|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Główny szpital Czw Maj 02, 2013 8:46 pm | |
| First topic message reminder :
"Główny szpital" w Kwartale jest tak naprawdę dawną szkołą podstawową, z której wyniesiono większość mebli, a pomieszczenia zamieniono na prowizoryczne gabinety lekarskie. Prawdziwych doktorów jest tu jednak jak na lekarstwo, brakuje też sprzętu, antybiotyków, bandaży i... wszystkiego. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Główny szpital Czw Sie 29, 2013 2:59 am | |
| Wysoki mężczyzna z kilkudniowym zarostem wszedł do pomieszczenia ściskając w dłoniach kilka zniszczonych teczek. Dopiero w momencie, w którym zauważył dziewczynę lezącą na podłodze wypuścił całą dokumentację na podłogę. - Przyślijcie mi tutaj kogoś z łóżkiem. Migiem! - Zawołał na tyle głośno, że nie istniała możliwość, by nikt w szpitalu go nie usłyszał. Natychmiastowo doskoczył do nieprzytomnej pacjentki i sprawdził jej oddech, puls oraz reakcję tęczówkę na światło. - Co jej się stało? - Zapytał w międzyczasie dziewczyny, która najwidoczniej z nią tutaj przyszła. W takich wypadkach liczyła się szybkość działania. Na całe szczęście oddychała, a jej serce nadal bilo. Zza drzwi z drugiego końca pomieszczenia wyłaniało się łóżko pchane przez młodego blondyna.
|
| | | Wiek : 17 Zawód : brak jakichkolwiek perspektyw
| Temat: Re: Główny szpital Nie Wrz 01, 2013 6:47 pm | |
| Teodora ruszyła za Lucy, wciąż próbując uspokoić myśli, które działały jak zepsuta czerwona lampka, która natarczywie próbuje nam przekazać, że coś jest nie tak, chociaż wiemy, że to nic nie znaczy. W chwili, kiedy kolorowa czupryna Crow zaczęła opadać, Teodora otworzyła szerzej oczy, i doskoczyła do niej próbując uchronić ją przed upadkiem, ale ostatecznie znalazła się na kolanach, nad leżącą już Lucy. Uniosła dłonie, chcąc coś zrobić, żeby zamknąć swoją bezczynność. Pomóc Lucy, podnieść ją, poprawić tęczowy kosmyk, który zapewne kłuł ją w policzek. Ale te tylko wisiały w powietrzu i nerwowo drżały, gdy Teodora z przerażeniem, wodziła rozbieganym spojrzeniem bo spokojnej Luciowej buzi. - Zwłaszcza kolorowe – zgodziła się Teodora, wpatrując się w napięciu w dziewczynę. – I będzie się dało usłyszeć pieśni ptaków. Żaden płacz nie będzie ich zagłuszał. Obiecuję, że tak będzie. Wciąż nie odrywała wzroku od leżącej, chociaż powinna działać szybko i wezwać pomoc. Nie wiedziała co miała dostrzec, ale obserwowała. Może Luciowego duszka wychodzącego z ust rannej i unoszącego się nad ziemią, zostawiając swoje ciało i cały ten syf daleko w dole? Wywijałby figlarne koziołki ciesząc się wolnością, czy odleciałby pośpiesznie? Nagle odgłos upuszczanych dokumentów i teczki obijającej się o podłogę, zwabił nieufne spojrzenie Teodory w stronę lekarza. Już biegł w ich stronę. Teds delikatnie zgarnęła wreszcie te kolorowe kosmyki, które ułożyły się bez namysłu wzdłuż i wszerz Crowowej buzi, gdy ta padła na ziemię. Teraz już nie powinny przeszkadzać. Blondynka powoli się podniosła i zrobiła miejsce doktorowi, cofając się krok do tyłu. Czas w którym lekarz wykonywał pierwsze badania na Lucy, zdawał się trwać całą wieczność. Jakby lekarz odwlekał każdą czynność jak najdłużej. Dziewczyna powoli uniosła oczy do sufitu. Ciekawe ile ludzi na niego już patrzyło? Setki czy tysiące umierających? Może zatrzymywali spojrzenia w tym samym miejscu co w tym momencie Teodora. Ciekawe ile ostatnich spojrzeń otrzymał ten sufit. Teodora momentalnie zapomniała o wszystkim. Jakby ktoś wyjął z jej głowy świadomość, że obok leży przyjaciółka w bardzo złym stanie, że ona sama żyje w świecie w którym w każdym dniu może umrzeć. W głowie zajaśniała jej tępa pustka, którą wypełniała spoglądając na wszystko wokół siebie. Zrobiła kolejny krok w niewiadomą stronę i znalazła nowy punkt do oparcia wzroku. Kawałek ściany, ale i on atakował Teodorę ogłuszającym krzykiem cierpiących, od którego ta szybko uciekła, obracając się niezdarnie. Wszystkie ściany więziły w swych murach śmierć i oddzielały ją od żywych, mijających tą mogiłę. Cmentarzysko dla dusz. Thomasina spuściła wzrok na podłogę, otaczając się ramionami. Czuła się coraz bardziej niespokojna. Podłoga. Ile spadło tu łez? Ile kropel krwi zostało po prostu wytartych razem z kurzem? Teodorze myśli przyniosły twarze dusz dookoła. Które były zdeptane, zamiatane i były po prostu niczym w obliczu trwałej rozpaczy tego miejsca. Dziewczyna podniosła wzrok, kiedy została zapytana przez lekarza. Wszystkie myśli, cała świadomość, wszystko wróciło. Jak mogła zapomnieć? Jak mogła zostawić przyjaciółkę za sobą? Zaraz podeszła pośpiesznie i spojrzała z troską na Lucy, kucając nieopodal. - Zmiechy – powiedziała z trudem. – Zmiechy ją zaatakowały. Kątem oka dostrzegła łóżko, które się do nich niebezpiecznie zbliżało. Przed oczami Teds przetoczyły się dziesiątki zamglonych istnień, których serca właśnie na tym materacu zmieniły się w stos martwych tkanek. To było nic innego jak trumna, której narzucono wielokrotność w przewożeniu trupów. Spojrzała na Lucy. Kolorowe włosy były jak broń dla szarości tego miejsca. W nieładzie otulały buzię dziewczyny, jakby tworzyły klosz przed ostrymi szponami śmierci, która wisiała nad każdym, jak sęp wijący kółka nad umierającym. Działały jak dziecięcy, cichutki śmiech, ułożony w dróżkę do ludzkich serc. Nie. Tak działała cała Lucy. Jej uśmiech, jej spojrzenie. Teodora dotknęła skroni, jakby miało to pomóc w rozplątaniu myśli. Ale tak jak supeł nie rozwiąże się od samego pomyślenia o nim, tak samo myśli ot tak nie mogły zmienić swojej struktury w spójną i logiczną. Ona. Nie. Mogła. Trafić. Do. Trumny. Tylko to wiedziała Teodora. - Luc-cy – wyjąkała – Lucy, trzymajmy się z dala od trumien, dobrze? – spytała nienaturalnie piskliwym głosem. – Proszę. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Główny szpital Nie Wrz 01, 2013 7:53 pm | |
| Mężczyzna wysłuchaj jej odpowiedzi i uśmiechnął się do siebie. Na całe szczęście, to nic poważnego. Przynajmniej, jeśli odpowiednio szybko się zareaguje. Razem z blondynem ostrożnie przenieśli pacjentkę na łóżko. - Spokojnie, nie pozwolimy jej wylądować w trumnie. Omdlenia to zazwyczaj pierwsze objawy. Wszystko będzie dobrze. Wystarczy podać jej szczepionkę. - Energicznie popchnął łóżko razem z leżącą na nim Lucy i zniknął zza jednymi z obdrapanych drzwi. Nie było czasu, by informować blondynkę. Wyciągnął z przeszklonej, lekko zniszczonej szafki pudełko z jednorazowym zastrzykiem. Przed jego wykonaniem sprawdził, czy młoda kobieta nadal oddychała. Założył lateksowe rękawiczki oraz wypuścił powietrze z wnętrza strzykawki. Więcej trudu sprawiło blondynowi zdjęcie jej kurtki, jednak po chwili wszystko było gotowe. Przetarł jej ramię nieznaczną ilością spirytusu i wbił w ciało srebrną igłę. - Sytuacja opanowania. - Powiedział wynurzając się zza drzwi. - Jeśli ma pani ochotę, to Lucy powinna niedługo się ocknąć. Organizm wraz ze szczepionką musi zwalczyć… nieprzyjaciół. - Posłał jej ciepły uśmiech zerkając na rozsypane dokumenty. Niebawem musiał to pozbierać. |
| | | Wiek : 17 Zawód : brak jakichkolwiek perspektyw
| Temat: Re: Główny szpital Sro Wrz 11, 2013 8:53 pm | |
| Wszystko powoli przestawało trząść się w rytmie Teodorowego serca. Te się uspokajało, a wraz z nim wszelkie jaskrawości powstałe w głowie dziewczyny. Wszystko ucichło. Trumna na kółkach była po prostu łóżkiem szpitalnym. Sufit sufitem a ściany ścianami. Wszystko jasne i klarowne. NA RAZIE. Tedsówna potrząsnęła powoli głową, na zapewnienia doktora. Aczkolwiek wciąż wisiała nad omdlałą kolorowowłosą, nie mogąc uwolnić się od potrzeby bycia obok przyjaciółki. Dopiero kiedy Lucy zniknęła za drzwiami, dla Teodory pojawiła się zapora. Stanęła więc przed bramą do świata ratowania ludzkich żyć, objęła się rękami i oparła o ścianę czekając. Zebrało jej się na ziewanie. W tym momencie przypomniała sobie, jakie ostatnio miała problemy z zaśnięciem. Nawet nie była świadoma jak bardzo widoczne są jej podkrążone oczy. Aczkolwiek ciężkie noce, spędzane na nasłuchiwaniu dziwnych odgłosów z głębi domu i przewracaniu się z boku na bok, chyba miały się skończyć. W takim przekonaniu utwierdziło ją kolejne ziewnięcie. Odrzuciła głowę do tyłu, ledwo widząc świat spod przymrużonych rzęs. Mogła wstać i odejść, ale czekała wpadając powoli w trans. W pewnym momencie na horyzoncie pojawił się lekarz. Teraz mogła się rozbudzić i skupić. Westchnęła z ulgą, słysząc jego słowa, który brzmiały w jej głowie jak niezwykła melodia. Nic się nie stało. Wszystko jest opanowane. Wspaniale. - Więc mogę wejść? – upewniła się marszcząc brwi. Odchrząknęła i oderwała się od ściany, wznawiając niebezpieczeństwo zagrożenia zawalenia, bez jej w roli podpórki. Ostatecznie podeszła do budzących respekt bram w kształcie zwykłych szpitalnych drzwi, które przekroczyła jej przyjaciółka, pchnęła je i pojawiła się w środku, odnajdując wzrokiem Lucy. Zaraz powinna się ocknąć. Blondynka weszła cicho, na paluszkach, zbliżając się do kolorowowłosej. Dopiero co dzielnie szła taki kawał drogi do szpitala, nie pozwalając się nawet nieść, a już po chwili trzeba ją zbierać podłogi. Ech. - Jak tam, żyjesz? – spytała delikatnie niemal szeptem, pędząc wzrokiem wokół Sali. Ostatecznie zatrzymała się przy Crow, wciąż poruszając się niemal bezszelestnie. – Nie pożarła cię żadna trumna? – spytała wciąż cichutko i jakby melodyjnie. Uśmiechnęła się do rannej, nawet jeśli ta wciąż była niewidoma.
/wszechmocny internet pozwolił mi wysłać posta <33333 |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Główny szpital Sob Wrz 14, 2013 6:40 pm | |
| Po kilku, a może parunastu minutach Lucy przekręciła się na prawy bok, a potem ponownie wróciła do wcześniejszej pozycji. Powili otworzyła oczy i słabo uśmiechnęła się do Theodory… a może nawet nie był to uśmiech, tylko niezrozumiany grymas. - Mówiłem prawdę. - Powiedział cicho doktor i zamknął za sobą drzwi pozostawiając dwie dziewczyny same sobie w jednej z obdrapanych, szpitalnych sali. Nie miał zamiaru wyrzucać blondynki równo z wybiciem godziny końca wizyt gości. Przecież w Kwartale to rzadkość, że ktoś się o kogoś troszczył. Lucy, ponownie witamy w świecie żywych. Przez najbliższy czas możesz być trochę przemęczona, ale niedługo wszystko wróci do normy. Następnym razem radze uważać. | Zt. Ale Wy spokojnie piszcie sobie dalej. c: |
| | |
| Temat: Re: Główny szpital Nie Wrz 29, 2013 1:32 pm | |
| // zadupie
Wydarzenia sprzed kilku dni odbiły się czkawką na Exodusie. Konkretniej atak ptaszków-potworków. Przewidzieć to, że były chore na wściekliznę. Exodus nie przewidział tego niestety i hasał sobie szczęśliwy dopóki nie dostał pierwszych objawów. Światowstręt, wodowstręt, wysoka gorączka... Gdyby miał wyższą odporność to by jeszcze pożył z kilka tygodni, a tak... Niestety już wcześniej podupadł na zdrowiu, a teraz to zakażenie tylko doprawiło go. Pojawił się w szpitalu, gdy tylko odzyskał przytomność. Ledwie wszedł do środka, a światło lamp oślepiło go i znowu stracił przytomność. Miał ponad 40 stopni gorączki i mocne drgawki przypominające epilepsję. Szybko zabrano go do sali z nagłymi przypadkami. Zaczęto go leczyć różnymi lekami, bo nikt nie wiedział, że został podziobany przez chore zwierzęta i właśnie miał pierwsze objawy. Jego stan pogarszał się z każdą chwilą. W końcu zrobiono badania na wściekliznę i wynik był pozytywny. Niestety do dzisiaj nie wynaleziono lekarstwa na wściekliznę. Nie do końca wiadomo dlaczego, ale tak to już bywa. Po kilku godzinach na morfinie Exodus zmarł. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : prostytutka/kwiaciarka Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura
| Temat: Re: Główny szpital Nie Paź 27, 2013 1:58 am | |
| Jak tam, żyjesz? Wszystko w porządku, zawsze wszystko jest w porządku. Musi być. A nawet jeśli teraz nic się nie układa, to kiedyś zacznie. To jednak nie była odpowiedź na pytanie, choć już zdążyłam zapomnieć, jak ono brzmiało, ale było inne. I nie wiem, o czym mam myśleć, skoro nie było pytania. To znaczy, było, ale go nie pamiętam. A powinnam? Nie wiem, nie wiem nic, a przynajmniej nic, co wiedzieć powinnam, takie odnoszę wrażenie. Bo teraz śnię, prawda? A jeśli to prawda i jeśli tak właśnie jest, że to sen, więc dlaczego… Czerń. Pustka. Cisza. I to jedno pytanie, które gdzieś tam wisiało, ale nie potrafię go sięgnąć, nie potrafię go dosłyszeć. Może ogłuchłam? Nie pożarła cię żadna trumna? Chyba nie, a powinna? I skąd to pytanie? Nie mogę doszukać się sensu, jakiegokolwiek punktu zaczepienia, choć czuję, że wniosek znajduje się tak blisko, że mogłabym po niego sięgnąć. Ale jak wszystko czego pragnę i do czego dążę – oddala się, kiedy wyciągam dłoń lub umyka mi spod palców. Nie denerwuję się już, po prostu słucham. I zastanawiam się, dlaczego słowo trumna, to jedno słowo, mnie niepokoi. Myślę trumna i widzę… wciąż pustkę, wciąż czarną dziurę, jakbym oślepła. Może oślepłam? Otwieram oczy i już nie pamiętam o czym przed chwilą myślałam, już nie wiem, gdzie byłam i co robiłam, wróciłam do domu, do rzeczywistości, ale wciąż towarzyszy mi to złudne poczucie lekkości, znajome lecz dalej nie potrafię powiedzieć skąd. Choć wiem, że powinno być mi ciężko, powinno być mi źle, powinnam krzyczeć, płakać, ale nie potrafię, bo widzę białą ścianę, odwracam się i dostrzegam Teo. I wszystko wraca do normy. Teraz czuję, jak grawitacja wgniata mnie w ciepłe i przyjemne łóżko, które będzie przyjemnym dopóty dopóki nie pomyślę, ile roi się w nim robactwa. Ale nie podrywam się i nie uciekam, po prostu podnoszę na łokciach i czekam wpatrując się w te jasne oczy, których chłód i jednocześnie urok sprawiają, że mogłabym patrzeć w nie wieczność. Ale czas wrócić do świata żywych, choć wątpiłam, abym do tej pory z niego odeszła, ale wolałam się po prostu upewnić, że żyję. Dlatego bez wahania wstałam, zsunęłam się z łóżka i spojrzałam na dziewczynę, która prawdopodobnie uratowała mi życie. Chciałam ją przytulić, udusić z wdzięczności, ale jedyne co teraz mogłam zrobić, to uśmiechnąć się. I to właśnie uczyniłam. Bo wiedziałam, że czas jak najszybciej stąd pójść, czas na mnie i na nią. Szpital to ponure miejsce i chciałam jak najszybciej je opuścić, bo nigdzie tak bardzo nie chciałam umrzeć, jak właśnie wśród tej chorobliwej bieli ścian oraz odgłosu jęków. Nie chciałam do końca wieczności błąkać się po tych korytarzach, nawiedzać ludzie żywota. Tutaj nikt nigdy nie czuje się bezpiecznie i nawet ja wiedziałam, że ten niepokój nie wynika znikąd. To łóżko, ta półka. To wszystko. Ta sala. Te korytarze. Tędy kiedyś przechadzali się ludzie, którzy nie żyją. Ludzie, którzy właśnie teraz umierają. I nie wiedziałam dlaczego, ale poczułam się, dla odmiany, bardzo odpowiedzialna za Teo, choćby dlatego, że… -Daj mi rękę. Zamknij oczy. Po prostu stąd chodźmy, a ja cały czas będę opowiadać o wiośnie, o pąkach kwiatów i słońcu, o złocie, jaki nas obleje, a potem zanucę ci piosenkę, dobrze? I pójdziemy wreszcie spać, a wtedy (…) – i ruszyłam, czułam jej zimną dłoń, mówiłam ciągle. I szłam. Aż dotarłam do drzwi. Ale zima jeszcze nie minęła, bo kiedy je otworzyłam, znów poczułam zimno na swojej nagiej skórze ramion, bo mój płaszcz został gdzieś w szpitalu i nie chcę już po niego wracać.
[zt x2 // możesz pisać, gdziekolwiek chceesz! < 3 ]
|
| | |
| Temat: Re: Główny szpital Nie Sty 12, 2014 2:04 pm | |
| Całe szczęście, że zima dobiega już końca. Gdybym musiała przedzierać się przez ten tłum na ulicy w dwudziestostopniowym mrozie pewnie nie byłabym tak spokojna, jak teraz. Mimo lekkiego chłodu, słońce oświetlało Kapitol, odprężając moje zszargane nerwy po nieprzespanej nocy. Ian płakał od wczorajszego wieczora. Myślałam, że sama poradzę sobie z tym problemem - zawsze sama sobie radziłam. Do tej pory tylko raz byłam w szpitalu i, szczerze mówiąc, nie było to radosne doświadczenie. Jedną ręką pchnęłam ciężkie drzwi wchodząc do jasnego, aczkolwiek niezbyt sterylnego, korytarza. Na drugim ramieniu trzymałam chlipiącego Iana. Nieco się już uspokoił, ale jego twarz nadal jest cała czerwona.Całą noc nie mógł zasnąć, wciąż jedynie płakał i krzyczał. Początkowo nie miał gorączki, ale nad ranem był zupełnie rozpalony. Wpadłam w panikę i nie wiedziałam, co mogłabym z nim zrobić. Musiałam czekać aż do szóstej rano, by móc wyjść z domu. Żaden napar z ziół nie pomógł. Stoję więc teraz przed zupełnie pustą recepcją w szpitalu. - Dzień dobry. Jest tu kto? - Odpowiada mi jedynie cisza. Znów zaczynam wpadać w lekką panikę a Ian chyba to wyczuwa, bo momentalnie zaczyna płakać. Jest chyba jeszcze bardziej zmęczony niż ja, bo płacz nie jest już tak donośny jak w nocy. Nagle jego malutka, dziecięca twarzyczka wykrzywia się w grymasie bólu. Przytulam go do siebie jeszcze mocniej, ale on nie przestaje płakać. - Przepraszam, potrzebuję pomocy! - niemalże wołam.
|
| | | Wiek : 20 Przy sobie : W PLECAKU: butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka // PRZY SOBIE: Leki przeciwbólowe
| Temat: Re: Główny szpital Wto Sty 14, 2014 9:30 am | |
| Cilia niemal przysypiała, siedząc nad, mogłoby się wydawać, niekończącą się stertą dokumentacji medycznej. Sortowanie papierów nie należało do jej obowiązków, ale ludzie stojący wyżej od niej widocznie uznali inaczej. Teraz, kiedy w KOLCu dochodziło do tak wielu zachorowań, praktycznie każdy pracujący w szpitalu postanowiony był na nogi i czymś zajęty. Dlatego kiedy usłyszała dochodzący z korytarza dziecięcy płacz i czyjeś nawoływania, odsunęła od siebie górę papierów i - z ulgą, że może zająć się czymś innym - wyszła szukać wołającej. Stała na korytarzu, tuż przy drzwiach. Nie wyglądała na chorą, za to dziecko, które troskliwie trzymała, wręcz przeciwnie. Cilii chyba nikogo nie było tak szkoda, jak dzieci, które musiały wychowywać się w KOLCu, w często tragicznych warunkach, rozbitych przez rebeliantów rodzinach, nie mogących pozwolić sobie na zbędne wydatki. Wiele kobiet odrzucało swoje dzieci, nie chcąc utrzymywać kolejnej osoby, wiele umierało lub uciekało, pozostawiając malców samych, na pastwę losu. Dziecko, które nieznajoma trzymała na rękach, nie wyglądało na jej własne. Dziewczyna była chyba niewiele młodsza od niej. Oczywiście, zdarzały się nawet młodsze matki, Cilia jednak potrafiła rozpoznać rodzone i przybrane matki. Dziewczyna musiała być bardzo zmęczona. Miała szczęście, że Cilię wezwano akurat do pomocy w szpitalu. Może nie znała się na medycynie jakoś szczególnie, ale miała miękkie serce i zawsze, gdy pomocy potrzebowało dziecko, umiejętnie pociągała za sznurki i koniec końców uzyskiwała dla małych pacjentów pomoc, jakiej potrzebowali. - Co stało się dziecku? Jakie są objawy? - spytała. |
| | |
| Temat: Re: Główny szpital Wto Sty 14, 2014 4:06 pm | |
| Gdy zza rogu korytarza wyszła młoda kobieta o rudawych włosach, odetchnęłam z ulgą. Przez krótką chwilę naprawdę obawiałam się, że nikt nie zechce nam pomóc... Podeszła bliżej, a ja uśmiechnęłam się nerwowo, chociaż podejrzewam, że grymas ten wyglądał raczej żałośnie. - Trochę się na tym znam, ale nie potrafiłam mu w żaden sposób pomóc - powiedziałam, zupełnie jakbym chciała się usprawiedliwić. Odkąd Ian jest ze mną, bez przerwy mam ten sam problem... Wydaje mi się, że nie umiem odpowiednio się nim zaopiekować. Ciągle się usprawiedliwiam. Nawet mnie to męczy. - Około dziewiętnastej normalnie, spokojnie zasnął, ale nie spał długo. Obudził się i zaczął płakać. Starałam się go uspokoić. Bez przerwy płakał aż do pierwszej w nocy, wtedy dostał gorączki. Nie wiem, jak wysokiej... Nie mamy w domu termometru... Podałam mu trochę lekarstwa przeciwgorączkowego, jedną czwartą dawki. Nie wiem, co to dokładnie było... Ale on wciąż płakał. Rano zdobyłam trochę ziół. Wypił herbatę i zasnął na godzinę. Ale potem wszystko się powtórzyło. W dodatku co jakiś czas bardzo się spina i chyba go boli... - głos lekko mi się załamał, ale starałam się utrzymywać kontakt wzrokowy z kobietą. Jak dotąd był chory tylko raz, bolał go brzuszek i zioła sobie z tym poradziły. A teraz zupełnie nie wiem, co mogłabym zrobić i tylko ona chce się nim zająć. - Może nam pani pomóc? Proszę. |
| | | Wiek : 20 Przy sobie : W PLECAKU: butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka // PRZY SOBIE: Leki przeciwbólowe
| Temat: Re: Główny szpital Wto Sty 14, 2014 9:46 pm | |
| Cilia, jako wolontariuszka, udzielała pomocy medycznej w zupełnie innych sytuacjach. Nie było właściwie przygotowana do zajmowania się aż tak małym dzieckiem. Zazwyczaj jej opieka nad nimi kończyła się na naklejeniu kilku plastrów czy też podaniu lekarstw, zleconych przez lekarza. Powinna wezwać kogoś, kto mógłby pomóc profesjonalnie, jednak ilość pediatrów w KOLCowym szpitalu nie była porażająca. Sama nie wiedziała, co mogło stać się dziecku, jeśli jego opiekunka - kimkolwiek była - nie pojmowała sytuacji. - Chodź za mną, zmierzymy mu temperaturę. - powiedziała w końcu, wskazując dłonią jeden z gabinetów. Był pusty, bowiem rezydujący w nim lekarz zmuszony był działać w terenie. Wyjęła termometr z oszklonej szafki i podała go dziewczynie. Sama zajęła się przeglądaniem lekarstw, umieszczonych na półkach. Ukradkiem zerkała na dziewczynę. Wydawała się być nieco zagubiona, choć widać było, że stara się robić lepsze wrażenie. Cilię ciekawiło, czy jest spokrewniona z maluchem, o którego tak się troszczyło. Takie matczyne uczucia raczej nie były w KOLCu codziennością. Tam dzieci oznaczały kłopoty, malejące fundusze i racje żywnościowe. - Czy masz jakieś dokumenty? Najlepiej dziecka, ale twoje też by się przydały. Muszę wypełnić parę druczków... - zerknęła na dziewczynę, mierzącą maluchowi temperaturę - Skieruję was do odpowiedniego lekarza, ale niestety będziecie musieli poczekać, ostatnio mamy tu okropne zamieszanie. Postaram się zrobić co mogę, ale muszę mieć co wpisać w kartę. |
| | |
| Temat: Re: Główny szpital Wto Sty 14, 2014 10:23 pm | |
| Kobieta wydawała się być przyjemna, bez wahania więc podążyłam za nią we wskazane miejsce. Powoli zaczynałam się uspokajać i myśleć nieco logiczniej. Wzięłam do ręki termometr, posadziłam Iana na białym, szpitalnym łóżku i zdjęłam jego sweterek. Nie był, co prawda najczystszy, ale była to pierwsza rzecz, która wpadła w moje ręce, gdy już zdecydowałam się udać do szpitala. - Dokumenty... - mruknęłam nieco bezmyślnie. - Tak, tak, mam... - Podałam kobiecie moją i Iana kartę identyfikacyjną. Nienawidziłam ich ze sobą nosić, ale w końcu się nauczyłam, że powinnam bez przerwy mieć je przy sobie. - A to - dodałam, wskazując na czarno-złotą, niewielką książeczkę - znalazłam przy nim. Wydaje mi się, że to coś w podobnego do Karty Zdrowia Dziecka. Na końcu wypisanych jest większość wizyt, zabiegów i szczepionek oraz ich koszta. Nie wszystkie wyniki rozumiem, ale może pani taki dokument pomoże - powiedziałam, kładąc książeczkę na stole znajdującym się pomiędzy szpitalnym łóżkiem, a półkami z lekarstwami. Wielokrotnie przeglądałam jej zawartość, mając nadzieję, że dowiem się czegoś pożytecznego na temat Iana, ale zawiera jedynie suche fakty z wynikami poszczególnych badań. Nie jest ich zbyt wiele, bo chłopiec ma dopiero nieco ponad rok. Z zamyślenia wyrwało mnie ciche sapnięcie Iana, które po chwili przeszło w ziewnięcie. - Maluszku, nie możesz teraz spać - powiedziałam, całując jego czoło. - Ktoś musi Cię zbadać. - Chłopiec odpowiedzi nieprzyjemnie się skrzywił. Ja natomiast uśmiechnęłam się do niego, starając się dodać otuchy. Niewiele jeszcze mówi, ale mam wrażenie, że świetnie wszystko rozumie. Czasem potrafię lepiej się z nim porozumieć niż z kimkolwiek innym. Uwolniłam go od chłodu termometru i podałam go rudowłosej kobiecie. - Bardzo dziękuję pani za pomoc. Sama pewnie niemożliwie bym panikowała... Myśli pani, że to coś poważnego? |
| | | Wiek : 30 Zawód : Pracownik w "Almie" Przy sobie : dokumenty, obrączka na łańcuszku, scyzoryk
| Temat: Re: Główny szpital Nie Mar 02, 2014 1:13 pm | |
| |Bar, Violator Nawet nie odpowiedział Jackowi. Obaj chyba dobrze wiedzieli, że Ethan i tak w niczym nie pomoże, więc nie było sensu, żeby wlekł się na górę. Chwilę później przyjechała karetka. Na szczęście, bo to oznaczało, że jest duże prawdopodobieństwo uniknięcia bliskiego spotkania ze strażnikami przez Ethana. Nie opierał się, bo po co. Gdy już go wsadzili do karetki doszedł do wniosku, że w szpitalu też mogą zadzwonić po strażników. Nieważne, i tak wszyscy w barze siedzą po szyję w gównie śmierdzącym na sto kilometrów. Ktoś wyczuje całą sprawę i tak, nie ma szans. Co go zdziwiło, to fakt, że został wyrzucony przed szpitalem z karetki i pozostawiony sam sobie. Prawdopodobne gdyby mógł, to wzruszyłby ramionami. Wszedł do budynku i od razu przytłoczył go charakterystyczny zapach. Zawsze go nienawidził, przyprawiał go o mdłości. Wracały wspomnienia wszystkich wizyt w szpitalach w ciągu jego życia, a trochę tego było. Od złamań i skręceń do wysokiej gorączki przy której panikowali rodzice i od razu zawozili do szpitala. Pani recepcjonistka skinęła mu głową, żeby usiadł sobie. Wydawała się, cóż, znudzona robotą. Powinna się w sumie cieszyć, że w ogóle jakąś ma. Jakąś normalną. Właśnie, jak dobrze pójdzie, to on sam wyleci z roboty. Nie no, cudownie. Usiadł na krześle i uparcie zaczął przyglądać się ścianie naprzeciwko starając się nie myśleć o pulsującej bólem ranie w ramieniu. Najgorsze było, że on sam jeszcze nie wiedział jak bardzo jest źle z ramieniem. I bał się dowiedzieć. Naprawdę. Najgorszym, co mógł teraz usłyszeć, było prawdopodobnie, ze nigdy nie odzyska władzy w ręce. Cudownie, na pewno mu to ułatwi życie w Kwartale. Ba, nawet jakby nie mieszkał w Kwartale, to prawdopodobnie by to mu nie ułatwiło życia. Chyba, że byłby bardzo bogatym rebeliantem. Takim ludziom mało co utrudniłoby życie. Naprawdę, było bardzo mało rzeczy, z którymi nie poradziłyby sobie pieniądze.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Główny szpital Sob Mar 15, 2014 12:44 pm | |
| Po krótkim czasie Ethan został poproszony do gabinetu lekarza. Okazało się, że jego rana nie była aż tak groźna, jak wyglądało, jednak mimo to potrzaskaną kość przedramienia należało szybko poskładać. Mężczyzna spędził w szpitalu jeszcze dwa dni, po czym został wypisany. Poruszanie ręką nadal jest jednak bolesne. |
| | |
| Temat: Re: Główny szpital Sob Kwi 19, 2014 9:47 pm | |
| /poczatek.
Nawał, nawał roboty. Cały czas odkąd zaczęła pracować w szpitalu w KOLCu. Wiedziała, że życie tu jest bardziej... urazogenne, ale żeby aż tak? W końcu miała moment, żeby odpocząć i zamierzała zrobić sobie coś do picia. Na jedzenie nie miała ochoty, nie w takim biegu. Zje w domu. Myślała trochę o Danielu, ale w końcu jego życie to jego sprawa. Nie będzie się mieszać, jeśli chłopak tego nie chciał. Potem jej myśli zeszły na tor Richarda i miała nadal szczerą nadzieję, że na niego nie wpadnie. Najlepiej nigdy. Albo jak ten nie bedzie w stanie chodzić i mówić. Chociaż oczywiście, jako pielęgniarka nie życzyła mu tego. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : myślę Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Główny szpital Pon Kwi 21, 2014 6:54 am | |
| Piękne i tęskne dni spędzone w Kwartale wywoływały często dawne wspomnienia, a szczególnie to jedno: nieustępliwe i dokuczliwe wspomnienie pierwszego spotkania, pierwszego razu, miękkość szalika, oddech psa głaskający jego dłoń i gęste szerokie szaty owinięte wokół szczupłego i jeśli nie wychudzonego ciała dziecka. Ciała dziecka, które gdzieś tam w otchłaniach Panem, był może nawet w Czwórce, w podświadomości – ono żyło. Ono, nie ona, bo nie mógł, nie potrafił sobie pozwolić na coś tak rozrzutnego, na uczucia, które nie miały prawa istnieć od samego porządku. I on doskonale o tym wiedział, tylko młody Odair miał to do siebie, że często starał się przymydlić sobie oczy, oszukać samego siebie piękniejszą wersją wszechświata. Ale to nieprawda, on był zaręczony, planował życie, starał się je ułożyć tak, utwierdzić i utrwalić, aby przy kolejny podmuchu wiatru jego świat nie runął znów pozostawiając go na lodzie jak poprzednio. Kolejne długi, nie tylko te pieniężne, kolejne wyrzeczenia i błędy, których nie potrafił naprawić. A to tylko początek, wątpił, by ten etap można było zamknąć ot tak, bez problemu i niedogodzeń ze strony losy, który planu lubił psuć, a jego plany, wbrew pozorom, zepsuł można było łatwo. I niepotrzebna jest wichura czy burza śnieżna, wystarczy dmuchnąć, a domek z kart się rozleci. Bo to wszystko, jak on sam, czasami ledwo się trzyma. Tym razem spotkał go ten zaszczyt, aby przeprowadzić rewizję w jednym z dziwacznych i szemranych lokali, które tak lubiły gościć w swym ciemnym, ponurym i stęchłym wnętrzu ludzi wszelkiej maści, szczególnie tej czarnej. Przy okazji miał to szczęście, że jeden z miłych panów miał przy sobie broń w postaci maczety. Urocze. Tak, to samo pomyślał, gdy po własnym odbiciu na idealnym prostym ostrzu ujrzał krew na swojej dłoni. Ale to nie był wielki problem, choć myślał inaczej, że stracił wprawę, że, potocznie mówiąc, przeterminował się/stracił ważność. Gdy już udało im się zaprowadzić porządek w kolejnym miejscu, oni - bohaterzy i pogromcy zła, ironicznie wspominając, postanowił zrobić porządek ze swoim podejrzanie rubinowym strojem. Nie przejmowałby się tym, gdyby nie ból, nie tak dokuczliwy, ale jednak obecny, i gdyby nie ten cholerny rozkaz. Z jednej strony cieszył się, bo wiedział, że na jednej potyczce się nie skończy, a kolejnego jegomościa zawlekać pod pręgierz nie miał ochoty. Lub ewentualnie bawić się w wyborowe strzelanie do kaczuszek z mechanicznej procy zwanej strzelbą. W pseudo-recepcji czyli coś-gdzieś-usłyszał-ktoś-mu-wskazał-drogę dowiedział się, że pewna uprzejma pani nie jest niczym zajęta i mógłby poprosić ją o pomoc. Oczywiście w drodze zdążył z rzucić z siebie ten śmieszny kostium Strażnika zaklinając go tego dnia po raz milionowy, że niewygodny, nieporęczny i… wspominał już o tym, że wygląda w nim jak kosmonauta? Tak, drodzy państwo, KO-SMO-NAU-TA. Przystając koło poleconego gabinetu zapukał do drzwi, aby po chwili po prostu przejść przez nie bez krępacji i obawy, że po drugiej stronie spotka oburzoną jego nieuprzejmością lekarkę. Wolną rękę trzymał na prowizorycznym i zakrwawionym już opatrunku wykonanym w pośpiechu, drugą oparł się o ścianę i uśmiechnął, ni to z irytacją, po prostu z czystą uprzejmością, choć miał ochotę odwrócić się i pędem wrócić do Dzielnicy, położyć się w łóżku, puścić Beethovena i zignorować telefony oburzonych generałów, oficerów i chujwiejeszczekogo. Był tylko szeregowym, a czasami traktowali go z niezwykłym rygorem, jakby fakt, że przeżył Dożynkową rzeź dodawała mu +10 do wytrzymałości i cierpliwości. Nie, oświecę was – on cierpiał na jej okrutny brak. To tylko taki dodatek do wiecznych koszmarów i częstych halucynacji czy stanów lękowych. -Dzień dobry – przywitał się grzecznie spoglądając na młodą dziewczynę. Ale to może i dobrze, może nie będzie złośliwa, może sobie odpuści. Może go nie znienawidzi. Jeśli w ogóle kojarzy. I tak, myślał, że to Kapitolinka. Jakby mógł sądzić inaczej. Rzadko spotykał ludzi zgadzających się na pracę tak niebezpieczną, w tak niebezpiecznych warunkach, w niebezpiecznym miejscu, wśród niebezpiecznych ludzi. -Czy mogłaby mnie pani… obejrzeć? – znów się uśmiechnął, jakby nie potrafił inaczej. |
| | |
| Temat: Re: Główny szpital Pon Kwi 21, 2014 12:50 pm | |
| A akurat udało jej się na chwilę usiąść z kubkiem herbaty. Oh, pysznej jaśminowej herbaty, która tak pięknie pachniała.. Ale nie. Nie można odpocząć. Zoja przywitała wchodzącego uśmiechem, jak każdego swojego pacjenta. Kobieta w recepcji po chwili dostarczyła jej kartotekę Finnicka i lekarka zerknęła na nią, zanim wstała z krzesła. - Dzień dobry. Co się stało? - jak zawsze wiedzę o bieżących wydarzeniach miała marną, ale nie przeszkadzało jej to. Systematycznie uzupelniały ją plotki pielęgniarek czy innych pracowników szpitala, a często także odwiedzających ją poszkodowanych, którzy owe opowieści przekazywali jej z pierwszej ręki. Nie przeszkadzała jej praca tu. Była dla niej jak każda inna, czy tutaj, w KOLCu czy w dzielnicy rebeliantów gdzie mieszkała. Ludzie to ludzie, niezależnie od tego skąd pochodzą. Owszem, nie lubiła tych, przez których ich wcześniejsze życie w dystryktach wyglądało w ten, a nie inny sposób, ale większość była przeciez tylko ofiarami katastrofy, które nic nigdy nie zrobiły, oprócz faktu mieszkania w samym Kapitolu. Czy to wystarczyło, by ich nienawidzić? Zoja uważała, że nie. Większą niechęcią pałała do Strażników Pokoju czy też żołnierzy, bo często musiała zmierzać się ze skutkami ich działań w szpitalu, choć ją samą nigdy one nie dotknęły. Oprócz spotkania z Cline'm, ale tego nie można liczyć do ogółu. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : myślę Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Główny szpital Czw Kwi 24, 2014 11:40 pm | |
| Sam Finnick niewiele wiedział, czasem się pojawiał, wieczorem znikał i o tym, co działo się nocą, opowieści nie słuchał. Kwartał nie znajdował się w kręgu zainteresowania Odaira, który najchętniej trzymałby się od tego miejsca z daleka. I ze wzgląd na te wychudzone pobladłe dzieci czy wspomnienia, które budzą nie tylko złość i rozczarowanie, ale także tęsknotę, która ciągnie za sobą wyrzuty sumienia. Okrutna sprawa, okrutny nieprzyjemny zawód – czasem miał ochotę wrócić do domu, położyć się w ciepłym miłym łóżku, za którym tęsknił cały dzień spacerując po pustych i nieinteresujących ulicach lub wręcz przeciwnie, po pobojowiskach, położyłby się więc i nie wstawał, rankiem nie zareagowałby na upierdliwy odgłos budzika, zamknąłby oczy i zapomniał, że musi wstać do pracy, co znaczy takie słowo jak o-bo-wią-zek. Przyłapał się nawet na tym, że przez chwilę zatęsknił za czasami, kiedy mógł do południa wylegiwać się w aksamicie w towarzystwie kobiet, starszych lub młodszych, mężczyzn, starszych lub młodszych, nieważne, praca nie była mu ciężarem, bo zwyczajnie jej nie miał, utrzymywało go państwo, a co najlepsze – sam prezydent Snow. Kiedyś nie narzekał, posłusznie nawlekał sieci, wysiadywał na łódce godzinami, nie tylko dlatego, że zarabiał na życie, a uwielbiał wpatrywać się w połyskującą, oświetloną przez słońce taflę wody, słoneczne zwierciadło. To było przyjemne, to było dzieciństwo, czas przed Igrzyskami. Teraz nie potrafiłby spojrzeć na Czwórkę oczami dziecka, którym był wówczas, teraz był triumfatorem i tak nazywała się jego ułomność – zwycięstwo. -Kwartał, to się dzieje – parsknął śmiechem, bo choć najchętniej odwróciłby się i ruszył z powrotem do domu, pozostał na swoim miejscu, aby odepchnąć się od ściany i podejść do lekarki, która na jego fachowe oko wyglądała nazbyt schludnie jak na warunki panujące w KOLCu. Ale nie skupił na tym większej uwagi, sięgnął jedynie do koszulki odsłaniając niedbale zawinięty bandaż, przez którego materiał zdążyła przesiąknąć już krew – To chyba nic, tak sądzę, nic strasznego, draśnięcie, głębokie ale niegroźne, niemniej jednak kazano mi się tutaj zgłosić, zasady bezpieczeństwa – wyjaśnił, chyba nazbyt rozwlekle, bo nagle, jakby zachęcony przez uśmiech kobiety, nabrał ochoty na wygłaszanie finnickowych poematów, które co prawda równają się ledwie jednemu nieskładnemu zdaniu, ale i tak to dosyć duży wyczyn! Zrzucił z góry koszulkę i zawiesił ją na krześle, które znajdowało się najbliżej. -Zdjąć bandaż? – upewnił się pod koniec, jakby nie był pewien, czy chce zostać opatrzony.
|
| | |
| Temat: Re: Główny szpital Sob Kwi 26, 2014 12:35 pm | |
| Podniosła się z krzesła, zerknęła ostatni raz na leżące na stole papiery, pewnie chcąc przeczytać imię pacjenta. Poczekała aż Finnick się ruszy i do niej podejdzie, ukradkiem obserwując jego kroki, choć na pierwszy rzut oka wydawała się zajęta wyciąganiem czegoś z szuflady biurka. Tak, długopis. Wiecznie się psuły. Dobra wymówka dla mało pewnej siebie Zoi, by przeczekać ruch drugiej osoby. W końcu taki na przykład Cline specjalnie straszył ją swoją osobą. Ten pacjent jednak nie wydawał się taki, ale.. przepowiedzcie to skrzywdzonej dziewczynie, która miesiąc temu została lekarką. Nie da się. Strach, który ulokował jej się w głowie był za silny by mogła go przemóc. - Proszę usiąść. - wskazała na kozetkę, a sama poszła po kilka rzeczy, które były jej potrzebne. Potem wróciła do mężczyzny. - Spokojnie, sama sobie poradzę. - uśmiechnęła się lekko, może trochę sztucznie. Bardziej odruchowo. Rozcięła bandaż, mając nadzieję, że nie przykleił się do rany i obejrzała całość, marszcząc czoło. - Gdyby pan to zostawił zapewne wdałaby się infekcja. Więc dobrze, że pan przyszedł. - przysunęła sobie metalowy stoliczek na kółkach i zabrała się za odkażanie rany. - Może zaboleć. Niestety nie mamy tutaj takiego zaopatrzenia jak w dzielnicy. - skrzywiła się lekko, bo faktycznie. Mieli gorszy sprzęt. Marudziła o to jak się dało, ale niewiele dało się zrobić. Nikt nie chciał wydawać dużych pieniędzy na byłych Kapitolińczyków. - Proszę oszczędzać rękę jakiś czas. Około tygodnia. Nie nosić, nie wykonywać gwałtownych ruchów. Będę musiała założyć kilka szwów. Jeśli tylko coś by się działo proszę przychodzić. - wzięła w rękę strzykawkę by znieczulić ranę. w miedzyczasie zaczęła ją oczyszczać, czekając aż środek zacznie działać. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : myślę Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Główny szpital Nie Kwi 27, 2014 1:04 am | |
| Kątem oka dostrzegł jej wahanie czy zaniepokojenie i zastanawiał się, co zrobił nie tak wpatrując się w jej twarz i próbując jakoś pochwycić wzrok. Mógłby się uśmiechnąć, gdyby się udało, ale on po prostu miał głupi nawyk analizowania i rozgryzania ludzkiej psychiki, jakoby każdy mógł okazać się kolejnym pionkiem w tej śmiertelnej rozgrywce co jest równoznaczne z tym, że także ofiarą, ale kwestię czy ofiarę reżimu i własnej ślepoty czy jego własną miałby rozstrzygnąć potem los. Dlatego pozostawiając wszelakie rozważania za sobą, posłusznie wykonał polecenie/prośbę i opadł lekko na wskazaną kozetkę próbując ukryć skrzywienie na twarzy wywołane chwilowym bólem. Właśnie dotarło do niego, że tego wieczoru będzie musiał wrócić do domu, a to oznacza – spotkać Annie, a ona nie tyle co lubiła jak miała w zwyczaju martwić się nawet wówczas, gdy spacerował po nudnych i monotonnych ulicach Dzielnicy. Oczywiście zawsze mogło się coś wydarzyć, prawda?, ale nie chciał, pragnął wręcz, aby się nie zamartwiała i przestała ciągle kontrolować jego wyjścia, dyżury i wszelakie zadania, którymi go obarczano. -To może i dobrze, że istnieją zasady chroniące idiotów, którzy bez przymusu wcale by się tutaj nie pojawili– stwierdził, jakby z rozbawieniem przyglądając się jej pracy, choć widział już wiele razy pielęgniarki czy lekarki przy ich zajęciu, czasem znachorki w Czwórce, większość wypadków jednak zdarzało mu się w Kapitolu. Naturalne, skoro spędzał tam najwięcej czasu a i wrogów miał niemało.Jednak medycyna różniła się od prowizorycznego bandażowania czy chociażby Rebelianckich metod. Zawsze gdy wychodził z gabinetu, rana była już zasklepiona, a następnego dnia rano blizny nie było. Cudowny idealny świat kolorów i świateł. Czasem za nim tęsknił, ale gdy budził się po palącym koszmarze, uświadamiał sobie, że śnił właśnie o nim. Lub Igrzyskach. Ale jedno i drugie było ze sobą powiązane. -Bywało gorzej – mruknął i gdy poczuł szczypanie, nieprzyjemne jednak, zerknął na ranę ze zmarszczonymi oceniając stan, w jakim się znajdował i zastanawiając się, czy będzie przez kolejne dni zdolny do pracy. Oczywiście znów miał ochotę się zaśmiać, ale wypadło to raczej ponuro i nieprzekonująco – Ależ oczywiście, jeśli porozmawia Pani z moim pracodawcą o tygodniowym urlopie będę bardzo wdzięczny – ale i tak się uśmiechnął, mimo to rozbawiony, wracając myślami do Reiven i powrocie z misji, który, miał nadzieję, niedługo będzie miał miejsce, bo jeśli nie, to straci ostatnie oparcie w tym wielkim i skomplikowanym świecie, a to było bardzo istotne, jeśli miało się więcej wrogów niż przyjaciół – posiadać plecy. -Skąd Pani wie, jakie warunki panują w Dzielnicy? – spytał na końcu przypominając sobie o informacji, która go zainteresowała, ale jako że nie miał jak podtrzymać rozmowy, a na powrót do służby mu się nie spieszyło, rzucił pierwszym lepszym i najbardziej banalnym pytaniem, jakie miał w zanadrzu. |
| | |
| Temat: Re: Główny szpital Pon Kwi 28, 2014 4:51 pm | |
| Nie odpowiadała nic, zbyt zajęta swoim zadaniem. Zwykle gdy się skupiała stawała się bardziej małomówna niż zwykle. Przygryzla wargę i gdy już wyczyściła ranę poczekała jeszcze chwilę by środek znieczulający zaczął działać. - Mogę panu wypisać zwolnienie. - zapewniła. - To nie będzie problemem. - zerknęła na Finnicka. Nie wyczuła czy może zignorowała rozbawienie w jego głosie. Tego pacjent się nie dowie. Przysuneła sobie metalowy taborecik by wygodniej jej się pracowało i usiadła na nim. Przy sobie miała pean, iglę, nić do szwów i nożyczki. Zabrała się do roboty. - Mieszkam tam. I pracowałam większość czasu, przeniosłam się tu miesiąc temu. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : myślę Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Główny szpital Pią Maj 02, 2014 1:55 am | |
| To nie były wyrzuty sumienia, a lekkie ich ukłucie, kiedy dowiedział się, że dziewczyna jest Rebeliantką. Z drugiej strony ta wiadomość nie była wcale taka zła, choć jeszcze przed chwilą uważał ją za kolejną Kapitolinską dziewczynę zamkniętą za murem. Pocieszało, w pewien sposób, bo gdy człowiek całe dnie spędza w Dzielnicy i mija ludzi, których nie zna, choć kiedyś znał, czuł to samo, wierzył w idee, w które wierzyli i oni – to ich wszystkich łączyło, sprawiało że byli sobie bliscy. Teraz za każdym razem miał ochotę odwracać głowę, gdy dostrzegał znajomą twarz, nie lubił się wtedy uśmiechać, przytakiwać, podawać dłoń czy całować oba policzki i po chwili żegnać przy okazji życząc miłego dnia. Oczywiście mógłby przestać, mógłby, ale nie przestawał. To trzymało go jeszcze na powierzchni, to że jednak nie odrywał się od masy i nie uciekał gdzieś na boki. Nie wiedział czy gdzieś po drodze znowu się nie zgubi, z własnej winy lub tym razem cudzej, ale wolał trzymać się ludzi, skoro oni istnieją. Ideały za kilka lat umrą, wiara w społeczeństwo także, nie należy wierzyć w siłę tego, co nie namacalne. To cię nie wesprze, nie posłuży jako barierkę, której można się chwycić. Oczywiście podjęcie decyzji było trudne a jednocześnie proste, bo od razu wiedział, jaką będzie musiał podjąć, co nie zmienia faktu, że zrobił to wbrew swojej woli. Ale i tak to pocieszało, w pewien sposób, że ktoś chciał pomagać. Naiwne, ale prawdziwe, przynajmniej teraz mógł się temu bezkarnie przypatrzeć, prawda? I nieco pozachwycać, ale po cichu. -To bardzo w porządku – nie wiedział jak obrać myśli w słowa, więc efekt nie był do końca zadowalający, ha, i pomyśleć, że kiedyś wszystko to przychodziło mu z taką łatwością – Pomaganie. Pomaganie jest w porządku. Ja myślałem, że będę miał okazję, ale pojęcie Strażnik Pokoju straciło trochę na znaczeniu i polega to na czymś innym, niż sądziłem. Ale ludzie często się mylą, to nic, dzisiaj trudno trafić na coś odpowiedniego. Mówił chyba tylko po to, aby nie musieć skupiać uwagi na czymś innym, co w tej sytuacji byłoby zaszywaną przez lekarkę raną, a chodziło o to, aby się temu nie przyglądał. -Jak się tu czujesz? – nie obchodziło go, że zadawał nieco osobiste pytanie, miał to w sumie zwyczaju – bezpośredniość i szczerość, ale tylko wtedy gdy mógł sobie na to pozwolić. A jego instynkt podpowiadał mu, że teraz mógł.
REMONT I TE SPRAWY, TERAZ BĘDZIE SZYBCIEJ.
|
| | |
| Temat: Re: Główny szpital Pią Maj 02, 2014 4:05 pm | |
| Była rebeliantką i tego zmienić by nie mogła, nawet gdyby chciała. Zresztą nigdy nie zamierzała ukrywać jaką rolę w tym wszystkim odegrała i że była bardzo aktywna w tej kwestii. Nie była dumna z tego, co się działo, ale wybielała sama siebie wmawiając sobie, że jedyne co ona robiła w trakcie rebelii to pomoc poszkodowanym. Więc choć brała w niej czynny udział to nikt nigdy nie ucierpiał z jej powodu. Uśmiechnęła się, może trochę zawstydzona jego słowami. Nie przywykła do takich pochwał, czy też komplementów, jakkolwiek by to nazwać. Nie uważała tego co robi za przejaw dobroci, a siebie za dobrą osobę. Nigdy o tym tak nie myślała. Po prostu była to.. odpowiednia rzecz. Wydawało się słuszne postępować właśnie w ten sposób. - Wiele osób tutaj.. narzeka na Strażników. - to chyba najłagodniejsze słowo jakiego mogła użyć. Przeciągnęła igłę po raz kolejny przez skórę. To już.. trzeci szew. Jeszcze z dwa. Zaciągnęła go i związała, a na koniec obcięła nitkę by zacząć od nowa. Szło jej to calkiem sprawnie, chyba robiła to dość często. - Ale też wiele osób tam - miała na myśli dzielnicę - przestaje widzieć wszystko w czarno białych barwach. - rebelianci po dobrym roku zaczynali widzieć, że ich wygrana wcale nie była tak piękna. Że to co robią teraz z Kapitolińczykami nie jest dobre. Zoja nie miała pojęcia do czego to koniec końców doprowadzi. Ani gdzie się skończy. - Tutaj? - zdziwiło ją to pytanie i podniosła wzrok na chwilę. - Raczej dobrze.. tak myślę. - wzruszya lekko ramionami. Dokończyła dwa ostatnie szwy i popatrzyła na ranę. Tak. Pięć wystarczy. - Skończyłam. - poinformowała i odsunęłą się razem z krzesłem kawałek. - Rana jest oczyszczona, szwy do zdjęcia za dziesięć dni. Nie będę ich zaklejać.. - odłożyła narzędzia na stolik. - Mogę wypisać to zwolnienie. - podniosła wzrok na Finnicka. |
| | | Wiek : 33 lata Zawód : Generał
| Temat: Re: Główny szpital Sob Lis 22, 2014 4:01 am | |
| Musiał przyznać, że getto nie było jednym z najprzyjemniejszych miejsc. No dobra... Tak obskurnego otoczenia nie widział nawet w gabinecie Snowa, a to już było szczególne osiągnięcie. Niemniej jednak rozumiał powody, dla których pozamykano tutaj ludzi. Chciano stabilności, spokoju, bezpieczeństwa i przede wszystkim zabezpieczenia swoich rządów przed ewentualnymi elementami, które chciałyby podburzyć istniejący stan rzeczy. Problem jednak w tym, że przy okazji siedziało tutaj wielu niewinnych, przypadkowych osób oraz Ci, którzy zwyczajnie mieli rację inną od elit. Całe szczęście, że Almstedt był na tyle zdolny, żeby umiejętnie lawirować pomiędzy tymi wszystkimi niuansami politycznymi, które miały miejsce w kapitolu. Raz jeszcze jest to zasługa jego ojca, który nie tylko pchnął go w stronę wojaczki, ale jeszcze wpoił do głowy kilka żelaznych zasad, których naprawdę warto się trzymać. Wojsko znowu było też pewnego rodzaju oazą, która nie musiała bezpośrednio mieszać się do polityki. Kris nie miał zbyt wiele do powiedzenia w kwestii rządzenia Kapitolem, ale za to miał spokojną głowę. On musiał zajmować się tylko administracją, od czasu do czasu sprawdzać jak przebiega szkolenie i podejmować kilka ważnych decyzji, które będą rzutowały na kształt jednostek, ale nic więcej. Nie musiał być osobą medialną, nie musiał wypowiadać się jak jakiś poeta, a przy okazji mógł każdego zrugać od stóp do głów, po czym ten jeszcze mu się kłaniał i przepraszał. Tak... Wojsko jest z pewnością o wiele lepsze od marnego politykowania i przejmowania się o własną dupę. Mężczyzna w dresie dotarł też pod cel swojej dzisiejszej podróży, jakim był szpital. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie tam najprędzej znajdzie Garroway. Nie wiedział gdzie mieszka, bo jakoś nigdy nie było mu to do szczęścia potrzebne. W razie czego spotykali się zawsze u niego i nie było z tego powodu żadnych problemów. Teraz jednak musiał trochę kluczyć swoim boskim rowerem po uliczkach getta, żeby trafić do szpitala, który okazał się być... szkołą. Więc to w takich warunkach pracuje kobieta o najbardziej egzotycznej urodzie jakiej Kristian miał okazję doświadczyć? Nietypowo! Do środka budynku wszedł, prowadząc rower obok siebie co spotkało się oczywiście z dość nieprzyjaznymi spojrzeniami wycelowanymi w jego osobę. W sumie nie dziwił się, bo mogli tu umierać ludzie, a on wjechał sobie swoim jednośladem do środka. Tylko czemu miało go to obchodzić? Gdyby zostawił te dwa kółka na zewnątrz, to z pewnością by mu go zajumali. Komu w gettcie nie przydałby się rower? NO KOMU?! - Ja do doktor Garroway. - powiedział spokojnym głosem, do najbliższej osoby, która wydawała się tutaj pracować, ale oczywiście pierwszym co usłyszał były wymówki, że Rose jest zajęta. Oh, doprawdy? Ciekawe tylko dlaczego ludzie zaczęli zachowywać się zupełnie inaczej w momencie wyciągnięcia przez Almstedta wojskowej przepustki. Nagle wszyscy jakby spokornieli, spuścili głowy i wcelowali wzrok w podłogę. Może i można go uznać za niezbyt przystojnego, ale że aż do tego stopnia? No dajcie spokój! W każdym razie Kris czekał sobie teraz spokojnie na swoją przyjaciółkę, opierając się tyłkiem o stojący w korytarzu rower. Lepiej, żeby przyszła tutaj dość szybko, bo mają przed sobą cały wieczór bogaty w nowe doświadczenia. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Główny szpital Sob Lis 22, 2014 6:09 pm | |
| Owszem, Kwartał miał na celu zabezpieczenie przed ewentualnymi wypadkami na drodze do sławy i chwały rebeliantów. Rząd wpadł na iście genialny pomysł, który nie był niczym innym, niż odzwierciedleniem przykazania "oko za oko, ząb za ząb". Chcą pokazać, że są lepsi niż Snow i jego przydupasy, kiedy wcale nie zachowują się inaczej. Zamiana pionków stronami na szachownicy nie czyni z tego innej gry, szachy nadal pozostają szachami. Garstka słodkich słówek, brzmiących dumnie, acz płytko, nie zmieni faktu, że Panem syfem było i syfem jest. Chowanie brudów pod dywan nie jest najlepszym sposobem na sprzątanie. Czy Coin, a teraz Adler, naprawdę sądzą, że kilkumetrowy mur uchowa ich przed narastającym gniewem? Czy rzeczywiście uważają, że to zapewni bezpieczeństwo? Przecież jest zupełnie inaczej. Dwukrotnie przerwane igrzyska, zamach,incydent na moście, tajemniczo znikający strażnicy pokoju. Czy mury ich przed tym ochroniły? Skoro chcieli się pozbyć niebezpieczeństwa, a za nie uważają biednych Kapitolińczyków, to czemu jeszcze żyją? Czemu nie wybili ich w pień? Rebelianci są bardziej niż głupi. Czy Adler myśli, że Rosemary jakkolwiek przejęła się powrotem na drugą stronę muru? Jeżeli tak, to się bardzo mocno zdziwi. Ona miała wybitnie wywalone, że on jej chciał przykrość zrobić. A może się po prostu bał? W końcu niezrównoważona kobieta może zrobić tak wiele całemu krajowi. Nic tylko się bać, Panem drży w posadach przed jej personą. Gdyby Tibalt był mądry, a na takiego próbuje wyglądać, wiedziałby, że sam pod sobą dołki kopie. Bo Garroway do tej pory miała absolutnie gdzieś bunty. Najzwyczajniej w świecie wisiało jej, kto rządził tym krajem, póki jej samej było względnie dobrze. Powinien był się jej pozbyć, albo zostawić w spokoju. Kto normalny wpuszcza, pożal się Boże, degenerata do jego własnego środowiska? I to praktycznie bez żadnej kontroli? Strażnicy Pokoju mogą jej co najwyżej nagwizdać, tak jak wtedy w Violatorze. Nie bała się wcale. Cofnięcie aktu łaski jej nie złamało w żaden sposób, wręcz przeciwnie. Wzbudziło w niej coś, przed czym Adler chciał się ustrzec. Chęć do odwetu. Praca w szpitalu w getcie była bardziej niż ciekawa, niosła ze sobą wiele niezapomnianych wrażeń. Jak na przykład wiedzę na temat "ile razy można kogoś dźgnąć nożem zanim umrze" czy "1000 sposobów na niezamienienie gwałtu w morderstwo". Oczywiście, pojawiali się tu ludzie z prozaicznymi chorobami, ale znacznie popularniejsze były dźgnięcia, postrzelenia i rzeżączka. W końcu każdy orze jak może. I kogo może. Jednak Rose miała już tak wszechstronną wiedzę, że rzygać jej się chciało na sam widok ludzi z jakimś uszczerbkiem na zdrowiu, więc zamknęła się w zabiegówce i udawała, że jest zajęta. W istocie położyła się i próbowała przespać całą swoją zmianę, bo kto jej zabroni. Wyszła dopiero, gdy pielęgniarka dobijała się rozpaczliwie do drzwi, pojękując, że jakiś wysoko postanowiony gość jej szuka i żeby lepiej uciekała. Rose wcale nie zdziwiła się tej radzie, w końcu była z wojskowymi na pasie kolizyjnym, nie za bardzo darzyła ich sympatią i vice versa zresztą. I w sumie mogłaby wyjść oknem, udając, że nigdy jej tu nie było. Ale po co. - Mam nadzieję, że to coś ważniejszego od mojej drzemki w dyżurce. - powiedziała, patrząc zaspanym wzrokiem na Kristiana. Wcisnęła ręce do swojego fartucha i stanęła przed nim w całej swojej ponurej okazałości. Dopiero po chwili zwróciła uwagę na jego ubiór i fakt, że przyjechał tutaj rowerem. Co kto lubi, ale wydało jej się to trochę dziwne. Ale ona nie ma normalnych znajomych. |
| | |
| Temat: Re: Główny szpital | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|