|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Nicole Kendith Czw Paź 24, 2013 9:42 pm | |
|
Ostatnio zmieniony przez Nicole Kendith dnia Pią Kwi 25, 2014 11:13 am, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Nicole Kendith Pią Paź 25, 2013 9:44 am | |
| | Rzeka Moon River
Zaproszenie do domu było jedną z tych rzeczy, które Rory szybko oceniła jako przełamanie lodów do szczerej pogawędki. Nicole miała racje, nie mogły o takich rzeczach rozmawiać na brzegu rzeki, to się po prostu nie godziło. Drogę do mieszkania panny Kendith pokonały stosunkowo szybko, ale nie padły między nimi żadne konkretne słowa, ot wskazówki dotyczące kierunku, pochwała ogródka, czy wystroju wnętrz. Gdy rudowłosa znalazła się już w odpowiednim pomieszczeniu, zdjęła buty, płaszcz i szalik, a te ostatnie odwiesiła na wieszak. Torbę z aparatem zabrała ze sobą do salonu, może Nicole pomoże jej w ocenie zdjęć, w końcu znała się na tym najlepiej. -Przepraszam, nie powinnam była gadać o takich rzeczach nad rzeką - zaczęła, siadając na kanapie i opierając się o poduszkę. Zwróciła twarz w kierunku dawnej przyjaciółki i posłała jej delikatny uśmiech. Nie miała jednak zamiaru zamiatać tego problemu pod dywan, przecież w końcu należało o tym pogadać. -Ale mimo wszystko chciałabym znać twoje zdanie na ten temat - spojrzała na Nicole uważne, ale nie natarczywie. Miała nadzieję, że brunetka ujawni przed nią swoje spostrzeżenia i będą mogły dziś trochę poknuć i wyciągnąć wnioski. Rory miała nieodpartą ochotę na zadanie Nicole także kilku innych pytań, ale skoro starały się odbudować swoje relacje, nie mogła być przecież wścibska. -Świetnie tu urządziłaś! Mieszkasz sama? - Rory była młodą dziewczyną, do tego dziennikarką, więc zamiłowanie do plotek było już chyba stałym fragmentem jej osobowości. Nie chciała urazić swojej towarzyszki, więc oczywiście nie drążyłaby tematu, gdyby Nicole nie chciała odpowiedzieć. Ale czy rozmowy o chłopakach, choćby błahe, nie były składową prawdziwej, babskiej przyjaźni? |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith Pią Paź 25, 2013 10:04 pm | |
| Dom był pierwszym miejscem, który przyszedł jej do głowy. Wiedziała ,że tu nie podsłucha ich żadna nieproszona osoba. Jednak, przezorny zawsze ubezpieczony, by uniemożliwić sąsiadom jakiekolwiek podsłuchiwanie (kto wie co ci ludzie robią w mieszkaniach...) po wejściu, od razu złapała za laptop i włączyła muzykę, naprawdę stare kawałki, po czym rozkręciła głośność, na tyle by mogły w miarę swobodnie rozmawiać, przy czym by nie było żadnej szansy, na to, że ktoś nieproszony je usłyszy. Dopiero wtedy odetchnęła z ulgą, ściągnęła z siebie kurtkę, którą cisnęła niedbale w kąt, po czym zniknęła w kuchni. Podczas, gdy grzała się wstawiona przez nią woda, rozważała, czy wdanie sie w taką dyskusję, do której parła Rory, było odpowiednie. Naprawdę, nie chciała o tym rozmawiać. Nie teraz, kiedy sama gubiła się w swoich myślach. Nie, kiedy nie wiedziała jak właściwie ma się zachować. Nienawidziła wątpliwości. Zalała herbatę, po czym wróciła do pokoju. Postawiła przed znajomą napój i cukiernice, następnie usiadła i wbiła spojrzenie w przestrzeń. Pokiwała tylko głową, przyjmując przeprosiny dziewczyny, nie mogła się wyrwać z tego dziwnego stanu. Tym bardziej, że naprawdę nie wiedziała co też ma robić. To było dziwne, Aurora siedząca w jej mieszkaniu, zagadująca ją, ciągnąca za język w ważnym temacie. Dawniej, to było normalne, ale teraz...Odwykła od tego. Może warto było popracować nad zmianą. - Rory, nie wiem czy chcę o tym rozmawiać - mruknęła, zniechęconym tonem, gdy z ust koleżanki padły kolejne słowa. Uniosła głowę i spojrzała jej prosto w oczy, w ciszy prosząc ją o to by nie naciskała. Jeśli zmieni zdanie powie jej o wszystkim. Choć myśli o rebelii niebezpiecznie kotłowały jej się w głowie. Na tyle mocno, by jej spojrzenie przyciągnęła jedna z szuflad na przeciwko kanapy. Tam, między ubraniami znajdował się jej pistolet. Mały, poręczny, w sam raz do cichego zabijania ludzi. Ba! Tłumik też gdzieś miała. - Tak - odparła, kiwając głową. Ponownie skupiła się na koleżance. - I dziękuje. Trochę czasu mi to zajęło. Wiesz, od razu wciągnęłam się w fotografię, jak tu przybyłam. Nie miałam zbytnioczasu na urządzanie domu. A potem znowu ta cisza. Chwila namysłu. - A ty mieszkasz sama? Przecież całkiem sporo mogło się zmienić. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Nicole Kendith Nie Paź 27, 2013 11:19 am | |
| Gdy rozległa się muzyka, Rory zaczęła podrygiwać wesoło nogą i uśmiechnęła się nieco szerzej. Już prawie zapomniała, jak dobry gust miała Nicole. Kiedy właściwie przestały ze sobą rozmawiać o błahych rzeczach, a pogrążyły się w wojennej zawierusze? Rudowłosa wodziła wzrokiem za panią domu, a gdy ta wstawiła wodę na herbatę, poczuła się trochę jak za dawnych czasów. Dołóżmy coś mocniejszego, a zaraz wyjdzie z tego babska impreza. -Okej, rozumiem - powiedziała, unosząc ręce w przepraszającym geście. Nie chciała więcej naciskać. Może rzeczywiście zbyt szybko przeszła z Nicole do dawnego porządku? Miała nadzieję, że dziewczyna nie poczuła się urażona. Sięgnęła do cukiernicy i wsypała sobie do szklanki dwie łyżki dla osłody herbaty. Zastanawiała się, o czym teraz myśli Nicole, której wzrok przesuwał się teraz po meblach. Rory była prawie pewna, że jej towarzyszka sięga teraz pamięcią do wydarzeń z przeszłości i poczuła się trochę winna za to, że to spowodowała. W końcu żadna z nich nie miała za sobą kolorowych przeżyć. Właściwie to większość z nich była krwistoczerwona, jak krew tych, którzy ginęli na ich oczach. - Znam to, też zatraciłam się kompletnie w pracy - mruknęła, ale po chwili zdała sobie sprawę z tego, że nie powiedziała całej prawdy. Posada w Capitol's Voice to jedno, a pomaganie ludziom w Kwartale... Carter nie była pewna, czy może o swojej działalności opowiedzieć Nicole. Nie, to chyba jeszcze nie był ten etap. - A ty mieszkasz sama? - Tak. Nie znam nikogo, kto by wytrzymał ze mną dłużej niż tydzień - zaśmiała się szczerze, wcale nie użalając się w tej chwili nad sobą. Na romansowanie przyjdzie jeszcze pora. Och tak, Chaz może coś powiedzieć na ten temat. Rudowłosej bardzo nie spodobała się ta nagła myśl, ale cóż było robić, skoro wyrzuty sumienia zaczęły dopadać ją na nowo? -Czasem mam ochotę wyrwać się stąd i zaszyć w jakimś dystrykcie - powiedziała nagle, patrząc gdzieś przed siebie, a nie na swoją rozmówczynię.
|
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith Nie Paź 27, 2013 2:45 pm | |
| Podziękowała jej skinieniem głowy i nawet zdobyła się na słaby, aczkolwiek całkiem szczery, uśmiech. Nigdy nie lubiła jak ktoś na nią naciskał, a tym bardziej już w... takich kwestiach. Przecież to było bardzo ryzykowne, wymagało sporej dozy zaufania. W sumie, dawniej taka rozmowa nie byłaby problemem, ale teraz coś tkwiło w jej głowie, coś co ją całkiem mocno blokowało. Choć, im dłużej patrzyła na swoją dawną przyjaciółkę, tym bardziej się zastanawiała czy faktycznie nie chce się z kimś tym podzielić. Zrzucić z siebie ciężaru, choć po części. - Po prostu, jeszcze nie do końca wiem co o tym myślę - mruknęła przepraszającym tonem, po czym zajęła się herbatą. Taka była prawda. Nadal walczyła ze swoimi wątpliwościami, nadal nie do końca była pewna czy przejmą one dominacje czy też zostaną ostatecznie zepchnięte w cień. W końcu, walka tocząca się wewnątrz niej nie tyczyła się ani poglądów, ani nastawienia, a raczej o przezwyciężenie strachu. Nie chciała znowu przeżywać tego samego. Nie chciała czuć zapachu krwi, widzieć przerażenie wypisane na ludzkich twarzach. Była tchórzem, uciekającym od tego co trudne. Choć, gdzieś w głębi niej, tlił się jej dawny duch, który, jak na razie był zbyt słaby by dać o sobie znać, jednak, przy odrobienie sprzyjających warunków mógł przerodzić się w prawdziwy płomień i popchnąć ją do działania. A ona zdawała sobie z tego sprawę. Pokiwała głową ze zrozumieniem, gdy usłyszała pomruk koleżanki. Praca, stabilność, konkretny cel przed nosem. To pomagało się pozbierać, odzyskać w miarę panowanie nad sobą, poczuć się znowu żywym. Choć, to przez pracę pojawiły się pierwsze wątpliwości. Przez to, że tak często znajdowała się za murami KOLCa i robiła zdjęcia ludziom tam żyjącym, to, iż dostrzegała ich tragedie, ich niemoc, ich - często-gęsto - niewinność. Z tym nie mogła się pogodzić. Nie mogła być ku temu obojętna. Ale do tego nie przyznała się na głos. - Czemu nie? - spytała zdziwiona, marszcząc brwi. Na tyle, na ile znała Rory, mogła stwierdzić, iż była ona naprawdę pozytywną osobą. Nie umiała sobie wyobrazić tego, iż taka osoba miałaby problemy ze znalezieniem sobie kogoś. Przez chwile przez umysł przeleciał jej obraz znajomej twarzy, a na ustach, mimowolnie zakwitł krótki, uroczy uśmiech. - Znam to uczucie - przyznała cicho. Czasem tęsknił za dystryktem w którym się wychowała, za życiem, które tam za sobą zostawiła. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Nicole Kendith Wto Paź 29, 2013 9:07 pm | |
| Teraz pomóc mógł już tylko czas. Wydawało się, że obie kobiety chcą poprawy stosunków i powrotu do tego, co łączyło je dawniej, ale to nie mogło wrócić jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Na takie sprawy potrzeba czasu i cierpliwości. Jeśli naprawdę im na sobie zależało, musiały wykazać się wytrwałością żeby zostać nagrodzone. Tydzień spędzony w samotności wystarczył, by Rory także zaczęła uważać się za tchórza. Spanikowała w Kwartale i panikowała teraz. Gdzie się podziała ta żywa dziewczyna, która we wszystkim starała się znaleźć jasną stronę? Nawet po rebelii nie była tak wykończona, jak teraz. Dość jednak miała czarnych myśli na dziś, chciała miło spędzić czas z Nicole, nie rozkładając ponownie każdego swojego uczucia na czynniki pierwsze. Podniosła swój kubek i upiła łyk herbaty, a pyszny napój szybko zaczął ją rozgrzewać od środka. -Miałam kilku współlokatorów, ale wynieśli się dość szybko, stąd wniosek, że niekoniecznie nadaje się do dzielenia mieszkania - odpowiedziała z uśmiechem, wspominając wcześniej wymienione osoby. - Pewnie za głośno chrapałam. Albo lunatykowałam i wyklinałam ich na jawie. Wyszczerzyła się do Nicole, ponownie sięgając po herbatę. - W życiu uczuciowym właściwie też posucha - zaczynała się powoli rozgadywać, jakby zapomniała, że cała rozmowa wywiązała się od pytań o zamach, rebelię i całe zło tego świata. - Więc powiedz mi, że chociaż ty nie narzekasz. Spojrzała na kobietę wymownie i poruszyła brwiami. Czuła się teraz jak nastolatka, plotkująca z koleżanką w najlepsze. Nawet snucie rozmyślań o życiu w dystrykcie pasowało do tego scenariusza. -I pomyśleć, że byłam tylko w Czwórce - wspomniała rozmarzona - Moja mama pochodziła z Dziewiątki, chciałabym tam kiedyś pojechać. Może nam się uda? Zapatrzyła się na jakiś punkt za głową Nicole, a potem westchnęła cicho. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith Czw Lis 07, 2013 9:52 am | |
| Tchórzostwo można było wytłumaczyć, tym bardziej w ich wypadku. Cienie przeszłości nie dawały łatwo o sobie zapomnieć, a to z kolei rzutowało na ich działanie. Ona nie chciała tych cieni pogłębiać, nie chciała by znalazły się tutaj, w czasie rzeczywistym. Dlatego je odpychała. Choć wiedziała, że kiedyś, w końcu, będzie się musiała z nimi zmierzyć. Była tchórzem nawet teraz, gdy z tak wielkim zapałem uczepiła się zmiany tematu. Pozwoliła by jej mięśnie rozluźniły się, na twarzy pojawił się coraz bardziej przyjazny wyraz. Wysłuchała odpowiedzi Rory z rosnącym rozbawieniem, by w końcu parsknąć cichym śmiechem. - Lunatykowanie mogłoby być ciekawą opcją. Wyobraź sobie ich miny, kiedy nagle pojawiłabyś się w drzwiach ich sypialni, klnąc wcale nie gorzej niż jakiś ulicznik - zażartowała, uśmiechając się promiennie. W sumie, naprawdę za tym tęskniła. Za tymi chwilami beztroski, rozmów o niczym, bezsensownych chwilami żartów, bądź takich zrozumiałych tylko dla nich. Odkąd zaczęła pracę w Capitol Voice niezbyt sobie na to pozwalała. Trzymała się w miarę sztywnych ram, po to, by utrzymać swoją psychikę w choć trochę znośnym stanie. Co prawda, ostatnio, coraz otwarciej rozmawiała z ludźmi, choćby Javierem, jednak nie potrafiła zachowywać się tak jak teraz. Bardziej... przypominać dawną siebie. - W moim? Nie wiele się zmieniło od czasów Trzynastki - odparła i wzruszyła ramionami. Był tylko przelotny romans podczas rebelii, ale... tamte dni nie sprzyjały rozwijaniu się uczucia. - Ale, nie narzekam. Nie poszukuje żadnych wrażeń związanych z tą kwestią. Nie ciągnęło ją do związku. To wiązało się z pewną odpowiedzialnością, z przymusem do zachowania szczerości. A nie była pewna czy czuła się na to gotowa. Niby, nadal pozostawała pozytywną istotą, jednak... - Całkiem możliwe - przyznała, kiwając głową z delikatnym uśmiechem na twarzy. - Poza tym! Nigdy nie widziałaś Trójki. A tam się wychowałam. Musimy kiedyś tam się wybrać! Snucie planów w tej kwestii wydawało jej się zbyt euforyczne, zbyt oderwane od ziemi, jednak... Czemu by nie? Zawsze można pomarzyć. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Nicole Kendith Nie Lis 10, 2013 7:58 pm | |
| Teflon leżący na stoliku zawibrował kilkukrotnie. Na jasnym ekranie widniało powiadomienie z kalendarza, którego Nicole zdecydowanie nie powinna ignorować. Co począć… pamięć ludzka bywała zawodna. DZIŚ WIECZÓR. MARATON. KINO SLIVER SCREEN. KILKA ZDJĘĆ. ZABIERAM KOGO CHCĘ. DARMOWE WEJŚCIA. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Nicole Kendith Pią Lis 15, 2013 9:52 pm | |
| Co ma być to będzie, a jak już będzie to trzeba się z tym zmierzyć. Rory odnalazła tę maksymę w jednej z książek*, które jej matka miała ze sobą w Trzynastce. Stosowała się do niej w nieciekawych okresach swojego życia, więc dlaczego teraz miałaby ją porzucić? Chciała naprawić swoje relacje z Nicole, czuła pod skórą, że nie tylko ona potrzebowała w tym momencie przyjaciółki. -Zaczynam się bać - oznajmiła ze śmiechem - Chyba zostawię na noc włączoną kamerę i sprawdzę, czy twoja teoria nie jest przypadkiem prawdziwa. Sięgnęła po swój kubek i dopiła herbatę. Tego właśnie było jej trzeba, spaceru, pogawędki i napoju Bogów. Dawno już nie spędzała czasu w tak miłym towarzystwie, ale wszystko co dobre, szybko się kończy. -Będę się już zbierać - zaczęła, podnosząc się powoli z kanapy. Poczekała też, aż Nicole wstanie z fotela i wyciągnęła rękę w jej stronę. Ścisnęła lekko jej dłoń, posyłając przy okazji szeroki uśmiech w stronę kobiety. Był on zapowiedzią tego wszystkiego, co miało się wkrótce między nimi wydarzyć. -Trójka, Dziewiątka, a potem reszta Panem? - zapytała rozmarzonym tonem - Spakujemy tylko plecaki, weźmiemy aparaty i w drogę! Naprawdę przydałaby się jej taka oczyszczające umysł podróż. Szkoda, że mogła o niej tylko pomarzyć. Wystarczająco dużo czasu spędziła ostatnio w domu, należało wrócić do prawdziwego życia, a nie wiecznie przed nim uciekać. -Dziękuję za dziś, chyba potrzebowałam takiej rozmowy - przyznała się, powoli wychodząc z salonu - Zdzwonimy się? Po raz ostatni uśmiechnęła się do Nicole i wyszła z jej mieszkania. Na klatce schodowej poczuła się nagle dziwnie lekka i w dobrym humorze. Tak, to był zdecydowanie dobry dzień. Czas sprawić, by każdy następny też takim się stał.
| zt * oczywiście, że to Harry Potter. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith Sob Lis 16, 2013 6:40 pm | |
| Roześmiała się słysząc o kamerze. Tak, to byłoby całkiem ciekawe. A jeszcze ciekawsze okazałoby się, gdyby Rory faktycznie lunatykowała... Wtedy każde nagranie mogłoby się stać komedią na wagę złota... Bądź horrorem, zależy co by się wydarzyło. Słysząc wstępne pożegnanie podniosła się powoli z fotela, żałując, że czas tak szybko zleciał. Miała wrażenie, że dzisiaj, razem z Carter, zrobiły wielki krok do przodu, w sprawie odbudowania swoich dawnych relacji. Jak by nie patrzeć od dawna nie rozmawiały tak swobodnie. Od dawna nie czuła się tak dobrze w towarzystwie swojej byłej przyjaciółki. A może, już wkrótce, nie byłej... Wyciągnęła rękę, również ściskając dłoń Rory i uśmiechnęła się ciepło. Przez myśl przemknął jej nawet pomysł, coby uściskać stojącą przed nią kobietę, jednak doszła do wniosku, że na coś takiego jeszcze za wcześnie. Na razie były koleżankami. - Ponoć czwórka i siódemka są jeszcze piękne - dodała, również lekko rozmarzonym głosem. Tak miło byłoby wyrwać się z tej stagnacji, podróżować bez żadnych obaw. Ale cóż, wszystkiego nie można mieć, nie w tych czasach. Ponownie pokiwała głową, gdy usłyszała głową, gdy usłyszała podziękowania, a zapytana o telefon roześmiała się krótko. - Oczywiście - potwierdziła. Stała jeszcze przez chwilę w przedpokoju, po wyjściu koleżanki, zbierając myśli, przyswajając powoli wszystko co się, dopiero brzęczenie telefonu w salonie wyrwało ją z zamyślenia. Wróciła do pokoju, szybko przeczytała przypomnienie i zaklęła cicho. Zostało jej mało czasu. A na dodatek właśnie straciła okazję by kogoś zabrać ze sobą. Szybko ogarnęła się, przebrała, złapała za aparat i wymaszerowała z domu, w ostatniej chwili przypominając sobie by zamknąć drzwi na klucz.
/zt |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith Pią Lip 04, 2014 11:20 pm | |
| W momencie w którym odłożyłam telefon poczułam, jak żołądek zwija mi się do rozmiarów małej kulki z uporem odmawiając przyjęcia nawet łyka kawy, która – jeszcze ciepła – stała na blacie szafki kuchennej. Spojrzałam na kubek, po czym westchnęłam i zgarnęłam go by całą zawartość wylać do zlewu. Co ja miałam się oszukiwać, w tym stanie nie zmusiłabym się do przełknięcia nawet wody, co dopiero jakiegoś ciepłego napoju. Denerwowałam się, nie byłam pewna jak mam się zachować, jak przedstawić zaistniałą sytuację. Co zrobić, co powiedzieć. Podsunąć mu telefon prosto pod nos, pokazując treść wiadomości? Czy może próbować to jakoś wyjaśnić? A jeśli tak to przed czy po daniu mu telefonu? I jak wyjaśnię czemu tak długo milczałam i go okłamywałam twierdząc, że wszystko jest w porządku? Potarłam nerwowo skronie i zabrałam się za mycie kubka starając się wyciszyć te przemyślenia. Jednak nie potrafiłam wyrzucić z głowy jednego faktu. Tego, że nadawca wiadomości – kimkolwiek był - w swych groźbach posunął się do użycia Malcolma. To zaniepokoiło mnie bardziej, niż sam fakt, iż ktoś chciał mi coś zrobić. W końcu, to, że na razie wspomniał jedynie o niemożliwości zobaczenia mężczyzny, nie oznaczało tego, iż nie długo nie posunie się do zrobienia z niego tarczy. A ja naprawdę nie chciałam, żeby Malcolm znalazł się na celowniku. Nie przeze mnie. Zakręciłam wodę i wycofałam się do salonu, na laptopie wyszukałam swoje ulubione stare przeboje i puściłam muzykę cicho, tak by była jedynie tłem dla mojego nerwowego staccato. Szybkich i dość silnych uderzeń palcami o blat stołu. Zerknęłam na zegarek i westchnęłam cicho, zdając sobie sprawę, że do umówionej godziny nie zostało wiele czasu. |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith Nie Lip 06, 2014 12:48 pm | |
| | z niebytu i przepraszam za tę kupę, muszę się rozpisać xD
Samochód zatrzymał się gładko przy krawędzi chodnika, ale ja jeszcze przez kilka minut pozostałem w bezruchu, z rękami (prawie) swobodnie opartymi na kierownicy. Prawie, bo palce były może nieco zbyt mocno zaciśnięte na skórzanym obiciu, drgając lekko od czasu do czasu. Cyferblat pod przednią szybą mówił mi, że jestem za wcześnie, ale to nie dlatego zwlekałem z otwarciem drzwiczek. Pełne napięcia musimy porozmawiać wciąż dzwoniło mi nieprzyjemnie w uszach, przekonując, że może rozsądniejsze (i wygodniejsze) byłoby pozostanie tam, gdzie obecnie się znajdowałem. Podświadomość mieszkańca Kapitolu odruchowo broniła się przed złymi wiadomościami, a z tonu Nicole mogłem jednoznacznie wywnioskować, że właśnie z takimi będę musiał się zmierzyć. - Weź się w garść - mruknąłem do siebie. Jakiś przechodzień rzucił mi ukradkowe spojrzenie, ale nawet nie zwróciłem na niego uwagi, choć zapewne właśnie zastanawiał się, kim jest ten wariat, mówiący na głos w pustym samochodzie. Westchnąłem cicho, jedną ręką naciskając na przycisk przy sprzączce pasów bezpieczeństwa, a drugą pocierając przymknięte powieki. Zanim moja dłoń powędrowała w stronę klamki, jeszcze raz zerknąłem na świecące blado cyfry zegarka. Nie było sensu dłużej zwlekać. Ciężkie, ciepłe powietrze, które owionęło mnie po opuszczeniu pojazdu, w żaden sposób nie pomagało zebrać myśli. Zbliżało się lato - czas Dożynek. Wzdrygnąłem się mimowolnie. Mimo że nie spodziewałem się, żeby w tym roku Coin posunęła się do organizacji kolejnych Igrzysk (skoro poprzednie okazały się taką klapą), to i tak nadchodząca data budziła we mnie same nieprzyjemne skojarzenia. Szybko odnalazłem odpowiednie drzwi i wszedłem na chłodną klatkę schodową. Kolejne stopnie pokonywałem bardziej biegiem, niż normalnym chodem, zupełnie jakbym nie potrafił znaleźć złotego środka między totalnym bezruchem, a pędem. Przed wejściem do mieszkania Nicole zatrzymałem się jednak na pół minuty, pozwalając sercu odzyskać normalny rytm, i dopiero wtedy nacisnąłem przycisk dzwonka.
|
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith Nie Lip 06, 2014 1:16 pm | |
| Kolejne scenariusze, kolejne myśli, a ja tylko bardziej się denerwowałam. To było jakieś przeklęte koło, im bardziej starałam znaleźć się sensowne wytłumaczenie na moje zachowanie, tym mocniej rosło we mnie przekonanie, że i tak wszystko schrzanię. Nie potrafiłam się skupić zatem ani na jakimś pozytywnym myśleniu, ani nawet na muzyce, która przecież zawsze miała cudowną moc uspokajania moich skołowanych nerwów. To i tak twoja wina, mogłaś od razu powiedzieć mu prawdę, wtedy nie musiałabyś borykać się z tą sytuacją. Westchnęłam cicho, potarłam skronie i poderwałam się na równe nogi. Zaczęłam krążyć po pokoju, co chwila zerkając na zegarek niczym sęp na swoją ofiarę, odliczając każdą minutę do zbliżającego się spotkania. To zadanie tak mnie pochłonęło, że niemal podskoczyłam, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Teraz już od tego nie uciekniesz. Odetchnęłam ponownie i szybko ruszyłam do przedpokoju, otwierając drzwi bez wcześniejszego wyglądania przez wizjer. Nikogo innego poza Malcolmem się nie spodziewałam. - Hej – mruknęłam cicho, przywołując na twarz niemrawy uśmiech. Mimo wszystko naprawdę cieszyłam się, że go widzę, jednak zdenerwowanie, które odbijało się na jego twarzy przyprawiło mnie o kolejne wyrzuty sumienia. Wspięłam się na palce, pocałowałam go w policzek na powitanie, po czym cofnęłam się by wpuścić go do pokoju. - Chcesz coś do picia? Kawy? Herbaty? Nawet nie czekając na odpowiedź skierowałam się do kuchni by wstawić wodę. Wszystko byle odwlec chwilę poważnej rozmowy. I choć zdawałam sobie sprawę, że takie zagranie nie wiele mi da, ba – wręcz nic na nim nie osiągnę, nie potrafiłam się od tego powstrzymać. Musiałam chociaż odrobinę się uspokoić by móc nawiązać do tematu. - Przepraszam, że tak nagle oderwałam Cię od obowiązków – rzuciłam, nawet w sumie nie odwracając się by sprawdzić czy mężczyzna jest gdzieś w pobliżu. Zresztą, dobrze znałam to mieszkanie, wiedziałam, że nawet będąc w salonie usłyszy moje słowa. Magia cienkich ścian. |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith Nie Lip 06, 2014 8:54 pm | |
| Nie było mi dane zbyt długo czekać pod drzwiami. Ledwie zdążyłem cofnąć dłoń od przycisku dzwonka, po drugiej stronie ściany rozległy się lekkie kroki, doskonale słyszalne mimo dzielącej nas warstwy cegieł i tynku. Odetchnąłem cicho, prawie zapominając, dlaczego tu jestem. Widok Nicole zawsze wywoływał we mnie pewien rodzaj ulgi; że jest, że żyje, oddycha, cała i zdrowa. Bo choć teoretycznie nie zagrażało jej żadne bezpośrednie niebezpieczeństwo, nie byłem na tyle głupi, żeby stracić czujność. Nie tym razem. - Cześć - powiedziałem, uśmiechając się automatycznie i nawet o tym nie myśląc. Nachyliłem się do przodu, chcąc się z nią przywitać, ale kobieta - po krótkim pocałunku w policzek - odsunęła się, odwracając do mnie plecami i od razu ruszając w stronę kuchni. Uniosłem wyżej brwi, odzyskując część utraconego na krótką chwilę niepokoju, ale nie mówiąc nic, zamknąłem za sobą starannie drzwi i podążyłem za nią, rozglądając się odruchowo, jakbym spodziewał się, że ściany mieszkania rozjaśnią mi sytuację. Bo Nicole najwidoczniej nie spieszyła się z wyjaśnieniami. - Kawy, dziękuję - odpowiedziałem więc, chcąc nie chcąc podejmując grę, której zasady właśnie ustaliła. Znałem ją już na tyle, żeby wiedzieć, że naciskanie mogło spowodować odwrotny skutek; dlatego postanowiłem po prostu udawać spokój, czekając, aż sama postanowi poruszyć temat, który w oczywisty sposób ją gnębił. Nie spuszczając z niej wzroku, oparłem się o blat szafki. Nie chciałem czekać w salonie; z jakiegoś powodu przebywanie w jej towarzystwie działało na mnie kojąco. - Nie przepraszaj. Ostatnio jedynym moim obowiązkiem jest wyniesienie śmieci raz w tygodniu - powiedziałem, może nieco gorzko. I niestety, była to prawda; działalność Kolczatki zdawała się umierać śmiercią naturalną, a im mniej robiliśmy, tym ludzie wykazywali mniej motywacji. Stagnacja ogarniała wszystkich; nawet Strażnicy Pokoju wyglądali na znudzonych. I choć nienawidziłem tego faktu, sytuacja w Kapitolu zaczynała się stabilizować, zupełnie jakby mieszkańcy Kwartału godzili się ze swoim losem. - Wszystko w porządku? - zapytałem, nie mogąc się powstrzymać, choć jednocześnie starając sie użyć tak zwyczajnego tonu, na jaki tylko byłem w stanie się zdobyć. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith Nie Lip 06, 2014 9:44 pm | |
| Serce biło mi trochę za szybko, gdy sięgałam ręką po dwa kubki, a następnie po kawę. Starałam się uspokoić oddychając przez usta, łapiąc głębokie, aczkolwiek spokojne hausty powietrza. Nasypałam do naczyń proszku, po czym odwróciłam się w stronę lodówki, skąd wyjęłam butelkę świeżego mleka. Mocując się z otwarciem kartonu – coś się tam zablokował, niemożliwe żeby ręce drżały mi tak mocno bym miała problemy z odkręceniem małego korka – wysłuchałam odpowiedzi mężczyzny, kiwając nieznacznie głową. Jednak nadal na niego nie patrząc. I co ja miałam mu powiedzieć? Byłam przekonana, że gdy w końcu Malcolm się pojawi dojdę do jakiegoś konsensusu ze swoimi myślami i znajdę odpowiedni sposób na przekazanie mu wiadomości. A teraz, jak na złość, wcześniejszy chaos myśli zastąpiony został przez dziwną, nieprzyjemną pustkę, nie pozwalającą mi na jakiekolwiek logiczne zachowanie. I masz za swoje. Dopiero pytanie zmusiło mnie do tego bym odwróciła się w stronę mężczyzny i spojrzała na niego zaniepokojona. - Tak – odpowiedziałam, może trochę za szybko, odruchowo kłamiąc. Zaraz też zrobiło mi się głupio, przecież moje zdenerwowanie musiało być wyraźne, przez co przygryzłam mocniej wargę i odgarnęłam włosy za ucho, pochylając na chwilę głowę by ukryć zmieszanie. – Znaczy, nie wiem… Chyba nie… Raczej nie… No pięknie, Nicole, jeszcze zacznij się tutaj jąkać. Skrzywiłam się nieznacznie, po czym wzruszyłam ramionami i ponownie odwróciłam w stronę kuchenki, w stronę zbawiennego czajnika, który właśnie zaczął gwizdać. Szybko zalałam kubki, po czym odsunęłam je na bok, by kawa odrobinę ostygła przed dodaniem mleka. - W zasadzie… muszę ci coś powiedzieć… pokazać – mruknęłam. Właśnie tak, to już coś, dobry początek. - Ale, proszę, obiecaj, że nim zaczniesz wyciągać jakieś wnioski pozwolisz mi wyjaśnić pewne kwestie – dodałam, zerkając na niego niemalże błagalnie. Naprawdę, nie chciałam się pokłócić z Malcolmem. Nie przez coś takiego, nie przez własną głupotę. Przez chwilę nie odrywałam od niego spojrzenia, wreszcie powoli się uspokajając. Już nie miałam jak od tego uciec, zaczęłam mówić i teraz należało kontynuować wyjaśnienia. Choć to nie było wcale takie łatwe. Dlatego w końcu, zamiast cokolwiek powiedzieć, sięgnęłam ręką do kieszeni spodni wyciągając telefon, po czym otworzyłam na nim okno wiadomości, jedynie przelotnie zerkając na ostatnią groźbę, która nadal wzbudzała we mnie obrzydzenie, po czym westchnęłam i wsunęłam urządzenie do dłoni mężczyzny. - Przeczytaj to – poprosiłam cicho. |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith Wto Lip 08, 2014 1:42 pm | |
| przepraszam za tę kupę, ale tak się kończy pisanie postów na kacu ._.
Kiedy spoglądałem na Nicole, niespokojnymi, nerwowymi krokami przemierzającą kuchnię i drżącymi dłońmi siłującą się z kartonem mleka, trudno było mi pozostać w miejscu. Może napięta atmosfera udzieliła się także i mnie, a może po prostu pewna nerwowość towarzyszyła mi już od rana i teraz tylko znalazła ujście; w każdym razie, nie minęło dużo czasu, zanim i ja zacząłem okazywać oznaki zniecierpliwienia, bez słowa przestępując z nogi na nogę. Miałem ochotę podejść do niej, złapać za ramiona, porządnie potrząsnąć i zażądać, żeby natychmiast powiedziała mi, o co chodzi (czy nie miałem prawa wiedzieć?), ale po raz kolejny milcząco przykazałem sobie spokój, jedynie unosząc wyżej brwi w niedowierzaniu, na dźwięk pierwszej odpowiedzi na moje pytanie. Otworzyłem usta, gotowy zakwestionować jej prawdziwość, ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Nicole zrobiła to za mnie. Westchnąłem cicho. - Obiecuję - przytaknąłem, nie wiedząc jeszcze, ile silnej woli będzie wymagała ode mnie owa obietnica. Nie miałem jednak zamiaru się kłócić; nie z nią, nie z jedną z niewielu osób, którym na pewno ufałem. Widziałem zresztą, że sprawa była dla niej już wystarczająco trudna i nie chciałem jeszcze bardziej jej komplikować, zwłaszcza, że naprawdę doceniałem fakt, że zwróciła się do mnie. Wziąłem od niej telefon, bez słowa, starając się nie pokazywać po sobie zdziwienia i po prostu zrobiłem to, o co prosiła. Przeczytałem. Raz, a potem drugi i trzeci, wciąż jednak nie rozumiejąc. Odszukałem wzrokiem nadawcę wiadomości, jednak tak jak się spodziewałem, na ekranie widniał jedynie napis numer nieznany. Fala złości i jakiegoś niesprecyzowanego jeszcze strachu zalała moje wnętrzności, sprawiając, że nieco ciężej oparłem się o blat. Brawo Randall, kretynie, warknąłem na siebie w myślach, bardziej zły na własną głupotę, niż na anonimowe groźby. Bo czy nie tego się właśnie obawiałem? Że ktoś, jeden z moich wrogów, których przecież miałem na pęczki, będzie chciał dotrzeć do mnie, wykorzystując przy tym bliskie mi osoby? A inaczej być nie mogło; nie, skoro na wyświetlaczu widniało moje imię, z całą pewnością użyte nieprzypadkowo. Wziąłem głęboki oddech, uświadamiając sobie, że milczę już stanowczo za długo i podniosłem spojrzenie na Nicole. - Nie wiesz kto to? - upewniłem się, przeczuwając już, jaka będzie odpowiedź. Tak jak obiecałem, starałem się odsunąć od siebie pochopne wnioski, ale myśli i tak zalewały moją głowę. - To pierwsza taka wiadomość? - dodałem jeszcze, patrząc na nią uważnie, żeby nie umknęły mi przypadkiem te informacje, których nie będzie mi chciała przekazać słowami. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith Wto Lip 08, 2014 5:43 pm | |
| Obietnica powinna mnie uspokoić, chociażby trochę, jednak jedyne co po niej poczułam to kolejne obawy. Czy będę w stanie pociągnąć wszystko tak, by jak najbardziej logicznie wyjaśnić moje intencje. Przecież pierwszy sms pojawił się dawno, a ja, świadoma tego, iż Malcolm prosił mnie bym informowała go o każdej niepokojącej rzeczy natychmiast, milczałam, próbując poradzić sobie ze wszystkim na własną rękę, włamując się na stronę centrali telefonicznej, śledząc sygnał. Jednak nic mi to nie dało, numer przypisany był do karty bez umowy, nigdy nie trafiła się sytuacja by z jakiegokolwiek wysyłane były inne wiadomości, na dodatek, każdy sms wysyłany był z innej części Kapitolu. Nie miałam żadnego logicznego śladu. A mój niepokój wzrósł do horrendalnego poziomu, gdy tylko w treści znalazłam imię Malcolma. Tym bardziej, że wątpiłam, iż chodzi o niego, ktoś groził mnie, personalnie, wykorzystując przy tym jeden z moich najsłabszych punktów, osobę na której najbardziej mi zależy. Obserwowałam mimikę mężczyzny, gdy czytał wiadomość, z czasem coraz bardziej zdenerwowana. Zaniepokojona starałam się wyłapać jego emocje, zrozumieć każde zmarszczenie czoła. Musiałam zacisnąć palce na blacie szafki by powstrzymać ich drżenie, które powróciło do mnie, gdy tylko cisza wisząca między nami zaczęła się przeciągać, niosąc za sobą nieprzyjemny ciężar, przyprawiający mnie niemal o palpitacje. A kiedy w końcu Malcolm podniósł wzrok i spojrzał na mnie, poczułam jak przez kręgosłup przebiega mi nieprzyjemny dreszcz. Nienawidziłam takich sytuacji, wręcz bałam się ich. - Nie. Mimo iż starałam się dociec. – Słowa ledwo przechodziły mi przez gardło zaschnięte z nerwów. Sięgnęłam po kawę i upiłam łyka dla ułatwienia sprawy. Kolejne pytanie sprawiło, iż poczułam się jeszcze gorzej, zgarbiłam ramiona i wbiłam wzrok w podłogę bojąc się tego co zobaczę w oczach mężczyzny, gdy powiem prawdę. - Trzecia. Pierwsze dwie dostałam praktycznie jedną po drugiej, w żadnej jednak nie było wzmianki o Tobie. Nie chciałam cię w to mieszać, nie chciałam zwalać na twoje barki dodatkowe problemy, więc próbowałam rozwiązać sprawę na własną rękę, ale wszystko wskazuje na to, że nadawca – kimkolwiek on nie jest – podszedł do sprawy profesjonalnie. Każdy sms wysłany został z innego numeru, każdy z nich przypisany jest do typowego startera, którego można kupić w każdym kiosku. Wiadomości zostały wysłane z różnych miejsc. Ta osoba jest cwana, nie do namierzenia. A przynajmniej nie dzięki moim metodom… - Zamilkłam na chwilę by złapać głębszy oddech i uporządkować swoje rozbiegane myśli. Serce waliło mi w tak szaleńczym tempie i tak mocno, iż wydawało mi się niemożliwe by Malcolm tego nie słyszał. Przełknęłam ślinę i ponownie odetchnęłam zbierając w sobie siłę na kontynuacje wypowiedzi. – Wiem, że Cię okłamałam, ale… To wygląda na prywatną sprawę. Malcolm pracuje w takim miejscu, iż sam fakt wykonywania mojego zawodu może przysporzyć mi parę nieprzyjemnych sytuacji, o ile nie wrogów. – Przez myśli przebiegła mi twarz Ginsberga w momencie, w którym niszczył mój aparat, wzdrygnęłam się i zacisnęłam silniej palce na kubku. – Poza tym… Wiesz kim jestem. To też nie ułatwia mi życia. Zamilkłam w końcu, nadal jednak nie odważając się spojrzeć na mężczyznę. Ręce mi drżały, serce z każdą kolejną sekundą wykonywało większe salta, a umysł odmawiał logicznej współpracy. W końcu jednak odbiłam się od szafki i wyciągnęłam z ręki Malcolma telefon, po czym pokazałam obydwa smsy. |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith Czw Lip 10, 2014 11:29 am | |
| Choć sprawa z całą pewnością nie należała do najprzyjemniejszych, to po kilku sekundach, gdy rozbiegane myśli okrążyły już kuchnię kilka razy, obok oczywistej złości pojawiła się ulga - i już wiedziałem, dlaczego ludzie często powtarzali, że każda prawda jest lepsza od niewiedzy. To niewiedza wywoływała strach; to nieznanego się lękaliśmy, bo na nieznane nie byliśmy w stanie znaleźć rozwiązania ani nawet sensownego planu; gdy natomiast zagrożenie stawało się namacalne, wystarczyło po prostu wymyślić, jak je wyeliminować. Zerknąłem na Nicole, kątem oka zauważając, jak zaciska pobladłe palce na krawędzi blatu i niemal odruchowo złapałem ją za dłoń, ściskając delikatnie, żeby dać jej do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. Koniec końców - mogło być gorzej, nawet jeśli dotąd nie wiedziałem, co tak naprawdę spodziewałem się usłyszeć, przechodząc przez drzwi jej mieszkania. Czy byłem zły, że tak długo trzymała to przede mną w tajemnicy? Szczerze mówiąc - nie. Już kiedy pokazała mi pierwszą wiadomość, domyślałem się, że skoro postanowiła zwrócić się do mnie, to jej własne środki, które zastosowała, żeby dociec prawdy na własną rękę, zawiodły. Oczywiście, że wolałbym, żeby przyszła z tym do mnie od razu, natychmiast; wiedziałem jednak, że to, że tego nie zrobiła, nie wynikało bynajmniej z braku zaufania, a wewnętrznego uporu i tej samej siły, która zwróciła moją uwagę w dniu, w którym się spotkaliśmy. Złość skierowana w jej stronę byłaby więc w tym wypadku hipokryzją w czystej postaci, nawet jeśli gdzieś w środku miałem nieodpartą ochotę nią potrząsnąć. - Chodź tu - powiedziałem w końcu, wyciągając jej z dłoni telefon, na wyświetlaczu którego wciąż widniały dwie paskudne wiadomości i odkładając go na kuchenny blat. Chwyciłem ją za nadgarstek, przyciągając lekko do siebie, a następnie obejmując ramionami, starając się w jedyny znany mi w tamtej chwili sposób zapewnić jej jakie takie poczucie bezpieczeństwa; niszcząc na dobre tymczasowy dystans, który próbowała stworzyć od momentu, w którym pojawiłem się w mieszkaniu. Wtuliłem twarz w jej włosy. Chociaż wiedziałem, że była silniejsza od większości ludzi, których znałem, tym razem wydawała mi się przerażająco krucha. - Zajmę się tym. Zaufaj mi - obiecałem, milcząco obiecując sobie, że zrobię wszystko, żeby włos nie spadł jej z głowy. Wciąż miałem zaufane kontakty tu i tam, wciąż w Kapitolu były osoby, które miały wobec mnie dług, a którym przez lata udało się zajść wysoko - czy to w rządowej hierarchii, czy kolcowym półświatku. W ostateczności byłem gotów nawet (i po namyśle wcale nie wydało mi się to takim głupim pomysłem) wyznaczyć kilku członków Kolczatki do pilnowania jej dzień i noc. Odsunąłem się nieznacznie, na tyle, żeby móc zobaczyć jej twarz, jedną ręką wciąż przytrzymując ją przy sobie, a drugą odgarniając jej z czoła luźne kosmyki włosów. - Nie wiem, czy jest sens prosić, ale chciałbym, żebyś od tego momentu mimo wszystko mówiła mi o wszystkim - powiedziałem, uśmiechając się nieznacznie, żeby nie odniosła mylnego wrażenia, że byłem na nią zły. - Nawet jeśli będzie to coś, z czym będziesz chciała uporać się sama, wolałbym po prostu wiedzieć, co się dzieje w twoim życiu. - Odkąd jest dla mnie cenniejsze niż moje własne, dodałem w myślach, powstrzymując się jednak od wypowiedzenia tych słów na głos. Zresztą - i tak nie miałbym okazji, bo sekundę później panującą w kuchni ciszę przerwał charakterystyczny dzwonek telefonu, który jeszcze przed chwilą trzymałem w dłoniach. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith Czw Lip 10, 2014 12:45 pm | |
| Reakcja Malcolma na wszystko była zaskakująco… dobra. Już w momencie, w którym złapał moją dłoń poczułam napływający cień ulgi, który wzmocnił się do niewyobrażalnych rozmiarów, gdy przygarnął mnie do siebie. Wtuliłam się w jego ciało wdychając jego męski zapach, z zaciśniętymi oczami i rękoma mocno obejmującymi go w pasie. Jego bliskość, jak zwykle, pozwalała mi się uspokoić, zapanować nad dudniącym sercem i przyśpieszonym oddechem, ułożyć skołowane myśli. Cokolwiek by się nie działo Malcolm stanowił dla mnie prawdziwą ostoję. - Ufam Ci – zapewniłam go, podciągając nawet kąciki ust w delikatnym uśmiechu. Fakt, iż mężczyzna już wiedział o wszystkim zdecydowanie ułatwił mi sprawę. Poczułam się lżej, wiedząc, że teraz nie będę musiała sama radzić sobie z tym problemem. Razem mieliśmy o wiele więcej możliwości by dociec prawdy. Spojrzałam na Malcolma pytająco, gdy odsunął się ode mnie odrobinę, nie odezwałam się jednak na razie słowem, jedynie przymknęłam oczy, gdy jego palce musnęły moje czoło, uniosłam rękę, by złapać go delikatnie za nadgarstek i przytrzymać jego dłoń trochę dłużej przy mojej twarzy. - Postaram się – zapewniłam, kiwając głową w odpowiedzi na jego prośbę. W zasadzie, dobrze wiedziałam, że powinnam tak robić, w końcu byliśmy razem, nie odpowiadałam już z wielu rzeczy jedynie przed samą sobą. Związki do czegoś zobowiązują. – W zasadzie… - zaczęłam po chwili, przypominając sobie, że to jeszcze nie wszystko, na dobrą prawdę, jeśli naprawdę miałam być szczera wypadało od rozjaśnienia całej sytuacji. Co prawda to już się najpewniej nie liczyło. Nie widziałam Ginsberga na oczy od ponad miesiąca, jednak… ukrywanie informacji o incydencie z nim nie zapewni mi czystego konta, a w tym momencie naprawdę pragnęłam mieć takowe. – Jest jeszcze… Wypowiedź przerwał mi dzwonek telefonu. Uporczywy i natrętny dźwięk, który nie mogłam zignorować. Tym bardziej jeśli dzwonił ktoś z pracy. Spojrzałam na Malcolma przepraszająco i wyplątałam się z jego objęć, po czym podeszłam do blatu szafki i sięgnęłam po urządzenie. Informacja o nieznanym numerze ponownie przyprawiła mnie o niepokój. Przełknęłam ślinę, próbując sobie wmówić, iż dzwoniący nie musi być koniecznie tą samą osobą co nadawca wiadomości, jednak – na wszelki wypadek – odbierając połączenie natychmiast włączyłam tryb głośnomówiący. - Halo? |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith Pią Lip 11, 2014 9:24 am | |
| Musiałem przyznać, że ze wszystkich możliwych obrotów sytuacji, sygnału przerwanego połączenia spodziewałem się najmniej. Zmarszczyłem brwi, jakby pytająco wpatrując się w urządzenie, ale ekran telefonu zamigał i zgasł, a co najważniejsze - zamilkł, nie dostarczając mi żadnej odpowiedzi. Wyprostowałem się, odrywając dłonie od blatu, o który od jakiegoś czasu się opierałem i robiąc kilka nerwowych kroków po kuchni. Nagle bezruch zaczął mi przeszkadzać; objawy zdenerwowania, do tej pory trzymane na wodzy, stopniowo, ale konsekwentnie wypływały na wierzch. A fakt, że pozwoliłem wyprowadzić się z równowagi jakiemuś gnojowi, jeszcze bardziej nakręcał cały mechanizm. - Zabiję skurwiela - mruknąłem, choć zabrzmiało to bardziej jak warknięcie. Wróciłem z powrotem na swoje miejsce przy blacie, biorąc do ręki przestygniętą już kawę, rzucając jej krótkie spojrzenie, po czym odkładając naczynie z głośnym brzęknięciem; tylko i wyłącznie obecność Nicole powstrzymała mnie od roztrzaskania kruchej porcelany o przeciwległą ścianę. W obawie, że mógłbym zniszczyć coś jeszcze, odwróciłem się plecami do wszelkich kuchennych sprzętów, opierając się ciężko o meble, a w myślach podejmując kilka szybkich decyzji, z których żadna nie uspokoiła mnie jednak nawet w znikomym stopniu. Słowa mężczyzny bez przerwy obijały mi się o czaszkę, coraz głośniejsze, zwielokrotnione; jakby zostały tam zamknięte i za wszelką cenę próbowały się wydostać. A wkrótce dołączyły do nich moje własne pytania i wątpliwości, tworząc z całości bezładną, chaotyczną kakofonię. Oczami wyobraźni znowu widziałem dystrykt, matkę, czasy po moim zwycięstwie; przerzucałem wspomnienia jedno po drugim, jak fotografie, starając się odnaleźć na nich pomijanego wcześniej właściciela głosu - bez skutku. Mógł blefować, powtarzałem sobie. Ale nie, to nie był blef, czułem to podskórnie. Działania faceta były za dobrze zaplanowane, wyważone, nie pozostawiające niczego przypadkowi. Miał wpływy, wszystkie potrzebne informacje i... motyw? Spojrzałem na Nicole, jakby przypominając sobie o jej obecności i nagle ogarnęły mnie wątpliwości, za które prawie natychmiast milcząco się zganiłem. Na pewno powiedziała mi wszystko, co wiedziała, bądź czego się domyślała; a nawet jeśli nie zrobiłaby tego wcześniej, to przecież uzupełniłaby wszelkie braki teraz. Wziąłem głęboki oddech, orientując się, że swoim zachowaniem najprawdopodobniej tylko pogarszam sytuację i zmuszając się do uspokojenia. Dłonie jednak wciąż lekko mi drżały. - Czego on chce? - rzuciłem w przestrzeń, nie kierując tego pytania do nikogo konkretnego, a po prostu wyrzucając z siebie to, co dręczyło mnie chyba najbardziej. Różne numery telefonu, krótkie połączenia, niedopowiedzenia - działania zbyt przemyślane, żeby nie były podyktowane jakimś wyższym celem. Ale jakim? Potarłem ze zniecierpliwieniem skronie, czując nadchodzący powoli ból głowy. Prawdę mówiąc, nie byłem już nawet pewien, czy chodziło o mnie, czy o Nicole. Wiedziałem natomiast jedno - nie pozwolę, żeby chociaż jeden włos spadł jej z głowy. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith Pią Lip 11, 2014 3:20 pm | |
| Milczałam. Nie potrafiłam z siebie wydusić nawet jednego słowa, zbyt zdenerwowana, przestraszona, skołowana. Patrzyłam na gasnący ekran leżącego na blacie stołu telefonu czując się jakby właśnie ktoś spuścił ze mnie całe powietrze, gwałtownie, przebijając mnie na wylot. Nie zwróciłam początkowo uwagi na reakcje Malcolma, to, że zaczął kręcić się po pomieszczeniu zarejestrowała i niemal natychmiast zepchnęłam na skraj świadomości, skupiona bardziej na słowach, które powiedział nam nieznajomy. Bałam się go, nie mogłam temu zaprzeczyć, bałam się tych gróźb, wizji tego co mógłby mi zrobić, jednak z tym strachem potrafiłam sobie poradzić. O wiele gorszy był fakt, iż się pomyłam, to, że mężczyzna będący teraz ze mną w mieszkaniu zdawał się być w to zamieszany na równi ze mną. A świadomość tego napawała mnie przerażeniem, które na jakiś czas wmurowało mnie w ziemię. Oprzytomniałam dopiero, gdy usłyszałam głośny brzdęk uderzającego o blat szafki kubka. Przyjrzałam się Malcolmowi z troską, odrzucając na bok wszelkie inne uczucia. To on tutaj był tym bardziej zdruzgotanym, a jednak – co było widać – usilnie starał się panować nad nerwami. Zbliżyłam się do niego i delikatnie ujęłam jego dłonie, zaciskając na nich palce, starając się w jakikolwiek sposób zapobiec ich drżeniu. Stałam tak przez chwilę, kiedy jednak się odezwał, przytuliłam się do niego, wsłuchując się w przyśpieszone bicie jego serca. - Jakoś to ogarniemy – mruknęłam, próbując przekonać siebie na równi z nim. Ta cała sytuacja trochę mnie przerastała, jednak nie miałam zamiaru się poddawać. Nie teraz. Obydwoje musieliśmy wziąć się w garść i wymyślić jakieś logiczne rozwiązanie. Nie mogliśmy dać się zastraszyć, ani – tym bardziej – pozwolić na to by gwałtowne emocje zawładnęły naszym działaniem i sposobem myślenia. Odetchnęłam głębiej. - Nie kojarzysz nikogo ze swojej przeszłości, kto pasowałby do tego co on mówił? – spytałam ostrożnie, odstępując od niego na krok i patrząc mu pytająco w oczy. Nie chciałam ponownie wytrącić go z równowagi nawiązaniem do tego co powiedział nieznajomy, jednak nie potrafiłam sobie odmówić sprawdzenia tej jedynej poszlaki, którą zdawał się nam podsunąć prześladowca. Przygryzłam nerwowo wargę czekając na odpowiedź, choć i tak nie spodziewałam się by wniosła ona trochę więcej światła w tę sprawę. |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith Sob Lip 12, 2014 10:45 pm | |
| Zawsze wiedziałem, że odcięcie się od przeszłości nie jest możliwe; że wszystkie chowane po szafach trupy mają w zwyczaju przypominać o sobie w najmniej spodziewanych momentach, i że fakt, że udało nam się zapomnieć o wspomnieniach, wcale nie oznacza, że one również zapomniały o nas. Zresztą, niedawne spotkanie z Libby wydawało się być tej teorii najlepszym przykładem. Wciąż jednak nie mogłem zrozumieć, jakim cudem doścignął mnie duch mojej matki, i to tutaj, w Kapitolu; w miejscu, w którym przebywała na tyle krótko, że nie zdążyła pozostawić po sobie żadnego wyraźnego śladu. Przymknąłem powieki, starając się przypomnieć sobie jej rozmytą upływającym czasem twarz, na kilka sekund ponownie uciekając we własne myśli, dopóki dotyk dłoni Nicole nie przywrócił mnie do rzeczywistości. Spojrzałem na nią, wciąż lekko nieprzytomnie. - Wiem - zdołałem jedynie powiedzieć, chociaż prawdę mówiąc wcale nie byłem już o tym tak przekonany, jak jeszcze dziesięć minut wcześniej. Podświadomie czułem jednak, że kobieta potrzebowała czegoś w rodzaju potwierdzenia do własnych słów, nawet jeśli wcale nie wierzyła w nie bardziej, niż ja. Odruchowo zacząłem gładzić wierzch jej dłoni kciukami, rysując na jej delikatnej skórze niewidzialne kółka, choć nie jestem pewien, kogo ten gest miał na celu bardziej uspokoić. Fakt, że postać nieznajomego mężczyzny wydawała się być czymś w rodzaju łączącego nas ogniwa, również nie mieścił mi się w głowie. W końcu znaliśmy się przecież stosunkowo krótko; czy trafił więc na mnie przez Nicole, czy na odwrót? A może żadne z powyższych? Może to nasza znajomość była zbiegiem okoliczności? Odetchnąłem ciężko, przytłoczony nagle ilością pytań bez odpowiedzi, spodziewając się, że kolejne za chwilę padnie z ust kobiety, i cóż - nie musiałem czekać długo. Roześmiałem się gorzko, w jakiś sposób rozbawiony dobranymi przez nią słowami. - Pytasz, czy nie kojarzę, czy któryś z kochanków mojej matki odznaczał się sadystycznymi skłonnościami? - zapytałem, unosząc do góry brew, ale prawie natychmiast się reflektując. Pokręciłem głową, zrozumiawszy, jak nieprzyjemnie zabrzmiała moja wypowiedź. Nic z tego, co się działo, nie działo się z winy Nicole; próbowała tylko pomóc. - Przepraszam - dodałem szybko, już łagodniejszym tonem. Jeszcze tylko tego by brakowało, żebyśmy zaczęli się przez to kłócić. - Nie mam pojęcia, kim on może być. Nie jestem w stanie rozpoznać głosu, a cała reszta... nic mi nie mówi - odpowiedziałem, trochę zły na samego siebie, chociaż nie mogłem być nawet pewien, czy kiedykolwiek natknąłem się na nieznajomego osobiście. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith Nie Lip 13, 2014 1:48 am | |
| Westchnęłam, zagryzając nieznacznie wargę i wbijając wzrok w nasze dłonie. Przypuszczałam, że to spotkanie może się okazać trudne, jednak to jak potoczyły się wszystkie wydarzenia… nie miałam pojęcia, nie spodziewałam się, że nadawca wiadomości kiedykolwiek posunie się do bardziej otwartego działania. W końcu groźby wypowiadane podczas rozmowy były bardziej niebezpieczne dla niego. I bardziej druzgoczące, dlatego też po części cieszyłam się, że Malcolm był tutaj ze mną, dzięki niemu łatwiej było mi zapanować nad emocjami podczas rozmowy, jak i po niej, jednak z drugiej strony żałowałam, że musiał to przechodzić. Z mojej winy, czy też nie, to już nieważne, mogłam po prostu nie odbierać tego telefonu. Chociaż pewnie, prędzej czy później i tak by go to dotknęło. - Musimy – dodałam cicho, przymykając oczy, skupiając się na dotyku jego palców, gładzących skórę na wierzchu mojej dłoni. Było w tym coś uspokajającego. Na tyle, że moje serce powoli zaczęło zwalniać, oddech normować się, dopiero teraz uświadamiając mi jak bardzo nie panowałam nad swoim ciałem jeszcze parę chwil wcześniej. Wzdrygnęłam się lekko, gdy mężczyzna roześmiał się w odpowiedzi na moje pytanie, po czym skrzywiłam się nieznacznie w odpowiedzi na padające później słowa. Spojrzałam na niego, może trochę prosząco, próbując w ten sposób przekazać mu, że tak nie powinno być, nie mogliśmy dać się ponieść tym emocją i zacząć rzucać wobec siebie coraz mniej przyjaznymi słowami. Teraz obydwoje tkwiliśmy w tym bagnie i tylko dzięki współpracy mogliśmy się z tego jakoś otrząsnąć. Dlatego, gdy przeprosił uśmiechnęłam się delikatnie i skinęłam głową. Tak jak się spodziewała, słowa Malcolma nie rozjaśniły ani trochę sytuacji. Obydwoje nie rozpoznaliśmy głosu nieznajomego – zresztą, ciężko było by to zrobić, kiedy przez cały czas był on subtelnie zagłuszany przez hałas w tle – obydwoje nie potrafiliśmy wyciągnąć żadnych więcej informacji, ze wskazówek, które otrzymaliśmy. Znaleźliśmy się w kropce i takie jak teraz roztrząsanie sprawy nie mogło nam pomóc, nie tym razem. Musieliśmy w pełni się opanować, przemyśleć to na spokojnie, zbadać każdą z możliwych poszlak, ale to jedynie wtedy, gdy emocje w końcu znowu znajdą się na wodzach. W takim stanie zbyt łatwo było o pochopność. Dlatego też puściłam jedną dłoń i przyłożyłam oswobodzone palce do policzka mężczyzny, gładząc go i uśmiechając się nieznacznie. Odczekałam chwilę, upewniwszy się, że i on choć odrobinę nad sobą zapanuje, czekając aż jego uwaga skupi się w pełni na mnie, po czym wspięłam się na palce i pocałowałam go, po raz pierwszy tego dnia. A potem ponownie go objęłam. - Przemyślimy to później, najpierw musimy ochłonąć – wyszeptałam, gdy w końcu odsunęłam się od niego. Starałam się jakoś pocieszyć mężczyznę, w końcu doskonale wiedziałam jakim szokiem potrafi być informacja o niewierności rodzica. Co dopiero zaserwowana w taki sposób. Ponownie ujęłam go za dłoń, po czym pociągnęłam delikatnie i wyprowadziłam mężczyznę z kuchni, zatrzymując się dopiero, gdy mogliśmy swobodnie usiąść na kanapie w salonie. Kot wystawił zaspany pyszczek z mojej sypialni, po czym miauknął i podbiegł do nas ocierając się o nasze nogi. |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith Nie Lip 13, 2014 10:27 pm | |
| Mimo że wciąż nie rozumiałem sytuacji, w której się właśnie znalazłem, cieszyłem się, że Nicole tkwiła w niej razem ze mną. Samolubnie, owszem; nie wiedziałem jednak, jak poradziłbym sobie bez jej uspokajającego dotyku i głosu, za każdym razem niezawodnie przywołującego mnie do porządku. To ona, spośród nas dwojga, była tą trzeźwo myślącą, podczas gdy ja zbyt często dawałem się ponieść emocjom, rzucając się do działania przed rozważeniem wszystkich za i przeciw. I chociaż w otwartej walce pewnie to ja poradziłbym sobie lepiej, to w momencie, w którym trzeba było postępować ostrożnie i z rozmysłem, na własną rękę nie byłbym wcale bardziej skuteczny niż pierwszy lepszy Strażnik Pokoju. Tym razem również udało jej się mnie uspokoić. W zaledwie kilku słowach przekonała mnie, że gorączkowe próby rozwiązania sprawy nie mają teraz sensu, skinąłem więc po prostu głową, odwzajemniając jej pocałunek i zatracając się w nim - choć na krótko. Kawa już dawno wystygła na blacie, zapomniana przez nas obojga, ale żadne z nas zdawało się nie mieć już na nią ochoty. Ścisnąłem mocniej palce kobiety, posłusznie pozwalając jej zaprowadzić się do salonu, ale gdy tylko usiedliśmy razem na kanapie, przyciągnąłem ją do siebie. Dzisiaj bardziej niż zwykle potrzebowałem poczucia, że jest blisko; zupełnie jakbym potrzebował ciągłego potwierdzenia, że jest bezpieczna, cała i zdrowa, i że nic jej nie grozi, a nie mogłem na to liczyć, gdy choć na chwilę niknęła mi z oczu. Spojrzałem na nią, kładąc wolną dłoń na jej karku i lekko głaszcząc skórę pod włosami; zastanawiałem się, jak to się stało, że znalazłem się w samym środku dokładnie takiej relacji, przed jaką przez całe życie się broniłem. Że pozwoliłem, żeby zależało mi na kimś do tego stopnia, że drżałem za każdym razem gdy na internetowym blogu pojawiał się nowy wpis, oraz że gotów byłem (coraz poważniej to rozważałem) poświęcić kilku ludzi do chronienia pojedynczej jednostki, teoretycznie nie pozostającej nawet w sytuacji bezpośredniego zagrożenia. A jeszcze dziwniejsze było to, że wcale nie czułem, bym robił coś złego. Westchnąłem ciężko, przysuwając twarz do Nicole i opierając czoło na jej czole. Przymknąłem powieki, wdychając delikatny zapach jej szamponu. - Wszystko będzie dobrze - szepnąłem ledwie słyszalnie, powtarzając stary, wyświechtany slogan, którego nienawidziłem, i który w tamtym momencie wyznawałem, najprawdopodobniej przecząc samemu sobie i bawiąc się w hipokrytę, ale miałem to gdzieś. Do kogo się zwracałem - też nie byłem pewien, bo zapewne potrzebowałem tych słów równie mocno, co siedząca obok kobieta; najprawdopodobniej podążyłem więc ślepo za starym złudzeniem, że to, co zostaje wypowiedziane na głos, staje się prawdziwe. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, przyciągnąłem ją bliżej do siebie, jedną ręką przytrzymując ją w pasie i składając na jej ustach kolejny pocałunek; z początku delikatny, który z każdą chwilą stawał się jednak coraz bardziej zachłanny. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith Pon Lip 14, 2014 1:00 am | |
| Cieszyłam się, że odpuścił, że odpowiedział na mój pocałunek i bez protestu dał się poprowadzić do salonu. Jeszcze do tego momentu bałam się, że emocje, które go ogarnęły były zbyt silne by tak szybko dał radę odstawić je na bok. Obawiałam się, że będzie się z nimi zmagał jeszcze długo, że nie da sobie szansy na chwilę odpoczynku i oczyszczenia emocji. Kiedy więc usiadł obok mnie na kanapie, poczułam wszechogarniającą ulgę, tak paradoksalną przy tym co zdarzyło się ledwo parę minut temu, a przy tym bardziej realną niż jakiekolwiek inne emocje. Dałam się przyciągnąć mężczyźnie, przymykając oczy, gdy tylko jego palce dotknęły skóry na moim karku. Westchnęłam cicho, a mój kręgosłup przebiegł delikatny, ciepły dreszcz. Uwielbiałam takie chwilę, uwielbiałam, gdy Malcolm znajdował się tak blisko mnie, gdy przyglądał mi się tym swoim spojrzeniem. Serce przyśpieszało mi wtedy nieznacznie, a z myśli uciekały wszelkie problemy, pozostawiając po sobie to niesamowite ukojenie. Nic nie uspakajało mnie tak jak jego obecność. Co było dość dziwne, jeśli spojrzeć na poprzednie moje doświadczenia z facetami. Żaden nigdy nie miał na mnie aż takiego wpływu, żaden nie potrafił tak oddziaływać na moje emocje. Do tej pory byłam święcie przekonana, że większość tych rzeczy, które opowiadały między sobą kobiety, te o gwałtownych uczuciach, o wzniosłych chwilach, że to było tylko koloryzowanie rzeczywistości, ukrywanie smutniejszej prawdy za pięknymi słowami. W tym momencie jednak zrozumiałam, że sporo się myliłam. Otworzyłam na chwilę oczy, gdy Malcolm oparł się czołem o moje, już niemal doszczętnie likwidując między nami dystans, uśmiechając się delikatnie na ledwo słyszalny dźwięk jego głosu. Uniosłam jedną dłoń, kładąc ją na jego policzku i nieznacznie pokiwałam głową. - Wiem. Po chwili jednak zapomniałam już o wszelkich słowach, które między nami padły, na dobrą sprawę, zapomniałam nawet jak się mówi, skupiłam się jedynie na odpowiadaniu na pocałunek, który przyprawiał mnie o gęsią skórkę i o silniejsze już dreszcze. Nie potrzebowałam też wiele czasu, by zdecydować się na delikatniejsze popchnięcie mężczyzny na oparcie i wdrapanie się mu na kolana. Tak było wygodniej, w ten sposób mogłam choć na chwilę zlikwidować dzielącą nas różnicę wzrostu. I dzięki temu miałam łatwiejszy dostęp do guzików jego koszuli, na które zawędrowały moje palce. Najpierw jedynie się nimi bawiąc, by w końcu powoli zacząć je rozpinać. Serce biło mi coraz szybciej, powoli odcinając mnie od reszty rzeczywistości. Palcami muskałam skórę na jego torsie, z każdym kolejnym guzikiem coraz bardziej już widoczną. |
| | |
| Temat: Re: Nicole Kendith | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|