|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Tory kolejowe Sob Mar 14, 2015 4:34 pm | |
| Fragment torów kolejowych, przebiegający bezpośrednio przy nieczynnym parkingu nadziemnym, oddzielony od niego drewnianym ogrodzeniem. Za czasów Snowa linia ta była użytkowana głównie do przewożenia trybutów z Dwójki, Czwórki i Dziesiątki, a także do transportu towarów z tychże dystryktów. Obecnie transportuje się tędy głównie broń oraz amunicję, gdyż Czwarty Dystrykt wciąż nie nadaje się do zamieszkania.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Pią Paź 09, 2015 9:30 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 32 Zawód : Oficer Przy sobie : dwa noże ceramiczne, broń palna, magazynek, mundur, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, paczka papierosów, zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże
| Temat: Re: Tory kolejowe Wto Mar 17, 2015 5:27 pm | |
| Panem było państwem, w którym wszystko podlegało ścisłej kontroli. Wpływało na każdy aspekt życia jego obywateli, począwszy od ubioru, skończywszy na wykonywanym zawodzie. Kapitol ingerował w życie Dystryktów, trzymając w garści ich mieszkańców, narzucając im swą wolę, której musieli się podporządkować. Bezdyskusyjna, autorytatywna władza zapewniała ład, porządek i spokój, ponad wszystko ceniony przez Górę. Nie było miejsca na inicjatywy oddolne, które mogłyby zachwiać idealnym ustrojem kraju. Ujarzmienie ludzi nie stanowiło zresztą problemu, lecz jak się okazało, nawet rząd Panen nie potrafił poradzić sobie z Naturą. Nie radził sobie z poskromieniem żywiołów i pozostawał wobec nich tak słaby i zależny, jak niegdyś Dystrykty w stosunku do Kapitolu. Nawet silnie stechnokratyzowana stolica była bezsilna wobec wylewów rzeki, którym nie mogła zapobiec. Ulewne deszcze przysporzyły wiele kłopotów, przy czym podtopienie mieszkań i ulic stanowiło zwykłą błahostkę. Znacznie istotniejsze były kwestie organizacyjne całego państwa, którym rozwiązaniu poświęcono dużo więcej uwagi niż grupie ludzi pozbawionych dachu nad głową. Przerwa w dostawie broni, zaledwie wierzchołek góry lodowej zamieszania spowodowanego żywiołem, nie chcącym ugiąć karku przed Kapitolem. Pewnie jeszcze tego pożałuje...
Kiedy Conrad otrzymał rozkaz nadzorowania przeładunku broni nie był szczególnie zachwycony, lecz pocieszał się myślą, iż mógł trafić znacznie gorzej. Alternatywą była frontalna walka (bo jego życiowe powołanie stanowiła śmierć w glorii chwały ku czci Panem), siedzenie na dupsku, tonięcie w papierach i granie ze znudzonymi żołnierzami w kółko i krzyżyk lub szkolenie nowych, do czego też nie miał cierpliwości. Wielokrotnie zastanawiał się, co takiego robi w wojsku...Może tak przywykł do wykonywania rozkazów, że nie potrafił się bez tego obejść? Wydawanie poleceń wciąż było dla niego nowością, lecz skoro zapracował sobie na awans, czemu nie korzystać? Gustav omijał przy tym całą odpowiedzialność, spychając niewygodną myśl na dno mózgu; jakoś przyjemniej mu się pracowało (zero stresu, serio), kiedy nie przejmował się, iż życie czy zdrowie jego towarzyszy zależy od niego.
Dillinger odebrał instrukcje od starszego oficera (z pewnością zbyt zajętego, by zająć się tym osobiście), a po przeczytaniu ich, przekopał pamięć w poszukiwaniu informacji o żołnierzach, których oddano mu pod komendę. Nazwiska znane, z Previą zdarzyło mu się już raz współpracować, więc istniała spora szansa, że misji nie rozsadzą wewnętrzne konflikty. Gustav skontaktował się osobiście z każdym z żołnierzy, zawiadamiając ich o planowanym przebiegu przeładunku broni j zaznaczając, aby stawili się przy torach godzinę przed przyjazdem pociągu. Odbył też prywatną rozmowę z Previą, wtajemniczając ją w szczegółowy konspekt działania. Sądził, że kobiecie może (?) zaufać a przynajmniej polegać na jej kompetencjach. Krótko i konkretnie wyjaśnił cel misji, po czym omówił obraną strategię, zwracając uwagę na sugestie z jej strony; był elastyczny, a jedna z idei Benner wydała mu się szczególnie obiecująca. Zlecenie zostanie wykonane, co do tego nie żywił obaw. Broń bezpiecznie dotrze do Kapitolu...
Żołnierze stawili się na miejsce punktualnie co do minuty. Conrad przybył nieco wcześniej, aby zrobić rekonesans terenu, toteż gdy powrócił do punktu zbiórki, zastał swój oddział zwarty i gotowy. Kiwnął z aprobatą głową, gdy na jego widok wyprężyli się na baczność (przyjemne uczucie, szybko się przyzwyczai) i uśmiechnął się kątem ust. - Spocznij - wydał komendę, nie czas na formalności, gdy mieli przed sobą poważne zadanie wagi państwowej - Pociąg planowo przyjedzie za godzinę od strony Dwójki. Musimy być jednak przygotowani na ewentualne opóźnienia lub fakt, że dotrze szybciej - rzekł tytułem wstępu, logiczne, że powinni przewidzieć każdą opcję - gdyby jakimś cudem ładunek broni przepadł, Gustav byłby trupem, oczywiście według założeń łagodniejszej wersji. - Hessler, Angelini, Benner i Vaise. Wy zostaniecie tutaj i kiedy przybędzie transport dokonacie rozładunku. Podoficerze Benner, oddaję dowództwo w pani ręce - zwrócił się do kobiety bezbarwnym, rzeczowym tonem - Sean, Gaiman, wy pójdziecie ze mną. Zabezpieczymy tyły. Jesteśmy w stałym kontakcie. Jeśli mikrofony w hełmach nawalą, korzystajcie z krótkofalówek - dodał, kierując swe słowa do pozostałej dwójki - Pytania? - spojrzał na swych towarzyszy, lecz nie widząc oznak wahania, niedbale zasalutował Previi i oddalił się wraz ze swoją grupą, prowadząc ją ku zrujnowanej stróżówce. Gruzy małego budyneczku stanowiły świetny punkt obserwacyjny - mieli stamtąd doskonały widok na tory kolejowe, sami pozostając niezauważeni, niezależnie od perspektywy potencjalnych zamachowców. Conrad odbezpieczył broń, dając znak Seanowi i Gaimanowi, by postąpili tak samo. Był całkowicie opanowany i nie wątpił w powodzenie misji. Miał do dyspozycji świetny oddział i asa w rękawie, który mógł przesądzić o wyniku tego starcia... |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki) Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)
| Temat: Re: Tory kolejowe Wto Mar 17, 2015 7:04 pm | |
| Fakt pierwszy. Koszary były po prostu za małe. Niby piętnaście hektarów, a kiedy człowiek próbował na kogoś nie wpaść, wpadał trzy kroki dalej. Cóż, ogrodzonego zasiekami terenu było dużo więcej niż przestrzeni przylegającej do budynków…. a poza szereg baraków nie było po co chodzić. Wniosek? Byłam skazana na (wątpliwie) miłe towarzystwo kompanów niedoli jeszcze przed wyruszeniem na misję. Honor korpusu ratował jedynie Dillinger, który już w koszarach uraczył mnie krótką, choć emocjonująco wydajną rozmową w cztery oczy – popisem profesjonalizmu z jego strony był moment, w którym rozłożył mapę; przestudiowaliśmy ją wspólnie i doszliśmy do dość szybkiego konsensusu, przypieczętowanego milczącym skinieniem głowy oraz szczerym przekonaniem, że nic nas, do cholery, nie może zaskoczyć. Fakt drugi. Jedyna kobieta w gromadzie umundurowanych facetów musiała mieć większe jaja niż wszyscy jej towarzysze razem wzięci - pewnie dlatego bez cienia wahania zajęłam miejsce przy drzwiach pojazdu honkera – albo ślepaka, jak go nieoficjalnie ochrzczono ze względu na wielkie stalowe płyty przesłaniające szyby - gdzie była końcówka telefonu wewnętrznego i skąd najłatwiej się wysiadało w celu sprawdzenia podejrzanego odcinka drogi. Wielkiego sensu to nie miało, przynajmniej w trakcie tej akcji - podejrzane miejsca mieliśmy po prostu omijać – ale rutyna robi swoje. Inna sprawa, że taki układ był mi trochę na rękę. Na tej pozycji mogłam mieć pewność, że zarówno Sean, jak i Hessler (a przynajmniej jeden z nich) będą trzymać się z daleka, popiszą się taktem (słodka naiwności) i solidarnie nie pokażą mi się na oczy aż do momentu, w którym dotrzemy na torowisko. Fakt trzeci. Po wyruszeniu z koszar i opuszczeniu właściwej części Kapitolu, przejechaliśmy gruntową drogą raptem pół kilometra, z której w końcu zjechaliśmy, kierując się ku obrzeżom – i dopiero wtedy miałam okazję przekonać się, jak komfortową podróż zapewniała gruntówka. Kierowca jechał powoli i nie rzucało nami o nisko zawieszony strop – ale na tym kończyły się zalety trasy. Skręciliśmy na zachód w pierwszym nadającym się do tego miejscu i już po uczciwym piasku dojechaliśmy do wyznaczonego rejonu. Wóz pierwszej drużyny odbił w lewo i przepadł w listowiu, a my znaleźliśmy ładny, płaski barchan, zza którego wystawała jedynie górna kondygnacja zrujnowanego parkingu. Doskonale znane, zwierzęce napięcie parowało z wciśniętego w mundur ciała, a zwolniona przez nie przestrzeń od razu nasiąkała obawami. Fakt czwarty. Krótki moment między opuszczeniem pojazdu, stawieniem się na musztrze a nałożeniem na łeb hełmu był najbardziej ryzykowną chwilą dnia. Gdy Dillinger zaczął wydawać polecenia, w mojej twarzy coś drgnęło - na krótki ułamek sekundy maska opadła, ukazując pełną pierwotnej obawy kobietę, która wie, ile warte potrafią być obietnice spod znaku wszystko będzie w porządku i jak wielu rzeczy nie da się w życiu przewidzieć. Cień zniknął jednak równie szybko, jak się pojawił, zaś czujne spojrzenie przemknęło po jednolitych, białych uniformach i równie jednolitych hełmach, w których osłonie obijała się zniekształcona, wypaczona (zupełnie jak ja) rzeczywistość. I dopiero, gdy Dilinger ze swoją częścią oddziału skierował kroki na z góry obraną pozycję, obróciłam się do towarzyszących mi Strażników, uśmiechając do – najpewniej – własnych myśli. Hełm w połączeniu z czarną osłoną upodabniał mnie do zwiadowcy Obcych, który spłynął właśnie na Ziemię, zwinął hiperprzestrzenny spadochron i kombinuje, którym z podręcznych środków bojowych anihilować spotkanego nieoczekiwanie tubylca. Milczenie trwało na tyle długo, by panowie dojrzeli do postanowienia, aby nigdy nie zostawać pod dowództwem nienormalnych podoficerów schowanych za białym hełmem i oglądanych na tle jasnego, południowego słońca. - Panowie, nie wróżę wam szybkiej ścieżki awansu. – zacmokałam cicho z (skądinąd udawanym) rozbawieniem, opierając dłoń na kaburze. - Brak poczucia humoru, zwłaszcza w towarzystwie tymczasowych przełożonych, jest równie szkodliwy jak jego nadmiar. – broń wyskoczyła z holstera gładko, gdy przesunęłam spojrzeniem po torowisku, kątem oka zahaczając o ogrodzenie stojące pomiędzy miejscem rozładunku a starym parkingiem. – Hessler koło ciężarówek. – lufa glocka zawisła w powietrzu, wskazując płaski teren niecałe trzydzieści metrów na północ, gdzie miały zostać przetransportowane skrzynie z bronią. Matematyka była bezlitosna: Edgar plus pistolet i kilka naboi… równa się oddychająca, chlająca na umór i pieprząca do upadłego broń masowego rażenia. Co, irracjonalnie, napawało mnie wewnętrzną dumą. – Angelini, Vaise, weźmiecie lewe skrzydło i przód pociągu. – delikatny ruch głową wskazał łagodne, porośnięte młodym drzewostanem zbocze, które wymagało niemal potrojonej uwagi – głównie ze względu na możliwość ukrycia się pośród mniej bądź bardziej wysokich krzewów. – Uważajcie na rekrutów, jeśli któryś się będzie obijał, zagrozić mu karcerem. Albo gwałtem w izolatce. Sama obrałam stanowisko przy drewnianym płocie, który – choć sam w sobie nie stanowił osłony – gwarantował znaczne ograniczenie pola widzenia ewentualnym obserwatorom; to także z tego miejsca łatwiej było dotrzeć zarówno do tyłu pociągu, jak i czekających na przeładunek ciężarówek – jedyny warunek stanowiła ruchliwość oraz wytężona percepcja, której w podobnych okolicznościach nigdy mi nie brakowało. Misja była zaledwie marną namiastką wspomnień z areny, jednak każda, nawet najmniej emocjonująca rozrywka stanowiła niepowtarzalną odskocznię od rutyny codziennej służby. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Tory kolejowe Wto Mar 17, 2015 9:55 pm | |
| krótko, nie zabijajcie.
Czasami, gdy Victor spotykał dawnych znajomych, dziwili się, że wstąpił do korpusu Strażników Pokoju; padały wtedy pytania o to, że przecież to nic ciekawego, sama nuda, brak perspektyw. Sean zazwyczaj kiwał wtedy głową, skupiając się na myśleniu o tym, co ma do roboty – ktoś, kto znałby go dostatecznie długo, mógłby uznać, iż ten gość doszedł do perfekcji w ukrywaniu braku zainteresowania pewnymi tematami. Po nocy spędzonej z Previą nadszedł czas na kolejne patrole, w czasie których nie działo się nic ciekawego (ot, normalka, spisał sobie jednego z pijanych młodzieńców, usiłującego obsikać zabytkowy pomnik, pomógł starszej pani zanieść zakupy na piętro, na którym mieszkała, pograł w karty po godzinach); codzienna, zwykła praca, nic nowego. A potem nadeszła dość niespodziewana wiadomość o transporcie broni, w rozładunku którego miał wziąć udział. Tego dnia stawił się tam, gdzie miał, wsiadł do pojazdu i przez ten czas, gdy jechali, Victor ze spokojem rozmyślał o tym, jak przebiegnie cała akcja. Ani razu nie spojrzał na Previę, jakby instynktownie wyczuwając, że kobieta nie życzy sobie żadnych poufałości w godzinach pracy, zwłaszcza w obliczu takiej roboty. Prawdę powiedziawszy, Sean nawet nie chciał się odzywać, uznawszy za oczywistość potencjalną burę od Benner. Gdy znaleźli się na miejscu, a Conrad wygłosił swoją krótką i rzetelną przemowę, Victor rozejrzał się uważnie, pod nosem mrucząc bezgłośne przekleństwa na cholerny hełm, który musiał nieustannie nosić na służbie. Na razie zapowiadało się na to, że ta misja przebiegnie spokojnie i bez problemów… ale to był Kapitol, tu nigdy nic nie działo się bez problemów. Dilinger skończył mówić, skinął na niego i Gaimana (całkiem znośny kumpel, mieli razem ze dwa patrole i regularnie ogrywali siebie nawzajem w karty), by ruszyli za nim. Sean skinął głową reszcie Strażników i podążył w kierunku rozwalającego się budyneczku, niegdyś stróżówki. Odbezpieczył broń i zajął pozycję, co rusz rozglądając się dookoła i analizując ich położenie pod kątem potencjalnego ataku.
|
| | | Wiek : 34 lata Zawód : strażnik pokoju Przy sobie : broń palna, magazynek, paralizator, kastety, paczka papierosów, prezerwatywy Znaki szczególne : wiecznie w mundurze Obrażenia : zasklepiająca się rana po postrzale pod prawym żebrem
| Temat: Re: Tory kolejowe Sro Mar 18, 2015 5:28 pm | |
| skracamy, skracamy, bo akcja!
Ciężarówki trzęsły się niemiłosiernie na nierównym podłożu, w środku pojazdu nie było w ogóle miejsca na rozprostowanie nóg a rekruci roztaczali wokół siebie obrzydliwą woń koszar. Czyli: tania woda kolońska zmieszana z sztucznie testosteronowym potem z domieszką egzotycznej niebieskiej pleśni. I zwietrzałego alkoholu. Zapach tyleż odrzucający co znajomy Hesslerowi, co jednak wcale nie wpływało na wzrost jego sympatii do szczurów lądowych, stawiających pierwsze chwiejne kroki na statku zwanym wojskowym żywotem żołnierza niepoczciwego. Gdyby Edgar posiadał chociaż odrobinę empatii, pewnie współczułby tym zaaferowanym mięczakom, nieco podminowanym nudną akcją dźwigania skrzyń z bronią przez błota i chaszcze obrzeży stolicy. Sam dobrze pamiętał ciężkie pierwsze lata szkolenia, ale załamywanie rąk nad obecną kondycją przyszłych generałów (nie mógł uwierzyć w to, że za kilkadziesiąt lat ten chuderlawy rekrucik będzie dowodził własnym oddziałem) nie wchodziło w grę. I wyjątkowo nie dlatego, że Hessler cierpiał straszliwie z powodu kaca. O nie, złota różdżka Losu dotknęła go w zarówno łaskawy jak i nieoczywisty sposób. Spadając na jego biurko wczorajszego wieczoru. Cóż, papierkowa robota (raporty, pierdoły, jeszcze więcej raportów, jeszcze więcej pierdół) powstrzymała Eda przed całonocną pielgrzymką po wyłożonych przegniłą boazerią przybytkach świętości. Jeszcze dzisiejszego poranka klął na czym świat stoi - abstynencja trwała nieco zbyt długo jak na jego standardy - ale teraz, kiedy wysiadał z ciężarówki, mierząc się z pełnym słońcem (i innymi idiotycznymi, przyrodniczymi ciekawostkami takimi jak piskliwy śpiew ptaków), był autentycznie wdzięczny. Zero bólu głowy, zero światłowstrętu. Nawet wyspał się doskonale - te śmieszne rubryczki usypiały go lepiej niż przemowy Christiny - i prezentował się niczym młody bożek. O ile bożkowie mogli być odziani w wytrzymałe mundury. Miał gdzieś to, że wygląda nietwarzowo - o zabawności, jaką wytykała Previa! Bardziej łaskotała go obecność Previi, tym razem zdecydowanie poza zasięgiem. Żadnego centymetra odsłoniętego ciała. Smutne, ale do przeżycia; przynajmniej przez kilka godzin, kiedy to będzie musiał obserwować rekrutów, ciężarówki i współtowarzyszy strażniczej niedoli. No i tego całego Dillingera - zbity pies bez grama muskulatury; chyba tak zapamiętał go z jakiegoś szkolenia - blablającego coś poważnym tonem. Edgar słuchał tego dość wybiórczo. Previi - także. Oszczędził sobie nawet uniesienia brwi i ironicznego uśmieszku; niestety pogardliwa (i w mniemaniu Eda - szalenie podniecająca) gra wstępno-mimiczna pozostawała poza zasięgiem wzroku. Co nie oznaczało, że radośnie pobiegł od razu na wyznaczone miejsce. Nie byłby sobą, gdyby nie minął brunetki w taki sposób, by jego słowa były doskonale słyszalne. - I tak wiem, jak wygląda twój tyłek, Benner - rzucił wręcz czule. - I wyjątkowo postaram się go nie postrzelić. - dodał już odwrócony plecami, podchodząc do wyznaczonego miejsca tuż przy ciężarówkach. Dwukrotnie sprawdził broń, kanały komunikacji i zabezpieczenia munduru, po czym zamienił się w cudowny, nieruchomy manekin strażnika - wyjątkowo czujnego i ożywionego pod czarną kopułą hełmu.
|
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Tory kolejowe Sro Mar 18, 2015 5:54 pm | |
| Włożywszy na siebie mundur, jak co dzień zresztą, westchnąłem, patrząc na swoje odbicie w niewielkim lustrze wiszącym nad zlewem. Ot zwykły facet w świetnie skrojonym mundurku, który miał na celu uczynienie mnie (nie)zwykłym Strażnikiem, zapewne też niosącym niepokój. Przedstawiciele prawa wprowadzali niepokój do serc przechodniów. Interesującym było, dlaczego tak się działo i pewnie nalegałbym, wymuszając wręcz odpowiedź od jakiegoś biedaka, jednakże to nie miało sensu. Wiedziałem, czemu ludzie bali się nas, Strażników, czemu budziliśmy taką grozę. Przez głowę przeleciała mi myśl, że Tabitha nienawidziła tego uniformu... Ja zaś... Starałem się nie myśleć o tym, czemu jestem Strażnikiem, co mną kierowało, gdy się zgłosiłem, ani do czego dążyłem po przyjęciu. Ot błahostka – nieistotna. Nie chciałem nad tym rozmyślać, bo wtedy życie byłoby... trudniejsze? Tak, trudniejsze, a tak, zakładałem mundur i czułem się pseudobogiem, który gotów był odebrać życie, mimo że wcale go nie dał. Dzień dobry, obywatele Panem! Dziś nie pałętałem się po ulicach getta. Dziś oddelegowano mnie do innego zadania, przez co tłukłem się kawałek jakimś wozem z grupką innych Strażników, potem zaś stałem przed torami, oceniając otoczenie. Bacznym wzrokiem obserwowałem je, pragnąć wyłapać jakieś plusy z położenia, jednakże odnajdowałem jedynie minusy... Cóż, taka praca. Była robota? Była, więc musiałem ją wykonać jak najbardziej umiałem. Posłusznie jak na rządowego kundla przystało, wysłuchałem krótkiej przemowy oficera Dillingera, następnie poleceń pani podoficer Benner. Stuknąłem Vaise’a w ramię i napełniony determinacją ruszyłem w wyznaczonym kierunku. Wcześniej jeszcze sprawdziłem, czy aby na pewno mam cały sprzęt ze sobą. Co to by było, gdyby Angelini okazał się być bez broni? Śmiech na Sali. – Jak któryś się będzie obijał, to przyozdobimy mu kulkami tyłek. Nie będzie mógł siedzieć, to będzie grzecznie chodził... jak zegarek – rzuciłem jeszcze, potem już skupiając się na zielsku, które tam wrednie rosło. – Vaise, może masz ochotę się odlać? Spójrz przy okazji, czy żadne zło się tam nie czai – rzuciłem do kolegi, samemu lustrując wzrokiem otoczenie po raz enty. Na wszelki wypadek sprawdziłem jeszcze swoje zabawki i czy kieszenie spełniają swoje praktyczne role. Nie chciałem, by w razie jakiejś napaści, nagle mi zablokowało gnata. Na szczęście wszystko zacnie, pięknie.... I powietrze... Ahh, przecudowne powietrze wolne od gettowskiego smrodu, przyozdobione smrodem obrzeży. Pozdrawiam. Teraz mogły się jeszcze pojawić niechciane jednostki... Zapach krwi jakoś miło zmieszałby się z tym... Cóż. Pociąg. Niech sobie przyjedzie, zrobimy co trzeba i nara. Wrócę do nękania gettowiczów. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Artysta malarz Przy sobie : nóż ceramiczny, gaz pieprzowy
| Temat: Re: Tory kolejowe Pon Mar 23, 2015 10:32 pm | |
| / z parkingu
Po wzięciu paru głębszych oddechów stwierdził, że chyba jest mu niedobrze. Po ruszeniu w stronę furgonetki był już tego pewny. Strach (i stres, przy okazji) próbował znaleźć ujście - Lenny czuł, jak jego wnętrzności skręcają się, ręce drżą, a umysł ma poważne problemy z logicznym myśleniem – ale chyba wybrał sobie najgorszy sposób. Naprawdę nie uśmiechało mu się ponowne oglądanie swojego śniadania, zwłaszcza, że było ono całkiem sute. Pozwalanie, by inni je oglądali również nie wchodziło w grę… no chyba, że miałby tym obezwładnić ten niewielki patrol Strażników, jaki miał się pojawić, wtedy mógłby się zastanowić. Jednak zdecydowanie wolałby się nad tym nie zastanawiać, samo myślenie o tym przyprawiało go o mdłości, a w jego obecnej sytuacji lepiej jest nie kusić losu. Nie kusić losu, zabawne. A ciekawe co on innego robi na tej misji? Lennart westchnął ciężko, zajmując miejsce gdzieś na podłodze w samochodzie, jednocześnie kręcąc głową. Za chwilę jednak się zreflektował, gdyż poddawanie w wątpliwość misji, na którą samemu się zgłosiło, jest nieodpowiednie. Łagodnie mówiąc. Właściwie chyba teraz powinien zagrzewać ludzi do boju, podnosić ich na duchu (jako szlachetnie urodzony miał nawet taki obowiązek!), bezustannie zapewniając, że wszystko będzie dobrze, ale jakoś nie mógł wydobyć z siebie głosu. Uniemożliwiała mu to spora gula w gardle, zresztą, kompletnie nie czuł się na siłach. Za bardzo zajęty był wyobrażeniem siebie grożącego komukolwiek bronią. Cóż, Jack pewnie umarłby ze śmiechu. Prawdopodobnie nie bez powodu, grożenie komuś wydawało mu się zdecydowanie zbyt straszne, zwłaszcza, że będą mieli do czynienia z niewinnymi i (prawdopodobnie) nieuzbrojonymi cywilami. Pewnie mieli przyjaciół, rodziny, dzieci. Celowanie do kogoś takiego to właściwie już zbrodnia. I plama na honorze. Dlatego powtarzał sobie w myślach, że to dla większego dobra, że nikomu się krzywda nie stanie, oni tylko wezmą sobie tę broń i zaraz puszczą wszystkich wolno. Tak, to całkiem pocieszające. Lenny przymknął oczy, pewnie sprawiając teraz wrażenie kogoś bardzo skupionego. Poniekąd tak było, próbował wziąć kontrolę nad strachem, żeby być zdolnym do czegokolwiek. I nie zwymiotować na dobry początek misji. Zdecydowanie o wiele bardziej wolałby teraz tkwić na szczycie parkingu, ale z dowódcą się nie dyskutuje. Poczuł kolejne nieprzyjemne szarpnięcie w żołądku, kiedy furgonetka zaczęła zwalniać. Zdaje się, że byli już na miejscu. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Tory kolejowe Wto Mar 24, 2015 4:54 pm | |
| // Parking Przepraszam za jakość i długość.
Pisk pociągu zastał ją ukryte za niskimi krzakami w okolicy torów kolejowych. Największym problemem okazali się Strażnicy przy ciężarówkach, nie wyglądali bowiem na zbytnio przyjaźnie nastawionych. Naładowane pistolety, mundury... Oddychaj, Breefli ng, twój ojciec był Strażnikiem, nie? Ściszyła krótkofalówkę na tyle, aby słyszeć ewentualne komunikaty i jednocześnie nie zostać wykrytą z kilometra przez panów w mundurach. Wyjęła z kabury broń i załadowała nabój do komory. W razie niebezpieczeństwa. Miała ich tylko bezpiecznie doprowadzić do końca misji, miała tylko nikogo nie stracić. Miała oczy i uszy szeroko otwarte. Podniosła krótkofalówkę i szepnęła: - Uwaga na strażników. Czekajcie, aż spuszczą pociąg z oka. Bez odbioru. Ulokowała się za krzakiem tak, aby nie zostać zauważoną. Czekała. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Tory kolejowe Sro Mar 25, 2015 8:00 pm | |
| No to ruszamy z tym koksem!
Pociąg dało się słyszeć na kilkanaście sekund przed tym, zanim pojawił się na horyzoncie. Panującą dookoła ciszę przerwał przeciągły odgłos hamowania, a ci, którzy obserwowali tory, mogli zauważyć opływowy przód nowoczesnego pojazdu. Zwalniającego dziwnie szybko; kiedy pociąg w końcu się zatrzymał, wzniecając w powietrze chmury gęstego dymu i pyłu, jego przód znajdował się co najmniej trzysta metrów zarówno od ukrytych w zaroślach członków Kolczatki, jak i od czekających na przerzut Strażników.
Członkowie Kolczatki są w chwili obecnej osłonięci na tyle, że pozostają niewidoczni dla Strażników. Od pociągu dzieli ich trzysta metrów, które mogą przebyć poruszając się jedynie po zalesionej części (piechotą) bądź otwartym terenie (furgonetką), a decyzja leży w rękach Lophii. Pozostając w zaroślach, wszyscy mają mocno ograniczoną widoczność jeśli chodzi o działania Strażników; doskonale widzą ich za to obserwatorzy na nadziemnym parkingu. Nie widzą za to czuwających w stróżówce posiłków.
Drzwi pociągu po zatrzymaniu odblokowały się automatycznie, ale póki co nikt z niego nie wysiada. Wejścia znajdują się po obu stronach; maszyna składa się z jednego wagonu służbowego (pierwszego) oraz ośmiu towarowych. Po hamowaniu w górę podniósł się zalegający na torach kurz i pył węglowy (trakt ten był przez lata używany do transportu węgla z Dwunastki), znacznie ograniczając widoczność w pobliżu pociągu. Zanim opadnie, minie kilka minut.
Pierwszy ruch należy do Kolczatki. Od Lophii powinny paść rozkazy dotyczące dalszego działania, ale post nie musi być jej - może przekazać plan działania komuś innemu (również na konto Kolczatki, które steruje trójką nieaktywnych graczy). Dalsze instrukcje pojawią się wkrótce potem.
Uwaga ode mnie: posty naprawdę nie muszą być długie ani poetyckie. Wystarczy kilka linijek opisanej akcji, czas na długie kontemplacje przyjdzie, jak już opadnie kurz i przestaną śmigać kule! (: |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Tory kolejowe Pią Mar 27, 2015 3:09 pm | |
| Cholera, cholera, cholera. Przepadliśmy. Tylko tyle udało jej się pomyśleć w momencie, w którym do jej mózgu dotarła informacja, że pociąg zatrzymał się zdecydowanie za wcześnie. Wrobili nas, wiedzieli - przeszło jej przez głowę w momencie, w którym starała się przeniknąć wzrokiem pył dookoła pociągu. Furgonetka stała za daleko, aby można było bezpiecznie podjechać i zabrać broń, a biegnąc po lesie Lophia straciłaby orientację w położeniu Strażników. We dwie nie byłyby w stanie osłaniać przenoszącej broń grupy. Postanowiła dać sobie minutę. Minutę. Tylko sześćdziesiąt sekund. Bloomwell, Parish, nic nie widzę, powiecie mi coś więcej? Jak z obstawą pociągu? - zapytała, starając się zachować spokój. Nie mogła odwołać misji przy pierwszej trudności, ale zupełnie nie wyobrażała sobie momentu, którym Réamonn podjedzie nieosłoniętą furgonetką do średnio widocznego pociągu i wystawi Lennego na strzały Strażników. Nie, nie mogła myśleć w tej chwili o prywatnych sprawach, nie mogła dać się sparaliżować. Czekała na odpowiedź. Pięćdziesiąt pięć sekund. Oddech. Zamrugała powiekami, starając się przeniknąć wzrokiem szarość, ale była bezsilna. Wtedy podjęła decyzję, na razie równie mglistą, jak powietrze przed nią. - Réamonn, czekaj - szepnęła do mikrofonu urządzenia. Musiała wydać rozkaz w odpowiednim momencie. Cały czas trzymała w pogotowiu broń. |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Tory kolejowe Pią Mar 27, 2015 7:34 pm | |
| // Proszę, zignorujcie paskudny poślizg i tragiczną długość/ jakość postów. Kiedy pociąg stanął znacznie wcześniej, niż powinien był to zrobić, poczułam podchodzącą do gardła żółć. Wiedzieli, wydusił spanikowany, piskliwy głos w mojej głowie, dodając zaraz- ktoś zdradził. Mimowolnie i całkiem niesprawiedliwie pomyślałam o Blomwellu; wiedziałam jednak, że to nie mogła być prawda. Znałam go, i co prawda irytował mnie sam jego widok, o gestach ani słowach nie wspominając, ale z pewnością nie zdradziłby Kolczatki. To głupiec, z tym nie zamierzałam dyskutować, ale wierny głupiec. Spróbowałam się uspokoić i zmusić kończyny do tego, żeby przestały tak nieznośnie drżeć. Cieszyłam się, że Lophia wyznaczyła właśnie mnie na swoje towarzystwo; w ostateczności przed nią nie musiałam udawać, a także mogłam liczyć na to, że w sytuacji kryzysowej nie postanowi strzelić mi w stopę i uciec z krzykiem. Ufałam jej, była dla mnie jak siostra, a tylko będąc przy niej mogłam ją chronić. Nie zamierzałam stracić już nikogo więcej. Wzięłam głęboki wdech, próbując się uspokoić. W końcu uczyłam tego moich rekrutów- spokój i opanowanie, spokój i skupienie. Bezszelestnie wyciagnęłam rękę i na krótką chwilę ścisnęłam dłoń Lophii, licząc, że być może to zdoła dodać jej otuchy. W ostateczności pocieszanie kogoś mogło opanować moje galopujące w panice myśli i zniwelować bolesny supeł, w jaki zacisnął się mój żołądek. Kiedy tylko puściłam jej rękę, wymamrotałam bezgłośnie Kurwa, decydując, że to też mogło mi pomóc, po czym mocniej ścisnęłam broń w ręku i zmrużyłam oczy, próbując dojrzeć cokolwiek istotnego przed sobą. Spróbowałam się skupić, w nerwowym milczeniu oczekując na sygnał od Blomwella i Parisha. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Tory kolejowe Sob Mar 28, 2015 11:31 am | |
| Zupełnie zapomniała, że w jej kieszeni znajduje się telefon, właściwie nie powinna była zabierać go ze sobą zabierać na misję, usługi lokalizacyjne działały w Kapitolu perfekcyjnie. Z niejaką złością wyjęła z kieszeni komórkę i otworzyła wiadomość, nie skupiając się na nadawcy. Pierwsza myśl brzmiała mniej więcej: O to tu, do k**** nędzy chodzi?!, dopiero później zauważyła na wyświetlaczu znajome imię. Jack ją ostrzegał. Jack wiedział. Z jakichś niewiadomych przyczyn rozpracował całą sytuację, a ona nie musiała długo zastanawiać się nad decyzją. Pokazała Sonei smsa, po czym drżącymi dłońmi uniosła do ust krótkofalówkę. - Do wszystkich. Bez paniki, ale bierzcie tyłki w troki i jak najszybciej zwijajcie się stąd. - Spojrzała na przyjaciółkę, głęboko się nad czymś zastanawiając. Furgonetka była daleko, nie zdążą dobiec do niej niezauważone, a przecież nikt nie podjedzie po nie w krzaki, zwracając na nich uwagę każdego Strażnika pokoju w okolicy. Musieli działać, zanim opadnie pył, to dawało im przewagę. - Réamonn, podjedziesz na dolny parking i zgarniesz naszą dwójkę. Potem ukryj ciężarówkę i okrężną drogą wróćcie do Kwatery. Na tylnym siedzeniu furgonetki zostawiłam mapę tuneli. Parish i Bloomwell, biegiem na dolny poziom parkingu, najszybciej, jak potraficie. Stamtąd zgarnie Was samochód. - Wzięła głęboki oddech. Co innego, gdyby ryzykowała sama, ale była z nią jeszcze Sonea. Ścisnęła jej dłoń i starając się brzmieć pewnie i rzeczowo, dodała: - Widzimy się w Kwaterze. Powodzenia. Lenny, poradzisz sobie - szepnęła jeszcze wiedząc, że przyjaciel doskonale ją słyszy. Wiedziała, że się boi, ale że nigdy by się jej do tego nie przyznał. - Sonny, spieprzamy stąd jak tylko odjadą, nie przestajemy osłaniać samochodu - powiedziała, nadal wbijając wzrok w powoli wyłaniający się z mgły pociąg. Ile wiedzieli ci, którzy ich wrobili? Jak bardzo naraziła całą organizację, przychodząc tutaj? |
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Tory kolejowe Sob Mar 28, 2015 4:26 pm | |
| //nie wiem, czy Strażnicy idą spać, czy co ; ) Postanowiłam dać znak, że żyję.
Miałem wrażenie, że wielki reżyser zwany Losem obserwuje mnie z uwagą gdzieś tam z góry, z loży honorowych, że wwierca się swoim wzrokiem w moje plecy i bawi się kostkami do gry, które ściska między palcami, zastanawiając się, jaki zrobię kolejny krok. Vaise... Vaise! – Vaise, pociąg nadjeżdża. Jeśli zobaczysz kogoś serio, powiadam SERIO, podejrzanego, to strzelaj. Choć nie sądzę, by coś się wydarzyło niechcianego. To byłoby głupie ze strony rebelii – rzuciłem w kierunku towarzysza, pokazując mu środek czoła, gdy wspomniałem o strzelaniu. Tak, środek czoła. Ludzie to manekiny ze strzelnicy. Strzelasz w pierś, strzelasz w czoło i nie czujesz nic, bo to tylko kukła, a to tylko twój zawód. – I mam cię na oku. Jeśli coś spieprzysz... Nie, nie możesz spieprzyć – syknąłem, patrząc na nieszczęsny pociąg. Ścisnąłem w dłoni broń i zrobiłem zniesmaczoną minę, gdy ujrzałem chmury kurzu, które wzbijała w górę ta maszyna. Można była zlać teren wodą. Byłoby bardzie przejrzyście... i ślisko. A niech to. Poprawiłem hełm, zmrużyłem oczy i postanowiłem brać za podejrzany każdy cień. Warunki pracy były iście genialne, ale czego mogłem oczekiwać więcej od tego zawodu? No, właśnie. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki) Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)
| Temat: Re: Tory kolejowe Nie Mar 29, 2015 10:04 pm | |
| Kapitol daje nam tylko i wyłącznie tyle, ile jesteśmy w stanie od niego wyrwać. Stwierdzenie – oczywiste niczym wynik równania różniczkowego – pomimo swej banalności nacechowane było uniwersalną jak papier toaletowy prawdą, brzmiącą mniej więcej niczego nie zyskasz, choćbyś był najbardziej lojalny. Co bardziej honorowi zwykle wzdrygali się z oburzeniem na podobne słowa, odgórnie odrzucając możliwość zdrady i krzywiąc pogardliwie swe szlachetne usta, tak niecne procedery pozostawiając całkowitemu marginesowi, który – poza dobrą reputacją – pozbawiony był również kręgosłupa moralnego. Krótko mówiąc: brudna robota po raz kolejny spadła na wątłe barki Previi Benner. Jeśli miałabym być szczera (co okazjonalnie może mi się przytrafić), od czternastego roku życia wychodziłam z założenia, że im większa była moja lojalność, tym mniejszy czekał na mnie zysk. Tym, którzy nie dowierzali słowom chuderlawej, płaskiej jak deska i na domiar złego niereformowalnej nastolatki, odpowiadałam z apatycznym uśmiechem potrąconej przez rower fretki: sami się przekonacie. Na przestrzeni setek wieków zupełnie nic nie uległo zmianie, a odwieczne prawidło stanowiące oś rzeczywistości brzmiało jak przekazywana z ust do ust mantra: jest za mało mięsa i zbyt wiele głodnych psów do nakarmienia. Dlatego należy nie szczędzić ani środków, ani sił, by być najbardziej zaciekłą suką w stadzie. Być może dlatego dziś pełniłam służbę w niemal całkowitej ciszy oraz najgłębszym skopieniu, ignorując nawet Hesslera… choć wszyscy wymarli bogowie mi świadkiem, że byłam gotowa odstrzelić mu dupsko i w raporcie określić to jako nieszczęśliwy wypadek/awaria broni palnej/panie generale, nazwijmy to przysługą. Obserwując, jak opływowa maszyna zatrzymuje się z cichym piskiem nieco dalej niż zakładałam, przyszło mi z trudem wypierać wspomnienie porannego przeczucia, które cicho podpowiadało, że może polać się krew; nie było to niczym nowym, wszak moje zmyły od lat z przyzwyczajenia zakładały najczarniejsze scenariusze, a jednak… … kobieca intuicja na starość coraz częściej miała rację. - Dillinger, melduj się... i korzystaj z okazji. – cichy pisk interkomu, sprytnie wmontowanego przez jajogłowych do hełmu, niemal doprowadził do tragedii na skutek której Previa Benner odgryzłaby sobie język – przeskok na linii wgryzł się w zwoje mózgowe przeraźliwym dźwiękiem, milknąć dokładnie w momencie, w którym powietrze zasnuł poderwany z torowiska kurz oraz ciemny, węgielny pył, niemal natychmiast osiadający na białych mundurach Strażników. Aura niemal całkowicie przesłoniła pole widzenia, spowijając w ponury całun nawet pociąg. Zamiast stać w miejscu jak dumny sęp czekający na trupa, którym mógłby się pożywić, ruszyłam samym brzegiem torowiska ku maszynie, zatrzymując się dopiero w połowie odległości dzielącej mnie od celu. Dlaczego, do jasnej cholery, zatrzymałeś się tak daleko? - Angelini, Vaise, jesteście najbliżej pierwszego wagonu i niech tak zostanie, dopóki nie opadnie ten pieprzony pył. – interkom odezwał się cichym, charakterystycznym szumem, świadczącym o działającym odbiorze. – Czekajcie, aż ktoś wysiądzie ze służbówki i zechce wyjaśnić, dlaczego popieścił hamulec kilkaset metrów od ciężarówek. Oczywiście, Benner, w końcu najważniejsze jest szukanie winnych, a nie rozwiązania. - Hessler, jest ciemno jak w burdelu, więc pewnie czujesz się cholernie swojsko... i jako jedyny jesteś w stanie dostrzec cokolwiek. – kąciki ust drgnęły w ponurym rozbawieniu, kiedy zajęłam pozycję przy kamiennym słupie dawno wygasłej latarni, która aż po kres swych dni miała pełnić wartę tuż przy ogrodzeniu oddzielającym parking od torów. – Przyślij do mnie trzech rekrutów, niech spędzą popołudnie w obecności prawdziwego autorytetu. Pieprzysz od rzeczy i wydajesz zbędne rozkazy, żeby inni nie zaczęli panikować? Nie, Benner, nie jesteś takim typem człowieka. Póki w powietrzu wciąż unosił się pył i ciężko było dostrzec jakąkolwiek ludzką sylwetkę, co dopiero o szczegółach ubioru mówiąc, musiałam optymalnie wykorzystać chichot losu – trzech rekrutów w obecnych warunkach mogło sprawiać wrażenie Strażników Pokoju, którzy - zaledwie przed kilkoma minutami - dokładnie w takiej liczebności zniknęli z pola widzenia. Prosty zabieg miał na celu utrzymanie ilości członków oddziału bez zauważalnych dla zewnętrznego obserwatora zmian, co z kolei kupowało kilka cennych minut Dillingerowi. Oczy i uszy szeroko otwarte, palec na spuście, uwaga skierowana wyłącznie na jedno – moment, kiedy pył opadnie, ukazując nam… … prawdziwy powód, dla którego tu jesteśmy? |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Tory kolejowe Pon Mar 30, 2015 7:31 pm | |
| Dzięki unoszącemu się w powietrzu pyłowi, nikt nie zauważył Conrada, Victora ani towarzyszącego im mężczyzny, którzy niepostrzeżenie opuścili stróżówkę, po czym całkowicie zniknęli z pola widzenia, udając się w jedynie im znanym kierunku.
Z pociągu wciąż nikt nie wysiadał, za to z każdą sekundą powietrze stawało się bardziej przejrzyste, a widoczność lepsza. Ukryci w zaroślach członkowie Kolczatki mogli zauważyć już sylwetki obstawiających pociąg Strażników. Christopher zgodnie z rozkazami odpalił furgonetkę i odjechał w stronę parkingu, jednak Layla wydawała się niezadowolona z rozkazów wydanych przez Lophię. Pochylając się nisko nad ziemią, podeszła do dowódcy. - Nawet jeśli wiedzą o akcji, jest ich tylko czwórka, damy radę się ich pozbyć. Możemy zastrzelić co najmniej dwóch zanim w ogóle nas zauważą! - powiedziała, wskazując ręką w kierunku pierwszego wagonu i wyciągając pistolet zza paska.Ponieważ Conrad zgłosił nieobecność, chwilowo przechodzi pod pieczę MG, natomiast dowództwo nad Strażnikami obejmuje Previa. Victor - zmieniasz lokację na parking nadziemny. Reszta od tej chwili pisze zgodnie z kolejką, która przedstawia się następująco: Edgar, Lennart, Valerius, Lophia, Previa, Sonea. Osobę z kolejki można pominąć, jeśli odpis nie pojawi się przez 24 godziny, ale jeżeli wiecie, że nie dacie rady odpisać (albo ewentualnie jeśli potrzebujecie więcej czasu), napiszcie pw - przesuniemy Was w kolejce, albo poprosimy o zwłokę. |
| | | Wiek : 34 lata Zawód : strażnik pokoju Przy sobie : broń palna, magazynek, paralizator, kastety, paczka papierosów, prezerwatywy Znaki szczególne : wiecznie w mundurze Obrażenia : zasklepiająca się rana po postrzale pod prawym żebrem
| Temat: Re: Tory kolejowe Pon Mar 30, 2015 8:43 pm | |
| Napięte mięśnie, stała czujność, ciężki magazynek, odbezpieczona broń - żyć nie umierać; fizyczne wyzwania nie stanowiły dla doskonale wyszkolonego Edgara żadnego problemu. Jeszcze dziesięć - dziesięć? naprawdę był już tak stary? - lat temu pewnie irytowałby go nowoczesna strażnicza, pedalsko biała zbroja i ze zdenerwowaniem rozglądałby się dookoła w poszukiwaniu zdradzieckiego mordercy. Teraz tamtego chłystka zastąpił pewny siebie mężczyzna, który ze stoickim spokojem zajął wyznaczoną mu pozycję. Pomiędzy ciężarówkami. Wystarczył krok do tyłu, by osłonę zapewniły mu ciężkie, obłocone opony pojazdów, a z tego miejsca rozciągał się doskonały widok na las, tory, nagą Previę (w jego myślach)...a przynajmniej widok rozciągałby się, gdyby nie pociąg z opóźnionym zapłonem. Ed od razu zorientował się, że maszynista spieprzył i tak banalną robotę. Kurz wzbił się w powietrze, zasłaniając dosłownie wszystko, chociaż fantazyjny obraz Benner pozostał, umilając Hesslerowi sekundy w stanie niemalże kompletnej ślepoty. Niemalże, bo przywykł przecież do śmierdzących i dusznych półmroków. Westchnął więc tylko na piszczące rozkazy Previi, wyjątkowo postanawiając ograniczyć żenujące komentarze do minimum. Odbije to sobie potem, w ekskluzywnych warunkach Violatora albo - kto wie? może mu się poszczęści? - sypialni samej zainteresowanej, rządzącej się jak kwoka na grzędzie. Druga Annesley. A mogły zostać w kuchni. Powstrzymawszy się od odpowiedzi na czcze dogryzanki - co zapewne wpędziło w niemałe zdziwienie wszystkich dostępnych na linii; kto jak kto, ale Hessler zawsze uprzyjemniał każdą misję obrzydliwymi żartami o kopulacji - po prostu skupił całą uwagę na nieco rzedniejącym pyle. Odbezpieczoną broń trzymał w gotowości, spodziewając się wielkich problemów. Jak zawsze. Nawet przed żenująco prostą misją należało zakładać najgorsze i w myślach Edgara wizja Previi ustąpiła miejsca trzem czołgom buntowników, wyjeżdżającym z pobliskiego lasu. Niedorzeczne, ale pomagające utrzymać ekstremalny poziom koncentracji. Machnął tylko ręką na pobliskich rekrutów, nakazując milcząco reszcie kompetentne podejście do powierzonego zadania (zamknąć mordy, obserwować i czekać na rozkazy), po czym wytężył wzrok, próbując wyłuskać z opadającego pyłu jakikolwiek ruch. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Artysta malarz Przy sobie : nóż ceramiczny, gaz pieprzowy
| Temat: Re: Tory kolejowe Wto Mar 31, 2015 1:24 pm | |
| Uczucie nudności nie ustało nawet na moment. Nawet nie osłabło. Lenny jednak dzielnie z nim walczył, skupiając się na miarowym oddychaniu i liczeniu do stu w myślach. Myślenie o liczbach, a nie o tym, jak mu jest niedobrze, powinno pomóc, prawda? Odrobinę pomogło świeże powietrze, które przyjemnie otoczyło go, kiedy razem z dziewczynami wyszedł z furgonetki. Nie na długo, już parę chwil później oddychanie i widoczność niemal znacznie utrudnił mu wszechobecny pył. Powinni coś zrobić z torowiskiem, doprawdy. Przepisy BHP nic nie mówią o tym, ile kurzu może wdychać przeciętny pracownik stacji kolejowej? Pylica jest chyba u nich chorobą powszechnie panującą… Tak nowoczesne państwo powinno pomyśleć o przebudowie torów, pracowanie w takich warunkach jest co najmniej niezdrowe. Kaszląc cicho w rękaw i zza przymrużonych oczu próbując cokolwiek wypatrzeć, łajał w myślach dyrekcję infrastruktury kolejowej, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z tego, jak w ich obecnej sytuacji niewidoczność jest ważna. Czekał na odzew od Lophii i dopiero kiedy go usłyszał, stwierdził, że coś jest nie tak. Na dodatek bardzo nie tak, skoro Lo każe im zbierać tyłki w troki i zmywać się stamtąd w trybie natychmiastowym. Jak bardzo źle jest? Lennart wymamrotał tylko krótkie i słabe „mhm” w odpowiedzi na próbę dodania mu otuchy przez Breefling. Oczywiście, że sobie poradzi, zaraz po tym jak zemdleje ze strachu. Albo zwymiotuje, co bardziej prawdopodobne, gdyż przez nową dawkę stresu czuł, że coraz więcej śliny zbiera mu się w ustach, a to może oznaczać tylko jedno… Najpierw jednak lekko drgnął z oburzenia, kiedy Layla z własnej inicjatywy postawiła zmienić pozycję. Stwierdził, że on z Sunny to trochę za mało osób jak na jedno stanowisko, więc pokazał blondynce, żeby ruszyła za nim i sam nisko przy ziemi poszedł po śladach Layli. W połowie drogi stwierdził, że to właściwie świetna okazja, żeby zapytać Lophię, co tak właściwie się dzieje i rysy jego twarzy nieco złagodniały. – Zauważą? Co się właściwie stało? – zapytał Breefling z małym zakłopotaniem, kiedy stał już koło niej. Przez skupienie się na powstrzymaniu nudności chyba stracił kontakt z rzeczywistością. – Nie, nie, nic nie rób – powiedział do Layli, wyciągając dłoń, by powstrzymać dziewczynę od następnych ruchów (jakichkolwiek). – Mieliśmy się zmy… - i urwał, bo właśnie wtedy jego żołądek postanowił ostatecznie rozwiązać problem jego złego samopoczucia. Cała zawartość lennartowego śniadania (a przynajmniej jego większa część) znalazła się na ubraniu Layli. – Naj-mocniej przep-przepraszam – wydyszał słabo, łapiąc się za brzuch i wymiotując raz jeszcze, tylko tym razem z boku. – Ja po prostu… - podjął próbę wytłumaczenia się, ale bolący żołądek podpowiedział mu, żeby lepiej się już nie odzywał, więc posłał tylko dziewczynie zbolałe i pełne zażenowania spojrzenie. Takie zachowanie wobec damy chyba kwalifikowało się już jako „niewybaczalne”. |
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Tory kolejowe Wto Mar 31, 2015 11:02 pm | |
| Co ja właściwie tu robiłem? Czemu zostałem Strażnikiem i teraz słuchałem rozkazów z góry, będąc im posłusznym psem? Czemu strzelałem do ludzi w imieniu rządu? Czemu w ogóle przed laty dołączyłem do rebelii? Czemu zniszczyłem życie Tabithy? Czemu nie chciałem spotkać się z matką, za którą tęskniłem, gdy myślałem, że ta nie żyje? Wróciła! To ona mnie takim stworzyła! Czemu pragnąłem zrobić jej na złość i zostać zdrajcą Panem? Myśl, która właśnie była rozważana w mojej głowie, bezsprzecznie była zdradą: co, jeśli nie nacisnę spustu, gdy stanę oko w oko z rebeliantem? Co wtedy się stanie? Zacisnąłem zęby, przeklinając siebie w głębi duszy. Jedynie kompletny idiota pakowałby się w takie bagno, osoba szukająca śmierci... Osoba szukająca śmierci? Czy ja jej pragnąłem? Czy chciałem zamknąć oczy i już więcej nie budzić się z myślą, że straciłem kogoś, kto był mi najbliższy na świecie, kto był mym skarbem? Moim ciemnowłosym skarbkiem o mądrych brązowych oczach... Moja Tabby... Trzymałem w ręku odbezpieczoną broń. W każdej chwili mogłem to skończyć, zakończyć wszelki ból... Za jednym strzałem. Mogłem też, o ile rebelianci jednak byli głupi, pomóc im, strzelając do swoich mundurowych braci. – Angelini, Vaise, jesteście najbliżej pierwszego wagonu i niech tak zostanie, dopóki nie opadnie ten pieprzony pył. – Słowa podoficer Benner, ku chwale Kapitolu, mnie otrzeźwiły, przywróciły racjonalne myślenie i prawdziwy sens tego dnia – miałem ochraniać dostawę, cokolwiek by się nie działo. Mogły nawet przedszkolaki dopaść się do pociągu, wiedzione fałszywą wizją wagonu pełnego lizaków... Ja zaś miałem obowiązek bronić tego wagonu, a tym samym je powstrzymać. Siłą, oczywiście. – Się robi – rzuciłem, stając plecami do pociągu. Za nimi miałem dokładnie wagon numer jeden, moje czujne oczy ślizgały się po, opadającym już, kurzu. Nagle irracjonalnie zacząłem się bać, że gdy ten opadnie... ujrzę Tę twarz, twarz Tabithy, która, na domiar złego, mogła trzymać za rękę moją Julkę. – Jestem! – odrzekła nagle dziewczynka, która pojawiła się po mojej lewej stronie. Uśmiechała się słodko, tak niewinnie, mimo że mogło w każdej chwili zrobić się niebezpiecznie. Uśmiechała się tak słodko... Julcia! Jak ja za nią tęskniłem! Żałowałem, że nie mogę jej przytulić, poczuć zapachu jej dziecięcej skóry, usłyszeć jej śmiechu... prawdziwego śmiechu. Była jedynie duchem, który nawiedzał moje zmysły. Nie istniała. Ja musiałem skupić się na misji. Vaise jeszcze dostrzeże, że coś ze mną nie tak i będę miał kłopoty... Kurz! Opadał! Musiałem być czujny i nie spoglądać na ten kochany obraz podsuwany mi przez moją własną psychikę. – Pobawisz się ze mną, Valiusie? Chodź, pobaw się ze mną! Gonisz! – Klasnęła w dłonie, biegnąc w kierunku krzaków. Niestety, odprowadzałem ją oszalały wzrokiem, gdy tak wesoło w podskokach pokonywała ten odstęp. Pragnąłem za nią pobiec... Zrobiłem nawet już krok, ale... Julka... Nie była prawdziwa. Wróciłem do szukania wzrokiem ewentualnego zagrożenia. Musiałem przestać o nich myśleć, myśleć o swoich dziewczynach. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Tory kolejowe Czw Kwi 02, 2015 9:41 pm | |
| Głębokie oddechy okazały się konieczne, aby uspokoić szybko bijące serce. Musiała zachować spokój. Zupełnie tak, jak na placu, kiedy zastrzeliła Iris Rochester. Zabójstwo z zimną krwią. Teraz chłodna kalkulacja. Musieli zmyć się stąd jak najszybciej. Po chwili dołączyła do nich pozostała trójka. - Nawet jeśli wiedzą o akcji, jest ich tylko czwórka, damy radę się ich pozbyć. Możemy zastrzelić co najmniej dwóch zanim w ogóle nas zauważą! Lophia spojrzała na kobietę wzrokiem pełnym irytacji pomieszanej z zaskoczeniem. Czy ona oszalała? Skoro wiedzieli o ich planowanym ataku, w każdej chwili tych "dwóch" pozostałych mogło porozumieć się z dowództwem i wezwać posiłki. Zanim zdążyliby uciec, byłoby po nich. - Nie zapominaj, że mają dobrą łączność. Nie możemy ryzykować. Nie zdołamy przechwycić broni, a wszyscy zginiemy - postarała się wyjaśnić, a potem dodała: - To było rozkaz, jesteś teraz na służbie. Zanim zdążyła odpowiedzieć Lennartowi, ten zdążył opróżnić żołądek, którego zawartość znalazła się na ubraniu Layli. Loph skrzywiła się, ale poklepała chłopaka po ramieniu, po czym wcisnęła w dłoń dziewczyny chusteczki. Coraz częściej zastanawiała się, czy dobrze zrobili, wybierając taki, a nie inny skład misji. - Dostałam wiadomość, że to pułapka, że rząd wie i naszych planach - odpowiedziała wreszcie Lenny'emu, wpatrując się w pociąg. Pył opadł, widać było czterech Strażników, cisza, spokój... Może Layla miała rację, może nie powinni tak łatwo rezygnować... Nie, ufała Jackowi. Nie chciała narażać życia całej grupy dla akcji bez szans. - Dobra, drużyno. Broń w pogotowiu i powoli wycofujemy się z dworca. Lennart, nie mdlej, jeszcze trochę - oznajmiła, rzucając przyjacielowi pokrzepiające spojrzenie, mówiące mniej więcej "zdarza się najlepszym". |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki) Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)
| Temat: Re: Tory kolejowe Pią Kwi 03, 2015 1:32 pm | |
| Język przesunął się po ustach, palce pieszczotliwie muskały spust broni, oczy lśniły w blasku słońca wiszącego ponuro nad nasypem kolejowym – przez uczucie irracjonalnego napięcia wypełniającego pierś, czułam się jak tępawa publiczność podczas Głodowych Igrzysk, która obserwuje pierwsze ruchy trybutów i stara się wyczuć, kto ma przewagę. „Nie trzeba mieć wielkich marzeń", mawiał mój ojciec w tych rzadkich chwilach, gdy miała dobry nastrój. „Wystarczą małe." Odpędziłam tę myśl jak natrętną muchę, nie mogąc pozwolić sobie na luksus wspomnień; kąciki ust drgnęły nerwowo, gdy ze strony Dillingera nie padła odpowiedź; byłam daleka od snucia czarnych scenariuszy i wpadania w naiwną panikę nowicjusza, coś jednak nakazywało mi zachowanie maksimum ostrożności… przy minimum uzewnętrzniania własnych uczuć. Previa Benner zamartwiająca się o swoje owieczki. Niemal prychnęłam pod nosem, balansując niebezpiecznie blisko wściekłości, zupełnie jakby „zamartwiająca się Benner” stanowiło obelgę. Prawda była znacznie banalniejsza: pod wszystkimi napadami irytacji, narzekaniem i bełkotem o jawnej niesprawiedliwości, nieustannie, z uporem, nieodwołalnie, na wieki wieków amen byłam suką o oczach jak sztylety, która wolałaby wykrwawić cały Dystrykt Drugi niż cofnąć się o krok przed siłami Kapitolu. Tą, którą stawała każdemu kością w gardle, tą, która była solą w oku i wrzodem na dupie, więc – wierzcie lub nie – ale rozładunek pociągu był dla mnie przysłowiową bułką z masłem, kaszką z mleczkiem, małym piwkiem przed śniadaniem, które stanowi słodkie preludium dla owocnego upijania się w mroku własnego mieszkania. Paradoksalnie pomagały mi tony rozczarowań, których doznałam w przeciągu marnego żywota i podejrzewam, że dotyczy to każdego człowieka. Porzucamy marzenia zrujnowane przez zdradę i znajdujemy nowe, za którymi podążamy. Taka kolej rzeczy. - Sean, u was w porządku? – głos – tak spokojny, że zaskoczył nawet mnie – nie zdradził choćby cienia niepokoju powoli zagnieżdżającego się w piersi; fakty były oczywiste: Victor chwilowo stał na samym szczycie listy „upewnij się, że nikt nie odstrzelił mu dupy”, choć nie stanowił w zestawieniu chlubnego wyjątku – nie chciałam, by dzisiaj ktokolwiek zginął (nie na mojej warcie) i nie wstydziłam się przyznać, że najbardziej zależy mi na tym w odniesieniu do samej siebie. Wciąż czekało na nas kilka godzin słońca i mnóstwo ciężkich skrzynek z rozładunkiem, więc… - Angelini, jeśli masz zamiar się odlać, zrobisz to za kwadrans. Radzę wytrzymać. – wystarczył jeden, niekontrolowany krok wykonany przez Valeriusa, by wytężone do bólu zmysły zarejestrowały jego ruch – przez krótką, króciutką chwilę sądziłam, że porzuci posterunek i w podskokach pomknie ku najbliższym krzakom, ale chłopak opamiętał się w mgnieniu oka (nieświadomie plusując) i nadal trwał na obranej pozycji. - Ty, duży, my dla odmiany się przejdziemy. – skinęłam lekko głową jednemu z rekrutów przysłanych przez Edgara i – nawet nie czekając na posłuszną reakcję – wspięłam się na niewielki nasyp, przekraczając ciągłe linie kolejowych szyn; gęsty pył opadł na tyle, by znacznie poszerzyć pole widzenia i umożliwić rozładunek… ale póki ze strony Dilingera panowała cisza radiowa, nie mogliśmy pozwolić sobie na opuszczenie gardy. Nie z takich powodów ginęli ludzie. - Hessler, oczy na las. Rekrut podążał za mną karnie, z olbrzymią dozą prawdopodobieństwa skupiając uwagę na dolnej części mojego munduru, a nie pokonywanej drodze – o czym świadczyło dwukrotne potknięcie (które mogło być wywołane zwykłym debilizmem) dzieciaka. - Osłaniamy się nawzajem, duży. Obrany przez nas kierunek był aż nazbyt oczywisty: w oczekiwaniu na odzew Dillingera i rozładunek pociągu, należało sprawdzić zarośla po drugiej stronie torów, skąd wypłoszymy najpewniej kilka wiewiórek i zdziczałe koty. Ściółka zachrzęściła cicho pod ciężkimi butami, kiedy wkroczyłam w zbawienny cień niewielkiego lasu, wciąż trzymając broń w pogotowiu i skinięciem głowy nakazując rekrutowi zajęcie pozycji po mojej prawej stronie. Wzrok jednocześnie przeczesywał zarośla, poszukując choćby najmniejszej anomalii w zacienionym otoczeniu - pobieżne oględziny wedle planu prędko miały dobiec końca... ... ale plan nie zawsze działa w stu procentach. |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Tory kolejowe Nie Kwi 05, 2015 2:49 pm | |
| W odpowiedzi na słowa Lophii tylko kiwnęłam twierdząco głową, w myślach starając się błyskawicznie opracować plan zastępczy. Z wysiłkiem uśmiechnęłam się drżącymi lekko wargami do trzech osób, które dołączyły do nas chwilę po nadaniu komunikatu. Przestawałam się już bać; strach znikał, zastępowany lodowatą determinacją, żeby wydostać ich z tego kotła. Wszystkich i w całości. Kolczatka nie mogła sobie pozwolić na straty, powtarzałam sobie w myślach, chociaż tak naprawdę podchodziłam do tego z idiotycznym sentymentem. Chciałam ich wydostać nie dlatego, że stanowili siłę organizacji, do której należałam i za którą byłam gotowa oddać wszystko. Chciałam ich wydostać, bo mi na nich zależało, bo nie byli ogółem, tylko jednostkami, za których los czułam się odpowiedzialna. Dlatego słysząc słowa tamtej dziewczyny, tylko zmarszczyłam brwi i energicznym kiwaniem głowy poparłam słowa Lophii. -Strzelając do kogokolwiek, wydasz położenie nas wszystkich- dodałam tylko nieco oschłym, rzeczowym tonem, po czym jeszcze raz krzepiąco uśmiechnęłam się do Lophii i wyciągnęłam dłoń, nieśmiało poklepując Lennarta po ramieniu. -Kryjemy się nawzajem, w porządku?- Rzuciłam półgłosem, poprawiając ułożenie broni w ręku i mając nadzieję, że to choć trochę doda mi otuchy i że wyglądam na kogoś, kto faktycznie byłby w stanie mu pomóc, gdyby zrobiło się gorąco. I właśnie w momencie, kiedy wszystko zdawało się być pod kontrolą, usłyszałam głosy i kroki. Ktoś zbliżał się do zarośli i byłam cholernie pewna, że to nie był nikt z naszych. Bezgłośnie przeklęłam, po czym zmrużyłam lekko oczy, próbując błyskawicznie odszukać zbliżającą się sylwetkę. -Nie możemy dłużej czekać, Lo- wymamrotałam niemalże bezgłośnie, odszukując spojrzenie przyjaciółki.- Mogę spróbować go zdjąć, albo próbujemy się stąd jak najszybciej zmyć. Dodałam jeszcze, automatycznie nadając nadchodzącemu rodzaj męski, po czym zważyłam broń w dłoni i wzięłam głęboki oddech, starając się uspokoić i maksymalnie wyciszyć. Dokładnie tak, jak sama uczyłam moich rekrutów. Mogłam mieć tylko nadzieję, że cholerny Blomwell o tym pamiętał i nie zamierzał nawalić, a przynajmniej nie tym razem. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Tory kolejowe Nie Kwi 05, 2015 9:29 pm | |
| Kurz wokół pociągu opadł już niemal całkowicie, unosząc się przejrzystą mgiełką gdzieś na poziomie łydek. Drzwi wszystkich wagonów wydały z siebie kilka mechanicznych dźwięków, po czym rozsunęły się gładko, a ze środka wychyliło się kilku mężczyzn ubranych w kraciaste koszule i dżinsy, najwidoczniej wyznaczonych do pomocy w rozładunku. - Możecie podjechać bliżej? Maszynista ma trochę za ciężką nogę - krzyknął jeden z nich, zauważając stojącego w pogotowiu Valeriusa.
Layla nie wyglądała na zadowoloną z odpowiedzi Lennarta. Gładkim ruchem odbezpieczyła i przeładowała broń, i już otwierała usta, żeby zaoponować, kiedy resztki treści pokarmowej jej rozmówcy znalazły się na jej mundurze. - Ja pierdolę - zaklęła, odsuwając się gwałtownie i krzywiąc się, kiedy powietrze wypełnił kwaśny zapach częściowo strawionego jedzenia. Wyciągnęła rękę do Lophii, biorąc od niej paczkę chusteczek i przytrzymując pistolet w zgięciu łokcia, spróbowała wyjąć jedną ze środka. Przeceniła jednak swoje zdolności manualne, bo gładka broń wyśliznęła się spomiędzy śliskiego od wymiocin materiału i upadła na ziemię. Powietrze przeszył huk wystrzału, idealnie słyszalny dla znajdujących się kilka metrów dalej Strażników, a dla członków Kolczatki wprost ogłuszający. Po chwili rozległ się także zduszony krzyk kobiety, a Sunny upadła na ziemię, trzymając się kurczowo za krwawiącą łydkę.
Kolejka pozostaje bez zmian, podobnie jak dwudziestoczterogodzinna zasada zwłoki. Możecie strzelać, ale nie możecie samodzielnie oceniać lotu pocisku, więc po każdym wystrzale czekacie na post Mistrza Gry.
Aktualna kolejka: Edgar, Lennart, Valerius, Lophia, Previa, Sonea.
|
| | | Wiek : 34 lata Zawód : strażnik pokoju Przy sobie : broń palna, magazynek, paralizator, kastety, paczka papierosów, prezerwatywy Znaki szczególne : wiecznie w mundurze Obrażenia : zasklepiająca się rana po postrzale pod prawym żebrem
| Temat: Re: Tory kolejowe Nie Kwi 05, 2015 10:16 pm | |
| Sielankowa misja rozładunkowa nie powinna stanowić żadnego problemu. Przynajmniej na papierze. Przynajmniej według wszystkich praw fizycznych (i Murphy'ego). Przynajmniej w normalnym świecie, gdzie eskapady podobnego typu okazywały się nudnym pilnowaniem mięśniaków, dźwigających skrzynki i klnących przy tym na czym świat stoi. Kogoś na wyższym stanowisku oddelegowanie do tak durnej wojskowej pracy pewnie ubodłoby do żywego - na szczęście Hessler nie posiadał szybującej ambicji i po prostu wykonywał rozkazy. Psiocząc w myślach na Annesley, Dillingera, Benner i całą resztę możnych mundurowego świata, rzecz jasna, ale psiocząc w myślach, na zewnątrz prezentując się jako posłuszna skała. Ruchliwa, to fakt; nie sterczał jak kołek, znudzony obserwowaniem pociągu. Wbrew wszelkim znakom na niebie, ziemi i oficjalnych dokumentach Edgar wolał słuchać swojego instynktu, który wielokrotnie ratował jego boski tyłek. Co oznaczało stałą czujność. Nawet jeśli jedynym zagrożeniem było potencjalne oberwanie rozładowaną bronią albo użeranie się z mechanikami z Dwójki, piszczącymi nad zbyt brutalnym potraktowaniem skrzynek z nowoczesnymi karabinami. Żyć nie umierać: dosłownie i w przenośni takie zadanie oficer Edgar H. wyznaczył sobie tego cudownego popołudnia i na nim skupiał całe swe szalone umysłowe siły, pozostając fizycznie przyczajonym tygrysem ukrytym zmiechem. Obserwującym wszystko dookoła przez supernowoczesną przesłonę hełmu, umożliwiającą mu kontakt z współtowarzyszami kurzowej niedoli. Z spokojną, milczącą pogardą przyjął zarówno dziwne podrygi Angeliniego, ledwo widocznego w piaskowej mgle, jak i rozkazy Benner. Skupił się więc na obserwowaniu cichego lasu, stanowiącego o tej porze roku marną kryjówkę. Szeleszczące liście, półnagie korony drzew - kiepska kryjówka dla potencjalnych...złodziei? Psychofanów puszczalskiej Previi, zapuszkowanej w biały mundur? Obydwie wersje były równie prawdopodobne, co nie oznaczało, że Edgar miał zamiar zignorować ewentualne niebezpieczeństwo (walki o wybrankę swojego serca). Które i tak nadeszło. Ledwie zdążył zarejestrować otworzenie się drzwi pociągu a już odruch odciągał jego wzrok w drugą stronę. W stronę pozłoconych zarośli, z jakich dobiegł dźwięk wystrzału. Dzwonek dla mundurowego psa wieloletniego szkolenia wojskowego. Jeszcze zanim zdążył dodać w swojej głowie dwa do dwóch (co wymagało znacznych nakładów myślowych), podniósł broń do strzału, skanując każdy centymetr ewentualnej powierzchni, na której mógł pojawić się wróg. Kolejne dwa oddechy, krzyk kobiety i absolutna cisza na częstotliwości komunikacyjnej, jaką po kolejnych ułamkach sekundy przerwał. - Nikt nie podjeżdża do pociągu. Angelini, dopilnuj, żeby nikt nie ruszył się na razie z tego złomu. Benner, potwierdzasz? - rzucił szybko ale wyraźnie, nasłuchując kolejnych strzałów albo komunikatów. - Benner, co do kurwy się tam dzieje? Potrzebujesz wsparcia? - dodał, gotowy na potwierdzenie rozkazu. I na kolejne wytyczne. Najchętniej już znalazłby się w miejscu, w którym Previa zniknęła z horyzontu zdarzeń, ale opuszczenie wyznaczonego posterunku byłoby szaloną głupotą. Dalej znajdował się między ciężarówkami, obserwując uważnie teren dookoła. Nie powinni zaczynać rozładunku dopóki sytuacja nie będzie stuprocentowo bezpieczna.. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Artysta malarz Przy sobie : nóż ceramiczny, gaz pieprzowy
| Temat: Re: Tory kolejowe Wto Kwi 07, 2015 1:07 pm | |
| Bardziej żenującej rzeczy nie był sobie w stanie wyobrazić. Na misji… w obecności dam… i tylko on jeden zareagował na zaistniałą sytuację w taki sposób. To znajdowało się już poniżej czegokolwiek, a już zwłaszcza poniżej godności szanującego się mężczyzny. Lenny naprawdę miał ochotę zapaść się pod ziemię, bardzo wyraźnie czuł, jak ze wstydu pali go cała twarz. Poklepywanie po ramieniu, choć miłe, wcale nie poprawiało mu humoru, raczej głęboko pogrążało w poczuciu beznadziejności. Taka hańba, taki cios dla dumy… Jednak nurzanie się w żałości skutecznie przerwały słowa Lophii. – P-pułapka? – zająknął się, patrząc na nią wzrokiem wyrażającym zarówno niezrozumienie, jak i przerażenie, przy czym trudno było określić, które z tych uczuć ma przewagę. Lennart nie mógł uwierzyć, jak bardzo coś może pójść nie tak i jednocześnie odczuwał wielki strach na myśl o skutkach, jakie może przynieść zakończenie tej misji (ten o jego śmierci w okrutnych męczarniach najsilniej wbijał mu się w umysł i za nic nie chciał dać się stamtąd wygonić). Naprawdę nie chciał jeszcze umierać i kiedy decydował się na tę misję, liczył na coś znacznie prostszego niż wpadanie w pułapki zastawione przez rząd. Zdaje się, że powinien bardziej ufać swojej intuicji (męska intuicja?) albo przynajmniej swojemu wewnętrznemu tch… no, mało odważnemu człowiekowi, bo sytuacje zagrożenia życia wyczuwają całkiem dobrze. Wpadanie w panikę byłoby obecnie rzeczą najmniej pożądaną, więc Lenny postanowił trzymać swoje emocje na wodzy i skupić się szczególnie mocno na tym, by jak najciszej i najszybciej się wycofać. Nadzieje na spełnienie pierwszej części zostały rozwiane wraz z hukiem, z jakim wystrzelił pistolet Layli. Zupełnie jakby Los z serdecznym uśmiechem pokazał mu serdecznego palca. Chwilę później Sunny upadła na ziemię i choć Lenny stwierdził już wcześniej, że ich sytuacja jest beznadziejna, tak teraz musiał odwołać swoje słowa. Była skrajnie beznadziejna. Wcześniej mogli spróbować uciec stąd niezauważeni – teraz chyba każdy w promieniu kilkuset nawet metrów dokładnie wie, w którą stronę ma się kierować, żeby złapać członków Kolczatki. Bedloe nie zastanawiał się długo, momentalnie ściągnął z siebie kurtkę, a jako że kurtką kiepsko hamuje się krwotoki, zdjął jeszcze bluzkę, jaką miał pod spodem. Półnagi (olosiejaktuzimno) obwiązał jak najszczelniej i w miarę nie za mocno ranę Sunny. – Ja ją nawet poniosę, ale błagam, po prostu stąd uciekajmy – powiedział błagalnie, zarzucając sobie już kurtkę na ramiona i pomagając podnieść się z ziemi rannej kobiecie. |
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Tory kolejowe Sro Kwi 08, 2015 12:52 am | |
| Moje dziewczyny... Czemu one non stop musiały obijać się o moją głowę? Miałem tego już serdecznie dość. Barman, poproszę ciszę! Ciszę w myślach! Spokój, który mógłby pozwolić mi znów żyć, racjonalnie myśleć. Nie chciałem spędzić swojego życia, użalając się nad... jakąś tam laską, za... Losie, nie jakąś tam laską, nie jakąś tam malutką smarkulką. One miały imiona, piękne oczy, których barwy i iskierki życia się w nich tlące pamiętałem do dziś. Może dokładnego odgłosu ich śmiechów nie pamiętałem, jednakże potrafiłem przywołać w swoich myślach obraz ich uśmiechniętych usteczek i słowa, które wypowiadały. Byłem dla jednej Vally’m, dla drugiej Valiusem... Ich włosy zawsze tak mile łaskotały mnie w nos, gdy przytulałem je do siebie. Kochałem je i nie mogłem o nich zapomnieć. To była obietnica, którą przyrzekłem z chwilą, gdy wpuściłem je do swojego serca. Nie mogłem się ich pozbyć. Za nic. Po usłyszeniu odgłosów otwieranych wagonów, obróciłem nieznacznie na moment głowę, by skontrolować sytuację za swoimi plecami. Moim oczom ukazali się mężczyźni gotowi rozładowywać broń... gdyby nie jeden drobny kruczek. Skinąłem głową w kierunku swojego rozmówcy, po czym odwróciłem się znów plecami do pociągu. Przemówiłem do mikrofonu wbudowanego w hełm: – Podjedźcie bliżej. – Krótko, zwięźle i na temat. Wiedzieli, co robić. Kompletnych debili nie przyjmowano w szeregi strażników. Tak samo ja... Nie zamierzałem się wcześniej odlewać w takim momencie. Miałem głowę zaprzątniętą inną sprawą, mimo że powinna być non stop skupiona na jednym – ochrona dostawy broni. Tylko że ja ponownie miałem głowę zaprzątniętą niepotrzebnymi przemyśleniami... Dopiero wystrzał znów ją oczyścił. Podoficer Benner – przebiegło mi nagle przez myśl, gdy Hessler zalecił mi zatrzymanie ciężarówek. Byłem zaniepokojony jej stanem i oczekiwałem w kompletnej ciszy na jej rozkaz, wzrokiem mimowolnie przeczesując najbliższe okolice, z których to mogli wyłonić się intruzi i mnie zaatakować. Intruzi... Rebelianci... Czyż sam nie byłem jeszcze nie tak dawno jednym z nich? Czyż nie walczyłem o lepsze Panem? Czemu broń miałem w gotowości? Wycelowaną w zarośla? Czemu skupiałem swój wzrok na każdym poruszeniu, palec mając na spuście? Bo byłem Strażnikiem Pokoju – piękna odpowiedź. Nie byłem już rebeliantem. Rzekome Panem, o które walczyłem, nastało. Jeśli usłyszałem potwierdzenie od Previi, zamierzałem niezwłocznie odwołać ciężarówki. Jeśli usłyszałem odrzucenie rozkazu Hesslera, nie zamierzałem odwoływać pojazdów... Jeśli zaś nasz dowódca milczał, zamierzałem odwołać ciężarówki: – Wstrzymajcie się. Atakują nas – wypłynęłoby z moich warg prosto do mikrofonu. Warkot pojazdów mógł zagłuszyć kolejne wystrzały, kroki, rozkazy drugiej strony. W tej kwestii zgadzałem się z Hesslerem, mimo że opóźniała ona rozładowanie skrzynek i powrót do domu. Wskazałbym jeszcze ręką pracownikom z Dwójki, by ukryli się w wagonach. Ja zaś zamierzałem zachować czujność i zabić nim zostanę zabity, strzelając prosto w rebelianckie serca i czoła.
|
| | |
| Temat: Re: Tory kolejowe | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|