|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Sala przesłuchań #2 Nie Paź 27, 2013 7:09 pm | |
| First topic message reminder :
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Sob Lis 15, 2014 9:43 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Pią Maj 02, 2014 8:48 pm | |
| /początek! tego samego dnia, co wydarzenia stądWczorajszy dzień miał się skończyć w miarę przyjemny sposób. Wiele się wydarzyło, ale nie sądził, że to, co przeżył było tylko nieśmiałym preludium do cierpień, które zostaną mu zafundowane. Pamiętał, że porozmawiali chwilę z Mary, wymienili kilka nic nieznaczących słów, po czym za namową dziewczyny postanowił się przespać. Rana wciąż dawała o sobie znać, a w trakcie snu mógłby chociaż na chwilę o niej zapomnieć. Poza tym naprawdę potrzebował odpoczynku. Rozmyślał o tym, co się wydarzyło. Był rozdarty - z jednej strony cieszył się niezmiernie, że zobaczył się z Maisie (a przede wszystkim z tego, że żyła), z drugiej jednak leżał teraz unieruchomiony co najmniej na kilka dni. A stan taki na Ziemiach Niczyich nie był niczym dobrym, tu przeżywały tylko najsilniejsze jednostki. Była przy nim Mary, ale nie był jeszcze całkowicie pewny co do jej zamiarów. Poznali się raptem... Godzinę? Dwie temu? Stracił kompletnie poczucie czasu przez to wszystko. Zastanawiał się nawet, czy nie utracił w pewnym momencie świadomości, ale kojarzył wiele szczegółów, zbyt wiele na kogoś, kto miałby być przez jakiś czas nieprzytomny. Nie zdążył nawet porządnie zapaść się w marzeniach sennych, gdy nagle został wybudzony przez groźnie brzmiący męski głos. Otworzył oczy i to co ujrzał było ziszczeniem jego najgorszych koszmarów. Grupa wojskowych mierzących do niego z tych swoich super wypasionych broni. Został brutalnie ściągnięty z materaca, a pokój wypełnił jego jęk. Ci ludzie Coin nie mieli zupełnie delikatności w dłoniach. Był ranny! No, ale chyba to niewiele zmienia, skoro pewnie przyszli tu po to, by ich zastrzelić. W najlepszym wypadku zamknąć w więzieniu, ale sam Charlie nie był pewny, czy śmierć wcale nie byłaby lepszym wyjściem, niż gnicie w karcerze należącym do słynnego nadzorcy. Dziwne, że nigdy nie padło jego imię. Wszyscy nazywali go tym złym, oprawcą, czy katem. Zupełnie, jakby samo wypowiedzenie jego imienia miało sprowadzić na człowieka wszystkie okropności tego świata. Przed opuszczeniem pokoju zdołał szybko omieść go wzrokiem. Wkoło nigdzie nie było widać Mary, ani jego plecaka. Nie był pewny, czy już ją zabrali, czy dziewczyna uciekła z całym jego dobytkiem (co nie byłoby z jej strony głupie, w końcu tutaj każdy liczył na siebie), czy może udała się na poddasze, gdzie była bezpieczna. Nie roztrząsał tej sprawy, a już tym bardziej nie pytał oprawców o los nowej znajomej. Jeżeli udało jej się uciec - ma szczęście. Charlie takiego już nie miał... Początkowo próbował się im wyrywać, wierzgać we wszystkie strony i przeklinać napastników. Szybko jednak odpuścił - ból w ramieniu stał się nie do zniesienia. Załzawiony, z krwawiącą łopatką został zaciągnięty w miejsce, którego wolałby nigdy nie oglądać. Siedziba Coin. Czyli dzisiaj zakończy swój krótki żywot? O ile wcześniej miał jakieś wątpliwości co do tego, czy stracił przytomność, to teraz już był pewien. Ogarnęła go ciemność, gdy byli jeszcze na Ziemiach Niczyich, ocknął się siedząc już na krześle przykuty kajdankami do poręczy. Był w jakimś pokoju, który wyglądał jak jeden z tych, o których mu opowiadano. Ten, w których przesłuchiwano i torturowano więźniów. Szarpnął kajdankami, ale jedyne co osiągnął to kolejny atak bólu pochodzącego z postrzelonej łopatki. To koniec. Ale przynajmniej umrze ze świadomością, że Maisie żyje i wiedzie jej się dobrze. |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Pią Maj 02, 2014 9:25 pm | |
| Nikt, kto nigdy nie był ojcem, nie doświadczył tego, co Ginsberg przeżywał od czasu zapoznania się z raportem o jego ukochanej córeczce. Ignorowanej przez niego, zgodnie z zasadą nietykalności zużytego już towaru, ale nadal był żałosnym psem ogrodnika, który raczej rozerwałby potencjalnego konkurenta za samą próbę zwrócenia uwagi na jego dziecko. Z tego też powodu naruszenie przez Maisie zasad, które wrył w jej skórę wraz z ranami kłutymi od noża było tak niedopuszczalne, że tylko wrodzony spokój uratowały go przed dekonstrukcją całego swojego świata przedstawionego, w którym jego własna córka grała tę adoptowaną; jego narzeczoną była kobieta, która dotrzymywała mu kroku w torturach, ale nie nadawała się na matkę kolejnych jego dzieci; a najlepszy przyjaciel najchętniej posoliłby chłopca, który trząsł się przy stoliku. Nie chciało mu się wierzyć, że jego córka, która powinna mieć trochę oleju w głowie (przecież to on ją wychował) narażała się dla chuherka, który już przed przesłuchaniem wyglądał jak siedem nieszczęść. Być może, wszystkie plagi egipskie spadły na jego jednocześnie. Cóż, Charlie (nie było bardziej pretensjonalnego imienia?) wyglądał na takiego, który potrafi rozgniewać bogów, więc i Gerard, któremu Los niesamowicie sprzyjał; powinien go unikać, a nie zapraszać na słodkie gwałty w swojej ukochanej Sali przesłuchań. Lubił to miejsce, lubił tę atmosferę, która przytłaczała każdego więźnia za każdym razem, gdy zamykano za nim drzwi i znajdował się w niewielkim pokoju z lustrem fenickim, nazywanym błędnie weneckim. Tego zwierciadła nie można było zbić, to przypominało trochę błądzącą Alicję, która na dobre znalazła się pod drugiej stronie szkła. Uwielbiał zaczytywać się w takich historiach, kiedy był jeszcze młodym chłopcem i nie myślał, że skończy jak pięćdziesięciolatek, pełen sił witalnych, wigoru i przekonania, że oto nadarzyła się kolejna okazja do rozmowy o tym, co jest dobre dla jego jedynaczki, która znalazła się pod pilnym nadzorem odpowiednich władz. Z tej okazji, spotykali się tutaj sam na sam, dobrze wiedział, że w pokoju obok nie ma nikogo, zresztą ta rozmowa miała charakter prywatny i naprawdę powinien zatroszczyć o ciasteczka i kubek mleka dla chłopca, który uratował Maisie przed zabłąkaną kulą. Nieważne, że wcześniej sam ją na nią naraził, nie zdobywając się na żaden czyn odwagi poza tuleniem się do własności Gerarda Ginsberga (tak, raporty były zbyt dokładne). Z tego też powodu, nie dzierżył w dłoniach czekolady, paczki papierosów, a swój nieodłączny pręt, na którym zaciskał dłonie w rękawiczkach (szczyt elegancji, która znudziła mu się już od progu, więc zaczął zdejmować je z palców) z uśmiechem, skierowanym w stronę swojego gościa. Patrzył na niego i wspominał rzewnie ostatni raz, gdy Maisie przyprowadziła chłopaka do domu – pieprzenie go przy jej nagrywaniu na taśmę, jego martwe ciałko, dyndające na drzewie i jej usteczka na jego sztywnym penisie w kostnicy. Całkiem urocze czasy, więc kiedy usiadł naprzeciwko, rozwiązując bandaż po ranie postrzałowej (zobaczymy, czy da się go wypalić), kiwnął głową z pewnością. - Nazwę cię Freddie, ładnie? – zagadnął, zajmując się nadal jego opatrunkiem i nie wyjaśniając, że w prywatnym słowniku Ginsberga to imię oznacza śmierć w długich męczarniach. Nie zamierzał go przecież przerazić, on tylko informował go o swoich decyzjach.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Pią Maj 02, 2014 9:52 pm | |
| Charlie miałby co do ojcowskich uczuć starego Ginsgerga kilka uwag. Całkiem poważnych. Może i chłopak nie miał nigdy do czynienia z prawdziwą rodziną, a jego relacje z innymi ludźmi były co najwyżej poprawne, to z pewnością nie pochwalałby, jego zdaniem, chorej relacji między Ginsbergami. Zabawne. Jedyna żyjąca osoba na tym świecie, którą uważał za swoją rodzinę miała jednocześnie za ojca kogoś takiego jak mężczyzna, który miał za chwilę przesłuchiwać i torturować Charliego. I obaj byli gotowi bronić tej dziewczyny. Wprawdzie ze skrajnie różnych powodów, ale nie można było zarzucić im, że nie robiliby tego szczerze. Siedział na krześle próbując zachować resztki pewności siebie i nie dać po sobie poznać, że się boi. Panicznie. Nasłuchał się straszliwych opowieści, wielu zniknęło bez śladu tuż po tym, jak zostali pochwyceni przez wojskowych i wysłani na przesłuchanie, które tak naprawdę było tylko chorą rozrywką dla kilku równie chorych osób. Było to niezwykle trudne i w połączeniu z jego mizernym wyglądem (umorusaną kurzem twarzą, pokrwawioną koszulką i posklejanymi od brudu włosami) dawało iście komiczny obrazek. Gerard musiał mieć niezły ubaw patrząc na to bezbronne stworzenie, które wyglądało tak, jakby miało wyzionąć ducha już przez samą siłę spojrzenia przesłuchującego. A jednak coś ich łączyło... Charlie również lubił czytać, choć nie miał może do tego zbyt wielu okazji, ale czasami zdarzało mu się brać z muzeum jakiś stary wolumin (niby jako materiał na rozpałkę), siadać wieczorem przy ognisku i czytać. Nigdy nie skończył szkoły średniej - sytuacja polityczna skutecznie mu to uniemożliwiła, przy czym on sam nigdy nie pałał jakoś szczególnie miłością do nauki. Rebelia stała się okazją do wyrwania się ze świata, który w zderzeniu z tym tutaj wcale nie wydawał się teraz taki zły... Jego wzrok utkwiony był w pręcie trzymanym przez nieznajomego. Dobrze wiedział, do czego ten będzie chciał go wykorzystać i wcale mu się to nie podobało. Ale patrzenie na narzędzie tortur było znacznie prostsze niż spojrzenie w oczy oprawcy, który miał te tortury zadawać. W końcu zareagował. Syknął na Gerarda, gdy ten odwijał bandaż. Ni to z bólu, ni to jako ostrzeżenie (chociaż chyba na to drugie nie powinien był sobie pozwalać w sytuacji, w której się znalazł). Ale nie odpowiedział na pytanie. Uznał, że najlepiej będzie milczeć. Nieznajomy i tak zrobi mu to, co ma zrobić, ale przy okazji nie dowie się od niego niczego ciekawego, o! A przynajmniej taki był jego plan, choć wszyscy dobrze wiemy, że przy pierwszym mocniejszym uderzeniu zacznie jęczeć z bólu i mówić co tylko Ginsberg będzie chciał usłyszeć. |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Sob Maj 03, 2014 12:47 pm | |
| Nie interesowało go zupełnie to, co Charlie (czy też chmara innych ludzi) sądzi o jego metodach wychowawczych, rodem z wojska, w którym należało wykazać się dyscypliną w każdej sytuacji. Miał wrażenie, że te wszystkie dzieci zapominały o tym, że sztuka przetrwania była cenniejszą lekcją od wszystkich czułości, które mógłby serwować Maisie w bardziej sprzyjających politycznie czasach. Gerard Ginsberg był może w hierarchii Panem na wysokim szczeblu, ale zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że ktoś ciągle piłuje ten wiotki kawałek drewna, na którym balansuje i dlatego odsuwał swoją pierworodną od siebie najmocniej jak się dało. Nikt nie mógł tego zrozumieć, bo nikt nie zjadł sobie zębów na rządach dwójki dyktatorów, które pozbawiły go najpierw rodziny (wcale nie żałował), a potem możliwości uznania swojego dziecka za własne. Adopcja była całkiem wygodnym pomysłem, jeśli wziąć pod uwagę to, co zrobił ze swoim synem, wchodzącym na stryczek kilka lat wstecz po histerycznym wyznaniu nieplatonicznych uczuć. Nie patrzył jednak wstecz. Historia zajmowała go tylko wtedy, gdy zasilała szeregi ciężkich woluminów w jego domowej biblioteczce, w innym wypadku był pragmatykiem, który zajmował się tylko i wyłącznie teraźniejszością, jawiącą się mu całkiem optymistycznie. Wyłączając próbę morderstwa jego córki, która była ostrzeżeniem, zadanym mu przez wrogów. Nie do końca zdawał sobie sprawę z których - tak, stracił rachubę, bo miał ich za wielu - ale pewne było, że jeśli zemści się na nich w sposób literacki, na przykład urywając im języki i podpalając stosy pogrzebowe. Na razie, miał jednak przed sobą obiekt jakiejś platonicznej (sprawdził) fascynacji swojej córki i musiał zachować się jak troskliwy tatuś, który spotyka się z kimś, kto potencjalnie mógłby odebrać mu jego wychowankę - dobrze wiedział, że wtedy głowa młodzieńca zawinęłaby w tej sali jako ostrzeżenie - i zajmuje się z nim z wrodzoną delikatnością (wkładając brudne łapy do całkiem niezagojonej rany), przesyłając mu ostrzeżenie w sposób najbardziej elegancki. Bez słów. - Masz dokumenty? Ziemie Niczyje to teren, który został wyłączony z opieki rządu, więc przebywanie tam jest karalne - zauważył, składając powoli bandaże i nie spuszczając z niego wzroku. Uśmiechnął się pogodnie, zabierając butelkę o nieznanym pochodzeniu (więźniowie uwielbiali zostawiać tu swoje drogocenne skarby) i polewając mu ranę, która chyba właśnie przeżywała coś w rodzaju reakcji alergicznej. Był gotów czekać, aż czerwona kreska zakażenia zacznie pulsować na skórze tego młodzieńca. Postanowił z nim spędzić cały wieczór, więc musiał dbać o swoje rozrywki, prawda?
|
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Sob Maj 03, 2014 1:29 pm | |
| Chłopak nie znał prawdziwego powodu, dla którego został tutaj ściągnięty. Ciągle uważał, że jest po prostu kolejnym zbiegiem, któremu nie udało się uciec przed patrolem, który to za zadanie miał wyłapywać ludzi takich jak on. Ot, zwykła urzędowa sprawa, która prowadzić będzie do zamknięcia w więzieniu. Nic nadzwyczajnego, prawda? Udawało mu się uniknąć schwytania tyle razy i spodziewał się, że dzień, w którym się tu znajdzie w końcu nadejdzie. Liczył jednak, że nie nastąpi on tak szybko, ale jak widać los lubi być przewrotny, a złe rzeczy nie dzieją się tylko ludziom w otoczeniu Charliego, ale i jemu samemu. Można to uznać za plus całego wczorajszego dnia i dzisiejszego poranka. Jego pech zaczął w końcu działać także na niego. Dyszał ciężko wciąż milcząc. Nie miał nic do powiedzenia, a nawet jeśli to nie było to nic interesującego. Czy naprawdę sądzili, że bezdomny chłopak może mieć jakieś ciekawe informacje? Jeżeli ktokolwiek tak tu sądził, to marne szanse rządzących na utrzymanie się przy władzy. Na szczęście Charlie nie musiał się przejmować tym, kto rządzi, a kto nie. Dla niego liczyło się tylko to, by przetrwać, przynajmniej do teraz, bo najwyraźniej przetrwanie nie wchodziło już w grę. Uśmiechnął się ironicznie do Gerarda przez zaciśnięte z bólu zęby, ale gest ten chyba nie był najmądrzejszym rozwiązaniem, bo chwilę później poczuł naprawdę silny ból. Cholera! Nie rozgrzebuje się niezagojonych ran! Wydał z siebie zduszony jęk próbując powstrzymać napływające do oczu łzy. Nie da mu tej satysfakcji! Nie rozpłacze się! Spuścił wzrok wbijając go w blat stołu. Nie zamierzał odpowiadać na pytanie, na które odpowiedź była chyba dość oczywista. Nikt nie spodziewał się, że chłopak w porwanych, brudnych ciuchach, znaleziony w ruinach szpitala będzie miał przy sobie dokumenty. Szybko jednak zrozumiał, że obrana strategia nie przyniesie mu nic dobrego. Nastąpiło to w momencie, gdy Gerard postanowił wylać na jego jątrzącą się już ranę jakiś niezidentyfikowany specyfik. Z jego gardła wyrwał się przeraźliwy ryk, którego nie był już w stanie powstrzymać. Podobnie jak łez, które spływały mu teraz po policzkach rozmazując zaschnięty na twarzy brud. Ciałem chłopaka wstrząsnął niekontrolowany spazm i gdyby nie kajdanki, które przykuwały go do poręczy wylądowałby pewnie na podłodze. A tak opadł po prostu na krzesło dysząc ciężko. To nie będzie przyjemna pogawędka... |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Sob Maj 03, 2014 5:59 pm | |
| Charlie musiał być naprawdę młody i jeszcze niezaznajomiony z życiem w Kapitolu, by nie dostrzegać, że w wypadku rutynowej kontroli nie zajmowałby się nim sam naczelnik więzienia, którego niewątpliwe umiejętności w nękaniu ludzi były bardzo przydatne dla organów ścigania. Nie mógł przecież marnować swojego wielkiego talentu na byle chłystka, który szwendał się po Ziemiach Niczyich bez wyraźnego powodu z jego córką, która omal nie przypłaciła tego spotkania życiem. To naturalne, że traktował go nieufnie. Już nie mówiąc o zaciętym, lekkim patologicznym charakterze Ginsberga, który podsuwał całkiem inne scenariusze tego spotkania, wzmocnione ostatnim krwawym pocałunkiem z Maisie i rozbiciem wielkiego lustra na ścianie – siedem lat nieszczęścia (?), przed sobą widział tylko jedno i zamierzał udzielić mu bardzo dobrych rad, jeśli chciał jeszcze kiedykolwiek zobaczyć swoją przyszywaną siostrą. Tak naprawdę wątpił, że to spotkanie dojdzie do skutku. - Po pierwsze, odpowiadasz na pytania pełnymi zdaniami – udzielił mu pierwszej, ojcowskiej niemal porady, przerywając jego żałosne zawodzenie (najwyższa pora stać się mężczyzną) i znowu gasząc papierosa w jego ranie. Nie miał w zasięgu ręki popielniczki, a bez czegoś w ustach robił się idiotycznie spięty bez przyczyny. Przecież uwielbiał te drobne potyczki słowne, toczone w tej scenografii, która przypominała mu rzeź. Trzeba przyznać, że tutaj spływało sporo krwi i jeśli Charlie znowu zacznie zachowywać się jak dzieciak, to faktycznie skończy na smutno, zawieszony na haku i obmacany przez Ginsberga. Pewnie w rękawiczkach, nie tykał się byle czego z zakurzonych Ziem Niczyich, Maisie powinna poddać się dezynfekcji po kontakcie z tak brudnym osobnikiem. - Skąd znasz dziewczynę, która opatrywała ci ranę, a wcześniej przebywała z tobą w muzeum? – zapytał dokładnie, miał nadzieję, że była na tyle inteligentna (zaczynał w to wątpić), by nie podawać własnego imienia byle komu. Przypuszczał również, że Charlie, która rana jątrzyła się wyjątkowo paskudnie wykaże zdrowy rozsądek i weźmie sobie jego rady do serca, bo inaczej nie będą mieli okazji już wspólnie pogawędzić o ich ukochanej kobiecie. Gdyby jednak zapomniał (a zdarzało się najlepszym), to Gerard miał nieśmiertelną metodę na wyleczenie z całkowitej amnezji za pomocą swoich palców, którymi rozrywał jego rankę, broczącą nagle krwią.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Sob Maj 03, 2014 11:21 pm | |
| Życie na Kapitolu? Dla Charliego znajdowało się ono między bajką o Czerwonym Kapturku, a tą o Jasiu i Małgosi. Było tak abstrakcyjne, że aż niemożliwe, by było prawdziwe. Ot, jakaś legenda, że gdzieś tam ludzie żyją bez problemów, najadają się do syta i robią co chcą śpiąc na pieniądzach. Tak, równie łatwo było mu uwierzyć, że jakąś dziewczynkę w czerwonym płaszczu próbował zjeść wilk. Gerarda też nie znał. Zdaniem chłopaka przesłuchujący go mężczyzna był po prostu jednym z tych, co to pracują dla słynnego nadzorcy. Może to i lepiej. Nie musiał dodatkowo zastanawiać się nad powodem, dla którego sam naczelnik chciałby go przesłuchiwać. Nie wiedział też, że ów człowiek jest ojcem jego najlepszej przyjaciółki, przyszywanej siostry, z powodu której teraz tutaj się spotkali. Och, oczywiście, że jeszcze się z Maisie zobaczą! Nie było co do tego wątpliwości. No, chyba, że Gerard postanowi dzisiaj Charliego zabić, albo zamknąć w jednej z licznych cel. To mogłoby dość skutecznie uniemożliwić takowe spotkanie, choć na razie nie zanosiło się chyba na to, że wyniosą chłopaka stąd martwego. Czuł, jak rana na jego plecach pulsuje rytmicznie. Ból wciąż był przeraźliwy i nie spodziewał się, że może być jeszcze gorszy, ale Ginsberg miał chyba dla niego zaplanowane naprawdę wiele atrakcji. Charlie mógł mieć tylko nadzieję, że straci w końcu przytomność, co zniechęci oprawcę do dalszych zabaw. Salę ponownie wypełniło jego przeraźliwe zawodzenie tuż po tym, jak Gerard zgasił na nim swojego papierosa - Charlie nie był mężczyzną i z całą pewnością takowym nie stanie się dzisiaj. Jak można było torturować dziecko?! Obraz znów zaczął mu się przed oczami rozmazywać, ale ciężko było powiedzieć czy to z powodu napływających do nich łez, czy po prostu znów tracił przytomność. Łapał łapczywie ustami powietrze. Chwilę trwało zanim zrozumiał, o co chodzi w następnym pytaniu. Nie sądził, żeby Maisie była tak ważną osobistością, żeby przesłuchiwać kogoś z jej powodu. Wiedział jednak, że dla jej dobra nie powinien przyznawać, że ją zna. - Widziałem ją... - robił krótkie przerwy między kolejnymi słowami na złapanie oddechu - Pierwszy raz - skłamał - Nie wiem skąd się tam wzięła - nie mógł przecież wiedzieć, że Gerard doskonale znał prawdę. Skoro Ginsberg chciał, by chłopak mówił, to będzie to robił. Nikt nie kazał, by była to prawda. Był zbyt zaabsorbowany jątrzącą się raną i bólem rozchodzącym się od prawego ramienia po całym ciele, by pytanie o Maisie wzbudziło w nim jakieś podejrzenia. |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Nie Maj 04, 2014 4:50 pm | |
| Ginsberg był w o tyle lepszej (gorszej) sytuacji, że miał porównanie. Za czasów prezydenta Snowa oddawał się orgiom, które teraz były wyśmiewane przez praktycznych i trzeźwo myślących (wątpliwe) Rebeliantów; obecnie natomiast brylował w towarzyskim zepsuciu nowych członków rządu. Mógł opowiedzieć mu na dobranoc lepsze baśnie od tych powszechnie znanych (albo i nie), w których kruki wydłubały oczy zazdrosnych siostrom. Tak od wieków działo się w rodzeństwie, więc Charlie nie powinien mieć pretensji do Maisie za śladowe zainteresowanie. Gerard znał ją przecież najlepiej - była jego córką, kochanką, największą i jedyną fascynacją jego życia - i wiedział, że gdy do głosu najbardziej gorzkie i prymitywne instynkty, to liczy się tylko zaspokajanie własnych potrzeb i Mai nie jest wcale wyjątkowa pod tym względem. Łasiła się w końcu do swojego kata, przeciwstawiała się mu z powodu, który pewnie byłby dla młodego Smitha niewygodny, ale który był całkiem jasny dla Gerarda - chciała zwrócić na siebie uwagę, bo była jeszcze dużym dzieckiem, które potrzebowało zainteresowania ze strony ojca. Nie dostała go, więc postanowiła go sprowokować i wbić mu szpikulec do lodu prosto w serce ,- cudowne porównanie, gdyby jeszcze ten narząd anatomiczny miał naprawdę jakieś magiczno - uczuciowe właściwości - zabawiając się z dawnym znajomym. Zrozumiałe dla niego na tyle, że nie miał zamiaru zabić tego chłopca, wyszarpując mu najpierw na żywca wszystkie wnętrzności i przesyłając umiłowanemu przyjacielowi w trybie pilnym do spożycia. Obecnie chciał jedynie pobawić się w pielęgniarkę, która dba o to, by rana dobrze się zag... cóż, miał nadzieję, że nie umrze mu od tego zakażenia, ale to byłby tylko fascynujący przypadek, w którym Gerard maczał (jakże dosłownie) palce. I popiół, był jeszcze gorący, wielka szkoda, że nie przyłożył mu go do oka, wtedy mógłby wytłumaczyć łzy czymś bardziej męskim niż tylko przerażenie i ból, który pewnie był nieznośny dla dzieciaka. Nie rozumiał, jakim cudem jego córka zaprzyjaźniła się z kimś takim, na podobne cierpienia Maisie zareagowałaby zaciśnięciem zębów i jeszcze głębszym obciąganiem tatusiowi. Który był naprawdę sprawiedliwym sędzią, nieznoszącym jedynie kłamstwa, wyrywającego się z ust chłopaka jak złowrogi kruk, trzepoczący skrzydłami nad małym stolikiem i wreszcie roztrzaskujący się o ścianę, kiedy Gerard uderzył prętem prosto w zakrwawioną ranę, śmiejąc się cicho. - Kolejna zasada? Nie kłamiemy - pouczył go, nie kłopocząc się nawet nad wycieraniem pręta, podał mu go wprost do zębów, żeby zaczął wylizywać bardzo dokładnie. Powinien się cieszyć, że akurat taką pieszczotę oralną zaserwował mu na sam początek. - Moja córka - zaakcentował to słowo, wstając i zapalając papierosa - nigdy nie pomogłaby obcemu. Maisie już nie jest naiwnym dziewczątkiem, który znosił do domu kotki, kiedy mieszkaliśmy w Jedenastce - zakończył, odwracając się do niego i rozkoszując widokiem... słupa soli, który właśnie dowiedział, że bije go przyszły... teść? |
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Nie Maj 04, 2014 10:45 pm | |
| Wbrew pozorom Charlie nie był dzieckiem, które nie wiedziało, że świat jest zły. Dorastanie w sierocińcu, w podziemnym dystrykcie, gdzie bez przerwy mówiło się o jakichś zrywach i rebeliach do najprostszych nie należało. Widział wiele, często nie były to rzeczy, których dziecko w jego wieku powinno być świadkiem. Brak jakichkolwiek bliskich, wliczając w to przyjaciół również odcisnął swoje piętno, stąd pewnie u niego nieufność wobec obcych. Maisie też nie zaakceptował od razu. W zasadzie to można powiedzieć, że początkowo byli wręcz do siebie wrogo nastawieni - walczyli w końcu o przetrwanie. Z czasem coś się zaczęło zmieniać. Czy rok temu pomyślałby, że będzie miał kiedykolwiek rodzinę? Choćby w postaci przyszywanej siostry? Nie, taka myśl była wtedy niedorzeczna, oczywistym było dla niego, że będzie sam i chyba oszukiwał się, że mu z tym dobrze. Dopiero na Ziemiach Niczyich miał okazję poczuć, jak wspaniale jest móc przytulić się do kogoś, porozmawiać i nie martwić się o to, czy ta druga osoba nie spróbuje cię zabić we śnie. Miał teraz to stracić? Charlie znał inną Maisie, która różniła się drastycznie od wyobrażenia o niej Gerarda. Dla chłopaka była kochaną siostrą, do której zawsze mógł się zwrócić z pomocą pewny, że go wysłucha i w miarę swoich możliwości pomoże. Nie była wypraną z uczuć kukłą w rękach chorego ojca. Ale czy jedna osoba może mieć dwie, tak skrajne twarze? Któraś z nich musiała być fałszywa, kwestia tylko która. Chociaż co do tego, to Smith nie miałby wątpliwości - Maisie była rodziną. Siedział ze spuszczoną głową, całkowicie bezsilny wobec oprawcy i tego, co ten z nim robił. Przez głowę przemknęło mu nawet, że mógłby jakoś zareagować, ale szybko z tego pomysłu zrezygnował. Bał się, że mógłby tylko jeszcze bardziej rozwścieczyć kata, co do którego zdążył już sobie zdanie wyrobić. Z jego gardła wydobył się kolejny krzyk, tym razem jeszcze bardziej żałosny niż poprzednie. W tej chwili zakażenie było jego najmniejszym zmartwieniem - wyglądał strasznie, cały blady na twarzy, po której teraz spływały krople potu mieszające się ze łzami i rozmazujące zaschnięty kuch tworząc jaśniejsze smużki. Ciekło mu z nosa i ust. Z pewnością nie chciałby, by Maisie widziała go w takim stanie. Ale nie to było najgorsze. Owszem, ból był przerażający, ale cichy i szyderczy śmiech przesłuchującego (chociaż należałoby raczej powiedzieć torturującego) go mężczyzny drążył mu umysł w sposób o wiele bardziej nieprzyjemny niż samo uderzenie. Spodziewałby się po tym przesłuchaniu wielu rzeczy, ale tego, że będzie zmuszony do wylizywania metalowego pręta nie było na tej liście. Spotkanie zaczęło obracać się w naprawdę niepokojącym kierunku. Próbował odwrócić twarz, czy zamknąć usta, ale były to próby raczej nieskuteczne, które przerwało ostatnie stwierdzenie mężczyzny. Zadrżał na słowo córka, które w ustach Gerarda brzmiało jak najgorsza obelga. Uniósł głowę resztkami sił - na jego twarzy malowało się przerażenie z domieszką niedowierzania. Czy to mogłaby być prawda? Maisie była córką tego... człowieka? Nie opowiadała nigdy za wiele o rodzinie, tym bardziej o ojcu, ale Charlie zawsze sądził, że jej rodzicie... nie żyli. Tak samo jak jego. Tymczasem w tej właśnie chwili był torturowany przez kogoś, kto podawał się za rodziciela jego siostry. Wizja nie tyle przerażająca, co wręcz odrażająca. Jego niewielki świat runął w gruzach. To jedno stwierdzenie udowodniło, że wszelkie wyobrażenia o normalnym życiu były tylko ułudą bezdomnego dziecka, które potrzebowało pocieszenia. - Nie... - w jego oczach można było dostrzec głęboką nadzieję na to, że Ginsberg stwierdzi za chwilę, że żartował. Ale to nie miało nastąpić... - Kłamiesz! - o ile wcześniej płakał z bólu, to teraz były to łzy człowieka złamanego, kogoś kto odkrył straszliwą tajemnicę. |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Pon Maj 05, 2014 10:54 am | |
| Nie kwalifikował się zupełnie do bycia nauczycielem bądź przewodnikiem duchowym tego chłopca, który rozpoczynał swoją przygodę z okrucieństwem. Gdyby nie był tak bardzo żałosny – a to było ważne dla osądu Gerarda Ginsberga – to pewnie dostrzegłby, że to pierwsze z mniej bolesnych doświadczeń w jego życiu. Cóż, naczelnika więzienia nie wzruszały historie o cudownych dzieciach, które z dnia na dzień tracili swoich rodziców. Może, dlatego, że widział zakrwawione ciało siostry na chodniku, rozpacz ojca i pomieszanie zmysłów matki. Własne dziecko też grzebał sam, nie przejmując się kapitolińskim zwyczajem urządzania dnia żałoby i połączenia go z kilkudniową fiestą. To jednak nie wywarło na nim najmniejszego wrażenia, nie odcisnęło znaczącego piętna na jego skażonym grzechem życiu. Widział też strach w oczach człowieka, którego udusił gołymi rękami; znał trucizny, powodujące natychmiastową śmierć, a jego donosicielstwo roznosiło się jak zaraźliwa choroba, przenoszona tym razem nie drogą płciową, choć też oralną. Był jedną z tych osób, które przeżyły już tyle, że można było go odwołać doświadczonym, ale Gerard nie zajmował się niczyim nawróceniem. W tej potyczce ze Smithem zależało mu na jednym podmiocie, do którego miał prawa – potwierdzone krwią i wspólnym zestawem genów, ujawniających się niekoniecznie w oczywistych cechach wyglądu takich jak kolor oczu czy kształt nosa. Maisie miała jego rysy psychiczne, była charakterologicznie podobna do swojego opiekuna i odkrył to od razu, gdy tylko przekroczyła próg ich chatki. Milcząca, wycofana, ucząca się szybko tego, by nie mówić bez potrzeby. Mimo dziewięciu lat nie potrafiła czytać – matka zaniedbała jej edukację zupełnie i to Gerard był tym, który otworzył przed nią bramy do tej pradawnej mądrości, zapisywanej z pokolenia na pokolenie. To on nauczył ją pływać, polować, liczyć tylko na siebie i zawiodła go na całej linii, uciekając z Trzynastki i niosąc śmierć. W innym wypadku byłby z niej szalenie dumny (jego krew), ale obecnie nastręczało mu to tylko więcej problemów i zmartwień, widocznych w zaciętych rysach twarzy. Charlie nie rozumiał zupełnie powagi sytuacji, w której znalazł się Ginsberg, histerycznie broniący prawdy o pochodzeniu Maisie, żeby jako biologiczna córka nie stała się łatwym łupem dla jego wrogów. Miał ich zaskakująco dużo, o czym wspomniała Scarlett i nie mógł zlokalizować od razu miejsca, z którego wydano rozkaz o strzelaniu do nic niewartej dziewczyny. Nie, jeśli była uciekinierką, chorą psychicznie i pozbawioną wszelkich praw; jako następczyni naczelnika stawała się łakomym kąskiem. Gerard poprzysiągł sobie, że nikt jej nie skrzywdzi, nawet, jeśli miał zamknąć ją w piwnicy na resztę swoich dni i nie pozwalać jej na oddychanie świeżym powietrzem. Smith był tu nieistotny, ot, kolejna zabawka, którą mógł poniewierać, co teraz też uczynił, uderzając go prętem w żebra. - Maisie Ginsberg – powtórzył, nie czekając aż złapie oddech. – Dwanaście pieprzyków, ślady po… okaleczeniach na plecach i klatce piersiowej – dokonane przez troskliwego ojca, ale o tym Charlie nie wiedział. Nie zrozumiałby miłości tak nieczystej i niegodnej, że czasami krew musiała obmywać ten grzech, zwłaszcza kiedy jego rodzona córka podniosła rękę na swojego prawowitego stwórcę, pana i opiekuna. To było bluźnierstwo, więc wymagało ostrych środków, teraz służących do identyfikacji tej jedynej dziewczyny, najważniejszej w ich życiu.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Pon Maj 05, 2014 7:02 pm | |
| Strach pomyśleć, co mogłoby wyrosnąć z Charliego, gdyby miał kogoś takiego jak Gerard za nauczyciela. Różnili się od siebie chyba pod każdym względem, ale co do jednego nie można było mieć wątpliwości. Obaj kochali Maisie, ale każdy na swój sposób i szczerze mówiąc chłopak chyba wolałby nigdy nie dowiedzieć się, w jak Ginsberg okazuje córce swoje uczucie. Tak, życie w nieświadomości było błogosławieństwem, którego chyba go dzisiaj nie pozbawią. Umrze nieświadomy i tak będzie dla niego najlepiej. Czy można mieć do kogoś prawa? Rzecz dyskusyjna, co do której chyba nigdy się z Gerardem nie zgodzą. Nie przejmował się już bólem, który stał się jakby tłem dla obecnej sytuacji. Wciąż ciężko dyszał, ale teraz w jego głowie miejsce było tylko dla jeden rzeczy - czy Maisie naprawdę mogła być jego córką? Smith nie był w stanie zrozumieć złożoności tego problemu, ale już samo uwierzenie w te rewelacje było nie lada wyzwaniem. Ta dwójka tak bardzo się od siebie różniła - przecież jego siostra nie byłaby w stanie kogoś torturować w taki sposób. Nie, z pewnością nie ta Maisie, którą Charlie poznał na Ziemiach Niczyich. Nie ta dziewczyna, która targała mu z uśmiechem włosy, nie ta, która ocierała kurz z jego twarzy, w końcu nie ta, która ocaliła mu życie. Był rozdarty między tym, co znał z własnego doświadczenia, a tym, o czym został przed chwilą poinformowany. Wprawdzie nikt nigdy nie powiedział, że dzieci muszą być podobne do rodziców i w tym przypadku tak właśnie musiało być. Oprawca nie dał mu zbyt długo rozważać problemu pochodzenia dziewczyny przypominając o sobie w dość brutalny sposób. Uderzenie w żebra było jak kubeł zimnej wody, który sprowadził chłopaka na ziemię. Krzyknął po raz kolejny kuląc się na krześle z bólu. Po chwili odkaszlnął czymś, co okazało się być krwią - widać jego organizm miał już dosyć tych zabaw i zaczynał dawać o tym znać. Charlie chyba też miał dość. Informacja o pochodzeniu Maisie, szczegółowy raport co do ilości posiadanych przez nią pieprzyków (której to wiedzy Smith dotąd nie posiadał) i zdobiących jej ciało bliznach były tym, co chłopaka złamało. Chciał, by to wszystko się skończyło. Chciał... do Maisie, w którą mógłby się wtulić i skonać. Byłby martwy, ale szczęśliwy... - Nie... - szepnął patrząc na Gerarda przez załzawione oczy - wyglądał naprawdę żałośnie, ale patrzący na niego mężczyzna był chyba do takiego widoku przyzwyczajony. Pewne było jedno - jego wątpliwości zostały już raczej rozwiane. Ginsberg mówił prawdę... W sali zapanowało milczenie, które było prawie tak straszne jak same tortury. Charlie spuścił głowę próbując pogodzić się z tym, czego się przed chwilą dowiedział, ale nie trwało to długo. W końcu spojrzał na Gerarda. - Po co mnie przesłuchujecie? - zapytał błagalnym tonem - Ja nic nie wiem... - nie sądził, żeby jego wiedza była tym, co mogłoby zainteresować przesłuchującego go mężczyznę - Smith wciąż nie domyślał się, że jest tu właśnie z powodu Maisie. |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Czw Maj 08, 2014 4:10 pm | |
| Nie było ważniejszej osoby dla Gerarda niż jego rodzona córka. Wiedział, że wynika to głównie z pokrewieństwa. Niegdyś łudził się, że jest w stanie zaakceptować cudze dziecko i wychować je na swój wzór i podobieństwo, ale nie skończyło to zbyt dobrze; Maisie była cenna, bo płynęła w niej jego krew – skażona, brudna, pełna istnień, które przypłaciły spotkanie z nim śmiercią w niewyjaśnionych okolicznościach. Charlie nie mógł mieć najmniejszego pojęcia jak może wyglądać taka miłość, bo nie był jeszcze ojcem. Na całe szczęście, Ginsberg nie musiał przejmować się jego zdaniem czy potępieniem, gdyż był przekonany, że jego mała dziewczynka potrafi zachować w tajemnicy ich małe sekrety, za które odpowiadali wspólnie. To Maisie trzymała agresora za ręce, gdy Gerard wbijał mu nóż w ciało, przyrzekając jej solennie, że nikt nie podniesie na nią ręki. Minęło sporo czasu od tego wydarzenia – zdążył ją przekląć, znienawidzić i splugawić -, ale nadal całe jego życie koncentrowało się na pannie Ginsberg. Cokolwiek działo się między nimi (a wiedział, że to dopiero początek), pozostawało w ich domu, przed wrogami (za takiego miał Smitha) udawali kochając ą się rodzinkę. Wzór dla rodzin całego Panem, skupionego po raz kolejny na niemoralności i zepsuciu. Miał nadzieję, że Charlie przyswoi tę lekcję na tyle, że nie będzie musiał mu jej powtarzać. Wykazał się i tak sporą empatią, nie przyprowadzając kolegów, którzy będą oglądali wytrzeszcz jego oczu, kiedy po raz pierwszy przerżnie go analnie za pomocą pręta, którego tak delikatnie oblizywał. Był prawiczkiem, rzuciło mu się to w oczy od razu i mało brakowało, a klepnąłby go po ramieniu i zaproponował papierosa, uświadamiając mu przykrą prawdę. Był tu zdany na jego łaskę i niełaskę, więc albo zacznie mówić z sensem albo… no cóż, zawiśnie na którymś z nielicznych drzew Kapitolu jako jeden z buntowników, którego udało się pochwycić dzięki pomocy zięcia prezydent Coin. Nie powinien wystawiać na próbę cierpliwości Gerarda Ginsberga, który ostatnio chodził poirytowany i głodny. Brak Maisie pod sobą dawał mu się we znaki tak bardzo, że nie słuchał nawet jego lamentów. Podszedł z tyłu i złapał go za kark jak nieposłusznego kociaka (może dlatego jego córka czuła z nim więź) i uderzył jego czołem o blat, powodując pewnie kolejną falę bólu, rozchodzącą się słodko po jego ciele. To było tylko preludium do tego, na co czekał Gerard, zacierając ręce. Charlie był uroczy, więc oblizał lubieżnie wargi, nie dotykając go jednak w żaden dwuznaczny sposób. Oblizywanie krwi z jego ran mogło skończyć się zakażeniem, a oboje chcieli zdrowia panny Ginsberg, więc żadne choroby nie wchodziły w grę. Mógł go jedynie uświadomić z uśmiechem, że będzie miał wątpliwą przyjemność zaspokojenia go przed Maisie – powinien być zachwycony takim połączeniem -,ale nie przywykł do dzielenia się tego typu tajemnicami, więc przytrzymał go dłużej, uderzając metodycznie o drewno. Rytm nieznany, ale naglący. - Moja córka – zaczął, akcentując te straszne słowa – mogła zostać postrzelona w twojej obecności, a ty nic nie wiesz. Odpowiadaj, bo inaczej Maisie będzie mogła odwiedzać cię w zupełnie innym miejscu, o ile dam ci umrzeć – wygłosił groźbę tym samym jedwabistym, radiowym głosem, którym opowiadał córce bajki na dobranoc. To też była historia do łóżka, tylko mniej ugładzona, na pewno bolesna dla Smitha, który nawet nie przypuszczał, że stąpa po bardzo kruchej powierzchni.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Czw Maj 08, 2014 6:58 pm | |
| Z pewnością Maisie umiała zachować rodzinny sekret w tajemnicy i robiła to niezwykle dobrze, bo Charlie nigdy nie domyśliłby się tego, co się wyprawiało za murami Dzielnicy Rebeliantów. Może to i lepiej... Przynajmniej spał spokojnie nie układając w głowie planu zemsty na Gerardzie. Co gorsza, mogłoby się okazać, że Maisie wcale nie chce, by ktoś jej bronił, a cała ta sytuacja... nie przeszkadza jej tak bardzo jak Smithowi. Ale są to tylko nic nieznaczące domysły, którymi na szczęście nie musiał sobie zawracać głowy, przynajmniej na razie. Chociaż niewykluczone, że po tym przesłuchaniu nie będzie musiał już martwić się czymkolwiek, wliczając w to także oddychanie. A jednak mogli zgodzić się w czymś jeszcze, poza tym, że obu zależało na pannie Ginsberg - oboje uważali siebie nawzajem za wrogów. To już coś - nie są sobie już obojętni. Bez wątpienia chłopak przyswoi sobie jedno z dzisiejszego spotkania - nie dać się nigdy więcej złapać, poza tym będzie chyba musiał na jakiś czas porzucić swoje wyprawy, a szczególnie jedną konkretną, którą planował już od jakiegoś czasu. Jego kuzyn będzie musiał poczekać! (co zapewne przyjąłby z ulgą, gdyby dowiedział się, że los oszczędzi mu wizyty bezdomnego syna wyklętej siostry jego matki). Nie domyślał się jeszcze tego, co Gerard miał dla niego na dzisiaj przygotowane, co zważywszy na jego dość sfatygowaną psychikę było całkiem dobrą rzeczą. Nie musiał się martwić rzeczami, o których nie śnił nawet w najgorszych koszmarach. Widać świat potrafi go jeszcze zaskoczyć, a widok umierającej kuzynki, publicznych egzekucji, czy strata siostry są niczym w porównaniu z tym, co działo się na terenie tego więzienia. W tej sali przesłuchań. Chwile, w których przesłuchujący go mężczyzna stawał za jego plecami były najgorsze - nie mógł się przygotować na to, co się stanie i z całą pewnością nie był gotowy na bliskie spotkanie ze stołem. Zamroczyło go na chwilę, a może na dłużej - ciężko stwierdzić, bo stracił już poczucie czasu. Trzeba jednak przyznać, że Gerard miał sporo krzepy, co nie powinno chyba dziwić, jeżeli uświadomimy sobie ile to osób dane mu było torturować. Ból zaczął zlewać się w jedną całość - nie wiedział, czy boli go bark, głowa, czy żebra. Całe ciało było jedną wielką bolącą masą i marzył tylko o tym, by to wszystko się wreszcie skończyło, choćby utratą przytomności. Z nosa ciekła mu strużka krwi i dopiero metaliczny smak w ustach uświadomił go, że chyba właśnie złamał nos. A może po prostu doznał krwotoku wewnętrznego? W każdym razie krew wkrótce znalazła się także na blacie kapiąc leniwie z nozdrzy pochylonej nad stołem głowy chłopaka. Dudniło mu w głowie i uszach tak, że z trudem rozumiał, o co się go pyta. - Powiem wszystko! - załkał w końcu przeraźliwie - Wszystko! - przegrał, choć trudno tutaj mówić, by walka była uczciwa. Nie zmienia to jednak faktu, że Charlie nie nadawałby się na szpiega, bo pękł już przy pierwszym przesłuchaniu. Ale czy on naprawdę mógł cokolwiek wiedzieć? |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Pią Maj 09, 2014 11:40 pm | |
| Nigdy nie czuł się szczególnie skrępowany przez normy społeczne, które sprawiały, że ludzie krzywo patrzyli na podobne ekscesy albo rozpatrywali je w najgorszych kategoriach. Być może kazirodztwo było splugawione przez wieki poprzez genetykę, religię różnego rodzaju i inne przesądy, ale nie zamierzał poddawać się opinii czy ocenie kogokolwiek, najpierw biorąc to, co faktycznie należało do niego (przecież Maisie była jego krwią), a potem robiąc wszystko, by sama przyszła do niego na kolanach i to niezależnie od traktowania tego małego nieboraczka, który zasilił grono torturowanych w tym pięknym przypadku. Wyposażonym obficie we wszystkie nowinki techniczne, które sprawiały, że Charlie mógł krzyczeć bezustannie, a i tak nikt nie usłyszałby jego błagalnego wołania. Był tu zdany tylko na kaprys Ginsberga, który zawsze w takich chwilach bawił się wyśmienicie, wyobrażając sobie grymas na twarzy chłopca, kiedy wbije się do niego całym ciałem i będzie mógł znaczyć drogę pożądania swoimi ustami, które rzadko układały się w zgłoski. Był najgorszym przesłuchującym z arsenału Coin, nie mówił zbyt wiele, a oczekiwał wyczerpujących odpowiedzi, które i tak już składał w uroczą całość, w której Charlie zostaje wysłany do Kwartału. Najlepiej pod opiekę Fransa, żeby mógł go odwiedzać i dawać mu zarobić. Właściwie wykazywał się sporą wspaniałomyślnością, skoro nie brał od tego, co mógł mieć za darmo i natychmiast. Nigdy nie podniecały go jednak bezwolne ofiary, preferował ludzi, którzy potrafią się bronić i on mógł łamać ich opór z taką łatwością jak kości Smitha podczas kolejnej rund uderzania głową o stół. Beznamiętna rozkosz, która powoli zaczęła nim rządzić, a nie chciał pozbyć się cudownego chłopca Maisie ze swojego życia zbyt prędko, więc uniósł go za kark do góry, przypatrując się mu z obrzydzeniem. Nie wiedział, czy w tej chwili bardziej nienawidzi tej smętnej ofiary losu czy też własnej córki, która była zafascynowała kimś tak obrzydliwie słabym i dającym się złamać. Uśmiechnął się, kiedy usłyszał jego wyznanie (rychło wcześnie!) i kopnął go glanem z całej siły, przewracając jego stołek i jego samego. Pewnie rana postrzałowa musiała go zakuć, żebra obtłuczone z każdej strony płonęły, a Gerard spluwał na niego z głośnym westchnięciem. - Na kartce. Wszystko o Maisie, skąd ją znasz, od kiedy i co teraz was łączy – wygłosił swoje oświadczenie prędko, nie dodając, że w razie zbyt lapidarnych zeznać nie będzie czekał na zesłanie do Kwartału, tylko zgwałci go na więziennej pryczy jak zwykł robić z każdym więźniem, który stanął mu na drodze. Do mało którego czuł jednak tak rosnącą prędko pogardę.
zt
|
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Sob Paź 18, 2014 2:17 am | |
| /gdzieś z nicości, I guess; zamuliłam, wiem, ale brak weny zupełny
Teoretycznie powinna być dumna z kociątek Almy, które jakiś tam refleks w łapaniu jej miały, jednak w praktyce śmiała im się w te ich wielce groźne twarze. Może nie tak zupełnie dosłownie, choć z jej ust nie schodził dosyć niedowierzający uśmieszek, lecz z pewnością wystarczająco, by poprawiać jej w jakimś stopniu nastrój. Okej, nie powinno tak być. Wedle wszelkich znaków na niebie czy to na ziemi, powinna być teraz jakoś wybitnie przerażona, skruszona lub też szukająca jakiegokolwiek dobrego wyjścia z dosyć paskudnej sytuacji, w której aż za dobrze wiedziała, o co jest podejrzewana. Warto dodać, że jak najbardziej słusznie podejrzewana, bowiem faktycznie miała zarzucane jej rzeczy na sumieniu, jednak dowody na to były raczej marne. Nie miała pojęcia, co tak właściwie mogłoby działać na jej niekorzyść przy tak dużych staraniach, aby to wszystko w prawdziwie perfekcyjny sposób zatuszować. Świadków raczej nie posiadali, bo nie mieli kogo tak właściwie. Sebastiana zdecydowanie wyciągać z Areny na przesłuchanie nie zamierzali, od niej niczego wyciągnąć nie będą potrafili, więc po co ten cały kicz? Właśnie, po pstro. Strata czasu, pieniędzy podatników i bla, bla, bla. A potem się wielce dziwili, że bunty wybuchały. Idioci. Mimo wyraźnego braku zadowolenia, nie robiła jednak scen, dając się, khym, zaprosić do pomieszczenia szumnie nazywanego salą przesłuchań, choć przez cały czas utrzymując pogardliwy uśmieszek, jaki sam wstąpił na jej wargi. Nie zamierzała go powstrzymywać, bo po co? Nie mogli jej nic zrobić. A nawet jeśli, od czego miało się wierne przyjacielskie pieski? Dokładnie tak, pieski. I nie widziała jakiegokolwiek problemu w robieniu im problemów. Bezproblemowa Johanna zawsze na miejscu, czyż nie? |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Sob Paź 18, 2014 4:53 pm | |
| Chwilę po tym, jak Johanna została doprowadzona do sali, w pomieszczeniu pojawiło się dwóch mężczyzn w garniturach. Jeden z nich, czarnowłosy, trzymał w dłoniach teczkę z pokaźnym plikiem papierów, drugi natomiast, nieco pyzaty blondyn o surowym spojrzeniu, miał przy sobie tablet. Nie przyglądali się pannie Mason przesadnie długo, zajęli swoje miejsca po przeciwnej stronie stołu i szybko przeszli do rzeczy, by czym prędzej zmazać z ust mentorki kpiący uśmieszek. - Johanna Mason, urodzona pierwszego grudnia dwa tysiące dwieście pięćdziesiątego dziewiątego roku w Dystrykcie Siódmym, obecnie zamieszkała w Dzielnicy Rebeliantów i pełniąca funkcję mentorki podczas Siedemdziesiątych Szóstych Igrzysk głodowych - czarnowłosy śledczy przytoczył obowiązkową formułkę, od której powinno rozpoczynać się przesłuchania, a jego ton wydawał się dziwnie znudzony. Do czasu - Zmiana koloru włosów potwierdza ten nieszczęsny stereotyp o głupich blondynkach. Obaj mężczyźni wymienili szybkie, pogardliwe w stosunku do Johanny spojrzenia. - Kamery w Ośrodku Szkoleniowym śledziły poczynania każdego trybuta. Gdzie był,co robił i z kim. Apartamenty, sala treningowa, każdy korytarz i schowek były pod nadzorem. Naprawdę myślałaś, że nie dowiemy się o nożu, jaki pomogłaś przemycić Sebastianowi Lybergowi? - zapytał czarnowłosy, wskazując na tablet swojego kolegi, na którym najwidoczniej znajdowały się nagrania z monitoringu - Ani o tym, jak podwoiłaś dawkę środka usypiającego swojej drugiej trybutce, Molly Petrel, doprowadzając tym samym do pierwszego zgonu na Arenie? Obaj śledczy byli teraz wpatrzeni w Joahnnę, obserwowali jej reakcję, a przede wszystkim czekali na to, co kobieta zdecyduje się im opowiedzieć. - Wiesz, jaka jest kara za morderstwo i współudział? Bo pod to właśnie podciągniemy Twoją pomoc Sebastianowi, jeśli nie powiesz nam dziś nic ciekawego.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Sob Sie 22, 2015 4:51 pm | |
| nicość, chaos, czasoprzestrzeń
Nigdy nie uważałam się za osobę, której choćby od czasu do czasu przytrafiało się w życiu szczęście, a ostatnie pół godziny doskonale potwierdzało moje podejrzenia. Gdyby nie fakt, że za bardzo obawiałam się tego, co mogło wydarzyć się w ciągu kolejnych trzydziestu minut, być może dostrzegłabym w tym cień humoru. Jednak w rzeczywistości sytuacja, w której się znalazłam, wcale mnie nie bawiła, a raczej powodowała, że z coraz większym niepokojem spoglądałam przez szybę samochodu na przybliżający z każdą chwilą gmach Siedziby Rządu. Miny moich współtowarzyszy nie zachęcały do zadawania pytań i bardzo szybko zrezygnowałam z jakichkolwiek prób dowiedzenia się czegoś więcej. W milczeniu brnęliśmy więc przez oświetlone świątecznymi lampkami miasto. Wesoły nastrój (choć pewnie tylko z pozoru), który panował na zewnątrz, nie miał nic wspólnego z napięciem wyczuwalnym w ciasnej przestrzeni auta. Wiedziałam, że nikt nie mógł mi nic zarzucić, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Nie miałam pojęcia, czego chcieli mężczyźni, którzy eskortowali mnie do Siedziby Rządu, i czemu szukali Lophii, ale nie byłam przecież głupia. Mgliście zdawałam sobie sprawę z tego, że raczej nie chodziło im o źle wyliczoną resztę podczas zakupów czy wadliwy produkt. Może nie było to nic poważnego - w końcu ostatnimi czasy pierwsza lepsza osoba na ulicy mogła paść ofiarą podejrzeń - ale z doświadczenia wolałam nie nastawiać się na szczęśliwe zakończenie; rzadko kto je dostawał, a tym bardziej ja. Cokolwiek spowodowało, że zostałam wyciągnięta nagle z Sunflower, póki co pozostawało w sferze domysłów. Gdy samochód w końcu się zatrzymał, bez wstępów zaprowadzono mnie do środka. Nie potrzebowałam wiele czasu, by zorientować się, że znalazłam się w więzieniu. Z trudem zwalczyłam w sobie chęć odwrócenia się i ruszenia biegiem w przeciwną stronę - jak najdalej od ponurych korytarzy, którymi mnie prowadzono. Chociaż niczego nie zrobiłam, już czułam się niczym najgorsza kryminalistka. Starałam się uspokoić i myśleć racjonalnie, ale niezależnie od tego, ile razy mówiłam sobie, że mój strach jest bezpodstawny, i tak nie miałam nad nim żadnej kontroli. Mogłam tylko liczyć na to, że przesłuchanie nie potrwa zbyt długo. Po kilku minutach siedziałam już w niewielkim, jasno oświetlonym pomieszczeniu o białych ścianach, czekając na śledczego. Błądziłam spojrzeniem po skromnym wyposażeniu pokoju, na które składało się kilka krzeseł, stół i szafka, szukając czegokolwiek, na czym mogłabym zawiesić wzrok. Brak zegara stopniowo dawał mi się we znaki; byłam bliska stwierdzenia, że odkąd usiadłam przy stole, minęło co najmniej kilka godzin. Marzyłam o tym, by mieć już przesłuchanie za sobą i znaleźć się z powrotem w Sunflower. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Nie Sie 23, 2015 3:37 pm | |
| /pewnie po bieganiu po kanałach i po wydarzeniu z szubienicą i flarami w tle.
Jak nie urok, to sraczka, jak nie bieganie po podziemnych korytarzach, ciągnących się długimi liniami pod Kapitolem, to egzekucje, przeszukania. I przeszukania, i przeszukania, i więcej przeszukiwań, od których czasami Strażników Pokoju bolały zakute w hełmy łepetynki. Sean nie był wyjątkiem – niestety. Tego pięknego dnia obudził się z migreną, która zdawała się wybijać na szczyty migrenowego sadyzmu – tępe pulsowanie w czaszce było ostatnią rzeczą, jakiej pragnął Victor, modlący się o chwilę wytchnienia bądź urlopu. Naprawdę, praca powoli wykańczała ich wszystkich; jeszcze niedawno mieli możliwość wyskakiwania na piwo i oblewania wywalenia ze stanowiska Christiny Żyrafy Annesley (największą atrakcją wieczoru był chyba pijany Conrad Gustav Dillinger, który postanowił do spółki z Victorem zatańczyć na rurze i koncertowo wywalił się z blatu, japą wpadając w stertę brudnych szmat do mycia podłogi i zbierania rzygowin)… teraz zaś Strażnicy rozbiegali się każdy w swoją stronę, pracując mozolnie ku czci i chwale Panem. A na Victora tymczasem czekało małe co nieco w jednej z sal przesłuchań, do której udał się bez większego zachwytu i z garścią tabletek przeciwbólowych. Od znajomego mundurowego, czekającego pod salą, dowiedział się, że będzie przesłuchiwał pracownicę jakiegoś sklepu. Wzruszywszy ramionami, otworzył drzwi i, zaledwie je zamknął, położył na stole dokumenty. - Cypriane. – rzucił nagle, zaskoczony, widząc swoją młodszą siostrę. – Mogę zapytać, co Ty tutaj robisz? |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Pon Sie 24, 2015 12:39 pm | |
| Dźwięk otwieranych drzwi przebił się gwałtownie przez panującą w pomieszczeniu ciszę, wyrywając mnie z zamyślenia. Wzdrygnęłam się lekko i zastygłam w bezruchu. Brakowało mi odwagi, by odwrócić chociaż głowę i przyjrzeć się śledczemu, który miał mnie przesłuchiwać, a co dopiero się odezwać. Nie miało to jednak większego znaczenia - i tak mieliśmy spędzić tutaj razem trochę czasu. Czułam coraz większy niepokój na samą myśl o tym, że znajdowałam się w klaustrofobicznych podziemiach Siedziby Rządu, daleko od pozornie bezpiecznego centrum, gdzie byłam w stanie bez problemu wtopić się w tłum zwyczajnych ludzi i udawać, że nikt nie mógłby mnie o nic podejrzewać. Teraz jasno widziałam cienką granicę pomiędzy szarym człowiekiem z tłumu a osobą siedzącą w sali przesłuchań. I chociaż wciąż nie miałam pojęcia, dlaczego chciano mnie przesłuchać, moja ogólna niewiedza wcale nie zdawała się działać na korzyść. Nie podnosząc wciąż głowy, wpatrywałam się swoje splecione na stole dłonie, dopóki znajomy, pełen zaskoczenia głos nie zmusił mnie do przeniesienia wzroku na jego właściciela - Victora. Mimowolnie otworzyłam usta, chcąc kazać mu natychmiast się wynosić, ale na szczęście w porę odezwał się mój rozsądek. Obecna sytuacja raczej nie sprzyjała rodzinnym kłótniom i zdecydowanie powinnam była ich unikać. Jednocześnie raziło mnie moje wyjątkowe szczęście. Spośród wszystkich osób, które mogłyby zająć się moim przesłuchaniem, musiało paść akurat na Victora. Machinalnie wróciłam myślami do naszego ostatniego spotkania na ulicy, by zaledwie po chwili wybrnąć ze wspomnień z postanowieniem, że nie mam zamiaru być dla niego chociaż odrobinę milsza. Zaciskając usta w wąską linię, rzuciłam mu więc mało przyjemne spojrzenie spod zmrużonych powiek. Nie kryłam jednak zaskoczenia. - Też mnie to zastanawia - odezwałam się chłodno, odwracając wzrok. - Ludzie, którzy mnie tu przywieźli, nic mi nie powiedzieli. A wolałabym wiedzieć, kiedy będę mogła stąd wyjść. Nie liczyłam na to, że Victor spróbuje mi to w jakikolwiek sposób ułatwić. Nawet nie zamierzałam go o to prosić. Samo to, że miał mnie przesłuchiwać, wystarczająco komplikowało sprawę. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 Wto Sie 25, 2015 7:43 pm | |
| Basiu, nie zabijaj mnie, coś mi wena umknęła :<
Była ostatnią osobą, której się tutaj spodziewał, być może nawet ostatnią, jaką chciałby dziś zobaczyć. A jednak była tutaj, tak rzeczywista, że to aż zakrawało na sen. Dwie pary podobnych oczu, spoglądających na siebie nawzajem. Seanowie, kolejne rodzeństwo Zwycięzców, które po rebelii mieszkało w Kapitolu. Cypriane, co Ty tu do cholery robisz?, zastanawiał się Victor, siadając naprzeciwko siostry. Przez dłuższą chwilę nie spoglądał na siostrę, boleśnie świadom tego, jak się od siebie różnią – ona, ubrana w zwykły strój, niezadowolona i zapewne niemile zaskoczona, i jej brat, w swoim czyściutkim, białym mundurze, z kaburą przy biodrze i teczką wypełnioną dokumentami. Nie mogliby chyba bardziej różnić się od siebie… - Mogę Ci zaproponować kawę, herbatę albo wodę? – zapytał Vic po chwili ciszy, unosząc głowę. Nie mając ochoty na przedłużanie i gierki, wyprostował się. – Cypriane, pracujesz w sklepie Sunflower i zostałaś przyprowadzona, ponieważ muszę zadać Ci kilka pytań odnośnie Twojej szefowej, Lophii Breefling…? Spojrzał uważnie na siostrę. - Wiesz coś może odnośnie jej kontaktów z opozycją?
|
| | |
| Temat: Re: Sala przesłuchań #2 | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|