejny ulubioną świąteczną komedię i zajadając się ciastkami korzennymi, które były tak naprawdę jednymi z niewielu wypieków, które wychodziły mu naprawdę dobrze. Jednocześnie same w sobie zawierały wiele wspomnień, to matka Grace pokazała mu jak je upiec i choć ona sama nie piekła ich w grudniu, mężczyźnie zdecydowanie najbardziej smakowały o tej właśnie porze. Śnieg od wielu dni sypał niemalże codziennie, przykrywając Kapitol warstwą grubego, białego puchu, który skrzypiał pod jego butami za każdym razem, gdy wychodził do pracy czy zabierał swojego psa na spacer. Uwielbiał obserwować jak wielka, ruda plama biega pomiędzy zaspami, mocząc swoją sierść i roznosząc wszędzie kropelki wody. Ludzie poubierani w grube, ciepłe kurtki mijali go na ulicy, złorzecząc na pogodę, która panowała dookoła, a on uśmiechał się, jak dziecko łapiąc za język spadające z nieba płatki śniegu, które osiadały mu na ciemnych, kręconych włosach i rzęsach. Pamiętał niemalże każdą zimę swojego życia. Gdy wraz z rodziną przemierzali puste przestrzenie między dystryktami pośród zamieci śnieżnych, gdy w domach gościnnych mieszkańców dzielili się z nimi gorącą czekoladą, którą zabrali ze sobą z Kapitolu, jak przy płonącym pomiędzy śniegiem ognisku życzyli sobie wesołych świąt. Pamiętał także o ustalonej przez nich tradycji. Każdego roku przed świętami zabierali po jednej ze starych, ulubionych rzeczy każdego z nich i pakowali jako prezent, aby w wigilię ponownie zwrócić je właścicielowi. W drodze nie mieli przecież możliwości zdobyć nowych, drogich prezentów i chociaż każde z nich dobrze wiedziało, iż nie jest to koniecznością, wystarczyła im ich własna obecność, mieli naprawdę wiele zabawy. Czasem, gdy znajdowali się akurat w jakimś dystrykcie, dawali sobie nowe upominki, oryginalne i często wykonane ręcznie, ale zawierające w sobie historię i wiele wspomnień. Nie dało się więc ukryć, iż cała rodzina Blythe uwielbiała święta i w tym roku Victor naprawdę zatęsknił za starymi, dobrymi czasami, gdy ojciec wygrywał na gitarze klimatyczne piosenki i wszyscy razem śpiewali znany już na pamięć tekst, uśmiechając się szeroko od ucha do ucha. Wiedział jednak, że nie można cofnąć czasu i jedyne, co mu pozostało, to wspominanie tych chwil z uśmiechem na twarzy i świadomością, że nie zmarnował ani jednej sekundy w towarzystwie swoich bliskich. Miał też nadzieję, że gdziekolwiek znajduje się jego siostra, znajduje sposób na cieszenie się świąteczną atmosferą. Początkowo nie miał pojęcia, jak spędzi te święta i przez dość długi czas zastanawiał się nad wzięciem dodatkowego dyżuru, wciągnięcie się w wir ukochanej pracy i powolne dążenie do zmiany świata na lepsze, zaczynając od niskich warstw mieszkańców istniejącego jeszcze getta i własnych współpracowników. Oczywiście, byłoby to dla niego bolesne i po długich walkach z samym sobą udało mu się przekonać do znalezienia sposobu, aby i ten rok był wyjątkowy. Cóż, a przynajmniej jeden dzień wyjęty z całego roku, podczas którego zdążyło się wydarzyć tak wiele niezbyt wyjątkowych i wartych wspominania w przyszłości rzeczy. Przemycanie magii świąt do zwykłej, białej i grudniowej codzienności rozpoczął od puszczania w mieszkaniu klimatycznych piosenek, długich spacerów, przystrojenia choinki i zabrania się do pieczenia ciastek, co mogło wydawać się dość niecodziennym zajęciem dla dorosłego i samotnego mężczyzny. Gorąca czekolada parowała jednak ze świątecznego kubka, który kupił w jakimś sklepie dość spontanicznie, lampki błyszczały się dookoła w jego salonie, a przez okno każdego wieczora mógł podziwiać oświetloną panoramę Kapitolu, które w tym roku musiało iskrzyć niczym gwiazda na nocnym niebie, podczas ciemności ziejącej z dystryktów. Gwiazda na mapie Panem, najjaśniejsza z najjaśniejszych. Naprawdę był gotów, wbrew samemu sobie, spędzić Wigilię na kanapie, gdy usłyszał o wydarzeniu odbywającym się w kapitolińskiej kawiarni. Miał wówczas wrażenie, że był to najlepszy prezent, jaki mógłby otrzymać. Nie dlatego, że wydawało mu się, iż zna managera tego miejsca. I nie dlatego, że liczył na spotkanie go podczas grupki innych mieszkańców miasta, którzy postanowili w ten wieczór z różnych przyczyn opuścić swoje mieszkania. W święta nikt nie powinien być sam i naprawdę cieszył się, że będzie miał okazję spędzić dzień w zupełnie inny sposób. Zmiana planów nie wydawała się większym problemem. Jedyne, co stanęło na drodze do pełni gwiazdkowego szczęścia, był zupełny brak pomysłu na prezent. Nigdy nie był dobry w ich kupowaniu, ponieważ nigdy specjalnie nie musiał się tym trudzić. Tym razem prezent miał powędrować w ręce nieznanej mu osoby o nieznanej płci i zainteresowaniach, więc postanowił kupić coś prostego i jednocześnie całkiem neutralnego, mając nadzieję, że wciąż istnieją ludzie, dla których o wiele bardziej liczą się dobre chęci i miłe gesty. Wewnątrz kawiarni otuliło go przyjemne ciepło, zapach, który się tam unosił oraz lecące z głośników dobrze mu znane piosenki. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy stojąc przed wejściem rozglądał się po twarzach zgromadzonych już w środku ludzi, niezbyt świadomie szukając znajomej sylwetki przyjaciela, którą podejrzewał tam ujrzeć. Nie chcąc zajmować przejścia, odwiesił płaszcz na wieszak przy drzwiach, a następnie odłożył prezent na przeznaczony do tego stolik. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie ubrał się za mało elegancko jak na tą okazję, jednak postanowił tego wieczoru nie zajmować się tak banalnymi sprawami. Zamierzał świętować, spędzić mile czas z dala od codziennych problemów, publicznych egzekucji, pracy Strażnika Pokoju i wszystkich tych ciemnych stron mieszkania w Kapitolu. Dzisiaj był po prostu sobą, Victorem, który uwielbiał magię świąt i chciał się nią dzielić z innymi.
|
| | | Wiek : 23 lata Zawód : kawiarka Przy sobie : aparat fotograficzny, leki przeciwbólowe
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Sob Wrz 05, 2015 1:51 am | |
| //po wątku z Leo.
W przeciwieństwie do innych, byłam w kawiarni chyba jako pierwsza... Teraz za bardzo już nie pamiętałam tego momentu, który zniknął gdzieś za obawami, za tęsknotami i za klimatem, który udzielał mi się już od kilku dni, mile łaskocząc mnie od środka. Czyż świąteczny klimat nie był cudowny, taki ciepły, mimo mroźnej zimy, przepełniony miłością i dobrocią? Lubiłam święta. Żałowałam jedynie, że nie ma ze mną Finnicka, który od zawsze towarzyszył mi podczas chyba każdych dotychczasowych świąt. Odkąd pamiętam był przy mnie i mnie tulił, wręczając mi świąteczny prezent. Tym razem musiałam się jednak obejść bez niego, co nie przyszło mi lekko. Niestety, wzywała go praca, więc mi pozostało puste mieszkanie lub kawiarnia, w której miała odbywać się wigilia. Oczywistym było, że wybiorę ciężką harówkę, a tym samym ogromną pomoc przy organizacji uroczystości, niż siedzenie w tych paskudnych czterech ścianach, które miażdżyły mnie bezlitośnie, gdy pozostawałam wśród nich sama. Nie lubiłam tego uczucia, zaś tu... Tu mogłam gdzieś stać w kącie i służyć, gdyby ktoś czegoś potrzebował, gdyby Leonard czegoś potrzebował, albo Helen. Stojąc tak sobie, nikomu nie przeszkadzałam... Przynajmniej miałam taką nadzieję. – Wesołych! – odezwałam się, widząc tego uprzejmego pana. Uśmiechnęłam się nawet szeroko do niego, pozostając na swoim miejscu za kontuarem, póki nie zwróciłam uwagi na stertę prezentów. Zapomniałam położyć tam swojego! Prędziutko więc uzupełniłam brak, wyciągając średniej wielkości paczuszkę i stawiając wśród reszty podarków. Potem zaś wróciłam za bar, mając nadzieję, że nikt nie będzie miał nic przeciwko temu, że Annie Cresta zrobi mu kawę, herbatę czy naleje alkoholu do szklanki, albo ukroi kawałek sernika... W razie czego, miałam książkę w szufladzie. Zawsze mogłam się usunąć na bok... Nie miałam co liczyć na to, że Finnickowi jednak uda się wyrwać z pracy i dołączyć do nas, do mnie.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Nie Wrz 06, 2015 5:35 pm | |
| Już po chwili Andrew mógł poczuć na sobie czyjś wzrok, a gdy się odwrócił, dojrzał małą dziewczynkę, na oko ośmioletnią, która przyglądała mu się uważnie, uśmiechając się pod nosem. - Ładny krawat, psze pana - skomplementowała go, ukazując przy tym szczerbę w miejscu dwóch górnych jedynek - A co robią te renifery? Podoba mi się pana koszula. Gdzie pan siedzi? Chce pan usiąść obok mnie? - zarzuciła go pytaniami, nie przestając się szczerzyć, a była przy tym tak autentycznie urocza, że serce nawet największego mruka by przy niej stopniało. Jej rodziców ani opiekunów nie było widać nigdzie w pobliżu, a przynajmniej nikt w pomieszczeniu nie posiadał tak samo bujnej czupryny kręconych, czarnych loczków.
Victor mógł liczyć na innego rodzaju atencję, choć równie miłą. Młoda dziewczyna, najprawdopodobniej w jego wieku, obserwowała go od momentu, kiedy wszedł do kawiarni. A gdy położył swój prezent obok jej paczuszki, najwidoczniej uznała to za znak. Uśmiechając się nieco nieśmiało, podeszła do Strażnika w cywilu powolnym krokiem, stanęła obok niego i pomilczała trochę, by odezwać się dopiero po chwili. - Cześć. Jesteś tu sam? - zapytała, płoniąc się od razu, jednak nie spuściła wzroku i dzielnie wpatrywała się w oczy mężczyzny - Bo ja tak. Możemy usiąść obok siebie... oczywiście, jeśli chcesz - dodała szybko, mając nadzieję, że nie narzuca się za bardzo. Odgarnęła blond włosy za ucho i delikatnie skinęła głową w kierunku krzeseł, które miała na myśli.
Dziś wyjątkowo przy barze nie wytworzyła się kolejka, goście odnajdywali wszystkie potrzebne przysmaki na suto zastawionym stole. Jednak Annie również mogła liczyć na towarzystwo, bo już po chwili podszedł do niej starszy pan i zapytał uprzejmie: - Przepraszam, czy na dziś planowane są jakieś tańce? - jego ożywiony ton mógł świadczyć o tym, że bardzo by tego pragnął. |
| | | Wiek : 45 Zawód : minister zdrowia, dyrektor szpitala, właściciel firmy w D8 Przy sobie : drobna apteczka, morfalina, przepustka, telefon
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Pon Wrz 07, 2015 12:40 am | |
| Odetchnęłam z ulgą, wpadając do ciepłego środka. Nie miałam pojęcia, jak przyjmą moją obecność znajdujący się tu ludzie, jednakże żywiłam ogromną nadzieję, że jak najcieplej. Między innymi o to mi chodziło, gdy postanowiłam wpaść na gwiazdkę przyszykowaną z myślą o samotnych Kapitolińczykach w tej milutkiej, niezbyt wielkiej kawiarence. Vanillove... Pracowała tu Tabitha Gautier, a właściwie Helen Favley! Kompletnie nieświadoma faktu, iż tak sprawnie udało mi się uwolnić Valeriusa spod jarzma jej paskudnego charakteru, który wcześniej niszczył go na każdym kroku. Z tego, co słyszałam, oczywiście, Cudownie. Niewinną Helen lubiłam bardziej od narwanej Tabithy. Postawiłam starannie zapakowany prezent na odpowiednim miejscu i zajęłam się niespiesznym zdejmowaniem kremowych rękawiczek, rozglądając się za znajomą twarzą panny Favley. Przerwałam jednak poszukiwania dosyć szybko, gdyż podszedł do mnie jakiś młodzieniec, oferując pomoc przy zdjęciu płaszcza. Obdarzyłam go delikatnym uśmiechem, zdjęłam płaszcz za jego pomocą i podziękowałam za pomoc, życząc również wesołych. By nie stać tak na wejściu, zrobiłam kilka kroków w kierunku baru i zajęłam miejsce przy nim. Niezbyt widziało mi się towarzystwo Cresty, która się tu kręciła. Miałam jednak nadzieję, że tu szybciej dorwę pannę Favley... albo kogoś do luźnej rozmowy o wszystkim i o niczym. Zamierzałam chwilę w sumie tu zabawić, by potem zniknąć pod pretekstem pracy. Jakby nie patrzeć, szpital nadal pracował, ja zaś nadal obejmowałam stanowisko dyrektora... Zaistniały wypadek nie zamierzał mnie zniechęcić do obejmowanego przeze mnie stanowiska. Wręcz przeciwnie. Otworzył jeszcze szerzej me oczy na potrzeby społeczeństwa. By żyło się lepiej, wszędzie trzeba było zastosować czystki i naprawy. Powitałam kilka osób, pozdrowiłam pięknie, życzyłam im najlepszego. Zamówiłam nawet kawę u tej zwariowanej Cresty, której, słyszałam, leki nawet nie pomagały. Biedulka... Takie nieobliczalne osóbki należało zamykać w pokojach bez klamek. |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Pon Wrz 07, 2015 10:22 am | |
| Miała nieodparte wrażenie, że naprawdę lubi święta. To było takie o!, bo przecież żadnych nie pamiętała. Tak czy siak, jednakże czuła tego specyficznego ducha Gwiazdki, który wywoływał szeroki uśmiech na jej ustach, kiedy zmierzała do kawiarenki, gdzie na co dzień pracowała. Dokładnie tak - zmierzała, bowiem wcześniej wybrała się jeszcze z mieszkania, tego bezpośrednio umieszczonego nad Vanillove, do sklepu spożywczego. I choć miała już przy sobie prezent, postanowiła dokupić jeszcze dwa pudełka pralinek dla osób, z którymi pracowała. W końcu podarunek podarunkiem, ale chciała docenić jakoś tych, którzy byli dla niej tacy mili. To od razu poprawiło jej humor. Nic więc dziwnego w tym, że prawie podskakiwała radośnie, idąc po oblodzonym chodniku. Całe szczęście, powstrzymała się od tego, bo mogłoby być niekoniecznie wesoło-świątecznie, gdyby wylądowała u lekarza zamiast na przyjęciu gwiazdkowym. Dotarła tam jednak w jednym, całym kawałku. Wchodząc przez drzwi, zanim jeszcze pojawili się pierwsi goście, przywitała się ze wszystkimi, a następnie zajęła się tym, co miała zrobić - porozstawianiem poczęstunku i poukładaniem ozdób, serwetek oraz talerzyków. Chodząc tak, podśpiewywała pod nosem wesołe melodie w zimowym klimacie. Miała naprawdę wyjątkowo dobry humor, kiedy zaczynała ten bonusowy dzień pracy. Wizja spotkania z ludźmi, zamiast siedzenia w domu przed telewizorem, prawdziwie dodawała Helen skrzydeł. Aż wreszcie wszystko się zaczęło, a ona ruszyła między stolikami, zagadując ludzi i dbając o to, by wszystkiego było odpowiednio dużo. To był zdecydowanie jeden z tych radosnych dni, kiedy mogła paplać do woli. I zdecydowanie jej się to podobało...
|
| | | Wiek : 45 lat Zawód : wynalazca
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Pon Wrz 07, 2015 12:38 pm | |
| Kolejny raz musiał sobie przyznać, że iks lat temu coś tam było inaczej. Tym razem zrobił to, kiedy poczuł się dziwnie obserwowany, jakby ktoś wlepiał w niego na tyle intensywne spojrzenie, że zmaterializowało się ono i stało namacalne. Rozglądając się bowiem po tym, zauważył tycią czarnulkę, która wyraźnie przyglądała się jego ubraniom. Oczywiście, nic sobie z tego nie robił, bo nawet po tylu latach wyznawał przekonanie, że trzeba było mieć do siebie dosyć duży dystans. Bez tego... Cóż, bez tego zwyczajnie szybko osiągało się poziom dna, wodorostów i tony mułu. I choć wiedział, że jemu samemu i tak było do tego blisko, utrzymywał się nadal nieco wyżej, bo nie zaprzeczał swoim wadom. Wręcz przeciwnie - były takie momenty, jak dokładnie ten, kiedy wyraźnie je podkreślał, eksponując, lecz w dosyć drwiący sposób. Z prześmiewczością podchodził do swojej zdziadziałości. To, przynajmniej przede wszystkim, odróżniało go od typowego menela spod monopolowego. No i jakość spożywanych trunków, oczywiście, bo byle czego do ust nie brał. Taka klasa przy jednoczesnym jej braku. Teraz jednak powstrzymał się przed umoczeniem dzioba w butelce, mając na uwadze fakt, że nie dowiedział się o przyjęciu od byle kogo czy też za pomocą tak zwanej poczty pantoflowej, oj nie. On został niejako zaproszony, a to stanowiło różnicę. Przynajmniej tak właśnie sobie podkreślał, choć przełyk uciekał mu wprost do dupy, gdy tylko Andrew pomyślał choć o odrobince przyjemnie chłodnego płynu, który spływałby mu kropelkami po spragnionych wargach. Tu zaś miał tylko... Kawę... Ciepłą... Iii... Soczki... Niewystarczające, choć dobre do zmieszania sobie z alkoholem w proporcjach zero, zero, zero, zero jedna kropelka do prawie całej szklanki. Tak byłoby wręcz wybitnie, jako najprawdziwszy koneser, wiedział to. Zamrugał jednak kilka razy, wybijając się z rozmarzenia. Akurat w takim momencie, by usłyszeć pierwszy z tekstów dziecka. Iks lat temu naprawdę lubił małe szkraby, bo były takie pełne energii - pierwsze stwierdzenie, czyli idealny początek do tego, by jasno stwierdzić, że teraz te małe ludziki były zbyt hałaśliwe, zbyt pełne energii, zbyt radosne. Dosłownie jak naćpane szczęściem, od czego zwyczajnie bolała go głowa. W końcu praktycznie nie miał okazji, aby wychować własne dziatki, więc zwyczajnie nie przyzwyczaił się do tego wszystkiego. Marnie, oj, marnie. Poza tym kompletnie nie miał pojęcia, co odpowiedzieć dziecku. - Dziękuję... Emmm... - Jak można było nazwać podobną kruszynę? Rybki, kotki, szczeniaczki, myszki, misie... Hipogryfy? To wszystko było dla niego bardziej niż dziwne. Do tego stopnia, że na chwilę jakby się zawiesił, przywołując za to na twarzy jak najbardziej przyjazny uśmiech. Oby tylko nie wyglądał, jakby zjadł cytrynę. Chociaż taką cytrynówkę to już by sobie wypił... - Och, one zwyczajnie świętują specjalną okazję jak ta dzisiaj. - Odpowiedział wreszcie. - Dziękuję, promyku. - Tym razem trafił na dobre określenie. Taki natrętnie słodki promyk, który zwiastował piękny dzień, ale wpadał rano przez okno i niszczył człowiekowi dobry sen. - Jeszcze nigdzie. - Uśmiechnął się do niej. - A gdzie jest twój dorosły, promyczku? |
| | | Wiek : 23 lata Zawód : kawiarka Przy sobie : aparat fotograficzny, leki przeciwbólowe
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Pon Wrz 07, 2015 10:59 pm | |
| Z przyzwyczajenia, machinalnie, zaczęłam zajmować się wycieraniem blatu, który i tak lśnił czystością. Leonard chyba miał najbardziej precyzyjny personel w Vanillove, gdyż wraz z Helen ciągle snułyśmy się po kawiarence i coś ogarniałyśmy z zwykłe dni, teraz zaś... Było pięknie, świeżo i czyściutko. Te świąteczne ozdoby... I eleganckie ubrania! Widziałam stąd krążącą wokół stolików Helen! Rozmawiała z ludźmi, uśmiechała się i ogólnie wszyscy byli tacy szczęśliwi, że aż cieplutko robiło się na serduszku. Non stop. – Proszę – odparłam do pani dyrektor szpitala, obdarzając ją równie cieplutkim uśmiechem. Przynajmniej miałam taką nadzieję. Nie mogłam jednak tego zobaczyć w moim odbiciu na jakimkolwiek naczyniu, gdyż do baru podszedł jakiś miły pan i zapytał o tańce. – Myślę, że tak! Znaczy... Myślę, że... wystarczy jak pan porwie jakąś panią do tańca – stwierdziłam nieco zagubiona, starając się wyjść jakoś ładnie z całego tego zagubienia. Zakłopotana poprawiłam swoje włosy tak, by bardziej zakryły mą twarz oraz rumieńce, które z pewnością wypłynęły na moje policzki. Byłam tego aż nazbyt pewna. Zrobiło mi się znaczniej gorąco. – Yyy... Może ma pan ochotę na filiżankę kawy albo gorącej czekolady? – zapytałam. Lepiej mi się operowało maszynami stojącymi za kontuarem niż rozmową z kimkolwiek, kto nie był Finnickiem. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' Wto Wrz 08, 2015 7:58 pm | |
| Promykowi spodobało się to określenie, a jej buzia rozjaśniła się jeszcze bardziej. Udawała, że nie słyszała pytania o dorosłych, bo prawda była taka, że bardzo nie chciała na nie odpowiadać. Gdzieś tam kręcili się jej rodzice, ale aktualnie byli ze sobą skłóceni, żadna to więc przyjemność, przebywać w ich towarzystwie. - Ta pani też świętuje - czarnulka wskazała na popijającą kawę Valerie - usiądźmy obok niej. Dziewczynka złapała Andre w za rękę i pociągnęła do miejsca, w którym stała Pani Minister. - Dzieńdobrywieczór - zachichotała, podchodząc bliżej - Możemy z panią poświętować? - zapytała z tym samym rozbrajającym uśmiechem, którym wcześniej zaatakowała Andrew.
Staruszek przy barze tylko pokręcił głową, odmawiając grzecznie. - Dziękuję, kochaniutka, mam swoje - uchylił dyskretnie poły marynarki i pokazał rudowłosej srebrną piersiówkę, którą tam ukrywał - Piękny pomysł z tą kolacją, ach, gdyby moja Marlene tu była, bardzo by się cieszyła - jego rozmarzony wzrok mógł świadczyć o tym, że nie opowiada o pierwszej lepszej kobiecie ze swojego życia - Urządziliśmy kiedyś taki wieczorek dla potrzebujących, przyszło mnóstwo osób, wszyscy cudownie się bawili. Bo widzisz, kochaniutka, pochodzę z Jedenastki, tam o takich luksusach mogłem tylko pomarzyć... ale och, nie będę ci tu marudził nad głową, na pewno masz dużo do zrobienia. Nie przestając uśmiechać się dobrotliwie, powolnym krokiem podszedł do Helen i wyciągnął rękę w jej kierunku. - Czy mógłbym porwać panią do tańca? |
| | |
| Temat: Re: Kawiarenka 'Vanillove' | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|