|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Opuszczony szpital Pią Maj 03, 2013 1:01 pm | |
| First topic message reminder :
Podobnie jak reszta budynków na Ziemiach Niczyich, i szpital został porządnie nadgryziony przez rebelię i czas. Lewe skrzydło zapadło się niemal całkowicie, a prawe jest mocno zniszczone. W stanie nienaruszonym ocalało jedynie kilka sal i garstka sprzętu. To, co dało się wynieść, zostało wyniesione już dawno - lekarstwa zapewne sprzedano za kilkakrotnie wyższą cenę, podobnie jak noże, prześcieradła, koce i inne przedmioty codziennego użytku. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 1:44 pm | |
| Wspomnieniem o pechu zdołała przywołać uśmiech na jego zmęczoną tym wszystkim twarz. - I to jeszcze jakiego... - westchnął, po czym skierował wzrok na płomień, w którym ku własnemu zaskoczeniu odnalazł chwilę wytchnienia. Języki ognia tak zgrabnie omiatały nóż, który za chwilę miał znaleźć się w jego ramieniu. Ale nie myślał teraz o tym. Skupił całą uwagę na tym wątłym płomyku, którego blask ginął w świetle zachodzącego słońca. Robiło się ciemno. Gdyby był bardziej przytomny kazałby się Maisie zbierać i pędzić tam, skąd przyszła. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że po zmroku patrole się nasilają i powrót na tamtą stronę będzie znacznie trudniejszy. Znowu się dla niego narażała. Być może w tej chwili ważyła się cała jej przyszłość - jeżeli ktoś ją tu znajdzie, to może pożegnać się z mieszkaniem i posadą. Była to ostatnia rzecz, jakiej Charlie sobie życzył, już zwłaszcza, że miałoby to nastąpił przez niego. W tej chwili mogła zrobić z nim co chciała - przypominał raczej bezwiedną teatralną kukłę niż żywego nastolatka, który zręcznie ucieka przed żołnierzami pomiędzy zawalonymi budynkami. Bez słowa sprzeciwu (choć ze zduszonym jękiem) położył się na kozetce plecami do góry. Czyli za chwilę zacznie się ta naprawdę nieprzyjemna część tego całego spotkania? Wcisnęły mu w zęby kawałek materiału, czy czegoś podobnego. Było całkiem miękkie i gdyby nie myśl, że znalazło się to w jego ustach, by stłumić krzyki, to stwierdziłby, że mu całkiem wygodnie. Tkanina całkowicie uniemożliwiała mu mowę, toteż wydał z siebie jakiś pomruk na znak, że rozumie i jest gotowy. Niech robią co trzeba. Wytrzyma. Dziesięć? W myślach odliczał kolejne cyfry, gdy nagle jego ciało przeszył ostry ból. TRZY! DOLICZYŁA DO TRZECH! Przyciśnięte do kozetki ciało zaprotestowało spazmem - wyglądał jak ryba, która wyciągnięta z wody miota się po podłodze próbując ocalić życie. Na szczęście uścisk Mary był na tyle silny, że Maisie mogła spokojnie dokończyć to, co zaczęła. Łzy napłynęły mu do oczu, a z gardła wyrywały się kolejne zduszone okrzyki. Bandaż najwyraźniej spełniał swoje zadanie. Wyjęcie zwitka materiału spomiędzy zębów przyjął z ulgą. Mógł w końcu zaczerpnąć powietrza. Cisnęło mu się na usta wiele słów, ale zgodnie z prośbą nowej znajomej nic nie powiedział. Nie chciał narażać siostry jeszcze bardziej. Milczał patrząc na nie szklącymi się od łez oczyma, których nie był w tej chwili sam w stanie sobie otrzeć. Wyglądał jak zbity psiak. Nie był chyba dzielny... Ale już się tym nie przejmował. Dzielny, czy nie. Męski, czy dziecinny. To naprawdę nie było teraz ważne. Leżał w opuszczonym szpitalu na kozetce z raną po kuli w ramieniu całkowicie wyprany z wszelkich sił, by być zdolny zrobić cokolwiek. Kto by pomyślał, że wyjmowanie kuli może tak męczyć? Jedno pozwalało mu zachować przytomność - była przy nim Maisie. W jej obecności czuł się naprawdę bezpieczny. Ułożył głowę na kozetce i przymknął oczy. Wciąż ciężko dyszał, ale już nie krzyczał. Było po wszystkim. Niewiele docierało do niego ze słów Mary, ale jej głos działał całkiem kojąco. Nieważne co mówiła. Mógł odpocząć i przestać martwić się tym, jak wiele bólu przysporzy mu wyjmowanie pocisku. Choć trzeba przyznać, że Maisie uczyniła to niezwykle zręcznie i szybko, za co był jej wdzięczny. Powie jej o tym, gdy już odpocznie. - Przepraszam - odparł w pewnym momencie. |
| | | Wiek : 24 Zawód : pielęgniarka
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 2:04 pm | |
| Już miała wychodzić z sali by poszukać wody. Może znów by się poszczęściło? Spojrzała przekornie na podłogę z uśmiechem, którego nikomu nie ujawniła. Poczuła się już zbędna. Zadanie wykonane. Już nic więcej nie może zrobić. Tylko ponownie zniknąć. Może dla nich byłam pechem, ale ich pojawienie się dla mnie wybawieniem - mówiła do siebie w myślach, ale muszą odejść. Tak ma być i koniec. Znów samotnie biegać pod getto by coś zjeść, znów walka o przetrwanie i jako takie poczucie bezpieczeństwa jakie może dać opuszczony szpital. Był jej kryjówka, znała tu każdy kąt, ale miała nadzieje, że złudzenie że jest tu po raz pierwszy dało się utrzymać. W swojej głowie zlokalizowała butelkę, dokładnie wiedziała w jakim skrzydle szpitala ukryła skrzętnie pół litra jej ostatniego ratunku, który teraz był potrzebny. Skrzydło nie było oddalone. Wystarczyło skręcić na klatkę schodową i tam za półką na gaśnicę wdzięcznie czekało wybawienie. Pobiegła po nią szybko i wróciła jeszcze szybciej. Dziewczyna spojrzała na chłopaka i usłyszała owe "przepraszam". Stanęła jak wryta i patrzyła to na chłopca to na dziewczynę. Czuła, że przeszkadza. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 2:06 pm | |
| Przyglądała się kuli jeszcze przez chwilę, po czym odłożyła ją delikatnie na parapet, nie chcąc wywołać głośnego dźwięku przez upuszczenie jej na podłogę. Już wystarczająco nahałasowali na Ziemiach Niczyich, chociaż musiała przyznać, że Charlie był wyjątkowo cichy. Albo była to zasługa zapobiegliwości Mary, odkneblowującej go teraz delikatnie. Podejrzewała, że chłopak i tak nie będzie miał siły na jakieś głębokie rozmowy. Bądź wyrzuty, że Maisie przeprowadziła wesołą operację nieprofesjonalnie i boleśnie. Trudno, nie miała innego wyjścia i czuła się teraz już zupełnie spokojna, tylko przez sekundę walcząc z złymi wspomnieniami. Już kiedyś miała ręce pełne krwi; w innym towarzystwie, w innych, szczęśliwszych czasach, kiedy stała z nożem nad ciałem pierwszej upolowanej sarny. Lekkie przebłyski, czerwone promienie zachodzącego słońca i ciepła, bordowa substancja, spływająca jej już po nadgarstku. Na szczęście nie sięgnęła ołówkowej spódnicy ani bluzki; wytarła dłonie od razu w bluzę Charliego, wsłuchując się w racjonalne słowa dziewczyny. No tak, woda i odpoczynek, to na pewno było w tej chwili najbardziej niezbędne poszkodowanemu i dziękowała swojej przezorności, nakazującej zabranie z mieszkania prowiantu do schowania w kryjówce. Głupi pomysł, prowadzący do nieprzyjemnych zdarzeń, ale przynajmniej mogła w jakiś sposób pomóc chłopcu. I dziewczynie też; sięgnęła do swojej torby i wyjęła z niej małą butelkę soku, po czym podsunęła ją Charliemu, rzucając jednocześnie Mary paczkę suchych krakersów. Miała jeszcze puszki z jedzeniem, ale rozpalanie ogniska byłoby w tej sytuacji skrajną głupotą. - Za co przepraszasz? - spytała natomiast Charliego, przyglądając mu się z ukrytym niepokojem. Nie mogła zabrać go ze sobą do Dzielnicy; nie wyobrażała sobie sytuacji w której Gerard dowiedziałby się o jej wycieczkach na Ziemie Niczyje w celu przygotowań ewentualnej ucieczki. Podwójne samobójstwo; na razie ryzykowała tylko na swoje konto, łamiąc zasady ojca. - Nie mogę cię zaprowadzić do siebie, Charlie - rzuciła w końcu cicho, przysiadając na czystej części kozetki i pojąc półleżącego chłopca wodą, którą przyniosła Mary, jednocześnie wpatrując się w dziwnie roztrzęsioną dziewczynę. Jeszcze przed chwilą zachowywała się profesjonalnie, ale teraz jej głos wyraźnie drżał...wspominając coś o rodzinie? Maisie odruchowo zdrętwiała, na sekundę, co mógł poczuć tylko Charlie. Chwilowe zaciśnięcie warg, które zniknęło równie szybko, co się pojawiło. - Mam trójkę rodzeństwa. Nie wiem, czy żyją - odparła po chwili beznamiętnie; opowiadanie o sobie nie było rozsądne, ale podskórnie czuła, że Mary nie stanowi już niebezpieczeństwa. Pomogła im i bez jej obecności tutaj cała procedura pozbywania się kuli pewnie skończyłaby się dużo boleśniej i niebezpieczniej. Dzięki niej rana była zabezpieczona i teraz Charlie musiał tylko uważać, by jej nie zabrudzić. |
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 2:46 pm | |
| Najchętniej zasnąłby teraz, nawet w tej niezbyt wygodnej pozycji, ale podsunięta mu przez Maisie butelka soku nieco go oprzytomniła. No, może niekoniecznie samego Charliego, co jego pusty żołądek. Przez to wszystko zapomniał całkiem, że ostatni posiłek zjadł wczoraj z rana. Niewielki, suchy ziemniak upieczony nad ogniskiem. Całkiem pożywny, zważywszy na warunki, które tu panowały, ale nie na tyle, by wystarczyło mu na dwa dni. Na szczęście rozmowa zagłuszyła ciche burczenie dobiegające z wnętrza jego żołądka. Sam jakoś niezbyt też się tym przejął - przywykł już do zasypiania bez posiłku. Rana wciąż nieco go piekła, ale przysparzała zdecydowanie mniej bólu niż wtedy, gdy tkwiła w niej kula. - Co? - zapytał spoglądając zaskoczony na Maisie. Nie był chyba świadomy, że za coś przepraszał, widać jego świadomość nadal była nieco przyćmiona tym, co przed chwilą się wydarzyło. Może to i lepiej? Oszczędzi im to rozmowy, której Charlie zdecydowanie wolałby nie przeprowadzać. Wiedział, że ma za co przepraszać, ale naprawdę dla wszystkich będzie lepiej, gdy zostawi to wszystko dla siebie. I przyjaciela, do którego pisywał listy. Jego dziennik powinien być wsunięty pomiędzy podszewkę, a tylną część plecaka. Bezpieczny, ukryty przed wzrokiem postronnych. W zasadzie to Charlie w tej chwili znajdował się w podobnej sytuacji - bezpieczny i ukryty przed żołnierzami patrolującymi Ziemie Niczyje. Wypita woda nieco go wzmocniła, dzięki czemu mógł zacząć w bardziej aktywny sposób uczestniczyć w rozmowie, choć nie bardzo wiedział o czym dziewczyny dyskutują. - Nie prosiłem o to - odparł uśmiechając się do Maisie - Tu mi dobrze - dodał chcąc brzmieć stanowczo, choć głos wciąż miał jeszcze słaby. Nigdy nie pozwoliłby sobie, by prosić ją o coś takiego. Nie był aż tak głupi - doskonale zdawał sobie sprawę, że tam byłby tylko kulą u nogi, która pociągnęłaby dziewczynę z powrotem na samo dno. A dnem tym były właśnie Ziemie Niczyje. Cieszył się jej szczęściem i nie chciał tego niszczyć. Po chwili posłał ciepły uśmiech w kierunku Mary. Może się nie znali, ale pomogła przy wyjmowaniu kuli, sama nie wiedząc komu tak naprawdę pomaga. Był jej za to wdzięczny. |
| | | Wiek : 24 Zawód : pielęgniarka
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 3:10 pm | |
| Podając im wodę wróciła się na stertę desek, które w tej chwili idealnie imitowały krzesło. Po chwili w jej kierunku coś leciało. Podążający przez salę obiekt okazał się paczką krakersów. Mary zrobiła wielkie oczy i spojrzała na dziewczynę stojącą przy chłopaku. Nie wierzyła swoim oczom. Ostatnio jadła...na wpół surowe mięso psa. Coś jeść musiała. Krakersy w porównaniu z psem były rarytasem. Uśmiechnęła się szeroko mówiąc tym dziękuję, ale nie miała ochoty jeść ich sama. rozdarła paczkę i położyła przy kozetce tak by każdy mógł sięgnąć po jednego. - Trójkę? To znaczy jeśli nie chcesz to nie mów. Wiem jak jest. - powiedziała ponownie siląc się na lekki uśmiech. Spojrzała na chłopaka, wyglądał lepiej. - Pij, pij - popędzała go patrząc na sok - Musisz nabrać siły teraz. - na jego uśmiech poczuła ciepło w środku. Dawno nie czuła się tak zmęczona, głodna i rozkojarzona ale szczęśliwa. Odwzajemniła uśmiech po czym dotknęła jego przedramienia by zmierzyć puls. Ręka była wciąż zimna, ale nie tak jak przed zabiegiem. Dokładnie liczyła i w końcu uśmiechnęła się lekko ponownie - Puls wraca powoli do normy. Masz szczęście! Gratulacje Pani Doktor - zażartowała patrząc na dziewczynę. Ale po chwili przywołała do siebie ich rozmowę "nie mogę cię zabrać do siebie". To co z nim będzie? Gdzie go...Mogłabym się nim zaopiekować, ale czy to nie wyglądało by po prostu dziwnie? - zadała sobie nurtujące ją pytanie. Wciąż nie znała nawet imion przybyszy, ale zrozumiała, że ta nie wiedza zapewnia im w jakiś sposób bezpieczeństwo. Po za tym, to nie było aż tak ważne. Teraz liczyło się jedzenie i czekanie na skutki uboczne za dużej ilości adrenaliny we krwi. Pochwyciła następnego krakersa w zęby i cicho go przygryzła. Zbliżał się czas patrolu żołnierzy. - Posłuchajcie...lepiej by było ukryć się na górze, wiem co mówię. Tu jesteśmy na odstrzale, na trzecie piętro nigdy nie chce im się wchodzić - uśmiechnęła się lekko, wciąż zastanawiając się co będzie z chłopakiem. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 3:41 pm | |
| Nigdy nie czuła się za nikogo odpowiedzialna; została wepchnięta w tak pokręconą rodzinną relację, że nie mogła zaopiekować się nikim, zależna tylko od jednej osoby. I przez nią w pewien sposób rozpieszczona; nie miała nigdy żadnego zwierzątka, świętej pamięci Azazel został jej brutalnie odebrany i pewnie dlatego teraz całą nadopiekuńczość przelewała na Charliego. Bladego, zmęczonego, drżącego i spoconego. Najchętniej nakryłaby go kocem, zrobiła ciepłej herbaty i poopowiadała mu dawne bajki. Oczywiście te cenzuralne, nie te, którymi częstował ją na dobranoc Gerard, powoli wsączając w jej psychikę wieczny niepokój i chore przywiązanie. Nakazujące jej powrót do domu. Jak najszybciej; nie ruszała się jednak na razie z miejsca, poprawiając rozczochrane włosy Smitha i w końcu odbierając mu butelkę i wypijając ją do końca. Z ulgą odstawiła ją na brzeg kozetki, poprawiając w końcu podwinięte rękawy koszuli i uśmiechając się lekko na słowa dziewczyny. Nie przez dość dumne określenie, ale przez pocieszającą diagnozę. Widocznie wszystko miało szansę się ułożyć i mogła z czystym sumieniem zostawić Charliego tutaj...samego? To nie dawało jej spokoju, wiedziała, że ranny nie znajdzie jedzenia i nie obroni się przed ewentualnymi rabusiami. Nie miała jednak wyjścia, zwłaszcza, że czas gonił. Wstała więc z kozetki i schyliła się do plecaka Charliego, wkładając tam przyniesione puszki z jedzeniem i przy okazji upewniając się, że pistolet i naboje są na miejscu. Były, tak samo jak szara teczka, którą otworzyła, podejrzewając, że znajdzie tam same śmieci. Niezależnie od tego, co znajdowało się w teczce, zamknęła ją i schowała do swojej torebki, zapinając zamek i odwracając się do kompanów w nieszczęściu, jednocześnie łapiąc w dłoń ciężki plecak. - Dobrze. Przejdziemy na poddasze. Tam was zostawię i...potem będę musiała zniknąć - zaczęła, powoli rysując sobie w głowie chwiejny plan. - Macie jedzenie, powinno wystarczyć na trzy dni. - dodała, bez pytania zakładając, że dziewczyna zostanie przy Charliem. Może postępowała znów naiwnie, ale wydawało się jej, że lepsza nieznajoma towarzyszka niż samotne noce w opustoszałym muzeum. Podeszła więc do Charliego i pomogła mu wstać, kierując się w stronę drzwi. - Nie wiem, kiedy się zobaczymy. W razie czego - korzystaj z tego, co dzisiaj znaleźliśmy - powiedziała mu cicho. - Gdybyś zmieniał lokalizację, zostaw mi tutaj jakąś wiadomość, dobrze? I uważaj na siebie - zakończyła, uśmiechając się ponad jego ramieniem do Mary i wskazując głową drzwi. Przez które zapewne wyjdą na schody i na bezpieczne poddasze. prosiłabym MG o udzielenie informacji odnośnie dokumentów/śmieci znalezionych w teczce i o dopisanie do ekwipunku Charliego broni i amunicji, jednocześnie dziękując za miłą rozgrywkę Mary, Charlie, chyba możecie jeszcze odpisać po jednym poście i kończymy? ;> |
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 4:46 pm | |
| Wizja leżenia pod kocem z kubkiem gorącej herbaty w ręku i Masie opowiadająca mu bajki była dla niego tak abstrakcyjna, jak to, że kiedykolwiek skończy swoją tułaczkę. Oczywiście, właśnie czegoś takiego pragnął, ale był realistą (a może raczej pesymistą?), który dobrze wiedział, że nie ma czegoś takiego jak szczęśliwe zakończenia. Jest tylko ponura rzeczywistość i instynkt, który sprawiał, że jeszcze żyli. Kto wie? Sekunda zawahania w muzeum i może leżałby teraz martwy? Lub co gorsza martwa byłaby Maisie. Właśnie wtedy, gdy zaczęło jej się jakoś układać (przynajmniej w wyobrażeniach Charliego, któremu znacznie łatwiej przychodziło wyobrażanie sobie szczęścia innych niż jego własnego). Nie miał jej za złe, że musiała iść. Doskonale to rozumiał, choć w głębi serca chciał, by została tu z nim na zawsze. Nie był jednak egoistą - skoro chociaż jej udało się stąd wyrwać, to powinna z tego korzystać. I nie zawracać sobie głowy małym, brudnym chłopakiem. Uśmiechnął się po raz kolejny, po czym spróbował poderwać się z kozetki, ale próba ta zakończyła się tylko zduszonym jęknięciem. Znów potrzebował pomocy... Uśmiech tkwiący na jego twarzy rozpłynął się w momencie, gdy wspomniała o odejściu. Spochmurniał nieco, ale szybko zamaskował niezadowolenie jakimś grymasem, który to miał się niby pojawić z powodu bólu. - Nie musisz tego zostawiać - stwierdził widząc, jak Maisie chowa mu do plecaka jedzenie. Wciąż nie mógł przyzwyczaić się do myśli, że dziewczyna nie musi teraz walczyć o każdy posiłek. W głowie cały czas tkwiła mu wizja tego, że oddaje im swoje zapasy, nie zostawiając nic dla siebie samej. - Dziękuję - odparł, gdy do niego podeszła. Z jej pomocą podźwignął się z kozetki i wciąż opierając się o jej ramię ruszył w kierunku drzwi prowadzących na korytarz. Pokiwał głową. Wprawdzie nie planował wykorzystywać broni, bo ta w jego rękach była większym niebezpieczeństwem dla niego samego niż innych, ale łatwiej będzie mu żyć ze świadomością, że może jej użyć. Poza tym - strzelanie przyciągało zbyt wiele uwagi, tutaj zdecydowanie lepiej było działać po cichu. - Dam sobie radę - zapewnił. Zawsze dawał. Spędził w końcu ostatnie dwa miesiące w kompletnej samotności i wciąż żył. Chociaż nie odbiło to się najlepiej na jego zdrowiu psychicznym. Ale teraz miał towarzyszkę. Mary wydawała się naprawdę miła, choć pozory potrafią często zakończyć się tutaj dość bolesną pomyłką. - Nie powinnaś tu wracać - ale zignorowała chyba jego słowa. Wszyscy troje opuścili salę.
/kończymy ;) |
| | | Wiek : 24 Zawód : pielęgniarka
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 5:14 pm | |
| Czyli teraz miała nie być sama? Szła przodem prowadząc pozostałą dwójkę na poddasze. Mijali dwa korytarze, gołębie na nich szukające czegokolwiek do jedzenia. Przykro mi wyczyściłam tu wszystko przed wami - pomyślałam i ponownie weszłam na schody. Im wyżej tym dziwnie zimniej. Między obdrapanymi murami robiło się coraz mroczniej. Co chwila odwracała głowę by mieć pewność, że twarz chłopaka nie blednie jeszcze bardziej. Bała się o jego stan, powinien teraz leżeć, ale to było zbyt niebezpieczne. Nie sama...całe tygodnie była sama, jedna jedyna. Wciąż niepewnie patrzyła na chłopaka, ale jak się okazało jej misja się jeszcze nie skończyła. Teraz miała się opiekować. Nie zawiedzie. Weszła powoli na poddasze Uśmiechnęła się. Jako tako dziewczyna miała do niej zaufanie by zostawić chłopaka pod jej opieką. Bała się, że przez zbytni wysiłek krew znów zacznie płynąc, a nawet przyczyni się do wykrwawienia. Od czasu do czasu uważnie lustrowała twarz chłopaka, nie wyglądał najgorzej, chodź stawał się bledszy i bledszy. - To tutaj - powiedziała kierując ich przez trzecie piętro na sam koniec korytarza. - Gdy się lepiej poczuje i odpocznie, schowamy się na poddaszu, tam będziemy bezpieczni. - uśmiechnęła się kojąco - Dziękujemy za jedzenie. Oczywiście, że się nim zajmę. Za niedługo odzyska, powinien odzyskać siły. Połóż się tutaj. - zadecydowała wskazując stare szpitalne łóżko z nie najgorszym materacem. Odetchnęła z ulgą. Wszystko miało się skończyć dobrze, ale czy tak będzie? Czy się w ogóle dogadają? Muszą. - Jakoś to będzie...- powiedziała na koniec uśmiechając się delikatnie do obojga. / dzięki za dziś było super! |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : szabrowniczka Przy sobie : nóż ceramiczny, wytrych, leki przeciwbólowe (6 tabletek), żywność, paczka papierosów, zapalniczka, tabletki do uzdatniania wody, latarka z wytrzymałą baterią, mapa podziemnych tuneli Znaki szczególne : dog Majcher u boku Obrażenia : nieprawidłowo zrośnięty nadgarstek (nie widać tego z zewnątrz, spustoszenie odkryje rentgen) będący źródłem chronicznego bólu
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pon Sty 12, 2015 10:26 pm | |
| To jakieś kpiny. Jakiś, kurwa, żart. Najpierw pomyślała, że mogłaby po prostu to wyśmiać. Wiecie, coś w stylu chcecie mnie wywieźć, co? taki chuj i robić swoje. Umiała, nie? Uznali ją za nieprzydatną, bo, hej - chyba faktycznie taką była. Zamiast zarabiać na kawior i ciepłą wodę nieszczęsnych możnowładców, po prostu się ukrywała. Co mogło być więc trudnego w robieniu tego dalej? Przecież nic się nie zmieniało, po prostu teraz miała w ręku list, który podkreślał, jak bardzo musi się starać. Że bardziej, niż dotąd. Że musi przypomnieć sobie, jak zaczynała. Bo, hej, miała list. Skąd? Skąd, do cholery, miała ten pieprzony list? To proste. Od rodziny. Nie, nie wróciła do domu. Nie, nie kontaktowała się z nimi. Pismo dostała przez pośrednictwo jednego ze swych znajomych, którzy mieli na tyle przyzwoitości, by uspokajać czasem jej rodzicieli, że ich córeczka żyje. Jeszcze. Oczywiście, sama Annika o to nie prosiła. Wiecie, jej naprawdę było wszystko jedno, co sobie myślą. Co więcej, sądziła, że pewnie lepiej by było, gdyby stała się martwą. Nikt by za nią nie płakał, naprawdę, a przynajmniej byłby kłopot z głowy. O jedną osobę, wobec której należałoby udawać troskę, mniej. No i nie byłoby podobnych pism, nie? Zmarłych, zdaje się, jeszcze nie zmuszali do emigracji. W każdym razie, dostała list. Wzywamy Panią... Odbudowa Panem... status Wolnego Obywatela... Sratatata. Nie była głupia. Nie aż tak, by dać się na to nabrać. Łykała różne przynęty, ale nie takie. Sorry, mister President. Nie tym razem. Zrobiła to, co umiała najlepiej. Jedyne, co mogła. Zarzuciła nieodłączny plecak na ramię, spuściła Majchra ze smyczy i skorzystała ze swej niezawodnej ścieżki za mur. Miała wprawdzie mapę, mogłaby zejść do podziemi, może przytulić się na chwilę do Kolczatki, ale... Nie dojrzała do tego jeszcze. Wolała spróbować inaczej. Po swojemu. Tak, jak dotychczas. Oczywiście, domyślała się, że nie będzie łatwo. Zbliżająca się wywózka była gwarantem nasilonych patroli. Wymknięcie się za mur mogło być jeszcze stosunkowo proste, ale łap Białych trudno było uniknąć. Wbrew temu, co się mówiło, Ziemie Niczyje nie gwarantowały bezpieczeństwa. Były po prostu nieco innym polem gry, poligonem dającym jakieś szanse. Czy umiała z nich skorzystać? Niewątpliwie niebawem przyjdzie jej to sprawdzić. Wiedziała, że musi być w ruchu. Na najbliższe kilka dni czy tygodni - zanim dadzą sobie spokój, zanim drugi transport wyruszy w świat, zanim wszystko się uspokoi, przyśnie na chwilę - mogła zapomnieć o ciepłym kącie, do którego wracałaby co noc. Nowe zaułki, nowe miejsca, codziennie inne, tylko to dawało jakąkolwiek szansę. Mimo to po powrocie do swego rewiru poszła jedną z bardziej typowych dla niej ścieżek. Cholera. Była przewidywalna, co? Ale z pewnymi rzeczami nie umiała sobie radzić. Miała głód, który wymagał zaspokojenia, a szpitala wciąż przecież nie przejrzała do końca. Oczywiście, mógł to już zrobić ktoś inny - ba! na pewno niejeden przewrócił zapasy opuszczonej kliniki od góry do dołu - ale Lyberg nigdy nie rezygnowała tylko dlatego, że ktoś był przed nią. Ludzie popełniali błędy. Nie zauważali. Zapominali. Ona zaś doskonale potrafiła to wykorzystać. Była ostrożna, jak zawsze. Będąc niemal pewną, że raczej prędzej niż później natknie się albo na konkurencję, albo na mundurowych, uważała bardziej, niż zazwyczaj. Krok, krok, krok, po cichu. Drzwi otwierane ostrożnie, bez skrzypnięcia. Połamane krzesła nie trącane nawet czubkiem buta. Jaki plan? Prosty. W piwnicach był kiedyś magazyn leków. Zostawiła go sobie na koniec. Coś jak wisienka na torcie - spleśniała wprawdzie, nadgryziona, w gruncie rzeczy pestka bardziej niż faktyczny owoc, ale hej, potrzebowała jakichkolwiek symboli. Przekroczenie progu niegdysiejszego skarbca pełnego prochów mogło takim być. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Opuszczony szpital Sro Sty 14, 2015 8:21 pm | |
| Choć Annika stąpała ostrożnie i niemal bezszelestnie, szpital i tak co jakiś czas rozbrzmiewał pojedynczymi dźwiękami - czasem gwizdem wiatru, który wpadł do jednego z pustych pomieszczeń, a czasem skrzypnięciem poruszonej przez niego okiennicy czy tupotem przemykających po zbutwiałej podłodze szczurów. Panował zupełny spokój i zdawało się, że nic nie było w stanie go naruszyć. Dziewczyna znajdowała się właśnie na wąskim, zagraconym korytarzu. Na usłanej papierami, szkłem i wszelkimi drobiazgami podłodze leżał przewrócony wózek inwalidzki, gdzieś indziej nosze na kółkach, a nawet kilka połamanych krzeseł. Na końcu korytarza mieściła się natomiast klatka schodowa, która prowadziła do piwnicy i na piętro wyżej. W pewnym momencie gdzieś w głębi szpitala trzasnęły drzwi. Niewykluczone, że był to po prostu wiatr, ale na Ziemiach Niczyich w takich chwilach nie należało być stuprocentowo pewnym. |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : szabrowniczka Przy sobie : nóż ceramiczny, wytrych, leki przeciwbólowe (6 tabletek), żywność, paczka papierosów, zapalniczka, tabletki do uzdatniania wody, latarka z wytrzymałą baterią, mapa podziemnych tuneli Znaki szczególne : dog Majcher u boku Obrażenia : nieprawidłowo zrośnięty nadgarstek (nie widać tego z zewnątrz, spustoszenie odkryje rentgen) będący źródłem chronicznego bólu
| Temat: Re: Opuszczony szpital Czw Sty 15, 2015 8:35 pm | |
| Paranoja lub instynkt, tylko to wchodziło w grę. Albo jedno, albo drugie mogło stać za reakcją Anniki na trzaśnięcie drzwiami, które gwałtownie przerwało względną ciszę szpitala. Skrzypienie niedomkniętych okien czy pchniętego przypadkiem łóżka - te dźwięki były oczywiste i dobrze znane, naturalne dla obumarłego szpitala. Tamto - to jednak co innego. Tu drzwi same się nie zamykają. Tu zamyka je ktoś. Wiatr, oczywiście. Zazwyczaj wiatr. To zazwyczaj było jednak wystarczającym argumentem, by Lyberg w jednej chwili zastygła, wciągnęła powietrze głęboko w nozdrza - jak drapieżnik, pomimo, że przecież nic jej to nie dawało - i namacała rękojeść noża. Jeśli kiedykolwiek była sentymentalną, to już dawno przestała. Teraz chodziło tylko o przetrwanie. Zarówno Ziemiami Niczyimi, jak i gettem rządziła prosta zasada - albo ja, albo on/ona/oni. W obliczu takiego wyboru Annika nigdy nie miała problemów ze swą decyzyjnością. To, co chciała zrobić, było proste, jeśli uwzględniło się założenie, jakie teraz wysunęła - nie jestem tu sama. Biorąc pod uwagę takie nastawienie (będące symptomem przewrażliwienia lub zaadaptowania się do życia w skrajnie trudnych warunkach), nie dziwiło, że pierwszym, co zrobiła, było dopadnięcie dawno zapomnianych noszy. Wiecie, co na takich się znajduje? Materiał. Obicie względnie cienkiego, nieszczególnie wygodnego materaca. A wiecie, co robi materiał? Doskonale wycisza kroki. Lybergówna ani myślała bawić się w podchody - jeśli rzeczywiście miało mieć to miejsce, jeśli faktycznie ktoś wkroczył na jej teren, jeśli to naprawdę nie był wiatr - będąc słyszalną z daleka. Nawet skrajna ostrożność, stawianie obutych stóp najciszej jak się da nie jest w stanie wygrać z piekielną ciszą zapomnianego szpitala. Puste korytarze niosły echem najlżejszy choćby szept i Annika doskonale o tym wiedziała. Nasłuchiwała więc, licząc na to, że może ten drugi - jeśli istniał - o tym nie wie, a jednocześnie przystąpiła do pracy. Nie mogła materiału drzeć, bo to też mogło być słychać. Musiała go odciąć, ostrożnie, jak najciszej. Miała nóż, więc sam sposób nie był problemem. Mógł być nim jedynie czas - nie wiedziała, ile go miała. Nie wiedziała, kiedy nagle na końcu korytarza ktoś może się pojawić. W jednej chwili przeszukanie magazynu leków zeszło na dalszy plan. Teraz, być może, zaczęły się łowy. Teraz musiała dopilnować swych ziem. Co, że nie miała do nich prawa? Och, nie bądźmy śmieszni. Na Ziemiach Niczyich za uprawnienia płaciło się krwią - najlepiej czyjąś, nie swoją. - Majcher - syknęła cicho, acz sugestywnie. Ostrożnie, bardzo, bardzo ostrożnie - i cholernie powoli, przynajmniej tak jej się zdawało - odcinała odpowiednie skrawki prześcieradła czy obicia materaca, zależnie od tego, co nadawało się bardziej. Dwa prostokąty dla siebie, by owinąć nimi trampki i cztery mniejsze dla psa, by skryć w nich jego łapy. Co z tego, że sama byłaby bezszelestna, gdyby zdradzało ją skrobanie pazurów doga? Dobrze chociaż, że nie szczekał. Dobrze, że tak jak i ona, nie był na Ziemiach Niczyich nowy. Zwierzęta pozostawione same sobie dziczeją i przypominają sobie pierwotne nauki. Na przykład te, by, podchodząc zwierzynę, nie zdradzać się. Iść pod wiatr, nie warczeć, nie szczekać. To właśnie dlatego, rozcinając materiał i robiąc z niego swoiste "wygłuszacze" nie tylko nasłuchiwała, ale także uważnie spoglądała na psa. Niezależnie od jej własnej czujności, to Majcher wyczuje intruza pierwszy. Chociaż, oczywiście, wolałaby, żeby nic się nie stało. Wolałaby okazać się paranoiczką. Zawsze wolała. Po prostu nie mogła pozwolić sobie na życie samą nadzieją i ufnością. Zakładanie najgorszego - tylko to sprawiało, że wciąż jeszcze żyła. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Sty 16, 2015 12:38 am | |
| Czas mijał i chociaż opuszczony szpital nadal żył własnym życiem, trzeszcząc cicho czy skrobiąc w podłogę, wszystko wskazywało na to, że dźwięk zatrzaskiwanych drzwi w gruncie rzeczy nie był powodem do obaw, a jedynie kolejnym żartem od pustych pomieszczeń, w których hulał wiatr. Annika byłaby jednak bardzo naiwna, gdyby w to wierzyła. Po około dwóch minutach nad jej głową rozległ się dźwięk przywodzący na myśl stawiane niezbyt cicho kroki. Sufit znacznie tłumił odgłosy, ale jeśli Lyberg słuchała uważnie, po chwili mogła dojść do wniosku, że kroki należały do dwóch osób. Nieznajomi oddalali się od Anniki; w pewnym momencie zaczęli nawet szeptać, choć dziewczyna nie zdołała wyłapać ani słowa. Głos jednego z nich zabrzmiał jednak wyraźnie, gdy intruzi stanęli na klatce schodowej. - Sprawdźmy jeszcze tam. Głos ten należał do mężczyzny. Po chwili na schodach prowadzących na korytarz, gdzie znajdowała się Annika, rozległy się kroki. |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : szabrowniczka Przy sobie : nóż ceramiczny, wytrych, leki przeciwbólowe (6 tabletek), żywność, paczka papierosów, zapalniczka, tabletki do uzdatniania wody, latarka z wytrzymałą baterią, mapa podziemnych tuneli Znaki szczególne : dog Majcher u boku Obrażenia : nieprawidłowo zrośnięty nadgarstek (nie widać tego z zewnątrz, spustoszenie odkryje rentgen) będący źródłem chronicznego bólu
| Temat: Re: Opuszczony szpital Sro Sty 21, 2015 7:45 pm | |
| Dwie osoby. Wciąż nie bardzo wiedziała, czy do czynienia ma raczej z mieszkańcami Ziem Niczyich, czy Strażnikami, ale... Dwie osoby. Cholera. Musiała uważać. Gdy tylko zadbała o to, by ani jej kroki, ani też kroki Majchra nie były zanadto słyszalne, nadeszła pora, by zapewnić sobie jakąś kryjówkę. Do tej pory uświadomiła już sobie, że nieoczekiwane towarzystwo najwyraźniej czegoś szukało, a skoro tak, to pewnie nie zamierzali wynieść się za szybko. Co więcej, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że niebawem się spotkają - szesnastoletnie dziewczę i bliżej nieokreślony jeszcze element społeczny - stąd koniecznością stało się prędkie ustalenie zasad, na jakich to spotkanie się obędzie. Annika nigdy nie lubiła, gdy ktoś decydował za nią - i tu nie było szczególnych wyjątków. Nawet Sebastian, ten Sebastian, o którym usilnie chciałaby zapomnieć (z jednej strony, bo z drugiej wspomnienia brata były najcenniejszym, co miała), nie był osobą, której chciałaby być podległa. Jeśli robiła coś zgodnie z jego życzeniem to tylko dlatego, że sama tego chciała. Nie była typem, który poddawał się zewnętrznej dominacji. Wszystkie zasady, reguły, cały stos regulaminów determinujących jej życie chciała ustalać sama, niezależnie od jakichkolwiek innych jednostek. Te podniosłe stwierdzenie dotyczyło nie tylko ogólników czy reguł najbardziej podstawowych, ale także takich drobnostek jak to, kto wyjdzie z inicjatywą, kto zajmie uprzywilejowaną pozycję, kto podyktuje zasady, podporządkuje sobie grę. To znaczy... Cóż. W porządku, to może nie były drobnostki. Ostatecznie z całkiem dużym prawdopodobieństwem można było stwierdzić, że były to kwestie bardzo ważne, bardzo znaczące. Tu przecież mogło chodzić o życie. O to, kto dziś wyjdzie cały i zdrów, a kto nie wyjdzie wcale. Była paranoiczką? Tak, na pewno. Paranoja była jednak mechanizmem która każdemu mieszkańcowi Ziem Niczyich czy Getta mniej lub bardziej pomagała przetrwać i powitać kolejny poranek. Lybergówna, jasna sprawa, zamierzała przeżyć jeszcze niejeden świt i niejeden wieczór. Jej historia nie miała skończyć się tu i teraz, szczególnie, że... Dobrze, nie pokusiłabym się o stwierdzenie, że miała po swojej stronie element zaskoczenia, ale przynajmniej wiedziała, że ma towarzystwo. Podobna wiedza to zawsze coś - zawsze lepiej ją mieć niż samemu zostać napadniętym znienacka. Wiedziała, że nie ma zbyt wiele czasu, stąd starała się działać szybko. Wiedząc, że nieznajomi nadejdą od strony klatki schodowej skierowała się... właśnie w tamtym kierunku, ku schodom. Nie na górę jednak, a czym prędzej - na dół, mniej więcej do połowy trasy prowadzącej do piwnic. Chciała schować się tak, by ci z góry jej nie widzieli, za to by ona mogła dostrzec ich - poprzez szpary w połamanej barierce, między zrujnowanymi, zasypanymi pyłem i kurzem stopniami schodów. Oczywiście, to ostatnie - owa miękka warstwa brudu - nie było niczym pożądanym, uwidaczniało bowiem jej kroki. Annika ani myślała jednak się tym przejmować - szpital co dzień nawiedzany był przez tułających się na Ziemiach wyrzutków, podobne tropy nie były więc niczym szczególnie dziwnym. Zresztą, obwiązując buty fragmentami prześcieradła, sprawiła, że jej ślady nie wyglądały charakterystycznie, co mogło dodatkowo przeważyć na rzecz ich nieciekawości. W każdym razie, musiała się przyczaić. To, że zamierzała schować się na schodach, a nie gdzieś wgłębi korytarza, z dala od klatki schodowej, było decyzją przemyślaną. Założenie, że mężczyźni rzeczywiście wyjdą na korytarz nie było może w stu procentach pewne, ale prawdopodobne. Gdyby faktycznie zdecydowali się na rekonesans po poziomie, na którym przed momentem była Lybergówna, dziewczyna zyskałaby całkiem niezłą pozycję za plecami nieznajomych. To pozwoliłoby jej ich z grubsza ocenić i dało czas na podjęcie jakiejś decyzji. Jasnym przecież było, że szpital był za mały na całą ich trójkę, niezależnie, kim miało być to nieszczęsne towarzystwo. A w przypadku, gdyby jednak nie zainteresowali się piętrem i skierowali jeszcze niżej, a więc dokładnie tam, gdzie kryła się Annika? Cóż, wtedy byłoby trudniej, ale... Och, na bogów, zacznie się martwić gdy będzie o co! Tymczasem zaś nie było, przywarła więc tylko do masywnego ciała psa (obejmując go za szyję, przytrzymywała go przy sobie, by przypadkiem nie wypadł na nieznajomych, zdradzając ją zbyt prędko), poprawiła uchwyt jednej z dłoni na rękojeści noża i czekała, odliczając dłużące się sekundy. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Opuszczony szpital Sro Sty 21, 2015 11:49 pm | |
| Zdawało się, że mężczyźni będą schodzili po schodach w nieskończoność; odgłos ich kroków narastał jednak z każdą chwilą, aż w końcu Annika mogła dostrzec masywny, wojskowy but i skraj białych spodni. Dziewczyna nie musiała być mistrzem dedukcji - nie ulegało wątpliwości, że zaledwie kilka metrów od niej znajdowali się Strażnicy Pokoju. Po chwili mężczyźni zeszli ze schodów i zatrzymali się, wpatrując w korytarz. Jeden z nich był wysoki i dobrze zbudowany, drugi z kolei sprawiał wrażenie nieco wątłego i słabowitego, lecz mogły to być tylko pozory. Oboje mieli przytwierdzone do pasów kabury, z których wystawały połyskujące słabo, choć nieco złowieszczo pistolety. Póki co Los sprzyjał Annice - strażnicy byli odwróceni tyłem do dziewczyny, a półmrok, który panował na schodach, zdecydowanie działał na jej korzyść. W pewnym momencie wysoki mężczyzna rzucił swojemu towarzyszowi kilka słów, po czym machnął dłonią, wskazując korytarz. Wyjął z kabury pistolet i odbezpieczając go, ruszył w głąb korytarza. Gdy znajdował się już daleko, zniknął za jakimiś drzwiami. Drugi strażnik zrobił natomiast kilka kroków do przodu i przystanął. Chociaż Annika nie widziała jego twarzy, wiele wskazywało na to, że mężczyzna nudził się. Co chwila ziewał i kręcił się w miejscu, a w końcu oparł się o ścianę i wyjął z kieszeni coś, co wyglądało jak kilka czy kilkanaście niewielkich prostokątnych kart. Zaczął przeglądać je bez większego zainteresowania. Jeśli Annika przypatrywała się kartom uważnie, mogła szybko odkryć, że strażnik trzymał w ręku dowody tożsamości. Mimo to im dłużej dziewczyna ukrywała się na schodach, tym bardziej było to ryzykowne.
Annika, masz trzy opcje:
1 - możesz spróbować po cichu zejść do piwnicy i poszukać wyjścia. Ze schodów widzisz jednak, że na dole panują absolutne ciemności, a kto wie, co napotkasz po drodze. 2 - możesz spróbować przemknąć za plecami strażnika i uciec na górę. Zakładając oczywiście, że mężczyzna cię nie zauważy. 3 - możesz spróbować zaatakować strażnika od tyłu i dopiero wtedy uciec. Co prawda jest to równie ryzykowne rozwiązanie, ale czy trzymane przez niego dowody tożsamości nie wyglądają kusząco? |
| | | Wiek : 22 lata Zawód : Brak Przy sobie : Skórzany, wytarty plecak Znaki szczególne : Kolczyk w wardze, długa blizna na nadgarstku (pamiątka po jednej z walk) Obrażenia : Brak
| Temat: Re: Opuszczony szpital Sro Kwi 15, 2015 10:10 pm | |
| Ziemie niczyje nie były bezpiecznym miejscem. Doskonale odczuł to mężczyzna, który zapadł na nieznaną Andy'emu chorobę. Czuł się i wyglądał bardzo źle. Może to przez wodę, którą pijał z niewiadomego źródła? A może to infekcja powstała z brudu i niedożywienia? Gdyby ten człowiek był mu zupełnie obcy i nic dla niego wcześniej nie zrobił, Rose nie pomógłby mu. Przeszedłby obojętnie jak obok tysięcy umierających na ulicach istnień. Między innymi z tym człowiekiem uciekł strażnikom i ten człowiek czasem częstował go jedzeniem i zdatną do picia wodą. Nie mógł go więc zostawić na pastwę losu nawet urodzony samotnik, taki jak Andy.
Postanowił udać się do opuszczonego szpitala, by poszukać jakiś leków. Podejrzewał, że wszystko już zostało przegrzebane, ale nie zaszkodziło zajrzeć. Wszedł do jednej z sal, przeszukując prześcieradła i szuflady. Znalazł tylko kilka rozbitych fiolek, parę igieł i jeden potwornie brudny bandaż, który nie nadawał się do użytku. Westchnął cicho, zastanawiając się co mógłby jeszcze zrobić, gdzie i przede wszystkim czego szukać? Miał wrażenie, że ma związane ręce.. |
| | | Wiek : 32 lata Zawód : medyk Przy sobie : 1 gram morfaliny, apteczka
| Temat: Re: Opuszczony szpital Czw Kwi 16, 2015 10:02 am | |
| | Start | Charlotte White. Tak, to jej imię i nazwisko. Bardzo je lubiła – te dwa słowa, określające jej osobę nie były zbyt kwieciste, nie były zbyt nudne czy też monotonne. Dlatego w duchu dziękowała swoim rodzicielom, że za sprawą ich decyzji stała się Lottą. A nazwisko też było ładne. Mimo, ze niektórzy mogliby mieć inne wrażenie. W końcu tyle jest opinii ludzkich, ile istot na tym świecie. Należałoby tutaj również dodać, że lubowała się w rozmyślaniu na tematy niezbyt ważne, a nawet można by stwierdzić, że pod pewnymi względami – błahe. Już taka była ta nasza pani medyk. I w żaden ze sposobów nie da się uciec od tej świadomości. A że wiemy doskonale, że lepiej z nią nie zadzierać z powodu jej sadystycznych zapędów, dlatego nie będziemy nie tyle rozwarstwiać sprawy, co po prostu wypominać jej czegokolwiek. Tak więc skupmy się na teraźniejszości. Charlotte przybyła tutaj, by tutejszym mieszkańcom zrobić zastrzyki na różnorakie groźne choroby. Przecież nie od dzisiaj wiadomo, że ci, którzy zamieszkują Ziemie Niczyje, nie mają na co dzień dobrej opieki medycznej. Dostała zlecenie I musiała zrobić, co leżało w jej interesie. W sumie nie lubiła pomagać ludziom. Nie lubiła, jak ratuje życie innym albo dba o ich zdrowie... wolała rozpruwać innym flaki za pomocą skalpela. O, najlepiej dość tępego, by zadać swoim pacjentom ja najwięcej bólu. Tak więc wiadomo, że nie daje im znieczulenia przy nawet najboleśniejszych zabiegach. Chyba, że robiła to pod jakimś czujnym okiem... spojrzeniem innego lekarza chociażby. Przecież nie chciała utracić tej a jakże dobrze płatnej pracy! Nikt by nie chciał. Tak więc jej sadystyczne zapędy stanowiły jedynie swego rodzaju dodatek, urozmaicenie w jej pracy. Kiedy ukończyła robienie bardzo bolesnych zastrzyków, uznała że wykorzysta swój pobyt na tych oto terenach... i pozwiedza je. Chociażby na krótka chwilę, ale wiedziała że, będąc tutaj, powinna ów fakt w jakikolwiek sposób wykorzystać! Chłonęła wzorkiem, nozdrzami oraz innymi ośrodkami zmysłów cechy tutejszego miejsca. Pod pachą dzierżyła, co jest nad wyraz oczywiste, apteczkę ze wszystkim, co niezbędne. Ale nie... nie znajdziemy tam samych medycznych przedmiotów. W bocznej kieszonce trzymała skręta z Cannabisu, którego zrobiła w drodze na tereny Ziemi Niczyjej. Leciała poduszkowcem z paroma innymi osobami. Jednak żadna z tych osób nie zwracała zbytniej uwagi na to, co robi nasza szanowna pani medyk. Ucieszona, że już za chwilkę dosięgnie ją faza, ochoczo włożyła skrępa pomiędzy palce lewej ręki, by prawą sięgnąć po zapalniczkę i odpalić zbawczą moc marihuany. Zaciągnęła się raz, i to raczej płytko. W sumie jej pierwsze buchy nigdy nie były zbyt głębokie. Miała w zwyczaju rozkręcić się dopiero potem. Marihuana jeszcze nie zadziałała. Co prawda zastrzyki wykonywała w zaciszu domostw. Kiedy już odwiedziła prawie wszystkie, postanowiła się przejść, o czym już wiemy, bo wspomnieliśmy o tym już parę chwil wcześniej. Nogi zaniosły ją na tereny opuszczonego szpitala. Względem tego typu miejsc odczuwała swego rodzaju przywiązanie. I tak też było w tym przypadku... Kiedy tak chodziła, zauważyła jakąś istotę i trudno było jej określić, czy to mężczyzna, a może kobieta? Trudno to stwierdzić, może dlatego, że persona ta ewidentnie lubowała się w stylu nazywanym powszechnie „Scene”? Płeć tych, którzy utożsamiają się ze stylem emo dość często stanowi jedną wielką niewiadoma, aczkolwiek lekarka postanowiła, że tym razem podejmie się jej rozwiązania. Nie ma, że boli. Była bardzo ciekawa. Nie dało się temu w jakikolwiek sposób zaprzeczyć. Wkrótce potem dystans ich dzielący zmniejszył się. Początkowo nieznacznie, ale jednak, ale z każdą narastającą sekundą coraz bardziej przybliżała się do tej osobowości. Zauważyła, że osobnik ten nie wygląda zbyt dobrze. Ba, można nawet uznać, że jest chory, a może nawet dość poważnie? Charlotte uśmiechnęła się nikczemnie pod nosem. Nareszcie nie będzie się nudziła! Nie zdawała sobie sprawy, że to mężczyzna. Nie kobieta. Kiedy była dość blisko, bez chwili wahania, przemówiła, kierując oczywiście swoje słowa w kierunku „emowca”. - Witaj. -przywołała na swoje usta najpiękniejszy uśmiech, na jaki tylko było ją stać. Nie widać było w nim jej sadystycznych zapędów. To dobrze, przemknęło jej przez myśl. - Czy oby na pewno dobrze się czujesz? - spytała z udawaną troską. Musiała grac, jeżeli chciała, żeby ten osobnik wpadł prosto w jej sidła. Nie zauważyła nawet, że skręt wypadł jej z dłoni i tym samym nie zdawała sobie zbytnio sprawy, gdzie jest... |
| | | Wiek : 22 lata Zawód : Brak Przy sobie : Skórzany, wytarty plecak Znaki szczególne : Kolczyk w wardze, długa blizna na nadgarstku (pamiątka po jednej z walk) Obrażenia : Brak
| Temat: Re: Opuszczony szpital Nie Maj 17, 2015 11:46 am | |
| Andy był tak bardzo zajęty poszukiwaniami leków, że dał się zaskoczyć. To było do niego niepodobne. W momencie, słysząc kobiecy głos za swoimi plecami, odwrócił się raptownie, zrzucając przypadkiem ze stolika puste butelki po jodynie, które z hukiem rozbiły się o podłogę. Dłoń chłopaka odruchowo dotknęła miejsca za pasem, gdzie trzymał swój ceramiczny nóż, znaleziony gdzieś, kiedyś, przypadkiem... Prześliznął nieco wystraszonym, ale i dość agresywnym spojrzeniem po zgrabnej sylwetce przed sobą. Wyglądała na lekarkę lub pielęgniarkę. Czyżby szpital nie był tak do końca opustoszały, jak mu się do tej pory wydawało? Uspokoił się, bo nie można było postąpić inaczej, widząc te rozkosznie wygięte w uśmiechu, koralowe wargi. Nie wiedział, co ta kobieta tutaj robiła, ale z całą pewnością spadła mu ona z nieba.
- Jesteś lekarką? - odpowiedział pytaniem na pytanie, jednocześnie ignorując jej wypowiedź. Sam czuł się względnie dobrze, gorzej z jego towarzyszem, który wyglądał, jakby miał za chwilę wyzionąć ducha. - Potrzebuję twojej pomocy...
Andy był gotów siłą zaciągnąć ją przed oblicze Petera, leżącego między dwoma, obskurnymi kamienicami w błocie i brudzie, dwie przecznice stąd, gdyby nie chciała z nim pójść po dobroci... Był mu to winien.
|
| | | Wiek : 32 lata Zawód : medyk Przy sobie : 1 gram morfaliny, apteczka
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 22, 2015 3:59 pm | |
| Nie zauważyła nawet, że skręt wypadł jej z dłoni i tym samym nie zdawała sobie zbytnio sprawy, gdzie jest... Dopiero potem pewne fakty dotarły do jej świadomości i tym samym zamrugała gwałtownie powiekami. Zaczęła się rozglądać i po prostu wszystko sobie przypominać. Wkrótce potem powróciła do realnego świata, słysząc głos tego dość dziwacznie wyglądającego delikwenta. A przynajmniej tak sądziła ona, Charlotte White, znakomita pani medyk, która przyleciała poduszkowcem wraz z paroma innymi osobami by wykonać swoją misję. Ujmując to nieco dokładniej, by wyjaśnić potencjalnemu odbiorcy jej cel przybycia na ziemie niczyje, jej zadaniem było zrobić zastrzyki tutejszym mieszkańcom, tym, którzy wałęsali się po tych terenach bez wielu rzeczy, które są dzisiejszemu człowiekowi potrzebne do codziennej egzystencji. Między innymi chodzi tutaj o profesjonalną opiekę medyczną. Wykonała swoją misję bardzo dobrze. Dziwne, prawda? Przecież Lotta nie lubiła zbytnio pomagać innym, wykorzystując swoje wykształcenie. Jednak odczuwała osobliwe przeczucie, że tym razem powinna ujawnić się światu jako troskliwa lekarka. Którą oczywiście nie była, zważając uwagę na jej sadystyczne zapędy. Zaskoczyła go. Tak. To było dość oczywiste, gdyby pod uwagę wziąć, że przy obracaniu się w jej stronę zamaszyście i zapewne przez przypadek stłukł jakieś buteleczki, jednak pani White nie zwróciła mu uwagi. Bo to - nie ukrywajmy - nie było aż tak ważne. Kto by przejmował się czymś takim? Kobieta zauważyła, jak ów delikwent, którego płci nadal nie poznała, kieruje swoją dłoń za pasek. Była dość spostrzegawcza, co zdecydowanie było jej atutem. Nie zwróciła mu uwagi. Nie miała za co. Człowiek ten niczego nie zrobił więc i nie miała powodu by w jakikolwiek sposób zareagować. Przez jakiś czas oboje milczeli, studiując spojrzeniami wzajemną aparycję. Po jakimś czasie jednak "emowiec" powiedział coś, jednak sens słów dotarł do Lotty w dość opóźnionym tempie i tym samym jeszcze przez chwilę przyglądała mu się, a potem ułożyła w głowie wypowiedź. - Pomocy, powiadasz? - był zaskoczona. Raczej w negatywnym sensie. Miała się komukolwiek w jakikolwiek sposób przydać? A to ci dopiero! Nie lubiła spełniać swoich medycznych powinności. Nie po to została lekarką, by ratować życie i zdrowie innych. Ukończyła studia medyczne, by móc w jakikolwiek sposób znęcać się nad innymi, dając przy tym ujście jej sadystycznym fascynacjom. Kłóciła się w myślach sama ze sobą. Co powiedzieć? Jak zareagować? Co zrobić? Jakie kroki uczynić, by ten delikwent (ewentualnie delikwentka, w tej chwili było to dla niej nieważne, mimo że jeszcze parę chwil temu chciała poznać płeć tego człowieka) nie poznał się na jej zamiarach? Gdyby tylko się dowiedział, jej nikczemny plan zakończyłby się fiaskiem. Podrapała się w głowę. - Rozwiń myśl, proszę. - Nie miała wyjścia, musiała to powiedzieć. Nie było innej opcji, do jakiej kobieta mogłaby się uciec. Chociaż musimy przyznać, że w tym pustkowiu zwanym opuszczonym szpitalu na terenach ziem niczyich mogła zrobić wszystko, doprawdy wszystko, nikt nie przybiegłby na ratunek temu "emowcowi". A jednak... obawiała się czegoś. Nie potrafiła tego sprecyzować, więc postanowiła, że będzie ostrożna w dalszych czynach oraz konwersacji. Nawet nie zwróciła mu uwagi, że powinien zastosować zwrot grzecznościowy, uznając że gdyby to zrobiła, mogłaby go przestraszyć i tym samym ofiara nie wpadłaby w sidła Charlotte. W lepką pajęczynę utkaną z kłamstw i sadyzmu Lotty. Musi mi się udać! Nie ma innej opcji! - myślała rozpaczliwie, łudząc się, że spełni swoje marzenie. A może wcale się nie łudziła? Może miała dość sporawe szanse? Nie wiadomo. Nie znała tego człowieka. I sama nie wiedziała, czy chce go poznać. Miało to swoje dobre, jak i złe strony nad którymi Lotta nie chciała się zastanawiać. Czekała na reakcję tej postaci o nieodgadnionej - przynajmniej dla niej - płci i była ciekawa, co teraz zrobi. Coś przeczuwała, że zaprowadzi ją do jakiegoś chorego. Myliła się, a może wręcz odwrotnie? Czekając na odpowiedź, przyglądała się pomieszczeniu szpitalnym, w którym aktualnie oboje się znajdowali. I czekała, bo czas - jak na złość - stawał się płynąć jakby w zwolnionym tempie, dlatego te ułamki sekund, kiedy oczekiwała reakcji tego człowieka, zdawały jej się paroma minutami. Uśmiechnęła się do niego. Ot, tak dla pewności, by zaufał jej, co było wskazane, jeżeli chce spełnić swój nikczemny plan. |
| | | Wiek : 22 lata Zawód : Brak Przy sobie : Skórzany, wytarty plecak Znaki szczególne : Kolczyk w wardze, długa blizna na nadgarstku (pamiątka po jednej z walk) Obrażenia : Brak
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 22, 2015 7:15 pm | |
| Andy skinął w lekkim zamyśleniu głową. Zastanawiał się przez chwilę skąd ona się tu wzięła? Wyrosła jakby z podziemi, była z nimi czy przeciwko nim? Nie mógł tego odgadnąć. Mimo, że kobieta była bardzo miła, chłopak węszył jakiś podstęp. Może dlatego, że między jednym ślicznym uśmiechem, a drugim, dostrzegł nerwowo drgające kąciki ust? Może niepewne drgnięcie powieki?
- Niedaleko stąd leży człowiek. Jest ciężko chory. Pomożesz mu? - zapytał i mimo wcześniejszych obaw w jego spojrzeniu pojawił się cień nadziei i wiary w umiejętności tej kobiety. Jego głos mógł zdradzać jego płeć, nawet jeśli Charlotte nie mogła jej początkowo odgadnąć. Był zdecydowanie zbyt niski by mógł należeć do kobiety. Nie czekając na odpowiedź, złapał ją nagle za nadgarstek, ciągnąc w stronę wyjścia z budynku.
- Zaprowadzę cię. Tędy... |
| | | Wiek : 32 lata Zawód : medyk Przy sobie : 1 gram morfaliny, apteczka
| Temat: Re: Opuszczony szpital Sob Maj 23, 2015 12:57 pm | |
| Po jakimś czasie doczekała się odpowiedzi. Uprzednio nawet nie podjęła się żadnych starań, by w chociażby minimalnym stopniu domyśleć się, co ów delikwent powie. Wciąż nie wiedziała, jakiej jest płci. Nie poznała tego nawet po jego glosie. Może dlatego, bo była zbyt pochłonięta szansą, jaką była potencjalna możliwość zwabienia tego człowieka w swoje sadystyczne sidła? Przesłanie tych słów niezbyt zadowoliło naszej szanownej pani medyk. Jednak czy na pewno szanownej? Poniekąd tak, jeżeli zwrócić uwagę na to, że ma takie a nie inne wykształcenie, jeżeli zauważyć, że zna się wystarczająco dobrze na swoim fachu od dziecka. Poniekąd nie, bo była istną sadystką, co można było poniekąd wyczytać z szaleństwa kłębiącego się w jej ślicznych oczach. Szaleństwa tego nie można było jednak wyczytać od razu. Tutaj potrzeba było nieco czasu w parze wraz z niemałym skupieniem i spostrzegawczością, co zdecydowanie działało na jej korzyść. W ten sposób nie mogła być od razu zdemaskowana. Uznała jednak, że w zaistniałej sytuacji może znaleźć jednak plusy dla siebie samej. - W porządku, zaprow... - nie dokończyła. Nie była w stanie, bo człowiek ten gwałtownie chwycił jej nadgarstek i tym samym dała się pociągnąć. W miejsce, gdzie leżał chory, to było więcej niż pewne. Uznała, że musieli dotrzeć na miejsce, bo człowiek stanął w miejscu. Jedna nasza medyczka myślała o czymś zupełnie innym... Psiakrew! - pomyślała, bo dopiero teraz, mimo swojej bystrości, zorientowała się, że skręt z marihuaną musiał jej wypaść spomiędzy palców lewej (a może prawej?) dłoni o tym samym straciła tę część towaru. Przeklęła siebie samą w duchu i zaczęła się rozpaczliwie rozglądać. To jak szukanie igły w stosie siana, a jednak w sercu kobiety (może stwierdzenie, że posiada ona serce, to nadużycie?) tliła się nadzieja, że znajdzie skręta i od raz go dokończy. Ewentualnie schowa o przewieszonej przez ramię apteczki i zrobi to potem. Nieważne. Towaru nie było i nic nie wskazywało na to, że wiatr zlituje się nad uzależnieniem medyczki do zielonego i powieje w ten sposób, że skręt znajdzie się obok jej stóp. Nic z tego, ta część marihuany przepadła i kobieta musiała się z tym pogodzić. Uderzyła się dłonią w czoło, dając ujście swojej frustracji. Przez tę rozpacz zupełnie zapomniała o reszcie świata. Dopiero potem przypomniała sobie wszystko. Że przyleciała tutaj z misją, którą ukończyła, co jest dziwne, jeżeli zwrócić uwagę na fakt, że nie lubiła pomagać innym. To po prostu nie leżało w jej naturze. Ciekawe, jak zachowa się wobec chorego człowieka, do którego zaprowadził ją "emowiec". Ale i to zapomniała, jednak w tym przypadku nie ocknęła się, zupełnie zapominając, czemu człowiek o nieodgadnionej płci pociągnął ją tutaj, a nigdzie indziej. Jednak zapewne niedługo sobie to uświadomi. Albo sama, albo dzięki słowom czy też gestom tego, który uprzednio złapał ją za nadgarstek i pociągnął w inne miejsce pewnego opuszczonego szpitala, mieszczącego się gdzieś w obrębie ziem niczyich. Ziem, które Lottę niemało zainteresowały i tym samym chciała nacieszyć oczy tym widokiem. Nie chciała pomagać, a czego emowiec zdecydowanie od niej wymagał. Miała ważniejsze priorytety, a było ich dość sporo, więc oczywiste, że zupełnie zapomniała, że powinna komuś pomóc... powinna? O nie. Nic nie musi i tym samym nikt nie będzie jej dyktować, co ma robić. Jednak podświadomie doskonale zdawała sobie sprawę, że to nieprawda, zwłaszcza jeżeli chce dalej utrzymywać się z tej dobrze płatnej pracy. |
| | |
| Temat: Re: Opuszczony szpital | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|