|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| | | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 20 lat Zawód : płatny zabójca Przy sobie : kamizelka kuloodporna, broń, pozwolenie na broń, motocykl
| Temat: Re: Apartament służbowy Sro Gru 18, 2013 8:13 pm | |
| Casp siedział ze spokojem na kanapie, gdy metalowe drzwi apartamentu otworzyły się i do środka wszedł starszy mężczyzna. Żeby nie urazić dojrzały i doświadczony w bojach mężczyzna. Drzwi się za nim zamknęły, ale przez ułamek sekundy było widać dwóch Strażników pilnujących wejścia. Blondyn spojrzał na przybyłego z lekkim znudzeniem. Ożywił się dopiero, gdy ten wyczytał kilka suchych faktów na jego temat. Nie odpowiedział, nie machnął ręką, że sobie siedzi w tej celi, która w porównaniu do innych należała do pięciogwiazdkowych. Mężczyzna wyprosił pozostałych więźniów. "Oho! Przesłuchanie, czy katowanie?" - Pomyślał sobie chłopak bacznie obserwując każdy ruch mężczyzny, którego kojarzył. Miał te swoje małe dochodzenia, więc coś kojarzył, że facet nazywa się Larousse i jest blisko Coin. No żeby fatygować do Hastingsa taką grubą rybcię? Fakt faktem, że noży i innych ostrych przedmiotów w apartamencie nie było, ale to nie znaczyło, że Casper nie był niebezpieczny, że można było ze spokojem, sam na sam, w cztery oczy porozmawiać. Co to ma być? Randka? Nie sądzę. Co prawda Casp lubił ten typ facetów, ale wątpliwe było zakończenie tego spotkania bad romansem. Nieee.... Ten kolo nie wyglądał na takiego co by przyszedł podupczyć. Miał jakiś interes. Konkretny interes, a nie pitu pitu. Caspr nie ruszył się z miejsca, więc zignorował ów gest, by zajął miejsce, skoro już dawno siedział naprzeciwko Anthony'ego. - Nigdy nie określałem siebie jako ptaka zamkniętego w klatce. - Powiedział ze spokojem. - Bliżej mi do tych podziemnych stworzeń. Jak się one zwały? Krety?... Tak. Ciasne labirynty w ciemnych miejscach. - Uśmiechnął się tajemniczo do swojego rozmówcy. Zdecydowanie wolał podziemia, ciasne miejsca, a w szczególności ciemne. Daleko mu do ptaka, który lubi latać w każdą stronę. Co prawda krety były ślepe. Hmm... inne stworzenia uwielbiające podziemne tunele? Surykatki? Króliki? Borsuki? Ta trójka z pewnością króluje w podziemiach. Borsuk jest samotnikiem. Surykatki to taki swojski gang. Króliki to hmm... społeczność. Może jest surykatką, skoro ma ten swój mini gang, który aktualnie się rozpierzchł. |
| | | Wiek : 42 Zawód : Główny strateg i dowódca wojsk w Kapitolu
| Temat: Re: Apartament służbowy Sro Gru 18, 2013 8:33 pm | |
| Anthony cały czas skupiał wzrok na młodym mężczyźnie, jakby chciał zapamiętać i zakodować głęboko w podświadomości każdy jego gest i słowo. Nawet każdy odruch, którego nie mógł kontrolować! Cel spotkania nie był tajny, jednak na tyle tajemniczy, iż wiedzą o tym ważniejsze osoby. Mężczyzna nigdy nie miał "przyjemności" poznać Casper'a, jednak to nie oznacza, że nic o nie wiedział. Dokładnie takiej samej relacji spodziewał się z jego strony. Dowódca bardzo rzadko osobiście odwiedza coin'owych więźniów. To nie było w jego interesie, jednak istniały pewne wyjątki. Finnick, Annie... a teraz ten owy, przesadnie pewny siebie mężczyzna. Strateg nie zaprzątał sobie głowy byle jakim obywatelem, jednakże jego stosunkowo skrupulatne notatki posiadały pewną lukę, którą musiał uzupełnić. Mężczyzna nie jest ślepy, doskonale wie co w przysłowiowej trawie piszczy. Zaglądnął do papierów, spoglądając na niezbyt fotogeniczne zdjęcie Hastings'a, oraz odcisk jego palca. Może sprawy służbowe nie tylko są przyczyną tego spotkania? - Krety są ślepe, jednak posiadają jedną ważna cechę - urwał, podnosząc ponownie wzrok - posiadają niewiarygodnie dobry węch, to pomaga im w tropieniu. - Odchrząknął, po czym rozejrzał się po niemalże nowym apartamencie. Wszystko stało tutaj tak, jak wcześniej. Jedynie po braku nadmiernego kurzu można rozpoznać, że ktoś zamieszkuje to miejsce. - Z tego co mi wiadomo należałeś do gangu, prawda? - Ponownie nie oczekiwał na odpowiedź. - Tak się składa, iż potrzebuję kilku bardzo ważnych informacji, które mogą pomóc nie tylko mi, ale także i twojej siostrze - uśmiechnął się na samą myśl o małym szantażu. - Chciałabym abyś pomógł mi w wytropieniu jeden osoby... - spojrzał na niego twardym spojrzeniem - ponieważ każdy się już chyba domyśla, iż twoja wizyta w więzieniu nie jest taką oczywistą rzeczą, prawda? - Mruknął znad aktów. - Nie każdy informator przebywa w tak luksusowych warunkach! -Skąd Anthony pamięta chłopaka? Nikt tak często nie przebywał w gabinecie Almy Coin... jak zdrajcy. |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : płatny zabójca Przy sobie : kamizelka kuloodporna, broń, pozwolenie na broń, motocykl
| Temat: Re: Apartament służbowy Sro Gru 18, 2013 10:12 pm | |
| Hmm... To ich wgapianie się w siebie przypomina trochę historię Obelixa na temat spotkania z Cezarem. Ewentualnie przypominało starcie Nubernabisa z Marnympopisem (link do scenki). W każdym bądź razie i jeden, i drugi obserwował, by zakodować sobie w głowie nawet najmniejszy gest. Ciekawe co za ciekawostki o Casperze widnieją w tych notatkach. Ciekawe jak dużo wiedzą o nim, albo co myślą, że wiedzą. Pokiwał głową na słowa o tropieniu. Tak. Tropienie było takim malutkim konikiem Hastingsa. Tropił ludzi, wyciągał informacji i mordował. Tropił, wyciągał, mordował... i tak w kółko. Czasem tylko miał atrakcje w postaci burdelu Fransa, a tak to jego życie polegało na monotonnym wykonywaniu zleceń. Co prawda same zlecenia nie były monotonne, ale... po jakimś czasie robi się to już nudne. Potrzebował dopalacza. Czegoś nowego co wzbogaciłoby jego pracę. - Poprawka. Nie należałem. Przewodzę. - Zauważył ten tragiczny błąd. - Masz kiepskie informacje na ten temat. - Dodał po chwili z poważną miną. Złączył powoli dłonie i przystawił kciuki do ust tak jakby chciał się namyślić. - Moja siostra ma się dobrze. W grobie. - Odpowiedział na słowa. Pochował ją. Jakiś czas temu. W myślach. Jeżeli żyje to lepiej jej będzie bez Caspera. No chyba, że zwiąże się z kimś pokroju Mathiasa, albo jest z nim związana. Wtedy nie będzie lepiej. - Co do oczywistości. Sądząc po zachowaniu moich... hmm... współlokatorów, siedzę sobie tutaj za wszczęcie mini cyrku na moście. Aczkolwiek ja sam wiem co tutaj robię i moje pytanie brzmi: kiedy mogę zacząć. - Był spokojny. Całkowicie wyluzowany, a raczej nie wyrażał żadnych emocji. Chłodna kalkulacja. Tyle z jego strony. I o nie! On nie uważał siebie za zdrajcę. Nigdy nie uważał siebie za zdrajcę. Z prostej przyczyny. On nigdy nie należał do żadnej ze stron. Nigdy nie był za Snow'em i jego Igrzyskami Śmierci. Pracował dla niego, bo to gwarantowało lepszy byt. Potem znalazła się Coin, która oferowała znacznie więcej niż apodyktyczny starzec, więc wybór blondyna był prosty. Dbał tylko o siebie. Nie był kimś w rodzaju patrioty. Nie poczuwał się do bycia obywatelem Kapitolu i nie bronił nigdy Kapitolu. Na czas rebelii działał w obie strony, a przy samym starciu przeczekał wszystko w podziemiach. Oto cała jego marna historia. Mogli nazywać go karaluchem, kanalią, skurwielem, ale nie zdrajcą, bo kimże jest zdrajca? Zdrajcą jest ten co zdradza swoją ojczyznę, albo porzuca własne ideały, czy wartości. Z drugiej strony jest jeszcze trzecie znaczenie słowa "zdrajca", ale kto by się tym przejmował. Przecież dwa pierwsze znaczenia zapadły ludziom w pamięć, a akurat tych nie popełnił. |
| | | Wiek : 42 Zawód : Główny strateg i dowódca wojsk w Kapitolu
| Temat: Re: Apartament służbowy Czw Gru 19, 2013 4:37 pm | |
| Twarz stratega przypominała kamienny posąg, ponieważ wyczytanie z niej jakichkolwiek emocji graniczyło z cudem. Definitywnie należał do osób, które układają swoje słowa z niebywałą rozwagą. Odnosił wrażenie, iż młody mężczyzna nie miał zamiaru stosować czystej, politycznej dyplomacji. Wchodzą w to głębiej, możemy się domyślić, iż Casper nawet nie miał okazji się jej nauczyć. Był kretem. Anthony dawno nie spotkał się z taką arogancją... tak możemy to nazwać? Jego dialog z młodszymi wygląda raczej jak zbiór rozkazów i nakazów napisanych przez niego. Odłożył akta, tak jakby wyśmiał opinię o błędnie zebranych informacjach. - Nie sądzę, abyś przeszli na tym - rzucił lodowatym głosem. Nie mógł pozwolić sobie choćby na szczyptę dezaprobaty. Czy ten młody blondyn nie zauważył, iż Anthony rozdawał tu karty? Jego passa jest imponująca. - Ona tego samego o tobie nie powiedziała, choć powinna, jeśli sam kopiesz jej grób - nie szanował osób, które za nic miały cudzie istnienie. Śmiesz się nazywać zabójcą? To jedynie taka dziecinna rozgrywka rozwydrzonego bachora. On ma około dwudziestu lat - co on wie o życiu? Nic. Prosty, suchy fakt, który ktoś musi mu uświadomić. - Moje informacje zawsze są kompletne, Hastings - rzekł, spoglądając w jego błękitne oczy. - Musisz wiedzieć, iż bawi mnie twoja zabawa w gangi, lecz każdy odgrywa swoją rolę w tej wojnie. - Powiedział, wyciągając z wojskowego munduru zdjęcie i rzucając na szklany stół (TUTAJ). Na nim znajdowała się niebieskooka brunetka. - To jest Seraphine, zaginęła ponad pół roku temu na znanym Ci wcześniej moście. Może ją kojarzysz - przerwał, podsuwając Hastingsowi zdjęcie- znana aktorka i piosenkarka jeszcze za czasów Snow'na. - Oczekiwał na reakcję młodzieńca, licząc na jakąkolwiek wiadomość. Nie wiedział czego się spodziewać po tchórzu i zdrajcy. Osobie, która jest gotowa oddać swój honor błahym potrzebą. Nie da się ukryć, iż Anthony nie miał szacunku do chłopaka. - Mam nadzieje, że jesteś świadomy tego, iż panna Alma Coin odrzuca takich jak Ty. Nie wiem jakbym się czuł będą marionetką, którą w każdym momencie można zlikwidować - przybliżył się - nie jesteś taki cwany jak Ci się wydaje. - Dopiero teraz jego twarz nabrała innego wyrazu. Odraza? Nie, to zdecydowanie nie było to. |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : płatny zabójca Przy sobie : kamizelka kuloodporna, broń, pozwolenie na broń, motocykl
| Temat: Re: Apartament służbowy Pią Gru 20, 2013 3:52 pm | |
| - Pierwsza zasada. Chcesz być traktowany z szacunkiem traktuj innych z szacunkiem. - Odpowiedział ze spokojem na chłodną uwagę mężczyzny. Może i wydawałoby się, że Casper należy do dzikusów, które z kulturą mają tyle do czynienia co psy z kankanem. Na kolejne słowa zaśmiał się. - A co? Odwiedziłeś ją w zaświatach? - Zapytał jakby był rozbawiony całą tą sytuacją. W rzeczywistości nie wiedział, czy ona żyje, czy nie. Próbował ją ratować na moście. Potem Mathias w niego celował, a następnie most był, pierduknął i zafundował wszystkim zimną kąpiel. Wtedy ostatni raz widział swoją Sonie. Swoją siostrzyczkę. Jedyną osobę, której zależało na nim. Kolejne słowa po prostu zignorował. Nie ma co się kłócić z osłami, które są głuche na argumenty. Taki typ człowieka po prostu myśli, że zawsze wie najlepiej i obojętnie, czy argumenty podważają jego teorie, czy nie to i tak stwierdzi, że to jego słowa będą ostatnie. Jak u takiego jednego co mu bliźniak w samolocie umarł. Po chwili spojrzał na zdjęcie i uśmiechnął się. Znał dziewczynę. - Wiem kim była przed rebelią. - Mruknął obojętnym tonem przybierając znowu maskę obojętności. - Wiesz co? Przypominasz mi mojego ojca. - Powiedział tonem, który sugerował, że zaraz zrobi coś groźnego. - Nienawidziłem go. - Mruknął. Najchętniej poderżnąłby gardło mężczyźnie. - Najwyraźniej Twoja córeczka ma to samo. - Dodał po chwili. Badał cierpliwość Anthony'ego? |
| | | Wiek : 42 Zawód : Główny strateg i dowódca wojsk w Kapitolu
| Temat: Re: Apartament służbowy Pią Gru 20, 2013 4:18 pm | |
| Badanie jego cierpliwości było zadaniem bezsensownym, ponieważ ta głębia nie ma odkrytego dna. Na pierwszy rzut oka widać było, że mężczyźni za sobą nie przepadali. Jak Anthony powinien traktować zdrajce? Szumowina! Jedyne słowo, które siliło się na jego pozbawione pigmentu wargi. Na słowa Caspera jego prawy kącik ust delikatnie się podniósł. Zabawne, bardzo zabawne. Jego dezaprobata była na tyle widoczna, iż mogła razić w oczy młodego blondyna. - Pierwsza zasada jest taka, iż ja ustalam zasady - to była gra. Nie dwóch bohaterów. To była gra dowódcy i kreta. - Sonea? Żyje, choć jej los nie jest tak kolorowy - na jego twarz powrócił kamienny wyraz twarzy. Innych to mogło przerażać, ten stan błogiego spokoju, lecz większość współpracowników była do tego przyzwyczajona. Ostatni napad furii? Młode lata zwycięzcy Igrzysk... jak ten czas szybko upływa. Jak piasek przez palce w piękną, czerwcową noc. Zachód słońca i inne zjawiska natury, które mógł podziwiać w Czwórce. Uśmiech na twarzy Hastings'a sugerował, iż zna dziewczynę. Anthony monotoniczne powtórzy : - znana aktorka i piosenkarka jeszcze za czasów Snow'na - uśmiechnął się, po czym dodał : - to są czasy przed rebelią. - Czy to pytanie padło naprawdę, czy to jego zmęczone uszy płatają mu figle? Na wzmiankę o jego nienawiści do ojca, jedynie mruknął : - nie przyjmuje komplementów od kretów - dodał sarkastyczny uśmiech. To nie pora na głupkowate dialogi, tutaj chodzi o konkretny cel/trop. - Kto, dlaczego, po co? - Trzy krótkie pytania, na które uzyskanie odpowiedzi zajmie mu wieki. Casper nie jest rozsądnym człowiekiem. |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : płatny zabójca Przy sobie : kamizelka kuloodporna, broń, pozwolenie na broń, motocykl
| Temat: Re: Apartament służbowy Pią Gru 20, 2013 5:51 pm | |
| Pokiwał tylko głową z dezaprobatą. - Naprawdę myślisz, że będę rzucać takimi smakowitymi informacjami na prawo i lewo? - Jego twarz przestała wyrażać emocje. Tak jakby wyłączył tą część mózgu odpowiadającą na mimikę twarzy. - A skoro moja siostra żyje to najwyraźniej świetnie sobie radzi beze mnie. I jej los jest bardziej... jak to ująłeś... kolorowy od mojego. - Wzruszył ramionami. Przestało go interesować to spotkanie. Gość myślał, że jest alfą i omegą, a to nie bardzo odpowiadało Casperowi, który miał tendencje do rywalizowania o najwyższy stołek. Zapaliłby sobie tak w ogóle. Dawno nie palił, a idealnie pasowało mu do butelczyny, którą cały czas trzymał. Aż mu się przypomniało o alkoholu. Otworzył butelkę i wypił kilka łyków. - Łykniesz z centrali? - Zapytał swojego rozmówcę. Stawiał, że ten nie weźmie butelki. Widać było jak nim gardzi. Aż za dobrze było to widać, ale Casp miał to głęboko w dupie. - Nie przyjmuję rozkazów od bałwanów. - mruknął po chwili. |
| | | Wiek : 42 Zawód : Główny strateg i dowódca wojsk w Kapitolu
| Temat: Re: Apartament służbowy Nie Gru 22, 2013 2:48 pm | |
| W środku starego serca Anthony'ego powoli burczało. Przypadłością mężczyzny jest brak okazywania jakichkolwiek uczuć - zewnętrznie. Błazen! Czyż karą boską jest dla niego spędzenie wolnego czasu w tym luksusowym więzieniu? Raczej nie. To jeszcze bardziej budziło w nim furię i uczucie oburzenia. Kto do jasnej cholery na to pozwolił? Jasne oczy Caspera wydawały się być wyjątkowo przebiegłe, jednak to jedynie złudny odcień. Nie znał go na tyle dobrze, aby móc kierować jego myślami. Myśl, autosugestia, działanie, podświadomość. To wszystko królowało w starym i nowym Kapitolu. A gdzie progres? Stolica się nie zmieniła, zamieniły się jedynie role. Marionetkami włada inna, bardziej majestatyczna postać. Alma Coin. Pozdrowienia dla żelaznej królowej. - Mam nadzieję, że w tym przypadku to zrobisz - złudne. Hastings odnosi wrażenie boga i króla sytuacji, którym nie jest. Jego korona to marna zabawki z kapitolińskich restauracji. Berłem zaś jest grzechotka dla dziecka. Trudno tutaj mówić o majestatyczności i władzy. - Moja informacje są bardzo nieaktualne skoro jest dla Ciebie taka - zrobił przerwę spoglądając w jego oczy - obojętna. - To wyjątkowo brzydkie słowo. Obojętność. Coś strasznie niszczącego jak wirus. Niedawno puścili w radio małą wzmiankę o pasożytach, które wczepiają się w język ryba, karmiąc się wraz z nią. Gdy język napuchnie już do takich rozmiarów, iż wodne zwierzę nie ma możliwości przeżyć, on żyje w jego bezwładnym i martwym ciele. Czyż to kompletne porównanie do obojętności? Widok alkoholu nie wzbudził na niego większego zdziwienia. Sam był wielkim entuzjastą tego trunku, a może zbyt wielkim? Jednak zniewagą było wypicie go na oczach stratega, przebywając w "więziennych kratach". Cóż za cholerny system na to pozwolił? Nie obwiniał już ludzi, to winna nieporadnej władzy. Każdy krok, polecenie, rozkaz wychodzi od nich. Pasożyty. - Bałwanów? Kogo masz na myśli? - Uśmiechnął się ironicznie. |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : płatny zabójca Przy sobie : kamizelka kuloodporna, broń, pozwolenie na broń, motocykl
| Temat: Re: Apartament służbowy Pon Gru 30, 2013 1:35 pm | |
| - Zawsze była. - Powiedział obojętnym tonem. W rzeczywistości nie chciał jej pchać we własne kłopoty. Bezpieczniej dla niej, gdyby ona również nie przyznawała się do niego, ale na to liczyć chyba nie mógł. - Przyjdź jak będziesz miał jakąś konkretną ofertę, bo na razie bawienie się w kotka i myszkę mnie nie interesuje. Konkretów potrzebuję co dostanę w zamian za informacje. - Mruknął po chwili po czym wstał i ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Zapukał do nich dość mocno. Gdy otworzyli mu strażnicy uśmiechnął się bezczelnie. - Wasz majster właśnie wychodzi. - Powiedział to takim tonem jak gdyby właśnie zarżnął swojego gościa, a nie grzecznie go wypraszał. To zbiło z tropu Strażników, którzy wręcz wpadli do środka odpychając Caspera. Właściwie mógłby teraz skorzystać z okazji i czmychnąć sobie, ale nie zrobił tego. Wygodnie mu tu było. Jak tak mają go zabić to niech go mordują. Na mięciutkich poduszkach i jedwabnej pościeli. Co prawda miał w planach umrzeć w innych okolicznościach, a mianowicie po udanym seksie z członkiem w ustach pięknej kobiety w wieku dojrzałym w łożu z jedwabną pościelą, ale jak ma mu wystarczyć tylko łóżko z tej całej listy to mu wystarczy. Jak się nie ma co się lubi... - Żegnam wobec tego. Ja się nigdzie nie wybieram, więc wiadomo gdzie mnie szukać. - Podszedł do stolika, gdzie dalej leżało zdjęcie dziewczyny i zabrał je zręcznym ruchem zanim Anthony zdołał zrobić to pierwszy. - A zdjęcie zachowam sobie na ten czas. Może przypomną mi się jakieś szczególiki, które z pewnością chciałbyś usłyszeć. - Dodał z uśmieszkiem na gębie i uwalił się na kanapie z nogą na oparciu. Wyglądał jakby czuł się tu jak u siebie. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Apartament służbowy Sob Sty 25, 2014 1:56 pm | |
| Skończył się czas wizyt. Niestety. Anthony został wyprowadzony z apartamentu, siłą lub bez, zależnie od tego, jaki opór stawiał, a więźniów ponownie wpuszczono do środka. Kilka dni potem drzwi w okresie wieczoru otworzyły się i do środka wepchnięto Rose, służbiści uwolnili jej nadgarstki i odeszli bez słowa. Zamek w drzwiach został przekręcony. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Apartament służbowy Wto Sty 28, 2014 11:02 pm | |
| Nie ma to ja delikatność strażników. Nic tak nie koi zranionego serca, jak ich bezpieczny dotyk i w ogóle takie super zajebiste obejście z kobietą, że się ma nieodpartą ochotę głośno wykrzyczeć "ja pierdolę". Doprawdy, gwarancji jakości to oni nie dostaną, choćby się z niemocy mieli zesrać. A gdyby wzrok zabijał, już dawno leżeliby w kałuży własnej krwi, a nasza Rose hasałaby z radością po korytarzu wyglądając, jakby coś ją wzięło w łeb. Znaczy jej psychikę coś zaatakowało już wcześniej, ale teraz ewidentnie przejęłoby to pałeczkę. Niestety, ale i stety zarazem, wzrok nie zabijał, więc musiała być przez tę chwilę zdana na ich łaskę, niełaskę czy co tam mieli w tych swoich rebelianckich sercach i przyjąć na klatę fakt swojej niemocy. Ku jej zdziwieniu nie trafiła do pomieszczenia z krzesłem elektrycznym. Wręcz przeciwnie, był to niczego sobie apartamencik, niestety wypełniony ludźmi. A Rosemary miała to do siebie, że była totalną hipokrytką i mizantropką, toteż ludzi nie znosiła okrutnie. Dlatego, gdy tylko poczuła, że strażnicy ją rozkuli i poszli w długą, ówcześnie oczywiście zamykając tę piękną celę, ruszyła w poszukiwaniu łazienki, nie odzywając się do współtowarzyszy niedoli ani słowem. Po pierwsze nie wiedziała o czym, po drugie nie miała ochoty, po trzecie Rose nigdy do rozmownych osób nie należała i priorytetem był dla niej teraz prysznic. Miło się umyć raz na jakiś tydzień. Dlatego wymijając wszystkich zgromadzonych, dumnym krokiem ruszyła do łazienki, zdjęła ubrania i weszła pod prysznic, dziękując w Bogu w duchu, że dał ludziom wodę i mydło. Naprawdę starała się teraz nie myśleć o Mathasie, Reiven, matce, Coin oraz o innych rzeczach, którymi ostatnimi czasy spędzają jej sen z powiek. Wychodziło jej nędznie, ale wychodziło, dzięki czemu mogła zachować jakąkolwiek równowagę psychiczną. Przy ludziach ryczeć nie będzie. |
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Apartament służbowy Sro Sty 29, 2014 8:01 pm | |
| Szalona akcja, ajka miała miejsce w apartamencie porwała Ev tak, ze kolejne dni ciągły jej się jak lata. Nikt się nie odzywał, nikt nic nie robił. Czuła się jak w pokoju pełnym awoks. Naprawdę. Chcoiaż do siebie też powinna mieć pretensje, bo nawet nie próbowała nawiązać kontaktu z nikim. Milczące oczekiwanie na wyrok Coin na ich temat. Czy pożyją jeszcze, czy dostaną kulkę w łeb. Ev każdego dnia budziła się i zastanawiała się, czy to dzisiaj wywloką ich z wiezienia strażnicy, czy jeszcze nie. Czy jeszcze ich przetrzymają. Napięcie chyba powoli zżerało ją do środka, bo z każdym dniem była bliższa przywaleniu komuś w twarz, niż rozmowy o pogodzie. Która nawiasem się poprawiała, aż chciało się wyjść i skopać jakiegoś rebelianta za spierdolenie życia. Po paru dniach jednak zawitało do nich jakieś urozmaicenie. A konkretniej do apartamentu została wepchnięta Rose Garroway, która od razu poszła do łazienki mając wszystkich w dupie. -Nie musisz się tak wylewnie witać!- Krzyknęła zanim Rose zdążyła puścić wodę pod prysznicem. I znowu cisza. Cudownie. Co z tego, ze nie było o czym rozmawiać, Ev chyba oczekiwała cudu, a mianowicie tego, ze ktoś w końcu się odezwie. Może powinni zagrać w butelkę, czy coś w ten deseń? Zacieśnianie więzi w więzieniu chyba nie jest takie złe, zwłaszcza tuż przed prawdopodobną egzekucją.
|
| | | Wiek : 20 lat Zawód : płatny zabójca Przy sobie : kamizelka kuloodporna, broń, pozwolenie na broń, motocykl
| Temat: Re: Apartament służbowy Czw Sty 30, 2014 12:01 am | |
| Życie, życie jest nowelą. Raz przyjazną, a raz wrogą... Gówno prawda. Życie było chujowe z perspektywy Caspera. Od dziecka pod górkę. Najpierw wrogie środowisko Kapitolczyków, a teraz wrogie środowisko Rebeliantów. Nienawidzili go jedni i drudzy. Choć zwykle nie przejmował się tym zbytnio dzisiaj miał lepszy dzień. Tęsknił za siostrą. Miał nadzieję, że żyje i ma się dobrze. Tyle teraz chciał usłyszeń, skoro nie mógł jej zobaczyć. Resztę miał w głębokim poważaniu. Towarzystwo w apartamencie było nieruchawe, a konkretniej sztywne, że już trupy były bardziej elastyczne. W szczególności, gdy się gotuje szczątki. Mniam. Pychota. Kanibalizm wbrew pozorom nie był czymś niezwykłym. Głodny do granic możliwości człowiek zjadłby nawet najlepszego przyjaciela. Z głodu się wariuje. Casp nie miał jednak przyjemności doświadczyć tego stanu. Miał co jeść. W końcu jego fucha była dość opłacalna. Wręcz żył ze swoją bandą jak król, a tutaj w więzieniu też było przyjemnie. Ciepło, jedzenie w lodówce, wygodnie. Jak to są tortury to niech go mordują! Lepiej mu się żyło niż jeszcze miesiąc temu. Ile on w ogóle siedzi tutaj? Stracił rachubę i zapomniał który jest dzień i ile minęło od zawalenia się mostu. Szczęśliwi czasu nie liczą. Odkąd Anthony wybył z VIP-celi nie działo się nic szczególnego. Dopiero teraz pojawienie się Rosemary spowodowało jakikolwiek ruch ze strony dotychczasowych mieszkańców tego luksusowego apartamentu rodem z dawnego Kapitolu. Co prawda przy ciasno było, ale Casp był przyzwyczajony. Siedział akurat nieruchomo na kanapie i patrzył tępo w drzwi, gdy te nagle się otworzyły, a do środka wparowała nie bez pomocy Rose. Narobiła szumu, udała się do łazienki i zamknęła się tam. Evelyn natomiast się odezwała iiii... na tym by się skończyła cała akcja. Było tak nudno... W porównaniu do towarzyszki Casper nie odczuwał żadnego napięcia. Jak już wspomniano. Miał to w dupie. Zabiją go dzisiaj, czy jutro. Nie miało to znaczenia. Jego śmierć nie będzie odczuwalna, a i nie miał dla kogo żyć. Może dla siostry, ale lepiej dla niej, by nie żył, więc w sumie nie miał dla kogo. Jego życie, marne życie, zbliżało się ku końcowi, a on nic sobie z tego nie robił. Od kilku dni odczuwał tylko nieposkromioną ochotę wykorzystania Evelyn, ale skoro teraz Rose się pojawiła to może zostawi dziewczynę w spokoju i zacznie napastować azjatkę. Chyba nie trzeba wspominać, że Casper był częstym gościem Violatora? Taka długa przerwa była dla niego niekorzystna. Miał potrzebę. Naprawdę miał potrzebę. Można by opisać to wulgarnie, ale ze względu na nieletnią część użytkowników ograniczymy się do tego co jest. Podniósł swoje szczupłe, a raczej chude, ale silne ciało i powędrował prosto do łazienki. Czy panna Garroway łaskawie zamknęła na klucz łazienkę? Swoją drogą ta łazienka zawierała toaletę, a Casperowi mówiąc w skrócie szczać się zachciało. Załatwi może dwie sprawy na raz? Wszedł bez pukania do łazienki i zamknął za sobą drzwi. - Nie przeszkadzaj sobie. - Powiedział z wrednym uśmieszkiem do dziewczyny i podszedł do lustra, by się sobie przyjrzeć. Wyglądał jakby chciał zostać anorektykiem, czyli... normalka u niego. Zawsze tak wyglądał. Po chwili podszedł do sedesu, podniósł klapę, rozpiął rozporek, wyciągnął swój sprzęt i bez skrępowania zaczął lać. No co? Gołych lasek widział już tyle, że widoczek nagiej Rose nie bardzo go jarał. No dobra. Trochę jarał i w sumie szybko byłby gotowy do akcji, ale na razie pilnował się. W końcu dziewczyna słynęła z nieposkromionego charakterku. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Apartament służbowy Czw Sty 30, 2014 11:06 pm | |
| Rose jakoś ostatnio nie cierpiała na brak wrażeń. Wręcz przeciwnie, miała ich pod dostatkiem. Ostatnimi czasy w jej życiu działo się od cholery. Nie musiała długo czekać, żeby wpaść w środek kolejnej dramy wyjętej prosto z serialu akcji lub innej produkcji, która przecież w prawdziwym życiu wydarzyć się nie mogła. A żebyście się nie zdziwili, życie robi takie niespodzianki, że aż szczęka opada. Ręce też opadają, do samej krainy piekieł, po czym nurzają się w rzece łkających dusz. Dziwne, że los nie dostarcza atrakcji tym, którzy tego przeogromnie pragną. Oni byliby zadowoleni przecież, nikt by nie ucierpiał. Ale nie, lepiej dojebać się do takiej Bogu ducha winnej, nawiasem mówiąc to eufemizm, dziewczyny, która prosi od małego o jedną, jedyną rzecz. Gdzie jest ten święty spokój, który mi losie obiecujesz, gdzie kurwa, ja się pytam. Różne myśli chodziły jej teraz po głowie. Jedna inna od drugiej, im dalej brnąć w ich głąb, tym można trafić na bardziej pojebane. Jednak sprzed oczu nadal nie znikała jej urojona wizja egzekucji Mathiasa, którą poparły słowa Reiven nadal brzmiące w jej głowie. Chciała nazwać chłopaka idiotą o zasobie bezbrzeżnej głupoty, ale powstrzymywała się. Chyba zbyt bardzo była mu wdzięczna za uratowanie jej dupy, a razem z nią życia. I trochę go podziwiała. Musi naprawdę lubić ludzi robiąc coś takiego dla nich. Szkoda, że Rose nie posiadała takiej empatii. Z przemyśleń tych głębokich i tych płytkich wybudził ją dźwięk drzwi, które swoim skrzypnięciem zasygnalizowały, że jakaś bezczelna szmata nawet nie raczyła zapukać i weszła do środka jak do obory. A potem to się dziwią, czemu Garroway nie znosi ludzi. Otóż, są ludzie i podludzie. I podludziom wydaje się, że są ludźmi. A ludzie kopiują od nich to idiotyczne zachowanie, co zamyka wielkie koło nienawiści. Spojrzała przez ramię na chłopaka, ale nie drgnęła ani nawet na centymetr. Bo to jeden facet widział ją nago? Każdy ma dupę, nic szczególnego, tak chciał Bóg. Po prostu kontynuowała kąpiel jak gdyby nigdy nic. Spłukała włosy, wyłączyła wodę. Miała nadzieję na dłuższy prysznic, ale dobra, spokój to ona dostanie po śmierci, trzeba się przyzwyczajać. Ściągnęła ze ścianki kabiny ówcześnie przewieszony tam ręcznik i obwinęła go sobie dookoła piersi, po czym najzwyczajniej wyszła spod prysznica. - Nie przeszkadzaj sobie. - powtórzyła po chłopaku tonem mordercy w stanie furii doszczętnej, po czym posłała mu spojrzenie mrożące krew w żyłach. Podniosła swoje rzeczy z podłogi i wyszła do pokoju, zostawiając Caspera w łazience. Nie będzie przecież patrzyła jak szcza. - Cześć. - rzuciła do Ev, ale widać, że nie była skora do rozmowy. - Pozwolisz, że się tutaj ubiorę. - dodała, po czym bez pardonu zrzuciła ręcznik i włożyła na siebie swoje ubrania. Wolała wzrok dziewczyny niż szczającego gościa. |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : płatny zabójca Przy sobie : kamizelka kuloodporna, broń, pozwolenie na broń, motocykl
| Temat: Re: Apartament służbowy Pią Sty 31, 2014 10:41 pm | |
| Właściwie to... Hmm... Casper nie omieszkał sobie pooglądać Rose ukradkiem, gdy tak stał przy sedesie i lał w najlepsze. Dziewczynę doprowadził do furii co niezbyt go zdziwiło. Uśmiechnął się tylko złośliwie na jej słowa, a gdy wyszła uznał za stosowne się wykąpać. W sumie przydałoby mu się. Trochę zmarnował wodę sikając do sedesu, ale trudno. Żył życiem marnującym wszystko. Gdy Rosemary wyszła z łazienki Casper akurat spuszczał wodę i zamykał sedesik. Po chwili zdjął z siebie ubrania i taki jakim Bóg go stworzył wszedł pod prysznic, by zmyć z siebie brudy dzisiejszego dnia. Namydlił się i to namydlanie się tak go wkręciło, że nawet nie zorientował się kiedy przestał się tak naprawdę namydlać, a oddał się czynnościom bardziej przyjemnym. Pół godziny później wyszedł spod prysznica oczyszczony, wyczyszczony i pachnący. Wziął ręcznik i wysuszył się nim. Spojrzał na swoje ubrania i stwierdził, że nie nadają się już na dalsze noszenie, więc bez zbędnych ceregieli wyszedł z łazienki. Oczywiście jak to on zamiast obwiązać się ręcznikiem on zwyczajnie szedł przez korytarz golusienki jak Adam i tylko suszył włosy sobie ręcznikiem. Anarchia. Wolność. Nudyzm. Ekshibicjonizm. Jak by tego nie nazwać łaził goły w apartamencie, gdzie przebywała jeszcze trójka obcych mu ludzi. Dla niego to nie była nowość. W jego gangu było już wszystko, a mówiąc wszystko mam na myśli dosłownie wszystko. Poszedł do sypialni i tam znalazł w szafie całkiem niezłe ciuchy. Nałożył na swoje chude ciało ciemną koszulkę z długim rękawem, a na dupę założył ciemne bokserki i ciemne spodnie. Gdy już był ubrany wyszedł z pokoju i ruszył prosto do kuchni. Zgłodniał od tych ćwiczeń pod prysznicem. Otworzył lodówkę i wyciągnął sobie kilka składników z których planował sobie zrobić małą sałatkę. Nie minęło nawet pięć minut, a sałatka była gotowa. Z daniem na talerzu poszedł do salonu, gdzie przebywały Evelyn i Rosemary. - Takaś wstydliwa, że musiałaś się ubrać poza łazienką? - Zapytał niby to poważnie do dziewczyny o skośnych oczach. - Kąpiel jakoś Tobie nie przeszkadzała. - Usiadł ciężko na kanapie i zaczął wpieprzać swoją sałatkę. |
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Apartament służbowy Sob Lut 01, 2014 9:42 pm | |
| Ev wyjątkowo wciągnęły reklamy telewizyjne co jakiś czas przerywane przez fragmenty filmu. W sumie to była to najciekawsza rzecz w tym apartamencie, bo raczej Caspera włażącego do łazienki tuż po Rose rozrywką nazwać nie można. W sumie to oderwała się od reklam dopiero gdy Rose przywitała się z nią i zaczęła się przebierać. Spojrzałą tylko na towarzyszkę i wróciła do reklam. Może jakby była innej orientacji to by sobie pooglądała, ale, stety bądź niestety, tak nie było. -Nie krępuj się. – Powiedziała tylko do ściany przed nią, która stała się równie fascynująca co reklamy w telewizji, które chyba już wszystkie znała na pamięć. Po jakimś czasie Casper, po wcześniejszym kolędowaniu nago po mieszkaniu, zwalił się na kanapę obok niej. Cudownie, po prostu śmietanka towarzyska. -Ciekawe, czy dostarczyliby tu pizzę.- Rzuciła nawiązując do wesołej reklamy kapitolińskiej Pizzerii. Wyobrażała sobie śmiech, gdyby zamówiła pizzę na adres „pilnie strzeżone więzienie, apartament, siedziba prezydent Coin”. Chyba by umarli ze śmiechu w tej pizzerii, naprawdę. Jeszcze z dodaniem tekstu „na rachunek pani prezydent”, bo przecież nie mieliby czym zapłacić. Chyba, ze Casper byłby skłonny do zapłaty w naturze. -Weź się udław, zrób Coin niespodziankę, co? – Powiedziała do Caspa, który dość głośno jadł sałatkę. W sumie to Ev mało jadła podczas tego pobytu, chyba z Kwartałowego przyzwyczajenia, albo po prostu ze stresu. Albo z obu powodów na raz. I chyba najbardziej się przejmowała sytuacją z całej czwórki obecnej w apartamencie, z czego miała wrażenie, że Anafiel wiecznie śpi. Naprawdę, kiedy tylko go widziała, to spał. W pewnym momencie zaczęła go podziwiać, chociaż akurat ze senm nie miała większych problemów. Zarezerwowała sobie kanapę i nikt raczej nie protestował. Tylko ciekawe gdzie w takim układzie będzie spać Rosemary, ale to raczej nie sprawa Ev.
|
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Apartament służbowy Pon Lut 03, 2014 10:08 pm | |
| Rose doskonale zdawała sobie sprawę, że Casper się na nią gapił. Każdy facet o zdrowej orientacji by spojrzał. Zdała sobie o tym sprawę już jakiś czas temu i o dziwo wszystko się zgadzało. Na początku doprowadzało ją to do szewskiej pasji, ale z czasem do tego przywykła. Jednak ostatnio była dosyć poirytowana, a nawet wkurzona i nie do końca panowała nad swoimi emocjami, dlatego chłopak powinien się cieszyć, że nie dostał w pysk. A to i tak w najlepszym wypadku, bo mogła mu tak przypierdolić w oczodół, że nigdy więcej już by nie spojrzał, bo nie miałby czym. Lekko mówiąc. Wyszła z łazienki i szczerze mówiąc, lała sikiem parabolicznym na to, co on tam będzie robił. Czy wspomina, czy dalej szcza, czy zrobił sobie dobrze z radości - nie ma sensu interesować podludźmi, to osobny gatunek niewart żadnej uwagi. Może nawet tam odpierdalać akrobacje powietrzne z palcem w dupie, to jego osobista sprawa. Przy Evelyn czuła się odrobinę bezpieczniej, co oznaczało, że ma sporą rysę na psychice po pomysłach Snowa. Choć z drugiej strony uspakajał ją ten fakt, bo dawało to do zrozumienia, że Rose nie jest do końca zboczona i bezwstydna, bo jakieś tam grancie i blokady ma. A to znacznie różni ją od zwierzęcia i kobiety, której zawodem jest sprzedawanie się. No i od mężczyzny, ale od tego osobnika różniły ją również cechy fizjonomiczne i anatomiczne. Usiadła ubrana już obok Evelyn, jakby trochę niepewnie. Może trochę krępowała ją ta sytuacja. Założyła nogę na nogę i zaplotła dookoła ich ręce, jednak była zbyt niespokojna by się oprzeć. Martwiła się, cholernie się martwiła i próbowała tego po sobie nie pokazać. Na komentarz Ev o pizzerii uśmiechnęła się krzywo. Nie wyszło jej, ale się starała i należy jej się pochwała za chęci. Bo one się liczą, a w przypadku Garroway jest to wyczyn spory. Zignorowała frywolne bieganie Caspera po apartamencie w stroju Adama, bo po prostu szkoda słów. Prychnęła tylko na jego widok, omiotając ściany pokoju morderczym i znudzonym wzrokiem. - Posłuchaj dziewczyny, uczyń przysługę również i mnie. - skwitowała, posyłając w jego stronę pogardliwy wzrok. Doprawdy, wystarczyło zachować resztki godności, kultury czy co on tam miał, a wszyscy żyliby we względnym pokoju. Serio. - Otóż, nie, nie jestem wstydliwa. Po prostu nie mogłam pozwolić, byś tylko ty cieszył się tym cudownym widokiem. Mamusia cię nie nauczyła, że trzeba się dzielić? - zapytała pobłażliwym tonem, jakby zwracała się do pięcioletniego chłopczyka. W rzeczywistości, za takowego go uważała. Poziomem umysłowym dalej nie sięgał, bo myślał kutasem. Stosownym byłoby nazwanie go wieśniakiem, aczkolwiek po co obrażać szanownych wieśniaków. Po prostu osobnik z gatunku podludzie - nic dodać, nic ująć.
|
| | | Wiek : 20 lat Zawód : płatny zabójca Przy sobie : kamizelka kuloodporna, broń, pozwolenie na broń, motocykl
| Temat: Re: Apartament służbowy Sro Lut 05, 2014 5:46 pm | |
| Przerwał konsumowanie sałatki, spojrzał na kobiety i zrobił minę jakby się zastanawiał. - Mmm... Nie. Coin mnie za bardzo kocha, by mnie zabijać. - Parsknął nieszczerym śmiechem i wrócił do jedzenia sałatki. - Mamusia? Mówisz o kobiecie, która mnie urodziła? Wychowała mnie ulica, a pierwszą zasadą ulicy jest: " Bierz wszystko i nie dawaj nic." - Mruknął wzruszając ramionami. Spojrzał na reklamę pasty do zębów nie zwracając już uwagi na towarzystwo. Miał gdzieś ich opinię na jego temat. A to, że był podczłowiekiem. Hmm... Człowiekiem nie był, a przynajmniej sam tak nie uważał. I znowu było nudno. Szczerze mówiąc to ciągłe siedzenie tutaj zrobiło się już nudne. - Jak myślicie. Po jaką cholerę trzymają nas tak długo? Jakby chcieli zrobić egzekucję to raczej tuż po zawaleniu się mostu, by postraszyć innych, a nie szmat czasu po fakcie. - Zagaił rozmowę, chociaż właściwie to równie dobrze mógł siedzieć i milczeć. |
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Apartament służbowy Czw Lut 13, 2014 6:42 pm | |
| Trzy osoby na kanapie to już tłok. Ale Ev się za dobrze siedziało, żeby się ruszyć. Siedziała sobie na skraju i nikomu nie zawadzała. Ostatecznie towarzysze mogli ją po prostu zepchnąć, ale to byłoby trochę… Dziecinne. Czyż nie? Ale kogo to obchodzi, są w chyba najlepiej strzeżonym miejscu Panem, raczej trudno, żeby ktoś oprócz władzy ich podglądał. A raczej Alma nie wyśmieje ich za dziecinne zachowanie. -Jakby chcieli nas wypuścić, to też by już to zrobili. Może szykują coś efektownego, specjalnie dla nas, nwm, coś w stylu szubienica z automatycznymi fajerwerkami?- Rzuciła Ev oglądając wiadomości, z których kompletnie nic nie wynikało. Były krótkie i całkowicie podporządkowane Coin. W sumie to nic nowego nie powiedzieli, ale przestali pieprzyć o ofiarach bankietu. Później kolejne pół godziny reklam, a po reklamach reality show prowadzone przez nadpobudliwą rebeliantkę z krótkimi, platynowymi włosami postawionymi na żelu. Telewizja schodzi na psy. Nie, nie schodzi, stacza się. Jej gościem był chuderlawy urzędnik w granatowym garniturku, który bardziej przypominał ucznia liceum niż jednego z wspólników Coin. Po paru minutach bezsensownej paplaniny coś przykuło uwagę Ev. Coś, to znaczy fakt, że rozmowa zeszła na „zbliżającą się egzekucję ludzi odpowiedzialnych za słynny wybuch mostu na Moon River”. Ev nie była pewna, ale mogła odrobinę zblednąć. -i chyba wszystko jasne…-Rzuciła pogłaśniając trochę, czyli prawie do maximum. Dla ev to zbyt głośno nie było, nie wiedziała jak dla towarzyszy, ale miała to gdzieś.
|
| | | Zawód : Barman, sprzątaczka
| Temat: Re: Apartament służbowy Pią Lut 14, 2014 10:27 am | |
| Anafiel żyje c:
Spał. Ale czy na pewno? Anafiel już od jakiegoś czasu, mniej więcej od momentu na kilka chwil przed wybuchem mostu, czuł się dziwnie. Lekkie zawroty głowy, silny ból w części potylicznej... To było dziwne. Co najmniej... Dziwne. Nie podobało mu się, że przyszedł jakiś rządowy i wywalił go na moment z pokoju, bo chciał przesłuchać Caspera. Jego i kobietę - a przecież wobec kobiet tak się nie postępuje, to wyjątkowo niegrzeczne. Pomstował na niesamowicie zimnego i chamskiego pana Larousse, po czym... No tak, zasnął. Obudziły go jakieś głosy. Casper, Evelyn... I chyba panna Garroway, jeśli się nie mylił. Otworzył leniwie jedno oko i ziewnął, a fotel zatrzeszczał lekko. Nikt jeszcze nie odwrócił głowy, ale zapewne wiedzieli, że już nie śpi. Nagle jednak wyprostował się, słysząc głos, dobiegający z telewizji. Zbliżająca się egzekucja ludzi, którzy odpowiadają za wybuch mostu na Moon River. - O kurwa. - rzucił tylko Delaunay, siadając na podłodze obok Evelyn. Spojrzał dziewczynie w oczy i uśmiechnął się smutno. No to mamy przesrane. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Apartament służbowy Pon Lut 17, 2014 7:23 pm | |
| A Rose z kolei ciągle miała minę w stylu "nadal chuj mnie to obchodzi", nawet jak nikt nic nie mówił. Chyba jej ten wyraz twarzy nie minie, to jej wersja tiku nerwowego. Naprawdę nie obchodzi ją historia ich życia, ledwo ma siłę interesować się sobą. Miała ochotę wstać i wyjść, no ale nie mogła. Toteż siedziała we względnym milczeniu, starając się trzymać swoje kurewstwo na wodzy. - Skoro Coin cię tak bardzo kocha, to wyjdź za nią i zejdź nam, kurwa, z oczu. To usatysfakcjonuje mnie prawie tak samo, jak uduszenie cię poduszką, kiedy będziesz spał. - wysyczała, w międzyczasie wywracając oczami, jednak nadal pozostała przy tej samej minie. Olewała wszystko sikiem parabolicznym, nawet fakt, że chłopak podnosił jej poziom szatana we krwi. W końcu oparła się, kładąc ramię na oparciu kanapy. Zwróciła się w kierunku telewizora i zaczęła śledzić reklamy, które w sumie, choć głupie, w jakiś sposób pozwalały jej na odwrócenie uwagi od tego wszystkiego. Telewizja odmóżdża, ale w tym przypadku to wychodzi na plus. Potem zaczął się program w stylu "Jak świetnie żyje się nam z Coin, bijmy pokłony", co doprowadzało Rose do odruchów wymiotnych. Jednak zaczęła słuchać trzy po trzy, co pozwalało jej wytrzymać to bezsensowne pieprzenie. Zwróciła swoją całą uwagę dopiero wtedy, kiedy Evelyn podgłośniła telewizor. Komunikat jej wcale nie zaskoczył. Wręcz przeciwnie, potwierdził jej domysły. Dlatego nadal wyglądała, jakby miała to w dupie. - Brawo za zwięzłe i trafne określenie, Anafiel. - powiedziała, wystawiając w jego kierunku podniesiony kciuk. - A wy - zaczęła, spoglądając na Hastingsa i Ev - nie możecie być równie konkretni, co on? - zapytała, dając do zrozumienia, że nie znosi pierdolenia, choć w sumie, było to bardziej skierowane do Caspera, niż do Ev. Ona jej aż tak nie przeszkadzała. - W każdym razie. Jesteście zdziwieni? I tak by nas wyrżnęła i tak, bo w końcu jej duma ucierpiała. Jak i autorytet. To, że poinformowała o tym w telewizji, to taki dodatek do zestawu. Nic więcej, niż nędzne próby odbudowania swojego zrujnowanego ego. - nie bała się śmierci, bo zbyt wiele razy się o nią otarła. Nic nie może wiecznie trwać i takie tam, po prostu życie kiedyś musi się skończyć. Odwróciła wzrok od telewizora i skupiła go na swoich paznokciach. Wróciła do zdrapywania starego lakieru, by jakkolwiek odwrócić swoją uwagę od faktu, że po raz pierwszy w życiu nie martwi się o siebie, a o kogoś innego. Bo z nią to już chuj, i tak nie ma nikogo, kto by jej potrzebował. Ale Mathias miał siostrę, której nie został nikt inny. A Rose doskonale wiedziała, jak boli samotność. |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : płatny zabójca Przy sobie : kamizelka kuloodporna, broń, pozwolenie na broń, motocykl
| Temat: Re: Apartament służbowy Wto Lut 18, 2014 9:44 pm | |
| - Zdziwieni? Chyba śnisz księżniczko kiepskiego japońskiego porno. - Wzruszył ramionami na słowa Rose. Jego w ogóle nie zdziwił komunikat. Już od dawna był przygotowany na egzekucję. Pytanie tylko kiedy i jak. Tyle. Reszta go nie obchodziła. - Swoim ciętym językiem próbujesz udowodnić, że należy Ciebie traktować poważnie? Cóż... Marne próby pięciolatki. - Dodał po chwili po czym wstał i ruszył ponownie do kuchni. Był zrelaksowany, a przynajmniej wyglądał na takiego. Jak zwykle z obojętnym spojrzeniem, niedbałym chodem i zbytnią pewnością siebie. Taki był, jest i będzie Casper. Nic tego nie zmieni. Nawet pierdolony stryczek nie zmieni jego zajebistości. Urodził się zajebisty, nie perfekcyjny. Koniec. Kropka. Komuś się nie podoba? Radzę zacząć wąchać kwiatki od spodu. Otworzył lodówkę i wyciągnął sobie z niej butelkę mleka. Z "wysepki" ściągnął dwa banany. Zmiksował owoce z białym płynem robiąc sobie koktajl. Po chwili siedział już przy oknie popijając sobie pyszny deser. W głębokim poważaniu miał swoich durnych współlokatorów. Że to nie było do przewidzenia? To żart? Nie. To Alma Coin. |
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Apartament służbowy Wto Lut 25, 2014 5:29 pm | |
| No dobra, nie powinno ją to dziwić, przecież dopuszczała do świadomości opcję, że Coin ich wszystkich rozstrzela. Więc teoretycznie powinna być na to przygotowana psychicznie, powinna teraz parsknąć śmiechem i przełączyć. Ale jednak ją zamurowało. Najlepsze, ze wydawało się, ze jako jedyna się tym wszystkim tak cholernie przejęła. No dobra, Anafiel jeszcze wykazał jakiś ludzki odruch na wiadomość, ze za niedługo umrze. Reszta przyjęła to jakby to była wiadomość, że jutro na obiad będą krewetki. Naprawdę. Chociaż, może takie podejście było lepsze. Może trzeba było uznać, że to nie ma znaczenia czy się żyje, czy też nie. W sumie to wszystko jedno, i tak wszyscy mają to gdzieś. Kto by się tym przejął? No, może Lucy, ale tylko odrobinę. Każdy ma swoje życie i pewnie by się cieszył, że to nie on dostanie kulę w łeb. Proste, każdy martwi się o siebie, Ev tak naprawdę nikomu nie jest potrzebna. A przynajmniej tak jej się w tym momencie wydawało. - Może jednak się udławi.- Mruknęła, kiedy Casper wyszedł do kuchni. Usiadła po turecku, ściszyła telewizor i przełączyła na inną stację. Chyba nie chciała tamtego słuchać. Jakoś temat tego jak umrze nie wydawał jej się zbytnio atrakcyjny.
|
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Apartament służbowy Wto Lut 25, 2014 8:09 pm | |
| [bilokacja, wszystko ładnie ustalone, dozwolone, dziękuję]
Kiedy człowiek znajduje się w takie cudownej dupie jak ta, w tak barwnym i niespodziankowym gównie jak to cudowne, dostarczające tyle wrażeń więzienie, kiedy każdy dzień może być ostatni, ba, nawet każda kolejna godzina, wówczas ów człowiek, który boryka się z przedstawionymi powyżej problemami, właśnie owa biedna pokrzywdzona tylko i wyłącznie przez swoją głupotę istota ma wiedzieć, co czynić, aby nie marnować jakże to zdrowej i być może potrzebnej kiedyś energii. Oczywiście moglibyśmy się okłamywać, bo prawda jest okrutniejsza i bardziej śmierdząca – Mathias le Brun to zgorzkniały leń, zrezygnowany rebel, który na widok strażników zjawiających się w jego luksusowym i pięciogwiazdkowym apartamencie zdołał się tylko uśmiechnąć i podnieść prawą rękę i niby to po królewsku pomachać. Nic więc dziwnego, że pozwolił obalić się ze swego łoża, tak wygodnego jak trumna umarlaka, podnieść się i wyprowadzić lub… może inne słowo byłoby w tej sytuacji odpowiedniejsze, bo w istocie go stamtąd wywleczono. Jak worek ziemniaków. Jak zdechłego psa. Jak znudzonego swym życiem ćpuna na odwyku. Nie opierał się, co mogli uznać za swoistą łaskę z jego strony, bo nawet delikatnie nogę przesunął, żeby nie zahaczyła przypadkiem o framugę i im roboty nie utrudniła. Takie to pomocne i pełne zrozumienia dla cudzej pracy i wysiłku włożonego w bezczynne, w sumie, marnowanie powietrza, stanie przed kolejną to celą i pilnowanie, aby więzień nie uciekł. Zasadniczo to jemu nigdzie się nie chciało nawet ruszać, czasem zmieniał sobie łóżko, bo dokuczała mu jakaś kapryśna sprężyna tejże pryczy, codziennie rano skrobał te swoje symboliczne pionowe kreski, nie chciał w końcu stracić rachuby. W piekle dumnie wstanie i rzece pewnie – tego i tego dnia zostałem pobity, tego zastraszony, tamtego mnie w sumie zabito. Czasem z nudów, ale żeby nie włożyć w to zanadto wysiłku, liczył miesiące, które przeczył, potem tygodnie, a na samym końcu dnie. W tym właśnie momencie pozwolił, aby jego, jakże bezwładnego i nadal zrezygnowanego, przenieśli lub zatargali – kto jakie woli nazewnictwo, do wyznaczonego miejsca. Nie zdziwiłby się, gdyby zaraz postawili go na jakimś cudownie podświetlonym podium i przy jakimś wesołym akompaniamencie rozstrzelali, powiesili, nieważne. Każdy sposób jest dobry, bo potem jest tylko spokój, harmonia i takie tam. Na pewnie nie chciał, aby kazano mu ponownie rozmawiać z ową piękną jasnowłosą i jakże okrutną kobietą, nie zniósłby takiego wysiłku, nie potrafiłby na tyle skupić się, aby wymyślić jakieś logiczne kłamstwo czy cudowną rymowankę ku czci naszej drogiej prezydent. A może po prostu mu się nie chciało, tak też być może, nikt nie powiedział, że przedzierając się przez wertepy życia wyrośnie na kogoś rozsądnego i uczciwego, nie w tym przypadku. Nawet był paskudnie kłamliwy wobec siebie, ciągle wmawiał sobie jakieś naiwne głupotki, jak teraz, że cokolwiek za moment się stanie znajduje się daleko poza jego zainteresowaniem. Tak nie było, ale kto mu teraz udowodni to sprytne kłamstwo, przynajmniej na psychice czuł się lepiej, jakby przygotowany. Na najgorsze? Nic więc dziwnego, że jego usta ułożyły się w kształtne „o”, kiedy otwarły się przed nim wrota, a za nimi paradoksalnie przejrzyste, jasne i miłe mieszkanko. Chwilę potem jednak dopadło go dziwne przerażenie, bo przyszło mu na myśl, że to się nie dzieje, a skoro się nie dzieje, to on nie żyje, a skoro on nie żyje to teoria o wiecznym spokoju i harmonii jest błędna plus ominęła go możliwość wytwornego przedstawienia się całego diabelskiemu zgromadzeniu i orzeczenia, którego dnia od swych narodzin zmarł. Kiedy jednak zgrabnie zwalono go na podłogę, a on równie wdzięcznie się przeturlał i powstał, ujrzał przed sobą ciekawy i jakże interesujący obraz zgromadzenia. -Przybyłem do naszej zbiorowej trumny, aby wspólnie z wami świętować ostatnie chwile naszych marnotrawnych żyć, ahoj zjeby – uśmiechnął się szeroko żałując, że nie ma pod ręką żadnego zioła na uspokojenie. W samotności przynajmniej nikt go nie irytował i nie truł dupy, teraz będzie miał na głowie bandę niezorganizowanych dzieci, które histerycznie pragną żyć. Jak uroczo, wszyscy umrzemy. Kątem oka dostrzegł Rose, całą i zdrową, co go mentalnie uspokoiło, mimo wszystko. W jego kieszeni znajdowało się jednak nadal zdjęcie Katy, o którym wolał nie myśleć i o którym boleśnie przypomniał mu widok Garroway. Kiedy już tak stał wyprostowany i uznał, że miał w sobie wystarczająco dużo sił, aby energicznie wręcz i jakby z entuzjazmem ruszyć w kierunku łazienki, spojrzał w kierunku tej kobiety, która w tym momencie zakrzątała jego głowę w największym stopniu. W tym momencie chciał wiedzieć wszystko, nie obchodziło go nic innego. Chciał mieć pewność, że jest prawdziwa, do cholery. Chciał ją chociaż dotknąć. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Apartament służbowy Wto Lut 25, 2014 9:11 pm | |
| - Musisz mnie od razu wyzywać? - zapytała Caspera, choć w rzeczywistości miała głęboko gdzieś, jak ją kto nazywa. Słyszała już wiele epitetów odnoszących się do jej osoby i chyba nic już ją nie zdziwi. A zwłaszcza niewyszukane odzywki Hastningsa. - Trochę kultury, gówniarzu, nie jestem twoją koleżanką. - dodała, posyłając mu kolejne tego dnia spojrzenie pełne mordu. Miała go już dosyć, zwłaszcza, że cierpliwość i tak miała zrujnowaną. To będzie jakiś cud, jeżeli nie przypierdoli komuś dzisiaj. - Po pierwsze, mój cięty język to moja osobista sprawa i używam go, bo mogę. Po drugie, gówno mnie obchodzi, jak mnie kto traktuje. Po trzecie - sam nie jesteś lepszy, próbujesz się popisać przed nami, jakbyś nie wiadomo kim był. A szczerze powiedziawszy to ja cię ledwie kojarzę. - stwierdziła, nawet nie oglądając się za nim jak wychodzi. Była tu kuchnia, były tu noże, lepiej było Rose tam nie wpuszczać. Na uwagę Evelyn uśmiechnęła się lekko, licząc w duchu na to samo, co ona. Byłoby zabawnie, gdyby ktoś tu przypadkiem umarł. Taka niespodzianka dla Coin, przed planowaną egzekucją zapowiedzianą w telewizji. Teraz wszyscy pewnie myślą, co będzie, co się stanie. Nic się nie stanie. Śmierć paru osób świata nie zmieni, dookoła nadal będzie jedna wielka chujnia. Zareagowała na dźwięk otwieranych drzwi. Podniosła głowę znad swoich paznokci i spojrzała na wejście. Obraz wrzuconego Mathiasa do środka zdziwił ją. Może nie z powodu jego pojawienia się, ale z faktu, że był cały i zdrowy. Myślała, że wymusili od niego przyznanie się jakąś okrutną drogą, torturami fizycznymi, czy innym badziewiem, które pozostawi po sobie widoczne na pierwszy rzut oka ślady. Ale nie. Przed nimi z ziemi zgrzebywał się ten sam Le Brun, którego widziała niedawno. - Sam jesteś zjeb. - odburknęła, na chwilę udając oburzoną, jednak po chwili na jej twarzy pojawił się sarkastyczny uśmieszek, trochę podobny do uśmiechu Mathiasa. Najbardziej w jego obecności cieszył ją fakt, że w końcu pojawił się tu ktoś, kto prawdopodobnie zabezpieczy ją przed nieuleczalną chorobą psychiczną, której w tym towarzystwie mogła się nabawić. Kiedy poczuła spojrzenie chłopaka na sobie, nie do końca wiedziała, co zrobić. Nie miała pojęcia, o co może mu chodzić, ale ewidentnie czegoś chciał. Powoli się podniosła, stając przed nim. Chwilę patrzyła w jego kierunku badawczym spojrzeniem, kiedy w końcu machnęła głową w kierunku łazienki, dając znak, żeby się tam udali. Trochę prywatności należy się każdemu, a tutaj było o nią trudno. - Spróbuj teraz wejść mi do łazienki, Hastings, to cię rozkurwię na części elementarne i żaden chirurg ci nie pomoże. - rzuciła do Caspera, niezbyt przejmując się faktem czy usłyszał, czy nie. Bez słowa poszła do łazienki. |
| | |
| Temat: Re: Apartament służbowy | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|