IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Sundown Boulevard - Page 2

 

 Sundown Boulevard

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Sundown Boulevard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Sundown Boulevard   Sundown Boulevard - Page 2 EmptyPią Maj 03, 2013 2:23 pm

First topic message reminder :



Samo serce miasta, nie zasypiające nigdy, pełne wieżowców, markowych sklepów, klubów i... złodziei, tylko czyhających na nieuważnego mieszkańca. Pilnujcie portfeli i uważajcie na oczy, w nocy można dostać tu oczopląsu!
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Sundown Boulevard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Sundown Boulevard   Sundown Boulevard - Page 2 EmptySob Cze 06, 2015 1:30 pm

/ parę tygodni po grze z Mayą

Ostatnimi czasy coraz więcej czasu spędzał poza mieszkaniem. Nogi same pchały go na przód, bezpośrednio na ulice Kapitolu, do barów, parków, a czasem też do bunkra. Bez względu na pogodę, nastrój czy nawet chęci, choć musiał przyznać, że tych akurat mu nie brakowało, przez większość swojego wolnego czasu, którego ostatnio również miał całkiem sporo, najzwyczajniej w świecie się włóczył. Nie potrafił znaleźć lepszego określenia dla swoich pieszych, w większości bezcelowych wycieczek powoli stających się nieodzownym elementem każdego dnia. Nie żeby narzekał, właściwie tak nawet było mu lepiej. Jeśli miał wybierać pomiędzy siedzeniem w zaminowanym mieszkaniu a spędzeniem kilku godzin w cieszy i spokoju, to logiczne, że zwykle jednak wychodził.
Zastanawiało go tylko, czy nie jest to uciekanie przed problemem. Konflikt i tak narastał, atmosfera z każdym dniem zdawała się coraz bardziej gęsta i w którymś momencie wybuch będzie musiał nastąpić. Możliwe nawet, że więcej niż jeden, bo ostatnimi czasy wszystko, co działo się w jego życiu, miało charakter lawinowy.
Teraz jednak nie przejmował się tym. A przynajmniej nie w takim stopniu jak wcześniej. Ostatnia rozmowa z Mayą w końcu otworzyła mu oczy, a dzięki temu przestał mieć wobec niej jakiekolwiek złudzenia. Został mu już jedynie niesmak i odzywające się co pewien czas uczucie poniżenia, ale to było nawet przyjemne w porównaniu do ostatniej burzy. Tak, wypranie z emocji zdecydowanie bardziej mu odpowiadało.
Pogrążony we własnych myślach, zapewne jeszcze przez jakiś czas nie zauważyłby dokąd idzie, gdyby nie jasne światła neonów, witryn oraz reklam. W pierwszej chwili zatrzymał się, mrużąc lekko oczy i próbując dojrzeć w tym wszystkim jakiś porządek, ale feria jasnych barw skutecznie mu to uniemożliwiała. Zabawne jak bardzo przez parę miesięcy zdążył odzwyczaić się od życia w tym mieście, od jego głośnego, porażającego stylu funkcjonowania. Jeszcze zabawniejsze, że kiedyś naprawdę go to bawiło, że dzięki temu czuł, że naprawdę żyje. A teraz? Co byłoby gdyby powrócił, choćby na moment, i znów zapomniał o wszelkich troskach, o nowej tożsamości, Kolczatce i innych takich? Możliwe, że byłoby mu lepiej. Szkoda tylko, że nie miał ze sobą żadnego kompana. Picie samemu brzmiało trochę jak desperacja, a on, mimo wszystko, zdesperowany jeszcze nie był. No, a na pewno nie w takim stopniu.
Dalej więc szedł przed siebie, zręcznie przeciskając się między przechodniami i od czasu do czasu ze znużeniem zahaczając wzrok o ich twarze, wszystkie oczywiście nieznajome. Przed rebelią, kiedy Kapitol nie był wypełniony przede wszystkim mieszkańcami dystryktów, ciągle wpadał na kogoś znajomego, zawsze miał pod ręką kogoś do towarzystwa. Teraz wszystkie te osoby utknęły w gettcie lub, jeśli mieli wystarczająco dużo szczęścia, zwiedzali już kopalnie w Dwunastce.
Już miał zamiar zawrócić lub skręcić w jakąś mniej uczęszczaną uliczkę, kiedy niespodziewanie jego wzrok uchwycił wynurzające się z naprzeciwka, z szarego tłumu charakterystyczne rysy twarzy. Tej twarzyczki zdecydowanie nie dało pomylić się z żadną inną. Kiedy więc mijała go, zatrzymał się, czekając aż go dostrzeże, a gdy tak po prostu minęła  Tylera, ten odezwał się jako pierwszy. – To nieładnie ignorować znajomych. Nawet jeśli minęło trochę czasu odkąd widzieliście się ostatnio.


Ostatnio zmieniony przez Tyler Dawson dnia Wto Cze 09, 2015 3:31 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
Farrah Risley
Farrah Risley
https://panem.forumpl.net/t2872-farrie-risley#46638
https://panem.forumpl.net/t3026-farrie#46642
https://panem.forumpl.net/t3023-farrah-risley#46639
https://panem.forumpl.net/t3024-listy-do-rodzicow#46640
https://panem.forumpl.net/t3025-farrie#46641
https://panem.forumpl.net/t3063-farrie-risley-i-kitty-stonem#47034
Wiek : 20 lat
Zawód : asystentka Mendeza; KRESowiczka
Przy sobie : laptop, pendrive, telefon komórkowy, inhalator, przepustka do siedziby rządu
Znaki szczególne : orli nos; znoszona, dużo za duża szara bluza z kapturem

Sundown Boulevard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Sundown Boulevard   Sundown Boulevard - Page 2 EmptyNie Cze 07, 2015 6:10 pm

| przed pałacową imprezą, więc nie zabijajcie! <3

Szary tłum przesuwał się to w jedną, to w drugą stronę, falując niczym najprawdziwszy strumień. Danych, oczywiście, Farrie nigdy nie porównywała życia do natury, będąc wierną tylko rzeczywistości wirtualnej. W której zawsze posiadało się przy sobie ciężki ekwipunek i zapasowe życia, pozwalające na ryzykowne zachowania. Urazy oraz śmierć powodowały tylko powrót do punktu zapisu i lekką frustrację. Nic więcej, żadnego bólu, żadnej prawdziwej złości, ot, chirurgiczna wielokrotna alternatywa, do jakiej zaczynała tęsknić coraz mocnej.
Nie miała czasu na gry. Nie miała także - o dziwo - nastroju. Ostatnie pasmo porażek najpierw doprowadziło ją do skraju smutku, stanu nieznanego pannie Risley, jaki następnie przerodził się w chorą frustrację, w końcu ewoluując w rosnącą z każdym dniem zawziętość. Poświęcała się swojej pracy w stu procentach, wykonując precyzyjnie wszystkie zadania Mendeza, pomagając sklejać Kolczatkę po akcji-porażce, wyciągając z odmętów getta kolejne osoby i - gdzieś pomiędzy tym wszystkim - starając się odzywać do rodziców, odżywiać zdrowo i myć zęby cztery razy dziennie.
Radziła sobie całkiem nieźle. Oczywiście nieco zmizerniała, ale na szczęście daleko było jej do wychudzonej anemiczki, odsłaniającej przy każdym wątłym uśmiechu krwawiące dziąsła. Szła przez życie - i przez zatłoczoną ulicę - energicznie, z wysoko podniesioną głową, szczerząc zęby w przestrzeń i przeskakując nad kałużami. A wszystko to w niewygodnych eleganckich spodniach i nieco wymiętej po pracy bluzce. Znów musiała ogarniać burdel Mendeza, znów znosiła zrozpaczonych petentów i znów wysłuchiwała plotek biuściastej Kirstin, rozochoconej coraz obleśniejszymi komentarzami Sawyera. Nawet niewinna Farrie wyłapywała pewne podteksty i nawet teraz, podczas szybkiego marszobiegu do domu, czuła wstęp do wstrętu. Ugh. Zazwyczaj nie pozwalała sobie na odczuwanie negatywnych emocji, ale ostatnio nie potrafiła wyrzucać ich z umysłu tak od razu. Najczęściej trawiła wszystkie problemy właśnie podczas powrotu z pracy. Brak wiadomości od Gavina, milczenie ze strony Ashe, akcja Kolczatki, przesłuchania, Jeremy, wkurzająca współlokatorka, zaginieni, straceni, nieistniejący - wszystkie nieprzyjemne myśli zgrzytały powoli w jej głowie, zagłuszając niemalże uliczny hałas, szum samochodów i odległe powitania ludzi.
Właściwie nie zwracała uwagi na mijający ją tłum, nic więc dziwnego, że przegapiła znajomą twarz. I sylwetkę. I głos. No, prawie znajomą.
W pierwszym momencie, gwałtownie wyciągnięta z przerabiania ciągle tych samych myśli, nie rozpoznała chłopaka, który ją zatrzymał. Dwie długie sekundy skanowania jego twarzy i lekko kpiącego uśmiechu zakończyły się jednak pozytywnie, kropki zostały połączone a pasmo porażek zastąpiono wspomnieniami z dzieciństwa. Tyler nie miał już pucułowatych policzków, nie trzymał w dłoni zabawki i nie szarpał ją za włosy. Ba, Tyler nie był nawet Tylerem.
- Frederick. Och, co za niespodzianka - powitała go od razu, autentycznie zaskoczona, ale i szalenie szczęśliwa, przytulając się do niego nagle, bez żadnego zawstydzenia czy dystansu. Wręcz zdusiła go siłą swoich umięśnionych (powiedzmy) ramion, przesuwając się (i jego) jednocześnie w pokracznym pseudotańcu do brzegu chodnika, gdzie ludzie już nie prychali z niezadowoleniem na parkę tamującą przepływ powracających z pracy. Dopiero stojąc pod zamkniętym zakładem fryzjerskim Farrah puściła Tylera, odsuwając się na odległość ramienia i obdarzając go najszerszym z arsenału risleyowych uśmiechów. - Jak tam hotelowa rzeczywistość? I gdzie zgubiłeś Clarę? - spytała, dalej cała w uśmiechach, zupełnie zapominając o tym, że przed chwilą pod jej blond czupryną wirowały najgorsze myśli. Przypadkowe spotkanie z Tylerem, któremu - w pośredni, KRESowy sposób - pomogła powrócić na łono prawowitych mieszkańców Kapitolu, natychmiastowo poprawiło jej humor. Był cały, zdrowy; spacerował sobie po mieście i chociaż wydawało się jej, że jego twarz jest nieco przygaszona, to przecież zostawił za sobą chłodne podziemia kolczatkowego bunkra. To tam widzieli się ostatnio, dawno temu. Od czasu przerzutu Fredericka i Clary do Dzielnicy, Farrie nie próbowała nawiązywać kontaktu wiedząc, że byłoby to co najmniej podejrzane, ale od tamtego wydarzenia minęło wystarczająco dużo czasu. Mogła więc witać się ze starym-nowym znajomym w świetle gasnącego szybko dnia - przeklęta zima - i z absolutną radością, wypisaną na dziewczęcej twarzy.
Powrót do góry Go down
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Sundown Boulevard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Sundown Boulevard   Sundown Boulevard - Page 2 EmptySro Cze 10, 2015 1:50 pm

Bez wahania mógłby przyznać, że brak statusu poszukiwanego znacznie ułatwiał życie. Nie musiał nawet szukać zbyt wielu powodów, aby przekonać siebie czy innych do tego stwierdzenia – miał je teraz jak na dłoni, niemalże ciągnęły się wzdłuż ulic, odbijały w witrynach sklepowych, dosłownie wisiały w powietrzu. Chyba nikt nie chciałby zamienić tego na kolczatkową rzeczywistość, która, może nie była jakoś szczególnie przytłaczająca, ale najzwyczajniej w świecie ograniczająca.
Jednak, to że powrócił już do Kapitolu i mógł żyć prawie jak każdy inny jego mieszkaniec, nie oznaczało, że wszystko wokół znów nabrało dawnych barw. Z pozoru było nawet podobnie, ale gdy przyjrzeć się szczegółom, Tyler i Frederick stanowili dwie różne osoby (pomijając nawet fakt, że ten pierwszy teoretycznie nie żył). Mieszkanie, praca, otoczenie – te drobne, ale bardzo istotne sprawy sprawiały, że zanim przyzwyczaił się do nowego-starego życia, musiało znów minąć trochę czasu. Dzielona przestrzeń, nowe, nudne obowiązki oraz dawni znajomi, którzy nie rozpoznawali go na ulicy, na pewno tego nie ułatwiały. Na szczęście po pewnym czasie nawet takie błahostki przestały sprawiać mu różnicę. Wiedział, że nie miał żadnych szans na całkowity powrót do normalności, z drugiej strony nie chciał też, aby jego twarz znów oznaczona była etykietką poszukiwanego, więc w końcu przyjął do wiadomości, że tak już musi być. Walka z przeciwnościami losu zdawała się chwilowo zbyt męcząca, nawet jak da kogoś, kto był w stanie porwać prezydenta, aby ochronić kogoś, na kim mu zależy. A raczej zależało.
Rysy Farrie mijane na tej kolorowej, pędzącej nie wiadomo gdzie ulicy, były więc pewnego rodzaju wybawieniem. Stanowiła element jego dawnego (nawet bardzo) życia, a jednocześnie w pewien sposób dotyczyła już tego nowego. Nawet gdy trochę za długo wpatrywała się w niego, zapewne próbując odnaleźć właściwe nazwisko, nie zraził się, ale zaczekał, aż w końcu wszystkie trybiki wskoczą na swoje miejsce. A kiedy w końcu ten moment nastąpił… no cóż, nie przygotował się na tak wylewne powitanie. Co prawda również ją przytulił, ale z lekkim opóźnieniem i odrobinę sztywno, ale naprawdę udało jej się go zaskoczyć. Z tego wszystkiego ledwie zauważył, że przenieśli się bardziej na krawędź chodnika. Dopiero gdy wypuściła go i posłała ten swój wyjątkowy uśmiech, powrócił do siebie i sam nie mógł powstrzymać się przed roześmianiem. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktokolwiek cieszył się tak na mój widok – wyznał szczerze, prawie kręcąc głową z niedowierzaniem. To miłe, że jednak istniał jeszcze ktoś, dla kogo jego towarzystwo nie było ciężarem.
- Cudownie. Całymi dniami prawie nic się nie dzieje, hotel ogółem podupada, ale przynajmniej nie mam zbyt wielu obowiązków – powiedział, nie chcąc za bardzo wdawać się w szczegóły, które nawet dla niego nie były ciekawe. Bo co interesującego można znaleźć w pracy technika? Na pewno niewiele. – Wolałbym raczej usłyszeć, co nowego u Mendeza? – zapytał, przyglądając się jej uważnie. Elegancka bluzka, spodnie. Czyżby dopiero wracała z pracy?
- Została w mieszkaniu. Ostatnimi czasy nie ma nastroju na wychodzenie gdziekolwiek – wyjaśnił ogólnikowo. Pewnie miała ochotę gdzieś wyjść i pewnie nawet wychodziła, ale na pewno nie z nim. Nie chciał zrzucać na Risley swoich problemów czy raczej zarzucać ją wiadomością, że w tej chwili nieszczególnie przejmował się tym, „gdzie zgubił Clarę aka Mayę”. Nie znaczy to jednak, że gdyby coś się stało, nie pomógłby jej. Mieszkali przecież razem (jeszcze) i to do czegoś zobowiązywało, a przynajmniej tak próbował sobie wmówić.
- Ty z kolei dalej przemierzasz ulice Kapitolu samotnie?
Powrót do góry Go down
Farrah Risley
Farrah Risley
https://panem.forumpl.net/t2872-farrie-risley#46638
https://panem.forumpl.net/t3026-farrie#46642
https://panem.forumpl.net/t3023-farrah-risley#46639
https://panem.forumpl.net/t3024-listy-do-rodzicow#46640
https://panem.forumpl.net/t3025-farrie#46641
https://panem.forumpl.net/t3063-farrie-risley-i-kitty-stonem#47034
Wiek : 20 lat
Zawód : asystentka Mendeza; KRESowiczka
Przy sobie : laptop, pendrive, telefon komórkowy, inhalator, przepustka do siedziby rządu
Znaki szczególne : orli nos; znoszona, dużo za duża szara bluza z kapturem

Sundown Boulevard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Sundown Boulevard   Sundown Boulevard - Page 2 EmptyPią Cze 12, 2015 12:32 pm

Ciągle wpatrywała się w twarz Tylera z tym samym szerokim uśmiechem, kompletnie nie pasującym do szarego, deszczowego popołudnia. I do szarego miasta. I do tłumu szarych ludzi, mijających ich bez słowa, z oczami wbitymi w ekrany telefonów i tabletów. Kapitol nie był stworzony do radości z przypadkowych spotkań, ale Farrie nie do końca wpisywała się w stereotyp zdystansowanej Wolnej Obywatelki. Nie miała więc żadnego problemu z ekstremalną bliskością: nawet, gdy stanęli już pod obdrapaną ścianą jakiegoś budynku i kiedy już przestała łamać mężczyźnie żebra swoim uściskiem, nie odsuwała się od niego drastycznie, najpierw poklepując go radośnie po ramieniu, potem wbijając zmarznięte palce w materiał rękawa kurtki. Jakby kontrolnie trzymała starszego kolegę na spacerze po Emerald Park, z tym, że wtedy Tyler miał jaśniejsze włosy i był od niej sporo wyższy.
Dalej jednak nie chciała go zgubić i dalej kojarzył się jej z najweselszym okresem dzieciństwa, pełnym śmiechu, słodyczy i dorosłych, zajmujących się dwójką dzieciaków z prawdziwą czułością. Podejrzewała, że wtedy małżeńskie insynuacje wydawały się jej okropnie zawstydzające (jakby teraz było inaczej, hm), ale teraz, kilkanaście lat później, mogła tylko cieszyć się z wspomnień z dzieciństwa. Nieco rozjaśniających szare popołudnie. Tak samo jak odwzajemniony śmiech Tylera, któremu znów zawtórowała, wkręcając się w śmiecheszkowate koło. Urwane na szczęście krótkim kaszelkiem - czyżby przeklęte przeziębienie? - pozwalającym powrócić Farrah do względnej równowagi emocjonalnej.
- Daj spokój, każdy cieszyłby się na widok takiego przystojniaka! - wychrypiała odrobinę piejąco (gardło dalej ją drapało), czując się przy blondynie całkowicie swobodnie. Stanowił bezpieczną przystań; nie musiała się przy nim krygować jak przy Gavinie ani zawstydzać jak przy Malcolmie. Może to kwestia wieku? Właściwie wcale się nad tym nie zastanawiała, huśtając rękaw jego kurtki. - Cóż, kapitolińskie hotele nie są teraz najczęściej odwiedzanymi przybytkami....ludzie preferują dalekie wyjazdy rekreacyjne - podzieliła się swoją refleksją, na chwilę poważniejąc i powracając w myślach do listy kolejnych nieszczęśników, zmierzających do pięknej Dwunastki. Westchnęła cicho, puszczając w końcu rękaw Tylera i znów uśmiechając się do niego, już mniej szaleńczo. - Mendez...jak zawsze. Robię za jego asystentkę i sprzątaczkę. Ten człowiek to chodzący bałagan. Ale w gruncie rzeczy jest nawet dość zabawny - odpowiedziała pogodnie, doszukując się w Sawyerze jakichkolwiek plusów. Nie narzekała. Dzięki pracy w KRESie mogła pomóc wielu osobom, między innymi Tylerowi i Mayi. I Ashe. I Gavinowi. Cóż, przynajmniej Ty się do niej odzywał i wyglądał na mile zaskoczonego przypadkowym spotkaniem. - Nie dziwię się jej. Jest ponuro. A będzie jeszcze nieprzyjemniej - dodała melancholijnie i wieloznacznie, nie dając się przejąć smutkowi na dłużej. Ostatnie pytanie Tylera nieco ją rozbawiło i (o dziwo!) nie zakłopotało. - Już nie. Pewien przystojny młodzieniec, kradnący moje gumy do żucia, chętnie przespaceruje się ze mną. - wyszczerzyła zęby, biorąc Tylera pod ramię i kierując go w boczną uliczkę. Przebywanie w samym środku miasta z kimś, kto do niedawna widniał na liście podejrzanych nie byłoby zbyt rozsądne i znalezienie jakiejś suchej ławeczki w zaciszu parku wydawało się Farrie nieco bezpieczniejsze.

zt-> jakiś zielony przylądek
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Sundown Boulevard - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Sundown Boulevard   Sundown Boulevard - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 

Sundown Boulevard

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2

 Similar topics

-
» Sundown Boulevard

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Centrum miasta-