|
| Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Gabinet Prezydenta Sob Lis 15, 2014 7:55 pm | |
| Luksusowy gabinet, w którym Prezydent Panem odbywa wszelkie najważniejsze spotkania i narady ze swoimi pracownikami. Raczej poza zasięgiem zwykłych śmiertelników. |
| | | Wiek : 55 lat Zawód : prezydent Panem Przy sobie : Mam sprawy całego Panem na głowie, Dystrykt Czwarty w sercu, a Almę Coin w głębokim poważaniu. Znaki szczególne : nie jestem w śpiączce
| Temat: Re: Gabinet Prezydenta Wto Cze 23, 2015 8:33 pm | |
| Pomimo późnej pory prezydent wcale nie prezentuje się mniej profesjonalnie. Koszula pozostaje zapięta do ostatniego guzika, krawat niepoluzowany a marynarka na jego ramionach wygląda na świeżo wyprasowaną. Perfekcja stroju nieco odstaje jednak od wyraźnie zmęczonej twarzy, na której pozostaje jednak uprzejmy, obojętny uśmiech. Kąciki ust wędrują na chwilę jeszcze wyżej w momencie pojawienia się Previi w progu gabinetu, ale po sekundzie powracają na swoje miejsce, sprawiając, że Tibalt wygląda identycznie jak na wszystkich zdjęciach, plakatach i ekranach telewizorów.
- Świetnie, że jesteś, Benner - rzucił w ramach powitania, spokojnie i uprzejmie, nie podnosząc się jednak zza biurka. Dalej siedział wyprostowany na eleganckim fotelu, kończąc przeglądanie ostatniej teczki z dokumentami. W ilości raczej niewielkiej; w gabinecie nie piętrzyły się stosy papierzysk i na dębowym biurku leżało zaledwie kilka folderów, którymi jednak Adler stracił zainteresowanie, skupiając wzrok na Previi. Gestem wskazał kobiecie krzesło naprzeciwko biurka. - Nie będę bawił się w kurtuazyjne wstępy. Dużo pracujesz. I chciałbym, żebyś pracowała jeszcze więcej. Tak dobrze, jak dotychczas. W trochę innej formie. Wymagającej nieco mniej posługiwania się bronią a więcej: umysłem. Co nie powinno stanowić dla ciebie żadnego problemu - zaczął lekko zawoalowanym komplementem, przyglądając się brunetce z uwagą. - Nie ukrywam, że wolałbym najpierw usłyszeć twoją zgodę, a dopiero później przekazać dokumenty i dalsze szczegóły. Rozumiesz, wszystko jest ściśle tajne - dodał prawie wesoło, chociaż zdecydowanie nie było mu do śmiechu, a akta, jakie miał zaraz przekazać Benner, również nie należały do tych o charakterze komediowym. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki) Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)
| Temat: Re: Gabinet Prezydenta Sro Cze 24, 2015 8:49 pm | |
| Strach. Przed czym? Przed końcem? Ludzie bali się od zawsze, bez względu na pochodzenie, polityczne zaplecze i wielkość broni utwierdzonej przy pasie – jedyną różnicę stanowią motywy. W moim wypadku może ma to związek z sieroctwem? Strach przed samotnością, coś, co tkwi immanentnie w każdym porzuconym? W pamięci rezonują mi słowa Almstedta, coś o zwierzętach przeczuwających instynktownie nadciągającą katastrofę. A przecież zasada jest dziecinnie prosta – kiedy późnym wieczorem otrzymujesz telefon z Siedzimy Rządu, porzucasz wszystko, dosłownie wszystko – męża, dziecko, cielącą się krowę - by z karnością godną tresowanego psa stawić się na wezwanie i ruszyć samotnie w zamglony wieczór. Zamglony – gwiazd zatem nie widać, a i księżyc w odwrocie. Świat odbija się, zdeformowany, jakby po jakimś kosmicznym kataklizmie, w niewielkich kałużach osadzających się na nierównych płaszczyznach chodnika. Życie wymierza ciche tick tock niewidzialnego zegara - choć równie dobrze może być to dźwięk tykającej bomby. Przestronny hol główny Siedziby Rządu lśni w ciemności późnego wieczoru niczym brama Niebios. Cudowne, rozświetlone żarówkami wejście do raju cywilizacji. Do gabinetów, telefonów, wiadomości w telewizji, wody z dystrybutora, do racjonalności. Nie jestem pewna, ile czasu dokładnie mija – kwadrans? Dwadzieścia minut? Tak, możliwe, że właśnie tyle zajęło mi dotarcie do najpilniej strzeżonego miejsca w Panem – mogłabym przeliczyć minuty na sekundy, wyciągnąć z nich pierwiastki, rozpisać w ułamkach, ale gdzie tkwiłby w tym sens? Tania logika dla ubogich, tom drugi. Wkraczam do hallu i chwiejnym krokiem lezę w stronę windy, niezwykłym zrządzeniem losu bez zbędnych pogawędek i przeszukań przepuszczona przez szeregi recepcjonistów, ochroniarzy i ludzi, z którymi z uwagi na ciemne garnitury stanowczo wolałabym nie zadzierać (nie, kiedy kabura przy pasie Strażnika Pokoju świeci pustką równie rozkoszną, co rozlegająca się w moim umyśle nicość). Małe szczęścia czasem się do nas uśmiechają. Najpewniej z uwagi na dość nietypową porę wezwania, nie muszę czekać zbyt długo na zaproszenie do gabinetu – kilka kroków, pchnięcie drzwi i… oto jesteśmy. Tibalt Adler oraz ja. Jestem pewna, że wspólne zdjęcie trzykrotnie zwiększyłoby nakład piątkowego wydania gazety. - Zawsze do usług, panie prezydencie. Nie za przymilnie? Albo lizusowsko? Nie, raczej nie, zdaje się nawet, że mój słownik nawet nie dysponuje podobnymi pojęciami; potrafię za to doskonale wyczuć moment, w którym mogę pozwolić sobie na pełną szczerość. I – bez zbędnego uwznioślania – to miejsce oraz ta okoliczność stanowią ku temu wybitną okazję. Bez zbędnego zabawiania się w demonstrowanie żołnierskiej gotowości (stój na baczność, czubki butów skierowane na zewnątrz, pięty złączone, nie mrugaj), zajęłam wskazane miejsce, jedynie kątem oka rejestrując otaczającą mnie rzeczywistość. Gabinet przypomina swego właściciela — sterylny do granic aseptyczności oraz zaskakujący w ten przyjemny sposób; po raz pierwszy, odkąd mam nader rzadką możliwość przebywania z prezydentem oko w oko, ujrzałam na jego twarzy coś, co niemal odpowiadało definicji uśmiechu. Pozwalam sobie na niemal lustrzane uniesienie kącików ust, spokojnie wsłuchując się w słowa Adlera i dokładnie rejestrując każdą sylabę padającą z jego strony. Prawdę mówiąc, spodziewałam się tego, co usłyszę. Prawdę mówiąc, wcale nie byłam zaskoczona. I – prawdę mówiąc – najpewniej już z chwilą przekroczenia gabinetu znałam odpowiedź. - Ściśle tajne mogłoby być moim pseudonimem artystycznym – odparłam w równie swobodnym tonie, starając się nie przerywać kontaktu wzrokowego i nie przenosić spojrzenia na akta, które pełną gracji kupką ozdabiały dębowy blat. Gdyby ktoś obdarł nas z żartobliwości, prawda jawiłaby się w dość banalny, nieco wulgarny sposób – jeśli wymagały tego okoliczności, trzymałam gębę na kłódkę. Dla własnego bezpieczeństwa. - Nie zwykłam również odmawiać propozycjom składanym późnym wieczorem – kąciki ust ponownie podskoczyły w lekkim uśmiechu, nieco kłócąc się z poważnym skinięciem głową, który poprzedził nie mniej poważny ton głosu kogoś, kto dowcipy zatrzyma dla swych kotów na sobotnie popołudnie przy lampce wina. - Wyrażam zgodę… i gotowość do działań, panie prezydencie – krótko. Zwięźle. Na temat. Wszystko zaś w oparciu o przypuszczenie, że Tibalt Adler nie należy do ludzi cierpiących na nadmiar wolnego czasu. |
| | | Wiek : 55 lat Zawód : prezydent Panem Przy sobie : Mam sprawy całego Panem na głowie, Dystrykt Czwarty w sercu, a Almę Coin w głębokim poważaniu. Znaki szczególne : nie jestem w śpiączce
| Temat: Re: Gabinet Prezydenta Czw Cze 25, 2015 11:19 am | |
| Zazwyczaj nie ściągał ludzi do swojego gabinetu w środku nocy, ceniąc prywatność i czas współpracowników, ale ostatnio nawał spraw nie cierpiących zwłoki (często dosłownie) okazywał się nie mieć końca. Należało więc działać niezwykle szybko, zwłaszcza jeśli finalnie otrzymywało się precedensowe decyzje, ciągnące się tygodniami. Adler otrzymał dzisiaj komplet dokumentów o niezbyt radosnej dla niewiernych treści i od razu chciał powziąć kolejne kroki, mające na celu ustabilizowanie sytuacji w państwie. Kolczatka stanowiła główny gwóźdź programu i zarazem gwóźdź do trumny pewnych zagrażających przedsięwzięć, dlatego też nie chciał czekać nawet godziny. Z opinii przełożonych Benner wynikało, że spokojnie poświęci resztę nocy na przeglądanie dokumentów, co pozwoli na rozpoczęcie śledztw już następnego dnia. Słysząc odpowiedź Previi uniósł kąciki ust jeszcze raz, po czym już na dobre dzisiejszego wieczoru pożegnał się z uśmiechem, prostując się na krześle i przesuwając w jej stronę pięć równo złożonych folderów z dokumentami. - Kolczatka. I kilka innych spraw, które należy przejrzeć, sprawdzić i załatwić. Jak najlepiej i jak najszybciej - powiedział spokojnie, opierając się ponownie wygodniej na fotelu i składając ręce na podłokietnikach. - Oficjalnie przekazuję ci dowodzenie nas śledztwem w sprawie Kolczatki. Razem z potrzebnymi dokumentami, materiałami wideo, wynikami badań. I pewną... dowolnością wyboru. Nie będę decydował o tym, kogo postanowisz włączyć do śledztwa i kto powinien ci pomagać. Dopóki będę widział wyniki, masz wolną rękę. Ufam ci - dodał, a ostatnie słowo wcale nie wybrzmiało jak komplement, raczej jak subtelna, leciutka groźba. - Oczywiście oczekuję regularnych raportów o postępach. Które z pewnością niedługo się pojawią- zakończył swobodnie, wpatrując się w twarz Previi bez ani jednego mrugnięcia. - W razie pytań i wątpliwości jestem do dyspozycji - dorzucił jeszcze po chwili milczenia, kurtuazyjnie zastępując pożegnalną formułkę. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki) Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)
| Temat: Re: Gabinet Prezydenta Pon Cze 29, 2015 4:28 pm | |
| Nie od dziś wiadomo, iż z każdym obowiązkiem w parze idzie rosnące ryzyko kary. Im obowiązek poważniejszy, tym sroższa kara. Im sroższa kara, tym większa motywacja – cóż, przynajmniej w moim wypadku. Była to przecież znana mi już droga. Czuję, jakbym podróżowała wbrew rytmowi czasu, jakbym wiosłowała pod prąd rwącego nurtu, chociaż wyświechtana prawda życiowa głosi, że nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Nie da się? Ukłucie niepokoju, przeszywające jak błąd ortograficzny w dziele genialnym, na moment przerwało wartki potok rozmyślań. Nie miałam najmniejszej wątpliwości, że za spieprzenie tej sprawy czekał na mnie szeroki wachlarz kar – od obcięcia prawej dłoni (nieco przesadziłam) po usunięcie łba (bardzo przesadziłam). Procedury zgodne były wszak z doktryną nieuchronności kary – ktoś dawno, bardzo dawno temu, miał naukowo stwierdzić, jakoby zawieszanie wykonania wyroku lub odwlekanie finalizacji restrykcji wpływało na zwiększenie ilości czynów przestępczych. Nigdy nie ufałam tak jednoznacznym wyrokom nauki gdy szło o delikatną strukturę człeczych zachowań. Nie wątpiłam, że istniały wyniki badawcze potwierdzające dokładnie przeciwstawne tezy, tyle że zastrzeżone klauzulą Sekret Dyktowany Dobrobytem. Rzecz jasna, nie ufałbym bezgranicznie i bardziej liberalnym stwierdzeniom. Osobowość człecza to stany nieoznaczone, a naukę uprawiają ludzie. Musiałam jednak przyznać sama przed sobą, iż prowadzona w gabinecie prezydenta rozmowa zmierzała w dziwnym kierunku, rzec by można, że właściwie metafizycznym. Nie bywałam zachwycona, gdy mi coś rozsadzało poukładaną rzeczywistość, nawet rzeczywistość, która już wcześniej zupełnie nieźle eksplodowała. Tymczasem tu i teraz otrzymałam pozazmysłowe przesilenie. Ostatnie akordy bezpieczeństwa. Dezintegracja bezpiecznego życia wiedzionego z dala od Wielkiej Polityki. I na domiar złego – deszcz za oknem. Wszechobecny poprzez swych przedstawicieli — krople. Rozpuszczający świat. Rozpuszczający też świadomość. Rozpuszczający dotychczasową egzystencję. Moja dłoń spoczęła na stosie akt, gdy powoli przesunęłam je po biurku w swoją stronę – suchy papier niemal parzył opuszki palców, kiedy w całkowitym milczeniu składałam foldery. Co czekało mnie po powrocie do mieszkania? Zimny prysznic, plus kawa, plus chwila koncentracji – są oczywiście lepsze sposoby doprowadzania Previi Benner do stanu całkowitej dyspozycyjności, ale w obliczu kurczącego się czasu ten wydawał się optymalny. - Dziękuję, panie prezydencie. Postaram się, by efekty pracy były jak najszybciej zauważalne. W końcu nikt nie lubi oczekiwania, prawda? Podniosłam się z zaskakująco wygodnego krzesła bez zbędnych deklaracji gotowości do działania – wszystko wskazywało na to, iż podobne świadectwo złożyli za mnie przełożeni, którzy – zapewne nie mniej ode mnie zaskoczeni telefonem z Siedziby Rządu – jak najszybciej musieli wskazać człowieka zdolnego do przyjęcia na siebie dodatkowych obowiązków. Kogoś zaufanego. Ambitnego. Niekonwencjonalnego. Nieobarczonego problemem rodziny. Dajcie spokój, stara panna to idealny wybór. Do drzwi podeszłam z aktami przyciśniętymi do piersi, z sercem wygrywającym tylko sobie znany rytm szamańskiej pieśni oczyszczenia, z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę przywodzącą na myśl działkę kokainy uformowaną przez platynową kartę. Zlecone zadanie jedynie brzmiało banalnie. Tak naprawdę od tego momentu byłam jak pionek na zakurzonej planszy chińczyka – pchana nie swoją wolą, determinowana przez zmieniające się warunki na tarczy i w pełni zależna od czekającej na mnie pracy. A to bardzo, bardzo zła wiadomość. - Spokojnej nocy, panie prezydencie. – sama jestem pewna, że moja taka nie będzie – niemal uśmiechnęłam się na podobną myśl dokładnie w momencie, w którym zawiasy bezszelestnie rozwarły przede mną drzwi, ukazując jedyną drogę wyjścia. W końcu wszyscy lubimy żyć złudzeniami.
/zt |
| | | Wiek : 55 lat Zawód : prezydent Panem Przy sobie : Mam sprawy całego Panem na głowie, Dystrykt Czwarty w sercu, a Almę Coin w głębokim poważaniu. Znaki szczególne : nie jestem w śpiączce
| Temat: Re: Gabinet Prezydenta Sro Lip 01, 2015 1:18 am | |
| Zima zdawała stawiać się coraz większe kroki w stronę stolicy, skutecznie obniżając temperaturę i zmuszając wszystkich mieszkańców do sięgnięcia po jedwabne szaliki oraz ciepłe, wełniane płaszcze przywiezione wprost z Ósemki. Niestety sam prezydent tamtego dnia nie przechadzał się pomiędzy niebotycznymi budynkami, a zajmował się kolejną kontrolą stanu przygotowani na przeróżne wypadki losowe, które w jak największej ilości chciał wyeliminować z grona tych „niespodziewanych”. Kapitol musiał być przygotowany nawet na najgorsze! Niemniej, gdy tylko oderwał wzrok od monitora niemal w całości pokrytego pięknymi słowami, jego myśli podryfowały do domu. W prawdzie ten rodzinny został zniszczony podczas rebelii (tak samo jak cała reszta), ale nadal czuł się silnie związany z Czwórką jako zwykły człowiek. Mógł w nieskończoność tęsknić za naprawdę świeżymi rybami lub przypominać sobie o dźwięku morza podczas wietrznych dni. Nie żeby uważał się za osobę szczególnie sentymentalną. Ot, zdarzyło mu się zamarzyć, aby po raz kolejny zobaczyć morze, ponownie zachwycić się jego bezmiarem i czystością, poczuć chłodną bryzę na twarzy lub zostać obudzonym przez sztorm bijący o piaszczyste brzegi. W dodatku nieco martwił się o przebieg sprawy w dystrykcie - nie o dobudowę, bo to całkiem skrupulatnie kontrolował. Bardziej zajmował go powrót do normalności zwykłych ludzi po wszystkich okropieństwach, aczkolwiek dźwięk otwieranych drzwi, wyrwałby każdego z krainy wspomnień oraz domysłów… automatycznie spojrzał na zegarek, a następnie na, jak się okazało, dwójkę wspaniałych gości. - Cenię sobie punktualność - wypowiadając te słowa, podniósł się ze swojego fotela. - Pani Arrington i panie Argent, proszę usiąść. Bardzo się cieszę, że państwa tutaj widzę… Obiecuję, nie zajmę dużo czasu.
|
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Gabinet Prezydenta Sro Lip 01, 2015 2:02 pm | |
| / jakiś czas po grze z Cassem
Zdenerwowanie? Zaniepokojenie? Nie, to nie w stylu Avery. Chłodny spokój był niemalże jak jej własny, wierny cień podążający krok w krok za właścicielką. Opuszczał ją tylko w sytuacjach skrajnych, gdy sytuacja naprawdę wymykała się z rąk, a ta zdecydowanie do takich nie należała. Może i nieszczególnie przepadała za niespodziankami, ale zaproszenia do gabinetu prezydenta w pewnym sensie się spodziewała. Głosy wróżące awans czy wynagrodzenie w jakiejkolwiek innej postaci zdawały się zbyt głośne, aby mogła nie dosłyszeć ich nawet ona, zwykle obojętnie przyjmująca to, co serwował jej Los. W tym przypadku również nie było inaczej – nie wyglądała zaproszenia z bijącym sercem, nie wisiała nad telefonem całymi dniami oraz wieczorami, nie sprawdzała też poczty po pięć razy dziennie. Cierpliwie czekała, mając świadomość, że ktoś wkrótce sam się o nią upomni. I nie pomyliła się. Wezwanie pojawiło się jakiś czas potem. W danym dniu, zaledwie parę minut przed wyznaczoną godziną pojawiła się w poczekalni przed gabinetem Tibalta Adlera – dalej spokojna, w pewnym sensie wręcz dystansująca się od tego wszystkiego. No cóż, a przynajmniej do momentu, gdy zobaczyła znajomą sylwetkę zmierzającą w tę samą stronę, co ona. - W samą porę – powiedziała, przyglądając się Argentowi. Zdaje się, że ostatni raz widzieli się podczas zakończenia śledztwa w terenie. Później tylko prosiła go o sprawdzenie za nią donosu jednego z informatorów i nawet nie zapytała o wyniki. – Nie każmy panu prezydentowi czekać – dodała, zaraz potem przekraczając już próg drzwi gabinetu. Niedużego, jak się okazało. Nie miała okazji być jeszcze na audiencji u nowej głowy państwa. - Dzień dobry – odpowiedziała w stronę wstającego mężczyzny. Zgodnie z prośbą usiadła na krześle przy biurku. Na słowa o niezajmowaniu dużej ilości czasu, skinęła jedynie głową. Wyjątkowo i tak nigdzie się nie spieszyła.
Ostatnio zmieniony przez Avery Arrington dnia Sro Lip 01, 2015 7:30 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Gabinet Prezydenta Sro Lip 01, 2015 7:19 pm | |
| | po grze z Libby
Prędzej czy później spodziewał się zaproszenia z kancelarii prezydenta, w końcu od zakończenia śledztwa minęło już kilka tygodni, a obszerne sprawozdanie i podsumowanie, dostarczone dowództwu, nie mogło przecież przejść bez echa. Blaise uważał, że stworzyli z Avery dobrą drużynę, która zasłużyła na audiencję u głowy państwa. Nie denerwował się przed tym spotkaniem, w końcu ze wszystkich rzeczy prędzej mógł spodziewać się pochwały niż karnej pogadanki, jednak nie nastawiał się na nie wiadomo co. Adler należał do ludzi konkretnych, rzeczowych, a zamiast peanów na cześć swoich pracowników, prędzej zarzuci ich nowymi obowiązkami. Argent nie miałby absolutnie nic przeciwko temu, dodatkowa robota po sromotnej porażce na ziemiach niczyich bardzo by mu się przydała. Widząc Avery zdał sobie sprawę, że nie zrelacjonował jej jeszcze powierzonego wcześniej zadania, nie opowiedział jej o swoich przygodach z pewną uciekinierką i materialnych stratach, jakich doznał na opuszczonej stacji benzynowej. Przecież to nie była wina Arrington, która mogłaby sobie pomyśleć, że Blaise użala się nad straconym motorem bardziej, niż porażką w kwestii poszukiwanej. Przywitał się z kobietą skinieniem głowy, zachowując pełen profesjonalizm i otwierając przed nią drzwi do gabinetu prezydenta. Puścił ją przodem i sam wszedł tuż za nią, po chwili stając oko w oko z Tibaltem Adlerem, z którym nie przebywał jeszcze w tak małym gronie. - Dzień dobry – rzucił, niemal w tym samym czasie, co jego towarzyszka. Spodobał mu się fakt, że prezydent zauważył ich punktualność, choć jego ostatnia uwaga mogła być zarówno ironiczną groźbą, jak i zwykłą formułką grzecznościową. Czas pokaże, co Adler zgotuje dla nich tego dnia. Blaise zrobił to, o co został poproszony i już po chwili siedział na krześle obok Avery, naprzeciwko samego prezydenta. Nie rozglądał się po pomieszczeniu, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że biuro jest skromniejsze od tego zajmowanego przez Almę Coin. I zapisał to na plus. |
| | | Wiek : 55 lat Zawód : prezydent Panem Przy sobie : Mam sprawy całego Panem na głowie, Dystrykt Czwarty w sercu, a Almę Coin w głębokim poważaniu. Znaki szczególne : nie jestem w śpiączce
| Temat: Re: Gabinet Prezydenta Czw Lip 16, 2015 1:55 am | |
| Przepraszam za byciem frajerem. Obecność młodych, gotowych podbijać i jednocześnie zmieniać cały świat mając w zanadrzu jedynie własny umysł , kilkadziesiąt (nie byliśmy tacy skąpi!) dolarów w kieszeni w niezrozumiały sposób niezmiernie go cieszyła. W rządzie zazwyczaj spotykał się z ludźmi zmanierowanymi głownie przez pieniądze lub wystawne spotkania z osobami spoza kręgu, gdzie miały swobodne wejście zwykli zjadacze chleba. Nie, wcale się nie starzał - po prostu potrafił doceniać miłe akcenty dnia wczorajszego. - Na samym początku chciałbym serdecznie podziękować w związku ze znacznymi postępami poczynionymi przez państwa duet. Aktualne informacje okazały się dość przydatne w sprawie Kolczatki. - przerwał, a przez jego myśli przebiegły szczątkowe fragmenty raportów oraz nagrań z przesłuchań oraz dość długie listy nazwisko, adresów, czy działalności do przyjrzenia się… Oczywiście nieoficjalnego. - Cóż, widzę w pani, pani Arrington, ogromny potencjał do dalszego oprowadzenia sprawy. Jeśli uzyskam pani zgodę z dniem jutrzejszym zostanie powołana specjalna grupa zajmująca się wyłącznie tylko tym śledztwem, natomiast Avery Arrington stanie na jej czele oraz to właśnie ona będzie ją kompletować, w większości. Proszę potraktować ten awans jako podziękowanie i kolejne wyznawanie na swojej drodze - odetchnął głośno. - Chyba wspomniałem, że odmowa nie wchodzi w grę? - wypowiedział niby żartem, jednak głos prezydenta pobrzmiewał aż nadto poważnie. Naprawdę wiedział, iż nie mogła z tego zrezygnować. - Natomiast, co do pana, panie Argent - mam pewną propozycję. Oczywiście rozumiem, gdyby zechciał pan zostać ze swoją kompanką na stanowisku jej pomocnika, ale na dniach musimy powołać nowego przedstawiciela Siódmeki. Ostatni był nieco… niekompetentny, przez co nasza współpraca z nami się zakończyła. Z mojego krótkiego rozeznania dowiedziałem, że urodził się pan, bodajże, wiosną pięćdziesiątego drugiego lub trzeciego. Młody, pamiętający o swoim domu, jak mniemam oraz reprezentacyjny. Będzie to równało się z odłożeniem obowiązków oficera i śledczego na bok, jednakże zapewniam - warto. - Posłał mu całkiem sympatyczny uśmiech jakby wcale nie omawiał spraw o szczeblu państwowym, a opowiadał o wczorajszym obiedzie w restauracji umiejscowionej na uboczu malowniczej dzielnicy, która miała niesamowicie zadbany ogród z kwitnącymi późną jesienią różami. - Proszę się nad tym zastanowić.
|
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Gabinet Prezydenta Czw Lip 16, 2015 11:09 pm | |
| Czy lubiła niespodzianki? Zapewne w takim samym zakresie jak większość ludzi – jeśli tylko były miłe. Choć awans oraz zaproszenie do kancelarii raczej nie kwalifikowały się do typowych wydarzeń, których nadejścia w ogóle by się nie spodziewała, na początku starała się tak o nich myśleć. Wysłuchała więc i przyjęła z ledwie widocznym uśmiechem krótkie gratulacje od samego prezydenta Panem, mając jednocześnie świadomość, że nie każdy dostępuje tego zaszczytu. Jeśli miałaby w tej chwili porównać Adlera do Coin, musiałaby przyznać, że takie kwestie zdecydowanie udało mu się poprawić – Alma zdawała się o wiele bardziej powściągliwa w kwestii rozdawania awansów. Oczywiście Avery mogła nie wiedzieć o wszystkim – w końcu wtedy jeszcze zajmowała się nieco mniej ważnymi sprawami – ale też nie słyszała o żadnych większych promocjach, które przyznawała swoim pracownikom. Gdy prezydent zwrócił się bezpośrednio do niej, spojrzała mu prosto w oczy, dalej nie zdejmując z ust tego delikatnego uśmiechu, który spokojnie mógłby uchodzić za skromny. Przecież doskonale zdawała sobie sprawę ze swoich bardzo dobrych umiejętności, słowa mężczyzny nie były dla niej żadnym zaskoczeniem. No cóż, przynajmniej do chwili, gdy nie wspomniał o powołaniu grupy, na której czele miałaby stanąć ona sama. Z rosnącym zainteresowaniem wysłuchiwała kolejnych informacji i musiała przyznać, że taka propozycja bardzo jej odpowiadała – zarówno jako forma podziękowania oraz „kolejne wyzwanie”. Widać Adler doskonale wiedział, jak dobierać słowa, bo Arrington zdecydowanie nie należała do osób bojących się podejmować nowe próby sił. Forma żartu, jaką przybrało ostatnie pytanie również nie zdawała się przypadkowa. Avery uśmiechnęła się więc nieco szerzej, uważając, aby mimo wszystko nie przesadzić. W końcu co za dużo to nie zdrowo. – Myślę, że nawet gdybym miała wybór, nie mogłabym odrzucić takiej propozycji – odpowiedziała, również decydując się na odrobinę luźniejszą formę. – Pełnienie tej funkcji będzie dla mnie prawdziwym honorem – dodała wspaniałomyślnie. – Nie zawiodę Pana ani naszego państwa. Wizja objęcia nowego, tak odpowiedzialnego stanowiska naprawdę napełniała ją dumą, choć teraz nie było zbyt wiele czasu (ani sposobności) na czerpanie radości płynącej z awansu, który w końcu się spełnił. W głowie wyobrażała już sobie, jak wiele pracy będzie ją to kosztowało, ale nie zamierzała się zrażać. Doskonale wiedziała, że da sobie radę. Wysłuchała też do końca propozycji Blaise, która wydawała jej się trochę mniej korzystna niż jej. Jednak wybór należał do Argenta i nie zamierzała jak na razie wypowiadać się w tej kwestii. Oczywiście w razie czego nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby ponownie zechciał stanąć u jej boku. Już raz przecież udowodnili, że potrafią ze sobą współpracować. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Gabinet Prezydenta Wto Lip 28, 2015 12:01 pm | |
| Avery zasłużyła na każdą pochwałę, która padła z ust prezydenta, dlatego wysłuchał ich w ciszy, chociaż równie dobrze mógł potakiwać głową non stop. Pora na gratulacje miała nadejść później, dlatego póki co Blaise ograniczył się do wymownego spojrzenia, które miało powiedzieć jego towarzyszce, że jest zadowolony z jej awansu. Nigdy nie był specjalnie wylewny, ale ona też nie należała do wylewnych i emocjonalnych osób, dlatego ten sposób wyrażenia aprobaty satysfakcjonował chyba oboje. Spodziewał się, że i dla niego Adler szykuje jakąś niespodziankę, a gdy prezydent rozegrał wspaniałą scenę z rzekomym brakiem pamięci na temat daty urodzenia Argenta, ten tylko poruszył się spokojnie na krześle, nachylając nieznacznie w stronę biurka. Współpraca z Avery układała mu się dobrze, sam prezydent stwierdził, że byli zgranym duetem, więc śledczy był święcie przekonany, że propozycja skierowana ku niemu okaże się podobna i możliwe będzie połączenie interesów z Arrington, by wspólnie i z sukcesami osiągać założone cele. Ktoś jednak, najwidoczniej, musiał donieść głowie państwa o niedawnym niepowodzeniu oficera, inaczej propozycja pracy biurowej musiałaby zostać odebrana jako degradacja. Wysłuchał Adlera do końca i pozwolił sobie na krótką chwilę ciszy, nim odezwał się ponownie, uprzednio zerkając kątem oka na siedzącą obok kobietę. - Propozycja wydaje się być bardzo odciążająca, ale nie planowałem spoczywać na laurach - zaczął spokojnie, splatając dłonie ze sobą i szykując się do negocjacji - Pochlebia mi pana ocena odnośnie mojej osoby, jednak proszę mi wybaczyć, ale dołożyłbym coś jeszcze. Jestem kompetentny i sumienny, bardzo chętnie objąłbym stanowisko w Przedstawicielswie Siódemki, jednak nie uważam, bym musiał odkładać na bok obowiązki śledczego. Miał nadzieję, że rozbrajająca szczerość nie zrazi do niego głowy państwa. Nie wyobrażał sobie zaniechania oficerskiej działalności na rzecz pracy za biurkiem, choćby został ogłoszony najbardziej reprezentacyjną i nadającą się do tego osobą w całym Panem. - Nasz duet mógłby w ten sposób jeszcze niejedno udowodnić - zakończył z mocą, przez cały czas nie spuszczając wzroku z mężczyzny po drugiej stronie biurka. |
| | | Wiek : 55 lat Zawód : prezydent Panem Przy sobie : Mam sprawy całego Panem na głowie, Dystrykt Czwarty w sercu, a Almę Coin w głębokim poważaniu. Znaki szczególne : nie jestem w śpiączce
| Temat: Re: Gabinet Prezydenta Nie Sie 02, 2015 4:53 pm | |
| Wsłuchując się w odpowiedzi swoich przeuroczych śledczych, z niemałym zacięciem obserwował rękaw swojej szarej marynarki. Czy długość, aby na pewno była odpowiednia i mógłby pokazać się w niej szerszej publice? Czy zwykłe pięć milimetrów zmieniłoby cokolwiek na lepsze bądź gorsze? Czy całość, razem ze śnieżnobiałą koszulą, estetycznie zakrywała zegarek, czy może nieco za bardzo ukazywała jego złota oprawę?Dlaczego nie przeanalizował tego tak dokładnie jeszcze w domu? Odetchnął głośno. Odpowiedź pani Arrington lekko go rozbawiła, czego nie był w stanie ukryć. Razem z szerokim uśmiechem, wypuścił kilka nut przyjemnego śmiechu. Wszyscy zainteresowani doskonale wiedzieli, że ta kobieta nie podziękowałaby za władzę wręczaną wprost w jej ręce. - Umowa zostanie pani dostarczona na dniach - przerwał na chwilę, mierząc jej twarz wzrokiem. - Mam nadzieję… W innym wypadku państwo i ja stalibyśmy się bardzo smutni - uniósł kąciki ust obojętnie, jakby całość miała zostać odebrana w kontekście średnio zabawnego żartu puszczonego w celu przestrogi. Tibalt nie mylił się w żadnej kwestii, co do pana Argenta. Odzwierciedlał tego samego człowieka, który powstał ze strzępków opinii, długich raportów i barwy głosu, słyszanego z lekko przestarzałych głośników komputera. W dodatku był nieco bezczelny - idealny kandydat na przedstawiciela jakiegokolwiek dystryktu znajdującego się w granicach państwa. - Jak doskonale wiemy - polityka nie jest aż tak lekką oraz popłacają dziedziną. W dodatku praca z mediami nie należy do najłatwiejszych - skwitował jego wypowiedź chłodno. - Śmiałbym twierdzić, że tak odpowiedzialne stanowisko wymaga naprawdę ogromnego nakładu czasu i energii, jednak… Jeżeli twierdzi pan, iż jest w stanie pogodzić obie te funkcje - proszę próbować. Aczkolwiek stawiam warunek, śledczym zostanie pan wyłącznie nieformalnie. Sam pan rozumie, obecność osoby ściśle związanej z działalnością zapewniającą nam wszystkim bezpieczeństwo może zrazić opinię publiczną i ewentualnych sojuszników tej terrorystycznej organizacji, który działają w rządzie, wynosząc na zewnątrz niepowołane informacje - zakończył spokojnie. Sam siebie zaskoczył, że w przeciągu kilku minut wyprowadził mężczyznę z błędu, a dodatkowo wyjaśnił mu, dlaczego nie powinien przechadzać się po korytarzach siedziby jako zastępca dowódcy specjalnej grupy badającej poczynania Kolczatki. Musiał żywić zakuwanie do swoich współpracowników lub przynajmniej je udawać! - Proszę się nie przejmować, będę spoglądać bardzo przenikliwie ku obu zajmowanym stanowiskom. Ma pan jeszcze chwilę czasu, żeby przemyśleć swoją odpowiedź, bo wszyscy ostatnio przekonaliśmy się jak kończy się niesubordynacja zawodowa - na pewno wiedzieli o zwolnieniach oraz roszadach na stanowiskach kontrolowanych bezpośrednio przez rząd. Ponownie zerknął na zegarek, orientując się, ile czasu spędził w pomieszczeniu z fantastyczną dwójką oraz nadchodzącym, ważnym spotkaniu piętro wyżej. Delikatnie podniósł się z krzesła. - Gdyby cokolwiek uległo zmianie… proszę, dajcie mi znać w jak najszybszym tempie. Do widzenia! - skinął głową, znikając za drzwiami. Echo kroków było niemal niesłyszalne dla ludzkiego ucha. |
| | |
| Temat: Re: Gabinet Prezydenta | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|