|
| Autor | Wiadomość |
---|
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| | | | Wiek : 19 lat Przy sobie : Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe
| Temat: Re: Korytarz Nie Paź 12, 2014 11:18 pm | |
| |sala główna Nie wiedziała, jak powinna się czuć. Po części dlatego, że w jej sercu panowała pustka, a po części dlatego, że nie rozumiała, jak powinna się czuć. Nigdy w życiu nie skrzywdziła nikogo tak bardzo, nigdy wcześniej nie odebrała nikomu życia. A w ciągu zaledwie 3 dni zabiła już trzy osoby. Ich krew spoczywała na jej dłoniach – dosłownie. Nóż wszedł w ciało chłopaka tak gładko. Patrzyła na jego twarz cały czas, widząc, jak zastyga na niej przerażenie, jak z każdą chwilą dusza uchodzi z niego coraz bardziej i niemalże mogła poczuć, jak mija ją i wynosi się z tego chaosu, ucieka gdzieś, w nieznaną i niezbadaną przestrzeń. Krew lała się na jej dłonie i biel sukienki przestała być ważna, gdy wykwitały na niej kolejne, czerwone plamy. Podniosła wzrok na Emrysa, chłopaka, który pomógł jej dopełnić tego dzieła i uśmiechnęła się lekko. Po chwili on odsunął się, a martwe ciało trybuta osunęło się na ziemię. Zacisnęła mocniej dłoń na nożu, odwracając się w stronę sali i nie zastanawiając się nawet nad tym, co może tam zobaczyć. Głowa bolała ją on huku wystrzału, który chwilę wcześniej przeszył pomieszczenie, ale starała się go ignorować. Bolało, ale co z tego? Musiała sobie z nim radzić. Rozejrzała się dookoła, starając się wyłapać z tłumu cokolwiek. Ranne osoby, bałagan, krew, to wszystko mieszało się ze sobą w kolorową masę. Nagle poczuła się, niezwykle zmęczona, choć przecież tego dnia udało jej się przespać. Chciała się położyć, zwinąć w kłębek na ziemi i zasnąć. Nie mogła jednak, musiała wygrać. Wrócić do domu. Następną rzeczą, którą zarejestrował jej mózg, był znajomy głos Everharta. Postanowiła za nim podążyć, chwycić się go i spróbować otrząsnąć z otumanienia. Potrząsnęła głową, zamrugała szybko i ruszyła za sylwetką chłopaka prosto do drzwi, a później na korytarz. Wygląd tego pomieszczenia nieźle ją zaskoczył. Był zupełnie inny od tego, który widziała kilkakrotnie. Ściany były białe, a podłoga pokryta biało-czarnymi płytkami w kratkę. Wszystko wglądałoby normalnie, gdyby nie fakt, że przy końcu korytarz skręcał gwałtownie niczym spirala. Odetchnęła głęboko, sprawdzając, czy każdy z jej nowych towarzyszy przeszedł przez drzwi. Kiedy te zamknęły się z cichym kliknięciem, spojrzała po ich twarzach. Młodsza z nich, nie do końca była pewna, czy zna jej imię, nie miała kawałka ucha, a Maya nie wiedziała, jakim cudem je straciła. Daisy zaś, tą trybutkę miała przyjemność znać odrobinę lepiej, przyozdobiona została wyglądającą odrobinę groźniej raną na obojczyku. Żyli jednak i musieli przeżyć jeszcze trochę. - Musimy opatrzyć wasze rany – rzuciła, zdejmując plecak i klękając na ziemi, jednocześnie zabierając się do przeszukania jego wnętrza. Nóż schowała z powrotem do pokrowca na biodrach. Miała wrażenie, że z całej ich grupy ona czuje się najlepiej. Ból w nogach, pamiątka po spotkaniu z uroczym glonem (ciekawe, czy jeśli przeżyje, będzie mogła zachować go na pamiątkę, jako domowe… zwierzątko?), nie był już tak męczący, choć czasem dawał się we znaki. Ciekawiło ją, czym tak naprawdę był mieszkaniec dna basenu… Wyciągnęła z plecaka bandaż i wodę utlenioną, której pozostało w buteleczce jeszcze całkiem sporo – Z przydatnych w tej chwili rzeczy mam tylko to – rzuciła, podnosząc się z ziemi i ponownie zarzucając plecak na ramiona – A przy okazji – zwróciła się do Emrysa przypominając sobie, że w ogólnym otumanieniu zapomniała odpowiedzieć na jego pytanie – Czuję się naprawdę znakomicie – nie chciała, żeby to zdanie zabrzmiało zgryźliwie, ale niestety właśnie tak wyszło. Nie potrafiła panować nad silniejszymi od niej instynktami, a teraz była naprawdę sfrustrowana i wściekła. I zmęczona – A teraz zróbmy coś, żeby przeżyć, bo mam już dosyć tego całego cyrku – rzuciła, licząc, że choć w niewielkim stopniu zyska ich poparcie.
|
| | | Wiek : 19 lat Zawód : naczelny pechowiec Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości) Znaki szczególne : brak Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle
| Temat: Re: Korytarz Pon Paź 13, 2014 8:26 pm | |
| Rozpierdol. Być może istniały bardziej elokwentne słowa na wyrażenie tego, co działo się wokół i co z wolna zaczynały przypominać końcówki najlepszych imprez, w których brał udział, ale nie grzeszył na tyle inteligencją, by choćby próbować znaleźć bardziej dobitne określenie sytuacji, w którym się znaleźli. Niepokojąco bliskiej śmierci, co wcale jednak nie sprawiało, że zaczynał trząść się histerycznie. Już dawno pogodził się z tym, że JEDNA osoba przeżyje i teraz mógł tylko obserwować skutki swoich szczeniackich poczynań, by osiągnąć ten cel. Mógłby przeżywać kac moralny, który byłby związany z zabójstwami, ale przyjmował to wszystko racjonalnie. Nie mógł żałować ludzi, którzy przy najbliższej okazji poderżnęliby im gardło. Musiał niwelować zagrożenia i to właśnie robił, pozbywając się Amandy. Tego był pewien, zanim jeszcze zdołał usłyszeć armatni strzał, który informował ich o jej śmierci. Musiała zginąć od wszechobecnych ran i poczuł ulgę, kiedy tak też się stało. Nie obwiniał się, nie uderzał w pierś, przecież nadal był tym samym nieczułym chłopcem... Który omal nie tracił czucia poprzez grot od strzałki, który przesuwał się wraz z dłonią Raphaela, powodując u Alexandra dziwne mrowienie w kręgosłupie. Zbyt wiele ich kiedyś łączyło, by teraz przeszedł do porządku dziennego nad słowami, które jeszcze rok temu mogłyby rozpalić zupełnie inną żądzę niż tę mordu. Nie był idiotą, wiedział, że na nic się zdadzą groźby, które mógłby od niego usłyszeć Grant. Nie był w stanie zrobić mu krzywdy, przynajmniej nie teraz, kiedy nie zagrażał bezpośrednio Daisy. Pozostawał wciąż tym samym durnym widmem przeszłości, która sprawiała, że nawet Amitiel tracił zdolność do bezczelnego wypowiadania słów (język służył mu do czegoś innego?) i obserwował ze zdumieniem Pandorę, która obrywa. Emrys nie musiał nim kierować. Mógł to zrobić. Mógł zostawić dziewczynkę na pastwę reszty, obserwując jej śmierć pośród tej rzezi, ale nim nawet zdołał o czymś takim pomyśleć (jedna mniej), już łapał ją ostrożnie, wynosząc z sali. Nie umiał zachowywać się jak ostatni skurwysyn i przypuszczał, że prędzej czy później pożałuje tego i będzie mógł obserwować przyjaciela, który wbija mu nóż w plecy - albo świecznik, ten również zabrał ze sobą, to była pamiątka z wyjazdu na Arenę - ale obecnie miał to gdzieś. Potrzebował przyjaciół i odreagowywania, więc omal nie przewrócił się ze swoją jaskiniową zdobyczą, kiedy znaleźli się w jakimś matriksowym światku. Poza uwagą innych trybutów. Mógł tylko wrzasnąć z ulgi, bo nie groziło mu już nic - nic się w niego nie wbijało, nic go nie połowiło na pół i... O kurwa, Pandora nie miała ucha. Zastygł w przerażeniu, zdając sobie sprawę z dwóch rzeczy: trzeba będzie jej to opatrzyć i ona nic nie czuje. Chętnie wykonałby szereg eksperymentów, ale chwilowo stracił na to ochotę, odkładając ją przy ścianie (to przypominało trzymanie lalki) i próbując odetchnąć na sekundę. Do porządku przywołała go dopiero Maya, o której istnieniu właśnie sobie przypominał. - Dzięki za Matta - stwierdził, podając jej apteczkę i samemu zbliżając się do swojej dziewczyny. Całej, nie miał odwagi jej nawet przytulić, bojąc się, że każda reakcja może wywołać u niej krwotok. - Przynajmniej teraz krwawisz - odparł głupio i bardzo cicho, śmiejąc się z ich pierwszego razu i chyba wybaczając jej na dobre tę całą pokręconą sytuację, która wydarzyła się miliony lat świetlnych temu. Teraz mógł tylko opatrywać jej obojczyk, próbując znowu wcielić się w rolę doktora, który z pewnością wolałby zaliczać bardziej dogłębne badania niż podskórne ćwiczenia z pierwszej pomocy. - Pandora, oderwać ci drugie, żeby było symetrycznie?! - wrzasnął, nie wiedząc jeszcze, czy go słyszy i czy Emrys nie skarci go zaraz ciepłym spojrzeniem. To głupie, ale poczuł się jak w domu. Po raz pierwszy w życiu miał rodzinę i nie interesowało go zbytnio to, że byli jedną wielką patologią, która tylko szukała okazji, by zadźgać kogoś widelcem, a jedna z członków tej komórki społecznej nie mogła się sama poruszać i musieli zbierać na wózek, jakby byli jakąś pokręconą bandą dzieci z opóźnionym rozwojem. Najważniejsze, że miał dla kogo rozwijać bandaże. |
| | |
| Temat: Re: Korytarz Pon Paź 13, 2014 9:02 pm | |
| Daisy była przyzwyczajona do tragedii. I do rozdzierających dramatów. Takich bolesnych, wprawiających w nieznośne drżenie duszę i ciało. Naprawdę; niejednokrotnie przecież zdarzało się jej wybrać do niesprawdzonego fryzjera (i zamiast grynszpanowych pasemek miała na głowie plebejsko niebieskie), złamać paznokieć przed ważnym wyjściem albo pomylić tekst w reklamie. Tak, co jak co, ale Daignault znała gorzki smak przerażenia i ciężar niesamowicie negatywnych przygód, przygniatający chude ramionka do ziemi. A może to był nóż? Albo inne cholerstwo? Naprawdę, nie dowierzała własnym zmysłom, otumanionym, nadwyrężonym, ogłuszonym i niesprawnym, jakby wystrzał z pistoletu i huk armaty (podwójny? czyżby się przesłyszała?) całkowicie rozstroił dotychczas niezawodnie działającą maszynę. Złotą, szczuplutką, ponętną i piękną. W odróżnieniu od obrzydliwych zwłok Amandy i zakrwawionego Mattie'go, którego zdążyła zauważyć kątem oka, opadając za stół tuż po kopniaku Mandy. Chwila dla siebie - dla poranionej, brudnej i rozczochranej siebie. Przypominała raczej śmierdzącego płynami ustrojowymi i pikantnym sosem chłopaka z kompletnie żenującą fryzurką niż dawną, gwiazdorską siebie, ale...chyba po raz pierwszy w życiu (!) nie zwracała na to kompletnie uwagi, wodząc oczami po pobojowisku. Dalej wibrującym; wokół niej ruszali się ludzie, krzyczeli, piszczeli i rzucali w siebie przedmiotami, a Di...po prostu siedziała skulona wśród sosjerek i wazonów, tępo wpatrując się nie w miłość swojego życia a w oderwane ucho Pandory. A przynajmniej to, co z niego zostało - spory kawałek, kształtny i perfekcyjnie pasujący do reklamy kolczyków. Sięgnęła po nie mimowolnie i...syknęła z bólu, nie będąc w stanie złapać słodkiej pamiątki po bez(d)usznej Pandorze. Rana przy obojczyku piekła i dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że także oberwała. Na szczęście nie było jej dane wpaść w panikę, bo już zjawiał się przy niej Emrys. Zanim podniósł ją do góry zdążyła złapać do zdrowej ręki kiść bananów - ubabranych czekoladowym sosem, ale kto by tam grymasił - i potem już po prostu elegancko bawił się w księżniczkę na ramionach silnego chłopaka (szkoda, że nie swojego), prawie zawadzając głową o framugę drzwi. Jakie zamknęły się za nimi z cichym klikiem, wpędzając ich do...specyficznego pomieszczenia. Di zakręciło się w głowie, dlatego od razu padła przy jednej ze ścian, ściągając z ramion plecak. Szło jej to nieporadnie, ale w końcu postawiła swój skarb tuż obok siebie, wlepiając mało rozumne (niespotykane!) spojrzenie w każdego po kolei. Od zakrwawionej Pandy, przez równie czerwoną Mayę, Emrysa i w końcu Alexandra, podchodzącego do niej i korzystającego z pokaźnej apteczki, wyjętej z dejziowego plecaka. - Nie używaj za dużo bandaży, musimy oszczędzać - pisnęła tylko, niezdolna do jakiegokolwiek innego komunikatu. Zero czułości, miłosnych wyznań czy też chichociku z tego typowo męskiego żartu. Wydawała się mocno otępiona, jakby wydarzenia sprzed kilku chwil (a przecież byli tam długie godziny) jeszcze nie do końca do niej dotarły. Może tak było lepiej; skupiała się więc na prymitywnych potrzebach, sięgając po jednego banana i zjadając go powoli, jednocześnie sprawdzając, czy ma przy sobie butelkę wody. Tak, była na miejscu, pełna w 3/4 (opłacało się oszczędzać) i teraz piła ją małymi łyczkami, podając ją po chwili Alexandrowi. Krzywiąc się, kiedy przemywał jej ranę wodą utlenioną i oczyszczał ją. Nie skarżyła się jednak wcale, opierając się wygodniej o ścianę i próbując przywrócić oddech do naturalnego rytmu. - Musimy chwilę odpocząć. I opatrzyć rany, nie możemy ryzykować zakażeniem - dodała dość cicho i niepokojąco sensownie. Co musiało wyglądać naprawdę przerażająco w wykonaniu najgłupszej uczestniczki Głodowych, nagle wykazującej się zdrowym rozsądkiem. Chyba tak objawiała się nagła trauma: ludzie inteligentni zachowywali się jak idioci, a niezbyt lotni umysłowo...stawali się geniuszami. Chwilowymi, autystycznymi; Daisy skuliła się jeszcze bardziej, kończąc banana (kiedyś zjadła by go niezwykle sugestywnie; teraz raczej pochłonęła go jak głodne dziecko) i podsuwając Emrysowi torbę z zestawem pierwszej pomocy. To on tu znał się na ranach i jemu ufała w zupełności, a ktoś przecież musiał ogarnąć Alexa i Pandorę. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Korytarz Wto Paź 14, 2014 11:54 pm | |
| Równo o północy dają się słyszeć dźwięki hymnu Panem, a na hologramie pod sufitem wykwita herb Kapitolu. Następnie wyświetlane są zdjęcia poległych dzisiaj trybutów: Sebastiana Lyberga, Matthew Turnera i Amandy Gautier. Kiedy znika twarz Amandy, projekcja gaśnie, a dźwięki muzyki cichną.
Dzień trzeci dobiera końca, od jutra chcemy rozpocząć już dzień czwarty, opatrzcie więc rany, uzupełnijcie ekwipunki, oszacujcie straty i wyśpijcie się dobrze. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Korytarz Sro Paź 15, 2014 9:39 pm | |
| Nad ranem powietrze przeszywa armatni wystrzał. Przez następnych kilka minut nie dzieje się nic, po czym drzwi do korytarza otwierają się gwałtownie, a w progu stają Royce i Jason. Zakrwawieni, w postrzępionych ubraniach i z jakimś dziwnym obłędem w oczach, charakterystycznym nie tylko dla zmęczonych Igrzyskami trybutów, ale... halucynacji? Szyja Royce'a i przedramiona Jasona pokryte są ogromnymi bąblami wielkości piłeczek pingpongowych, z których wyciera cuchnąca, zielonkawa wydzielina. Jad gończych os? Póki co obaj trybuci zamierają w bezruchu zaskoczeni, ale nie wiadomo, jak długo potrwa ich stagnacja. Co więcej, Royce trzyma w ręku krótki miecz, a z ramienia Jasona zwisa łuk oraz kołczan z trzema strzałami.
Daisy, rana na obojczyku się zasklepiła, ale ramię boli przy poruszaniu. Pandora, odzyskałaś już czucie w górnej części ciała, ale nie słyszysz na zranione ucho. Krwawienie póki co ustąpiło. Emrys, Pandora - halo, halo? |
| | | Wiek : 19 lat Przy sobie : Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe
| Temat: Re: Korytarz Czw Paź 16, 2014 3:55 pm | |
| Noc minęła im niesamowicie spokojnie. Maya nie miała pewności co do tego, czy powinna pozwolić sobie na chwilę odpoczynku. Była na tyle wyczerpana, że gdy tylko jej plecy oparły się o ścianę znużenie przyszło samo. Nie oznaczało to jednak, że zasnęła głęboko i spokojnie. Co jakiś jej oczy otwierały się, lustrując dookoła pomieszczenie i sylwetki swoich sojuszników, a dłoń zaciskała się niebezpiecznie na noży, którego nie zawahałaby się użyć, gdyby nadeszła taka potrzeba. Może i ufała im odrobinę bardziej, jednak nie oznaczało to, że zamierzała oddać swoje życie w ich ręce. Po przygodzie w pokoju w wielkim łożem nie spodziewała się, że wszystko będzie aż takie normalne. Oczywiście, nic co działo się w tym… domu, od normalności leżało dość daleko. Przebudzenie jednak przyszło w miarę przyjaźnie, poprzez armatni wystrzał, na dźwięk którego otworzyła oczy spostrzegając jednocześnie, iż nadszedł już nowy dzień. Czwarty z kolei , co oznaczało, że przetrwała już cztery doby w domu wariatów (dosłownie). Podniosła się z ziemi, zostawiając tam jedynie plecak, wcześniej upijając łyk wody z butelki i w mgnieniu oka pochłaniając jabłko, które smakowało naprawdę wybornie (co było zapewne efektem niedożywienia). Miała jeszcze dwie paczki jedzenia, jednak nie zamierzała ich zużyć. Jeszcze nie teraz, póki burczenie w brzuchy wydawało się znośne. W końcu nie umierała, a oszczędzając miała pewność, że gdy przyjdzie taka potrzeba będzie miała zabezpieczenie. W chwili, w której dziewczyna wyprostowała się, jednocześnie rozciągając kości i wciąż nie mogąc nadziwić się tym przyjemnym porankiem, został on brutalnie zmiażdżony poprzez gwałtownie otwarte drzwi. Jak oparzona (chyba powoli wyrabiała w sobie ten instynkt) odwróciła się, w dość nerwowym odruchu gładząc palcem wskazującym trzon noża (to także nabyła niedawno). W progu stało dwóch trybutów, wyglądających jak wielka kupa nieszczęścia. W tym wypadku bynajmniej nie było jej ich żal, a jedynie trochę ją zemdliło, gdy wzrok przesuwał się po ciałach pokrytych bąblami, które wydzielały ciecz i rozsiewały dookoła niezbyt przyjemny zapach. Skrzywiła się lekko, naprężając mocniej mięśnie i wbijając w nich spojrzenie. W oczach obu trybutów zauważyła coś na kształt obłędu. Osobiście nigdy nie miała przyjemności przyjrzeć się z bliska osobie chorej psychicznie, jednak tym razem nie miała wątpliwości. Ich ubrania były zakrwawione i porwane, jakby przed chwilą stoczyli najbardziej szaleńczy bój o przetrwanie, jaki można sobie było wyobrazić. No i ta broń… Z ich obecności nie mogło wyniknąć nic dobrego i Griffin była jak najbardziej świadoma tego faktu. Wprawnym ruchem zmieniła nóż, wybierając ten, który w przypadku rzutu wbiłby się głęboko w cel. Bo to właśnie zamierzała zrobić. Koniec ze zwlekaniem, koniec z zastanawianiem się nad kolejnym ruchem. Była zdesperowana, żeby przeżyć. Ustawiła się wygodnie, wykonując jednocześnie wolne ruchy, które w żadnym przypadku nie wzbudziłyby niepokoju dwójki trybutów. Nie wyglądali na osoby stabilne psychicznie i liczyła, że również ich wgląd na otoczenie uległ jakiejś zmianie. Zacisnęła dłoń na nożu powtarzając jak mantrę to, czego się nauczyła. Oczami wyobraźni widziała swoje treningi, i te na sali i te w apartamencie, kiedy jej celami były meble czy poduszki, a bronią zwykłe noże stołowe, które ukradła podczas posiłków. Chodziło o taktykę. Wdech. Wydech. Podniosła dłoń do góry, powoli i delikatnie, uśmiechając się nieznacznie. Miała wielką nadzieję, że towarzysze postanowią jej pomóc, jednak musiała spróbować też sama. W czasie trwania Igrzysk nie miała okazji rzucić nożem na Arenie, sprawdzić tego niewielkiego ułamka wiedzy, który posiadła, w praktyce. Spokojnie, Griffin. Tak jak w apartamencie. To tylko poduszka, zaraz ujrzysz puch, który osłoni podłogę jak miękki dywan… Trochę przesadzała z tymi wyobrażeniami. Nie będzie puchu, ale krew. I o to chodziła. Przymrużyła oczy, celując prosto w serce chłopaka, który miał chyba na imię Royce. Nie była pewna, ale jego twarz była na tyle charakterystyczna, iż zapamiętała ją z łatwością. Była gotowa. Nabrała powietrza, a gdy przyszło do wydechu, jej dłoń otworzyła się, wypuszczając z niej broń. Ciało i nóż przez chwilę były jednością. Poruszały się w tym samym rytmie, jak w tańcu. Była skupiona, zrelaksowana i skoncentrowana. Obserwowała tor lotu noża, który wykonał w tym czasie kilka pełnych obrotów. Miała nadzieję, że trafi. Musiała, bo jeśli nie zabije go od razu, oni wszyscy będą mieli problemy.
|
| | | Wiek : 19 lat Zawód : naczelny pechowiec Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości) Znaki szczególne : brak Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle
| Temat: Re: Korytarz Czw Paź 16, 2014 7:00 pm | |
| Jedzenie-sen-odpoczynek. Nawet ktoś tak nieogarnięty życiowo jak Alexander (śnił w nocy o swojej lodówce, w której straszyło) musiał zapamiętać ten łańcuszek szczęścia, który sprawiał, że nadal się trzymali na nogach. Nie wszyscy, oczywiście - do snu kołysały go kolejne twarze trybutów - ale jego drużyna miała się całkiem nieźle, wyłączając z tych zachwytów nad ich stanem fizycznym paraliż Pandory. To i tak nie była tragedia, skoro żadne z nich nie kończyło na razie jako uroczy trybut - kadłubek, który kołysałby się po ścianach tej zeschizowanej przestrzeni. Która wcale nie zachęcała do pozostania tam dłużej po otwarciu oczu. Nadal miał wrażenie, że codzienne witanie się z Almą palcem wskazującym do kamery nie jest zbyt dobrym pomysłem, ale nie mógł sobie tego odmówić, kiedy kolejny dzień z rzędu stawał na równe nogi, przyzwyczajać się do tego, że zaraz coś go użre, zgwałci, podpali, a w najlepszym wypadku spróbuje uwieść. To już była rutyna? Wolne żarty, pozostawał tylko człowiekiem ostrożnym, który zachowywał się nader wzorcowo, rozglądając się dookoła. Całkiem dobre podejście, skoro nagle w tej przestrzeni pojawiła się dwójka trybutów. Przynajmniej z tymi się nie przelizał, więc mógł na nich patrzyć zupełnie obiektywnie, zasłaniając sobą Daisy. Mogli go zamordować, ale naruszanie plastikowej powierzchni jego dziewczyny groziło kompletnym atakiem wściekłości z jego strony. Był tylko nastolatkiem i hormony buzowały w jego ciele, niezależnie od tego, czy te zombie przyszły ich zabić czy może zawierać bliższe przyjaźnie.. Mieli powody, jego drużyna miała antybiotyk. Z tym, że oni nie zamierzali się nim dzielić. Nie z osobami, które już telepały się na progu śmierci, przypominając uzależnionych od morfaliny. Wcześnie zaczęli świętować. Zaśmiał się histerycznie na tę myśl - zawsze musi coś im wyskoczyć - i zanim zdążył zorientować się w tym, co się dzieje, Maya zaczęła rzucać nożem. Zareagował instynktownie, wyciągając swój nabytek jeszcze z Sali Głównej i wycelował w klatę piersiową Jasona. Wiedział, że musi działać szybko, a jednocześnie celnie, więc postarał się tylko go ogłuszyć. Nie chciał go zabić, w tym celu miał w plecaku świecznik, teraz chciał tylko zdobyć łuk i zapewnić bezpieczeństwo narwanej dziewczynie. Podczas, gdy jego własną nadal chował za plecami, jakby bawili się w pokręconą wersję gry w chowanego z nożami. |
| | |
| Temat: Re: Korytarz Czw Paź 16, 2014 9:02 pm | |
| Noc, dzień, dzień, noc - rytm dobowy Daisy rozpadł się na drobne kawałeczki i dziewczyna kompletnie nie wiedziała, którą to godzinę wałęsają się po tej przeklętej Arenie krwawiąc, raniąc się wzajemnie i napotykając dziwaczne rzeczy na swojej ścieżce żywota. Potworne; nie miała ani zegarka ani swojego mądrego telefonu, mówiącego jej o pogodzie, najnowszych trendach z wybiegów i obrzydliwych zdjęciach znajomych. Jakoś jednak dawała radę, po prostu poddając się swojemu organizmowi. Pragnącemu snu, jedzenia, picia i dalszego kontynuowania wymiany tlenowej. Koncentrowała się więc na instynktach, śpiąc, pijąc, jedząc i ukrywając się. Co sprawiało, że budziła się całkiem trzeźwa, chociaż z gniazdem na głowie i dość mocnym zdezorientowaniem. Trzasnęły jakieś drzwi i...W nozdrza uderzył ją ostry zapach jakiejś toksycznej substancji, sprawiający, że rozbudziła się na dobre, zrywając się ze śpiwora na równe nogi. Wpatrzona w nowych towarzyszy...sojuszu? Nie, chyba nie; trzymali w rękach broń i nie wyglądali na przyjaciół, dlatego zamiast pobiec ich wyprzytulać i zaoferować skorzystanie z apteczki, Daisy zrobiła krok do tyłu. W cień Alexandra, mierzącego nożem. Podobnie jak Maya; wszyscy wydawali się sprawi, zabójczy i zdeterminowani. Daignault była przy nich tylko plastikowym pionkiem, dość przestraszonym wizytą zbąblonych gości. Nie chciała wyglądać jak oni, nie chciała; dlatego cofnęła się bardziej za Amitiela, chociaż powinna przecież bohatersko bronić go własną, plastikową piersią. Tak się jednak nie stało, czujnie wpatrywała się nad ramieniem Alexa w przeciwników, gotowa to natychmiastowego uniku. Albo popchnięcia Alexa na ziemię - miała doskonałą koordynację ruchową (dzięki zajęciom gimnastyki i chodzeniem w idiotycznie wysokich szpilkach), czuła wyraźnie każdy napięty mięsień, gotowy do skurczenia się i posłania jej ciała na podłogę. Albo pod ścianę; w każde bezpieczne (względnie) miejsce tego pokręconego korytarza. Nie chciała się w nim zgubić, nie chciała też zgubić plecaka, cały czas wiszącego na jej plecach. |
| | | Wiek : 14 Zawód : mała miss Przy sobie : krótki mieczyk, mały zestaw bandaży i plastrów, tabletki do uzdatniania wody, paczka z jedzeniem, kompas, trzy noże i super-widelec z zastawy, pieczeń i parę owoców, świeczka x2 Obrażenia : siniak z tyłu głowy, naderwana małżowina
| Temat: Re: Korytarz Pią Paź 17, 2014 1:15 am | |
| przepraszam, że dopiero teraz i że to taka kupa. :c
Bycie zdanym na łaskę kogoś innego było bez dwóch zdań jednym z koszmarów, które nawiedzały mnie po nocach. Teraz wydawało mi się, że Organizatorzy Igrzysk zdołali w jakiś przebiegły sposób, włamać się pod kopułę mojego umysłu i wydostać na światło dzienne wszystkie moje obawy - i złamać mnie i przerazić dostatecznie, abym w którymś momencie się potknęła. Czucie w moich rękach znikało w zastraszającym tempie, po chwili odbierając mi już nawet zdolność powiedzenia czegokolwiek, aż w końcu trucizna przejęła kontrolę nad całą górną częścią mojego ciała. Mogłabym co prawda zmotywować się i ruszyć w którąś stronę, bo wciąż czułam grunt pod swoimi nogami - ale cokolwiek znajdowało się teraz w moim krwiobiegu, zdawało się też otępić moje zmysły i spowolnić myśli, które teraz uciekały, zanim tylko zdążyłam je złapać i chwycić się którejś z nich. Nie chciałam, aby tak właśnie wyglądał mój koniec - pozbawiony fanfar i całkowicie nie-spektakularny - ale przez chwilę oparcie się o ścianę i osunięcie na posadzkę, wcale nie wydawało się złym pomysłem. Może pozostając nadal ignorowaną przez moich wrogów, mogłabym spędzić w kącie parę godzin, czekając na nienadchodzące zbawienie - i przy dobrych wiatrach, nikt nawet by mnie nie zauważył. Nie miałam się jednak przekonać, w jakim stopniu ta wizja znalazłaby odzwierciedlenie w rzeczywistości, bo nawet nie chwilę po tym, ziemia zniknęła spod moich stóp i ktoś wziął mnie na ręce. Przebijający się przez grubą warstwę otępienia i zamroczenia, instynkt przetrwania nakazywał mi szarpanie się, wierzganie i nawet atak napastnika, chociaż luźno zwisające ramiona prawie całkowicie dyskwalifikowały mnie na samym starcie. Dopiero po chwili zauważyłam, że nie mam przed sobą żadnego wroga, tylko Alexa, który poczuł nagłą potrzebę popisania się wątpliwą rycerskością, przed swoją lalą. Przewróciłam teatralnie oczami, bo tylko na tyle mogłam sobie w tym momencie pozwolić, ale w duchu czułam się co najmniej zażenowana swoimi planami ataku. Bezinteresowność chłopaka wywoływała u mnie natychmiastową falę mdłości, jak wszystkie objawy dobroci, które obserwowałam u innych. Tym razem jednak powód mojej reakcji był inny - uświadomiłam sobie, że trybut jest najprawdopodobniej pierwszą osobą, która zrobiła coś dla mnie, nie oczekując niczego w zamian. Mógł zostawić mnie w tamtym pokoju na pastwę losu, który bez wątpienia dogoniłby mnie nawet szybciej, niż sądziłam... Ciężko powiedzieć, że poczułam coś równie pozytywnego, albo że jakieś mistyczne ciepło rozlało się po moim pozbawionym (u)czucia ciele. Emocje pogrzebałam już dawno pod niezniszczalną warstwą znieczulenia i (chyba) uzasadnionej nienawiści, ale było coś miłego w myśli, że ktoś o mnie dba. Nawet, jeżeli ta sama osoba mogła mi wbić nóż w plecy jeszcze tego samego dnia. Zdążyłam przyzwyczaić się do tego, że tak właśnie wygląda świat. *** Nie mam pojęcia, kiedy moje oczy się zamknęły, ale powieki nadal wydawały mi się ciężkie, kiedy podnosiłam je nad ranem. Jednocześnie jednak wszystko zdawało się powrócić do równowagi. Poruszyłam palcami, obserwując jak zginają się lekko i uśmiechnęłam się, na ten widok. Tym samym po jakimkolwiek sentymentalnym nastroju wczorajszego dnia, nie było już śladu. Cudowna pustka wypełniała mnie na powrót i zaczynałam wierzyć w uzdrawiającą moc poranka, o której tyle razy czytałam. Podniosłam się z posadzki i przeszłam parę kroków z zadowolonym uśmiechem na ustach. Sięgnęłam do plecaka Daisy, wyciągając butelkę wody i biorąc kilka łyków. Zakrztusiłam się jednak zaraz, przypominając sobie o wczorajszym wypadku. Nerwowym ruchem ręki dotknęłam zranionego ucha, uświadamiając sobie, że nie tylko zostało naderwane, ale i przestałam na nie słyszeć. Krwawienie jednak ustąpiło i póki co jego nawrót raczej mi nie zagrażał. Jedyne, na co mogłam teraz liczyć, to to, że Lucy była w gorszym stanie. Inaczej mogłabym dopisać na swoje konto kolejną porażkę. Poderwałam się z miejsca, kiedy usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Odwróciłam się zaraz na pięcie i zmarszczyłam nerwowo brwi - naprawdę nie sądziłam, że ktoś jeszcze ma odwagę i czelność wchodzić na teren naszej drużny. Przed nami stało jednak dwóch chłopców, których przytępiony wzrok wskazywał na to, że nie są świadomi tego, co robią. W takim wypadku być może byłam w stanie im wybaczyć. Tak mi się wydaje. - Piękny mam dziś poranek - uśmiechnęłam się delikatnie, chociaż fakt, że nie mogłam usłyszeć swojego głosu tak jak zazwyczaj, skutecznie starł ten wyraz z mojej twarzy, kiedy tylko się pojawił. Jedynie kątem oka udało mi się zauważyć celującą w Royce'a Mayę, a świst przecinającego powietrze noża zlał się z uderzeniem, jakie Alex zaserwował Jasonowi. Przez chwilę stałam jeszcze w bezruchu, starając się wybrać cel - nie mogłam w końcu pozwolić, aby pozostali bawili się beze mnie - w końcu jednak wymierzyłam nożem w Petersona, znajdującego się nieco bliżej. Wdech, wydech. Zacisnęłam dłoń mocniej na rękojeści i mierząc w znajdującą się na szyi aortę, wypuściłam broń. W tym momencie nie było miejsca na błędy i wszystko musiało pozostać idealne. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Korytarz Pią Paź 17, 2014 11:05 am | |
| Ocena celności rzutów zostanie rozstrzygnięta rzutem kostką, po rzucie nikt nie pisze, czekacie na kolejny post MG.
Nóż Mayi (pierwszy wynik)
1, 3, 5 - nóż trafia w klatkę piersiową Royce'a, 2 - nóż trafia w brzuch Royce'a, 4 - nóż trafia w ramię Royce'a, 6 - Royce odtrąca nóż krótkim mieczem.
Nóż Alexa (drugi wynik)
1, 3, 5 - nóż trafia w klatkę piersiową Jasona, 2 - nóż trafia w brzuch Jasona, 4 - nóż trafia w ramię Jasona, 6 - nóż chybia.
Nóż Pandory (trzeci wynik)
1, 3 - nóż trafia w szyję Royce'a, 2, 4 - nóż trafia w szyję Royce'a, ale zostawia jedynie rozcięcie, 5 - nóż trafia w obojczyk Royce'a, 6 - nóż chybia. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Korytarz Pią Paź 17, 2014 11:05 am | |
| The member 'Game over' has done the following action : Rzuć kostkami
'Sześć oczek' : 6, 4, 4 |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Korytarz Pią Paź 17, 2014 11:18 am | |
| Rzucony przez Mayę nóż wyrwał wrogich trybutów z początkowego otępienia; efekt przypominał trochę wciśnięcie przycisku 'play' w trakcie oglądania zatrzymanego na chwilę filmu. Royce, widząc szybujące w jego kierunku ostrze, zareagował instynktownie, zasłaniając się mieczem. Po korytarzu rozniosło się nieprzyjemne zgrzytnięcie metalu o metal, ale nóż Mayi finalnie zmienił tor ruchu i upadł na posadzkę za plecami chłopaka. Nie poszedł jednak całkiem na marne; rozproszył trybuta w wystarczającym stopniu, by ten nie zdążył zareagować wystarczająco szybko na ostrze Pandory, które zostawiło na jego szyi długie rozcięcie, po drodze zahaczając o jeden z pulsujących bąbli. Z rany trysnęła krew, przemieszana z zielonkawą wydzieliną.
Wyglądało na to, że Jason miał dużo słabszy refleks od swojego sojusznika, bo widząc nóż Alexa, zdążył uskoczyć jedynie częściowo; ostrze wbiło się w jego prawe ramię i tam pozostało, czyniąc jego łuk - póki co - bezużytecznym. Co nie oznaczało, że postanowił stać bezczynnie; wprost przeciwnie, rzucił się do przodu, jednocześnie lewą ręką wyciągając zza pasa krótki nóż i błyskawicznie chwycił zaspanego jeszcze Emrysa - jedynego z całego sojuszu, który nie zdążył jeszcze dobyć broni (nie licząc Daisy, ale ta pozostawała poza jego zasięgiem). Przyciągnął chłopaka do siebie, przykładając zakrwawione ostrze do jego szyi. W oczach nadal tańczył mu obłęd, kiedy błyskał wytrzeszczonymi białkami w stronę reszty swoich wrogów i chyba nie przemyślał dokładnie swoich działań, bo z jego ust nie padło ani słowo żądania; czyżby nie zdecydował jeszcze, co chce osiągnąć, grożąc trybutowi śmiercią?
Royce, póki co, trzymał się nieco z tyłu, przyciskając lewą dłoń do krwawiącej szyi, a w prawej wciąż dzierżąc krótki miecz.
Kolejność pisania postów jest dowolna. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : trybut Przy sobie : nóż, biały proszek w saszetce, latarka, ząbkowany nóż, zapałki, butelka wody utlenionej, dwie pieczenie, dwa jabłka, banan, nóż do krojenia, widelczyk do ciasta, dwa widelce Obrażenia : 2 ukąszenia gończych os - na szyi i na policzku
| Temat: Re: Korytarz Pią Paź 17, 2014 10:17 pm | |
| /przepraszam za zwłokę i mam nadzieję, że wszystko ogarnęłam ._.
Trzeba było zebrać się w sobie. To jedyna myśl, jaka chodziła Emrysowi po głowie, kiedy wychodził, razem z Daisy na rękach, z Sali Głównej, kiedy zakładał delikatny jałowy opatrunek na uchu Pandory, kiedy jadł swoją porcję żywności i kiedy kładł się spać. O dziwo dla niego, pomimo dość nieprzyjemnych zajść podczas dnia, spał spokojnie. Nawet za spokojnie. Zasnął również bez większych problemów, techniki ojca, pomagające opanować emocje, były niezwykle przydatne i Emrys znowu dziękował mu w myślach za wszystko, czego się od niego nauczył. Nie był pewien, czy bez lekcji emocjonalnego wyciszenia się dałby radę przejść tak gładko do tego etapu Igrzysk. Nie dręczyły go wyrzuty sumienia, choć gdzieś w głębi siebie miał poczucie winy, którego nijak nie mógł się pozbyć. A nawet jeśli to mu się udawało, to wystarczyło, żeby tylko przypomniał sobie twarz Matta w agonii i to uczucie zrobienia czegoś złego od razu do niego wracało. Chyba rzeczywiście spało mu się za dobrze, bo miał problemy ze wstaniem. Kiedy usłyszał ruchy wokół siebie, naturalnie obudził się, ale zanim zyskał pełną świadomość swojego ciała i zanim dotarło do niego, że niedaleko nich stoją dwaj trybuci, do których reszta sojuszu rzuca nożami, jeden z nowoprzybyłych, Jason, postanowił zrobić sobie z niego zakładnika. Albo tarczę ochronną. Na co Everhart nie mógł się zgodzić. Już po krótkiej chwili odzyskał pełną trzeźwość umysłu, już analizował swoje szanse i każdy słaby punkt przecinka. I tych słabych punktów Jason miał trochę sporo, ale wszystko zależało od tego, jak uda mu się to wykorzystać. Wiedział, że musi działać sam, bo w obecnej sytuacji trudno liczyć na kogokolwiek innego i że powinien zrobić to jak najszybciej, bo sądząc po dość obłąkanym spojrzeniu chłopaka, mógł spodziewać wszystkiego. Pierwszym, co Emrys zrobił, było mocne chwycenie za nadgarstek Jasona. Ruch dość niewinny, bo w takiej sytuacji całkowicie naturalny. Zależało mu tylko na możliwym trzymaniu ostrza z daleka od swojej szyi, a przynajmniej uniemożliwiając mu zbliżenie go do szyi, po tym, co chce zrobić. Teraz pozostało mu już tylko przystąpić do działania. Everhart sięgnął ręką po nóż, tkwiący w ramieniu trybuta i szarpnął nim, dosłownie szarpnął, tak, żeby nóż nie wyszedł gładko, tylko żeby powiększył jeszcze ranę. Następnie, wzmacniając uścisk swojej dłoni na nadgarstku Jasona i ciesząc się w duchu, że może pochwalić się wysokim wzrostem, odepchnął się nogami do tyłu, mocno, tak, by mógł przewrócić się razem z przeciwnikiem na ziemię. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Korytarz Sob Paź 18, 2014 12:35 pm | |
| Szarpnięcie za wystający z rany nóż okazało się skuteczne, bo Jason zawył jak zranione zwierzę, na kilka sekund poluzowując uchwyt, w którym trzymał Emrysa. Nie zdążył też zareagować wystarczająco szybko na popchnięcie w tył, dlatego obaj trybuci runęli na ziemię z głuchym tąpnięciem; Jason pierwszy, jego głowa uderzyła o posadzkę, na chwilę go ogłuszając, Emrys wylądował na nim, wciąż przytrzymywany za szyję.
Szamotanina odwróciła uwagę wszystkich od wciąż (!) uchylonych drzwi do Sali Głównej i dopiero przerażony krzyk Royce'a mógł zaalarmować towarzystwo, że coś jest nie tak. Chłopak, wciąż trzymając w ręce ostry, krótki miecz, rzucił się nagle w stronę Daisy, Alexa, Pandory i Mayi, i w pierwszej chwili wydawało się, że ma zamiar ich zaatakować. Sytuacja rozjaśniła się, gdy powietrze wypełniło wściekłe brzęczenie, a przez szparę w uchylonych drzwiach zaczęły wlatywać olbrzymie gończe osy o lśniących, złotych pancerzykach. Ruszyły prosto w głąb korytarza, gotowe zaatakować każdego, kogo napotkają na drodze.
Jeśli nikt nie zaatakuje Royce'a, możecie uznać, że minął Was i zniknął za jednymi z czworga drzwi. Jeśli go zaatakujecie, czekajcie na post MG. |
| | | Wiek : 19 lat Przy sobie : Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe
| Temat: Re: Korytarz Sob Paź 18, 2014 3:44 pm | |
| Obronił się. Cholerny trybut, który swoim wyglądem i zachowaniem mógłby robić za zombie osłonił się porypanym mieczem, przez co nóż dziewczyny z łoskotem upadł na ziemię za nim. Miała ochotę wrzasnąć w geście frustracji, bo choć chłopak ciągle stał w miejscu, naprawdę ją to wkurzyło. Kątem oka zauważyła, jak nóż Alexa trafia w ramię drugiego z trybutów, rozcinając je. Następna była młodsza, jak podejrzewała, trybutka, której broń trafiła w Royce’a, rozcinając dość mocno jego szyję. Uśmiechnęła się lekko i niemal natychmiast dostrzegła, jak drugi napastnik rzuca się na Emrysa, przykładając mu zabrudzone ostrze do szyi. Pierwszą myślą, która naszła ją w tamtej chwili było to, do kogo owa krew należy. Zaraz potem zdała sobie sprawę, że jej znajomy jest w niezłym niebezpieczeństwie. Nie myśląc o chłopaku za jej plecami (wierzyła, że rana szyi zajmie go na jakiś czas) odwróciła się w tamtym kierunku, sięgając po kolejny nóż z zamiarem pomocy trybutowi. On jednak radził sobie wyjątkowo dobrze, więc po prostu obserwowała, jak najpierw korzysta z noża w ramieniu rozcinając je głębiej, a później przewala się z nim na ziemię. Odetchnęła z ulgą, ale tylko na krótką chwilę. Choć jego szyja wciąż znajdowała się w uścisku, wiedziała, że sobie z tym poradzi. Niestety, kilka sekund później do jej uszu dotarł krzyk, który potoczył się po całym korytarzu. Przerzuciła swoją uwagę na jego sprawcę, czyli niejakiego Royce’a, w momencie, w którym ten biegł w ich stronę z przerażeniem wypisanym na twarzy. Z szyi wciąż ciekła mu krew, ale najwyraźniej był tak przestraszony, że nie zwracał już na to uwagi. Odsunęła się z drogi nie za bardzo rozumiejąc, co było powodem takiego zachowania trybuta, który właśnie zniknął za jednymi z drzwi. Nie musiała długo czekać. Nikt z nich nie musiał. Ciszę wypełniło bzyczenie, jakby chmara owadów zmierzała w ich stronę. Dowiedziała się, skąd wzięły się bąble. Dowiedziała się, czemu Royce uciekł i zamierzała zrobić to samo. Razem z sojusznikami, oczywiście. Od tamtego momentu działała impulsywnie. Starała się panować, jednak nie mieli czasu. Owady były szybkie, mieli sekundy, zanim zaczną żądlić, a to mogło być powodem nie tylko paru bąbelków na skórze. - Cholera, zmywamy się! Wszyscy! - wrzasnęła, mając wrażenie, że na chwilę przejmuje dowodzenie nad tą grupą. W biegu porwała swój plecak, jednocześnie dobywając noże. Zgrabnie założyła go na ramiona, zmierzając w stronę Emrysa szamoczącego się z Jasonem. Wbiła nóż w dłoń trybuta, która zaciskała się na szyi jej sojusznika, wiedząc, że z tym bólem nie będzie już taka silna - Biegnijcie do drzwi! - dodała jeszcze, łapiąc Everharta za rękę, aby pomóc mu wstać i pociągnąć za sobą do drzwi, za którymi jak, miała nadzieję, znajdą się wszyscy. Nie oglądała się za siebie. Nie obchodziło ją, co stanie się z chłopakiem wciąż leżącym na ziemi. Miała nadzieję, że odwróci uwagę os od ich grupy. |zt dla wszystkich, jeśli można + rzut kostką, żeby wybrać któreś drzwi c: jak coś nie tak, krzyczcie! |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Korytarz Sob Paź 18, 2014 3:44 pm | |
| The member 'Maya Griffin' has done the following action : Rzuć kostkami
'Cztery oczka' : 3 |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Korytarz Sob Paź 18, 2014 4:05 pm | |
| Bohaterstwo Mayi, która wróciła się, żeby pomóc Emrysowi, najprawdopodobniej uratowało chłopakowi życie. Jej nóż skutecznie zniechęcił Jasona do dalszego przytrzymywania trybuta, ale kiedy dziewczyna pomagała sojusznikowi wstać, pierwsze osy już do nich docierały. Dwie użądliły Emrysa w szyję i policzek, z kolei Maya poczuła silne ukłucie na nadgarstku. Rój nie rzucił się za nimi w pościg, na chwilę zajmując się leżącym na posadzce Jasonem i dając im szansę na ucieczkę.
Emrys i Maya - miejsca użądlenia szybko puchną i zaczynają porządnie boleć, ale póki co nie widać żadnych innych objawów. Opuszczacie korytarz jako pierwsi, znikając za drzwiami, prowadzącymi do pomieszczenia nr 3 i od teraz możecie pisać już tam. Resztę proszę o napisanie po co najmniej jeszcze jednym poście w korytarzu, nawet jeśli będzie to jedynie dwulinijkowa informacja o udaniu się w stronę drzwi. |
| | |
| Temat: Re: Korytarz Sob Paź 18, 2014 4:15 pm | |
| Nie podobało się jej to. Wcale a wcale. Od momentu pojawienia się w pomieszczeniu wrogich, oblepionych bąblami osób czuła się coraz bardziej zaniepokojona i automatycznie cofała się w głąb korytarza, zostawiając sporo przed sobą swoich sojuszników. Najchętniej szarpnęłaby Alexandra za rękę, ale obiecała sobie, że pozbędzie się dziecinnych zagrywek i po prostu czujnie obserwowała rozwój sytuacji, prawdziwym przerażeniem reagując dopiero na pojawienie się pszczół. Wielkich, olbrzymich, obleśnych, potwornych...i tysiąc innych epitetów, jakie czerwoną czcionką rozbłysły nad głową Daisy. Nienawidziła tych owadów, kiedyś wplątały się w jej długie włosy i użądliły. Odruchowo przejechała dłonią po krótkiej czuprynie, co jednak nie uspokoiło jej wcale - chciała znaleźć się jak najdalej od tych przeklętych stworzeń, pisnęła więc z dziecięcym przerażeniem i równie histerycznie ruszyła w kierunku drzwi, za którymi przed ułamkiem sekundy zniknęła Maya i Emrys. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Korytarz Sob Paź 18, 2014 5:17 pm | |
| Daisy zdążyła przebiec do następnego pomieszczenia zaraz za Mayą i Emrysem, ale kiedy tylko jej sukienka zniknęła za drzwiami, drewniane skrzydło zatrzasnęło się z hukiem, od tej pory pozostając niewzruszone na wszelkie próby szarpania za klamkę, gryzienia czy kopania.
Daisy, możesz pisać w pomieszczeniu numer 3. Pandora i Alex - na chwilę obecną musicie wybrać inny pokój. W tym celu rzucacie kością (w razie wyrzucenia trójki, rzucacie jeszcze raz). |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : naczelny pechowiec Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości) Znaki szczególne : brak Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle
| Temat: Re: Korytarz Sob Paź 18, 2014 7:33 pm | |
| W cudownym świecie Alexandra A., w którym roiło się od bankietów, oparów cygara i życia na wysokim C, bywały rzeczy trudne do zaakceptowania. Nie chodziło o tamten etap w Kwartale. Wiedział, że prędzej czy później - w jego przypadku zwyciężyło to pierwsze - wyrwie się z tej zgnilizny, obserwując wszystko z perspektywy człowieka za murem, po tej właściwiej stronie. To była raczej próba jego charakteru, ostateczny szlif przy tym, co działo się podczas Igrzysk. W skali od jeden do dziesięciu, uważał, że dobił do łagodnej dziewiątki, kiedy za jednym zamachem przeżywał uwięzienie swojego przyjaciela (Emrys był mu jak brat), utratę ucha Pandory (nie umiał tej dziewczyny nie lubić, choć tak cholernie się starała) i atak wściekłych os na Daisy i Mayę. Całkiem uroczy scenariusz dla człowieka, który już ledwo egzystował po trzech zabójstwach. Nie zamierzał jednak tracić hartu, wyjmując z plecaka przyprawy i rozrzucając je gdzie popadnie. Wątpił, że owady się tym zainteresują, ale przynajmniej zrobił coś, bo zanim zdążył się zorientować... Zawalił. Pozwolił na ich rozdzielenie, szarpał mocno klamką, usiłując odpędzić się od os (całe szczęście, że nie był taki słodki), ale Daisy i cała reszta zniknęli. - Kurwa jego jebana mać, przepraszam, Pandora - wygłosił tylko, zaciskając tylko ręce na jej talii i pamiętając, że dziewczyna nie znosi przekleństw i traktowania jej tak barbarzyńsko, ale chodziło o jej życie, więc pozwolił sobie na przełożenie jej przez ramię i ucieczkę innymi drzwiami. Chwilowo, rodzina zawsze spotyka się na końcu, by żyć długo i szczęśliwie. Musiał w to wierzyć, bo w innym przypadku osiągnąłby poziom krytyczny i waliłby o drzwi, prosząc o to, by zwrócili mu Daisy. Marzenia ściętej (jeszcze nie, ale kto wie) głowy.
zt i losujemy dla nas:
Ostatnio zmieniony przez Alexander Amitiel dnia Sob Paź 18, 2014 7:38 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Korytarz Sob Paź 18, 2014 7:33 pm | |
| The member 'Alexander Amitiel' has done the following action : Rzuć kostkami
'Cztery oczka' : 2 |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Korytarz Nie Paź 19, 2014 12:46 am | |
| Krótko po tym, jak Alex i Pandora zniknęli za drzwiami, powietrze przeszył armatni wystrzał, obwieszczający śmierć Jasona. |
| | |
| Temat: Re: Korytarz | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|