Wiek : 26 Zawód : Etatowy muzyk Przy sobie : zapalniczka, trzy paczki papierosów, fałszywy dowód tożsamości
| Temat: Re: Gavin Annesley Pon Kwi 06, 2015 3:34 pm | |
| Gdy mieszkał w Kapitolu kochał chodzić do opery. Przeżycia, których dostarczała nie mógł czy też nie umiał otrzymać nigdzie indziej. Żadna kobieta nie budziła w nim takiej żądzy i dreszczy jak przeszywające dusze arie. Czyste głosy stanowiły balsam dla jego duszy. Towarzyszące im instrumenty, wykonane z najlepszych jakościowo materiałów, które rozbrzmiewały w bogato zdobionej sali o nieprawdopodobnej akustyce dawały Lewisowie uczucia z pogranicza ekstazy. Dodatkowo historie, które opowiadały różnorodne opery pozwalały oderwać mu się od ponurej rzeczywistości Panem. Różnobarwne suknie, doskonała scenografia, długonogie tancerki i śpiewaczki czy przystojni muzycy stanowili substytut życia, którego nie posiadał. Zamknięty na bezpiecznej widowni, gdzie nikt nie mógł go zranić, wczuwał się w wydarzenia, których nie mógł dosięgnąć na własną rękę. Tak samo pochodził do ludzi bawiących się z nim na przyjęciach. Może nie na początku, ale gdy dosięgło go znużenie hedonistycznym trybem życia postanowił czerpać z innych. Chłonął słowa i przeżycia innych jak swoje. Imprezy suto zakrapiane alkoholem i morfaliną sprzyjały zwierzeniom. Im wyżej postawione było towarzystwo tym gorętsze były ich smaczki. Lewis nie miał problemu z uzyskiwaniem tych zwierzeń. Uchodził w kręgu za osobą godną zaufania, a swoją chłodną, ale otwartą aparycją przyciągał innych. Stanowił swego rodzaju studnię bez dna wykorzystywaną przez często kompletnie obcych mu ludzi do ulżenia sobie, do wylania uwierających sumienie grzeszków czy pochwalenia się nimi. Takim to sposobem miał w kieszeni haki na połowę młodego pokolenia ważniaków Kapitolu. Nigdy ich nie skorzystał. Tak samo jak nigdy nie potrafił z takich jednostronnych relacji stworzyć czegoś głębszego. Nie czuł specjalnej potrzeby otwierania się na innych. Emocje i przeżycia dostarczała mu muzyka. Była lepsza od ludzi, bo nie trzeba było ciągle zabiegać o jej zainteresowanie. Mógł ją w dowolnej chwili odrzucić, a ona nigdy się nie obrażała. Jedyną skomplikowaną rzeczą w tym związku była gra na instrumentach. Dlatego teraz czuł się lekko skrępowany, gdy uwaga nieznajomego skierowała się praktycznie w całości na niego. Był lepszym słuchaczem niż rozmówcom. Żeby zlikwidować wywołane tą sytuacją rozdrażnienie rozpiął płaszcz i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni paczkę papierosów. Ostatnia dobra paczka, markowych, a nie tych słabych skrętów, które krążyły po getcie. Wsunął fajkę między wargi i wyciągnął paczkę w kierunku swojego towarzysza. Nie chciał się dzielić, szczerze liczył, że tamten nie przyjmie poczęstunku, ale wolał nie igrać z losem. - Nie – odparł szukając drugą ręką zapalniczki w kieszeni. – Jeszcze nie. Liczył, że nigdy się na to nie załapie albo będzie już daleko za murami getta, gdy to się stanie. Conrad praktycznie utrzymywał go przy życiu nadzieją na ucieczkę.
|
|