IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Gabinet

 

 Gabinet

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the civilian
Gabriel Amitiel
Gabriel Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2134-gabriel-amitiel#28474
https://panem.forumpl.net/t2136-gabrysiowe#28498
https://panem.forumpl.net/t2135-gabriel-amitiel#28497
Wiek : 39 lat
Zawód : Psychiatra/Dyrektor Psychiatryka
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Gabinet Empty
PisanieTemat: Gabinet   Gabinet EmptyCzw Kwi 24, 2014 7:46 pm

Gabinet 2q1tmyg
Powrót do góry Go down
the pariah
Hugh Randall
Hugh Randall
https://panem.forumpl.net/t1998-hugh-randall
https://panem.forumpl.net/t3568-hugh-2-0#56041
https://panem.forumpl.net/t3567-hugh-randall#56040
Wiek : 34
Zawód : Poszukiwany
Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy
Obrażenia : anemia

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyCzw Kwi 24, 2014 8:50 pm

Jakiś czas po spotkaniu z Victorią
Ostatnimi czasy w życiu Randalla dużo się pozmieniało. Choć 'dużo', to chyba za mało powiedziane, bo jego dotychczasowy świat wywrócił się do góry nogami aby skacząc na rękach trząść jego duszą i umysłem niczym kolejka w wesołym miasteczku. Wbrew pozorom jednak wszystko było na swoim miejscu. A przynajmniej powoli na nie wracało, ponieważ od punktu zwrotnego w jego historii minęło zaledwie kilka dni. Czy może być coś lepszego od powrotu ukochanej z zaświatów i to w całkiem dobrym stanie, jeśli można tak powiedzieć o kimś, kto otarł się o śmierć i wylądował w Kwartale, spędzając tam kilka miesięcy swojego życia?
Odkąd Hugh wrócił z KOLCa był innym człowiekiem. Owszem, dalej czuł się lekko rozbity i nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje, ale czuł, że zachodzi w nim pewna zmiana. Nie mógł powstrzymać uśmiechu na twarzy, nawet kiedy zmierzał w stronę szpitala psychiatrycznego na kolejną sesję ze swoim psychiatrą. Minęło zaledwie parę dni, a on już tęsknił za ukochaną. Był to jednak inny rodzaj tęsknoty, ten, z powodu którego na twarzy mężczyzny pojawiał się uśmiech bo wiedział, że jeszcze ją zobaczy, że rozstanie nie było wieczne. Wizja pocałunku czy czułego dotyku nie była już bolesnym przypomnieniem wspaniałej przeszłości, a czymś realnym, czego mógł doświadczać częściej. Dlatego uśmiechał się, bo dlaczego nie? Obdarzał tym gestem przechodniów na ulicy, budził się z nim rano i zasypiał. Właśnie, zasypiał, co ostatnio nie zdarzało mu się często. Pierwszy raz od dawna po powrocie ze spotkania z Victorią zasnął we własnym łóżku, snem spokojnym i przyjemnym, z którego obudził się jak nowo narodzony.
Przez całą drogę do szpitala zastanawiało go, co powie na to psychiatra. Miał niemalże pewność, że jego stan się poprawia. A może wręcz przeciwnie, bo teraz każda najmniejsza przykrość może odbić się na nim dwa razy mocniej i zepchnąć go głębiej w ciemną otchłań, w której przez długi czas spoczywał samotnie. Ale nie jemu analizować samego siebie - jeśli sądził, że potrafi być swoim własnym psychiatrą był głupcem. Pewnie z tego samego względu zapisał się na terapię, kiedy już wyszedł z tego pierwszego dramatycznego stanu zaraz po rzekomej śmierci ukochanej. Spotykał się z doktorem regularnie, starając się słuchać i wykorzystywać jego rady. Czy mu to pomogło? Może tak, może nie. Po paru tygodniach czuł się... w miarę stabilnie, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że jeżeli już zasypiał, budził się spocony i zdyszany, z przeraźliwymi obrazami przelatującymi przez jego głowę. Ale zazwyczaj nie spał.
Wchodząc do budynku opanował go znany mu dobrze chłód. Czuł ten sam zapach i ciszę, która tam panowała. Ograniczył trochę swój uśmiech, choć wewnątrz jego emocje nie uległy zmianie. Miejsce, które zawsze go przytłaczało, tym razem nie było niczym nadzwyczajnym. Zatrzymał się przed ciemnymi drzwiami gabinetu doktora Amitiel'a i chwilę namyślał się, czy zapukać czy nie. Zawsze miał ten sam dylemat. Pomieszczenie, które znajdowało się za drzwiami wręcz zmuszało go do zachowania powagi, a sama osoba jaką był Amitiel, mimo dość dobrych relacji i nie tak dużej różnicy wieku, kazała mu zachowywać powściągliwość. Mężczyzna był od niego starszy o... 5 lat, z tego co kojarzył. Czy nie taka różnica widniała między mną i Malcolmem? Odrzucił wspomnienie o bracie, starając się przywołać twarz Victorii, jej uśmiech i kolor oczu, jednocześnie niemalże czując jej dotyk na swoim policzku. Mimowolnie znów się uśmiechnął, wyciągając dłoń aby zapukać. Miał nadzieję, że usłyszy jakąś dobrą opinię na temat własnego zdrowia psychicznego.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gabriel Amitiel
Gabriel Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2134-gabriel-amitiel#28474
https://panem.forumpl.net/t2136-gabrysiowe#28498
https://panem.forumpl.net/t2135-gabriel-amitiel#28497
Wiek : 39 lat
Zawód : Psychiatra/Dyrektor Psychiatryka
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyCzw Kwi 24, 2014 9:52 pm

/ Z nicości

Byłem tego dnia bardzo spokojny. Zjadłem samotny posiłek, delektując się każdym kęsem, po czym z perfekcją uprzątnąłem wszystkie naczynia. W końcu nadszedł czas, by wybrać się do pracy, a że już od jakiegoś czasu byłem dyrektorem tego ośrodka, to moje godziny spędzone tam były bardzo elastyczne.
Mimo, że mój grafik był wiecznie napięty, nigdy nie popuściłem żadnej wizyty. Obowiązkowość od zawsze była dla mnie ważna i nie mogłem lekceważyć swoich zasad. Dlatego też wybrałem się do zakładu nieco wcześniej, by móc odwiedzić chorych w sali głównej, bo właśnie tam zgromadzili się ci wszyscy obłąkani ludzie, by świętować popołudnie. Nie należało to do moich obowiązków, ale lubiłem ich obserwować. Stanowczo każdy umysł wyrażał co innego, co bardzo mnie fascynowało. Byli swego rodzaju natchnieniem.
Dopiero po dłuższej chwili zaszedłem do najbardziej oddalonego miejsca tego budynku, które było jednocześnie moim gabinetem, w którym przyjmowałem pacjentów. Lubiłem tą ciężką atmosferę, która panowała wewnątrz. Pozwalała mi ona zniewalać moich pacjentów, pozwalając im myśleć, że przyszli tu w celu wyzwolenia. Chcieli bym ratował ich dusze, a ja po prostu pokazywałem im prawdę, która przeważnie nie była pozytywną stronę medalu. A jednak oni po każdej sesji wracali, uwiązani na linach, bo czuli, że potrzebują kolejnego spotkania, kolejnej dawki szczerości, która sprowadzi ich na ziemię, by uwięzić w ciałach, z których mogłem ich uwolnić jedynie ja.
Wdychając ciężkie powietrze pomieszczenia, zasiadłem na skórzanym fotelu. Kiedyś ciekawiło mnie, z jakiej skóry był zrobiony i czy przypadkiem nie mógłbym sprawić sobie takiej oprawy z człowieka, ale porzuciłem ten plan, nie mogąc znaleźć odpowiedniego pigmentu w chodzących po ulicach stworzeniach ludzkich. Czekam na ten moment, kiedy w moje oczy wpadnie ten wyjątkowy jedyny odcień skóry, którego zapragnę.
Zanim usiadłem na fotelu, znalazłem dokumentację moich pacjentów, którzy mieli przyjść tego dnia. Pierwszym z nich był Hugh Randall. W myślach przywołałem jego obraz i historię. Przyszło mi to z łatwością, bo dobrze zapamiętałem te jego rysy twarzy, które mnie intrygowały.
Ciszę przerwało pukanie, dlatego podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Zobaczyłem dokładnie tą osobę, której się spodziewałem. Punktualny jak zawsze.
-Zapraszam. -powiedziałem ze stoickim spokojem, wskazując dłonią Hugh miejsce na jednym z foteli naprzeciw mojego biurka. Zamknąłem za nim drzwi i podążyłem na swoje miejsce. Odkąd to zrobiłem, zacząłem przenikliwie przyglądać się jego twarzy i już chwilę później domyśliłem się, że od naszego ostatniego spotkania coś musiało się zmienić w jego życiu.
Pamiętałem jak był u mnie pierwszy raz, kiedy był wrakiem człowieka. Wiedziałem wtedy, że przeprawa przez jego życie będzie dla niego dramatyczna, a dla mnie ekscytująca, bo wchłaniałem czyjeś cierpienie niczym gąbka, oddając je w zdwojonej silne, lecz innej konsystencji.
-Dobrze spałeś? -spytałem go, jakbym co najmniej znajdował się nad nim, gdy mężczyzna pierwszy raz od dawna usunął snem spokojnym.
Nie musiałem zachęcać go do rozmowy. Chciałem by sam z siebie, opowiedział mi o swoich przeżyciach, bo przecież po to tu przyszedł. Musiał się komuś wyspowiadać i pragnął jak wielu innych usłyszeć, że wszystko jest dobrze, a on sam jest normalny, lecz prawda była o wiele bardziej skomplikowana i czasami wydawało mi się, że tylko ja mogę ją zrozumieć. Odkąd Hugh został moim pacjentem, zacząłem uważać, że koligacja w jego przypadku jest częścią jego człowieczeństwa. Wciąż słyszałem jedno imię Victoria, a on nieświadom stwarzał pozory miłości, która była w jego wypadku wspomnianym pobratymstwem. Był słaby, ponieważ nie potrafił żyć sam dla siebie, a szukał pasożyta, który pomagał mu utrzymać się na powierzchni. Dla zwyczajnego człowieka byłby to straszne, ale mnie fascynowało. Nie mogłem mu jednak o tym powiedzieć, bo nie był wyjątkowy. Wielu ludzi chciałoby takimi być, a mieli tylko pojedyncze oczarowujące cechy, a ja potrzebowałem ich kumulacji.
Powrót do góry Go down
the pariah
Hugh Randall
Hugh Randall
https://panem.forumpl.net/t1998-hugh-randall
https://panem.forumpl.net/t3568-hugh-2-0#56041
https://panem.forumpl.net/t3567-hugh-randall#56040
Wiek : 34
Zawód : Poszukiwany
Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy
Obrażenia : anemia

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyPią Kwi 25, 2014 6:16 pm

Kiedy drzwi otworzyły się, Hugh zobaczył dobrze znaną sobie twarz mężczyzny. Przekroczył próg gabinetu i usiadł w dobrze znanym sobie fotelu, którego kształt idealnie wpasowywał się w jego sylwetkę. Kiedyś, na początku jego terapii za każdym razem obawiał się, że sam zostanie zamknięty w tym szpitalu, że pewnego razu wejdzie, ale już nigdy nie opuści jego murów. Na szczęście to się nigdy nie stało i, według Hugh, nic nie wskazywało na to, aby miało się to wydarzyć.
Przez chwilę obserwował doktora, aż ten zajął miejsce przy swoim biurku. Pomieszczenie, w którym się znajdowali, było bogato i gustownie urządzone. Drewniane meble, sprawiające wrażenie niezwykle ciężkich oraz ciemne kolory, które sprawiały, że mężczyzna czuł się lekko zasępiony, choć jego serce i tak rozgrzane było niezwykłym żarem. Sam psychiatra, sprawiający wrażenie zimnego i stanowczego, idealnie wpasowywał się do tego miejsca i zawodu, który wykonywał.
-Dobrze spałeś? - spytał po chwili, a Hugh spojrzał na niego, przekrzywiając lekko głowę, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią, która zawisła po chwili na końcu języka i potrzebowała zachęty, aby zostać usłyszaną. Nie żeby się denerwował -  w końcu tyle razy był widziany w fatalnym stanie, a Amitiel znał prawie wszystkie jego sekrety. Prawie, bo jak każdy człowiek, z którym spotykał się Randall, taki i doktor nie wiedział o jego stosunku do rządu oraz prawdziwych okolicznościach śmierci Victorii. Może był załamany i lekkomyślny, ale nigdy nie był głupi. Rozsądek, przynajmniej w tej jednej sprawie, trzymał się go mocno. Wiedział, że psychiatra związany jest tajemnicą lekarską, ale w ostatecznym przypadku... takim jak zamach na prezydenta Panem, mógłby go wydać, oddać w ręce władz i podpisać wyrok śmierci. Dlatego tym, co wyszło z ust Hugh przy okazji jednego z pierwszych spotkań było 'Znalazła się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie', co w cale nie było aż tak wielkim kłamstwem, bo w założeniu Randalla kobieta nigdy nie powinna się tam pojawić.
- Zaskakująco dobrze - odparł, starając się panować nad własnymi emocjami. Siedział sztywno, obierając ręce na brzegach fotela, patrząc się przed siebie. Zazwyczaj słowa wychodziły z niego potokiem - mówił wszystko, co siedziało mu na duszy, każde zmartwienie, ból, smutek wylewał z siebie i pozwalał, aby mężczyzna tego wysłuchiwał, aby wiedział. Jednak tym razem nie mógł powiedzieć nic więcej. Nie mógł wstać i wymachując rękoma jak nastolatek wykrzyczeć tego, co się wydarzyło i jaki z tego powodu jest szczęśliwy. Zbyt wiele czasu poświęcił na zachowywanie się jak dziecko, zbyt często pokazywał siebie z tej słabej strony. Wtedy, w mieszkaniu Victorii postanowił sobie jedną rzecz - już nigdy nie będzie płakał. Nie pozwoli sobie upaść, nawet jeśli wszystko co ma, co odzyskał, nagle zostało zniszczone. Będzie trwał przy jej boku tak długo, aż będzie tego chciała, stanowiąc dla niej oparcie i podporę. Pozwolił, aby role się odwróciły. Był dorosły, dojrzały i powinien zachowywać się właśnie w ten sposób. Dlatego nie mógł nic dodać.
Cisza otaczająca Hugh i krążąca po pokoju nie była w cale męcząca. Trwał w niej i napawał się nią, pozwalając swoim myślą przebijać mur, za którym znajdowała się ukochana, przywracając przed oczy każdą chwilę spędzoną w jej towarzystwie. Nie powinien tego robić, przyszedł tutaj aby porozmawiać o sobie samym, aby dać upust emocjom. Ale po co, skoro właściwie wszystko już było dobrze? Czuł się silniejszy niż dotychczas i pewniejszy siebie. Pierwszy raz zaczął się zastanawiać, czy w ogóle potrzebne są mu te wizyty, czy nie powinien przerwać terapii i zacząć... żyć. Odrzucił na razie tą myśl czekając, aż psychiatra postanowi pomóc mu w zwierzeniach i zechce pociągnąć go za język. Jeśli w ogóle zechce.
- Zaskakująco dobrze - szepnął jeszcze, bardziej do siebie samego, uśmiechając się lekko i chłonąc otaczający go spokój, jaki nagle zaczął wywoływać w nim gabinet.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gabriel Amitiel
Gabriel Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2134-gabriel-amitiel#28474
https://panem.forumpl.net/t2136-gabrysiowe#28498
https://panem.forumpl.net/t2135-gabriel-amitiel#28497
Wiek : 39 lat
Zawód : Psychiatra/Dyrektor Psychiatryka
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptySob Kwi 26, 2014 7:45 pm

Wiedziałem, że gdybym chciał zamknąć Hugh w zakładzie, zrobiłbym to dawno, ale jego życie było bardziej pasjonujące, gdy przebywał na wolności i mógł przeżywać swoje kolejne upadki. Nie każdy nadawał się do pokoju bez klamek, a już z pewnością nie osoby, które same się o to prosiły. Na szczęście tego ostatniego nie stwierdziłem w przypadku Randalla. Wydawało mi się, że bał się pozbawienia wolności w obcym miejscu, bo jedynie w swoim mieszkaniu nocą, mógł odszukiwać Jej twarz. Zamykając go u mnie pozbawiłbym go świadomości, a wtedy stałby się zbędnym odpadkiem.
W ludziach interesowało mnie tylko to, co było potrzebne do rozpracowania ich umysłów. Gdybym miał znać cały ich życiorys, stałbym się wariatem jak oni, a do tego poziomu nie mogłem się zniżyć. Chyba dobrze, że nie wiedziałem, co łączyło mężczyznę z Coin, a raczej co dzieliło. Nigdy nie byłem człowiekiem, który zdradza innych i donosi, ale myślę, że gdybym poznał prawdę, to nieświadomie objąłbym Hugh na jeden ze swoich głębszych obiektów obserwacji. Próbuję utrzymać wstrzemięźliwość, ale koniec końców pewnie zamiast wydać go w ręce władz, zastosowałbym arbitraż, będąc tak zafascynowanym, iż udekorowałbym jego ciałem jakąś ścianę, co wyobrażałem sobie wiele razy w jego towarzystwie.
- Zaskakująco dobrze -usłyszałem dwukrotnie, wpatrując się w tęczówki mężczyzny, które tryskały skrywaną radością. Sam milczałem, umyślnie przedłużając zaległą między nami ciszę. W końcu spojrzałem w ułożone przed siebie papiery i zacząłem coś skrobać długopisem na jednej ze stron. Nie ukrywałem, że zapisywane słowa dotyczą Hugh. Nie byłem typem kłamcy. Nie w relacjach z pacjentami i oni bardzo dobrze to wiedzieli.
Kiedy skończyłem swoje zapiski, złapałem pozłacany długopis za końcówki z obu stron i zacząłem okręcać w palcach.
-Drogi Hugh, drzwi stoją przed Panem otworem. -oznajmiłem w końcu po tej długiej chwili milczenia, bez odrobiny irytacji. Mój głos jak zawsze był oazą, a wzrok patrzył się w biało-szare drzwi.
Już na wejściu zauważyłem zmianę w zachowaniu mężczyzny, więc musiałem mu dać nadzieję na to, że jest zdrowy. Tymi słowami zachęciłem go do rozmyślań nad własnym losem oraz decyzją jaką miał zamiar podjąć i nie zamierzałem przekonywać do dalszej rozmowy. Byłoby to zbyt proste, bo nie na tym polegała moja terapia. Oczywiście rozmowa była jednym z najważniejszych aspektów, ale tylko odpowiednio zinterpretowana.
Minęłam minuta, a może dwie. Nie wiem dokładnie, bo może było to tylko kilkanaście sekund, gdy otworzyłem jedną z szuflad biurka i wrzuciłem tam dokumenty, jakby kończąc nasze spotkanie, lecz nie zamknąłem jej, a zamiast tego wyciągnąłem kopertę. Ze środka wyjąłem zdjęcie i przesunąłem je po biurku w stronę mężczyzny, tak by było obrócone do niego przodem.
Fotografia przedstawiała kostnicę, a dokładniej leżącą w chłodni dziewczynę, która miała ranę postrzałową na klatce piersiowej, krótkie czarne włosy, delikatne rysy twarzy i tęczówki niewiadomego koloru, ponieważ jej oczy były zamknięte, a ciało dawno straciło swój normalny kolor. Na dole zdjęcia widniała data sprzed kilku miesięcy.
Wiedziałem, że kobieta ze zdjęcia była podobna do Victorii, którą przelotnie widziałem na zdjęciach pokazywanych mi przez Hugh i z jego opisów. Gdyby tylko pojedyncze kosmyki nie zasłaniały części twarzy, a zaschnięta krew nie ukrywała jej rysów, łatwo można by dostrzec różnice. Szczerze mówiąc nie wiedziałem, czy fotografia przedstawia prawdziwą Victorię, ale nie chodziło o sam ten fakt, acz rozpoznanie, czy stan Hugh jest już stabilny.
Nie musiałem nic mówić, czekałem jedynie na reakcję z jego strony i wyraz twarzy, który miał mi oznajmić wszystko. Dopiero wtedy mogłem zacząć rozmowę lub puścić go wolno za drzwi. Wszechogarniający mnie spokój ukrywał wewnętrzną euforie i zacząłem się zastanawiać, czy Hugh nie zechce z własnej woli przekazać mi informacji, które skrywał w sobie odkąd wszedł do mojego gabinetu.
Powrót do góry Go down
the pariah
Hugh Randall
Hugh Randall
https://panem.forumpl.net/t1998-hugh-randall
https://panem.forumpl.net/t3568-hugh-2-0#56041
https://panem.forumpl.net/t3567-hugh-randall#56040
Wiek : 34
Zawód : Poszukiwany
Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy
Obrażenia : anemia

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptySob Kwi 26, 2014 9:10 pm

Kiedyś cisza była dla niego utrapieniem. Zagłębiając się w niej słyszał jedynie własnie myśli, które na pewno nie przynosiły mu ukojenia. Otaczała go, wyciągała w jego stronę swoje macki, łącząc się z ciemnością, w której przebywał. I razem, ramię w ramię, spychały go w otchłań własnych uczuć, stawiając na nim swoje stopy i dusząc go, pozbawiając możliwości widzenia, czucia i działania. Ta cisza była inna, znaczenie inna i Hugh nie chciał, aby została przerwana. Czuł błogi spokój, wypełniający go aż po brzegi, emocje powoli opadały, serce wracało do normalnego rytmu, świadomość rzeczywistości była tak silna jak jeszcze nigdy dotąd. Dawno temu, a właściwie w cale nie tak dawno, miewał okresy, kiedy nie potrafił rozpoznać tego, co realne od tego, co działo się w jego umyśle. Spowity wewnętrznym bólem, w silnej gorączce, majaczył, miał omamy, słyszał krzyki i błagalne wołanie o pomoc, której nie potrafił udzielić. To samo potrafiło przytrafić mu się podczas terapii, tracił poczucie czasu i miejsca, gubił się we własnych myślach. Najgorszy okres w jego życiu, można by rzec. Kiedy nie miał tak naprawdę nikogo, był wrakiem i cieniem samego siebie.
-Drogi Hugh, drzwi stoją przed Panem otworem - usłyszał, jakby lekko z oddali, męski głos należący do psychiatry. Mrugnął kilka razy, oddalając się od wspomnień i spojrzał na swojego doktora. Zrozumiał te słowa, ale nie miał pojęcia, co mogą oznaczać. Miał wrażenie, jakby mężczyzna wyczytał to, o czym pomyślał przed sekundą. Jakby dawał mu do zrozumienia, że nic nie trzyma go w tym pomieszczeniu, że może wyjść i nigdy nie wrócić. Ale czy był na to gotowy? Czy Hugh Randall był w stanie zacząć życie bez jedynej podpory, jaka pozostała mu z czasów samotności, potrafiąca przywrócić go na ziemię i utrzymać przy w miarę zdrowych zmysłach? A może chodziło o możliwości, tylko jakie? Przyjrzał się uważnie Amitielowi i zastanowił chwilę, przedłużając moment odpowiedzi na stwierdzenie, które prawdopodobnie w cale jej nie wymagało.
- Nie zamierzam wychodzić, jeszcze nie - odparł wolno i cicho, jakby nie chciał, aby psychiatra to usłyszał. Pozwolił, aby to zdanie zawisło między nimi, a później sprawił, że oczami wyobraźni widział, jak każde słowo rozbija się na miliony kawałków uderzając o podłogę. Drobne kryształki wzbijały się powoli do góry i tworzyły ścianę, oddzielającą Randalla od biurka, po czym rozprysnęły się i znikły zupełnie. Mężczyzna otworzył oczy i rozejrzał się dookoła, lekko zdezorientowany. Dopiero po chwili jego umysł zarejestrował zdjęcie, które leżało przed nim na biurku i które podał mu doktor. Wziął je ostrożnie do ręki i spojrzał. W pierwszej sekundzie nie wiedział, co mam myśleć. Jego źrenice rozszerzyły się, jednak nie zaczął się trząść, a do oczu nie napływały łzy. Po prostu siedział w ciszy i analizował zdjęcie. Jego oczy przesuwały się kawałek po kawałku wzdłuż ciała, najwyraźniej martwej dziewczyny, która wyglądała prawie jak Victoria. No dobra, wyglądała dokładnie jak ona, ponieważ to nie mogła być jego ukochana. Rozmawiał z nią kilka dni temu. Widział ją, czuł jej dotyk na swojej skórze, jego usta całował jej, dłonie wplatały się w jej włosy, czuł jej zapach, słyszał jej głos i dostrzegał jej uśmiech. Wizyta w KOLCu, spotkanie z nią, przybycie tajemniczej dziewczyny, to wszystko było prawdziwe. Był świadomy, bo już dawno odrzucił od siebie ciemność, pozwolił sobie żyć. Miał koszmary, ale nigdy nie zdarzyło mu się ponownie stracić poczucia czasu ani świadomości. Pamiętał wyraźnie spotkanie w kawiarni, napięcie w drodze do Kwartału i mało konsekwentnego Strażnika sprawdzającego jego dokumenty. Było to tak realne jak jego pobyt tutaj, czuł to wszystko jak czuł fakturę fotela. Widział i słyszał. Dlatego wiedział, że to nie ona. Był świadomy, pewny siebie i tego, co go spotkało. Mimo daty na zdjęciu, uderzającego podobieństwa nie zdołało go to wyprowadzić z równowagi.
Dlatego jedyne co zrobił, to uśmiechnął się. Miał ochotę śmiać się na głos, jednak powstrzymał to pragnienie i pozwolił sobie na delikatne uniesienie warg. Odłożył fotografię na biurko i odważył się spojrzeć na psychiatrę, wciąż zachowując ten sam wyraz twarzy. Spokój, który go ogarnął po przekroczeniu progu, nie opuścił go ani przez chwilę, a wręcz przeciwnie. Był tak silny, że Hugh niemal mógł go zobaczyć i poczuć, jakby wokół jego postaci utworzyła się niewidoczna powłoka, którą dostrzegał tylko on i która nie przepuszczała do niego zwątpienia. Taka sama otoczyła jego serce i duszę, nakryła go jak płaszczem i otuliła.
- Współczuję tej dziewczynie - powiedział w końcu, a jego głos pierwszy raz od dawna brzmiał tak stanowczo i pewnie. Sam dziwił się, że potrafi taki być, że jeszcze pamięta jak to jest być dawnym sobą i zachowywać się w ten sposób - A właściwie jej bliskim, moje współczucie do niej już jej się nie przyda, bo przecież ona już nic nie czuje. Umarła i całe zmartwienie tego świata już jej nie dotyczy - dodał, wpatrując się uważnie w mężczyznę. Czuł się silny. Potężny, to chyba dobre określenie. Pierwszy raz nie płaszczył się przed swoim psychiatrą, nie był rozchwianym dzieckiem, które nie potrafi sobie poradzić. Stał przed nim, dumnie i pokazywał, że potrafi żyć normalnie. Jednocześnie był mu wdzięczny. Świadomość, że obarczył go wszystkimi swoimi zmartwieniami wywoływała w nim to uczucie bo wiedział, że momentami musiało być to nużące - Śmierć jest końcem, czyż nie, doktorze? Nie czujemy już bólu ani nie przejmujemy się tym, co nas dotknęło. Nie obchodzi nas nawet to, co czują nasi najbliżsi. Niektórych to jednak nie dotyczy. Niektórzy... potrafią otrzeć się o śmierć, przeżyć ból, większy niż wszystko, co możemy sobie wyobrazić, ale jednak żyją. Ich serca biją, w żyłach płynie krew... A bliscy nie muszą cierpieć. Już nigdy więcej - odezwał się ponownie, pozwalając, aby jego słowa dotarły do psychiatry. Aby sam wyciągnął wnioski. Bo na razie nie zamierzał dodać już nic więcej. Wciąż starał się utrzymywać kontakt wzrokowy nie bojąc się go tak bardzo jak kiedyś. Teraz nie bał się już niczego, strach opuścił go już na zawsze. W tamtej chwili stał się silniejszym mężczyzną, który za wszelką cenę pragnął zemsty wierząc, że ona przyniesie mu ukojenie, poczucie lekkości i dobrze wypełnionego obowiązku.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gabriel Amitiel
Gabriel Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2134-gabriel-amitiel#28474
https://panem.forumpl.net/t2136-gabrysiowe#28498
https://panem.forumpl.net/t2135-gabriel-amitiel#28497
Wiek : 39 lat
Zawód : Psychiatra/Dyrektor Psychiatryka
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyNie Maj 04, 2014 1:52 am

Zawsze dawałem swoim pacjentom tą pozorną swobodę wyboru. Stosuję to do tej pory. Pozwalam im snuć przemyślenia i przez bardzo delikatne wskazania zmuszam do podjęcia decyzji. Oni zawsze myślą, że jestem taki dobroduszny. Mają racje, czyż nie przychodzą tu po wolność? Daję im ją, udostępniam każdemu, z tą różnicą, że na ich dłoniach pozostawiam niewidzialne kajdany, przez które podaję im dożylnie uzależnienie. Nie zawsze tak jest. Niektórzy są bardzo mało interesujący, nie mają krztyny zapału do życia, czy nawet ładnego wyglądu. Wtedy nie mam ochoty patrzeć na takiego człowieka, staje się zbędnym odpadkiem. Osobniki takie wywołują we mnie odrazę. Mają czelność przychodzić do mojego gabinetu i prosić o wolność, kiedy nie ma w nich płomienia, który sprawiłby, że byliby warci zachodu.
Hugh Randall był inny. Kiedy do mnie przyszedł pierwszy raz, też myślałem, że jest odpadkiem. Przynajmniej takie sprawił wrażenie. Jednak on nie był próżny, z każdym dniem zagłębiaj się w swoją rozpacz, którą ja się karmiłem. Nie przestawał i staczał się na dno, próbując nieświadomie ratować wspomnienia o tej kobiecie. Czepiał się ich, trzymał, zakleszczając uścisk, jakby nic innego nie trzymało go przy jego marnym żywocie.
Zmianę w jego zachowaniu tego dnia dostrzegłem odkąd przekroczył próg mojego gabinetu kilkanaście minut wcześniej. Próbował skrzętnie ukryć przede mną nadmierne nagromadzenie emocji, ale zapomniał, że jestem psychiatrą. Od zawsze byłem tak dobry w swoich fachu, że obserwacja mężczyzny przyniosła mi ze sobą całą analizę i jej zwieńczenie. Byłem spokojny. Oparłem się łokciami o biurko, podpierając brodę i patrzyłem na jego uśmiech, jakby była to oznaka, której oczekiwałem. Emanująca od niego siła nie dopuszczała do siebie zwątpienia i zaczęło mnie to fascynować.
Nie jestem jasnowidzem i nigdy nie byłem, dlatego czekałem aż ten człowiek wydusi z siebie jakieś słowa. Powiedział to, czego się spodziewałem i nawet mnie to nie wzruszyło. Właściwie byłem psychiatrą, więc nie powinienem się ukazywać z moimi uczuciami, choć byłem znudzony. Nie mogłem jednak przerwać terapii, dlatego patrzyłem bezpośrednio w oczy Hugh, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Mógł czuć, jak przeszywam jego myśli na wylot, jak widzę jego zadowolenie i domyślam się, że Victoria Rose zmartwychwstała, a może lepiej powiedzieć, że nigdy nie umarła. Oczywiście nie moglem mieć pewności, ale nie byłem głupi. Nic nie zmieniało człowieka tak, jak nagła, niespodziewana wiadomość, która wiązała się z kimś na kim ci zależało i zależy. Jeśli się myliłem, to Hugh albo widział duchy albo zabił jej byłego męża, lecz te dwie opcje wykluczałem.
Uniosłem kąciki ust do góry i zabrałem zdjęcie sprzed oczu mężczyzny, wrzucając je do kosza, jakby nigdy nic nie znaczyło. Nie zamierzałem komentować jego słów, bo były tylko zlepkiem mądrości przeciętnego człowieka. Hugh wyraźnie próbował sam radzić sobie ze swoim życiem, tworząc wewnątrz osobę, która pozornie próbuje rozgryźć własną psychikę. Widziałem to już nieraz u wielu pacjentów. Niby nie chcieli kończyć terapii, a odruchowo próbowali się ratować i mierzyć z problemami, bo umysł podpowiadał im, że przekroczenie progu tego gabinetu po raz kolejny, będzie skutkowała zapadnięcie się w otchłań. Właśnie tym było to pomieszczenie, nie ciszą, a jamą potwora, która kryła się za stoickim wystrojem, ale przecież nikt nie musiał o tym wiedzieć. Tylko ja śmiałem się sam do siebie w samotności, gdy przypominałem wszystkie te twarze, które wciąż nieświadome wpadały w moją pułapkę.
-Śmierć nie jest końcem. Nikt z nas, ani ja, ani ty, ani ktokolwiek inny nie wie, co dzieje się z nami po zejściu. Niektórzy uważają, że zadając komuś ból i uśmiercając go, uwalniają jego duszę, inni myślą, że w ten sposób skazują drugą osobę na katusze, wyjątki uważają, że stan po śmierci jest wiecznym zawieszeniem. Oczywistością jest, że tylko osoba, która umrze, pozna prawdę. -wytłumaczyłem mu bardzo spokojnie, wyprowadzając mężczyznę z błędu. Ludzie bardzo często próbowali sobie tłumaczyć rzeczy i zdarzenia, których nie byli w stanie pojąć myślami. Ja wykonując swój zawód musiałem ich uczyć niczym nauczyciel, podstawowych zasad tego świata. Zawsze uważałem, że tłumaczenie sobie czegoś, o czym nie wiemy jest bezsensowne, więc żal mi było Hugh, że był kolejną osobą, która próbowała sobie wpoić, iż fakt śmierci jest czymś obarczony.
-Świat jest bardzo złożony, Hugh. Nawet nie wiesz, kiedy spotkasz na swej drodze kogoś, o kim tak wiele myślisz. Wywołujesz go swoimi pragnieniami, sprawiasz, że chcesz widzieć to, co nie istnieje. Czasami zdarza się, że okazuje się to prawdą, ale nie myśl o tym w kategorii cudów. Pamiętaj żeby zastanowić się, czy twój umysł nie płata ci figli, a jeśli masz już tą pewność, to nie może być ona zbyt duża. Żyjemy w świecie pełnym oszustów, którzy do perfekcji wyrobili sobie umiejętność manipulacji ludźmi, by zdobyć ich zaufanie i to czego pragną, by później porzucić to, co zostanie.
Hugh Randall musiał zrozumieć, że przychodząc tutaj, zgodził się na wszelakie tego konsekwencje. Starałem się ściągnąć go na ziemię, bo teraz bujał w obłokach i jakikolwiek głębszy przekaz był pozbawiony sensu. Chciałem, by przemyślał, czy osoba o której mówił (a podejrzewałem błękitnooką zmarłą) jest tym, kim mu się wydaje. Był tak beztroski, że w jego stanie oszustwo było najprostszą czynnością na świecie. Powinno być mi to na rękę, a jednak nie mogłem pozwolić, by ktoś inny sterował jego umysłem.
Każdy miał swoje prawa, ale musiał pamiętać, że obowiązywała hierarchia, a w tej ja byłem przewodnikiem zagubionych dusz, które musiałem trzymać w ryzach, inaczej były zdolne uciec.
Powrót do góry Go down
the pariah
Hugh Randall
Hugh Randall
https://panem.forumpl.net/t1998-hugh-randall
https://panem.forumpl.net/t3568-hugh-2-0#56041
https://panem.forumpl.net/t3567-hugh-randall#56040
Wiek : 34
Zawód : Poszukiwany
Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy
Obrażenia : anemia

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet EmptyWto Maj 06, 2014 10:18 pm

Hugh Randall nie był typem człowieka, dla którego świat jest po prostu grupą ludzi mieszkających na Ziemi, gdzie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Od zawsze za dużo myślał, za dużo zastanawiał się nad samym sobą, analizował wszystko, co go otaczało. Obrazy, które często tworzyły i tworzą się w jego głowie przytłaczały go. Czasem zastanawiał się, co inni o nim myślą. Jakie jest pierwsze wrażenie, jakie sprawia. I co uważają, kiedy pobędą z nim dłużej. Wykluczając ludzi, którym przedstawiał swoją fałszywą tożsamość. Co myśli o nim psychiatra, wysłuchując co tydzień jego użalań, bóli. Kiedy przelewał na niego swoje największe zmartwienia. A teraz... Teraz nie chciał rozmawiać. A przynajmniej nie o sobie. Victoria była kimś... kim nie chciał się dzielić. Cały czas, słuchając słów Amitiela, wcześniej w drodze do szpitala, widział jej oczy. Pragnął wrócić tam, poczuć jej dłoń na swoim policzku i porozmawiać, bo tego właśnie brakowało mu przez te wszystkie miesiące samotności. Rozmowy z kimś, kto był naprawdę bliski jego sercu. Nie ważne ja wiele czasu spędziłby w tym gabinecie, nie ważne ile by powiedział i co by usłyszał, nikt nie potrafił uleczyć jego zranionej duszy tak, jak robiła to ona. Miał ochotę się śmiać, jak opętany. Był zakochany, po uszy i chciał dzielić się swoim uczuciem ze światem. Siedział jednak na swoim miejscu, patrząc w okno, zasłony, których kolor i fakturę znał już niemal na pamięć. Nie patrzył na doktora, który przemawiał do niego tym samym, spokojnym i stałym głosem.
- Żyjemy w świecie pełnym oszustów, którzy do perfekcji wyrobili sobie umiejętność manipulacji ludźmi, by zdobyć ich zaufanie i to czego pragną, by później porzucić to, co zostanie - usłyszał, po czym nastała cisza, po raz kolejny podczas tego spotkania. Słowa jeszcze przez chwilę unosiły się w powietrzu między nimi i wdzierały się głęboko w umysł Hugh. Zastanawiał się, czy ktoś kiedykolwiek nim manipulował. Czy był marionetką w czyiś rękach, tańczył do muzyki, którą mu grało. Wydawało mu się, że nie. Owszem, będąc jeszcze dzieckiem podążał za swoim bratem, robił wszystko, aby być takim jak on. Jednak od dłuższego czasu sam stanowił o swoim losie. Nawet będąc z Victorią robił to, co sam uważał za słuszne, czasem jedynie posuwając się do kompromisów. Nigdy też specjalnie nie starał się manipulować ludźmi. Może więc powinien zacząć? Spróbować, jak to jest mieć nad kimś psychiczną przewagę, pastwić się nad kimś i patrzeć, jak płaszczy się przed nim nie będąc świadomym tego, co się z nim dzieje... Skierował powoli twarz w stronę doktora, patrząc na niego uważnie, z powagą i spokojem wymalowanymi na jego twarzy. Nawet nie zauważył, kiedy obraz ukochanej oddalił się w cień, kiedy to zaczął rozmyślać o czymś znacznie bardziej... niepokojącym?
- Jak zwykle ma pan pewnie rację, doktorze Amitiel - powiedział powoli i spokojnie, uśmiechając się lekko, z nutką tajemniczości - Zastanowić się, czy mój umysł nie płata mi figli... - przytoczył słowa mężczyzny, ważąc je w ustach. Nie miał pojęcia, że pomimo pewnej przerwy, jaka zaistniała między nimi, chwili wytchnienia, podczas której nie skupiał się tak bardzo na słowach psychiatry, mógł zapamiętać jego wypowiedź tak dokładnie - Sądzę, że z całą pewnością mogę teraz powiedzieć, że z moim umysłem wszystko w porządku. Przynajmniej w tej chwili, jestem w pełni świadomy - dodał, chcąc przekonać do tego chyba bardziej siebie niż doktora - Ale... skończmy, jeśli możemy, choć na chwilę, ze stanem mojego umysłu -poprosił, nie chcą więcej roztrząsać tego tematu - Zastanawia mnie, czy to coś złego, jeśli człowiek pożąda władzy? Nie tej fizycznej, kiedy zarządza państwem, wielkim systemem i skupia pod sobą wiele różnych jednostek. Chodzi bardziej o umiejętność zapanowania nad cudzym umysłem, możliwością wpływania na cudze decyzje... zdolnością do manipulacji, jak pan to ujął - powiedział powoli i zupełnie poważnie, patrząc na rozmówcę uważnie - Jak pan to robi, że potrafi pan tak doskonale wpływać na ludzie umysły? I pomagać, co więcej, wyjść z tej czarnej nory rozpaczy, w której większość z nich przebywa? - zapytał, nie ukrywając podziwu dla pracy mężczyzny. Od jakiegoś czasu zaczęło go fascynować działanie tego narządu, który skrywa w sobie tyle tajemnic. Czy każdy chory psychicznie ma takie... przemyślenia? - Czy nie obawia się pan, że przez tak długi czas przebywania w towarzystwie tych wszystkich... niestabilnie psychicznych osób, delikatnie mówiąc, sam w końcu straci pan poczucie tego, co jest prawdziwe, a co nie? - zapytał o to, co męczyło go odkąd rozpoczął terapię. Miał świadomość, jak głupio brzmi to pytanie. Ale czemu miał się ograniczać? W końcu nic głupszego od tego, co wcześniej wydarzyło się w tym gabinecie, zrobić nie mógł.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet   Gabinet Empty

Powrót do góry Go down
 

Gabinet

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Przychodnia
» Gabinet
» Gabinet dr Harding
» Gabinet dyrekcji
» Gabinet Prezydenta

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Moon River :: Zakład psychiatryczny-