|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: [Beta] Mokradła Pon Mar 24, 2014 1:36 am | |
| |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Pon Mar 24, 2014 4:41 pm | |
| Naprawdę byłoby świetnie, gdyby nie ta eksplozja. Lophia bardzo by się ucieszyła, gdyby choć jedna z jej brawurowych akcji nie zakończyła się wizytą w szpitalu. Cóż, tutaj o szpitalu nie było co marzyć, ale po kolei. Piąta godzina lotu ciągnęła się niemiłosiernie, więc dziewczyna nadal chodziła w tę i z powrotem, co jakiś czas wyglądając przez okno i podziwiając naturalne, ale trochę dzikie i przerażające krajobrazy. Pamiętała las w Czwórce, ale nie był zbyt gęsty, właściwie cieszyła się, że nie musi opuszczać teraz poduszkowca. Do pewnego czasu. Już awaria jednego z silników była niepokojąca. Jako pilot wiedziała, że katastrofy lubią chodzić parami, więc spodziewała się kolejnej awarii i już miała ruszyć w kierunku fotela, kiedy zamiast kolejnego komunikatu z głośników usłyszała naprawdę głośny huk. Przez moment piszczało jej w uszach, jednak nie zdołała na tyle skupić się na dźwięku, bo chwilę później jej oczom ukazała się zbliżająca się z zastraszającą prędkością powierzchnia ziemi. Spadała. I to szybko, zdecydowanie za szybko. Nie miała spadochronu, nie miała niczego, co mogłoby uchronić ją przed upadkiem. Pozostawało jedynie modlić się o szybką śmierć i przeklinać w myślach swoją głupotę. Chciała tylko znaleźć lekarstwo. Zacisnęła powieki, szykując się na koniec i odruchowo nabrała powietrza do płuc. Piękne zakończenie, Breefling. A potem była tylko mieszanka różnych doznań zmysłowych, niekoniecznie przyjemnych. Ból w lewym nadgarstku, chwilowy brak oddechu, chlupot, błoto oblewające jej ciało, hałas opadających dookoła części i... Cisza. Prawdziwa, niespotykana w Kapitolu, błoga cisza. Byłaby przyjemniejsza, gdyby nie fakt całkowitej dezorientacji i skrajnego przerażenia. - Z*********, potwór błotny, k**** - warknęła pod nosem, ocierając z oczu trochę brązowej mazi. Dzięki temu zyskała odrobinę lepszy obraz świata, chociaż stanu nadgarstka nadal nie potrafiła ocenić. Była w szoku, więc to mogło być równie dobrze skomplikowane złamanie, co zwykłe zwichnięcie. Wypluła muł z ust, po czym ostrożnie rozejrzała się dookoła. Mokradła. Jakby nie patrzeć. Szczęście w nieszczęściu, patrząc na to, że do tej pory dostrzegła obok siebie jedynie Aarta i plecak. Odwróciła głowę, szukając innych "śladów życia", po czym przeniosła wzrok z powrotem na chłopaka. - O k**** - zaklęła pod nosem, widząc, że zanurzył się o kilka centymetrów głębiej. Miała dwa wyjścia: pozostawić go na pastwę losu, aby utonął, albo zaryzykować własnym życiem. Nie było źle, dopóki mogła stanąć na własnych nogach. Delikatnie przesunęła się w kierunku nieprzytomnego, po czym chwyciła go sprawną prawą ręką za kurtkę na karku. Nadal nie otwierał oczu. Szlag, nie mogła go po prostu popchnąć na brzeg. Wykorzystała całą swoją siłę, aby go utrzymać i chwycić leżący nieopodal plecak. Zawyła z bólu, kiedy zacisnęła palce lewej ręki na pasku, ale zagryzła zęby i szarpnęła oba ciężary w swoim kierunku. Powoli, delikatnie, żeby nie narazić też siebie. - Czy ktoś jeszcze przeżył?! - krzyknęła najmocniej jak potrafiła, znalazłszy się w swoim poprzednim i na oko bezpiecznym miejscu. Kątem oka dostrzegła jedną z towarzyszek, spoczywającą po drugiej stronie polany. Nie wyglądało, by miała się prędko ruszyć. Lophia była zdana na siebie. Wyczołgała się z bagna, rzuciła plecak na bardziej suchy fragment polanki, po czym pełznąc na kolanach i jęcząc z bólu obiema rękami wyciągnęła na brzeg Aarta. Sprawdziła, czy oddycha, na razie nie mogła nawet ocenić ran na jego ciele. Obmyła jego twarz lodowatą wodą, uznając, że inna wersja cucenia raczej się nie uda. Miała nadzieję, że to swój plecak wydobyła. Albo przynajmniej inny z apteczką... |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Wto Mar 25, 2014 10:07 pm | |
| Krzyki Lophii wybudzają nieprzytomnego Aarta, który powoli odzyskuje świadomość, ale plecak, który wyłowiła, okazuje się należeć do Noah Arthura.
Drużyno, pobudka! Izzy, where are you?
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Sob Mar 29, 2014 12:40 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 18 Zawód : Muzyk Przy sobie : Nóż ceramiczny, śpiwór, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, krótkofalówka, zapasy jedzenia, rewolwer, naboje, telefon komórkowy
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Sro Mar 26, 2014 4:40 pm | |
| Zgłoszenie się do wykonania tej misji nie było dobrym pomysłem. Aart od początku swojego świadomego życia lubił ryzykować, czesto igrał ze strażnikami pokoju, którzy pamiętali go zapewne z kilku przewinień. Gdy tylko znalazł się na pokładzie poduszkowca, bez zbędnych ceregieli przejrzał swój ekwipunek i to co miał w zupełności mu wystarczyło. W plecaku znalazł podstawowe wyposażenie, miał ze sobą jeszcze nóż ceramiczny, rewolwer znalazł w jednej ze skrzyń w poduszkowcu. Ukochane skrzypce zostawił w Kwartale, aby przypadkiem nie zostały zniszczone. Wiadome jest, że lecieli do trzynastki ze świadomością, iż mogli umrzeć. Zaraz po sprawdzeniu przygotowania do wykonania zadania, usiadł wygodnie w fotelu i zasnął. Nie wiadomo jak to się stało, ze wypadek i wybuch nie obudziły go, a wstrząs, jaki spowodował wypadek także utrzymał go w stanie nieświadomości. Co w takim wypadku mógł zrobić. Spowity snem umysł nie wiedział nawet, ze zaraz odzyskując świadomość zobaczy twarz przejętej Lophii. Przebudzenie było jak przejście z fazy błogości w ból. Czuł się poobijany, to tak jakby przejść przez falę radiacyjną, nagle zaczynasz odczuwać dyskomfort, czujesz, ze coś się w tobie zmienia. - Co się stało?- zapytał niepewnie oddychając ciężko.. Starał się wstać, rozejrzeć się, dowiedzieć się czegokolwiek.
//proszę o ocenę stanu mojego zdrowia, czy mam jakieś ograniczenia fizyczne spowodowane upadkiem. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Doradca ds. Transportu Przy sobie : papierosy, zapałki, pistolet, zezwolenie na broń, udana ucieczka, przepustka do KOLCa Obrażenia : rak skóry, łysa, nie ma oka
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Sro Mar 26, 2014 6:13 pm | |
| A myślałam, że dodatkowe kilogramy to mój ostatni problem. Zatrzęsienie. Pierwsze, co poczułam, gdy zepsuł się silnik. Zdenerwowałam się, ale tylko trochę. Na chwilę straciłam równowagę, zawachałam się. Komunikat, mimo swojego prostego przekazu 'bez paniki' uspokoił mnie. Podobno takie wiadomości uspokajają niewielki odsetek statystycznych ludzi. Ale zawsze będzie ktoś inny. Zignorowałam to. Był to mój błąd, ponieważ miałam jeszcze tylko niewiele czasu na interwencję. Odrzut. Coś za mną pchnęło mnie prosto na średnich rozmiarów szybę poduszkowca. Na szczęście była ona w miarę wytrzymała. Nie byłoby miło, gdybym wypadła przez nią lub okaleczyła się o ostre skrawki. Brr! Poczułam też niemiłosierny dźwięk eksplozji, który prawie mnie ogłuszył. Na szczęście jedyne złe, co mnie przez to spotkało, to piszczenie w uszach. Mimo wszystko, wciąż uważam, że to było dużo szczęścia. Zimno. Po wybuchu poczułam nagły poryw wilgotnego, zimnego wichru, który wyprowadzał mnie znowu z równowagi. Za szybko. W szoku nie mogłam złapać apteczki, która była zaledwie parę metrów ode mnie. Nie liczyłam nawet na zdobycie plecaka, który był przypięty pasami. Ciąg. Miałam wrażenie, że w końcu dotknęłam apteczki pod siedzeniem. Najwyraźniej tylko nieznacznie ją poluzowałam, podczas gdy nowe wyjście wyjmowało mnie z samolotu jak mała dziewczynka lalkę z zabawkowego domu. Zimno wciąż wdzierało się do środka, a poduszkowiec trząsł się niczym osika. Nie szło złapać równowagi, w żadnym razie. A już po chwili byłam na zewnątrz, w świecie, gdzie ciężko było mi złapać oddech. Brak wagi. Nic mnie nie otaczało, nic mnie nie krępowało. Oprócz ubrań, których wydawało się nie być, bo były lekkie jak pióra. Rzeczy jak i ludzie stopniowo wylatywali z samolotu. Było to tylko jedno spojrzenie w tył, a potem niefortunny los cisnął mną przodem aż po ziemię. Czułam się jak ptak, potężny i drapieżny, nawet jeśli tylko przez chwilę. To było dziwne i okrutne uczucie, które przez ten moment dawało mi satysfakcję z własnego nieszczęścia. Lądowanie. Spadłam jak grom z jasnego nieba. Mimo wszystko, wolałabym zostawić spadanie z nieba gromom, niż sama uderzać o ziemię. Ale przynajmniej niebo było jasne, błękitne, i piękne. Na szczęście był to lot dzienny. Prawdą było, że pioruny mogą przyjść i w blady dzień. No i jestem. Szkoda tylko, że nieźle oberwałam w ten przód. Usłyszałam jakieś złowróżbne 'chrups', tuż po lądowaniu. Już wtedy czułam, że będzie ze mną źle. I było. Po chwili ciężki ból nasilał się, i stawał się coraz mocniejszy. Nie czułam, że mogę wstać tak szybko. Ale postanowiłam powstrzymać w sobie każdy krzyk, każdą nutę jęku, która drzemie w moich strunach głosowych. Ale to dobrze. To bardzo dobrze. Jeśli czuję ból, to oznacza że żyję. Że wciąż mogę wstać. Wciąż mogę ocalić Kapitol. No dobra, teraz to już trochę za mocno boli. Żałowałam tylko, że nie wzięłam żadnych leków przeciwbólowych do kieszeni, a jeszcze bardziej żałowałam, że tylko kilka centymetrów dzieliło mnie od zabrania apteczki. Możliwe, że gdybym wylądowała jakoś na niej, to mogłabym jakoś zamortyzować siebie. Cholera by te apteczki. Czemu one nie rosną na drzewach? Leżałam tak jeszcze kilka sekund, żałując tego, czego nie zrobiłam. Ale trzeba patrzeć naprzód. I słyszeć też naprzód. Słyszałam wielokrotne, głośne, metalowe 'klang', które najwyraźniej oznaczało zderzanie się metalu. To oznacza, że rzeczy spadają za nami. Jeśli teraz coś spadnie na mnie, nawet nie zdążę się obejrzeć, przytwierdzona przodem do ziemi. Nie wiem, czy powinnam wstawać przez tę chwilę. Mam nadzieję, że jeśli już coś zamierza na mnie spaść, niech będzie to jakaś pieprzona apteczka a nie fotel pasażerski! Przynajmniej mogłam kręcić szyją. Obróciłam głowę na drugi bok. O rety! Niedaleko mnie leżało bardzo artystycznie rozjebane Przepraszam, musiałem. truchło człowieka w stroju pilota. Nie widziałam żadnego z nich nawet przed lotem, ale już sam strój jest chyba wystarczającym znakiem rozpoznawczym. Prawdą było jednak, że nie przydałby się nam już na nic związanego z samolotem. Ale zawsze warto byłoby mieć jakąś pomocną dłoń. Koniec spadających z góry 'klang' i 'trach' i 'bach'. Jakoś mnie to wszystko ominęło. Miałam sporo szczęścia. Bardzo sporo. Chyba, że właśnie leżę na jakimś mrowisku. Wtedy nie będę szczęśliwa. Przynajmniej wciąż miałam sprawne ręce. Wsadziłam je pod siebie i sprawdziłam, czy faktycznie nie leżę na jakimś mrowisku, szczęśliwie, tak też nie było. Co chwila wpędzam samą siebie w panikę. Słyszę coś. Jakaś fala przekleństw dobiega zza mnie. Szkoda, że nie mogę się odwrócić. Po chwili jednak jest spokojnie. A potem znowu. - Czy ktoś jeszcze przeżył? Mam nadzieję, że mówi to osoba, która, w przeciwieństwie do mnie, może się ruszać. - Jestem tu! - nie mogłam dać o sobie znać wizualnie, ponieważ leżałam przodem do ziemi w dziwnej pozycji, ale raczej mnie usłyszała - Mam połamane żebra, nie wstanę - rzekłam dodatkową informację, bo tych nigdy za wiele - Jest tutaj też pilot, ale raczej już się do niczego nie przyda - rzekłam, jakby próbując rozluźnić atmosferę czarnym humorem, który zupełnie do mnie nie pasował. Nie widziałam tej dziewczyny za mną, ale byłoby cudownie, gdyby z nieba spadła mi na spadochronie żywa pielęgniarka z apteczką, telefonem, jedzeniem, wodą i narzędziami. Chociaż... dwiema apteczkami też nie pogardzę. A nawet trzema. Cholerne apteczki. Od dzisiaj ich nienawidzę.
Zadowolony, panie MG? Przepraszam, ale ma się te sprawdziany. D: |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Czw Mar 27, 2014 12:24 pm | |
| Aart, szumi ci w głowie, przez kilka godzin możesz mieć też problemy z utrzymywaniem równowagi, ale fizycznie oprócz rozlokowanych gdzieniegdzie niegroźnych stłuczeń i barwnych, fioletowo-czerwonych siniaków - nic ci nie jest. Ran otwartych brak, nie grozi ci więc zakażenie, możesz też wstać i się przemieszczać, ale biegi sobie odpuść - błędnik nie poradzi sobie z tak szybkimi zmianami pozycji.
Teren dookoła zaczyna pogrążać się w ciemności, za kilkanaście minut widoczność zmaleje do minimum. Od tej pory możecie przemieszczać się między lokacjami - na razie jedynie mokradłami, strumieniem i jeziorem, jutro zostaną dodane nowe. Do tej pory proponuję w miarę możliwości opatrzyć większość ran i znaleźć miejsce do snu. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Czw Mar 27, 2014 5:11 pm | |
| Dzięki Bogu odzyskiwał przytomność. Nigdy nie reanimowała nikogo w bagnie i cieszyła się, że nie została do tego zmuszona właśnie teraz. Odetchnęła z ulgą, słysząc też głos należący do Isabelle. Żyła, ale połamane żebra brzmiały zdecydowanie niepokojąco. - Ładunki wybuchowe w poduszkowcu zrobiły bum, potem czekał nas lot w kierunku ziemi i tadam, jesteśmy tu. Prawie w bagnie, przed chwilą cię z niego wywlokłam - odpowiedziała, oceniając stan Aarta. Oprócz tego, że cały był pokryty brązową mazią, nie zauważyła żadnych niepokojących zmian na jego ciele. Oczywiście, oboje mogli doznać obrażeń wewnętrznych, ale tego nie mogła stwierdzić. - Dasz radę wstać? - zapytała, przeszukując plecak i spoglądając co chwilę na chłopaka. Nie mogła pozwolić sobie na przeoczenie któregoś z objawów, mogły wystąpić z opóźnieniem i być zwiastunek poważnego załamania stanu zdrowia. - Jeśli nie, zaczekaj tu. Scovel, chyba potrzebuje pomocy - dodała, orientując się, że pakunek, który wyłowiła z bagna nie należy do niej. Był mniej wyposażony, ale znalazła w nim przynajmniej kilka potrzebnych rzeczy. Choćby apteczkę. Wstała, otrzepała się trochę z błota, po czym ruszyła w kierunku drugiej kobiet. - Krzycz, gdybyś gorzej się poczuł, natychmiast - zaznaczyła, narzucając na prawe ramię plecak. Dobrze, że miała przynajmniej jedną sprawną rękę. Po raz pierwszy dokładniej rozejrzała się po okolicy, zastanawiając się, czy dotarli już do Trzynastki. Patrząc po czasie lotu, powinni być stosunkowo blisko celu, jednak holo z mapą poleciało pierwszym poduszkowcem. Javier. Nie wiedziała, czy chce, żeby jej szukał, co więcej, na pewno nie mógł niczego zrobić bez rozkazu. Ostatnie, czego chciała, to jego problemy. W końcu nikt nie wiedział o ich skomplikowanej relacji. - Dasz radę przewrócić się na plecy? - zapytała, kiedy podeszła już do Isabelle. Ukucnęła obok i wyciągnęła z plecaka apteczkę. Odnalazła w nim kilka bandaży elastycznych i oceniła obrażenia żeber koleżanki. Płuca wydawały się pracować całkiem sprawnie, drenaż nie byłby wskazany w tak czystym i sterylnym miejscu. Obwinęła klatkę piersiową kobiety dwoma bandażami elastycznymi po czym podała jej leki przeciwbólowe i wodę. Powinno pomóc. Przynajmniej na trochę. Niepokojący był jedynie fakt, że nie dostrzegała nigdzie pozostałej części załogi (poza nieszczęsnym, martwym już od jakiegoś czasu pilotem). - Też tłucze ci się po głowie, że ktoś chciał nas wykończyć? - wyrzuciła w końcu, starając się nastawić (tu nastąpiło siarczyste przekleństwo i jęk, ale ręka znalazła się we właściwej pozycji) i usztywnić poszkodowany nadgarstek. Coin mogła mieć w tym niemały interes. Na pokładzie znajdowało się co najmniej kilka potencjalnie niebezpiecznych osób. Ona sama miała na koncie "tylko" mamę, zastrzeloną za domniemane wysadzenie mostu. Czy pani prezydent była na tyle przebiegła, żeby wysłać ekspedycję po pomoc, po czym wysadzić dziurę w poduszkowcu i pozwolić im wszystkim wylądować w dzikim lesie gdzieś w okolicach zbombardowanego dystryktu? Lophia nie wymyśliłaby lepszego planu, gdyby chciała się kogoś pozbyć. - Powinniśmy poszukać pozostałych - powiedziała w momencie, w którym słońce zaczęło chować się za linią horyzontu. Musiała przyznać, że wieczór był w pewien sposób magiczny i zapewne lepiej doceniłaby jego piękno, gdyby nie pozostałe okoliczności. - Jaki ze mnie debil! - wrzasnęła nagle, płosząc kilka ptaków z mokradeł, kiedy wymacała pod kurtką krótkofalówkę. Szybkim ruchem wyciągnęła ją na wierzch, modląc się w duchu, żeby nie uległa zniszczeniu podczas upadku. Stwierdziła, że przynajmniej spróbuje, więc zaczęła nadawać kolejno na różnych częstotliwościach. - Tu część załogi 'Bety', jesteśmy na mokradłach, wzywamy pomocy. Odbiór - powtarzała raz po raz, mając nadzieję, że po drugiej stronie ktoś ją usłyszy i się odezwie. Wyciągnęła śpiwór i rozłożyła na trawie, po czym pomogła położyć się na nim Scovel i sama przysiadła obok. Miały jeszcze dwa sprawne (?) lokalizatory i broń. Nie wiadomo było, co czai się w lesie ciemną nocą. - Misja samobójcza, super, nie? - syknęła ironicznie, odnajdując papierosy, zapalniczkę i odpalając jednego z nich. Siedzieli po uszy w gównie.
Ostatnio zmieniony przez Lophia Breefling dnia Czw Mar 27, 2014 8:52 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 18 Zawód : Muzyk Przy sobie : Nóż ceramiczny, śpiwór, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, krótkofalówka, zapasy jedzenia, rewolwer, naboje, telefon komórkowy
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Czw Mar 27, 2014 7:38 pm | |
| Zaczynało sie ściemniać, w tym miejscu nie oznaczało to jednak spokojne nocy. Na mokradłach jest mnóstwo wszelkiego robactwa, co z pewnością nie ułatwi znalezienia chwili dla siebie. Mimo lekkiego bólu ciała i kilku siniaków, wszystko miał całe. Dziwne, czyżby poduszkowce były aż tak bezpieczne? Prawie nic im się ni stało, a spadli ze znacznej wysokości. Zapewne woda pomogła w amortyzowaniu upadku. Spojrzał na Lophię z niedowierzaniem. Czy traktowała go jak debila, czy to ona była po prostu nieco opóźniona. nic to jednak teraz nie znaczy. Jej wypowiedź nie była jednoznaczna. Pierwsze zdania wypowiedziała w sposób niezwykle infantylny. Uratowała go przed utonięciem, więc ma wobec niej dług. Wstał z jej pomocą, co nie okazało się to tak trudne. Doprawdy odczuł lekki zawrót w głowie, lecz poza tym nie było innych symptomów, które mogłyby wskazywać na cięższe obrażenia wewnętrzne. - Dobrze, sprawdź co z nią, a ja poszukam jakichkolwiek przedmiotów.- powiedział, kiedy dziewczyna ruszyła w stronę kolejnego rozbitka. On sam wziął się za przeszukiwanie najbliższego otoczenia. Sprawdził dokładnie czy w pasie dalej ma swój ceramiczny scyzoryk, rewolwer i naboje w kieszeni. Na całe szczęście, chyba, nic nie znikło, zawsze umiał przymocować do pasa rzeczy tak, aby nie odczepiały się przy silniejszych wstrząsach. Dzięki broni mogli być nieco pewniejsi przetrwania, w końcu broń służy do obrony. Teraz priorytetem było znalezienie plecaka. Miał tam kilka przydatnych przedmiotów. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Doradca ds. Transportu Przy sobie : papierosy, zapałki, pistolet, zezwolenie na broń, udana ucieczka, przepustka do KOLCa Obrażenia : rak skóry, łysa, nie ma oka
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Pią Mar 28, 2014 10:22 pm | |
| Uch. Bolało coraz mocniej, czułam się, jakbym miała tutaj leżeć całą wieczność, jak w więzieniu, za kratami bólu i bezsilności. Mogłam tylko obserwować najbliższą ziemię, dokładniej niż kiedykolwiek przyjrzeć się bardzo interesującej trawie trawie i ewentualnie stworzeniom klasy mikro. Kątem jednego oka mogłam też obserwować niebo i pogodę. Wiedziałam jednak, że prędzej czy później będę musiała stanąć na nogi, w końcu zbliża się mroczna pora. Leżąc raczej nie będę pomocna. A z raną u dołu na pewno nie będzie możliwe uzdrowienie mnie. Jeśli nie mamy latarki jesteśmy raczej zgubieni. Nie będę mogła użyć jedynej broni jaką mamy, jeśli napatoczy się jakieś groźne zwierzę. Ogólnie, nie możemy raczej użyć żadnej broni bez światła. W przeciwnym wypadku możemy zabić tylko siebie. Niewiadoma mi osoba szepnęła coś jeszcze do drugiej osoby, która leżała w pobliżu bagniska. Wydawał się być nią chłopak, ponieważ dochodzący stamtąd głos posiadał bas i był dosyć charakterystyczny. Ale przynajmniej teraz, leżąc bez możliwości wstania, nauczyłam się doceniać wszystkie zmysły, które mam, nie tylko wzrok, którego została mi jedynie połowa. - Dasz radę przewrócić się na plecy? - usłyszałam zza swojej głowy. Przestraszyłam się, i gdybym nie była ranna, podskoczyłabym. Obróciłam szyję o około sto osiemdziesiąt stopni, zobaczyłam dziewczynę z samolotu, tak, jak się spodziewałam, która przykucnęła w pobliżu. Niechętnie, jednak musiałam ostatecznie zacząć się konkretnie ruszać. Przeturlałam się na plecy w kierunku młodszej koleżanki. Zobaczyłam coś. O, apteczka. Nie wiedziałam, czy mam cieszyć się, że dostałam szansę od losu, czy oburzyć się. Wszystkie apteczki sobie ze mnie drwią, słowo daję. Postanowiłam wybaczyć apteczkom ich okropne zachowanie ten jeden raz i skorzystać z ich dobrodziejstw... Gdybyś słyszała moje myślenie, z pewnością byś uciekła - spoglądając na dziewczynę zmieszanym wzrokiem pomyślałam. Opatrunki i różne przydatne rzeczy wyskakiwały z apteczki jedna po drugiej. W kilka chwil zostałam prawidłowo owinięta bandażem. Przez chwilę czułam się nawet jak mumia, którą niedługo mogę zostać. Nie było to zbyt wygodne ani przyjemne doświadczenie, jednak nie było aż tak źle. Dostałam nawet jakieś tabletki, pewnie przeciwbólowe. Dziewczyna rozejrzała się wokoło, i nie tak zszokowana jak ja zobaczyła tylko pilota samolotu, prawdopodobnie nic więcej. - Też tłucze ci się po głowie, że ktoś chciał nas wykończyć? - dziewczyna rzekła robiąc coś niepokojącego ze swoją ręką. Przyjrzałam się dokładniej. Dopiero po chwili zauważyłam, że jeszcze bardziej niepokojąco wygląda jej nadgarstek. - Śmiem twierdzić, że tak. - oczywiście. Coin stwierdziła, że już nie nadaję się do pracy jako uczestnik rządu Panem, jako chora na raka i półślepa. Ale może zapędzam się w wnioskach. Chociaż, jeśli drugi poduszkowiec nie został rozbity, jest to niemały powód do podejrzeń. Jeśli to ma być sposób na pozbycie się kilku niewygodnych osób, to, droga Almo Coin, przeliczyłaś się. Kim była ta dziewczyna przede mną? Czyżby i ona była kimś silnym i niebezpiecznym dla rządu? Tak samo ten chłopak, leżący gdzieś tam dalej? Cypriane, Atterbury, Ruen. Jest wiele osób, których nie podejrzewałam o bycie konspiratorem, ale co jak co, te osoby były na szczytach niewinności w moich przypuszczeniach. Co więcej, wątpię, żeby to był wypadek, lub bomba w bagażniku była ustawiona czasowo. Ktoś z pokładu musiał ją uruchomić. Raczej nie był to żaden uczestnik wycieczki. Podejrzewam pilotów, ale nie wykluczam i tych pierwszych. Jedno jest pewne: jeśli była osoba, która to uruchomiła, musiała się ona ewakuować ze statku. Możliwe, że spotkamy ją w całkiem dobrym stanie. Będzie ona jednym z moich głównych podejrzanych. - Słuchaj, jak masz na imię? I kto leży tam dalej? - skinieniem głowy wskazałam chłopaka dalej. *** - Powinniśmy poszukać pozostałych - nie sądziłam, żeby to był dobry pomysł o tak późnej porze. Powinniśmy zostać tu, na otwartej przestrzeni, gdzie możemy pozostać widoczni dla szukających nas osób, ewentualnie dla lotniczych ekip poszukiwawczych, jeśli jakaś przyjdzie. Na pewno nie nastąpi to szybko, ale gorszym pomysłem z pewnością jest udanie się do lasu lub zgubienie się. - Wiesz, lepiej nie... - nie zdążyłam nawet dokończyć, gdy Lophia krzyknęła. - Jaki ze mnie debil! - z zarośli wyłoniło się kilka małych łebków, które potem wzniosły się w powietrze. Szybko obmacywała swoją kurtkę, szukając, w której kieszeni znajduje się coś, o czym pewnie zapomniała. Skupiła się na tym, prawie kompletnie mnie ignorując. Zaczęła poszukiwać sygnału w krótkofalówce. Po chwili przekonaliśmy się, co łącznie mamy. Plecak, który prawdopodobnie należał do Atterbury'ego, sądząc po dokumencie: apteczka, dokument Noah, trzy paczki papierosów, zapałki i zapalniczka, trzy pistolety, dwa noże, dwie latarki, dwie krótkofalówki, okulary przeciwsłoneczne Lophii, trzy lokalizatory, minilaser, komórka Aarta, dwie wody i dwie porcje jedzenia, 2/3 (Aart ma dwa lub jeden) śpiwory.- Misja samobójcza, super, nie? - Lophia nie wydawała się przejęta tym, że tu wylądowała. Wyglądała bardziej jakby była zła i wiedziała, że coś takiego może się wydarzyć. I miała rację. To ja obniżyłam swoją czujność podczas podziwiania tych pięknych widoków zza okna. W Kapitolu rzadko można zobaczyć coś takiego. Leżałam w jednym ze śpiworów. Było w nim bardzo przytulnie, jednak żal było mi patrzeć, jak Lophia nie korzysta z (drugiego/pozostałych dwóch). Przecież to ona opiekuje się nami. Nie chciałam jednak niszczyć jej dobrych chęci i starań. W końcu postanowiłam odezwać się do zdenerwowanej młodszej koleżanki. Miałam już opracowaną swoją teorię, kto mógłby majstrować przy samolocie, i jakie miałby z teog korzyści. Potrzebuję jeszcze tylko kilku wskazówek. - Lophio - użyłam mało charakterystycznego dla mnie wołacza - Zdołasz przeszukać ciało tego pilota? Może on mieć coś interesującego ze sobą, na przykład następną krótkofalówkę, dodatkową kanapkę lub coś jak racę dymną. - na to ostatnie miałam największą nadzieję. Było ponad 50% szans że pokład Alfa zorientował się o zniknięciu drugiej połowy załogi, przynajmniej do tej pory. Krótkofalówki raczej nie zdziałają wiele, ale raca lub cokolwiek byłoby dla nich idealnym sygnałem. - Nie zmuszam Cię do tego, ale powinniśmy znaleźć sposób, żeby się z nimi skontaktować. Gdyby był dzień moglibyśmy spróbować rozpalić ogień i użyć sygnałów dymnych, ale nie wiem, czy dobrym pomysłem jest czekać na to całą noc. - zmartwiona mówiłam jednocześnie jakby do Lophii, a zwrócona w kierunku zachodzącego słońca, leżąc na boku. Czułam się, jakbym właśnie powoli wpadała w pułapkę. Miałam przy sobie latarkę, która, jak wcześniej sprawdziłam, działa, oraz pistolet, ale wciąż bałam się tworów nocy. Wzięłam kęs kanapki z naszego prowiantu, po czym odłożyłam ją i schowałam wszystko do plecaka. Trzymałam go w zasięgu swoich rąk i wzroku, na wypadek gdyby jakieś łakome zwierzę próbowało się do niego dobrać. Przeżuwając czułam, że ten posiłek może być moim ostatnim. Jednak wiedziałam, że panikuję, i znowu uspokoiłam się w myślach. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Sob Mar 29, 2014 12:52 am | |
| Początkowo krótkofalówka milczy, ale chwilę później rozlega się z niej urywany komunikat: - Tu A...en! Sły....e mnie? Jestem jednym z za...gi ...owca 'Beta'. Spadliśmy nieop... ...ienia w lesie. Odbiór... Przez następną minutę nie słychać niczego, ale urządzenie odzywa się jeszcze raz: - Tu Reiven. Gdzie do...nie ...ście? Jak moż... ..am po...óc? Odbiór.
Podsumowując pierwszy dzień na mokradłach:
Lophia, plecak, który wyłowiłaś, należy do Arthura (przepraszam za wcześniejsze wprowadzenie w błąd). Twój stan fizyczny można określić jako dobry, nie licząc ciągle puchnącego i bolącego, lewego nadgarstka.
Aart, swój plecak znajdujesz kilka metrów od siebie. Oprócz tego w trawie dostrzegasz częściowo rozbitą skrzynkę, która okazuje się zawierać spory zapas suszonych owoców. Wszystkie inne przedmioty nie nadają się do niczego. Oprócz siniaków i stłuczeń, nie masz większych obrażeń, chociaż im więcej czasu mija, tym bardziej kręci Ci się w głowie.
Isabelle, Twojego plecaka nigdzie nie ma. Opatrunek Lophii nieco pomógł, tabletki przeciwbólowe również, ale złamane żebra (nie wiesz ile i jak poważnie) nadal utrudniają Ci oddychanie. Możesz się poruszać, ale ostrożnie i powoli. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Sob Mar 29, 2014 1:21 pm | |
| Dawno nie wypaliła tylu papierosów pod rząd. Dawno nie była tak wkurzona na cały świat. Nawet nie przerażona, bo strach schował się gdzieś pod powierzchnią złości na siebie, życie, rząd, pieprzone ładunki wybuchowe, a nawet ekipę 'Alfy', która jeszcze do nich nie dotarła. Dziewczyna nie wiedziała, że w ogóle nie mają zamiaru ruszyć im na ratunek, choć dawno powinna przywyknąć do twardych i bezwzględnych reguł Panem. Mogli odnaleźć lek w dziesiątkę, dowódca leciał pierwszym poduszkowcem, więc mieli także mapy. Zgodnie z dokumentami, które dostała w biurze, większość żołnierzy na usługach Coin również znajdowała się w numerze jeden. Wszystko wskazywało na to, że ktoś naprawdę próbował ich wykończyć i prawie mu się to udało. Jeśli tak dalej pójdzie, umrą w przeciągu kolejnych dni. Isabelle mogła mieć o wiele poważniejsze obrażenia, tak samo jak Aart, który zdecydował się wyruszyć na poszukiwanie nie wiadomo czego. Nie zalecałaby tego po zmroku, ale machnęła ręką na jego decyzję, pewnie i tak nie zmieniłby zdania. Pamiętała ich spotkanie w Kwartale, był tak samo uparty jak Breefling. - Lophia Breefling - przedstawiła się, podając kobiecie rękę. Jednak potrafiła zachować ludzkie odruchy w obliczu rychłej śmierci. - Aart, nazwiska nie kojarzę, szwenda się gdzieś tam. Przed chwilą odzyskał przytomność, więc powinien raczej siedzieć na tyłku, ale jego wybór. - Wzruszyła ramionami, starając się, żeby altruistyczna struna nie odzywała się w jej głowie tak głośno. Powinni trzymać się razem, rozpalenie ogniska niosło ze sobą niebezpieczeństwo bycia zauważonym przez dzikie zwierzęta, ale bez niego mogli od razu wystawić się na pożarcie. Światło równie dobrze pozwoliłoby na zostanie dostrzeżonym przez innych ewentualnych ocalałych. Plusy zdecydowanie przeważyły. - Zaraz wracam, masz broń? - zapytała, podnosząc się ze skrawka śpiwora. Zdrętwiały jej nogi, poza tym miała na ciele kilka sporych siniaków, a nadgarstek nie wydawał się zmniejszać swojej objętości, wręcz przeciwnie, do tego cholernie bolał. Cieszyła się, że nastawiła go wcześniej, teraz nie zniosłaby bólu, ktoś musiałby jej pomóc, a ona nie znosiła długów wdzięczności. - Pójdę po jakieś drewno, może się przydać.
***
Wróciła z naręczem gałązek i jednym grubszym kawałkiem, mocno się natrudziła, używają prawie wyłącznie jednej ręki, ale nie narzekała. Wolała działać, niż siedzieć i czekać na zostanie kolacją jakiegoś zmiecha. Zapalniczka pozwoliła jej po kilku próbach rozpalić ognisko, które tliło się teraz w ciemnościach. Wyciągnęła z torby z prowiantem batonik energetyczny, zjadła go i popiła niewielką ilością wody. Musieli oszczędzać zapasy. Mniejszym, a jednocześnie stosunkowo trudnym celem było dotrwanie do rana. - Ktoś musi to zrobić, prawda? - odpowiedziała, spoglądając z ukosa na ciało pilota. Nie było zbyt miłym towarzyszem zabawy, dlatego pomogła Scovel przejść dalej, tam, gdzie rozpaliła ogień. Pilot mógł przyciągnąć do nich zwierzynę, więc nie powinny przesiadywać zbyt blisko. Wyciągnęła zza paska pistolet i ruszyła w kierunku człowieka. Była przyzwyczajona do takich widoków, nawet do gorszych, jednak przeszukiwanie kieszeni miało w sobie coś upiornego. Proszę o informację, co znalazła Lo. :) Wróciła do "obozu" i już miała otworzyć usta, aby coś powiedzieć, kiedy z krótkofalówki dobiegły urywane słowa. - Tu A...en! Sły....e mnie? Jestem jednym z za...gi ...owca 'Beta'. Spadliśmy nieop... ...ienia w lesie. Odbiór... - Tu Reiven. Gdzie do...nie ...ście? Jak moż... ..am po...óc? Odbiór. Rzuciła się w kierunku urządzenia, jak zwierzę do ataku. Jej towarzyszka mogła pomyśleć, że dziewczyna oszalała, ale to nie było teraz ważne. - Mokradła, trzy osoby, jedna ma połamane żebra, jedna prawdopodobnie wstrząśnienie mózgu, ja jestem cała. To już trzy grupy, czekamy do rana. Odbiór - odpowiedziała stosunkowo powoli, żeby udało się przekazać jak najwięcej słów. Nie byli sami. Może pozostała jeszcze jakaś nadzieja. Chociaż w głębi duszy Lophia miała nadzieję, że udało im się przebić z sygnałem także do załogi 'Alfy'. Do Javiera i pozostałych. - Chyba nie udało im się nas skutecznie zabić - zaśmiała się, wywracając oczami. Byli w okropnej sytuacji. Na nieznanym terenie. Zdani tylko i wyłącznie na siebie i swoje zdolności przetrwania. - Mów, jak będziesz potrzebowała więcej leków. Prześpij się, mogę wziąć pierwszą wartę - dodała, uśmiechając się pokrzepiająco. Ktoś musiał ich pilnować. Byle tylko przetrwać do rana....
***
Już dawno nie obudził jej wschód słońca. Ostatni taki raz zdarzył się w Czwórce, dzień przed powrotem do Kapitolu. Usnęła na plaży, przy krzyku mew i szumie fal, delikatnie obmywających piasek. To był też ostatni raz, kiedy na własne oczy zobaczyła morze. Podniosła się do pozycji siedzącej i dorzuciła trochę gałęzi do tlącego się ogniska. Do paska miała przypiętą krótkofalówkę, w razie, gdyby ktoś się do nich odezwał. I tak nie mogła długo spać, budziły ją koszmary, straszne obrazy, a stres poprzedniego dnia dawał o sobie znać za każdym razem, kiedy otwierała oczy, patrząc w jasne gwiazdy na tle granatowego nieba. Wtedy dorzucała do ognia, spacerowała dookoła, nie przestając wypatrywać niebezpieczeństw. Nie mniej jednak, udało im się przetrwać pierwszy dzień i pierwszą noc w dzikim dystrykcie. |
| | | Wiek : 18 Zawód : Muzyk Przy sobie : Nóż ceramiczny, śpiwór, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, krótkofalówka, zapasy jedzenia, rewolwer, naboje, telefon komórkowy
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Nie Mar 30, 2014 12:35 pm | |
| Przeszukiwanie mokradeł nie było najciekawszym zajęciem. Mokre ubrania to częsta przyczyna zachorowań, co teraz nie byłoby dobrym wyjściem z sytuacji. Odnalazłszy swój plecak, ruszył w dalszym poszukiwaniu przydatnych rzeczy. Zostali tu sami, na pastwę losu, prawie jak podczas głodowych igrzysk, tylko że tutaj nie muszę zabijać się nawzajem aby wygrać. Współpraca będzie kluczem do przetrwania, każdy posiada coś, co może pomóc, czego potrzebuje bliźni. Spojrzał na skrzynkę z suszonymi owocami. Już teraz nic więcej nie znajdzie. Przeszukał spory teren, zaczynało być coraz ciemniej. Wyciągnął swój telefon, w poszukiwaniu zasięgu (proszę osądzić, czy takiowy złapał). Diody LED w latarce zapaliły się żwawo wskazując mu bezpieczną drogę ku dziewczynom. Jedna z nich nie wyglądała najlepiej, widocznie miała poważniejsze obrażenia niźli Aart, któremu to tylko kręciło się w głowie. Nawet teraz czuł się jakby miał potężnego kaca. Lophia uwijałą się jak w ukropie. Bardzo szybko podjęła decyzję o nazbieraniu drewna. Pewnie po rozważeniu wszystkich za i przeciw, postanowiła, że ciepło jest niezbędne, lepiej umrzeć nie z zimna, a podczas walki. To bardziej honorowe. Dotarł do nich, kiedy dziewczyna rozpaliła ogień. Rzucił swój plecak. - Znalazłem swój plecak. Mam tu lokalizator, krótkofalówkę, dwa śpiwory i zapasy jedzenia. Do tego znalazłem jeszcze suszone owoce, które nadają się do zjedzenia.- powiedział dość poważnie wyciągając zza pasa rewolwer. Spoglądał na niego ze wszystkich stron, jakby pierwszy raz widział coś takiego na oczy. Breefling przeszukała trupa. Zaraz potem jej krótkofalówka zaczęła przekazywać im wiadomość. Momentalnie włączył swoją, może była sprawniejsza od tej, którą posiadała Lophia, może udało im się usłyszeć przekazy lepiej (Proszę o osądzenie :P)*** Przebudził się i ujrzał spacerującą po okolicznym terenie dziewczynę. Wstał na nogi odczuwając przy tym zawroty głowy. Pogrzebał w plecaku i wyjął kilka suszonych owoców, które przełożył z pudełka. Zjadł swój prowiant i popił wodą. - Przydałaby się kawa...- rzucił w stronę Lophii. - Jak się czujesz? - dodał po chwili. Martwił się o jej zdrowie. Może nie okazywała tego po sobie, ale na pewno miała jakieś problemy. Musi przeżyć, inaczej Aart nie spłaci swojego długu u niej. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Nie Mar 30, 2014 1:26 pm | |
| Przy pilocie Lophia znalazła: dowód tożsamości (wydany na nazwisko Nicholas Clark), kilka zwiniętych banknotów, zapalniczkę, pogiętą paczkę papierosów, mały, metalowy kluczyk oraz zgiętą na pół karteczkę z ośmiocyfrowym numerem: 34912304.
Telefon Aarta przetrwał upadek, ale ikonka zasięgu wskazywała zero kresek. Krótkofalówka, którą włączył, faktycznie działała sprawniej. Zdążył usłyszeć całą wiadomość Reiven: - Tu Reiven. Gdzie dokładnie jesteście? Jak możemy wam pomóc? Odbiór. Oraz, chwilę później, wiadomość nadaną przez Noah. - ‘Beta’? Tu Noah Atterbury, jesteśmy z Sean nad jeziorem. Czy ktoś jest ranny? Ponieśliście straty? Odbiór.
***
Ranek nastał chłodny, ale nie przyniósł wielu zmian. Błoto na ubraniach zaschło, tworząc sztywną skorupę. Nadgarstek Lophii nadal był spuchnięty, ból jednak nieco zelżał - czy to na skutek gojenia, czy niskiej temperatury. Isabelle również może oddychać swobodniej, ale Aart nadal miewa problemy z równowagą.
Od teraz możecie swobodnie zmieniać lokacje, możecie kontaktować się z resztą załogi, możecie wrócić do poduszkowca, możecie przeszukać teren. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Doradca ds. Transportu Przy sobie : papierosy, zapałki, pistolet, zezwolenie na broń, udana ucieczka, przepustka do KOLCa Obrażenia : rak skóry, łysa, nie ma oka
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Nie Mar 30, 2014 9:30 pm | |
| Kiedy nie mogło być już gorzej, pomyślałam o Finnicku. Gdy najbardziej teraz potrzebowałam spokoju i ciszy, zaczęłam znowu zamartwiać się tym, do czego będę musiała wrócić, jeśli uda mi się wyjść z tego cało. Moim jedynym towarzyszem teraz było ognisko i księżycowa poświata, ponieważ nie byłam przekonana do takiego młodziaka jak Aart, a Lophia wydawała mi się na swój sposób oschła. Nie rozmawiałam z nimi za dużo; nie mogłam się przełamać. Może to dlatego, że jeszcze nie poznałam ich tak dobrze. Wracając do Finna. Od dawna nie miałam z nim kontaktu. Nawet kiedy na mój telefon przyszła ta niepokojąca wiadomość i byliśmy w zagrożeniu, nie raczył stawić się na spotkaniu. Jak znam życie wciąż pałęta się za tą rudą uciekinierką. Romantyk od siedmiu boleści. Zaczynając przygodę z nią, wpakował się jak słoń do składu porcelany. Muszę do niego zadzwonić. Nie od razu po przybyciu do domu, które nawet nie jest pewne. Powiem mu, kiedy nadejdzie odpowiednia chwila. Powiem mu o raku skóry. Powiem mu że nie zobaczymy się już więcej. *** Cieszyłam się, że Aart znalazł jakieś suszone owoce. Wierzę mu, nie jest podstępną osobą. Ale powinien być ostrożniejszy, bo nawet, jeśli są to owoce z pokładu, mogłyby być podejrzane. Na przykład wypełnione jakimś środkiem usypiającym. Nie poczęstowałam się, chociaż owoce byłyby wskazane przy moim stanie zdrowia. Może stałam się aż nazbyt czujna, ale czuję, że to nie koniec naszych kłopotów. Wszystkie nieszczęścia w Panem chodzą co najmniej parami. Lophia znalazła interesujące rzeczy u pana pilota. Kod i kluczyk wydawały mi się czymś, co przynajmniej do czasu, gdy nie odejdziemy z mokradeł, pozostanie zagadką. Jedyną dziewięciocyfrową rzeczą, która przychodziła mi do głowy, był numer telefonu. To mogłaby być ważna wskazówka w poszukiwaniu winnego sabotażu, ale byłam przekonana na 90%, że tym, co zastałabym po drugiej stronie, okazałaby się głucha cisza. Ale kontakt z pewnością byłby podstawą w tej akcji. Kluczyk był dla mnie mniej interesujący. Mógł pasować do któregoś z niezliczonej ilości schowków w samolocie. Nawet jeśli pasowałby do schowka z ładunkami wybuchowymi, byłby niezbyt konkretną poszlaką. Chyba za bardzo wczuwam się w Sherlocka Holmesa.Wiadomości z zewnątrz były dla mnie zadowalające. Jeśli krótkofalówki łapią zasięg, śmiem twierdzić, że i blisko znajdują się dwie grupy ludzi. Teraz wystarczy zasygnalizować, gdzie jesteśmy. Ponieważ nie mamy racy, na którą miałam wcześniej nadzieję, powinniśmy zastosować technikę sygnału dymnego. Wystarczy zrobić małe, ale kopcące ognisko, żeby nie zrobić żadnego dużego pożaru. Jeśli ludzie szukający nas nie będą w lesie, będzie duża szansa że będą mogli nas zauważyć. - Rozpalmy ogień. - czułam się bezużyteczna, ale postanowiłam, że w końcu zacznę się trochę oszczędzać, jako osoba z rakiem skóry, jednym okiem i połamanymi żebrami. Wolałam nie dorabiać sobie problemów i chociaż raz w życiu być tym, co 'będzie koordynował pracę', nawet jeśli miało mnie to umniejszyć w oczach tych oto dwojga Kapitolińczyków. O oku pewnie wiedzą ze znanego wszędzie ślubu, ale tę drugą informację zwykle pozostawiam w tajemnicy. Mimo swojego braku pracy dłońmi starałam się wspierać drużynę duchowo i mózgiem. Chociażby tymi sygnałami dymnymi - Lophia, wiem, że to niezbyt miła decyzja, zostawiać Ci całą pracę fizyczną, ale będziemy mniej użyteczni w ogóle nie mogąc się ruszać - rzekłam chyba trochę samolubnie, wystając z ciepłego śpiwora - Ale jeśli jest szansa, że zauważą kopcący dym, to z pewnością nas znajdą - zakończyłam. Na zewnątrz śpiwora było zimno, czułam to. Współczułam Lophii, ponieważ była ona też mokra błotem z bagna, dzięki czemu pewnie było jej jeszcze zimniej. Ale pamiętałam też o swoim bólu. Tym cielesnym i tym z bezsilności. Czułam się już lepiej, ale igranie z losem to nie moja specjalność, jak widać. Z krótkofalówki nadeszła następna dobra wiadomość. To już czwarta grupa. Nie martwiłam się o nich, bo wiedziałam, że Sean i Atterbury to twarde sztuki. Dwójka Trybutów Igrzysk Głodowych kontra jedno zagubienie w lesie to błahostka dla nich. Reiven była generałem. Jest trochę niesforna, ale przecież z jakiegoś powodu nim jest. Na pewno zaopiekuje się tym, z kim wylądowała. Pozostało jeszcze jedno nazwisko, którego nie kojarzyłam. Ale z pewnością był to któryś z lekarzy lub rządowców, o nich też nie ma się co martwić. Nie chciałam jeszcze wracać. Ta przygoda dopiero się zaczynała, to było tylko pobudzenie moich podejrzeń w stosunku do pewnych osób z rządu. Nie przydam się za bardzo innym, ale może uda mi się odkryć, ile osób jest w to zamieszane. Tak jak postanowiłam. Naprawię Kapitol, tak jak mogę, dopóki jeszcze mogę się podnieść. A po drodze zniszczę wszystkie istniejące apteczki, bo mnie wkurzają. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Pon Mar 31, 2014 7:43 pm | |
| To dobrze, że Aart czymś się zajął. Dobrze, że Lophia wreszcie poczuła, że nie tylko jej zależy na przetrwaniu. Jasne, była najsłabiej ranna, ale targanie ciężkich gałęzi jedną ręką przez całą noc wyczerpało ją na tyle, że na samą wzmiankę o kawie zareagowała nagłym zainteresowaniem. Szczerze mówiąc, chłopak był pierwszą osobą, która po upływie doby zapytała o jej samopoczucie. Zaaferowana zajmowaniem się nimi, oczywiście bardziej poszkodowanymi, zapomniała, że sama mogła mieć o wiele poważniejsze obrażenia. Na przykład krwiaki mózgu nie ujawniały się od razu po upadku. Nie miała tomografu, a nawet, jeśli by takowy posiadała, dałaby się prześwietlić jako ostatnia. - Jak znajdziesz drzewko kakaowca gdzieś w okolicy, to postawię ci pomnik - parsknęła, starając się skruszyć trochę błota ze swoich włosów. Dobrze, że zdążyła pozbyć się go z twarzy, bo przez pół nocy czuła się jak uwięziona w chitynowym pancerzyku. Na jego pytanie odpowiedziała lekko krzywym uśmiechem, machając mu obandażowaną ręką. - Dobra wiadomość, przestałam puchnąć. Oby na stałe - dodała naprawdę wdzięczna za troskę. Może po prostu przyszedł moment, w którym chciała poczuć się nie tylko lekarką, której rolę tak usilnie starała się pełnić mimo braku oficjalnego papierka. Nie skończyła studiów, ale nie można było odmówić jej wiedzy. Wyciągnęła z plecaka wodę, przeliczając w myślach, na ile jej wystarczy. Trzeba było poszukać źródła. Przede wszystkim nie mogli godzinami czekać na ratunek. 'Alfa' wiedziała już, że nie dotarli na miejsce. I na pewno nie ruszyli im z pomocą, tym bardziej, że podejrzenia dotyczące zamachu wydawały się coraz bardziej prawdopodobne. Na misję zabrano tak różnorodną grupę mieszkańców Kapitolu, że Breefling nie wiedziała sama, komu mogła zaufać. I czy ktoś nie wbije jej noża w plecy, kiedy odwróci się tyłem. Co z tego, że Aart miał u niej kolejny dług? Co z tego, że pomogła Isobel, skoro każde z nich mogło otrzymać "jakiś" rozkaz? Nie było czasu i miejsca na zbytnią ostrożność, wiedziała że jeśli nie zaryzykuje, zginie z wycieńczenia, może później niż oni, może wcześniej, ale nie dotrze nigdzie wystarczająco szybko bez mapy. Przydałoby się dotrzeć do pozostałych zwłaszcza, że krótkofalówka Aarta okazała się bardziej sprawna i przekazała pełny komunikat. Trzy inne grupy. Cypri i Noah, Reiven i Anden, chyba, nie słyszała dobrze jego imienia/nazwiska. Spojrzała na Aarta pytającym wzrokiem, po czym przejęła urządzenie. - Tu Lophia, nie jesteśmy zbytnio mobilni, ale żyjemy. Pilot nie miał tyle szczęścia. Nie widzę więcej ciał. Obok jest wzgórze, postaram się tam dotrzeć, może was wypatrzę. A wy potrzebujecie pomocy? Odbiór. Czekała na odpowiedź z niecierpliwością, nerwowo odpalając kolejnego papierosa. Miała nadzieję, że Aartowi i Isabelle nie będzie to zbytnio przeszkadzać. - Jeśli wrócimy do domu, to rzucam to gówno - mruknęła pod nosem, kurczowo ściskając w prawej ręce krótkofalówkę. Lewa okazała się zdatna jedynie do trzymania papierosa. - Ognisko powiadasz? Przyda się trochę liści, może zobaczą dym. Się robi - odpowiedziała po cichu, zostawiając urządzenie na moment w ich rękach. Przytargała sporo liści, po czym rozpaliła obok drugie ognisko, tamto dawało przynajmniej trochę ciepła w ten dosyć chłodny poranek. Trzeba przyznać, że liściasta kupa dymiła dosyć ostro, i była pewnie widoczna z dość dużej odległości. Wystawiali się tym samym na widok nie tylko pobliskich towarzyszy, ale też przelatującej ewentualnie ekipy ratunkowej. Jeśli jakakolwiek wyruszyła. Lophię ciągle zastanawiał klucz i kartka z numerem, znaleziona u pilota. Nie miała pojęcia, co mogła oznaczać... - Poradzicie sobie sami? Wzgórze wydaje się być niezłym punktem widokowym, może coś wypatrzę - rzuciła obojętnie, sprawdzając przy okazji, jak zareagują. Na pewno w pełni im nie ufała, potrzebowała więcej pewności, że są z nią. W końcu na pokładzie mógł znajdować się sabotażysta. |
| | | Wiek : 18 Zawód : Muzyk Przy sobie : Nóż ceramiczny, śpiwór, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, krótkofalówka, zapasy jedzenia, rewolwer, naboje, telefon komórkowy
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Wto Kwi 01, 2014 2:41 pm | |
| Ognisko było najlepszym pomysłem, aby nie zgłupieć w obecnej sytuacji. Każdy z rozbitków powinien mieć zajęcie, które odrywałoby go od myśli o katastrofie. Roślinność trzynastki może różnorodna i bujna,z całą pewnością nie posiadała w swojej florze drzewka kakaowca, o którym myślała Lophia. Sam z chęcią napiłby się goracej czekolady, obok kawy był to jego ulubiony napój. Dziewczyna robiła wszystko, o czym mówiła leżąca w śpiworze Isabelle. Nie wyglądała ona (Isabelle) na osobę, która zawsze pracuje fizycznie, była, według Aarta, typem osoby, która siedzi w biurze i przegląda papierki. Miała jednak ciekawe pomysły, tego nie można było jej odmówić. Za to po pomocnej Brefling widać było, że zrobi wszystko, aby tylko pomóc innym, nie sobie. Osiemnastolatek z chęcią wybrałby się z nią na to wzgórze, o którym mówiła, jednak za każdym razem, gdy starał utrzymać się dłużej na nogach, w jego głowie działy się niewyobrażalne rzeczy. Ciekawe co było przyczyną jego zawrotów głowy... - Z chęcią poszedłbym z tobą, ale moja głowa na to nie pozwala. Nie chcę być ci ciężarem.- powiedział, jakby zawiedziony swoją postawą. Ale cóż pożytecznego mógłby zrobić? Przecież nie będzie strugał bohatera i szedł tam mimo trudności. Nie chciał sprawiać kłopotu Lophii, która i tak już dużo dla niego zrobiła. - Zostanę i będę doglądał naszej koleżanki. Lepiej nie zostawiać jej samej w takim stanie. W razie czego będę miał twoją krótkofalówkę. Kontaktuj się ze mną na bieżąco.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Wto Kwi 01, 2014 9:59 pm | |
| Krótkofalówka odzywa się ponownie. - Tu Cypriane, wszystko u nas w porządku. Widzę stąd wzgórze, my też postaramy się na nie dotrzeć. Czekaj na nas, pozbieramy rzeczy i zaraz ruszamy. Odbiór.Lophia - jeśli nadal planujesz wycieczkę krajoznawczą, możesz pisać tutaj. Pamiętaj o uwzględnieniu tego, co bierzesz ze sobą. Aart, Isabelle - kontynuujcie rozpalanie ogniska, wrócę do Was w następnej kolejce. :> |
| | | Wiek : 18 Zawód : Muzyk Przy sobie : Nóż ceramiczny, śpiwór, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, krótkofalówka, zapasy jedzenia, rewolwer, naboje, telefon komórkowy
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Sro Kwi 02, 2014 11:32 am | |
| Spoglądał na odchodzącą dość żwawym krokiem Lophię i uświadomił sobie, że tot eraz na nim spoczął ciężar opieki nad Isabelle. Może nie taki ciężar, po prostu obowiazek, przecież nie musi jej nigdzie ciągać, a tylko uważać, żeby coś jej nie zrobiło krzywdy. Wyczyścił swój rewolwer i upewnił się, że naboje są w kieszeni. Spojrzał na zawiniętą w śpiwór dziewczynę. - Jak się czujesz? Może chcesz, aby przenieść ognisko bliżej twojego śpiwora?- zapytał starając się być uprzejmym. Nie chciał oceniać dziewczyny po kilku wypowiedziach, dlatego postanowił nawiązać z nią jakąś rozmowę. Podszedł do drewna, które nazbierała Lo i zaczął je dokładać do ogniska, które powoli zaczynało przybierać coraz większą formę, płomień robił się żwawszy. - Pójdę po liście, będzie z nich gęsty dym- powiedział, po czym ruszył w stronę drzew. Cały czas kręciło mu się w głowie, jednak nie powinno być wyczynem dotarcie do celu i zerwania kilku gałęzi z liśćmi. Oby jego organizmowi nie zachciało się przypadkiem odpocząć i wyłączyć świadomości, która teraz była mu niezbędna. Gdy wrócił, usiadł, aby odpocząć. Skołowany przez chwilę nie wiedział gdzie się znajduje. Po chwili podniósł się ponownie na nogi i dołożył świeżych liści do ogniska, to powinno wydzielić gęsty, widoczny z daleka dym. Oby tak się stało. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Czw Kwi 03, 2014 4:00 pm | |
| - Ruszam, jesteśmy w kontakcie. Na razie bez odbioru - odpowiedziała, wygrzebując z torby z prowiantem jabłko. Nie mogła zabrać im całej wody, więc wzięła tylko jedną opróżnioną do połowy butelkę, spakowała za to kluczyk i kod, nie planowała spędzić na wzgórzu całego dnia, jednak marsz mógł okazać się cięższy niż na pierwszy rzut oka. W dodatku szła sama, bez ochrony. Pistolet ujęła w prawą, sprawną rękę i była gotowa do marszu. - Jasne. Gdyby coś się działo, mamy kontakt. Umiem szybko biegać. Dam znać, jak będę na miejscu. Mamy generator, ale chyba powinniśmy trochę oszczędzać baterie. Niech los wam sprzyja - skończyła, powtarzając znaną formułkę lekko prześmiewczo. Jednak nie życzyła im źle. Miała nadzieję, że zastanie ich w nienaruszonym stanie po powrocie. [ekwipunek jak w "przy sobie" :)] Zapięła kurtkę i ruszyła przed siebie, w nieznane. Ruszyła po ratunek nie tylko dla siebie, ale dla nich wszystkich. W końcu nadzieja umiera ostatnia. // Wzgórze Przepraszam za długość, ale za dwadzieścia minut wychodzę z domu. :( |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Czw Kwi 03, 2014 11:30 pm | |
| Ognisko faktycznie zaczęło dymić gęstym, nieco gryzącym dymem - najprawdopodobniej było widoczne z kilku kilometrów. Ale czy tylko dla załogi 'Bety'? Kilkanaście minut po rozpaleniu ognia, w cieniu drzew otaczających mokradła, pojawiła się drobna sylwetka. Postać była tak niska, że początkowo Aart i Isabelle mogli uznać ją za przywidzenie, gdyby nie to, że jasne oczy około siedmioletniej dziewczynki, uważnie śledziły ich ruchy i bynajmniej nie zniknęły po przetarciu oczu. Kimkolwiek była, jak na razie zachowywała jednak dystans. |
| | | Wiek : 18 Zawód : Muzyk Przy sobie : Nóż ceramiczny, śpiwór, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, krótkofalówka, zapasy jedzenia, rewolwer, naboje, telefon komórkowy
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Sob Kwi 05, 2014 11:22 am | |
| Rozpalanie ogniska nie było niczym trudnym. Będąc samotnym i bezdomnym w Kwartale idzie nauczyć się wielu przdatnych umiejętności. Taką właśnie było i to, co teraz robił. Dym, nieco gryzący, chyba da jakiś efekt. Widoczny był raczej z daleka, więc reszta członków załogi 'bety' mogła go dostrzec. Możliwe, że i inni mogli to zobaczyć... Tylko, czy jeszcze ktoś tu żyje? Po kilkunastu minutach dostrzegł osóbkę, która stała na skraju lasu i pilnie im się przyglądała. Wszystko byłoby w porządku, gdyby mieli kogoś młodocianego w składzie ekipy wykonawczej, jednak dzieci nie zabierano na takie wypady. Przysunął się bliżej Isabelle, starał się zachowywać, jakby nie dostrzegł dziewczynki. - Mamy towarzystwo, nie wiem jakim cudem, ale na skraju lasu jest mała dziewczynka...- powiedział do kontuzjowanej i dalej zajął się dorzucaniem drewna do ogniska, co by przypadkiem nie zgasło. - Nie zwracaj na nią uwagi, zobaczymy co zrobi...- powiedział szukając szybkiej drogi do ujęcia rękojeści rewolweru. Chciał wiedzieć w jakiej pozycji i gdzie dokładnie znajduje się na jego pasie, aby ewentualnej potrzeby nie tracić czasu. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Sob Kwi 05, 2014 10:53 pm | |
| Brak reakcji najwyraźniej zachęcił dziewczynkę, bo po chwili zrobiła kilka kroków do przodu, wychodząc z cienia. Wyglądała trochę jak szmaciana lalka; miała na sobie wypłowiały, o kilka rozmiarów za duży sweter, spod którego wystawała dżinsowa sukienka. Długie, męskie skarpetki (nie do pary) podciągnęła do samych kolan, tak, że częściowo znikały pod dolną częścią ubrania, a na nogach miała znoszone tenisówki. Z lewej wystawał jej duży palec u nogi. Po pokonaniu połowy dystansu, dzielącego ją od Aarta i Isabelle, przystanęła, robiąc wielkie oczy i uśmiechnęła się lekko. - Robicie piknik? - zapytała piskliwym głosem, wskazując na dymiące ognisko.
Nie śpimy kochani, nie śpimy! |
| | | Wiek : 18 Zawód : Muzyk Przy sobie : Nóż ceramiczny, śpiwór, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, krótkofalówka, zapasy jedzenia, rewolwer, naboje, telefon komórkowy
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Nie Kwi 06, 2014 12:34 pm | |
| Z czasem jak stos drewna zebranego przez Lophię zmniejszał się, dziewczynka podchodziła coraz to bliżej, jakby zaaferowana brakiem jakiejkolwiek reakcji na jej zachowania, i w ogóle obecność. Nie ma nic lepszego na zwabienie dziecka, które uciekło i trzyma się z daleka, jak nie zwracanie na nie uwagi, dopóki zaciekawione takim tokiem spraw samo nie podejdzie bliżej. Blondyn własnie mieszał patyczkiem w popiele, robi się tak, gdy nie ma innego zajęcia. Poza pilnowaniem Isobelle i doglądaniem ogniska, na nudę właśnie narzekać mógł Aart. Dziewczynka znalazła się tak blisko, że mogli ją usłyszeć w końcu przemówiła. Jakby nigdy nic, jakby nie wiedziała, że do tej pory nikt nawet nie myślał, że w trzynastce znajdzie życie. Ubrana była groteskowo, widać, że nie było tutaj niczego, co mogłoby sprzyjać przetrwaniu. Jej obuwie było tak zużyte, że widać było z niego palce. Najwidoczniej ubrała się jakkolwiek, aby tylko miała nieco cieplej. Dobre posunięcie, ciekawe tylko czy ma tu jakiegoś opiekuna. To chyba nie jest kolejna historyjka o dziecku wychowanemu przez wilki. Nie, nie możliwe, ona mówi, zna język, musiał ktoś ją tego nauczyć. Miksa podniósł wzrok i wysłał dziewczynce wesołe spojrzenie. Uśmiech zagościł na jego twarzy. Wiedział, ze taki wizerunek pomoże mu zdobyć przychylność każdego dziecka, one lubią kręcone włosy. Gdyby miał pomalowaną twarz, nie musiałby nosić peruki, aby wyglądać jak klaun. - Witaj mała. - zaczął pewnym głosem, którego wydźwięk nieco zmiękczy, aby brzmiał bardziej przyjaźnie. - To nie piknik. Czekamy na naszych przyjaciół, którzy niedługo powinni tutaj być i ogrzewamy się przy ogniu. - ciągnąś, starając się wbić jej do główki, że nie są sami. Możliwe, że ona była tylko zwiadowcą, który zbiera informacje. Może gdzieś w krzakach czają się starsze, już bardziej niebezpieczne osoby? - Chcesz się do nas dołączyć?- zapytał. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Sro Kwi 09, 2014 11:36 am | |
| Dziewczynka zawahała się, spoglądając to na Aarta, to na Isabelle. - Dlaczego wasi przyjaciele mają przyjść tutaj? - zapytała, jednocześnie jeszcze bardziej zbliżając się do ognia. - Mama mówiła, że nikt tu do nas nie przyjdzie - dodała po chwili, jakby z wyrzutem, krzyżując małe ramiona na klatce piersiowej. Na lewym przedramieniu miała długi, wąski ślad po oparzeniu. - Nikogo nie widzieliśmy, odkąd ogień spadł z nieba. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: [Beta] Mokradła Pią Kwi 11, 2014 7:59 pm | |
| /strumień w głębi lasu
Pokręciła tylko głową, widząc, ze Pippin pakuje pakunki (PPP) do plecaka, jej plecaka. Więc jak wszystko co mają zostanie zniszczone, to to będzie jego wina. Zacisnęła pięści i wargi, żeby nie odezwać się słowem. Niesubordynowany Peregrin był gorszy niż zbyt posłuszny Peregrin. Potrzebne teraz było coś pomiędzy. - Nie sądzę. - skrzywiła się posyłając rybie ostatnie spojrzenie. - Prędzej zjem surowego królika. - cóż, zdarzało się żywić i surowymi zwierzętami, jeśli było zbyt mokro by rozpalić ogień. Co prawda rarytas to nie był, ale wolała to, niż rybę. Broń miała ale stokroć bardziej wolałaby mieć łuk. Zastanawiała się nawet, czy nie zrobić sobie jakiegoś prowizorycznego, dla samego komfortu posiadania ulubionej broni przy sobie. Tak czy inaczej, ruszyli. Peregrin przodem. - Wczuł się. - skomentowała jego zachowanie w myślach. Zastanawiała się, czy Sabriel nie roznosi jej mieszkania, co robi Joffery, czy Jasmine już wybrała suknię ślubną. Myślała też o Michaelu. Milczała, po prostu myślała. Potem zaczęła sobie nucić jakieś piosenki ze swojego dystryktu. Efekt był taki, że zaczęła myśleć co z jej domem, porzuconym w pierwszym dystrykcie ledwo po tym, jak go odbudowała po rebelii. Tak dużo myśli, tak dużo ciszy. Tylko szmer strumienia ciszę tą zakłócał. Aż w końcu teren zaczął się robić bardziej podmokły. Zbliżali się do mokradeł. Wojskowe buty Rei były już upaćkane błotem. Z daleka zauważyła ludzi. Postać drobnej, niższej istotki sugerowała, że jest tam ktoś spoza wyprawy. Czyli jednak nie wszyscy stąd wyjechali? Kilka kroków na przód i mogła się zorientować, że to dziecko. A jak wiadomo, Rei miała dużo empatii w stosunku do dzieci. Usłyszała jej pełne wyrzutu słowa. Nadchodzili jednak z takiej strony, że ani załoga Bety, ani dziewczynka, nie mogli ich zauważyć. - Przyjaciele nie zostawiają przyjaciół w potrzebie. - odpowiedziała na zadane chwilę wcześniej pytanie. To musiało być straszne, myśleć, że inni cię porzucili w zrujnowanym dystrykcie. Nikt do nich nie przyjdzie... Aż coś ścisnęło Rei za serce. Podeszła bliżej. Spojrzała na Aarta i Isabelle (świat jest mały). - Wszystko w porządku? - zapytała i kiwnęła im głową na powitanie. - Hej. - uśmiechnęła się do dziewczynki i podeszła do niej, kucając przed nią. - Jak masz na imię? Ja jestem Reiven. Mieszkasz tu sama z mamą, czy są inni? - zapytała, przypominając sobie, że nie była pewna, czy ktoś ich przypadkiem w nocy nie obserwował. |
| | |
| Temat: Re: [Beta] Mokradła | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|