IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Basen

 

 Basen

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Basen Empty
PisanieTemat: Basen   Basen EmptyCzw Sie 07, 2014 11:46 pm

Powrót do góry Go down
the victim
Amanda Gautier
Amanda Gautier
https://panem.forumpl.net/t2388-amanda-gautier
https://panem.forumpl.net/t2407-kroliczki-amandy#34290
https://panem.forumpl.net/t2406-amanda-gautier#34284
https://panem.forumpl.net/t2807-dee-di#43183
Wiek : 20
Zawód : słodki nożownik
Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem
Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptyPią Sie 15, 2014 6:46 pm

//po spotkaniu z Emrysem i Malcolmem

Tarararaaam! Tarararaaam! Tarararaaam! Tararararara... Uśmiechnęła się do siebie szeroko, wciskając na siebie strój kąpielowy i podziwiając swoje zgrabne ciało w tym dużym lustrze. Może trochę miała za mało ciałka w niektórych miejscach przez kolcową dietę, jednakże wyglądała z tym nie gorzej niż normalnie. A diety... Tej, tak przy okazji, zamierzała się trzymać na rzecz Igrzysk, na których nie serwowali żarcia w restauracji, ani nawet w Rogu Obfitości. Może tam czasem, gdy się potrzebowało i zjednało się sobie sponsorów, ale to też nie były całe stoły jadła. Nie mogła sobie pozwolić teraz na jakieś wielkie uczty, by utrzymać kondycję, sprawność żołądkową i niewielką potrzebę jedzenia. Jakby Tabitha od roku przygotowywała ją do Igrzysk...  Uwielbiała ją, mimo że nie robiła tego z wyboru, a z musu.
Co zaś się tyczyło jej ubioru... Może nie należał do jakichś mega olśniewających, do olśniewających też nie, ale był praktyczny i miała iść pływać! W końcu! W basenie o czystej wodzie! A jakiś przystojny ratownik miał mieć na nią oczko, by przypadkiem nie utopiła się przed Igrzyskami. Mrrrau, normalnie. Choć oczywiście nie zamierzała zdradzać Alviego. Chyba. On w sumie już nie żył, a ona... Prawie to zrobiła z tym grubasę bardzę śmierdzącę, więc w sumie może... Pewnie Malcolm miałby coś przeciwko, wciskając to pod kolejną zasadę. Żadnych więcej seksów! Powinna się go o to w sumie zapytać... A tymczasem zrezygnować z tyłeczka ratownika, o ile ten byłby barrrdzo kuszący. W sumie to chyba też pochodziło pod trzeźwość umysłu, bo wtedy też myślami byłaby... Jak teraz. Zamyśliła się, ale co mogła poradzić na to, że jest taka ładna? Za nic nie dałaby się oszpecić!
Chwilę później wchodziła już z wysoko podniesioną głową i szeroko uśmiechnięta na teren basenu, który ział pustką. Prawie ział pustką, bo jakaś dziewczyna siedziała sobie spokojnie na krawędzi basenu. Doo niej samej tyłem i w sumie dość blisko Mandy.
Pewnie jedna z trybutek... No cóż, to nie przeszkadzało, by mogła sobie popływać. Pływanie nie należało do jej słabości, a przy okazji mogła sobie załatwić z nią sojusz... Może warto. Wpierw musiała ją poznać, a by ją poznać musiała pokazać się z jak najlepszej strony – rozrywkowej strony, którą uważała za najlepszą i która sprawiała, że się non stop uśmiechała i lśniła. Miał jej w tym pomóc dobry humor i szaleństwo, które towarzyszyło jej od samego początku, gdy usłyszała, że ja wylosowano! Szaleństwo... Chyba dosłowne.
- Hey, okaaay!  If that's the way it must be, okaaay... I guess I'll go on home, it's late. There'll be tomorrow night, but wait... What do I see? – Zaczęła śpiewać to, co przez ostatnie kilkanaście minut siedziało jej w głowie, głównie przez podziwianie własnego ciała i co też, kto by pomyślał!, nagle wpadło do niej też teraz, jako świetny pomysł, by zwrócić na siebie uwagę nieznajomej. Jednakże czego można się było spodziewać po Mandy?
Cóż, nawet nie czekając, aż ujrzy jej twarz i pozna koleżankę, która odwracała się w jej kierunku, ta odrzuciła na bok ręcznik i wskoczyła do wody, by urozmaicić końcówkę swojego koncertu. Podbiegła i rzuciła się na taflę jak gwiazda rockowa! Nie wylądowała jednak na rękach fanów, a pod wodą. Wynurzyła się zaraz, teraz już przodem do dziewczyny i dokończyła, jak na szaleńca przystało, głośno:
- Oh, oh, pretty woman! Delilah? Delilah! Heeey! Sorry za ten koncert, ale nie mogłam się powstrzymać – stwierdziła, machając do niej jedną ręką i śmiejąc się sama z siebie na całe pomieszczenie, a należało ono do sporych. To było takie szalone! Uwielbiała szaleństwa! I uwielbiała do nich śpiewać!
- Co ty tu robisz, skarbie? Myślałam, że przepadłaś na wieky! To niesamowite! Ta woda jest niesamowita! – Wrzasnęła, chlupiąc sobie nią nad głową. – Jestę foką! Jak to śmiesznie brzmi... Jestę foką! Zaraz! Jak to dalej... grzmi? Jestę foką! Nie wierzę, ale taka jest prawda! Jestę foką i mam cię tu! Dzięki! – Zaśpiewała, robiąc różne miny w odpowiednich chwilach, od dzikiej radości po niedowierzanie i zakłopotanie, by na koniec się ukłonić.
- To takie niesamowite i wybij mi tę piosenkę z głowy, bo oszaleję! – Krzyknęła po raz ostatni i spoważniała, patrząc z rozczuleniem na Delilah. Nie myślała, że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy. Niegdyś była jedną z najbliższych jej osób. Póki nie zniknęła. Seryjnie myślała, że umarła.
Powrót do góry Go down
the pariah
Delilah Morgan
Delilah Morgan
https://panem.forumpl.net/t2389-delilah-morgan#33936
https://panem.forumpl.net/t2394-when-you-pee-all-over-my-chippendale-suite-delilah-delilah#33971
https://panem.forumpl.net/t2392-delilah-morgan
https://panem.forumpl.net/t2761-morgan#41745
Wiek : 18
Zawód : chodzący kłopot (?)
Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą
Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan
Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptyPią Sie 15, 2014 9:41 pm

/po teoretycznym spotkaniu z mentorem i trybuciakowatym towarzyszem niedoli

Nie była jakąś specjalnie wielką fanką pływania. Prawdę mówiąc – ledwo w ogóle nauczyła się pływać i do tej pory jakoś dziwnie się czuła, gdy tak ze wszystkich możliwych stron otaczała ją woda. Coś trochę jak w pułapce, co w sumie nie było zbyt dziwne, bowiem jej wujowi niezliczoną ilość razy chciało się karać ją niczym starodawne czarownice. Do tej pory na samo wspomnienie przechodziły ją dreszcze, a w gardle zapanowywała jakaś wybitnie nieprzyjemna suchość, ale przecież teraz było już dobrze.
Może nie dobrze w pełnym tego słowa znaczeniu, bo przecież robiono sobie z niej jakiś cholerny obiekt obserwacji i to z jak największą przyjemnością, nie ze strony Delilah – ze strony organizatorów tej całej szopki i spragnionych wrażeń członków rebelii, ale jednak na tyle dobrze, by mogła chociaż próbować opanować panikę i nie dać jej się tak całkowicie opanować.
To właśnie z tego powodu, z chęci prób zapanowania nad przeraźliwym i zdecydowanie nie irracjonalnym lękiem, postanowiła wybrać się na małe zwiady po Ośrodku Szkoleniowym. Łaziła tu i tam, zupełnie nie mając pojęcia, gdzie tak właściwie zmierza. I to nawet nie w sensie filozoficznym, ale takim czysto dosłownym. Nie miała bladego pojęcia, w jakim miejscu przyjdzie wylądować jej pod koniec przechadzki.
I sama się sobie dziwiła, gdy wreszcie weszła na teren basenu i nie opuściła go czym prędzej, a nawet wręcz przeciwnie. Usiadła sobie wielce wygodnie na brzegu kafelek, mocząc nogi w wodzie i zerkając na nią jak zahipnotyzowana. Było coś takiego w większych zbiornikach wodnych, że mimo wszystko ją przyciągały. Jednocześnie nieźle odstręczając, ale jednak przyciągały.
Wbrew pozorom!, nie myślała przy tym wcale o skoku i próbach utopienia się, czym zapewne właśnie te skakanie na głęboką wodę by się zakończyło, bowiem jakiś czas temu przysięgła jednej osobie, że będzie o siebie dbać. O siebie i… Nie tylko o siebie. Musiała chociaż próbować być odpowiedzialna. Nie ze względu na złożoną komuś obietnicę, ale na to, co zaprzysięgła sobie sama. Nawet w obliczu udziału w niedalekich Igrzyskach. Zwyczajnie nie mogła się teraz poddać.
No i z pewnością nikt by nie dał jej się utopić od tak. Kamery umieszczone chyba dosłownie wszędzie w ośrodku, Di nie była tylko w toaletach, nawet nie były niewidoczne. Wisiały sobie na ścianach, wyraźnie dając znak swojej obecności i prawie że mówiąc o tym, jak ważna była dla Coin kontrola nad wszystkim. Delilah widziała w tym nawet coś w rodzaju nadzwyczaj jasnego przekazu dotyczącego zachowania wszystkich osób w tym miejscu. No i tego, że jakiekolwiek próby oporu z pewnością nie przejdą.
Jakby wszyscy tego nie wiedzieli. To było przecież tak jasne, że aż swą jasnością wypalało oczy. Dopiero po tym stawało się ciemne. I nie, to wcale nie była dobra zabawa do momentu aż ktoś straci oko, wypalone zapewne przez śnieżnobiałą otoczkę tego wszystkiego, co do tego Delilah była jak najbardziej cholernie pewna. Choć osoba, która weszła chwilę po tym, jak Di zamoczyła nogi w wodzie i zaczęła delektować się ciszą i spokojem, z pewnością miała co do tego całkowicie inne zdanie.
Z początku nie rozpoznała głosu byłej znajomej, a nawet kogoś więcej niż tylko znajomej, ale wolała już w to chwilowo nie wnikać. Co nie było w sumie zbyt dziwne, bowiem ich drogi rozeszły się już na tyle dawno temu, by wszystko zdążyło się już kilka razy zmienić. W tym właśnie chyba głos Amandy.
Która prawdziwą Mandy okazała się dopiero w momencie, w którym rzuciła się dziko wprost do basenu, Delilah na sam ten widok przeszły niezbyt przyjemne dreszcze, nie przestając się wydzierać. No, do czasu zderzenia z wodą, która na chwilę skutecznie ją uciszyła. Nie była to jednak zbyt długa chwila, bowiem dziewczyna wypłynęła nadzwyczaj szybko, powracając do swoich szaleństw. Kto by pomyślał, że można tak się cieszyć przy nadchodzących wielkimi krokami Igrzyskach…
- Amanda? – Zmarszczyła brwi w wyrazie sporego szoku, który też odmalował się na całej jej twarzy. – Co TY tutaj robisz? I nie przeszkadzaj sobie w śpiewaniu… – Powiedziała, przyjmując nadzwyczaj niedowierzającą i, przyznajmy szczerze, sztywną postawę. Aż za sztywną jak na nią, ale od wylosowania jej imienia na Dożynkach właśnie tak się zachowywała. Zupełnie jak nie ona. Spojrzała podejrzliwie w kierunku wody, marszcząc nos.
- Ta woda wcale nie jest niesamowita. Jest okropna… I chlorowana… – Stwierdziła, brzmiąc dosyć sucho, choć w żadnym razie tego nie chciała. Była tylko zaskoczona. Bardziej niż by mogła kiedykolwiek powiedzieć, że będzie. Amanda nie żyła, a jednak… Była tu przed nią, udając fokę z tą swoją dziecinną radością, która dalej ją rozczulała. Nie wiedziała tylko kompletnie, jak ma się zachować i co powiedzieć.
Powrót do góry Go down
the victim
Amanda Gautier
Amanda Gautier
https://panem.forumpl.net/t2388-amanda-gautier
https://panem.forumpl.net/t2407-kroliczki-amandy#34290
https://panem.forumpl.net/t2406-amanda-gautier#34284
https://panem.forumpl.net/t2807-dee-di#43183
Wiek : 20
Zawód : słodki nożownik
Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem
Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptySob Sie 16, 2014 12:30 am

W sumie gdyby została foką, to nie miałaby żadnych szans na Igrzyskach, czyż nie? W wodzie może pływałaby szybko, bo czułaby się w niej jak w domu, ale na lądzie? Musiałaby się męczyć z tymi swoimi foczymi łapkami i się rzucać, by robić kolejne kroczki po lądzie. Od razu by to wykorzystano i ją zabito. Nie chciała ginąć w taki paskudny sposób. Miała przed sobą Igrzyska do wygrania i nie chciała, by cokolwiek, albo ktokolwiek zamienił ją teraz w foczkę, która nie miała jakichkolwiek szans przeżyć choćby godziny.
Nie chciała też zostać w tej chwili małym i białym puszystym króliczkiem, bo ten chyba miał jeszcze mniejsze szanse... Choć może większe? Kto zabiłby takie niewinne stworzonko? Pomijając oczywiście fakt, że sama jeszcze nie tak dawno temu miała takie plany. Malcolm jednak chyba tego nie popierał, biorąc pod uwagę fakt, że w szoku powtórzył jedynie „puszysty” i „króliczek”. No, cóż, improwizowała, bo naprawdę nie miała czym się pochwalić. Sponsorów oczywiście chciała zgarnąć jak najwięcej, ale jak miała to zrobić, nie potrafiąc niczego szczególnego? Stąd wizja striptizu lub króliczka na jej pokazie. Improwizacja i rozluźnienie atmosfery, która zaczynała się wtedy robić nieco sztywna.
Teraz zaś najwidoczniej musiała rozluźnić Delilah, bo i ona wyglądała, jakby połknęła pigułki robiące z człowieka sztywniaka. Jeszcze jej tego brakowało, by osoba, z którą tak mile się niegdyś kochała, okazała się być Pinokiem, który wrócił po ich nocy do swej drewnianej postaci. To co, że baki kończyły się dobrze? Może bajka pod tytułem „Amanda i Delilah” miała skończyć się źle, czyli oto tak! Mandy korzystająca z daru ogromnego basenu, zaś Delcia siedząca sztywno i patrząca z przerażeniem na wodę, którą mogła rozmiękczyć jej stawy, a może też podziałać destrukcyjnie na klej, który trzymał nóżki przy talii. Podobnie cycki, łapki, głowa... Uśmiech. Wszystko miało odpaść przez kilka kropel i wilgoć.
- JA tutaj będę walczyć o Mistrzostwa Panem w pływaniu, honey. Woda zaś jest niesamowita, mimo że chlorowana. Ta w Kwartale, którą serwowała mi siostra, smakowała rdzą, a jak nie rdzą, to mułem, a jak nie mułem... Nie wnikałam. Lepiej w takich przypadkach nie wiedzieć, bo musiałabym umrzeć z odwodnienia i głodu, i brudu, i wszystkiego naraz – zauważyła, kładąc się na wodzie i leniwie sunąc na pleckach.
- Wiesz, że Alvi nie żyje? – Spytała zamyślona, wracając do chwil, gdy poznała Delilah, a przy tym też do uczuć, którymi darzyła tego kochanego grubasa. Tęskniła za swoim mężem, za sekszeniem się z nim, za jego komplementami i zadowoleniem... Szkoda, że już go nie było. – Spłonął... – Szepnęła, będąc świadomością daleko od Delilah. Widziała to wszystko ponownie. Każdą klatkę, sekunda po sekundzie. – Pochłonęły go płomienie, gdy pieprzył się z jakąś inną. Chciałam za nim skoczyć, ale ktoś mnie złapał. Chyba Matthew... Zostałam sama i zamknęłam się w sobie, ale niedawno wróciłam. Moja siostra się mną opiekowała przez ten cały czas, gdy ja biegałam po makowych łąkach, gdy spałam w swojej wieży lub gdy grałam w szachy ze skorpionem na pustyni. Miał serduszko wytatuowane na prawym szczypcu i robił szczypu-szczyp w powietrzu, gdy go ogrywałam – stwierdziła, wracając do rzeczywistości i obdarzając Delilah uśmiechem. – A TY, panno Poważna? Nie myślisz chyba, że ci pozwolę tu zgrywać pannę Pustak lub pannę Pinokię i siedzieć taką poważną? Może masz ochotę sprawdzić, która jest szybsza w pływaniu? Styl możesz wybrać sama... – Rzuciła, zachęcając Morgan do kąpieli i wspólnej zabawy.
Powrót do góry Go down
the pariah
Delilah Morgan
Delilah Morgan
https://panem.forumpl.net/t2389-delilah-morgan#33936
https://panem.forumpl.net/t2394-when-you-pee-all-over-my-chippendale-suite-delilah-delilah#33971
https://panem.forumpl.net/t2392-delilah-morgan
https://panem.forumpl.net/t2761-morgan#41745
Wiek : 18
Zawód : chodzący kłopot (?)
Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą
Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan
Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptySob Sie 16, 2014 5:10 am

Ponowne zobaczenie osoby z jej przeszłości, na dodatek takiej, co do której Di była święcie przekonana, że już od dobrych kilku lat wącha kwiatki od spodu, było dla niej co najmniej przeraźliwym szokiem, którego ukazywania nie mogła powstrzymać. To było zdecydowanie silniejsze od niej.
Tak samo zresztą jak i praktycznie nieustanne gapienie się na Mandy, z dodatkowo rozdziawionymi ustami!, wyczyniającą te wszystkie swoje focze sztuczki, które nie mogły nie sprawić, by wreszcie się uśmiechnęła. To było takie absurdalne i słodkie zarazem, niesamowicie urocze, choć przecież jednocześnie powinna była uznać to za odrobinę przerażające.
Choć… Czy aby na pewno? Amanda była przecież dla niej niegdyś jedną z tych niezmiernie ważnych osób i już wtedy zdarzało jej się robić różne dziwne, no i z pewnością wielce Delilah bawiące, rzeczy oraz nawijać ciągle w ten niezbyt powszechny sposób. Prawdę mówiąc, Morgan przyłapywała się nawet na tym, że w pewien sposób tęskniła za tą beztroską towarzyszącą starej znajomej.
Beztroską zdecydowanie potrzebną do jakiegokolwiek rozluźnienia się przed czymś, co i tak miało nastąpić, bowiem w jakiekolwiek nagłe odwołanie Igrzysk szczerze nie wierzyła. Nawet w obliczu wylosowania trybutów z Dzielnicy Rebeliantów, co już zdążyło dotrzeć do jej uszu, gdy pałętała się po Ośrodku, Alma Coin nie zamierzała raczej zrobić czegokolwiek w celu ponownego losowania czy też całkowitego odwołania rzezi, jaka niewątpliwie miała nadejść. Zarówno na początku przy Rogu Obfitości, jak i później. Aż nie zostałaby tylko jedna osoba uznana za zwycięską.
Właśnie… Jedna osoba. Czy więc warto było ponownie odnawiać kontakty z kimś, kto już wkrótce mógł ją zabić lub też kogo ona miała zamordować z zimną krwią? Czy nie było to tylko dodatkowe dokładanie sobie ciężaru mogącego wreszcie człowieka całkowicie przygnieść? Już raz obiecała sobie, że do nikogo się nie zbliży, by złamać tę zasadę i wreszcie ponownie zostać z niczym.
Bo jakoś nie widziała, by te kilka nabazgranych słów na kartce zrobiło na jej przyjacielu jakiekolwiek wrażenie. Gdyby tak było, z pewnością by tutaj nie siedziała sama. No, nie do końca tak całkowicie samotna, bo przecież po chwili pojawiła się i Amanda, ale niewątpliwie duchowo sama. I… O czym ona znowu zaczynała myśleć?! Duchowość… Normalnie coś godnego nawiedzonej wróżki, a przecież taką zdecydowanie nie była. Musiała się ogarnąć. No i skupić na słowach Mandy.
- Kwartał nie był aż taki zły. – Mruknęła pod nosem, dodając głośniej: - Przynajmniej tam śmierć nie była zapewniona pod publikę. Umierało się i tyle, koniec, cześć pieśni. Tutaj może i mamy czystą wodę oraz luksusy, ale co z tego, gdy i tak są niemożliwie wysokie szanse na to, że się padniemy już po chwili na Arenie. Jak nie zabite przez kogoś, to właśnie naszą kochaną wodę. – Ponownie spojrzała z odrazą na basen, tym razem dodatkowo wyciągając z niego pospiesznie nogi. Co za dużo to niezdrowo.
Usiadła w siadzie skrzyżnym, wpatrując się teraz w dziewczynę z taką samą podejrzliwością jak wcześniej w taflę wody i słuchając jej słów dotyczących Alvertusa i późniejszej historii, choć tylko cząstkowej, bowiem blondi przeskakiwała z tematu w temat szybciej od rakiety powietrznej. Przynajmniej udało jej się wyłapać kilka ważniejszych faktów…
- A ja? – Powtórzyła pytanie, odrobinę nieogarniając przez wcześniejsze tematyczne skoki Mandy. – A ja co? I nie, nie sądzę, że mi na to pozwolisz, a jednak… Nie pływam. Praktycznie nigdy, więc gratulacje. Wygrałaś walkowerem. – Zdecydowanie nie była w humorze na cokolwiek. Prawdę mówiąc, ostatnio jej nastroje i zachowania praktycznie nieustannie się zmieniały, co nie było takie znowu dziwne. Tylko denerwujące jak najbardziej. Nie tylko samą Di, ale też i całe jej otoczenie. Cóż. Bywa.
Powrót do góry Go down
the victim
Amanda Gautier
Amanda Gautier
https://panem.forumpl.net/t2388-amanda-gautier
https://panem.forumpl.net/t2407-kroliczki-amandy#34290
https://panem.forumpl.net/t2406-amanda-gautier#34284
https://panem.forumpl.net/t2807-dee-di#43183
Wiek : 20
Zawód : słodki nożownik
Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem
Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptyNie Sie 17, 2014 3:48 pm

Zdumiewał ją sposób, w jaki Delilah widziała Kwartał. KWARTAŁ NIE BYŁ AŻ TAKI ZŁY?! On było potwornaście potworaniasto potworny! Nie chciała tam wracać za nic, chyba że zapewniono by chociaż jej siostrzyczce luksusy. I normalne życie z Valeriusem, bo wciąż wierzyła w tę miłość, mimo że Tabitha już dawno ją pogrzebała. Za ich spokojne życie mogła się poświęcić mieszkaniem w KOLCu prawdopodobnie do końca życia... To było takie heroiczne, czyż nie? Mogła się poświęcić, choć prawdopodobnie by tam spędziła całe życie. Prawdopodobnie, bo oczywiście zamierzałaby wtedy szukać innego wyjścia z tej paskudnej sytuacji. Za nic nie zamierzała się poddawać, jeśli chodziło o życie w Kwartale. Nigdy! Do śmierci, oczywiście.
I co z tego, że Igrzyska były wydarzeniem na całe Panem, które miało oglądać z tymi dreszczami emocji, jak się wzajemnie zabijają? Sława była czymś słodkim, więc śmierć sławnym też miała być w pewien sposób słodka. I dramatyczniejsza, gdyż umierało się przed kamerami zabitym przez kogoś, kogo miało się okazję poznać choćby z widzenia. Widzieć mieli to inni mieszkańcy, znając te osoby z mediów. Ją znając! Bo tak, teraz przez kilka najbliższych dni mieli zostać bardzo pożądanymi gwiazdkami! Sława i chwała! Błyski reflektorów, wywiady, wyznania i błyszczenie! Czy można było sobie zapragnąć lepszej drogi do trumny? Jeśli już by zginęła, to odeszłaby w sposób godny jej drobnej i skromnej osoby, w taki, jaki mogła to sobie wymarzyć.
- A żeby tak łatwo nie zostać zabitą przez naszą kochaną wodę, choćby przez utopienie, to warto by było poćwiczyć, czyż nie? Nie umiesz pływać, że tak się lękasz? Bo mnie chyba się nie boisz? – Zapytała, uśmiechając się jak mały i słodki aniołek, którym w sumie była. Brakowało jej jedynie skrzydełek. Może powinna wystąpić w stroju anioła? Z lśniącą złotą aureolą lewitującą nad głową, różowymi kwiatkami w rozpuszczonych włosach i śnieżnobiały skrzydłami?
- A ja... A ty, co tu robisz? Teraz już w sumie wiem, że też cię wylosowali. Kiepska sprawa, ale przynajmniej możemy umrzeć sławne! – Powiedziała do niej, mrugając jednym oczkiem. – Poza tym takie dwie przeurocze damy jak my, powinny ujść z życiem przez pierwsze godziny na arenie... Waszych Zajebistości się od tak nie zabija. O!, ja chcę lawinę budyniu czekoladowego na arenie! Ciekawe, czy można im wysyłać pomysły na email. Wysłałabym. Może jeszcze chmurki ze śmietany, z której będzie padało mleko i zaszkodzi tym, którzy mają na nie uczulenie. A ja nie mam, ha!
- I nie ma walkowerem. Rusz dupeczkę, Mrogano, bo sama cię wepchnę do wody – stwierdziła, podpływając bliżej krawędzi i Delilah. – Chyba nie chcesz dać się utopić... Udupić... Utopić... Utupić! Nie dasz się utupić, co?! Dajesz, nie ma czego się bać, a ja, mimo że drobnam, mogę cię asekurować. Jeśli utoniesz na arenie, to będzie tylko i wyłącznie moja wina... Chcesz, by mała Amandzia miała wyrzuty sumienia?  Będę tak bardzo zaprzątnięta twoim topielcem, że w biegu nie zauważę drzewa i rozwalę sobie o niego czaszkę, a wtedy moja śmierć będzie twoją winą i moją jednocześnie. Moją podwójnie! – Zauważyła, zapraszając non stop Delilah do wody. Chyba też była uparta jak Tabitha... Co w sumie mogły odziedziczyć po matce obie I była tak bardzo słodka i niewinna...
- Amandzia nie chce mieć wyrzutów sumienia... - Powtórzyła, patrząc tak z dołu na Delilah tymi swoimi dużymi i niewinnymi niebieskimi oczkami.
Powrót do góry Go down
the pariah
Delilah Morgan
Delilah Morgan
https://panem.forumpl.net/t2389-delilah-morgan#33936
https://panem.forumpl.net/t2394-when-you-pee-all-over-my-chippendale-suite-delilah-delilah#33971
https://panem.forumpl.net/t2392-delilah-morgan
https://panem.forumpl.net/t2761-morgan#41745
Wiek : 18
Zawód : chodzący kłopot (?)
Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą
Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan
Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptyNie Sie 17, 2014 11:58 pm

A żeby tak łatwo nie zostać zabitą przez naszą kochaną wodę, choćby przez utopienie, to warto by było poćwiczyć, czyż nie? Nie, nie i w żadnym razie nie. Może i zgadzała się ze stwierdzeniem, że warto było poćwiczyć, bo jedną z wielu igrzyskowych możliwości była właśnie wodna Arena, jednak mimo wszystko nie zamierzała choćby próbować włazić do basenu, by w nim pływać. Nie ufała zbyt dużym ilościom wody, zwłaszcza już takiej głębokiej.
- Jakoś umiem. – Stwierdziła, patrząc na radośnie pluskającą się w wodzie dziewczynę. – Jakoś umiem, ale nie zamierzam do niej wchodzić. – Powtórzyła raz jeszcze, dodając przy tym jeszcze kilka słów. Nie łudziła się, że Amanda tak szybko jej odpuści, zadowalając się stwierdzeniem o delilahowej niechęci do pływania, a właściwie – do topienia się, jednak nie miała najmniejszego zamiaru kapitulować. Delilah Morgan nie pływała. Praktycznie nigdy.
Na sam widok kołyszącej się, nawet nieznacznie, wody… Cóż, przechodziły ją na tyle nieprzyjemne dreszcze, by skutecznie ją to odstręczało. Wspomnienia momentów, w których nie chciała wykonać jakiejś czynności nakazywanej jej przez wuja, a on chwytał ją ze złością za włosy, ciągnąc za nie po schodach, by następnie karać przytrzymywaniem głowy w wannie pełnej wody, powracały do niej za każdym razem, gdy tylko musiała zmierzyć się ze zbyt dużą ilością tej cieczy.
Nie powinna była tu przychodzić. Nie miała nawet bladego pojęcia, co ją tutaj przygnało. Nieważne, że spotkała w tym miejscu osobę, na której niegdyś, no i chyba tak właściwie – wciąż, jej zależało. Równie dobrze mogła ponownie zobaczyć się z Mandy w jakimkolwiek innym miejscu, w którym ta by nie mogła jej namawiać na zmoczenie się. Nawet już gdzieś na najzwyklejszym w świecie korytarzu byłoby znacznie lepiej. Bez możliwości utopienia się!
- Mojemu nienarodzonemu dziecku raczej nie spodoba się umieranie w blasku sławy. – Stwierdziła, patrząc z politowaniem i poirytowaniem na byłą kochankę, dla której to wszystko było najwyraźniej tylko wyśmienitą zabawą. Ona w żadnym razie tak tego nie odbierała. Mając jakikolwiek wybór, zdecydowanie wolałaby już żyć sobie niczym szara mieszkanka KOLCa. Bez blasku fleszy i wyświetlania jej na wielkich telebimach. Chciała ŻYĆ! A chwilowe kosztowanie dobrobytu i popularności nie było warte późniejszych zmagań i możliwej śmierci w męczarniach na Arenie. Nie jarało jej to.
- Dee, proszę. – Odezwała się jakby bezsilnie. – Przykro mi, ale nie jestem najlepszą towarzyszką do wymiany radosnych ploteczek i podekscytowanych słów o niedalekim udziale w Igrzyskach. I… Szczerze? Nie dziwię się sobie. – Powiedziała, patrząc poważnie na niezdrowo radosną Amandę. – Jestem w ciąży. W ciąży, Dee! Noszę w sobie życie, a mam umrzeć na durnej Arenie? Serio?! Jestem pewna, że mają tysiące pomysłów, jak uprzykrzyć nam życie, nie musisz jeszcze wysyłać im pomysłów na email.
Mało co ją teraz bawiło, a dzisiaj to już zupełnie. Była chodzącym kłębkiem nerwów, złości i rozpaczy. Zdecydowanie jej towarzyszka pojawiła się w beznadziejnie wręcz złym momencie. Nie chciała na nią wrzeszczeć czy sprawiać jej jakiejkolwiek przykrości, bo mimo wszystko, cóż, w dawnych czasach naprawdę było między nimi coś wspaniałego. Coś, co nie dawało jej teraz wstać, odwrócić się na pięcie i odejść bez słowa pożegnania. Choć i tak milczała, gdy Amanda praktykowała tę swoją paplaninę. Na koniec tylko mówiąc:
- Nie pływam, ale ty za to możesz pokazać mi, co potrafisz. Na Arenie będę się ciebie panicznie chwytać i będziesz mi robić za deskę do pływania. Z cyckami, ale jednak deskę. – Uśmiechnęła się nieznacznie.
Powrót do góry Go down
the victim
Amanda Gautier
Amanda Gautier
https://panem.forumpl.net/t2388-amanda-gautier
https://panem.forumpl.net/t2407-kroliczki-amandy#34290
https://panem.forumpl.net/t2406-amanda-gautier#34284
https://panem.forumpl.net/t2807-dee-di#43183
Wiek : 20
Zawód : słodki nożownik
Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem
Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptySro Sie 20, 2014 1:57 pm

Zaskoczyła ją informacja, że jej Delilah jest w ciąży. I to bardzo zaskoczyła. Nawet przez chwilę machała sobie nogami pod wodą, trawiąc tę informację i samej nie wiedząc, jak powinna na to wszystko zareagować. W jaki sposób? Delilah była bardzo ważną personą w jej życiu. Nie do końca partnerka, nie do końca przyjaciółka, nie do końca siostra. Coś po środku.
Wpierw ukłuła ją zazdrość, której towarzyszyły rumieńce. Taaak, zazdrość, bo najwyraźniej Delilah nie potrzebowała jej, ani Alviego, by świetnie się bawić. Zazdrościła jej wybrankowi, że mógł się z nią kochać i mieć ją na wyłączność. Uczucie to jednak prędko zniknęło, wyszczerzając usteczka Amandy w niemej chwilowo radości. Chwilowo niemej, bo zaraz zaczęła się śmiać szczęśliwa, piszczeć i wywijać fikołki w wodzie. To było takie niesamowite! Miała zostać ciocią!
- To świetna wiadomość! – Krzyknęła, gdy nieco opadły emocje w tym jej niewielkim ciałku. – A jak dasz mu na imię? Wiesz już jaka płeć? Dziewczynka czy chłopiec? Ostatnio bardzo podoba mi się imię Ludwik. Brzmi ciekawie... Możesz mu dać, o ile to będzie chłopczyk. Nie pogniewam się. Albo Anaximander! Przeurocze i takie zacne. Anastazja? Anastazja w sumie brzmi dziwnie.
- Delciu, ty jesteś w ciąży! - Krzyknęła szczęśliwa, choć zaraz też minka jej zrzedła. Uświadomiła sobie pewną paskudną sytuację. - Raaany, nie powinno cię tu być. Nie powinnaś brać udziału w Igrzyskach. Faktycznie dupna sprawa. Nie możesz umrzeć... To nie powinno tak się skończyć. Nie możesz umrzeć i twoje dziecko też nie. Ciocia Mandzia o to zadba... Co oznacza, że ja już owszem. Ja będę  musiała umrzeć... Może wygrać tylko jedno – stwierdziła smutno. – Miałam wyciągnąć siostrę z KOLCa, ale... Nie miałaby mi za złe, gdybym się tak poświęciła. Nie powinna, choć nie chciałaby, bym umarła. Muszę się z nią skontaktować i jej o wszystkim powiedzieć – myślała głośno, myśląc o swoim losie, Tabithy i Delilah. Nieźle się obie wkopały. Nie chciała jednak, by Delilah i jej dziecko umarło. Nawet nie chciała, by Delilah umierała... Kochała ją.
- Pieprzyć to! – Odezwała się nagle, uświadamiając sobie, że mówiła dotąd głośno o swojej śmierci, gdy to Delilah miała paskudny humor. Takie przemyślenia powinna zostawić na czas, gdy będzie sama, a teraz miała przyjaciółkę do pocieszenia. – Jakoś się wszystko dobrze ułoży. Będzie dobrze, zobaczysz. Może nie tak, jak to sobie wymarzysz, ale będzie.
Wyszła z wody na brzeg ze swoim niezniszczalnym uśmiechem na twarzy. Nie było co się przejmować, gdy jeszcze nie było wiadomo, co ich tak dokładnie czeka na arenie. Musiała myśleć o aktualnej chwili. Owinęła się ręcznikiem i przytuliła do siebie Delilah.
- Moje cycki pomogą ci w wodzie. Możesz na mnie liczyć... Może pójdziemy do restauracji coś zjeść? Pogadamy o strategii uwodzenia na arenie. Musimy sobie zaskarbić jakichś dzielnych chłopaczków, którzy będą walczyć w naszym imieniu... Wiem, to wcale nie śmieszne, ale możemy pogadać o czymkolwiek albo też posiedzieć w milczeniu – zaoferowała się, głaszcząc dziewczynę po plecach. - Wiem, że nie zawsze mówię rzeczy, które chciałoby się usłyszeć w tak beznadziejnej sytuacji, ale... Powinnaś cieszyć się życiem, skoro przyszłość tak bardzo niepewna. Nie daj sobie psuć humoru. Obie zadbamy, by twoje dziecko miało przyszłość - stwierdziła walecznie, pewna swych słów. Może znalazłyby sposób, jak wygrać we dwójkę?
Powrót do góry Go down
the pariah
Delilah Morgan
Delilah Morgan
https://panem.forumpl.net/t2389-delilah-morgan#33936
https://panem.forumpl.net/t2394-when-you-pee-all-over-my-chippendale-suite-delilah-delilah#33971
https://panem.forumpl.net/t2392-delilah-morgan
https://panem.forumpl.net/t2761-morgan#41745
Wiek : 18
Zawód : chodzący kłopot (?)
Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą
Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan
Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptySro Sie 20, 2014 5:17 pm

Szczerze zastanawiało ją, co było w informacjach o ciąży takiego, że ludzie już na samo wspomnienie tego zaczynali zachowywać się jeszcze bardziej dziwacznie. W skrajnie różne sposoby, ale i tak w znacznej większości z jakimś chorym podekscytowaniem, którego ona sama nie czuła. Może i zaakceptowała jakoś tę wiadomość, jednak nie mogła powiedzieć, by była jakoś specjalnie radosna. Zwłaszcza już w obliczu niedalekiego stanięcia na Arenie oraz możliwości zginięcia na niej. Poza tym doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że matka miała być z niej nadzwyczaj kiepska. O ile w ogóle jakakolwiek, bo cień Igrzysk wisiał jej przecież nad głową.
Poza tym rola samotnej i dosyć młodej matki w żadnym razie jej nie pasowała. Nie tak to wszystko miało wyglądać, nawet w najgorszych koszmarach. Dlatego też wiedziała jedno. Jeśli przyjdzie jej naprawdę utrzymać się na Arenie, a to całą sobą planowała robić, by wyjść z niej w jednym kawałku i wciąż być w ciąży… Cóż… I tak nie będzie malucha o nazwisku Morgan. Z uwagi na pewne rzeczy, zwyczajnie nawet nie zamierzała próbować.
Paplanina Amandy o płci czy imieniu nie miała nawet najmniejszego sensu, bowiem nic z tego nie zależało od Delilah. Może i była w ciąży, chciała je urodzić, ale nie zamierzała mieć w przyszłości jakiegokolwiek związku z nim. Zwyczajnie nie. Nie interesowała się więc płcią ani nie wybierała dziecku imienia. Pierwsze nie było zależne od niej i jakieś bliższe informacje o tym mogły jej tylko namotać w umyśle, tego zaś nie potrzebowała, natomiast tym drugim mieli się zająć ludzie chcący wziąć malucha do siebie. I na tym temat się kończył.
Zdecydowanie nie było tutaj miejsca na nadmierne, lub jakiekolwiek!, podekscytowanie czy coś w tym rodzaju. Tak samo zresztą jak nie miało być żadnej cioci Mandzi, bowiem Delilah zwyczajnie wątpiła w to, że ktokolwiek zechce dopuścić do swojego dziecka osóbkę zachowującą się jak zjarany szczęściem elf. A ona sama… Nie, nie było o tym nawet mowy. Zwłaszcza przy nadzwyczaj dużej możliwości dowalenia sobie tylko jeszcze większych lęków po Igrzyskach. Była zdecydowanie złym materiałem i tak już miało pozostać. Definitywnie.
Nie zamierzała nawet nikogo okłamywać. To nie było teraz jej potrzebne. Tak samo zresztą jak wywoływanie u Amandy zbytecznych nadziei, by potem je zupełnie stłamsić. Nie bawiło jej to akurat. Prawie na równi z tym, co wyprawiała towarzyszka. Miała zdecydowanie nazbyt paskudny humor, by chociaż próbować śmiać się z tego wszystkiego i wszelkich amandowych reakcji.
- Nie będę nadawać dziecku imienia. – Odpowiedziała spokojnym głosem, jakby miała do czynienia z nadgorliwą uczennicą. Dziewczyną, na którą nie dało się wrzeszczeć czy wściekać, ale która z pewnością męczyła ją swoim zachowaniem. – Nie chcę znać płci. Nie zachowam dziecka. Oddam je, jeśli tylko uda mi się przeżyć wystarczająco długo na Arenie, by wygrać. – Skrzywiła wargi. – Chociaż to nie jest kwestia jeśli, to jest już muszę.
Nie zamierzała umrzeć. Musiała przeżyć i to nawet kosztem innych. No dobrze, patrząc na jej branie udziału w Igrzyskach, w których nieustannie dochodziło do rzezi, zdecydowanie kosztem innych. Zaczęła już to sobie przyswajać, zabezpieczając się przy tym przez całkowicie zbędnymi wyrzutami sumienia. Musiała je porzucić, jeśli naprawdę chciała wygrać. Na nic miały jej się zdać słabowite odruchy człowieczeństwa, jeśli jednocześnie oznaczały one dobrowolne wystawianie się na śmierć.
- Dziękuję za troskę i chęć pomocy……bo tylko to udało mi się zrozumieć z twojej dalszej gadaniny……i mam nadzieję, że faktycznie będzie dobrze, ale ja osobiście nie widzę siebie w roli matki, Dee. Jestem od tego tak daleka, że nawet przez teleskop mnie nie dojrzysz. Zrobię wszystko, by wygrać i by chociaż spróbować zapewnić dziecku odpowiednią przyszłość, w której mnie nie będzie. – Powiedziała cicho, uśmiechając się gorzko i patrząc na wodę.
Nie odwzajemniała uścisku. O dziwo!, wcale nie z powodu niechęci do przytulania mimo wszystko mokrej koleżanki, a z dużo bardziej prozaicznej przyczyny. Przyczyny sprawiającej, że Delilah aż pozieleniała i poderwała się w górę, nie zwracając uwagi na to, jak blisko krawędzi basenu siedzą i że mimo wszystko jest od Amandy mniej eteryczna, a co za tym idzie – jej gwałtowne ruchy mogą pomóc dziewczynie w ponownym spotkaniu się z wodą.
Nie zwracała już uwagi na Gautier, co w sumie chyba było niekulturalne, ale się tym nie przejmowała. Zwyczajnie podjęła wszystkie kroki ku temu, by skulić się w pędem wylecieć z basenu, wrzeszcząc tylko pospiesznie:
- Spotkamy się później!

[z/t]
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptyNie Sie 24, 2014 5:56 pm

/z apartamentu mentorów

Zastanawiało ją, jak to się w ogóle stało. Dlaczego spotkali się teraz, tutaj i po co. Nie wiedziała, czy los sobie z niej kpił, czy chciał jej pomóc i odwieść od prawdopodobnej złej decyzji, której żałowałaby całe życie. Druga opcja wydawała jej się tak nieprawdopodobna, że aż niemożliwa; wątpiła, że cokolwiek na tym świecie, z uwielbieniem przez nią nazywanym padołem rozpaczy, mogłoby jej sprzyjać. I choć dewiza tego państwa była nadzieją na to, nie wierzyła w to. Wszystko w tym kraju było fałszywe, począwszy od ustroju, władzy, aż po ludzi. Każda nawet najmniejsza rzecz doprowadzała człowieka do stanu, w którym ma ochotę zdezerterować, byle tylko tutaj nie mieszkać. Jednak to samo państwo okłamywało ludzi, nie mówiło, co jest poza granicami. Jedni twierdzili, że nie ma niczego, a jeżeli już jest, to nie ma tam cywilizacji. Drudzy z kolei mówili, że tam jest lepiej, nikt się nie wyżyna w ramach "tradycji" i "zjednoczenia", że tam istnieje coś takiego jak pokój i prawa człowieka, nie ma terroru i dyktatury pod słodkim imieniem wspólnego dobra. Nikt nie uciekał, bo nikt nie wiedział, co jest poza granicami. Nikt nie chce kupować kota w worku. Wszyscy wolą żyć jak zwierzęta idące na rzeź, ale na swoim gruncie, bo przynajmniej wiedzą, czego się spodziewać. Wszystko w Panem było złe, przesiąknięte zepsuciem do szpiku kości każdego człowieka. Nad Kapitolem unosiła się aura śmierci i wojny, nawet wtedy, gdy teoretycznie panował pokój. Rosemary zawsze myślała, że w miejscu takim jak to, nie można znaleźć szczęścia.
Jednak teraz była gotowa zmienić swoje myślenie.
Choć z wierzchu była idealna, bez skazy, wewnątrz było coś więcej. Naprawdę była człowiekiem, czuła, myślała i chciała być kochana, ale nie potrafiła tego pokazać. Wszystkie podjęte przez nią próby spalały na panewce, zanim ktokolwiek je zauważał. Chciała pokazać, co kryje w głębi duszy. I że naprawdę ma w głębi duszę. To, co z zewnątrz nie ma skaz, wewnątrz ma ich najwięcej. Nigdy nie była idealna, swój paskudny charakter maskowała wyglądem, bo zawsze liczy się tylko to, co widzą ludzie. Gdyby jeszcze potrafiła się uśmiechać, nikt nie mógłby zgadnąć, że w rzeczywistości jest śmiertelnie smutna oraz cholernie samotna. Nie potrafiła o tym mówić, nie chciała przyznać się do słabości, a nikt nie umiał się domyślić, co tak naprawdę się z nią dzieje. To było błędne koło, za każdym razem krąg się zataczał i było tak samo. Mimo, że chciała, nie mogła tego zmienić, bo sama sobie nie da rady.
Szła tuż obok, ale była zbyt zmieszana by spojrzeć. Nie dała rady podnieść głowy, cały czas wbijała wzrok w dłonie, zaplatała palce, wyginała je, tylko po to, by jakoś odwrócić swoją uwagę. Nie wiedziała, co ma mu powiedzieć. Nie potrafiła wydusić słowa, mimo, że jej wargi wielokrotnie drżały, jakby coś cisnęło się na usta. Była zbyt skrępowana by się odezwać, nie umiała paplać jak opętana, choć to podobno było dewizą kobiet. Nie pytana o zdanie potrafiła siedzieć cicho, nigdy nie mówiła wiele. Była spokojna, dopóki nikt nie zalazł jej za skórę.
Zatrzymała się nad brzegiem basenu i spojrzała na łagodną taflę. Lubiła wodę; nie umiała niestety pływać, chociaż chciała mieć tę umiejętność. Nie miała gdzie się tego nauczyć, w Dwójce nie było żadnych akwenów. Było małe jezioro, ale pełne głazów, do którego rodzice nie pozwalali zbliżać się bez dorosłego. Ale nikt z nią nie chciał tam pójść. Dopiero po latach domyśliła się, że nie chodzili tam z nią, bo znajdowało się tuż obok domu jego brata, nie dlatego, że było niebezpieczne.
Zdjęła buty z nóg i odstawiła je na bok, by zamoczyć palce w wodzie. Była orzeźwiająco chłodna i przyjemna. Zakreśliła stopą kółko w wodzie, a chwilę potem wydusiła pierwsze słowa od dłuższej chwili.
- Lubię wodę. - powiedziała cicho i zerknęła na Mathiasa niepewnie, jakby tylko chciała się upewnić, że nadal tam jest. Na szczęście był. I przez chwilę pomyślała, że powinno zostać tak na zawsze.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptyWto Sie 26, 2014 1:16 pm

Panem było miejscem, do którego okrucieństwa zdążył się przyzwyczaić. Życie w nędzy dla kogoś, kto wśród niej się wychował, nie robi wrażenia w późniejszych etapach życia. Jeśli oglądało się śmierć już miliony razy, jeśli zaglądano jej prosto w puste oczodoły, widok maszerujących na rzeź trybutów to tylko kolejny etap eliminacyjny. Selekcja naturalna poprzedzona politycznymi rozgrywkami, w tej kwestii znów przegrał rozsądek, litość czy ta pieprzona równość, którą się kierują. Kiedyś myślał, że wie co znaczy to słowo, myślał, że to oni są pomyleni i wprowadzają społeczeństwo w błąd. W rzeczywistości ci wszyscy, którzy nie zdążyli zrozumieć, że pierwotne znaczenie przepadło w morzu niesprawiedliwości i błędnych decyzji, są wariatami, bo to nie świat przyporządkowuje się do ludzi, a ludzie do świata. Tylko są na tyle głupi, aby nie zrozumieć, że to oni go kształtują, że tworząc obraz śmierci i podpierając go słowem "równość, wolność, niezależność" zmieniają pojęcie o tym, jakie powinny być, bo dobre słowa świadczą o czymś złym. Jebany paradoks. I awersja na każdą wzmiankę o sprawiedliwości, która dawno została pochłonięta przez erę Igrzysk, barw i bankietów. Coś szarego i tak nieatrakcyjnego przeciwko rozpuście i przyjemnościom? Wyrzeczenia przeciwko prawdziwej wolności oraz władzy? Człowiek to nie definicja rozwagi, to nie definicja dobroci, człowiek to istota, która ugina się pod konsekwencjami, wsiąka w społeczeństwo. To przykre dla kogoś, kto nigdy nie chciał się dostosować, który wciągany przez tłum w morderczą machinę zależności oraz obowiązków wyrywał się za każdym razem i piął przed siebie. Wtedy działał instynktownie, dostrzegał niebezpieczeństwo, unikał zwierzchności, unikał ludzi, którzy mogliby zmusić go do tego, aby się podporządkowywał, którzy mogliby sprawić, że chce się podporządkować. I wydawałoby się, że odrzucenie tego po raz kolejny będzie proste, że pozostawienie za sobą przeszłości to będzie gładka droga ku wyzwoleniu. Oni wszyscy mieli piękne twarze, jeszcze straszniejsze intencje, a ona była właśnie taka, słodka i nieczuła. Bolało cholernie, gdy ją dotykał, bolało cholernie, gdy nie było jej obok. Nienawidził jej ale najbardziej nienawidził siebie, że nie potrafi zapomnieć, że został uwiązany.
Zależność jest okrutna, ale jak podzielić siebie pomiędzy dwóch panów?
I to było najgorsze, że nie mógł dać jej więcej, niż tylko skrawka tego, co posiadał, bo nie potrafił zerwać z tym, co nadal trzymało go skutecznie na uwięzi i pozbawiało zdrowych zmysłów. I nie umiało się dzielić, nie znało kompromisów. Było pięknie, słodkie i nieczułe. Ale bezlitosne. Krótkie życie spędzone na anielskim uniesieniu, krótkie życie ale wygodne i wspaniałe. Nie tak jak zakładał pierwotny scenariusz.
Ona lubiła milczeć. Kolejna wspólna cecha. Przerażające. Ale mogła słuchać. Jaka wyrozumiała, taka podobna. Cierpliwa.
Mówił coś o Mayi, że ją spotkał: miła, trochę się burzyła. Generalnie smutne spotkanie, bo czekała ją śmierć. Krzyżyki. Znał ten ciężar. Ale dzielenie się z kimś swoim bólem nie jest przyjemne, niektórym jest lżej, bo zrzucają go z siebie, on wolał sam nieść swój heroinowy krzyż i nie potrzebował niczyjej pomocy, aby donieść go na rytualne ukrzyżowanie. Dlatego to był błahy temat, dlatego nie poruszał delikatnych kwestii, bo to było delikatne, śmiał się z półnagiego chłopca, z Daisy, która chłonęła światło oraz z Alexa, który szczególnie przypadł mu do gustu. Zainwestowałby w czyjeś życie, ale na razie musiał uporządkować swoje.
-Wzruszające - odwrócił się w jej kierunku, by parsknąć śmiechem. Starał się przypomnieć sobie, kiedy nauczył się pływać. Ścieki? Kanały? Inne miejsca? Tyle wspomnień, nie wiadomo, które wybrać, bo każde było równie zamglone i dalekie, bo z poprzedniego życia. Podzieliłby się z nią tą wspaniałą historią, gdyby nie wyszczerzył się do niej i nie pchnął ją z impetem w stronę wody. A potem zaśmiał się jeszcze raz, nieco głośniej, bo pomyślał, że oto nadszedł dzień, w którym pokonał Rosemary Garroway.
Miał tylko nadzieję, że zdąży uciec, zanim ta wyjdzie z wody, żeby zrobić z niego masę pomidorową.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptyWto Sie 26, 2014 2:23 pm

Ona nie potrafiła przywyknąć. Chociaż żyła w takim środowisku wiele lat, nie wychowywała się w nim. W pierwotnym zamyśle miała być grzeczną córeczką tatusia, której dosłownie nie brak niczego, bo dobrze się uczy i kiedyś zostanie lekarzem tak jak rodzice. Niestety cały misterny plan poszedł w pizdu, kiedy już nie miała być czyją córeczką. Wtedy wszystko się zmieniło, bo całe plany na przyszłość zniknęły, nawet jeżeli nie były górnych lotów. Musiała sama sobie poradzić w świecie pełnym okrucieństwa, nie było nikogo, kto mógłby zasłonić jej oczy i odwrócić od zła, czy poprowadzić za rączkę, by się nie wywróciła. Musiała wkroczyć w nową rzeczywistość, a nie było to dla niej łatwe. Uczyli ją chodzić po zielonej trawie, nie po trupach.
Jedne oczy się zamknęły, drugie otworzyły. Czy śmierć zawsze musi być tym elementem wiążącym, coś kończyć, ale i zaczynać? Czy nie ma dla niej jakiegoś przyjemniejszego zamiennika? Odejście z tego świata było zarazem łatwą, ale i trudną decyzją. Niosło ze sobą strach, ale i ulgę. Było pełne tylu zbieżnych emocji, że nikt nie wiedział, która jest właściwa. Ale Rose nie bała się śmierci. Nie potrafiła się do niej przyzwyczaić, ale nie obawiała się jej, bo stała z nią twarzą w twarz wiele razy. Wiele razy ratowała komuś życie, ale równie często je odbierała. Coś się kończy, coś się zaczyna. Ktoś musi umrzeć, żeby żyć mógł ktoś. Tak było. Taka jest kolej rzeczy. Świat się nie zmieni, dopóki ludzie się nie zmienią, a na to się nie zapowiada. Tak być musi, sami wybraliśmy taką ścieżkę, a obranie nowej to dla nas zbyt wiele. Ludzie to tylko marne istoty, które walczą o to, co podnosi ich rangą wyżej w społeczeństwie. Ale czym tu się chełpić? Każdy konkurował z każdym o to, kto jest większym kaleką. Taka właśnie była prawda. Wszyscy tak bardzo walczyli o tytuł idioty, bo ktoś kiedyś im wmówił, że to bardzo renomowany status. Wiedziała, że tak jest. Doskonale zdawała sobie sprawę, że niczego nie zmieni. Ale nie potrafiła przywyknąć.
Na szczęście potrafiła to wszystko ignorować, migać się od brania udziału w tym sławetnym konkursie. Skupiała się tylko na sobie i na tym, co ją dotyczy, próbując sobie wmówić, że nikt inny nie może i nie powinien tego zmieniać. Zamykała się na świat, nie zdając sobie sprawy, że pewnego dnia pojawi się ktoś, kto zapuka do jej serca, a ona pomimo lęku i niechęci, postanowi je otworzyć. Nie mogła sobie wyobrazić, że jest jakieś uczucie, które sprawi, że będzie działała wbrew sobie. Teraz była przerażona, że jest coś, co może popchnąć ją do najgorszego, była zaskoczona, że potrafi z siebie wykrzesać takie emocje. Dotarło do niej, że wewnątrz niej tkwi coś, co przez wiele lat ukrywała, a teraz chce wydostać się na wolność. Była zdezorientowana i bała się, że sobie nie poradzi. Z całych sił starała się zamknąć z powrotem drzwi, przez które wylewały się uwięzione przez lata uczucia. Ale one były od niej silniejsze, to wszystko było od niej silniejsze. Przez chwilę myślała, że jej serce bije tak głośno, bo chce ją ogłuszyć, chce by otępiała od dudniącej w jej uszach krwi. Usilnie starała się to powstrzymać, ale jej się nie udawało. Bo była tylko małą, biedną dziewczynką, która chciała być kimś, kim być nie potrafi.
Naprawdę lubiła słuchać. Mogła godzinami iść obok niego i milczeć, a on mógłby mówić, dopóki by się nie zmęczył. I to wcale nie było tak, że jednym uchem wpuszczała jego paplaninę, a drugim wypuszczała; naprawdę go słuchała. Uwielbiała, gdy cały czas do niej mówił, nawet bez sensu, bo zagłuszał jej myśli, pozwalał jej chociaż na chwilę oderwać się od dręczących ją pytań, na które szukała odpowiedzi, chociaż wiedziała, że odnalezienie ich jest niemożliwe. Lubiła, gdy się śmiał, bo sama cieszyła się, że przynajmniej on to potrafił. Chciała odpowiedzieć mu tym samym, ale nie umiała. Jednak szybko zapominała, bo on znowu mówił, a męczące ją myśli gdzieś odpływały. Dział na nią lepiej niż alkohol.
- Czy zawsze musisz być taki sarkastyczny? - zadała pytanie i chciała mówić dalej, bo naprawdę starała się jakoś nawiązać rozmowę. I chciała się trochę zdenerwować, że znowu zachowuje się jak kapryśny dzieciak, ale wtedy poczuła, że ją popchnął, a ona zmierza w kierunku głębokiej wody. Usłyszała głośny plusk, poczuła jak woda najpierw ją opryskuje, a potem przykrywa całą, dostając się wszędzie, do oczu, uszu, ust. Zdezorientowana zacisnęła powieki i skuliła się, starając się za wszelką cenę wydostać na powierzchnię. Odepchnęła się stopą od dna, jednak zbyt słabo, by wynurzyć coś więcej niż głowę.
- Mathias! - krzyknęła przerażona, pluskając wodą na lewo i prawo, starając się dosięgnąć dłonią brzegu. - Ja nie umiem pływać! - tyle zdążyła powiedzieć, zanim zachłysnęła się wodą i zaczęła się krztusić. Poczuła, że jej sukienka robi się coraz cięższa. Jej czerwień pod wpływem wody ściemniała i teraz ewidentnie wyglądała jak ciemna krew. Z całej siły starała się wynurzyć, ale miała wrażenie, jakby do jej płuc zaczęły wlewać się litry wody, czyniąc ją coraz cięższą. Mimo starań zaczęła opadać na dno i nie czuła nic, oprócz dezorientacji i szoku.
Ale gdyby nie fakt, że właśnie się topiła, zapewne czułaby gniew i chęć mordu.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptyWto Sie 26, 2014 9:36 pm

Świat światem, był okrutny, pojebany. Panem takie było. Koniec dyskusji. Mathias wychował się na pograniczu dwóch światów: piekła i nieba. Niesamowite przeżycie, ale nie poleca a kategorycznie odradza, choć oczywiście nie widziałby siebie w innym miejscu niż wśród rozkładających się przy ścianie budynku trupów. Mechanizm który już wsiąkł w jego przyćpaną podświadomość, przykre ale w pewien sposób dosadnie prawdziwe i wręcz ludzkie. Wizerunki bogów czy herosów odstawiamy na bok, bo jego los nigdy nie stał na tej konkretnej półce wielkich i nieśmiertelnych. Rzućmy lepiej okiem na to, co pląta się pomiędzy zakurzonymi nogami meblu, bo czym dalej, to bliżej końca, a wiadomo, że finałem całego przedstawienia jest piach. Skorupa z ziemi, uboga i skromna, jeśli jakakolwiek. Ale chyba wolałby, by już nikt o nim nie pamiętał, niż wspominał tak źle, jak on swoją własną matkę. Doskonale wiedział, gdzie leżała, ale nigdy już tam nie wrócił. Nie zamierzał, nie chciał, bo była dlań czymś znajomym a jednocześnie znienawidzonym. Słowo "matka" było mu obce, to przeklęte sformułowanie składające się z pięciu liter, które razem tworzyły prawdziwy argument przeciwko człowieczeństwu i podstawie jego istnienia. Była zła, jeśli istnieje jakaś definicja okrucieństwa, brudu oraz pychy to zdecydowanie słowo "kobieta" nim jest. Nie było uścisków, nie było czułych uśmiechów, a szorstka i drżąca dłoń szarpiąca jego spodnie, gdy chciała go zmusić do kapitulacji i zwierzęcy ryk, gdy zamykał jej drzwi przed nosem, stawał po drugiej stronie korytarza i czekał. Trząsł się, płakał, ale czekał, na początku uciekał, ale jej głos przepełniony udręką i pożądaniem zaczął przyprawiać go o przyjemne ciarki jak wówczas, gdy słyszał jej zduszone jęki, które wydawała w poduszkę podczas gwałtów. I jeszcze to drobne zawiniątko, które odebrało mu rodzicielkę, dzierżył je w dłoni jak trofeum, ściskał i uśmiechał się, nieśmiało i delikatnie, z nadzieją, że w końcu zdechnie. Ale to była silna sztuka, niezłamana. Ile to lat? Sam nie wiedział. Nie liczył, nigdy nie policzył. Nie chciał wiedzieć, ile prawdopodobnie mu zostało. Mniej lub więcej. Ile czasu zostało mu z nią. I nie wiedział, dlaczego o tym pomyślał, zresztą i tak od razu odparł tę szaleńczą myśl, aby po chwili, niczym na głodzie, wrócić do niej, otulić się nią i pozwolić na chwilę zapomnienia.
Romantycznie.
Był niemalże pewien, że o czymś zapomniał i gdy wejdą na basen, wpadną do przyciemnionego pomieszczenia, a połyskującą w półmroku wodę będą otaczać rozstawione w równej odległości od siebie świeczki oraz krwiste róże. Ale tak się nie stało, czar prysł, chociaż nadal była przy nim. I nie chciałby, aby odchodziła, bo mógłby tak jeszcze długo. Aż w końcu zorientowaliby się, jakim jest darmozjadem i że podkrada darmowe kupony do rożnych lokali przeznaczonych dla mentorów oraz trenerów. I że nie pracuje. Ale czy nikt nie kontroluje tych kamer? Chyba że to Katy sprawuje pieczę nad jego bezpieczeństwem, ale uroczo, ale w końcu mogłaby kurwa przestać, bo to odwrócenie ról wcale mu nie odpowiadało. Wręcz irytowało i doprowadzało do istnej furii, bo był przyzwyczajony do roli przewodnika oraz guru, w jakichkolwiek związkach. Dlatego gdy okazywało się, że to nie on przysłowiowo dominuje, irytował się, przeklinał i buntował starając udowodnić swoją wartość, wyjaśnić w okrutny sposób, że też się liczy. Bo tego w istocie potrzebował, jako ktoś z kompleksem w zakresie swojej samooceny, chciał być kimś. Ten świat nie należał do niego, tutaj był jedynie brudnym ćpunem błąkającym się po Ośrodku, zawadzającym lub pojawiającym się w najmniej odpowiednich momentach, był nikim. To go przerażało, zaganiało w ślepy róg, nie potrafił sobie poradzić. W Kwartale pracował w Violatorze, Frans pozwalał mu rozwinąć skrzydła, pozwolił kierować swoim życiem, cudzym, majstrować, załatwiać sprawy. To było satysfakcjonujące, bo jako jeden z nielicznych od początku utrzymywał się na fali i pomógł także jemu pozostać na powierzchni, gdy większość tonęła pod ciężarem ponurej i nie tak barwnej rzeczywistości. Być może dlatego tak cierpiał, gdy został odrzucony, co prawda cierpiał też dlatego, że jego jedna łydka została podziurawiona i to straszliwie bolało, ale jeśli już skupiamy się na jego pokręconej psychice - chyba nie potrafił zrozumieć nadal, dlaczego został w taki dżentelmeński sposób potraktowany przez kogoś, kogo darzył swego rodzaju zaufaniem.
Ykhm. Słucham? ...! Och, no cóż...! A wracając do trzymania na powierzchni, to Rose zdecydowanie nie była w tym dobra, bo zaraz po tym, jak wypłynęła nad wodę, znów się zanurzyła. I był chyba zajęty liczeniem sekund do ostatecznego wpierdolu i podziwianiem sukienki malującej się w głębi basenu, bo dopiero jej głos wyrwał go narkotycznego transu, któremu posłusznie uległ. Nagle kolory się wyostrzyły. Adrenalina. To nie był strach, bo odczuwał głęboki spokój, ale był o wiele bardziej skupiony i milczący, bo przez moment wpatrywał się w majaczącą na dnie postać jednocześnie ściągając buty i zrzucając z siebie uniform dozorcy, który tak idealnie na nim leżał, że było mu wręcz szkoda. Ale ten upadł zaraz koło rozrzuconych trampów a on, nawet nie zastanawiając się, czy umie pływać i czy pamięta jak to się robi, wskoczył za nią. I to było bardzo przyjemne, bo pochłonęła go na moment ciemność, przyjemny chłód otulił, a on czuł się jak pod wpływem niezłej jazdy.
Halo halo, łączę się z centralą, ale nikt mnie nie słucha, świat mnie znowu wyrucha, halo halo Rose nie umieraj, choć świat to nie raj, aj aj aj.
Najpierw była harmonia, biel i błękit współgrały ze sobą, a on rozglądał się, jakby rosły przed nim niesamowite górskie widoki, dopóki nie dostrzegł czerwonej niczym róże sukienki. Zanurkował i wszystko, cały ten świat, był taki wolny i niesamowicie spokojny, jakby nigdzie się nie spieszył. Ruszała się, może miotała jak uwięzione w klatce zwierzę, ale objął ją i odepchnął się od dna. Płuca piekły (pieprzone papierosy) dlatego, gdy już wypłynął na powierzchnię, to była ulga a jednocześnie rozczarowanie, że świat już nie jest taki piękny. Tam wszystko było idealne, tutaj nic się nie zgadzało. Oprócz niej. Jeśli żyła. Musiała.
Muzyczka w jego głowie ucichła. Smutno.
Przybił do brzegu, to pierwsze co zrobił, potem jakoś udało mu się wyczołgać, wraz z nią oczywiście, na zimne kafelki.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptyWto Sie 26, 2014 10:46 pm

Docierał do niej tylko szum. Wszystko inne jakby zniknęło, rozpłynęło się w otaczającej ją ze wszystkich stron wodzie. Chociaż zamknęła oczy, wiedziała, że dookoła niej jest ciemno. Czuła, że jest sama, nie słyszała nic oprócz szumu. Nie wiedziała czy to woda, czy może jej serce nadal bije tak mocno jak wcześniej i to po prostu dudnienie krwi w uszach. Nie była wściekła, bo nie miała teraz czasu nad roztkliwianiem się, w jaki sposób pozbędzie się wnętrzności Mathiasa, w ramach kary za ten bezmyślny czyn. Po prostu opadała nad dno i zbierało ją trochę na śmiech, że może umrzeć w taki beznadziejny sposób. Oczywiście jak zawsze rozpatrywała najgorszy i najczarniejszy możliwy scenariusz, ale naprawdę była zawiedziona, że śmierć chce dotrzeć do niej w tak banalny sposób. Wiele razy los próbował się jej pozbyć, miał tyle uroczych okazji, a chce ją zlikwidować topiąc ją w basenie? Szczerze by go teraz wyśmiała, gdyby nie była zajęta desperackimi próbami wydostania się na powierzchnię. Była zła na siebie, że nie wpadła wcześniej na pomysł nauki pływania, w końcu to jedna z dosyć podstawowych czynności. Wkurzał ją fakt, że nie potrafi sobie poradzić w tak głupiej sytuacji, że pokonuje ją tak głupia rzecz. To tylko woda, Rose. Nie ma się czego bać, wystarczy odepchnąć się od dna, a potem machać rękami i nogami. To nie jest trudne, przecież widziałaś jak inni to robią.
Naprawdę próbowała wydostać się o własnych siłach, desperacko łaknęła powietrza, bo czuła, że woda ściska jej klatkę piersiową jak gąbkę. Gardło paliło ją żywym ogniem i nie wiedziała czy to z braku tlenu, czy dlatego, że nałykała się wody w bardzo awangardowy sposób - przez nos. Nagle poczuła, że jej strasznie zimno; jakby jeszcze tego brakowało. W końcu zaczęła odczuwać zmęczenie ciągłym miotaniem się, poczuła się totalnie bezsilna. Więc przestała i pozwoliła, by zimno wraz szumem oplotły ją całą. Przez krótką chwilę była tylko ona, woda i ciemność, bo szum w końcu też zniknął. Wszystko wyparowało.
Wtedy poczuła szarpnięcie, a szum powrócił. Zrobiło jej się cieplej, bo coś ją obejmowało. Lub ktoś. Niezbyt docierało do niej, co się dzieje dookoła. Była wpółprzytomna, czuła się wręcz wyczerpana i wyzuta z resztek sił. Nawet kiedy jej policzki omiotło ciepłe powietrze, gdy jej głowa znalazła się ponad powierzchnią, nie miała siły, by go zaczerpnąć. Pod powiekami przemykało jej mnóstwo kolorowych plam, zupełnie jak wtedy, gdy zamknie się oczy po długim patrzeniu na źródło światła. Po chwili wrócił też szum, a zaraz za nim inne dźwięki, z których potrafiła rozpoznać tylko i wyłącznie pluskanie wody.
Do tej pory miała styczność z nią tylko i wyłącznie w wannie oraz pod prysznicem. Nigdy nie znajdowała się w głębszej wodzie, bo kałuże, w które wdeptywała w przecudnych kaloszkach, albo omijała w jeszcze piękniejszych szpilkach, bynajmniej im nie dorównywały. To był szok dla niej i dla jej ciała. Coś nowego pojawiło się nagle i okazało się zabójcze. Była bardziej niż pewna, że le Brun zafundował jej lęk przed wodą głębszą niż do pasa. Miała ochotę wpakować mu tę pustą łepetynę pod gładką taflę basenu i przytrzymywać nogą tak długo, aż poczuje się tak samo jak ona. Po prostu stałaby nad nim i patrzyła, jak resztki powietrza wydostają się z jego ust pod postacią bąbelków, a sama uśmiechałaby się jak rasowa psychopatka. Z dziką przyjemnością. Bo widzicie, Mathias miał czasem myśl, a potem ona odbijała się echem po jego pustej mózgownicy. Jednak nigdy jej nie weryfikował, dopiero po fakcie zauważał, że jednak to nie to. I chociaż zazwyczaj ją to niezmiernie bawiło, teraz nie było jej do śmiechu.
W końcu poczuła się, jakby coś się wyrywało z jej płuc. Zachłysnęła się powietrzem, a jej ciałem szarpnął spazm, który przerodził się w siarczysty kaszel. Zaczęła wypluwać wodę, która nazbierała się wewnątrz niej, nie mogąc przestać się dusić. Podniosła głowę i oparła się lekko na łokciu, by móc wszystko wykaszleć gdzieś na bok, a nie na siebie. Miała wrażenie, że zaraz wypluje płuca razem z nerkami, wszystko bolało ją od ostrego kaszlu, który nie ustawał przez dobre pięć minut. W końcu opadła z powrotem na zimne kafelki i otworzyła oczy, spoglądając na Mathiasa wyczerpanym wzrokiem.
- Masz szczęście, że nie mam siły się podnieść z tej podłogi, bo gdybym mogła, to spuściłabym ci taki wpierdol, że przez najbliższe pięćdziesiąt lat chrzciliby huragany moim imieniem. - powiedziała cicho, raz po raz lekko pokaszlując. Bolały ją płuca, gardło i głowa, a cała reszta ciała była jak z waty. Oddychała ciężko, starając się wrócić do względnej formy fizycznej i uspokoić ciało. Była przestraszona i przemęczona. Ale na jej twarzy pojawił się drobny uśmieszek, bo naprawdę nie wierzyła, że jego głupota sięga aż tak daleko.
Kiedyś ci umrę, Mathias. Może wtedy zmądrzejesz.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptyCzw Sie 28, 2014 1:51 pm

Zaczerpnął powietrza i mógł zanurzyć się jeszcze raz w tej błękitnej rozkoszy, ale coś, ojej, to chyba rozsądek!, podpowiadał mu słusznie, aby dopłynął do brzegu i wyrzucił nań ciężar, a potem oczywiście należało wrócić do poprzedniej czynności. O wiele bardziej przyjemnej niż ratowanie ludzkich żyć, bo przecież nie był osobą, która czuła satysfakcję na myśl o tym, że robi coś dobrego. Często mu się zdarzało, ale czynił to raczej nieumyślnie, można powiedzieć, że tym ludziom-ofiarom, którym ratował życia sprzyjał raczej przypadek. Choć w tej kwestii, w kwestii Rose można byłoby dyskutować, ale to też w sumie coś niedorzecznego, coś losowego, bo nie wybierał osoby, za którą byłby gotów oddać życie, bo gdyby mógł, panienka Garroway byłaby ostatnią osobą, jaką by wskazał. Jego instynkt samozachowawczy podpowiadał mu, że powinien to zostawić, chociażby teraz, lubił odzywać się w najmniej odpowiednich momentach, w chwilach słabości oraz niezdecydowania, kiedy walczył pomiędzy dwiema stronami, które rozrywały go na strzępy. To nie było tylko przywiązanie, to była dziecinna wierność, której nie potrafił się wyzbyć, chora powinność, że skoro należy do niego, to powinien o nią dbać. Pierwszy raz w życiu od momentu, gdy urodziła się Katy, czuł się za kogoś odpowiedzialny. Zwłaszcza za kogoś takiego, którego sam pchnął w otchłań piekieł i gdyby nie zainterweniował, to piekło by ją pochłonęło. Czy wybaczyłby sobie? Być może, być może nie. Na pewno nie? Dlaczego? Bo ją kochał? Bo była wszystkim. Wszystkim była Katy, ona stanowiła centrum jego wszechświata od zawsze, prawda? To jej się należało. W dodatku nigdy nie stawała na drodze ku prawdziwej miłości, miłości między nim a jego najwierniejszą przyjaciółką. Związek destrukcyjny, ale prawdziwy, pasują do siebie idealnie, wierny pomagier oraz litościwa pani przykładająca nóż do gardła. Jeden kaprys - koniec? Koniec wszystkiego. I zdawał sobie z tego sprawę. I dlatego nie chciał być więcej przy Rose, bo przecież nie mieli szans tego rozwinąć, on nie miał szans rozwinąć czegokolwiek, a dawanie komuś odrobiny szczęścia a następnie odbieranie go, wyrywanie wręcz z dłoni nie było czymś, co chciałby zrobić drugiemu człowiekowi. Zwłaszcza nie takiemu, na którym mu w pewien sposób zależało. Nie Rose. Ale był egoistą, był pieprzonym egoistą, bo jej potrzebował, to było najgorsze, myślał o niej, starał się nie krzywdzić, ale co to za łgarstwo - byłoby o wiele łatwiej, gdyby nigdy się nie poznali, gdyby nie poznali siebie tak dobrze. Gdyby nie poznała jego najsłabszej strony, gdyby nie odsłonił przed nią najintymniejszej części swojej osobowości, to nigdy by się nie zaczęło i prawdopodobnie nigdy nie musiałoby też się kończyć. Co za szaleniec zapędził ich oboje do jednej celi?
Tłumił śmiech, gdy się odzywała, chociaż zabrzmiałby on co najmniej komicznie, bo gardło go piekło, bo nozdrza paliły, ale i tak się uśmiechnął szeroko do siebie, wypuścił powietrze z płuc, zakaszlał i zmęczony oparł czoło o jej mokre plecy nadal znajdując się na klęczkach i podpierając wyprostowanymi dłońmi. Nie zastanawiał się nad niczym, nie dziękował losowi za to, że udało mu się to uratować. To brzmi źle, zwłaszcza z jego perspektywy, bardzo źle. Dlatego tkwił tam biernie, przyswajał jej słowa, czuł jak klatka piersiowa unosi się i opada, a on unosił się i opadał razem z nią. I oddychał. Tak samo. Głęboko. Nabierając jak najwięcej powietrza. To było niesamowite, takie normalne, ale niesamowite uczucie, bo był koło niej, dotykał ją lekko drżącymi z zimna dłońmi i odczuwał jej chłód, jak ona też drży. Miał ochotę odwrócić ją, miał ochotę porwać ją w ramiona i przytulić, poczuć bicie jej serca przez swoją zmokniętą koszulę. Nawet jej słowa go nie mroziły, nie mroziły nigdy, bo przecież była jego, a on był jej. To takie śliczne uczucie, szkoda tylko, że musiał je znosić, że należało do niego, bo świat byłby o wiele milszy, gdyby nie musiał być zdany na drugą osobę, gdyby jego życie nie zależało od poszczególnych jednostek. Być albo nie być.
W końcu podniósł się, wyprostował nadal klęcząc na zimnych kafelkach i wpatrując się w splątaną czerwienią Rose. Jej aksamitna skóra kontrastująca idealnie z rubinową sukienką, biel i krew i czerń. Krucze włosy rozrzucone, posklejane, mokre. Zabrał je za ucho i zaśmiał się, sam nawet nie wiedział, z jakiego powodu, ale był niezwykle ucieszony. I to wszystko. Była tu. Tyle się liczyło. A czytelnicy rzygają tęczą, jak mniemam.
-Nawet nie wiesz... - zaczął próbując opanować cisnący się na usta śmiech - nawet nie wiesz, jak za tobą szaleję.
Mało adekwatne do tego, że miała ochotę go zabić, ale ta nienawiść w żaden sposób do niego nie dotarła lub wręcz uznał, że nie zamierza się nią przejmować. Bo były ważniejsze rzeczy do wyrażenia, które w każdej chwili uznane za głupie i niepoprawne mogły uciec.
Raz dwa trzy, dziś za mnie życie oddasz ty, prawda Mathy?
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptySob Sie 30, 2014 8:32 pm

Żadne z nich nie było osobą, która jakkolwiek poczuwała się do ratowania czyjegoś życia. Po co się trudzić, ryzykować własnym zdrowiem, by komuś innemu było lepiej? Jaki jest sens w robieniu dobrych uczynków, kiedy dla nas nikt nie jest dobry i nawet raz przez myśl nie przeszło żadnemu człowiekowi, żeby nam pomóc? Rose bynajmniej go nie widziała. Nie robiła niczego, jeżeli nie doszukała się wcześniej w tym zysku. W jej słowniku nie istniało pojęcie bezinteresowności. Tam, gdzie nie było żadnych korzyści, nie było i jej. Prosta zależność. Dlatego teraz zadawała sobie pytanie, co tutaj robi? Dlaczego chce być przy Mathiasie, choć on nie może jej dać niczego, co zdobyłoby posłuch w społeczeństwie? Nie był nikim renomowanym, świat postrzegał go jako leniwego ćpuna. Tylko, że Rose miała to w tym momencie gdzieś, zawsze to ignorowała. Mógł być kim chciał, dopóki był obok i nie zostawiał jej samej. Naprawdę pragnęła, by był osobą, która ją uspokoi, gdy ona obudzi się w nocy z płaczem, bo znowu śnił jej się ten sam koszmar. Niezmiennie od wielu lat jej umysł pokazywał jej podczas snu ten sam schemat; w jej snach po kolei ginęły wszystkie bliskie jej osoby, aż w końcu zostawała sama, bez nikogo, kto mógłby ją wesprzeć. Nie prześladowało ją to codziennie, jednak na tyle często, by miała tego dosyć. Ale najgorsze w tym wszystkim było to, że od blisko dziesięciu lat, gdy się budziła, obok nie było nikogo. To było straszniejsze niż sam koszmar; to okropne uczucie, kiedy sen pokrywa się z jawą. Kiedy okazuje się, że faktycznie tak może być. Strach, który ją paraliżował i nie pozwalał zasnąć z powrotem, był prawdziwy i pomimo wszelkich starań trwał, dopóki nie nadszedł ranek. Wiedziała, że nie powinna się łudzić, tylko po prostu zostawić Mathiasa, kiedy była okazja. Nie chciała stwarzać sobie kolejnego słabego punktu, obawiać się kolejnej straty. Ale nie potrafiła nie robić sobie nadziei. Za każdym razem, gdy chciała się wycofać, przed oczami stawał jej obraz, który prześladuje ją w nocy. Ból spowodowany samotnością był silniejszy niż strach przed utratą. Jej jedynym celem w życiu było bycie szczęśliwą, ale im dłużej przebywała w jego towarzystwie, tym bardziej czuła, że nie zdoła osiągnąć tego sama.
Czując dotyk na swoich plecach zamilkła, najpierw dlatego, że poczuła się trochę zdezorientowana. Potem nie mówiła nic, bo z niewiadomych przyczyn strasznie ją to uspokajało. Skupiała się wyłącznie na ich wyrównanym oddechu, miała gdzieś, że była przemoczona, zmarznięta i leżała na podłodze. Nawet zapomniała, że w gardło drapał ją smak chlorowanej wody, której opiła się tyle, że na najbliższy rok ma dosyć. Po prostu przy niej był, nie z głupiego obowiązku, w końcu wyjął ją z wody i mógł iść, wcale nie musiał siedzieć przy niej, a tym bardziej tak blisko. Czuła jego obecność, jego dotyk i to jej wystarczało. Nigdy nie spotkała osoby, przy której tak łatwo było jej zapomnieć o bożym świecie. Nigdy nie czuła się usatysfakcjonowana po prostu siedzeniem obok siebie w ciszy. Dlatego nie wiedziała, czy kochała to, bo to coś nowego, czy dlatego, że to właśnie było jej małe szczęście.
Kiedy się podniósł, ona również się odwróciła i powoli usiadła. Chciała opleść kolana rękoma, bo znowu było zimno, jednak zastygła w ruchu, kiedy poczuła, że odgarnia jej włosy. Nie wiedziała czemu się śmieje i po co to robi. Nawet przeszło jej przez myśl, że śmieje się z niej, bo musi teraz wyglądać okropnie, jak zmoczony kundel. Albo kot, bo to zwierzę reagowało na kontakt z wodą równie źle jak ona.
Nawet nie wiesz, jak za tobą szaleję.
Otworzyła szeroko oczy i spojrzała na niego zaskoczona. Nigdy nie myślała, że ktokolwiek poświęci jej chociaż odrobinę uwagi, a co dopiero będzie za nią szalał. Jakby było za czym. Przez chwilę pomyślała, że sobie z niej żartuje, bo to nie może być prawda. Ale potem na jej twarz mimowolnie wpełzł szeroki uśmiech, z którym po raz pierwszy nie poczuła się niekomfortowo. Skuliła głowę, jakby zawstydzona jego słowami. Jedyne co ją krępowało, to fakt, że coś odebrało jej zdolność mowy, w zamian zwracając jej zdolność do wyrażania szczęścia. Bo była ucieszona. Okropnie szczęśliwa, że to powiedział, bo ona bałaby się na to zdobyć. W rzeczywistości nie była taka odważna.
Oparła dłonie na ziemi i przysunęła się do chłopaka, na siłę pchając się pod jego ramię i przytulając się do jego boku. Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć, ale nie chciała gapić się na niego jak cielę na malowane wrota. Zresztą było jej zimno i chciała, żeby to właśnie on ochronił ją przed chłodem. Miała gdzieś, że sam był mokry, po prostu chciała być obok.
- Doprowadzasz mnie do szału - powiedziała cicho, a uśmiech nadal nie schodził jej z twarzy. - ... ale mnie nie zostawiaj.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptyCzw Wrz 11, 2014 3:14 pm

Czas uwielbiał płynąć, a on często o tym zapominał wciągnięty we własny świat i własną czasoprzestrzeń, zawieszony pomiędzy światami. I dwie jednostki, które bez przerwy o niego walczyły, przeciągały na swoją stronę, wciągały do swoich krain. To dziwaczne uczucie, nigdy nie spodziewał się, że będzie mógł nazwać siebie rozdartym i niezdecydowanym. To nie była błaha kwestia, to nie wybór szamponu do włosów ani kupno dezodorantu, chociaż i bywało, że nad tymi sprawami potrafił spędzić kilka godzin zapominając o świecie, który go otaczał, o tym przeklętym upływie czasu, który pędził przed siebie, kiedy on trwał w tym samym martwym punkciku i czekał na wybawienie. Ona sprawiała, za co czasami jej nienawidził, że wskazówki zegara w jego umyślnie zaczęły się poruszać, a on przeć do przodu, co wróżyło niestety źle, bo czym dalej – tym bliżej nieuchronnej przepaści. Teoretycznie ten ostateczny krok do przodu, ten podpis pod swoim aktem zgonu podpisał trzy lata wcześniej, ale nadal coś sprawiało, pojawiały się przyczyny, dla których może chciałby się cofnąć, wrócić do błogosławionego punktu wyjścia. Ale to było zbyt zabawne, nawet teraz, gdy opierał się czołem o jej plecy, miał ochotę parsknąć śmiechem nad swoją dziecinną naiwnością. A potem, gdy wpatrywał się w jej oczy, ten cel był tak bliski i tak osiągalny, że zdawałoby się, że uchwyciłby go wyciągniętą ręką. Wystarczyło tylko zacisnąć palce. I zrobiłby to, gdyby wiedział, o co rzeczywiście chciałby walczyć i gdyby potrafił nazwać to, jakkolwiek określić, a póki co trwał na bezkresach idyllicznego szczęścia, pływał w morzu szczęśliwości. Była lepsza od tego wszystkiego, była ponad tym. Kolejna przyczyna, kolejna rzecz. To sprawiało, że czuł dziwaczne wyrzuty sumienia, które zagłuszała jego chciwość, bo był zbyt rozanielony, zbyt rozbawiony własnym stanem, aby wyrwać się z transu, aby wymierzyć sobie siarczysty policzek prosto w tą zalaną mordę. To się nazywa życie? Sianie na czyimś ogródku? Podbieranie jabłek z cudzego drzewa? Życie pasożytnicze, egzystencja, do której był przyzwyczajony, która stanowiła już codzienność. Dlatego nie potrafił, pomimo tylu wzorców, które władza starała się mu wbić, odróżnić dobra od zła, odróżnić tej drobinki w morzu piasku, tego jebanego szczegółu, który sprawiał, że żerował na jej szczęściu, aby w końcu je odebrać. Nikt nie wróżył światu szczęśliwego zakończenia, nikt nigdy nie obiecywał ludziom, że będą żyć wiecznie, nikt nie gwarantował szczęścia, bo ono nigdy nie istniało. Tylko chwilowe uniesienia. I w takim chwilowym uniesieniu, w takim stanie znajdował się Mathias, aby w końcu przypomnieć sobie o rzeczywistości, aby w końcu wygnać z umysłu nieproszonego gościa, który wepchał się do niego na siłę. Rose. Kolejny pieprzony narkotyk. Umrze z zaniedbania, umrze z pożądania – ale nie chciał umierać z miłości. To niegodne. Niegodne niczym poświęcenie, bo choć zdawałoby się, że czyni dobrze, jego wnętrzności skręcały się z obrzydzenia, gdy rzucał się w pogoń za czyimś życiem, aby oddać zań swoje. To coś naturalnego. Ale nadal nie potrafił pogodzić się z tą częścią swojej osobowości.
Była obok. Skóra przy skórze. To go rozpalało wewnętrznie, sprawiało, że przyćmiony umysł powoli się rozjaśniał, że woda nie była tęczowa, ale równie piękna i prawdziwa. I chłód, do dziwne, ale powoli zaczął mu dokuczać, o ile do tej pory nie zwracał na niego uwagi. Wtedy mógłby przylgnąć do niej jeszcze bardziej, tego właściwie chciał, ale pomyślał, że powinni wstać. Jego ciało ciążyło. Jak wówczas, gdy świat się załamywał, gdy ładował sobie zbyt wiele, gdy opadał na nogi, trząsł się wymiotował. Teraz czuł się podobnie. Ale to tylko chwila, właśnie, chwila sprawiała, że nie chciał jej opuszczać. Nie chciał opuszczać próżni paradoksalnie przesączonej słodyczą i miodem, którym mógłby się karmić. To było niezwykłe. Trwałby tak dalej, ale wyrwał się ze snu, odepchnął od siebie słabości i powoli się podniósł łapiąc ją za ramiona, tak delikatnie jak porcelanową lalkę i stawił do pionu. Dotknął ramion, palcami bawił się ramiączkiem, ale to nic, czerwień go nie raziła, nie podniecała, to tylko sukienka, a on wpatrywał się w twarz, bo reszta była nieistotna. Na jej czole złożył jedynie skromny pocałunek, ledwie muśnięcie, jakby szczędził jej reszty rozkoszy, którą mógłby podarować, o ile rzeczywiście należałoby mu się tyle, ile sobie przypisywał. Choć to szło w drugim kierunku. Czuł się dziwacznie uniżony, poddany i wiedział, to był moment, w którym dowiedział się, że gdyby tonęła w lawie, skoczyłby za nią. Mało heroiczne i bardzo samolubne. Ale niestety prawdziwe, bo to nie było poświęcenie. Nie z jego perspektywy.
Ale już niedługo.
-Przeziębisz się, ja się przeziębię, a wtedy twoi trybuci przegrają, a ten ośrodek zarośnie brudem – a tak naprawdę nikt nie zauważy, że nas zabrakło, a my będziemy szczęśliwi – Pieprzenie, ale chodźmy już – mruknął w gęstą przestrzeń między nimi przecinając ją ostrymi niczym noże słowami.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptyPon Wrz 15, 2014 9:19 pm

Czas pędził jak szalony, a Rose czasem zastanawiała się, czy nie za bardzo pogrąża się w swojej zapracowanej rzeczywistości. Nie miała na nic czasu, a kiedy już zdarzył się taki moment, poświęcała go na upijanie się, sen lub rozmyślanie nad swoją nędzną egzystencją, przepełnioną po brzegi problemami. Chociaż oczy Mathiasa nie były niebieskie, patrząc w nie zastanawiała się ile razy spojrzała w niebo, ile razy wzeszło na nim słońce, a ile razy zaszło. I dochodziła do wniosku, że nawet nie próbowała tego zliczyć, nawet nie rozmyślała, ile razy jeszcze będzie mogła to wszystko zobaczyć. Pomyślała, że skoro nie potrafi dostrzec tak prozaicznych, ale także pięknych rzeczy, jak może dostrzec coś takiego jak szczęście? Nie wierzyła, gdy słyszała o cieszeniu się z małych rzeczy, bo to w nich ponoć jest zapisana recepta na radość. Jednak im dłużej przebywała w towarzystwie Mathiasa, tym bardziej zagłębiała się w sens tych słów i powoli zaczynała go rozumieć. Nie chciała tak dalej żyć, nie chciała, by to wszystko po prostu ją ominęło. Naprawdę pragnęła uniknąć scenariusza, w którym pewnego dnia się budzi z odwiecznego transu, ale wtedy już jest po wszystkim, każda rzecz, która mogła być jej zniknęła, bo było za późno. Nie chciała przespać całego życia. Chciała się obudzić wtedy, gdy będzie mądrzejsza, pewna siebie i nie będzie się bać, że każdy ruch jaki zrobi, będzie fałszywy, a lud pod jej stopami pęknie. Przy nim, w jego objęciach, czuła się lekka, cały ciężar obowiązków znikał. Dzięki temu mogła przebiegnąć po kruchej tafli nie zastanawiając się, że może nagle się zapaść w swoich problemach. Jedyna ciemność w jaką mogła się teraz zanurzyć, to czerń jego oczu, które zawsze spoglądały na nią w wyjątkowy sposób. Cały lęk znikał, nie potrzeba było żadnych słów, pocieszających fraz, które i tak nic nie dadzą. Obietnic bez pokrycia, sztucznych przysiąg. Nawet cisza była cudowna w jego towarzystwie, chociaż to ona ją zazwyczaj najbardziej dobijała. Czy to właśnie miłość obraca cały twój świat do góry nogami? Czy to po prostu zbieg okoliczności? Może los sobie po prostu kpi, może to wszystko ulotna chwila, cienka bańka, którą z łatwością można przebić, a wtedy cały czar pryśnie? Nie obchodziło ją teraz, że mogą napotkać na swojej drodze problemy. Przy każdej złej myśli, każdej trosce o czekającej ich przyszłości na myśl przychodziło jej niebo. Bo oni, zupełnie tak jak ono, nie zawsze byli bezchmurni i słoneczni.
Jej też dokuczał chłód, choć mogłoby się wydawać, że trzęsła się z nerwów. Ale to był pretekst, by pozostać wtuloną w objęcia Mathiasa i ich nie opuszczać. Może to głupie i dziecinne, ale naprawdę chciała się tulić, bo miała gdzieś, że się przeziębi. Chociaż zdrowy rozsądek oraz doświadczenie lekarskie podpowiadały jej, że jeżeli zaraz się nie wysuszy, to zapalenie płuc będzie miała murowane, w ogóle się tym nie przejmowała. Po prostu chciała zostać na podłodze, tuż obok basenu, gapić się w wodę, która dopiero co chciała ją zabić. Po prostu być. Tuż obok niego, ramię w ramię, wtulona w jego bok. Z jednej strony słysząc bicie jego serca, a z drugiej szum wody. To była jedna z tych małych rzeczy, o których tak dużo słyszała i w sumie faktycznie to jej się podobało.
Jednak podniosła się razem z nim, bo doskonale wiedziała, że nic nie może trwać. Każda chwila jest ulotna, nawet tak głupia. W sumie nie pomyślała, że to, co może podobać się jej, w Mathiasie może wzbudzać speszenie czy zestresowanie. Z przyzwyczajenia nie myślała o nikim innym oprócz siebie, dlatego myśli o nim były dla niej czymś nowym, do czego jeszcze nie przywykła.
- I tak zarośnie brudem. Nawet palcem nie kiwniesz. - posłała mu kpiący uśmiech, po czym objęła się, kładąc dłonie na swoich ramionach. Pocierała nimi o siebie, by się rozgrzać, ale marnie jej to szło. - Ale w porządku, możemy iść. W końcu zostawiłeś swoją przyjaciółkę w moim pokoju, musi być jej smutno. - poczuła się co najmniej dziwnie, mówiąc tak o miotle, która teraz stała oparta o ścianę w apartamencie. Zdała sobie sprawę, że schodzi na poziom humoru Mathiasa. W końcu z kim się zadajesz, w końcu takim się stajesz.
Jednak jej to absolutnie nie przeszkadzało.

[zt x2]
Powrót do góry Go down
Johanna Mason
Johanna Mason
https://panem.forumpl.net/t2356-johanna-mason#33388
https://panem.forumpl.net/t2421-i-feel-you-i-ll-steal-you-johanna
https://panem.forumpl.net/t2358-johanna-mason#33407
https://panem.forumpl.net/t3313-teczowe-mieszkanie-johanny-mason?nid=3
Wiek : 24
Zawód : fałszerka
Znaki szczególne : wkurw

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptyPon Wrz 15, 2014 9:23 pm

/po wywiadach trybutów

Cała masa jak najbardziej niecenzuralnych słów przepływała sobie gładko przez jej usta, pozwalając Jo jeszcze jakoś utrzymać w ryzach chęć zachowywania się jak niezadowolone dziecko, które rzuca swoimi zabawkami o ściany i o ludzi. Jeszcze ten pierwszy przypadek jakoś by uszedł, bo zwyczajnie ścian dookoła siebie miała nawet aż za dużo, lecz do drugiego nie miała już jakichkolwiek warunków. Mogłaby nawet pokusić się o stwierdzenie, że osoby znajdujące się w Ośrodku jak najbardziej specjalnie jej unikały. Kilka razy słyszała nawet dźwięki towarzyszące pospiesznemu umknięciu, zaś na skórze czuła nawet pęd powietrza mu towarzyszący. Niby było to całkiem mądre z ich strony, lecz ona zadowolona z tego powodu w żadnym razie nie była.
Występował tu raczej typowy konflikt interesów, którego ona tolerować nie miała zamiaru. Nigdy. Poruszy niebo i ziemię, tereny pod nią w sumie też - przecież OS był podziemny, tylko po to, aby móc wylądować się na kimś, kto nie był nadzwyczaj rozgadanym trybuciątkiem. Jej trybuciątkiem, oczywiście, bo inne obchodziły ją jeszcze mniej. Tak interesujące jak woda w muszli klozetowej i jeszcze mniej warte. Przeklęte bachory, choć te jej przecież zaliczały się mniej więcej do tego samego typu.
Choć zbytnio nie znała tej parki i niewiele mogła powiedzieć, zauważała pewne rzeczy świadczące o tym, co wykorzystywała przy swoim budowaniu opinii. Choć najgorzej, przynajmniej w jednym przypadku, przecież nie było. Była szczera i przyznawała sobie, że potencjał istnieje, ale i tak pozostawała tą samą podłą osobą myślącą o tym, że same pokłady inwencji nie wystarczą do przeżycia na Arenie, gdzie jednak ona sama będzie miała dosyć marne szanse pomocy.
Zaś dzisiejsze wywiady wypadły... Drętwo. Oczywiście, liczyła się z tym, że połowę ze słów zapewne wycięto, ale pozostała część satysfakcjonująca zbytnio nie była, co do czego milczeć nie zamierzała. Przy pierwszej odpowiedniej okazji do tego należało jednak jej pupilki poinformować o podstawowych błędach, jakie zrobiły podczas wywiadów. Choć dziewczynę... Niekoniecznie. Nie przepadała za nią raczej. Ta mała była bowiem taka... Nieciekawa i szara. W tym wypadku chłopak wygrywał batalię. Choć i tak nie była skłonna informować go o tym.
Poza tym nie miała nawet pojęcia, gdzie popędrakował, a bawić się w chowanego zamiaru nie miała. Postanowiła zamiast tego odrobinę się potorturować, ten niezamierzony masochizm!, idąc w miejsce, w którym zbyt dobrze się nie miała nawet prawa czuć. Zbyt dużo wody, stanowczo zbyt dużo wody, ale zawsze dobrze było przełamywać swoje lęki. Nieistotne czy racjonalne, czy też zupełnie irracjonalne.
Stanęła więc w rogu pomieszczenia, opierając się luźno plecami o ścianę i obserwując wszystko to, co działo się dookoła. Nic. Jedno wielkie nic, ale przynajmniej miała spokój.
Powrót do góry Go down
the victim
Sebastian Lyberg
Sebastian Lyberg
https://panem.forumpl.net/t2446-sebastian-lyberg#35066
https://panem.forumpl.net/t2448-sebastian#35071
https://panem.forumpl.net/t2447-sebastian-lyberg
Wiek : 17 lat
Zawód : złodziej, przemytnik
Przy sobie : nóż ceramiczny, trochę owoców, miska z sałatką, kilka kawałków ciasta, widelczyk do ciasta, łyżka, szkatułka, 6 tabletek do uzdatniania wody, plecak nr 3: jabłko, paralizator, śpiwór, zestaw plastrów i bandaży, leki przeciwbólowe; (kurs pierwszej pomocy, zwiększenie szansy na skuteczną obronę, zwiększenie szans na powodzenie podczas walki wręcz)
Obrażenia : siniak na lewej skroni, powierzchowna rana na prawym ramieniu (zaklejona plastrem)

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptySro Wrz 17, 2014 6:27 pm

- Czołem, Mason. - Proszę bardzo, znalezienie mentorki nie okazało się wcale takie trudne. Nie, żeby faktycznie wiedział, gdzie szła, to raczej czysty przypadek, że chęć na skorzystanie z basenu naszła go właśnie teraz, ale... Mówią, że nie ma czegoś takiego jak przypadek czy zbieg okoliczności. Że wszystko przebiega zgodnie z jakimś planem, ma swój sens, odbywa się dokładnie wtedy, kiedy powinno... Bla, bla, bla. Bzdury. Lyberg nie wierzył w podobne bajki. Że co, te wszystkie Igrzyska - wcześniejsze i obecne - cały ten cyrk, rządy Snowa, potem Coin, że to wszystko miałoby być w planie, miało do czegoś prowadzić? Nie bądźmy śmieszni.
Tak więc zupełnym przypadkiem dotarł na basen akurat w tym momencie, w którym zjawiła się tutaj Johanna. Przypadkiem doszli do momentu, w którym cała pływalnia była tylko dla nich dwojga, przy czym... Chwila, czyżby jego mentorka nie miała zamiaru skorzystać z tego dobrodziejstwa?
- To tutaj wpuszczają w ciuchach? - Uniósł znacząco brwi, spoglądając na Johannę. On sam dopiero co opuścił szatnię, gdzie pozostawił cały ten garniak, w którym przyszło mu występować. Wymienił go na zwyczajne kąpielówki i jeden ze standardowych, dostępnych ręczników, który teraz przewiesił przez suche jeszcze ramię.
Przeciągnął się leniwie i przysiadł na brzegu basenu, nie decydując się jednak jeszcze na wejście do wody. Zamiast tego obejrzał się przez ramię, spoglądając na Mason z niewinnym uśmiechem.
- No dobrze, to jak ci się podobały wywiady? - parsknął śmiechem, nawet nie ukrywając, że jemu samemu nie podobały się wcale. Niezależnie, czy chodziło o występ jego samego, czy innych trybutów, był to jeden wielki cyrk sztuczności i/lub próżności, zależenie na kogo się akurat patrzyło.
Gdy wreszcie wskoczył do basenu, nie pozostawał pod wodą zbyt długo - zależało mu przecież na usłyszeniu odpowiedzi, zresztą... Zamierzał przecież namówić Johannę, by się do niego przyłączyła, prawda?
Powrót do góry Go down
Johanna Mason
Johanna Mason
https://panem.forumpl.net/t2356-johanna-mason#33388
https://panem.forumpl.net/t2421-i-feel-you-i-ll-steal-you-johanna
https://panem.forumpl.net/t2358-johanna-mason#33407
https://panem.forumpl.net/t3313-teczowe-mieszkanie-johanny-mason?nid=3
Wiek : 24
Zawód : fałszerka
Znaki szczególne : wkurw

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen EmptyPią Wrz 19, 2014 2:07 am

Wpadała w bardzo zły humor. Bardzo zły humor, który najwyraźniej przychodził do niej w tempie prawdziwie ekspresowym. Wystarczyło tylko, by zobaczyła podległego sobie trybuta w tym zajebiście dobrym humorze, gdy jeszcze nie tak dawno, zdecydowanie nie tak cudownie, chrzanił wywiad u Bergsteina. I już włączały jej się piekielne ogniki odpowiedzialne za niszczenie wszystkiego i wszystkim. Tym razem obiektem miał być najwyraźniej nastrój chłopaka.
- Czołem… To ty możesz sobie przyładować o kafelki. – Rzuciła nieprzyjemnie, nie siląc się nawet na jakieś głębsze teksty, tylko kręcąc głową z politowaniem i zawodem.
Naprawdę, zawiodła się na swym… Podopiecznym, podwładnym, mało istotne, jak go nazwać. Najważniejsze, że nie była zadowolona jakością wywiadów, nie widząc w nich zupełnie niczego, co mogłoby w jakimkolwiek stopniu zainteresować potencjalnych sponsorów. Lyberg nie zgrywał bowiem ani wielce przyjaznego osobnika, ani też nikogo w rodzaju choćby cząstkowego buntownika. Dla niej samej…? Był dosyć szary.
Co mogło, oczywiście, zwracać uwagę ludzi, jednak Jo osobiście na to nie liczyła. Niewykorzystanie szans danych w pytaniach rzucanych przez prowadzącego, cóż, uznała za coś niezbyt mądrego. Może faktycznie była to tylko kwestia jej własnego podejścia do sprawy, chwilę po transmisji zauważyła przecież podekscytowanie wywołane na twarzach reszty ludzi znajdujących się akurat z nią w jednym pomieszczeniu, ale ona sama przychylna nie była.
Tak samo zresztą miała się sprawa z pytaniem ją o wpuszczanie w ciuchach. Rozumiała, że miało to być coś w rodzaju prowokacji, jednak raczej dosyć marniutkiej, bo gdyby w ubraniach nie wpuszczali, cóż, najprawdopodobniej pokłóciłaby się z nimi trochę, wywalczyła wejście, lecz nie postawiła nawet czubka buta w pomieszczeniu, bowiem zwyczajnie by się jej tego odechciało. No i zapewne wtedy zorientowałaby się, że wcale nie chce być na basenie. Jej awersja do wody była chyba jednak dosyć mocno widoczna.
- Nie. Weszłam tutaj nago, z ciuchami w ustach, i ubrałam się, gdy nikt tego nie widział. – Parsknęła. Głupie pytania wymagały głupich odpowiedzi.
Zaś kolejne zadane przez Sebastiana… Cóż, swoją początkową reakcją ukazała chyba wystarczająco wiele, by mógł zrozumieć, że… Nie, wcale jej się nie podobało. I że, tak, zdecydowanie była niezadowolona z tego wszystkiego. Dlatego też spojrzała na Lyberga, mającego najwyraźniej zamiar zanurzyć się w wodzie, stwierdzając tylko:
- Choćby jedno z pytań... Oraz wniosek z odpowiedzi. Jesteś impotentem? Gdy pytają cię o panienkę, możesz być sobie prawiczkiem czy też gościem z niestającym, ale ściemniasz ile wlezie. Skoro już nie stylizujesz się na wojownika, dodajesz temu pikanterii. Owszem, są kobiety lecące na młodych i niewinnych trybuciątkowych chłopaczków, ale to niewielki procent. Byłeś szary. Nie czarny i nie biały. Zwyczajnie szary. Oby zlewanie się z tłem przydało ci się na Arenie. – Powiedziała, nie owijając w bawełnę.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Basen Empty
PisanieTemat: Re: Basen   Basen Empty

Powrót do góry Go down
 

Basen

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Basen
» Basen
» Nieczynny basen
» Nieczynny basen

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Ośrodek Szkoleniowy-