Wiek : 32 Zawód : Oficer Przy sobie : dwa noże ceramiczne, broń palna, magazynek, mundur, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, paczka papierosów, zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże
| Temat: Cierpienia młodego Conrada Nie Maj 03, 2015 10:04 pm | |
| |
|
Wiek : 32 Zawód : Oficer Przy sobie : dwa noże ceramiczne, broń palna, magazynek, mundur, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, paczka papierosów, zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże
| Temat: Re: Cierpienia młodego Conrada Wto Maj 05, 2015 10:15 am | |
| Dystrykt Drugi, 20.02.2269 r. To były moje najgorsze urodziny. Przejmujące zimno. Śnieg bezlitośnie sypiący się z nieba, oblepiał moje ubranie cienką warstwą lodowej mgiełki i wysysał resztki ciepła z wyziębionego organizmu. Wielokrotnie cerowana kurtka nie była w stanie ochronić mnie przed lutową zawieruchą. Obejmowałem się skostniałymi dłońmi i kiwałem w pół letargu. Nie miałem pojęcia, ile czasu zostało mi do podzielenia losu Dziewczynki z zapałkami, ale wiedziałem, że o mnie nikt nie będzie opowiadać bajek. Mój zgon nie stanowiłby wyjątku. Choć Panem z dumą mieniło się nowoczesnym państwem, to w dystryktach panowała iście średniowieczna statystka śmiertelności wśród dzieci. Z których spora część nie dożywała pełnoletności. Warunki w Dwójce nie były wcale najgorsze - gdy czułem się naprawdę podle, myślałem o Jedenastce, Dwunastce i innych biedniejszych dystryktach. I dziękowałem Fortunie, że mogłem urodzić się tutaj. Głód nadal doskwierał, chłód przejmował ciało, członki niekontrolowanie dygotały, a ja pocieszałem się mantrą, która miała towarzyszyć mi przez całe życie. Zawsze może być gorzej . Powtarzałem to zdanie, kiedy Strażnik Pokoju trzymał mnie za kark, niosąc ku mojemu przeznaczeniu. Powtarzałem to zdanie, gdy znajdowałem się pod ostrzałem spojrzeń: nienawistnego i pełnego obrzydzenia Cinny, współczującego jej matki (nie cierpiałem litości) oraz najbardziej niepokojącego, bo kompletnie obojetnego, pana Raverty. Powtarzałem to zdanie, gdy sycząc z bólu nastawiałem sobie połamane palce. Powtarzałem to zdanie, gdy zrozumiałem, że stamtąd nie ma ucieczki. Powtarzałem to zdanie, gdy Raverty uświadomił mi, jak słodka, beztroska i niewinna była moja wcześniejsza egzystencja. Kiedy jedyny problem stanowił brak jedzenia, niskie temperatury i nadgorliwi strażnicy. Kiedy sam decydowałem o sobie. Kiedy byłem wolny i niezależny. Moja swoboda skończyła się z dniem czternastych urodzin. Nie należałem do siebie. Już nie. I wówczas, zadałem sobie pytanie: Czy rzeczywiście może być gorzej? |
|