IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2

 

 Maya Griffin & Selvyn McIntare

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 Empty
PisanieTemat: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 EmptySob Sie 09, 2014 1:18 pm

First topic message reminder :







Wspólny salon, dwie oddzielne łazienki i dwie sypialnie - oto komponenty apartamentu trybutów. Ośrodek znajduje się pod ziemią, ale dzięki wykorzystaniu nowoczesnej technologii okna w pomieszczeniach są w stanie ukazywać rzeczywisty obraz sprzed głównego wejścia.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 EmptyPon Wrz 01, 2014 1:07 am

Gdyby Maya usłyszała własną historię opowiedzianą ustami innej osoby, zapewne zaśmiałaby się prosto w twarz tej osoby sądząc, że brzmi do głupio i żałośnie. Jeszcze większym śmiechem zareagowała by na część, w której główną rolę odkrywa ona, Tyler oraz jej niezwykle skomplikowane  uczucia, których do pewnego czasu nie mogła zrozumieć, a które w tamtej chwili były aż nazbyt jasne. Siedząc w wannie, czując jego ciepłe ciało tak blisko swojego Maya Griffin po raz pierwszy od dawien dawna czuła się naprawdę szczęśliwa. I to szczęście nie było bynajmniej spowodowane kolejną iście kąśliwą uwagą skierowaną do osoby, która w gruncie rzeczy niczym jej nie zawadziła. Nie było też wynikiem euforii po zakończonym dniu w pracy, kiedy resztę wolnego czasu mogła spędzić z kubkiem herbaty, z dala od wszystkiego, co tak bardzo ją irytowało. Była szczęśliwa, ponieważ była z kimś, kto jest jej szczęściem i jego głównym powodem. Chociaż nigdy w życiu nie przypuszczałaby iż do tego dojdzie, czuła się cudownie wiedząc, że jest ktoś, komu na niej zależy. Uraza po własnym ojcu odeszła w niepamięć. Nie obawiała się zostania porzuconą po raz kolejny. W sumie nie miała ku temu powodów – za kilka dni wyjdzie na arenę i może nie wrócić. Do tego czasu owszem, mogło wydarzyć się wiele, ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Nie, ponieważ wystarczyło jedno spojrzenie na jego twarz, kolejny uśmiech, który wskoczył na jego usta, bijące serce i ten znajomy głos, który teraz brzmiał jednak o wiele inaczej. Jak bardzo świat potrafi ulec zmianie, gdy do człowieka dociera, jak wiele znaczy dla niego inna osoba. Przy nim nie liczyło się nic innego. Igrzyska? Były gdzieś daleko w tle, majaczyły na horyzoncie, ale na dobrą sprawę przez tą krótką chwilę nie znaczyły kompletnie nic przy tym wszystkim, co ich połączyło. Alma Coin? Mogła się starać ich rozdzielić, nasyłać na dziewczynę Strażników i szantażować śmiercią Tylera, czy nawet próbować ją zabić. Ale czy ktoś nie powiedział kiedyś, że miłość jest wieczna? Nawet jeśli śmierć ich rozdzieli, jeśli to, co mają jest szczerze i prawdziwe, nigdy nie zniknie. Odejdzie w niepamięć, stanie się wspomnieniem dawnych czasów, pozostawi pewien smutek i gorycz rozłąki ale i uśmiech na twarzy. A Maya? Gdy okaże się, że była za słaba, aby wygrać, powita śmierć z uśmiechem na twarzy dziękując za to, że choć przed samym odejściem pozwolono jej zaznać tego uczucia.
Gdy chłopak położył swoją dłoń na jej, czuła się lekko zawiedziona, iż przerwał jej tak fascynującą czynność. Szybko jednak zmieniła zdanie, gdy ciepło jego ręki przeniknęło do niej, sprawiając, iż jej usta wykrzywił jeszcze szerszy uśmiech, który zaraz powiększył się bardziej wraz z kolejnymi słowami Tylera. Podniosła się tak, aby ich twarze znalazły się na równi i delikatnym ruchem dłoni przejechała po jego policzku, patrząc mu prosto w oczy. Następnie pochyliła się w jego stronę, przykładając wargi do jego ucha.
- Skoro tak, chętnie rozproszę cię jeszcze bardziej – szepnęła, a uśmiech pełen samozadowolenia nie schodził z jej twarz, nawet wtedy gdy odsuwała się, aby znów na niego spojrzeć. Druga dłoń wciąż spoczywała na jego piersi, gdy on delikatnym ruchem zaczął przesuwać swoją coraz wyżej. Po ciele trybutki przebiegł lekki dreszcz, gdy Tyler znów się odezwał. Zaczekała aż skończy, jednak z każdą kolejną sekundą na jej twarzy pojawiała się nieskrywana radość połączona z rozbawieniem. Chłopak delikatnie ujął jej podbródek i przyciągnął go do siebie tak, że ich twarze znajdowały się naprawdę blisko.  Serce brunetki znów zaczęło bić o wiele mocniej, czuła, jak pragnie uciec z jej piersi niczym ptak z klatki, ale nie mogła nic zrobić. Nie kontrolowała tego, a każdy jego gest, każde słowo wypowiedziane w jej kierunku sprawiało, że było jeszcze gorzej. Albo lepiej, zależy od punktu widzenia.  Przez chwilę słychać było jedynie oddechy. Cisza jednak była niezwykle krótka, zakończona słowami, na które dziewczyna nie mogła powstrzymać roześmiania się. Otworzyła usta, aby odpowiedzieć, jednak on był szybszy. Poczuła, jak jego miękkie usta przylegają do jej. Na początku pocałunek był niezwykle delikatny, nieśmiały. Jakby ich usta zetknęły się po raz pierwszy wciąż starały znaleźć odpowiednią drogę. Z chwilą jednak wszystko się zmienili. Oboje czuli się pewniej, ich wargi znalazły wspólny rytm, łącząc się ze sobą. Nie było to delikatne muśnięcie warg, nie był to pocałunek, którego żadne z nich się nie spodziewało. Oboje tego pragnęli, czekali na niego. Serce Mayi uspokoiło się odrobinę, chociaż może po prostu także znalazło rytm bicia, wciąż przyśpieszony, ale regularny. Czuła się wspaniale, będąc tak blisko niego.  Z każdą kolejną sekundą coraz bardziej zatracała się w jego ustach, ich smaku i dotyku. Nie myślała o niczym innym. Świat dookoła stanął, byli już tylko oni dwoje i nic więcej się nie liczyło. Odruchowo wplotła dłoń delikatnie w jego włosy, przymykając oczy, chcąc jak najbardziej wczuć się w ten gest. Nie chciała, żeby ta chwila dobiegła końca. Mogłaby tak trwać razem z nim, na zawsze.
Wszystko jednak dobiegło końca. Tyler odsunął się, jej dłoń delikatnie zsunęła się na jego policzek, przez chwilę gładząc to miejsce opuszkami palców i patrząc prosto w jego oczy. Czuła pewien niedosyt i wiedziała, że długo nie pozwoli jej trwać w tym przyjemnym stanie lekkości ducha, chcąc drążyć temat siniaków. Uśmiechał się i ona też się uśmiechała. Przez chwilę jeszcze nie mogła się skupić, chcąc cofnąć czas, wrócić do chwili sprzed sekundy, kiedy naprawdę nie było nic ważniejszego.  Jeszcze przez moment wracała pamięcią do pocałunku, gdy on postanowił wylać na jej głowę kubeł zimnej wody, przywracając ją do rzeczywistości.
Wyraźnie się skrzywiła, słysząc jego pytanie, którego przecież się spodziewała. Chciała, aby zobaczył jej niezadowolenie. Dlaczego musiał tak bardzo to drążyć? Miała swoje powody, dla których wolała nie mówić mu wszystkiego. Przeczuwała, że może się wkurzyć, przez co kolejne razem spędzone chwile, których było coraz mniej i które powoli się kończyły, staną się męczarnią.
Mimo to uśmiechnęła się, gdy wypowiedział ostatnie zdanie nie mogąc powstrzymać nutki zniecierpliwienia, kiedy patrzyła tęsknie na jego usta. Musiała jednak wykazać się chwilą cierpliwości. Nie zamierzała się dłużej opierać licząc, że cokolwiek się nie wydarzy, będzie potrafiła złagodzić sytuację.
Tymczasem jednak bez słowa oplotła ręce wokół jego szyi, siadając okrakiem na jego kolanach tak, że ich twarze były teraz naprzeciw siebie. W duchu podziękowała temu, kto projektował łazienkę, za tak dużą wannę, jakby specjalnie przeznaczoną dla nich. Odetchnęła, starając się włożyć w ten gest jak najwięcej sfrustrowania.
- Musisz być taki dociekliwy? – burknęła z udawanym oburzeniem, zdejmując z ust uśmiech. Skoro postanowił tak brutalnie wyrwać ją z pięknego snu, musiał teraz oglądać smutek i ból wymalowane na jej twarzy. A trzeba przyznać, że okazywaniu fałszywych emocji była naprawdę dobra – Jeśli jednak już musisz to wiedzieć, więc dobrze – jej szczupłe palce delikatnie gładziły jego kark, a ona sama  musiała się powstrzymywać od wrzucenia na usta błogiego uśmiechu i ponownego przylgnięcia do niego, chociażby po to, aby z bliska usłyszeć bicie jego serca czy poczuć ciepły oddech na swojej twarzy – Zabrali jeszcze Delilah i chłopaka, którego szczerze mówiąc nie znam – poczuła bolesny skurcz w żołądku, gdy myślami wybiegała już do przodu – Było w sumie pięciu Strażników, jeden mężczyzna, który pewnie był kimś o wiele ważniejszym i nasza trójka. Posadzili nas przy stole i wypytywali o ludzi, którzy wpadli na pomysł z płonącymi kostiumami – postanowiła opowiedzieć mu to wszystko w miarę dokładnie, aby wyczerpać ten temat i zakończyć go raz na zawsze – Na początku nie chcieliśmy nic mówić. Staraliśmy się przekonać tego mężczyznę, że nie mamy o niczym pojęcia. Później zaczął nas… szantażować. Delilah jest w ciąży, groził, że zrobi coś jej dziecku. A mi… powiedział, że jeśli nic nie powiem, oskarżą cię o włamanie do systemu. I cię zabiją – przerwała, tym razem nie udając bólu, który naprawdę nią zawładnął – Dalej jednak utrzymywaliśmy, że nic nie wiemy. Chyba stracił cierpliwość, ponieważ Strażnicy wywlekli tego chłopaka na środek, i zaczęli kopać… dość brutalnie. Dziewczyna powiedziała coś o jakiejś nieznajomej, ale chyba nie za bardzo jej uwierzył. Wkurzyłam się, powiedziałam trochę za dużo słów o Igrzyskach i polityce, jednak na początku nikt nie zwracał na mnie uwagi. Nawet gdy podnosiłam tego chłopaka z ziemi. Późnej go wyprowadzili, zostałyśmy we dwie. Ten facet roztrzaskał Delilah twarz o blat stołu, ona powiedziała mu prawdę, ale bez nazwisk, po czym po prostu ją wypuścił. Powiedziałam mu, że nie mam pojęcia, kto za tym stoi, a potem Strażnicy po prostu… wykręcili mi ręce i trochę… skopali twarz – skończyła, śmiejąc się dość sucho i starając uśmiechnąć. Jej relacja była niespójna i dość chaotyczna, jednak wystarczająco zrozumiała. Obawiała się jego reakcji, nie chciała, aby był zły. Nie kiedy było tak przyjemnie, gdy byli szczęśliwi mając siebie na wyłączność.
Powrót do góry Go down
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 EmptyPon Wrz 01, 2014 6:05 pm

Gdzieś tam w środku od zawsze przeczuwał, że nie należał do ludzi urodzonych pod szczęśliwą gwiazdą. A przynajmniej z czasem coraz bardziej utwierdzał się w tym przekonaniu. Czuł jakby nad jego głową nieustannie wisiały czarne chmury i czegokolwiek by nie dotknął, prędzej czy później zmieniało się w burze siejącą wszechobecny zamęt, niszczącą wszystko, co stanęło na jej drodze. Kolejne nieszczęścia wyścielały jego własne ścieżki, którymi podążał nieświadom niebezpieczeństwa i bólu czyhających na ich końcach. Czasem był to jego własne wybór, a czasem pozwalał, aby ktoś dokonywał go za niego. Jedno się nie zmieniało – zawsze ponosił konsekwencje. Dość często zastanawiał się, ile spraw z jego przeszłości mogłoby potoczyć się inaczej. Czy faktycznie wystarczyłby krok w inną stronę, powiedzenie tego jednego słowa więcej lub zmiana decyzji? Niedużo, a jednocześnie przepaść nie do pokonania, prawda? Zupełnie dwie rozbieżne sytuacje, pociągające za sobą inne skutki, pozostawiające różne wspomnienia oraz uczucia. Co prawda wiele można było zwalić na karb przypadku czy przeznaczenia, przecież nie zawsze miał otwartą drogę wyboru, ale nikt nigdy nie powiedział, że nie można próbować działać wbrew lub przynajmniej protestować. Smutna prawda rysowała się przed nim, gdy oglądał egzekucję Marcusa. Zawsze tylko patrzył, przyjmując to, co zgotował Los, poddając się jego woli. Nowe szanse przepływały tuż obok nieprzerwanym strumieniem, ale gdy na niego spoglądał, widział tylko własne posępne odbicie, zwykłą ofiarę, ciągle potrzebującą uwagi i zapewnień, że ból wkrótce minie. Oczywiście on nigdy nie mija, rany tylko się zasklepiają, ale kto powiedział, że blizny też nie mogą przynosić udręki?
Śmierć brata była przełomowym wydarzeniem. W końcu otrząsnął się ze swojego letargu, przejrzał na oczy i chwycił życie. Co prawda nie od razu wszystko wyglądało idealnie, przez jakiś czas stawiał czoło piętrzącym się przeciwnościom, ale tym razem nie pozwolił sobie na słabość. W końcu wyszedł na tym jak wyszedł – może i nie stanowiło to szczytu jego marzeń, ale najważniejsze, że zawalczył o swoje i wygrał. Uwierzył, iż przyszłość wyciąga do niego rękę, malując obraz ciepłymi barwami, więc postanowił dać jej szansę. Po ustabilizowaniu swojej sytuacji wrócił do powolnego trybu życia przetykanego pracą oraz uroczą osobowością Mayi, której, o dziwo, nigdy nie miał dość. Może właśnie dlatego tak go do niej ciągnęło? Chodziło o silny charakter i ciągłą walkę z Losem, które przychodziły jej naturalnie, a których on potrzebował najbardziej. Czasem nawet nie zdawała sobie sprawy, jak na niego wpływała swoimi uporem i ciętym językiem.
A teraz ta waleczna dziewczyna, jego siła napędowa została przygnieciona przeznaczeniem, a mimo to śmiała się i próbowała wmówić ludziom dookoła, że to wszystko się dla niej nie liczy. Na swój sposób dalej podejmowała walkę, Tyler widział to aż nazbyt wyraźnie, szczególnie w pięknych zielonofioletowych siniakach ozdabiających jej jasną cerę. Nie potrafił ich nie zauważać, zdawały się wręcz błagać o uwagę. Maya mogła robić, co chciała: rozpraszać go dalej dotykiem swojej skóry, składać najsłodsze pocałunki, wylać morze łez, a on i tak nie odpuściłby tej sprawy. Raz pozwolił sobie na zawładnięcie przez emocje i na razie musiało wystarczyć. Zresztą pocieszał się myślą, że jeśli teraz uda mu się utrzymać ręce z dala od niej (albo jej ręce z dala od siebie), później poczuje się jeszcze lepiej i, przede wszystkim w końcu dowie się, komu powinien obić twarz.
Mimo to nie mógł nie zauważyć tych tęsknych spojrzeń, które mu posyłała. Trochę jakby był jej bożonarodzeniowym prezentem. On oczywiście też z ciężkim sercem unikał kontaktu wzrokowego, bo ilekroć patrzył w oczy dziewczyny, tonął. Mógłby spędzać w ten sposób godziny, nie mówiąc ani słowa. Oprócz tego cały czas towarzyszyła mu niespotykana wesołość, która objawiała się nieschodzącym z ust uśmiechem, który ewentualnie poszerzał się. Rzecz jasna było też przyspieszone bicie serca i przyjemny dreszcz wstrząsający jego ciałem, gdy go dotykała. Tak strasznie chciał zabrać ją teraz z Ośrodka i schować gdzieś w bezpiecznym miejscu. Pragnął jej szczęścia, tego radosnego błysku w oku, śmiechu. Nigdy nie przypuszczałby, że ktoś może obudzić w nim tak silne uczucia, a już szczególnie Maya. Może i interesował się nią wcześniej, ale tak naprawdę nigdy nie dopuszczał do siebie myśli, że ona kiedykolwiek byłaby w stanie pokochać jego. Teraz, kiedy okazało się inaczej, czuł się inaczej. To już nie było głupie zakochanie, ale szczere i głębokie uczucie.
Niestety w końcu musiał je odłożyć na bok. Doskonale wiedział, że dziewczyna nie lubi tego tematu i przeczuwał, że jemu też nie przypadnie do gustu. Co z tego? To tylko kolejna przeszkoda na ich wspólnej drodze, kolejna skała do ominięcia. Teraz, gdy w jego życiu znów świeciło słońce, nie zamierzał pozwolić mu zgasnąć. Razem dadzą radę, a potem ewentualnie on sam dokończy sprawę.
W pierwszej chwili, gdy zauważył, że próbuje wstać, zdziwił się. Zaraz potem położyła oplotła dłońmi jego szyję i po prostu usiadła mu na kolanach. Pomyślał, że znów będzie próbowała odwieść jego myśli od przesłuchania i w pierwszej chwili nie zareagował, próbując zebrać myśli. Chciał coś powiedzieć, ale właściwie co? Czy nie tego właśnie pragnął? Tej bliskości? Dopiero, gdy się odezwała, zrozumiał, że zwyczajnie chciała być bliżej niego. Czuł jej szczupłe palce delikatnie przesuwające się po karku, łaskoczące go, do tego jeszcze ciężar ciała na własnych nogach, a jednak jedno spojrzenie na siniaki wystarczyło, aby znów skupił się na słowach. Na początku był jeszcze spokojny. Jakoś przełknął informacje o Strażnikach, potem już nieco gorzej o ciąży jednej z trybutek. W duchu współczuł zarówno dziewczynie, jak i ojcu dziecka. Potem przyszedł moment szantażu i rysy jego twarzy wyostrzyły się.
Powiedział, że jeśli nic nie powiem, oskarżą cię o włamanie do systemu.
Jedno zdanie odbijające się echem w jego głowie. Zacisnął usta w wąską linię. Krew się w nim gotowała. Gdyby nie to, że Maya siedziała mu na kolanach, od razu wyszedłby z apartamentu. Wściekłość rozlewała się po jego ciele razem z krwią. Znów. Po raz kolejny naraził swoich bliskich. Czy naprawdę to on zawsze musiał mieć ten zaszczyt bycia przyczyną czyjegoś bólu? Wyciągnął rękę i znów dotknął nią twarzy dziewczyny w miejscach, gdzie widniały ślady po uderzeniach. Pogładził je, a dłoń coraz bardziej mu drżała. To przez niego. Oczywiście. Szukali na nich haka. Tamta trybutka ma dziecko, Mayę widzieli z okrytą złą sławą bratem zdrajcy. Doskonale wiedzieli, że wystarczy jeden ruch, a tłum pożre go sam, bez rozkazu Coin. Jednak to nie o niego tu chodziło. Koniec końców ona została poszkodowana, nie on. Pomyślał o tych wszystkich kamerach w Ośrodku. Wcześniej nie spodziewał się podobnych rewelacji, a teraz wydawało mu się, że gdy tylko stąd wyjdzie, oboje będą bacznie obserwowani. Znów ktoś spróbuje wykorzystać go, aby ją skrzywdzić.
Musiał wysłuchać tej relacji do końca. Później znów nie reagował, gdy opowiadała, co zrobiono z pozostałą dwójką. Dopiero, kiedy wspomniała, w jaki sposób potraktowano ją, skrzywił się, wzdychając ciężko. Zabrał dłonie i opuścił je wzdłuż ciała. Przez chwilę jeszcze błądził wzrokiem po łazience, patrząc na wszystko, tylko nie na nią. – Więc to przeze mnie – rzucił na pozór obojętnym tonem. Wyrzuty sumienia i złość mieszały się w nim, tworząc mieszankę wybuchową. Uśmiechnął się smutno, rysując palcem po dnie wanny. Czuł się beznadziejnie. To dzisiejsze spotkanie chyba naprawdę było głupią pomyłką, która znów próbowała namieszać im w głowach. Nie powinien się do niej zbliżać. Nie dopóki mogą go wykorzystać przeciw niej. – Nie powiedziałaś, że te oskarżenia są bez znaczenia? Naprawdę mam gdzieś, czy zgniję w więzieniu za coś, czego nie zrobiłem czy zapomniany w jakiejś ruderze – prychnął, podnosząc na nią wzrok. Chwycił jej przedramiona i zbliżył się. Znów się zapomniał. – Przy najbliższej okazji masz podać im mój adres i powiedzieć, że na nich czekam. Mogą mnie zabić, proszę bardzo. Ale niech któryś jeszcze raz podniesie na ciebie rękę… - Zacisnął szczęki, ale nie do kończył. Puścił ją, kręcąc głową. Nie wierzył, po prostu nie wierzył w to, co się dzieje. – Chyba powinienem już pójść – powiedział, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Przy tym posłał jej znaczące spojrzenie, aby wstała pierwsza.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 EmptyPon Wrz 01, 2014 9:14 pm

Maya, będąc jeszcze dzieckiem, sądziła, że żadne zło tego świata jej nie dotyczy. Typowe kapitolińskie nastawienie osoby, która chadza na wystawne przyjęcia i bankiety wraz z ojcem, ma wszystko, czego zapragnie i spędza czas na tańczeniu czy wyczekiwaniu na powrót ukochanego taty z pracy. Nie bała się przyszłości, ba, w ogóle o niej nie myślała. Jako dziecko liczyła się dla niej jedynie teraźniejszość. Z nią także nie miała związanych żadnych obaw. Była przekonana, że każdą przykrość złagodzi słowo ojca, przyjazny uśmiech i ciepło jego ciała, kiedy tulił ją mocno do swojej piersi głaszcząc po głowie. Nie miała zbyt wielu przyjaciół, ale to też nie było problemem. Chyba już wtedy wypracowała sobie taki właśnie stosunek do innych ludzi, zamykając się w kręgu własnej rodziny.
Z biegiem czasu wszystko zaczęło się zmieniać. Gdy ojciec, pogrążony w myślach odnoście zbliżającej się coraz większymi krokami rebelii, współpracując przez kilka dobrych lat z rebeliantami, zaczął oddalać się własnej córki dziewczyna zaczynała rozumieć, że życie nie zawsze układ się po naszej myśli. Uczucia zaczęły słabnąć, a nawet stawały główną przyczyną odczuwanego przez nią bólu. To prawda, gdzieś po drodze zgubiła samą siebie, poczucie własnej wartości. Już nie była tą wesołą dziewczynką mającą własnego ojca za bohatera. Była zniszczona, złamana i sponiewierana. Jak zapomniana zabawka, o której wszyscy już dawno zapomnieli. Wciąż jednak nie przejmowała się przyszłością, zapomniała o przeszłości i chwytała dzień, chcąc zapomnieć o wszystkim innym. Zatracić się w tych pozbawionych uczucia pocałunkach, które tak bardzo różniły od pocałunków Tylera. Zgubić się pod dotykiem dłoni, których już więcej miała nie ujrzeć na oczy. Zapomnieć. Każda noc, którą spędzała w towarzystwie obcych ludzi sprawiała, że stawała się inna, twardsza. Na początku próbowała coś poczuć. Sprawdzała, czy ktokolwiek może sprawić, iż wyzwoli się w niej to uczucie, którego tak bardzo starała się pozbyć przy użyciu dość radykalnych metod.
Można powiedzieć, że w końcu wyszła na prostą. Gdy była pewna, że nikt nigdy więcej nie będzie mógł jej zranić, kiedy znalazła siłę, aby wyprowadzić się z domu, zamknęła ten burzliwy okres swojego życia na cztery spusty i zajęła się życiem. Rebelia przyszła i poszła, pozostało tylko wspomnienie. Ona jakimś cudem uniknęła zamknięcia w KOLCu, mogła dalej cieszyć się kapitolińskim bogactwem. I wtedy właśnie poznała Tylera. Chłopaka, który siedział teraz przed nią (a właściwie na którego kolanach siedziała ona) i którego darzyła większym uczuciem, niż mogła podejrzewać. Już dawno zaczęło ją zastanawiać, jak to możliwe, że w ogóle się przyjaźnią. Przy pierwszym spotkaniu była bliska pobicia go o wiele mocniej, niż to uczyniła. Przy każdym kolejnym musiała rzucić jakąkolwiek kąśliwą uwagę na jego temat, to było o wiele silniejsze od niej samej. A mimo to siedzieli tu, o wiele bliżej, niż Maya mogłaby kiedykolwiek podejrzewać. Ona sama, będąc ostatnią osobą, którą można by o to posądzić, patrzyła z tęsknotą i uwielbieniem w oczach, pragnąc jak najszybciej zakończyć ten temat. I tym razem nie wybiegała tak daleko w przyszłość. Nawet jeśli koniec miał przyjść szybciej, niż podejrzewała, nie myślała o tym. Był skutecznym sposobem na odciągnięcie jej myśli od Igrzysk, jeśli tylko sam do nich nie nawiązuje.
Niestety, prosząc ją o dalsze wyjaśnienia sprawił, że jej myśli z powrotem wróciły na tamten tor. Sądziła, że opowiedzenie mu tego wszystkiego będzie boleśniejsze. Była przekonana tego, co powiedziała wtedy Strażnikom, tak samo jak nie żałowała, że tak długo stawiała opór. Słowa jednak przyszły jej dość łatwo, mimo iż skrzywiła się na wspomnienie uczucia, które towarzyszyło jej gdy ciężki but spotykał się z jej twarzą. Kiedy skończyła, patrzyła na niego i widziała całą tą mieszaninę emocji, które zaczynają nim targać. Mimo to nie mówił nic, a jedynie podniósł delikatnie dłoń i pogładził ją po policzku. Przymknęła lekko oczy, a po jej ciele, jak zwykle, przebiegł dreszcz, czując ciepło w miejscu, w którym ją dotknął. Błagam cię, tylko nie bądź wściekły… Czekała cierpliwie, aż w końcu się odezwie, a to, co usłyszała było jedną z najgorszych rzeczy, jakich mogłaby się po nim spodziewać. Wiedziałam. Proszę cię, nie rób tego. Obwiniał się za to wszystko. Sądził, że to przez niego. Opuścił swoją rękę i nagle zrobiło jej się strasznie zimno. Mimo że byli tak blisko poczuła, że nagle zaczyna dzielić ich wielka przepaść. Musiała uratować sytuację, nie mogła pozwolić, żeby Coin znów odebrała jej pierwszą, jedyną i ostatnią rzecz, na której jej zależy. Dalej siedziała cicho, czekając, jak potoczy się to wszystko. Tak bardzo pragnęła zamknąć jego usta czułym pocałunkiem, sprawić, aby tym razem to on zapomniał i przestał się przejmować. To jednak mogłoby tylko pogorszyć sytuację.
Tym razem cisza pomiędzy nimi wydawała się naprawdę nieznośna. Jak mogła pozwolić, aby zmusił ją do mówienia? Odsunęła ich od siebie i szybko musiała wymyślić sposób, aby to naprawić. Aby to uczucie, które jeszcze przed chwilą wypełniało całe pomieszczenie, wróciło. Kolejne słowa nie polepszały jednak całej tej beznadziejnej sytuacji. Tyler dalej brnął w przekonaniu, iż to on naraził ją na ten ból. Potrafiła go zrozumieć. Wiedziała o śmierci jego brata, o tym, iż on sam obserwował jego egzekucję. Po raz kolejny tracił bliską osobę i sądził, że jest powodem tego wszystkiego. Maya jednak ani razu nie pomyślała o tym w ten sposób. Nie obwiniała go za szkody wyrządzone przez Strażników. To nie on sprawił, że została zmuszona do wzięcia udziału w Igrzyskach. Wręcz przeciwnie, był powodem, dla którego cała ta sytuacja nabrała odrobiny kolorów. Była tym, dla kogo chciała walczyć.
Kiedy skończył chwilę jeszcze siedziała po prostu patrząc na niego, jak odwraca wzrok, jak stara się za wszelką cenę nie patrzyć na nią sądząc, że sprowadził na nią nieszczęście. Jeśli przed chwilą on był zły, to tera ona była wkurzona. Obwiniał się za wszystko, robił wielką ofiarę, gdy ona robiła wszystko, aby nie czuć się tak samo. Nie mogła jednak wydusić z siebie ani słowa, za bardzo zatkała ją wzmianka o wydaniu jego adresu. Czy naprawdę myślał, że tak po prostu rzuci go na pożarcie wilkom? W końcu odetchnęła głęboko, zdejmując dłonie z jego szyi. Zauważyła delikatny ruch, jakby zamierzał się podnieś, i może trochę zbyt mocno naparła na niego swoimi rękoma, jednocześnie przygwożdżając go do ściany wanny.
- Nigdzie się nie wybierasz – warknęła, a gdy zauważyła, że znów spuszcza wzrok, jedną dłonią chwyciła jego podbródek i zmusiła do spojrzenia w jej oczy, drugą wciąż trzymając na klatce piersiowej chłopaka – Jesteś idiotą. Ile jeszcze razy mam ci to powtarzać? – powiedziała oburzonym tonem, mrużąc oczy. Nie była już słodką i uroczą Mayą, zakochaną i pragnącą spędzić z nim każdą wolną chwilę aż do przedwczesnej śmierci. Znów była sobą i tym razem nie żałowała. Skoro uprzejmości na niego nie podziałały, może powinna użyć czegoś silniejszego – To nie jest twoja wina – dodała powoli, aby każde słowo do niego dotarło, nie ukrywając jedna złości – Spójrz na siebie i niech wreszcie do ciebie dotrze, że nie jesteś winny całemu złu tego świata. Wiesz co im powiedziałam? Że nie chciałbyś, abym w jakikolwiek sposób ułatwiła im sprawę i żebym nie przejmowała się tobą. Ale nie znaczy to, że zamierzam wydać im ciebie na tacy – dokończyła podniesionym głosem – I przejmowałam się, naprawdę – dodała trochę ciszej a rysy jej twarzy trochę złagodniały. Zsunęła rękę z jego koszulki i przeniosła na twarz, obejmując ją obiema dłońmi. Nie chciała, żeby się dalej kłócili, nie o coś tak bezsensownego. Pochyliła się niżej, zamykając oczy i przykładając swoje czoło do jego – Tyler, posłuchaj mnie – zaczęła szeptem, nie do końca wiedząc, co chciałaby mu powiedzieć – Nie chcę, żebyś szedł i nie chcę, żebyś zrobił coś głupiego. Mogą to być nasze ostatnie chwile razem, postarajmy się dobrze je wykorzystać. Sprawiłeś, że moje życie pomimo tego wszystkiego nabrało sensu i że chcę walczyć i wygrać – powiedziała uśmiechając się lekko, wciąż trzymając dłonie na jego policzkach, trwając z zamkniętymi oczami i twarzą tak blisko jego. Powoli jednak odsunęła się, chcą spojrzeć w jego oczy – Nie ważne, co sobie myślisz. To nie jest twoja wina i nigdy nawet tak nie pomyślałam. Jeśli mam iść na Arenę chcę mieć pewność, że osoba, którą kocham, będzie na mnie czekała, a nie tkwiła w więzieniu – uśmiechnęła się, przekrzywiając lekko głowę i powoli zdejmując ręce z policzków Tylera. Powiedziała to, między wierszami ale wreszcie udało jej się niemalże bezpośrednio to wyrazić. Była z siebie dumna, chociaż do szczerego „kocham cię” była jeszcze długa droga – Poza tym chyba mi coś obiecałeś – dodała na koniec uśmiechając się szerzej i mając nadzieję, że udało jej się zażegnać ten konflikt. Naprawdę chciałaby pobyć z nim bez obawy, że zaraz znów zaczną się kłócić.

Powrót do góry Go down
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 EmptyWto Wrz 02, 2014 10:37 pm

A jednak i tym razem schemat został powielony. Co z tego, że przez chwilę było cudownie, że w końcu odważył się na ten jeden gest? Czy minione szczęście ma jakiekolwiek znaczenie w obliczu cierpienia? Niestety nie, może ewentualnie pogorszyć sprawę, uświadamiając człowiekowi, jak wiele stracił.
Tyler nie chciał się nad sobą użalać, a już tym bardziej w towarzystwie Mayi – tej silnej, która gardziła takimi jak on. To wszystko powoli ściągało go na dno. Jego życiowy rejs miał mieć dobre zakończenie, a jednak na drodze pojawiły się Igrzyska, dzisiejsza kłótnia, a teraz świadomość, że pobili ją z jego powodu. Był winny co najmniej połowie, a teraz, jak kapitan, musiał pójść na dno razem ze swoim statkiem. W tej chwili powinien się na nią wściec, zabronić jej stawania w jego obronie, skoro nie potrafiła obronić nawet samej siebie, lecz nie miał siły. Gdyby ta sprawa wyszła wcześniej, pewnie teraz mógłby krzyczeć i opuścić apartament z mniejszymi wyrzutami sumienia. Niestety było już o te kilka słów i gestów za późno, a to utworzyło w nim dziwną blokadę, która nie pozwalała mu nawet spojrzeć w jej twarz. Znów zbyt wiele emocji skumulowało się w jednej chwili w jednym sercu i czuł, jak teraz ono pęka pod wpływem ich ciężaru. Pozostawała jeszcze świadomość, że powinien przynajmniej na jakiś czas odsunąć się od trybutki. Naprawdę tego nie chciał, ale zauważył, że ostatnio coraz częściej zdarzało mu się robić rzeczy wbrew swoim przekonaniom. Wmawiał sobie, że to tylko kolejne wyrzeczenie, które przecież nie musi być takie trudne do zrealizowania, z czasem przywyknie jak do wielu innych rzeczy. Przecież w ciągu kilku kolejnych dni i tak nie mogliby pozwolić sobie na spotkania.
Pojawiało się już tylko jedno pytanie: czy w tak razie teraz dałby radę po prostu wstać, zapomnieć o wszystkim, co miało dziś miejsce i zamknąć za sobą drzwi, tym samym odcinając się od jedynej osoby, którą darzył tak silnym uczuciem? I, co ważniejsze, czy ona będzie w stanie to zrozumieć i wybaczyć mu kiedykolwiek?
Już podczas mówienia przeczuwał, że odpowiedzi są o wiele bardziej skomplikowane. Dziewczyna nie przerywała mu, tym razem to ona zastygła w bezruchu, jak zwierzę czekające na atak. A może tylko zdziwiła ją taka reakcja? Nie myślał o tym, w ogóle nie zastanawiał się nad jej uczuciami, gdy wyrzucał z siebie kolejne słowa. Działał mechanicznie. Nie chodziło o to, że był egoistą, wręcz przeciwnie: robił to dla niej, a przynajmniej tak właśnie tłumaczył to przed sobą. Ślepo wierzył, że wówczas mogłaby czuć się bardziej bezpiecznie, ale znów zapomniał o Igrzyskach zbliżających się wielkimi krokami. Ponownie rodziło się pytanie, czy kilka siniaków ma jakiekolwiek znaczenie w obliczu próby, na jaką miała zostać wystawiona Maya? On nie skupiał się na tym. W tamtej chwili jego myśli obracały się tylko wokół winy.
Kiedyś słyszał, że jeśli się kogoś kocha, powinno się pozwolić mu odejść. Czy to właśnie była taka sytuacja? Darzył ją takim uczuciem, że dla jej bezpieczeństwa byłby w stanie wyrzucić z głowy te wszystkie obrazy i uczucia? Tak czy tak ją tracił: jeśli nie Strażnicy to Igrzyska. Tyle że na to drugie nie miał wpływu.
Nawet jej nie przeprosił. W duchu wierzył, że jednak zrozumie i zwyczajnie pozwoli mu wyjść. Nie potrzebował głupich scen, które tylko pogorszyłyby całą sytuację, powodując, że jeszcze bardziej zagubiłby się w tej sytuacji. Oczywiście Maya nie byłaby sobą, gdyby jednak nie próbowała okazać mu swojej frustracji. Kiedy delikatnie zasugerował jej, żeby wstała, nie ruszyła się z miejsca. Westchnął i pochylił się do przodu z zamiarem odsunięcia dziewczyny, a wtedy niespodziewanie ona naparła na niego dłońmi, przyciskając mocniej do ściany wanny. Rozległ się huk, ból znów ogarnął jego kręgosłup, ale tylko na krótką chwilę. Ponownie zaskoczyła go siła, która budziła się w niej za każdym razem, gdy się złościła. Przecież nie należał do ludzi słabych – wręcz przeciwnie był dobrze zbudowany i dużo wyższy od dziewczyny, a jednak element zaskoczenia i jej furia w tamtym momencie zwyciężyły.
Zacisnął zęby ogarnięty świadomością, że znów się kłócą. Słuchał jej, ale ten krzyk mu nie pomagał. Budził tylko jeszcze większą złość. Patrzył na nią spod przymrużonych powiek, powstrzymując się, aby nie odepchnąć dziewczyny. Mogła go dalej obrażać, już dawno przestało to robić na nim wrażenie. Słowa spływały po nim jak deszcz, tak samo gesty. Przecież nie był smutnym chłopcem, który potrzebował pocieszenia, a ona próbowała skupić na sobie jego wściekłe spojrzenie, pogarszając sprawę. Mógł się wyrwać z tego delikatnego chwytu jej małej dłoni, przecież jego były o wiele większe i silniejsze. Tak naprawdę nie chciał tego robić. Była wszystkim – jego alfą i omegą, jak mógłby teraz ją odepchnąć? Nie chciał znajdować w sobie siły, która pomogłaby mu w zwalczeniu uczuć do niej.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo emocje Mayi odbijały się na nim. Kiedy jej ton zelżał, on też zaczął się uspokajać. Siedział, wsłuchując się w głos dziewczyny i wyłapując ogólny sens słów. W końcu pojawiło się to magiczne zdanie, które sprawiło, że czas na chwilę się zatrzymał. Skupił się na nim, powtarzając w głowie jeszcze raz, a potem kolejny, jakby nie mógł uwierzyć, że naprawdę padło. A jednak, jednak… rozpłynęło się gdzieś między natłokiem myśli. Zamrugał kilkukrotnie, znów do niego wracając. Czy to znaczyło, że pobili ją mimo nieudanej próby zastraszenia? Chciał sięgnąć po jej rękę, która nadal leżała na jego piersi, ale nie zdążył, bo ta niespodziewanie znalazła się na drugim policzku. Skrzywił się, czując to ciepło, które ze sobą przyniosła. Potem pochyliła się i przyłożyła czoło do czoło Tylera, wywołując w nim kolejną falę zmieszania. Również instynktownie przymknął oczy, próbując odciąć się od tego wszystkiego i skupić wyłącznie na tym, co ma do przekazania. Wstrząsnęło nim dziwne uczucie, którego nie potrafił nazwać. Coś pomiędzy ulgą i smutkiem. Zrobiło mu się autentycznie przykro, choć nie do końca wiedział dlaczego. Może winić należy wyłącznie słowa, a może jego sumienie?
Nigdy nie sądził, że kiedykolwiek zamienią się rolami, że to ona będzie prawić mu kazania i sprowadzać na właściwą drogę, a jednak w tamtej chwili tak właśnie było. To on stał się tym nierozsądnym, a ona odpowiedzialną, dorosłą osobą. Nie znaczy to jednak, że mu przeszło. Może i Maya wskazała mu właściwy tor, ale chłopak nie wydawał się skory, aby nim podążyć. Nadal czuł, że gdyby nie on, nigdy nie mieliby powodu, aby wybierać akurat ją do przesłuchania. Niestety na swoją przeszłość nie miał już wpływu. – Kto powiedział, że nie mogę czekać w więzieniu? – Spróbował zażartować, ale ten ton niekoniecznie pasował do takich rozmów. Kiedy zdejmował dłonie z jego policzków, ujął je delikatnie, luźno splatając ich palce. Nie chciał nic więcej mówić, ale pewnie był jej coś winny. – Nie obwiniam się o całe zło tego świata, ale o pewne rzeczy, na które mam wpływ, a mimo to nic nie robię. Potem one pociągają za sobą kolejne i kolejne, a lawina skutków ciągnie się aż do teraz – odpowiedział, patrząc na nią uważnie. – Tak czy tak, jeśli jeszcze kiedykolwiek taka sytuacja się powtórzy, możesz przekazać, że chętnie porozmawiam osobiście – dodał, posyłając jej lekki uśmiech. Chciał tym samym dać znać, że jest już w porządku, choć nie do końca była to prawda. Nie zamierzał na razie tego roztrząsać, przynajmniej nie na głos. Wyglądało na to, że jeszcze chwilę tu zostanie i najwyraźniej ona nie zamierzała pozwolić mu ani sobie na kontynuowanie kłótni.
Czy pięć, ewentualnie dziesięć minut cokolwiek zmieni? Jeśli za drzwiami ktoś już na niego czeka to z pewnością nie. No, a przynajmniej tak próbował to sobie wytłumaczyć.
Doskonale pamiętał o swoich słowach, które, co prawda, obietnicą nie były, ale coś tam chyba im się należało, prawda? Po tym stwierdzeniu wyplątał palce z ich wspólnego uścisku i spojrzał na nią ze zdziwieniem. – Obiecałem? –zapytał, marszcząc brwi i udając, że w myślach analizuje wszystko, co dziś powiedział. – Nie, nie przypominam sobie. – Powoli pokręcił głową, nadal zachowując kamienną twarz.


Ostatnio zmieniony przez Tyler Dawson dnia Czw Wrz 04, 2014 8:18 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 EmptySro Wrz 03, 2014 8:39 pm

Nigdy w życiu Maya nie przypuszczałaby, że kiedyś to ona stanie w roli tej rozsądnej i rezolutnej osoby, która będzie łagodziła sytuację i zaprzestawała kłótni . Szczerze mówiąc, to właśnie Griffin zawsze była tą iskrą zapalną. Powodowała każdą, nawet najmniejszą sprzeczkę. Swoim temperamentem i dość trudnym do przyswojenia charakterem sprawiała, że ludzie najczęściej unikali wdawania się z nią w głębszą dyskusję. Oczywiście pod warunkiem iż wcześniej mogli na własnej skórze doświadczyć jej złości i to nie tylko w sposób fizyczny. Czasem, kiedy ktoś zmuszony był spędzić z nią większą ilość czasu, jak zdarzało się podczas tych nielicznych godzin w pracy, kiedy musiała zostać aby przeprowadzić generalne porządki. Niektórych ludzi doprowadzała na skraj cierpliwości i wyczerpania psychicznego. Pytanie tylko, czy jej to przeszkadzało. Otóż nie, można nawet skłonić się ku temu, iż dziewczyna na swój pokręcony sposób robiła to celowo. Odpychała ludzi, trzymała ich na dystans i cieszyła się widząc, jak jest głównym powodem, dla którego zaliczają swój dzień do nieudanych. Tak samo próbowała kiedyś postąpić z Tylerem, jak widać jednak z marnym skutkiem.
Chciałoby się rzec, iż zachowywała się tak w każdym swoim związku. Nie zważała na uczucia drugiej osoby i mówiła wprost to, co sądzi. Nigdy nie mówiła o uczuciach i wszystko, co działo się w jej sercu, zatrzymywała dla siebie. Niestety, w żadnym związku nigdy nie była. Co za tym idzie, nie miała także doświadczenia. W innym życiu może byłoby jej łatwiej przyswoić całą tą sytuację. Ba, nawet nie musiałaby jej przyswajać. Pokochanie Tylera przyszłoby jej naturalnie, a nie z bólem i pełnym niewiedzy zamętem w umyśle, którego nie potrafiła ogarnąć.
Kiedyś, było to może parę miesięcy przed poznaniem Dawsona, ktoś powiedział jej, że jest zimną, pozbawioną jakichkolwiek uczuć i serca osobą, która kiedyś dość boleśnie zrozumie, iż samotność ma więcej wad niż zalet. Maya nie pamiętała dokładnie, kto to był. W głowie świtał jej obraz mężczyzny, który pokochał ją od pierwszego wejrzenia i zaproponował stały związek. Dziewczyna, jak to miała w zwyczaju, wyśmiała go, obrzucając najbardziej obraźliwymi określeniami, po czym zupełnie urwała z nim kontakt. I oczywiście nie przejęła się tym w żadnym calu, mając swój własny światopogląd i żyjąc w przekonaniu, iż naprawdę nie ma serca. Przez cały ten czas ani razu nawet na chwilę w jej głowie nie pojawiło się wspomnienie tamtego dnia. Jednak teraz, patrząc na Tylera, który obwinia się za tę parę nic nieznaczących siniaków, pomyślała, że mężczyzna nie miał racji. Bo czy tak właśnie zachowuje się osoba, która nie posiada najważniejszego organu w całym organizmie? Która nie potrafi zaufać, pokochać i obdarzyć szczerym, przyjaznym uśmiechem? W tym dniu wydarzyło się wiele rzeczy, które do Mayi nie pasowały i które przełamywały wszelkie wypowiadane na jej temat stereotypy. Potrafiła kochać, choć nigdy tego nie chciała. Umiała współczuć i współczuła chłopakowi wszystkiego, co przytrafiło się w jego życiu. O dziwo świetnie radziła sobie z okazywaniem tego, gładząc go lekko po policzku i mówiąc prawie wszystko, co gra w jej duszy. Jedyną rzeczą, na którą nie będzie mogła się zdobyć jeszcze przez jakiś czas było szczere powiedzenie mu wprost, jak bardzo go kocha. Chciała mieć pewność, że on to wie i rozumie, a ich wspólny czas nieubłaganie zbliżał się do końca. Było go coraz mniej, każda sekunda wydawała się krótsza niż poprzednia, a ona była bezsilna. W chwilach ciszy, kiedy żadne z nich nie odzywało się do siebie, wodząc wzrokiem dookoła, od czasu do czasu zatrzymując go na swoich twarzach, ogarniało ją to uczucie nieporadności. Nie mogła cofnąć czasu, odwrócić tego wszystkiego, zmienić biegu wydarzeń. Następny dzień, nawet kolejna minuta, miały im obojgu przynieść jeszcze większy ból, niż mogliby sobie wyobrazić. Świadomość, że to spotkanie mogło być ich ostatnim.
Jeszcze nigdy dotąd Maya nie była tak pewna swoich słów i nigdy tak bardzo nie pragnęła, aby miały jakąkolwiek moc. A teraz chciała, aby otuliły Tylera i pokazały, że nie powinien się zadręczać. Szczerze mówiąc, sama miała ochotę otulić go ciasno ramionami, przyłożyć głowę do jego serca i wsłuchać się w jego rytm. Tak, w ciągu jednego dnia przybyło jej trochę wrażliwości, chociaż miała wrażenie, że tyczy się to wyłącznie jego. Był wyjątkowy, był jedyną osobą, która znalazła drogę do jej serca i której udało się odkryć inną, zupełnie nieprawdopodobną, twarz Mayi Griffin. Tą, której ona sama nawet nie znała.
Musiała jednak przyznać przed samą sobą, że miała dni (a właściwie noce), w których myślała nad tym, jakby mogło wyglądać jej życie, gdyby spróbowała się zmienić. Nie było to nic wielkiego i zdarzało się naprawdę rzadko. Zawsze jednak szybko zostawiała ten temat i nigdy nawet nie próbowała zrobić czegokolwiek, żeby przekonać się na własnej skórze. Może bała się tego wszystkiego, co mogłoby przyjść, gdyby zdjęła ze swego serca żelazny pancerz. Pod osłoną niedostępnej, odosobnionej i, co najważniejsze, niezbyt uroczej młodej dziewczyny czuła się o wiele bezpieczniej. Jej zachowanie było jej tarczą obronną, jednak teraz ona opadła. Straciła swoje zabezpieczenie, a przynajmniej w pewnym stopniu. Musiała się starać, aby utrzymać całą tą otoczkę, aby żyć tak, jakby w jej życiu nic nie uległo zmianie. Niestety jednak uległo i to wielkiej, wyrzucając do śmieci wszystkie wartości, jakimi kierowała się dotychczas i pozostawiając ją samą na lodzie. Musiała nauczyć się żyć na nowo, z tym wszystkim, co pojawiło się w jej życiu. Miała wrażenie, że stąpa po cienkim lodzie i jeden nieostrożny ruch, a ona straci wszystko. A za nią, ciężkimi krokami, kroczyła Alma Coin, jednak wciąż tylko od Griffin zależało, czy pozwoli się utopić, czy będzie iść dalej i dążyć do wygranej.
Słysząc jego słowa spróbowała się uśmiechnąć. Wiedziała, że miała być to forma żartu, sama ostatnio nadużywała tej formy wypowiedzi odnoście Igrzysk, jednak wolała nie myśleć o tym, iż mógłby trafić do więzienia. Choć może nie powinna, to chciała, aby ją oglądał. Aby swoim wzrokiem i myśleniem o niej podtrzymywał ją na duchu. Nie myślała jeszcze o tym, że zobaczy ją, gdy będzie zadawała śmiertelny cios któremuś z trybutów ani o tym, że ujrzy, jak sama otrzymuje taki cios. Gdy chwycił jej dłonie, delikatnie splatając ze swoimi, uśmiechnęła się trochę szerzej mając nadzieję, że wreszcie skończyli. Miała mu do powiedzenia coś jeszcze, ostatnią rzecz, aby mogli poświęcić resztkę wspólnych chwil tylko i wyłącznie sobie.
- No właśnie, nie masz na nie wpływu – powiedziała spokojnym głosem, patrząc mu prosto w oczy. Chciała jak najszybciej zakończyć ten temat i ponownie zobaczyć, jak się uśmiecha – Niektóre rzeczy nie zależą od nas. I chociażby nie wiadomo jak nam się wydawało, że mogliśmy coś zrobić, tak naprawdę jest inaczej. Coś się wydarzyło, ponieważ miało się wydarzyć. Może przyniesie nam jakieś korzyści, a może ból i cierpienie, ale nauczymy się czegoś nowego. Będziemy bogatsi w pewne doświadczenia. Nie możemy cofnąć czasu i zmienić przeszłości – uśmiechnęła się, będąc w lekkim szoku, jak udało jej się wypowiedzieć te słowa. Nie były one przyporządkowane do typowej Mayi, którą zna większość. Nie były też przeznaczone dla wszystkich. Jednak Tyler nie był wszystkimi, on jako jedyny zasługiwał, aby otrzymać choć część z jej serca i duszy.
Gdyby teraz ktoś zapytał ją o definicję szczęścia, właśnie to posłużyłoby jej za przykład. Niby nic nieznaczące chwile, obecność jednej osoby, która wprowadza odrobinę światła do jej życia. Dotyk ciepłych dłoni, palce splecione z jej i poczucie bezpieczeństwa. Ta chwila była jej szczęściem i chciała ją zapamiętać na zawsze. Nawet z kłótniami, przez które przeszli tamtego dnia. Z nutką melancholii, która wdarła się nieproszona między nich, ze słowami, które na swój sposób przynosiły ból. Było idealnie i choć on nie był typowym księciem, a ona nie zamierzała nakładać korony, była szczęśliwa. Może i nie miała własnej bajki, pięknego pałacu ani opowieścią zakończoną typowym „i żyli długo i szczęśliwie”, ale przecież nie było jej to potrzebne. Było dużo pierwszych razów i przyszedł jeszcze kolejny – pierwszy raz nie pragnęła niczego więcej od życia, niż obecności chłopaka i miejsca w jego sercu.
Kiedy Tyler wyplątał dłonie z uścisku na twarz brunetki wskoczyło zdziwienie, które powiększyło się jeszcze bardziej, gdy usłyszała jego następne słowa połączone tą stanowczą i poważną miną. Choć była święcie przekonana, iż chłopak żartuje, nie miała pewności, co powinna zrobić. Postawił ją nad wyborem pomiędzy rzuceniem się mu na szyję, a zejściem naburmuszoną z jego kolan i przekonaniu się, czy będzie zamierzał jakoś ją udobruchać, co wcale mogło nie być takie łatwe. Może i się zmieniła, ale większość nawyków pozostała ta sama.
Przekrzywiła lekko głowę, marszcząc brwi i delikatnie przygryzając wargę, starając się znaleźć jakieś porządne wyjście z tej sytuacji.
- Hmm… no cóż – powiedziała odrobinę wyższym głosem, rozglądając się dookoła, jakby szukała odpowiedzi na ścianach łazienki. Starała się powstrzymywać od uśmiechu, kiedy znów zwracała swój wzrok w jego stronę – Sama nie wiem… - mruknęła podobnym, sztucznym tonem, udając, iż naprawdę nie jest przekonana do decyzji, którą zamierzała zaraz podjąć – Dobrze więc – powiedziała i niemal natychmiast, powoli pochyliła się w jego stronę tak, aby wyglądało to na próbę pocałowania go. Zatrzymała się jednak na kilka milimetrów od jego ust, uśmiechając się z satysfakcją. Mogła poczuć jego ciepły oddech na swojej twarzy i nagle jej serce znów przyspieszyło, uderzając w nienaturalnym rytmie. Ogarnęła ją przyjemna fala ciepła i miała nadzieję, iż Tyler nie sprawi, że ta chwila skończy się szybko – Masz jeszcze chwilę, żeby sobie przypomnieć – wyszeptała prosto w jego usta i zaczęła, zdecydowanie w zbyt powolnym tempie, zsuwać się z jego kolan, uśmiechając się przy tym tajemniczo. Najwidoczniej zawsze musiała utrudniać każdą sytuację.
Powrót do góry Go down
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 EmptyPią Wrz 05, 2014 12:00 pm

Czuł się odrobinę zmieszany, słysząc tak mądre i dojrzałe słowa, które zwykle należały do niego, a tym czasem padały ze strony Mayi. Podczas tych paru wspólnych miesięcy zdążył przywyknąć do roli moralizatora – starszego wiekiem i bardziej doświadczonego mężczyzny upominającego swoją małą, niesforną przyjaciółkę. Dość często miał okazję tłumaczyć jej pewne zjawiska, wskazywać dobre rozwiązania, a czasem po prostu wysłuchiwać i mówić, co o tym myśli. Oczywiście nie wyglądało to tak pięknie jak w tych wszystkich książkach, kiedy uczeń poddaje się mistrzowi i spija z jego ust każdą radę. Zacznijmy od tego, że Tyler często bawił się w nauczyciela nieświadomie. Miał w zwyczaju mówić, co myśli, a że w gruncie rzeczy starał się być dobrym człowiekiem, dbającym o najbliższych, zdarzało się, że prawił dziewczynie wykłady będące po prostu jego własnymi przemyśleniami, które, miał nadzieję, mogły pomóc trybutce. Niestety zwykle nie przynosiło to żadnych skutków. Krnąbrna i przeświadczona o swojej samowystarczalności dziewczyna miała za nic słowa chłopaka, puszczając je mimo uszu. Często też powodowały one bezsensowne i długie kłótnie, bo, nie dość, że ich zdania były zwykle podzielone, ona nie lubiła być traktowana jak dziecko, które trzeba poprowadzić za rękę. Może faktycznie coś w tym było, bo Tyler do tej pory nie potrafił wyrzucić z głowy obrazu Mayi jako nastolatki. Fakt, dzieliła ich różnica wieku, ale tylko niewielka. Chyba bardziej chodziło o styl bycia. Czasem kojarzyła się mu z buntowniczką, na każdym kroku podkreślającą swoją niezależność. I jeszcze to, że tak bardzo lubiła się kłócić… W pewnym sensie, choć nie przyznawał się do tego, przypominała mu siebie. Oczywiście bez tej całej otoczki imprez oraz alkoholu. Tyle że od tego czasu minęło prawie 10 lat, podczas których może i naprawdę był tylko głupim nastolatkiem uważającym, że wszystko wie lepiej i mającym za nic zdanie osoby starszej, ale w jej wieku już dawno pożegnał się ze swoją nienawiścią do świata, grzecznie siedział w szkole, planował przyszłość i rozwijał zainteresowania. Tymczasem ona mieszkała sama, pracowała jako kelnerka i czerpała radość z uprzykrzania życia kolejnym osobą. Co prawda była dorosła, miała prawo sama decydować o swoim życiu, ale jemu wydawało się, że za szybko rozwinęła skrzydła. Być może spowodowała to też rebelia, która w końcu oswobodziła ją spod kontroli znienawidzonego ojca i chęć zwrócenia na siebie uwagi. Tak czy tak po prostu czuł się w obowiązku mieć na nią oko. Nawet teraz, kiedy lada moment Igrzyska miały zmienić ją nie poznania, myślał o niej jak o kolejnym biednym dzieciaku, podczas, gdy sam uratował się od losowania 3 latami życia.
Kiedyś dużo czasu spędzał na myśleniu, jak niewiele trzeba, aby zmienić czyjeś życie. W Panem nawet data urodzin mogła cię uratować. Jednak niezaprzeczalnie największy wpływ na życie ludzkie ma człowiek. Można twierdzić, że miało się o pecha, nie sprzyjała aura, ale w większości przypadków będzie to głupie okłamywanie samego siebie, którego celem jest zamknięcie buzi dręczącym wyrzutom sumienia. To właśnie człowiek kontroluje, dokonuje wyborów, obiera ścieżki, a potem ponosi konsekwencje. Jaki byłby inny powód, dla których tak wiele osób od początku stworzenia rasy ludzkiej pcha się do władzy?
Zdarza się też, że oddziałujemy na siebie nieświadomie. Tyler nigdy nie widział żadnych przemian u Mayi. Zawsze zdawało mu się, że jest z tych, którzy twardo stoją przy swoim i nie zdradzają własnych przekonań aż do śmierci. W tej chwili nie mógł się na nią napatrzeć – to nie była ta sama ironiczna dziewczyna chociażby jeszcze sprzed kilkudziesięciu minut. Lód w sercu trybutki stopniał ja za sprawą magicznej różdżki, uśmiechała się, nie odtrącała go, nie wyśmiewała. Kiedyś wydawało mu się, że gdyby dotknął ręki przyjaciółki, okazałaby się przerażająco zimna. Teraz właśnie to robił – trzymał palce luźno splecione z jej, a mimo to czuł ciepło, jakie biło od dłoni. Czy przez całe życie posiadała tę drugą twarz, ale skutecznie ukrywała ją przed resztą świata? Jeśli tak, musiała być świetną aktorką, co właściwie nawet się zgadzało. A jednak chciał też wierzyć, że po części to jego zasługa. Pragnął być powodem, dla którego miałaby codziennie wstawać szczęśliwa, dla którego chciałaby wrócić do domu. Skoro udało mu się odsłonić przed nią uczucia i nie zostać odesłanym z kwitkiem, wszystko było możliwe, prawda?
Maya, zgodnie z zasadami fizyki, również oddziaływała na Tylera, choć jego przemiana zaczęła się trochę wcześniej. Dzięki niej z dnia na dzień czuł się silniejszy. Często swoimi słowami oraz czynami nieświadomie pomagała mu w poukładaniu własnego życia. No i wprowadzała do niego odrobinę szaleństwa oraz adrenaliny, co było przyjemną odmianą po nudnym dniu spędzonym w warsztacie. Z czasem, z milczącego, zamkniętego w swoim świecie, znów stał się bardziej otwarty i przyjacielski. No i niezaprzeczalnie nauczył się, żeby nie brać wszystkiego do siebie oraz bycia jeszcze bardziej upartą osobą, a także miliardu sposobów na wyprowadzenie kogoś z równowagi.
Teraz też na niego wpływała, ale trochę w inny sposób. Kiedy krzyczała, jego poziom irytacji automatycznie wzrastał, dlatego właśnie początek tej rozmowy wcale nie przyniósł niczego dobrego. Dopiero kolejne słowa – o wiele bardziej ciche i spokojne - sprawiły, że znów myślał racjonalnie. Może była to tylko kwestia zszarganych nerwów, a może chęć wzmocnienia emocjonalnej więzi, ale dopasowywał się do tonu, gestów i spojrzeń Mayi. Nie myślał o tym, robił to automatycznie. Gdy wypowiedziała kolejne słowa, uśmiechając się, nie mógł pohamować tego lekkiego drgnięcia kącików ust, choć nieszczególnie miał na to ochotę. Właściwie to nawet się z nią nie zgadzał. Próbowała wmówić mu, że istnieje przeznaczenie i że to wszystko ma do czegoś zaprowadzić. Trochę jakby uważała, że są elementami wielkiego planu jakiegoś bóstwa, podczas gdy on twierdził, że nie ma nikogo takiego. Jeśli bóg by istniał, czy potrafiłby patrzeć spokojnie na powolny upadek tego świata? Czy nie powinien już dawno odebrać człowiekowi wolną wolę, skoro swoimi czynami krzywdził już nie tylko siebie, ale i innych?
To nie był dobry czas ani miejsce na takie wywody i nie miał ochoty dłużej kontynuować tematu jego winy. Kolejna podobna dyskusja wydawała się bezsensem w obliczu czasu, jaki im pozostał. Zresztą nie mógł też pozbyć się wrażenia, że jak na jeden dzień wystarczy rozmawiania o uczuciach. W tej chwili już wystarczająco czuł się przed nią odsłonięty i nie było to absolutnie nic przyjemnego. Podświadomie nadal obawiał się, że wygłupił się z tym wszystkim, choć przecież nie spotkał się z wyśmianiem i odrzuceniem. Chyba za bardzo przyzwyczaił się do niczym niewzruszonej, nie wierzącej w miłość Mayi. Jednak coś tam udało mu się poruszyć. Kiedy mówił, że nie pamięta o żadnej obietnicy, zauważył, że jej twarz zmieniła się. Zdziwienie? Zawód? Przecież była wystarczająco bystra, musiała wiedzieć, że się zgrywa. Przechyliła głowę, marszcząc brwi, przez co wyglądała tak uroczo, że z miejsca mógłby roześmiać się i zamknąć ją w swoich ramionach. Powstrzymał się, oczekując kolejnych reakcji.
Wiedziała, tak jak się spodziewał. Była o wiele lepszą aktorką od niego i kiedy niepewnie rozglądała się po łazience, prawie jej uwierzył. Prawie, bo znali się już trochę czasu. Z kolei kompletnie go zaskoczyła tym nagłym zbliżeniem. W ostatniej chwili przygotował się na pocałunek z uśmiechem triumfu. Już nawet przymknął oczy, ale nic się nie wydarzyło. Otworzył je, gdy ponownie się odezwała, nie kryjąc zaskoczenia i zawodu malującego się na twarzy. Czuł jak powoli zsuwa się z jego kolan, ale nic z tym nie zrobił. Skoro ona podjęła się tej gry, on też nie zamierzał odpuścić. Zaplótł ręce na wysokości klatki piersiowej i przez chwilę udawał, że się zastanawia. – No dobrze, pomyślmy. Czy chodzi o te wakacje w Czwórce po twoim powrocie? – zapytał, posyłając jej pytające spojrzenie, ale po chwili sam odpowiedział sobie na to pytanie. – Nie, to byłoby bez sensu. Musi to być coś z dzisiaj – dodał, nadal ją obserwując śmiertelnie poważnie. Nie zatrzymywał Mayi ani na moment, dalej robiąc zamyśloną minę. Był ogromnie ciekaw, jak daleko będzie w stanie się odsunąć. – Hm, hm. Wiem! Zdaje się, że obiecałem naprawić ci prysznic – rzucił, rozciągając usta w szerokim uśmiechu triumfu, ale nie ruszył się z mejsca, obserwując jwj twarz. Zaczekał aż będzie już prawie poza zasięgiem jego rąk i dopiero wtedy dokończył. – Ale myślę, że nic się nie stanie, jeśli przez jakiś czas będziesz używać wanny.
Kiedy wypowiedział ostatnie słowa, pochylił się i z trudem, napinając mięśnie, chwycił jej dłonie, nie pozwalając na dalsze zsuwanie się. Nie chciał ciągnąć ją za ręce, więc poprosił, aby przysunęła się bliżej, a gdy to zrobiła, ujął jej podbródek i pochylił ku swobie. Zamknął oczy, przez chwilę czerpiąc przyjemność tylko z bliskości - złączonych dłoni, twarzy przy twarzy, łaskoczących go włosów. Cała radość nagle gdzieś ulecia, pozostał tylko smutek. Odczuwał każdą ulatującą sekundę, każdy dotyk skóry. Najpierw złożył czuły pocałunek na czole dziewczyny, delikatnie gładząc ją przy tym po policzku i mimo, że był on ciepły, zimny dreszcz przebiegł mu po plecach. – Wygraj te Igrzyska – szepnął ze ściśniętym gardłem, po czym znów ją pocałował, ale tym razem w usta. Nie było to podobne do poprzedniego razu, kiedy ich wargi złączyły się w wesołym tańcu, złaknione siebie nawzajem, oczekujące na ten moment od dłuższego czasu. Tym razem czuł tylko gorycz rozstania i zawód. Próbował bezgłośnie przekazać jej, że ją kocha, że cały czas o niej myśli i chce jej powrotu. Przesuwał palce po plecach dziewczyny, wsłuchując się w ich oddechy. Odnaleźli wspólny rytm, który po chwili ogarnął też bicia ich serca. Przez głowy przemykały mu obrazy przeszłości, ich wspólne chwile, a zaraz po nich pojawiły się też wizje kolejnych dni. Pragnął wierzyć, że to jeszcze nie koniec, że są w stanie przetrwać tę rozłąkę, aby potem znów się połączyć. Na chwilę wyrzucił z głowy cały racjonalizm, pozwolił porwać się chwili, zatracić w niej. Wówczas nie istniało dla niego nic piękniejszego, ale zarazem bardziej bolesnego, niż ten moment.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 EmptyPon Wrz 08, 2014 12:03 am

Ludzie potrafią być naprawdę bezmyślni, nie doceniając tego, co otacza ich dookoła. Nie potrafią patrzeć, doszukiwać się szczegółów i ukrytych podpowiedzi, które, gdyby tylko zostały zauważone, doprowadziłyby ich do zupełnie innego miejsca. Innego punktu w życiu, w którym być może byliby szczęśliwsi. Maya też zaliczała się do tych osób. Nie obserwowała. Nie potrafiła tego robić, dopatrywać się rzeczy wyższych i ważniejszych. Może właśnie dlatego słowa Tylera, które wypowiedział, gdy jeszcze się kłócili, zrobiły na niej tak wielkie wrażenie. Nie zauważyłaś niczego wcześniej?  Nie zauważyła, ponieważ nie patrzyła dokładnie. Każde ich spotkania wydawały jej się najnormalniejsze, takie jak każde inne. Przyjaźnili się, owszem, ale dziewczyna nigdy nie patrzyła na Dawsona inaczej, niż na najlepszego i jedynego przyjaciela. Nie pomyślałaby nawet o tym, aby mogło zrodzić się między nimi coś więcej. Większość dziewczyn, kobiet, marzyła o wielkiej miłości, ślubie i dzieciach oraz ukochanym i idealnym mężczyźnie przy boku. Maya należała do mniejszości, mając kota, który jako jedyny był świadkiem przejawu jakichkolwiek nielicznych uczuć ze strony trybutki i dzięki temu była szczęśliwa. Względnie szczęśliwa, bo choć miała to, co wydawało jej się najpotrzebniejsze, w jej życiu brakowało wiele do tego, aby można je było nazwać spełnionym. Choć, oczywiście, jak dla niej wszystko było w porządku i nic, ale to nic by nie zmieniała.
Nie miała pojęcia, dlaczego pomyślała o tym właśnie w tamtym momencie. Powinna to w końcu zostawić daleko za sobą, skoro była szczęśliwa, ze zmienionym życiem, mocniej bijącym sercem i tym dziwnym ściskiem w żołądku, kiedy patrzyła na twarz Tylera. A właśnie, skoro już przy tym jesteśmy… Siedząc na jego kolanach miała okazję wyraźniej mu się przyjrzeć, czego nie robiła nigdy dotąd. Wodziła wzrokiem po jego twarzy. Miał ciemne włosy i brązowe oczy, które teraz lekko błyszczały. I uśmiech, naprawdę ładny, który sprawiał, że wargi dziewczyny same unosiły się w górę. Był przystojny i dziwiła się, że wcześniej tego nie zauważyła. Kolejna rzecz, którą przegapiła, tak bardzo skupiając się na samej sobie i utrzymaniu postawy zupełnie obojętnej. Co jeszcze przeleciało jej przed nosem, gdy ona zajmowała się wyśmiewaniem innych i kłótniami z przyjacielem?
Tyler nie był idealny. Wiedziała o tym dobrze, nawet za dobrze. Niektórzy ludzie uważają, że są rzeczy, o których woleliby nie wiedzieć. Ona cieszyła się tym, że wie, czasem może za dużo, czasem niepotrzebnie, ale była zadowolona. Nie czyniło jej to w żaden sposób wyjątkowej i nawet nie chciała się tak czuć. Jednak posiadanie tej wiedzy, świadomość, że oboje mieli dość… nieciekawą przeszłość była dla niej w pewien sposób pocieszająca. Może właśnie to pchnęło ich ku sobie? Nie miała pojęcia, przez cały ten czas, kiedy odkryła, że ich relacja zaczynała ewoluować zastanawiała się, jaki był sens w ich spotkaniu. Wtedy, zimną, przy murze odgradzającym Kwartał od Dzielnicy. Wówczas był nikim więcej niż zwykłym facetem, który napatoczył się na nią i przyczepił, nie pozwalając jej w spokoju wrócić do domu. A jednak nie było to bezsensowne. Doprowadziło ich do miejsca, w których ich drogi miały się rozejść, ale tym razem pozostawić w ich sercach coś więcej niż wspomnienie miłej relacji, przyjacielskich spotkań owianych głupimi kłótniami i wrażeniem, że ten fragment ich życia był jednym z najlepszych. Wizja tych kilku pocałunków, które dane im było przeżyć, spojrzeń i bliskości, która w tym krótkim momencie gdy byli razem sprawiała, że zapominali o całym świecie, będzie towarzyszyła Mayi przez całe Igrzyska. Tak długo, aż wygra i wróci do domu bądź przegra i sama stanie się jedynie wspomnieniem.
Kiedy po tym nagłym geście, który, tak jak się spodziewała, zbił chłopaka z tropu, brunetka odsunęła się nieznacznie, na jej twarz wskoczył uśmiech zadowolenia. Czyżby poczuł się zawiedziony i rozczarowany? Aż tak bardzo pragnął ponownie zasmakować jej ust? Roześmiała się cicho, tak, jak nie robiła tego nigdy w życiu. Naprawdę była szczęśliwa, zdobyła to, czego jej brakowało. Ostatni fragment układanki. Szkoda tylko, że w tym samym momencie inny, który powinien być przytwierdzony na stałe, powoli wysuwał się z całej konstrukcji. Ten najważniejszy, odpowiedzialny za podtrzymywanie wszystkiego ginął w oczach niespodziewanie szybko sprawiając, że dziewczyna w każdej chwili mogła zwalić się z nóg, rozsypując dookoła na drobne, niemożliwe do poskładania kawałki. Mimo to naprawdę doceniała te krótkie, ulotne momenty, starając się zbudować solidne wspomnienia, które będzie mogła przywoływać w myślach za każdym razem, gdy zacznie tracić nadzieję.
Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, coraz bardziej zsuwając się na chłodną porcelanę wanny licząc, iż Tyler w ostatniej chwili powstrzyma ją od tego czynu. Naprawdę nie chciała go puszczać, tracić tego kontaktu i zwiększać odległości między nimi. Nie byłaby jednak sobą, gdyby wszystko potoczyło się tak prosto i uroczo. On jednak nic nie zrobił, co więcej, zaplótł dłonie na klatce piersiowej i obserwował jej poczynania. Zaczął wypowiadać na głos swoje myśli, jakby starał się przedłużyć ten moment w nieskończoność i odegrać się na niej, wprowadzając cierpliwość dziewczyny na niezwykle kruchy ląd. Ona jednak nie reagowała, dalej robiła swoje, odsuwając się coraz bardziej do tyłu i starając się nie patrzeć prosto w jego twarz, aby nie wybuchnąć nagłym śmiechem i nie przerwać wykonywanej czynności zarzucając mu dłonie na szyję i zamykając usta w kolejnym pocałunku. Miała szczęście, iż była osobą o silnym charakterze i woli, inaczej już dawno poddałaby się jego urokowi. Kiedy znajdowała się za wysokości jego rzepek pozdrowienia dla Oli i ludzi z biol-chemu i już miała wylądować bezpośrednio w twardej wannie, poczuła, jak chwyta jej dłonie. Z uśmiechem zadowolenia i jednocześnie ulgi podniosła wzrok. Niemal od razu, gdy usłyszała jego prośbę, wróciła na swoje dawne miejsce, a jej serce wraz z żołądkiem zaczęły tańczyć jakiś dziwny taniec sprawiając, że znów czuła się jak zupełnie inna osoba. Miała wrażenie, że jeden z organów zaraz wyleci z jej piersi jak ptak i usiądzie na ramieniu Tylera. Gdy jego palce spotkały się z jej skórą, przez ciało przeszedł delikatny dreszcz, który szybko zamienił się w falę gorąca pochłaniającą ją całą. Jej twarz znowu była tak blisko jego, tym razem nie zamierzała tego przerywać. Czuła bijące od niego ciepło, które zlewało się z jej. W pewnym sensie byli jednością, dopełniali się nawzajem. Nie wiadomo czemu dziewczyna spoważniała, miała wrażenie, że na tej chwili ciąży ogromna waga. Było w tym coś wielkiego i odświętnego. Liczyła się każda pojedyncza sekunda.
W momencie, w którym usta chłopaka spotkały się z jej czołem, przymknęła oczy mając wrażenie, że jej serce powoli rozpada się na kawałki. Uderzyło w nią wszystko to, co ją czeka. Dlaczego akurat wtedy, kiedy była naprawdę szczęśliwa, w objęciach ukochanego? Jak przez mgłę usłyszała jego słowa. Wygrać Igrzyska. Niemożliwe, niemalże nie do osiągnięcia, a jednak musiała to zrobić. Nie chciała tego obiecywać, nie potrafiłaby złamać tej obietnicy. A jednak, jej usta otworzyły się same, wyszedł z nich cichy szept, drgającym lekko głosem. Chciała zapomnieć, postawić w swoim umyśle ścianę, która oddzielałaby ją od tego wszystkiego.
- Obiecuję – i znowu, tym razem jakby drobne kawałki rozdzierały jej skórę od środka. Czuła się tak, jakby rozpadała się w jego dłoniach. Taka łatwa do zniszczenia. Szybko jednak jego usta ponownie odnalazły jej, jakby droga była już wydeptana, dobrze znana i taka łatwa do przejścia. W tym pocałunku było jednak dużo bólu, zbyt dużo, jak na taki gest. Zapiekło ją pod powiekami, kiedy dotarło do niej, że może już nigdy tego nie poczuć. Jednak nie to było najgorsze, a świadomość, że może go zranić. Być kolejną osobą, przez którą będzie cierpiał i o której śmierć będzie się obwiniał. Dlaczego musiała czuć się tak okropnie? Kiedyś, kiedy te wszystkie uczucia były jedynie bajką, nawet nie pomyślałaby o bólu, jaki musi odczuwać Tyler. Bałaby się tylko o siebie, ponieważ była cholerną egoistką. No właśnie, była, bo coś się zmieniło.
Uniosła delikatnie dłonie, wplatając je w jego włosy. Czuła palce delikatnie muskające jej plecy i powoli znów odpływała, zatracając się w jego miękkich ustach i ciepłym dotyku. Wciąż jednak miała wrażenie, iż jest to pocałunek w obliczu śmierci. Rozpaczliwy, starający się przedłużyć życie o kilka kolejnych sekund. Zarazem był też piękny i niesamowity. Wiedzieli, co ich czeka, a mimo wszystko zgodzili się na cierpienie, które niosła ze sobą ta decyzja.
Szkoda, że wszystko nie może trwać wiecznie. Maya miała wrażenie, że czas przecieka jej przez palce, a razem z nim Tyler wymyka jej się z rąk. Był coraz dalej, choć przecież czuła go przy sobie, tak blisko a jednak tak daleko. Dzieliła ich ściana, której na pozór nie można było obalić. A jednak to robili, walczyli ramię w ramię. Wiedziała jednak, że to nie może się dobrze skończyć. Nie było możliwości, aby tak było. Dlatego zmusiła samą siebie do przerwania tej magicznej nici, nie urywając jednak kontaktu zupełnie. Pocałowała go po raz ostatni, powoli odrywając swoje usta od jego. Dłonie wciąż spoczywały w jego włosach, ponieważ była zbyt słaba. Musiała czuć go obok siebie, tylko to trzymało ją przy zdrowych zmysłach.  Pochyliła głowę niżej, a jej usta delikatnie musnęły jego szyję. Wtuliła w nią twarz, obejmując go ciaśniej ramionami i przyciskając swoje ciało do jego. Mogła poczuć dwa bijące serca. Dlaczego to wszystko musiało tak boleć? Rozstanie, które było już coraz bliżej. Miłość, której nie dane było jej porządnie doświadczyć. Chciała mu coś powiedzieć, nie mogła jednak znaleźć słów, które opisałyby to, jak się czuła.
Odsunęła się powoli, aby spojrzeć na niego, zatrzymując dłonie obejmujące jego szyję. Uśmiechnęła się, jednak nie było tam nic wesołego. Cała ta radość przygasła, mógł zobaczyć to w jej oczach. Na chwilę odwróciła wzrok czując, że jeśli będzie to trwało jeszcze dłużej pęknie, a łzy tłumione latami wyleją się rzewnym strumieniem pokazując, jak bardzo jest słaba i zagubiona.
Wiedziała, że to, co zamierza zrobić, będzie bolesne. Nie wiedziała jednak, że aż tak. Puściła go, wciąż nie patrząc na niego. Powoli, starając się go nie zdeptać, wyszła z wanny i stanęła boso na chłodnej posadzce. Nagle zrobiło jej się niezwykle zimno, okropny dreszcz wstrząsnął jej ciałem. Objęła się ciasno ramionami czekając, aż on pójdzie w jej ślady.
- Powinieneś już pójść – powiedziała, niemalże łamiącym się głosem, odważając się spojrzeć na niego – Ktoś mógłby się zorientować, że naprawianie prysznica nie trwa aż tyle – roześmiała się, starając zachować tą resztkę ciepła. Nie wiedziała, co miałaby więcej powiedzieć dlatego stała i czekała. Gdy w końcu, zapewne z wielkim bólem, ruszył w stronę drzwi, ona obserwowała mając wrażenie, że właśnie dotrwała do chwili, w której mogła obserwować swój upadek. W chwili, w której miał otworzyć drzwi i odejść, prawdopodobnie na zawsze, ona odzyskała utraconą wcześniej zdolność poruszania się i szybko podbiegła do niego, obracając w swoją stronę. Złamała się i gdyby widział to ktokolwiek z jej wrogów (a paru ich było) mógłby tryumfować. Objęła go ramionami i przytuliła głowę do jego piersi, aby zapewnić samą siebie, że to wszystko było prawdziwe.
- Wygram – szepnęła cicho prosto w jego koszulkę – Kocham Cię – dodała jeszcze ciszej zastanawiając się, czy to usłyszał. Słowa te brzmiały w jej ustach dziwnie, jakby nie na miejscu, ale czuła się zobowiązana w końcu mu to powiedzieć. Odsunęła się szybko, uśmiechając w swoim starym stylu. Poczuła się lepiej, naprawdę. Cały ten ból uleciał z tymi dwoma słowami i teraz znowu szczerzyła do niego zęby w wesołym uśmiechu, jak dziecko – A teraz już idź – powiedziała, kładąc mu dłoń w miejscu mostka i popychając lekko w stronę drzwi – Do zobaczenia za jakiś czas- dodała – wciąż się uśmiechając. Czy zaczynała już tracić zmysły, skoro tak bardzo cieszyła ją ta bolesna sytuacja?
|zt x2
Powrót do góry Go down
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 EmptyNie Wrz 14, 2014 8:36 pm

Centrum monitoringu

Wracając, zachowywał wszelkie środki ostrożności. Musiał być skupiony, rozglądać się. Wystarczył jeden fałszywy krok i pozmiatane. Zniszczyłby wszystko, nad czym tyle pracował. Nie mógł pozwolić, aby teraz poszły na marne te nieprzespane noce, wielogodzinne poszukiwania i zszargane nerwy. Nie wybaczyłby sobie tego. Jednak jeszcze bardziej nie chciał zawieść Mayi. Co prawda chwilowo nie miała o niczym pojęcia, ale czuł, że gdy już jej opowie, będzie zachwycona. Chyba mogą się trochę zabawić, prawda? Należało im się to, za Coin, Igrzyska i szanse, jaką odebrała już nie tylko im, ale wszystkim tym dzieciakom czekającym na jutrzejsze rozpoczęcie. Musiało im się udać. Cała akcja została zaplanowana w każdym szczególe, nie było mowy, aby ktoś skojarzył ich z tym zamieszaniem. A nawet jeśli, jemu i tak było wszystko jedno. Złapią go i wtrącą do więzienia? – Proszę bardzo. Z uśmiechem na twarzy i lekkością w sercu powita aresztujących go Strażników, celę, a może nawet członków plutony egzekucyjnego. Nie wyobrażał sobie siebie jako kolejnej zabawki pani prezydent. Jedyne, czego się obawiał to Griffin. Czy organizatorzy nie będą chcieli zemścić się w jakiś sposób na dziewczynie, kiedy wejdzie na arenę? Nadal chciał, aby miała równe szanse. Wierzył, że naprawdę byłaby w stanie wygrać i wrócić. Nie ważne, czy do niego, choć podświadomie na to właśnie liczył. Najważniejsza była jej wolność, a jeśli po tym wszystkim nadal będą mogli się spotykać, potraktuje to jako prezent od Losu.
W końcu znalazł się przed właściwymi drzwiami. Jakie się czuł? Przede wszystkim szczęśliwy, podekscytowany i odrobinę zdenerwowany. Zastanawiał się, czy miał wszystko, czy o czymś nie zapomniał. W głowie sprawdzał listę, odhaczał kolejne etapy swojego planu. Kiedy stwierdził, że zmierza w dobrym kierunku, uniósł rękę z zamiarem zapukania. Zdziwił się, kiedy, tak jak tamtym razem, nie zdążył tego zrobić, bo wrota otworzyły się pierwsze. Czyżby telepatia? Nie wziął tego za zły znak – wręcz przeciwnie. Dostał szansę, aby naprawić to, co spieprzył w dniu Dożynek i zamierzał unieść ciężar zadania. Widząc tak dobrze znaną mu buzię, uśmiech mimowolnie wykwitł na jego twarzy. Przez parę sekundy tylko na nią patrzył, a jego serce znów wybijało ten dobrze znany szybki rytm, przeznaczony tylko dla niej. Dopiero potem bezceremonialnie przekroczył próg, przechodząc do ogromnego salonu. – Wybierałaś się gdzieś? – zapytał, robiąc kolejny krok naprzód i rozglądając się szybko po pomieszczeniu. Chyba mieli sporo szczęścia, bo partner dziewczyny albo był bardzo aspołeczny albo również postanowił skorzystać z ostatniej nocy przed Igrzyskami. Nie ważne, w tej chwili liczyli się tylko oni i dopóki mieli wolną drogę, musieli chwytać okazję. Stwierdził nawet, że nie ma sensu marnować czasu na długie powitania, dlatego na razie utrzymywał między nimi nieduży dystans. Zresztą co chwilę, prawdopodobnie z nadmiaru emocji, przekładał w dłoniach swoją walizkę, której nie zamierzał odkładać, skoro lada moment i tak mieli wyjść.
- Przygotowałem dla ciebie niespodziankę – zaczął, uważnie przyglądając się dziewczynie. Chyba zaczynała dopadać go jakaś dziwna melancholia, bo starał się zwracać uwagę na jej gesty, słowa, mimikę. Chciał zapamiętać Mayę taką jak teraz – zaciekawioną, z rozpuszczonymi włosami, jasnym spojrzeniem mądrych, zielonych oczu, nieświadomą uśmiechu błąkającego się na ustach. Obiecywał sobie, że kiedy będzie oglądał ją na arenie, w głowie pozostanie mu obraz z tej nocy. Będzie widział w niej tę samą pyskatą, odważną dziewczynę, która nigdy nie bała się prawdy, chociażby najgorszej w świecie, i która wśród całej tej powierzchniowej nienawiści zachowała gorące serce. Zamierzał pamiętać też o innych drobnych szczegółach jak zamiłowanie do czytania, upodobanie sobie wycieczek do Kwartału oraz sposobu, w jaki przekrzywiała głowę, kiedy nad czymś myślała. Oczywiście było też uczucie, które podarowała jemu – ich mały fragment wieczności, własny skrawek nieba. Nie musiała być idealna. W tamtej chwili stała się wszystkim - jego świat zaczynał i kończył się przy niej. Tak bardzo chciał podejść i znów ją pocałować, poczuć jej wargi na swoich oraz to głupie szczęście wypełniające go od środka. – Miałem zamiar przynieść kwiaty, ale… - Westchnął wesoło, zerkając szybko na to, co trzymał w ręce. – Pomyślałem, że to nudne. Sama zobacz. – Położył ciężką walizkę na stół i otworzył ją przed nią. Przez chwilę obserwował, jak zmienia się wyraz twarzy trybutki i nie potrafił nie roześmiać się. Nie wiedział, czego się spodziewała, lecz najwyraźniej tym razem nie udało jej się rozwiązać zagadki. A jednak zaskoczenie Mayi wcale nie było takie trudne.
W końcu nie wytrzymał i lekko przyciągnął ją do siebie. Przez chwilę rozmasowywał jej ramię, nie mogąc przestać myśleć o tym, jak bardzo przez te parę dni będzie mu brakowało obecności Griffin. Zdał sobie sprawę, że w gruncie rzeczy tworzyli niezły duet, a na pewno wzajemnie się dopełniali.
Nachylił się, opierając swoją głowę o jej. Przez chwilę trwali tak w ciszy – ramię przy ramieniu, policzek przy policzku. Czuł ciepło skóry i włosy pachnące lawendowym szamponem. Kolejny fakt do zapamiętania. – Gotowa na resztę?

Stanowisko zaplatania węzłów, tworzenia pułapek i kamuflażu praktycznie, a wyjaśnienie pojawi się w poście
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 EmptyNie Wrz 14, 2014 8:49 pm

|z nicości
Dziewczyna stanęła przy swoim łóżku, rozglądając się po apartamencie i starając zapamiętać i przypomnieć sobie wszystko, co wydarzyło się od chwili przybycia do Ośrodka. A właściwie od momentu, w którym jej nazwisko pojawiło się na ekranie telewizora.
- A więc to już wkrótce – powiedziała sama do siebie, siadając na miękkim materacu i zastanawiając się, jakie to będzie uczucie. Umierać, nie czuć nic poza bólem. Czy będzie się bała, kiedy śmierć spojrzy jej w oczy, chwyci za rękę i poprowadzi ze sobą w nicość. Czy znajdzie w sobie tyle siły, aby się uśmiechnąć, powitać ją jak przyjaciela i stwierdzić, że niczego w swoim życiu nie żałuje? Teraz nie potrafiła tego powiedzieć. Podniosła się z łóżka chcąc wykorzystać ostatni wieczór względnej wolności, zamierzając ubrać się i wykraść skądś trochę jedzenia. Nie żeby napełnienie swojego żołądka było rzeczą, którą pragnęła uczynić przed śmiercią, jednak w tym miejscu, sama, nie miała zbyt wielu możliwości. Miała nadzieję, że nie natknie się na jakiegoś Strażnika, który zawróciłby ją w połowie drogi obdarzając pogardliwym spojrzeniem. Żałowała, że nie ma z nią Tylera, bo gdyby miała wybrać osobę, z którą spędziłaby ten wieczór, byłby nią on i tylko on.
Wszystko to było dla niej tak nowe… Uczucie, o którym już dawno zdążyła się przekonać, w które nigdy nie wierzyła, teraz zawładnęło jej sercem i umysłem tak, że nie potrafiła uwolnić się od wizji jego twarzy i dotyku miękkich ust. Chciała, aby to poprowadziło ją przez Igrzyska, aby jego głos towarzyszył jej na każdym kroku, motywując do walki i do powrotu do domu.
Powoli, starając się nie narobić hałasu, przeszła do salonu i zatrzymała się przed drzwiami, kładąc powoli dłoń na klamce i uchylając drzwi, spodziewając się zobaczyć tam pusty, oświetlony światłem lamp korytarz. Prawda okazała się jednak inna i przez chwilę serce zabiło jej mocniej, mając wrażenie, że wpadła prosto na jednego z pracowników Ośrodka. I tak bardzo się nie pomyliła, ponieważ tym, który stał za drzwiami był Tyler we własnej osobie, uśmiechający się do niej jakby właśnie rozpakował świąteczny prezent. A może to ona była jego prezentem? Wszedł do apartamentu, mijając lekko zszokowaną brunetkę, na której twarzy również wykwitł delikatny uśmiech.
- Właśnie zamierzałam ukraść trochę żarcia, zakopać się w pościel i obejrzeć komedię romantyczną użalając się nad własnym losem – rzuciła jak zwykle ironicznie, jednak wciąż śmiejąc się do chłopaka. Gdy go zobaczyła miała wrażenie, że serce wyrwie jej się z piersi i wskoczy w jego dłonie, jednak mimo to nie zrobiła żadnego ruchu – Po cichu liczyłam na jakieś lody, dzięki wielkie za pokrzyżowanie planów – podeszła bliżej i rzuciła zaciekawione spojrzenie na trzymaną w jego dłoni walizkę, która najwyraźniej powstrzymywała go od czulszego przywitania się z dziewczyną. Na wzmiankę o niespodziance jej oczy lekko zabłysły (chociaż nic nie mogło przecież zastąpić jej wspaniałego planu) i czekała ze zniecierpliwieniem, aż wreszcie raczy się nią podzielić. Kiedy w końcu położył przedmiot na stole i otworzył, ukazując Mayi jego wnętrze, jej mina musiała być naprawdę zabawna, ponieważ roześmiał się obserwując jej reakcję. Przyglądała się wszystkiemu przez chwilę, jednak z tego rozumiała, dlatego zwróciła twarz w stronę chłopaka z zamiarem zapytania go o szczegóły. Nie zdążyła jednak tego uczynić, ponieważ on szybkim ruchem przyciągnął ją do siebie. Roześmiała się i gdy zadał jej pytanie, na które odpowiedź była raczej oczywista
Musiała przyznać, że przez chwilę, kiedy odkładała wszystko na swoje miejsce, ani przez chwilę nie pomyślała o radowaniu się faktem spędzenia z nim swoich, prawdopodobnie ostatnich, dni wolności. Jednak w chwili, w której poczuła, jak przyciąga ją do siebie, to wszystko powróciło i zdała sobie sprawę, iż naprawdę tam jest. Ogarnęło ją przyjemne ciepło, gdy jego dłoń delikatnie rozmasowywała jej ramię. Uśmiechnęła się, delikatnie, kiedy opierał swoją głowę o jej. Będzie za tym tęsknić na arenie, ale postanowiła na zapas jeszcze o tym nie myśleć. Ma trochę czasu, zdąży się pozamartwiać, a na razie większą część jej umysłu zajmowało rozmyślanie nad dość niekonwencjonalnym prezentem, który sprawił jej Dawson. A być może bardziej nad jego przeznaczeniem, które stanowiło niemałą zagadkę dla Griffin, gdy jeszcze chwilę temu patrzyła na wnętrze walizki starając się ułożyć w głowie odpowiednie pytanie. Jeszcze zanim przyciągnął ją do siebie doszła do wniosku, iż zapewne w swoim czasie on sam pokusi się o jakieś wyjaśnienia, dlatego pozwoliła, zarówno sobie jak i jemu, nacieszyć się tą ulotną chwilą bliskości, chcąc na jak najdłużej zapamiętać obraz jego twarzy i uśmiech, którym ją obdarzał.
- Jasne, że jestem gotowa –wyszeptała, lekko podnieconym głosem, odsuwając się kawałek i chwytając jego dłoń, dając jednocześnie znak, że mogą już ruszyć dalej. Cokolwiek zaplanował, ona i tak najbardziej cieszyła się z faktu spędzenia z nim choćby kilku minut.
|w ślad za Tylerem
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Maya Griffin & Selvyn McIntare   Maya Griffin & Selvyn McIntare - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 

Maya Griffin & Selvyn McIntare

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2

 Similar topics

-
» Selvyn McIntare
» Selvyn McIntare
» Maya Griffin
» Maya Griffin
» Maya Griffin

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Ośrodek Szkoleniowy :: Kwatery Trybutów-