IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Szkoła publiczna - Page 3

 

 Szkoła publiczna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3
AutorWiadomość
the civilian
Dominic Terrain
Dominic Terrain
https://panem.forumpl.net/t3297-dominic-terrain#51606
https://panem.forumpl.net/t3302-nick#51611
https://panem.forumpl.net/t3301-dominic-terrain#51610
https://panem.forumpl.net/t3303-dominic#51612
https://panem.forumpl.net/t3306-dominic-terrain#51641
Wiek : 26
Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat
Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku
Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura
Obrażenia : tylko zniszczona psychika

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyCzw Maj 02, 2013 9:18 pm

First topic message reminder :



Mało kto w Kwartale myśli o chodzeniu do szkoły, a jednak jakieś lekcje wciąż się tutaj odbywają. Szkoła publiczna to mała, nadgryziona zębem czasu (i rebelii) placówka. Sprzęt w niej jest przestarzały, nie znajdziemy tu też multimedialnych tablic standardowych dla szkół w Dzielnicy Rebeliantów. Dzieci uczą się głównie podstawowej wiedzy, a do głów upycha się im kapitolińską propagandę prorządową.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the pariah
Rick Highway
Rick Highway
https://panem.forumpl.net/t2273-rick-highway#31278
https://panem.forumpl.net/t2276-rickusiowe#31282
https://panem.forumpl.net/t2274-rick-highway#31279
https://panem.forumpl.net/t2275-ricky-h#31281
https://panem.forumpl.net/t2277-rick#31283
Wiek : 21
Zawód : nauczyciel matematyki
Przy sobie : Papierosy, zapalniczka, dokumenty, telefon, torba z notatkami

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyPon Lip 07, 2014 9:24 pm

- Harvin, żeby od razu rumienić się na mój widok, zapomniałem się nawet uczesać - zaśmiałem się przyjaźnie, puszczając jej oczko. Podszedłem szybko, schylając się w momencie, w którym dziewczyna sięgnęła po dziennik. Byłem szybszy. Chwyciłem go lewą ręką, przełożyłem do prawej i umieściłem na blacie.
- Do usług, madame. Kawy? - zaproponowałem, jednocześnie wskazując jej krzesło tuż obok tego, na którym powiesiłem wcześniej swoją torbę. Gerda była tak uroczo nieśmiała, że... Dobra, prawie każdego byłbym w stanie wykorzystać, może lepiej nie będę poruszał tego tematu. Ale polubiłem tę małą, owszem.
- Nie pytaj, pomyliłem godziny. Dziwne, nie? - dodałem z uśmiechem, kręcąc przy tym głową. Zbliżyłem się do blatu, chwyciłem kubek i zbliżyłem go do ust. Zdążyłem porządnie się skrzywić, zanim wypiłem wszystko do dna. Potrzebowałem energii, jeśli miałem przetrwać kilka matematyk.
- Odpocząć w pracy, nie przestajesz mnie zadziwiać - powiedziałem, siadając z powrotem na miejscu. Wyjąłem z torby pudełko z ciastem i przesunąłem je w kierunku Harvin. Czasami pozwalałem sobie na takie rarytasy legalnie, czasami mniej. Dobrze było mieć kontakty w cukierni, można było zgarnąć kilka kawałków smakołyków za pół darmo. Albo na ładne oczy, jak kto woli.
- Czyli jesteś skazana na mnie, przepraszam, nie chciałem sprawiać ci takiej przykrości... - Zerknąłem na nią smutnym wzrokiem, po czym wybuchnąłem śmiechem. Optymizm. Przynajmniej zewnętrzny. Musiałem siedzieć w szkole tylko i wyłącznie po to, żeby zapewnić sobie jako taki byt. Nie do pomyślenia za czasów starego Kapitolu i świetności moich rodziców. Kto by pomyślał, że będę musiał kiedykolwiek tak zarabiać na życie? Chociaż wolałem to od zostania męską dziwką w Violatorze. Albo chłopcem do towarzystwa, to też można różnie określać.
W każdym razie to miejsce dało mi możliwość poznania różnych typów ludzi, przydatne doświadczenie.
Posłałem Ger jeszcze jeden uśmiech.
No i całkiem przyjemne, skoro już tu utknąłem.
Powrót do góry Go down
the victim
Gerda Harvin
Gerda Harvin
https://panem.forumpl.net/t1436-gerda-harvin
https://panem.forumpl.net/t1672-gerda#21499
https://panem.forumpl.net/t1671-gerda-harvin#21498
https://panem.forumpl.net/t1673-listy-do-kaja#21500
Wiek : 19 lat
Zawód : nauczycielka muzyki
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyWto Lip 08, 2014 2:00 pm

Jego pewność siebie i puszczone oczko na pewno nie pomogły Gerdzie, która zarumieniła się jeszcze bardziej, przyjmując pomoc starszego kolegi i drepcząc za nim do stołu. Usiadła posłusznie na wskazanym krześle, odgarnęła włosy za uszy i spróbowała wyluzować. Przecież nic strasznego się nie działo, ot zwykła rozmowa kolegów z pracy. Rick onieśmielał ją, to prawda, ale w końcu była na tyle dorosła, by nie odstawiać z tego powodu żadnych cyrków. Uczyła dzieciaki, nie musiała zachowywać się jak one.
- Dziękuję - odparła więc w miarę swobodnym tonem, opierając się wygodnie na krześle - I tak, chętnie, poproszę tę kawę.
Uśmiechnęła się delikatnie, obserwując jak jej towarzysz krząta się przy blacie i w końcu siada obok niej. A gdy wyciągnął ciasto... och, Gerda zawsze była łasa na słodkości, choć oczywiście potrafiła się zachować. Podziękowała więc gorąco, zanim skusiła się na jeden kawałek.
- Zupełnie nie w twoim stylu - odpowiedziała żartem na żart, czując się coraz swobodniej w towarzystwie Ricka. Jego optymizm był zaraźliwy, a nie dało się ukryć, że obecność takich ludzi w ciężkich czasach potrafiła naprawdę podnieść na duchu.
- Tutaj mogę w spokoju nastroić gitarę, a tam gdzie mieszkam, doprowadzam tym sąsiadów do szaleństwa - wzruszyła ramionami, jakby zawadzenie ludziom było dla niej codziennością w Kwartale.
Nie uważała wcale, że czas spędzony z Highwayem będzie przykry, ale nie umiała też ułożyć sobie w głowie odpowiednio swobodnego komentarza na jego uwagę. Nie miała w sobie nic z kokietki, nigdy nie nauczyła się flirtować i tak naprawdę nie była nawet przyzwyczajona do tego, że ktoś skupiał na niej swoją uwagę. Trochę ją to peszyło, a na pewno onieśmielało. Lecz im dłużej kogoś znała, potrafiła się do tego przyzwyczaić.
- Może, hm... - zawahała się na chwilę, ale skoro zaczęła już mówić, niegrzecznie byłoby nie dokończyć - Może masz ochotę na dołączenie do naszego przedstawienia? Nie samą matematyką człowiek żyje, a wieść o twoim muzycznym talencie już dawno rozniosła się w pokoju nauczycielskim.
Spojrzała na niego z nadzieją w oczach, może chociaż on zrozumie potrzebę oderwania dzieciaków od szarej rzeczywistości i pomoże zrealizować plan Gerdy.



Powrót do góry Go down
the pariah
Rick Highway
Rick Highway
https://panem.forumpl.net/t2273-rick-highway#31278
https://panem.forumpl.net/t2276-rickusiowe#31282
https://panem.forumpl.net/t2274-rick-highway#31279
https://panem.forumpl.net/t2275-ricky-h#31281
https://panem.forumpl.net/t2277-rick#31283
Wiek : 21
Zawód : nauczyciel matematyki
Przy sobie : Papierosy, zapalniczka, dokumenty, telefon, torba z notatkami

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyWto Lip 08, 2014 4:07 pm

Zakłopotanie było dla mnie świetną nagrodą w zabawie, dopóki dziewczyna nie zaczynała się bać i nie wycofywała z rozmowy. A Gerda nie wyglądała na przerażoną, za to mój humor zdążył się poprawić. Nie musiałem przesiadywać tu sam, mogłem napić się kawy z ładną dziewczyną, która w dodatku przede mną nie uciekała... Wyjąłem z torby słoiczek swojej kawy, która z założenia miała smakować lepiej niż ta tutaj. Nasypałem trzy łyżeczki do wysokiego kubka, zalałem wrzątkiem, a następnie dolałem trochę mleka z lodówki i postawiłem przed dziewczyną wraz z cukierniczką. Uśmiechnąłem się szeroko, kiedy sięgnęła po kawałek ciasta. Ja nie byłem na razie głodny. Ostatnio wyjątkowo skurczył mi się żołądek, może dlatego, że jedzenia nie było tyle, co kiedyś...
- Częstuj się, wygląda na dobre, chociaż nie ręczę - zaśmiałem się, zalewając sobie drugą porcję kawy. Tym razem swojej, więc smakowała odrobinę lepiej niż ta szkolna.
- Znam to, ale wtedy drę się do nich przez okno... Najczęściej dają spokój - zacząłem, powoli mieszając napój. Odłożyłem łyżeczkę na stół. - Ale kilka razy łomotali mi w drzwi. Nie przywykłem do bójek - skończyłem, spoglądając na nią kątem oka. Przyjemny poranek po dziwnym spotkaniu z Ewangeliną. W sumie przedpołudnie. Albo cholera wie co, straciłem rachubę czasu.
Kiedy padła propozycja, początkowo niezbyt wiedziałem, co ma powiedzieć. Pewnie bym się roześmiał, ale naprawdę lubiłem Harvin, widziałem, że zależało jej na dzieciakach. A ja nie byłem aż tak zajęty, żeby nie móc wziąć udziału w czymś dla innych. Musiałem też utrzymywać oblicze kogoś miłego i łagodnego.
- Jasne - rzuciłem pogodnie, przekonując się w myślach, że to świetny pomysł i będę się super bawił. Nie udzielałem się nigdy w niczym o charakterze charytatywnym... - I bez takich komplementów, bo tym razem to ja zacznę się czerwienić - dodałem głosem zawstydzonego chłopca zanim ukryłem twarz w dłoniach, śmiejąc się pod nosem. Niewielu ludzi umiało tak szybko mnie rozbawić. A bawiły mnie naprawdę różne dziwne rzeczy.
- Wystawmy największy kryminał wszech czasów - szepnąłem konspiracyjnie, puszczając jej oczko. Oczywiście, że żartowałem, ale czym byłoby życie bez odrobiny uśmiechu?
Powrót do góry Go down
the victim
Gerda Harvin
Gerda Harvin
https://panem.forumpl.net/t1436-gerda-harvin
https://panem.forumpl.net/t1672-gerda#21499
https://panem.forumpl.net/t1671-gerda-harvin#21498
https://panem.forumpl.net/t1673-listy-do-kaja#21500
Wiek : 19 lat
Zawód : nauczycielka muzyki
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyPią Lip 11, 2014 6:32 pm

Przyjemnie było tak siedzieć i spędzać czas w miłym towarzystwie, choć na chwilę zapominając o tym szarym świecie za oknem. Kawa i ciasto nie były codziennością dla Gerdy, dlatego teraz była autentycznie szczęśliwa, mogąc zajadać się z Rickiem i czerpać z jego poczucia humoru jak najwięcej. Sama nie była przecież ponurakiem, ale zawsze potrzebowała tych kilku chwil na rozkręcenie się w rozmowie, inaczej speszenie wygrywało i mogła być uznana za jakieś dziwadło.
- Smakuje równie dobrze - przyznała między kęsami - Tylko mi nie mów, że sam upiekłeś? - zapytała z niedowierzaniem, choć przecież nie miała nic złego na myśli. Chciała się po prostu dowiedzieć, jak wszechstronnie uzdolniony jest jej towarzysz lub... kto przygotowuje mu takie smakołyki w domu. Babcia, mama, a może dziewczyna? Przecież Harvin prędzej zapadłaby się pod ziemię ze wstydu zanim zapytałaby się Ricka, czy aktualnie się z kimś widuje.
Gorąca kawa była tym, czego potrzebowała Gerda by się na dobre rozbudzić, a w połączeniu z czerpaniem pozytywnej energii od chłopaka, uzupełniało to jej baterie na resztę dnia.
- Proszę się ze mnie nie naigrywać - próbowała udać oburzenie, gdy schował głowę w dłoniach, ale już po chwili śmiała się razem z nim. Naprawdę tak wyglądała, gdy się peszyła? No cóż, przynajmniej ktoś miał z tego frajdę. - Poczekaj na recenzje.
Uśmiechnęła się rozmarzona, próbując wyobrazić sobie wystawianie takiego przedstawienia z Rickiem. Na pewno mieliby przy tym kupę śmiechu, kto wie, czy nie więcej niż dzieciaki. Jasne, robota była całkiem charytatywna i pewnie nie zobaczyliby za to ani grosza więcej przy pensji, ale nauczycielska fucha zobowiązuje niekiedy do bezpłatnej pracy po godzinach.
- O tak, kryminał z główną rolą przystojnego Strażnika Pokoju po przejściach, który szuka sprawiedliwości - kontynuowała żartobliwą wizję Highwaya - Przynajmniej będziemy mieli pewność, że przejdziemy przez cenzurę.
Ponownie sięgnęła po kawę, ale zanim upiła kolejny łyk, poczuła się w obowiązku poinformowania Ricka, w co tak naprawdę się pakuje.
- Nie będzie pewnie żadnego dofinansowania, więc w ramach zapłaty mogę ci pomóc ze sprawdzianami, świadectwami albo z czymś innym. Tylko powiedz.



Powrót do góry Go down
the pariah
Rick Highway
Rick Highway
https://panem.forumpl.net/t2273-rick-highway#31278
https://panem.forumpl.net/t2276-rickusiowe#31282
https://panem.forumpl.net/t2274-rick-highway#31279
https://panem.forumpl.net/t2275-ricky-h#31281
https://panem.forumpl.net/t2277-rick#31283
Wiek : 21
Zawód : nauczyciel matematyki
Przy sobie : Papierosy, zapalniczka, dokumenty, telefon, torba z notatkami

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyNie Lip 13, 2014 12:04 am

Zaskakujące, jak szybko i w prosty sposób można było poprawić komuś humor. Nie żebym specjalnie przejmował się nastrojem innych, to zwyczajnie ich sprawa, ale powtórzę jeszcze raz, że miłe spędzanie czasu jest dosyć ważne w życiu człowieka. Szczególnie człowieka mieszkającego na co dzień w pięknie zwanym Kwartale Ochrony Ludności Cywilnej. Kogo przed kim chcieli chronić?
Za bardzo odjechałem myślami. Za bardzo.
Kiedy zadała pytanie uśmiechnąłem się szelmowsko, mrugając do niej. Byłem niezłym kucharzem, ale dostęp do "dóbr luksusowych" miałem mocno ograniczony. Czasem wystarczyło się odrobinę zakręcić i... Mamy ciasto i dobrą kawę!
- Jeszcze nie piekę. Jeszcze - odparłem rozbawiony, po czym podniosłem do ust kubek z mocną kawą i upiłem kilka sporych łyków. - Mam swoje sposoby. W sumie nie wiem, na ile mogę liczyć na Jess w kwestii gotowania.
Była naprawdę urocza, kiedy próbowała odpowiedzieć na flirt. I naprawdę zajefajnie się bawiłem, po prostu to uwielbiam, co na to poradzę? Właśnie dlatego uśmiech nie schodził mi z twarzy i musiałem się pilnować, żeby nie doznać trwałego szczękościsku. To nie wyglądałoby za dobrze i zdecydowanie utrudniłoby mówienie, które stanowiło dla mnie praktycznie równoważnik oddychania. Jestem, byłem i będę gadułą.
Ten jej uśmiech... Nie mogłem się powstrzymać przed pstryknięciem jej palcami przed samym nosem.
- Pobudka księżniczko - dodałem cicho, zastanawiając się, skąd na świecie biorą się takie osoby. Gerda była dobrym człowiekiem, na pewno o stokroć lepszym ode mnie, manipulanta, krętacza i czarusia. Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz czy coś w ten deseń.
- Jasne, zaprosimy panią prezydent i calutki rząd, na honorowych miejscach Strażnicy, a reszta Kwartału sobie wtedy pobaluje. Że też mnie to ominie... - kontynuowałem, przybrawszy zrezygnowany wyraz twarzy po to, bo zaraz zaprezentować jeden z najbardziej przekonujących uśmiechów. - Ale czego się nie robi dla pięknej koleżanki z pracy.
Nie spuszczałem z niej wzroku, co mogło być odrobinę denerwujące, ale jakoś średnio się tym przejąłem. Tak wiele razy oberwałem w twarz, że zdążyłem się przyzwyczaić. Z takich sytuacji też potrafiłem nieźle wybrnąć, miałem jednak nadzieję, że nie zostanę do tego zmuszony.
Podparłem brodę rękoma, nadal jej się przyglądając. Pokręciłem przecząco głową. Przecież nawet ja nie mogłem być...
A może mogłem. Może jednak byłem okropną osobą. Żartuję, przecież o nic jej nie prosiłem. Przysługa. Może za inną przysługę.
Plączę się, do sedna.
- Chcesz odwalać za mnie robotę? Twoje towarzystwo wystarczy - odparłem, starając się, by nie zabrzmiało to w żaden sposób zobowiązująco, w końcu wyglądało na to, że czuje się już trochę swobodniej. I chyba miałem rację.
Napiłem się kawy i z lekkim oporem sięgnąłem po najmniejszy kawałek ciasta. Nie byłem głodny, ale wiedziałem, że nie przeżyję długo tylko na kawie i papierosach, nie wspominając, że to niezdrowe. Chrzanić zdrowie, nie mogłem przecież zemdleć w drodze na zajęcia.
Ugryzłem kawałem oceniając je na wspaniałe i niemal od razu po zjedzeniu sięgnąłem po drugi, ostatni podsuwając Gerdzie. I tak nie zmieściłbym więcej, żołądek mi się skurczył.
- Proszę bardzo, kto zjada ostatki... Nie, moja babcia tak mówiła. Rick, nie zamieniaj się w staruszkę Highway - szepnąłem przerażonym głosem, wciąż z uśmiechem na ustach. Więc wyszło na to, że będę musiał śpiewać i grać publicznie. Może chociaż obejdzie się bez śpiewu, dawno tego nie robiłem... Chociaż można powiedzieć, że tęskniłem za popisami na imprezach, jeszcze za czasów starego Kapitolu, czasów mojego późnego dzieciństwa i progu młodości. Zachowuję się, jakbym umierał, wiem. Mam w końcu dopiero dwadzieścia jeden lat, nie?
- Czekaj... Mam warunek! - zastrzegłem nagle, zaskakując siebie samego. - Zaśpiewasz - dokończyłem, czując się tak, jakbym przyparł ją do ściany, chociaż sytuacja wyglądała zupełnie inaczej, to ja zostałem wkręcony w coś, na co sam bym się nie zdecydował.
Powrót do góry Go down
the victim
Gerda Harvin
Gerda Harvin
https://panem.forumpl.net/t1436-gerda-harvin
https://panem.forumpl.net/t1672-gerda#21499
https://panem.forumpl.net/t1671-gerda-harvin#21498
https://panem.forumpl.net/t1673-listy-do-kaja#21500
Wiek : 19 lat
Zawód : nauczycielka muzyki
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyWto Lip 15, 2014 9:57 pm

Ach, gdyby tylko Gerda miała podobny talent i umiała się zakręcić w odpowiednich miejscach, może nawet życie w Kwartale byłoby znośne? Ciasto za ładny uśmiech i kilka odpowiednio sprzedanych słówek – cwani i pewni siebie ludzie naprawdę mieli w życiu łatwiej. Harvin bardzo chciałaby obudzić w sobie taką stronę, zamiast ciągle drżeć o własne życie, ale prawda była taka, że po incydencie w uliczce za bardzo się bała. Dla Strażników była tylko bezimiennym robakiem, który gotowi byli zdeptać, nawet nie patrząc pod nogi. Skoro potrafili wpaść do szkoły i przeszukiwać dzieciaki… Ale koniec tych pesymistycznych obrazków, przecież teraz jest chwila na odpoczynek, a do tego towarzystwo takie radosne, że aż głupio byłoby się zamykać w sobie.
- Jess to twoja siostra, prawda? – upewniła się, bo słyszała już to imię wcześniej, ale nie była z Rickiem na tyle blisko, by znać jego rodzinne historie. Może to i lepiej, bo on pewnie chciałby usłyszeć jej własne, a to wcale nie były piękne bajki. – Nigdy nie chciałam mieć rodzeństwa – przyznała z rozbrajającą szczerością i nawet lekko się zmieszała. Normalni ludzie nie oznajmiali przecież takich rzeczy wszem i wobec. Gerda poczuła się więc w obowiązku szybko wyjaśnić sytuację – Sąsiad był moim najlepszym przyjacielem i nigdy nie potrzebowałam nikogo więcej – wzruszyła ramionami i sięgnęła po kawę, byle tylko zająć czymś ręce.
Czuła na sobie jego wzrok, ale dopiero po dłużej chwili zorientowała się, że zaczyna się z tego powodu odrobinę wiercić na swoim krześle. Nie przywykła do tego, by ktoś poświęcał jej całą swoją uwagę, a Rick był w dodatku taki miły, uśmiechnięty… Wzdrygnęła się, gdy zauważyła, że chłopak wpatruje się w nią, podpierając głowę na rękach. Świdrował ją wzrokiem, ale nie było w tym nic nieprzyjemnego, Harvin miała wrażenie, że może chce jej coś powiedzieć, ale zanim zdążyła o to zapytać, on odezwał się pierwszy.
- Twoje towarzystwo wystarczy.
Uśmiechnęła się, ale przy okazji spojrzała na niego z niedowierzaniem przemieszanym z rozbawieniem. Naprawdę zwrócił się do niej takim tekstem? Gdyby spróbował tydzień temu, pewnie zaczerwieniłaby się jak burak, mimo iż wiedziała doskonale, że Rick nie miał na myśli nic zobowiązującego. Teraz tylko pokręciła głową, jednak wyraźnie rozbawiona.
- Jesteś niesamowity – powiedziała, kompletnie rozbrojona jego szczerością i bezpośredniością. A potem przyjęła ostatni kawałek ciasta z wdzięcznością, zajadając je do kawy.
Słysząc o warunku, podniosła głowę, początkowo pewna, że będzie chodziło o coś formalnego, może faktycznie miała mu pomóc w opisach na świadectwach? Nie miałaby nic przeciwko temu, pod warunkiem, że nie kazałby jej liczyć delty. No to już byłoby ponad jej siły. A gdy okazało się, że chodzi o śpiewanie… no cóż, to już była inna bajka.
- Tobie do snu? Nie ma problemu – mruknęła szybko, odkładając ciasto i nie myśląc nawet, że to, co powiedziała, mogło brzmieć dwuznacznie – Chyba, że mówisz o publicznych występach, wtedy będę musiała cię poprosić o zmianę warunku.
Czym innym było urządzanie koncertów w klasach, przy dwudziestce radosnych dzieciaków, a czym innym śpiewanie przed dorosłą publicznością. To pierwsze sprawiało Gerdzie frajdę, to drugie czasem naprawdę przerażało.
Powrót do góry Go down
the pariah
Rick Highway
Rick Highway
https://panem.forumpl.net/t2273-rick-highway#31278
https://panem.forumpl.net/t2276-rickusiowe#31282
https://panem.forumpl.net/t2274-rick-highway#31279
https://panem.forumpl.net/t2275-ricky-h#31281
https://panem.forumpl.net/t2277-rick#31283
Wiek : 21
Zawód : nauczyciel matematyki
Przy sobie : Papierosy, zapalniczka, dokumenty, telefon, torba z notatkami

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyCzw Lip 17, 2014 12:40 am

Nigdy nie miał problemów z komunikacją i kontaktami międzyludzkimi, z każdym potrafił znaleźć wspólny język. Polityk, kumpel tatusia, makijażystka matki. Z każdym wspólny temat. Powiedzmy, że nieźle się tego nauczyłem, sztuka wymaga poświęceń.
Pytanie o siostrę wywołało nieco szerszy uśmiech na mojej twarzy. Czyżby podejrzewała dziewczynę? Musiałem ją zmartwić, dziewczyny akurat na razie brak.
- Siostra, siostra. Nie dziwię ci się, czasem mam ochotę ukręcić jej łeb - przyznałem się wprost szczerząc się jak mały psychopata. Kochałem Jess i byłbym w stanie wiele dla niej poświęcić, ale wkurzała mnie jak każda młodsza (choćby o kilka minut) siostra.
- Dobrze mieć przyjaciół. I to kilku, na wypadek jakby któregoś potrącił samochód. - Wzruszyłem ramionami, przecież cały czas żartowałem. To naprawdę jedna z milszych rozmów, miałem nadzieję na więcej spotkań, polubiłem Gerdę. A w dodatku była bardzo ładna, wcale nie wyzywająco. I miła.
- Mówiłem, że się zarumienię! - odparłem, udając zażenowanie i przybrałem najsmutniejszy wyraz twarzy, na jaki było mnie stać przy całym rozbawieniu. Efekt nie był do końca zadowalający, ale chyba starania też się liczyły, moje zdolności aktorskie miały swoje granice! Przeczesałem włosy palcami i wyraźnie głęboko zakłopotany spuściłem wzrok.
- Do usług - rzuciłem, niemal dławiąc się od powstrzymywanego z trudem śmiechu. Głupawka. Kiedyś się zdarzało. Wziąłem kilka głębokich wdechów, dwa łyki kawy i powróciłem do względnie normalnego stanu. - I to ktoś inny tu jest niesamowity, tylko tego nie widzi - pociągnąłem temat dalej, puszczając jej oczko. Flirt jeszcze nikomu nie zaszkodził, a była naprawdę... Dobrą osobą. Niezepsutą KOLC-em. To brzmiało dziwnie, proszę o wybaczenie. Znowu zaczynam dygresje, za często mi się to zdarza.
- Podałaś właśnie świetną propozycję zastępczą! - odparłem, od razu podnosząc głowę znad stołu. Popatrzyłem jej prosto w oczy, w duchu szczęśliwy, że coraz bardziej wkręcała się w tę zabawę. Robiło się ciekawie. - Możesz nawet wybrać repertuar, byle nie kołysanki, nigdy ich nie lubiłem. Niańka nie umiała śpiewać.
Autentycznie skrzywiłem się na myśl o brzmieniu głosu tamtej kobiety i aż się wzdrygnąłem. Nie, nie chciałem wracać do "traum" dzieciństwa.
Powrót do góry Go down
the victim
Gerda Harvin
Gerda Harvin
https://panem.forumpl.net/t1436-gerda-harvin
https://panem.forumpl.net/t1672-gerda#21499
https://panem.forumpl.net/t1671-gerda-harvin#21498
https://panem.forumpl.net/t1673-listy-do-kaja#21500
Wiek : 19 lat
Zawód : nauczycielka muzyki
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyWto Lip 22, 2014 12:17 pm

Brak dziewczyny niekoniecznie zmartwił Gerdę, ale nie miało to nic wspólnego z jakąkolwiek zazdrością. Harvin należała do tej specyficznej grupy ludzi, którzy chcą być w porządku za wszelką cenę, a w połączeniu z jej wstydliwością i brakiem pewności siebie tworzyło to naprawdę honorową mieszankę. Gdyby więc okazało się, że jakaś dziewczyna jednak jest na horyzoncie, a Rick i tak flirtuje tu z Gerdą w najlepsze, wtedy młoda nauczycielka muzyki poczułaby się bardzo niezręcznie. Ale skoro nikogo nie było, mogła odetchnąć i przyzwyczajać się powoli do radosnej postawy swojego towarzysza.
Humor Ricka i żart o przyjaciołach pod samochodem jeszcze kilka miesięcy temu pewnie by jej nie rozbawił, ale teraz ledwo powstrzymała parsknięcie. Co ten Kwartał robi z ludźmi?
- No i przy okazji przerw w pracy. Im więcej znajomych, tym więcej ciasta - uśmiechnęła się, mimowolnie sięgając ręką aby strzepnąć okruszki ze stolika.
Mimika chłopaka naprawdę ją bawiła, Gerda naprawdę uważała go za niesamowitego kompana i mogła założyć się w ciemno, że gdyby przyszła do szkoły w wisielczym humorze, wystarczyłoby kilka żartów Highwaya i nastrój poprawiłby się od ręki. A co dopiero teraz, gdy od rana była jakaś weselsza niż zwykle, a poziom dobrego samopoczucia tylko się podnosił.Dobrze, że w Kwartale nie było żadnej górnej granicy takiego humoru. Co innego, że mógł zostać szybko zredukowany, ale to już rozprawa na inny raz.
Słysząc komplement, oczywiście musiała się zarumienić, nawet lekko, a gdyby Rick na głos wypowiedział swoje myśli, o niezepsuci KOLCem... wtedy, no cóż, najpewniej bardzo by się wzruszyła.
- Nie lubiłeś, bo nie znałeś tych z Dystryktów - stwierdziła, święcie pewna swojej racji - W takim razie za punkt honoru wezmę sobie zmienienie twego przekonania - na jej twarzy zatańczył uśmiech, bo chociaż sama zaproponowała śpiewanie do snu, miała wrażenie, że Rick i tak się z nią droczy. Bo chyba nie mówił serio, wtedy musieliby spotkać się wieczorem. Bardzo późnym wieczorem. Nie, na pewno tak sobie dalej żartowali.




Powrót do góry Go down
the pariah
Rick Highway
Rick Highway
https://panem.forumpl.net/t2273-rick-highway#31278
https://panem.forumpl.net/t2276-rickusiowe#31282
https://panem.forumpl.net/t2274-rick-highway#31279
https://panem.forumpl.net/t2275-ricky-h#31281
https://panem.forumpl.net/t2277-rick#31283
Wiek : 21
Zawód : nauczyciel matematyki
Przy sobie : Papierosy, zapalniczka, dokumenty, telefon, torba z notatkami

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyWto Lip 22, 2014 10:39 pm

Ja i dziewczyna? Pewnie bym się przekręcił. Tfu.
No dobrze, to nie tak, że byłem wiecznie sam, ale nie pakowałem się raczej w poważniejsze relacje. To zbyt zobowiązujące i wymagające opieki nad drugą osobą, a ja miałem zdecydowanie za mało możliwości. Cóż, nigdy nie paliłem się do ustatkowywania, poza tym miałem ledwo dwadzieścia jeden lat, powinienem siedzieć w barze i pić, a nie myśleć o żonie i dzieciach. Zamiast tego piłem, owszem, ale kawę i rozmawiałem ze wspaniałą dziewczyną. I co chwilę zastanawiałem się nad tym, czy dałbym radę użyć jej jako pionka, pośrednika służącego do pozyskania określonych korzyści.
- Im mniej ciasta, tym mniej znajomych - dopowiedziałem, spoglądając ze smutkiem na okruszki. Nie byłem już głodny, w sumie nawet nie miałbym już co jeść, zadbałem o to, żeby to Gerda pochłonęła większość ciasta. Chociaż jadła elegancko i z klasą, więc użyłem złego określenia. To mi zdarzało się żreć po całym dniu pracy.
Chyba nawzajem poprawialiśmy sobie humor, więc średnio chciało mi się iść na zajęcia. Spojrzałem na zegarek zauważając, że minęła już cała cholerna godzina, zanim zdążyłem mrugnąć!
- W twoim wykonaniu mogę słuchać wszystkiego. Tylko daj mi swój adres - odpowiedziałem, zgarniając ze stolika resztę okruszków. Puściłem dziewczynie oczko zanim wstałem i wysypałem resztki do kosza na śmieci.
- Wierzę, że dokonasz właściwych wyborów, Gerdo - szepnąłem, spoglądając na Harvin spod przydługiej grzywki. Rozkręcała się, wystarczyło sześćdziesiąt minut, żeby częstotliwość czerwienienia się dziewczyny znacząco spadła. Chętnie zaprosiłbym ją gdzieś kiedyś, ale nie teraz, do tego trzeba było wyczuwać odpowiednie momenty, nie sądziłem, że sprawi mi to problem. Czasami płaciłem za nadmierną pewność siebie.
- Nie daj się prosić, inaczej ja zacznę śpiewać i skończy się źle. - Skrzywiłem się na zawołanie i popatrzyłem na nią błagalnie.
Powrót do góry Go down
the victim
Gerda Harvin
Gerda Harvin
https://panem.forumpl.net/t1436-gerda-harvin
https://panem.forumpl.net/t1672-gerda#21499
https://panem.forumpl.net/t1671-gerda-harvin#21498
https://panem.forumpl.net/t1673-listy-do-kaja#21500
Wiek : 19 lat
Zawód : nauczycielka muzyki
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptySro Lip 23, 2014 11:49 am

I pomyśleć, że to właśnie zobowiązania do opieki nad drugą osobą były tym, co przyciągnęło Gerdę do Kapitolu. W Siódemce nie miała już nikogo, a chciała się po prostu czuć potrzebna, dlatego podjęła pracę opiekunki w stolicy. Oczywiście, że odnalezienie przyjaciela zawsze było jej priorytetem, ale ani się obejrzała, a już była przywiązana do humorzastej Chefsiby, a razem miewały lepsze i gorsze dni. Ostatnio głównie te drugie, ale kolcowa rzeczywistość źle wpływała na starszą panią.
Harvin nie miała zbyt wielu znajomych, nie pochodziła przecież ze Starego Kapitolu i nawet samą mentalnością różniła się od swoich sąsiadów. Ale skoro w takim razie będzie miała więcej ciasta, to nie mogła narzekać. Zanotowała sobie w myślach, że następnym razem to ona zatroszczy się o przyniesienie jakiegoś wypieku. Gdyby udało jej się uzyskać wszystkie niezbędne składniki w dobrej jakości, mogłaby przygotować Rickowi tartę według babcinego przepisu.
Moment, w którym chłopak spojrzał na zegarek, wyrwał Gerdę z rozmyślań. Faktycznie minęło już tyle czasu, zajęcia miały rozpocząć się niebawem, dzieciaki już pewnie zbierały się przed salą. Och, jaka szkoda, że nie można było przeciągać tego miłego spotkania w nieskończoność.
- Nie mieszkam sama - przyznała z kwaśną miną, ale sięgnęła po pierwszą lepszą kartkę i długopis, a później zapisała swój adres - Ale goście mile widziani, może kiedyś odwdzięczę ci się za ciasto.
Kto wie, może Chefsiba i Rick znali się kiedyś, w lepszych czasach? Starsza pani nie miała nic przeciwko wizytom, uwielbiała przyjmować gości, a Highway na pewno szturmem zdobyłby jej sympatię.
Gerda podniosła się z krzesła i szybkim ruchem wygładziła sukienkę.
- Wpadnij na lekcję to posłuchasz - po raz pierwszy od początku rozmowy uśmiechnęła się prawie zawadiacko - Prywatne koncerty tylko po godzinach.
Trochę nerwów kosztowała ją ta zaczepka, ale tym razem się nie zaczerwieniła. Spojrzała radośnie na Ricka, jakby chciała mu bez słów podziękować za tę dzisiejszą rozmowę, która naładowała jej baterie na resztę dnia. Ciasto, kawa i dobry kompan - czego chcieć więcej?
- Miłego dnia! - powiedziała jeszcze, zanim zgarnęła gitarę i opuściła pomieszczenie, odwracając się na chwilę przy drzwiach i posyłając Rickowi ostatni uśmiech.

| zt
Powrót do góry Go down
the pariah
Rick Highway
Rick Highway
https://panem.forumpl.net/t2273-rick-highway#31278
https://panem.forumpl.net/t2276-rickusiowe#31282
https://panem.forumpl.net/t2274-rick-highway#31279
https://panem.forumpl.net/t2275-ricky-h#31281
https://panem.forumpl.net/t2277-rick#31283
Wiek : 21
Zawód : nauczyciel matematyki
Przy sobie : Papierosy, zapalniczka, dokumenty, telefon, torba z notatkami

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptySro Lip 23, 2014 10:45 pm

Czas uciekał, biegł, pędził i robił cholera wie jeszcze co. W każdym razie, nadeszła pora rozstania, gdybym był większym romantykiem albo pisał powieści, zapewne jakaś łza zakręciłaby mi się w oku...
A tak byłem po prostu pełen pozytywnej energii na całe popołudnie. Mogłem już nawet uśmiechać się do tego cholernego ułoma, który myślał, że jest najlepszy w grupie. Dobra, może do niego nie.
Uniosłem brwi, kiedy podała mi kartkę z adresem. Udało jej się mnie nieźle zaskoczyć, zbić z pantałyku.
- Nie wiesz, co robisz, będę wył serenady pod oknem - zacząłem się odgrażać z uśmiechem na ustach. Może ją odwiedzę, to wszystko zależało od okoliczności. Mogłem nadal przejmować inicjatywę, zupełnie mi to nie przeszkadzało.
- Mam matmę! - zawołałem zasmucony i otarłem niewidoczną łzę z policzka. - Zapraszasz? - Wyszczerzyłem się w szerokim uśmiechu machając trzymaną między dwoma palcami kartą. Z pełną ceremonią złożyłem ją na pół i wsunąłem do tylnej kieszeni. Co prawda zdążyłem już zapamiętać adres, ale nie zaszkodziło zachować wersji papierowej.
Gerda zaczęła zbierać swoje rzeczy, więc zabrałem swoją torbę, opłukałem kubki i odstawiłem na suszarkę. Zgarnąłem swoją kawę i ruszyłem za nią do wyjścia. Właściwie musiałem ją dogonić, bo zdążyła już się ze mną pożegnać.
- Stój piękna, bo dostanę zadyszki - zaśmiałem się w połowie korytarza. Byliśmy jeszcze daleko od uczniów. - W piątek po lekcjach pod szkołą, jeśli chcesz. Mam propozycję.
Uśmiechnąłem się do niej promiennie, po czym skłoniłem w pas.
- Dziękuję za towarzystwo i życzę miłego dnia - dodałem oficjalnie, pomachałem jej na pożegnanie i ruszyłem w kierunku swojej klasy, nie oglądając się za siebie. Teraz trzeba było zarobić.

    zt
Powrót do góry Go down
the civilian
Thalia Caldwell
Thalia Caldwell
https://panem.forumpl.net/t3086-thalia-caldwell
https://panem.forumpl.net/t3088-thalia
https://panem.forumpl.net/t3087-thalia-caldwell
https://panem.forumpl.net/t3287-thalia-caldwell-i-islwyn-argall#51463
Wiek : 22 lata
Zawód : psycholog w szpitalu
Znaki szczególne : ciepły uśmiech, drobna budowa ciała, często kapelusz z szerokim rondem
Obrażenia : nadszarpnięty optymizm, problemy z tarczycą

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptySob Gru 13, 2014 1:03 am

// początek

Jesień kategorycznie nie była jej ulubioną porą. Właściwie żaden okres w ciągu roku nią nie był, jednak ostatni czas, kiedy alergia nasilała się coraz bardziej, a chusteczki stały podstawą normalnego funkcjonowania, przypominał survival bardziej niż zwykle. W takie dni jak dziś marzyła o pozostaniu sam na sam ze swoim katarem, najlepiej we własnym mieszkaniu, gdzie, co prawda, było pełno kurzu i wilgoci (jak wszędzie w gettcie), ale przynajmniej nikt nie mówił jej ciągle „na zdrowie”, a pod ręką stale miała swój bardzo uszczuplony zapas środka odczulającego. Tymczasem przyszła do pracy, uzbrojona jedynie w podstawową broń biednego alergika oraz resztki optymizmu płynącego ze zwykłego zamiłowania do swoich obowiązków. Naprawdę doceniała to, że przynajmniej w tej dziedzinie życia nadal mogła czuć się spełniona i dlatego właśnie, bez względu na kiepskie samopoczucie, po raz kolejny wstała rano i z uśmiechem minęła próg szkoły. Co trwało ledwie sekundę, bo zaraz potem nastąpiła seria kichnięć, po których na jej twarz powrócił wyraz ogólnego zmęczenia. Alergia zdecydowanie nie sprzyjała wysypianiu się.
Podobnie spędziła kolejne trzy godziny. Przesiedziała je w swoim gabineciku –kiedyś zapewne stanowiącym schowek na miotły, punkt ksera lub jakieś inne, równie bezużyteczne miejsce, a po zakończeniu rebelii pośpiesznie przemienione w pomieszczenie dla pedagoga szkolnego, aby zapewnić uczniom choć namiastkę prywatności – wypełniając potrzebne papiery i czekając, aż ktoś będzie jej potrzebował. Jednocześnie walczyła z przemożną chęcią położenia głowy na, dzisiaj wyjątkowo wygodnym, biurku i przespania chociaż paru minut. Ewentualnie mogłaby też spróbować zatkać sobie czymś nos, ale miała wrażenie, że wcale nie przyniosłoby to ulgi. Wypełniała więc kolejne rubryki, co chwila przerywając, aby znów nie musieć oddychać przez usta i popatrzeć na cały czas zamknięte drzwi. Myślała o tym, jak łatwo byłoby po prostu przez nie wyjść, wrócić do domu, zakopać się w grubej kołdrze i spać, zapominając na jakiś czas o reszcie świata. Nikt nie musiałby nawet wiedzieć. Tylko wyjść i odpocząć, chociaż na moment odpłynąć w objęciach Morfeusza, zrobić coś dla siebie.
Jednak wiedziała, że to złe, że podchodziłoby pod kłamstwo, którego sama tak bardzo się brzydziła. Nie potrafiła tego zrobić. A co gdyby ktoś postanowił złożyć jej wizytę? Gdyby coś się stało, a ona akurat byłaby potrzebna? Z drugiej strony wiedziała, że dzisiaj nie będzie już w stanie normalnie funkcjonować. Jak miałaby komukolwiek pomóc, podczas gdy jej głowę zaprzątała świadomość, że znów nie może oddychać?
W tej sytuacji zrobiła jedyną rzecz, która wydawała się naprawdę racjonalna. Zwinęła dokumenty, schowała je do szafki, a potem zwyczajnie zatrzasnęła za sobą drzwi gabinetu. Szybkim krokiem przemierzyła długi korytarz, po czym zatrzymała się przed wrotami opatrzonymi tabliczką „dyrektor”. Odgarnęła włosy z czoła, wzdychając cicho. Nie lubiła tego miejsca, a już w szczególności nie lubiła prosić o coś innych ludzi. Niestety tym razem naprawdę potrzebowała czyjegoś przyzwolenia, aby uciszyć ewentualne wyrzuty sumienia. Zapukała głośno, a kiedy usłyszała odpowiedź, nacisnęła klamkę, przeciskając się do przodu.
- Dzień dobry, pani dyrektor – zaczęła kulturalnie, podchodząc bliżej i skupiając spojrzenie na obecnej w środku Florence Blanchard, która w zasadzie była zastępcą dyrektora, ale w takiej sytuacji chyba nie wypadało dodawać przedrostka „wice”. – Czy mogę zająć pani chwilkę? – zapytała, uśmiechając się lekko. Nie potrzebowała lustra, aby wiedzieć, że mimo to doskonale widać jej zaczerwieniony od podrażnień nos oraz lekko podpuchnięte oczy. Miała tylko nadzieję, że kobieta okaże się na tyle łaskawa, aby nie przedłużać niepotrzebnie rozmowy i nie kazać Thalii zostawać w pracy. Najlepiej byłoby, gdyby z miejsca odesłałaby ją do mieszkania.
Powrót do góry Go down
the pariah
Florence Blanchard
Florence Blanchard
https://panem.forumpl.net/t3017-florence-blanchard?nid=2#46554
https://panem.forumpl.net/t3019-florence#46556
https://panem.forumpl.net/t3018-florence-blanchard#46555
Wiek : 31 lat
Zawód : Wicedyrektorka szkoły w Kwartale
Przy sobie : paczka papierosów (19 szt), zapalniczka, gaz pieprzowy

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyNie Gru 14, 2014 1:34 am

|start
Florence nigdy nie należała do tego miejsca i, co więcej, nigdy nie zamierzała udawać, że błogosławi rebeliantów za to, że pozwolili jej żyć. Szczerze mówiąc, wolała już dawno leżeć zakopana w ziemi, pozbawiona świadomości tego, co się z nią dzieje, niż mieszkać w tej brudnej, cuchnącej dzielnicy, którą ktoś z tak wielkim pomyślunkiem nazwał Kwartałem Ochrony Ludności Cywilnej. Na samą myśl miała ochotę śmiać się gorzkim śmiechem, zastanawiając się, kto jest aż tak wielkim idiotą, aby nadawać tak nieodpowiednie nazwy. Zmiana nazwy na getto wydawała się lepszą opcją, co nie zmieniało faktu, iż Blanchard po prostu nienawidziła tego miejsca. Krótko, prosto i zwięźle. Użalający się nad sobą ludzie, snujący się po brudnych i cuchnących ulicach, ich szare twarze, niewidzące oczy i pozbawione jakiegokolwiek intelektu umysłu, przedzierające się na zewnątrz w postaci mętnego i tępego spojrzenia. Plebs, tylko tak mogła określić tych, którzy ją otaczali, na których nie chciała nawet patrzeć, bo za każdym razem robiło jej się niedobrze. Poniżanie każdego z osobna przy nadarzającej się dość często okazji nie sprawiało jej już tak wielkiej przyjemności widząc, jak mały skutek odnoszą jej słowa, gdy połowa ofiar nie rozumiała nawet ich sensu. Musiała żyć między nimi, podnosić głowę jak najwyżej, byle by tylko być ponad szarą masą zlewającą się w jeden wielki kształt. Nigdy jednak nie uważała się jedną z nich. Rozmowy, stąpanie po tej samej ziemi czy chociażby nawiązanie krótkiego kontaktu wzrokowego było poniżej jej godności, więc spędzała czas we własnym domu, który szczerze mówiąc miała ochotę spalić za każdym razem, kiedy przekraczała jego próg. Tak naprawdę nie nadawał się do niczego innego, pełen kurzu, ukryty wiecznie w mroku, z pękającymi ścianami i brudnymi szybami. Nie ważne, że próbowała go czyścić codziennie i że te zabiegi przynosiły skutki prawie zbliżone do tych, jakie osiągnęłaby jej sprzątaczka w kapitolińskim apartamencie. W jej oczach te dom, kilka ścian, podłóg i pokoi pozostawał wiecznie takim samym, przez sam fakt, że znajdował się po złej stronie muru.
Panna Blanchard jeszcze bardziej niż miejsca, do którego trafiła, nienawidziła osób, które ją tam zepchnęły. Z jednej z najwyższych pozycji społecznych wprost do rynsztoka, z którego nie mogła się podnieść. Początki były najgorsze, bo wtedy miała jeszcze na głowie schorowanego ojca, cierpiącego na demencję, zatruwającego jej życie dzień po dniu. Na szczęście problem zniknął tak szybko jak się pojawił, niemalże od razu po pojawieniu się w Kwartale. Nie zmieniło to jednak nic, tyle że kobieta była bardziej niezależna, co w gruncie rzeczy nie dawało jej swobody, jakiej pragnęła. A pragnęła wydostać się do miasta, wrócić do własnego mieszkania, które po roku zapewne zajmował jakiś prostacki mieszkaniec dystryktu albo innej dziury, jaką znał ten świat, pławiąc się w luksusie, na który ciężko zapracowała. A przynajmniej na który zapracował jej świętej pamięci mąż i ojciec, choć zabicie tego pierwszego dla zdobycia jego fortuny wymagało wiele wysiłku. Wprawdzie wciąż uśmiechała się na samo wspomnienie jego niezrozumiałego wyrazu twarzy, kiedy dotarły do niego pierwsze oznaki uciekającego z niego życia. Marnego, pełnego bogactwa i głupiej, nierozsądnej miłości do niej, kobiety, która przy pierwszej lepszej okazji wbiła mu nóż w plecy, najpierw uwodząc i skłaniając to przypisania sobie całego majątku. Była dobra, naprawdę dobra w czasach, w której jej nazwisko kojarzyło się z wielką chwałą. Świeciła jak gwiazda, którą ktoś brutalnie zgasił i strącił z nieba.
Kobieta nie uważała siebie za człowieka uczciwego czy prawego, a tym bardziej dobrego i litościwego. Kłamstwo przychodziło jej tak samo łatwo jak innym ludziom szczery uśmiech, a wyciąganie do kogoś pomocnej dłoni było równie odległe jak miłość, której po prostu w swoim sercu nie miała. Jeśli w ogóle posiadała ten narząd, przez wielu uważany również za źródło wszelkich uczuć. Owszem, nie wątpiła, że coś w jej ciele bije i utrzymuje ją przy życiu (choć gdyby nagle przestało, nie zrobiłoby zbyt dużej różnicy), ale nigdy nie sądziła, aby kryło się za nim coś więcej. I, szczerze powiedziawszy, miała w tym pełną rację, skończywszy studia psychologiczne. Wiedziała, że serce nie ma z tym nic wspólnego, więc gdyby nie czysto biologiczne uwarunkowanie jego istnienia, równie dobrze mogłaby go nie posiadać. Jej wrażliwość była na poziome zerowym, była jej pozbawiona i patrząc na wszystko z perspektywy czasu miała wrażenie, że jedyne prawdziwe łzy jakiekolwiek były tymi podczas własnych narodzin. Cała reszta, jak te podczas pogrzebu męża, wydusiła z siebie siłą i złośliwym uśmiechem w duchu, na potrzeby zaaranżowanego przez siebie przedstawienia. Nie było czasu na spontaniczność, na scenie nie było miejsca na uczucia.
Miała jednak pracę, choć i ta nie pozwalała jej w zupełności oderwać się od życia, które musiała wieść. Chyba niewielu osobom poszczęściło się na tyle, aby zyskać pozycję wicedyrektora, chociaż Florence już po kilku tygodniach zaczęła odnosić wrażenie, że nie zmienia to niczego. I rzeczywiście tak było, ziemia wciąż usłana była odciskami stóp ludzi, którzy równie dobrze mogliby umrzeć a i tak nie zanotowałby ich zniknięcia. Nikt by nie zapłakał, nikt nie przejąłby się ubytkiem. Byli nikim, a ona wciąż była kimś, wierząc, że kiedyś jeszcze wzniesie się tam, gdzie było jej miejsce.
Póki co siedziała jednak w zadymionym i zakurzonym gabinecie, na niewygodnym krześle przy biurku ciesząc się ciszą i samotnością. Szkoła nie była miejscem, do którego mieszkańcy Kwartału uczęszczali najczęściej i chyba właśnie to ją do niej przyciągnęło. I oczywiście słowo dyrektor, które dawało jej jeszcze większą możliwość rozstawiania wszystkich po kątach... Zwłaszcza, gdy osoba wyżej, głowa placówki poszła na urlop, jakby miał pomóc w czymkolwiek. A Florence wcale nie liczyła, iż choroba okaże się na tyle poważna, aby główny dyrektor musiał pozostać w domu na... dłużej.
Rozsiadła się wygodnie za biurkiem z lampką, stertą papierów, których naprawdę nie miała ochoty przeglądać (w Kapitolu miała od tego ludzi) i z jeszcze pełną paczką papierosów, z której właśnie wyjęła jednego, wkładając do pomalowanych czerwoną szminką ust. Dobrze, że zdążyła zabrać ją z domu, zawsze mając przy sobie. Nie próbowała się nawet oszukiwać, że wystarczy jej na długo, bo po niemalże roku i naprawdę oszczędnym użytkowaniu z okazji takich jak ta zostało jej naprawdę niewiele. Dobrze, że kiedy zabierali ją do Kwartału była ubrana w jedną z lepszych sukienek, jakie posiadała. Nie ważne, że prała ją niemalże codziennie wyklinając brak służącej, która zrobiłaby to lepiej, szybciej i porządnej. Ważne, że wciąż mogła czuć się chociaż w pewnym stopniu sobą, zostawiając na papierosie blady, czerwony ślad i wypełniając pomieszczenie szarym dymem. Cisza, spokój, samotność i... pukanie do drzwi.
Westchnęła zirytowana, zastanawiając się, co za nieumyślna istota zdecydowała się spotkać z nią właśnie w chwili, w której jej egzystencja otrzymywała trochę rozrywki w postaci nikotyny i samozadowolenia z w miarę idealnych, rudych włosów opadających na ramiona, które dopełniały wizerunek Florence Blanchard, którą ona sama naprawdę lubiła.
- Wejść - powiedziała, podnosząc się z miejsca i zaplatając dłonie na piersi, w jednej z nich wciąż trzymając dymiącego się papierosa. Skrzypnięcie drzwi niestety dotarło do jej uszu oświadczając, że gość nie rozmyślił się i postanowił złożyć jej wizytę, w postaci młodej blondynki. Musiała poświęcić chwilę, w której ta zdążyła wejść, zamknąć drzwi, zrobić kilka kroków i zatrzymać się, mówiąc kilka słów, które tak naprawdę jej nie obchodziły, aby rudowłosa zdołała odkopać z pamięci nazwisko i pozycję osoby, która stała przed nią. Nigdy nie przywiązywała do tego wielkiej wagi, to inni mieli pamiętać o niej, a nie ona o nich - O cokolwiek pani zapyta, panno Caldwell, odpowiedź będzie brzmiała nie - powiedziała chłodnym głosem, bez cienia emocji czy choćby ciekawości. Nawet nie udawała, że wizyta może sprawiać jej jakąkolwiek przyjemność, nie czuła takiej potrzeby - Ale proszę próbować, mam dzisiaj wyjątkowo dobry humor, może zmienię zdanie - dodała, zaciągając się papierosem i odkładając go na chwilę do popielniczki. Oparła dłonie na biurku, patrząc wyczekująco na przybyłą, mając nadzieję, że nie zajmie jej wiele czasu. Dobrze wiedziała, aby nie ufać formułkom grzecznościowym, z których jedną przed chwilą usłyszała i sama niemalże nigdy ich nie używała. Przyjrzała się krótko ale uważnie twarzy blondynki i nie umknęło jej uwadze, że nie wygląda najlepiej. Choroba? Być może, ale nie zamierzała zawracać sobie tym głowy. Poza tym, chyba właśnie poznała powód jej obecności i dobrze wiedziała, jaka będzie jej odpowiedź. Chyba że szkolna pedagog postanowi ją czymś zaskoczyć...
Powrót do góry Go down
the civilian
Thalia Caldwell
Thalia Caldwell
https://panem.forumpl.net/t3086-thalia-caldwell
https://panem.forumpl.net/t3088-thalia
https://panem.forumpl.net/t3087-thalia-caldwell
https://panem.forumpl.net/t3287-thalia-caldwell-i-islwyn-argall#51463
Wiek : 22 lata
Zawód : psycholog w szpitalu
Znaki szczególne : ciepły uśmiech, drobna budowa ciała, często kapelusz z szerokim rondem
Obrażenia : nadszarpnięty optymizm, problemy z tarczycą

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyNie Sty 04, 2015 12:24 am

Thalia słyszała to i owo o Florence Blanchard. Zła sława zdawała się wyprzedzać jej właścicielkę o krok, bo pierwsze negatywne opinie pojawiły się zaraz po zakończeniu rebelii, kiedy wybierano nowy skład dyrekcji. Początkowo nie uwierzyła w nie (w końcu jak ktoś pracujący w takim miejscu mógłby nie mieć serca?), ale z czasem, gdy kolejni nauczyciele ścierali się z nią w dość nieprzyjemnych sytuacjach, zaczęła wierzyć, że coś musi być na rzeczy. I o ile do tej pory tylko mijała się z nią na korytarzach, wymieniając grzeczności i grzecznie przyjmując zlecenia, to był pierwszy raz, kiedy zapukała do jej drzwi z własnej woli. Oczywiście od razu też tego pożałowała. Nienawidziła, gdy ktoś traktował ją z góry, nie wspominając o tym, że kobieta nawet nie wyglądała na zainteresowaną rozmową. Wesoło paliła swojego papierosa, zapewne tylko przypadkowo trafiając wzrokiem w przestrzeń, w której znajdowała się dziewczyna. Dziewczyna czuła niechęć unoszącą się w powietrzu, tuż obok ostrego dymu tytoniowego, który nieprzyjemnie piekł ją w oczy.
Początkowo, gdy usłyszała słowa rudej, kąciki jej ust nieznacznie opadły. Nie dość, że czuła się fatalnie fizycznie, tamta prawdopodobnie zamierzała dobić ją zarówno poleceniem dalszego męczenia się w szkole, ale też nienawiścią. Spowodowaną właściwie czym? Najwyraźniej pani Blanchard nie potrzebowała żadnych powodów, aby traktować kogoś ozięble. Thalia znała ten typ. Spotkała się z nim już nie raz i pewnie nie był to ostatni. Smutny żywot w gettcie zakładał istnienie rozgoryczonych dawnych mieszkańców stolicy, którzy, nie potrafiąc pogodzić się ze swoim losem, szukali okazji, aby wyładować na innych swoją frustrację, choć każdy człowiek w zasięgu ich wzroku znajdował się w dokładnie takiej samej sytuacji.
Początkowo zamierzała wykorzystać to, czego kiedyś nauczył ją ojciec – puścić uwagę mimo uszu i dalej robić swoje, w tym wypadku udając, że nie zrozumiała, że nie ma szans na wcześniejsze wyjście. Niestety, na nieszczęście Florence, nie była dziś w nastroju na sztuczny uśmiech oraz udawanie, że nic się nie stało. Przez chwilę przyglądała się kobiecie w ciszy, wodząc wzrokiem za papierosem trzymanym między palcami. Najchętniej zabrałaby go i przypaliła jej nim twarz jak kiedyś pewnemu mężczyźnie w barze, który zachował się wobec niej bardzo… niegrzecznie. Z doświadczenia wiedziała, że dopiero ból jest w stanie pomóc zrozumieć człowiekowi jego błąd, że w wielu przypadkach zdziałał już cuda, ale z drugiej strony czuła, że tym razem nie mogła sobie na to pozwolić. Znajdowała się w szkole, do tego za bardzo zależało jej na tej pracy, aby teraz stracić ją przez jakąś sfrustrowaną kobietę, która uważała, że jest warta więcej niż ktokolwiek inny w tym budynku. No i pozostawała jeszcze kwestia tego, że chciała już wyrosnąć ze swoich dawnych nawyków. – Naprawdę? – zapytała z nieskrywanym zdziwieniem, ale też radością w głosie. Uśmiechnęła się szeroko, błyskawicznie minęła biurko, nie czekając na pozwolenie, sięgnęła po wolną dłoń kobiety i energicznie nią potrząsnęła. – Ależ pani dyrektor, nie zamierzam dłużej zajmować pani czasu, na pewno ma pani o wiele ważniejsze sprawy niż wysłuchiwanie moich sugestii – wyrzuciła z siebie z przekonaniem, po czym puściła rękę kobiety i wyjęła chusteczkę. Kto powiedział, że jej pytanie nie mogło zaczynać się od „Nie sądzi pani…?” – Przepraszam – powiedziała, po czym kichnęła w nią dwa razy, a potem zmięła w kulkę, którą zaraz schowała do kieszeni spodni. – To tylko alergia, nie ma czym się przejmować – dodała uspokajająco, w razie gdyby Florence zaczęła obawiać się o własne zdrowie. – Wracając do sprawy: bardzo pani dziękuję. Obiecuję, że dobrze spożytkuję tę parę godzin w domu, żebym jutro z lepszym samopoczuciem mogła iść do pracy – powiedziała szczerze, z trudem powstrzymując się przed położeniem dłoni na sercu, w zamian posyłając kobiecie kolejny ciepły uśmiech i wracając na swoje poprzednie miejsce.
Poczuła się trochę lepiej odgrywając to małe przedstawienie i prawie go nie żałowała. Prawie, bo gdzieś tam obok radości czaiło się to nieprzyjemne uczucie, które zaszczepili w niej ojcowie, że jej sposoby zwykle niosą za sobą jakieś nieprzyjemne konsekwencje. Ale czy pani Blanchard mogła wiedzieć, co siedzi w jej głowie? Najwyżej okaże się, że to zwykłe nieporozumienie, a ona wyjdzie na osobę… nie do końca normalną, ale czy Thalię to obchodziło? – Jeszcze raz bardzo dziękuję za zrozumienie – powiedziała, powoli kierując się w stronę wyjścia, choć wątpiła, że to spotkanie skończy się tak szybko. Zawsze warto próbować.
Powrót do góry Go down
the pariah
Florence Blanchard
Florence Blanchard
https://panem.forumpl.net/t3017-florence-blanchard?nid=2#46554
https://panem.forumpl.net/t3019-florence#46556
https://panem.forumpl.net/t3018-florence-blanchard#46555
Wiek : 31 lat
Zawód : Wicedyrektorka szkoły w Kwartale
Przy sobie : paczka papierosów (19 szt), zapalniczka, gaz pieprzowy

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyNie Sty 04, 2015 11:53 pm

Florence była bardziej niż świadoma opinii, które mają o niej inni ludzie. Wielu z nich patrzyło na nią dość krzywo zauważając, że w żaden sposób nie stara się zmienić. Ci ludzie jednak, podobnie jak wszyscy inni, nie mieli pojęcia, że opinia którą o niej posiadali nie była przypadkowa. Kobiecie nie przyczepiono etykietki chłodniej i nieuprzejmej przez jej nieuwagę i kompletny brak orientacji we własnym zachowaniu. Przypisano jej cechy, które w żaden sposób nie odbiegały od jej prawdziwej natury i które chciała, aby ludzie dostrzegali. Krok po kroku kształtowała ich opinię, a ci nieudolni idioci nie mieli nawet pojęcia, iż od samego początku wplątani byli w jej sieć, z której nie było ucieczki. Owijała ich sobie dookoła palca i kazała tańczyć tak, jak im zagrała.
Czasem jednak miała wrażenie, że nawet na tą prostą grę, w której tak naprawdę nie musieli robić nic, byli za głupi. Patrzyła na ludzi, którzy traktowali ją z szacunkiem, bez cienia jakiejkolwiek niechęci na twarzy. Nie wierzyła, aby byli na tyle przebiegli i potrafili ukryć swoje prawdziwe emocje, więc automatycznie musieli być tak niekompetentni i mało spostrzegawczy, aby zauważyć, że Florence nie nadaje się za wzór do naśladowania czy podziwiania. Ona sama oczywiście lubiła, kiedy ktoś zwracał na nią uwagę, a jeszcze bardziej lubiła niszczyć to zainteresowanie w spektakularny sposób, poniżając daną osobę i dając jej wyraźny znak, że nigdy nie była i nie będzie dorównywać osobie, z którą ma właśnie do czynienia.
Teraz niestety nikt nawet nie zaprzątał sobie głowy tym, kim była kiedyś. Nie ważne jak bardzo starała się wrócić do swojego dawnego wizerunku, miejsce w którym mieszkała zbyt mocno ograniczało jej możliwości. Nie zmieniało to jednak faktu, że zamieniła się w jedną z tych snujących się po ulicy postaci, ubranych w szare i cuchnące szmaty, popijającej tani alkohol i umierającej z głodu. Kiedy szła, jej włosy lśniły niemalże tym samym blaskiem, a przynajmniej taką miała nadzieję, jej głowa znajdowała się wysoko w górze, usta zaciskały się w wyrazie wyższości, a oczy patrzyły na wszystkich tak, jakby byli jedynie nic niewartymi szumowinami, pozbawionymi ambicji i szansy na przetrwanie. Ze swoją posadą, która może i nie równała się tej, którą posiadała w Kapitolu, ale wciąż była wyższa niż niejednego mieszkańca getta, czuła się wysoko ponad nimi.
Nie miała więc problemów w mówieniu o samej sobie z wyraźnym samozadowoleniem z osoby, którą była. Włożyła wiele pracy w wykreowaniu tego wizerunku i jeszcze więcej w to, aby ludzie nie łączyli jej imienia i nazwiska z osobą, którą powinna nazywać ojcem, a który był jedynie kolejnym nic niewartym stworzeniem o zbyt miękkim sercu i zbyt wkurzającym usposobieniu.
Pukanie do drzwi dość skutecznie wyrwało ją z jej własnych myśli, chociaż tak naprawdę nie były pochłonięte niczym konkretnym. Nie była jednak przyzwyczajona do częstych wizyt jej podwładnych, odkąd już w pierwszych dniach pracy wyraźnie pokazała, iż nie mogą liczyć na miłą współpracę i wspólne picie herbaty. Ani, tym bardziej, na żadne ulgi związane z wykonywaną przez nich pracą. Dlatego dźwięk taki jak ten był niemałym zaskoczeniem, które przyjęła z grymasem niezadowolenia na twarzy nie mając pojęcia, czego powinna się spodziewać. Ludzie potrafili przychodzić do niej z najbanalniejszymi problemami, jakby była jakąś cholerną wróżką chrzestną, która znajdowała odpowiedź i dobrą radę na każde z ich utrapień.
Tym razem objawiło się ono w postaci młodej dziewczyny obejmującej jedną z najgorszych posad w szkole, czyli pedagoga. Blanchard, chociaż sama skończyła studia psychologiczne i funkcjonowanie mózgu oraz emocji człowieka pojmowała dość dobrze, nigdy nie zdecydowałaby się na pracę polegającą na udzielaniu rad. Wiele osób i tak nie mogło się nadziwić, dlaczego w ogóle zatrudniła się w szkole, ale najwyraźniej nie za dobrze znali jej przeszłość, skoro nie potrafili w tym dostrzec zwykłego materializmu, który aż krzyczał do nich na każdym kroku i z którym kobieta nie zamierzała się kryć.
Tak samo jak nie zamierzała gasić papierosa, zaciągając się nim raz po raz i wydychając w stronę dziewczyny kłęby szarego dymu, nie trudząc się nawet spytaniem, czy nie ma nic przeciwko. Była w swoim gabinecie i nie musiała prosić o zgodę ludzi, którzy zarówno w tym miejscu jak i ogólnie zajmowali znacznie niższą pozycję niż ona. Mało więc obchodził ją problem, prośba czy pytanie, z którymi mogła się zjawić panna Caldwell, dlatego kiedy ta ze zdecydowanie zbyt wielkim entuzjazmem podeszła w jej stronę i zaczęła potrząsać dłonią, jakby ta zapewniła jej co najmniej podwyżkę i powrót do dzielnicy, Florence nie mogła uwierzyć, że zachowuje się tak śmiało, jak gdyby rozmawiała z przyjaciółką, a nie własną przełożoną. Niemalże natychmiast wyrwała jej dłoń, kiedy ona sama rozluźniła uścisk i puściła, w zamian wyciągając chusteczkę. Blanchard zrobiła to samo, jednak zamiast przyłożyć ją do twarzy wytarła z wyraźnym zniesmaczeniem dłoń, obserwując z ukosa jak tamta wraca na swoje miejsce i trajkocze jak katarynka, zdecydowanie zbyt wesoło. Nie miała się z czego cieszyć, choć najwyraźniej sądziła zupełnie odwrotnie. Kiedy Thalia kierowała się do wyjścia, wicedyrektorka odłożyła papierosa do popielniczki i zaplotła dłonie na piersi.
- Panno Caldwell – powiedziała ostrym i stanowczym głosem, wbijając w nią chłodne spojrzenie – Nigdzie się pani nie wybiera, ani teraz ani w ogóle, aż do czasu zakończenia przepisowych godzin pracy przewidzianych na pobyt w tej placówce – powiedziała, doskonale czując się we własnej skórze. Niektórzy nazwaliby ją apodyktyczną i chyba nie pomyliliby się tak bardzo. Władza, choć nigdy aż tak bardzo do niej nie dążyła, była jej pisana i właśnie teraz pokazywała to w pełnej krasie – Poza tym wydaje mi się, że chyba się nie zrozumiałyśmy. Powiedziałam, że pani wysłucham, nie że zgodzę się na cokolwiek, z czym pani tu przyszła – dodała, ponownie sięgając po papierosa i dopalając go do końca. Kolejny dowód na to, iż otaczający ją ludzie mieli w głowie za grosz rozumu. Tak łatwo i naiwnie przyjmowali jej słowa, zaślepieni głupią nadzieją, która prowadziła ich wprost do piekła. Wprost w jej ręce, które miały ich niszczyć, a nie budować.
Powrót do góry Go down
the civilian
Thalia Caldwell
Thalia Caldwell
https://panem.forumpl.net/t3086-thalia-caldwell
https://panem.forumpl.net/t3088-thalia
https://panem.forumpl.net/t3087-thalia-caldwell
https://panem.forumpl.net/t3287-thalia-caldwell-i-islwyn-argall#51463
Wiek : 22 lata
Zawód : psycholog w szpitalu
Znaki szczególne : ciepły uśmiech, drobna budowa ciała, często kapelusz z szerokim rondem
Obrażenia : nadszarpnięty optymizm, problemy z tarczycą

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptySro Sty 14, 2015 8:35 pm

Próbowanie takich sztuczek nie zawsze było dobrym pomysłem. W dużej mierze zależało od tego, z jakim typem osoby miałeś do czynienia. Reakcja dyrektorki była dokładnie taką, jakiej pedagog się spodziewała. Oczywiście, że w takiej sytuacji Florence nie pozwoliłaby dziewczynie opuścić swojego gabinetu. Mało tego, znów chciała przejąć kontrolę nad sytuacją, domagając się, aby Thalia respektowała jej polecenia. Kolejna osoba próbująca poddać ją własnym wizją oraz nakazom. Caldwell pomyślała, że chyba nigdy nie zrozumie, dlaczego inni ciągle to robią. Tyle osób podejmowało się próby wpłynięcia na nią – od rodziców poczynając, przez nauczycieli, przyjaciół, na lekarzach kończąc – i skoro żadnemu z nich nie udało się osiągnąć wymarzonego efektu, jakie szanse miał ktoś tak mało znaczący jak pani Blanchard? Tak naprawdę nie powinna mieć żadnych. Młoda pedagog w tamtej chwili powinna po prostu otworzyć drzwi i minąć próg gabinetu, pozostawiając Florence w towarzystwie swojego uroczego charakterku oraz papierosa, co na pewno byłoby jej bardzo na rękę. Niestety nie mogła tego zrobić. Z całego serca pragnęła pokazać swojej pracodawczyni, że odrobinę (?) przecenia samą siebie, ale wiedziała też, że na pewno dobrze by się to nie skończyło. Słysząc jej słowa, zatrzymała się i, wykorzystując fakt, że stała odwrócona do niej plecami, teatralnie przewróciła oczami. Stanowczo nie podobał jej się ton, jakiego użyła kobieta, lecz kiedy odwracała się w jej stronę, spoglądała na nią z lekkim zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Postąpiła kilka kroków do przodu, nie spuszczając wzroku z wicedyrektorki, oparła głowę na swojej dłoni i przez chwilę stała tak, zastanawiając się w ciszy.
- Ale wydaje mi się – zaczęła, ściągając brwi. - Że wchodząc tutaj, usłyszałam, iż odpowiedź będzie brzmiała nie, prawda? – zapytała, szukając potwierdzenia u samego źródła. Niestety alergia zaraz potem wybiła ją z rytmu, zmuszając do wyciągnięcia kolejnej chusteczki. Zastygła w bezruchu oczekując kichnięcia, które koniec końców nie nastąpiło. Odetchnęła i kontynuowała rozmowę. – Nie przyszłam tu po pozwolenie, pani dyrektor – Kłamca. – Chciałam jedynie o coś zapytać, a pani odpowiedziała dokładnie tak jak miałam nadzieję, że pani to zrobi – wytłumaczyła grzecznie. Nie, nie da jej tej satysfakcji. Florence Blanchard rysowała się jako pyszna oraz bezduszna osoba, która nie zasługiwała na nic więcej poza pogardą i karą. Thalia w ten właśnie sposób zdusiła w sumie wyrzuty sumienia spowodowane kłamstwem. Argumentowanie ciągłego przewartościowywania swojego systemu wartości wychodziło jej nadzwyczaj dobrze, więc już po chwili zapomniała o tym, że znów wychodziła na hipokrytkę.
- No cóż, zwyczajna pomyłka, konflikt interesów – wytłumaczyła, wzruszając ramionami zupełnie tak, jakby cała ta sytuacja nie miała dla niej żadnego znaczenia. Wręcz przeciwnie, dopiero ona otworzyła jej oczy na prawdziwe oblicze wicedyrektorki. Jakoś przeboleje fakt, że nie pójdzie do domu i dalej będzie się katować w tej zakurzonej, pełnej pyłów oraz wilgoci szkole, że jutro zapewne będzie jeszcze gorzej, bo będzie niewyspana i zła i znów zacznie dusić się we własnym gabinecie, ponieważ ktoś w tym pomieszczeniu jest egocentrykiem z empatią równą zero. Ale nie ma co tego roztrząsać, bo przecież mogło być gorzej, tak? TAK? Nie, nie mogło.
Posłała Florence ostatni promienny uśmiech, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Chciała już wyjść z tego śmierdzącego papierosami pomieszczenia i nie musieć patrzeć na cudowną panią dyrektor. Ta jednak nie dawała żadnych znaków, jakoby spotkanie miało wkrótce zostać zakończone. Zawiesiła więc wzrok na półkach za plecami kobiety, przeglądając ich grzbiety i zastanawiając się, co takiego było w nich zawarte. W końcu szkoła w gettcie nie słynęła ze zbyt wielkiej ilości uczniów, nauczycieli też było niewielu. Czy ktokolwiek poza murem przejmował się jeszcze jej losem? Czy zależało im na wypełnianiu całej tej dokumentacji? Wątpiła, aby kiedykolwiek pojawiła się jakaś komisja chcąca sprawdzić placówkę (nie oszukiwała się, że spełniłaby jakiekolwiek wymagania), ale może to właśnie zapewniało pracę komuś tak bezużytecznemu jak wicedyrektor. – Czy jeśli doszłyśmy już do porozumienia, mogę wrócić do pracy? – wydusiła z siebie w końcu, nie patrząc jednak na kobietę.
Powrót do góry Go down
the pariah
Florence Blanchard
Florence Blanchard
https://panem.forumpl.net/t3017-florence-blanchard?nid=2#46554
https://panem.forumpl.net/t3019-florence#46556
https://panem.forumpl.net/t3018-florence-blanchard#46555
Wiek : 31 lat
Zawód : Wicedyrektorka szkoły w Kwartale
Przy sobie : paczka papierosów (19 szt), zapalniczka, gaz pieprzowy

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyPon Sty 19, 2015 8:03 pm

Wizyta oraz zachowanie Thalii były kolejnym potwierdzeniem, iż dawno dawno temu Florence przyjęła właściwą opinię odnośnie ludzkiego gatunku. Większość z nich postrzegała jako bezmyślne istoty stworzone tylko i wyłącznie do zaspokajania swoich potrzeb i tylko to potrafiące zrobić. Z małymi wyjątkami (jednym, albo raczej jedynym była ona), ponieważ czasem zdarzyła się pojedyncza jednostka, która wywyższała się ponad całą resztę. Niestety, panna Caldwell należała do pierwszej, bardziej obszernej grupy, co kobieta mogła wywnioskować już po pierwszych paru sekundach. A z każdym kolejnym kichnięciem zaczynała mieć jeszcze większą ochotę zostawienia pracy i zaszycia się w domu, który bynajmniej w żadnym stopniu nie był pozbawiony zarazków. Wręcz przeciwnie, było ich tam pewnie więcej niż tych, które aktualnie rozprzestrzeniały się po jej skórze od chwili, w której szkolna pedagog tak zuchwale odważyła się przekroczyć pewną niepisaną granicę i uścisnąć jej rękę. Co, w gruncie rzeczy, było drugą granicą, gdyż pierwszą stanowiło samo przyjście tutaj i proszenie o coś, na co wice dyrektorka po prostu nie mogła się zgodzić.
Nie chodziło o to, że przepisy mówiły jasno, iż pracownik nie może się zwolnić. Szczerze mówiąc Florence nie miała pojęcia, co mówią przepisy, ponieważ do statutu czy regulaminu nigdy nie zajrzała (pod warunkiem, że coś takiego w ogóle istniało, w co wątpiła). Poza tym, w tym miejscu, a nie chodzi jedynie o szkołę ale całe getto, nikt specjalnie nie przejmuje się przepisami, toteż kobieta nie zamierzała zawracać sobie tym głowy. Gdyby była normalnym człowiekiem o miękkim sercu i chociażby odrobinie empatii sama pobiegłaby otworzyć drzwi, wypychając dziewczynę na zewnątrz. Na nieszczęście Thalii była sobą, Florence Blanchard, która nie miała najmniejszych oporów przed złożeniem odmowy i zatrzaśnięcia jej drzwi przed czerwonym od kataru nosem. Co więcej, nie potrafiła sobie wyobrazić, aby ktoś taki jak ta rozgadana, irytująca i zdecydowanie zbyt śmiała osoba miała opuścić śmierdzący i zdezelowany budynek kilka godzin wcześniej, podczas gdy ona sama miała się męczyć w jego wnętrzu, powstrzymując się od wypalenia całej paczki papierosów na raz dobrze wiedząc, iż o następną może być ciężko.
Przyglądała się więc dziewczynie ze spokojem, obserwując i doszukując się wszelkich zmian w wyrazie jej twarzy, kiedy stanowczym głosem oświadczała, iż musi wypracować przepisowe (po głębszym zastanowieniu to słowo zaczynało tracić swoje pierwotne znaczenie) godziny, aby dopiero potem wrócić do domu i odpocząć przed następnym jakże pięknym i obfitym w drobne sukcesy dniem. Czasami Florence zaskakiwało to, jak bardzo ironiczne potrafią być nie tylko jej słowa, ale i myśli.
Zaskoczenie. Właśnie to ujrzała, kiedy dziewczyna odwróciła się w jej stronę i zrobiła kilka kroków. Miała nadzieję, że tym razem nie spróbuje znów przekroczyć granicy, bo nie skończyłoby się to dla niej pomyślnie. A później otworzyła usta. Oczywiście, że to zrobiła, bo jak inaczej miałaby zareagować na wypowiedź swojej przełożonej, niż bezsensowną i nic nieznaczącą gadką, w której każde kolejne zdanie nie miało żadnego sensu i w żaden sposób nie pasowało do poprzedniego. Typowa postawa obronna kogoś, kto właśnie próbował owinąć sobie wokół palca pannę Blanchard i sprawić, aby postąpiła zgodnie z jego wolą. No cóż, to nie mogło się udać, ponieważ to rudowłosa była mistrzem w tym fachu. Niemniej jednak miała ubaw obserwując Thalię brnącą w… kłamstwo. Była niemal pewna, że słowa dziewczyny są wielkim zaprzeczeniem tych poprzednich jak i jej myśli. A na kłamstwie kobieta zna się równie dobrze, tak więc nie miała żadnych złudzeń. Ale nie przerywała, w końcu wygrała i nie musiała się już martwić wielką niesprawiedliwością. Ona nie musiała się martwić.
Kiedy blondynka skończyła mówić (kobieta wcale jej nie słuchała, obserwowała jej wargi wyłapując pojedyncze słowa) westchnęła ciężko, uśmiechając się uprzejmie. Coś nietypowego, coś co mogło Thalię zadziwić, bo właśnie o to chodziło.
- Jeszcze chwila – rzuciła, sięgając do pokaźnego stosu dokumentów na swoim biurku i wyciągając je w stronę dziewczyny – Widzę, że praca cię nudzi, więc mam dla ciebie zadanie – powiedziała czekając, aż Caldwell weźmie od niej papiery – To są akta starych i obecnych uczniów. Musisz je posortować, uczniów uczęszczających do szkoły zostawić, resztę spalić. Później poukładać alfabetycznie i pod względem wieku i zostawić je na moim biurku. Masz czas do końca dzisiejszego dnia, jutro rano, punkt siódma, to wszystko ma znajdować się dokładnie w tym miejscu – wskazała puste biurko, uśmiechając się z aż nazbyt wyraźną nutą złośliwości - Powodzenia – rzuciła, zerkając jeszcze na swój zegarek, jedną z niewielu rzeczy, które pamiętały czasy starego, dobrego Kapitolu. Sama była zdziwiona, że wciąż jeszcze go ma, że gdzieś w całym tym zamieszaniu nie zaginął bądź, co gorsza, że ktoś go jej nie ukradł – Za jakieś pół godziny do ciebie zajrzę – dodała jeszcze, z tym samym uśmieszkiem błąkającym się na czerwonych na ustach, przekrzywiając lekko głowę i obserwując pedagog. Dobrze wiedziała, że ta praca jest bezcelowa. Mało kto w ogóle uczęszczał do tej szkoły, a wśród przekazanych dziewczynie papierów było wiele innych, zupełnie zbędnych, które wice dyrektorka zgarnęła na jeden stos starając się doprowadzić swoje biurko do względnego ładu. Ale o to właśnie chodziło, chciała jej pokazać, że nie ma prawa sobie z nią pogrywać. Że to ona pociąga za sznurki, a przynajmniej na razie.
Powrót do góry Go down
the odds
Nightlock
Nightlock
Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyWto Sty 27, 2015 5:54 pm

Kobiety rozmawiały, nieświadome, że jest ktoś, kto interesuje się ich rozmową. Mężczyzna w sędziwym wieku obserwował je zza staromodnej, kwiecistej zasłony, która sięgała do ziemi, maskując jego obecność całkowicie. Stał tak dość długo, i ucieszył się, że w końcu coś zaczęło się dziać. Wcześniej był zmuszony jedynie do obserwowania twarzy rudej, przez którą przepływały różnorakie emocje. Ucieszył się, kiedy inna kobieta, blondynka, przekroczyła próg.
Mężczyzna skrupulatnie notował coś w niewielkim notesie. Nie zważał na to, że ciężar i monumentalność zasłony nieco mu w tym przeszkadza. W końcu wyszedł z ukrycia, włożył palce do ust i zagwizdał krótko. Na jego rozkaz w pomieszczeniu zjawiło się dwóch innych. Strażnicy byli dobrze zbudowani oraz uzbrojeni.
- Jest pani aresztowana za próbę ucieczki przed przesiedleniem – ten pierwszy wyrecytował regułkę z niemałą dumą, zwracając się do pani pedagog. Dziwne, że ten, który jeszcze tak niedawno skrywał się za zasłoną, doszedł do takiego wniosku. Uznał bowiem, że wzmianka pani Caldwell o domu skrywa w sobie fakt, że ta, wracając do siebie, pragnie ustalić plan ucieczki z getta. Ucieczki przed wywózką. Dla niego ta wzmianka była już sama w sobie wystarczającym powodem do aresztowania. Spojrzał na strażników, a ci zakuli blondynkę w kajdanki. Autor słów uśmiechnął się nikczemnie pod nosem. Nareszcie nie będzie się nudził!


Thalia, jeżeli spróbujesz, możesz przekonać Strażników oraz tajemniczego mężczyznę, że masz czyste intencje.


Dwa.
Powrót do góry Go down
the civilian
Thalia Caldwell
Thalia Caldwell
https://panem.forumpl.net/t3086-thalia-caldwell
https://panem.forumpl.net/t3088-thalia
https://panem.forumpl.net/t3087-thalia-caldwell
https://panem.forumpl.net/t3287-thalia-caldwell-i-islwyn-argall#51463
Wiek : 22 lata
Zawód : psycholog w szpitalu
Znaki szczególne : ciepły uśmiech, drobna budowa ciała, często kapelusz z szerokim rondem
Obrażenia : nadszarpnięty optymizm, problemy z tarczycą

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyCzw Sty 29, 2015 11:03 pm

Jeszcze rok temu nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo kochała powroty do domu. Może nie jako dziecko (wtedy raczej wolała z niego uciekać albo przynajmniej udawać, że to robi), ale kiedy w końcu stanęła u progu dorosłości i kiedy zdała sobie sprawę, że powoli staje się coraz bardziej niezależna. Zabawne, bo przecież przez cały czas właśnie tego pragnęła – móc stanowić o sobie, nie przejmując się opinią starszych, nie musieć słuchać ich poleceń. Jednak z chwilą nadejścia upragnionego wieku, zdała sobie też sprawę, że wcale nie ma ochoty opuszczać domu i chce zostać niesforną córeczką swoich tatusiów do końca życia. Niestety, było już dla niej trochę za późno. Wyprowadziła się niechętnie, ze śladowymi ilościami wyrzutów sumienia towarzyszącymi niektórym wspomnieniem. W momencie nadejścia rebelii uczucia te tylko się pogłębiły, wpędzając ją w jakiś bezbrzeżny smutek oraz coraz silniejszą chandrę. W gruncie rzeczy dalej czuła się dzieckiem – kolejną samotną, zagubioną duszyczką w wielkim mieście ogarniętym wojną, pragnącą jedynie chwili ukojenia. Po utworzeniu KOLC-a już całkowicie straciła kontakt z ojcami. Nie wiedziała, czy zabrano ich do Dzielnicy Rebeliantów czy może ukrywali się na Ziemiach Niczyich, ale w Kwartale nie mogła ich odnaleźć. Podobnie było w gettcie, które przecież i tak wyludniało się z kolejnymi mijającymi miesiącami. Przestała wierzyć, że kiedykolwiek odnajdzie swoją rodzinę, więc jednocześnie zaakceptowała fakt, iż została sama. I mimo że jej obecny dom był kompletnie inny niż ten z dziecięcych lat, polubiła go szybciej niż mogłaby podejrzewać (i szybciej niż swój ostatni za czasów świetności Kapitolu).
W tej chwili oddałaby wszystko, aby tylko móc do niego wrócić. Pomijając samopoczucie, psychicznie czuła się podle, zdeptana i zmieszana z błotem. Niestety wiedziała też, że nie ma na to szans, więc myślała jedynie o powrocie do własnego gabinetu, który i może miał się nijak do mieszkania (właściwie miał się nijak do wszystkiego, to tylko dawny składzik na miotły), ale przynajmniej mogłaby pobyć tam sama, w ciszy. Jakoś przeczeka tę parę godzin do końca pracy, a następnego dnia i prawdopodobnie już do końca życia będzie unikać tego miejsca jak ognia. Po raz kolejny potwierdziło się to, że niedobrze jest być od kogoś zależnym. A już szczególnie od kogoś takiego jak Florence Blanchard i Thalia na pewno zapamięta sobie ten incydent na przyszłość. Nigdy więcej o nic jej nie poprosi.
Zadając ostatnie pytanie, oczekiwała odpowiedzi twierdzącej. Głupio wierzyła, że mają siebie dość w wystarczającym stopniu. Niestety uprzejmy uśmiech w wypadku osób pokroju wicedyrektorki raczej nie wróżył niczego dobrego. W każdym innym, normalnym przypadku chętnie by go odwzajemniła, ale w mniemaniu dziewczyny, tamta zwyczajnie na to nie zasługiwała. Pedagog przygotowywała się więc na najgorsze i całe szczęście, że to zrobiła, bo z chwilą, gdy z ust kobiety wypłynęły pierwsze słowa, mogła tylko wodzić spojrzeniem między papierami oraz jej roześmianą twarzą. Nie unosiła wyżej brwi, nie krzywiła się, ale też nie skakała z radości. Po prostu stała, czekając aż tamta skończy, żeby w końcu mogła wyjść i faktycznie przygotować te spisy, co w gruncie rzeczy wchodziło w zakres jej obowiązków. Nie zamierzała dłużej kłócić się z Florence, bo wiedziała, że nie przyniesie to żadnych skutków. Może i prawdziwa dyrektorka była na tyle życzliwa, aby nie kazać Caldwell babrać się w tej bezsensownej dokumentacji, ale Blanchard ewidentnie do życzliwych osób nie należała. Kiedy więc skończyła, dziewczyna sięgnęła po wskazany stosik i już zamierzała odwrócić się w stronę wyjścia, gdy coś przyszło jej do głowy. I wcale nie chodziło o pożegnanie.
Zerknęła na paczkę papierosów leżącą przed kobietą i bez żadnych oporów wyciągnęła jednego oraz sięgnęła po leżącą obok zapaliczkę, jednocześnie odkładając na chwilę papiery. Zrobiła to zanim tamta zdążyła zareagować lub cokolwiek powiedzieć. Miała je przed sobą, jakby oglądając pod światło, ale tak naprawdę kątem oka zerkała na wicedyrektorkę, czekając na jej reakcję. Wiedziała, że taki towar jest bardzo trudno dostępny w gettcie, więc tym bardziej nie było jej przykro z powodu tego, co zamierzała zrobić. – Skoro już jesteśmy przy mojej pracy, uważam, że nie powinna Pani palić w szkole. Daje Pani zły przykład uczniom, którzy przychodzą do gabinetu – powiedziała, powoli zapalając końcówkę papierosa i dalej trzymając go między palcami, cały czas w tym samym miejscu. Przez chwilę patrzyła jak zaczyna się spalać, wydobywając ze środka nieprzyjemny zapach i dym, który, mimo że dalej drażnił jej błony śluzowe, wydawał się bardziej znośny niż jeszcze parę minut wcześniej. – Każda pora jest dobra, żeby spróbować się wyleczyć z nałogu. Szczególnie, że to dość drogi nałóg. Chyba zależy Pani na dobru uczniów, prawda? – zapytała, przeciągając ostatnie słowa i uśmiechając się jednocześnie do Blanchard. Naprawdę szczerze.
Pewnie stałaby tak do chwili aż zostałby tylko niedopałek, ale była już zmęczona całą sytuacją, dlatego mniej więcej w połowie długości zrzuciła peta na dół, przydeptując go butem i tym samym niszcząc nieznacznie dywan. Westchnęła i nie zważając na to, sięgnęła po odłożone dokumenty. Zamierzała już wyjść, gdy stało się coś dziwnego. Zza staromodnej, kwiecistej zasłony wyłonił się nieznajomy mężczyzna, który zaraz potem gwizdnął. Thalia nie zdążyła nawet się poruszyć, a dwójka Strażników Pokoju weszła do środka, wyraźnie kierując się w jej stronę. Czuła się zagubiona, zupełnie nie rozumiejąc całego zajścia mającego miejsce w gabinecie. Odruchowo spojrzała na Blanchard, ale w tej samej chwili uprzytomniła sobie, że w obecnej sytuacji, tamta nie będzie zbytnio chętna do wyjaśnienia pedagog całej tej sytuacji. Została więc zdana na łaskę i niełaskę reszty, co okazało się niezbyt dobrym pomysłem. Już po chwili na jej nadgarstkach widniały kajdanki, a ona wysłuchiwała powodu jej aresztowania.
W pierwszej chwili otworzyła szerzej oczy, nie rozumiejąc, o czym mówi mężczyzna. Potem uniosła wyżej brwi, znów je opuściła i zaśmiała się cicho, kręcąc głową. – No cóż, panowie, musieliście się pomylić. Nie wiem, o co chodzi, ale na pewno nie uciekałam przed przesiedleniem – zaczęła starając się ogarnąć wzrokiem wszystkich obecnych, aby informacja dotarła do każdego z osobna i nie musiała tego powtarzać. – Dlaczego nie? Z prostego powodu – nie jestem wytypowana do wywózki, pracuję i regularnie wspieram gospodarkę Panem, więc nie mam powodu, aby to robić – wyrecytowała bez mrugnięcia powieką, ale za to uśmiechając się ciepło do mężczyzn. – Możecie to sprawdzić. Nazywam się Thalia Caldwell i mam dokumenty, ale niestety zostawiłam je w swoim gabinecie – dodała. W tej chwili żałowała, że nie wzięła ich ze sobą, ale przecież nie mogła poradzić, że ktoś zechce ją aresztować.
Powrót do góry Go down
the odds
Nightlock
Nightlock
Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyPią Sty 30, 2015 10:12 am

Mężczyzna zaśmiał się sarkastycznie. Tak, dla niego to usilne tłumaczenie się sprawiało, że w jej oczach ta stawała się jeszcze bardziej podejrzana. W końcu stwierdziła, że nie jest wytypowana do wywózki. Mężczyzna miał na to, oczywiście, gotową regułkę.
- Pani Caldwell... pani Caldwell … - dumał tak nad jej nazwiskiem, chodząc po pomieszczeniu w te i wewte. - wszyscy wiedzą o przesiedleniu. - pokazał jej rząd intensywnie żółtych zębów – jak by to przedstawić, pani pedagog? - spojrzał wymownie na jednego ze strażników, jakby oczekiwał odpowiedzi na to retoryczne pytanie. Strażnik ani drgnął, ale rozmówca jakby się tym nie przejął. - może poinformuję panią, że każdy, bez wyjątków, wie o tej akcji? I zapewne pani wie również o tym, że los przesiedleńca do Dwunastki czeka każdego, to tylko kwestia czasu. - to ostatnie nie brzmiało bynajmniej jak pytanie. Raczej przybrało formę informacji. - A Dwunastka będzie pięknym dystryktem, zaiste. Czemu miałaby pani to robić? - z jego krtani wydobył się ten sam, sarkastyczny chichot. Nagle jego mina spoważniała. - ma pani dwie minuty na odpowiednią odpowiedź. Adekwatną do tego, co pani planuje zrobić. My wszystko wiemy.
Nie zważał na to, że kobieta wypowiada się sensownie. Tłumaczy się tak, że ktoś inny na jego miejscu puściłby ją wolną, Ale nie on. To zupełnie inny przypadek.

Dwa.
Powrót do góry Go down
the civilian
Thalia Caldwell
Thalia Caldwell
https://panem.forumpl.net/t3086-thalia-caldwell
https://panem.forumpl.net/t3088-thalia
https://panem.forumpl.net/t3087-thalia-caldwell
https://panem.forumpl.net/t3287-thalia-caldwell-i-islwyn-argall#51463
Wiek : 22 lata
Zawód : psycholog w szpitalu
Znaki szczególne : ciepły uśmiech, drobna budowa ciała, często kapelusz z szerokim rondem
Obrażenia : nadszarpnięty optymizm, problemy z tarczycą

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyNie Lut 01, 2015 1:07 pm

Thalia chyba nie wierzyła w pecha. W szczęście owszem, lecz niekoniecznie w jego przeciwieństwo. Jasne – ona również miewała gorsze dni, dość często sprawy nie układały się po jej myśli, a czasem po prostu nie miała nastroju, ale nigdy nie myślała, że jest to niewiadomo jakie nieszczęście. Raczej starała się traktować to jako lekcje od życia, a w skrajnych przypadkach, kiedy naprawdę miała już dość (a i tak się przecież zdarzało!), pocieszała się, że może być już tylko lepiej.  
Dzisiejszego dnia nie potrafiła jednoznacznie sklasyfikować. W końcu jeszcze się nie skończył, a sytuacja, w mniemaniu dziewczyny, nie wyglądała aż tak źle. Może i obecność Florence nie działała na nią kojąco, a ona sama czuła się zmęczona oraz chora, z kolei nieznajomy mężczyzna zza zasłonki (czy on siedział tam cały dzień?) oskarżał ją o próbę ucieczki z getta, podczas, gdy na jej nadgarstkach zapinano kajdanki, ale nie oznaczało to jeszcze, że wyjdzie ze szkoły jako przegrana. Nawet jeśli byłoby to jednoznaczne z wyprowadzeniem jej w otoczeniu dwóch Strażników Pokoju. W końcu kolejna wizyta na posterunku nie musiałaby być taka zła. Pod warunkiem, że grzecznie i szybko wyjaśniłaby zaistniałą pomyłkę. Zresztą, hej, ona jeszcze nic nie zrobiła! Zarzut był bezzasadny, wręcz wyssany z palca. Do tej pory nie rozumiała, jak w głowie mężczyzny mogła się urodzić taka myśl. W końcu ani razu nie wspomniała o niczym, co miałoby cokolwiek wspólnego z opuszczeniem getta, nie wspominając już o tym, że ostatnimi czasy była naprawdę spokojna. Tym razem najwyraźniej komuś innemu brakowało rozrywki. Ale żeby snuć takie insynuacje! I to jeszcze o niej, kiedy tak się starała! Thalia, gdyby nie była sobą, na pewno obruszyłaby się w tej chwili, jednak z racji tego, że zawsze dostrzegała jakieś światełko w tunelu, postanowiła zaczekać z ewentualnymi fochami na lepszy moment. W zamian obserwowała tajemniczego pana spacerującego po gabinecie i śmiejącego się do siebie. Nawet strażnicy nie zareagowali na jego spojrzenie, co pedagog odczytała jako fakt, że nawet oni nie chcą przeszkadzać mu w jego monologu. Więc i ona wysłuchała go do końca, uśmiechając się uprzejmie dopiero w chwili, gdy wspomniał o urodzie dystryktu. – W rzeczy samej – wtrąciła, choć, mimo że nigdy nie widziała Dwunastki na własne oczy, nie wierzyła, aby miejsce pełne kopalni, czarnego pyłu, węgla oraz zmęczonych ludzi było piękne. I co niby ona miałaby tam robić? Bo nie wyobrażała sobie, żeby przy tej masie (a raczej jej braku) i delikatnym dłoniom miała wydobywać cokolwiek. Co najwyżej mogłaby wydobywać z ludzi dobro, o! To od zawsze szło jej najlepiej.
Na szczęście wszystko ma swój koniec i gdy przyszedł czas monologu, zapowiedziano, że Thalia ma dwie minuty. Swoje dwie minuty! – Bardzo dziękuję – rzuciła na początek. On mógł sobie mówić do woli, a ją ograniczono czasowo. – Jeśli słuchał pan uważnie mojej rozmowy z panią Blanchard, wie pan, że dotyczyła ona wyjścia. Owszem wyjścia, ale wyjścia do MIESZKANIA. MIESZKANIA W GETTCIE – powiedziała, podkreślając ostatnie słowa, zupełnie tak jakby tłumaczyła coś bardzo mało pojętnemu uczniowi. – Zresztą jest pan takim świetnym obserwatorem, na pewno zdążył pan zauważyć, że nie wyglądam na osobę w pełni sił fizycznych. Na jesień alergia dokucza mi szczególnie mocno i nie marzę o niczym innym niż o powrocie do własnego łóżka. Gdybym w tym stanie miała uciekać z getta, zapewne dotarłabym do bramy, a potem wróciła, bo skończyłyby mi się chusteczki – wyjaśniła skrupulatnie, po czym, jakby na potwierdzenie swoich słów, kichnęła dwa razy w porę zasłaniając buzię. Naprawdę, czy jej zaczerwieniony nos i spuchnięte powieki nie mówiły za siebie? – Zresztą proszę zapytać pani Blanchard – dodała pod koniec. W sumie nie liczyła jakoś szczególnie na pomoc wicedyrektorki, właściwie prędzej byłaby skłonna uwierzyć, że tamta spróbuje ją dobić. Jednak fakt faktem – była tutaj, a tamten pan słyszał ich rozmowę, więc nie ma, jak się z tego wymigać, prawda?


Ostatnio zmieniony przez Thalia Caldwell dnia Pon Lut 02, 2015 5:15 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the odds
Nightlock
Nightlock
Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyNie Lut 01, 2015 2:49 pm

Kobieta zachowywała się naturalnie, co powinno działać na jej korzyść. Tak niestety nie było, bo mężczyzna był z kategorii tych, którzy nie potrafią przyznawać się do swoich błędów i raczej nie przeproszą, jeżeli zajdzie jakaś pomyłka. Kiedy do jego głowy wdarła się myśl, że kobieta mówi sensownie i należałoby ją uwolnić, zbył ją szybciutko. Nie, taka opcja nie mogła dojść do głosu! Przecież był nieomylny. A przynajmniej tak sądził. Nawet Strażnicy Pokoju zaczęli myśleć, że mężczyzna przesadza. I to bardzo przesadza. Ale żaden z dwójki dobrze zbudowanych mężczyzn nie odważyło wtrącić swoich trzech groszy w dyskusję, a co za tym idzie – również w zaistniałą sytuację. Nie odważyli się. Po prostu bali się, że jeżeli rozwścieczą go, człowieka postawionego wyżej, może to się dla nich źle skończyć. Tak, ten człowiek był nad wyraz niedojrzały, że, słuchając logicznych wyjaśnień pani pedagog, uznał że i tak zabierze ją na posterunek. A tam mogą się zadziać różne rzeczy.
Kiedy stwierdziła, że mężczyzna jest dobrym obserwatorem, jego duma bynajmniej nie ucierpiała, ba – było wręcz odwrotnie! Kiedy jednak wypowiedziała kolejne słowa, zirytował się. Ta kobieta doprowadzała go do szewskiej pasji. Tą logiką w jej wypowiedziach. Ktoś inny na jego miejscu wypuściłby ją wolną, ale... wiemy już, jak niedojrzały był ten mężczyzna – opisywaliśmy go. I jego nastawienie wobec tej sprawy oraz tym podobnych. W końcu, pełen irytacji, przemówił ponownie.
- Gdyby była pani niewinna, to by się pani tak nie tłumaczyła. I nie byłaby pani tak opanowana. Powie pani coś na swoją obronę w tej kwestii? - spytał, niecierpliwie zerkając na zegarek. Tak, ta kobieta miała pecha, że oskarża ją ktoś pokroju tego mężczyzny. I to było dla niej wielkie nieszczęście.
Kiedy kichnęła, był już mocniej poddenerwowany. A tym bardziej wtedy, gdy napomknęła o tej drugiej pani, z którą konwersowała w czasie, gdy skrywał się za zasłoną. Zbył jej uwagę. Czekał na odpowiedź pani pedagog.


Dwa.
Powrót do góry Go down
the civilian
Thalia Caldwell
Thalia Caldwell
https://panem.forumpl.net/t3086-thalia-caldwell
https://panem.forumpl.net/t3088-thalia
https://panem.forumpl.net/t3087-thalia-caldwell
https://panem.forumpl.net/t3287-thalia-caldwell-i-islwyn-argall#51463
Wiek : 22 lata
Zawód : psycholog w szpitalu
Znaki szczególne : ciepły uśmiech, drobna budowa ciała, często kapelusz z szerokim rondem
Obrażenia : nadszarpnięty optymizm, problemy z tarczycą

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyPon Lut 02, 2015 6:21 pm

Thalia, jako osoba bardzo społeczna, nie wyobrażała sobie życia bez otaczających ją ludzi. Co prawda wiedziała, że nie każdy z nich był uczciwy i prawdomówny, nie każdy miał dobre intencje wobec innych czy nawet nie każdy lubił jej towarzystwo, ale mimo to uparcie twierdziła, że bez nich zwyczajnie by umarła. Lub zwariowała, a już na pewno nie mogłaby być sobą. Wierzyła, że to oni tworzą fundamentalny element tego świata i wpływają na wszystko dookoła, a to oznaczało, że bardzo mocno oddziałują też na nią samą. Zupełnie jak Florence, która w ciągu zaledwie paru minut znacznie podniosła jej ciśnienie i tajemniczy pan zza zasłonki, który najwyraźniej miał jakiś poważny problem i nie potrafił samodzielnie go rozwiązać. Pedagog pomyślała, że chętnie zrobiłaby to za niego, byle tylko wreszcie odpuścił sobie to całe aresztowanie, lecz z każdą mijającą minutą coraz bardziej utwierdzała się w myśli, że to ona jest nieodłączną częścią jego problemu. I w tej sytuacji mężczyzna raczej nie pozwoliłby sobie na jakąkolwiek pomoc z jej strony.
Obserwując jego reakcję, zdała sobie sprawę, że to całe tłumaczenie, strzępienie języka chyba do niego nie docierało lub przynajmniej on nie pozwalał, aby tak było. A to z kolei nie wróżyło niczego dobrego. Najwyraźniej należał do grupy upierdliwców, którzy zrobią co tylko zechcą, bez względu na to, czy faktycznie mieli rację. Spotykała już takich (na przykład dosłownie kilka minut wcześniej) i wiedziała, że walka z nimi bywała żmudna i rzadko kiedy kończyła się sukcesem. Jednak nie zamierzała się poddawać. Jeśli istniała nadzieja, trzeba było o nią walczyć za wszelką cenę. A już szczególnie biorąc pod uwagę to, że w gabinecie coraz wyraźniej wyczuwano, że miała rację. Oczywiście chciała zwrócić na to uwagę na głos, otrzeźwiając dwóch strażników, którzy dalej uparcie trwali na swoich miejscach. Najwyraźniej nie zamierzali niczego zrobić w jej sprawie, a to znaczyło, że albo strasznie bali się oskarżającego albo było im już naprawdę wszystko jedno. Może gdyby nie miała tych kajdanek na nadgarstkach, potrząsnęłaby nimi porządnie, bo wyjątkowo nie miała dziś ochoty spędzić reszty dnia na posterunku, w otoczeniu kolejnych zakłamanych osób. Niestety, ale strażnicy pokoju już dawno zostali sprowadzeni do rangi narzędzia tortur czy propagandy, a nie osób, które faktycznie miały pilnować jakiegokolwiek porządku i sprawiedliwości. A no tak, Caldwell prawie zapomniała, że obecnie nie ma już prawie żadnych praw, więc nie powinna też mieć żadnych oczekiwań wobec któregokolwiek organu władzy. No, ewentualnie, powinna zacząć odliczać dni dzielące ją od podróży dp dwunastego dystryktu, gdzie z uśmiechem na ustach będzie miała szansę zaharować się na śmierć dla reszty Panem.
Jednak kiedy usłyszała odpowiedź mężczyzny, błyskawicznie zapomniała o swojej nieuchronnej przyszłości. Po prostu nie wierzyła własnym uszom. Czy z tym człowiekiem na pewno wszystko było w porządku? Bo jak na jej oko to był poważnie niedotleniony. Chętnie otworzyłaby okno, żeby tylko znów mógł wciągnąć do swoich płuc kurz i zarazki prosto z ulicy, ale miała ograniczony zakres ruchów. Westchnęła więc na głos i przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. Pewnie – najłatwiej byłoby wyznać szczerze, co o nim myśli, ale przeczuwała, że mogłoby to nie przynieść niczego dobrego, a wręcz zaszkodzić. Z kolei przyznać racji też nie zamierzała. Wtedy dopiero cała ta sytuacja naprawdę zakrawałaby na absurd. – Przepraszam, że dostałam szansę odpowiedzenia na zarzut – rzuciła obrażonym tonem, ale zaraz potem znów się opanowała. – I proszę mi wierzyć, że to wcale nie takie trudne, kiedy doskonale się wie, że nic się nie zrobiło – dodała, mając na myśli jego komentarz na temat jej spokoju. – Naprawdę, proszę nie kazać mi się bronić, jeśli potem chce pan zarzucać mi, że faktycznie to robię – zwróciła mu uwagę, modląc się w duchu, żeby w końcu sobie odpuścił. W końcu, ile jeszcze mogło to trwać?
Powrót do góry Go down
the odds
Nightlock
Nightlock
Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 EmptyWto Lut 03, 2015 4:59 pm

Mężczyzna był wściekły. Obawiał się, że będzie zmuszony do przyznania się do złego rozeznania w sprawie. Bo jej ostatnie jak na tę chwilę słowa tonęły wręcz w przepychu prawdy. Była przekonywująca, to fakt niezaprzeczalny. Ale jegomość wiedział, że i tak zrobi to, co pragnie zrobić. Na posterunku to on będzie ją przesłuchiwał. On i nikt inny. Może po prostu obawiał się, że ktoś inny na pewno puści ją wolną? Do tego należałoby dodać, że mężczyzna chętnie nieźle się zabawi jej kosztem. Może zrujnuje jej psychikę? Może ciało? Albo jedno i drugie? W umyśle mężczyzny rodziły się szalone wizje.
Rozkazał Strażnikom, by zawieźli „podejrzaną” na posterunek. Bez słowa wykonali polecenie człowieka postawionego wyżej. Człowieka infantylnego oraz poniekąd też szalonego. O ostatnim fakcie pani pedagog miała już wkrótce się przekonać.



Thalio, trafiłaś TUTAJ, z rękami w kajdankach. Siedzisz i masz szansę na przemyślenie, co by tu zrobić, by śledczy zmienił zdanie. Wkrótce potem do pomieszczenia wchodzi mężczyzna „zza zasłony”. Walcz. Wszystko może się jeszcze zmienić, dlatego nie trać wiary, zwłaszcza że Twój los może obrócić się samoistnie.
Niech los Ci sprzyja!


Dwa.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Szkoła publiczna - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Szkoła publiczna   Szkoła publiczna - Page 3 Empty

Powrót do góry Go down
 

Szkoła publiczna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3

 Similar topics

-
» Event #14 | Publiczna Egzekucja | Zakończona
» Zbombardowana szkoła
» [Alfa] Szkoła

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Getto-