Wiek : 64 Zawód : Wysoki Kanclerz Instytutu Naukowego Państwa Panem Przy sobie : telefon komórkowy, gram morfaliny (tabletka), antybiotyk (3 tabletki) Znaki szczególne : garnitur z najnowszej kolekcji OUTFLOW; złoty sygnet herbowy na małym palcu lewej dłoni - grawerunek: lilia francuska otoczona wieńcem laurowym.
| Temat: Gabinet Philippe'a Wto Mar 31, 2015 9:22 pm | |
| Czymże byłby dyrektor potężnej korporacji bez gabinetu, który ukazywałby i podkreślał jego władzę? Odpowiedź: Niczym. Czerpiąc z tej nauki, Philippe przygotował sobie przytulny zakątek - jak zwykle urządzony z przepychem, acz i pewną dozą modernizmu - w najwyższym piętrze biurowca, skąd nadzoruje wszystko, co dzieje się w Instytucie, a nawet poza jego murami.
Po wyjściu z wind, minięciu sal konferencyjnych i gabinetów pomniejszych dyrektorów, interesanci trafiają do przedsionka lwiej jaskini - poczekalni, u której wylotu siedzi za biurkiem młoda sekretareczka, której należy się przedstawić i wyłożyć swoją sprawę. Po pół(trzy-)godzinnym oczekiwaniu, słodkim szczebiotem prosi ona gościa przed oblicze Jego Magnificencji Profesora Philippe'a d'Évreux, Wysokiego Kanclerza Instytutu, o ile ten jest wówczas dostępny.
W pomieszczeniu panuje idealny porządek i ład - wszystko ułożone jest wedle jakiejś niezmiennej, ściśle określonej rachuby. Nie ma tu miejsca na przypadek, zupełnie niczym w umyśle urzędującej tutaj osobistości.
Osoba wchodząca ma po swojej lewicy długi, zajmujący całą tą ścianę regał, na którym spoczywają, odpowiednio rozlokowane, segregatory, teczki i aktówki - wszystkie w tym samym kolorze. Odrobiny smaku tej jednolitej monotonni nadają mniejsze i większe drobiazgi - porcelanowe, ślicznie malowane wazy; szklane, gdzieniegdzie pozłacane figurki; na uwagę zwłaszcza zasługuje otwarta szkatułka, cała ze srebra, w której wyłożonym szkarłatnym aksamitem wnętrzu spoczywa eleganckie pióro - Benoît d'Évreux otrzymał je jako pamiątkę momentu podpisania Traktatu o Zdradzie, będąc współtwórcą dokumentu. Nie wiedzieć czemu, ostatnimi czasy Philippe jakoś się tym jednak zbytnio nie chwali...
Po prawej stronie interesanta, znajduje się oszczędnie urządzony kącik - beżowa kanapa, dwa siedzenia, dywan w biało-czarne paseczki i metalowy stoliczek, na którym stoi przezroczysty wazon, a w nim - trzy białe lilie. To dzięki nim, a właściwie... dzięki pracy genetyków, w gabinecie nieustannie unosi się subtelny, słodki zapach. Gdzieś pod ręką znajduje się też zwykle niski barek na kółkach, zastawiony kryształowymi kieliszkami i szklanicami różnego kształtu i wielkości - do wina czerwonego, białego, szampana, drinków, likierów, brandy, rumu, whiskey... Same butelczyny też tam się znajdują, naturalnie.
Dokładnie naprzeciw wejścia znajduje się gładka, drewniana ściana przesuwna, prowadząca do innych pokojów, tworzących apartament w wersji "mini" - na wypadek, gdyby okoliczności zmusiły Kanclerza do pozostania w pracy na noc. Nie są to jednak żadne luksusy: sypialnia połączona z salonem, niewielka łazienka i odpowiednio wyposażona garderoba - to wszystko na co można liczyć w tym przybytku. Nieco dalej na prawo od tych drzwi, znajduje się najważniejsze miejsce w całym gabinecie - masywne biurko z najczystszego, sprowadzonego na zamówienie, mahoniu z trzema przysuniętymi do niego fotelami. Na zdającym się być wiecznie wypolerowanym, lśniącym blacie znajdują się jedynie: ultrapłaski monitor, para projektorów holograficznych (jeden wyświetla dwuwymiarowe - niczym zwyczajny ekran; drugi trójwymiarowe obrazy), maleńki mikrofon i telefon stacjonarny. Można zauważyć też niewielki, czarny kwadrat w rogu, będący czytnikiem linii papilarnych. Po udanej autoryzacji, pewna część powierzchni dotąd wykazującej barwę i fakturę gładkiego drewna, okaże się być dotykową klawiaturą oraz touchpadem, umożliwiającymi dostęp do obecnej w gabinecie elektroniki (i nie tylko, bo i np. obrazów z kamer w całym Instytucie). Cała reszta typowych bibelotów spoczywa bezpiecznie w szufladach.
Przemieszczając się w prawą stronę: obok mieści się jeszcze jedno przejście - tym razem do pomieszczenia, gdzie oprócz stert papieru i starej kserokopiarki, znajdują się też solidne wrota z zamkiem elektronicznym, wiodące do stalowej komory małego skarbca. Co jest w nim przetrzymywane? To zapewne wie tylko sam Philippe: trzymana w puszcze po coli antymateria, diament wielkości strusiego jaja czy może śliczna, czarna teczuszka z wytłoczonym na złoto herbem Panem, zawierająca dane, które za żadne skarby świata nie powinny zostać upublicznione? Ot zagwozdka...
Na lewo od kanclerskiego fotela, a zupełnie naprzeciw już wcześniej wspomnianych półek, całą przestrzeń zajmują zwykle zawiłe wykresy, diagramy i ciągi liczb, wyświetlane na czymś, co zdaje się być jednym, olbrzymim ekranem - niekiedy pełniącym też funkcję teleodbiornika (nie włącza się jednak automatycznie). Wystarczy jednak sięgnąć po pilota i wybrać przycisk "Wyłącz", a zaraz oczom obecnych w gabinecie ukaże się widok opiewany w pieśniach i będący natchnieniem dla paru pokoleń artystów. Jest to niczym niezmącona panorama centrum Kapitolu - miasta będącego ósmym cudem świata; i miasta za które naprawdę warto umrzeć...
|
|