IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Maya Griffin & Selvyn McIntare

 

 Maya Griffin & Selvyn McIntare

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptySob Sie 09, 2014 1:18 pm







Wspólny salon, dwie oddzielne łazienki i dwie sypialnie - oto komponenty apartamentu trybutów. Ośrodek znajduje się pod ziemią, ale dzięki wykorzystaniu nowoczesnej technologii okna w pomieszczeniach są w stanie ukazywać rzeczywisty obraz sprzed głównego wejścia.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyWto Sie 12, 2014 11:34 pm

|mieszkanie Mayi
Wychodząc z mieszkania Maya nawet się nie obejrzała. Zignorowała zupełnie mocny uścisk dłoni Strażniczki na ramieniu, przypominając sobie, że jeszcze przed chwilą w tym samym miejscu spoczywała dłoń Tylera. Teraz to wspomnienie, choć nie minęło aż tak wiele czasu, sprawiało wrażenie oddalonego o lata świetlne i nadzwyczaj ważnego jak na zwykły dotyk. Dla brunetki nie był on jednak aż tak pospolity, ponieważ rozpoczął coś wyjątkowego, czego nie potrafiła ubrać w słowa. W sumie nawet nie próbowała, nie w samochodzie pełnym Strażników pokoju, zaprojektowanych tylko po to, by niszczyć. Przez całą drogę wbijała wzrok z siedzenie przed sobą, siedząc sztywno i wyłączając się na wszystko, co panowało dookoła. Nawet nie zauważyła, gdy wprowadzona została do eleganckiego i nowoczesnego apartamentu, a drzwi zatrzasnęły się za jej eskortą. Zamknięta została w klatce, jak ptak, którego serce spoczęło zupełnie gdzie indziej. Ale czy aby na pewno?
Miała wreszcie czas, aby zebrać własne myśli. Potrzebowała ciszy, którą to pomieszczenie potrafiło jej zaoferować. Nie zawracała sobie nawet głowy rozglądaniem się po apartamencie, ale od razu skierowała się w stronę wielkiej kanapy. Usiadła i podkuliła nogi, obejmując je jednocześnie rękoma, po czym oparła brodę o kolana i przymknęła oczy. Pozwoliła ponieść się fali wspomnień i emocji sprzed ostatniej godziny. Cofnęła się do samego początku, oglądając i przeżywają cały dzień od nowa, jednocześnie nieświadomie wyrządzając samej sobie jeszcze większą krzywdę. Nie liczyły się już Igrzyska czy Strażnicy Pokoju, a jedyne ona i on oraz to, co między nimi zaszło.
Griffin nie była na to przygotowana i nigdy nawet nie podejrzewała, że będzie musiała zmierzyć się z całą tą gamą nowych uczuć, które zagościły w jej sercu. Niemalże czuła, jak jego usta delikatnie łączą się z jej i zastanawiała się, co skłoniło go do tego gestu. Przyjaźnili się, ale nic nie wskazywało na to, aby mogli się posunąć o krok dalej. A może w ogóle tego nie zrobili? Może ten pocałunek, choć pełen uczucia i zaangażowania, wcale nie symbolizował kroku naprzód, a był jedynie formą pocieszenia. Miał ją podnieść na duchu, wyzwolić wolę walki? Bo jeśli tak, uczynił rzecz przeciwną. Postawił ją w miejscu, z którego nie znała wyjścia. Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie, czy wówczas poczuła cokolwiek więcej. Nie miała pojęcia, jak mogłoby to wyglądać, bo nigdy w życiu nie doświadczyła czegoś takiego jak motyle w brzuchu czy nagłe ciepło, które rozlewa się po całym jej ciele, gdy znajduje się blisko ukochanej osoby. Czy w ogóle możliwe było to, aby kochała Tylera, a pocałunek jedynie wyciągnął z niej to uczucie sprawiając, że jej głowa zamieniła się w jeden wielki wir emocji i myśli, które przeplatały się ze sobą jak w kalejdoskopie, tworząc naprawdę wybuchową mieszankę? Ona nigdy nie kochała i obiecała sobie, że w życiu nikogo nie pokocha. Dla niej miłość nie istniała, była jedynie defektem, wielką pomyłką, mieszaniną hormonów, czystą chemią. Niczym pięknym czy głębokim. Miłość raniła ludzi, zraniła ją i jej ojca, więc nie chciała, aby stało się to ponownie. Coś jednak się wydarzyło. Wystarczyła jedna sekunda, dotyk miękkich ust mężczyzny, którego dotąd potrafiła nienawidzić i uwielbiać jednocześnie, aby pojawiły się wątpliwości co do wszystkiego, w co dotąd wierzyła.
Jedyną rzeczą, której pragnęła w tamtym momencie było przeżycie tego po raz kolejny i kolejny oraz poznanie odpowiedzi na dręczące ją pytanie - dlaczego to zrobił? Co prawda powiedziała mu, że wiele dla niej znaczy. Właściwie znaczy wszystko, ale czy mogła mieć pewność, że podświadomość świadoma była miłości, którą zawarła w tych słowach? I czy on mógł poczuć to samo?
Chciała się stamtąd uwolnić, zapomnieć o Igrzyskach, śmierci, Almie Coin, własnej pracy i tym wszystkim, co otaczało ją na co dzień i po prostu wtulić twarz w jego szyję, poczuć ciepło jego dłoni na policzku i miękkość ust. A przede wszystkim usłyszeć, że nie musi wychodzić na arenę.
Choć wciąż pragnęła skupiać się wyłącznie na tej krótkiej chwili, podczas której wraz z Tylerem złamali wszelkie reguły, jej myśli osaczone zostały przez wizję areny i krwi, bólu, wrzasków i cierpienia, a także straty, która mogła nadejść już wkrótce. Miała spore wątpliwości co do wszystkiego, co usłyszała od Strażników i oczekiwała wyjaśnień. Nikt nie miał prawa zamykać jej i nadawać miano trybuta. Mieszkała w Dzielnicy, nie w KOLCu. Na jej miejscu powinna znajdować się niewinna istota z Kwartału, może dawna znajoma czy zupełnie obca osoba, nie ważne. Jej miejsce nie znajdowało się wśród żywych trupów, a obok jedynej osoby, której wyznała swoje prawdziwe uczucia.
Kiedy zamierzała się podnieść, aby poszukać wyjaśnień poza apartamentem, usłyszała kroki, zdecydowanie zbyt blisko jej drzwi. Wpatrzyła się w tamto miejsce zastanawiając się, czego powinna się spodziewać.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptySro Sie 13, 2014 2:36 am

/po spotkaniu z Almą... fabularnie pewnie kilka godzin później

Na początku ulga. Nie była już szefową Strażników Pokoju. Nie lubiła tego stanowiska i bez niego czuła się lekko. Niemal szczęśliwa. Potem była irytacja. Finnick był tak irytująco sarkastyczny i taki... chłodny. Wiedziała, że nienawidzi Igrzysk, ale musieli je przetrwać. Lepiej było się przygotować na to, że Alma jednak będzie kontynuować stary zwyczaj. Przynajmniej unikną niemiłej niespodzianki następnym razem. Bała się, że jej najlepszy przyjaciel, jedna z dwóch miłości jej życia, może zrobić coś głupiego. Głupszego niż przy poprzednich Igrzyskach. Przedziwne, ale najpierw rzuciła okiem na jego Trybutów. Pięknie, kuzynka Cordelii Snow. Dziewusia z fan klubu Finnicka, ze "starych, fatalnych czasów". Skrzywiła się. Pamiętała tamtego Finnicka i pamiętała tamtą Reiven. Jakim cudem oni poznali się tak na prawdę, bez tych masek, jego - ulubieńca tłumów, jej - dziewczyny mającej w pogardzie wszystkich poniżej jej osoby. Powinni wyjechać z Kapitolu, ona, Micheal, Di, Finnick, Annie, Peregrin z Ellie. Sabriel też by zabrali, ze względu na dziecko. To by pewnie trochę pokomplikowało pewne sprawy, ale Rei czuła, że Annie jakoś by zaakceptowała potomka Finna, nawet z inną dziewczyną. Nawet jeśli ta dziewczyna była nieletnia.
Boże! Finnick coś Ty sobie wtedy myślał?!
Zamrugała kilkakrotnie, żeby skupić się na teraz. Maya Griggin i Salvyn McIntare. Siedemnastolatek z Kwartału i Dziewiętnastolatka z Dzielnicy. Przynajmniej tym razem nie było dzieci, przynajmniej ona nie miała dzieci za trybutów. Chcąc nie chcąc myśli wróciły do Hope która zeszła z dysku startowego za wcześnie... do Di, która nadal była w szpitalu, bo niektórzy wmówili sobie, że może być szkodliwa. Znów musiała odgonić myśli ze swojej głowy. Musiała skupić się na Mayi i Salvynie.
Zamknęła teczkę jaką dostała z danymi trybutów gdy stała pod drzwiami apartamentu. Nie zapukała. Po prostu weszła. Nie podejrzewała, że mogłaby w czymś przeszkodzić trybutom. Jak się okazało - trybutce. W pomieszczeniu była tylko dziewczyna.
- Maya Griffin? - zapytała choć była to tylko formalność - Nazywam się Reiven Ruen i od dziś jestem Twoją mentorką. Selvyn już jest? - zapytała, bo może był w łazience czy coś. Ton głosu miała rzeczowy. Może powinna była zacząć od okazania współczucia i innych pierdół, ale obiecała sobie, że nie przywiąże się już emocjonalnie do żadnych trybutów. Być może będzie musiała ratować seksowny tyłek Finna przed zbytnią sympatią do kolejnej trybutki, więc umysł musiała mieć trzeźwy.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptySro Sie 13, 2014 10:18 pm

Wkrótce po tym, jak dało się usłyszeć kroki dobiegające z korytarza, drzwi uchyliły się i pokazała się w nich szczupła blondynka, trzymająca w dłoni teczkę. Maya zmierzyła ją uważnym spojrzeniem zastanawiając się, ile może mieć lat. Wyglądała dość młodo, jednak ciężko było jej stwierdzić to dokładniej. Od chwili, gdy Griffin usłyszała dźwięk nadchodzącej osoby miała złe przeczucie, choć przecież mógł to być każdy. Czas od jej przybycia wydłużał się z każdą chwilą, a ona denerwowała się coraz bardziej, czekając na wyjaśnienie całej tej sprawy.
Nie potwierdziła, że tak się nazywa. Nie miała takiej potrzeby ani siły, ponieważ następne słowa niemalże zwaliły ją z nóg. Uczucie, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody i przewrócił na ziemię, było obezwładniające i przez chwilę po prostu stała, patrząc na Reiven rozszerzonymi z niedowierzania oczami. W końcu zebrała się w sobie i zdobyła na wypowiedzenie pierwszych słów w stronę rzekomej mentorki.
- Nie, nie jesteś moją mentorką, ponieważ ja nie jestem trybutką - powiedziała ostrym, przesączonym nienawiścią głosem - Jestem z Dzielnicy, nie ma możliwości, abym brała udział w Igrzyskach - dodała, mrużąc oczy i wbijając lodowate spojrzenie w twarz blondynki. Wszystko, co dotychczas zajmowało jej myśli, przestało się liczyć z tym jednym słowem. Mentor. Trybut. Arena i śmierć. I Tyler, którego prawdopodobnie nigdy już nie zobaczy. Nie była na to gotowa. Jeśli będzie zmuszona, będzie walczyć. Zabijać, byle by tylko wrócić do domu, do niego. Zastanawiała się, jak może czuć się jej przyszła mentorka, jeśli w ogóle nią będzie, z myślą, że za jakiś czas prawdopodobnie kompletnie znikną z tego świata i nikt nawet nie przejmie się ich śmiercią, co więcej, dla wielu będzie to wielka zabawa patrzeć, jak konają. Skrzywiła się lekko myśląc o tym, co może ją czekać. Urodziła się w Kapitolu nie po to, aby walczyć, a po to, aby obserwować tą walkę. Jej ojciec nie po to pomagał rebeliantom ryzykując życie własne i rodziny, aby jego rodzona córka trafiała na rzeź. Swoją drogą, skoro jej myśli zeszły już na ten tor, ciekawiło ją, jak odebrał to James Griffin. Przez dłuży czas unikała wspomnień ojca, ale w tamtym momencie, postawiona przed czynem dokonanym, którego nic nie mogło cofnąć, oddałaby wszystko, aby z nim porozmawiać. Czy była to już chwila, w której przed oczami zaczęło przelatywać jej całe życie? Chyba na to jeszcze za wcześnie, ale w jej głowie pojawiły się już obrazy z dzieciństwa i uczucie miłości, które łączyło ją z ojcem.
Po chwili zagłębiania się we własne myśli i wspomnienia przypomniała sobie, gdzie i z kim się znajduje.
- To niemożliwe - powiedziała, kręcąc lekko głową. Poczuła się strasznie zagubiona i samotna. Wewnątrz była zupełnie inna, a może właśnie była sobą? Na fali wszystkiego, co wydarzyło się od Dożynek aż do teraz wychodziła z niej jej prawdziwa natura zagubionej i przerażonej dziewczyny, którą tak skutecznie ukrywała. Wciąż potrafiła zachowywać się jak dawniej, odcinać się niezbyt przyjemnymi uwagami i ciągle uważała, że ludzie nie są godni jej uwagi, jednak w środku była zupełnie delikatniejsza. Tyler, pocałunek, losowanie, to wszystko zbiło ścianę, która odgradzała uczucia, które mnożyły się z każdą kolejną sekundą - Dlaczego? - zapytała po kolejnych paru minutach władczym tonem, znów mrużąc oczy i wbijając je w blondynkę - Powiedz mi, czemu to się stało, co? Decyzja już zapadła? Czy to pewne, że zostanę wysłana na rzeź po tym, jak będziecie mnie hodować jak świnię i mamić dobrym jedzeniem czy wszelkimi luksusami? - jej głos był pełen wściekłości i ironii. Nie ważne, czy mentorka popierała zaistniałą sytuację, czy była jej przeciwna, ale dla Mayi była pierwszą, na którą mogła przelać swoją złość. Po tej rozmowie będzie musiała zadzwonić do przyjaciela. Wypełnić chociaż pół złożonej obietnicy. Czuła usilną potrzebę usłyszenia jego głosu, skoro prawdopodobne nie dane jej będzie spotkanie go twarzą w twarz.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptySro Sie 13, 2014 11:10 pm

Ukłucie rozczarowania? Za dużo powiedziane, ale prawie zwątpiła, kiedy Maya jej nie rozpoznała. Czyżby dawna sława całkiem się ulotniła? Nie, no aż tak przecież się nie postarzała. Zgodnie ze złożoną sobie wcześniej obietnicą, postanowiła nie zżywać się z trybutami. Dlatego przybrała chłodny wyraz twarzy i ton, którego nie używała od kiedy nie była zabaweczką Kapitolu. Postanowiła zagrać w niebezpieczną grę, grę z Almą i jej rządem. By chronić najbliższych musiała być absolutnie wierna Coin, a przynajmniej na pierwszy rzut oka. Zawsze podejrzewała, że w apartamentach są kamery, więc można uznać, że przedstawienie się zaczęło.
- Och. Biedna dziewczynka z Dzielnicy myśli że jest za dobra do Igrzysk. Tutaj mam napisane, że urodziłaś się w Kapitolu. A to znaczy, że jakimś magicznym sposobem znalazłaś się w Dzielnicy, a powinnaś gnić sobie w Kwartale. - warknęła. - Jesteś w apartamencie trybutów, ja jestem mentorką, więc wychodzi na to, że jesteś trybutką. Lepiej pogódź się z tym teraz, bo przy Rogu będzie już za późno. - posłała dziewczynie uważne spojrzenie. Na atak czasem najlepiej odpowiedzieć atakiem.
- Sprawa losowania jest badana. Oczywiście Ty pewnie byś wolała sobie siedzieć w przytulnym mieszkanku i oglądać jak dzieciaki wybijają siebie do nogi. Kapitolińscy sadyści. - miało się wrażenie, że czuła obrzydzenie Mayą i ludźmi jej pokroju. - Hodować jak świnię, mówisz? Hmmm, zabawne. Mnie tak hodowano kilka lat temu. I patrz co ze mnie wyrosło. Na Twoim miejscu zmieniłabym postawę, bo jeśli tu zostaniesz, a zakładam, że raczej tak będzie, wiele będzie ode mnie zależało. - z podręcznej lodówki wyjęła sobie buteleczkę wody mineralnej i upiła łyczek. Następnie podeszła do dziewczyny i znienacka złapała ją za ramiona, by przyciągnąć ją do siebie i szepnąć jej szybko do ucha, zupełnie innym tonem, tonem Rei, którą Finnick nazwałby aniołem któremu Coin podcina skrzydła.
- Nie wiem jak to się stało, ale póki co jesteś trybutką. Pomogę Ci tyle ile umiem, ale dla własnego dobra zagraj w tą grę. - zawiesiła głos na chwilę - Nie wyjdziesz z ośrodka, ale jeśli potrzebujesz komuś przekazać wiadomość, będę kurierem. - odsunęła Mayę od siebie i znów przybrała ten obojętny wyraz twarzy.
- Tak więc korzystaj z luksusów póki możesz. Arena to nie hotel.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyCzw Sie 14, 2014 12:11 am

Przez chwilę miała wrażenie, że gra w jakimś durnym serialu. Nie spodziewała się, że blondynka o tak niewinnym wyrazie twarzy może rzucić jej w twarz takie słowa, ale przecież nie była gorsza. Wpatrywała się w Reiven ze wzrokiem pełnym obrzydzenia. Zwyciężczyni Igrzysk, zapewne gwiazda Kapitolu. Marionetka w rękach Coin, część tego pokręconego systemu, który przyjął sobie za domenę "po trupach do celu". Patrzyła na nią z wyraźną niechęcią i wysłuchiwała jej wypowiedzi, pełnej ironii i złości. Czy uraziły ją wypowiedziane przez mentorkę słowa? Nie za bardzo, była tylko kolejną osobą, która nie znaczyła dla niej zupełnie nic.
- Najwidoczniej nie wiesz wszystkiego - warknęła, podchodząc odrobinę bliżej - Mój ojciec pomógł wam, cholernym rebeliantom, dostać się tutaj. Osobiście ryzykował życie swoje i rodziny tylko po to, aby teraz odbywały się kolejne Igrzyska? - wrzasnęła, mając wrażenie, że w jednej sekundzie cały jej świat zaczyna się walić. Prawda, przyszła do niej i uderzyła ją w twarz. Zabolała i sprawiła, że wolałaby rzucić się w ogień, niż stopniowo przechodzić przez to wszystko - Zostawił mnie, zajął się rebelią, zapomniał o rodzinie tylko po to, aby całe to wariactwo wreszcie dobiegło końca. I proszę, jak mu się odpłacacie. Czy o to właśnie chodzi? Dać nadzieję, a potem obrócić ją w proch, wysyłając na śmierć kolejną grupę osób? Cudownie - dorzuciła, uciszając trochę swój ton, wciąż jednak nie tracąc dość niepochlebnego wyrazu. Mierzyła blondynkę uważnym spojrzeniem, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę bierze w tym udział. Przez chwilę zastanawiała się nad tym, czy nie dobrze byłoby rozpocząć przygotowania do walki już teraz, ale chyba nie wyglądałoby to zbyt dobrze w oczach innych mieszkańców. Pierwszy raz doszła do wniosku, że te nędzne robaki do czegoś się przydadzą, choć zdobycie ich sympatii przyjdzie jej z wielkim trudem.
- Myślisz, że naprawdę mnie to bawi? - zapytała, przekrzywiając lekko głowę - Nigdy nie oglądałam tej rzezi. Naprawdę uważasz, że każdy mieszkaniec Kapitolu widzi rozrywkę w śmierci 23 niewinnych osób? - tym małym stereotypem poczuła się urażona. Jej ojciec od zawsze unikał śledzenia rozgrywek na arenie i głównie z tego powodu obrał stronę rebeliantów. Tak więc i Maya niezbyt często widziała, co tam się dzieje, a jednocześnie nie widziała w tym nic ciekawego. Mogła nie darzyć ludzi miłością, ale na pewno nie była sadystką i nie życzyła nikomu śmierci - Naprawdę mi przykro, że musiałaś przez to przechodzić. Zwłaszcza, że zapewne byłaś wówczas młodsza niż ja. Ale czy to właśnie tego chciałaś, kiedy obierałaś stronę, po której staniesz? Kolejnych walk, śmierci i bólu? - zapytała, starając się trochę opanować. Jeśli chciała przeżyć, wrócić do domu i do Tylera, musiała starać się być milsza dla ludzi. Nie była też głupia, wiedziała, że Reiven może jej pomóc. Dlatego nie odepchnęła jej, kiedy ta niespodziewanie przyciągnęła ją do siebie. Ten gest, podobnie jak słowa i ton, którym szeptała jej do ucha, niesamowicie ją zdziwił. Najpierw obrażała ją, posądzając o sadyzm i przyrównując do stereotypowego kapitolińczyka, jak przystało na mieszkańca dystryktu, a następnie łagodnym głosem oferowała jej swoją pomoc i to nie tylko w przetrwaniu. Kiedy w końcu się odsunęła, Maya nie bardzo wiedziała, jak powinna zareagować. Czuła jednak, że powinna mieć pannę Ruen za sprzymierzeńca, a nie wroga.
- Przepraszam, wiem, że jesteś tu, żeby pomóc - dodała trochę łagodniejszym tonem, nie czując się zbyt pewnie na tym gruncie - Po prostu nie potrafię tego zrozumieć. Mojemu ojcu zależało na lepszym porządku... Mniejsza z tym - spuściła na chwilę wzrok, po czym ponownie spojrzała na mentorkę - I dziękuję. Mam nadzieję, że nasza współpraca nie pójdzie na marne - spróbowała się uśmiechnąć, wciąż jednak była zbyt wściekła i przerażona, aby zrobić cokolwiek więcej. Ale czuła wdzięczność do Reiven, wciąż jednak miała ze sobą telefon i zamierzała dobrze go wykorzystać, póki jeszcze mogła - Więc... Masz pomóc mi przetrwać, tak? Kiedy... będziemy zaczynać? - zapytała, nie chcąc tak naprawdę marnować czasu na bezczynne siedzenie w miejscu. Skoro już została zmuszona do startowania w Igrzyskach, zamierzała zrobić wszystko, aby przetrwać. Choć kiedyś ojciec uczył ją paru przydatnych sztuczek, było to dawno i nie była pewna, czy dałaby radę wykorzystać tą wiedzę po tak długim czasie.
Zmęczona wszystkimi wydarzeniami odwróciła się i usiadła na kanapie licząc, że mentorka postąpi w ten sam sposób. I że uda im się porozmawiać bez niepotrzebnych wrzasków czy czynienia sobie nawzajem wyrzutów o coś, czemu w gruncie rzeczy nie były winne.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyCzw Sie 14, 2014 12:34 am

A więc nadal to umiała. Dobrze było wiedzieć, że nie straciła do końca swoich umiejętności aktorskich. Ostatnio mogła sobie pozwolić na bycie sobą, z Michaelem, z Finnickiem, z Jofferym. Potrafiła był chłodna, ale nie była okrutna. Okrutną udawała. Nawet gdy zabijała, śmierć zadawała szybko, by ofiara nie męczyła się zbyt długo. Czy to było humanitarne? Zabijanie nigdy nie było humanitarne, ale można było zabijać okrutnie i sadystycznie, lub szybko, skracając zbędne męki.
- Na prawdę chcesz się licytować o to kto miał gorzej i czyja rodzina więcej poświęciła? W tej konkurencji nie masz szans. - wywróciła oczami, jakby ta rozmowa szalenie ją męczyła. Słuchała dziewczyny i w głębi serca było jej jej żal. Ale nie okazywała tego ani przez sekundę.
- Dwudziestu czterech. - poprawiła bezwiednie, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że wypowiedziała swoje myśli na głos - Zwycięstwo w Igrzyskach to śmierć, ale inna. Śmierć duszy. Nie zrozumiesz tego. Nie musiałaś się sprzedawać bogatym Kapitolińczykom jak jakaś zabaweczka. - westchnęła. - Miałam szesnaście lat. Nie wybrano mnie. Sama się zgłosiłam. W pierwszym dystrykcie rzadko startuje wylosowany trybut. - nawet nie zauważyła, że użyła czasu teraźniejszego - Od dziecka uczysz się jak walczyć, żeby wygrać na Arenie gdy przyjdzie Twoja kolej. To przynosi chwałę... tak nam powtarzali. - jej myśli wracały do tamtych dni, przypominała sobie dawnych trenerów, dawnych kolegów i koleżanki. I chłopaka który został trybutem razem z nią. I to jak go zabiła.
Przez chwilę martwiła się, że Maya nie zrozumiała dlaczego Rei tak się zachowała. Musiała dać jej do zrozumienia, że lepiej uważać na słowa i gesty. Musiała to jakoś sprytnie wpleść w rozmowę. Skoro już Maya zmieniła ton, zrobiła to również Rei. Nie był on jednak tak miły, gdy do niej szeptała, był konkretny i rzeczowy, jak przystało na żołnierza. Blondynka zajęła miejsce na kanapie na przeciwko Mayi.
- Nie jemu jednemu. Te Igrzyska to odpowiedź na atak podczas święta. To, że wylosowano ludzi z Dzielnicy jest zapewne błędem systemu. Jeśli dobrze się orientuję najpierw musi zapaść decyzja o tym co z Wami robimy. Czy zostajecie, czy będzie ponowne losowanie. Nastawiłabym się na to gorsze rozwiązanie. Zawsze lepiej jest być mile zaskoczonym niż rozczarowanym. A my nie będziemy tracić czasu. Jako trybutka jesteś pod ciągłą obserwacją. - Rei znacząco rozejrzała się po pokoju. Czy Maya zrozumiała ten gest? Oby. Oby nie zrobiła nic głupiego - Pewnie wiesz, jak istotnym jest zrobienie wrażenia na sponsorach. Na innych trynutach również. Chociażby biorąc pod uwagę potencjalne sojusze. Zawsze szkolenia zaczynam od przekazania moim trybutom nagrań ze starszych igrzysk. Teraz jest inaczej niż do tej pory. Są starsi trybuci. Niemniej jednak gdy dołączy do Ciebie Selvyn obejrzyjcie to nagranie. - wyjęła z teczki dysk i podała go Mayi. To samo nagranie dawała w zeszłym roku. - Jeśli chodzi o treningi... zrób sobie w głowie listę rzeczy które umiesz, a które Ci się przydadzą. I listę rzeczy których nie umiesz w ogóle, a które na pewno Ci się przydadzą na Arenie. Przekażesz mi ją jutro. Zaczniemy od tych najważniejszych rzeczy.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyCzw Sie 14, 2014 1:36 am

Musiała przyznać, iż odrobinę jej ulżyło, gdy Reiven usiadła obok niej na kanapie i również zmieniła ton. Dziewczyna zauważyła, że nie był on taki sam jak ten, którym do niej szeptała. Dlaczego? Czyżby obawiała się czegoś, czego Maya nie mogła pojąć? Wysłuchiwała uważnie jej słów, starając się skupić tylko i wyłącznie na tym, co mówiła mentorka. Było to jednak trudne, ponieważ od chwili, gdy dotarło do niej, że prawdopodobnie trafiła do pociągu, który zmierza prosto w stronę grobu, jedyne o czym myślała było wykonanie jednego krótkiego telefonu. Starała się jednak z całych sił i w końcu, gdy pomyślała o korzyściach, które może jej to przynieść, odłożyła snucie obaw i marzeń na przyszłość.
Zauważyła, że Ruen również nie podchodziła do całej sprawy zbyt pozytywnie, jednak miała wiele racji. Maya wolała skakać z radości, niż zanosić się płaczem. Do czego w pewnym momencie i tak dojdzie, choćby przez krótką chwilę. Może miała w sobie tą siłę, odporność na ból psychiczny, a może nawet fizyczny, ale wszystko ma swoje granice. A udział w Igrzyskach zdecydowanie te granice przekraczał.
Gdy do jej uszu dotarł sens zdania o obserwacji, odruchowo rzuciła ukradkowe spojrzenie na sufit, szybko jednak zwracając swój wzrok z powrotem na blondynkę. Zrozumiała aż za dobrze to, co chciała jej przekazać i nie mogła sobie wyobrazić, że pomieszczenie może być obserwowane. Jej wściekłość na rząd wzrosła jeszcze bardziej - najpierw pozbawiają ich życia, a później jeszcze tej namiastki prywatności, którą przecież powinni mieć zapewnioną przed tym, co ich czeka. Starała się jednak nie dawać żadnego konkretnego sygnału, po prostu dalej słuchała, tym razem jednak o wiele uważniej.
- Sympatia... To słowo chyba powinno wreszcie zagościć w moim słowniku - skrzywiła się na samą myśl szczerzenia się do kamer i przymilania innym trybutom czy widzom. Nienawidziła spoufalać się z ludźmi, jeśli naprawdę nie było takiej konieczności, a nawet wtedy nie było to dla niej łatwe. Potrafiła skutecznie odstraszać ludzi, więc albo ktoś z miejsca jej nienawidził, albo kochał. Głównie dlatego nie mogła zrozumieć zachowania Tylera, który najwidoczniej wybrał drugą opcję. A przynajmniej takie miała wrażenie - Powiedzmy, że mam małe problemy z nawiązywaniem dobrych stosunków z ludźmi. I robieniem dobrego pierwszego wrażenia - powiedziała zupełnie szczerze. Jasne, potrafiła być milutka, jeśli tego naprawdę chciała, ale chyba jeszcze nie rozbudziła w sobie tego instynktu przetrwania. Miała jedynie nadzieję, że nie ujawni się on dopiero gdy ujrzy błysk ostrza i będzie błagała, aby śmierć przyszła szybko - Ale dam radę. Jeśli chcę, mogę być bardzo... przekonująca - uśmiechnęła się lekko, jednak w tym uśmiechu nie było nic wesołego. Jedynie gorycz i smutek, czyli zupełnie odpowiednie emocje jak na osobę w jej położeniu. Na wzmiankę o listę rzeczy, które potrafiła, miała ochotę naprawdę się roześmiać. Właśnie w tamtej chwili pomyślała o wszystkim, co zrobiła w swoim życiu i zaczęła szacować własne szanse na przeżycie. Które, jak na obecną chwilę, nie zapowiadały się zbyt kolorowo. Niemniej jednak coś tam umiała. Nie biegała przecież tak źle, w szkole, jak na prymuskę przystało, otrzymywała najlepsze wyniki. Ojciec uczył ją się bronić, więc może gdyby trochę poćwiczyła potrafiłaby zwalić kogoś z nóg. Jednak chyba największą jej zaletą było to, że była pozbawiona skrupułów, zwłaszcza jeśli miała przed sobą tak konkretny cel. Nigdy nie została postawiona w sytuacji, w której musiała zabić kogoś z premedytacją, jednak nie miała w sobie za grosz współczucia. Zrobi to, co będzie musiała zrobić i będzie mieć nadzieję, że Tyler nie będzie miał jej za morderczynię, patrząc na to, do czego zmusi ją arena. Musiała jednak głębiej zastanowić się nad całą tą listą i choć wydawało się to głupie, Reiven miała jednak większe doświadczenie w sprawie zostawania zwycięzcą. Jeszcze raz uważnie przyjrzała się trzymanemu w dłoni nagraniu myśląc o tym, co może ujrzeć i co sama może wkrótce przeżyć - Dobrze, listę dostaniesz jutro. Mam nadzieję, że ten drugi wkrótce się zjawi - powiedziała, odkładając dysk na stolik i patrząc uważnie na mentorkę. Ona też chciała jej coś powiedzieć, wierząc, że blondynka znajduje się po tej lepszej stronie - Mam nadzieję, że wygramy. To znacznie więcej, niż mordowanie ludzi - o czym wtedy myślała? Miała nadzieję, że istnieje ktokolwiek, kto przejął się losem tegorocznych trybutów. I że nie pozostawi tego, co się wydarzyło, bez odzewu. Chciała śmierci Almy Coin. Polityka nigdy jej nie obchodziła, w tym wypadku jednak nie chodziło o politykę, a o życia. O jej życie.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyPią Sie 15, 2014 3:40 am

Ciężko jej było się skupić na tu i teraz. Było jej przykro po tym, jak Finnick się na niej wyżył w wiadomości. Wiedziała, że jest sfrustrowany, zmęczony i wściekły, ale dlaczego to na niej musiał się wyżyć? A może łatwiej było odreagować emocje na kimś komu się ufało. Nie dawało jej jednak spokoju poczucie jakiejś takiej niesprawiedliwości, dlaczego to znów ona musiała być tą silną i odpowiedzialną? Chciałaby móc się załamać, zamknąć w swoim pokoju i w końcu móc opłakać śmierć ojca. To wszystko było takie świeże, a ona musiała robić dobrą minę do złej gry. Czuła się odpowiedzialna za ludzi sobie bliskich i ta odpowiedzialność zaczynała ciągnąć ją w dół. Coraz częściej popełniała błędy. Któryś błąd w końcu będzie ostatnim.
Miała nadzieję, że myli się w kwestii podsłuchów i kamer, ale w dobie Kolczatki krzyżującej plany Almy, Rei wolała wszędzie dopatrywać się podsłuchu, niż zostać niemile zaskoczoną nakazem aresztowania. Najbezpieczniejszym miejscem wydawało jej się mieszkanie Michaela, zwłaszcza, że nikt poza nimi nie wiedział, że się pogodzili.
- Nie Ty pierwsza nie ostatnia. - odpowiedziała po dłuższej chwili milczenia - Możesz zaryzykować bycie sobą, ale bezpieczniejszą opcją jest wzbudzenie sympatii telewidzów i potencjalnych sponsorów. - skinęła głową. Przekonująca... to się okaże. Niestety budzenie sympatii to nie był nawet promil tego co trzeba wypracować by wygrać Igrzyska. Liczba części składowych przyczyniających się do wygranej była tak wielka, że na tym etapie wskazanie zwycięzcy było tak samo niemożliwe jak trafienie strzałą w Almę Coin stojąc na murze ruin i posyłając strzałę w niebo. Gdzieś tamta strzała doleciała, ktoś wygra Igrzyska.
- Listy nie spisuj. Nie chcemy by trafiła w ręce przeciwników. Po prostu powiesz mi to co przemyślałaś. Pamiętaj, że Selvyn też jest Twoim przeciwnikiem, dlatego musisz uważać co mówisz, co robisz. Polecam Ci taktykę która mi bardzo pomogła. Nie pokazuj innym stu procent swoich możliwości. Nie pokazuj słabości, bo będą widzieć w Tobie bezbronne jagnię na rzeź. Ale nie pokazuj też wszystkiego co umiesz. - poczuła jak w jej żyłach przyspiesza krew. Zapomniała już jak to jest, czuć to dziwne podniecenie na myśl o walce. Była zawodowcem, umiała w walce znajdywać przyjemność, a także podekscytowanie zbliżającym się polowaniem bez względu na to czy polowało się na zwierzę czy człowieka. To było uzależniające, chorobliwie uzależniające, adrenalina, dreszczyk niebezpieczeństwa, a jednocześnie pewność wygranej. Zamrugała kilkakrotnie. Jeszcze chwila i zgłosi się na ochotnika do Igrzysk. To by dopiero było zabawne. Chcąc nie chcąc zaczęła się zastanawiać jak zareagowaliby jej bliscy. Na przykład Finnick. W obecnym stanie pewnie rzuciłby jej jakiś wredny komentarz i poszedł się upić. Joff... może by zgłosił się na jej mentora. Co prawda byli z innych dystryktów, ale skoro czuł się jej opiekunem... Rose zdawała się mieć wszystko gdzieś. Pippin by się martwił. A Michael... Michael dowiedziałby się za późno by cokolwiek móc zrobić.
- Zapamiętaj... Igrzyska nie przynoszą wygranej, przynajmniej nie osobie która pozostaje przy życiu. Celem nie może być wygrana. Trzeba uczepić się woli przetrwania. Znaleźć cel, może jakąś osobę, dla której chce się przetrwać, przeżyć. Nie można myśleć o pieniądzach, czy sławie. Trzeba myśleć o powodzie dla którego chce się żyć. - zamilkła na chwilę. Jej powodem byli rodzice i rebelia. Ani rodziców, ani rebelii już nie było, przynajmniej nie takiej jakiej chciała. - Dziś spróbuj się zrelaksować. Weź prysznic, pójdź wcześnie spać. Od jutra zaczynamy pracę.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyPią Sie 15, 2014 2:26 pm

Siedząc na kanapie Maya poczuła wszechogarniające ją zmęczenie i musiała mocno się powstrzymywać, aby jej głowa nie opadła na ramiona i nie pogrążyła się w niespokojnym śnie. Poza tym nie chciała zasypiać, nawet gdyby znalazła się już w swojej sypialni, a właściwie nie w swojej, bałaby się zamknąć oczy i pozwolić sobie odpłynąć. Dawno już nie miewała koszmarów, ale wszystkie wydarzenia ostatnich kilku godzin jak najbardziej mogły je przywrócić. Starła się więc skupić swoją uwagę tylko i wyłącznie na mentorce, nie myśleć o niczym innym, nie odjeżdżać wzrokiem w bok. Sympatia. Przeciwnicy. Czy będzie musiała kogoś zabić? Na pewno. A może to ją zabiją jako pierwszą? Co, jeśli nie da rady się bronić ani walczyć? Z każdym kolejnym zdaniem wypowiadanym przez mentorkę dziewczynę nawiedzały coraz to czarniejsze myśli i wizje tego, co może ją czekać na arenie. Nie bała się wyrządzić komuś krzywdy, nie obawiała się zostania mordercą. Przerażała ją myśl, że może nie dać sobie rady z obroną, ucieczką i przetrwaniem. Bez jedzenia, wody, być może nawet bez broni będzie skazana na samą siebie i jedyną rzeczą, która będzie mogła jej wówczas pomóc będzie nadzieja, wola walki, chęć przeżycia motywowana ponownym spotkaniem z Tylerem. Jeśli to uczucie, które uwolniło się z jej serca podczas pocałunku mogłoby czynić cuda, miałaby całkiem spore szanse.
- Postaram się nie być sobą - powiedziała, choć nie miała najmniejszej ochoty na sztuczność i całą tą otoczkę, która zostanie jej dodana jeszcze przed wejściem na arenę. Przynajmniej już w czasie walk nie będzie musiała tak bardzo grać.
Przeciwnicy. Teraz każdy 23 pozostałych trybutów jest jej wrogiem, jej ofiarą lub katem. Musi być od nich silniejsza, sprytniejsza, szybsza i wytrzymalsza. Musi ich pokonać i zaskoczyć, zabijać z zimną krwią. Czy już tera powinna imaginować sobie ich śmierć, krew pozostającą na jej dłoniach i ból w oczach? Czy pomogłoby jej to później, kiedy byłaby zmuszona do poderżnięcia gardła niewinnej osobie, tak samo jak ona złapanej w sidła Coin i zaciągniętej na rzeź? Jeśli tak, na tym właśnie się skupi - będzie oswajać się z mordem i krwią, z cierpieniem i rozpaczą. Świadomość tego, czego być może dokona pomoże jej nie załamać się, kiedy już do tego dojdzie.
- Oni wszyscy są moimi przeciwnikami. I będę musiała ich zabić - powiedziała bezbarwnym głosem, jakby to nic dla niej nie znaczyło. Jedno życie, które ulatuje z ostatnim tchnieniem. Opłakująca rodzina, ból po stracie - to wszystko się nie liczyło. Najważniejsze było to, żeby ona przeżyła. Zapatrzyła się niewidzącym wzrokiem w twarz Reiven, widząc przed oczami samą siebie w otoczeniu ciał, z brunatną cieczą na dłoniach i koniecznością przeżycia. Nie będzie mogła się poddać, nie będzie możliwości wycofania się. Wszystko to, co dotychczas było dla niej ważne, nabierze jeszcze większego znaczenia w obliczu tego, przed czym zostanie postawiona - Nie chcę wygrać. Chcę przeżyć - powtórzyła to, co powiedziała mentorka chcąc dać jej do zrozumienia, że słowa te do niej dotarły - Chcę wrócić do... - Tylera. Zawahała się. Jak to możliwe, że w tak krótkim czasie jedna osoba stała się dla niej najważniejsza i nic innego już się nie liczyło? Teraz on był priorytetem, a może wciąż egoistycznie priorytetem była ona? Chciała przeżyć, żeby wrócić do niego, bo tam właśnie czuła się bezpieczna. Był jedną bliską jej osobą, a jeśli ona umrze... Nie wiedziała, czy miał jakiś znajomych. Znała historię o jego bracie, wiedziała, co wydarzyło się w Trzynastce jednak nigdy nie zainteresowała się tym, czy on ma kogoś bliskiego. Bliższego niż ona. Teraz było już za późno.
- Masz rację, powinnam odpocząć - odparła, wciąż tym samym bezbarwnym tonem. Mayi Griffin już dawno nie było na tej kanapie, zamyślona wyłączyła się na wszystko inne, powracając do tego, od czego wyrwała ją Reiven. Nie zamierzała odpoczywać, a tym bardziej spać. Wyśpi się po śmierci... która może przyjść szybciej, niż się spodziewała. Podniosła się powoli z kanapy, jeszcze raz zerkając na blondynkę - W takim razie do jutra - powiedziała na odchodnym i ruszyła w stronę sypialni z zamiarem wykorzystania swojego telefonu i spróbowania rozwiązania problemu swojego serca.
|zt
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyPon Sie 18, 2014 10:36 am


Ceremonia Otwarcia rozpoczęła się. Korzystając z nieobecności trybutów, w ich apartamentach pojawiają się Strażnicy Pokoju, którzy otrzymali nakaz przeszukania kwater i skonfiskowania wszystkich rzeczy osobistych, które udało się dzieciakom przemycić do Ośrodka. Telefony, używki, pamiątki i wiele innych rzeczy - tego nie zastaną już po powrocie do pokoi.


Wasze ekwipunki zostają wyzerowane z przedmiotów materialnych, pozostają jedynie podwyższone szanse i wszelakie kursy. Mentorzy i pracownicy Ośrodka mogą pomagać Wam w uzyskaniu potrzebnych rzeczy. Do Zwycięzcy Igrzysk ekwipunek powróci oczywiście w stanie nienaruszonym.
Prosimy o zaktualizowanie pola Przy sobie.
Powrót do góry Go down
the victim
Even Irving
Even Irving
https://panem.forumpl.net/t2375-even-irving
https://panem.forumpl.net/t2403-irving#34171
https://panem.forumpl.net/t2401-even-irving#34151
https://panem.forumpl.net/t2402-wiwisekcja-przeszlosci#34152
Wiek : skończona osiemnastka.
Zawód : rzeźnik, zajmuje się też szmuglowaniem.
Przy sobie : kurs pierwszej pomocy, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz oraz zwiększenie szansy na skuteczną obronę.
Obrażenia : psychiczne? Za mało miejsca.

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyPią Sie 22, 2014 5:41 pm

/palarnia/
Skoro Coin i jej ludziom wolno było tak po prostu zmienić zasady gry, to niby dlaczego również trybuci nie mogą sobie pozwolić na małe odstępstwo od reguły?
Szli korytarzem w normalnym tempie, by nie zwracać na siebie niepotrzebnie czyjejś uwagi. Niemal ramię w ramię, tworząc coś na kształt... dwuosobowego zespołu? Zabawne, jeśli wziąć pod uwagę to, że już za kilka dni staną się zagrożeniem dla siebie nawzajem. Even zdecydowanie nie popełni dużego błędu, jakim byłoby niedocenienie wróżki z KOLC-a. Ale po co zaprzątać sobie teraz tym głowę? W tej chwili byli w znakomitej komitywie, zjednoczeni przyświecającym im celem.
Cel wabił się, bodajże, Selvyn McIntare. Even zapałał do niego silną niechęcią już od samego początku. Miał bowiem rozbiegane oczy szczura, nerwowe gesty i irytującą mimikę twarzy. Na dodatek niczym szczególnym nie wyróżniał się wśród tłumu, pozostając niemal niewidzialny. Ta, można by rzec, bezbarwna postać wkurzała Irvinga chyba dość mocno, skoro  akurat Selvyna wybrał do roli worka treningowego.
Nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, że są uważnie obserwowani, więc musieli naprawdę szybko przejść do rzeczy. Zapukał do drzwi, by postawić McIntare na nogi. Albo przynajmniej obudzić go, jeśli zgodnie z  rozkazem Almy,  grzecznie położył się do łóżeczka. Teatralnym gestem pokazał Delilah, aby weszła do pokoju chłopaka jako pierwsza – w końcu panie przodem, prawda? On sam wsunął się tuż za nią, po uprzednim podwinięciu rękawów szarego kombinezonu. Zamknął za nimi drzwi, przekręcając klucz dwukrotnie.
- No cześć, przyszliśmy... trochę się pointegrować – powiedział w ramach powitania z przyklejonym do twarzy fałszywym uśmiechem. Even rozejrzał się po pokoju, by zorientować się, gdzie znajdują się przedmioty, które nadadzą się do wykorzystania w czasie walki. Gdy ponownie skupił się na ciemnowłosym chłopaku, jego uśmiech zdecydowanie pogłębił się. - Co powiesz na wspólny trening? – zapytał całkiem spokojnym tonem, dyskretnie zmniejszając dzielącą go od Selvyna odległość.
Powrót do góry Go down
the pariah
Delilah Morgan
Delilah Morgan
https://panem.forumpl.net/t2389-delilah-morgan#33936
https://panem.forumpl.net/t2394-when-you-pee-all-over-my-chippendale-suite-delilah-delilah#33971
https://panem.forumpl.net/t2392-delilah-morgan
https://panem.forumpl.net/t2761-morgan#41745
Wiek : 18
Zawód : chodzący kłopot (?)
Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą
Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan
Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyPią Sie 22, 2014 6:29 pm

/dokładnie: palarnia

Nie miała ostatnio zbyt wielu możliwości, aby móc się rozerwać. Oczywiście, że jak najbardziej niedosłownie, bo praktycznie przepełniona była pewnością, że do faktycznego rozerwania jej by się znalazło przynajmniej kilka osób, w tym chyba nawet jej najlepszy przyjaciel, a w całkowitej przenośni.
Nawet nie chciała móc się w spokoju odprężyć, przynajmniej nie teraz. Pragnęła tylko czegoś, co pozwoliłoby jej zapomnieć chwilowo o całej masie problemów ją nękających i co robiłoby za swoistą odskocznię dla jej myśli. Coś takiego jak jej prywatne seanse z Bastianem w KOLCu. Z tą jednak różnicą, że tutaj nie tylko nie mogła pozwolić sobie na odurzanie się, lecz dodatkowo nie miała nawet jak robić coś takiego.
Cierpiała na wybitnie paskudny brak przedmiotów osobistych, które bezczelnie podwalili jej jacyś parszywcy od Coin. Zresztą najwyraźniej nie tylko jej, bowiem i Even wspominał coś o tym, a skoro nie był w trójce zabranej na przesłuchanie i i tak ogołocili go z prywatnych rzeczy, to z pewnością cała reszta trybutów też musiała się liczyć ze stratami w pamiątkach.
Choć ona osobiście nie miała w swoich zbiorach żadnych duperelek dających się nazwać cennymi ze względu na wspomnienia czy też mogących wywoływać w niej jakieś sentymentalne bzdety. Idąc na Dożynki, najzwyczajniej w świecie nie wierzyła w to, że mogą wylosować akurat ją spośród tylu ludzi idealnie nadających się do udziału w Igrzyskach. Każdy byłby dobry, byleby tylko nie ona! A jednak trzecie oko musiało jej tym razem dosyć mocno zafałszować i faktycznie trafiła do bandy skazanych na śmierć.
I nawet przy niechęci do umierania oraz zamierzaniu zrobienia wszystkiego, by tylko przetrwać jak najdłużej i wyjść z tego przedstawienia w jednym kawałku. Nawet w obliczu tego czuła się zwyczajnie nie na miejscu. Czasami smutno, jak i przybicie, ale przez większość czasu jednak Di pozwalała złości swobodnie od niej buchać.
Wcześniej wyładowała się chociaż trochę na szklankach i, już i tak wystarczająco wcześniej porozwalanych po apartamencie, rzeczach leżących na podłodze, zaś teraz z miłą chęcią przyjęła propozycję prawdziwego uwolnienia swojego gniewu oraz rozerwania się przy okazji.
To był całkiem niezły plan, zwłaszcza ze względu na obiekt ich tymczasowej niechęci. Delilah z natury nie bagatelizowała ludzi, jednak od tego człowieczka zwyczajnie biło żałością. Był jak taka szara myszka, co normalnie z pewnością wzbudziłoby w niej podejrzenia, że na Arenie może okazać się prawdziwym ukrytym psychopatą, lecz teraz tak nie było. W tym przypadku nie mogła powstrzymać w sobie chęci do nazywania Selvyna sierotką, więc tego nie robiła.
Wsuwając się do pokoju tuż po tym, jak drzwi zostały odpowiednio uchylone, uśmiechnęła się krzywo do swojego towarzysza. Przesadzona wręcz teatralność sprawiała tylko, że miała ochotę śmiać się, lecz nie z radością, a jakoś tak sucho. Radośnie nie śmiała się praktycznie od czasu, w którym wybrała się na Dożynki. A może nawet jeszcze wcześniej jej resztki beztroski zwyczajnie wyparowały? Tak czy siak, nie na tym należało się teraz skupiać.
Oparła się o ścianę, składając ręce na piersiach i patrząc na Selvyna z uśmieszkiem na ustach, zdecydowanie mogącym przypominać szczerzenie się polującego kota, który właśnie znalazł swoją pierwszą ofiarę. Nie drgnęła nawet, gdy Even przekręcił klucz w zamku, a tylko wyszczerzyła się jeszcze wyraźniej, wciąż jeszcze nic nie mówiąc. Dała towarzyszowi znak ręką, by czuł się swobodnie, osobiście zaś postanawiając tylko chwilowo popatrzeć. Mogła śmiało powiedzieć, że coś faktycznie było w tym delektowaniu się niepokojem przeciwnika.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptySob Sie 23, 2014 7:04 pm

Selvyn siedział na kanapie i wpatrywał się w ekran telewizora, w którym leciała powtórka sześćdziesiątych czwartych Igrzysk Głodowych, i nawet gdy usłyszał jak drzwi się otwierają, nie odwrócił się, a milczał nadal skupiając na tym, co "działo się" na arenie. Myślał, że do apartamentu znowu wpada jego żywiołowa towarzyszka niedoli, nawet gdy ktoś się odezwał, rozpoczął:
-Cześć Ma... - ale urwał, gdy zrozumiał, że głos nie należy od do koleżanki z pary, i podniósłszy się o oparcie kanapy, wstał i spojrzał na Evena i Delilah zdziwiony - Przepraszam? Mayi nie ma, jeśli jej szukacie - rzucił trochę to spanikowany, ale zaraz się opanował i nerwowo uśmiechnął.
Powrót do góry Go down
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyNie Sie 24, 2014 11:30 pm

Dzień po rozmowie z Nymirą
Szczerze mówiąc spodziewał się, że lada moment zostanie wezwany do apartamentu Mayi. Zbyt długo (albo dobrze?) się znali. Był prawie pewien, że wiedział, co siedzi w głowie dziewczyny, jakie uczucia jej towarzyszą, o czym marzy. Na zewnątrz mogła udawać niewzruszoną, poddającą się losowi trybutkę, ale w środku musiała szaleć ze złości. Kwestią czasu pozostało, kiedy wreszcie wyrzuci to z siebie i przeleje emocje na kogoś lub coś. Pewnie to nawet lepiej, iż tym razem padło na prysznic i w innych okolicznościach cieszyłby się o wiele bardziej. W końcu mieli normalny pretekst, aby się spotkać, porozmawiać, ponaśmiewać się z Coin czy co tam jeszcze chcieli. Niestety Dożynki zmieniły wiele nie tylko w jej życiu. Nie chodzi o to, że nie chciał się z nią zobaczyć. Nie bał się też tego, co mógłby od niej usłyszeć. Oboje wiedzieli, że coś między nimi się zmieniło, ale on nie miał ochoty tego wyjaśniać, a już szczególnie nie Mayi. Nie był gotowy na taką rozmowę, a przeczuwał, że nie wymiga się od niej. Pozostawał jeszcze fakt, jak znalazł się w Ośrodku. Może tym udałoby się odwrócić uwagę dziewczyny od zrujnowanych uczuć?
Zaśmiał się pod nosem. Był beznadziejny. Nie dość, że najwyraźniej zamierzał spławić osobę, na której najbardziej mu zależy, to jeszcze będzie zmuszony wyjaśnić jej, że nie wie, do czego służy skrzynka pocztowa. I tak dobrze, że zdecydował się zajrzeć do niej wczoraj wieczorem, bo dzisiaj na pewno by go tu nie było. Jednak gdyby zrobił to wcześniej, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Ich rozstanie nie byłoby tak głupio dramatyczne, Strażnicy nie wyważyliby drzwi, a pocałunek nie miałby miejsca. Co go do tego podkusiło? Świadomość, że pewnie już nigdy się nie zobaczą? Że nie powie jej tego wszystkiego? Cholera jasna, przecież i tak tego nie zrobił, wszystko diabli wzięli. Do dupy z takim czymś. Lepiej byłoby olać to wszystko, razem z wezwaniem, i zamknąć się w swoim warsztacie, udając, że tak naprawdę nic się nie dzieje. Szkoda że nie był pieprzonym tchórzem rodem z Trzynastego Dystryktu – być może wtedy nie obeszłoby go to wcale i dalej sławiłby Almę w jej pomysłowości.
Nawet nie zauważył, kiedy znalazł się pod drzwiami właściwego apartamentu. Zgodnie z tym, co mu powiedziano mieszka tu jeszcze jakiś chłopak, ale to Maya wezwała obsługę. Zdawało mu się albo było tam trochę za cicho? Może zbierała myśli, żeby za chwilę nawtykać temu, kto miałby pojawić się na jego miejscu. Skoro już zaczęła się otwierać, szkoda, aby poprzestała na zdemolowaniu łazienki. Może się mu skarżyć, byle tylko on nie musiał nic mówić. Przełożył walizkę z narzędziami do drugiej ręki i w końcu zapukał głośno. Im szybciej tym lepiej, przynajmniej będzie miał święty spokój. Z pewnością. Już teraz nie mógł pozbyć się wrażenia, że powietrze jakby zgęstniało. A to dopiero początek
Zauważył, że drzwi się otwierają, więc przybrał jak najbardziej obojętny wyraz twarzy. Co prawda kilku Strażników widziało go z nią i mogliby uznać go za kogoś bliskiego Griffin (i pewnie się nie mylili), a jednak nadal był w Ośrodku. Nie zamierzał stracić tej szansy, więc wolał nie prowokować Losu. Spojrzał spokojnie na ciemnowłosą, w duchu modląc się, aby nie reagowała zbyt gwałtownie. Kamery były dosłownie wszędzie.
- Dzień dobry. Ja do usterki – powiedział spokojnie, cały czas walcząc ze sobą, aby się nie zaśmiać.
- Dzień dobry. Jestem przedstawicielem firmy „Alma” świadczącej usługi na rzecz obywateli nowego Panem. Chciałbym zachęcić panią do przejrzenia naszej oferty: pobicia, aresztowania i egzekucje to specjalność przedsiębiorstwa. Gwarantujemy ból, zmiany na psychice, całą gamę uszkodzeń ciała (od drobnych zadrapań aż po złamany kark) oraz wiele nowych doznań ze strony Strażników Pokoju. W dodatku wszystko to zostanie zarchiwizowane i na pamiątkę wpisane do pańskich akt. A czy wspominałem już o naszej nowej promocji z okazji Igrzysk? Tylko w tym tygodniu Strażnicy Pokoju nakopią pani do dupy praktycznie za NIC. Serdecznie zapraszamy do skorzystania z usług: spotkasz się z nami raz i już nigdy nie wrócisz (w jednym kawałku)!
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyNie Sie 24, 2014 11:38 pm

|po pierwszym dniu treningu
Dlaczego właściwie brunetka była tak bardzo wkurzona? Przecież pierwszy dzień treningu poszedł całkiem nieźle. Sztukę rzucania nożami miała już niemal w małym palcu (wcale nie zamierzała trenować w apartamencie, za tarczę biorąc poduszki), nabyła także kilka przydatnych informacji o roślinach, które mogą pojawić się na arenie. A mimo to była wściekła, na siebie, na trenerów, innych trybutów i wszystko dookoła. Gniew ten kumulował się w niej od dnia Dożynek, ale wcześniej na dobrą sprawę nie mogła dać mu ujścia. Sprawę pogorszyła jeszcze rozmowa z tym nieznanym mężczyzną, kilka kopniaków w twarz, których skutki odczuwała do teraz i, przede wszystkim, niepewność co do coraz silniejszych uczuć, które rodziły się w niej względem Tylera. Nienawidziła tego i może właśnie to było powodem, dla którego wszystkie jej dotychczasowe związki kończyły się po jednej nocy. Bez uczuć. Bez zaangażowania. Tym razem było inaczej i to, jak wszystko inne dookoła, sprawiało, że z każdą sekundą narastała w niej coraz większa złość.
Po powrocie z treningu, nie zawracając sobie głowy rozmową z kimkolwiek, od razu udała się do łazienki. Była spocona i wkurzona, a chłodny prysznic wydawał się właśnie tym, czego naprawdę potrzebowała. I rzeczywiście, strumienie wody spływające na jej twarz, moczące włosy i dające ukojenie wciąż obolałej twarzy były zbawienne. Pachnąca lawendowym szamponem, owinięta w miękki, puszysty szlafrok, czuła, że nie wszystko zostało z niej zmyte. Wciąż brakowało czegoś, co pomogłoby jej wyzbyć się wszystkich negatywnych emocji, których nagromadziło się w niej całkiem sporo. Nie wiedząc czemu pierwszą rzeczą, która przyszła jej na myśl, było chwycenie węża i wyrwanie go z kranu. Nagle znalazła w sobie niesamowite pokłady siły, które pozwoliły jej na zdemolowanie prysznica, po dziesięciu minutach nienadającego się już do użytku. Spojrzała na swoje dzieło z satysfakcją ale i zdziwieniem, że była do tego zdolna. Ogarnięta szałem i pozbawiona jakichkolwiek zahamowań zniszczyła niemalże połowę łazienki, a teraz po prostu stała i uśmiechała się pod nosem. Jak dziecko, które zbudowało niesamowity zamek z piasku i podziwiało swoją pracę. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że nie może tego tak po prostu zostawić. Prysznic, choć niezwykle przydatny na dwa różne sposoby, nie dał jej całkowitego ukojenia, a w ciągu kilku następnych dni niemal na pewno będzie chciała go wykorzystać. Nie zastanawiając się długo wyszła z łazienki i wezwała mechanika. Nie trudząc się nawet z założeniem na siebie jakiegokolwiek stroju (kto zabroni jej paradowania w szlafroku i cieszenia się tym luksusem, z którego już niedługo zostanie brutalnie wyrwana?) usiadła na kanapie i czekała, aż ktoś wreszcie raczy przybyć.
Słysząc pukanie do drzwi nie śpieszyła się zbytnio. Swobodnie wstała z miejsca i spokojnym krokiem podeszła, chwytając za klamkę i spoglądając na osobę, która stała za progiem.
- Co tak dłu- zaczęła (choć przecież wcale długo nie czekała, ale nikt nie powiedział, że nie może przelać choć odrobinę złości na pracownika ośrodka) zirytowanym tonem. Szybko jednak urwała, a na jej twarzy pojawiło się chwilowe zdziwienie połączone z niedowierzaniem. Tyler. To właśnie on, nie jakiś przysadzisty, starszy mężczyzna, jakiego oczekiwała, stał za drzwiami jej apartamentu i patrzył na Mayę spokojnie. Ona zaś stała, nie mówiąc nic więcej i przez chwilę tylko mierząc go wzrokiem. Zdziwienie zniknęło z jej twarzy równie szybko, jak się pojawiło, a jego miejsce zajęło wcześniejsze poirytowanie. I pewna wściekłość, która na pewno nie była spowodowana sytuacją z prysznicem.
Brunetka bez słowa odwróciła się od niego i szybkim krokiem poprowadziła do łazienki. Nie mogła zrozumieć swoich myśli i uczuć, które pojawiły się w niej w tej krótkiej sekundzie, kiedy zobaczyła za drzwiami jego twarz. Dlaczego właściwie ogarnęła ją złość, skoro przez ostatnie dni tylko o tym marzyła? Aby zobaczyć go jeszcze jeden raz, usłyszeć jego głos i, co więcej, dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodziło. A może wcale nie chciała się dowiedzieć? Kiedy stanęła przed perspektywą poznania prawdy ogarnęło ją przerażenie i strach odnoście tego, co może usłyszeć. Skoro nie potrafiła zrozumieć siebie, jak mogła zrozumieć i jego? Podczas parady pomyślała o tym, że go kocha. I tak jest, czuje do niego coś silniejszego, czego nie potrafi wyjaśnić, ale też nigdy nikogo nie kochała. Jak może mieć pewność, że jest to właśnie to uczucie? Czuła na plecach jego spojrzenie, kiedy szli przez sypialnię. Nagle pojawiło się tyle pytań, na które pragnęła poznać odpowiedź. Była wściekła, ale też cieszyła się, że go widzi. Tylko nie potrafiła tego należycie okazać.
Wpuściła go do przestronnej łazienki przodem, sama zostając z tyłu i zamykając za nimi drzwi. Pamiętała rozmowę z Reiven i jej zmianę zachowania, gdy nagle zaczęła szeptać jej do ucha, jakby podejrzewała, że pokoje są obserwowane. W łazience nie mogło być kamer, ale i tak czuła się bezpieczniej zamykając drzwi. I tym razem z jej ust nie wyszło ani jedno słowo. Zaplotła dłonie na piersiach obserwując przymrużonymi oczami chłopaka, chcąc usłyszeć od niego pierwsze słowa. Obawiała się, że to spotkanie nie zakończy się zbyt pomyślnie, że znów przestanie nad sobą panować. Wbijała w niego ostre, może zbyt ostre, spojrzenie i błagała w myślach, aby wreszcie coś powiedział. Mieli tyle niewyjaśnionych spraw, a ona nie zamierzała dać się zwieść.
Powrót do góry Go down
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyPon Sie 25, 2014 9:28 am

Dlaczego tak bardzo ściskało go w środku już na sam jej widok? Starał się nie gapić natarczywie, ale nie potrafił oderwać oczu od tak dobrze znanej mu twarzy. Błądził wzrokiem po jej zielonych tęczówkach, ciemnych rzęsach, lekko zadartym nosie oraz… pełnych ustach. Czy gdyby znów złączyły się z jego, poczułby to samo, co wtedy? Słodycz zmieszana z goryczą rozstania. Chciał to sprawdzić, powrócić do tamtej chwili, ale wiedział, że nie może. A konkretnie: nie powinien. To wywołałoby lawinę pytań, której w żaden sposób nie potrafił zatrzymać. Jedną już spowodował i wkrótce miała zebrać swoje żniwo. Chyba najlepiej będzie, jeśli najpierw dokończy to, co zaczął, a potem skupi się na kolejnych.
Rozkojarzenie trwało dosłownie chwilę, ale odczuł je wystarczająco silnie. Wzrok Mayi parzył i to nie tylko dlatego, że była wściekła. Prawie czuł, jak przesuwa się po jego twarzy, zostawiając za sobą wypalone ślady. Nie patrzył bezpośrednio w oczy dziewczyny, ale ogólnie, na całą postać. Przez krótki moment mógł jeszcze dostrzec zdziwienie wykrzywiające buzię przyjaciółki, ale zaraz potem wszystko było już w porządku. Nic się nie stało, jakby się nie znali. Ulżyło mu. Zresztą nie była głupia. Wiedziała, że żadne z nich nie potrzebuje problemów. Jakby ostatnimi czasy mało zwaliło im się na głowy. Jeśli mieli jeszcze spotkać się przed Igrzyskami, musiał dalej pracować w Ośrodku. Pozostawała jeszcze kwestia tego, że dopóki znajdował się gdzieś obok i pilnował jej, czuł się lepiej. Wystarczająco daleko wymknęła mu się podczas Dożynek.
Aż za mocno zdawał sobie sprawę, że zachowuje się jak hipokryta. Z jednej strony chciał dalej towarzyszyć Griffin, dać choć namiastkę bezpieczeństwa, motywować do walki. Z drugiej obawiał się, że wszystko znów wymknie mu się spod kontroli i potoczy w złym kierunku. Tym, którego nie rozumiał i nie potrafił wyjaśnić. Nie chciał patrzeć wstecz, analizować przeszłości, bo okazałoby się, że znów nie był w stanie ochronić bliskiej osoby, pozwolił na zbyt bliskie zbliżenie, a został zmuszony do oglądania jej cierpienia. Wczorajsza pustka i świadomość, że ją stracił zbyt mocno wyryły się w jego głowie i nie chciały zniknąć nawet teraz, kiedy stała tuż przed nim, narzekając, że za długo czekała. Oczywiście. Westchnął i w końcu wszedł do apartamentu.
W tamtym momencie obydwoje byli zdenerwowani, choć z różnych powodów. Tyler zdążył zarejestrować tylko, że nikogo nie ma w salonie, a potem ruszył za Mayą. Otworzyła drzwi prowadzące do mniejszego pomieszczenia, które najwyraźniej było łazienką. Minął próg, po czym usłyszał, jak zapala światło w środku i zamyka ich w środku. Rozejrzał się szybko, zwracając szczególną uwagę na zdemolowany prysznic. Pomieszczenie było spore, biorąc pod uwagę, jaką funkcję pełniło, a mimo to zrobiło mu się duszno. W końcu odwrócił się do dziewczyny, odstawiając swoją walizkę na bok. Tak jak się spodziewał – znów mierzyła go morderczym spojrzeniem. Za pewne była w stanie rzucić mu się do gardła i samodzielnie wyrwać odpowiedzi na pytania czające się w jej głowie, ale na razie po prostu stała w ciszy. Pewnie była to ta stara zagrywka z serii: lepiej mów pierwszy, bo jak ja to zrobię, szybko nie skończę. Uśmiechnął się powoli.
- Wolałbym zacząć od powitania, ale pewnie naraziłbym się na twój gniew – powiedział ostrożnie, tym razem nie spuszczając wzroku z przyjaciółki. Zrobił krok w jej stronę, odruchowo wyciągając ręce, ale w porę zorientował się, co robi i schował je do kieszeni. – Zapewne bezpieczniej będzie najpierw skłonić się ku przeprosinom i wyjaśnieniom? – zapytał retorycznie, drażniąc się z nią. – Dobrze, w takim razie uraczę cię swoją historią, jeśli w końcu przestaniesz ciskać we mnie piorunami. Czuję się jak niegrzeczny chłopiec, który stłukł ulubiony wazon mamusi. Proszę. – Chwilę jeszcze czekał, aż wyraz twarzy dziewczyny zmieni się choć w niewielkim stopniu i dopiero potem w końcu skupił się na tym, co miał do powiedzenia. – Dostałem wezwanie na pocztę, którego nie odczytałem na czas, więc nie mogłem o tym powiedzieć. Gdy w końcu się o tym dowiedziałem, czyli wczoraj wieczorem, było już trochę za późno. – Zatrzymał się na chwilę, czekając, aż to do niej dotrze. - Ale ty chyba masz szósty zmysł, że postanowiłaś zdemolować apartament już dzisiaj. – Nieświadomie znów zmniejszał dzielącą ich odległość, a jego głos był coraz bardziej pozbawiony wesołości. Zorientował się, co robi, gdy stał zbyt blisko. Wstrzymał oddech i wtedy to zauważył. Zacisnął usta. Powoli sięgnął do twarzy Mayi i odwrócił ją w stronę światła. Chwilę oglądał zielonofioletowe miejsca zdobiące buzię dziewczyny, a krew się w nim gotowała. Tego nie było wczoraj i na pewno nie składały się one na żaden kapitoliński makijaż, chyba że w modzie dominowała akurat poobijana buzia. – Jeden dzień. A ty już ściągasz kłopoty – szepnął, próbując nie wlewać w głos całej wściekłości, jaka w tamtej chwili w nim była. Ścisnął mocniej podbródek trybutki i gwałtownie odwrócił go w swoją stronę. Tym razem to on przygwoździł ją spojrzeniem. Patrzył prosto oczy, nie pozwalając, aby choć na moment odwróciła wzrok. – Kto to zrobił? Jakiś gnojek stąd postanowił zrobić sobie ostrzejszy sparing? A może trenerzy pozwolili na coś takiego? – pytał. Był już na granicy wytrzymałości. Cała nonszalancja, opanowanie gdzieś zniknęły. Teraz w jego głowie widniała tylko jedna myśl: dopaść tego, kto podniósł na nią rękę
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyPon Sie 25, 2014 9:40 am

Bijące zbyt mocno serce wcale nie pomagało Mayi w utrzymywaniu wrażenia wściekłej. Oczywiście, ciągle nie mogła pohamować złości, która była przyczyną zdemolowanego prysznica i którą niewiadomo czemu pogłębiła wizyta Tylera, ale z każdą kolejną mijającą sekundą miała wrażenie, że coś w niej zaraz eksploduje. Obserwowała go uważnie, przejeżdżając wzrokiem po każdym fragmencie jego twarzy i usilnie starając się nie wracać do wspomnienia tamtego popołudnia, które zdawało się być ich pierwszym i ostatnim. Chciała wyjaśnień i nie była pewna, jak długo zdoła jeszcze wytrzymać. Dlaczego pragnęła zarzucić mu dłonie na szyję i przylgnąć do niego, czując się bezpiecznie i swobodnie? Po raz kolejny rozsmakować się w jego ustach i zapomnieć o wszystkim poza nimi. Skoro tak bardzo tego pragnęła, czemu wciąż stała, rzucając mu nienawistne spojrzenia, gdy w jej wnętrzu toczyła się zażarta bitwa o to, które uczucie weźmie nad nią górę.
Odpowiedź była prosta, może nawet zbyt prosta, aby stała się dla brunetki oczywista. Dobrze wiedziała, że jeżeli oboje pozwolą sobie na chwilę zapomnienia, może już nie udać im się powrócić do rzeczywistości. Ona może nie otrzymać odpowiedzi. Pozostawała także kwestia niepewności. Nie wiedziała, czy on czuje to samo, do czego ona nie była przekonana. Dlatego robiła to co zawsze, przybierała chłodną, pełną nienawiści postawę i liczyła na to, że w porę zdąży wszystko odwrócić. Zanim będzie za późno i zanim straci go raz i na zawsze.
Nawet nie drgnęła, gdy jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Złość, która była pewna i stateczna, przebiła wszystko inne, opanowując ją po całości. Wciąż pragnęła tego, czego pragnęła, jednak niepewność była silniejsza. Zauważyła delikatny ruch, który wykonał w jej stronę. Wyciągnięcie rąk, które zaraz schował do kieszeni i musiała powstrzymać się, aby w porę ich nie dosięgnąć. Nie chciała tego, chociaż pragnęła aż za bardzo. Nieświadoma i zagubiona. Owładnięta pytaniami, stąpająco po omacku na nieznanym lądzie.
Wysłuchała z uwagą jego słów, otrzymując odpowiedź na jedno z dręczących ją, aczkolwiek nie najważniejszych pytań: co on tu robi. Nie skomentowała tego w żaden sposób, bo przecież nie to liczyło się najbardziej. Czy Tyler znów straci cierpliwość, gdy będzie po prostu stała jak posąg, obserwując go z tą samą, niezmienną miną. Nawet nie wiedział, co ona przeżywa. Jak ciężko jest jej udźwignąć świadomość coraz szybciej zbliżającej się śmierci i pojąć to, co w niej rozbudził. Gdzieś w połowie jego wypowiedzi zauważyła, że nieznacznie zmniejsza odległość między nimi, a żołądek zacisnął się w ciasny węzeł. Co się z nią działo? Nie myślała o niczym innym niż o ich dwójce. Coś dziwnego powstało między nimi w chwili, gdy ich usta się złączyły. Coś dziwnego tworzyło się teraz, kiedy stali bliżej niż wcześniej, oboje walcząc z samym sobą.
Zauważyła zmianę na jego twarzy, gdy był już dostatecznie blisko i gdy jego usta utworzyły wąską linię. Patrzył prosto na jej twarz, na miejsca, w które uderzyła podeszwa buta Strażnika. Oddychała coraz szybciej, a serce waliło w jej piersi niczym ptak, który pragnie się wyrwać z klatki na wolność. Było cicho, przez chwilę miała wrażenie, że jedynym odgłosem w całym pomieszczeniu jest jej bijące zbyt głośno serce. Podobnie jak on wstrzymała oddech, jednak dopiero w momencie, kiedy dotknął jej twarzy aby obrócić ją w stronę światła. Nie potrafiła już powstrzymać skrzywienia warg, gdy opuszki placów Tylera zetknęły się z fragmentem skóry, na którym widniał fioletowo-zielony, szpetny siniak. Wcześniej nawet o tym nie myślała. Owszem, w chwili, kiedy Strażnik zadawał jej coraz to mocniejsze ciosy, gdy klęczała na ziemi ze skrępowanymi rękoma, poniżona i wściekła pomyślała o tym, że przyjacielowi na pewno by się to nie spodobało. Kiedy jednak ujrzała go przed drzwiami nie zastanawiała się nad jego reakcją, a w momencie, gdy do jego oczu doszedł widok jej ran zaczęła się jej obawiać. Mimo to dalej nie odzywała się, patrząc prosto na niego. Jak jej się to udawało, tak długo zachowywać milczenie. Nie mówić nic, choć zazwyczaj zawsze musiała mieć coś do powiedzenia. Nie miała pojęcia, dlaczego przeraziły ją jego słowa. Twarz brunetki trochę zelżała i teraz patrzyła na niego bardziej niepewnie, jakby bojąc się tego, co zaraz nastąpi.
Kiedy ściskał mocniej jej podbródek, znów wydała z siebie cichy syk, powstrzymując się od zmrużenia oczu. Miejsca, w których wykwitły siniaki wciąż ją bolały a on sprawił, że było to jeszcze bardziej odczuwalnie świadomie czy nie, sprawił jej ból, szarpiąc jej twarz, aby obrócić ją w swoją stronę. Czuła się okropnie, gdy jej wnętrze rozpadało się na miliony drobnych kawałeczków pod wpływem jego wściekłego spojrzenia. Był zły na nią, czy na sprawcę całego wydarzenia? Artystę, który wymalował na jej delikatnej twarzy te piękne znaki poniżenia i cierpienia.
Pierwszy raz odkąd zawitał do jej apartamentu wykrzywiła usta w złośliwym uśmieszku z chwilą, gdy skończył zadawać pytanie. Dał jej wspaniały pretekst, aby wylała wszystkie swoje emocje właśnie na niego. W tamtym momencie nie obchodziło ją, czy wyjdzie stamtąd, jednocześnie życząc jej śmierci, czy zostanie i będzie starał się wyjaśnić całą sytuację. Była wściekła i znów stawała się dawną sobą, niezwracającą uwagi na innych, nie liczącą się z uczuciami.
- Naprawdę? – rzuciła kpiącym i ironicznym tonem, strząsając jego dłoń ze swojej twarzy i szybkim ruchem ręki odsuwając go od siebie. Temu wszystkiemu towarzyszył typowy uśmiech oraz błysk w oczach, które pojawiały się wtedy, kiedy zamieniała się w najgorszą wersję siebie – Poważnie, zamierzasz dochodzić do tego, kto jest sprawcą tych kilku siniaków? – dodała, coraz bardziej podnosząc głos – Pomyśl sobie, że za kilka dni pojawi się ich więcej. I to nie tylko siniaków, będzie krew i o wiele większy ból, niż mógłbyś sobie wyobrazić. Za kilka dni umrę – urwała, wbijając w niego ostre spojrzenie – A ty zjawiasz się tutaj, mówisz, że dostałeś pracę w Ośrodku i jedyną rzeczą, która cię interesuje jest poznanie osoby, która odważyła się podnieść na mnie rękę? – teraz już niemalże krzyczała, nie mogąc powstrzymać samej siebie. Z każdym kolejnym słowem prawdopodobnie coraz bardziej przekraczała granicę, jednak było już za późno. Nie umiała, nie chciała się powstrzymać i nawet jeśli to wszystko zwieńczy kaskada łez, nie obchodziło ją to – A nie przyszło ci do głowy, że są inne sprawy, które powinniśmy sobie wyjaśnić? – zapytała z tą samą ironią w głosie, przekrzywiając lekko głowę. Miała nadzieję że on wie, do czego zmierza. Nie była gotowa powiedzieć mu wprost, nie potrafiła tak jawnie wspomnieć o pocałunku, jakby był to temat tabu. Bo może był, ale ona nie zamierzała udawać, że nic się nie stało. Nie ruszała się z miejsca, czekając na jego reakcję. Tyle myśli i uczuć tańczących ze sobą dziwny taniec, sprawiające, że jej głowa zamienia się w kocioł, a jej serce bije jeszcze mocniej. Była wściekła i rozbita. A zniszczył ją on, stłukł wszystko, co do tej pory było stabilne, niczym porcelanową lalkę. Była delikatniejsza, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Wrażliwsza, niż sama się spodziewała.
Powrót do góry Go down
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyPon Sie 25, 2014 11:48 am

Doskonale wiedział, że to wszystko zmierzało w złym kierunku, ale nie potrafił nad tym zapanować. Cała sytuacja coraz bardziej wymykała mu się z rąk. Podzielił się na dwie części: pierwsza z nich, ta która ciągle pchała go do niej, która kazała wyciągnąć ręce, była spragniona Mayi. Emocje, żądze – to leżało u jej podstaw. Nakazywała mu przestać zachowywać się w idiotyczny sposób i skupić na uczuciach, bo w tamtej chwili nie ranił już tylko siebie. Druga strona, bardziej racjonalna, nalegała, aby nie zmniejszać dystans i skoncentrować się na słowach. Tylko dzięki temu mieliby szansę wyjść z tego pomieszczenia silniejsi. Musiał zachować świeży umysł, myśleć o faktach, a nie gdybać. Przez tę wewnętrzną wojnę czuł, jakby składał się z samych sprzeczności. Odwieczny problem między rozsądkiem a uczuciami, między „chcę” a „muszę”. Wybór nie był łatwy i nikt nie mógł go dokonać za Tylera. Frustracja narastała w nim z każdą chwilą. Nie powinien mieć żadnych wątpliwości. Wcześniej wydawało mu się, że będzie łatwiej – po prostu porozmawiają, pewnie trochę się pokłócą. Nie przewidział, że gdy ją zobaczy, złamie wszystko to, co tak gorliwie sobie obiecywał.
Milczenie dziewczyny nigdy nie zwiastowało niczego dobrego. Jeśli człowiek nic nie mówił to albo nie miał nic do powiedzenia, był zbyt pochłonięty myślami albo po prostu nie miał na to siły. Biorąc pod uwagę, że ona zawsze musiała mieć ostatnie słowo i że jeszcze chwilę temu zdołała wykrzesać z siebie tyle energii, aby wyrwać słuchawkę od prysznica, zostawała tylko jedna opcja. Chyba najgorsza w ich położeniu, ale nie mieli na to wpływu. Na jej miejscu też pewnie spędzałby dużo czasu na dumaniu. Igrzyska zmuszały do refleksji głównie nad własnym życiem, pewnie jego marnością i kruchością. Jak łatwo zdmuchnąć kogoś z tego świata. Znów pragnął zająć jej głowę czymś innym, chociażby jakąś głupotą. Wakacje w dystrykcie. Snucie planów odwdzięczenia się Coin za podtrzymanie tradycji. Czy to wszystko miało jakiekolwiek znaczenie, kiedy niemalże czułeś chłodny oddech śmierci na swoim karku? Kiedy prawie zaglądała ci w oczy? Czy w ogóle istniało coś, co w tamtej chwili mógł dla niej zrobić?
Gdy już zbliżył się do trybutki i obserwował siniaki na twarzy, nie myślał w ogóle o tym, że znów jej dotyka. Może dlatego, że tym razem było to argumentowane zwyczajna troską, smutkiem które po chwili przemieniły się w złość. Nie panował nad sobą. Jakiś głos w środku przypominał mu, że znów nie mógł ochronić Mayi i że nigdy nie będzie w stanie tego robić. Może to dlatego tak dał się ponieść i nieświadomie zrobił krzywdę tej, na której mu zależało? Nie pomyślał, czy będzie bolało. Po prostu nie mógł znieść tego, że znów przegrał, okazał się słabszy. Nawet ciche syknięcie do niego nie dotarło. Myślał tylko, co zrobi z osobą, która podniosła na nią rękę. Śmierć na miejscu byłaby najlżejszą opcją. Chciałby sprawić, aby cierpiała. Tak jak wtedy dziewczyna i tak jak on teraz.
Był pochłonięty swoimi myślami i czekaniem na odpowiedź do tego stopnia, że ledwie zauważył zmianę na twarzy trybutki. Charakterystyczny krzywy uśmiech wpełzł na jej usta, zmieniając ją nie do poznania. Wiedział, na co się zbiera. Zaraz usłyszy jakąś kąśliwą uwagę, która, w mniemaniu Mayi, będzie miała za zadanie ugodzić go w samo serce. Przykro mi to mówić, ale w tej chwili jego stan emocjonalny osiągnął zero, więc cokolwiek ona zamierzała, chyba nie mogło być gorzej.
Może to nawet lepiej, że sama zdjęła jego rękę ze swojej twarzy, a potem jeszcze się odsunęła? On chyba znów nie byłby w stanie się poruszyć, ale dzięki tym dwóm ruchom wykonanym przez nią, odzyskał zdolność myślenia. Dalej widział kolorowe plamy na jej policzkach, złość wypełniała go całego, ale teraz przynajmniej bliskość Griffin nie przesłaniała mu zdrowego rozsądku.
Tym razem to on zaplótł dłonie na wysokości klatki piersiowej i wpatrywał się w nią ciszy. Na szczęście nie kazała mu czekać tyle, ile ona. Musiała pielęgnować w sobie cały ten żal i wściekłość od początku ich spotkania, bo słowa zdawały się nimi ociekać. Początkowo tylko słuchał, wytrzymując to wszystko, co mu zarzucała, tłamsząc w zarodku uczucia, którymi poruszała, zaczynając kolejne zdania.
Może i faktycznie głupio zrobił, że tak ją zaatakował o te siniaki? Ale przecież się martwił, chodziło tylko i wyłącznie o troskę. Widać dla niej było to bez znaczenia. Miała zupełnie inny pogląd na sprawę i kiedy on usilnie starał się unikać tematu śmierci, ona mówiła o nim na głos, wręcz krzycząc. Przymknął oczy, niemalże czując, jak jej głos rozdziera go od środka. Nie wiedział, czy wytrzyma do końca w tej ciszy. Może lada moment też zacznie krzyczeć, żeby się zamknęła, żeby tak nie mówiła. Zaciskał szczęki coraz bardziej. Cała ta sytuacja była chora, nie mógł znieść, że właśnie coś między nimi się załamywało. Musiał oprzeć się o szafkę, bo nogi powoli odmawiały mu posłuszeństwa. Kiedy się poruszył, zauważył, że już na nią patrzył. W zasięgu jego wzrok była tylko podłoga i własne buty.
- Widzisz, każde z nas ma inny punkt widzenia – zaczął, starając się opanować emocje po ostatnich słowach dziewczyny. Głos lekko mu drżał, ale nie ze strachu, lecz ze złości. Wewnętrzna walka nadal nie została rozstrzygnięta. – Pewnie to dlatego, że w tej chwili jesteśmy po dwóch stronach, ale zanim zaczniesz mnie oceniać, daj mi coś wyjaśnić. – Opanuj się, Tyler. Tylko nie krzycz. Wszystko, tylko nie krzycz. – Ja cały czas wierzę, że wygrasz i nie zamierzam zmienić zdania. Chcę, abyś miała takie same szanse jak reszta, a tym czasem już ktoś cię zaatakował. Nie mam wpływu na Igrzyska czy na to, co będzie działo się na arenie, ale chcę przynajmniej wiedzieć, że nikt nie próbował cię wcześniej osłabić. – Wiedział, że to wszystko brzmiało głupio, ale też nie chciał przyznać, że w pewnym sensie się z nią zgadza. Czym były jakieś głupie siniaki wobec tego, co czekało ją za parę dni? – I nie chcę więcej słyszeć, że umrzesz. Z takim podejściem nie zajdziesz za daleko. Musisz uwierzyć, że wrócisz, nie poddawać się, walczyć do samego końca – dorzucił jeszcze, podnosząc wzrok. Znów coś go ściskało w środku, ale chciał to powiedzieć. Nie zdążył wczoraj, więc teraz była szansa.
Znów na chwilę zamilkł. Wiedział, na co w końcu przyszedł czas. Zrozumiał aluzję Mayi, ale nie wiedział, co właściwie ma powiedzieć. Mógłby zacząć się jej tłumaczyć, udać, że nie wie o chodzi albo rzucić coś w stylu „czyny mówią więcej niż słowa”, lecz wiedział, że każda z tych opcji była idiotyczna. Co mu pozostało? Spróbować ruszyć się po tym grząskim gruncie, wyczuć, co może zrobić, a co nie. A raczej na co może sobie pozwolić. Poruszył się nerwowo, oparł mocniej dłonie o chłodne drewno. – Co chcesz wiedzieć? – zapytał cicho, ale wystarczająco, aby usłyszała go w miejscu, w którym stała. – Dlaczego to zrobiłem? Dlaczego w jednej chwili zrujnowałem życie nie tylko tobie, ale też sobie? Uwierz, że też chciałbym znać odpowiedź na to pytanie. Za pewno chodziło o emocje. Zbyt dużo skumulowało się w jednym miejscu. – Wzruszył ramionami, próbując ją zbyć. Czy kłamał? Nie do końca, ale jak miałby po tym wszystkim powiedzieć jej, że mu na niej zależy i jeszcze bardziej zniszczyć więź. Zresztą to była Maya – krzywy uśmiech, ironiczna uwaga. Nie potrzebowała kogoś takiego jak on.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyPon Sie 25, 2014 9:45 pm

Niezrozumienie. Tak właśnie można określić to, co ogarnęło Mayę podczas Dożynek, w sali konferencyjnej, podczas Parady, kiedy tak szumnie pomyślała o tym, iż mogłaby pokochać Tylera i teraz, gdy boje stali w jej łazience postawieni przed ścianą pytań. Błądziła w labiryncie, wyciągając przed siebie ręce i starając się chwycić czegokolwiek, co pomogłoby utrzymać jej się na powierzchni. Miała wrażenie, że dryfuje po wzburzonym oceanie i lada moment zatonie. To się właśnie działo – szła na dno, ściągana przez uczucia, których nie mogła pojąć i których nie mogła opanować. To nie było już lekko przyspieszone tętno i mocniejsze uderzenia narządu, który odpowiadał za cały jej organizm. To była szaleńcza walka z samą sobą, przy akompaniamencie dudnienia i cichego łkania delikatnego głosu w jej głowie, który pojawił się znikąd i zaczął siać zamęt. Tonęła, z każdą kolejną chwilą była coraz niżej i obawiała się, że gdy znajdzie się na dnie i otworzy oczy będzie już inną osobą. Rozbitą i zniszczoną, zagubioną ale jednocześnie zdeterminowaną do walki.
Przez cały ten czas liczyła, że jeśli mogłaby spotkać go jeszcze raz, Tyler pomógłby jej przejść ten ciężki okres. Nauczyłby ją wszystkiego, co dotychczas było jedynie kłamstwem i wiązało się tylko i wyłącznie z bólem. Tym czasem było gorzej, niż mogła sobie wyobrazić. Kiedy go zobaczyła przez chwilę, ale bardzo krótką, pojawiła się w niej iskierka nadziei na to, że wreszcie zacznie funkcjonować normalnie, wszystko się ułoży i, co więcej, znów poczuje to, co wtedy. Jednak on, zamiast pomagać, z każdą chwilą pogarszał całą sytuację, jeszcze bardziej potwierdzając to, czym Maya kierowała się przez ostatnie lata swojego życia. Jak mogła być tak głupia wierząc, że może poczuć do niego coś więcej poza przyjaźnią? Jak mogła zaufać mu na tyle, aby dać się zwieść jednym pocałunkiem, który prawdopodobnie nic dla niego nie znaczył. Był jedynie impulsem wywołanym tamtą chwilą, w której ich światy zaczęły się walić. To samo zresztą działo się teraz ze światem Mayi.
Była wściekła na niego i samą siebie. Słuchała jego słów, ale ciężko było jej w cokolwiek uwierzyć. Martwi się o nią? Skoro tak, to czemu nie powie jej prawdy? Czemu nie ujawni przed nią swoich uczuć, aby mogła wiedzieć, na czym stoi i zdecydować, co ma zrobić dalej? Spoglądała na niego, mając wrażenie, że wyraz jej twarzy zmienia się z każdą chwilą. I tak też było. Nie potrafiła dłużej utrzymać tego ironicznego uśmiechu, ponieważ nie mogła powstrzymać uczucia, iż się rozpada. Dłonie zaczęły jej drgać, gdy słyszała jak mówi o jej szansach na wygraną. Miał rację, ale nie potrafiła mu tego przyznać. Wierzyła, chciała wygrać, nie tylko dla siebie, ale i dla niego. Mimo wszystko pragnęła do niego wrócić, nie ważne ile razy by się kłócili, ile ostrych słów wypowiedzieliby do siebie, dalej był głównym powodem, dla którego chciała przeżyć.
Nie przerywała jego słów. Jeśli teraz by się odezwała, wykopałaby sobie grób. Te uczucia, które powoli ciągnęły ją na dno, ogarniały ją całą coraz szybciej i mocniej, oplatając ją swoimi mackami, wreszcie znalazłyby ujście, gdyby tylko otworzyła usta. Teraz była już pewna, że zaczęła tonąć. Niemalże czuła, jak woda wlewa jej się do płuc, pozbawiając tchu, zaciemniając obraz i powodując, że organ, który utrzymywał cały jej organizm przy życiu, przestawał pracować, choć w rzeczywistości serce waliło w jej piersi jeszcze mocniej. Kiedy skończył, mówiąc o emocjach skumulowanych w jednym miejscu odniosła wrażenie, że wypowiedział dokładnie to, o czym przed chwilą myślała. Impuls. Ułamek sekundy, w której oboje stracili panowanie. Uczucia, ale nie względem siebie a względem wszystkiego, co się wydarzyło.
Brunetka zacisnęła szczękę i wbiła paznokcie w swoje ramię. Tym razem także traciła kontrolę. Wszystko wymykało jej się z rąk, przelatywało przez palce a ona sama gubiła poczucie siebie. Nie potrafiła myśleć rozsądnie, ponieważ to emocje brały górę. I dalej nie rozumiała, choć jego odpowiedź wydawała się niemalże jednoznaczna.
- Jeśli uważasz, że Coin objęła sobie za cel osłabienie trybutów, to chyba niepotrzebnie się trudzisz – warknęła, starając się na siłę utrzymywać to ironiczne nastawienie – Ona i tak osłabiła mnie już za bardzo i nie ważne ilu Strażników by nasłała, nic już nie zmieni.
Maya nigdy w życiu nie płakała. Jedyny raz był wtedy, kiedy poczuła, jak ojciec oddala się od niej z każdą chwilą, gdy zostawała sama. Teraz też nie zamierzała, choć powoli czuła, jak oczy zaczynają ją piec gdy myślała o tym, co chce mu powiedzieć. Oddychała coraz szybciej, jej ciało drgało, a ona z każdą chwilą spadała coraz głębiej. Coś miażdżyło ją z zewnątrz. Bała się tego, co czuje, bała się powiedzieć to na głos, po raz pierwszy przyznać przed sobą i przed nim. Obnażyć się i wyciągnąć jak na tacy własne serce, bezbronne i kruche, mogące rozpaść się pod wpływem najlżejszego dotyku. Nagłe przerażenie, które ogarnęło ją na myśl o tym, że prawdopodobnie za chwilę skończy się wszystko, na co liczyła, zaczęło ją obezwładniać. Niestety, czuła silną i niczym nieuzasadnioną potrzebę powiedzenia tych paru słów. Może dlatego, aby go zranić, tak jak on ranił ją? By wzbudzić w nim poczucie winy i wyrzuty sumienia? Albo z samego faktu, że tłumienie wszystkiego wewnątrz w żaden sposób nie pomagało jej skupić się na treningach.
Odetchnęła głęboko na chwilę zamykając oczy. Czuła, jakby wszystko dookoła niej wirowało, a gdy unosiła powoli powieki, karuzela na której się znajdowała zatrzymywała się stopniowo, aż w końcu stanęła, razem z czasem i wszystkim innym. Patrzyła prosto w jego oczy bojąc się, że powie za dużo. Albo że nie powstrzyma tych kropli, które powoli gromadziły się w jej oczach. W ciągu tych kilku minut naprawdę wiele rzeczy ją przerażało. Przez chwilę utrzymywała kontakt wzrokowy, nie chcąc go przerwać. Oczy są zwierciadłem duszy i liczyła, że gdy będzie patrzył właśnie tam, łatwiej mu będzie ją zrozumieć. Wykrzywiła usta w słabym uśmiechu, jakby nie miała siły na nic więcej, po czym powoli otworzyła usta.
- Cudownie – powiedziała w końcu, siląc się na jak największą nonszalancję i ironię – Zawsze tak robiłeś, czy dopiero od niedawna przyjąłeś taką taktykę? – nie była w wprawie. Próbowała z niego kpić, jednak głos drgał jej lekko i wiedziała, że on może nie potraktować tych słów poważnie – Najpierw kogoś całujesz, a później nawet nie umiesz odpowiedzieć na pytanie dlaczego – dlaczego serce uderzało w jej piersi tak mocno? Czemu coś boleśnie ściskało jej żołądek, kiedy przygotowywała się do powiedzenia pozornie prostych słów – Przez cały dzień próbowałam to zrozumieć. Błagałam o jeszcze jedno spotkanie, tylko po to, aby zrozumieć, co wówczas poczułam – zaczęła powoli, starając się panować nad głosem. Zrobiła kilka kroków, zmniejszając dzielącą ich odległość, którą przecież chwilę temu sama zwiększyła. Cedziła słowa przez zęby, wbijając w niego ostre spojrzenie. Czuła się obco mówiąc komukolwiek o tym, co czuje. Nie potrafiła się za to zabrać. To zdecydowanie nie była jej bajka, a każde kolejne słowo wbijało się w nią niczym nóż – A teraz ty – stała zdecydowanie zbyt blisko niż zamierzała, ale nie zamierzała się odsuwać. Nie teraz. Musiała być tak samo silna jak zawsze. Stanowcza i jak najbardziej opanowana – Zjawiasz się tutaj i myślisz, że możesz mnie tak po prostu zbyć? – ostatnie słowa wykrzyknęła, uderzając go pięścią w pierś. Nie panowała nad sobą. Zatonęła. Była już wrakiem i jedyne co jej pozostało to ciągnąć to wszystko i wierzyć, że uda jej się wydobyć z niego odpowiedź – Nigdy w życiu – ponownie go uderzyła, choć nie była nawet tego świadoma. Musiała pomóc sobie samej wydobyć wszystko to, co ją gnębiło, z najczarniejszych zakamarków własnego serca – Nikt nie sprawił – teraz uderzenia stały się niemal regularne. Po każdym słowie, we własnym rytmie, który aż za bardzo przypominał bicie serca – Że czułam się tak jak teraz – zsunęła dłoń z jego piersi, nieświadomie chcąc wyczuć dłonią miejsce, w którym pod skórą uderzało jego serce. Była to jednak sekunda, zbyt krótka, aby mogła poczuć cokolwiek. Wciąż uważnie na niego patrzyła, tym razem jednak jej twarz nie wyrażała już wściekłości, a rezygnację i zmęczenie. Bezsilność. Nie miała pojęcia co może zrobić aby przekonać go, do powiedzenia prawdy – Proszę bardzo – ponownie zaplotła przed sobą ręce, przekrzywiając lekko głowę – Czy właśnie o to ci chodziło? Chciałeś zobaczyć, jak cierpię? – krzyknęła, robiąc wszystko, aby nie uronić ani jednej łzy. Choć miała ochotę, pierwszy raz w życiu tak bardzo chciała po prostu się rozpłakać – Wiesz co? Jeśli masz zamiar dalej po prostu mnie zbywać, to lepiej wyjdź – odsunęła się na bok, jednocześnie robiąc mu przejście – Nie chcę z tobą rozmawiać. Nie jeśli dalej zamierzasz migać się od odpowiedzi – znów była poirytowana, ale co więcej mogła zrobić? Spuściła na chwilę wzrok, obserwując swoje bose stopy. Nagle były o wiele bardziej interesujące niż wszystko dookoła. Słyszała jednak, że on wciąż tam stoi. Podniosła głowę, a jej oczy błyszczały się o wiele bardziej niż wcześniej. Bolało ją to, że czuje się tak nieswojo – Pierwszy raz coś poczułam – szepnęła cicho, nie wiedząc, czy słowa te do niego dotarły. Powiedziała to. Przyznała, że gdy ją całował coś się zmieniło. I tylko od niego zależało, jak tą informację wykorzysta.
Powrót do góry Go down
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyWto Sie 26, 2014 1:55 pm

Naprawdę nie chciał, żeby wyglądało to w ten sposób. Nie chciał, aby wybrzmiały tamte słowa, choć i tak już zmienił swoje zamiary. Miał jej powiedzieć od razu, bezpośrednio, ale oczywiście zamiast wykorzystać chwilę i zrobić to od razu, zaczął się wahać. W ogóle w czym tkwił problem? W tym, żeby wyznać, że lepiej będzie, jeśli zapomną o tamtym pocałunku? Że nie zniósłby, gdyby po tym wszystkim miał siedzieć i patrzeć, jak ktoś próbuje ją zabić? Może w pewnym sensie było to egoistyczne, ale wystarczył mu jeden raz, kiedy musiał patrzeć na egzekucje brata. Zresztą nie miał też pewności, co do uczuć Mayi. Zawsze twierdziła, że nikogo nigdy nie pokochała i raczej się to nie stanie. A on? Co on mógłby jej dać? Ostatnio sprawdzał się wystarczająco beznadziejnie jako przyjaciel. Możliwe, że nie dałby rady być kimś więcej. Inna sprawa, że chciał. Patrzył na nią i czuł, że jego serce zaczyna bić mocniej. Chciał podejść i znów zatracić się w tych ustach. Dzieliło go od niej parę kroków i jedna decyzja. Tak mało, a jednocześnie przepaść nie do przebycia.
Niespodziewanie przypomniało mu się ich pierwsze spotkanie. Można powiedzieć, że też nie należało do najlepszych. Oboje również byli zdenerwowani, nie wiedzieli, co mają powiedzieć. No i przede wszystkim dziewczyna miała zamiar zabić go wzrokiem (i nie tylko), jakby to była jego wina, że nie uważała podczas powrotu z Kwartału. Ale to nie dlatego właśnie teraz miał je przed oczami. Po prostu znów poczuł się jakby byli sobie obcy. Jakby przez te wszystkie miesiące nic się nie wydarzyło, ich relacje nie ociepliły się. Pewnie gdyby wtedy tak bardzo nie upierał się, aby jej pomóc, dziś nie musieliby się ze sobą męczyć. Nie żeby teraz żałował przeszłości. Po prostu nie potrafił pozbyć się uczucia, że znów coś spieprzył i właśnie przyszedł czas, aby przyjąć skutki tego, co zrobił. Nie miał pewności, czy będzie w stanie je unieść.
Widział, że nie reagowała dobrze na jego słowa, a jeszcze nie zaczął mówić o najgorszym. Nie dziwił się jej, w końcu chodziło o Igrzyska. Jeśli już na początku nie była w stanie zachować nawet swojego charakterystycznego uśmiechu, sytuacja nie prezentowała się najlepiej. Musiała znaleźć w sobie choć odrobinę samozaparcia, zmotywować się. Tyle zależało od niej samej, a tymczasem Maya zdawała się być zbyt przerażona. Być może w tej chwili to on to spowodował albo ogólne rozdrażnienie, które mocno dawało im się we znaki – nie wiedział. Wydawało mu się, że dopóki ona ma do kogo wrócić, będzie walczyć do ostatnich sił. Tymczasem zaczął obawiać się, że swoimi słowami może przekazywać trybutce wręcz odwrotną informację, że dla niego nie ma po co wracać.
Kiedy usłyszał odpowiedź dziewczyny, musiał chwilę zastanowić się nad znaczeniem słów. Zmarszczył brwi. Coin nasłała na nią Strażników? Po co? Nie wystarczało jej, że wysłała Griffin na śmierć? Musiała dobić ją na swój chory sposób? Przyglądał się twarzy przyjaciółki, próbując wyczytać z niej coś jeszcze, ale jego wzrok cały czas przyciągały siniaki. Gdyby była to bardziej normalna sytuacja, wypytywałby ją dalej do momentu uzyskania jednoznacznej odpowiedzi – najlepiej imion i nazwisk, ale stwierdził, że na razie chyba nie ma to większego sensu. Zbyt wiele stracił w oczach Mayi i na pewno nie chciałaby mu teraz o tym opowiadać. Wolała drążyć swój temat, który on usilnie próbował odłożyć na później i który tylko potęgował rozdrażnienie. Czemu nie mogła zrozumieć, że jemu też nie jest i nie będzie łatwo? Chyba nie myślała, że robi to wszystko, bo tak mu się podoba czy naprawdę tego chce.
Prawda była taka, że on już też tonął, ale w swoich myślach. Miał właściwie tylko dwie opcje, a czuł, jakby były ich tysiące i kompletnie nie wiedział, której powinien się chwycić. Dziewczyna tylko pogorszała całą sytuację. Gdyby mógł przez chwilę nie widzieć jej ani nie słyszeć, może dałby radę. Niestety Maya stała w swoim starym miejscu, a on  nie mógł pozbyć się bólu w boku (teraz już wiedział, że to wyrzuty sumienia) i uczucia, że źle postępuje. Zdawał sobie sprawę, że przyjście tu będzie wiązało się z końcem czegoś, ale nie przewidział, iż będzie to tak trudne. Dlaczego nalegała, żeby to wyjaśnić? Czy jeśli twierdziła, że miłość nie istnieje, nie powinna w ogóle przejąć się jednym, głupim pocałunkiem? A jednak to robiła, co więcej próbowała wydusić z niego jakieś wyznanie. Żeby się pośmiać, jaki jest naiwny? Że miała rację i wszystkie głębsze uczucia prędzej czy później gubią człowieka? Wspaniale, jeśli będzie sobie tłumaczył to w ten sposób, lada moment zakończy rozmowę.
Jednak coś się zmieniło. A konkretnie nastawienie trybutki. Słowa, które padały z jej ust miały brzmieć spokojnie i pewnie, a było wręcz odwrotnie. Z każdą chwilą traciły na mocy, a ton nie pasował do sensu wypowiedzi. Można powiedzieć, że w ich relacji ostatnio wiele było pierwszych razów: najpierw przeprosiny, pocałunek, teraz załamanie Mayi. Nigdy jeszcze nie widział dziewczyny w takim stanie, a zabawa dopiero się rozpoczynała. Słuchał przyjaciółki, a w żołądku coraz bardziej go ściskało. Nieprzyjemne uczucie pojawiło się teraz w okolicy płuc. Starał się nie zwracać na nie uwagi, ale z każdą chwilą było gorzej. Zauważył, że zaczęła iść w jego stronę, ale się nie poruszył. Kiedy znów znalazła się tuż obok, oko w oko, nie wytrzymał i spuścił wzrok. Czuł jak uderza pięścią w klatkę piersiową, lecz nie odsunął się. Przyjmował to wszystko, bo wiedział, że zasłużył. Ból fizyczny przestał się liczyć w tamtej chwili. Psychiczny był o wiele silniejszy, a na niego nie wynaleziono lekarstwa. Musiał przełknąć to, a nie miał odwagi nawet spojrzeć na nią. Był tchórzem – cokolwiek by nie zrobił, powiedział jej czy nie – był tchórzem, a karą stało się patrzenie na jej cierpienie. Czy w tamtej chwili był lepszy od Coin? Bo nie nasłał Strażników? Bo nie wysłał jej, aby walczyła o swoje życie? Był gorszy, bo najmocniej ranią ci, których kochamy najbardziej.
Nawet nie zauważył, kiedy przestała go uderzać. Docierały do niego już tylko słowa, a raczej krzyk. Potem został już tylko szept. Ostatnie zdanie, przez które nie wytrzymał i w końcu podniósł wzrok. Zdawało mu się, czy jej oczy świeciły się bardziej niż ostatnio? Wydawały się zrobione ze szkła, które w każdej chwili może pęknąć.
Tylko nie płacz, proszę cię. Wszystko, tylko nie płacz.
- Więc teraz chcesz, abym był twoim księciem? Przybył na białym koniu, ubrany w lśniącą zbroję? Oczekujesz, że będę mówił ci, że zawsze cię znajdę, ciągle wyznawał miłość, a na koniec zabiorę do swojego pięknego zamku? – Złość i bezsilność mieszały się w nim. Był wyczerpany tym wszystkim tak samo jak ona. – Muszę cię ściągnąć na ziemię, ale nie żyjemy w bajce, a mnie do księcia daleko. Nie jestem też osobą, która, jak to powiedziałaś, „obiera taktykę” w relacjach z drugą osobą. Jestem sobą i robię to, co uważam za właściwie, choć w twojej ocenie nie musi to tak wyglądać – cedził, choć starał się wkładać w słowa jak najmniej jadu. – Mógłbym nie mówić tego wszystkiego, tylko zasugerować, że sama powinnaś domyślić się prawdy. Przecież jesteś taka bystra. Nie zauważyłaś niczego wcześniej? Może nasze spotkania w którymś momencie przestały być takie… bezinteresowne? – roześmiał się, choć wcale nie było mu do śmiechu. Nie wierzył, że to się naprawdę dzieje. Zrobił krok w jej stronę i delikatnie chwycił jej ramiona. – Ale skoro nie, skoro wolisz usłyszeć to na głos, proszę bardzo. Mayu, gówno mnie obchodzi, że masz swoje humory, że usłyszałem od ciebie więcej gorzkich słów niż od własnej rodziny, że cały dzień niszczysz resztki mojego instynktu samozachowawczego. Po prostu nie wyobrażam sobie, że mogłabyś się nie pojawić w moim życiu i że cała ta gadka o przyjaźni nie mogłaby nas w końcu zaprowadzić do tego momentu. Twierdziłaś, że nie wierzysz w miłość i kilka razy przyznawałem ci rację, aż w końcu zdałem sobie sprawę… - zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad słowami. - … że robiłem to, aby wmówić sobie, że wcale mi na tobie nie zależy. A to było kłamstwo – westchnął. Wreszcie miał za sobą najgorszą część. Puścił ją i uśmiechnął się krzywo. – Mam nadzieję, że w końcu jesteś zadowolona, udało ci się wymusić na mnie kolejne słowa. Tym razem jednak ja też dowiedziałem się czegoś ciekawego. Panna Griffin ma uczucia. Szkoda tylko, że dopiero teraz. – Wzruszył ramionami, jakby było mu to obojętne. – Nie ważne, jak bardzo cię kocham, nie mogę stać na przeszkodzie do wygranej. Musisz teraz skupić się na treningach, żeby potem wrócić. – Wiedział, że może nie należał do jakiś wielkich przeszkód, ale gdy wspomniała, że cały dzień błagała o spotkanie, wystraszył się z lekka. Ciekawe, czy wpłynęło to w jakiś sposób, na koncentracje dziewczyny. Jeśli negatywnie, miał pewność, że nie powinni tego kontynuować.
Stało się. Chyba jeden z najgorszych momentów w życiu, gdy musiał całkowicie odsłonić się przed drugim człowiekiem. Właściwie mógłby już nic nie mówić, ale teraz wiedział, że ona też coś poczuła. Teraz mogliby być szczęśliwi, obydwoje wykorzystać to, lecz jednocześnie obawiał się tego. Nie chciał być odpowiedzialny za jej porażkę, a potem spędzić resztę życia ze świadomością, że pozwolił ją zabić. – Może źle zrobiłem, że nie powiedziałem tego wcześniej. Mam w tym cel i na pewno nie jest nim patrzenie jak cierpisz. Ja przecież też cierpiałem. – Powinienem porozmawiać z tobą, mamy takie samo prawo do szczęścia. Sam już nie wiem, co zrobić. – Na chwilę schował twarz w dłoniach, oddychając głęboko. Sprawa nadal nie była rozwiązana. – Chcę, żebyśmy oboje byli szczęśliwi, ale nie wiem, czego w tej chwili ode mnie oczekujesz. Musimy to ustalić: albo wracamy do przyjaźni i zapominamy o tym wszystkim, co działo się dzisiaj, bez żadnych pretensji i krzywych spojrzeń albo brniemy w tym, co teraz. Jednak druga opcja ma warunek: musisz obiecać, że przynajmniej spróbujesz wygrać Igrzyska. – Posłał jej uważne spojrzenie, chcąc podkreślić, że koniec z żartami. – Przemyśl to, a w tym czasie naprawię ten prysznic – dodał, wskazując kciukiem za siebie. W końcu miał pretekst, aby choć na chwilę odpocząć od całej tej sytuacji.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyCzw Sie 28, 2014 12:24 am

Krąży pogłoska, iż człowiek po wypowiedzeniu na głos wszystkiego, co leży mu na duszy, czuje się lepiej. Jest lżejszy i szczęśliwszy, gdyż nie musi tłumić w sobie tych wszystkich negatywnych emocji. Dlaczego więc, wbrew pozorom, Maya czuła się jeszcze gorzej, patrząc na zmieniającą się twarz Tylera i czekając na jego reakcję? Miała wrażenie, że jest jeszcze cięższa i gdyby nie fakt, że była już na samym dnie, prawdopodobnie spadłaby jeszcze niżej, obciążona złością na samą siebie i przerażeniem. Nie bała się na tyle jego słów, co samej siebie i tego że, jak się okazało, istnieją w niej jakiekolwiek uczucia poza wieczną złością i ironicznym nastawieniem do wszystkiego dookoła. Można by skłonić się do powiedzenia, iż czuła się jak nowonarodzona, jednak nie w tym pozytywnym sensie. Ten nowy świat, świat uczuć i emocji, bólu i cierpienia, wywoływał w niej ogromny strach, a ona sama czuła się w nim strasznie samotna i opuszczona, bez nikogo, kto pomógłby jej przez to przejść.
Stojąc w tej łazience, jeszcze zanim powiedziała to, co on mógł usłyszeć, starała przypomnieć sobie jak wyglądały ich spotkania przez ostatnie miesiące, począwszy od pierwszego aż do chwili, w której powoli zaczęło do niej docierać, iż coś w ich relacji uległo diametralnej zmianie. Odnosiła wrażenie, że za każdym razem schemat był taki sam, że każda ich wspólna chwila zwieńczona była kłótnią, czasem na naprawdę bezsensowne tematy, ale zawsze. Chciała, aby było to mylne wrażenie, ponieważ jeśli w najbliższym czasie miała trafić na arenę wolała mieć świadomość, że nie zmarnowała żadnej chwili spędzonej w jego towarzystwie.
Trzeba było przyznać, że Maya Griffin była osobą o trudnym charakterze, co często było widać w jej relacjach z innymi ludźmi, nawet, a może przede wszystkim, z Tylerem. Niestety była też osobą, która nie przejmuje się takimi szczegółami, nie zauważa, że czasem zachowuje się zbyt ordynarnie i nade wszystko nie zamierza się zmieniać. Nie wierzy w to, czego nie widzi, a jedną z takich rzeczy jest właśnie miłość, której ani nigdy nie doświadczyła, ani nigdy nie była świadkiem. A przynajmniej nie miłości romantycznej, między dwójką na pozór obcych ludzi, którzy po jakimś czasie stają się dla siebie całym światem. Może właśnie dlatego była tak bardzo wściekła, kiedy już udało jej się wykrztusić to dość niekonwencjonalne wyznanie miłości, w którym ani razu nie zawarła słowa „kocham”. Słowa, które wyszeptała, ze szklącymi się oczami, niepewna i wycofana były jedynym, na co było ją stać. Nie była jeszcze gotowa, aby do końca stawić czoła temu, co ją ogarniało i pogodzić się z faktem, iż wraz z jedną sekundę, krótkim muśnięciem warg, całe jej życie zostało odwrócone o 360 stopni, a przekonania, którymi kierowała się dotychczas legły w gruzach. Czy więc była odważna, skoro nie potrafiła stanąć twarzą w twarz ze swoimi uczuciami i pogodzić się z faktem, iż się zmieniała?
Ze wszystkich sił starała się opanować wściekłość i rozgoryczenie, ale to wszystko posunęło się za daleko. Pragnęła tylko odpowiedzi, jednego zdania, które wyczyściłoby cały ten bałagan panujący w jej głowie. Czy naprawdę prosiła o tak wiele? Każdy kolejny oddech sprawiał jej ból, a gdy chłopak spuścił wzrok poczuła ulgę, że to on zrobił to pierwszy. Ona też nie mogła wytrzymać patrzenia na jego twarz i zakończenia całej tej kłótni jednym krótkim gestem. Jeszcze nigdy tyle sprzeczności nie walczyło w niej ze sobą, jednocześnie zabijając ją, wolno i boleśnie, jakby ktoś wbijał jej nóż w serce i przekręcał, powoli i stopniowo, aby poczuła z tego jak najwięcej. Chociaż aż kipiała gniewem, na niego, na siebie, na Strażników i na samą Coin, nie potrafiła go nienawidzić. To uczucie, które z jakimś czasem minie, ponownie zastąpione wyrzutami sumienia lub, o co błagała, błogością i szczęściem, było jedynie wynikiem obecnej chwili i emocji, zbyt wielu i zbyt silnych, aby trybutka przyjęła je ze spokojem. Jej natura nie pozwalała na dopuszczenie do siebie opcji, że jej serce może zostać zawładnięte przez konkretną osobę, a złość była jedynie efektem przerażenia i zagubienia.
Oczekiwanie na słowa przyjaciela było męczące. Może nie trwało tak długo, jednak dziewczyna nie mogła powstrzymać obawy, iż i tym razem nie dowie się prawdy. Patrzyła na jego spuszczoną głowę i dalej mówiła, nie mogąc powstrzymać słowotoku. Gdy skończyła, wreszcie podniósł na nią wzrok, napotykając jej błyszczące oczy, które powoli jednak zaczynały tracić blask. Zwłaszcza w momencie, w którym Tyler otworzył swoje usta. Słowa, które uderzały Mayę w twarz raz po raz, były jak kubeł zimnej wody. Zaczynała niemalże tracić nadzieję na cokolwiek i jedyną rzeczą, na którą pozostała jej ochota, było uderzenie chłopaka prosto w twarz. Skrzywdzenie go fizyczne za cedzone słowa, pełne ironii i jadu, który przecież wcale do niego nie pasował, przynajmniej nie w mniemaniu Griffin. To ona z ich dwój zawsze stawiała na sarkazm, czyste chamstwo i słowa, które miały ranić. Tym czasem właśnie Dawson, prawdopodobnie tak samo sfrustrowany jak ona, zaczynał kraść jej rolę i wygadywać rzeczy, które nijak miały się do prawdy.
Trybutka nigdy nie marzyła o miłości. Nie chciała mieć rodziny, domu i dzieci. Życie jako tako było dla niej czystą koniecznością, ale nigdy też nie pomyślałaby, że mogłaby pożegnać się z nim tak szybko. Lubiła to, jaka była i to, jak jej się żyło. Słowa Tylera ugodziły ją bezpośrednio, ale nie w serce, lecz w jej ego. Chciała zetrzeć uśmiech z jego twarzy, mniejsza z tym, w jaki sposób. Jedną z rzeczy, których nienawidziła najbardziej było właśnie takie zachowanie. Owszem, była hipokrytką i miała tego świadomość, ale nie zamierzała nic z tym zrobić.
Łzy, które nawet jeszcze nie zdążyły się ukształtować, zniknęły niemal zupełnie, gdy dziewczyna ponownie wbijała w niego złowieszcze spojrzenie. Nie mogła uwierzyć, że dzieje się to naprawdę. Miała wrażenie, że jest to jedynie chory sen, z którego chciała się obudzić. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie się myli, a wszystko to jest zbyt realne. Bardziej, niż sama by tego chciała. Już podczas kolejnych słów Tylera jej twarz po raz kolejny się zmieniła, tym razem wyrażając zdziwienie. Powinna może odczuć satysfakcję z tego, że udało jej się pociągnąć go za język i zmusić do powiedzenia prawdy, jednak nie czuła się wcale zadowolona. A przynajmniej nie w chwili, w której usłyszała od niego to wszystko. Pierwszy raz w życiu (w tym dniu mieli wiele pierwszych razów) usłyszała od kogoś tak… osobistą rzecz. Nie miała pojęcia, co powinna z tym zrobić, w głowie wciąż jeszcze miała gadkę o księciu, która zaćmiewała jej umysł. Poczuła się dziwnie słysząc, że mu na niej zależy, że nie potrafi wyobrazić sobie niespotkania jej. Chciała powiedzieć mu to samo. Dodać do tego, że chyba go kocha. Ale nie potrafiła. Wciąż to słowo wydawało jej się zbyt odległe, aby mogło ujrzeć światło dzienne. W dalszym ciągu istniała w niej pewna blokada, której nie potrafiła przełamać. Jej serce ciągle uderzało zbyt mocno, ona sama gubiła się, nieświadoma i zagubiona. Niepewna tego, co powinna zrobić, niepewna słów, którymi powinna go obdarzyć.
Dużo jej jednak pomógł. W pewnym sensie swoim zachowaniem czy tonem głosu sprawił, że musiała zrobić jedyną rzecz, którą umiała najlepiej. Pozwoliła jednak skończyć jego wypowiedź, w głowie układając sobie to wszystko, co zamierzała mu powiedzieć. Panna Griffin ma uczucia. Ma uczucia. Uczucia.
Nie mogła zrozumieć, dlaczego dawał jej wybór. Czemu właściwie chciał, aby to ona podjęła decyzję? W gruncie rzeczy miała wrażenie, że zrobiła to już dawno. Wcześniej nie widziała innej opcji, nie dostrzegała tego, co on. Nie podejrzewała, że mogliby rozegrać to wszystko inaczej. Czyżby uważał, że nie powinni być razem? A może sądził, że Maya nie nadaje się do bycia w związku? Jakby w ogóle jeszcze mieli szansę się o tym przekonać. Może gdyby to wszystko nie było otoczone Igrzyskami, strachem przed śmiercią i nieustanną walką o przetrwanie, gdyby przeprowadzili to stopniowo i łagodnie, a nie terapią szokową, krzykiem i pocałunkiem, który nigdy niemiałby miejsca, wszystko potoczyłoby się inaczej. A jednak, kilka dni przed wyjściem na arenę on daje jej możliwość wyboru, składa propozycje i oczekuje… czego? Że zadecyduje za niego? Zgłosił się do nieodpowiedniej osoby. Brunetka nie miała takiego doświadczenia, nie wiedziała, co jest dla nich dobre. Jednak czegokolwiek by nie wybrała, w każdym jednym przypadku któreś z nich ucierpi. Ewentualnie cierpieć będą oboje.
Kiedy skończył, obrała tą bezpieczną dla niej taktykę. Wybrała grunt, na którym czuła się pewnie i choć wiedziała, że popełnia błąd, nie potrafiła już się wycofać. Odwrócił się od niej plecami, postawił w niekomfortowej sytuacji i teraz musiał za to zapłacić. A przynajmniej tego właśnie chciała. Nie ważne, jak to się zacznie, ważne jak się skończy, a ona chciała już to zakończyć.
Gdy chłopak szedł w stronę prysznica, chwyciła go za nadgarstek i obróciła w swoją stronę, ponownie patrząc mu w oczy. Nie uśmiechała się, jej twarz nie wyrażała niczego, choć w jej wnętrzu wszystko aż wrzało, aby zaraz wybuchnąć. Wciąż czuła się rozbita, miała wrażenie, że rozpadnie się jak porcelanowa lalka upuszczona na ziemię. Kochała go całym swoim sercem, był jedyną osobą, dla której jej życie wreszcie nabierało konkretnego sensu. Jednak nie potrafiła mu tego powiedzieć i robiła najgorszą rzecz, do której była przyzwyczajona.
- Naprawdę myślisz, że jestem głupia – rzuciła, wciąż pamiętając o pierwszej wypowiedzi chłopaka – Nigdy nie marzyłam o szczęśliwym życiu. Nigdy nawet nie pragnęłam, aby moje życie wyglądało jak bajka. I wyobraź sobie, że zauważyłam, iż to tak nie wygląda. Sądzisz, że ja jestem mądra? Więc gdzie się podział twój rozsądek, panie rozważny, kiedy postanowiłeś pod wpływem jakiegoś cholernego impulsu do reszty zmarnować moje i swoje życie, co? – krzyknęła, nie potrafiąc znaleźć innego wyjścia z tej sytuacji. Widziała, jak z każdym jej słowem na ustach chłopaka pojawia się dziwny uśmiech, a to rozjuszało ją jeszcze bardziej. Tak bardzo chciała po prostu zapomnieć, zatracić się w jego silnych ramionach, jeszcze raz, być może ostatni, poczuć smak jego ust. Dlaczego więc tego nie zrobiła? Powiedzenie zwykłego „Kocham Cię” wymagało zbyt wiele wysiłku. Zbyt wiele wysiłku wymagało od niej przyznanie mu racji, za to wieczne zaprzeczanie przychodziło o wiele łatwiej – Wiesz co? Zachowujesz się jak typowy facet. Egoista. Kiedy wszystko nagle zaczyna się psuć, na ostatnią chwilę próbujesz to posklejać, bo nie możesz sobie wyobrazić całego tego cierpienia. Jednak jest za późno, czegokolwiek bym nie powiedziała, czegokolwiek bym nie zrobiła, nigdy nie będzie stuprocentowej szansy na to, że nam się uda. Nawet gdy wygram – patrzyła prosto na niego, nie mogąc zrozumieć, dlaczego te słowa tak bardzo go bawią – Nawet nie przeszło mi przez myśl, aby rozważać inną opcję! A ty proponujesz mi zapomnienie o wszystkim i udawanie, że nic się nie wydarzyło? Jeśli mają to być moje ostatnie dni to chciałabym, aby były wyjątkowe! A jeśli mam wygrać, to chciałabym mieć do kogo wracać! – zauważyła, że się śmieje. Ciągle i nieprzerwanie i naprawdę miała ochotę przerwać ten wywód. Wtedy jednak on zrobił nieznaczny ruch w jej stronę, wyciągając przed siebie ramiona. Dość szybko zorientowała się, że chce ją przytulić, uśmiechając się jakby była dzieckiem, które niepotrzebnie się denerwuje. Może i miał rację, może denerwowała się niepotrzebnie. Wiedziała to i tak bardzo chciała do niego dołączyć. Uśmiechnąć się i skorzystać z wyciągniętych ramion, jednak instynkt podpowiadał jej coś zupełnie innego. Dlatego, kiedy Tyler był już coraz bliżej, odepchnęła go od siebie, a następną rzeczą, którą poczuła, był uścisk jego dłoni na swoim nadgarstku, zaraz przed tym, gdy oboje zaczęli tracić grunt pod nogami. I znowu wrażenie, że znajduje się w świecie nierealnym nasiliło się. Nie myślała jednak za wiele. Była wkurzona, że dalej pociągnęła tą kłótnię i za to, że się śmiał. Czuła się głupio, jednak kiedyś musiał przyjść na to czas.
Powrót do góry Go down
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyCzw Sie 28, 2014 1:26 pm

Kiedy wypowiedział ostatnie zdanie, ogromny kamień spadł mu z serca. Chciał wierzyć, że miał już za sobą wszelkie wyznania, wyjaśnienia oraz wyrzuty. Potrzebował chwili spokoju. W końcu znalazł pretekst, aby choćby przez krótki moment odpocząć od krzyków, nieprzyjemnych uwag i całego tego zamieszania, które nie dość, że odbywało się tu, na zewnątrz, to jeszcze miało odbicie w nim samym. Bolała go głowa od podniesionych głosów oraz ilości myśli, które cały czas się przez nią przewijały. Czuł się wystarczająco skonsternowany przez Mayę. Łzami, które nie popłynęły, wydusiła z niego to, co tak bardzo chciała usłyszeć, potem jeszcze poddał się i pozwolił, aby zrobiła z ich przyjaźnią, co chciała. Powinna być zadowolona. Mała manipulantka.
Odwrócił się i spokojnym krokiem ruszył w głąb łazienki. Nie oczekiwał na razie żadnych słów czy gestów z jej strony – w końcu miała sobie to wszystko przemyśleć. On w tym czasie zajmie się pracą, która przynajmniej była bardziej sensownym zajęciem niż kłótnia. Zdążył przełączyć się już na tryb mechanika i zacząć zastanawiać, jak wcześniej przymocowana musiała być ta słuchawka od prysznica oraz w jaki sposób ewentualnie ją naprawić. Potrzebowałby użyć czegoś silniejszego, aby żaden trybut w napadzie szału nie mógł więcej jej urwać, ale to było chyba niemożliwe. W końcu dla chcącego nic trudnego. I gdy rozważał już opcję zainstalowania wszystkiego od nowa, poczuł, jak ktoś chwyta jego nadgarstek. Nie, nie ktoś. Maya, oczywiście. Odwróciła go w swoją stronę, od razu przygwożdżając do ziemi spojrzeniem. Ze zdziwienia uniósł wyżej jedną brew. Już wszystko obmyśliła?
Przez chwilę zapomniał z kim ma do czynienia, ale dziewczyna błyskawicznie mu to przypomniała. No i nici z chociażby chwili ciszy i spokoju, bo ona znów zaczynała swoją gadkę. A to był dopiero początek. Słuchał tego przeładowanego niepotrzebnymi emocjami potoku słów i najpierw tylko się uśmiechał. Mówiła tak jakby popełnił jakąś niewyobrażalną zbrodnię. Wyolbrzymiała fakty i jeszcze nadinterpretowała rzeczywistość. A kiedy nawiązała do wcześniej wspomnianej przez niego bajki, zaczął się śmiać. Nie potrafił się pohamować, choć doskonale wiedział, że to tylko pogarsza sytuację. Z każdym zdaniem wydawała się coraz bardziej wściekła, gdy nie rozumiała, dlaczego jest mu tak bardzo do śmiechu. Z kolei jego wesołość nie wynikała już tylko z braku sensu tego, co wykrzykiwała, ponieważ, w jego mniemaniu naprawdę robiła zamieszanie o nic, ale też z radości. Maya Griffin nie potrafi wyrażać uczuć bezpośrednio – ona przekazuje je za maską złości, a że Tyler zdążył już ją trochę poznać, wiedział, że w jej języku znaczy to, że mu na nim zależy. Pewnie gdyby dała mu wtrącić chociażby jedno zdanie podczas tego monologu, wszystko to zakończyłoby się inaczej. Niestety była z tych osób, które mogłyby mówić w nieskończoność, a owa umiejętność nie sprawdzała się w takich wypadkach. Dopiero na sam koniec, kiedy prawdopodobnie rozjuszył dziewczynę do granic możliwości, pozwoliła, aby i on mógł się wypowiedzieć.
- Jesteś niesamowita. Tyle słów, tyle niepotrzebnych nerwów, a wszystko można zawrzeć w jednym zdaniu – zaczął, robiąc dwa kroki w jej stronę. – Albo w geście – dodał, uśmiechając się szeroko i wyciągając ramiona, aby przytulić trybutkę.
Chyba powinien był to przewidzieć. Doprowadził ją na skraj wytrzymałości, a potem próbował udawać, że nic się nie stało. Co prawda nie oczekiwał, że będzie stała bezczynnie. Szarpanie się było w stylu Mayi, ale kompletnie nie przygotował się na odepchnięcie. I to z taką energią. Szczupła, niewysoka dziewczyna, a kiedy wpadała w szał, odkrywała w sobie pokłady nieskończonej siły. Zaskoczyła go i chyba dzięki temu nie zdążył w porę złapać równowagi. Odruchowo wyciągnął ręce, próbując uchwycić się czegoś, a skończyło się na tym, że sięgnął po wyciągnięte jeszcze dłonie ciemnowłosej. To były sekundy – brak czasu na myślenie. Nie od razu przyszło mu do głowy, że jego ciężar pociągnie ją za sobą i upadek stanie się jeszcze bardziej nieunikniony. Dopiero, gdy krawędź wanny, która nie wiadomo skąd znalazła się tuż za nim, podcięła go niedaleko w okolicy kolan, zdał sobie sprawę, co zrobił. Niestety, za późno na jakiekolwiek próby odwrócenia sytuacji. Głucho uderzył plecami oraz czterema literami w porcelanowe dno. Syknął, ale zaraz potem przygniotła go jeszcze ona. Przez chwilę jeszcze leżał w ciszy, zaciskając powieki. W momencie, kiedy wszelkie odgłosy zniknęły, otworzył oczy.
Tuż nad sobą widział twarz Mayi, która tym razem nie wyrażała tak wiele. Może zdziwienie lub szok. Ciekawe, jaką on miał minę. Sam walczył ze sobą, zastanawiając się, czy powinien zacząć od przeklinania bólu w dole kręgosłupa czy zapytania o stan dziewczyny. Skończyło się na tym, że znów się śmiał. Nadal trzymał jej dłonie i na razie ich nie puszczał. W końcu i tak wyszło na jego, szkoda tylko, że za cenę zbicia sobie kości ogonowej.
- Przepraszam. – powiedział w końcu, patrząc w jej oczy. Jedno słowo, które zawierało w sobie kolejne. Nie przepraszał tylko za to, że pociągnął ją za sobą. Miał na myśli cały dzień, to wszystko, co padło z jego ust, a zabolało, za każdy gest, od którego się powstrzymywał, za próbę kłamstwa, za to, że był beznadziejnym wymarzonym księciem i w końcu za to, że tak bardzo zwlekał z powiedzeniem prawdy. Miał nadzieję, że to zrozumie i nie będzie próbowała wydusić z niego tej całej litanii. Uśmiechnął się do niej delikatnie, w duchu pytając, czy, aby na pewno wszystko już między nimi w porządku.
Dopiero po dłuższej chwili poruszył się, bo coś uwierało go pod plecami. – Mogłabyś już… - …zejść?
Nie zdążył dokończyć, gdyż sama w końcu odsunęła się. Dzięki temu on też mógł wstać, choć przy każdym ruchu doskwierał mu ból w kręgosłupie. Może nie był on jakiś szczególnie mocny, ale nie dawał o sobie zapomnieć. Najchętniej położyłby się z powrotem lub przynajmniej usiadł, ale zauważył, że Maya już zamierzała wyjść, najwyraźniej zadowolona z obrotu sprawy. W ostatniej chwili sięgnął po jej rękę i ściągnął ją w dół. – Nie możesz mnie tu teraz zostawić. Nie dam rady wyjść – powiedział, siląc się na poważny ton. Gdyby chciał na pewno dałby radę wstać i jakoś wydostać się z wanny, ale w tej chwili nie mogli przenieść się do żadnego normalnego pomieszczenia, więc dlaczego by nie zostać na miejscu dłużej? – Jesteś mi coś winna po tym wepchnięciu i przyjęciu na siebie całego bólu. – Pokręcił głową z powagą. – Posiedźmy chociaż chwilę – poprosił. Nie czekając dłużej na dziewczynę, usiadł wygodnie, opierając się o ścianki urządzenia. Zaraz potem poczuł, jak ona kładzie swoją głowę na jego piersi. Wyciągnął ramiona, zaplatając je wokół niej i jeszcze bardziej przyciągając do siebie. W końcu przyszła chwila spokoju, gdy żadne z nich nic nie mówiło. Zostały tylko ciepłe oddechy i bijące serca odmierzające kolejne minuty ich wspólnego szczęścia. Pomyślał, że tak właśnie powinno być już na zawsze. Szkoda, że Igrzyska wykluczyły tę możliwość.
- Nie chcesz opowiedzieć mi, co wydarzyło się wczoraj? – zapytał po dłuższym czasie, odsuwając się, aby lepiej ją widzieć.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptySob Sie 30, 2014 12:48 am

Czy to właśnie tak miała się skończyć ich rozmowa? Odpychając od siebie chłopaka brunetka nie była do końca świadoma tego, co robi. Albo inaczej, nie miała pojęcia, dlaczego to robi. Bo przecież jeszcze godzinę temu tak bardzo chciała schronić się w jego ramionach, a teraz wyciągała przed siebie dłonie, aby go odrzucić. Chciała poczuć to co wtedy i on najwyraźniej też tego chciał. Przytłoczyły ją słowa, które usłyszała i te, które sama wypowiedziała. Czuła się obciążona tym wszystkim i zagubiona. I głupia, ponieważ nie miała pojęcia, jak ma zareagować. Dlatego prawdopodobnie postanowiła zrobić to, co zawsze, czyli odsunąć się i pokazać, że w ogóle jej nie zależy. A zależało i to cholernie mocno. Karciła się w myślach za to, że nie potrafi mu tego ani okazać ani powiedzieć. Może liczyła, że sam się domyśli? Nie, nie liczyła na nic. Nie myślała, wyłączyła się zupełnie i przestała zastanawiać się nad swoimi czynami.
Chwilę po tym, jak jej dłonie zetknęły się z jego klatką piersiową miała wrażenie, że dalej wszystko potoczyło się w zwolnionym tempie. Widziała, jak chłopak usilnie stara się złapać równowagę, jak jego kolana uginają się w zetknięciu z brzegiem wanny. Później poczuła silny uścisk na swoim nadgarstku i miała wrażenie, że jej oczy otwierają się w zdziwieniu, gdy sama zaczynała tracić grunt pod nogami. Później było już tylko głuche uderzenie i ciemność, gdy zamykała oczy w momencie, w którym uderzała o ciało Tylera. Usłyszała jeszcze ciche stęknięcie, raczej odruchowe, w chwili, gdy jej ciało przygniotło go jeszcze bardziej do chłodnego i twardego dna zdecydowanie zbyt dużej jak dla jednej osoby wanny. Przez chwilę leżała jeszcze z zamkniętymi oczyma, nie chcą się poruszyć, aby jeszcze bardziej nie sprawić mu bólu. I tak wziął na siebie całe uderzenie, ale czy nie była to jego wina?
Dziewczyna nie chciała już dłużej się kłócić. Miała dosyć bólu, przykrych słów, smutku i rozgoryczenia jak na jeden dzień. Myśląc, iż mogą to być ich ostatnie, wspólnie spędzone minuty, jeszcze bardziej pożałowała wszystkiego, co dzisiaj powiedziała. Poza tym o uczuciach, oczywiście.
Powoli zdobyła się na otwarcie oczu i zauważyła, że on patrzy prosto na nią. Walczyła z chęcią odwrócenia wzroku, czując się naprawdę głupio po tym, jak zachowała się w stosunku do niego. On też nie był lepszy, jednak czy nie mogą po prostu o tym zapomnieć, wybaczyć wszystkie krzywdy, które sobie wzajemnie wyrządzili? Skoro już coś poczuła i zrozumiała to uczucie, chciała się nim nacieszyć, zanim będzie za późno.
Słysząc to jedno krótkie słowo wypowiedziane przez chłopaka po raz kolejny nie wiedziała, jak ma się zachować. Czuła, że powinna go przeprosić, ale chyba nie była na to gotowa. Dlatego jedynie odwzajemniła uśmiech i jeszcze zanim poprosił o, jak jej się wydawało, zejście z niego, ona już zaczęła popierać się ramionami o brzeg wanny aby wyjść i narobić przy tym jak najmniej szkody. Czuła się dziwnie i to nie przez fakt, iż byli zbyt blisko siebie, tak blisko, że gdyby miał piegi ona zapewne mogłaby je policzyć. Uczucie to było spowodowane wszystkim tym, co wydarzyło się od jego przyjścia. Zbyt wiele rzeczy było jeszcze świeżych, aby mogła tak po prostu o nich zapomnieć. Nie żywiła już żadnej urazy, wręcz przeciwnie, w pewnym sensie cieszyła się, że wszystko potoczyło się właśnie w ten sposób. Może przez to łatwiej będzie im się teraz dogadać. Oczywiście kiedy oboje znajdą się w bardziej komfortowej pozycji. Z lekkim uśmiechem na twarzy (nie mogła zaprzeczyć, iż przyjemnie było widzieć go wreszcie obezwładnionego) podniosła się wyżej, kiedy on ponownie chwycił jej rękę i ściągnął w dół. Odległość między ich twarzami znacznie się zmniejszyła, a słowa które wypowiedział wywołały na twarzy dziewczyny jeszcze szerszy, choć przepełniony odrobiną goryczy, uśmiech. Oczywiście, że dałby radę wstać. Ale jaki był sens w dalszej kłótni?
Przewróciła teatralnie oczami, wzdychając lekko, po czym gdy on usiadł już wygodniej, oparła głowę o jego klatkę piersiową. Przez cienki materiał słyszała bicie jego serca i czuła ciepło, które ogarnęło ją gdy zaplótł ręce dookoła jej ciała i przyciągnął bliżej. Uśmiechnęła się, już nie ironicznie czy wrednie, a uroczo i z wyraźnym zadowoleniem rysującym się na jej delikatnych ustach, okolonych fioletowo-zielonym siniakiem. Czuła się cudownie, będąc tak blisko niego, czując pod sobą jego ciało. Chociaż przez chwilę mogła poudawać, że wszystko jest na swoim miejscu, że jest bezpieczna w jego objęciach i że nic nie może stanąć im na drodze do szczęścia. Niestety, rzeczywistość była zbyt blisko. W gruncie rzeczy nosiła ją na sobie, w postaci sińców pozostawionych przez buty Strażników. Nie chciała myśleć o tym, co czeka ją za kilka dni, ale nie potrafiła też powstrzymać natłoku wizji i obrazów, które pchały się nieproszone do jej głowy. Cała ta sytuacja wydawała jej się jedynie koszmarem, z którego nie może się obudzić. Miała jednak świadomość, iż jest zupełnie inaczej i że ten koszmar tak naprawdę jeszcze się nie rozpoczął. Czy mogła trafić gdzieś gorzej? Nie było miejsca, które przerażałoby człowieka bardziej niż Arena. Porównywalne do Piekła, gdzie każda następna sekunda jest wielką niewiadomą. Musiała jednak oderwać się, choćby na chwilę, od tego wszystkiego. Wreszcie miała to, o czym marzyła od chwili przybycia do Ośrodka. Coś, na co prawdopodobnie nie zasłużyła, ale czym postanowiła w dalszym ciągu się delektować.
-Ja też przepraszam – szepnęła wiedząc, że to usłyszy. Nie podniosła jednak wzroku, wpatrując się ciągle w jego koszulkę. W przeciągu ostatnich kliku dni wypowiedziała to słowo więcej razy niż w całym swoim życiu i sama nie mogła uwierzyć w to, jak bardzo się zmieniła, jak bardzo była szczęśliwa, będąc tak blisko niego.
Trwali chwilę w ciszy, nasłuchując wzajemnych oddechów i bicia ich serc, które niemalże zgrywały się w jeden rytm, jakby od zawsze stworzone były do tego, by być razem. Cisza była wyjątkowo przyjemna, nie ta krępująca czy męcząca. Oboje przez chwilę zajęli się myślami, nie odpływając jednak za daleko. Ona nawet nie próbowała, ponieważ ta podróż mogłaby zaprowadzić ją w miejsca, z których nie byłoby powrotu.
To on pierwszy przerwał milczenie, wracając do tematu, którego ona za wszelką cenę chciała uniknąć. Zamierzał to drążyć, dopytywać się tak długo, aż nie wymusi na niej odpowiedzi. Tak samo jak ona postąpiła w jego przypadku, manipulując go łzami, które nie miały nawet okazji opuścić jej oczu. Kiedy zamilkł, westchnęła cicho podnosząc głowę i patrząc na niego zmęczonym i smutnym wzrokiem. Nie miała pojęcia, czemu tak bardzo zależy mu na poznaniu odpowiedzi. I tak nie dałby rady odwdzięczyć się za tak piękne przyozdobienie jej twarzy. Podniosła się wyżej, chcąc oprzeć się tak, aby ich twarze znajdowały się na równej wysokości. Uśmiechnęła się lekko, delikatnie chwytając jego dłoń i powoli przykładając do swojego policzka, tak aby przykryła część znajdujących się tam siniaków. Niemal od razu poczuła przyjemne ciepło w miejscu, w którym ułożyła jego dłoń. Tym razem jednak dotyk ten nie sprawił jej bólu, wręcz przeciwnie, miała wrażenie, iż odrobinę koi te rany, które zostały jej zadane zaledwie dzień wcześniej.
- Nie chcesz przestać pytać? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, uśmiechając się odrobinę szerzej. Następnie pochyliła się i delikatnie musnęła jego usta swoimi. Był to jednak ułamek sekundy, krótka chwila, w której nie pozwoliła im na nic więcej. Dotyk był tak delikatny, iż można by stwierdzić, że zupełnie nic nie miało miejsca – Jasne, że nie przestaniesz – odpowiedziała sama sobie, ponownie przewracając oczami i opierając lekko łokcie na jego piersi. Na dłoniach oparła brodę i wpatrzyła w niego uważnie, myśląc, od czego powinna zacząć – Po Paradzie Strażnicy zabrali mnie i jeszcze dwójkę trybutów na… przesłuchanie – powiedziała, krzywiąc się lekko na wspomnienie całej rozmowy i okropnej twarzy mężczyzny, która wywoływała ciarki przebiegające wzdłuż jej kręgosłupa – Chcieli wiedzieć, do kogo należał pomysł ze strojami. Oglądałeś Paradę? – zapytała, nie będąc zbyt skorą to powiedzenia mu o tym, jakich argumentów używali, aby zmusić ją do mówienia – No, więc… tak to było – powiedziała, ucinając temat i licząc, że tyle mu wystarczy. Wpatrzyła się uważnie w jego oczy i otworzyła usta, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze. Szybko jednak zrezygnowała i zamknęła je, jednocześnie opierając brodę bezpośrednio na jego klatce piersiowej i wodząc delikatnie palcem po koszulce. Nie miała pojęcia, czemu to wszystko musi być aż takie trudne i skomplikowane.
Powrót do góry Go down
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare EmptyNie Sie 31, 2014 3:48 pm

Jak to się dzieje, że człowiek jest w stanie przez dużą ilość czasu myśleć o czymś, marzyć, planować, a kiedy w końcu naprawdę sobie to odpuści, ów pragnienia dopiero spełnia się? Niesprawiedliwość Losu czy może ludzka wina? Tyler nie chciał się nad tym zastanawiać. W końcu wiedział, że znalazł się we właściwym miejscu oraz czasie. I przede wszystkim z właściwą osobą. Kiedy trzymał ją w swoich ramionach i czuł ciepło ciała, chciał wierzyć, iż całe to otoczenie, ludzie, czas są tylko marą nocną, która wkrótce się rozpłynie. Nie będzie Igrzysk, śmierci niewinnych. Jedyną prawdą, jaka pozostała na tym świecie byli oni, a konkretnie uczucie, które ich połączyło. Niestety im bardziej próbował się oszukiwać, tym mniej wierzył w sens ich wspólnej chwili. Przecież to był tylko kolejny gwóźdź, który wbijał do własnej trumny. W końcu, gdy już będą musieli się rozdzielić, skaleczy się o niego, lecz tego rodzaju bólu nie ukoi żaden lek. Rana spróbuje rozedrzeć go od środka, aż stanie się tylko cieniem samego siebie. Jednak jest nadzieja, że znów wszystko się ułoży. Jeśli tylko ona wróci do niego żywa.
Gdzieś podczas tych rozważań, usłyszał jej przeprosiny, ale nie zareagował. Domyślał się, ile musiało kosztować ją wypowiedzenie tych trzech, na pozór zwykłych, słów i gdyby to była inna sytuacja, na pewno skwitowałby to w jakiś sposób. Nie często masz okazje słyszeć od samej Mayi, że też popełnia błędy i, co więcej, żałuje ich. Czy to nie znaczy, że można nazwać go szczęściarzem? Nie, wcale nie czuł się szczęśliwy, bo miał świadomość, czym zostało to okupione i chyba wolałby, żeby nie musiała ich wypowiadać. Wyrzuty sumienia nadal domagały się jego uwagi, ale dzisiaj były tylko jednymi z całej gamy uczuć, która potrząsała sercem chłopaka. Nie skupiał się na żadnym, przekierowując całą swoją uwagę na bodźce wysyłane z zewnątrz i przez to czuł się lepiej. Czasem warto dać odpocząć myślom.
Nie wiedział, ile czas tak sobie siedzą, ale w którymś momencie pojawiła się obawa, że niedługo ich chwila się skończy, a tak naprawdę nie zdążyli jeszcze wszystkiego wyjaśnić. To dlatego musiał przerwać tę błogą ciszę i zadać pytanie, które rozbijało się o głowę Tylera niemalże od początku spotkania, choć wiedział, że nie przyniesie niczego dobrego. Przygotował się na krzywy uśmiech, złośliwą uwagę czy wściekłe spojrzenie, ale znów udało się jej go zaskoczyć. Widział jak unosi się wyżej, tak, aby ich twarze znajdowały się na tej samej wysokości. Potem delikatnie chwyciła jego dłoń i powoli przyłożyła do obitego policzka, jakby chciała zasłonić przed nim siniaki. W pierwszej chwili skrzywił się odrobinę, ale zaraz potem grymas zniknął z ust i lekko pogładził kciukiem kolorową skórę na buzi, jednocześnie słuchając słów dziewczyny. Na początku chciał nawet odpowiedzieć, ale wtedy usta Mayi znalazły się tak blisko, że błyskawicznie o tym zapomniał. Skupił się na dotyku, co prawda lekkim i chwilowym, ale na tyle odurzającym, iż pragnął przeciągnąć tę chwilę, aby trwała wieki. Uśmiechnął się do siebie i pozwolił, aby kontynuowała, opierając się na nim łokciami. Słuchał, a podczas tego wszystkiego tylko raz kiwnął głową, kiedy zapytała, czy oglądał paradę. Widział transmisję na żywo, potem powtórki, ale tam nie pokazano momentu, w którym stroje trybutów zmieniły się w te z Trzynastki. Dowiedział się wszystkiego dzisiaj w Ośrodku, bo afera nadal nie ucichła lub przynajmniej nie znaleziono jeszcze osób, które za to odpowiadały.
Jednak dlaczego zabrali przesłuchiwali akurat tę trójkę?
Oparł mocniej głowę o ścianę, w duchu zastanawiając się już nad problemem. Ledwie zarejestrował, kiedy wypowiedziała ostatnie słowa. Znów odrobinę odpłynął myślami, znalazł się w zupełnie innym pomieszczeniu. Przymknął oczy, usiłując odciąć się na chwilę od obecnego otoczenia, lecz zaraz potem dotyk dziewczyny znów ściągnął go na ziemię. Wodziła palcem po jego koszulce, tworząc wzór, który chyba tylko ona rozumiała. Nie potrafił skupić się jednocześnie na niej oraz analizowaniu zachowania Strażników. Westchnął i swoją wolną dłonią przykrył jej. Wówczas zdał sobie sprawę, że w  porównaniu do niego miała takie małe ręce. Mógłby schować tę pięść w swojej i pewnie nikt by tego nie zauważył.
- Jesteś okropna – rzucił głosem pełnym udawanych wyrzutów, po czym uśmiechnął się. – Ciągle mnie rozpraszasz. – W końcu otworzył oczy i spojrzał na nią. Kto by pomyślał, że teraz, kiedy największy horror Panem powtarzał się, on będzie najszczęśliwszym facetem pod słońcem? Przecież jeszcze wczoraj załamywał ręce, obwiniał się. Bał się, że już nigdy się nie spotkają, że nie będzie im dane znów zatonąć w swoich pocałunkach. Dzisiaj wymazał to ze swojej pamięci. Przynajmniej na ten moment. Delektował się obecnością dziewczyny, każdym gestem, słowem. W tej chwili nie istniało dla niego lepsze miejsce niż wanna w apartamencie trybutki.
- A skoro mowa o rozpraszaniu – zaczął, przesuwając dłoń wyżej, najpierw na drobne kostki, potem zewnętrzną stronę śródręcza. Palce delikatnie zagłębiały się w miękki materiał, pnąc się w górę. – Pięknie wyglądałaś jako feniks, ale muszę powiedzieć… - urwał, bo dotarł już za jej ramiona. Teraz był już bliżej twarzy dziewczyny, po czym ujął podbródek i przyciągnął do siebie. Nachylił się, chwilę nasłuchując ich oddechów. Czuł jak serce znów wali mu w piersi. Pozwolił sobie znów zamknąć oczy, ale uśmiech nie schodził mu z ust. Byli tak blisko, że gdy mówił, jego wargi muskały jej. -… że w tym szlafroku jesteś równie urocza. – Nie wytrzymał i pocałował ją. Najpierw lekko, powoli, jak mały chłopiec. Pewność przyszła po dopiero za moment, a z nią i namiętność. Tonął. Zupełnie zatracił się w emocjach, smaku. Ta chwila go uzależniała. Szczęście zmieszane z uniesieniem. Dlaczego tyle musiał na to czekać? Dlaczego od początku nie chciał poddać się uczuciom, ale walczył z nimi jak z wrogiem? Nie zawsze trzeba być racjonalnym, czasem warto poddać się zmysłom.
Gdyby mógł, przeciągałby ten pocałunek jeszcze dłużej. Niestety czas gonił. Niechętnie odsunął się, otwierając oczy. Puścił ją i wrócił do swojej pozycji.  Czuł, że nadal miał na ustach ten głupkowaty uśmieszek, ale nie potrafił go zdjąć. Ilekroć na nią patrzył, nie panował nad swoją mimiką. Teraz trudno przychodziło mu nawet uspokojenie się i zebranie myśli.
Weź się w garść. Wystarczy tego dobrego.
- Tylko nie myśl sobie, że tak łatwo jest zamydlić mi oczy – zastrzegł szybko. – Wracamy do tematu przesłuchania. Kto był jeszcze w trójce, dlaczego wy? – zapytał. Udał, że nie widzi miny Mayi. – Im szybciej o tym opowiesz, tym więcej czasu będziemy mieli dla siebie – dodał, mrugając do niej. Zauważył jakiś zabłąkany kosmyk włosów na twarzy dziewczyny. Chwycił go w dwa palce i założył za ucho. Zaraz potem skarcił się w myślach. Niemożliwe, co się z nim działo. Chwila roztargnienia i już nie panował nad swoimi odruchami. Oby tylko warto było stracić głowę dla tego wszystkiego.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare Empty

Powrót do góry Go down
 

Maya Griffin & Selvyn McIntare

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

 Similar topics

-
» Selvyn McIntare
» Selvyn McIntare
» Maya Griffin
» Maya Griffin
» Maya Griffin

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Ośrodek Szkoleniowy :: Kwatery Trybutów-