|
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Pon Sie 26, 2013 10:03 pm | |
| Nie odpowiadał już na słowa Frobishera, wtedy, zanim do sali wpadła pielęgniarka. Po prostu je przemilczał, bo po co szargać swój język? Muru głową nie przebije. Szkoda jej marnować. Może i Frans miał szalony umysł, być może gdzieś tam czaiło się gniazdo szerszeni… być może! Miał jednak swój rozum i sięgał po niego, kiedy tylko mógł i o ile pozwalała mu na to jego niespokojna natura, dusza rekina. Zacisnął zęby, żeby tylko żadne słowo nie wyrwało się z niego jak krzyk z rozwścieczonej osoby.
Kiedy jednak już cała ta sytuacja została przerwana przez uroczą, korpulentną pielęgniarkę – omal nie rzucił się ponownie na Frobishera. Aczkolwiek zdołał powstrzymać swoje zapędy zanim zatrułyby mu cały jego umysł. Bronił się? Mógł się bronić słownie, uderzyć go w twarz, ale na litość walecznego Thora – nie rozgryzać mu wargę, a wcześniej całować! Co temu przeklętemu Rebeliantowi strzeliło do głowy, żeby pogrywać podobnie do niego? Najwyraźniej Lyytikäinen trafił na równego sobie przeciwnika.
– Zboczeniec?... – powtórzył zdziwionym głosem Frans, choć w środku wszystkie trzewia gotowały mu się ze wściekłości. Zrobił to jednak dopiero po wyjściu pielęgniarki. – Zabawne, Rufusie – teraz przynajmniej wiedział jak ten przeklęty Rebeliant miał na imię. Ha! – Za kolejne „kochanie” wepchnę ci obie te kule głęboko w dupę i w gardło, aż ich końce się nie zetkną.
Miał ochotę dodać coś jeszcze, gdy nagle Frobisher wydał się niemało zaskoczony obecnością uroczej znachorki. Ohohoho! Czyżby jakiś słaby punk? Frans podniósł się aż do pozycji siedzącej na swoim łóżku i zmarszczył czoło. Chyba tak… CHYBA TAK. Momentalnie na jego twarzy pojawił się dziecinny uśmiech. Momentalnie poczuł, że ma jakiegoś haka na tego przeklętego jegomościa. Ha, ha, ha!
– Czyżbyś się przeraził, „kochanie”? – Zapytał Frans, wtłaczając w tę formę grzecznościową tyle jadu ile tylko było możliwe. – Wygląda na to, że się znacie, ale będę miłą osobą i przedstawię was sobie mimo tego – tu zatarł ręce, jak gdyby szykował coś naprawdę okropnego. – Lophio, to Rufus Frobisher, palant, który nie dotrzymuje umów, Rufusie, to Lophia Breefling, urocza znachorka, która pomogła mi wyjść z gorączki. Jest bardzo miła, więc nie zachowuj się przy niej jak palant. I nie rozgryzaj jej warg, bo to także będzie powód do wepchnięcia ci obydwóch kul w obydwie dziury.
Zaraz też usłyszał prośbę panny Breefling i czym prędzej sięgnął do kieszeni swojego płaszcza, z którym nie tak dawno temu wyszedł na papierosa. Wyciągnął z niego czarną komórkę, następnie chwycił kulę, podniósł się z łóżka, przeszedł parę kroków i przysiadł na skraju łóżka Lophii.
– Masz, nic nie musisz płacić, to takie zadość uczynienie za te wszystkie lekarstwa – puścił jej oczko, wręczając przy okazji komórką. – Więc, co się stało, że spotykamy się w szpitalu? |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Wto Sie 27, 2013 9:30 am | |
| O matko, czego ona się nasłuchała. "Kochanie"? Tu znowu niemal parsknęła śmiechem. I cieszyła się, że nie widziała nieszczęsnego pocałunku, bo byłaby w sporym szoku. Pielęgniarka wyszła, zostawiając ich samych. - Wystarczająco dużo i chyba te najciekawsze szczegóły. Coś jeszcze przespałam? - odpowiedziała, unosząc brwi. Wielu rzeczy o nich nie wiedziała. Tak samo jak Frans nie miał pojęcia o ich, hm, powiedzmy przelotnym romansie. I wolała, żeby się nie dowiedział. Pozostawmy wspomnienia przeszłości tylko i wyłącznie w pamięci, niektóre nie nadają się do przypominania. - I zachowujecie się jak zwierzęta, byle tylko się nachapać, jak najwięcej dla siebie. Ale czymże jest moralność, jeśli w grę wchodzi emocjonalny biznes - dodała, doskonale wiedząc, że nie o interesy tu chodziło. Może nie chciała tego wszystkiego słyszeć, ale skoro wiedziała, mogła trochę przemyśleć znajomości z pewnymi osobami. Mathias le Brun, jej dawny diler. I wychodziło na to, że były Rufusa. Jaki świat był mały. A te wszystkie relacje tak poplątane, że momentami robiło jej się niedobrze. Albo był to efekt uboczny znieczulenia. Nie mniej jednak wolała, żeby chłopcy załatwili swoje sprawy na osobności i poza polem jej widzenia oraz zasięgiem słuchu. – Lophio, to Rufus Frobisher, palant, który nie dotrzymuje umów, Rufusie, to Lophia Breefling, urocza znachorka, która pomogła mi wyjść z gorączki. Jest bardzo miła, więc nie zachowuj się przy niej jak palant. I nie rozgryzaj jej warg, bo to także będzie powód do wepchnięcia ci obydwóch kul w obydwie dziury - powiedział Frans, a Lophia przewróciła oczami po raz kolejny. - Telefon, błagam, na moment - odparła błagalnym tonem. - Od któregokolwiek. Lo dobrze znała Kwartał od podszewki, co nie pomagało w szanowaniu niektórych ludzi. Każdy sądzi według siebie, a Lo starała się być choć trochę tolerancyjna. W końcu sama była niegdyś narkomanką i nie żałowała sobie przyjemności mając, o zgrozo, lat góra szesnaście. Bardzo żałowała tego, kim była. Tylko nie za bardzo dawała to po sobie poznać. Zmieniła się. Jak bardzo się zmieniła. Śmierć i cierpienie, a także ciężka praca utwierdziły ją w przekonaniu, że mimo wszystko nie można myśleć tylko o sobie. Gdyby została sama, pewnie już by nie żyła. Najpierw Andre wyciągający ją z narkotyków, Aith w Czwórce, niemowa, dzięki której Breefling wyszła na prostą, potem nieszczęsna sąsiadka, która zadzwoniła na pogotowie po próbie samobójczej, ratując tym samym jej życie, Jasmine, przyjaciółka. Mama, która była z nią zawsze, mimo wyraźnie chłodnych relacji i wielu tajemnic. Rufus? Zaufała mu. Wiedział o niej tyle, że jej brata zastrzelono tak samo jak ojca. No i oczywiście zdawał sobie sprawę z jej zajęcia w Kwartale, co mogło ją słono kosztować. Jeśli zalazłaby mu za skórę oczywiście. Byli również ci, którzy bardziej przeszkodzili niż pomogli, jak znajomi ze szkoły, z którymi imprezowała, coraz bardziej wpadając w cuchnące alkoholem bagno. Jej życie składało się z kilku odmiennych fragmentów połączonych niekiedy tylko samą nią. – Masz, nic nie musisz płacić, to takie zadośćuczynienie za te wszystkie lekarstwa. Więc, co się stało, że spotykamy się w szpitalu? - zapytał kulturalnie jej były pacjent, zapewne napawając się tym, że zyskał haka na Frobishera. Nie chciała być powodem "porażki" jednego ani drugiego. Co to to nie. - Wizyta w Kwartale skończyła się napadem kulką w stopie - wyjaśniła krótko, obracając telefon w dłoniach. Nie miała zamiaru wspominać o Vivian, nie było takiej potrzeby. - Grzecznie byłoby zapytać o to samo, ale chyba już wiem. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Sro Sie 28, 2013 12:38 pm | |
| Do sali wślizgnęła się młoda, długonoga pielęgniarka o jasnych włosach. Kołysząc biodrami, podeszła do Fransa i postawiła przed nim tacę z jedzeniem. - Jak się pan czuje? - zapytała z szerokim uśmiechem, ignorując Lophię i Frobishera. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Sro Sie 28, 2013 2:56 pm | |
| Słysząc odpowiedź Lophii rozdziawił delikatnie swoją gębę i wydawałoby się, że kompletnie się zapowietrzył, bo nie potrafił z siebie wydobyć głosu. Dokładnie w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, że chcąc ośmieszyć Rufusa, ośmieszył także i siebie… ba, głównie siebie. Momentalnie przypomniał sobie o tym, co starał się nauczyć wielu pracowników Violatora – pokora. Zabrakło mu tego głupiego poczucia pokory. Zamknął buzią, pokręcił głową, jakby chciał przez to powiedzieć: „nie ważne” i tylko zerknął gdzieś na bok, na chwilę.
Kolejne pretensje, wywołały w nim odrobinę oburzenia. Być może i próbował – on chociażby – nachapać jak najwięcej dla siebie. Ale to jest naturalna, ludzka cecha… Gdyby tak nie negocjował i tak dalej, to nic by nie miał z zapłaty. Robiłby wszystko za darmo, a nie o to chodziło. I już nie chodzi o pieniądze, ale o coś w rodzaju satysfakcji, bycia wyżej w hierarchii jakiegoś społeczeństwa. Bycia być może kimś odrażającym, ale respektowanym. To jednak niezbyt mu wyszło w towarzystwie Frobishera. Nawet bardzo, dlatego Rebeliant wylądował u niego z miejsca na półce osób, na które to trzeba uważać, bez względu na to jak niewinnie lub śmiesznie wyglądają, bądź jak się zachowują.
Odczekał chwilę. Musiał nieco ochłonąć od tych nawet słusznych zarzutów i tym podobnych uwag… aż w końcu dowiedział się, co przynajmniej stało się dziewczynie. Niemal natychmiast podniósł kołdrę znajdującą się w nogach Lophii w górę, żeby zobaczyć na własne oczy zabandażowaną stopę.
– Och… Kwartał bywa niebezpiecznym miejscem, ale chyba mniej niż Dzielnica. Dostałem kulkę w łydkę będąc w swoim poko… – nie dokończył, bo nagle ujrzał jakąś ładną pielęgniarkę, którą chyba już zapamiętał z momentu, w którym gnał po swój płaszcz, papierosy i komórkę.
I o matko… dała mu osobiście jedzenie. I mówiła do niego. Albo ten personel jest naprawdę miły, albo chcą go otruć. Znowu zapomniał języka w gębie, zerknął na tackę z żarciem na jego kolanach i uśmiechnął się przekomicznie.
– Dobrze? – To nie było pytanie, a raczej to on nie chciał, żeby ta odpowiedź brzmiała jak pytanie, ale brzmiała. – A co? Chcecie mnie wypisać? Bo jak tak to chętnie – tu wyszczerzył się i spojrzał na tę uroczą dziewoję niemal jak kot chcący coś złapać.
|
| | | Wiek : 24 lata Zawód : pianista i kompozytor.
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Sro Sie 28, 2013 10:03 pm | |
| Przepraszam za tą blokadę, już jestem na miejscu. Możecie mnie przebić włóczniami i w ogóle, byle szybko, mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. xd
Frobisher wzbudzanie tak intensywnych odczuć w osobie jaką był Frans traktował też trochę jako osobisty sukces. Niewielki, zdecydowanie bardziej wolałby otrzymać jakąś nagrodę, wyróżnienie z całej tej grupy naiwnych muzyków wierzących we własny sukces. Niemniej, łechtało to nieco jego próżność. Miał ochotę wytknąć Fransowi język tak, jak ten robił to w jego kierunku. Powstrzymał się, ograniczając swoją złośliwość do uśmiechu.
- Wtedy na pewno wszyscy będą wierzyć w twoją niezaprzeczalną niewinność i urok osobisty. - Odgryzł się, odnosząc się oczywiście do kuli wepchniętych w gardło i tyłek, co było dosyć... Nieprzyjemną wizją. Nie żeby wierzył, że Frans mógłby posunąć się do czegoś takiego. Ktoś, kogo okropny Rebeliant bezpodstawnie ugryzł w wargę nie miałby przecież powodu. Zbyt kochany i miły jest na tak haniebny czyn.
- Przeraził? Zdziwił, jak sądzę. - odpowiedział na słowa Fransa. Poczuł się nieco zakłopotany faktem, że Lophia musiała wysłuchiwać ich kłótni. Oczywiście nie dał po sobie tego poznać, uparcie utrzymując powagę. - Najmocniej przepraszam wobec tego, że musiałaś być widzem tego... zwierzęcego spektaklu. - powiedział lekko urażony tym porównaniem. Kogo jak kogo, ale jego porównywać do zwierzaka? Doprawdy, to godziło jego dumę. Nie sądził też aby musiał się tłumaczyć. Ot, nie jej sprawa.
- No ładnie, Frans potrafi być miły?... - mruknął pod nosem, wzdychając tylko kiedy wysłuchiwał tej uroczej prezentacji. Oczywiście, że Rufus nie był palantem. On tylko nie chciał się poniżać poprzez klęczenie przed Fransem. I konsekwencji tego czynu, jego następstw. To byłoby dla niego okropne w miejscu publicznym. Prywatnie... Kto go wie, co robił dotąd - może nie byłoby to takie straszne? Chryste, Frobisher.
- Zachowujesz się jakby, pardon, ktoś nie chciał ci dać dupy. Niedobrze, kochanie, niedobrze. Wiem, że nie przystoi tak wyrażać się przy kobiecie, daruj. No i nie zamierzam rozgryzać jej warg, nikomu innemu też nie. Możesz czuć się wyjątkowy. - Odpyskował, uznając to za nieuniknione. Och, po prostu nie mógł się powstrzymać! Frans w tym czasie podał telefon dziewczynie, a Frobisher sprawdził stan kieszeni, przygotowując się do odejścia. Zatrzymywała go tylko ciekawość co z Lophią. Trudno określić ją odpowiednim "hakiem" na Rufusa, bo trudno powiedzieć czy ktokolwiek mógłby nim być w świetle tego, kim jest dla samego siebie.
- Już ci lepiej? - spytał, nie przejmując się pielęgniarką. Pytanie to zaś kierował bezpośrednio do Lophii, uznając, że Fransowi nie trzeba dodatkowej troski, zresztą w przypadku Rebelianta byłoby to też dosyć podejrzane. Takiego Rebelianta. Jednym uchem słuchał Fransa. I nie mógł się nie uśmiechnąć. Czemu nie dziwiło go, że ten chciał stąd uciec? |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Czw Sie 29, 2013 10:18 am | |
| Czyżby dotknęła ich swoją krótką wypowiedzią? Nie wiedziała, że to takie łatwe. Poza tym, nawet nie chciała. Lubiła ich obydwu, chociaż jej opinia lekko się zachwiała. Nie, żeby była dobra od początku, tego nie mogła powiedzieć. Jej kołdra została zsunięta z nóg, tylko i wyłącznie po to, żeby Frans mógł przyjrzeć się zabandażowanej stopie. Nie wyglądała tak źle. I jeszcze nie zaczęła boleć. Uwaga Frobishera lekko ją rozbawiła. Tych dwóch zachowywało się co najmniej bezpruderyjnie, do tego prowadzili jakąś grę, próbując dopiec sobie nawzajem. A znając ich, mogła przypuszczać, że nie skończy się tylko na słowach. W sumie już doszło do rękoczynów. – Och… Kwartał bywa niebezpiecznym miejscem, ale chyba mniej niż Dzielnica. Dostałem kulkę w łydkę będąc w swoim poko… - zaczął, ale przerwał, spostrzegając smukłą pielęgniarkę, pojawiającą się właśnie w pomieszczeniu. Co dziwne, ta nie była zainteresowana nikim prócz niego. Lo uniosła brwi i spojrzała na Rufusa. Zauważyła już, że Frans ma słabość do ładnych kobiet. A może nie tylko kobiet. Dziewczyna szybko wysłała dwie wiadomości po czym usunęła je ze skrzynki i odłożyła telefon Fransa na blat. - Dziękuję - powiedziała, nie wiedząc nawet, czy ją usłyszał. Był zajęty ładną dziewczyną, nie zamierzała przeszkadzać. Wygrzebała spod łóżka prawy but i płaszcz. Spuściła nogi z łóżka i zaczęła się ubierać. Pielęgniarka najwyraźniej jej nie zauważyła. Chwyciła kule i spojrzała na Rufusa wzrokiem: może chcesz się przewietrzyć?. - Już ci lepiej? - zapytał, nie do końca ignorując rozmowę prowadzoną przez drugiego mężczyznę. - Nafaszerowali mnie taką dawką morfiny, że nic dziwnego, że inaczej się zachowuję. I kilkanaście godzin temu zeszłam ze stołu operacyjnego. Ogółem jest całkiem nieźle - odpowiedziała, wstając. Szło jej zaskakująco dobrze. Dokuśtykała do drzwi i odwróciła się. - Muszę zapalić, idziesz ze mną? - zapytała, szukając w kieszeni papierosów. Cały czas tam były. W tym momencie nie żałowała, że nie rzuciła nałogu, miała przynajmniej wymówkę, żeby opuścić na moment salę i pooddychać świeżym powietrzem. Tu zrobiło się zbyt gęsto. //Park przy szpitalu |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : pianista i kompozytor.
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Czw Sie 29, 2013 10:37 am | |
| //pozwólcie, że wtrynię się przed Alfonsiną//
Może nie dotknęła, ale Rufusa nieco uraziła. Inna sprawa, że kogoś z takim charakterem, poglądami i mniemaniem o sobie urazić dosyć łatwo. Ale cóż... Przecież nie będzie dąsać się jak panienka, prawda? Pozostawił to Fransowi. Niech się wprawia, bo wyglądało na to, że na Frobishera będzie się gniewać jeszcze nie raz. Sprawa była raczej beznadziejna.
Na jej spojrzenie kiedy Frans urwał swoją urzekającą opowieść, odpowiedział bezgłośnie "Opowiem ci potem", zaledwie poruszając ustami. Wszak był przy tym, co więcej, to on zadzwonił na pogotowie choć przez większy czas pobytu tutaj złorzeczył w myślach, że był tak naiwny. Trzeba było wstać, iść po popcorn, piwo, a potem usiąść i się przyglądać, wysłuchując niezwykle fascynujących odgłosów jakie musiałby wydawać z siebie Frans. Jak nazwałby to sam Rufus - istna symfonia, gdzie żal nie zapisać nut! Pięciolinia wobec tego również by się przydała.
- Żałuję, że musieliśmy spotkać się wśród takich okoliczności. - powiedział, brodą wskazując jej stopę, a potem głową Fransa. Może mu się wydawało, może i pod tym względem nieco przesadzał... Ale, na Boga!, z kobietami chyba lepiej spotykać się w restauracjach, kinach, może mieszkaniach... Lecz nie szpitalach. Kiwnął głową potwierdzając, że zapali. Odkąd przyszedł do szpitala będzie to jego drugi papieros. Cóż... Czego się nie robi dla towarzystwa. Chwilę potem opuścił salę, udając się w ślad za Lophią. Frans raczej już go nie potrzebował, chyba że naprawdę podobały mu się podobne kłótnie.
// Park. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Czw Sie 29, 2013 3:37 pm | |
| [I'm done here, to zbyt długo się wlecze.]
Nie wiedział na kim się skupić. Na uroczej pielęgniarce, na tej dwójce, czy na czym? Jego oczy wodziły za rozmówcami , aż w końcu Frans wstał, przeprosił wszystkich na chwilę i wyszedł z sali pooperacyjnej do łazienki. Z kolei gdy wrócił, nie było już Frobishera ani tym bardziej Lophii. Hm… HM… Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nie miał zamiaru tutaj siedzieć. Nie. Nudził się aż nazbyt mocno. Najwyżej wpadnie jutro lub pojutrze po to, żeby lekarze zobaczyli jego szwy.
Natychmiast chwycił za kurtkę, owinął się mocno szalikiem, et cetera. Wziął kule i czym prędzej zaczął wychodzić wpierw z sali, udając, że chce się przejść na papierosa, a następnie zaczął jak szaleniec gnać przez podjazd dla karetek na chodnik. Obsługa miła, ale zbyt nudno. A on potrzebuje wrócić do Violatora, a nie dać się dręczyć lekarzom i wcinać jakieś lekarstwa.
/zt
|
| | | Wiek : 24 lata Zawód : pianista i kompozytor.
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Czw Wrz 19, 2013 7:58 pm | |
| //park
- To brzmi jak groźba. Niedobrze. - odpowiedziałem jej na to, nie kryjąc rozbawienia. Uśmiechnąłem się uroczo jak to ja potrafię. Objęła mnie wówczas mocniej za szyję (zupełnie jakby uwierzyła, że mógłbym ją puścić), a ja nie zaprotestowałem, choć pociągnęła mnie za włosy. Nie pierwszy i ostatni raz ktoś to zrobił, czemu tu protestować? Uczucie kiedy dziewczyna jest od Ciebie zależna jest naprawdę interesujące, musisz kiedyś tego spróbować. Choćby niosąc ją na rękach. Wcześniej jednak poćwicz trochę, wiem co mówię.
- Zaczynam żałować, że i ja mu pomogłem. Nie licz, że będzie ci się odwdzięczał. Chyba, że tylko dla mnie był taki kochany. Doprawdy, poczułem się wyjątkowy. - ostatnie słowa ociekaly sarkazmem jak naleśniki zbyt obficie polane sosem. Spojrzałem na nią ze zniecierpliwieniem i odrzuciłem irytujacą grzywkę ruchem głowy. Będę musiał iść wkrótce do fryzjera.
- Nic mi nie zrobił. - powiedziała także. Miód dla uszu! Jakze miło było usłyszeć jakieś pocieszające słowa. Nie mieszkałem odpowiedzieć i brzmiało to mniej więcej:
- I bardzo dobrze, pozalowalby. - Byłem szczery. Gdyby zrobił coś Lophii, ja zrobiłbym coś jemu, słowo daję. Nie jestem rycerzem z romantycznych powieści o średniowieczu, ale L. jest dla mnie niemal jak przyjaciółka (myślę, że to zbyt skomplikowane). Wysilenie się na uśmiech okazało się trudniejsze niż napisanie arcydzieła i z grobową miną przekroczyłem próg Królestwa Chorób. Większych zmian nie zastałem, zresztą czemu tu się dziwić. Widok chłopaka niosącego dziewczę mógł być niepokojący, ale uspokoiłem pielęgniarki i doniosłem Lo do sali. Fransa okazało się już nie być. Szczerze mówiąc, nie było mi z tego powodu specjalnie smutno. Odłożyłem pannę B. do łóżka, pozostawiając na jej ustach krótki pocałunek, będący pożegnaniem kochanków.
- Czas na mnie. - Poprawiłem płaszcz, rzucając spojrzenie na okno. Słońce już dawno schowało się jakby w obawie co jeszcze mogłoby zobaczyć. Uśmiechnąłem się słabo i jeszcze raz pocałowałem ją w usta. Zaraz potem opuściłem budynek, wloczac się jeszcze trochę.
Zt. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Czw Wrz 19, 2013 8:18 pm | |
| //Park przed szpitalem Troszczył się o nią jak niewiele znanych jej osób. Przynajmniej ostatnio tego nie okazywały. Dziewczyna zazwyczaj sprawiała wrażenie raczej chłodnej w obyciu, ale tak naprawdę potrzebowała zwykłego, ludzkiego ciepła. Przyjaciele potrafili to zapewnić, ale tych, po pierwsze, miała raczej mało, po drugie, w ciągu ostatnich dni rzadko widywała. Człowiek jest istotą społeczną, jak powiedział kiedyś ktoś mądry, Lo pamiętała, że to chyba Arystoteles. Każdy potrzebował ludzi, jakkolwiek zarzekałby się, że jest samowystarczalny i niezależny. A najważniejszym tego dowodem był fakt, że sam siebie urodzić nie umiał. Czyli bez drugiej osoby nie miałby nawet swojego początku. Frans z pewnością pożałowałby, gdyby ją skrzywdził, o to się nie martwiła, chociaż nie pochwalała takich deklaracji, tego rodzaju słowa bywały zwyczajnie zbyt wiążące, zbyt zobowiązujące i niebezpieczne. Zasada była prosta, ona mogła narażać się na niebezpieczeństwo, ale głośno wyklinała tych, którzy robili kiedykolwiek to samo dla niej. - Jesteś wyjątkowy, Frans najwyraźniej został przygnieciony ciężarem twojego uroku osobistego - postarała się zażartować, kiedy przekroczyli drzwi szpitala. Nie chciała tu wracać. Nie chciała znów leżeć w sterylnej sali. Do tego był tam pan L, z którym w tym momencie nie chciała się widzieć. Jakie było jej zaskoczenie, kiedy okazało się, że na jego łóżku pozostała tylko skłębiona pościel. Ucieszyła się. Szkoda, że miała zapewne zacząć narzekać niedługo na samotność. W dodatku została bez komórki i papierosów. Sonei nie było nigdzie widać, zaczynała się martwić. Na razie tylko trochę, ale jednak. Delikatnie wylądowała na łóżku i zdjęła z siebie płaszcz. Pociągnęła nosem. Jak zwykle katar przy zmianie temperatury. Zaletą wnętrza były oczywiście grzejące kaloryfery. Zapomniała już, jak przyjemnie można czuć się w ciepełku. To, że Rufus będzie musiał iść stało się logiczne w momencie, w którym pocałował ją po raz pierwszy. Nie chciała. Ale nie mogła go zatrzymywać. Miał swoje sprawy, nie pytała, jakie. Uważała, że na pewno ważniejsze od niej. - Czas na mnie. Potwierdzenie i delikatne uśmiechy, w tym smutne uniesienie kącików ust Lo. Pocałunek, tym razem dłuższy. To dziewczyna zarzuciła mężczyźnie ręce na szyję i przytrzymała go przy sobie jeszcze przez kilka sekund. Musieli wyglądać jak para zakochanych, po raz kolejny tej nocy, ale nie łączyły ich tego rodzaju głębsze uczucia. Oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę, więc nie musieli martwić się o zazdrość ani nic w tym rodzaju. Co nie zmieniało faktu, że zatęskniła za nim, za ciepłem jego dłoni i ust już w momencie, w którym zbliżał się do drzwi. - Dziękuję, Rufus - powiedziała cicho, mając nadzieję, że jeszcze ją usłyszał. Dziękuję, że znów mnie uratowałeś. |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Sro Wrz 25, 2013 6:48 pm | |
| //eventowa bilokacja; bar w Violatorze ->tu :D->bankiet
Z Violatora wydostałam się niemalże biegiem, ślizgając po oblodzonych ulicach i próbując wyrzucić z głowy nadmiar myśli, które zdawały się zajmować całą powierzchnię mojego ciała. W ekspresowym tempie dotarłam do Bramy Głównej i z uroczym uśmiechem okazałam identyfikator, który upoważniał mnie do przebywania na terenie Kwartału. Niska, ciemnowłosa strażniczka tylko rzuciła na niego okiem i leniwie skinęła głową, natomiast jej wysoki, barczysty współpracownik życzył mi miłego powrotu do rzeczywistości, przy okazji otaczając mnie popielatą chmurą dymu papierosowego. To natychmiast wzbudziło we mnie naglącą potrzebę posmakowania tytoniu, więc, nie zatrzymując się ani nawet nie zwalniając, odpaliłam jednego papierosa i rozkoszowałam się lekko gorzkawym, znajomym, kojącym smakiem. Z każdym zaciągnięciem się odpływały ode mnie piętrzące się wątpliwości: wiadomość od Loph z numeru Fransa, obecność Casa w Violatorze, nadchodzący bankiet. Zdecydowałam, że właśnie to sprawiło, że stałam się nałogową palaczką. Potrzebowałam czegoś, co pozwalałoby mi zapomnieć o przygniatającym barki ciężarem rzeczywistości, a póki co nie znalazłam innego, lepszego sposobu. W mieszkaniu zmieniłam ubrania na typowe dla mojej rebelianckiej wersji; bojówki moro, które sprawiały wrażenie, że dopiero wyszłam z pracy, grubą, czarną kurtkę, szary szalik i czapkę opadającą mi na czoło. Wsunęłam stopy w ciężkie wojskowe trapery i od niechcenia pomalowałam usta wiśniową szminką, drugą ręką związując włosy w supeł i malując na oczach czarne, kocie kreski. Pobieżnie przyjrzałam się efektowi końcowemu w lustrze- tak, oto i Sonea Hastings aka Przykładna Rebeliantka pełną gębą. Następnie skoczyłam do mieszkania Lophii, skąd zabrałam wszystko, o co mnie prosiła, pakując to do małej granatowej walizeczki i dokładając tam jeszcze paczkę czekoladek oraz jasnofioletowy sweter. Po dotarciu do szpitala zlokalizowanie postrzelonej pacjentki okazało się zadziwiająco proste. Zapukałam do drzwi, następnie odczekałam grzecznościowo kilka sekund na odpowiedź, a potem zdecydowanie wkroczyłam do sali. Uśmiechnęłam się, ale zaraz oprzytomniałam lekko na widok nogi dziewczyny. Podeszłam do jej łóżka, z ulgą zauważając brak Fransa i innych niespodziewanych gości, a potem podałam jej walizkę i lekko przytuliłam na powitanie. -Przepraszam, że zabrało mi to tyle czasu- usprawiedliwiłam się od razu, mierzwiąc ciemne włosy Lophii i zajmując wolne krzesło koło jej łóżka.- Co się stało? Zapytałam jeszcze z niepokojem, przyglądając się jej nodze. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Czw Wrz 26, 2013 5:15 pm | |
| Nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest tak potwornie zmęczona. Dosłownie wykończona. Kiedy tylko przyłożyła głowę do poduszki, zapadła w sen. Pewnie dostała jakieś leki, kroplówkę, ktoś nawet budził ją na obiad, ale odmówiła. Dziwne, z jednej strony doskonale wiedziała, że powinna jeść, aby odzyskać siły, a z drugiej nie miała ochoty nawet otworzyć oczu. Może to wina leków, może jej organizmu. Pomiędzy jedną drzemką a drugą łapała się na myśleniu o wielu ludziach. Rufusie, nieznajomym Javierze, przyjaciółce Jazz (która ratowała jej teraz tyłek) i Son, od której nie dostała ostatnio znaku życia. W końcu jednak rzeczona Sonea pojawiła się na jej szpitalnej sali i została powitana dosyć szczerym uśmiechem Lo. Wreszcie wyspanej i w miarę wypoczętej. Dmuchnęła w kilka pasemek, które w brutalny sposób zostały jej zrzucone na czoło i przybrała groźny wyraz twarzy. - Postanowiłam znowu pobawić się w dobroczynność. Niezłe gangi macie tam u siebie - odpowiedziała, siadając z nogami przewieszonymi przez krawędź łóżka. Opatrunek na nodze był już mniejszy, nieprzesiąknięty krwią, a rana nie dokuczała już tak bardzo. Zasługa nowoczesnej medycyny. - Zwykła rana postrzałowa, dostałam dzisiaj wypis do podpisu - dodała, przyjmując z wdzięcznością walizeczkę. Lophia była już w stanie jako tako chodzić, szkoda, że o kulach. Postanowiła uwolnić się z tego miejsca tak szybko, jak tylko się dało. - Przepraszam za fatygę, wiesz, że tego nie cierpię - powiedziała, trochę się krzywiąc. Naprawdę nienawidziła prosić o pomoc. Ale musiała. Po raz kolejny. To zaraz, najpierw ciekawość. - Lepiej powiedz, jak tam u was. No i czy twój ukochany dalej wpędza ludzi do grobu dilerką. Nie mogła się powstrzymać, po prostu nie potrafiła. Son doskonale wiedziała, skąd znała Mathiasa. Oraz, że nienawidziła go momentami całym sercem. Najchętniej wrzuciłaby go do więzienia. Czekając na odpowiedź, przyjrzała się kobiecie. Prowadziły ryzykowny tryb życia. Ucieczki z jednej części do drugiej, ukrywanie prawdy, narażanie się. Naprawdę ciężkie, jeśli chodziło o pogodzenie tego z własnym sumieniem. Cięgłe kłamstwa w stosunku do najbliższych, omijanie prawdy, unikanie odpowiedzi na pytania. Jak dobrze to znała. Dlatego nauczyła się kłamać jak z nut już dawno temu, już w szkole, kiedy nie wracała do domu na noc albo wracała, co gorsza, zataczając się lub będąc na wpół nieświadomą. |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Pon Wrz 30, 2013 6:34 pm | |
| Przewróciłam oczami na wzmiankę o gangach, ale chwilę po tym wyostrzył mi się umysł i mimowolnie wróciłam myślami na peryferie KOLCa, w myślach przywołując nazwy wszystkich gangów, które przyszły mi na myśl. Oby nie Cas. Oby Cas nie był w to zamieszany. Właściwie to może wolałabym tego nie wiedzieć, ale sama myśl pozostawiała po sobie bolesny odczyn, jak po ukąszeniu węża albo osy. Krew zaszumiała mi w uszach jak przewalające się z hukiem fale Czwórkowego morza, nie udało jej się jednak na podobieństwo wali wymyć mi z głowy wszystkich niepotrzebnych myśli. Potrząsnęłam lekko głową, próbując w ten prowizoryczny sposób powrócić do rzeczywistości, a potem spytałam, nie kryjąc niepokoju: -Pamiętasz, kto to był? Jak wyglądał? Może mogłabym Ci pomóc, nie chwaląc się, trochę już się na tym znam.- Rzuciłam, siląc się na żart, który, o dziwo, wyszedł dość naturalnie. Może po prostu obecność kogoś, kogo znałam i lubiłam w takim stopniu, jak Lophię, działała na mnie uspokajająco albo odprężająco. Uśmiechnęłam się z ulgą, słysząc, że była to prosta rana postrzałowa. Moje początki w KOLCu wspominałam dość... nieprzyjemnie. Trzeciego dnia pobytu zostałam doszczętnie obrabowana przez bandę dzieciaków, które, bądź co bądź, miały przy sobie broń, która potrafi być niebezpieczna w każdych rękach, a w drugim tygodniu nieźle mnie poturbowali. Szkolenie wojskowe co prawda dawało mi sporą przewagę, ale było ich siedmiu, a ja byłam jedna, więc zdążyłam dopaść trzech, zanim oni dopadli mnie. -To i tak nieźle jak na KOLCowe uroki życia- rzuciłam z ożywieniem, odsuwając od siebie wspomnienia.- Dziwię Ci się, że wciąż tam wracasz ot tak, z własnej woli. No i wiesz, że igrasz z ogniem, prawda? Nocowanie u przyjaciółek jako wymówka może podziała kilka razy, ale potem możesz mieć kłopoty, Lo. Twoja matka nie jest naiwna, a szczególnie po sprawie z Dre... Głos zachwiał mi się na chwilę, jak zawsze, kiedy wspominałam o swoim najlepszym przyjacielu, który odszedł. Przełknęłam ślinę i odetchnęłam głęboko, żeby móc kontynuować już spokojnym głosem. -Szczególnie po tej sprawie może być wyczulona na opiekę nad Tobą. Nie mogę Ci zakazać wypraw tam, po prostu... uważaj, okej? Uważaj na siebie. Uśmiechnęłam się i przewróciłam oczami, słysząc jej następne słowa. -Tak, tak, przecież wiem- rzuciłam z rozbawieniem.- Nie ma za co, Lo. -Lepiej powiedz, jak tam u was. No i czy twój ukochany dalej wpędza ludzi do grobu dilerką. Posmutniałam nieco i mocno zacisnęłam splecione dłonie. Mathias nigdy nie był łatwym tematem. Wiedziałam, że to on miał wkład w narkomanię Lophii i długo miałam mu to za złe, tak jak wszystkim dilerom, a może nawet bardziej, ze względu na to, że byliśmy razem. Ale nie mogłam mu tego wyperswadować, mimo tego, że było to złe i on doskonale o tym wiedział. W KOLCu tylko tak mógł zarobić sumę odpowiednią do życia. -U nas w porządku- rzuciłam po chwili zastanowienia.- Widziałam się dziś z bratem, w Violatorze pękła rura. Zwykła, szara rzeczywistość. A co do Mathiasa, to... Westchnęłam i posłałam jej przepraszające spojrzenie. -Przecież wiesz, że nie popieram tego, co robi, i jak mi przykro z powodu tego, co pośrednio zrobił także Tobie. Ale nie mogę nic z tym zrobić, a uwierz, że próbuję. Nie chcę go usprawiedliwiać, ale tak naprawdę tylko tym ma szansę zarobić cokolwiek na życie. Gdyby świat nie był taki popieprzony, na pewno zajmowałby się czymś uczciwszym. Mathy jest tak naprawdę dobrym człowiekiem, wiesz? Tylko trochę pobłądził. Dodałam na koniec, nieco ściszonym głosem, wpatrując się gdzieś w punkt nieco powyżej głowy Lophii i burzy jej czarnych włosów. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Pią Paź 04, 2013 8:25 pm | |
| - Brzydki, brudny i śmierdział - wyrzuciła z siebie natychmiast. Ale taki opis chyba nic Son nie mówił, pełno podobnych, pragnących tylko pieniędzy. Była druga strona medalu. Żyło im się gorzej, więc naturalnym odruchem była chęć poprawy. Powrotu do godnych warunków. - Wiesz, że ją szanuję - zaczęła ostrożnie, biorąc głęboki wdech. Wiedziała, że obie przeszły śmierć Dre tak samo ciężko. - Ale mam, za przeproszeniem, gdzieś jej zdanie. To ona uciekła z Kapitolu, kiedy tylko zrobiło się źle. Dre walczył. Ja też będę - skończyła już lekko drżącym głosem. Ale było inaczej niż wcześniej, przy Rufusie (gdzie on teraz był?). Załamanie przeminęło. Teraz pozostał tylko smutek i rana w sercu. - Uważam, jasne. Jesteś drugą osobą, która to mówi. Mógł trafić w łeb, nie w nogę - odparła, mrożąc Soneę wzrokiem i dając do zrozumienia, że z nich dwóch, to właśnie Son ryzykuje o wiele bardziej, prowadząc grę z własnym życiem i bezpieczeństwem. - Proszę, nie mów słowa, o ukrywaniu się. Boję się o ciebie - dodała już spokojniejszym głosem, nie spuszczając wzroku z przyjaciółki. Obie mogły zginąć. I to niedługo. - Wszyscy błądzimy i wszyscy popełniamy błędy - odparła z teatralnym patosem, kładąc rękę na sercu. Swego czasu chciała spalić na stosie wszystkich dilerów, ale potem zorientowała się, że mogą się jej jeszcze kiedyś przydać. Z trudem przyznała się do tego sama przed sobą. Narkomanem było się całe życie. Bez taryfy ulgowej. - Mogę... Spróbować... - wykrztusiła z trudem, dodając potem szybko i cicho: - Go poznać, ale niczego nie obiecuję. Wygrzebała jakieś ubrania z torby i przebrała się w świeżą koszulkę i spodnie. Nareszcie. Związała włosy w koczek i otworzyła czekoladki, podając je Sonei. Rozejm? |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Pią Paź 11, 2013 9:27 pm | |
| Na widok jej mrożącego krew w żyłach spojrzenia tylko uniosłam jedną brew, mrużąc nieco powieki. Nigdy nie zaprzeczałam faktom, że często zdarzały nam się jakieś drobne kłótnie, jednak zawsze były na tyle krótkotrwałe i mdłe, że ulatywały mi z pamięci zaraz po ich odbyciu. Ot, dwa silne charaktery w natarciu. Właśnie tak, jak wtedy. -Uważam, jasne. Jesteś drugą osobą, która to mówi. Mógł trafić w łeb, nie w nogę. Przewróciłam oczami, ale potem jeden kącik ust niemalże automatycznie powędrował mi do góry, powodując pojawienie się na twarzy półuśmiechu, nieco krzywego, ale wciąż uśmiechu. W roli wyjaśnienia jego pojawienia się, rzuciłam niedbale: -No właśnie, mógł. Strzelcy są różni, wiesz? Ja prawie nigdy nie chybiam, a idę o głowę, że znajdzie się tam kilku lepszych ode mnie. Na dźwięk jej następnych słów również opuściłam wzrok, bezskutecznie szukając odpowiedzi na białej, wypolerowanej aż do bólu oczu szpitalnej podłodze. Tak, obie od dawna wiedziałyśmy, w co się pakujemy. Że każdy dzień był igraniem z ogniem, ogniem niezwykle gorącym i wciąż podsycanym nienawiścią rebeliantów i mieszkańców Kwartału. W głębi duszy dziękowałam Losowi za każdy dany mi dzień, robiłam to przy zachodzie i przy wschodzie słońca, świadoma tego, że być może pozostało mi ich niezbyt wiele. Ale nawet jeśli to, co robiłam, ciągnęło za sobą cholernie wielkie niebezpieczeństwo, to nie miałam najmniejszego zamiaru przestać. -Ja też się o Ciebie boję, słońce.- Mruknęłam cicho, wciąż wbijając czujny wzrok w nieskazitelnie białe kafelki.- Nawet nie wiesz, jak bardzo. Szczególnie w takich miejscach. Podniosłam oczy dopiero na dźwięk jej słów o Mathiasie. Parsknęłam cicho, widząc patetyczny gest, ale ulżyło mi. I to znacznie. Jakby na znak, że topór wojenny został zakopany, dziewczyna wyciągnęła w moją stronę rękę z pudełkiem czekoladek, wcześniej przebierając się w świeży komplet ubrań. -Pokój.- Zawyrokowałam, celując w jedną pralinkę ze środkowego rzędu, a następnie wkładając ją sobie do ust. Po moim podniebieniu rozlał się ciepły aksamit delikatnej czekolady. -Co chcesz zrobić teraz?- Zapytałam niepewnie, następnie korygując się.- No i kiedy Cię stąd wypiszą? Wiesz, zawsze możesz zatrzymać się u mnie, tu, w Dzielnicy, na kilka dni. Nie mam z tym najmniejszego problemu. I była to szczera prawda. Może ktoś z moich przyjaciół byłby w stanie uczynić pustą skorupę mieszkania w Dzielnicy Rebeliantów czymś na kształt namiastki domu, do którego chciałabym wracać. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Pią Paź 11, 2013 9:54 pm | |
| Próba sił, wymiana spojrzeń. Kochała ją jak siostrę, więc nie umiała długo się gniewać. Ale to nie były żarty, obie każdego dnia walczyły o życie. Nie tylko swoje. - Jesteśmy obie świrnięte. Ale nie umiałabym teraz uciec. Nawet poza granice Panem. To mój dom - powiedziała, wzruszając ramionami. Chwyciła w dwa palce ulubioną pralinkę. Szpitalne jedzenie wychodziło jej już bokami. Do tego znów schudła kilka kilogramów. Nigdy nie uważała wystających żeber za specjalnie apetyczne. - To ty tam mieszkasz, moja droga. Ja tylko zwiedzam i podziwiam faunę. Może istnieje część populacji z wadliwym genem, zezem, czymkolwiek, co dziwnym trafem pozwoliło mi przeżyć. Nie wiem. Ale po coś tu jestem - zaśmiała się tym razem szczerze, naciągając rękawy swetra na dłonie. Nawet w budynku bywało wyjątkowo zimno. Co z Rufusem... - Nie chciałam prosić, ale nie odmówię. Jestem pod ścianą. A wypis leży na szafce - dodała, przewracając oczami. Wszelkie okoliczności wskazywały na to, że zamiast u Jazz, spędzi kilka dni w mieszkaniu Sonei. Żeby to pierwszy raz... Długi rosły. Długi praktycznie nie do spłacenia. Kryjówka pozwalała jej zatrzymać swoje drugie życie w tajemnicy. Żałowała, że nie może powiedzieć Jasmine. Ufała jej najbardziej, ale... Ale. Właśnie, to "ale". Nie mogła otworzyć się przed nikim. Nigdy do końca. Son wiedziała dużo, to prawda. Chociaż była bardziej przyjaciółką Dre niż jej, zawsze znała jej tajemnice. - Nienawidzę tak kręcić - burknęła, chowając twarz w dłoniach. |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Sob Paź 12, 2013 8:36 pm | |
| Skrzywiłam się lekko, a potem pokiwałam głową. -Ja też. Nie po tak długim czasie. A wiesz, co najbardziej mnie niepokoi? Że ostatnio Kwartał jest dla mnie bliższy definicji domu, niż jakiekolwiek miejsce w Dzielnicy Rebeliantów. Nie wiem, jak mogłabym to zmienić, Loph. Nie mogę z tym zerwać. Tam jest Cas i Mathy, cała moja przeszłość, wszyscy moi bliscy... Prawie wszyscy, oprócz Ciebie, oczywiście. To chyba zabrnęło już trochę za daleko. Straciłam kontrolę.- Wyrzuciłam z siebie na wydechu, bezmyślnie wpatrując się w pralinki tak, jakbym chciała je zahipnotyzować. Chwilę potem wrzuciłam sobie czekoladkę do ust, zapychając nią sobą przełyk, żeby zdusić wszelkie niepotrzebne słowa, które mogły się z niego jeszcze wydostać. Jestem idiotką, uświadomiłam sobie ponuro w myślach. To nie czas i miejsce na takie rozmowy, Hastings, idiotko. Westchnęłam w myślach, a następnie wsłuchałam się w jej następne słowa. Kiedy wspomniała o wypisie, odruchowo zerknęłam na szafkę i szybko zlokalizowałam wzrokiem białą kartkę ze skromnym nadrukiem. Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się z rozbawieniem. -Tak, tak, wiem, że nie lubisz prosić, a Ty wiesz, że mnie nigdy nie musisz, słońce. Mam u siebie wolny pokój, ale nie obiecuję, że wszystko w nim lśni. Rzadko tam bywam, rozumiesz.- Dodałam po chwili, mrugając do niej. Wyciągnęłam rękę i sięgnęłam po wypis. Szybko przebiegłam po nim wzrokiem, zanim zapytałam jeszcze: -Musisz się zgłaszać na jakieś dodatkowe badania? Będę mogła Cię podrzucić. Dodałam z lekkim półuśmiechem na twarzy.
|
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Nie Paź 13, 2013 7:56 pm | |
| - Wiesz, że mam tam mnóstwo znajomych. Głównie ze szkoły, nie znają mnie, już nie, ale... Za dużo ich zginęło, żebym mogła pozwolić sobie na siedzenie na tyłku i spełnianie marzeń - powiedziała, nie podnosząc głowy. Bała się o Soneę. Nie chciała tego powiedzieć, ale ta stanowiła tak naprawdę ostatni łącznik z bratem. Dziwnie to brzmiało, ale... Znała go tak dobrze jak Lo, może nawet lepiej. Nie to, co mama. Mama nie mówiła o Andree. Wcale. Nie uroniła ani jednej łzy, nie powiedziała słowa, kiedy Lophia próbowała odebrać sobie życie. Zupełnie, jakby wcale jej to nie interesowało. Co prawda miała Jasmine, którą kochała całym sercem, zupełnie jak siostrę, ale... Ale. Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa. - Dziękuję. Żadnych badań, szwów też już nie mam, podejrzewam, że za kilka dni wrócę. Chociaż nie wiem, czy to się uda. Już ostatnio dziwnie patrzyła na gips na nadgarstku, ledwo uwierzyła - dodała, zgarniając kilka rzeczy z szafki i pakując je do walizki. Wpakowała kolejną czekoladkę do ust po czym wcisnęła twarz w poduszkę jak mała dziewczynka i powiedziała przytłumionym przez materiał, gorzkim głosem: - Nie masz pojęcia, jak cholernie jest mi teraz potrzebny. Zawsze wiedział, kiedy uciec. Nie płakała, już nie. Tak samo jak nie wiedziała, że jej życie znowu obróci się o sto osiemdziesiąt stopni. Przez szpitalne ściany nie usłyszała huku walącego się Ośrodka. |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Pon Paź 14, 2013 9:03 pm | |
| -A jakie są Twoje marzenia, Lo?- zapytałam nagle, zupełnie bezmyślnie wypowiadając na głos pierwsze pytanie, które pojawiło się w mojej głowie. Automatycznie skarciłam się w myślach. Może faktycznie nie powinnam była poruszać tak osobistych spraw i tak ważnych pytań w takim miejscu, ale świadomość własnej niewiedzy uderzyła mi z zapierającą w piersiach siłą. Jak mogłam nie wiedzieć, o czym marzy Lo? Andreas by wiedział. Przestań, do cholery, nigdy nie zastąpisz jej Andreasa, nawet, gdybyś chciała, odezwał się cienki, lodowaty głosik w mojej głowie. Zresztą Ty sama go potrzebujesz, chociaż nie chcesz się do tego przyznać. Zawsze go potrzebowałaś, sama jesteś bezradna, Hastings. Nienawidziłam momentów, w których przestawałam panować nad samą sobą. A tak było za każdym razem, kiedy ktoś wypowiadał jego imię, nawet, jeśli nie mówił konkretnie o nim. Godziny rozmów, zabaw, imprez, nocowań, wypraw, zwierzeń, nawet jeden pocałunek, kiedy oboje chcieliśmy spróbować, jak to wygląda. Byliśmy młodzi i głupi, ale traktowaliśmy się nawzajem jak bliźniacze rodzeństwo. To taki cholerny ból- stracić połowę siebie, i to na zawsze. -Kiedyś się domyśli, Loph- rzuciłam powoli, niechętnym głosem, bo wcale nie miałam ochoty jej tego mówić. Odchrząknęłam cicho i powiodłam wzrokiem gdzieś po ścianie.- Albo pomyśli coś gorszego. Obie wiemy, bo mogłoby przyjść jej na myśl, prawda? Rzuciłam, akcentując z troską ostatnie słowo. To nie był łatwy temat, nigdy. Kiedy dziewczyna wtuliła twarz w poduszkę, poczęłam delikatnie głaskać ją po ramieniu w geście uspokojenia. -Był prawdopodobnie mądrzejszy od nas wszystkich. Ale nie możemy go zawieść. Nie teraz.- Odparłam miękko, mrugając szybko, żeby pozbyć się niechcianych łez. Nie uznawałam u siebie oznak strachu. Byłam silna. Musiałam taka być. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Pią Paź 18, 2013 9:40 pm | |
| - Zawsze chciałam być lekarzem, wiesz? Takim z prawdziwego zdarzenia. I mieć rodzinę. Ale to takie mniej ważne - odparła, spuszczając wzrok. Nie lubiła tak się otwierać. Tym bardziej, że nei uważała teraz, żeby cokolwiek z tego stało się możliwe do spełnienia. - Mam gdzieś to, czy się domyśli. Wiesz, jak się zachowuje. Mam matkę raz na kilka dni, kiedy akurat się nie mijamy albo kiedy nie odgradza się ode mnie szklanym murem. Ma prawo mnie nienawidzić. - Wzruszyła od niechcenia ramionami i wbiła wzrok tym razem w okno. Momentami miała wrażenie, że starsza pani Breefling ma w poważaniu postępowanie swojej córki, a czasem zdawała się aż nadopiekuńcza. Było ciężko. Ale kochała ją, jak można nie kochać kogoś, kto cię wychował? - Zawsze był tym mądrzejszym - odparła gorzko, podnosząc się z poduszki. Obie kobiety były wzruszone, ale żadna nie płakała. Obie były twarde. Walczyły każdego dnia, nie wiedząc nawet, kiedy będą mogły przestać udawać. Zacząć żyć. W normalnym tego słowa znaczeniu. Dwie mieszkanki Kapitolu. "Nawrócone", rebeliantki zbuntowane przeciw temu, co poniekąd same stworzyły. Podobne i różne. - Podrzucisz mnie jakoś do siebie? - zapytała, wstając. Z ulgą odkryła, że może już całkiem swobodnie chodzić. Poza tym, wreszcie miała na nogach buty, całe, niezakrwawione i nieumorusane czymś lepkim, błotem, szlamem, wolała nie wiedzieć, czym. |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Nie Paź 20, 2013 10:58 am | |
| Uśmiechnęłam się delikatnie na jej wzmiankę o lekarzu. -Możesz nim zostać, jeśli chcesz, przecież wiesz. Masz zadatki do tego zawodu. Jeśli się uprzesz, na pewno Ci się uda. Mi się udało.- Rzuciłam, a potem zrobiłam krótką pauzę, zauważając, że po części skłamałam. Nie zostałam żołnierzem tak, jak sobie tego życzyłam, zostało mi tylko szkolenie kadetów, chociaż to i tak przecież był ogromny sukces. Matka zawsze chciała, żebym została tancerką albo kolejną grzeczną panienką od marketingu z odprasowanym kołnierzykiem i sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Mimo ogromnej miłości, którą ją darzyłam odkąd tylko pamiętam, nie przywykłam na szczęście do wysłuchiwania i spełniania jej rad. -No, prawie się udało- skorygowałam się po chwili namysłu, przewracając lekko oczami.- Ale wiesz, siła wyższa. Pieprzona kontuzja. Chociaż może i tak jest lepiej, gdyby nie ona, może byłabym tysiące kilometrów stąd, na froncie, i nigdy byśmy się nie zaprzyjaźniły. Więc dobrze, że jestem. Dodałam pod koniec łagodnie, co było prawdą. Loph była jedną z moich najlepszych przyjaciółek i za nic w świecie nie chciałabym jej stracić. Straciłam już jej brata, a to i tak było jak dla mnie zbyt wiele. -Ale nie nienawidzi- dodałam zdecydowanym tonem, bo istotnie nie miałam cienia wątpliwości.- Tak samo jak Ty nie nienawidzisz jej. Ale przecież nikt nie obiecywał, że będzie łatwo i przyjemnie, prawda? Jesteś dla niej najważniejsza, czy tego chcesz, czy nie. Po prostu kocha Cię trochę inaczej niż wszystkie matki. Ale to nie znaczy, że gorzej. -Jasne, pomogę Ci.- odparłam żywiołowo, podnosząc się z miejsca i oferując jej ramię do wsparcia się. Wiedząc, że zapewne odmówi pomocy, przyzwyczona do samodzielności, dodałam szybko.- To nie propozycja, tylko rozkaz, Loph. Skierowałyśmy się do wyjścia powolnym, aczkolwiek równym tempem.
//zt. Dokąd? <3 |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Nie Paź 20, 2013 11:36 am | |
| - Jasne, nie wiem, jak się nazywam po czterech zmianach pod rząd. Wycięłabym nie tę nerkę. Czy coś - powiedziała, siląc się na uśmiech. Zapewne marnie to wyglądało. Miała podkrążone oczy, lekko nastroszone włosy i kompletny brak makijażu na twarzy, przez co wyglądała na maksymalnie osiemnaście lat. Pamiętała, że zawsze miała pretensje do barmanów, kiedy kazali pokazywać jej dowód. Jakby nie przeżyła znacznie więcej, niż normalna dwudziestodwulatka. Śmiechu warte. Kiedy kupowała dragi, nikt nie chciał od niej daty urodzenia. Mathias był przynajmniej kulturalny. Kobiet o wiek się nie pyta, prawda? - Nie przeceniaj swojej roli, panno Hastings - odparła tonem wyższości i zmrużyła oczy. Widząc zmieszanie na jej twarzy wybuchnęła głośnym śmiechem. Takim, że aż pielęgniarka przybiegła z dyżurki pytając, czy aby nic się nie stało. Sprawdziła przy tym stan kroplówki z lekami przeciwbólowymi i ze zdziwieniem stwierdziła, że jest zaciśnięta. Pokręciła głową i wyszła. - Patrz, Son, na każdym kroku przypominają mi, że jestem ćpunką. Chociaż nie mam tego nawet w papierach - dodała, widząc wyciągnięte w jej stronę ramię przyjaciółki. - I jak kalekę, ty też? - powiedziała z wyrzutem, starając się wstać o własnych siłach. Co z tego, że udało się całkiem nieźle, przyjaciółka nie odpuszczała. - To nie propozycja, tylko rozkaz, Loph. Lo przewróciła oczami, ale posłusznie chwyciła się ręki Hastings, robiąc przy tym kolejny cyrk ze spojrzeniami spode łba i wywracaniem oczami. Zarzuciła na siebie lekko sfatygowany płaszcz, nie zdążając schwycić walizki, którą zabrała już Sonea. - NAPRAWDĘ nie jestem inwalidą, uwierz mi, mam tylko przestrzeloną stopę. Która już się goi. Powolny spacer w kierunku wyjścia nie był niemiłym doświadczeniem. Ostatnio pokonywała tę drogę z Rufusem. I... Trochę się za nim stęskniła. Za jego pocałunkami, dłońmi i zapachem, dziwną mieszanką czegoś nieokreślonego i dymu papierosowego. Oczywiście nigdy nikomu by się do tego nie przyznała. Nadal był dla niej tylko przyjacielem. Tylko i aż. Miała szczęście, że otaczało ją tak wielu życzliwych ludzi. Nieważne, że niektórzy chcą mnie zabić - dodała w myślach. //zt (myślę, że jakiś park, ulica, cokolwiek, gdzie możemy wpaść na Kasię-Javiera? ;)) |
| | | Wiek : 33 Zawód : Strażnik Przy sobie : w plecaku: półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, noktowizor, porcja żywności; broń, paczka papierosów i zapałki, zestaw pierwszej pomocy, tabletki do uzdatniania wody, telefon Obrażenia : Lewa strona twarzy pokryta szpetną blizną po pożarze dookoła oka ; Nad prawym policzkiem ma ślad po cięciu nożem.
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Pon Lut 17, 2014 9:01 pm | |
| Sala operacyjna -->
Richard został przywieziony tutaj po jakichś trzech, może czterech godzinach operacji. Przypominał teraz bardzie mumię niż śpiącego człowieka, ze względu na owiniętą twarz, szyję oraz ramię z fragmentem torsu. Gazy, bandaże czy inne takie poprzyczepiane były do niego szczelnie i mocno, aby pacjent nie mógł zerwać z siebie niczego w trakcie szału, jaki z pewnością nastąpi po dowiedzeniu się co tak właściwie się stało. Jak na razie spał sobie w czarnej dziurze, bo nic innego nie były w stanie zafundować mu środki przeciwbólowe i nasenne. Pielęgniarki zostawiły jego łóżko w rogu pustej sali, sprawdzając podłączenie do kroplówek i innych maszyn, dzięki którym mogły monitorować stan pacjenta. Było zdecydowanie zbyt wcześnie, aby przenieść go na zwykłą salę szpitalną z najistotniejszego powodu, jakim była operacja. Lekarz prowadzący obawiał się wystąpienia szoku pooperacyjnego, zważywszy na stwierdzony wstrząs mózgu u mężczyzny oraz rozległe poparzenia, które uszkodziły poważnie zakończenia nerwowe. Spał sobie spokojnie, nie siląc się na podniesienie powiek, które zostało już zakroplone dwukrotnie przez czuwające nad nim pielęgniarki. Nie miał ich zakrytych bandażami ani niczym, chociaż lewa powieka wysmarowana była mazią łagodzącą - tyle dobrego, że ogień ominął tę część ciała i poparzenie nastąpiło oparami. Nie było aż tak poważne, aby uszkodzić gałkę oczną i zmusić Richarda do obserwowania świata za pomocą tylko jednej strony. Najzabawniejszym w tym wszystkim było to, że po przebudzeniu nie będzie pamiętał praktycznie niczego - amnezja wsteczna spowodowana wstrząsem mózgu, polegająca na utracie pamięci w odniesieniu do zdarzeń, których dana osoba była świadkiem przed urazem, będącym powodem amnezji. Całkiem prawdopodobne, że podczas wybudzanie nie będzie pamiętał samego wybuchu kuchenki. Może tylko to, że zastanawiał się czy wejść do domu Frani. |
| | |
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Pon Lut 17, 2014 11:31 pm | |
| /sala przyjęć
Co ją tu przyciągnęło? Po pierwsze to, że miała się dowiedzieć jaki jest stan Richarda, bo przecież pani Valmount pytała. Po drugie.. coś. Nie wiedziała nawet dobrze co dokładnie. Po prostu miała wrażenie, że musi tu przyjść. Wypytała więc o stan pacjęta, by potem przekazać to "kuzynce" Cline'a. A potem? Potem usiadła na krześle przy łóżku, gdy reszta pielęgniarek już poszła i po prostu.. siedziała. Może na coś czekała? W końcu wiedziała, że mężczyzna może się nie wybudzić jeszcze dłuższy czas. Lekarze na szczęście nie wprowadzili go w śpiączkę, nie było takiej potrzeby. Ale Richard przez pewien czas będzie na dużych dawkach morfiny.. Siedziała i patrzyła na pokaleczoną twarz ukrytą za opatrunkami, na dłonie, ręce, ramiona i tors pozaklejany szczelnie. I nie miała pojęcia dlaczego nie wstanie i nie wyjdzie. To obcy człowiek. Ale w jakiś sposób przypomniał jej Jaysona i.. nie potrafiła odejść. Była głupia, tak. Chyba czekała aż się obudzi. |
| | | Wiek : 33 Zawód : Strażnik Przy sobie : w plecaku: półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, noktowizor, porcja żywności; broń, paczka papierosów i zapałki, zestaw pierwszej pomocy, tabletki do uzdatniania wody, telefon Obrażenia : Lewa strona twarzy pokryta szpetną blizną po pożarze dookoła oka ; Nad prawym policzkiem ma ślad po cięciu nożem.
| Temat: Re: Sala pooperacyjna Wto Lut 18, 2014 6:21 pm | |
| Ciemność otaczała Richarda ze wszystkich stron jeszcze kilka godzin, zanim przebudził się i zaczęły docierać do niego bodźce z otaczającego go świata. Pierwszą z myśli, jaka przyszła po przebudzeniu nie było "gdzie ja jestem", ale bardziej: Kurwa, znowu żyję? Z jękiem jaki wydostał się z zaciśniętych warg poruszył głową, a dłoń drgnęła w poszukiwaniu budzika. Przynajmniej tak chciał to widzieć on, ponieważ ręka nie podniosła się nawet o milimetr. Co jest, kurwa... Jestem zmęczony jak po jakimś maratonie czy chuj wie. Przesunął głowę i prawym policzkiem opadł ciężko na poduszkę, męcząc się z zakroplonymi niedawno oczyma. Zamrugał nimi, aby zmyć z siebie jakieś resztki snu i zorientować się w jakiej sytuacji się znalazł. A może ta Elisabeth mnie tak wyruchała? Zaśmiał się pod nosem co dla Zoi było słyszalne tylko i wyłącznie jako bliżej nieokreślony bulkot w jamie ustnej pacjenta. Zmarszczył brew, kiedy plamy czerni zaczęły ustępować jaskrawej bieli, co zaowocowało kolejnym jękiem - mającym oznaczać zapewne przekleństwo. Nie panikował, bo nie należał do osób, które tak szybo przestają rozumieć otaczającą ich rzeczywistość. W końcu udało mu się otworzyć powieki, niezwykle ciężkie i jakieś obolałe. Poruszanie kończynami sprawiało mu na razie tępy ból, więc pozostawił je w bezruchu i zmusił się tylko do ponownego przesunięcia głową. Dostrzegł jakieś rysy siedzącej niedaleko niego postaci, jednak nie skupił się na niej. Wydał kolejny dźwięk - tym razem charkot i spróbował podnieść głowę znad poduszki. Na niewiele się to zdało, bo zaraz opadł na nowo. KURWA! To słowo dźwięczało w głowie mężczyzny, kiedy zaczął uświadamiać sobie jak bardzo jest zmęczony i senny i obolały. Mrugał szybko powiekami, aby odzyskać ostrość widzenia. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że próbuje coś powiedzieć przez cały czas i charczy - przypominając duszenie się. |
| | |
| Temat: Re: Sala pooperacyjna | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|