IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Gabinet

 

 Gabinet

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Gabinet Empty
PisanieTemat: Gabinet   Gabinet EmptyPon Lut 09, 2015 12:56 am



Jedno z wielu miejsc, w których Strażnicy głównie wykonują swoją biurową prące... czyli przerzucanie papierków, pisanie raportów oraz rozpatrywanie nagłych zgłoszeń. Czy mogłoby być tutaj przyjemniej?
Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyPią Cze 26, 2015 6:12 pm

/po wydarzeniach w Ruinach Pałacu Sprawiedliwości

Piękny, chmurny dzień psuło Catrice jedynie utrudnione oddychanie. Zaledwie wróciła z ruin pałacu (teraz już faktycznych ruin, bo sądziła, iż niewiele zostanie z siedziby prezydenta Snowa, skoro tak malowniczo spłonęła), zrobiła sobie prowizoryczny opatrunek, który nałożyła na złamany nos. W małym, ciasnym mieszkanku na poddaszu, do którego ciężko było się dostać komukolwiek poza nią, mozolnie wydzierała fragment krawatu Josepha, używając wyłącznie zębów i palców, by następnie nałożyć go na spuchniętą część twarzy i przykleić jakąś resztką plastra. Tak uroczo przyozdobiona, następnego dnia pojawiła się na posterunku, gotowa do pracy.
Kilku zapracowanych Strażników Pokoju pozwoliło sobie na wesołe docinki odnośnie jej opatrunku; jeden z nich w przypływie dobroci zaoferował nawet jałową gazę, Catrice jednak odmówiła, z szacunkiem chyląc głowę. Wiedziała, iż po wydarzeniach, jakie zaszły w trakcie festynu, mundurowi są nie tylko zapracowani, ale i źli. Ludzie nie szczędzili im złowrogich spojrzeń, nie tylko ci z getta, ale i wolni obywatele, pracujący ramię w ramię. Kto wie, może przez chwilę faktycznie udało się zjednoczyć mieszkańców Kapitolu? To nie była nawet taka zła idea, być może – gdyby zburzono mury i zaprzestano wywózek – ludność miałaby szanse przemieszać się i żyć dalej.
W czasie, gdy pomagała jednemu ze Strażników, podszedł do niej kolejny, z prośbą o zaniesienie kilku teczek do gabinetu, w którym ktoś dziś urzędował. Dziewczyna przejęła papiery, nie przejmując się zanadto kolejnym, tym razem nieco ironicznym, komentarzem odnośnie czarnego materiału, który zakrywał jej nosek. Nie musiała się tłumaczyć; wielu Strażników, których spotykała dziś na posterunku, było w pałacu i przed nim – mogli więc zobaczyć nie tylko Cat, ale i resztkę krwi, którą tak pośpiesznie ścierała z twarzy chusteczką Valeriusa. Wszyscy, łącznie z nią, wiedzieli o tym, iż w getcie przebywali ludzie, którym nie podobało się, że mieszkają w pobliżu morderczyni. Nawet jeśli była to morderczyni pozbawiona prawa do wykonywania zawodu.
Lawirując wdzięcznie pomiędzy mężczyznami odzianymi w biel (o dziwo, nie widziała tu zbyt wielu kobiet, nawet święta Annesley nie raczyła się dziś pojawić, co było zastanawiające), zdołała przemknąć przez korytarz i znaleźć właściwe drzwi. Sterta teczek w jej ramionach ciążyła, mimo to dała radę jakoś zapukać i otworzyć drzwi.
- Przyniosłam dokumenty, gdzie położyć? – zapytała, z ciekawością zerkając na biurko w poszukiwaniu miejsca, w którym mogłaby złożyć teczki…
I niemal natychmiast prostując się, gdy uświadomiła sobie, kto siedzi przy owym biurku.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyPią Cze 26, 2015 8:57 pm

//też po akcji w Pałacu : 3

Cztery ściany, krzesło, biurko i piękny widok na getto... Jeśli piekło istniało, właśnie w nim siedziałem z obolałym karkiem nad stertą białych kartek. Miałem wrażenie, że ich nie ubywało, a wręcz przyrastało z każdym kolejnym ogarnięciem. Najgorszy był chyba jednak raport, który kończyłem. Pierdolenie o tym, co sam zrobiłem, co zleciłem innym, przemilczanie tego, co nie zrobiła Annesley, choć powinna. Teraz Strażnicy zostali czarną owcą Kapitolu! Jak gdybyśmy sami podrzucili tę bombę i głupio ryzykowali własne życia w tym zapchlonym budynku wśród tych jeszcze bardziej zapchlonych ludzi. Sami idioci.
Westchnąłem ciężko, maznąłem szkaradny podpis i cisnąłem papierzysko do odpowiedniej teczki. A potem kolejne, kolejne, kolejne... Nieskończoności Losu! Nigdy nie przepadałem za pisaniem czegokolwiek. Od zawsze wolałem pisać, a dziś oto nadszedł czas na uzupełnianie zaległości. I tak się dobrze złożyło, że je miałem, bo pewnie by mnie ukamienowano, gdybym siedział lub łaził gdzieś na widoku. Akcja z Pałacu wisiała nade mną jak jakiś urok... Może matka bawiła się w czarownicę z bajek?
Kolejne ciężkie westchnięcie, spojrzenie na zegarek. Miałem jakieś ociężałe powieki... Przypadek? Nie sądzę. Ta praca nużyła bardziej niż patrolowanie najnudniejszych ulic w KOLCu. Może właśnie dlatego starałem się zrobić to jak najszybciej, przez co po prostu wszystko było takie... krótkie, zwięzłe, może nowe ubogie. Miałem to w dupie. Byłem typem wojownika, a nie biurokraty. Jeszcze tego mi brakowało, by robić z siebie jakiegoś sztywnego mądrale zza biurka. Kolejne papierki sobie lądowały w odpowiednich, miałem taką nadzieję, teczkach, póki ktoś nie zaburzył mi nadanego rytmu zamulacza.
Kurwa! – rzuciłem ze świstem, przeciągając się na krześle. Wskazałem pani zabójczyni odpowiednie miejsce dla tej sterty, czyli kosz. – Dobra, ciśnij tutaj – zreflektowałem się zaraz, wskazując jakąś inną mini stertę na biurku. – I co ty masz na nosie, Tudor? Już lepiej prezentowałaby się tam skóra jadowitego węża – stwierdziłem, ciskając trzymany długopis gdzieś na biurko. Niezbyt bardzo przejmowałem się tym, że mi gdzieś ucieknie, rezygnując ze współpracy. Sięgnąłem za to po apteczkę do jednej z szuflad. Cisnąłem ją w puste już łapki dziewczyny.
Nie strasz ludzi. I powiedz, że mordercy na zlecenie nie muszą bawić się w jakieś formularzyki, raporciki i inne diabły. Muszę się przebranżowić, a to chyba najlepsza alternatywa. Byle z dala od tego biurka – rzuciłem, ziewając. Złapałem za kubek z wodą i łyknąłem, by spojrzeć uważniej na Catrice Tudor. Ciekawe, jakie były jej metody zabijania. Czy to dobry temat rozmowy pomiędzy pomiatanym pracownikiem posterunku a chcącym wybić całe getto Strażnkiem? Jeśli chodziło o moją przerwę to genialny. Zdarzyło mi się już niejednokrotnie kogoś zabić, ale niestety za każdym razem narzędziem była broń palna.
Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyPią Cze 26, 2015 10:37 pm

Omiotła pobieżnie spojrzeniem gabinet, w którym siedział Angelini. Nic specjalnego, wyglądał zapewne jak typowe pomieszczenie do papierkowej roboty – chociaż nie miała pojęcia, jak wyglądało to kiedyś. W czasach, gdy pracowała dla Snowa, jej kontakty ze Strażnikami Pokoju ograniczały się do czynności następujących: eskorta, sprzątanie po jej wybrykach, parę dowcipów, względnie raz czy dwa jeden z nich zaniósł ją do medyka, gdy zasłabła. Ale nigdy nie bawiła się w wizyty na posterunkach, to nigdy nie było konieczne. A teraz proszę – nie tylko przebywała na posterunku w charakterze pomocy/posłańca/cholera wie kogo jeszcze, ale i pracowała. Wprawdzie nie wszystkim to się podobało, ona jednak nie miała powodów do narzekań. Stała praca, nawet bez pensji, była ciekawym doświadczeniem dla dziewiętnastolatki.
Zauważyła, że Valerius nie jest w nastroju do żartów; najwidoczniej nie tylko ona nie przepadała za papierkową robotą. Kilka razy doradcy Snowa zażądali od niej pisemnych raportów w sprawie paru morderstw, co skończyło się tym, że… po pewnym czasie sami pisali sobie te głupie sprawozdania. Ona miała po prostu wykonywać swoją pracę.
- Przepraszam – rzuciła spokojnie, kładąc teczki niemalże naprzeciwko niego. – Ale z tego, co zrozumiałam, to wymagają tylko przejrzenia i pobieżnej parafki na kilku stronach.
Rozbawił ją nieco wskazaniem kosza na śmieci. Była pewna, że gdyby wyszła, chłopak bez problemu cisnąłby stertę gdzieś w kąt, olewając zupełnie. A tu proszę – nawet zirytowany nawałem pracy i z obolałymi plecami i karkiem (co zauważyła po sposobie, w jaki siedział;  miała wrażenie, że przydałby mu się porządny masaż) był w stanie zdobyć się na ironię, co wywołało jej uśmiech. Bez szemrania przyjęła apteczkę, chociaż miała ogromną ochotę wywrócić oczami.
- Prawdę powiedziawszy, najlepiej wyglądała lisia krew w trakcie polowania. A to – wskazała mu na czarny opatrunek – Mały nawyk z czasów roboty u Snowa, kiedy miałam robocze opatrunki przed lekarzami. Zazwyczaj woleli, żebym sama coś zrobiła, nim przystąpią do roboty.
Uśmiechnęła się do Valeriusa, po czym szarpnięciem oderwała swój prowizoryczny opatrunek. Ostrożnie obmacała nos, po czym nałożyła świeżą gazę. Dosyć niechętnie, wiedziała jednak, że nie powinna szarżować zanadto i radzić sobie bez pomocy lekarza. Dlatego też oddała Strażnikowi apteczkę, obserwując go przy tym.
- Ostatnie straszenie zaliczyłam, kiedy zabiłam klienta, który mnie zgwałcił. Potem chyba wszyscy przywykli, że puszczają mi hamulce. – przycupnęła sobie na brzeżku jakiegoś krzesła, usuwając zeń wcześniej papiery, które teraz spoczywały na jej kolanach. Czekała na jakieś polecenie, być może Angelini miał jakieś dokumenty do odniesienia?
- Zawsze byłam przekonana, że do papierkowej roboty powinni być wyznaczani inni ludzie. A przynajmniej takie poglądy mi wpojono ładnych parę lat temu; zapewne w tamtych czasach pan trenowałby na strzelnicy albo na wyznaczonych torach, ja zajęłabym się swoją robotą, a paru nudnych asystentów robiłoby papierki.
Zastanowiła się nad tym, co powiedział o przebranżowieniu. I nagle naszła ją ochota na zwykłą rozmowę, pogawędkę o wszystkim i o niczym. Zwykła, szczera rozmowa, tak między mordercą a wojskowym.
- Fakt, lepiej wyglądałby pan w okolicznościach innych niż to biurko. – przyznała w końcu, bawiąc się końcówką warkocza.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptySob Cze 27, 2015 2:26 am

Parafki zawsze spoko. Nie wiem, na co im te wszystkie biurokratyczne bzdury. Mniemam, że, nieważne jak bardzo bym chciał to zrozumieć, i tak tego nie zrozumiem.  Pojeby i tyle. Sami to cisną do szafki albo wyrzucą, a ja się muszę z tym męczyć. Kij im w oko – rzuciłem, nie zamierzając się już nad tym rozwodzić. Znałem jednak życie oraz siebie, więc pewnie niejednokrotnie jeszcze miałem narzekać na tych wszystkich ludzi nade mną. Awans byłby miłą rekompensatą za te wszystkie bolączki związane z pracą Strażnika Pokoju... Choć pewnie wtedy doszłoby mi więcej tego szajsu do uzupełniania. Tak źle i tak niedobrze.
I niedobrze, że gadałem od tak sobie swobodnie z tą laską. Nie miałem czasu się nad tym zastanawiać, ale coś tu było nie halo, skoro wpierw pomogłem jej się ewakuować z Pałacu Sprawiedlwiości, jak gdyby była moją starą przyjaciółką, taką Tabithą choćby, a teraz z nią ucinałem pogawędkę i, co paskudnie popaprane, rozmawiało mi się z nią całkiem spoko, mile, przyjemnie. Choć, halo po raz drugi, powinienem pamiętać, że była tak zwanym brudem, morderczynią Snowa zamkniętą w getcie i zapewne potrafiącą  zmanipulować każdego tak, by wynieść ze wszelkich relacji jak największe korzyści. Mała żmijka, która mnie niezwykle interesowała swą przeszłością i w sumie też aktualnym życiem. To coś nowego w moim własnym życiu, coś intrygującego, a może nawet pociągającego. Nom... W tej chwili była nieszkodliwa. Zabijając Strażnika, skazałaby samą siebie na śmierć. I w sumie ja osobiście nie uważałem, by zamierzała mnie zabijać. Mówił mi to mój własny instynkt mordercy. Może zidiociały... Los jeden wiedział.
Zgwałcił...? – powtórzyłem zaskoczony, unosząc jedną brew. Okej, Tudor wyglądała na drobną i niewinną, ale nie powiedziałbym, by nie obroniła się przed byle kolesiem. Ponadto nie wyglądała na taką, której puszczają hamulce. Prędzej już bym siebie o to podejrzewał. Choć ja to ja. Nietrudno było mnie wkurwić. Szczególnie, gdy było się Kapitolińczykiem. – Nie wyglądasz na porywczą. Prędzej porównałbym cię do Julki... Choć ona w sumie również potrafiła pokazać swoją dziecięcą złość. – Nawet się uśmiechnąłem, wspominając tego małego szkraba. Tęskniłem za nią. Dawno jej nie widziałem. I nie powinienem za tym tęsknić. Jedynie utrudniały mi prace jej wizyty.
Pan? Nie morduj mnie słowami! Mów mi po imieniu, bo serio zacznę się czuć jak biurokrata, a to byłoby potworne. Ugh! Aż mnie ściska, gdy pomyślę o tych wszystkich politykach i urzędasach w garnirunkach... Choć nie powiem, przez wychowanie takie, a nie inne, też lubię czasem wyglądać elegancko. Nie znoszę jednak plików kartek i całego tego badania cyferek, literek, znaczków, wykresików. Też widziałbym się w innych okolicznościach niż te biurko – zauważyłem z kolejnym ciężkim westchnięciem. - Cóż, nie zawsze ma się to, co się chce. Ma się za to to, co się ma. - Doprawdy, mędrzec ze mnie genialny!
Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptySob Cze 27, 2015 9:54 am

Ta sytuacja nawet dla niej była dość niecodzienna. Fakt, zdarzało jej się gadać ze Strażnikami Pokoju na posterunku, jednak były to pogawędki bardziej w kontekście pracy i pytań, gdzie zanieść dane dokumenty. Zdarzały się też nieprzyjemne uwagi, takie jak pytania o to, ile osób dzisiaj skasowała. Skasować, co za irytujące słowo. Wolała używać o wiele innych; ponad to, od wesołego znalezienia się w getcie (ilekroć myślała o tamtej chwili, wiedziała, iż musi podziękować Argentowi za te kilka rzeczy, jakie jej podesłał) nie miała okazji do zabijania. Wszczepiony lokalizator i te sprawy; jeśli chciała wyjść, musiała się zachowywać.
- Nie będę sugerować próby podrabiania podpisów – mogę tylko powiedzieć, że to czasem się zdarzało. Tylko proszę się nie zdradzać z tą wiedzą…
Uniosła palec do ust w geście ciszy, proszącym i zarazem sugestywnym. Zaskoczenie w jego głosie było dla niej czymś niespodziewanym, od zawsze sądziła, że ludzi takich jak Angelini nie da się zaskoczyć.
- Miałam trzynaście lat, a w szeregach Snowa był ktoś, kogo trzeba było się pozbyć z uwagi na… pewne okoliczności – zaczęła, patrząc na niego ze spokojem. – Dlatego podesłali mu mnie, z nakazem, żebym nie zdradziła się z celem swojej wizyty. Nikt nie przypuszczał, że to pedofil i perfidny sadysta. A może po prostu potrzebował rozładować swoje emocje, nie wiem. Zrobił swoje, a potem pożegnał się z tym światem.
Zaśmiała się krótko, rozbawiona jego słowami. Ona nie wyglądała na porywczą? Uświadomił jej tylko, że powinna kiedyś pokazać mu się po wykonaniu jakiegoś zadania, najlepiej cała we krwi. Czy wtedy byłby chociaż odrobinę zaskoczony?
- Uznam to za komplement. – skłoniła głowę. Nie wiedziała, kim jest owa Julka, z wyrazu jego twarzy przypuszczała, iż jest to jakiś członek rodziny. Może młodsza siostra? Ktoś, kogo znał od dziecka, z kim się wychował? Koleżanka? Miłość?
- Brzmi to tak, jakbym słyszała kogoś mówiącego o mojej młodszej siostrze. Był z niej czasami mały diabeł…
Urwała nagle, pogrążając się w swoich myślach. Dawno nie zastanawiała się nad tym, czy reszta Tudorów, matka, brat, siostra, nadal żyli. Dwoje powinno przebywać gdzieś w okolicach Dwójki (względnie powinny tam być ich ciała), trzecie, Elijah, szlajało się Los gdzie wie – o ile wysnuwało się przypuszczenie, że jeszcze żyje. Szybko jednak powróciła do Valeriusa, uśmiechając się. Chyba pierwszy, najdalej drugi Strażnik Pokoju, którego naprawdę szczerze lubiła. Nie tylko z powodu długu, jaki miała u tego młodego mężczyzny; po prostu miał w sobie coś, co sprawiało, że nie byłaby chętna do wyeliminowania go…
Z drugiej strony, zmusiła się nawet do wyeliminowania kogoś, kogo kochała.
- Ten kark nie wygląda najlepiej. Macie tu niewygodne krzesła. – przyjrzała się Angeliniemu, uśmiechając się lekko, gdy wyobraźnia podsunęła jej Valeriusa ubranego w coś innego niż mundur. Nie mogła mu odmówić urody, popartej charakterem i młodzieńczym wiekiem; w końcu mógł być od niej starszy najwyżej kilka lat, różnił ich status społeczny.
- Mogę Ci z tym pomóc. Ewentualnie – dodała ostrożnie, chowając do kieszeni spodni kawałek materiału, którego dotychczas używała jako opatrunku. Miała zamiar na powrót przyszyć go do krawata, który zwisał na jej nadgarstku. W tej chwili jednak całą uwagę poświęcała Strażnikowi, który najwidoczniej znajdował się w obliczu niewygodnej perspektywy wypełniania papierów.
Współczuła mu.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyNie Cze 28, 2015 10:39 pm

Podrabianie podpisów można było spotkać chyba wszędzie. Może właśnie dlatego nie zwróciłem na te słowa zbyt wielkiej uwagi? Albo dlatego, że moją głową zajęło coś kompletnie innego i niezwykle ją zaprzątającego? Przeszłość Catrice Tudor, jednego z najbardziej znanych morderców, otwierała się przede mną, jak gdybym był człowiekiem godnym poznawania jakichkolwiek zwierzeń, jak gdybym był człowiekiem CHCĄCYM poznawać czyjeś brudy z czasów... dzieciństwa. O to chodziło, że ja właśnie CHCIAŁEM, co było dosyć... dziwne i jakoś się tym szczególnie nie przejmowałem. Mimo że nie powinienem ufać tej dziewczynie, bo mówiło przeciwko niej wszystko, czułem się w jej towarzystwie swobodnie. Mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że jak w domu. Jak w domu...
Czy to... Czy to było twoje pierwsze morderstwo? Czy już miałaś wtedy plakietkę maskotki Snowa i kolekcję trupów? – zapytałem zaciekawiony, wyobrażając sobie trzynastoletnią nagą Tudor całą we krwi na łóżku jakiego Kapitolińczyka. Wizja ta niezwykle mi się podobała, mimo że w tej chwili ktoś mógłby mnie okrzyknąć pedofilem. Nie, nie o to mi chodziło w atrakcyjności tej sceny. Ekscytował mnie sam akt... Ale ten gwałt. Nie wydawała się być zraniona, ani zdradzona. Non stop zachowywała ten pusty spokój, nie licząc kilku epizodów, podczas których się zaśmiała lub robiła inne, zapewne wyuczone, gesty.
Nie tylko ekscytację odczuwałem więc, gdy myślałem o tym momencie w jej życiu. Wkurwiało mnie też to, że istnieli tacy ludzie w tym państwie, którzy potrafili wykorzystywać seksualnie niewinne dziewczynki. Gdy pomyślałem, że któryś z nich mógłby tknąć Julkę... Że któryś z nich krzywdził Mandy, siostrę Tabby... Ściskało mnie ostro w środku. Najchętniej rozwaliłbym im te uśmiechnięte mordy. Uhh.
Jak możesz o tym mówić tak... bez jakichkolwiek negatywnych uczuć. Snow zrobił ci dosłowne pranie mózgu? – spytałem nadal zaciekawiony, niby to próbując zażartować, ale w tej chwili nie było mi do śmiechu. Istniały rzeczy, których nie zamierzałem tolerować za żadne skarby. Złapałem za długopis i zacząłem się nim bawić. – Wiesz, jak pomyślę, że jakiś typ mógłby moją siostrę, Julkę, tknąć... Czasem, patrząc na ten świat, stwierdzam, że przedwczesna śmierć ją ocaliła.
Otwierałem się przed nią. Pozwalałem płynąć swoim uczuciom swobodnie, nie tłumiąc ich, nie bawiąc się w jakieś sztuczne maskarady, maski. Po prostu byłem tym prawdziwym sobą, jakim nie byłem nawet nigdy przed Tabithą. Przy niej chciałem wypaść jak najlepiej, przed Catrice zaś... Ona miała życie usłane o wiele gorszym gównem niż ja, więc nie bałem się, że uzna mnie za jakieś zło świata, że porzuci. Ot przyszła, pogadamy, pójdzie sobie i tyle.
Pomóc, mówisz? A nie jesteś nikomu tam potrzebna? – Uśmiechnąłem się do niej szczerze, mimo że nadal krążyła w mojej krwi złość na tych sukinsynów. Rosła we mnie również coraz bardziej fascynacja. Łapałem się nawet na tym, że nie chciałbym, by dziewczyna miała przeze mnie jakiekolwiek problemy. Instynkt dżentelmena się we mnie obudził? I to w tej upadłej części miasta? Najwidoczniej życie było nieprzewidywalne.
Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyNie Cze 28, 2015 11:59 pm

Odkąd znalazła się w getcie, nie szalała za bardzo. Jak dotąd, jej jedynymi przewinieniami były kopnięcie jakiegoś gościa w jaja i nastraszenie jakiegoś szczeniaka, który pałętał się samozwańczo po ulicy po zmierzchu. No i na tyle z dzikich akcji panny Tudor, a wszystko przez jedną wizytę na posterunku. Wizytę, w trakcie której natknęła się na Blaise’a Argenta, dzięki czemu w jej przedramieniu tkwił teraz mały kawałeczek metalu, informujący nie tylko Strażników Pokoju, ale i wybranych przedstawicieli rządu o tym, gdzie przebywa, gdzie się przemieszcza i ile czasu spędza w danym miejscu. Szkoda tylko, że nie dali rady wykombinować jakiejś kontroli wizualnej – parę kamer, monitorujących każdy jej ruch… to byłoby nader ciekawe. Kto wie, może wojskowi, widząc jej poranną rozgrzewkę, wykorzystaliby niektóre ćwiczenia do musztry?
Zakołysała się na krześle, przekrzywiając głowę i patrząc na Valeriusa z lekkim zainteresowaniem. Nie wiedzieć czemu, nagle przestał przeglądać papiery i skupił się na niej, jak gdyby była jakimś ciekawym okazem zwierzątka na wystawie.
- Trzecie. – powiedziała spokojnie, patrząc mu w oczy. – Pierwsze było, kiedy zabrali mnie po raz pierwszy do Kapitolu, prosto z domu, z Dwójki.
Zamknęła oczy na sekundę, przywołując wspomnienia. Nie były bolesne, wręcz przeciwnie; uświadamiały jej, jak została ukształtowana przez Snowa i jego doradców, jak została wytrenowana, jak ją traktowano. Zupełnie tak, jakby była predestynowana do zabijania już od chwili, w której opuściła matczyne łono.
- Miałam dwanaście lat, kiedy mnie tu przywieźli. Snow kazał mi skręcić czyjś kark; zrobiłam to od razu, praktycznie bez wahania. Potem zaczęli mnie uczyć, zaczęli mnie sprawdzać. Jak szybko biegam, jak celnie strzelam, czym i jak się posługuję. W międzyczasie było drugie morderstwo, a kiedy uznali, że jestem gotowa, wypuścili mnie z ukrycia i posłali w szeregi świty Snowa. Mniej więcej po jedenastu miesiącach od pierwszego trupa.
Kiedy mówiła, jej głos był niezwykle miękki, jak gdyby zdawała mu relację z jakiegoś koncertu, nie ze swojego życia. Jak gdyby siedzieli nie na posterunku, a na kanapie w mieszkaniu Salingera, pogrążeni w zwykłej, przyjacielskiej rozmowie. Jak gdyby nie było między nimi żadnych różnic – a przecież takowe istniały, tylko chwilowo przytłumione przez ciekawość Valeriusa… i jej własną szczerość. Po raz pierwszy w życiu mówiła naprawdę szczerze o tym, co robiła; wcześniej nie powiedziała tego nikomu, nawet jej rodzice nie wiedzieli, że została zgwałcona i pobita. Nie miała zamiaru mówić o tym komukolwiek – a tu proszę, znienacka otworzyła się przed Angelinim, który, jak myślała, spoglądał na nią wyłącznie przez pryzmat mordercy. Nawet jeśli, była też młodą dziewczyną, w dodatku przez kilka miesięcy żyjącą pod jednym dachem z gościem odpowiedzialnym za gospodarkę.
- Nie, dlaczego? – zerknęła na Valeriusa z lekkim zaskoczeniem. –Nie musieli prać mi mózgu.
Przygryzła wargę.
- Pogodziłam się z tym dawno temu. Nie mogłam pozwolić sobie na słabość, nie oczekiwano ode mnie, że zamknę się w sobie, bo ktoś mnie zgwałcił. Rodzice od dziecka powtarzali mi, że mam się nie poddawać i robić swoje. Więc robiłam swoje. Może dlatego tak często coś mi zlecano.
Nadal bawiła się swoim warkoczem. Dotąd pozornie obojętna, Catrice złapała się na tym, iż czuje smutek. Czasami, w ferworze zabijania, zapominała o rodzinie; właściwie od pewnego momentu nie miała prawdziwej rodziny, nie umiejąc współistnieć z ludźmi, którzy ją otaczali od urodzenia. Wyczuła w głosie Valeriusa nutę, świadczącą o więzi, jaka łączyła jego i zmarłą siostrę.
- Przykro mi… Ale poniekąd masz rację. Skrzywdzenie dziecka jest jak zbrodnia, podejrzewam, że gdyby ktoś tknął Belle i dowiedziałabym się tego dopiero teraz, po jej prawdopodobnej śmierci… Dorwałabym skurwysyna, nawet gdybym miała przejść pieszo przez wszystkie dystrykty i wyrwałabym mu co nieco z ciała.
Taka była prawda; nawet jeśli nie miała już rodziny, pomściłaby siostrę bez wahania. Annabelle była tylko dzieckiem, małą dziewczynką. Nawet jeśli przeżyła, nie umiałaby rozpoznać w Catrice siostry, za mało czasu spędziły razem. Cat była ciągle w ruchu, przemieszczając się pomiędzy Kapitolem a Dwójką, nie miała czasu dla rodziny.
- Sądzę, że zaparzyłam wystarczająco dużo kawy, żeby Twoi koledzy mogli opijać się nią i wcinać swoje kanapki, przyniesione w kieszeniach. – mrugnęła do niego, chichocząc cicho. Zaraz jednak zganiła się w myślach, wiedząc, ze Angeliniemu chodziło raczej o pracę, nie o kark, który musiał mu zesztywnieć od ciągłego pochylania głowy nad papierami.
- Ale na Twoim miejscu urwałabym się stąd i znalazła dobrego masażystę – dorzuciła lekkim tonem, nawet nie próbując sugerować, że mogłaby przydać się nie tylko przy papierach.
A że splotła palce dłoni, wymownie strzelając stawami? Nieee, to wcale nie była ukryta aluzja.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyPon Cze 29, 2015 6:31 pm

To oczywiste, że informacje o popełnionych przez Catrice zbrodniach wypowiadane spokojnym tonem tworzyły we mnie różnorodne emocje. Ich efektem nie było jednak przeklinanie siedzącej przede mną dziewczyny. Jak mógłbym ją osądzać, skoro tak naprawdę robiła niegdyś to, co ja teraz. Różnica była w sumie tylko taka, że mi nikt nie zlecał konkretnej osoby do wyeliminowania. Ja to robiłem, by utrzymać porządek w Kapitolu, a przynajmniej tak usprawiedliwiałem popełnione zbrodnie. Co robiłem? Po prostu utrzymywałem porządek. Nieważne, czy chodziło o getto, czy też działania Kolczatki gdzieś poza murami. Działałem, bo uważałam, że tak trzeba, i dlatego też, że miałem z tego satysfakcję, o czym nikt nie musiał wiedzieć.
Warto wspomnieć, że duży wpływ miały na to wydarzenia z przeszłości oraz nauki wyniesione z domu. Rodzice, głównie matka, nauczyła mnie, że powinienem dążyć do doskonałości, zdobywać to, czego pragnę, na co względnie zasługuję. Trenowała mnie, powtarzając ciągle, że w przyszłości będę musiał być bezwzględny, by przetrwać, nie współczuć a myśleć o sobie. Przytakiwałem jej i powtarzałem to po niej, by czuła się dumna i też by dała mi spokoj. Wtedy jednak myślałem, że mówi tak, gdyż nie otrząsnęła się po Igrzyskach. Nie musiałem długo czekać, by rebelia pokazała mi, że kobieta, którą uważałem za złamaną psychicznie, miała rację. A epizod z Tabithą wbił ostatni gwóźdź, by utwierdzić mnie w tym przekonaniu. Nie powinienem był wtedy bawić się w gówniarskie miłostki do kogoś, kto miał mnie w głębokim poważaniu i był w kompletnie innej sytuacji niż ja, trudniejszej, przy czym nie chciał dać sobie pomóc. Heh. Mimo wszystko wiedziałem, że zrobiłbym ten błąd raz jeszcze. Pewnie również to odróżniało mnie od Catrice Tudor.
Rodzice... Skąd ja to znam? – spytałem retorycznie, zauważając, że miałem z nią wiele wspólnego. Musiałem jednak pamiętać o tym, że istniała spora ilość punktów, które nas różniły. Choćby ten dotyczący żałowania niektórych decyzji czy osoby, która skrzywdziła Julkę. Ja nie potrafiłem jej ścigać, mimo że wiedziałem, kto odebrał jej życie. Ta osoba nadal żyła, uśmiechała się na ekranach telewizorów i mówiła, jak to dba o życie całego Panem.
Nie zwierzyłem się z tego Catrice, mimo że stworzyliśmy jakieś pseudo koło zwierzeń. Właściwie miała prawo poczuć się przeze mnie jak na przesłuchaniu, bo wypytywałem ją, podburzany przez ciekawość, o jej życie, o to, co robiła i jak to robiła. Jak... To chyba interesowało mnie najbardziej. Czemu zaś nie powiedziałem jej o Julce? O Valerie, mojej cudownej matce? Chyba mimo wszystko zależało mi na niej, co mogłem wrzucić do pudełka ze swoimi kretyńskimi stwierdzeniami.
No proszę, proszę. Panna Tudor potrafi chichotać. Niezwykłe. I słodkie – stwierdziłem z uśmiechem. Wpadła mi do głowy myśl, że jej słowa o kawie w połączeniu z późniejszym śmiechem, mogłyby zwiastować wysoką zawartość trucizny w napoju. Na szczęście nie zwiastowały. Panna Tudor zapieprzała tu dla wolności i non stop o tym pamiętała.
Urwać się stąd i... Ooo! Czyżbyś znała się nie tylko na skręcaniu karków? Ahh! No tak! Głupek ze mnie! To pewnie jeden ze sposobów skradania się do ofiary – zauważyłem, śmiejąc się. – Wiesz, że jestem gotowy zaryzykować? Nie potrafię sobie wyobrazić tych rączek w akcji – rzuciłem rozbawiony, poniekąd rzucając wyzwanie w kierunku Tudor. Można powiedzieć, że zarzucałem jej bycie księżniczką, za którą prosty lud odwalał resztę.

Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyPon Cze 29, 2015 10:28 pm

- Rodzina to dziwna instytucja. Podejrzewam, że gdyby moi rodzice mieli inny zawód, byłabym zupełnie innym człowiekiem. Oni szkolili Zawodowców, a ja uczęszczałam na ich treningi.
Skupiła wzrok na długopisie, leżącym idealnie w dłoni Valeriusa, łapiąc się na pewnej myśli. Czy byłby w stanie zabić czymś takim?
- Tyle razy lądowałam na macie dzięki ojcu lub matce, że w końcu zaczęłam trenować jak szalona. Potem wylądowałam tutaj, i w domu bywałam sporadycznie, kompletnie zapominając, czym tak naprawdę jest rodzina. Czasem miałam wrażenie, że się mnie bali, zwłaszcza po tym, jak któregoś razu odmówiłam lekarzom oględzin i wróciłam do domu cała we krwi, ignorując wszystkich i wszystko dookoła.
Czemu właściwie o tym mówiła? Nie nawykła do opowiadania komukolwiek tego, co działo się od momentu, w którym Snow rozkazał jej skręcić kark. Pewnego razu, gdy jej brat zapytał o to, co robi, Catrice krzyknęła na niego, powodując, że mała Belle zaczęła płakać, wystraszona. Pamiętała dokładnie, że miała wtedy w ręce nóż; widząc ojca i matkę, chciała ich zasztyletować nikim dzikie zwierzęta, winiąc ich za to, że stała się mordercą. Kto wie, może gdyby odmówili jej wstępu na treningi, odesłali do kogoś innego… Nie, to nic by nie dało. Catrice od małego umiała stawiać na swoim.
Angelini był dobrym słuchaczem. Nie musiał o nic pytać, właściwie sama otworzyła się przed nim, gotowa opowiedzieć dosłownie wszystko. Zupełnie tak, jakby nawiązała się między nimi jakaś nić porozumienia, sprawiająca, iż panna Tudor była w stanie pozwolić mu ingerować w swoje życie, zagłębiać tajniki jej szkoleń, dowiadywać się, w jaki sposób najczęściej zabijała. Chyba po raz pierwszy od bardzo dawna, mniej więcej od czasu pamiętnej kolacji z Salingerem, czuła się dobrze w towarzystwie mężczyzny. W dodatku niemalże obcego, któremu mimo wszystko zawdzięczała życie.
Czemu właściwie mnie uratowałeś, Valeriusie?
- Czy to coś dziwnego, że umiem chichotać? – zapytała z uśmiechem. – Podobno każda dziewczyna umie, tylko niektóre robią to częściej, niż ja. Chociaż nie rozumiem, czemu to niezwykłe. Albo słodkie.
Mogła jedynie domyślać się, o co mu chodziło. A jednak, gdy odpowiedział jej tak wyzywająco, poczuła jakiś impuls.
Poderwała się nagle, szybko i zwinnie, nie spuszczając oczu z Vala. Nagle w jej głowie pojawiła się ulotna myśl, która sprawiła, że znowu zachichotała. Ciekawiło ją, jak zareagowałby, gdyby przesadziła biurko susem, lądując mu na kolanach? Oczywiście, musiałaby wtedy stać pod oknem, biorąc pod uwagę ilość rzeczy, jakie były na blacie… Niemniej jednak, naruszyłaby w ten sposób zasady, których sztywno trzymała się od bardzo, bardzo dawna. Chociaż warto byłoby zrobić coś takiego dla samej jego miny.
- Uważasz się za moją ofiarę? – zapytała słodko, podpuszczając go nieco. Gdyby miał być faktycznie kolejną duszą na jej sumieniu, wiłby się teraz z bólu, spętany drutem kolczastym, podczas gdy ona nacinałaby powoli skórę na jego ciele, umiejętnie, by potęgować wszelkie nieprzyjemne doznania. Tymczasem jednak siedział na fotelu, chwilowo oderwany od swojej nudnej papierkowej roboty, zajęty wpatrywaniem się w nią. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, przerzuciła warkocz, by spoczywał na plecach(jak tylko się stąd wyniesie, natychmiast odwiedzi fryzjera) i ponownie strzeliła stawami.
- Znam się na wielu rzeczach, i niekoniecznie wykorzystuję je do zastawiania sideł na ludzi. Wręcz przeciwnie, niektóre moje umiejętności są zarezerwowane tylko i wyłącznie dla wyjątkowych osób.
Dzieliło ich w sumie kilka kroków. Pokonała tę odległość i znienacka znalazła się za nim, zaciskając dłonie na oparciu fotela. Wbiła wzrok w jego kark, po raz pierwszy myśląc o czymś zupełnie innym, niż możliwości do zabicia, jakie otwierała przed nią taka perspektywa. Gdyby nie to, że musiała się zachowywać, mogłaby skręcić jego kark błyskawicznie, bez chwili wahania. Zamiast tego sięgnęła łagodnie i musnęła palcami jego włosy, blisko ucha.
- Zaryzykuj… Chyba, że się boisz, Val? – rzuciła cichym, uroczym tonem.
Mogła skręcić jego kark. Mogła udusić go krawatem Salingera, zawiązanym na nadgarstku, jedyną pamiątką, jaką pozwolono jej zabrać, rzekomo potencjalną bronią. Jednak zamiast bawić się w małą i słodką morderczynię, którą była, gładziła wciąż ciemne włosy chłopaka, autentycznie zaciekawiona, czy byłby w stanie jej zaufać.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyWto Cze 30, 2015 11:07 pm

//kocham ten post wyżej ^ ^"

Nie uważam się za twoją ofiarę – rzuciłem nazbyt pewnym tonem, chcąc nieco... chyba się z nią podrażnić. Pod moim nosem nawet pojawił się zawadiacki uśmiech. Wiedziałem, że udało mi się ją już sprowokować niemym wyzwaniem, które rzuciłem w jej kierunku. Po tym jednym zdanku Mała Mi aż się paliła do tego, by mi pokazać, że ma szeroki zestaw umiejętności i że nie pozwoli podważać którejkolwiek z nich. – Jestem jedynie ciekaw, jak zabijasz – dodałem, jak gdyby nigdy nic.
Ciekawiło mnie, czy postanowi zaryzykować i pokazać, jak to łatwo mnie podejść. Właściwie sam osobiście otwierałem jej furtkę w tym zakresie. Nie zachowywałem ostrożności, pragnąc jedynie czuć, że stąpam na granicy niebezpieczeństwa, że wystarczy jeden szybki ruch, bym pożegnał się z tym światem. Nie chciałem umierać. Pragnąłem jedynie poczuć, że żyję i nie jestem jedynie stereotypowym Strażnikiem, który zwariował, widząc co jakiś czas swoją zmarłą siostrę, i który zgubił gdzieś wyrzuty sumienia po drodze do tego piekiełka. Ponadto mniemałem, że musiałoby to być ciekawe doświadczenie. Niestety, Tudor nie mogła sobie pozwalać na takie zagrania. Nie tu, gdy w każdej chwili mógł ktoś wpaść i strzelić w nią za próbę dokonania morderstwa...
...tylko i wyłącznie dla wyjątkowych osób? – słowa te sprawiły, że poczułem się, tym razem tak namacalnie, inaczej w obecności Tudor niż w towarzystwie innych ludzi. Podobało mi się to uczucie, bardzo mi pasowało, gdyż najwyraźniej znalazłem to, czego potrzebowałem i co poszukiwałem od dosyć dawna. Czyżby nasza poraniona przeszłość i zbudowana na niej tolerancja na niektóre brutalności, sprawiła, że staliśmy się dla siebie kimś w rodzaju najlepszych przyjaciół? Rozumieliśmy się bez mówienia o tym. Jedynie słuchaliśmy i wymienialiśmy się informacjami, które u innych zrodziłyby niesmak, podejrzenie lub chęć sprzedaży tajemnicy, które w tych czasach kosztowały dosyć dużo. Zarówno kupujących, jak i osób bezpośrednio związanych z tajemnicą.
Nawet nie drgnąłem, gdy stanęła za moimi plecami. Praktycznie zawsze denerwowały mnie osoby, które coś robiły za mną. Nieważne, czy znajdowałem się w kawiarni, w tym oto tu gabinecie, w swoim domu lub mieszkaniu, w których i tak zazwyczaj nikt, oprócz mnie, nie bywał. Catrice Tudor naruszyła to pole i mimo tego, że wiedziałem, czym zwykła się jeszcze nie tak dawno zajmować, nie odwróciłem się i nie rozkazałem jej porządku. Milczałem, czekając, co wypłynie z jej warg. Nim jednak coś powiedziała, poczułem dotyk. Delikatny. Miły.
Nie uważasz, że już ryzykuję? Pozwoliłem ci się zajść od tyłu – odezwałem się spokojnie dopiero po chwili milczenia. Rozkoszowałem się chwilą. Oto miałem za sobą drapieżnika, który mógł sobie zrobić ze mną, co tylko sobie zażyczy, a ja mu na to pozwalałem. Jak ostatni kretyn na ziemi. Nie chwyciłem jej jednak za dłonie, nie wyprosiłem z pokoju. Siedziałem i czekałem na rozwój wydarzeń.
O czym myślisz? – spytałem, tym samym co wcześniej, zaciekawionym głosem, odchyliwszy głowę do tyłu. Chciałem zobaczyć wyraz jej twarzy, jednocześnie sprawiając, że miała pięknie wystawioną szyję do podcinania. Pokręciłem nieznacznie głową. – Oszalałem, prawda? – dodałem z uśmiechem i nieco melancholijnym spojrzeniem. Na serio oszalałem, gdyż mój wzrok padł na jej wargi, a te podsunęły mi wizję tak zakazaną i tak słodką... Kompletnie oszalałem. Nie istniało inne wytłumaczenie na to wariactwo.
Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptySro Lip 01, 2015 1:05 am

/ a ja kocham ten powyżej Gabinet 108288635

- Nigdy nie miałam jednego, wybranego sposobu. – rzuciła miękko, głaszcząc jego włosy. Nadzwyczaj powoli, zupełnie tak, jakby nie chciała żadnego pośpiechu, rozproszenia. – Skręcałam karki, podawałam trucizny, strzelałam z broni palnej, kusz, łuków… Bawiłam się w sztylety, w noże, w tortury… Zapewne jeśli wymienisz jakiś sposób zabijania w tej chwili, okaże się, że go zastosowałam.
Czy było sens ukrywać przed nim prawdę teraz, kiedy zadał to pytanie? Najwidoczniej przez bardzo długi czas musiał mieć w sobie chęć zapytania o to, jak zabijała. Zresztą, trudno było mu się dziwić; dokumenty obejmujące zakres jej działalności znajdywały się w archiwum rządu, pod szczególnym nadzorem. Siedemdziesiąt cztery (chyba, nie była pewna) teczki z aktami osobowymi pewnych osób, zawierające zdjęcia, akty notarialne, metryki… Oraz przerażająco dokładne opisy okoliczności śmierci, w których zawsze pojawiało się nazwisko Catrice Mary Tudor.
- Nie chciałabym, żebyś był moją ofiarą.
To było zbyt łatwe, zbyt proste; nie do końca wierzyła w to, że Valerius nie poderwał się znienacka, zaledwie znalazła się za jego plecami. Każdy, dosłownie każdy Strażnik Pokoju zachowywałby się w tej sytuacji jak kot z przeziębionym pęcherzem, latając w tę i z powrotem, żądając od niej posłuszeństwa, stania na baczność, parzenia kawy, zaniesienia papierów, przyniesienia papierów, wyjścia, pójścia po coś… A ten oto delikwent po prostu siedział, nadzwyczaj spokojny. Jak gdyby nie żywił żadnej obawy co do jej poczynań, które przecież lada moment z delikatnej pieszczoty mogły zamienić się w coś gorszego.
Gdyby na tym fotelu siedział ktokolwiek inny, zapewne nie miałaby oporów przed wyrządzeniem krzywdy. Przed wysłaniem do pracujących na posterunku Strażników subtelnego ostrzeżenia, które w dość jasny sposób wyjaśniałoby, co spotyka ludzi usiłujących poniżyć zawodowego mordercę. Nie zabiłaby, o nie; nie była aż tak szalona. W zupełności zadowoliłaby się jakimś lekkim obrażeniem, nie do końca zauważalnym w ciągu pierwszych kilku chwil po zranieniu. Kawa naszpikowana cyjankiem? Błahostka, jednak użyłaby najmniejszej możliwej dawki. Tak na wszelki wypadek. Kto wie, może posunęłaby się do czegoś innego; w końcu zauważyła w tej uroczej apteczce małe nożyczki, które byłyby wprost idealne do zranienia.
Tylko że przy tym cholernym biurku musiał siedzieć akurat Valerius, którego nie miała ochoty krzywdzić.
Było w nim coś dziwnego, coś nieokreślonego. Coś, co sprawiało, że czuła się w jego towarzystwie wyjątkowo dobrze. Był jedynym Strażnikiem Pokoju, przy którym pozwalała sobie na odrobinę bezczelności i szczerego uśmiechu – jego kumple, pracujący w tym samym budynku, widzieli zazwyczaj jej uśmiech numer trzy: Tak, proszę pana, zrobię to, z ukrytym sensem: pierdolę was wszystkich, panowie i panie. O dziwo, owy uśmiech, zazwyczaj nie sięgający jej oczu, nigdy nie został wykorzystany przy Angelinim… A przynajmniej nie od czasu, w którym uratował jej życie.
- Nie lubisz, kiedy ktoś jest za Tobą, prawda? – zapytała, nie przerywając głaskania krótko ściętych włosów, które były nadzwyczaj miękkie. Uśmiechnęła się sama do siebie, muskając opuszkami palców jego kark. – Ludzie często odbierają to jako zagrożenie, kiedy ktoś znajduje się za Twoimi plecami. Nigdy nie wiesz, czy nagle nie zdzieli Cię czymś w potylicę, czy nie zarzuci na szyję sznura… Czy nie przekręci Twojej głowy, w ułamku sekundy pozbawiając Cię życia.
Czy tego właśnie się obawiał? Biorąc pod uwagę to, co już między nimi zaszło, musiała przyznać, że Val posiadał umiejętność zachowania zimnej krwi. Za jego plecami stała morderczyni, a mimo to jego oddech był równie spokojny, jak w chwili, w której weszła. Co więcej, nie złapał jej, nie odsunął od siebie, gdy znienacka go dotknęła. Dość… Nietypowe zachowanie jak na młodego żołnierza, ale może właśnie o to chodziło? O zastrzyk adrenaliny, oderwanie się od rutynowych czynności, takich jak wypełnianie papierów? To nie było ciekawe zajęcie, wręcz przeciwnie – irytacja Valeriusa zdawała się sięgać zenitu, gdy Cat wpadła do niego z papierami.
Teraz zaś siedział spokojnie, odchylając ku niej głowę; stała nieruchomo, gdy jej ciało usiłował opanować leciutki dreszczyk ekscytacji. Uśmiechnęła się, mając wrażenie, że celowo obrał taką pozycję – czyżby chciał sprawdzić, jaką reakcję wywoła u niej widok gardła, które mogłaby poderżnąć? Podobnie to pytanie, o czym myślisz?, błahe i jednocześnie odrobinkę irytujące, jednak mimo wszystko przyjemne.
- Myślę o tym, że gdyby ktoś tu teraz wszedł, mógłby być nieco zaskoczony – jej dłoń przesunęła się na szyję chłopaka, gładząc ją subtelnie. – Myślę o tym, że lubię zamykać drzwi na klucz. – palce drugiej dłoni nadal spoczywały na jego karku, sporadycznie muskając wrażliwą skórę. – Myślę o tym, że wcale nie oszalałeś, wbrew temu, co myślisz.
Stanęła na palcach i pochyliła się, a jej usta znalazły się wprost przy uchu Valeriusa.
-Myślę o tym, że mam ochotę ugryźć Cię w szyję i zachlapać ten śliczny, biały mundur czyjąś krwią… O czym Ty myślisz? – szepnęła, na powrót mierzwiąc jego włosy, nie zaprzestając jednak tego delikatnego głaskania, które bardzo, ale to bardzo przypadło jej do gustu.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyCzw Lip 02, 2015 11:06 pm

Aż tak to widać? Prawda, nie lubię. Kwestia nauczania mojej matki – stwierdziłem, wyszczerzając się szeroko przez ,zaserwowaną mi przez nią, do bólu szczerą argumentację. Miała rację. Nigdy nie wiadomo było, co postanowi zrobić ten ktoś za moimi plecami i choć aktualnie nie obawiałem się panny Tudor, to nieźle dawało mi w kość moje wyczulenie. Może ono mnie nakłoniło do spojrzenia na nią w tej ryzykownej pozycji? Mimo wszystko, podświadomie, chciałem ją mieć na oku? Zabawne.
Podobnie jak to, że nadal nie potrafiłem widzieć w niej tej morderczyni, za jaką miało ją całe Panem. Patrzyłem na nią i dostrzegałem jedynie drobną dziewczynę, kobietkę dopiero wchodzącą w dorosłość, kogoś łagodnego i... od tak sobie spokojnie mówiącego o zabijaniu, ofiarach, metodach. Może to te sprzeczności, które żyły w niej w niesamowicie ułożonej harmonii, mnie przyciągały? To jej wyrafinowanie, ostrożność i jednocześnie dosyć ryzykowna odwaga? Nadal pozostawałem Strażnikiem, ona zaś więźniem w tych  murach. Czułem jednak, że ta przepaść cosik się zwężała, tworząc między nami piękną płaską nawierzchnię czy coś w rodzaju całkiem stabilnego mostu.
A może to było coś jeszcze bardziej trwałego...? O ile coś takiego mogło powstać między nami. Coś silnego... i emocjonalnego. Ten jej miękki głosik i delikatny głos sprawiał, że zapominałem coraz bardziej, gdzie tak właściwie się znajdujemy, w jakiej sytuacji, kogo tak naprawdę mieliśmy w towarzystwie. Ona – zabójczyni z getta, ja – gnębiciel getta. Może to zasadzka? Może zemsta za te wszystkie moje zbrodnie? Przecież nie mogłoby być tak pięknie... między dwoma tak bardzo popapranymi ludźmi. Tylko że... gdyby tak było, już byłbym martwy.
I ten szept... Powinienem ją aresztować za takie wizje, pokazać jej, że nie ma prawa ich mieć, że to getto, że jestem Strażnikiem z krwi i kości, a nie jej rządowym przyjacielem, dla którego zabijała. Nie zrobiłem tego. Siedziałem, czując te spływające po moim ciele dreszcze, gdy tylko coś mówiła, szeptała, gdy mnie dotykała. Czule, delikatnie, leniwie. I chciała zachlapać mój mundur krwią, gdy bylibyśmy tak bardzo blisko siebie... Tymi słowami, wizjami przejmowała nade mną kontrolę... niczym wiedźmy w książkach dla dzieci. Niezwykle kuszące wizje, których nie można było olać. Stały się przecież częścią mojego jestestwa. Nas.
Myślę o tym... – No, Val, o czym myślałeś? Czym chciałbyś się podzielić z tą dziewczyną? Prawdą? Czy może wolałeś ją zataić? – ...że... chciałbym poczuć, jak gryziesz mnie w szyję, chciałbym zobaczyć, jak plamisz mój mundur krwią, i chciałbym też poczuć jej charakterystyczny zapach, a potem... – Zamknąłem oczy, zastanawiając się, czy to nie będzie za wiele, czy to aby na pewno dobry pomysł. Gdyby wpadł tu ktoś... i doniósł wyżej... Choć kto mógłby chcieć się tu zbliżać? Do mnie? Gdy byłem w trakcie wypełniania papierów? Bywałem wtedy taki marudny i taki zniecierpliwiony...
Ująłem w dłonie jej drobne palce. Jej dotyk był dla mnie czymś naturalnym, na miejscu, zwykłym. Te dłonie, jak i moje dłonie, potrafiły jednak odebrać życie. Nie przeszkadzało nam to. Potrafiliśmy to zrobić, nawet nie odwracając oczu od gasnących ofiar. Byliśmy bardzo do siebie podobni, byliśmy w swej brutalności bardzo wyrozumiali. Byliśmy w tej chwili sami w gabinecie... Zegar powolnie wybijał kolejne sekundy trwania naszej pracy.
Wstałem niespiesznie z krzesła, przesuwając je nogą. Już wcześniej miałem okazję się przekonać, że znacznie przewyższałem Catrice wzrostem i budową ciała. Była taka niepozornie drobniutka... To również podsycało uczucia, które kłębiły się w moim sercu. Oczarowany złapałem ją za pośladki z łatwością sadzając na jakiejś szafce wśród dziesiątek teczek. Miałem je w dupie jak te inne biurokratyczne bzdury.
Myślę o tym, że chciałbym cię pocałować – szepnąłem do uszka Tudor, by zaraz ująć jedną dłonią, o dziwo!, delikatnie ją za podbródek i pocałować. Spokojnie i niespiesznie, choć do wizji o morderstwach pasowałoby może coś bardziej gwałtowniejszego... i nieokiełznanego? Byliśmy „duzi”, jeśli chodziło o zbrodnie, więc może wyrośliśmy z oklepanych scenariuszy dla laików?
Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyPią Lip 03, 2015 10:35 am

Jego matka była jedną z tych osób, którym udało się przetrwać na arenach Głodowych Igrzysk. Valerie Angelini, blondynka, która zwyciężyła w trakcie Czterdziestych Dziewiątych Igrzysk. Cat nie pamiętała dokładnie, jakie okoliczności towarzyszyły zwycięstwu kobiety, niemniej jednak, prawdopodobnie spotkały się dwa lub trzy razy. Głównie na bankietach u Snowa, jednak były to tylko chwilowe spotkania, w trakcie których Angelini była zazwyczaj zbyt zajęta, by zwrócić uwagę na jakąś dziecinkę ze świty pana prezydenta, zazwyczaj przechadzającej się towarzystwie jednego z doradców. Faktycznie, mało osób domyślało się, że szatynka w eleganckich sukieneczkach nosi sztylet na jednym udzie, a czasem nawet i broń palną.
- Matki… – stwierdziła tylko, kręcąc głową. Jej własna matka była kimś, kogo panna Tudor miała wyjątkowo w nosie od momentu, w którym usiłowała zabronić jej wyjazdów do Kapitolu. Dziewczyna wtedy zaproponowała matce danie, okraszone wielką dawką kapsaicyny, w nadziei, że dojdzie (przynajmniej) do ostrego zatrucia, którego objawami było zsinienie skóry i kłopoty z oddychaniem. Ciekawiło ją, czy tylko ona miała takie zapędy; może Valerius też nie przepadał za rodzicielką? Najwidoczniej, skoro w jego głosie drżała jakaś dziwna nuta, świadcząca o czymś na kształt rozdrażnienia.
Teraz jednak zajęta była bardziej… przyziemnymi sprawami, fascynującymi o wiele bardziej, aniżeli analiza zachowań ich  matek. Skupiła się wyłącznie na Strażniku, nadal głaszcząc jego skórę. O wiele delikatniejszą, niż przypuszczała. Kwestia znikomych kontaktów z osobami jego pokroju czy może… Wzajemne zaintrygowanie? Coś głębszego? W końcu siedzieli w tym samym pomieszczeniu, pozornie zajęci pracą, która wymagała od nich skupienia i profesjonalizmu. Które zresztą pozwalała mu odczuć, nie zaprzestając dotyku. Mimowolnie zastanawiała się nad tym, kiedy ją odsunie, w którym momencie oderwie jej dłonie od swojej szyi, żądając posłuszeństwa i natychmiastowego powrotu do obowiązków… Co jednak nie następowało.
Biały mundur Valeriusa współgrał idealnie z jej ciemnym ubiorem. Czerń i biel, niczym jasność i ciemność, noc i poranek. Rządowiec i brud z getta, Strażnik Pokoju i wyjęta spod prawa morderczyni. Razem, w jednym pomieszczeniu, niebezpiecznie blisko siebie. Gdyby chciała go zabić, nie byłoby większych problemów, w końcu sam oddał się w jej dłonie, pozwalając, by szeptała mu do ucha. Ale prawda była prosta – Catrice Tudor nie miała ochoty nastawać na życie chłopaka.
Chciała czegoś zupełnie innego.
Od momentu, w którym Snow usłyszał, co właściwie zrobiła panna Tudor ze swoją trzecią ofiarą, pilnowano, by jej potencjalne ofiary nie miały okazji naruszenia jej intymnej sfery; w przeciągu tych siedmiu lat trafiły się tylko trzy osoby, z którymi trafiła do łóżka. Jeden frajer, jedna żona jakiegoś nuworysza, dzięki której Tudor skasowała bogatego mężulka… I Elijah, z którym łączyła ją pewna specyficzna więź, potocznie nazywana zakochaniem. Pierwszy i ostatni raz, kiedy przez jedną chwilę pozwoliła sobie na łzy, które następnie otarła i wyszła z mieszkania. Pan prezydent nie potrzebował płaczki, potrzebował kogoś, kto twardo stąpa po ziemi i nie oddaje się emocjom tak łatwo.
Uśmiechnęła się do Valeriusa, słysząc jego głos. Zobaczyć, jak plamisz mój mundur krwią, i chciałbym też poczuć jej charakterystyczny zapach… Pochyliła się jeszcze bardziej i na kilka sekund zacisnęła zęby na jego szyi, gryząc go. Na tyle mocno, by poczuł, na tyle słabo, by nie zostawić żadnego mocniejszego śladu, który mógł wzbudzić wątpliwości.
-Mundurem zajmiemy się chyba dopiero wtedy, kiedy nadarzy się okazja… – rzuciła nieco sugestywnym tonem, mierzwiąc mu włosy. Śmiejąc się cichutko, z radością. W końcu nie miała okazji do mordowania, odkąd zesłali ją do getta, a towarzystwo Angeliniego byłoby naprawdę dobrym urozmaiceniem igraszek z ofiarą.
Drgnęła lekko, zaskoczona, kiedy jego dłonie zamknęły się na jej palcach. Tylko na chwilę, wystarczyło jednak, żeby wizje mordowania odpłynęły gdzieś w niebyt, a ona sama, dotychczas drażniąca się z żołnierzem, poczuła, że naprawdę jest między nimi jakaś dziwna więź. Nie do końca określona, jednak bazująca na specyficznej i wzajemnej fascynacji, silnej na tyle, by żadne z nich nie zażądało przerwania tej bliskości.
Dlatego nadal stała w miejscu, gdy podniósł się i stanął tuż przed nią. Dlatego nie cofnęła się, widząc przed sobą człowieka wyższego i silniejszego od siebie. Dlatego nie pozwoliła sobie na przerwanie kontaktu wzrokowego, nawet gdy jego dłonie znalazły się na jej pośladkach, a ona sama wylądowała na jakiejś szafce, idealnie między dwiema stertami dokumentów. Dlatego nie wydawała z siebie żadnego dźwięku, chociaż jej serce biło odrobinę szybciej.
Dlatego, gdy usłyszała cichy głos przy uchu, pozwoliła, żeby ujął ją za brodę i pocałował. Delikatnie, wręcz nieznośnie delikatnie; tak, że odwykła od takich uczuć Catrice poddała się, całując go powoli i łagodnie, delikatnie i subtelnie. Zupełnie, jak nie ona.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyPon Lip 06, 2015 10:17 pm

Nie przypuszczałbym, że Tudor pozwoli się ujarzmić, ściągnąć koronę panowania nad sytuacją i pozwolić mi nadawać tempo naszym wstępnym igraszkom. Zauważyłem jej chwilowe spięcie, odczuwałem coś, co mogło oznaczać niecierpliwość, może zawód. Poddała mi się jednak, zgadzając się na ten powolny, przepełniony delikatnością pocałunek. Zdałem sobie sprawę, że to musiało być dla niej coś... innego, o ile wcześniej nie miała styczności z taką delikatnością i czułością skierowaną w jej kierunku. Sama na niej coś się znała, co miałem okazję odczuć na własnej skórze, ale czy wobec niej...
Zdałem sobie również sprawę, że akt brutalnego morderstwa tak bardzo by kontrastował z tym, co działo się teraz między nami... Niczym czarna kropka na białym papierze, a właściwie biała kropka na czarnym, jak jasne światełko w podziemiach Kapitolu czy w tunelu. Ta przepaść mogła się wydać dla niej trudna, burząca mury, o ile jakieś uparcie istniały jako podstawa jej twardości. Nie mogłem jednak odczytać jej myśli, czego teraz bardzo żałowałem. Co tam się znajdowało w główce tej kobietki? Ostre pazurki, które pragnęły więcej, wahanie czy chęć wyniesienia korzyści z naszej znajomości? A może po prostu ja i ja, i ja, i ja... Ponoć swój urok miałem. Nadal młody, tajemniczy, skryty za białym mundurem, z nieciekawą opinią, a jednak potrafiący zachować się tak, jakby w mej piersi nadal znajdowało się i biło serce.
Mundurem zajmiemy się dopiero wtedy, gdy nadarzy się okazja? A teraz nie masz ochoty się nim zająć? – zamruczałem do jej ucha, gdy torturowałem ją niespiesznymi pocałunkami spływającymi po jej szyi. Ciężko było mi utrzymać to powolne tempo, zwłaszcza że żądza przejęła niemal cały system dowodzenia w mojej głowie. Miałem ochotę gryźć ją w tę delikatną szyjkę, jak ona ugryzła mnie chwilę temu, i brać ją raz za razem na tym biurku, by na koniec uśmiechać się bezczelnie, gdy krzyczałaby... Może wykrzykiwałaby moje imię...? Kto wie...
...i kto się nie dowie? Ja! Ot, prosty przykład bycia pracoholikiem, a przez to wiecznie niespełnionego faceta. Wiedziałem, że to, co robię, mogło się odbić źle na mojej strażniczej przyszłości, a przecież tego bym nie chciał. Ba!, unikałem wszelkich sytuacji, które mogłyby opóźnić mój ewentualny awans. Spokoju na festynie nie udało mi się uniknąć, zaś wciskania łap w majtki Catrice Tudor... W takich chwilach jawnej nieodpowiedzialności, o zgrozo!, myślałem o matce, która zdecydowanie nie pochwaliłaby takiego zachowania, porzucenia samokontroli i bycia panem swego życia, na rzecz migdalenia się z jakąś panną. I, o zgrozo po raz enty, w takich chwilach nie przeklinałem swej matki, a miałem ją za wzór do naśladowania.
Kąsałem wargi Tudor, z każdą mijającą sekundą, którą wybijał ten przeklęty zegar, zwalniając, aż w końcu zatrzymałem się i westchnąłem ciężko.
Nie mogę – rzuciłem jedynie, nie chcąc takiego obrotu spraw i się po prostu, no... ale...
Pocałowałem ją raz jeszcze. Ta miękkość jej warg. Tęskniłem za seksem, za kobietami w łóżku i wszędzie, gdzie tylko można było zrobić coś kreatywnego, rzucającego niemałe wyzwanie. Tęskniłem za kobiecą delikatnością i świadomością, że mógłbym tak łatwo pozbawić kochanki życia... Za dominowaniem i byciem zdominowanym, ale... No właśnie. Kretyński radar gasił szalejący we mnie pożar, z każdym uderzeniem... zegara.
Zajmijmy się papierami. – Wielce kusząca propozycja. Rzucona wielce kuszącym tonem. Który nijak się miał do kuszenia. Papiery pozostawały nadal jebanym gównem, które musiałem nadrobić, zaś wizja awansowania do stopnia podoficera... Moim celem numer jeden pielęgnowanym od tylu lat!, o czym powinienem pamiętać ZAWSZE i WSZĘDZIE, i niemal już zaprzepaszczonym przez jedną pewną pannę. Nie chciałem tego powtarzać, prawda? A to nie była szara dla Kapitolu Tabitha, to była Catrice Tudor. Przepiękna, bystra i pełna wdzięku Catrice Tudor... Głowa, której pragnęły dziesiątki, osoba, w kierunku której wymierzono rządowy palec, ta, która była tu przynieś-podaj-pozamiataj... Nie zaś kochaj-Valeriuska.
Pogłaskałem delikatnie kciukiem jej policzek, z utęsknieniem, którego nie powinno tu być, po czym zrobiłem ten sztywny, godny surowego Strażnika Pokoju, krok w tył, zostawiając samotną dziewczynę na szafce.

Gabinet 1710242100
Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyWto Lip 07, 2015 10:05 am

Całowała go powoli, wręcz ostrożnie, z narastającą czułością, w której powoli się odnajdywała; gdzieś z tyłu czaiła się żądza, którą w sobie tłumiła, nie chcąc zepsuć tej chwili, tego, co właśnie działo się między nimi. Napięcie, które ogarnęło ją, gdy wspomniał o pocałunku, znikło gdzieś całkowicie, rozmyło się. Był tylko on, sprawiający wrażenie kogoś, kto zatraca się w pieszczocie, wybijając z jej głowy wszelkie myśli, związane z codziennością.
Ocknij się, Catrice.
Zacisnęła palce na białym materiale munduru, jednocześnie obejmując go nogami w pasie. Przyciągając do siebie i z jakąś dziwną radością poddając się temu, co robił. Kąsając go łagodnie w dolną wargę, dosyć mocno i zaborczo. Czy to wszystko działo się naprawdę? Do czego prowadziły te słodkie igraszki, wywołujące w pannie Tudor mieszane uczucia? Z jednej strony pragnienie, silna potrzeba odsunięcia się, ochłonięcia, przejścia nad tym incydentem do porządku dziennego, powrót do normalności. Z drugiej zaś… On. On i pragnienie tego, żeby spróbować być przez chwilę razem, blisko. Wręcz prozaicznie; jakim prawem ta chęć blokowała wszystkie jej instynkty? Przecież mogła go odepchnąć, mogła podnieść głos, mogła się bronić. Mogła jednym krzykiem ściągnąć tu hordę Strażników Pokoju… Ale po co? By przekonali się, iż – wbrew powszechnej opinii, jaka krążyła o małej morderczyni – posiada ona uczucia? Resztki ludzkości w tym perfekcyjnie wytrenowanym umyśle? Pragnienie poczucia, że żyje?
Był zbyt dobry w tej grze, która między nimi trwała. Rozbudzając zmysły, sprawiając, że chciała więcej. Chciała przekonać się, czy jej podświadomość ma rację, szepcząc jej cicho, że byłby tego wart. Byłby wart tego poddania się i wszystkiego, co mogło zdarzyć się potem. Nadal co rusz łączyli swoje usta w pocałunkach, nieustająco delikatnych i słodkich, pobudzających wyobraźnię Cat, podsuwających jej myśl o tym, by zerwać z niego mundur, posiąść go… Zbyt kusząca wizja dla kogoś, kto nigdy nie odczuwał jakiejś specjalnej rozkoszy z seksu, przekładając nadeń satysfakcję płynącą z mordowania ludzi.
- Może za moment…? – mruknęła, gdy drażnił jej szyję delikatnymi muśnięciami. Jej palce znowu zanurzyły się w jego włosach, przeczesując je, zsuwając się na kark, zadrapując go delikatnie, wręcz subtelnie. Pierwszy raz w życiu naprawdę miała ochotę na bliskość drugiego człowieka, miała ochotę na seks z nim, miała ochotę na wszystko, co mógłby wymyślić. Na każdy rodzaj zbliżenia, który wskazałby Valerius Ian Angelini, zgodziłaby się bez wahania. Bez myśli o konsekwencjach, jakie mogłyby nastąpić po takim czynie w tym konkretnym miejscu.
Ocknij się! Zapomniałaś, gdzie jesteś?
Przecież to byłoby równoznaczne z wydaniem na siebie wyroku. Uwiedzenie Strażnika Pokoju w czasie służby, czyn równie kuszący jak morderstwo, równie niebezpieczny i poważny w skutkach. Każde z nich miałoby po tym poważne kłopoty, jednak zabawne pytanie brzmiało: Które z nich miałoby przesrane najbardziej? Kiedy pocałunek stracił na intensywności, nie musiała domyślać się powodu. Oboje mieli świadomość tego, co może się dziać, jeśli to wszystko zajdzie za daleko.
- Nie mogę.
Posłała mu spokojne, nieco ironiczne spojrzenie. Gadka szmatka, ot co; widziała po nim, że papiery są ostatnią rzeczą, jaką chce robić. Zapewne wolałby zająć się nią, na tej szafce, na podłodze, gdziekolwiek. Zastanawiało ją, jak bardzo drażni go hamowanie się i przywdziewanie na twarz maski Pana Poważnego Strażnika Pokoju. Ostatni pocałunek, łagodny i słodki, po którym padła jakże fascynująca propozycja powrotu do pracy… O tak, w tej chwili miała ochotę trzepnąć Valeriusa w tę śliczną buźkę.
Pozwoliła mu, żeby się odsunął, po czym zeskoczyła z szafki, lądując miękko na ziemi, niemalże bezszelestnie. Jak zawsze, praktycznie perfekcyjnie, co niezmiernie ją bawiło.
- Dobrze, wróćmy do pracy. Co mam robić? – zapytała ze spokojem, wymijając go.
Tylko po to, by znienacka obrócić się i z cichym westchnieniem przytulić się do jego pleców.
- To nie jest tak, że nie możesz. Możesz. I chcesz. To widać. – jej dłonie spoczywały na jego biodrach, głaszcząc je delikatnie. –Ale nie chcesz robić tego w miejscu, w którym grożą nam konsekwencje.
Oparła czoło o biały materiał munduru, przeklinając w tej chwili cały świat.
- Nie tutaj, Angelini. – powiedziała cicho, sugestywnie, by w następnej chwili odsunąć się i zacząć przeglądać papiery, którymi mieli się zająć.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyNie Lip 12, 2015 9:34 pm

Zastygłem w bezruchu, gdy mała Tudor objęła mnie i gdy mówiła TE rzeczy, z którymi nie mogłem się zgodzić. Kurwa, nie mogłem. To takie... przejrzyste, zgodne z tym, co wyznawałem od tylu lat, co wpoiła mi matka, w co sam, bez jej udziału nawet, wierzyłem i do czego dążyłem. Kariera! Liczyła się kariera. Żadne romansiki, panienki, uczucia, które jedynie tworzyły całe szeregi problemów! Liczyła się kariera, więc nie mogłem się z nią pieprzyć, wymieniać pocałunkami czy choćby się przyjaźnić. Tak miało być lepiej, a skoro tak miało być lepiej, to...
Nie mogłem i nie chciałem...?
Czemu było mi to tak ciężko przyznać przed sobą? Czemu nie potrafiłem o niej pomyśleć jako o czym niechcianym? Bo mnie interesowała. Cała. Od stóp do głów. Zewnętrznie i wewnętrznie. Z przeszłości i teraźniejsza... Może nawet przyszła, bo jak widziała własną przyszłość? Co planowała? Miała kogoś po drugiej stronie muru, do kogo chciała wrócić? Bezsensowne pytania, na które NIE MOGŁEM i NIE CHCIAŁEM znać odpowiedzi. Dokładnie, otóż to... Tak miała brzmieć odpowiedź.
Nie mogę i nie chcę – wyrzuciłem z siebie formalnym tonem, czekając sztywno aż w końcu mnie puści. Bo ja, Valerius Angelini, nie miałem SERCA, by złapać jej dłonie i je oderwać od siebie, by jawnie ją odrzucić, niszcząc wszelkie nadzieje... których właściwie nie powinno być. Westchnąłem ciężko, zaciskając wargi. Cholera... Tak to się kończą wszelkie słabostki. – Wszędzie grożą nam konsekwencje – zauważyłem. Usprawiedliwiłem się! Serio? – Masz ten jebany nadajnik pod skórą... Poza tym to Kapitol. Tu wszelkie brudy wychodzą na światło dzienne – dodałem. Nie miałem śmiałości na nią spojrzeć. Coś mi mówiło, że podziwianie jej urody i jej zachowań, miało mi jedynie dowalić więcej ciężaru. Dokładnie tak... Ciężaru w rezygnacji z jakiejkolwiek relacji.
Może lepiej będzie, jak pomożesz komuś innemu – szepnąłem, podsuwając sobie krzesło i siadając na nim. Musiałem zająć się pracą. Koniecznie. Natychmiast.
Wiele mnie kosztowało wyrzucenie z siebie tych kilku słów. Ta mała mącicielka... Awrrr... Była chyba ostatnią osobą w getcie, wobec której powinienem mieć jakiekolwiek słabości. Nie każdy zasługiwał na to miejsce, zaś ona... Już tak? Bo ktoś kiedyś kazał jej zrobić to czy tamto? Tak jak teraz mi...? Usprawiedliwiałem ją, gdy była mordercą. I podziwiałem... Ten zgrabny zeskok z szafki... W innej sytuacji, mogłoby być to coś pięknego, teraz... liczyły się dla mnie obowiązki i ich należyte wykonywanie. W przyszłości, jeśli Los pozwoli, może zajmę miejsce samej Annesley.
Nie chcę całe życie być szeregowym rzucanym w najbardziej gówniane akcje – dodałem,  jakby to miało... wyjaśnić sprawę? Zmniejszyć jej ewentualną wściekłość? Poprawić nam humory? – Muszę się pilnować... Uważać. Unikać... tego – machnąłem ręką, odwracając głowę i napotykając jej wzrok. Unikać TEGO. Byłem kretynem.
Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyPon Lip 13, 2015 9:41 am

Od zarania dziejów na świecie toczyła się walka pomiędzy życiem a śmiercią. Jedni byli jej ofiarami, idącymi ku kresowi swoich dni z odwagą bądź ze strachem malującym się na pobladłych obliczach. Ginęli śmiercią naturalną, ze starości, ginęli w wypadkach, jakie niemalże codziennie miały miejsce. Inni zaś byli jej dawcami, zabijając – umyślnie lub nie, co najczęściej kończyło się jakąś odsiadką. Jednak w tym gronie zabójców istniało wąskie grono osób, które określano zupełnie innymi mianami. Posłańcy śmierci, jej kapłani, jej wyznawcy. Grono, do którego należała dziewiętnastoletnia panna Tudor, postępująca wedle wpojonych jej zasad i pilnująca, by jej zachowania nie wybiegły poza ramy kanonu, ustalonego przez Snowa.
- Nie mogę i nie chcę.
Instynkt podpowiadał jej, że Valerius kłamał, z całych sił pragnąć zachować na twarzy maskę wzorowego Strażnika Pokoju, który żyje pracą, oddycha pracą, żywi się tylko, kiedy konieczne, i zażywa jak najmniej snu, by… Znowu żyć pracą. Najwidoczniej nigdy wcześniej nie miał okazji zrzucić z siebie jarzma obowiązku i przez chwilę być wolnym, robić to, na co ma ochotę. Pójść nad rzekę, nakarmić kaczki, wyskoczyć ze znajomymi na kręgle, przespać się z dziewczyną. To właśnie ich różniło – ona, wykonując swoją pracę, miała zapewnioną pełną swobodę – w końcu przed rebelią posiadała własne mieszkanie, do którego czasami wpadała sama głowa państwa, w towarzystwie jednej ze swoich pięknych wnuczek i sztabu doradców. Cat mogła wtedy odgrywać rolę małej pani domu, serwując wykwintne potrawy; gdy zaś Snow i panna Cordelia opuszczali apartament, Tudor z zaangażowaniem przystępowała do mieszania drinków, zazwyczaj zaprawionych wyciągiem z łykołaków. Ludzie umierali na jej oczach, a ona sama z rozbawieniem obserwowała, jak na twarzach ocalałych doradców pana prezydenta maluje się to niesamowicie wesołe przerażenie.
- Wszędzie grożą nam konsekwencje – powtórzyła za nim jak echo, mając ochotę dodać Jakim „nam” do cholery? Prędzej Tobie, perfekcjonisto.I nie, to nie jest nadajnik, to jest lokalizator. Drobna, subtelna różnica. I nie, nie jeden, tylko dwa. Zdziwiony?
Nie patrzył jej w oczy, ona jednak nie odrywała od niego spojrzenia, z którego emanował chłód. Od dziecka miała świadomość, jacy ludzie trafiają do korpusów Strażników Pokoju. Hazardziści, którzy zaciągnęli zbyt wielkie długi. Gwałciciele, którym dano do wyboru mundur albo stryczek. Pedofile, potencjalni mordercy, złodzieje – coś na kształt wątpliwej śmietanki towarzyskiej Kapitolu i całego Panem. Kim jednak był Angelini? Najwidoczniej synkiem mamusi – Zwyciężczyni, która być może wpoiła mu to i owo.
- Może powinien pan złożyć skargę na Blaise’a Argenta, w końcu on mnie tu umieścił. – powiedziała spokojnie, kiedy Strażnik usiadł i przyciągnął do siebie kolejnych kilka teczek. – Nie prosiłam o to.
Ciekawiło ją, czy ten uroczy chłoptaś zarejestrował nagłe ochłodzenie się relacji? Już nie mówiła mu po imieniu, nie miała nawet zamiaru wracać do tego, pragnąc przypomnieć mu granicę, jaką sam ponownie wyznaczył. Granicę, która przypominała mu, że on jest panem i władcą sytuacji, ona zaś była niczym, brudem, ścierwem.
Ścierwem, które mogło skręcić mu kark bez chwili wahania.
- Sądzę, że za ostatnią akcję z Kolczatką i za postawę na festynie grozi panu awans – rzuciła natychmiast, wstając. Przeciągnęła się i wyszła na chwilę, przynosząc Angeliniemu kubek kawy. Chwilowy przypływ dobroci?
- Muszę się pilnować... Uważać. Unikać... tego.
Słowa, słowa, słowa, w dodatku poparte bliżej nieokreślonym machnięciem. I spojrzeniem prosto w jej oczy. Miała ochotę zaśmiać mu się prosto w twarz. Czyżby była „tym”, cokolwiek mogło to oznaczać? Wzruszyła ramionami i zaczęła bez słowa przeglądać teczki, sortując je na te, które mogła zabrać i na te, które koniecznie wymagały podpisów Angeliniego.
Któremu miała ochotę przywalić. I nie tylko.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyCzw Lip 16, 2015 12:54 am

Wkurwiała mnie cała ta zaistniała sytuacja. Wpierw los rzucał mi pod nogi Catrice Tudor, którą zaczepiało kilku typów... Pierwszy raz, gdy tak staliśmy blisko siebie, gdy rozmawialiśmy, gdy mogłem tak naprawdę jej się przyjrzeć z bliska, zobaczyć w niej tę drapieżną nutę, a jednocześnie tę zwykłą dziewczynę, u której, na pierwszy rzut oka, nie stwierdziłbym morderczych umiejętności. Wiele o niej wcześniej słyszałem, bo po prostu nie można było nie słyszeć, ani nie znać jej twarzyczki. Potem miałem ją przed sobą i mogłem co nieco zauważyć... Co prawdą, a co mitem. Wcale nie wyglądała na osobę, której można się było bać...
Potwierdziło to nasze drugie spotkanie. Dotąd trwało w obustronnym zrozumieniu, pokazywało nam tę łączącą nas nić, by nagle, moje widzimisię, wszystko zniszczyło. Jakiś pieprzony mur spadł z niebios i przerwał marne pajęczynki, niszcząc wszelkie nadzieje, mamidła. Po prostu zwalił rzeczywistość. Ja to zrobiłem. Przemyślanie, w pełni rozumu, bo czułem, że tak powinienem... To, cholera, czemu czułem się tak chujowo, gdy wyszła? Powiedziała mi, że mam szansę na awans i wyszła. Wyszła, bo powiedziałem jej, by lepiej pomogła komuś innemu i już jej nie było. I ja stwierdzałem, że podjąłem decyzję racjonalnie... Nie pasował mi ona.
W dodatku kwestia dwóch lokalizatorów... Myślałem, że istniał jeden pod tą jej skórą, a nagle słyszę o dwóch, dwóch wyraźnie podkreślonych lokalizatorach. I jeszcze osoba Blaise’a Argenta... Wspomniana od tak, bym wiedział gdzie złożyć zażalenie, sprawiła jednak, że poczułem ukłucie gdzieś w dołku. Uściślając, poczułem zazdrość. Po cholerę ten wymyślił tę maskaradę, by ta kobietka się tu kręciła? Właśnie, jedynie kręciła, kręciła i kręciła, nie pozwalając mi się skupić na robocie. Wyszła! A ja dostawałem szału... Może poszła do Argenta? Jak dobrze się znali? Jak blisko?! Miał może do niej słabość...? Podobnie jak ja? Jakieś pieprzone zauroczonko, które na nic się miało przydać, które jedynie przeszkadzało w wypełnianiu papierów?
Zapewne walnąłbym ręką w najbliższą stertę dokumentów, gdyby drzwi ponownie się nie otworzyły, a przez nie nie weszła... Ona. Jak gdyby nigdy nic, postawiła przede mną kawę i w milczeniu sortowała papiery. Milczenie to torturowało mnie bardziej niż te irytujące ptaszysko, które zamieszkało w pobliżu mojego domu.
Może mi raczysz wyjaśnić ten ewenement z dwoma lokalizatorami? I o co chodzi z tobą i z Argentem? – zapytałem spokojnie, choć można było usłyszeć nutkę szalejącej we mnie wściekłości... – Jak nie prosiłaś o to?! – Rozdrażniony? Bardzo. Ile ja bym dał, by mieć ją na własność wraz z większym domem i lepszym stanowiskiem. Domem, w którym mógłbym ją trzymać jak ptaszka w klatce (hahahaha XD).
Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyCzw Lip 16, 2015 10:16 am

Chcę widzieć, jak zabijasz. Jak pogrążasz się w chwilowym szaleństwie. Chcę widzieć, jak zanurzasz nóż w ludzkim ciele, pozbawiając kogoś życia. A potem chcę poczuć to szaleństwo, które kryje się wewnątrz Ciebie. Tę agresję, którą tak zażarcie tłumisz w sobie.
Patrzyła na niego w milczeniu, obserwując, jak z pochmurną miną przerzuca papiery. Szelest kartki, parafka, szelest kartki, parafka, szelest kartki, podpis, gwałtowne zamknięcie teczki, którą zabierała i kładła na swoich kolanach. Kubek gorącej, mocnej kawy stał pomiędzy nimi, mała plamka bieli w szarym biurze, chwilowo ignorowana przez Valeriusa, który – zdaniem panny Tudor – potrzebował zastrzyku kofeiny. Podczas gdy on siedział nad teczkami, ona mogła swobodnie rozglądać się po pomieszczeniu, analizując wnętrze, w którym się znajdowali. Nigdy nie lubiła zanadto małych pokoi, takich, jak ten gabinet – preferowała znacznie większe przestrzenie, jak korytarze dawnej siedziby Snowa.
Miejsca, w którym spotkali się po raz pierwszy, na chwilę przed tym, nim złamano jej nos. Strażnicy Pokoju mieli do niej specyficzne podejście – w większości przypadków nie wchodzili jej w paradę, nie interesując się jej osobą tak długo, dopóki nie dostali jakiejś niepokojącej informacji. W chwili, gdy przyszedł po nią jeden z mundurowych, była pewna, że coś przeskrobała; a tu proszę, czekał na nią Blaise. Który najwidoczniej musiał czymś zirytować Valeriusa, który siedział naprzeciwko niej, coraz bardziej rozzłoszczony. Nawet w jego głosie, gdy wreszcie się odezwał, brzmiało coś, co zaniepokoiłoby zwykłego człowieka.
- Blaise Argent jest jedną z niewielu osób, które nie cieszą się, że wylądowałam w getcie tylko dlatego, że pracowałam i dla Snowa, i dla śpiącej cioci Almy. – powiedziała spokojnie, unosząc nieco teczki. Usiadła po turecku na niewygodnym krześle, krzywiąc się nieco, tęskniąc jednak za wygodami, które zapewniał jej Joseph. U niego miała o wiele lepiej, niż w tym cholernym getcie. – Jest moim najlepszym kumplem, zdarzało nam się jeździć razem na misje, raz na jakiś czas udzielał mi pomocy, kiedy jej potrzebowałam.
Zamknęła oczy, opierając się o oparcie krzesła. Nietrudno było wrócić wspomnieniami do momentu, w którym mówiła mu o tym, co usłyszała, gdy włączyła dyktafon, siedząc na pokładzie ‘Alfy’ czy gdy przyjechał po nią motocyklem tuż po tym, jak zabiła Seraphine Larousse. Oboje wiedzieli, że córka była tylko przynętą na ojca, którego mieli wspólnie znaleźć i zlikwidować. Na tym prawdopodobnie skończy się ich współpraca – a jeśli faktycznie doprowadzi to do jej wolności, miała zamiar znaleźć sobie porządne zajęcie, niekoniecznie związane z rządem kraju.
Inna sprawa, że i tak będą patrzyli jej na ręce.
- Sprawa, która wymaga ode mnie przebywania tutaj, jest tajna. – rzuciła, rozplatając warkocz. Przeczesywała palcami długie włosy, patrząc na Valeriusa, analizując jego zachowanie. Czyżby był… Zazdrosny o sposób, w jaki mówiła o Argencie? Nieomal zaśmiała się na głos, uznając to za coś niezwykle zabawnego. Nigdy w życiu nie sądziła, że praktycznie obcy facet może zachowywać się jak mała, rozkapryszona dziewczynka. Ciekawe, zabijał jak panieneczka czy jak facet z krwi i kości?
- Łączy się z nazwiskiem Anthony’ego Larousse, więcej nie mogę powiedzieć. Ale z pewnością Blaise odpowie na pańskie pytania, o ile zostanie zapewniony, iż nie zamierza pan podzielić się informacjami z kimkolwiek.
Sięgnęła dłonią za plecy, muskając przelotnie miejsce między łopatkami, gdzie ukryto drugi lokalizator.
- Dlatego mam dwa lokalizatory… Na wypadek, gdyby ktoś usiłował wyrwać mi spod skóry ten, który mam tutaj – podciągnęła rękaw, ukazując mu maleńką, ledwie widoczną szramkę, bliznę po wstrzyknięciu do ciała małego metalowego cuda techniki. – Drugi jest schowany znacznie lepiej i nie sądzę, żeby ktokolwiek go znalazł.
Kolejne pytanie, zadane uniesionym głosem, pełne złości, przepełnione dziwną agresją. Im dłużej patrzyła w jego oczy, tym bardziej zastanawiała się, kiedy odrzuci pozę Strażnika Pokoju.
- Fakt, paliłam się do tego, żeby pańscy koledzy mogli mną pomiatać i klepać mnie po tyłku w najmniej odpowiednich momentach – powiedziała, rozbawiona. –Po prostu nie mogłam się doczekać, naprawdę. Najwidoczniej ktoś bardzo chciał, żebym tu była, czyż nie?
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyCzw Lip 23, 2015 1:17 am

//jakoś ostatnio straciłam wenu:c

Sam nie wiedziałem, co dalej myśleć o tym wszystkim, co usłyszałem od panny Tudor. Z jednej strony nie wyglądała na kogoś, kto łże, z drugiej zaś... Istniało wiele punktów przeciwko jej szczerości, a co od razu, natrętnie i głupio, kierowało mnie myślami w kierunku relacji Catrice i Blaise’a. Niezwykle mnie wspomniana relacja interesowała i wkurwiała, choć przecież znałem tego mężczyznę i byliśmy w całkiem pokojowych relacjach. Nie podobało mi się, że aż tyle mu zawdzięcza, że znają się już tak długo i najwyraźniej dobrze.
Najlepsze było to, że nie miałem powodów do zazdrości, która z logicznego punktu widzenia stała się głównym czynnikiem podburzającym moją wściekłość, jeśli nie była jedynym czynnikiem... Nie mieliśmy nawet ze sobą nic wspólnego. Kompletnie nic, prócz jednego, dwóch, może trzech skradzionych pocałunków. Jednym słowem, moja aktualna sytuacja nie wróżyła mi zbyt dobrze przyszłości. Znów się angażowałem uczuciowo, co zapewne ponownie miało się źle skończyć. Tabby...
Tajne, ale podajesz mi nazwiska? I oficer Argent podzieli się ze mną informacjami dotyczącymi poufnej akcji na piękne oczy? Anthony Larousse... Jakoś nie chce mi się w to wierzyć – stwierdziłem z wyrzutem, patrząc w te jej oczka. Wyglądały niewinnie, choć miałem wrażenie, że najchętniej by mnie zamordowały samym spojrzeniem na mnie.
I cały czas myślałem, że jesteś tu, by wyjść z getta... Wiesz, naodwalać trochę brudnej roboty, pozaciskać wargi na reakcje Strażników i w końcu opuścić to miejsce... Jednak rząd nadal bawi się tobą jak maskotką – zauważyłem ponuro, nie mając ochoty uśmiechać się z powodu tego drobnego przycięcia. – Co za bagno – mruknąłem pod nosem, odwracając się do papierów.
Co ja miałem ze sobą zrobić? Co zrobić z nią? Rozsiała po mojej głowie swój urok, który nie pozwalał mi zapomnieć o niej siedzącej tuż obok i mówiącej mi te wszystkie rzeczy. Niby czemu miałaby kłamać? Ukrywać coś?
Dla mnie ta kawa? – spytałem, chcąc, by znów się do mnie odezwała. Powodem stała się pierwsza lepsza napotkana przez mój wzrok rzecz, którym okazał się być ten kubek z, być może, trującym dodatkiem. Świetny pomysł. Przynajmniej wtedy zaznałbym spokoju i uwolnił się od tych wszystkich bab. Czy to była walnięta Tabby, niewinna Helen, jeszcze bardziej niewinna Hana, czy może mordercza Catrice... W końcu przestałbym o nich myśleć. Nawet o tej swojej przekichanej matce.
Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyCzw Lip 23, 2015 1:53 pm

- Nie nazwiska, a nazwisko. – sprostowała, patrząc w sufit. Odchylona na krześle, siedziała tak już od kilku chwil, wsłuchując się w ton głosu Angeliniego. Nadal piękny, chociaż drażniła ją ta nie do końca skrywana niechęć, którą wyczuwała. Mały, słodki… zazdrośnik?, czyżby przeszkadzało mu to, że ona i Blaise się kumplowali? Widać, że nie podobały mu się słowa, jakie padły z jej ust – fakt, stwierdzenie, iż ona i Blaise są najlepszymi kumplami, były nieco naciągane; łączył ich raczej nienazwany sojusz, polegający na tym, że gdy zachodziła taka potrzeba, pomagali sobie nawzajem. – Dobrze byłoby, gdyby nikt nie wiedział o tym, co powiedziałam. – zerknęła na niego prosząco. – Nie chcę, żebyś… żeby pan miał przeze mnie problemy.
Dlaczego właściwie? Był zaledwie szeregowym, zwykłym gościem w mundurze, Strażnikiem Pokoju. Nie różnił się niczym od tych, którzy przez pięć lat eskortowali ją z cudzych mieszkań lub rezydencji Snowa, o rodzinnym mieszkanku w Dwójce nie wspominając. Był taki sam, jak oni wszyscy, gdy zakładali swoje hełmy i nie sposób było ich rozróżnić. Kto wie, może gdyby byliby sami, w miejscu innym niż to, powiedziałaby mu o wszystkim, nie przejmując się tym, że Blaise pewnie zmyje jej za to głowę. Cokolwiek było w tym chłopaku, sprawiało, że najzwyczajniej w świecie chciała z nim być szczera.
- Kiedyś stąd wyjdę… Może. – rzuciła w przestrzeń, nie patrząc mu w oczy. – Co z tego? Nie pozwolicie mi przecież wrócić do pracy w rządzie, to jest pewne. Nie sugeruję, że jestem najlepsza w tym fachu, ale najwidoczniej musiałam być bardzo dobra, skoro częściej niż inni dostawałam zlecenia. Adler wolał Sørena, jego decyzja. – uśmiechnęła się lekko, niemalże złośliwie, na myśl o starym znajomym. – Mógł mieć na rozkazy kogoś trzeźwo myślącego, no ale cóż…
Usiadła prosto i spojrzała w oczy Valeriusa. Jakim cudem ten chłopak nie wywoływał u niej irytacji, a jedynie słodkie rozbawienie, nie miała pojęcia. Wiedziała jednak, że jest pierwszą osobą, z którą wytrzymała dłużej niż kwadrans, zamknięta w tym samym pomieszczeniu. No i do tego mieli już coś, co na upartego można byłoby określić wspólnym wspomnieniem. Jedna chwila, trwająca zbyt krótko… A ona nie mogła skupić się na tym, żeby przestać myśleć o tym, jak ją całował.
Miała ochotę to powtórzyć.
- Spokojnie, to tylko kawa. – rzuciła uspokajająco. – Nie ma w niej chyba cukru…
Urwała, i nim zdążył złapać za kubek, porwała go i upiła łyk kawy. Patrząc mu w oczy, przełknęła gorzki napój, uśmiechając się… I ten słodki, delikatny uśmiech zamarł na jej twarzy, a źrenice rozszerzyły się gwałtownie, gdy chwyciła się obiema dłońmi za gardło, z trudem łapiąc powietrze. Zachwiała się, tracąc równowagę i spadając z krzesła na podłogę…
Na której rozwaliła się, szczerząc do Valeriusa i wybuchając śmiechem, gdy zobaczyła jego minę.. Pewnego dnia wyląduję w piekle, i to będzie niezła impreza, pomyślała, nie przestając się śmiać.
- Przepraszam. Musiałam. – rzuciła słodziutko w stronę chłopaka, mrugając niewinnie. – Kawa jest w porządku, obiecuję.
Nie odrywała wzroku od mężczyzny. Cholera, czy nawet w tej perspektywie musiał wyglądać tak kusząco? Przewróciła się na brzuch i posłała mu kolejny uśmiech, bardziej przepraszający.
- Gniewa się pan...?
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyNie Lip 26, 2015 1:16 am

Jaka przemądrzała panna! Patrzcie ją! Nazwisko, a nie nazwiska! Tylko że ja słyszałem już o tym typku, o Argencie, o niej... Trzy to nie jedno, zatrzymałem jednak to dla siebie, starając się spojrzeć na nią jak na cuchnącego zawszonego gettowicza. Nijak nie potrafiłem. Non stop miałem przed sobą niewinną dziewczynkę... Właściwie, miałam ją za tak delikatną jak Julkę, a jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło kogoś porównywać do swojej małej i zmarłej siostry, którą kochałem najbardziej na tym podlutkim świecie. Miałem za Julkę kogoś, kto potrafił zabić w mgnieniu oka. Pewnie nawet mnie, gdyż nieśmiertelności u siebie nie wykryłem.
Takie małe, takie drobne, niewinne... Mogłaby zostać baletnicą, ale ona nie! Nie mogła zostać baletnicą i nie kręcić mi się tu, gdy poświęciłem nękanie brudu dla pracy papierkowej... Dobra, tak serio się tu ukrywałem przed całym Panem, ale i tak nic nie przeszkadzało mi w tym, by zwalić na Tudor przedłużanie mojego ślęczenia w gabinecie. Rany, czy ja przed chwilą pomyślałem, że chciałbym, by panna Tudor przedłużała mi siedzenie w tym pokoiku? Powinien ktoś tu wpaść i mnie porządnie zdzielić po łepetynie.
I jeszcze ta ka...
Losie! – zerwałem się przerażony z krzesła, chcąc jakoś pomóc duszącej się Catrice. Kompletnie zaskoczony nie wiedziałem, za co się zabrać. Dobra, mówiłem, że kawa mogła być zatruta, ale nie myślałem, że serio... Serio... – Osz ty! – Odetchnąłem, starając się uspokoić wzburzoną adrenalinę. Ta dziewucha oszalała! Napędziła mi takiego stracha... Wariatka!
Będę się gniewał, jak jeszcze raz nazwiesz mnie panem – rzuciłem rozbawiony, choć jeszcze chwilę temu na serio byłem przestraszony i mimo że nadal wirowała mi adrenalina we krwi. – A co do dosypywania czegoś... czy tam dolewania... Zawsze możesz mieć jad w tych swoich kiełkach! – rzuciłem udawanie podejrzliwym głosem. Zaraz jednak wyszczerzyłem się zawadiacko. Psychopatycznie mnie rozbawiła cała ta sytuacja...
Możesz mi powiedzieć, łobuzie, co ja mam z tobą zrobić? – spytałem, wyciągając w jej kierunku dłoń, by pomóc jej wstać, gdy sam będę wstawał. Nadal klęczałem tuż obok niej i się uśmiechałem jak głupi.

Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyPon Lip 27, 2015 1:22 pm

Nie mogła przestać się śmiać. Leżąc na brzuchu na zimnej posadzce, oparła głowę o ramiona i chichotała cicho, przypatrując się klęczącemu koło niej Angeliniemu. Bawiło ją to, że tak łatwo uległ złudzeniu, nabierając się na tak stary żart. Chociaż wyglądał na autentycznie przerażonego, gdy zrywał się z krzesła, by znaleźć się obok niej, teraz szczerzył swoje ząbki, jakby uradowany. Zastanawiała się przed moment nad tym, czy Valerius faktycznie liczył na zatrutą kawę? Płonne nadzieje; od dawna nie miała pod ręką czegoś, czym można byłoby skutecznie podtruć ludzki organizm. Najwyżej cyjanek lub łykołaki – pierwsze z nich najzwyczajniej w świecie ją nudziło, drugie zaś działało za szybko.
- Byłam przekonana, że Strażnik Pokoju zdzieliłby mnie w łeb za taki numer, proszę pana. – rzuciła zaczepnie, podejrzliwie obserwując, jak wyciąga dłoń w jej stronę. – Ups… Zapomniałam, że nie wolno mi tak mówić.
Może przerażenie, które przelotnie dostrzegła na jego twarzy, było chwilowym złudzeniem? Tak szybko zaczął się śmiać, że szczerze powątpiewała w zastrzyk adrenaliny, jaki mogło wywołać jej bezwładne ciało, spoczywające w bezruchu na ziemi. Uratowałby ją czy może raczej odetchnął z ulgą, że kolejna niebezpieczna osóbka opuściła ten padół ziemski? A może był odrobinę rozdrażniony tą pracą, a może odrobinkę szalony? Ten śmiech, który słyszała… Zaraźliwy i uroczy, tak bardzo nie pasował do maski Strażnika Pokoju, którą musiał przywdziewać dzień po dniu. Patrząc na niego, nie mogła przestać myśleć o tym, jak spędza wolny czas. Relaksuje się czy może idzie na strzelnicę? Wypełnia papiery? Zalicza dziewczyny na imprezach? W tej chwili nie wyglądał na kogoś, kto nie umie się wyluzować… Ale co będzie, gdy wyjdzie z gabinetu i przyjdzie mu wrócić do ciężkiej pracy?
- Ojciec czasem nazywał mnie łobuzem – powiedziała cicho.
Nie wiedzieć czemu, to jedno słowo, które wypowiedział Valerius, przywołało wspomnienia z dzieciństwa, z czasów, nim jeszcze jej życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Jednak pojawiły się i te, które związane były z Elijah, z którym spotykała się, mając piętnaście lat. Jakim cudem Val przypominał jej tamtego chłopaka, skoro nie byli do siebie podobni fizycznie…? Co do charakteru, nie wiedziała. Znali się z Angelinim przelotnie, a to była ich druga dłuższa rozmowa; dotychczas po prostu mijali się na korytarzu, ewentualnie ona przyjmowała od niego jakieś polecenia. A teraz…
Klęczał tuż obok niej, wyciągając dłoń i oferując pomoc, jak gdyby znowu powstawała między nimi jakaś więź. Między pochylonym Strażnikiem, a wciąż leżącą na ziemi młodą morderczynią, nić porozumienia, którą chwilę temu przerwał on sam. Czyżby prowadzili jakąś subtelną grę, krążąc naprzeciwko siebie, tuż przed rozpoczęciem pojedynku?
- Pytasz mnie, co ze mną zrobić… – podniosła się powoli, i, ignorując jego wyciągniętą dłoń, uklękła naprzeciwko. – To zależy, czy chcesz zrobić to, co ja chcę, czy wolisz może zrealizować to, o czym myślisz… W końcu to Ty jesteś tutaj władzą, Val.
Przygryzła wargę, unosząc głowę, by patrzeć mu w oczy. Czy to złudzenie, czy dostrzegała w nich jakiś lekki błysk, coś na kształt podekscytowania? Jej palce odnalazły jego dłoń, gładząc jej wierzch i kierując się w stronę nadgarstka. Mogła powiedzieć wprost, że najchętniej poprosiłaby o wycięcie lokalizatora spod skóry – tylko jednego, drugi bowiem uaktywnią dopiero za jakiś czas – sztukę broni i pudełko naboi, możliwość opuszczenia getta… I mały, radosny wypad na teren Ziem Niczyich, najlepiej z możliwością odstrzelenia paru osób. Ot, tak, dla sportu. A po wszystkim z radością wróciłaby do getta, do swojej małej pracy… Do Angeliniego, który był tak strasznie fascynujący.
Jednak zamiast przyznać się do tego, czego pragnie, posłała mu łagodny uśmiech, dosyć stanowczo przyciągając go do siebie. I całując, mocno i dosyć gwałtownie, przygryzając jego dolną wargę aż do krwi.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptySro Lip 29, 2015 12:13 am

// Gabinet 3006477028

Wiedziałem, co sprawiało, że raz dumnie płynęliśmy do brzegu, a raz szamotaliśmy się zaplątani w nieoczekiwane sieci – porównanie trochę zbyt wyolbrzymiające tak krótką znajomość, ale takie mi akurat wpadło do głowy, gdy próbowałem sobie wyobrazić Tudor w akcji, a potem w bikini. Ale, halo!, tonęliśmy!
Powód tego efektu był prosty i nadzwyczaj nie dający mi spokoju, mimo że podjąłem już decyzję, która mi się nie podobała, ale ją podjąłem. Stanowczo podjąłem. Postanowiłem nie brnąć w żadne chore związki z kobietami. Szczególnie z tymi mogącymi mnie pociągnąć na samo dno, gdy ja cierpliwie czekałem na kolejny schodek w górę. Zamierzałem czekać na ten pieprzony schodek, więc, po cholerę, czułem, że to nie koniec? Czemu te oczęta... Chciałem w to brnąć. Intrygowała mnie jej osoba, jej uśmiech i ta niewinna posturka.
Jesteś nieznośna – szepnąłem, podciągając pod to stwierdzenie jej udawanie otrucia, jej droczenie się ze mną, podłe pominięcie mojej wyciągniętej dłoni... Jej pocałunek, bo tego to ja akurat nie mogłem w żaden sposób zignorować. Zwłaszcza, że była z niej taka mała... bestyjka normalnie. Ugryzła mnie! Tak na serio! Boleśnie i jednocześnie słodko... czego raczej miałem słodkim nie miałem nazywać w najbliższym czasie w trakcie gojenia i spożywania solonych potraw choćby.
Można było to podpiąć pod zaatakowanie Strażnika Pokoju? Skucie tej małej wariatki wydawała się kuszącą myślą i przepełnioną erotycznymi myślami, których nie mogłem wprowadzać w życie w tym miejscu. Jeśli istniało inne takie miejsce... Zdecydowanie zamierzałem brać garściami, gdyż całowanie jej sprawiało, że czułem coś, czego od dawna brakowało mojemu życiu, mojemu sercu, płucom. Z przymknięciem oka nazwijmy to świeżością, choć tu chodziło o coś więcej... O kogoś więcej.
Całowałem, nie przejmując się metalicznym smakiem, który nieznacznie wyczuwałem w swoich i w jej wargach, choć w tej chwili trudno było ogarnąć, co moje, a co jej. Taka niedbałość o szczegóły... Nie przystoi taki ignorancki stosunek Angeliniemu! Oj, nie przystoi. Miałem w tej chwili jednak to gdzieś, do zaparcia tchu kąsając się niczym dzikie zwierze z tą panną i ostatkami sił zmuszając się jedynie do obejmowania i miętoszenia jej drobnego ciała, wstrzymując się przed rozbieraniem. Nie to miejsce, nie ten czas.
Jesteś nieznośna – powtórzyłem drugi raz, uśmiechając się do niej nie tylko tymi swoimi, dosłownie i w przenośni, poranionymi wargami, ale też oczami, w których zapewne pojawiłaby się tęcza, gdybym zaczął płakać.
Dobra, Tudor. Czas na przesłuchanie – rzuciłem poważnie, co jednak tak nie zabrzmiało, bo nadal ją obejmowałem i jakoś nie czułem się w potrzebie puszczać, choć klęczeliśmy na podłodze niczym przedszkolaki. Jeśli ktoś wpadnie, to rzucimy, że szukamy mojego szkła kontaktowego... – Co chcesz, bym ja z tobą zrobił, i co przypuszczasz, że ja chcę zrobić...? – spytałem niezwykle zaciekawiony odpowiedzią. Niezwykle... Ja po prostu byłem ciekawski. To raczej powinno się już zwać pospolitym odruchem. – No, piękna. Słucham – zachęciłem, ujmując jej podbródek i nieco unosząc, by na mnie spojrzała, grzecznie pozwalając się ujarzmić... Na tę myśl się uśmiechnąłem, gdyż bestii  nijak nie dało się ujarzmić.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet Empty

Powrót do góry Go down
 

Gabinet

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

 Similar topics

-
» Przychodnia
» Gabinet
» Gabinet dr Ainsworth
» Gabinet Philippe'a
» Gabinet lekarski

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Getto :: Posterunek Strażników Pokoju-