|
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Nie Sty 18, 2015 12:41 am | |
| Pamiętał Benner z ich spotkań przed rebelią. Wpadali na siebie co rusz na rautach, bankietach i imprezach, mijali się czasem na ulicach miasta, rozmawiali. Ich relacja była dla niego płynna, wręcz błoga. Previa miała coś w sobie, jakąś pierwotną dzikość, którą dostrzegał niekiedy, gdy byli całkiem sami. Nie nazwałby ich relacji instrumentalną, nie do końca – czasami nie wiedział, czy powinien zostać, bojąc się, że ją skrzywdzi. Brali siebie nawzajem z pasją, on sam uważał, że Zwyciężczyni jest dla niego kimś wyjątkowym. Zbyt wyjątkowym. Nigdy nie powiedział jej tego, że była dla niego kimś więcej. Nigdy nie był zakochany… ale wiedział, że coś do niej czuł, coś głębokiego i złożonego. Być może pewien rodzaj miłości, który powodował, że uwielbiał na nią patrzeć, gdy spała. Uwielbiał patrzeć na jej twarz, na jej włosy, na jej ciało i gdyby umiał rysować, z pewnością narysowałby Previę Benner niejeden raz. Teraz, gdy patrzył na nią, pogrążoną w jej własnym szale, penetrującą ranę na udzie blondynki… Pragnął jej. Rozbawiony głos Strażniczki brzmiał w jego głowie, odbijał się echem w jego myślach. Tembr, intonacja, każda akcentowana sylaba sprawiała, że Victor Sean miał ochotę przypomnieć sobie ciało, które tak lubił pieścić. Miał ochotę przypomnieć sobie każdy milimetr jej skóry, rozsunąć jej uda i zaspokajać ją tak, jak lubiła. Ale nie teraz. Chętnie pozwoliłby jej zabić kogoś, najlepiej kogoś zupełnie obcego, ale nie miał ochoty oglądać tego w tej chwili. - Zaatakowała Cię. – powtórzył machinalnie. – To zmienia postać rzeczy. Poniekąd zmieniało, ale jakoś nie miał chęci targać rannej dziewczyny na posterunek na randkę z kumplami Strażnikami albo nawet panem Ginsbergiem. Dlatego też, kiedy Previa oznajmiła, że sobie idzie, spojrzał na nią wymownie, prześlizgując się wzrokiem po całym ciele obleczonym w mundur. Ciekawiło go, czy miała ochotę na to, o czym myślał. I wiedział, że kiedy tylko skończy się dzień, wyśle do niej wiadomość i chętnie stawi się w jej domu. Ale na razie… Wyjął telefon i napisał jedną krótką wiadomość, uśmiechając się w myślach. Benner zniknęła, a on został sam z ranną blondynką, najwidoczniej święcie przekonaną, że zaraz po raz kolejny zostanie pobita. Nic bardziej mylnego, nie miał zamiaru skrzywdzić tej dziewczyny. - Spokojnie. Nie uciekaj. – powiedział łagodnie, obserwując, jak przekręca się na plecy. Zdjął rękawiczki i wyjął z kieszeni chusteczki. Na szczęście miał przy sobie butelkę świeżej wody, ulał więc kilka kropel i zwilżył jedną z chusteczek. - Nie bój się. – powtórzył, klękając i kładąc ją tak, by móc oczyścić ranę, jaką zadała jej Previa. Starał się być jak najostrożniejszy, tak, by nie zadać jej więcej bólu. – Nic Ci nie zrobię. Nie mam najmniejszego zamiaru. Zaledwie oczyścił ranę, drugą, lekko zmoczoną chusteczką otarł jej przybrudzoną twarz. Domyślał się, że pewnie ledwie go widzi, ale miał nadzieję, że spokojny ton głosu i gesty sprawią, że pojmie, iż nie ma zamiaru pogarszać jej stanu.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : Bezrobotna Przy sobie : ♦ W worku - para kastetów, pistolet, paczka prezerwatyw (3 sztuki), magazynek z 15 nabojami, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, latarka z wytrzymałą baterią, śpiwór; ♦ W fałdach śpiwora - mapa podziemnych korytarzy (X2, X7, X8), mapa Kapitolu oraz dowód tożsamości, prawo jazdy i zezwolenie na posiadanie broni na nazwisko Daniel Levitt; ♦ W kieszeniach - scyzoryk wielofunkcyjny (prawe udo); ♦ Zawszeona na pasie - apteczka militarna (brudno-szarozielona). Znaki szczególne : Niski wzrost (155cm); wada wzroku (po oczach nie widać! braki ndrabia głównie węch); wychudzone ciało Obrażenia : Nieco starta skóra na łokciach i kolanach; Rana postrzałowa na lewym udzie (poszarpana pociskiem skóra właściwa i uszkodzony mięsień), duże kolorowe sińce na prawym przedramieniu, na brzuchu, w okolicy (pękniętego) żebra z prawej strony. Masa mniejszych siniaków.
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Nie Sty 18, 2015 12:04 pm | |
| Westchnęła pospiesznie, słysząc jak drugi Strażnik potaknął odchodzącej. To mogło znaczyć tyle, że ma bardzo przekichane. Bała się, że on ją zabierze na posterunek, na którym znów zaiskrzy płomyk piekieł. Jej spojrzenie zaraz po zniknięciu Previi zwróciło się na mężczyznę. Nie miał kasku na głowie, ale nie mogła dostrzec wyraźnie jego twarzy. I panował półmrok, który zdecydowanie nie sprzyjał widzeniu. Chociaż mrużyła oczy można było w nich dostrzec ziarna strachu. Zdana była na łaskę Strażnika. Oni nie znali łaski. Jego słowa wcale jej nie uspokoiły. Tym bardziej, że był coraz bliżej... i bliżej... Nawet łagodny ton mógł być mylący. A może tylko tak sobie to wmawiała? W tym głosie nie słyszała tych skrytych nut, tonów i syków, które świadczyłyby o nadchodzącej groźbie. Może była usprawiedliwiona. Kto by w takiej sytuacji mógł zaufać? Obserwowała żołnierza, ale nie pozostawała bierna. Serce tylko znów wznawiało szybkie tempo, kiedy widziała jak ten zdejmuje rękawiczki i wyciąga coś równie białego jak one z kieszeni. Dźwignęła tułów do pozycji siedzącej, po tym jęknęła i szybko przesunęła ręce za plecy, by móc się utrzymać w tej pozycji. Zawirowało jej w głowie. I żołądku. Kiedy otworzyła mocno przymrużone oczy dostrzegła twarz Strażnika, już pochylał się nad nią i sięgał ręką do jej nogi i ramienia. Stłumiła cichutki jęk. Zgięła ręce, po części z powodu lekkiego nacisku na ramię, po części z tego, że drżały jej tak, że czuła, że długo się tak nie utrzyma. Brzegi rany były poszarpane, przez co trudno było określić gdzie się rana zaczynała a gdzie kończyła, zaś tam, gdzie przesunęła się chusteczka na nowo zaczęły pojawiać się szkarłatne plamki. Zmarszczyła brwi słysząc jego głos. Nie ruszała się, a przynajmniej się starała. Za to jej oczy bardzo dokładnie lustrowały każdy ruch dłoni Victora. Jedna z rąk była mniej obciążona na wypadek, gdyby miała szybko jej użyć. Przez krótką chwilę przez myśl jej przebiegło, że Strażnik robi to, co robi. Ale druga podpowiedziała, że po to, by, jak powiedział, dotarła do dworca, a wcześniej i na posterunek w bardziej przydatnym stanie. Jedna łza popłynęła jeszcze po jej policzku. Chciała coś powiedzieć, miała lekko rozchylone usta, przez które oddychała, ale po prostu nie mogła. Twarz mężczyzny była bardzo blisko, z ciemności wyjawiał się kształt, rozpoznawała pojedyncze rysy. Cała drżała, co mógł poczuć pod swoimi palcami. Ręka Strażnika w końcu uniosła się. Nawilżył drugą i sięgnął do jej twarzy. Spięła się, zamykając oczy, raczej ze strachu niźli cokolwiek innego. Poczuła dotyk wilgotnej chusteczki na twarzy i odruchowo podniosła tamtą rękę sięgając ku policzku, ale zawahała się nie łapiąc dłoni Strażnika. Wątpiła w swoją nikłą przewagę, a nie chciała dawać mu powodów. Tym bardziej, że nie poczuła żadnego uderzenia. Otworzyła oczy, w których grała cała orkiestra uczuć. A na samym przedzie stała perkusja, której bębny wygrywały strach, a talerze niepewność, dezorientację. Gdzieś dalej chórek śpiewał melodię bólu płynącego z sińców i rany. I kilka innych jeszcze nut. Wszak wszystko było skryte za cienką kurtyną bezmyślności, którą przywodziła na myśl reakcja dziewczyny, gdy na coś patrzała. Jakby to widziała, wręcz przeszywała wzrokiem, ale tak naprawdę nie była w stanie tego dostrzec. Przesunęła się na łokciu i dłoni w tył ostrożnie, powoli. Nie spuszczała wzroku z ledwie dostrzegalnych dla niej oczu Victora. Podniosła się do siadu. Asekurowała się jeszcze dłonią, podpierając przy biodrze. Druga dłoń, delikatnie lśniąca karmazynem, delikatnie oparła się na brzuchu, na wysokości pępka, jak gdyby chciała chronić, zasłonić to miejsce. Nie chciała nawet spróbować zaufać temu Strażnikowi. Nie chciała też dopuścić do jakiegokolwiek rozwoju tej sytuacji. Nawet jeżeli teraz nie miał zamiaru jej ranić z pewnością nie zostawi jej tu samej. Dlatego odważyła się powiedzieć kilka słów, chociaż według niej były one całkowicie bez sensu. I jeżeli się myliła, to mogły sprowokować Strażnika do dopieszczenia dzieła Previi. - Zabierzesz mnie na posterunek...? - Szepnęła cicho, niemal na granicy słuchu. Głos jej był zduszony, nie chciała okazywać jak bolesne było dla niej to wszystko, chociaż pewnie na to było już za późno. Ciosy, które otrzymała nie zraniły tylko jej ciała. Obserwowała bacznie wyrazistą sylwetkę mężczyzny, a dłoń w każdej chwili gotowa była do interwencji, gdyby ręka Strażnika zamachnęła się zbyt szybko. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Nie Sty 18, 2015 12:36 pm | |
| Victor wyczuwał niepewność dziewczyny i jej drżenie; starał się jednak działać jak najspokojniej i jak najostrożniej, żeby pokazać, że nie ma na celu skrzywdzenia panny Aris. Działając powoli i dokładnie, sekunda po sekundzie obmywał zadrapania, zmieniając chusteczki, by uniknąć potencjalnego zakażenia. Jakoś niespecjalnie cieszył się na myśl, że niedowidząca dziewczyna mogłaby umrzeć na jego oczach. Po jej ruchach widział, że chce być gotowa do obrony, i nieomal parsknął śmiechem. Zdołał się jednak powstrzymać, chociaż czuł się lekko urażony. Czy naprawdę ta biedna istota miała zamiar uważać go za potencjalne zagrożenie? Dobre sobie. Gdyby chciał wyrządzić jej krzywdę, dołączyłby do Previi i mogliby pastwić się nad ofiarą razem… Ale to było zadanie idealne dla starego Victora, gościa, którego obchodziło tylko to, żeby jego siostra wygrała Igrzyska. Myśl o Cypriane sprawiła, że łzy napłynęły mu do oczu. Potrząsnął gwałtownie głową i westchnął cicho. - Dlaczego miałbym zabierać Cię na posterunek? – zapytał łagodnie? – Masz przy sobie dokumenty. Ujął w dłoń dokument, na którym wypisano imię i nazwisko dziewczyny i odczytał je na głos. - Iliya Aris. – uśmiechnął się lekko. Jego uśmiech zniknął jednak z twarzy, gdy doczytał do końca to, co zostało napisane na kartce. Transport do Dwunastki nie brzmiał zbyt kolorowo. Delikatnie ukląkł za nią i obmacał jej boki i plecy, marszcząc brwi. Najprawdopodobniej mogła mieć uszkodzone żebro, może nawet mocno złamane; martwił ją też jej brzuch. Chociaż zakrywała go dłonią, uniósł ją i oczyścił z krwi i brudu, cały czas skupiając się na tym, żeby nie odczuwała dyskomfortu. - Cóż, panno Aris, najchętniej zabrałbym panią na oddział szpitalny, nie na posterunek. – odkąd poznał jej imię i nazwisko, natychmiast przyjął formę grzecznościową; po kilku sekundach odsunął się od niej na chwilę i wrócił, niosąc jej worek. - Ktoś powinien panią porządnie opatrzyć. Był gotów zanieść ją do szpitala.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : Bezrobotna Przy sobie : ♦ W worku - para kastetów, pistolet, paczka prezerwatyw (3 sztuki), magazynek z 15 nabojami, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, latarka z wytrzymałą baterią, śpiwór; ♦ W fałdach śpiwora - mapa podziemnych korytarzy (X2, X7, X8), mapa Kapitolu oraz dowód tożsamości, prawo jazdy i zezwolenie na posiadanie broni na nazwisko Daniel Levitt; ♦ W kieszeniach - scyzoryk wielofunkcyjny (prawe udo); ♦ Zawszeona na pasie - apteczka militarna (brudno-szarozielona). Znaki szczególne : Niski wzrost (155cm); wada wzroku (po oczach nie widać! braki ndrabia głównie węch); wychudzone ciało Obrażenia : Nieco starta skóra na łokciach i kolanach; Rana postrzałowa na lewym udzie (poszarpana pociskiem skóra właściwa i uszkodzony mięsień), duże kolorowe sińce na prawym przedramieniu, na brzuchu, w okolicy (pękniętego) żebra z prawej strony. Masa mniejszych siniaków.
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Nie Sty 18, 2015 1:40 pm | |
| Według niej wszyscy byli potencjalnym zagrożeniem, z tym, że Strażnicy byli pewnym zagrożeniem. Ruch jego głowy przyciągnął jej uwagę. Litował się nad nią? Tylko jego głos nie pasował do tego całego obrazu. Niemal się zdziwiła, kiedy stwierdził, że ma dokumenty. Wyraz jej twarzy stał się zdezorientowany na krótką chwilę, a potem, na niedłużej się zamyślił. Dla Previi ta kartka nie wystarczyła. Nie odpowiedziała na pytanie nie chcąc przypominać mu o oskarżeniu kobiety. Bała się go jakkolwiek sprowokować. Bała się, chociaż już coś zaczynało delikatnie grać w jej głowie spokojną melodię, z powodu nieprzywalenia jej w twarz za próbę odezwania się. Jakby potraktował ją... jak człowiek traktuje człowieka. A człowieczeństwo nie pasowało Iliyi do Strażników. Wypowiedzenie jej imienia w jakiś sposób ją ugodziło. Nie zwykła się przedstawiać nikomu, zaś przed kilkoma minutami jej tożsamość została jej brutalnie wydarta i zmieszana z błotem. Teraz jej imię i nazwisko zabrzmiały miękko w jego ustach. Sądziła, że to, co było na jego ustach, to był uśmiech, ale zrozumiała to wtedy, gdy ten zgasł. Po prostu dostrzegła charakterystyczny ruch. Kiedy ten wstał myślała, że może się rozluźnić, tymczasem on zaszedł ją od tyłu. Ścisnęła dłoń w pięść na brzuchu i skuliła głowę między ramiona. Skuliła się odrobinkę bardziej czując jego dotyk na plecach, potem ten przesunął się bardziej ku przodowi. Drgnęła lekko, gdy jego prawa dłoń zawędrowała niebezpiecznie blisko miejsca kopnięcia ją przez Benner. Dał sobie spokój z szukaniem jej obrażeń na ciele i pochylił się sięgając jej ręki. Kiedy klęczał za nią czuła jego ciepło, aż przymknęła oczy. Jej ubiór wyraźnie nie pasował do tej pory roku. I od bardzo dawna nie czuła ciepła drugiego człowieka w spokoju, nawet tak względnym. Kiedy złapał ją za przedramię odruchowo spróbowała wyszarpnąć dłoń. Wręcz bezwiednie. Ale dlatego też niezbyt mocno. W okolicy nadgarstka znajdował się duży siniec spowodowany uderzeniem pięścią. Iliya wolała nie myśleć co by było, gdyby ta siła powędrowała w jej policzek. Strażnik obmywał jej dłoń ostrożnie, przez co zaczęła się rozluźniać. Jej głowa przestawała chować się w ramionach. Wkrótce skończył, spojrzała na nogę, nie widziała tego wyraźnie, ale chyba wyglądała zdecydowanie lepiej niż kilka chwil temu. Zdawało się jej, że nawet szarpiący ból zaczynał milknąć. Głos znad ramienia ocknął ją. Czuła się nieswojo, gdy nazwał ją panną czy panią. Było to takie... dziwne. Dlatego bardziej skupiła się na przekazie słów, jakie miał do powiedzenia mundurowy. Były uspakajające, w pewnym sensie . - Nie mam wyboru? - Zapytała przybierając głos o ton tylko głośniejszy od ówczesnego szeptu. Z pewnością nie chciała po miesiącach ukrywania swojego istnienia, pojawić się w publicznej placówce. Ponadto wtedy doskonale znaliby jej położenie, a nie wiedziała jak łatwo będzie stamtąd uciec. Najlepiej bez wzbudzania podejrzeń, by kupić sobie trochę czasu. Nie wiedziała też jak mogłaby się przeciwstawić Strażnikowi. Nie mogła tak po prostu powiedzieć „nie zabieraj mnie do szpitala”. Bała się to zrobić. Ten czas odbił się na niej. Ten czas przetrwania w gettcie. Unikania Strażników. Nie była wcale przygotowana do tego stanu rzeczy, chociaż poszło jej dużo lepiej niż tym, którzy zginęli z powodu braku umiejętności przystosowawczych. Mężczyzna wstał i odszedł. Skupiała wzrok na jego sylwetce. Prosiła w duchu, by tylko nie starał się jej przeszukiwać, chyba, że jak ona słyszał metaliczny brzdęk kastetów. Wrócił zaraz z workiem, a ona wyciągnęła po niego rękę. Od razu wyczuła, że śpiwór wcale nie jest poskładany, tylko rozbybrany po całym worku. Gdyby tylko otrzymała worek wrzuciłaby do niego też dokument uprzednio składając go na ćwiartkę i zacisnęła sznurek. - Szczury trudno dobić... - Szepnęła wbijając wzrok w ranę na udzie. Wcale nie miała o sobie dużo większego mniemania, niż gospodynie mają o tych gryzoniach. Przesunęła palcem ręki po udzie próbując go ocenić. Może nie było tak źle? Zdawało się, że krew przestawała powoli płynąć, a przynajmniej robiła to dużo, dużo wolniej. I ból zaczynał stawać się znośny. Może dlatego, że się rozluźniła, adrenalina opadła, a serce zwolniło swój bieg. Nadal ją mdliło, ale poza tym nic jej nie dolegało. - Nie czu... - Zatrzymała swoje myśli w pół słowa. Chciała powiedzieć, że nie czuła, by potrzebowała trafić do szpitala. Potem przeklęła się w myśli. To mogło brzmieć tak jakby sugerowała, że ma zamiar trafić do aresztu. Spojrzała na górującego nad nią mężczyznę przybierając minę zbitego psa. Bała się wykonać gwałtowniejszy ruch, chociaż bardzo ciągnęło ją, by podnieść się i wstać. Wiedziała, że nie będzie szybsza od bardziej wypoczętego mężczyzny, tym bardziej, że była ranna, ale czuła, że może byłaby spokojniejsza stojąc. Mogąc zdać się na własne ciało, niźli na Strażnika. - Nie zabieraj mnie... - Poprosiła drżącym szeptem, nie wierzącym w to, że tak mogłoby się stać. Sean okazał zbyt dużo człowieczeństwa jak na Strażnika, a ona była wręcz zdesperowana. W takim stanie, siedząc na ziemi, z takim wzrokiem z pewnością nie wyglądała groźnie. Nie mogła też wyglądać na taką, co mogłaby zmobilizować wszystkie swoje siły, by użyć ich w ostatecznej, desperackiej obronie domniemanie zagrożonego życia. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Nie Sty 18, 2015 2:28 pm | |
| Są Strażnicy Pokoju i Strażnicy Pokoju. Dla jednych ludzie mieszkający w getcie byli po prostu ludźmi żyjącymi w innych warunkach, dla innych ścierwami, które należało poniżać. Victor miał świadomość tego, że mieszkańcy tej części miasta wychodzili z założenia, że każdy umundurowany facet w hełmie to wróg, ale mimo to starał się – w miarę swoich możliwości – pomagać potrzebującym. Raz na jakiś czas, niestety nie tak często, jak by tego pragnął, podrzucał do niektórych mieszkań trochę żywności, pieniądze, czasem leki. Wyobrażał sobie doskonale, jak muszą czuć się ludzie, którzy tu żyją i albo ledwie wiążą koniec z końcem albo usiłują zawłaszczyć sobie to, co należy do innych. Strażnicy zwykle okazywali obojętność, przynajmniej większość z nich; jeden z tych, którzy dbali o mieszkańców, dawny głównodowodzący oddziałami, leżał pochowany na cmentarzu w mieście. - Wolałbym, żeby panią opatrzono – odpowiedział lekko. – Sam nie jestem w stanie idealnie opatrzyć takich ran, tym bardziej złamanego żebra. Wrócił spojrzeniem do rany na jej udzie i obejrzał ją lekko. Oczyszczona i poniekąd odkażona – choć nie tak, jakby sobie tego życzył – wyglądała o niebo lepiej, chociaż nadal był święcie przekonany, że powinien zobaczyć to lekarz. Skoro jednak dziewczyna nie chciała, rozpiął mundur i zdjął go na chwilę, zarzucając wierzchnią marynarkę na ramiona dziewczyny. - Proszę się nie ruszać. Udało mu się urwać kawałek koszulki; długi pas materiału wyglądał na solidny, dlatego też opatrzył dziewczynie nogę, obwiązując ją i tworząc w ten sposób dość prowizoryczny opatrunek – na inny jednak nie było go stać. Po chwili zapinał już mundur, bacznie rozglądając się dookoła. - Panno Aris – oznajmił spokojnie. – Naprawdę byłbym spokojniejszy, gdyby pozwoliła się pani obejrzeć lekarzowi. Ale nie będę naciskał. Uśmiechnął się lekko i podał jej butelkę wody, by mogła się napić.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : Bezrobotna Przy sobie : ♦ W worku - para kastetów, pistolet, paczka prezerwatyw (3 sztuki), magazynek z 15 nabojami, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, latarka z wytrzymałą baterią, śpiwór; ♦ W fałdach śpiwora - mapa podziemnych korytarzy (X2, X7, X8), mapa Kapitolu oraz dowód tożsamości, prawo jazdy i zezwolenie na posiadanie broni na nazwisko Daniel Levitt; ♦ W kieszeniach - scyzoryk wielofunkcyjny (prawe udo); ♦ Zawszeona na pasie - apteczka militarna (brudno-szarozielona). Znaki szczególne : Niski wzrost (155cm); wada wzroku (po oczach nie widać! braki ndrabia głównie węch); wychudzone ciało Obrażenia : Nieco starta skóra na łokciach i kolanach; Rana postrzałowa na lewym udzie (poszarpana pociskiem skóra właściwa i uszkodzony mięsień), duże kolorowe sińce na prawym przedramieniu, na brzuchu, w okolicy (pękniętego) żebra z prawej strony. Masa mniejszych siniaków.
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Nie Sty 18, 2015 3:52 pm | |
| Zabawne, jakich rzeczy mogła dowiadywać się taka Aris chodząc po ulicach getta. Słyszała o nieprzyjemnych spotkaniach innych ze Strażnikami, o tym, co czasem dochodziło na posterunku, chociaż pewnie te rzeczy bywały mocno podkoloryzowane. Nie słyszała jednak nigdy o tym, by ktoś krzyczał z radości, bo pomógł jemu Strażnik. Do tej pory sama nie miała przyjemnych doświadczeń ze Strażnikami. Kiedyś ją ignorowali. Kiedy jeszcze żyła tu przed rebelią. Podczas licznych aresztowań do getta pozbawiono ją szkieł kontaktowych, potem aresztowano już tu, w gettcie, teraz ją postrzelono i pobito. I... któryś porwał się na pomoc jej. Z każdym kolejnym słowem Strażnika czuła, że nie napiera na nią, nie zmusza do czucia presji i nie stara się jej sobie podporządkować w mniej czy bardziej delikatny sposób. Usłyszała charakterystyczny dźwięk, co zwróciło jej uwagę na mundur mężczyzny. Nieco mniej skrępowana spojrzała na to, co robi. Starała się nie myśleć o niczym. Nie chciała wysuwać nieistniejących nadziei. Nagle jej ramiona ogarnęło ciepło i aż by się osunęła, ale jej uwagę zwróciły słowa mężczyzny. Sięgnęła rękoma do skrawków koszuli otulając się w nią. Nic do tego nie powiedział, więc... zrobiła to. Na chwilę więc spuściła z niego wzrok, a kiedy go podniosła Sean rozrywał swoją koszulkę. Była kompletnie zdziwiona i nie miała pojęcia jak zareagować. Nie wiedziała co powiedzieć. Lekko uniosła kolano, by mężczyzna miał do niego lepszy dostęp. Zaczął obwiązywać jej nogę. - Dziękuję. – Powiedziała cicho. Przyzwyczaiła się do tego trybu życia. Do tego, że tutaj nie ma nic, o wszystko trzeba walczyć. Jak nie z innymi to ze sobą. Jedyną wodą jaką miała była deszczówka, jedzeniem było to, co się znajdywało lub... zdobywało w jakikolwiek sposób. I straciła zapałki. To bardzo źle. Jakby kończył się jej czas na przetrwanie tutaj. I czar prysł, bo z jej rąk nagle wyrwał się ciepły materiał i znów poczuła chłód. No cóż, to nie należało do niej. Poza tym chyba właśnie została właścicielem jednej z najlepszych tkanin, jakie obecnie miało getto. Kiedy skończył mówić kąciki jej ust delikatnie się uniosły. Gdyby nie nadmierne wychodzenie czy kołtuny we włosach też mogłaby poszczycić się pięknym ciałem. Kiedyś uznawała siebie za piękną, teraz nie miała na to czasu. Sądziła też, że to będzie koniec dobrego. Ale nie! Przed oczami dostrzegła butelkę, którą chwyciła odruchowo i niemal pewnie. Opuściła ramiona i wzięła głęboki wdech. Odkręciła butelkę i od razu wzięła kilka dużych łyków. Od dawna nie piła tak smacznej wody. Spojrzenie przejaśniło się jej trochę. Na skraju świadomości teraz tylko lekko podżegały możliwe oskarżenia i groźba pobicia. Czuła się pewniej i swobodniej, chociaż trudno było porównywać ten stan, do tego, w którym człowiek zwykle jest obok drugiego człowieka. Przytrzymała butelkę w jednej ręce, drugą się podparła i wstała powoli, z lekkim wysiłkiem. Lecz niewiele z tego dała po sobie poznać. Jedynie koncentrację. Zaczynała akceptować tego żołnierza jako człowieka, a nie Strażnika. Poczucie bezpieczeństwa wzrosło odrobinkę. Mimo wszystko nie mogła zapomnieć kim on jest, ani czego wymagało życie tutaj. Wiecznej gardy, jakichś umiejętności i przede wszystkim szczęścia. - Nie czuję już bólu. – Skłamała ostrożnie dobierając ton głosu. Sińce dopiero nabierały rumieńców i trochę potrwa nim się wygoją. Stojąc opierała ciężar ciała na zdrowej nodze. Cofnęła się o krok nie obciążając zanadto rannej kończyny. Na próbę. Klatka piersiowa faktycznie jednak jej nie bolała. Żebro z pewnością pękło, jednak musiało tylko pęknąć. Inaczej czułaby ból teraz. Oprócz nudności nie czuła też nic w brzuchu, który łechtał się świeżą porcją świeżej wody. Nie czuła metalicznego posmaku w ustach, poza sińcem brzuch nie był też nabrzmiały, nic się z nim nie działo, dlatego miała nadzieję, że jest dobrze. Chociaż propozycja pójścia do lekarza była kusząca sama sobie odmawiała. To getto, nie dawny Kapitol. Wyciągnęła rękę z butelką w stronę Strażnika lekko się wahając. Nie chciała przywłaszczać sobie jego własności. Ciężar podpowiadał jej, że jeszcze trochę wody zostało w środku. Przez jakiś czas nie groziło jej kompletne odwodnienie. Chociaż z każdą chwilą zaczynała myśleć, że jej dni są już policzone. Gdyby Strażnik wziął od niej butelkę, albo i nie, nastąpiłoby coś jeszcze. - Um... – Zawahała się zbaczając wzrokiem z niewyraźnej twarzy mężczyzny do jego torsu. Coś ścisnęło ją za serce. Jednak skoro tak jej pomógł czemu nie mógłby jeszcze (przecież to człowiek, nie Strażnik!) rozejrzeć się dookoła i raz schylić? - Gdzieś tu leży mój kijek... Taka gałązka. Widzisz ją? – Zapytała. Jakkolwiek wcześniej jej głos wydawał się bardziej swobodny, tak teraz na powrót zrobił się bardziej lękliwy. W końcu prosiła go (Strażnika? Człowieka?) o przysługę. Nie chciała go rozzłościć. Gdzieś już się przygotowała do tego, by móc się uchylić, lub cofnąć o krok. Chociaż pytanie, które zadała musiało być bardzo ogólnikowe. Nie poprosiła o przyniesienie owej gałązki, cienkiej, elastycznej gałązki, długiej na trochę więcej jak metr, ani też o lokalizację, o co siś znowu zbeształa, bo nie umiała ująć tego w słowa tak, by nie dać sobie rozdrażnić Strażnika. - Potrzebuję ją znaleźć... Muszę po nią pójść. – Starała się wyjaśnić swoją wcześniejszą prośbę. Chciała zapytać o coś jeszcze, ale zacisnęła tylko wargi mając nadzieję, że to co zrobiła nie rozdrażni Victora. Gdyby chciał ją gdzieś zabrać i tak nie miałaby siły zbyt długo oponować. Czuła, że ma dług, a w głowie już zaświtała jej wdzięczność, chociaż niewiele mogła zrobić by sprostować przysługę, jaką Sean już jej wyświadczył. Nawet nie próbowała się rozglądać. Było zbyt ciemno, żeby dostrzegła z odległości paru metrów gałązkę. Nie sądziła też, żeby Strażnik jej teraz pomógł. W końcu już miała niemiłosierny dług. Mogła tu... skonać. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Pią Sty 23, 2015 10:43 pm | |
| Jej podziękowania przyjął jedynie delikatnym skinieniem głowy; w tej chwili wolałby, żeby panna Aris pozwoliła się opatrzyć. Jednak nie mógł naciskać i narzucać dziewczynie swojego zdania, bo z doświadczenia wiedział, że to nie zawsze przynosi efekty adekwatne do zamierzonych. Żałował, że nie ma żadnego grubszego swetra, czegokolwiek, co umożliwiłoby mu okrycie dziewczyny. Gdyby wrócił do koszar bez części umundurowania, mogłoby to wzbudzić pewne zainteresowanie znajomych z pracy, a to była ostatnia rzecz, jakiej chciał. Kłamała, mówiąc, że nie czuje bólu. Widział to w jej słabych, chorych oczach, widział to w napięciu mięśni i w lekkiej nucie, którą dało się słyszeć w jej głosie. Było mu szkoda tej dziewczyny, która uparcie odmawiała przyjęcia pomocy, woląc poruszać się po getcie z dość poważnymi obrażeniami. Nie wiedział nawet, co dokładnie zrobiła jej Previa, w końcu przybył na miejsce dość spóźniony. Gdy wspomniała o gałązce, rozejrzał się dookoła; faktycznie, nieopodal leżał jakiś badyl, najwidoczniej służący dziewczynie do podparcia przy poruszaniu się. Podniósł owy… hmm, kijek i ostrożnie podał go blondynce. - Wolałbym, żeby dała się Pani zaprowadzić do szpitala, ale… No cóż, nie będę naciskał. Uśmiechnął się do niej i pogłaskał delikatnie zmierzwione i brudne włosy Iliyi, po czym ucałował ją lekko w czoło. Wibracja w kieszeni munduru przypomniała mu o oczekującej Benner… i spotkaniu, które miało nastąpić już niebawem. - Muszę iść, przepraszam. – w jego głosie zabrzmiała lekka nutka skruchy; istotnie, tak właśnie się czuł, i nawet kusząca perspektywa nagich ramion Benner nie mogła tego stłumić. Pocałował jej czoło jeszcze raz, szepcząc, by była ostrożna, po czym oddalił się i zniknął pomiędzy budynkami, zmierzając w stronę, w którą jakiś czas temu udała się jego towarzyszka patrolu.
zt |
| | | Wiek : 18 Zawód : Bezrobotna Przy sobie : ♦ W worku - para kastetów, pistolet, paczka prezerwatyw (3 sztuki), magazynek z 15 nabojami, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, latarka z wytrzymałą baterią, śpiwór; ♦ W fałdach śpiwora - mapa podziemnych korytarzy (X2, X7, X8), mapa Kapitolu oraz dowód tożsamości, prawo jazdy i zezwolenie na posiadanie broni na nazwisko Daniel Levitt; ♦ W kieszeniach - scyzoryk wielofunkcyjny (prawe udo); ♦ Zawszeona na pasie - apteczka militarna (brudno-szarozielona). Znaki szczególne : Niski wzrost (155cm); wada wzroku (po oczach nie widać! braki ndrabia głównie węch); wychudzone ciało Obrażenia : Nieco starta skóra na łokciach i kolanach; Rana postrzałowa na lewym udzie (poszarpana pociskiem skóra właściwa i uszkodzony mięsień), duże kolorowe sińce na prawym przedramieniu, na brzuchu, w okolicy (pękniętego) żebra z prawej strony. Masa mniejszych siniaków.
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Sob Sty 24, 2015 11:41 am | |
| ......Nie spuszczała go z oczu, chociaż czuła się coraz bezpieczniej. Zamiast wskazać miejsce, czy zrobić cokolwiek innego Sean podszedł w jakieś miejsce i pochylił się. Mniemała, że chodziło o kijek, chociaż może raczej gałązkę, potem podszedł do niej. Gdy przymrużyła oczy dostrzegła cienką laseczkę. Wzięła go w dłoń, kiedy tamten ostrożnie wysunął rękę. Znów powtórzył wątek ze szpitalem i niemal odważyła się cokolwiek powiedzieć, coś z normalnym, jak na tę sytuację, tonem głosu, nawet rozchyliła wargi. Ale jej nie wyszło. Z natury była jak łania, dlatego, gdy dostrzegła uśmiech i ten wyciągnął rękę spięła się i chciała cofnąć, ale obciążając nogę poczuła ból, a przez to dezorientację. Na szczęście, nie stało się nic złego. Nawet gdy mężczyzna pochylił się nad nią. Gdyby zwrócił uwagę na jej zdezorientowaną twarz miałby pełne prawo roześmiać się w głos. ......Usłyszała coś, czego nie rozpoznała. Na poziomie pasa. Nie opierała się już tak, gdy znowu się nad nią pochylił i pożegnał. Tylko lekko się uśmiechnęła i skinęła. Z pewnością będzie ostrożna. Victor wcale nie musiał jej o tym przypominać. Stała w miejscu, dopóki Strażnik nie zniknął z jej oczu. Wtedy też w gettcie zapanowała niepodzielnie ciemność. Oparła się ręką o ścianę i zaczęła robić to, co zwykle wychodziło jej prawie najlepiej – uciekać. Szła powoli, by iść jak najciszej. Opierała się na ręce i dokładnie badała patykiem podłoże. Zaś ranną nogę odciążała jak tylko mogła. Każdy głębszy wdech sprawiał, że bolała ją klatka piersiowa, a ruch pobudzał sińce. ......Nie mogła tu zostać. Nie chciała przeżywać tego trzeci raz. Tym bardziej, że każdy następny raz był gorszy od poprzedniego. Skierowała się w stronę pałacu. Z/t |
| | | Wiek : 57 Zawód : męska dziwka Przy sobie : wielofunkcyjny scyzoryk, karty do gry, gram dowolnego narkotyku, zwój liny
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Sro Maj 27, 2015 5:03 pm | |
| /Przed Panemtrip
Ferris był człowiekiem szczęśliwym, bez względu na to, czy przygniatał go cieżar egzystencji, czy sto dwadzieścia kilo żywej wagi. Po prostu szedł przez życie nie zastanawiając się (dłużej) nad niczym, wesoło pogwizdując popularną melodię z sielskich lat młodzieńczych. Fałszując przy tym niemiłosiernie, ale i to nie sprawiało mu przykrości - nie wtedy, gdy czuł się po prostu wyzwolony. Ze wszelkich form; zdołał dosięgnąć Słońca, lecz miast spalić się jak Ikar (frajer), osiągnął stan spokoju duszy. Nie chciał nietzschego, nietzschego nie potrzebował i dlatego potrafił w pełni doceniać to, co już miał. Nawet dziurawe skarpetki stawały się platońsko idealne i Lovercraft szczerzył zęby, zadowolony z siebie i ogólnie z całej tej tułaczki, jaką odbywał przez kilkadziesiąt lat, odnajdując spokój w odizolowanym Kwartale. Choć hedonizm z niego nie wyparował (tęsknił za Ginsbergiem, który posiadał więcej wyobraźni niż cały ten motłoch), to nauczył się odnajdywać nieskrępowaną przyjemność w czynnościach codziennych i najprostszych. Dlatego słysząc żałosne miauczenie zranionego kotka (wredne chuligany!), chwycił zwierzaka za ogon i tłukł o ścianę najbliższego budynku (tak kiedyś robiono ze słabowitymi dziećm, Ferris na szczęście nie miał potomstwa) w radosnym rytmie piosenki. Always look on the bright side of life , podśpiewywał, obserwując jak z futrzaka uchodzi życie. Prawie namacalnie; widział jak ze sztywnego ciałka wylatuje koci duch i dziękuje mu za skrócenie męki. Roztrzaskanie czaszki w trzech ruchach było zaiste aktem miłosierdzia, zwłaszcza w perspektywie kilkugodzinnego konania. I skończenia w brzuchu szczurów, które nocą całymi tabunami wypełzały na żer. Niezwykły przejaw altruizmu (jak to określić w stosunku do zwierząt?), czy raczej ciekawość i wykorzystanie truchła po swojemu? He, he, he, zaśmiał się mężczyzna, skrzypiąc jak źle naoliwiona furtka. I odwracając się z gracją na dźwięk kroków i dziewczęcego głosu. - Całuję rączki, panienko Tudor - przywitał się uprzejmie, w jednej ręce nadal ściskając kocie zwłoki - sprawdzimy, co ma w środku? - spytał z nieukrywanym entuzjazmem w głosie i podekscytowaniem w oczach. Godnym małoletniego sadysty, kamieniującego pierwszego chomika w ogródku. I grzebiącego tuż obok dziewczynkę z sąsiedztwa, świadka tragedii, która zagroziła, że powie o wszystkim jego mamusi. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Czw Maj 28, 2015 1:10 am | |
| Miała niesamowitą ochotę skoczyć pewnego dnia na dworzec i pożegnać wszystkie słodkie, kochane (aha, jasne) duszyczki, które ruszą niedługo w podróż swojego życia – czyli wprost do pięknego, gęsto zalesionego dystryktu… A nie, zaraz, do Dwunastki. Zapewne nic specjalnego, niemniej jednak musiała to być wycieczka równie fascynująca jak ta, którą Żydzi odbywali w trakcie wojny, gdy zabierano ich na sympatyczny prysznic do komory gazowej. Oh, żartowanie z transportu do Dwunastki było łatwe, gdy zostało się wykreślonym z listy potencjalnych nowych pracowników kopalni, fabryki, czegokolwiek. Naprawdę łatwe; nie musiała się wysilać, by wymyślić głupi dowcip, wystarczyło jej do tego kilka sekund. Stąd też w wolnym czasie, który spędzała (dosyć sporadycznie) w swoim rozwalającym się mieszkanku na poddaszu, potrafiła pisać palcem na zakurzonej szafie różne teksty, które wywoływały u niej – i nie tylko – wybuchy podszytego histerią, może nawet hipokryzją?, śmiechu. Tego pięknego dnia postanowiła odwiedzić jedno ze swoich ulubionych miejsc – słówko „ulubiony” miało tu wyjątkowo ironiczny wydźwięk. Idąc, nuciła jakąś piosenkę, hit sprzed kilku lat, który często był grany na różnego rodzaju bankietach. Nie była zaskoczona, widząc innego człowieka w zaułku, tak samo jak nie ruszył jej widok truchła w jego rękach. - Panie Lovecraft – skinęła głową z szacunkiem, jak przystało w sytuacji, gdy gówniara, którą w sumie była, spotyka faceta pod sześćdziesiątkę, w dodatku Zwycięzcę Głodowych Igrzysk. Znała go doskonale; spotkali się na dwóch (pięciu?) bankietach, a jego reputacja, rzekomo dosyć wątpliwa, wyprzedzała go o kilkanaście metrów. Całkiem ciekawa istota, zważywszy na resztę porypańców, jakich zdarzało się go spotkać, Lovecrafta mogła uznać za względnie normalnego i zrównoważonego psychicznie przedstawiciela rasy ludzkiej. Na szczęście geja; ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, byłoby spotkanie z podstarzałym pedofilem, lecącym na jej niewinną buźkę. Takiego spotkała kilka tygodni temu, i dzięki temu miała szeroki uśmiech na twarzy. Bo to naprawdę niezłe uczucie, przykopać komuś w jaja za klepnięcie w tyłek. - Proszę ciąć, jeśli łaska. Kto wie, co znajdziemy, może coś ładnego? – zapytała spokojnie, jakby to był dzień jak każdy inny. I jakby Ferris sam nie zabił tego kotka, o czym doskonale wiedziała; tego cholernego miauczenia rannego zwierzaka ciężko był nie słyszeć.
|
| | | Wiek : 57 Zawód : męska dziwka Przy sobie : wielofunkcyjny scyzoryk, karty do gry, gram dowolnego narkotyku, zwój liny
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Nie Maj 31, 2015 8:51 am | |
| Generalnie - nad moralnością Ferrisa można by toczyć wielogodzinne dysputy, a mimo tego, strony nie doszłyby do porozumienia. Kwestia jego prawości, czy też zepsucia zależała wyłącznie od kątu widzenia. On sam uważał się za wzorowego obywatela - nie wzniecał burd, utrzymywał dobre stosunki (ekhm) ze strażnikami, nie wadził absolutnie nikomu. Zaś to, że reputacja hulaki z Kapitolu ciągnęła się za nim jak smród dwudniowych gaci, nie było (wcale!) wynikiem jego celowych zabiegów. W getcie łatwo o skandale - motłoch stłoczony na małej powierzchni, w dodatku składający się z plotkarzy pierwszorzędnych, błyskawicznie puszczał w obieg każdą sensację. Lovercraftowi obrobili dupę wszerz i wzdłuż, a z racji, iż mężczyzna nie zwykł dyskutować, przyklejono mu masę etykietek, zarzucając demoralizację porządnych ludzi. Tymczasem Ferris śmiał się serdecznie, podsycał plotki i nieprzerwanie pchał młodych ku degrengoladzie. Kultywując kapitolińską tradycję i jej dziedzictwo; smutne, że mieszkańcy stolicy z krwi i kości wypierali się jej za cenę statusu wolnego obywatela. Sprzedali się tanio, on nie pozbyłby godności w zamian za świstek papieru. Pewnie dlatego dobijał konające koty w najpodlejszej części Kwartału, czym dawał cnotliwym miernotom kolejny temat do spekulacji. Odprawia czarne msze? Robi sobie z ich skór nauszniki, a z zębów groty do strzał? Może je zjada? Ferris śmiałby się do rozpuku z owych przypuszczeń, choć wystarczyło pójść o krok dalej, by poznać prawdziwą przyczynę śmierci kota. - Nazywaj mnie pieprzonym pedałem, Cat, słonko, znamy się nie od dziś - zacmokał mężczyzna, patrząc z niezmąconym spokojem na swoją wspólniczkę - zbrodni? Nie zrobili jeszcze nic nielegalnego, choć niewykluczone, iż w amoku wyprawią się na polowanie na ludzi. Lub na wszy kwartalne, jak to mówią bardziej aroganccy rządowi. Gdyby ubić robactwo, warunki w getcie faktycznie mogłyby się poprawić, a z tego co kojarzył, temperament panienki Tudor pozwoliłby im na nurzanie się w krwi niewinnych. Co stanowiłoby nostalgiczny powrót do czasów świetności, gdy co tydzień brał relaksacyjne kąpiele z trybutami. Rozpromienił się więc i położył kota na ziemi, po czym sięgnął za pazuchę i wyciągnął scyzoryk. Który zatopił w zwłokach bez żalu i niestety odrobinę nieumiejętnie (wyszedł z wprawy), fajdoląc się krwią futrzaka. Wkrótce udało mu się jednak otworzyć ciało i z ciekawością nachylał się nad rozprutym bebechem (odór śmierci jeszcze nie odstręczał). - Chyba była w ciąży - zakomunikował wesoło - łap - zawołał do Catrice, rzucając jej parującą wątrobę zwierzaka i uśmiechając się promiennie.
|
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Nie Maj 31, 2015 9:48 am | |
| Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Catrice spodziewała się towarzystwa; miała ogromną ochotę połazić po getcie w samotności, nie nękana przez obecność innych osób, które tak umiejętnie potrafiły zakłócić jej błogosławiony spokój. Nie była jeszcze pewna, kiedy wyjdzie z getta, mogło to nastąpić niedługo lub dopiero za jakiś czas. Musiała zachowywać cierpliwość, chociaż coraz bardziej chciała wydostać się na własną rękę; przecież wystarczyło tylko przejść przez kanały, już raz tam była i wiedziała, że odnalezienie drogi byłoby możliwe. - Nie mam zamiaru tak mówić – prychnęła z lekkim uśmiechem, patrząc na Lovecrafta. – Gdyby pan nie pamiętał, jestem dobrze wychowana, a prezydent Snow wymagał od swoich ludzi szacunku do wszystkich. Różne plotki krążyły po getcie, zarówno na temat rządowców, jak i samych mieszkańców królestwa za murem. Niektóre były prawdą, inne zaś zwykłym kłamstwem. Catrice nie przejmowała się tym; miała świadomość tego, że do informacji publicznej podano wiadomość o zesłaniu na ten teren morderczyni pracującej dotychczas dla rządu. Kto wie, może dlatego miała względny spokój i ludzie nie zaczepiali jej bez powodu? Nawet jeśli zdarzali się tacy, szybko sobie z nimi radziła, nie uciekając się do potrzeby zabijania. Lovecraft z kolei miał opinię równie dobrą, jak ona – o ile w wypadku Catrice plotki były podszyte domysłami (zwłaszcza ta o tym, że kąpała się we krwi ludzi oraz sypiała regularnie z prezydentem, rodząc mu pierwszego bękarta w wieku czternastu lat była nieziemsko głupia i sprawiała, że Tudor zwijała się ze śmiechu), to być może u Ferrisa było jakieś ziarenko prawdy. Zresztą, kogo to obchodziło? Złapała kocią wątróbkę i spojrzała na nią bez cienia obrzydzenia na swojej ślicznej twarzy. Przywykła do takich rzeczy, od dosyć dawna była skutecznie znieczulana na zapach i widok martwych ciał. Kto wie, może gdyby nie mordowanie, mogłaby pracować w prosektorium? Patologia sądowa była całkiem ciekawa. - Och, czyżby życzył pan sobie obiad z nienarodzonych kociątek? – uśmiechnęła się nieco ironicznie. – Możemy coś zaraz sprawić, ale nie wiem, czy zdoła pan to zjeść, koty podobno są niesmaczne. Mrugnęła do niego znacząco, posyłając szeroki uśmiech jednemu z ludzi, których lubiła najbardziej na tym porypanym świecie.
|
| | | Wiek : 57 Zawód : męska dziwka Przy sobie : wielofunkcyjny scyzoryk, karty do gry, gram dowolnego narkotyku, zwój liny
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Pon Cze 01, 2015 7:01 pm | |
| Zdecydowanie nie brakowało mu wigoru ani energii, choć zdaniem wielu w wieku pięćdziesięciu siedmiu lat kwalifikował się wyłącznie do roli staruszka. Karmionego przez rurkę, robiącego w pampersy, stetryczałego obleśniaka. Ferris jednakże nie aspirował do szybiego zdziadzenia i trzymał się zupełnie nieźle. Kiedyś ojciec powiedział mu, że jego imię pochodzi z dialektu irlandzkiego i oznacza skałę ("A na tej skale zbuduję burdel mój") - tak też wyglądał po przeszło półwiecznej imprezie. Jak góra, wysoka, majestatyczna, wyżłobiona deszczem, zniszczona wiatrem. Czyli przekładając na język ludu - miał zmarszczki, krzywy nos (nie pamietał, ile razy go łamali), nierówne zęby (brakowało mu szóstki na dole z lewej strony, ale nikt chyba tego nie zauważył), szorstkie dłonie i palce odrobinę pożółkłe od palenia tytoniu. Duchem jednak zdawał się młodzieńcem, pragnącym posmakować wszystkiego, obdarzonego odwagą graniczącą z brawurą. Może dlatego krzywił się demonstracyjnie, kiedy Cat kalała jego kształtne uszy tak przykrym tytułem. - Oczywiście, że tego wymagał. Co ludzie by pomyśleli o nim i rządzie, gdyby się wydało, że źle obchodzą się z trybutami? - zadrwił, ironicznie unosząc brew. Pamiętał doskonale masaże, maseczki, zabiegi upiększające i relaksacyjne, jakim ich poddawano. Tuż przed zesłaniem na śmierć, łaskawy gest, doprawdy. - Nie bądź służbistką, słoneczko. W obecnych czasach nawet ten kot ma większe prawa niż ty, czy ja - uśmiechnął się beztrosko, wymachując wybebeszonym futrzakiem, drugą ręką głasząc ją po głowie, jak tatuś, uparcie ignorujący gafy ulubionej córeczki. Stanowczo szukał guza - doskonale wiedział, czym zajmowała się Catrice w złotej, przedrebelianckiej erze. Nie przeszkadzało mu to jednak ani trochę (nie był lepszy), a zabawa w polowanie nagle wydała mu się szalenie ekscytująca. Mogłaby pokazać mu coś nowego albo chociaż opowiedzieć, jak się czuła, będąc tak blisko Snowa. Po tym mógłby się nawet wykrawić, ale umarłby szczęśliwy i zaspokojony, ściskając w dłoni kociego trupa. Ona również odeszłaby zadowolona z niezłego źródła dochodu (organy za pół ceny) i jednym poszkodowanym okazałby się zwierzak. Którego odejście w istocie stanowiło tak akt łaski, jak i bezrozumnego okrucieństwa. Ferris chętnie okładałby go kijem do utraty tchu, ale urządzenie prowizorycznej kliniki zimnej chirurgi było znacznie bardziej satysfakcjonujące. Brakował tylko seksownych pielęgniarzy, ale od biedy i zbłąkany Strażnik się nada. - Jestem na diecie białkowej, ale ostatnio zaczynam mieć już dosyć spermy - przyznał się, oblizując usta i pożądliwie patrząc na kocią wątrobę - szkoda, że taka mała. Wziąłbym na dwa kęsy - ocenił krytycznie - proponuję zaczaić się na coś większego - dodał, mrugając znacząco i uśmiechając się psychopatycznie. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Wto Cze 02, 2015 10:20 am | |
| Pięćdziesiąt siedem lat to piękny wiek. W Kapitolu nic szczególnego, ale w Dwunastce, z której pochodził Ferris, tyle przeżytych lat mogło kwalifikować się jako pewnego rodzaju cud – bo przecież który z facetów, wesoło zasuwających po kopalniach węgla, dożywał sześćdziesiątki? Ferrisowi się udało, może z powodu jego wesołej wygranej w Głodowych Igrzyskach. Co śmieszne, chyba tylko dwie, może trzy osoby pochodzące z Dwunastki wywalczyły sobie przeżycie. A inni? Do tej pory Cat wspominała te piękne wyczyny na arenie, kiedy jednej z trybutek z tego właśnie dystryktu wypruto flaki. - Znowu będzie mi pan wypominał, że tak naprawdę jesteśmy na ty? – zapytała spokojnie, nie reagując zbytnio na wytknięcie jej owej służbowości. – Nie ma sprawy, dla mnie lepiej. – zaśmiała się. Fakt, mówili sobie po imieniu po jednym z pamiętnych bankietów, na którym oboje czaili się na pewnego uroczego młodzieńca, wprost proszącego się o to, żeby Catrice popieściła jego śliczny tyłek szpicrutą. Wtedy to akurat Ferris sobie użył, ale dziewczyna nie miała z tym problemów – jeszcze w trakcie imprezy została poproszona przez jednego z pomocników prezydenta o zapoznanie się z pewną małą, wesołą listą, na której były osoby do wyeliminowania. Piękna noc, to fakt – gdyby było jej to naprawdę dane, mogłaby wykąpać się w krwi co najmniej kilku osób, ku uciesze Snowa i jego świty, z zainteresowaniem obserwujących poczynania panny Tudor na monitorach przekazujących obraz z ukrytych kamer. Piękne, szczęśliwe czasy. - Dieta białkowa, tak? – uniosła brew, nie okazując większego zainteresowania głównym źródłem białka dla Lovecrafta. – Co kto lubi, kicia za mała, ale jak obedrzesz z futerka, może dasz radę zrobić sobie ocieplacz na nos – mrugnęła ze złośliwym uśmiechem, jednak nie tak ironicznie, by go obrazić. Zaczajenie się na coś większego było kuszące, jednak… - Muszę być grzeczna. – kucnęła obok Lovecrafta i patrzyła na jego twarz, rozjaśnioną przez chwilowe szaleństwo. – Po pierwsze, ludzkie mięso mnie nie kręci, a po drugie – muszę się zachowywać, jeśli chcę stąd wyjść, prawda? Nie wspomniała o tym, że przecież udało jej się wymigać od transportu do wesołej Dwunastki. - Cieszysz się, że wracasz do domku?
|
| | | Wiek : 57 Zawód : męska dziwka Przy sobie : wielofunkcyjny scyzoryk, karty do gry, gram dowolnego narkotyku, zwój liny
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Sro Cze 03, 2015 11:44 am | |
| - Nie tytułuj mnie panem, ale kłaniania się w pas nie mogę ci zabronić - zachrypiał, puszczając jej oczko. Jakoś nigdy nie lubił tych napuszonych zwrotów grzecznościowych. Formalności. Zasady. Pokazowy szacunek. Na wszystkich bankietach rzygać mu się chciało od natłoku obłudników produkujących tanie komplementy, na odległość śmierdzące hipokryzją. Dlatego sporo czasu spędzał w toaletach, próbując uprzejemnić sobie czas wśród parszywych lizusów. Ci jednak mocni byli tylko w gębie, bo jak przychodził co do czego, faja im miękła i to dosłownie. Pozostawał więc Ferrisem dla każdego (nie widział siebie w innej roli). Był po prostu zbyt bezpruderyjny, szczery i prostolinijny, aby wchodzić w skórę Zwycięzcy oczekującego poklasku. Zasczytne miana nie przynosiły zresztą profitów (wolałby, gdyby całowano go po stopach), tylko zakłopotanie. Ponieważ ferrisowa osobowość była zbyt silna, by ustąpić miejsca "panu Lovercraftowi". Całkowicie stłamszonemu przez pierwotną część natury, każącej mu podążać za instnktem i walić to, co mu w tym przeszkadza. Pozbywał się więc wrogów metodycznie, namiętnie ich ignorując lub posuwając się nieco dalej w swych igraszkach. Jednemu namolcowi nasrał na wycieraczkę - poskutkowało. Równie skutecznie, jak cicha likwidacja, stanowiącą z kolei domenę Catrice. Która była niezła w swoim fachu (żeby nie powiedzieć cholernie dobra) i zabijała lepiej niż masło zawartością cholesterolu. Tak słyszał, bo na szczęście należał do pupilków prezydenta Snowa (albo tylko mu się wydawało) i nie groził mu upadek ze szczytu kapitolińskiego gówna. Zawsze lepiej na górze - mimo fascynacji turpizmem i własnym, nieetycznym etosem (Don Ferris z Dwunastki?) nie miał ochoty babrać się w ekskrementach śmietanki towarzyskiej, które capiły tak samo jak fekalia dystrykowej hołoty. Cat miała robotę brudną i niewdzięczną, lecz on potrafił to docenić - mógłby napisać biografię dziewczyny, rozwodząc się nad jej umiejętnościami (61 sposobów na przerwanie rdzeniu kręgowego) i urodą. Musiał przyznać, dziewczę było urocze i gdyby nie jego preferencje, z pewnością dostawałby ślinotoku na sam widok takiej buźki. I erekcji, gdy ślicznotka wbiłaby mu brzeszczot między żebra za całkiem niegrzeczne fantazje. - Owszem, ale nie polecam. Niesmaczne to, ostatnio zacząłem udawać, że połykam - poskarżył się Lovercraft, odrzucając kota, z którego wylewały się wnętrzności. Zachichotał cicho, przebierając surowy wyraz twarzy i grożąc Cat palcem, po czym pokręcił głową i rozłożył szeroko ręce, jakby pokazując, iż nic nie może zrobić. - Nie próbowałaś? - spytał, autentycznie zaskoczony. Dla Ferrisa nie istniały tematy tabu i antropofagizm nie stanowił wyjątku. Nie współczuł Pelopsowi podanemu w charakterze pieczeni przez własnego ojca (bogowie go wskrzesili), a Hannibala darzył ogromną sympatią. Upodobania kulinarne były rzeczą równą gustowi muzycznemu i choć Ferris samemu nie pichcił, nie wiedział, co na ucztach otwierających Igrzyska kryło się pod nazwą "comber z sarny". Może faktycznie, tylko comber... - Aż tak ci zależy, że odpuścisz sobie takie delicje? - zakpił, śmiejąc się - mogę wziąć cię ze sobą, gwarantuję ci więcej frajdy. Kapitol jest przereklamowny - powiedział lekceważąco, gdyż w istocie, życie zaczynało pędzić złymi torami. Ku zamkowi i księżniczce, a z racji tego, iż mężczyzna preferował burdele i despotów, na łeb na szyję uciekał z miasta, które po rewolucji straciło dawną duszę. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Sro Cze 03, 2015 12:31 pm | |
| Dygnęła uroczo, skłaniając ku niemu głowę. Gdyby miała na sobie sukienkę, z pewnością uniosłaby delikatnie jej brzegi, by owe dygnięcie było jeszcze bardziej dziewczęce, choć nadal przesycone lekkim rozbawieniem. Typowym dla Catrice, bądź co bądź, jeszcze dziewiętnastolatki, pozornie niewinnej, a mimo to mającej swoje za uszami. Bo w końcu to ona była tym słodkim aniołkiem prezydenta Snowa, niewiniątkiem, które po każdym bankiecie grzecznie wracało do domu, ignorując uporczywe pytania rodziców i zaskoczone spojrzenia rodzeństwa. To ona była osobą, której nakazywano obserwować i czaić się w ukryciu, by potem zaatakować, znienacka i bez wcześniejszych uprzedzeń, by zabić. Po prostu zabić. Szczęście w nieszczęściu, nigdy nie miała okazji walczyć ze Zwycięzcą Igrzysk, choć to byłaby niezwykła gratka dla widzów. Kto wie, być może to byłaby okazja do chwalebnej śmierci, jej lub przeciwnika… nigdy jednak nie zastanawiała się nad tym, z pokorą i zadowoleniem przyjmując to, co zlecał jej prezydent. Nawet kiedy kazał jej zabić chłopaka, w którym się zakochała, bez słowa protestu wykonała polecenie. - Współczuję, nie lepiej wypluć? – wyszczerzyła się słodko. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, Catrice Tudor należała do osób, które rzadko pozwalały sobie na dreszcze uniesień. Jedyne rozkosze, jakie znała, to świst batów, huki wystrzałów i śpiew noży, gdy zabijała. Jej jedyne pieśni chwalebne, jedyne przyjemności. Co nie oznacza, że wyeliminowała żądzę do końca – byli mężczyźni, których uznawała za nader pociągających, jak nieodżałowanej pamięci Joseph Salinger, którego uwielbiała czy też Blaise Argent; na widok tego drugiego, siedzącego na motorze, Cat doznawała nieopisanej wręcz radości, traktując go jak dobrego kumpla. Nawet jeśli stali po dwóch stronach muru, nie przeszkadzało mu to w niesieniu pomocy. Ciekawe, czego oczekuje w zamian? - Ludzkiego mięsa?- spojrzała na Ferrisa, zaskoczona równie jak on. Przez chwilę rozmyślała nad tym, usiłując przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek miała okazję zetknąć się z takim posiłkiem, po czym pokręciła głową. – Nie, z pewnością nie. Nie w Dwójce, nie w czasie bankietów u Snowa – wygładziła poły wyświechtanego płaszcza. – Zdarzało mi się pałętać po kuchni, kiedy przed imprezami brakowało mi noży, serwowali mięso zwierząt. Uśmiechnęła się na wspomnienie kilku zdenerwowanych kucharzy, którzy patrzyli na nią srogo, gdy bezpardonowo wemknęła się do ich pomieszczeń i z bezczelnym, zawadiackim wyrazem twarzy podbierała ostre i całkiem spore noże, by rzucać nimi w ofiary lub podrzynać gardła. - Smaczne? – spytała, odrobinę zaskoczona. Nie powiedziała mu, że wywinęła się od przymusowej wywózki do Dwunastki, ani że miała jakieś resztki znajomych poza więżącym ich murem. Milczała, zamiast powiedzieć wprost, że w końcu stąd wyjdę. - Och, z chęcią pojadę. – uśmiechnęła się szeroko. – Ale tylko po to, żeby pieścić plecy biednych ludzi jakimś ładnym bacikiem.
|
| | | Wiek : 57 Zawód : męska dziwka Przy sobie : wielofunkcyjny scyzoryk, karty do gry, gram dowolnego narkotyku, zwój liny
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach Pią Cze 05, 2015 3:50 pm | |
| Wybuchnął gromkim, tubalnym śmiechem wujka, oczarowanego występem ulubionej siostrzenicy. Tak, Catrice podbiła jego zatwardziałe, nieczułe serce już za pierwszym spotkaniem (wielkodusznie załatwiła jego konkurentkę o pewnego chyżego młodziana), a teraz spełniała jego prośbę w sposób niezwykle rozkoszny i pocieszny. Gdyby nie jej spojrzenie; rozbawione, aczkolwiek Ferris był pewien, że jeśli posunie się o krok za daleko, dziewczyna pozbawi go jego największego skarbu. Bez klejnotów czułby się nieswoja, jak pusta lodówka, jak piwo bez chmielu, jak... Po prostu jak facet bez penisa. Czyli źle, bo jeśli dyndające między nogami przyrodzenie było miarą jego męskości, to bez niego nie wytrzymałby presji. Ponieważ lubił swoje samcze zachowanie i samcze potrzeby i raczej nie odnalazłby się w skórze dzieweczki. Ani kastrata, eunucha, jakkolwiek to zwać. Potrafił zrozumieć umiar, ale nie umartwianie. I właśnie tak postrzegałby oddarcie go z jego rozćwierkanego instrumentu, bo nie o ból to chodziło, a o niepowetowaną stratę i wynikającą z niej ascezę. Ale - nawet gdyby, zawsze zostawał mu jeszcze tyłek - raczej by mu go nie odstrzeliła (nie miała czym) i przecież Lovercraft nie zamierzał prowokować słodkiej, młodej zabójczyni. Prawda? Na Arenie bywało różnie, działała adrenalina, chciał zabłysnąć, no i pokazać się Kapitolińczykom (nadal miewał erekcję, gdy myślał o tych wszystkich dziadach, którzy fapali przed telewizorami). Po przeszło czterdziestu latach przeszło mu pragnienie ludzkiej krwi (nasycił się nią do orzygania), zwłaszcza, gdyby miała wsiąknąć w grunt getta. Ewentualny pojedynek widziałby zorganizowany znacznie huczniej, z sekundantami, z honorami, z hymnami wygrywanymi na ich cześć. Potem szybkie sfingowanie śmierci przy pomocy trefnego sztyletu i zamknięta impreza w Violatorze, z zaśmiewaniem się do łez z głupków, którzy uwierzyliby w zakłucie Catrice bądź jego, kolejność nieobowiązkowa. Mógłby w końcu zaliczyć porządne rżnięcie przez dwóch typów na raz. I może daliby mu nauczkę, że nie wolno szachrować przy obciąganiu (na co skrycie liczył, ale ta dzisiejsza młodzież, zero szacunku do tradycji). - Jeśli na obiad było meksykańskie, to owszem - pokiwał głową, wzdrygając się teatralnie - ale bez obaw, tak łatwo się dam. Na niejednej fujarce już grałem - oznajmił dumny, rachując w myślach i...dochodząc do przerażających oszołamiających danych, opiewających się pi razy drzwi o połowę populacji Kapitolu. Starego czy nowego, nieistotne, z każdym mógłby biesiadować i czuć się jak u siebie. - Matka zawsze mi powtarzała, żebym nie wysmradzał. - obnażył zęby i pogłaskał ją po policzku, po czym odchylił głowę do tyłu i ryknął skrzekliwym śmiechem - Snow zawsze zostawiał dla siebie najlepsze kąski, moja droga - wyjaśnił - niezwykle delikatne, ale i tak wiele zależy od dawcy. Moje pewno byłoby nieco łykowate - wygiął wargi w cierpkim uśmiechu, który poszerzył jeszcze bardziej, słysząc tak optymistyczną deklarację ze strony Catrcie. - Cudownie! Zaraz coś dla ciebie wynajdę, ale to nie tutaj, nie tutaj - mruczał, zachwycony, że być może nareszcie ktoś się nim zajmie. Chwycił dziewczynę za rękę, szepcząc jej do ucha szczegóły i rozchylając szerzej poły przepastnego płaszcza. Widział błysk w jej oku i był niebywale szczęśliwy, że na siebie trafili. Bo wkrótce oboje powinni czuć się zadowoleni.
/zt x2 |
| | |
| Temat: Re: Zaułek na obrzeżach | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|