|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Bar 'Spirit' Pią Gru 27, 2013 8:14 pm | |
| First topic message reminder :To nowoczesne wnętrze to bar i klub położony w centrum Kapitolu, do którego uczęszcza głównie zamieszkująca stolicę młodzież. Lokal może pochwalić się szerokim wyborem alkoholi i dobrymi didżejami, organizuje też sławne na całą okolicę, imprezy tematyczne. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 24 Zawód : Żołnierz; Oddział Reiven Przy sobie : przy sobie: zapalniczka, prawo jazdy, latarka, pistolet, zestaw pierwszej pomocy
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Wto Lut 18, 2014 7:37 pm | |
| Westchnąłem, jakby jego pytanie wymagało ode mnie jakichś bardzo egzystencjalnych przemyśleń, lub takowe nienaumyślnie spowodowało. Czy Shaw chciał się upić? Nie, pytanie brzmiało czy JA chciałem się upić. Wypiłem kolejny spory łyk, opróżniając tym samym szklankę. Wydawało mi się, że wszystko jest jasne jak słońce, że tor którym podążają moje myśli, pod skrzydłami Vince'a jest tym jedynym właściwym. Właściwie poczułem nawet ostre igiełki gniewu, który zaczął we mnie narastać, skierowany w kierunku Kapitolińczyków. Ostatecznie, gdyby nie oni moja matka nadal by żyła. Adrie by żyła. Choć rozwiedliśmy się jeszcze przed jej śmiercią, nadal uważałem ją za najlepszą przyjaciółkę jaką miałem kiedykolwiek w życiu. Gdyby nie oni, Rosana by żyła, bo choć to rebelianci zorganizowali ostatnie Igrzyska, w jakiś przewrotny sposób była to wina Kapitolu. Gdyby nie oni, Ellie nie byłaby teraz sierotą ze mną jako jedynym żyjącym członkiem jej rodziny. - Sądzę... - zacząłem, z namaszczeniem wymawiając to słowo -... iż temu co czuje Brud daleko jest do tego, co czuliśmy my przez siedemdziesiąt pięć lat mordowania naszych dzieci. - oznajmiłem. W moim głosie czaiła się mściwość. - Co zaś się tyczy spartaczenia... Strażnicy jako jedyni mają styczność z tym elementem. Uwierz mi, panie Shaw, że daleko im do bagatelizowania sprawy. - spojrzałem na niego przenikliwie, zdumiewająco bystrym spojrzeniem. - Miał pan okazję ubrudzić sobie ręce? Widział pan kapitolińskie dzieci, a raczej ich ścierwo, leżące na ulicy? Spał pan z dziwką w Violatorze? Miał pan okazję spotkać Kapitolinkę, która nadal była pewna, że Rebelia się nie wydarzyła? - zapytał, przewiercając go wzrokiem i nie pozwalając mu zbagatelizować pytań. |
| | | Wiek : 36 Zawód : Doradca do spraw uchodźców i rebelii Przy sobie : zezwolenie na posiadanie broni, stała przepustka do dzielnicy rebeliantów/KOLCa
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Wto Lut 18, 2014 9:49 pm | |
| Zdaje się, że obaj potrzebowali chwili przerwy. Spauzować życie, spauzować wszystko, co się wokół nich działo i zapełnić to wszystko wodą, jaką zaczynali robić sobie z mózgów. Pewnie, niech popędza ich złość, dlaczego nie? Niech pohodują ją w sobie jeszcze trochę. No, może Shaw niech ją pielęgnuje, a Hawkeye chwilowo podlewa. Gorzałą. Och, jego spojrzenie, które właśnie posyłał Vincentowi rzeczywiście i w rzeczy istocie, było bystre. Mężczyzna przechylił się więc w stronę towarzysza. - Wciąż mam je brudne. To nie schodzi razem z mydłem i pan dobrze o tym wie. Wiesz pan, co widziałem? - upił łyk whiskey, a następnie zaciągnął się papierosem.- Ach, dobrze pan wie. To wszystko wtórne. Ale czy wynagradza nam nasze życia? I naszych rodzin i bliskich? Czy wynagradza to te siedemdziesiąt lat? Czy wynagradza Igrzyska, które były dla nich taką dobrą zabawą? Ich dzieci za nasze dzieci. Podświadomie dotknął obrączkę, którą nosił na palcu. Miał taki odruch, kiedy rozmawiał o tym, co działo się podczas rebelii. - Można pomyśleć, żeśmy do straty przyzwyczajeni, panie Hawkeye. Nie jesteśmy, prawda? Niech to dotrze do nich, do bólu. Niech rozrywa ich jak bat skórę na plecach. Niech boli tak, jak bolało, kiedy Strażnicy wymierzali karę- upił kolejny łyk. Na tyle duży, że opróżnił szklankę. Zamówił więc kolejną porcję, jakby pieczenia w gardle było mi mało.
|
| | | Wiek : 24 Zawód : Żołnierz; Oddział Reiven Przy sobie : przy sobie: zapalniczka, prawo jazdy, latarka, pistolet, zestaw pierwszej pomocy
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Sro Lut 19, 2014 11:52 pm | |
| Co mogłem powiedzieć? Jedynie jak już, to przyznać facetowi rację, bo zupełnie się z nim zgadzałem w każdym słowie które wypowiadał. Dlatego, po jego jakże wylewnym wywodzie zamilkłem, z braku czegokolwiek elokwentnego do dodania. Zamiast tego wysączyłem swojego drinka. - A właściwie, to mam wielką ochotę przyłożyć jakiemuś brudowi. Założę się, że pewnie knują jak odzyskać władzę, roją się w gettcie jak robactwo... Jak szarańcza. - No, to teraz byłem wstawiony. Na trzeźwo nigdy bym czegoś takiego nie powiedział, ani nawet nie pomyślał o tym na serio. Nie czułem nienawiści do dzieciaków, które były rozpuszczone, rozpieszczone i nie znały życia. Kapitolińczycy na ogół budzili raczej moje współczucie, bo my przynajmniej żyliśmy naprawdę, prawdziwym życiem, pomimo tego że mogło ono się skończyć bardzo szybko i tragicznie i przezywaliśmy je pod jarzmem Kapitolu. Jak widać jednak alkohol wyzwolił we mnie agresję, o którą się nawet nie podejrzewałem. - A pan nie, panie Shaw? Nie chciałby pan skopać jakiegoś kapitolińskiego dupska? - zapytałem, odkładając z głośnym stuknięciem szklankę na ladę. |
| | | Wiek : 36 Zawód : Doradca do spraw uchodźców i rebelii Przy sobie : zezwolenie na posiadanie broni, stała przepustka do dzielnicy rebeliantów/KOLCa
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Czw Lut 20, 2014 8:21 pm | |
| Zamówił kolejną szklankę i upił z niej łyk milknąc na chwilę. Brud. A to dopiero nazwe im nadali przewrotną. Telefon ukryty w kieszeni jego płaszcza zaświergotał oznajmiając, że otrzymał wiadomość tekstową. Wyciągnął go więc. - Może... może masz pan rację, panie Hawkeye? - zaciągnął się papierosem po raz ostatni i zgasił go w popielniczce. Przez tempo picia powoli zaczynało szumieć mu w głowie. Zaczynał czuć to przyjemne ciepło, które pojawia się gdy jest się w stanie co najmniej lekko już podpitym. Zdawać by się mogło, że mieszkańcy Dawnego Kapitolu nie wzbudzali w Vincencie żadnych pozytywnych uczuć. Podejście miał do nich podobne temu, jakie ma się do robactwa zalęgającego w ścianach zatęchłych domów. Ha, biorąc pod uwagę getto, w którym zostali zamknięci, to było trafne niezwykle porównanie. Wystukał w końcu odpowiedź na smsa, przepraszając uprzednio na chwilę swojego rozmówcę. Valmount wybuchła sobie mieszkanie. No, pięknie. - Zaraz w Kwartale zacznie się cisza nocna- zauważył, patrząc na zegarek. O tej porze wszyscy musieli być już w domach, schowani pod pierzynami. Ciekawe, ilu z nich łamie ten przepis? |
| | | Wiek : 24 Zawód : Żołnierz; Oddział Reiven Przy sobie : przy sobie: zapalniczka, prawo jazdy, latarka, pistolet, zestaw pierwszej pomocy
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Pią Lut 21, 2014 9:06 am | |
| Pippin uśmiechnął się. Shaw był przenikliwym skurczysynem. A on? A on w tym momencie powoli zaczynał odczuwać problemy z jasną oceną sytuacji, choć oczywiście on tak tego nie postrzegał. Getto pełne było ludzi, którzy umierali, którzy handlowali nielegalnie i planowali odwet na Coin za ostatnie Igrzyska. Normalnie Pippin nawet im się nie dziwił. Właściwie teraz też się nie dziwił, różnica polegała tylko na tym, że tym razem chciał się na czymś lub na kimś wyżyć za swoje własne problemy i niepowodzenia. A Kapitolińczycy byli idealnym, bezbronnym celem. W dodatku, nikt się nimi nie przejmował, więc co z tego, że on kogoś "pouczy"? - W rzeczy samej. - zgodził się, po czym zwrócił się do barmana.- Dajże pan jedną butelkę na wynos. - a kiedy takową otrzymał, zabrał kieliszek, zostawił na ladzie zapłatę i wstał. - Jestem pewien, że ktoś taki się znajdzie. A jeśli nie, zawsze można go "zachęcić" by wstał z łóżka i wylazł z nory. - zauważył. - Zapraszam panie Shaw. - zakończył, kierując się w stronę drzwi. Pippin miał mocną głowę, dlatego pomimo tylu wlanych w siebie procentów nie miał najmniejszych problemów z błędnikiem. Odczuwał pewien stan upojenia i szczęścia pochodzącego z dziwnych części jego umysłu, ale na całe szczęście nie wpływało to jeszcze na jego mobilność. Dumnie ruszył w stronę KOLCa. / z.t -> Brama Główna w KOLCu |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Pią Lut 28, 2014 7:29 pm | |
| z ziemioniczyjowskiej dziczy
Maisie Ginsberg, jak zapewne żadna inna osoba z Kapitolu, potrafiła wyczuć nadchodzącą wiosnę. Nie potrzebowała do tego elektronicznych tablic na skrzyżowaniach ulic ani powiadomień na przenośny telefon. Wystarczył lekki powiew wiatru, pąki pojawiające się na krzewach rosnących wokół jej tymczasowego miejsca zamieszkania (brzmi dumniej niż zdezelowana dziura w opuszczonym muzeum) i roztopione błoto, pochłaniające pozostałości zniszczonych budynków. Nowa pora roku - pełna nadziei i optymizmu? - pojawiła się na Ziemiach Niczyich dość szybko, usuwając łachy czystego śniegu i odsłaniając przy tym powojenny krajobraz. Ruiny, gruzy i opuszczone pojazdy pokryte białym puchem wydawały się w jakiś sposób piękne i delikatne; teraz przerdzewiałe szkielety sprawiały, że krajobraz wokół starego muzeum wyglądał jak żywcem wyjęty z horroru. Strasznego, powodującego histeryczne skurcze wszystkich mięśni i kojarzącego się z dusznymi porankami, witanymi głośnym wrzaskiem. Tym bardziej niepokojąca wydawała się cisza, kładąca się nad Ziemiami Niczyimi grubą warstwą mgły. Mgły, za którą Maisie była niezwykle wdzięczna. Po pierwsze, zasłaniała widok na przeklęte miasto, po drugie, zasłaniała widok na jej misterną kryjówkę w opuszczonym muzeum, po trzecie: zasłaniała widok na smukłą sylwetkę, szybko znikającą za bramami miasta tylko sobie wiadomym przejściem. Nie lubiła tutaj przychodzić; miasto po ponad dziesięciu latach wywoływało to samo uczucie obrzydzenia i odrazy. Nieważne, że zmieniła się władza, ludzie, ulice i nastroje, że Kapitol przedzielono na pół wysokim murem: Maisie dalej czuła gęsią skórkę, kiedy poruszała się po wilgotnych od wiosennego deszczu chodnikach, omijając wszystkie kałuże. Nie, nie martwiła się o swoje buty na obcasie - jeszcze wczoraj ostry obcas służył jej do otwierania konserwy i przybijania gwoździa - raczej odruchowo omijała coś, co mogło zostawić ślad jej stopy. Nawet ubrana w elegancką sukienkę nie mogła pozbyć się dość dzikiego instynktu. Przetrwania, jakkolwiek by to kiczowato nie zabrzmiało. Po kilkunastu latach spędzonych na wygnaniu, w dziczy (dosłownie) na przebywanie w ścisłej zabudowie, w mieście pełnym ludzi reagowała histerycznie. Pierwsze kilka wędrówek do Kapitolu przed miesiącem przypłaciła atakiem paniki i histerii; teraz było łatwiej, zaznajomiła się z nowym rozkładem ulic, posterunkami Strażników, rzeczywistością Nowego Kapitolu. I możliwościami: pozwalającymi jej na zdobycie pożywienia, pieniędzy i czegoś najważniejszego. Informacji o Malcolmie. Tego ostatniego poszukiwała najmocniej, ale bez większych efektów. Za każdym razem wracała na Ziemie Niczyje zdruzgotana i wyżęta ze wszystkich sił, nawet jeśli torebka uginała się pod ciężarem jedzenia i banknotów albo leków. Kapitol dalej ją przerażał, nawet jeśli poruszała się po nim coraz pewniej i zachowywała się wręcz zuchwale, odgrywając rolę głupiej kobiety perfekcyjnie. W tym szaleństwie była metoda; gdyby pojawiała się tutaj w łachmanach, w których spędzała resztę czasu, z włosami pełnymi tynku obsypującego się z sufitu muzeum i pachnąca błotem i zapleśniałym śpiworem zostałaby zgarnięta na pierwszym posterunku. Kreowała się więc - kłamliwie i boleśnie - na kogoś zupełnie obcego. W tej chwili, tego deszczowego wieczoru - na zagubioną kobietę w nieco za dużej, czerwonej sukience (nikt nie podejrzewałby, że jeszcze wczoraj schła na gałęzi dzikiej jabłoni nad błotnym stawem), na wysokich obcasach, z nieco zmierzwionymi włosami. Nawet nie musiała udawać lekko wstawionej - nie była przyzwyczajona do takiego obuwia, opierała się wręcz o ramię przypadkowego mężczyzny wręcz kokieteryjnie, w głowie jednak powtarzając błagalną mantrę o nie wywrócenie się na śliskim parkiecie przy barze. Jeszcze niedawno czuła się w tej skórze - obcej i wrogiej - potwornie, po każdym uśmiechu do bogatego człowieka wymiotowała w toalecie (przynajmniej mogła umyć twarz pod bieżącą wodą), ale teraz chyba udało się jej...dojrzeć, ustawić pewne kwestie w odpowiedniej hierarchii. Potrzebowała pieniędzy, a one - wbrew pozorom - nie leżały na ulicy tylko w kieszeniach zadowolonych Rebeliantów, przesiadujących piątkowe wieczory w barach takich jak ten. Nie był to jej pierwszy wieczór, ale obiecywała sobie, że jeden z ostatnich, chociaż zdecydowanie wolała tę formę kradzieży. Nienawidziła każdego z tych mężczyzn, jowialnych, radosnych, opowiadających o przejęciu miasta i przechwalających się jego zdobyciem. Dziwne, od zmiany władz minęło już sporo czasu, ale widocznie temat krwi i zwycięstw nigdy nie nudził się płci brzydszej. Maisie z trudem tłumiła ziewanie, zamieniając je na szeroki uśmiech. Przyszła do Spirit niedawno, ale już upatrzyła swoją wieczorną ofiarę. I miejsce kaźni; zatłoczony bar, wysokie krzesło, kieszeń jego garnituru tak blisko jej torebki jak tylko to możliwe. Łatwe, proste, przyjemne; nie rozglądała się dookoła wcale, pochylając się lekko w stronę rozmówcy, jakby niesamowicie zaciekawiła ją jego opowieść i sięgnęła dłonią po jego portfel. Niezauważalnie dla nikogo - przynajmniej taką miała nadzieję, marząc już tylko o powrocie do swojego zawilgłego śpiwora i starej książki, którą znalazła wczoraj na zapomnianych półkach muzealnego archiwum. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Pią Lut 28, 2014 8:29 pm | |
| | bilokacja, po wątku rozporkowym
Była tylko jedna rzecz, którą o Blaisie wiedzieli wszyscy dookoła: nie spędzał wieczorów w barach. Jego jedyną stycznością z tymi miejscami były noce, czasem też poranki, podczas których wyprowadzał Mervina z alkoholem płynących przybytków i prowadził przyjaciela do domu. Czasem jednak zdarzały się sytuacje takie, jak ta - jego informator poprosił o spotkanie w miejscu, które nie do końca odpowiadało Argentowi. Cóż było robić, skoro chciał wiedzieć, musiał poświęcić własną wygodę. Nie mógł wzbudzać podejrzeń, a to wiązało się z eleganckim ubraniem, porzucił więc flanelę na rzecz marynarki i rzucając tęskne spojrzenie w stronę swojego garażu, wsiadł do taksówki. Dojazd do centrum zajął mu chwilę, podczas której zdążył ułożyć sobie w głowie kilka rzeczy, w tym planowany przebieg spotkania z informatorem. Chciał wiedzieć, jakie są nastroje w Kwartale, ale przecież gdyby pojawił się tam osobiście nie zastałby nic poza stertą sprawozdań i opinii, które nijak miały się do rzeczywistości. Posiadanie swojego człowieka w KOLCu miało więc, niewątpliwie, swoje zalety. Wszedł do baru i od razu zaklął w myślach, dziś roiło się tu zdecydowanie zbyt wiele znajomych twarzy. Nie zamierzał zamawiać alkoholu, ale przecież nie mógł dać po sobie poznać, że przyszedł tu w interesach, a nie w celu wiadomym. Skierował się w stronę jedynego wolnego stolika, który zauważył i już miał zająć miejsce, gdy dwie rzeczy wydarzyły się niemal jednocześnie. Telefon Blaise'a zawibrował, dając mu znać o nowej wiadomości, a gdy mężczyzna wyjął go aby odczytać wiadomość, jego wzrok mimowolnie spoczął na stoliku obok. A tam, jak gdyby nigdy nic, jakaś szczupła brunetka wyciągała właśnie portfel z kieszeni jednego z klientów, nachylając się w jego stronę i zapewne udając, że świetnie bawi się w jego towarzystwie. W normalnych warunkach Argent zapewne by to zignorował lub natychmiast zaalarmował ofiarę kradzieży, ale wtedy właśnie mężczyzna odchylił głowę i nasz dzielny rebeliant natychmiast go rozpoznał. Co ten gnojek tu robi? Blaise zacisnął pięści na telefonie, obserwując jak jeden z tych dupków, z którymi miał ostatnio do czynienia w siedzibie Coin, czaruje kobietę, która właśnie go okradała. Nie lubił typka, najchętniej pokazałby mu, gdzie jego miejsce, ale widocznie rząd miał inne plany. Uśmiechnął się pod nosem na myśl, że jeden z jego wrogów zostanie okradziony, a żadne wyrzuty sumienia nie pojawiły się ani na moment. I wtedy jeszcze raz spojrzał na dziewczynę. Nie wyglądała na wyrachowaną złodziejkę, choć zapewne nie kradła po raz pierwszy. Czy często przychodziła do tego baru, wzbogacić się właśnie w taki sposób? Czy wiedziała, że jeśli zostanie przyłapana przez swojego rozmówcę, nie skończy na komisariacie, a w zupełnie innym, gorszym miejscu? Niewiele myśląc, ruszył przed siebie i chwilę później był już przy ich stoliku, stając tuż obok nieznajomej kobiety. -Marit, wszędzie cię szukałem - rzucił jej szybkie, wymowne spojrzenie, modląc się w duchu, aby szybko go rozgryzła i grała razem z nim - Twojej mamie nagle się pogorszyło, musimy jechać do szpitala. Wymyślone na poczekaniu kłamstwo przyszło mu łatwiej niż przypuszczał. Dla efektu położył rękę na ramieniu kobiety, a potem jakby od niechcenia skinął jej towarzyszowi, witając się z nim pozornie uprzejmie. No dalej, dziewczyno, zabieraj się stąd. -Nie zapomnij torebki - zaakcentował, dając jej do zrozumienia iż wie, gdzie podziewa się w tej chwili portfel jej nowego znajomego - Taksówka już czeka. No, proszę, zrobił to. Zaryzykował zbłaźnienie się przed 'kolegą' z pracy na rzecz nieznajomej. Mógł teraz wyjść na totalnego wariata albo nawet współwinnego kradzieży. Stał jednak przy stoliku niewzruszenie, jakby święcie wierzył w wypowiedziane przed chwilą słowa. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Pią Lut 28, 2014 9:59 pm | |
| Nigdy nie była typem doskonałej aktorki. Ta umiejętność zawsze kulała: nie pomagały zabawy w teatr za czasów słodkiego dzieciństwa czy już poważniejsze udawanie jako nastolatka. Oczywiście z biegiem lat udało się jej zdobyć podstawowe zasady sztuki kłamstwa, ale korzystała z nich w ostateczności, nauczona doświadczeniem. Bolesnym, milczenie przy Strażnikach Pokoju nie było najlepszą opcją i od tamtego czasu udawało się jej snuć nieprawdziwe historie bez wyglądania przy tym na płaczliwie niewinną dziewczynę, żałującą każdego grzesznego słowa. Z perspektywy czasu naprawdę dziwiła się, że przeżyła tyle lat na samej szczerości, chociaż...teraz przecież nie kłamała, nie sprzedawała nieprawdziwych informacji. Zdążyła zauważyć, że mężczyźni kochają mówić, kochają błyszczeć i nie potrzebują rozmówczyni tylko niemej, przytakującej kobiety, zapatrzonej w męskie ego jak w obrazek. Należało dodać do tego alkohol, gwar, chaos i...nie było nic prostszego od kradzieży, nawet dla osoby tak aspołecznej i szczerej. Maisie zdawała sobie sprawę, że w innych okolicznościach nie udałoby się jej oszukać nikogo, ale na szczęście nie miała do czynienia z ostrymi Strażnikami a lekko wstawionymi urzędnikami. O grubych portfelach; wyczuwała to opuszkami palców, niesłyszalnie (dzięki ci, kiczowata muzyko, od której chciało się jej wymiotować) zamykając zatrzask torebki. Błyszczącej, ale uważny obserwator zauważyłby, że łańcuszkowy pasek jest wykonany z zagiętych kółeczek od konserw. Bardzo dizajnersko i alternatywnie, ale kobieta w potrzebie musiała sobie jakoś radzić. Nawet w trudnej sytuacji, którą instynktownie wyczuwała. Nie musiała się odwrócić, żeby wyczuć, że ktoś porusza się za jej plecami. Przed sobą nie miała żadnych luster, mogła tylko polegać na innych zmysłach. Ktoś był mężczyzną (niski, wibrujący głos), dobrze pachnącym, zadbanym, pewnym siebie i... Powinna mu podziękować (na kolanach?) za spryt. Specjalny czy przypadkowy, nie wnikała w to zupełnie, przenosząc powoli wzrok na kogoś, kto ją...przyłapał? Zdrętwiała na jego słowa, odruchowo spięła mięśnie, kiedy poczuła jego dłoń na swoim nagim ramieniu i doskonale wiedziała, że z jej twarzy odpływają wszystkie kolory. Gdyby nieznajomy rzucił inną informacją, radosną, na pewno obydwaj wylądowaliby na komisariacie, ale...przecież zdezorientowanie, strach i zdenerwowanie wypisane na twarzy Maisie doskonale pasowało do przedstawionej sytuacji. Co mogło być gorszego od chorej matki? W klasyfikacji obecnej - sierocej - Maisie chyba tylko obecność obcego człowieka tak blisko; człowieka wiedzącego. Miała wrażenie, że od nadmiaru emocji jej ciało zaczyna wibrować jak jakaś zepsuta zabawka, ale opanowała to w miarę szybko, chwiejnie wstając ze stołka i zupełnie tracąc zainteresowanie poprzednim rozmówcą. Chciała się stąd wydostać, jak najszybciej, bez wywoływania jakiejkolwiek afery i bez padnięcia trupem na zatłoczonym parkiecie. Z nerwów, odzwyczaiła się od kontaktów z innymi ludźmi, do tego jej wrodzona nieufność nakazywała jej strzepnięcie dłoni bruneta ze swojego ramienia. Nie zrobiła tego, kiwnęła tylko głową - perfekcyjna aktorka albo naprawdę zszokowany i wystraszony dzikus - i ruszyła w kierunku wyjścia, prawie wywracając się po dwóch krokach. Na szczęście mogła wesprzeć się na jego ramieniu i wziąć nieco histeryczny oddech, przesycony zapachem dymu papierosowego i jego wody kolońskiej. Delikatnej, ale stanowczej; zazwyczaj mdliło ją od męskich zapachów, ale ten dziwnie uspokajał i ledwie powstrzymała nieco dziecięcą (albo zupełnie niemoralną) chęć wtulenia nosa w zagłębienie przy jego szyi, chcąc sprawdzić, czy tam pachnie intensywniej. Krótki, idiotyczny przebłysk; ponowne spięcie mięśni i trzask drzwi za ich plecami. Powinna od razu uciec jak przystało na przyłapanego złodzieja albo histerycznie zdzielić go torebką z wypchanym portfelem, ale...czuła się trochę jak zastraszone zwierzę, złapane w światło reflektorów. Dość dobre porównanie, przed budynkiem było bardzo cicho, chłodno i spokojnie w porównaniu z chaosem w środku baru i dopiero teraz Maisie miała czas na zmierzenie przeciwnika uważniejszym wzrokiem. Ostrym i zdecydowanym, żadnego nerwowego mrugania, raczej przeskanowanie w poszukiwaniu odpowiedzi. Wyartykułowanej w końcu już normalnym głosem. - Dlaczego? - spytała twardo, wpatrując się w niego uparcie i jednocześnie ostrożnie, jakby w każdej chwili była gotowa do poderwania się i zniknięcia za rogiem albo zdjęcia szpilek i wbicia obcasa w serce tego...delikwenta. Nieznajomego, przystojnego (dziwne, że po tylu latach w dziczy zwracała uwagi na coś tak płytkiego), przypominającego tych wszystkich napuszonych facetów, dających się spokojnie okraść. Ale przecież był inny, spostrzegawczy i...chyba nie pragnął o zaciśnięciu kajdanek na jej nadgarstkach. A przynajmniej chciała się o tym przekonać, zadając bardzo uparte pytanie. Krótkie, ale nigdy nie paplała jak najęta. Spojrzenie przekazywało same konkrety: dlaczego nie wykręciłeś mi ręki i nie oddałeś portfela swojemu kumplowi i dlaczego jesteś p o m o c n y? |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Pią Lut 28, 2014 11:00 pm | |
| Dlaczego jej nie wydał? Czy antypatie zaślepiły go na tyle, by bez mrugnięcia okiem pozwolił na łamanie prawa? Sumienie odezwało się jednak za późno, dopiero wtedy, gdy prowadził ją przez bar w kierunku wyjścia, wciąż trzymając dłoń na jej kościstym ramieniu. Dopiero widząc ją maszerującą przed nim, zauważył, że czerwona sukienka jest przyduża, a choć nie znał się na damskiej modzie, takie torebki nie były chyba ostatnim jej krzykiem. Może więc nieznajoma miała powód, aby kraść? Nie, stop. Na łamanie prawa nie ma przyzwolenia, nigdy. Prawda? Prawda? Gdy zachwiała się na obcasach, natychmiast odruchowo nachylił się w jej stronę, oferując swoje ramię, więc znaleźli się nagle całkiem blisko siebie. Nie trwało to długo, podróż przez parkiet w końcu dobiegła końca, Blaise otworzył przed nieznajomą drzwi i wyszli na zewnątrz, zostawiając za sobą gwar i papierosowy dym. Pozostawał czujny, bo przecież nie urodził się dziś, na jej miejscu natychmiast rzuciłby się do ucieczki. A jednak, kobieta postanowiła zostać na miejscu, wpatrywać się w niego intensywnie, niemal przewiercając go spojrzeniem zielonych oczu i zadając to jedno pytanie, na które nawet sobie nie potrafił szczerze odpowiedzieć. Postąpił kilka kroków, zmniejszając odległość między nimi, ale nie przekraczając granicy dystansu osobistego. Przez chwilę po prostu patrzył jej w oczy, ale w końcu zdecydował się na najprostszą odpowiedź, jaka przyszła mu do głowy. -Bo mogłem - wzruszył ramionami, nie mając zamiaru tłumaczyć się przed brunetką. Co miał jej powiedzieć? Że zwietrzył okazję utarcia nosa swojemu przeciwnikowi, który z powodu utraty portfela i zapewne dokumentów, nie będzie mógł pojawić się w pracy aż do momentu wyrobienia nowego identyfikatora? Że nie lubił kogoś i tylko dlatego pozwolił go okraść? No, wtedy lepiej by było, gdyby dziewczyna po prostu sobie poszła i nie wnikała w żadne szczegóły, bo jeszcze gotowa byłaby go sprzedać i co wtedy? Za swoją chwilę słabości mógłby zapłacić wysoką cenę. -Chyba nic nie da powiedzenie ci, abyś nie robiła tego więcej? - sam nie wiedział, jakim cudem to pytanie wydostało się z jego ust. Czyżby mimo wszystko próbował nawiązać kontakt ze złodziejką? - Uciekaj do domu, to nie jest twój wieczór. Jasne, przez chwilę przeszło mu przez głowę, że dziewczyna nie wygląda na mieszkankę Dzielnicy, ale skąd w takim razie miałaby pochodzić? Niemożliwe, żeby wydostała się z Kwartału, ostatnimi czasy Strażnicy bardzo o to dbali. Chciał o to zapytać, naprawdę, ale wtedy pomyślał sobie, że pewnie i tak nie otrzymałby szczerej odpowiedzi. Skrzyżował więc ręce na piersi, musiał wyglądać w tej chwili niczym starszy brat, prawiący jej kazanie, ale jego mina świadczyła tylko o tym, że nie będzie żadnej umoralniającej pogawędki i mogą w pokoju rozejść się do domów. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Sob Mar 01, 2014 9:34 am | |
| Nawiązywanie nowych, przypadkowych znajomości wbrew pozorom nie było Maisie obce. W czasie niebezpiecznych podróży po terytorium Panem często musiała liczyć na łaskę bądź pomoc obcych ludzi i potrafiła zjednać ich sobie jednym, nieśmiałym uśmiechem. Wcale nie robiła tego specjalnie, nie grała niewinnej istoty; chodziło chyba o szczerość, od razu widoczną w jej spojrzeniu. Nigdy nie okradała osób, u których się zatrzymywała, szanowała prywatność i starała się swoją obecnością nie zaszkodzić nikomu: dlatego często uciekała w środku nocy. Bez żadnej dziękczynnej kartki; odzwyczaiła się od czułych gestów prawie zupełnie. Kilkanaście lat ciężkiego wychowania, wiecznego stresu i tułaczki mocno wpłynęły na jej charakter. Pewnie gdyby wszystko potoczyło się zgodnie z planem - dom obok domu Malcolma, trójka dzieci i spokojna dorosłość - teraz wyglądałaby zupełnie inaczej. Może zarzuciłaby długimi włosami do tyłu, zaśmiała się perliście i dotknęła powoli policzka mężczyzny, snując jakąś fascynującą opowieść niskim głosem. Nic z tego, nie w głowie były jej jakiekolwiek flirty; dalej była osaczona i spięta. Nie tylko przez dość niefortunną sytuację, raczej przez całokształt. Źle czuła się w sukience i wysokich butach, otoczona wysokimi budynkami, pod stopami mając twardy bruk a nie grząskie podłoże czy zakurzone, drewniane schody prowadzące na poddasze muzeum. Zupełnie obca sytuacja z zupełnie obcym mężczyzną. Wyjątkowo pewnym siebie, zadbanym; Gerard nauczył ją spostrzegawczości i teraz wyłapywała każdy szczegół z jego wyglądu, dopasowując go szybko do pewnego schematu. Bo mogłem tylko upewniło Maisie w pewności stereotypowego wyboru. Brunet wydawał się pewny siebie, ale nie zblazowany, dość stanowczy, z specyficzną władczą naleciałością starszego brata. Albo kogoś na wysokim stanowisku. Do tego poruszał się po Kapitolu swobodnie - Ginsberg była już na bieżąco ze wszystkimi Kwartalnymi zmianami - i...tak, na pewno był Rebeliantem z chorej Trzynastki. Może nawet minęła go kiedyś w podziemnych korytarzach. Skrzywiła się odruchowo - grymas zdegustowanego dziecka, któremu podaje się obrzydliwe lekarstwo - na dosłownie sekundę, robiąc krok w tył. Ale znów: nie uciekająco, raczej jakby ewentualnie nabierała odstępu potrzebnego do wykonania widowiskowego ciosu. Powstrzymała się jednak równie szybko, próbując dokonać szybkiego przewartościowania - znów nauka wyniesiona z późniejszego domu. Nieznajomy nie mógł zagwarantować jej jedzenia (szczerze wątpiła, że chowa w kieszeni drogiego garnituru oskórowanego królika), odpadała próba wydobycia pieniędzy, ale...przecież najważniejsze były informacje. Nie była idiotką, nie mogła zapytać o brata, chociaż na końcu języka miała dane Malcolma. Zacisnęła jednak usta i zerknęła na niego ostatni raz, mocno oceniająco. - Nie czytam gazet - powiedziała w końcu, zupełnie bez związku z jego łaskawą poradą (rozkazem?) czy czymkolwiek, dalej wlepiając w niego oczy. - Wydarzyło się ostatnio coś...ważnego? - dodała po sekundzie, niezwykle uparcie. Gdyby nie ten dręczący ton i dość chłodny wzrok można by wziąć jej słowa za histeryczną i mocno żałosną próbę podtrzymania kontaktu z przystojniakiem, poznanym w barze, ale na szczęście zdziczały umysł Maisie nie sięgał takich romantycznych rejonów. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Sob Mar 01, 2014 8:30 pm | |
| Skubana, chce maksymalnie wykorzystać sytuację, pomyślał, gdy zamiast jakiegoś tłumaczenia, ewentualnie prychnięcia, kobieta całkowicie zmieniła temat i jak gdyby nigdy nic zapytała go o najnowsze wydarzenia. Zaskoczyło go to, nie był przygotowany na żadne pogawędki, a już na pewno nie z nieznajomymi. Określenie go jako nietowarzyskiego gbura bywało momentami zbyt łagodne, chociaż ostatnio pracował nad sobą w dziedzinie towarzyskości, a dowodem niech będzie fakt, że nie dalej jak wczoraj zaprosił do domu kolegów z pracy. Sardoniczny uśmieszek wpełzł na jego usta, ale nie skomentował jej pytania. Zamiast tego podrapał się po brodzie w sposób, którego używają ludzie głęboko nad czymś zamyśleni, a potem zdecydował się na udzielenie odpowiedzi. -Zamachowcy odpowiedzialni za wysadzenie mostu są właśnie sądzeni - celowo nie wspomniał o tym, że on także jest po części zamieszany w przesłuchiwanie więźniów, choć tutaj akurat nie było się czym pochwalić, bo przecież trafiła mu się tylko jakaś płotka, którą kazał wypuścić i śledzić. - Wpadnij na egzekucję, pewnie będzie na co popatrzeć. Nie zamierzał ukrywać się przed nią ze swoimi poglądami, choć przez krótką chwilę przeszło mu przez myśl, że może być wtyczką tej całej organizacji, która śmie nazywać się ruchem oporu. Nawet jeśli, to przecież nie zdradzi się przed nią w żaden głupi sposób, akurat omijanie poważnych tematów miał opanowane do perfekcji. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że do kieszeni marynarki zdążył upchnąć nową paczkę papierosów, dlatego z wyrazem ulgi na twarzy otworzył ją czym prędzej, ale nie zapominając o zasadach dobrego wychowania najpierw podsunął ją pod nos nieznajomej, szykując już także zapalniczkę. -Blaise - rzucił krótko, jakby to miało przypieczętować ich spotkanie i oficjalnie uczynić ich znajomymi. Nie pamiętał kiedy ostatnio z własnej woli przedstawiał się komuś nowemu, no chyba, że chodziło o wysokiego rangą członka rządu, dzięki któremu mógł zaplusować u pewnych osób. Nie potrzebował nowych przyjaciół, nie potrzebował nawet nowych znajomych, już i tak kręciło się dookoła niego mnóstwo ludzi, a połowa z nich i tak ukrywała się za maskami. -Czy to możliwe, że widziałem Cię w Trzynastce? - zapytał, a dopiero później zdał sobie sprawę z tego, że mogło to zabrzmieć niczym tani tekst na podryw. No cóż, w kwestii rozmów z kobietami Argent musiał się jeszcze sporo nauczyć. - Nie zrozum mnie źle, po prostu mam dziwne wrażenie, że już się spotkaliśmy. Cudownie się pogrążasz. Próbując zachować twarz, przestąpił z nogi na nogę, gdy zimniejszy wiatr zaatakował ich zza rogu. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Nie Mar 02, 2014 2:47 pm | |
| Powinna jakoś lepiej wykorzystać sytuację, zamrugać filuternie długimi rzęsami, rzucić mu powłóczyste spojrzenie, odsłonić przypadkowo udo albo roześmiać się z każdego jego słowa, co prowadziłoby do profitów. Takich jak ciepły prysznic, wygodne łóżko, może nawet mogłaby zwinąć mu jakieś koszule bądź kurtki. Wpatrywała się w niego dalej uparcie, jakby rozbierając z każdej warstwy ubrania: nie, żeby zachwycić się jego mięśniami, chodziło jej tylko o powiększenie własnej garderoby. Życie w dziczy naprawdę ogołociło ją z jakichkolwiek erotycznych instynktów; dziwne, że pijani mężczyźni w barach tego nie zauważali. Pewnie przez pijackie zamroczenie i muzyczny chaos. Tutaj, na zewnątrz, wszystko było klarowne, czyste, lodowate. Czuła gęsią skórkę na nagich ramionach, ale nie drżała jak wrażliwa mimoza - przyzwyczaiła się do gorszych warunków atmosferycznych i nie szczękała zębami, wzbudzając współczucie. Nie chciała go zwłaszcza od tego mężczyzny, opowiadającego dość radośnie (czyżby wyczuwała satysfakcję w jego niskim głosie?) o egzekucji. Zamachowcach (słynny ruch oporu?). Rozlewanej krwi, przestrzelonych czaszkach, sznurach zaciśniętych na szyi. Mogłaby skrzywić się ponownie, ale dalej stała bez ruchu, wpatrzona w niego prawie jak w obrazek, z tym że bez zachwytu w wielkich oczach, myślami będąc przy Malcolmie. Wszystkie jej informacje były wielkimi niewiadomymi, nie wiedziała, czy żyje, czy współpracuje z władzami, czy jest w Kwartale, czy może żyje dostatnio, wyglądając tak jak ten bożek w średnim wieku stojący przed nią. O nim wiedziała więcej niż o własnym bracie. Palacz, poplecznik cudownej Almy Coin, pełne konto w banku, sporo zachwyconych kobiet wokół niego, których imion nie pamięta. Mogłaby czuć się urażona, ale tylko zerknęła dość obojętnie na podsuwaną jej paczkę papierosów. - Wśród ofiar tego zamachu był jakiś...zwycięzca Igrzysk? - spytała po chwili, nie posyłając mu żadnego uśmiechu ani nie podając mu swojego imienia. Była równie kiepska w nawiązywaniu kontaktu z innymi ludźmi. Żadna lwica salonowa, raczej automat do zadawania pytań i uzyskiwania niezbędnych odpowiedzi. Niekoniecznie dotyczących jej samej i bolesnej przeszłości; przez sekundę w jej oczach można było wyczytać coś w rodzaju strachu, ale opanowała się dość szybko i w końcu sztucznie uśmiechnęła. - Nie, na pewno się nie spotkaliśmy - powiedziała szybko, zaplatając chude ręce na ramionach. Mogłaby dodać, że tak przystojnej twarzy nie mogłaby zapomnieć, ale to byłoby zupełnie nie w jej stylu. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Nie Mar 16, 2014 10:21 pm | |
| Złośliwa natura nie pozwoliła Ginsberg i Argentowi na kontynuowanie zbyt długo rozmowy. Parę chwil po ich wyjściu z baru zaczęło mżyć, jednak drobny deszczyk w niecałą minutę przemienił się w pierwszą wiosenną ulewę. Przypadkowi towarzysze zostali zatem zmuszeni do szybkiego zebrania się ulicy, chcąc uniknąć choroby. A, iż niestety, najbardziej logiczne miejsce na kryjówkę było w tym momencie skasowane z ich listy, każde z nich rozeszło się w swoją stronę. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Pią Maj 02, 2014 5:12 pm | |
| |dobrych kilkanaście dni po wydarzeniach z Ziem Niczyich Noc w Kapitolu w niczym nie przypominała nocy poza murami miasta; ciemnego nieba pełnego gwiazd, niepokojącej ciszy, nieprzerywanej niczym poza szelestem liści i zupełnego mroku, rozświetlanego wyłącznie przez blask Księżyca. Niepokojąco, mrocznie, ale Maisie nigdy nie bała się tej najbardziej tajemniczej pory dnia; wszystkie strachy, paraliżujące jej system nerwowy, koncentrowały się wyłącznie wokół jednego stanu zapalnego i nawet największe zwierzęta i najgroźniejsze potwory, wychylające się z ciemności, nie byłyby w stanie przerazić jej śmiertelnie. Nauczyła się przecież samodzielności i rozumienia świata, niesprawiedliwego, wielkiego i sprawiającego ból. Coś normalnego, nie użalała się więc nad sobą i właściwie nawet nad ostatnimi wydarzeniami przeszła do porządku dziennego. Oczywiście wyciągając odpowiednie wnioski; musiała przestać zachowywać się jak idiotka i wrócić do nieco ostrzejszego oceniania swoich emocjonalnych wybryków. Odpuściła więc wychodzenie poza mury miasta, chociaż czuła się zaniepokojona pozostawieniem tam Charliego. Mary wydawała się rozsądna i niegroźna, ale przecież nie powinna całkowicie ufać komuś, kogo poznała w takich okolicznościach i kto był gotów roztrzaskać jej czaszkę metalowym prętem. Nie miała jednak innego wyjścia, oddała młodszego brata pod jej opiekę i mogła tylko naiwnie liczyć na to, że kiedy ponownie wybierze się na niebezpieczną przechadzkę nie zastanie na poddaszu szpitala podduszonego przyjaciela. Starała się wyrzucać z umysłu takie wizje, wpadając od razu w wir obowiązków i pracy. Normalne życie, tak dalekie od tego, które toczyło się na Ziemiach Niczyich. Tam w każdej chwili mogła zostać postrzelona i musiała martwić się o podstawowe rzeczy niezbędne to życia, natomiast w Dzielnicy...cóż, mogła spokojnie udawać rozpieszczoną córeczkę tatusia. Luksusowy apartament, wygodna praca, pełna lodówka i...zupełna obojętność Gerarda. Teraz nie odzywał się już do niej ani słowem, zdystansowany jak nigdy. Powinna być wdzięczna i szczęśliwa za takie traktowanie, ale jakaś jej część wydawała się zrozpaczona nagłym odsunięciem. Pewnie jego myśli zaprzątała praca i przygotowywanie do ślubu z narzeczoną. Abstrakcja; nie rozumiała jego wyborów i decyzji, nie miała pojęcia dlaczego ciągle trzymał ją przy sobie, skoro nie interesował się nią zupełnie. Była jednocześnie wdzięczna, dawał jej niesamowitą szansę i...sama gubiła się w uczuciach, mieszanych wręcz do mdłości. Które leczyła w papierkowej robocie, siedząc do późna w biurze Mervina. Powoli nauczyła się swoich (banalnych) obowiązków, chociaż dalej popełniała żenujące Farlane'a błędy. Mało przejmowała się jednak takimi przyziemnymi rzeczami, zapominając o odwołaniu spotkań i właściwie przez całe popołudnie czytając wykradzioną z domu książkę. Wyszła z budynku dopiero wieczorem, drżąc nieco z zimna i próbując złapać taksówkę. Przypadkowa decyzja - mogła przecież zdecydować się na spacer - brzemienna w skutkach i znów popychająca Maisie do łamania niespisanych zasad. Powinna wracać do domu, ale zamiast tego znajdowała się w przepełnionym klubie, do którego weszła z Angelicą, spotkaną przypadkowo przy taksi właśnie. Los okazał się wyjątkowo przyjazny, stawiając na jej drodze kogoś, z kim nawiązała dość ciekawą więź kilka miesięcy temu, kiedy jeszcze trudniła się kradzieżami. Ang, słodka i tajemnicza Ang, posiadająca chyba wszystkie przymioty idealnej przedstawicielki płci pięknej. Wydawała się Maisie cudownie książkowa, kobieca, z nietypowym akcentem i niezwykłym sprytem. - Nie wierzę, że udało się nam ponownie spotkać - powiedziała Angelice do ucha, przeciskając się posłusznie za dziewczyną w drzwiach klubu, czując się odrobinę nieswojo. Wszyscy wokół byli odstawieni, kolorowi, rozluźnieni a ona wyglądała jak grzeczna sekretarka w nieco wymiętej jasnej bluzce i włosach spiętych w kok na czubku głowy. Nie miała nawet obcasów - nie potrafiła jeszcze na nich chodzić, jej stopy przyzwyczaiły się do wertepów lasu a nie gładkich chodników - i spokojnie mogła grać zagubioną, niepewną i nieco niespokojną kobietę w wielkim mieście. Prowadzoną niemalże za rączkę przez Angelicę - zwłaszcza w kwestii alkoholu i przebywania w takim tłoku. ZT
Ostatnio zmieniony przez Maisie Ginsberg dnia Sob Maj 10, 2014 11:46 am, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Wiek : 25 Zawód : Pielęgniarka w Szpitalu i Psychiatryku Przy sobie : telefon komórkowy, leki przeciwbólowe, zestaw pierwszej pomocy, karty do gry, paczka papierosów, zapalniczka, butelka alkoholu, tygodniowy zapas kawy, paczka prezerwatyw
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Sro Maj 07, 2014 9:34 am | |
| | Czaruje jak Zelena ♥
Sobota – ukochany dzień, kiedy można się wyspać, cały dzień leniuchować, odpocząć po ciężkim tygodniu i zaznać chwili spokoju. Hmmm, chyba nie w tym przypadku. Jeśli jesteś po nocnej zmianie, przychodzisz o szóstej nad ranem do domu, kładziesz się, a o ósmej musisz być na nogach, bo siostra narzeka, że lodówka jest pusta to sobota staje się twoim najgorszym koszmarem. Tak to mniej więcej wyglądało w przypadku Shailene. Po południu gdy wróciła z ostatecznych zakupów, zrobiła śniadanie, posprzątała mieszkanie i w końcu mogła się położyć to okazało się, że siostra ma ostatnio jakieś problemy z matematyką. Nie można było odmówić jej pomocy. Przez kolejne trzy godziny wałkowały to samo w kółko. Na domiar złego doszło jeszcze do nieprzyjemnej rozmowy z bratem… Wybawieniem okazał się telefon od panny Vandorette. Mimo iż miała jedynie ochotę na rzucenie się plackiem na łóżko to stwierdziła, że nie spędzi tak sobotniego wieczoru. Kiedy miała korzystać z życia, jak nie w sobotę? W trakcie obchodu w szpitalu czy napiętych rozmów z przełożonym w szpitalu psychiatrycznym? Z pozytywnym nastawieniem zajrzała do szafy, a potem było jeszcze gorzej… Ostatecznie okazało się, że była już spóźniona – a nienawidziła się spóźniać. Wszystko przez to, że nie miała czego założyć na luźne wyjście w sobotni wieczór. Większość jej sukienek i bluzek nadawała się na „niedzielny obiadek u teściowej” jednak nie na wyjście do baru. Ostatecznie dopasowała do siebie jakąś letnią bluzkę i krótką spódniczkę, która raczej wyglądała dziewczęco niż seksownie. Narzuciła na ramiona cienką marynarkę i ledwo co zdążyła dokończyć makijaż. O układaniu włosów nie było mowy – one i tak zawsze żyły swoim życiem. W pośpiechu wpadła do baru. Musiała przystanąć na chwilę i złapać kilka głębszych wdechów. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu przyjaciółki. Dostrzegła ją przy jednym ze stolików i od razu do niego ruszyła. Po drodze zdążyła potrącić jakiegoś barmana, posłała mu przepraszający uśmiech i dotarła na miejsce. Rzuciła marynarkę na oparcie krzesła, ucałowała Leę w policzek i usiadła naprzeciwko niej. - Przepraszam za spóźnienie! Nie wiesz, jak mi głupio. Jeszcze musiałam iść przez park, na skróty, a nie lubię tego robić. Nie sama, ale to nie ważne... W ogóle dopiero teraz zorientowałam się, że nie mam twojego numeru komórki – mówiła z trudem jeszcze łapiąc oddech. Gdy odebrała dziś wiadomość z telefonu stacjonarnego to zdziwiła się, że dzwoniła do niej Lea. Zazwyczaj umawiały się jeszcze w pracy. W końcu zaśmiała się, ale nerwowo odrzuciła grzywkę, gdy przy nich pojawił się barman. - Panie sobie czegoś życzą? – zapytał uprzejmie. Shai przyjrzała się mu uważnie, zerknęła na koleżankę, unosząc jedną brew do góry i dodała. - Ja na początek poproszę wodę, a jeśli chodzi o coś konkretniejszego to zdam się na tą Panią – rzuciła z rozbawieniem. |
| | | Wiek : 24 Zawód : neurochirurg Przy sobie : leki przeciwbólowe, tabletkę z wyciągiem z łykołaków, łom
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Sro Maj 07, 2014 9:34 pm | |
| Po ciężkim dniu spędzonym w pracy, warto zrobić coś, co sprawia prawdziwą radość. Nie żeby grzebanie w ludzkich mózgach nie zaliczało się do tej kategorii, jednakże Léa miała ochotę porobić coś, co nie powoduje odruchów wymiotnych u połowy społeczeństwa. Trening. Niestety w tę sobotę jej trener (którego, tak nawiasem mówiąc, już dawno nie potrzebowała) miał prywatne plany, tym samym odwołując ich zajęcia. Tylko na sali gimnastycznej dziewczyna potrafiła nie przejmować się lepkim potem i resztkami makijażu spływającymi po jej zdeterminowanej twarzy. Tylko tam przestawała być damą. Po co marnować wolny dzień? Przecież nuda, to najgorszy wróg Léi. Postanowiła działać. Szybko odnalazła telefon i umówiła się na spotkanie ze swoją przyjaciółką. Zadowolona, iż ta sobota wcale nie jest skazana na porażkę, podążyła do pokoju, gdzie mogła doprowadzić swoją twarz do fazy, w której może bez wstydu pokazać się ludziom. Na wstępie podjęła decyzję o pominięciu etapu ujarzmiania włosów. I tak zawsze prezentowały się rewelacyjnie... a przynajmniej tak jej mówiono. Gdy uznała, że jej twarz nie potrzebuje więcej uwagi, zerknęła do szafy, w której - daję słowo - bez mapy się nie obejdzie. Bawiąc się w pirata poszukującego skarbu (bo tak przecież traktowała swoją nową spódnicę) znalazła odpowiedni strój składający się ze zwykłej czarnej bluzki z długim rękawem, bordowej rozkloszowanej spódnicy i złotych dodatków, a także wysokaśnych szpilek, które kochała ze względu na to, że przynajmniej wtedy wyglądała na osobę przeciętnego wzrostu. Dotarłszy na miejsce, rozejrzała się za wolnym stolikiem. Zajęła dwa wygodne siedzenia, czekając na przyjaciółkę. Spojrzała na zegarek. Przez chwilę zastanowiła się, czy przypadkiem nie pomyliła godzin, lecz w tej chwili do lokalu weszła Shail. - Przestań, nic się nie stało! Miałam więcej czasu na przemyślenie tortur dla tych facetów, o tam - wskazała brodą. - Jeśli nie przestaną się zaraz gapić - wyjaśniła rozbawiona. Zerknęła na Shailene, która zajęła już miejsce na przeciwko niej. Posłała jej radosny uśmiech i już miała coś mówić, gdy nagle zjawił się barman. - A ja poproszę klasyczny koktajl z ginem - spojrzała na przyjaciółkę unosząc pytająco brew, a po chwili dodała: Dwa razy. Gdy mężczyzna odszedł, zwróciła się do przyjaciółki: - Wyjaśnisz mi, co dzieje się u was na oddziale? Słyszałam, że dostałyście nieźle walniętego pacjenta... Znam naprawdę wiele historii z psychicznie chorymi osobami w głównej roli, ale o takim przypadku jeszcze nie słyszałam - zagwizdała pod nosem, lekko unosząc kąciki ust. Nachyliła się do przodu i przyciszonym głosem kontynuowała: - Moja matka przeszła samą siebie, od śmierci ojca jest bardzo nierozgarnięta, ale ostatnio mało brakowało, a zaczęłaby operację oka bez znieczulenia - zmartwiła się delikatnie. - Całe szczęście pilnie musiałam się z nią skontaktować i zneutralizowała to małe niedopatrzenie! - z perspektywy czasu zdawało się jej to nawet ciut zabawne. Było minęło i całe szczęście nikt nie ucierpiał. Przecież nie może zamartwiać się każdym ludzkim istnieniem. |
| | | Wiek : 31 Zawód : Prowadzę kasyno Przy sobie : karty do gry, zapałki, prawo jazdy
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Czw Lip 31, 2014 9:48 pm | |
| // wątek z Catrice, który się usunął
Na czym to stanęło? Ach tak. Szliśmy z Catrice... przed siebie, po prostu. Im ciemniejszy był wieczór, tym piękniejsza wydawała się być. Jakby z czasem była coraz bardziej wesoła, otwarta. Czułem się jak oswajając dzikiego kota. W sumie, podobało mi się to. Nie wiedziałem jeszcze gdzie konkretnie moglibyśmy iść, ale wiedziałem, że Catrice chciała zrobić coś ciekawego. Liczyła na coś romantycznego, a nawet wiem co. Przechodziliśmy akurat obok interesującego baru. Ciekawe, nigdy tam nie byłem, ale słyszałem że miejsce jako tako fajne. Lokal ociekał pulsującą muzyką, która zdawała się być coraz głośniejsza. Podbijała do tańca. Jednak my czekaliśmy na coś innego. A wtedy rytm zmienił się na wolniejszy, jak na jakieś życzenie. To był znak (?). Wtedy szybko, jednak delikatnie pociągnąłem Catrice za rękę i gestem zaprosiłem ją po schodkach do miejscówki. Starałem się zrobić to po dżentelmeńsku, bo widziałem, że to lubi. Chyba. W środku było duszno, prawie parno. Tabuny ludzi. I bardzo ciemno. Obym tylko nie pomylił Cat z kimś innym. Cały czas starałem się mieć na nią oko, ale faktem jest, że łatwo moglibyśmy się zgubić w podrygującym tłumie. Piosenka już grała, nie znałem jej, ale wystarczyło tylko wejść na parkiet, co zrobiliśmy po krótkiej chwili. Jak każdy dżentelmen, oczywiście umiem tańczyć. Przedsiębiorczy i szarmancki, to właśnie ja! Położyłem dłonie na talii Catrice, czekając, jak rozwinie się sytuacja. Piosenka mogła trwać krótko, a równie dobrze długo, jednak chwile zdawały się mijać wolniej. O wiele wolniej. Wtedy pomyślałem o tej rudej, śmiesznej dziewczynie, którą spotkałem na cmentarzu. Wydawała się sympatyczna, a jednak była dziwna. Mogła być każdym. Widziałem ją gdzieś, i nie wiem czemu, przeczuwam, że Catrice ma coś wspólnego z nią. Może to jakieś złudzenie, a może niebywale trafna intuicja. Zaprzątała mi głowę, ale nie mogę o tym myśleć. Skupmy się na jednym. - Jakie Ty masz ładne oczy. - wreszcie odważyłem się zapuścić jej ten komplement. Niemal wydawało mi się, że Catrice jest trochę bliżej, ale może to tylko ta ciemność. Przez chwilę nic nie było jasne, a ja stawałem się coraz bardziej senny. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Czw Lip 31, 2014 11:01 pm | |
| z Alei Czasu.
Spacer w tak piękny wieczór zdawał się być czystą przyjemnością, zwłaszcza w tak doborowym towarzystwie. Chociaż nadal nie podał jej swojego imienia – kiedyś nazwałaby to impertynencją, bo znał jej imię – czuła się u jego boku spokojnie, jak po długiej, cudownie przyjemnej kąpieli, w czasie której każdy mięsień odpoczywa, a umysł relaksuje się na równi z duszą. Słodkie, cudowne lenistwo, tak mogłaby określić stan swojego umysłu w czasie przechadzki ramię w ramię z tajemniczym nieznajomym. Bar Spirit. Cat niejeden raz słyszała o tym miejscu, jednak nigdy nie znalazła się w środku. Gdy głośna, szybka muzyka ustąpiła miejsce czemuś spokojniejszemu, Catrice zerknęła na twarz towarzysza, przygryzając lekko wargę. Poczuła, jak jego dłoń delikatnie ściska jej, i pozwoliła, by poprowadził ją do klubu. Idąc za nim, nie mogła powstrzymać uśmiechu, jaki zakwitł na jej twarzy. Przystojny, szarmancki i do tego intrygujący, był dobrym partnerem na wieczór. Nigdy nie przepadała za tłumami, jakie gromadziły się w tego typu miejscach; niemniej jednak szła za nim, pozwalając się prowadzić. Po raz pierwszy od dawna zresztą – ostatni raz miał miejsce w dniu jej dwunastych urodzin, gdy pracownicy Snowa wprowadzili Catrice do przepięknego ogrodu, w którym pan prezydent sprezentował jej zdjęcie kolejnej ofiary. Od tamtej pory już nikt nigdy jej nie prowadził; teraz jednak, czując ciepło dłoni bruneta, musiała przyznać, że było to wyjątkowo przyjemne uczucie. Melodia była spokojna, jakby nieco senna; kiedy ułożył dłonie na jej talii, Cat mimowolnie przysunęła się i oparła dłonie na ramionach bruneta, patrząc mu w oczy. Stłumiła w sobie chęć podejścia bliżej i splecenia palców na jego karku, chociaż nie sądziła, by mu to specjalnie przeszkadzało. Wyglądał raczej na zadowolonego z takiego obrotu spraw. Dziewczyna kołysała się łagodnie w rytmie muzyki, uśmiechając się lekko. Zastanawiała się, o czym myślał jej towarzysz, którego spojrzenie zdradzało chwilowe błądzenie myślami w zupełnie innym kierunku. Wykorzystała to, na chwilę odchylając się mocno do tyłu. Gdy wróciła do poprzedniej pozycji, odruchowo przysunęła się bliżej. Powoli i spokojnie zbliżyła się jeszcze bardziej i wyszeptała wprost do ucha mężczyzny: - Jest w nich coś tak pociągającego…? Nie omieszkała musnąć ustami jego policzka, nadzwyczaj delikatnie.
|
| | | Wiek : 31 Zawód : Prowadzę kasyno Przy sobie : karty do gry, zapałki, prawo jazdy
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Pią Sie 01, 2014 1:48 pm | |
| Chciało mi się coraz bardziej spać. Ostatnio trzeba było zostawać po godzinach w Lucky Coin. Na dodatek wydawało mi się przez chwilę, że Catrice hipnotyzuje mnie swoimi kocimi oczami. Może jest psychologiem na pół etatu i przeprowadza na mnie jakieś sztuczki. W końcu, kiwa się na lewo i na prawo, jak wahadło. Kim ta kocica może być? - Jest w nich coś tak pociągającego…? - spytała cicho, przysuwając się delikatnie w moim kierunku. Na chwilę wszystko inne wyciszyło się i mogłem usłyszeć tylko ją. Już nie było muzyki. Tańczyliśmy w swoistej pustce dźwięku. Poczułem jak coś dotyka mnie z boku twarzy. To było tak delikatne i ulotne, aż przysunąłem się bliżej do tego, żeby trwało jeszcze chwilę. Chyba trochę się zaczerwieniłem, ale na szczęście jest tutaj dość ciemno, żeby nikt tego nie zauważył. Ogólnie, każda para żyła teraz własnym życiem, a ciemność tylko sprzyjała temu. - Coś tak spokojnego, a zarazem tak ognistego, Catrice - odrzekłem jak subtelnie tylko potrafiłem. Catrice była wyraźnie zadowolona. Właśnie przypomniałem sobie, że nawet nie poznała jeszcze mojego imienia. Kiepsko byłoby pożegnać się bez tej informacji. Dziewczyna zachowuje się, jakby była wniebowzięta. Jakby dawno nie czuła czegoś takiego, od dawna nie zaznała małego zauroczenia. Dziwne, taka urodziwa dziewczyna, z klasą i elegancją, a wciąż samotna? Tutaj musi być jakiś haczyk. Oczy zamykały mi się coraz bardziej. Nie miałem siły myśleć. Widziałem tylko oczy Catrice, jakieś obłoczki i amory. To było jakbym już śnił psychodelicznym snem i nie mógł się obudzić. Chciałem tylko... chciałem tylko położyć na czymś głowę. Byłem zmęczony jak nigdy. Nie widziałem już nic. Przymknąłem oczy i opadłem z głową do przodu. Opadłem na coś, nawet nie wiem na co. Wiem, że to było wygodne, miękkie, pachniało świeżo jak aksamitna pościel. Pachniało bardzo ładnie. Czy ja... czy ja opadłem na Catrice? Nie, to musi być jakieś wygodne łóżko. W Lucky Coin. Przecież taki przedsiębiorczy i skromny dżentelmen jak Bent Sargeant nie mógłby pozwolić sobie na taką wpadkę. Teraz chcę tylko... spać... |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Pią Sie 01, 2014 10:41 pm | |
| Zaledwie musnęła jego policzek, poczuła, że mężczyzna sam przysuwa twarz bliżej, jakby pragnąc dalszego kontaktu. Uśmiechnęła się delikatnie, patrząc mu w oczy i kołysząc się w spokojnym, jednostajnym rytmie. Do kolejnych umiejętności, jakie posiadał, mogła zaliczyć umiejętność tańca, prowadził ją bowiem dość pewnie, acz delikatnie. Catrice z niejakim zdumieniem spostrzegła, że naprawdę podoba jej się ten taniec, nieśpieszny i subtelny, a jednocześnie na pewien sposób kuszący. Miała dziwne odczucie, jakby spoglądał na nią przez dziwną mgłę, intensywnie wpatrując się w jej oczy. Wyglądał na zmęczonego, może nawet wykończonego, jak gdyby robił coś, co znacznie przekroczyło jego siły. Przemęczenie? Przepracowanie? Paradoksalnie, nie znała nawet jego imienia, a współczuła mu… Może wyłącznie dlatego, że właśnie po prostu zatrzymał się, ułożył głowę na jej ramieniu i zasnął. Cat zaklęła w myślach z rozbawieniem, i powoli, ostrożnie, przetaszczyła bruneta na kanapę, nieopodal baru; jedyną, która stała pusta, bez żadnych ludzi przy stoliku. Pstryknęła palcami na kelnerkę, by ta przyniosła jej szklankę schłodzonej wody i ręcznik, po czym usadowiła swojego śpiącego towarzysza na kanapie. Wyglądał słodko, jak dziecko; podobno każdy mężczyzna wyglądał tak podczas snu, również Elijah. Ale dopiero teraz panna Tudor mogła spostrzec wiele ciekawych szczegółów, jak delikatny ruch oczu pod powiekami, rozszerzające się nozdrza czy też to, że przez sen wyraźnie przybliżył się do niej, jakby szukając oparcia. Jednocześnie słodkie i niepokojące, uczucie, które sprawiło, że pochyliła się nad nim i znów pocałowała jego policzek, na moment zatrzymując usta przy ciepłej skórze. Uczyniła to drugi raz, delikatnie odgarniając swoje włosy do tyłu. Młoda ciemnowłosa kelnerka przyniosła wreszcie wodę i ręcznik; na całe szczęście pojęła powagę sytuacji i zamiast papierowego, położyła przed Catrice taki z materiału, śnieżnobiały, z wyszytą nazwą baru. Tudor zapłaciła, zostawiając dziewczynie dość przyjemny napiwek, po czym zajęła się kombinowaniem, jak obudzić śpiącego przystojniaka. Po jakiejś minucie zdecydowała się na wykorzystanie wody. Upiła łyk, rozkoszując się chłodem, nadzwyczaj przyjemnym w upalny wieczór, i jeszcze przez chwilę kontemplowała urok śpiącego mężczyzny. W końcu zmoczyła nieco ręcznik w wodzie, by pokropić nieco twarz śpiącego. - Hej, śpiochu… Wstajemy? – zanuciła słodko, po raz kolejny całując jego policzek chłodnymi od wody ustami.
|
| | | Wiek : 31 Zawód : Prowadzę kasyno Przy sobie : karty do gry, zapałki, prawo jazdy
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Sob Sie 02, 2014 3:16 pm | |
| Chlust. - Ekhu, ekhu! - odkaszlnąłem, gdy zimna woda wpadła mi do wszystkich możliwych zakamarków na twarzy. Do oczu, nosa, ust, uszu. Przez chwilę poczułem się zupełnie jak nie w gorącym i upalnym Panem, tylko na jakiejś zimnej, pojebanej tajdze, gdzie grasują śnieżne wilki. Jedno jest pewne - raczej już nie zasnę, skoro ma mnie czekać taka Alaska. Poza tym, jedną mam już tutaj. sucho. Nawet nie zauważyłem, kiedy w znieczulony punkt na twarzy dotknęło mnie coś jeszcze bardziej lodowatego. Zarumieniłem się delikatnie po raz kolejny, chyba. Nie widziałem wiele, przede mną był tylko sufit i oparcie kanapy z lewej strony. Grała muzyka, tym razem już głośna, szybka, pełna energii, ludzie tańczyli na parkiecie jak epileptycy. Nasz czas się skończył. - Hej, śpiochu… Wstajemy? - dopiero po chwili zrozumiałem, że ktoś coś do mnie powiedział. Podnoszę się z trudem i widzę Catrice i... jej cudowne, hipnotyzujące oczy, nadal przez jakąś mgłę. Ale tym razem to chyba przez tą wodę, co mi do oczu wleciała. Catrice... ach tak, tańczyliśmy z Catrice. A co było dalej? Przetarłem oczy, starając się przypomnieć wszystko po kolei. Strasznie dużo myśli zaczęło kłębić mi się w głowie. - Catrice, wybacz - czy to byłoby normalne, gdybym jej teraz powiedział, że jest taka piękna, że aż zasnąłem? Chyba odpuszczę sobie tę uwagę - Wiesz, chyba jestem zbyt zmęczony na takie coś. Ale może następnym razem. Dam Ci zaraz swój numer, będziemy w kontakcie - uśmiechnąłem się lekko, wciąż z opadającymi powiekami. Nie było mowy o dalszym tańcu, a co dopiero w takim tempie. Jedyne o czym myślałem to łóżko w Lucky Coin, bezpieczne, ciepłe, miłe. Nikt nie obleje mnie tam wodą. Wyjąłem telefon i zaczekałem, aż Catrice wygramoli swój. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Sob Sie 02, 2014 4:18 pm | |
| Być może nie był to najsłodszy na świecie sposób na przebudzenie śpiącego, ale definitywnie zadziałał, mężczyzna bowiem prychnął i otworzył oczy. Catrice instynktownie pochyliła się i przytrzymała jego głowę, gdy się krztusił - za dobrze wiedziała, jak łatwo umrzeć z takiego głupiego powodu, a nie lubiła przypadkowych śmierci. Poza tym, kimkolwiek był, podobał jej się na tyle, że nie chciałaby zrobić mu krzywdy. Miał w sobie pewną dozę uroku, której nie mogła się oprzeć. Wyglądało na to, że na każdy pocałunek, jakim dziewczyna obdarzała jego policzek, odpowiadał rumieńcem i lekką konsternacją. Catrice westchnęła cichutko, lekko zaskoczona. Najwidoczniej nie było im pisane dokończyć dziś ten taniec, ale nie dbała o to. Bardziej ciekawił ją powód, dla którego przywiódł ją tutaj, a potem zasnął, wtulając twarz w jej szyję i ramię. Szkoda, że jednak zdecydowała się na obudzenie go; mogłaby chociaż chwilę spędzić na gładzeniu jego ciemnych włosów, gdy spał. Gdy zaczął mówić, wysłuchała go, po czym uniosła delikatnie dłoń. Może budzenie przy pomocy wody było złe i wcale mu się spodobało, ale nie chciała słuchać jego wyjaśnień. Jeśli czuł się zmęczony, jeśli potrzebował teraz przede wszystkim snu... powinien spać, nie siedzieć w knajpie i gadać. Skinęła głową na kelnerkę i kazała jej zamówić taksówkę, wyraźnie podkreślając, że zamówienie jest dla siedzącego obok niej bruneta; na wszelki wypadek po raz drugi zostawiła dziewczynie napiwek, który był swego rodzaju zapewnieniem, że młoda nie spartaczy roboty. - Czy każdy dżentelmen tłumaczy się ze zmęczenia? Nigdy się z czymś takim nie spotkałam - uśmiechnęła się, odbierając mu telefon i przepisując numer do swojego telefonu. Nadal nie znając imienia swojego towarzysza, zapisała go pod hasłem Nieznajomy, zapamiętując, że w przyszłości będzie musiała owe hasło zmienić. - Przecież nie musisz mi się tłumaczyć z niczego. Kelnerka dała znać, że taksówka bruneta już czeka. - Wygląda na to, panie śpiący, że pańska taksówka już czeka, by odwieźć pana do domu - Cat mrugnęła do niego znacząco, a jej usta wygięły się w czułym, kuszącym uśmiechu. -Co oznacza, że... Pochyliła się w jego stronę, delikatnie przysuwając usta do jego ust. Pocałunek był delikatny i krótki, będący raczej pożegnaniem niż zapowiedzią czegoś bardziej namiętnego. Już po chwili odsuwała się od mężczyzny, zsuwała z eleganckiej kanapy, upijając ostatni łyk wody ze szklanki. - Dobranoc, nieznajomy - posłała w jego stronę kolejny, zapewne ostatni dzisiejszego dnia uśmiech. - Nie zapomnij wsiąść do swojej taksówki. Wychodząc z klubu, wysłała mu krótkiego sms-a, po czym zagłębiła się w tętniące życiem miasto.
zt. |
| | | Wiek : 31 Zawód : Prowadzę kasyno Przy sobie : karty do gry, zapałki, prawo jazdy
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Sob Sie 02, 2014 5:19 pm | |
| Catrice była taka dobra, opiekuńcza. Raczej spodziewałem się, że z nas dwóch to ona zasnęłaby na moim ramieniu, jeśli miałoby w ogóle do tego dojść. Ale nawet spodobało mi się to. Chociaż nieświadomie, miałem okazję przez chwilę pobyć bliżej niej niż kiedykolwiek bym się odważył. Tylko że przy innych kobietach to by chyba nie przeszło. - Czy każdy dżentelmen tłumaczy się ze zmęczenia? Nigdy się z czymś takim nie spotkałam - szatynka odpowiedziała, chwytając mój telefon w swoją zgrabną, damską dłoń. W sumie, lepiej żeby nie wiedziała, czemu jestem taki zmęczony. Zostawanie po godzinach w Lucky Coin, bo jakiś milioner urządził sobie imprezę potrafi człowieka wykończyć. Postanowiłem przemilczeć pytanie i tylko odchyliłem się do tyłu, aby jeszcze chwilę poleżeć na tej mięciutkiej kanapie. Świetnie się na niej leżało, o dziwo. Kocica poklikała chwilkę w swoim elektronicznym urządzeniu i schowała je, a mój telefon oddała w następnym momencie, a ja leżąc schowałem go z powrotem do kieszeni - Przecież nie musisz mi się tłumaczyć z niczego. - Wygląda na to, panie śpiący, że pańska taksówka już czeka, by odwieźć pana do domu - Widzę pełen serwis. Znowu usiadłem na kanapie, wiedząc, że nie wolno podbijać ego taksówkarzy nabijając im minut na taksometrze. Już miałem wstać, a przede mną pojawiły się znowu czyjeś oczy i uśmiech - Co oznacza, że... - to trwało tylko ulotną chwilę, a było niezapomnianym uczuciem. Wiadomo jednak było, że to coś na kształt 'pożegnalnego pocałunku'. Kuuurde, chciałoby się tak jeszcze raz. Ale wyglądało to na początek wspaniałej znajomości. Oczywiście znowu zarumieniłem się i trochę speszyłem, ale trudno się mówi. Nie można tego powstrzymywać w nieskończoność. Catrice dopiła swojego... drinka? Nie, to chyba ta woda, którą mnie ochlapała. To dlatego jej usta były takie zimne - pomyślałem. - Dobranoc, nieznajomy. Nie zapomnij wsiąść do swojej taksówki. - kierowała się do wyjścia, odwracając się w jego kierunku i posyłając ostatni uśmiech, a jej włosy obróciły się razem z nią w małym łuku. Koniec. Wtedy otworzył się we mnie monolog, między Bentem-podrywaczem a Bentem-racjonalistą. - Co teraz? Szukamy następnej, jak zawsze? - Nie, lepiej iść do domu i odpocząć, jutro też jest dzień. - Ale noc jest jeszcze młoda. A to miejsce to istny ośrodek piękności. - A czy Catrice byłaby dumna, gdyby dowiedziała się, że spotkałeś się z inną jeszcze tego samego wieczoru? Pomyślałaby, że znudziłeś się nią, i to bardzo szybko. Chcesz zobaczyć jej oczy jeszcze raz? Zarumienić się i zasnąć? I wtedy podniosłem się. Skierowałem się do taksówki, obliczając, ile dolarów nabił mi już taksometr za czekanie.
// Lucky Coin |
| | | Wiek : 31 Zawód : Barman Przy sobie : Paczka papierosów, broń palna, magazynek (15 nabojów), zapalniczka, para kastetów, telefon komórkowy, Zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości), prawo jazdy, zezwolenie na posiadanie broni, paczka prezerwatyw 3 szt.
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Nie Sie 03, 2014 6:13 pm | |
| Jeszcze nie wiecie co robi barman kiedy ma wolne? O dziwo nie siedzi w domu, nie spija hektolitrów kawy, tylko po prostu idzie do innego baru, do takiego w którym go znają, ale sam nie pracuje. W czasie kiedy sam stoi i nalewa alkohole różnego rodzaju, on nie może spijać, więc kiedyś trzeba trzasnąć sobie tą szklankę czegoś mocniejszego, co nie? Idąc dokładnie tym tropem, tak zrobił Christopher. Ten dość młody, a może już stary? Kij wie, trzy dychy na karku to nie tak dużo. Chyba... No nic, szlajał się jak skończony pacan po mieście nie wiedząc gdzie by tu usadowić swoje cztery litery, minęło dość sporo czasu zanim w końcu dotarł do Spirit'a. Znał tutaj barmanów, oni wszyscy się znają, naprawdę! To niemalże jak jakaś wielka mafia, czy rodzina. Tak czy siak, wyrzucił tuż przed drzwiami kiepa od fajki i wlazł z wielkim hukiem do lokalu. Jak to przystało na tego optymistycznego stworka, musiał pokazać, że to właśnie on wchodzi. Energicznym ruchem doleciał do baru, przysiadł tuż przy nim na niezbyt wygodnym krzesełku. Jednakże nie poznawał chłopa co to polewa. Jakiś nowy? Ki chuj, nie wiadomo. Młody coś był, więc może tak być. Ale co tam, w swojej głowie Chris na to machnął ręką. - Młody, weź mi tu nalej duvet platinum passion! Spojrzenie barmana było tak tępe, że dało jasno do zrozumienia, że nie wie o jakiego drinka chodzi. Och, cóż to mamy z tą młodzieżą... Popatrzył na niego zażenowanym wzrokiem połączonym z dość słyszalnym pomimo muzyki westchnieniem. - Whisky słodową z odrobiną soku z marakui i lodu. Do dekoracji poproszę limonkę, żadnej cytryny. Ot co, teraz zaczął czekać, aż gówniarz wszystko przetworzy i zacznie przygotowywać takie no dość... Ekstrawaganckiego i na pewno rzadko spotykanego drinka. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Bar 'Spirit' Nie Sie 03, 2014 7:07 pm | |
| yyy, trilokacja, fabularnie po rozmowie z Joffem
Po spotkaniu nad rzeką mimowolnie skierowała się do baru, położonego niedaleko jej mieszkania. Po raz pierwszy od dawna odczuwała autentyczną potrzebę napicia się czegoś poza mocną herbatą lub kawą, o wysoko zmineralizowanej wodzie nie wspominając. Potrzebowała prostego, nieskomplikowanego drinka, który pomógłby jej zagłuszyć to, co w niej siedziało. Przez chwilę rozważała nawet do Rory, ale… Ta zapewne była zbytnio zajęta swoimi sprawami, jak większość znajomych Vivian. Jeszcze niedawno naprawdę by się tym przejęła, ale teraz… chyba po prostu miała to w nosie. Spirit był barem urządzonym w typowym kapitolińskim stylu; nowoczesny, ale jednak bez tego całego wariactwa, jakie cechowało mieszkańców miasta. Niezbyt ekskluzywny, bo przecież bywały i lepsze lokale, ale dość znośny. Na tyle, by mogła spokojnie wejść do środka i zaszyć się tam, uprzednio wyłączywszy telefon. Wiedziała, że przynajmniej tutaj nie będzie jej niepokoił nikt w stylu Gerarda Ginsberga czy też Blaise’a Argenta, z którym miała na pieńku od momentu tej niefortunnej rozmowy o śmierci Josepha. Kto wie, może gdyby stanął przednią, bez najmniejszych oporów wydukałaby te smutne przeprosiny, ale bardziej prawdopodobne było to, że znów dałaby mu w pysk. W barze słychać było głośną muzykę, a grupa osób podrygiwała na parkiecie w dziwnym, pulsującym rytmie, który drażnił uszy rudowłosej. Ignorując chęć uderzenia w głowę didżeja bądź założenia słuchawek – wszystko, byleby tylko odciąć się od tego hałasu, podeszła do baru i zajęła jedno wolne miejsce, jakie było przy barze, tuż obok jakiegoś faceta. Zastukała paznokciami w idealnie wypolerowany ciemny blat, zamyślając się na moment. W myślach rozważała całą sytuację z Igrzyskami, oraz to, jaki będzie wpływ rozgrywek na nastroje w mieście, gdy usłyszała głos siedzącego obok niej mężczyzny: - Whisky słodową z odrobiną soku z marakui i lodu. Do dekoracji poproszę limonkę, żadnej cytryny. Uniosła delikatnie brew i odwróciła głowę w jego stronę, posyłając mu lekko enigmatyczny uśmiech. -Dla mnie to samo – rzuciła w stronę kelnera. – Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko…?
|
| | |
| Temat: Re: Bar 'Spirit' | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|