IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Skwer Marzycieli

 

 Skwer Marzycieli

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptyPon Gru 30, 2013 5:29 pm



Miejsce, które zostało sobie upodobane przez ulicznych grajków i artystów. Tutaj zawsze istniała możliwość spotkania kogoś z tego obrębu. Zimą część wybrukowanego placu zmieniała się częściowo w lodowisko.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptyPon Gru 30, 2013 7:04 pm

//Silver Screene

Na miejsce dotarła najszybciej jak mogła. Zważając na późną porę złapała taksówkę, nie chcąc się narażać na utratę aparatu. Nawet jeśli miała do przejścia ledwo kawałeczek.
Po wyjściu z samochodu zapłaciła kierowcy, po czym odwróciła się i szybko zaczęła skakać wzrokiem po zgromadzonych, bądź przechodzących przez skwer ludziach szukając czegoś, co miało być godne uwagi Capitol Voice.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptyPon Gru 30, 2013 9:00 pm

Na Skwerze panowała dziwna cisza. Nikt nie grał na niczym, nikt nie tańczył, nikt nie próbował zwrócić na siebie uwagi. Nawet ludzie, którzy prowadzili nocne życie, dziś wyjątkowo postanowili odpuścić sobie to miejsce z trasy. Pojedyncze jednostki przebiegały przez wybrukowane podłoże i znikały gdzieś w głębi ciemnych ulic.
Czyżby Capitol’s Voice dostało fałszywy alarm? Ewentualnie Nicole pojawiła się za późno. No cóż, pewne było, że nic wielkiego nie miało miejsca na Skwerze Marzycieli. Ani teraz, ani wcześniej.
Kendith przechadzała się niewyznaczoną przez nikogo trasą. Szukała jakiejkolwiek sensacji, jednak nic nie znalazła. Ale kiedy szła koło kamiennych barierek usłyszała czyjś głos.
- Pomocy… - Zaskrzypiał bez siły. Postać mężczyzny w ciemnych ubraniach leżała niedaleko kilku drzew. Powtórzył wołanie jeszcze raz, teraz ciszej. Fotografka z największej gazety w Kapitolu nie była w stanie dokładnie ocenić kim była osoba w ciemnych ubraniach, ponieważ znajdowała się za daleko. Jedyne, co widziała to coś na kształt cieczy wokół niego. Ciemnej, która bynajmniej nie była alkoholem.
Wszystko dookoła opustoszało i zapewne tylko oni zostali w tym miejscu.

Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptyPon Gru 30, 2013 10:13 pm

Była zdziwiona. I to mocno. Spodziewała się szumu, ludzi. Może afery, jakiejś zabawy. Ale na pewno nie tego. Nie tej ciszy, przemykających w oddali jednostek. Samotności. Rozglądała się, marszcząc brwi, jednocześnie sięgając po telefon by upewnić się, że dobrze zrozumiała treść smsa. Tak... miała dotrzeć na Skwer Marzycieli. Miała narobić tutaj zdjęć. A... tymczasem...
Przestąpiła z nogi na nogę trochę zaniepokojona, obiecując sobie, że zrobi już tylko jedne koło po skwerze i wraca do domu. I wtedy właśnie usłyszała ten głos.
Zamarła, ponownie tego dnia czując narastający niepokój. Wzrokiem usłyszała źródło głosu. Jakiś mężczyzna, leżał przy drzewach. Nie wyglądał najlepiej. Leżał w kałuży, czegoś, czego raczej nie chciała ujrzeć z bliska. A jednak... Patrzyła na niego, nie ruszając się, przez parę chwil zbyt zestresowana by zrobić jakikolwiek ruch. Serce waliło jej jak szalone, a myśli pałętały się bez ładu i składu. Nie wiedziała co zrobić.
Rozejrzała się ostrożnie, nikogo nie było w okolicy. Prowadzona dziwnym impulsem, przeklinając w myślach swoją głupotę i zbyt kruche serce, zbliżyła się powoli do mężczyzny.
Zatrzymała się poza zasięgiem jego rąk, przyglądając mu się uważniej, jakby obawiając się, że ukrywa on jakąś broń. Oceniała sytuacje.
- Kim jesteś? - spytała w końcu, szukając wzrokiem źródła krwi. Było jej tak dużo...
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptyWto Gru 31, 2013 4:31 pm

Mężczyzna wyczuwał, że Nicole zbliża się ku niemu. Ogarniała go pewna radość. Miał szanse na przeżycie. Ktoś zwrócił na niego uwagę.
Czy aby na pewno naszedł ratunek? Nie. Kroiło się coś większego.
W momencie, kiedy poczuł obecność wystarczająco blisko, zerwał się na równe nogi. Tylko ktoś o nadprzyrodzonych zmysłach mógłby zareagować w takim wypadku normalnie - wyrwać się z szoku i uciekać. Przecież leżał w krwi… lub tylko jej imitacji, udawał rannego. A jednym susem stanął przy ciemnowłosej dziewczynie, w międzyczasie wyjął z kieszeni średnich rozmiarów nóź. Zamachnął się i zgrabnym, pewnym ruchem rozciął prawy policzek fotografa.
Następnie zlokalizował swój cel. To nie torebka. Coś na kształt „cholera” wyrwało mu się z gardła. Pleckach. Na początku chciał go zerwać z pleców oszołomionej dziewczyny, jednak wyglądał na masywny. Mocnym ruchem otworzył jego zamek błyskawiczny i zgarnął największa rzecz w środku. Aparat. Ciągle żelaznym uchwytem jednej dłoni trzymał swoją ofiarę za ramie. Niemalże wszystko wyspało się ze środka na wybrukowaną nawierzchnię. Jemu udało zagnać się z zmieni tylko jeszcze portfel.
- Złodziejem. - Krzyknął i puścił się pędem przed siebie zastawiając za sobą swoją krwawiącą ofiarę.
Wszystko wydarzało się tak szybko, że nawet ktoś stojący obok miałby problem z reakcją i pomocą… Co dopiero mówić o uczestniczce.
    Kendith, co zrobisz? Jest pusto, niezarejestrowany pistolet wraz z nabojami nie do wykrycia leży obok Ciebie. Masz szanse podnieść go i strzelić nim złodziej ucieknie z aparatem, pieniędzmi i dokumentami, a Ciebie zostawi tylko z krwawiącym policzkiem. Zegar tyka.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptyWto Gru 31, 2013 6:26 pm

To działo się zbyt szybko. W momencie, w którym zorientowała się, że nie widzi żadnej rany na ciele mężczyzny ten już stał przed nią. Nawet nie zdążyła cofnąć się, ledwo drgnęła, a potem jej policzek zapiekł niespodziewanym bólem. Szarpnęła się z cichym okrzykiem, jednak mocny uścisk mężczyzny uniemożliwił jej ucieczkę. Tak samo jak nóż, tak blisko jej ciała.
Nawet nie zorientowała się kiedy rozpiął jej plecak, usłyszała tylko stukot z jakim jego zawartość wysypała się na ziemię. Puszczona przez mężczyznę straciła równowagę i upadła na ziemię. Była zbyt szokowana by zareagować, nie wykorzystała chwili, w której mogła by przeszkodzić w ucieczce.
I w tym momencie właśnie dostrzegła leżący pistolet. Sięgnęła po niego, odruchowo, czując zalewającą ją wściekłość. Mężczyzna uciekał z jej dokumentami, jej źródłem utrzymania.
Wymierzyła.
Jednak jej ręka zadrżała, palec osunął się nie naciskając spustu.
Dała mu uciec. Kurwa mać, pozwoliła mu uciec.
Ręce opadły jej wzdłuż ciała, nawet nie przejęła się tym by spakować swoje rzeczy. Trwała jedynie, klęcząc na ziemi, ze spojrzeniem wbitym w przestrzeń, sercem szalejącym ze strachu. Ukradł jej aparat. Jej jedyne źródło utrzymania.
Poderwała się gwałtownie na nogi, zgarnęła wszystko do plecaka i puściła się biegiem. Gnała w stronę miejsca, w którym złodziej zniknął jej z oczu, jednocześnie wybierając na telefonie numer do redaktora naczelnego CV. Musiała go uprzedzić o tej kradzieży.
Na szczęście chociaż przepustkę miała ze sobą. A reszta z banknotów, które wyjęła by zapłacić za taksówkę nadal tkwiła w jej kieszeni.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptyWto Gru 31, 2013 6:59 pm

W momencie, w którym Nicole dotarła w miejsce, gdzie zniknął złodziej, ujrzała kilka osób, jednak… Nigdzie nie widać było widać ciemno ubranego mężczyzny. Zamiast niego pojawił się silny i pulsujący ból policzka. Na ubraniu dało się zauważyć kilka sporych plam krwi. Rana bynajmniej nie była małym zadraśnięciem. Czyżby w noc pełną wrażeń szanowną panią fotograf czekała jeszcze wizyta w szpitalu?
Śmiem twierdzić - tak. W innym wypadku mogło skończyć się nie aż tak kolorowo.



    Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni, pamiętaj. Straciłaś aparat i dokumenty, ale żyjesz. Czy to nie cudowna nowina? Ciesz się z tego tytułu. Nigdy nie wiesz, co przyniesie jutro. Przy okazji - brak odpisu sprawił, że czasoprzestrzeń, którą wybierzemy - „po Memoriale”. PS. Mi też przykro. Ale do wesela się zagoi! …Tak myślę. Polecam się na przyszłość. xoxo, MG

Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptyWto Gru 31, 2013 7:18 pm

Nie dogoniła go. Mimo, że chciała. Tragicznie pragnęła. Za to powoli zaczynało kręcić się w jej głowie. Uniosła rękę do góry i jęknęła, kiedy dotknęła swojego policzka. Ból był silny, a rana była o wiele większa, niźli wcześniej mogła przypuszczać. Krzywiąc się przejechała palcem wzdłuż jej krawędzi, po czym zaklęła szpetnie. Czekało ją szycie. Na sto procent.
Tylko... cholera... czy przyjmą ją w szpitalu bez dokumentów?
Klnąc niczym szewc, załamana, sięgnęła do kieszeni spodni. Pieniędzy wystarczy by dojechała do szpitala, jednak... Pokręciła głową z niedowierzaniem, ponownie sięgając po telefon. Chyba będzie potrzebować wsparcia. Wystukała szybko sms-a do Rory, po czym cofnęła się z uliczki, złapała taksówkę i ignorując zdziwione spojrzenie kierowcy poprosiła o dowiezienie do szpitala.

/Szpital; Sala przyjęć
Powrót do góry Go down
the civilian
Cordelia Snow
Cordelia Snow
https://panem.forumpl.net/t273-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t3572-cordelia
https://panem.forumpl.net/t1280-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t1611-the-capitol-s-sweetheart
https://panem.forumpl.net/t1369-cord
https://panem.forumpl.net/t1911-cordelia-snow
Wiek : siedemnaście
Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka
Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon.
Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you?
Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptyPon Lut 10, 2014 12:07 pm

| DeZet

Rzadko zdarzało się, aby Cordelia była zestresowana. Przyzwyczajona do bycia na świeczniku, od małego oswajana z blaskiem reflektorów, a przez wrodzoną pewność siebie (i niekiedy też bezczelną arogancję) pchała się zawsze w centrum wydarzeń. Tym razem jednak było inaczej, towarzyszył jej jakiś dziwny rodzaj stresu, nie była bowiem ani przestraszona, ani zaintrygowana. Czuła się tak, jakby ktoś zaraz miał zacząć ją strofować i pouczać, choć te czasy dawno już minęły.
Jeśli wcześniej myślała, że spotkanie z Daisy będzie niczym powrót do dawnego Kapitolu i cudownych wspomnień, spotkanie z drugą kuzynką nie napawało jej aż takim optymizmem. Sięgając pamięcią kilka dni wstecz, wciąż zastanawiała się, co takiego skłoniło ją do skontaktowania się z Jasmine. Czyżby wszystko to, co przeszła ostatnio w Kwartale, całkiem ją przerosło? A może po prostu nie miała już do kogo zwrócić się o pomoc? A może jednak, gdzieś w głębi duszy, nie była wcale taką wredną zołzą i chciała naprawdę pomóc kuzynce... i Benowi?
Ben, czy Max - bez różnicy. Ważne było to, że znał Jasmine i najwidoczniej coś ich łączyło. A tego panna Snow znieść nie mogła i chciała jak najszybciej zakończyć tę farsę. Bynajmniej, nie chodziło o uczucia, którymi darzyła chłopaka, bo te były wyjątkowo czysto przyjacielskie. Chciała wiedzieć, na czym stoi, bo nienawidziła się dzielić, a ten sam Max, który zapewniał ją o swoich uczuciach, mógł równie dobrze być Benem, wyznającym miłość Jasmine. Co w rodzinie, to nie zginie?
Drogę miedzy Domem Zwycięzców a Skwerem Marzycieli panna Snow pokonała szybkim marszem. Na zewnątrz robiło się coraz cieplej, a o tej godzinie przykładni (nowi) obywatele Kapitolu zwykli wracać z pracy, więc bardzo łatwo było jej wmieszać się w tłum. Na miejsce dotarła trochę przed czasem i zaczęła powoli krążyć dookoła tej misternej konstrukcji, znajdującej się na samym środku Skweru. W dawnych czasach to miejsce tętniło życiem, uliczni grajkowie, przeróżne performance... gdzie to wszystko zniknęło? Ach, no tak, Coin zmiotła ich z powierzchni ziemi.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptySob Lut 22, 2014 1:12 pm

// Ogólnie rzecz biorąc- czasoprzestrzeń.

Długo zastanawiałam się nad tym, czy przyjście na Skwer miało jakikolwiek sens.
Wizja Cordelii, która chciała mi bezinteresownie pomóc, była tak nierzeczywista, jak upał w środku zimy. Mimo tego, że nasze dwie ostatnie rozmowy przebiegły w nad wyraz pokojowej i innej od tej zwykłej atmosferze, nie potrafiłam jeszcze uwierzyć w to, że się zmieniła. Gdzieś głęboko w pamięci mocno zakotwiczyła się wizja Cordelii, którą znałam z dzieciństwa- małej blondynki o przesłodkim uśmiechu, ulubienicy dziadka, która w obecności dorosłych zachowywała się jak najdroższy aniołek, a w zaciszu pokoju do zabaw okładała mnie lalkami po głowie. Kolejne wspomnienia na przestrzeni lat też nie przedstawiały jej w najlepszym możliwym świetle- Cordelia radośnie rozmawiająca z dziadkiem o Igrzyskach, Cordelia gardząca samymi chociażby wzmiankami na temat rebelii, Cordelia popierająca rządy dziadka, Cordelia- jego ulubienica. Chociaż nigdy nie potrafiłam się do tego przyznać przed samą sobą, byłam o nią zazdrosna. Bardzo zazdrosna. Zawsze pragnęłam, żeby rodzina kochała mnie i akceptowała tak jak ją, i nigdy tak się nie stało. Miałam do niej żal, gorzki żal mieszający się z zazdrością, która buzowała mi w żyłach przy każdym naszym spotkaniu.
A teraz nadszedł moment zmiany. Najpierw głos w telefonie, dziwnie pozbawiony zwykłej niechęci, potem kilka wiadomości i oferta pomocy. Oferta tak kusząca, że aż bałam się w nią uwierzyć, tak samo, jak bałam się uwierzyć w przemianę kuzynki. Ale może jednak warto było spróbować...?
Dlatego przyszłam, już z daleka dostrzegając jasnowłosą sylwetkę. Serce biło mi jak szalone. Jak miałam się zachować? Jak ona miała się zachować? Jak bardzo zmieniły ją Igrzyska? Co miałam zrobić, żeby tego wszystkiego nie zepsuć już na samym początku..?
-Cord.- Wyrzuciłam z siebie w końcu nieco zduszonym tonem, stając przed nią i zamierając w bezruchu, zawieszona pomiędzy dziwną chęcią przytulenia jej i powiedzenia, że dobrze ją widzieć, a pomiędzy wycofaniem się bez słowa i zniknięciem w tłumie. Nie mogąc się zdecydować, czego chciałam bardziej, postanowiłam po prostu nie robić niczego i poczekać na jej, jakakolwiek ona by nie była, reakcję.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cordelia Snow
Cordelia Snow
https://panem.forumpl.net/t273-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t3572-cordelia
https://panem.forumpl.net/t1280-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t1611-the-capitol-s-sweetheart
https://panem.forumpl.net/t1369-cord
https://panem.forumpl.net/t1911-cordelia-snow
Wiek : siedemnaście
Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka
Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon.
Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you?
Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptyWto Lut 25, 2014 9:45 pm

Chociaż Cordelia próbowała sobie wmawiać, że nie zmieniła się ani trochę, że pomimo Igrzysk wciąż będzie w stanie zachowywać się i myśleć jak dawniej, nie miała racji. A najlepszym tego dowodem było właśnie pokojowe spotkanie z kuzynką, z którą przeszłość poróżniła ją tyle razy, ile to tylko możliwe. Panna Snow nie szukała rozgrzeszenia, jeszcze nie, chciała po prostu wyjaśnić sprawy, które leżały jej na sercu, a które tylko Jasmine mogła zrozumieć i wytłumaczyć.
Blondynka zauważyła kuzynkę z daleka i zastygła niczym posąg, jednak wciąż nie mogła opanować zdenerwowania.
-Jasmine - skinęła jej głową, niepewna tego, co mogłaby zrobić dalej. W głębi duszy naprawdę chciała ją uściskać, ale uznała, że byłoby to nie na miejscu, więc w końcu nawet się nie poruszyła, a dłonie natychmiast schowała do kieszeni płaszcza.
Co u Ciebie? Jak się miewasz? Czy to nowa fryzura? Jak Ci się powodzi w Nowym Kapitolu?
Każde z tych pytań brzmiało w głowie Cordelii naprawdę beznadziejnie, a jeszcze gorzej brzmiałoby, wychodząc z jej ust. Dlatego darowała sobie uprzejmą pogawędkę i miała nadzieję, że Jasmine także będzie chciała przejść od razu do konkretów.
-Napisałam Ci, że mam pomysł jak wyciągnąć Maxa z Kwartału - świadomie tak go nazwała chcąc sprawdzić, jak kuzynka zareaguje na to imię - Mam nadzieję zobaczyć się z Coin jeszcze przed koronacją i chciałabym wspomnieć jej o tej sprawie.
Spojrzała na swoją towarzyszkę pytającym wzrokiem, bo przecież potrzebowała jej opinii, a duma nie pozwalała jej zapytać o radę wprost.
-Każdy, kto może potwierdzić jego wersję, byłby bardzo przydatny - cały czas wpatrywała się w Jasmine, ale nie rzucała jej wyzwania, jak zwykła to robić w dzieciństwie. Naprawdę chciała się dowiedzieć, jak jej kuzynka zareaguje na poruszane kwestie - Jako Zwycięzca mogę wyciągnąć z KOLCa tylko rodzinę i mam nadzieję, że obejmie to też Daisy.
Właściwie nie wiedziała, dlaczego wspomniała o pannie Daignault. Czyżby chciała się pochwalić, jaka była miłosierna i zaradna w ostatnich dniach?
Jeszcze jedno pytanie kręciło się na czubku języka Cordelii, piekło niemiłosiernie i po prostu chciało być zadane. Dlatego Snow, po chwili nerwowego przygryzania wargi, wypaliła wreszcie:
-Co właściwie cię z nim łączy?
Wydawało jej się, że spostrzeże, jeśli Jasmine skłamie, ale nie oznaczało to wcale, że wolałaby usłyszeć prawdę.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptySob Mar 01, 2014 7:52 pm

Przygryzłam dolną wargę, podczas gdy każda sekunda przeciągała się w nieskończoność. Chciałam to zmienić. Chciałam polepszyć naszą relację, chciałam... chciałam, żeby Cordelia była moją rodziną, mimo wszystkiego, co kiedykolwiek między nami zgrzytało, chciałam, żeby formalny zwrot ,,kuzynka'' wreszcie nabrał jakiegoś sensu, ale nie miałam pojęcia, jak to zrobić. Zamiast tego stałam jak kołek, nie potrafiąc powiedzieć niczego, poza jej imieniem.
Potrząsnęłam lekko głową. Zachowywałam się nieracjonalnie, znowu byłam tylko małą, głupią dziewczynką, jak wtedy, kiedy stałyśmy razem w salonie apartamentu dziadka w pustym, nieprzyjaznym milczeniu, otoczone śmiechem i rozmowami dorosłych. Skarciłam się w myślach. Dorosłam. Obie dorosłyśmy. Odetchnęłam cicho i spięłam się w sobie, decydując, że jednak powinnam była przytulić ją na przywitanie, ale Cordelia była szybsza.
-Jasmine.- Skinęła mi głową, a ja natychmiast porzuciłam poprzednie zamiary, przestraszona samą myślą, że mogłabym to zrobić. Nie byłam pewna, czy byłyśmy już gotowe w końcu zburzyć rosnący między nami mur. Może to był jednak zły moment? Zamiast tego uśmiechnęłam się lekko, niepewnie, jakby na próbę, a potem na chwilę odwróciłam wzrok, dając sobie chwilę na uspokojenie myśli.
Jak dobrze, że przyszłaś! Bałam się o Ciebie, kiedy byłaś na arenie. Dobrze wyglądasz, do twarzy Ci w tej fryzurze. Chciałam jej powiedzieć to wszystko, chciałam powiedzieć cokolwiek, co zapoczątkowałoby naszą pierwszą, zupełnie normalną rozmowę, ale nie zrobiłam tego. To byłoby aż zbyt normalne, tak normalne, że aż nie na miejscu. To zdecydowanie nie był najlepszy moment, nie na takie słowa.
Drgnęłam, kiedy użyła imienia ,,Max''. Nie chciałam pamiętać, że ktoś taki kiedykolwiek istniał w miejsce Bena, którego na tak długo odebrała mi wojna, chociaż wiedziałam też, że byłoby to niewłaściwe. Od pewnego momentu Max stał się częścią Bena, jakby nowego, nieco zranionego przez los, ale wciąż mojego, i musiałam to uszanować.
-To chyba dobry pomysł- rzuciłam po chwili w odpowiedzi na jej pytające spojrzenie. Następnie pokiwałam głową, kilkakrotnie, szybko.- Tak, to dobry pomysł, ale jego realizacja może być trudna. Trudność leży w nazwisku. W naszym nazwisku.
Dodałam po chwili, z wahaniem używając słowa ,,naszym'', żeby zaraz kontynować.
-Wydaje mi się, że odkąd wygrałaś, stała się bardziej czujna niż kiedyś. Boi się tego, co zamierzasz zrobić, odkąd udało Ci się wyjść z areny. Co, z drugiej strony, mogłoby się okazać pomocne, w końcu może się bać również otwartego zanegowania Twojej prośby.
Po chwili ponownie szybko pokiwałam głową w wyrazie potwierdzenia.
-Myślę, że znajdzie się kilka takich osób.- Rzuciłam, szybko wyszukując w pamięci kilka nazwisk, których właściciele mogliby się stać potencjalnymi pomocnikami w sprawie Bena. Potem, kiedy Cord wymieniła imię Daisy, uśmiechnęłam się lekko, niepewnie.
-Cóż, byłoby wspaniale, gdybyś dała radę ją stamtąd wyrwać, Cord- rzuciłam dziwnie łagodnym głosem, w którym pobrzmiewało zdumienie. Cordelia i chęć niesienia pomocy była... dość dziwnym zjawiskiem, ale cieszyły mnie jego przejawy.
-Co właściwie cię z nim łączy?
Drgnęłam lekko, starając się powstrzymać nagłe szybsze bicie serca. Chyba podświadomie spodziewałam się, że to pytanie musi paść, że Cordelia będzie chciała wyjaśnić pewne sprawy, ale bałam się tego. Bałam się nie tylko wyznania jej, co nas łączy, ale również tego, co miałam usłyszeć jako jej odpowiedź.
-Ja... my...- zaczęłam niezgrabnie, starając się powstrzymać drżenie głosu.- Nie wiem, czy to cokolwiek zmienia, ale jesteśmy zaręczeni.
Wyrzuciłam z siebie w końcu, żeby zaraz dodać niepewnie:
-A Ciebie...?
Potem stanęłam w bezruchu, oczekując jej reakcji z napięciem, które rosło z każdą sekundą. W naszej poprzedniej rozmowie dała mi do zrozumienia, że coś łączyło ją z Benem, a raczej Maxem, a teraz miałam się dowiedzieć, co, chociaż wcale nie byłam pewna, czy chciałam to usłyszeć.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cordelia Snow
Cordelia Snow
https://panem.forumpl.net/t273-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t3572-cordelia
https://panem.forumpl.net/t1280-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t1611-the-capitol-s-sweetheart
https://panem.forumpl.net/t1369-cord
https://panem.forumpl.net/t1911-cordelia-snow
Wiek : siedemnaście
Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka
Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon.
Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you?
Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptySob Mar 01, 2014 9:17 pm

Chociaż obie były jeszcze nastolatkami, dzięki rebelii na pewno przeszły przyspieszony kurs dorastania. Ale czy to wszystko dokonało się już ostatecznie i nie było sposobu, by zatrzymać to choć na trochę? Możliwość spędzenia ostatnich dni dzieciństwa na pojednaniu z członkiem rodziny wydawała się być kuszącą opcją, ale do tanga trzeba dwojga. Cordelii wydawało się, że jest gotowa pogodzić się z Jasmine i zostawić za sobą wszelkie niesnaski, ba! Pod jej blond czupryną wykiełkowała nawet myśl, że powinna kuzynkę przeprosić za wszelkie przykrości, jakie jej sprawiła, a nie oszukujmy się, było tego naprawdę sporo.
Żadnej jednak nie udało się przemóc od razu, dlatego teraz stały naprzeciwko siebie, rozmawiając o ważnych sprawach w nieco sztywnej atmosferze.
-Mam nadzieję, że masz rację - przyznała, bo w głębi ducha także miała nadzieję, że Coin choć trochę obawia się 'pleców', jakie mogłaby mieć panna Snow - Ale nie chcę iść do niej z pustymi rękami, dlatego mam kilka niegroźnych rewelacji. No wiesz, nazwiska tych, którzy kiedyś popierali dziadka, a teraz jakimś cudem panoszą się po Dzielnicy. Chyba nasz pani prezydent - Cordelia skrzywiła się, jakby wypowiedziała jakąś obelgę - powinna jeszcze raz przemyśleć kim się otacza. Ktoś w końcu pomógł mi na paradzie, prawda?
Uśmiechnęła się tajemniczo, wspominając swoją koronę i minę Coin, gdy także ją zobaczyła.
Gdy temat zszedł na Maxa, a Jasmine wzdrygnęła się, Cord podświadomie zaczęła spodziewać się czegoś w rodzaju świadectwa wielkiej miłości, jaka łączyła kuzynkę z chłopakiem, który jeszcze jakiś czas temu to z nią spędzał swój czas. Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego.
...jesteśmy zaręczeni.
Cała krew odpłynęła z twarzy młodszej panny Snow, która przez chwilę zapomniała o opanowaniu i zapewne zdradziła się grymasem bolesnego zawodu, a jakby tego było mało, temu obrazkowi towarzyszyło jeszcze coś w rodzaju głuchego jęku. Mimowolnie spojrzała na dłonie swojej towarzyszki, szukając pierścionka.
Nie kochała Bena, nie chciała z nim być, ale poczuła się najzwyczajniej w świecie zdradzona. Zabolało ją to, że jeszcze kilka dni temu robił jej wyrzuty, że zdecydowała się zakończyć wszystko, co było między nimi, a teraz sam, jak gdyby nigdy nic, oświadczał się innej. Jej kuzynce. O ile Jasmine i Cordelia mogły do tej pory tylko podejrzewać, co łączyło tę drugą z Benem/Maxem, o tyle on sam chyba wiedział, w co się pakuje?
Dziewczyna chciała jak najszybciej ukryć przez Jazz swoje prawdziwe uczucia, dlatego czym prędzej przywołała na twarz lekki uśmieszek, a potem prosto z mostu wypaliła:
-Och, nie przejmuj się, to był tylko seks i inne niewiele znaczące rzeczy, które miały za zadanie oderwać nas od kolcowej rzeczywistości - machnęła ręką, jakby naprawdę niewiele ją to obeszło.
Chciała żeby Jasmine poczuła to samo, co ona teraz. Chciała żeby ją też bolało.
Jeszcze przed chwilą pragnęła pojednania, a teraz już wiedziała, że tym jednym zwierzeniem mogła wszystko pogrzebać.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptyNie Mar 02, 2014 7:34 pm

Uśmiechnęłam się lekko, niepewnie, jakby na próbę, kiedy wspomniała o paradzie. Widziałam ją. Och, oczywiście, że ją widziałam. Siedziałam ze wzrokiem wbitym w ekran telewizora, a w oczach perliły mi się łzy smutku i furii, ślepej furii skierowanej przeciwko chłodnym, dziwnie spokojnym i beznamiętnym szarym oczom prezydent Coin. Patrzyła na to z takim dystansem, jakby to było coś... normalnego. Coś zwyczajnego. Patrzyła na zapowiedź Igrzysk jak na obojętnego przechodnia albo własne paznokcie. Jak na coś, do czegoś przywykła i co nie wzbudzało w niej najmniejszych uczuć. Mała Blue o błękitnych, niewidzących oczach, jadąca na rydwanie obok wysokiego, przystojnego chłopaka z wymalowanym na twarzy współczuciem. Bliźniaczka Blue, Hope, o jakiejś dziwnej zaciętości w spojrzeniu. Drobna, porcelanowa twarz Amandy, siostry Nicka. Krucha, ciemnowłosa dziewczynka o imieniu Atena. I w końcu ona. Promieniująca pewnością siebie i buntem, widocznym od jasnych włosów aż po palce stóp. Cordelia. I korona. Korona z Kosogłosem, na której widok niemalże przycisnęłam twarz do ekranu telewizora, chcąc się upewnić, że naprawdę ją zobaczyłam. A potem wyraz twarzy prezydent Coin, zaledwie urywek, ale zdołałam zobaczyć zaskoczenie odbijające się w tych stalowych oczach. Właśnie wtedy po raz pierwszy, odkąd pamiętam, szczerze uśmiechnęłam się do Cordelii, chociaż przecież nie mogła tego zobaczyć.
-Parada. To było... to naprawdę było niesamowite, Cordelia- wyrzuciłam z siebie szybko, nie przestając się uśmiechać. Pierwszy komplement. Słowa prawdy. Zupełnie inaczej, niż kiedyś, ale... lepiej. Jeśli miałyśmy zbudować tą relację od nowa, musiałyśmy zrobić to z uwzględnieniem szczerości. -Posłuchaj mnie uważnie, okej? Wiem, że to zabrzmi, jakbym się tłumaczyła, ale... nie chciałam tych Igrzysk. Nie chciałam, żebyś tam trafiła. Rebelia nie miała się tak potoczyć. Igrzyska nie miały się powtórzyć. Ja... przykro mi i... przepraszam.
Wyrzuciłam z siebie w końcu, ponownie walcząc z ochotą objęcia jej, ale natychmiast zabroniłam sobie tego w myślach. Potem lekko pokręciłam głową. Powiedziałam już dużo. Za dużo. Wyrzuciłam z siebie wszystko, co chciałam jej powiedzieć, i dopiero wtedy zaczęłam się bać jej reakcji.
-I jeśli będziesz potrzebowała wsparcia w rozmowie Coin, to masz mnie- rzuciłam jeszcze po chwili, ponownie przywołując na usta uśmiech.
I wtedy wszystko nagle się posypało, uległo tak wielkiej zmianie, że prawie nie mogłam w to uwierzyć. Cordelia skrzywiła się i jęknęła cicho na wieść o moich zaręczynach, a ja poczułam się tak, jakbym ją czymś uderzyła. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Serce zaczęło mi bić znacznie szybciej, rozpaczliwie obijając się o żebra. Skrzywiłam się lekko, niespokojnie, ale zanim zdążyłam coś powiedzieć, spadł na mnie cios, którego się nie spodziewałam.
-Och, nie przejmuj się, to był tylko seks i inne niewiele znaczące rzeczy, które miały za zadanie oderwać nas od kolcowej rzeczywistości.
Poczułam się tak, jakby Cordelia wymierzyła mi siarczysty policzek. Ręce zaczęły mi się trząść, a nogi szybko poszły ich śladem. Kilka razy otworzyłam i zamknęłam usta, nie mogąc się odezwać ani słowem. W głowie migotały mi urywki obrazów. Ben i Cordelia. Ben i Cordelia razem. Ben i Cordelia obejmujący się, Ben całujący Cordelię, zalotny uśmiech na jej ustach i miłość w jego oczach...
Nie, nie, przestań!
Po naszej pierwszej rozmowie przeczuwałam, że między nim a Cordelią coś się wydarzyło, ale nie wiedziałam, że to było takie... poważne. Kiedy mówił, że mnie kochał, kiedy prosił, żebym za niego wyszła, pamiętał o Cordelii, wiedział, że jest moją kuzynką, może dalej ją kochał. Tym razem to z moich ust wydobył się cichy, urywany jęk i to moja twarz wykrzywiła się w nieszczęśliwym grymasie.
-To był Max, nie Ben. Przecież wiesz. Ben od zawsze mnie kochał, to Max kochał Ciebie, przecież wiesz- powtórzyłam dziwnie stłumionym głosem, a potem szybko potrząsnęłam głową. Spotkanie z Cordelią jednak nie poszło tak, jak sobie tego życzyłam. Spróbowałam opanować drżenie rąk i podniosłam wzrok, patrząc jej prosto w oczy z mieszaniną niepewności i błagania, błagania o to, żeby zaprzeczyła albo roześmiała się i powiedziała, że tylko żartowała, żeby sprawdzić moją reakcję.
Chociaż może podświadomie czułam, że tak się nie stanie, bo nic w życiu nie może być zbyt piękne, to już przecież wiedziałam.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cordelia Snow
Cordelia Snow
https://panem.forumpl.net/t273-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t3572-cordelia
https://panem.forumpl.net/t1280-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t1611-the-capitol-s-sweetheart
https://panem.forumpl.net/t1369-cord
https://panem.forumpl.net/t1911-cordelia-snow
Wiek : siedemnaście
Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka
Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon.
Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you?
Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptyPią Mar 07, 2014 9:38 pm

Jasmine przepraszała tak, jakby Igrzyska jednak po części były jej winą, chociaż obie wiedziały, że to nieprawda, zdążyły nawet poruszyć tę kwestię podczas swojej krótkiej telefonicznej rozmowy. Cordelia nie obwiniała kuzynki, właściwie nawet ogółowi rebeliantów nie miała wiele do zarzucenia, poza bezmyślnym wykonywaniem rozkazów. To Coin była winna całemu złu tego świata, koniec i kropka. Całe złorzeczenie i żądza zemsty młodszej Snow były skierowane tylko i wyłącznie w stronę obecnej pani prezydent.
Jednak Cordelia nie byłaby sobą, gdyby weszła kuzynce w słowo i zaczęła ją zapewniać o tym, że za nic jej nie obwinia. Słowa Jasmine sprawiły jej przyjemność i zmiękczyły nieco serce, dlatego zdecydowała się na nieśmiały uśmiech, który posłała po chwili w jej kierunku.
-Wiem - przytaknęła tylko, niezdolna do dalszego zagłębiania się w temat Igrzysk. Nie, jeszcze nie teraz. Kiedy indziej porozmawiają sobie o tym piekle.
-I jeśli będziesz potrzebowała wsparcia w rozmowie Coin, to masz mnie.
Blondynka westchnęła tylko, bo rozmowa potoczyła się właśnie tak, jak spodziewała się tego nawet chwilę temu.
-Dziękuję. Miałam nadzieję, że to powiesz, ale wolałam się upewnić, że w razie czego będę mogła się powołać na ciebie - oznajmiła, uciekając wzrokiem, bo zaskoczyła ją własna wylewność i rozczulenie - Nie chciałabym wplątywać cię w to bez twojej zgody.
O proszę, rybka Jasmine.
Złośliwy głosik w głowie Cordelii skomentował szybkie otwieranie się i zamykanie ust jej towarzyszki, jakby co chwila wynurzała się w wody i próbowała nabrać powietrza.
Przez chwilę nawet zrobiło jej się Jasmine żal. W końcu to nie ona była winna tej sytuacji, skąd mogła wiedzieć, że jej ukochany rebeliant cierpi na amnezję i w międzyczasie zabawia się w gettcie z innymi? Jednak żadne usprawiedliwienia nie mogły przebić się przez warstwę złożoną z upokorzenia i żalu, jakie czuła Cordelia.
-Musisz go podszkolić w paru kwestiach, czysto technicznych, szybko pójdzie. No i nie przejmuj się, w naszym przypadku naprawdę nie było mowy o żadnych głębszych uczuciach. - powiedziała to tak beznamiętnym tonem, jakby odczytywała jakieś wyjątkowo nudne obwieszczenie - Więc mógł cię nie pamiętać, ale coś nie pozwalało mu pokochać nikogo innego.
A może to Ty nie dałaś się kochać?
Cordelia uniosła nieznacznie głowę i zamrugała szybko. Jeszcze tego brakowało, żeby rozkleiła się przed kuzynką, której chwilę wcześniej chciała tak boleśnie dopiec.
Ale błagalne spojrzenie Jasmine i tak powoli robiło swoje.
-Tak więc wszystkiego dobrego na nowej drodze życia - oznajmiła sztucznie wesołym tonem - Postaram się nie wchodzić Wam w paradę, jak już wyjdziemy z tego bagna.

Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptySob Mar 15, 2014 1:14 pm

W związku z fabularnym przeskokiem na forum, wątek został przeniesiony do retrospekcji. Zapraszamy do tego tematu.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptyCzw Maj 01, 2014 9:53 pm

/jakoś tak po fascynującej wycieczce do Violatora

Wracała do domu? Trudno było jej nazwać cokolwiek "domem", zwłaszcza to mieszkanie w Dzielnicy, obserwowane przez Coin i jej pieski, tak ślepo zapatrzone w jej oblicze, że nie widzieli nic poza nim. Czuła się tu jak w klatce pełnej tygrysów, które tylko oczekują na odpowiedni moment, by ją rozszarpać i pożreć, nie pozostawiając po niej nawet cienia wspomnień. Rose była problematyczna, zawsze była dla kogoś przeszkodą i czerpała z tego nieukrywaną przyjemność. Była przeciwnikiem trudnym do pokonania, nie wiadomo czemu, może przez dziwaczny łut szczęścia, który pojawiał się i znikał, jednak jej nie zawodził, może przez jej doświadczenie życiowe? Była wojowniczką, nie poddawała się bez walki, nie odwracała głowy, kiedy działo się coś złego. Widziała wiele, a jeszcze więcej zobaczy.
Dlatego szła pewnym krokiem przemierzając skwer, a od jej osoby biła wroga aura, która zniechęcała większość gapiów do obgadywania jej czy nawet patrzenia w jej stronę, jakby bali się stracenia głowy lub innej ważnej części ciała w wyniku jej gniewu. I słusznie, bo Garroway miała obecnie niezbyt dobry humor, była niezrównoważona psychicznie od czasu wyjścia z siedziby samej diablicy, a wybicie strażników wcale jej nie pomogło. Mankiety jej błękitnej koszuli były poplamione krwią martwych żołnierzy, jednak zręcznie ukrywała to pod kurtką i trzymaniem rąk w kieszeniach. Nikt nie wie i nikt nie musi wiedzieć. To jest słodka tajemnica Violatora, jedna z wielu, które mogą nigdy nie ujrzeć światła dziennego.
Nie chciała wracać do mieszkania, ale szła tam, by się przebrać, by zejść z pola widzenia wścibskich oczu, by ukryć się przed światem. Wszystko ją denerwowało, nawet ci pseudo-artyści, którzy obsiadali Skwer Marzycieli jak gołębie park, czekając aż ktoś rzuci im ziarno niezbędne do życia, zwane pieniądzem. Ale nie można im mieć tego za złe. Oni grali na instrumentach za pieniądze, Rose za nie grała na nerwach.
Powrót do góry Go down
the leader
James Dariety
James Dariety
https://panem.forumpl.net/t2169-james-dariety
https://panem.forumpl.net/t2171-dariety#28970
https://panem.forumpl.net/t2170-james-dariety
Wiek : 25
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : tygodniowy zapas kawy, paralizator, wytrych, broń palna z pełnym magazynkiem, zezwolenie na posiadanie broni, mundur żołnierza, kamizelka kuloodporna

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptyCzw Maj 01, 2014 10:19 pm

/po rozmowie z Moną, pewnie następny dzień albo coś

Dłoń trzymał w kieszeni, o bok obijał mu się pistolet, biały mundur Strażnika był widoczny z daleka. Lubił tę pracę, mimo wszystko. Patrolowanie ulic było całkiem przyjemne, jeśli przyjemnym można nazwać ocenianie ludzi, ich wyglądu, potencjalnej użyteczności lub też zgadywanie kto co trzyma w kieszeni. Czasem zdarzało mu się trafić, ale nie było problemem wskazanie na ulicy kogoś, kto nosił przy sobie broń, legalnie lub nie. Łamiąc zasady, zapalił papierosa i zaciągnął się dymem. Niektórzy mówią, że świeże powietrze działa na nich uspokajająco, rozluźniająco i ogólnie lepsze to niż SPA. Organizm Jamesa był już najwyraźniej tak zatruty, że dopiero po wypaleniu określonej dawki tytoniu czuł się żywy. Podtruwał się regularnie od piętnastego roku życia. Kawa, alkohol, papierosy, zastrzyki, serum. Ale kogo to teraz obchodziło.
Wracając do obserwacji, przez szary dym zauważył osobę zachowującą się zgoła inaczej od reszty leniuchujących darmozjadów. Kobieta szła szybko, zdecydowanie. Ba, nie była zaczepiana przez miejscowych żebraków ani pożal się Boże twórców wszelkiej maści. Wyglądała, jakby starała się ukryć a jednocześnie była na to zbyt dumna. Dziwne połączenie, Dariety również tak uważał, ale co począć, jeśli dowód ma się przed oczami. Zaintrygowała go ta postać, nie ze względu aparycji, odezwał się w nim służbista. Wyrzucił połowę tytoniowego zwitku, nie bacząc na ochronę środowiska i zdecydowanie ruszył ku brązowowłosej. Wyprostowany, z kamienną twarzą czuł się jak w domu. Niezauważalnie poluzował broń w pochwie.
- Dzień dobry, rutynowa kontrola dokumentów. - wyrzucił z siebie szybko, stając przed dziewczyną. Doszukiwał się czegoś niespotykanego, co skłoniłoby go do gruntowniejszego przeszukania.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptyPią Maj 02, 2014 11:19 am

Rose również lubiła swoją pracę. Może z wyjątkiem szpitala, tam pracowała z przymusu, bo co jak co, ale on właśnie był stałym środkiem utrzymania, który nagle nie zniknie, bo ludzie przecież nie przestaną chorować. Bo o ile ochrona Violatora mogła wydawać się równie przyszłościowa, wątpliwe, że facetom odechce się dupczyć, jednak ze względu na nielegalną działalność ukrytą pod przykrywką klubu muzycznego, nie było bezpiecznie. A jeżeli by doszukać się kolejnego dna, najbardziej nielegalnego ze wszystkich... Trudno się dziwić, że Rosemary nadal urzęduje w kwartalnym szpitalu.
Nie lubiła, gdy ktoś ją zaczepiał. Dobrze, że jej nie dotknął, bo urwałaby mu rękę i nie pytałaby, co tak naprawdę chciał. Słysząc formułkę, którą powtarzał chyba każdy strażnik jak mantrę wpojoną im do głów, nawet nie przyjrzała się dokładnie mężczyźnie, tylko westchnęła głośno zirytowana. Zaczęła macać się po kieszeniach w celu znalezienia dokumentów, bo sama nie wiedziała, gdzie je wpakowała. W końcu wyjęła z kieszeni spodni dowód i podała strażnikowi, patrząc na niego wzrokiem "bierz i spierdalaj, nie mam tyle czasu co ty". Dopiero po chwili zmrużyła oczy i zaczęła mu się baczniej przyglądać, bo wydawało jej się, że skądś zna tę twarz i blond czuprynę, jednak za cholerę nie przychodziło jej do głowy skąd. Miała tak często, więc uznała, że to był albo jeden z wielu, albo ktoś z Dwójki lub po prostu jakieś deja vu. Odwróciła wzrok i zaczęła wodzić nim po ludziach zebranych dookoła skweru. Nienawidziła ich. Wszystkich, co do jednego. Nie znała ich, ale byli po tej stronie muru. Po złej stronie. Do strażnika nie odezwała się ani słowem, nie było po co. Zresztą, Garroway była raczej osobą małomówną.
Powrót do góry Go down
the leader
James Dariety
James Dariety
https://panem.forumpl.net/t2169-james-dariety
https://panem.forumpl.net/t2171-dariety#28970
https://panem.forumpl.net/t2170-james-dariety
Wiek : 25
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : tygodniowy zapas kawy, paralizator, wytrych, broń palna z pełnym magazynkiem, zezwolenie na posiadanie broni, mundur żołnierza, kamizelka kuloodporna

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptyPią Maj 02, 2014 5:13 pm

Uwielbiał te zirytowane westchnięcia i wywracanie oczami. Przeświadczenie, że jest się powszechnie znanym i ponad wszystkim. Obrażona mina typu 'nie wiesz kim ja jestem/mój tatuś/wujek?'. Jeśli twój krewny nie jest Almą Coin, nie masz co się wywyższać, rewizja będzie przyjemnością. Z twarzą, której mogli mu pozazdrościć pokerzyści, wyciągnął rękę po dokument. Z powagą zniósł jej spojrzenie mówiące co myśli o zatrzymaniu, odwzajemniając się zimnymi oczami i twarzą bez wyrazu. Może gdzieś tam przemknęła ochota na ustawienie dziewczęcia do pionu, ale był to ułamek sekundy. Postanowił przeciągnąć tę nieprzyjemną sytuację jak długo się da, dla samej złośliwej satysfakcji.
Przyglądał się zdjęciu, porównując je z twarzą osoby stojącej przed nim. Zdecydowanie ta sama persona, może bardziej niezadowolona. Rzucił okiem na nazwisko. Na imię. Jeszcze raz.
- O kurwa. - momentalnie stracił kamienny wyraz twarzy, zastępując go szczerym zaskoczeniem. Nie do końca wiedział jak się zachować, cieszyć się czy od razu aresztować. Przez cały ten czas skwapliwie unikał rozmyślania na temat swoich uczuć co do Rose. Te pozytywne grały gdzieś tam pod skorupą, kto jednak wie, co teraz dzieje się pod jej czaszką. Gdyby okazała się całkowicie zmieniona i pochłonięta przez Kapitol... Prawdopodobnie zrobiłoby mu się smutno. Albo odstrzeliłby od razu, bawiąc się w selekcję naturalną. Postanowił wybrać opcję pomiędzy, nie zdradzając swoich danych. - Rosemary Garroway. - uniósł oczy znad dokumentu i utkwił w... siostrze. - A więc udało ci się wydostać z Kwartału. - skwitował spokojnie. - I to legalnie. - Wszystko było dokładnie zapisane w dokumentach, nie było więc niczym dziwnym, że to wiedział. Miał w głowie tyle rzeczy, które chciał jej wygarnąć, o jakie zapytać. Najpierw jednak musiał poznać, z którą jej wersją ma do czynienia. - Proszę otworzyć torbę i przygotować się do przeszukania. - zadecydował szybko. Nic specjalnego, byłym KOLCom się po prostu nie ufa.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptySob Maj 03, 2014 12:39 am

Jej krewnym mógłby być nawet menel spod sklepu, ale i tak nie przestałaby się wywyższać. Wiele widziała i naprawdę uważała się za lepszą od wszystkich innych. Kiedyś to może i była jakaś skromniejsza, ale teraz po prostu momentami nie widziała nic poza swoim własnym ego. I choć wiedziała, że to niepoprawne zachowanie, to właśnie ono czasem ratowało jej życie. Nie musiała się przejmować, co będzie z innymi, ratowała tylko siebie, dzięki czemu nie zostawała w tyle, narażona na niechybną śmierć. To po prostu jedna z wielu cech, którym zawdzięcza niezwykłe przystosowanie do tego padołu rozpaczy zwanego światem. Czyż to nie świetne?
I naprawdę miała ochotę powiedzieć mu, żeby z łaski swojej się streszczał, te same ruchy, ale dwa razy szybciej, bo fatalnie znosiła zbyt długi kontakt z obcymi, natrętnymi w dodatku, i to w miejscu publicznym. Gdyby wzrok mógł zabijać, mężczyzna już dawno robiłby za pokarm dla robactwa i szczurów.
- O kurwa, faktycznie, na zdjęciu jest ta sama osoba! - powiedziała z udawaną fascynacją, kiedy już nie wytrzymała jego ruchów szybkich niczym żółw - Kto by się spodziewał! - dodała jeszcze, malując na swojej twarzy iście zaskoczoną minę, która zaraz zniknęła na rzecz czystego zażenowania. Co go tak zdziwiło? Może wpisali jej tam, że zamordowała jego matkę lub ojca, albo że tak naprawdę jest seryjną gwałcicielką i zaraz się na niego rzuci? A może ten dowód właśnie przepowiedział mu przyszłość? Kto wie. Miała straszną ochotę sobie z niego zakpić, aż skręcało ją w środku, ale ze względu, że jej się spieszyło, powstrzymała się, na rzecz udawania, że do czynienia ma z debilem.
- Na sposoby są sposoby, jednak nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty. - skwitowała zimnym tonem, nadal patrząc na niego spod zmrużonych w gniewie oczu. Na prośbę przygotowania się do przeszukania zareagowała z miną mówiącą "wtf", ale w końcu wzruszyła ramionami i zdjęła torebkę, podając ją do jego rąk. - Ależ proszę. Tylko niech pan uważa, przenoszę tam kończyny ówcześnie zabitego Kapitolińczyka, bo was wszystkich kurwa nienawidzę po równo i nie mam zamiaru nikogo faworyzować. - dodała, uśmiechając się uroczo, jak to zawsze miała w stylu, kiedy używała sarkazmu stylizowanego na życzliwość. Uwielbiała sobie żartować z innych. W torebce oczywiście nie miała nic poza babskimi pierdołami i telefonem, bo nie była na tyle głupia, żeby coś nielegalnego przy sobie. Jednak przecież wszyscy myślą, że nosi przy sobie bombę i nagie foty Coin, no bo przecież jakby inaczej.
Powrót do góry Go down
the leader
James Dariety
James Dariety
https://panem.forumpl.net/t2169-james-dariety
https://panem.forumpl.net/t2171-dariety#28970
https://panem.forumpl.net/t2170-james-dariety
Wiek : 25
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : tygodniowy zapas kawy, paralizator, wytrych, broń palna z pełnym magazynkiem, zezwolenie na posiadanie broni, mundur żołnierza, kamizelka kuloodporna

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptySob Maj 03, 2014 1:05 pm

Zbył milczeniem jej kąśliwe uwagi na temat przekleństwa, które wymsknęło mu się przypadkowo. Źle, źle, źle! Nie może pokazywać zaskoczenia. Okazywanie czegokolwiek było żałosne. I niebezpieczne. Wywrócił więc tylko niezauważalnie oczami, tracąc wiarę w gatunek ludzki. James należał do tych, którzy jeszcze troszczyli się o innych. Nie został na tym wyjątkowo pokrzywdzony, wierzył więc w ideały, starał się nie widzieć tego co oczywiste - tego, że ludzie nie chcą by o nich dbać. Przykład stał przed nim.
- Byłbym wdzięczny gdyby pani raczyła jednak zamknąć te niewyparzone usteczka, zanim ktoś zrobi to za panią. - powiedział lodowatym tonem, wpatrując się w Rosemary. Zaczynała działać mu na nerwy, dowiadywał się, co się stało z jego ukochaną siostrzyczką. Została zamordowana a jej ciało przejął obcy. Inne wytłumaczenie przychodziło mu ciężko, od zawsze miał nadzieję, że ta jej zmiana była spowodowana wiekiem dojrzewania albo coś. Niektóre dziewczyny farbują włosy na czarno, ona chciała rzucać dzidą w inne nastolatki, no zdarza się. Tyle tylko, że większości to przechodzi przed dwudziestką, Rose najwyraźniej była odporna na dorastanie. Pokiwał spokojnie głową na jej butne zaczepki i komentarze dotyczące zawartości torby. Nie spodziewał się tam znaleźć nic specjalnego, ale spróbować można. Otworzył torebkę, zaczynając przerzucać zawartość. Co chwilę spoglądał na kobietę, upewniając się, że nie dźgnie go nożem albo paznokciem, bo sądząc z jej zachowania i wyrazu twarzy właśnie to sobie imaginowała. Telefon, portfel, w środku pieniądze, guma do żucia, pomadka... Kompletnie nic. Nawet nie było ubrudzone krwią.
- Nie ma pani zamiaru faworyzować?... - spojrzał na nią z lekkim niedowierzaniem. Już wiedział, że nie będą razem chodzić na kawę ani leżąc w łóżku wygadywać swoich sekretów. Chciał jej tylko powiedzieć, że żyje, ma się dobrze... i chyba tyle. Poza tym, ciekaw był jej reakcji. - Ja pierdolę kurwa mać. - wręczył jej torebkę - Co się z tobą stało Rose... - pokręcił głową. - Kojarzysz? James. Twój brat. - zaciskał szczęki tak mocno, że bał się, czy nie połamie sobie zębów - Co, nie uściskasz? - zadrwił, zakładając ręce na piersi i odsuwając się o krok. Nie tak sobie wyobrażał dzisiejszy dzień. Miał odbębnić co było do zrobienia a potem wypić kilka piw, popykać w jakąś strzelankę i pójść spać. Nie użerać się z demonami przeszłości.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptySob Maj 03, 2014 7:57 pm

Przy Rose naprawdę trzeba było uważać co się mówi i co się robi. Potrafiła zrazić się do człowieka nawet przez jeden głupi ruch. Była zbyt ostrożna i nieufna, poza tym miała urazę do ludzi, może nawet się ich trochę bała. A raczej ich reakcji i zamiarów wobec niej. Zwłaszcza jeżeli uważała kogoś za potencjalnego wroga, potrafiła wykorzystać każde słowo, ruch i gest przeciwko niemu. Była o wiele bardziej niebezpieczna, niż mogłoby się wydawać, czasami zachowywała się, jakby wychowana ją z dala od ludzi. Naprawdę trzeba się napracować, żeby zdobyć jej zaufanie.
- Chętnie poznam taką osobę, bo nikomu wcześniej się to nie udało. - przez jej twarz przemknął sarkastyczny uśmieszek, a w oczach pojawiła się kpina i dzika pewność siebie, jednak zaraz wszystko to znikło na rzecz kamiennej twarzy. Nie zadziałają na niej żadne sztuczki, czy branie jej na litość - nie była dzieckiem z jego wspomnień, które jeszcze nie wiedziało, jaki naprawdę jest świat, więc trzeba było je prowadzić za rączkę. Była już duża, mogła zadbać sama o siebie. I jak widać, świetnie jej szło. Przynajmniej z pozorów. Jak było naprawdę wiedziała tylko ona, ale i tak nie obchodziło to innych, więc bez znaczenia, czy sobie radzi czy nie. Ważne jest to, co widzą inni. I dopóki widzieli w niej twardą kobietę, do której nie powinno się podskakiwać, było w porządku.
Wodziła wzrokiem po swojej torebce, jakby martwiąc się, a nuż coś tam znajdzie, przez przypadek, bo Frans jej wrzucił prezencik czy jakiś wredny dzieciak z Kwartału. Na szczęście nie znalazł niczego.
Popatrzyła na niego niepewnie, próbując zrozumieć do czego zmierza. Kiedy powiedział kim jest, uniosła brwi, jednak na jej twarz nie wpełzł nawet najmniejszy akt zdziwienia. Opanowanie miała wyćwiczone do perfekcji, wiedziała kiedy pohamować emocje. Mogłaby teraz pokazać mu, że jest lepsza niż on, że pomylił się, odtrącając ją. Jednak uznała to za daremny czyn. Naprawdę nie spodziewała się, że spotka go na ulicy, po tylu latach. Odebrała w końcu od niego torebkę, zbyt ostrożnie jak na siebie i powoli założyła ją na ramię, nadal nie spuszczając z niego wzroku.
- Mogłabym cię zapytać o to samo. - powiedziała, tym razem łagodnym głosem, pozbawionym wcześniejszej wrogości i gniewu. Nie ma sensu się rozczulać i płakać nad rozlanym mlekiem. Delikatnym ruchem wyjęła z jego ręki swój dowód. - I mogłabym cię również uściskać, ale wątpię, że chcesz wylądować w ramionach wyrodnej siostry. - dodała, posyłając mu jeden z tych swoich kwaśnych uśmiechów, które potrafiła jeszcze z siebie wykrzesać. Nie chciała pogarszać sytuacji między nimi. - Fajnie wiedzieć, że żyjesz, ale będę już iść. Nie będę ci przeszkadzać w pracy, czy co tam aktualnie robisz. - po tych słowach ruszyła do przodu, a gdy znalazła się obok niego, zatrzymała się i poklepała go po ramieniu, sama w sumie nie wiedziała czemu, może chciała sprawdzić, że to naprawdę żywa osoba, a nie jakaś zjawa? W końcu jednak wyminęła go i wolnym krokiem poszła dalej.

/zt bo zniknął mi dziad jeden
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptySob Lip 26, 2014 8:49 pm

| po owocnych zakupach z nierozpoznanym Hju


Szósty kobiecy zmysł, wzbogacony o hormony produkowane w czasie ciąży, powinny jakoś zaalarmować Maisie; subtelnie podsunąć przed oczy obraz zapomnianego Dystryktu, zapomnianych rodziców i zapomnianego rodzeństwa. Nic takiego się jednak nie stało i oprócz mocnego deja vu - przeklęta aura słonecznikowego sklepu? - nie doświadczała żadnego drżenia nóg i przyśpieszonego bicia serca. Kompletny spokój i nieświadomość tego, że Los zakpił z niej na całego, popychając tak blisko prawdziwej rodziny i nie dając jednocześnie szansy na rozpoznanie się.
Na szczęście (sic?) to także nie zaprzątało jej głowy - ostatnią myślą słonecznego dnia były słodkie wspomnienia klanu Randallów. Skupiała się przecież wyłącznie na praktycznej stronie życia i kiedy wychodziła przez drzwi sklepu nie odwróciła się ani razu, tknięta nagłym przeczuciem. Albo chęcią pozwu bądź wyciągnięcia od mężczyzny pieniędzy na nowe buty i sukienkę. Niedorzeczne; Maisie nigdy nie pragnęła bogactwa ani wystawnego stylu życia, najlepiej czując się w wielokrotnie zszywanych spodniach, starych trepach i ze związanymi w warkocz włosami. Teraz jednak nie żyła w Jedenastce: nieco łatwiej ogarniała już świat Stolicy, poddając się po prostu nowym zasadom. Wtedy Gerard wpoił jej ubóstwo; teraz powoli przyzwyczajał ją do posiadania dziwnej karty kredytowej. Nie rozumiała jej mechanizmu i w ogóle mechanizmu Kapitolu, ale ślepo podążała za niespisanymi wskazówkami...odrobinę je nadwyrężając do swoich dzikich zachowań.
Prehistorycznych; o tej porze większość ludzi przebywała w pracy a ci nieliczni, sunący ulicami, łapali taksówki - w ostateczności w dzikim pędzie przemieszczając się między biurowcami. Prawie nie widać było spacerowiczów, do których należała Maisie. I tak wybijając się nieco z szarości upalnego miasta. Niebieska sukienka dalej umazana była czerwonym sokiem, tak samo jak stopy. Bose, czym mało się przejmowała, skracając sobie drogę do mieszkania przez Skwer Marzycieli, już nie zostawiając za sobą lepiących się plam. Tyle dobrze, chociaż i tak kilka osób patrzyło na nią z wyraźnym niesmakiem, czego nie zauważała, przystając na chwilę i sprawdzając, czy w torbie na pewno znajdują się ulubione przysmaki Gerarda. Kiedy jednak schyliła głowę znów poczuła, że świat niebezpiecznie się chwieje i wyprostowała się gwałtownie. Jeśli miała jakieś wątpliwości co do swojego błogosławionego stanu (a miała, mimo wszystko), to te przeklęte mdłości i zawroty głowy zdecydowanie je kasowały. Chyba musiała zacząć myśleć o sobie podwójnie często.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli EmptySob Lip 26, 2014 11:35 pm

| dom, dzień po grze z Lo&Jackiem

Szykując się rano do pracy, przy okazji porannej toalety, zastanawiała się, który z efektów złamanego serca byłby dla niej teraz najlepszy. To nie tak, że mogła go wybrać, pstryknąć i przestawić się na jakiś. Porównywała jej po prostu i zastanawiała się, który miałby najlepszą szansę na doprowadzenie jej na skraj szaleństwa. Zanurzenie się w rozpaczy i wałkowanie wciąż i wciąż tych samych sytuacji, zdarzeń i słów, na pewno ciągnęłoby się w nieskończoność. To nie było zdrowe i na szczęście nie było też w stylu Carter.
Nie mogła się jednak zmusić do łez, bo choć od jej wybuchu w mieszkaniu Lophii minęła już doba, rudowłosa wciąż była maksymalnie zdenerwowana. Zbyt wściekła, by rzucić się w wir pracy, miała ochotę rozwalić wszystko, co znalazło się w zasięgu jej ręki - kubek, lustro, miskę dla kota (tę ostatnią kopnęła, ale zaraz potem przeprosiła Floriana i nasypała mu nowej karmy).
Jej stanu zdecydowanie nie poprawił wczorajszy zamach oraz wieczorne ogłoszenie Almy Coin. Kolejne Igrzyska, tak, na to właśnie czekała. Nie wierzyła, że za śmiercią Rochester stał ktokolwiek z Kolczatki, to po prostu było niemożliwe. W biały dzień, na placu pełnym ludzi likwidować panią generał i dawać opinii publicznej takie świadectwo o sobie? Rory miała nadzieję, że jak najszybciej wyjaśni to wszystko ze swoim zwierzchnikiem (którego dziewczynę gościła jeszcze przed chwilą). Jednak nawet domniemany udział Kolczatki w zamachu, ani ogłoszenie Igrzysk nie sprawiły, że wybuchła. Wciąż była niczym tykająca bomba, a zapłon zbliżał się nieubłaganie.
Dała znać w pracy o spóźnieniu, dlatego dopiero teraz przemierzała ulice Kapitolu, omijając największy tłum z godzin szczytu. Dookoła było względnie spokojnie, choć oczywiście dało się wyczuć dziwną atmosferę post-transmisyjną. Czy to możliwe, żeby mieszkańcy Dzielnicy Rebeliantów nie popierali decyzji swojej pani prezydent? Fakt ten zdecydowanie poprawiał humor Carter.
Znajdowała się już na Skwerze Marzycieli, od redakcji dzieliło ją dosłownie kilkadziesiąt metrów, gdy usłyszała jak ktoś głośno komentuje ubiór jakiejś dziewczyny (a raczej jej brak obuwia). Przewracając oczami miała zamiar to zignorować i iść dalej, ale odruchowo spojrzała w bok i to, co zobaczyła, kazało jej się natychmiast zatrzymać.
Chuda, długowłosa dziewczyna przystanęła na chwilę, wyglądając na lekko skołowaną. W ręku niosła siatkę z zakupami i faktycznie była bosa, co mogło dodawać jej niewinnego wyglądu, ale Rory doskonale wiedziała,kto kryje się pod tą maską. Morderczyni.
Zanim zastanowiła się, co robi, już doskakiwała do Maise, wciągając ją w cień dziwacznej konstrukcji, która znajdowała się na środku placu. Przycisnęła ją przodem do powierzchni, mocno, mając głęboko w poważaniu to, czy zrobi dziewczynie krzywdę.
- Samotny spacer? - wysyczała jej do ucha - W Trzynastce wolałaś mieć towarzystwo.
Może ktoś je zauważył, może nie. Carter wykorzystała element zaskoczenia i cieszyła się teraz ze swojej przewagi. Wreszcie miała okazje wyjaśnić jedną z ważniejszych kwestii w swoim życiu. Raz na zawsze.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Skwer Marzycieli Empty
PisanieTemat: Re: Skwer Marzycieli   Skwer Marzycieli Empty

Powrót do góry Go down
 

Skwer Marzycieli

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Kapitol :: Centrum-