IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Jackson Blomwell - Page 3

 

 Jackson Blomwell

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next
AutorWiadomość
the pariah
Jackson Blomwell
Jackson Blomwell
https://panem.forumpl.net/t2040-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1030-jackson
https://panem.forumpl.net/t1301-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1026-better-forget-it
https://panem.forumpl.net/t1029-jackson
Wiek : 20
Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce
Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyWto Sie 13, 2013 2:40 pm

First topic message reminder :

Jackson Blomwell - Page 3 Galeria_we_dwoje_5
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the pariah
Jackson Blomwell
Jackson Blomwell
https://panem.forumpl.net/t2040-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1030-jackson
https://panem.forumpl.net/t1301-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1026-better-forget-it
https://panem.forumpl.net/t1029-jackson
Wiek : 20
Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce
Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyNie Gru 29, 2013 7:49 pm

Potworne chwile, kiedy walczył ze sobą, żeby znów się nie otworzyć. Żeby nie pozwolić emocjom ukazać się na twarzy. Nie pokazać, jak bardzo raniła go jej gra. A przecież też grał. Ukrywał się za maską, nie był wcale tak opanowany. Nie był szczęśliwy, cokolwiek znaczyło to słowo. Słuchał jej słów, nie mając pojęcia, co powiedzieć. A jednak Sansa miała o wiele więcej szczęścia od niego. Nie musiała walczyć o przetrwanie w bidulu. Później przyszło coś w rodzaju olśnienia. Doskonale wiedział, jak chciałby żyć, gdyby dostał wybór.
- Nie okłamuj jej. To najgorsze, co możesz jej zrobić. Opowiadaj jej o matce. Mów, że jest w niebie. W piekle, gdziekolwiek wierzysz, że jest. Nie nazywaj mamą siebie, poczekaj, aż sama zechce tak do ciebie mówić. Możesz być ciocią, ale cokolwiek by się działo, nie ukrywaj prawdy - powiedział cicho, ale spokojnie, ukrywając czający się gdzieś w sercu ból. Jemu też nie mówiła wszystkiego. Myślała, że nie zauważy cieni pod oczami? Przeraźliwej bezsilności, malującej się na twarzy.
- Pieprzyć ludzi. Nie wiedzą, co znaczy stracić wszystkich - dodał, przesuwając palcami po kubku. Potrzebował kawy, a nie herbaty.
- Nawet nie wiesz, jaka jesteś odważna. Ile ty w ogóle masz lat? - zapytał, orientując się, że wie tylko, że na pewno poniżej dwudziestu, była sporo młodsza od niego, a już wychowywała dziecko. On nawet nie miał w rękach czegoś młodszego niż trzy lata.
- Będzie cierpiała, jeśli ty nie zbierzesz się do kupy. Nie pozwól, żeby zniszczyła ci życie - powiedział, zapominając w tym momencie kompletnie o małej. Ciągle widział przed oczami twarz Jazz, mimo, że wzrok wlepił w blat. Nie potrafił na nią spojrzeć. Za dużo mówił. Mówił o sprawach, o których nie miał zielonego pojęcia. Mówił, żeby jej pomóc, podświadomie wiedząc, że ma rację. Że nie jest tak okropnym przyjacielem, jak myśli. Że wcale go nie znienawidziła.
- Mogę się nią czasem zająć - wypalił po chwili.
Idioto, zabijesz takie maleństwo.
Ludzie łagodnieją przy dzieciach. Ja wyobrażam sobie Jacksona trzymającego w rękach maleństwo, przerażonego, ale delikatnego i raczej ostrożnego. On widział, jak mała wypada mu z rąk, a on nie wie nawet, jak ją podnieść.
- Wiesz, że większość dnia spędzam w domu.
Coraz bardziej się rozluźniał. Nie otwierał, ciągle próbował trzymać nerwy na wodzy, nabrał "sił" po wcześniejszych wybuchach w samotności. Po kolejnych kryzysach, nachodzących go z dnia na dzień z nową siłą. Dopóki nie pojawiła się jego Udręka i Lekarstwo w jednym. Kolczatka była tylko odskocznią, to Jasmine stanowiła ostoję.
- Wszyscy wmawiają mi, że mam siostrę. A ja nie wiem o tym, jeśli to prawda, bo nie chce mi się wierzyć, nie, to nie może być prawda... Nieważne. Nie poznałem jej, bo ktoś mnie kiedyś okłamał mówiąc, że nie mam nikogo. Nie wiem, jak wyglądała mama. Nie wiem, czy mam oczy po ojcu - skończył, znów dziwiąc się własnym przemyśleniom. Czy za nimi tęsknił?
Zaległa cisza. Krępująca, niezręczna cisza.
Jej dłoń chwyciła jego palce, zacisnęła się na nich w geście tonącego, chwytającego się ostatniej deski ratunku. Oddalali się od siebie mimo szczerości słów. Gesty mówiły więcej. Ranił Jazz i ranił siebie. Dlaczego?
Podniósł wzrok i spojrzał jej prosto w oczy. Bał się, że zobaczy w nich niechęć, złość. Ale był tylko strach, ale i jakby determinacja. Ze świstem wciągnął powietrze do płuc i długo wpatrywał się w jej twarz. Kilka sekund rozciągnęło się w wieczność. Z trudem budowane mury chwiały się, kiedy Jack odwzajemnił ten niespodziewany uścisk i pogładził wierzch jej dłoni.
- To Ty zachowuj się normalnie. Proszę. To mnie boli, Jackson. Nie... nie zachowujmy się tak, jakbyśmy się nie znali.
Pokiwał głową, ale nie potrafił odpowiedzieć. Na wojnie mógł być stanowczy i bezwzględny. Teraz stał się bezbronny jak dziecko.
- Spróbuję - szepnął, spuszczając głowę. Odetchnął kilkakrotnie po czym wstał i podszedł do krzesła Jasmine. - Nie wiem, co znaczy normalnie. Strasznie się pogubiłem - dodał, nadal trzymając ją za rękę. Ale chcę, żebyś była szczęśliwa. Uśmiechnij się wreszcie! Niepewnie objął ją jednym ramieniem, po czym puścił jej drobną dłoń i przyciągnął bliżej. Uniósł ją kilka centymetrów nad podłogę i wtulił twarz w jej włosy. Obiecuję.
Mury runęły. Odetchnął z ulgą. Zza chmur wyłoniło się słońce. Blade, chore, ale świecące swoim zwykłym, jasnym blaskiem. Pytanie, czy to nie była cisza przed burzą.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyWto Gru 31, 2013 4:37 pm

Spróbowałam się uśmiechnąć. Wpatrując się w parującą herbatę z największym możliwym skupieniem, wbijając w nią wzrok z największą siłą, na jaką było mnie stać, zmusiłam kąciki ust do uniesienia się do góry. Przecież powinnam była czuć się szczęśliwa, prawda? Wszystko przebiegło dokładnie po mojej myśli. Mogliśmy być przyjaciółmi, mogliśmy znów być ze sobą szczerzy, byliśmy pewni swoich uczuć wobec siebie, wszystko mogło być jak dawniej.
Ale czy na pewno?
Coś jednak uległo zmianie, coś, co sprawiało, że trzęsły mi się ręce i że gdzieś głęboko we mnie zakorzeniło się to straszliwe, bolesne uczucie straty. Nie powinien był mnie całować. Nie powinien był przekraczać tej delikatnej, subtelnej granicy, za którą czułam się taka bezpieczna. I ja nie powinnam była jej zacierać, udawać, że nigdy nie istniała. Chciałam mu pomóc. Chciałam, żeby czuł się szczęśliwy. Chciałam, żeby przestała go przytłaczać jego przeszłość. Ale poszłam za daleko, znowu. Zawsze za bardzo się angażowałam, żeby potem cierpieć. To był błąd. Nie powinnam była nawet siadać na tej przeklętej ławce. Jego pocałunek był miękki i delikatny, ale był zły. Pod każdym względem zły. Nie sprawił, że cokolwiek poczułam. Nic, oprócz bólu i rosnącej złości, chociaż nie powinnam była tak się nią unieść. Nie tylko Jackson zniszczył tamtą relację, ja też miałam w tamtym swój ogromny wkład. I kiedy siedzieliśmy w tej kuchni, blisko, ale jednocześnie tak strasznie daleko, bałam się, że już nigdy nie będzie tak, jak dawniej.
-Ja też nigdy nie miałam matki, wiesz? Zostawiła mnie. Zabrali ją. Ojciec też mnie zostawił. Miałam tylko brata, dziadka i swoją samotność. Niezbyt sprzyjające środowisko.- Wymamrotałam, a potem parsknęłam cichym śmiechem, chociaż dość pozbawionym wesołości.- Ale masz rację. Nie będę ukrywać przed nią prawdy. Zasługuje na to, żebym była z nią szczera. Dziękuję.
Dodałam jeszcze, już głośniej, a potem uniosłam wzrok, chcąc, żeby zobaczył, że powiedziałam to szczerze.
-A co do Twojej siostry... Zawalcz o nią, Jack. Ty też zasługujesz na prawdę. Jeśli ona naprawdę jest Twoją siostrą, nie daj jej odejść. Rodzina musi trzymać się razem.- Powiedziałam jeszcze po chwili zdecydowanym, pewnym siebie głosem, bo mówiłam zgodnie z własnymi poglądami.
Ulga.
Ogromna, zalewająca mnie ulga, kiedy odwzajemnił uścisk dłoni, a potem przygarnął mnie i przytulił. Odwzajemniłam uścisk, uśmiechając się lekko, chociaż nie mógł tego zobaczyć.
-My jesteśmy normalni. Ty jesteś normalny.-Odparłam, odrywając głowę od jego ramienia.- Nawet, jeśli myślisz, że jest inaczej.
Potem ostrożnie odsunęłam się od niego, posyłając mu tym razem szerszy i bardziej szczery uśmiech.
-I mam siedemnaście lat.- Odparłam łagodnie, odpowiadając na jego wcześniejsze pytanie.- Tylko, albo aż siedemnaście, jak wolisz.
Dodałam, nie przestając się uśmiechać z nadzieją, której nie potrafiłam ukryć, nie przed nim.
Powrót do góry Go down
the pariah
Jackson Blomwell
Jackson Blomwell
https://panem.forumpl.net/t2040-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1030-jackson
https://panem.forumpl.net/t1301-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1026-better-forget-it
https://panem.forumpl.net/t1029-jackson
Wiek : 20
Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce
Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptySro Sty 01, 2014 4:25 pm

Oboje byli samotni i opuszczeni. Oczywiście Jasmine miała przyjaciół, Jackson nie znał takiej relacji. Nie umiał bezgranicznie zaufać nikomu poza trzymaną w ramionach dziewczyną. Nie był nieszczęśliwy, właściwie sam nie wiedział, co dokładnie czuł. Na pewno ulgę, naiwnie miał nadzieję, że Jazz będzie potrafiła znów mu zaufać.
- Nie wiem, czy jest mi do czegoś potrzebna. Nie znam jej - odpowiedział, przywołując w myślach obraz rudowłosej. Przypominał sobie, pamiętał już całe spotkanie, to, jak oddała mu papiery, wszystko. Ale nadal trudno było mu uwierzyć. Miała głos i włosy matki. Więcej nie wiedział. Miał zamiar pogrzebać w jakichś archiwach, ale... Po co? Skoro miał siostrę, to wiadomość o śmierci rodziców równie dobrze mogła być fałszywa. Nie chciał myśleć, że żyje w kłamstwie. Nie aż takim.
- Boziu, jaka małolata! - powiedział, kręcąc głową. A zaraz potem zaśmiał się cicho i zmierzwił jej włosy. Jackson Blomwell żartował, wygłupiał się, chyba miał coś nie tak pod kopułą. Nie zachowywał się tak. Pokręcił głową z rozbawieniem, po czym usiadł na swoim krześle i wypił pół herbaty duszkiem. Troszeńkę go suszyło...
- Muszę pamiętać, żeby nie proponować ci alkoholu - dodał, spoglądając na nią znad kubka z uśmiechem. Czuł, jakby twarz wyginała mu się w dziwny sposób, dawno się nie śmiał. Powinien, trochę endorfin jeszcze nikogo nie zabiło.
- Za dużo gadam, czego mi tu dosypałaś? - zapytał, opierając głowę na rękach. Delikatnie mówiąc, miał kaca. Kaca mordercę. Podrapał się po głowie i odgarnął włosy z czoła. Przydałby się fryzjer. Naprawdę? Miał w nosie swój wygląd, nie zależało mu na tym, nie musiał się podobać.
Co ja gadam... Może jeszcze nie wytrzeźwiałem.
- A Sansę możesz tu podrzucić. Położę ją na krześle i będę udawał, że znam się na dzieciach - dodał od niechcenia, uderzając się w myślach w twarz za swoją głupotę.
Wybacz długość i jakość, noworoczny brak weny. xD I czasu. Jackson Blomwell - Page 3 2380363597
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyCzw Sty 09, 2014 8:01 pm

Przepraszam za poślizg. ;___;

Uśmiechnęłam się pokrzepiająco, po czym rzuciłam cicho.
-Nie będę Cię do niczego nakłaniać, Jack, bo to, co zrobisz, leży w Twoich rękach. Ale jeśli to naprawdę Twoja siostra, to... możesz to jeszcze odzyskać. Dom. Rodzinę. Wszystko, czego Ci brakowało, tak jak mówiłeś.- Potem westchnęłam jeszcze i delikatnie ścisnęłam jego dłoń.- A jeśli nie, wciąż masz drugą siostrzyczkę, małą, irytującą Jazzy, starczy Ci za dwie.
Rodzeństwo. Nienawidziłam tego słowa, bo budziło we mnie sprzeczne emocje, bo jednocześnie miałam ochoto gorzko się roześmiać albo usiąść i płakać za czymś, co straciłam. Za Drake'iem. Za moim braciszkiem, który może nie był idealny i przez większą część czasu spędzaliśmy osobno, nieustannie walcząc ze sobą nawzajem, to przecież był moją najbliższą rodziną. To on szarpał mnie za warkoczyki i to on bawił się ze mną w berka, to on zaniósł mnie na rękach przez całe piętro, kiedy upadłam i rozbiłam kolano, to on przybiegł w nocy, kiedy w wieku dziewięciu lat płakałam i krzyczałam ze strachu przy kolejnym koszmarze, i to on gładził mnie wtedy po włosach obiecując, że to był tylko zły sen. I czasami straszliwie za nim tęskniłam.
-Tak samo, jak ja mam Ciebie, braciszku.- Powiedziałam szybko, hamując galopujące myśli. Potem roześmiałam się cicho.
-Już prawie zapomniałam, że jest pan taki stary, proszę pana.- Odparłam z rozbawieniem, po czym zacmokałam cicho.- A co do alkoholu... Po kieliszku albo dwóch już o niczym nie będziesz pamiętał.
Potem roześmiałam się cicho, pokazując, że tylko żartowałam. Kiedy wspomniał o Sansie, uśmiechnęłam się lekko.
-Możesz kiedyś do nas wpaść i wreszcie ją poznać.- Oznajmiłam zdecydowanym tonem, kiwając głową na potwierdzenie swoich słów.
Powrót do góry Go down
the pariah
Jackson Blomwell
Jackson Blomwell
https://panem.forumpl.net/t2040-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1030-jackson
https://panem.forumpl.net/t1301-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1026-better-forget-it
https://panem.forumpl.net/t1029-jackson
Wiek : 20
Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce
Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyPią Sty 10, 2014 10:26 pm

- Nie jestem jej potrzebny - odpowiedział tylko. Brakowało mu rodziny, faktycznie. Ale to było kiedyś, kiedy był mały, zasmarkany i zagubiony. Teraz miał kaca i nadal był cholernie zagubiony. Odruchowo pogładził jej dłoń. Coraz częściej łapał się na takich "zwykłych" gestach. Przy niej. Naprawiła jakąś część Jacksona. Kochał ją całym sercem, chociaż nie chciał, a nawet nie umiał się do tego przyznać. Skoczyłby za nią w ogień, ale nadal nie był świadomy swoich pomieszanych uczuć. Chciał tylko jej szczęścia, nieważne z kim, nieważne w jaki sposób. Byle już nigdy nie musiała płakać, byle nikt nigdy nie podniósł na nią ręki, bo wyrwałby mu ją przy samym tułowiu. Albo i jeszcze niżej. Mogła być nawet jego siostrą. Mogła przestać się do niego odzywać. Chciał mieć ją przy sobie, a jednocześnie wierzył, że sama stałaby się szczęśliwsza.
Krótko mówiąc, zrobiłby wszystko.
Pokiwał głową i posłał jej krzywy uśmiech. Za dużo gadał. Ona za dużo mówiła. Za dużo emocji wokoło, które powinny palić go żywym ogniem, a sprawiały tylko, że czuł przyjemne ciepło.
- Na zawsze - szepnął, spuszczając wzrok. Nie był pewien, czy słyszała. Nie był pewien, czy chce, żeby słyszała. Bo kiedy przywiązujemy się do ludzi, zaczynamy się o nich martwić. I mamy gdzieś to, że zadzwonią zdecydowanie za późno ze swoimi problemami, a my po prostu staramy się podnieść ich na duchu. Mimo własnego bólu. Cierpimy podwójnie. Cieszymy się podwójnie. Czy to właśnie miłość?
- Żadnego picia. Chociaż klin klinem by się przydał - odpowiedział, podchodząc do lodówki, żeby wziąć sobie karton mleka. Wykończył go jednym haustem, wyrzucił do śmietnika i starł samotną kroplę, która pojawiła się na podłodze. Prawie jak nerwica natręctw. Pojawiła się w sumie po rebelii. Dzięki temu jego mieszkanie lśniło.
- Też możesz wpaść... Znaczy wy... Wiesz - powiedział nieskładnie, bębniąc palcami obu dłoni o blat. Bolała go głowa, ale i tak by nie zasnął. A nawet jeśli, męczyłby się przez kilka godzin, żeby wstać w jeszcze bardziej zirytowanym nastroju, niż normalnie.
Oparł nogi na szczebelku krzesła i odgarnął z czoła potarganą grzywkę. Niepewnie podniósł wzrok na Jasmine, po raz kolejny jej podkrążone oczy i lekko zapadnięte policzki.
- Ale jak jeszcze raz przyjdziesz tu w takim stanie, to spiorę tego faceta - warknął, znów spuszczając głowę. Nie zasługiwał na nią. Nikt na nią nie zasługiwał, chyba że gdzieś kiedyś urodził się ideał bez skazy. Ktoś, kto byłby w stanie uchronić ją od całego zła tego świata. Na pewno nie on. Nie Jackson Blomwell. Nie ten śmieć, za którego się uważał.
- Wiesz, że nie żartuję - wyszeptał, zaciskając dłonie w pięści.
Oddychaj, idioto.
Nabrał powietrza. Wydech. Wdech. Rozluźnienie palców. Wydech.
Nienawidził tej części siebie. Nie chciałby, żeby kiedykolwiek była świadkiem napadu agresji.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyPią Sty 17, 2014 5:34 pm

Przepraszam za poślizg. ;_____;

-Pamiętaj, że są osoby, którym jesteś potrzebny- rzuciłam zdecydowanym tonem, łapiąc jego spojrzenie i przetrzymując je na tyle długo, żeby był w stanie odczytać wszystko, co chciałam mu przekazać. Prośbę, żeby nigdy w to nie wątpił, nadzieję, że między nami wszystko już na zawsze miało być w porządku, i przywiązanie, troskę, która w jego towarzystwie wydawała mi się czymś niemalże naturalnym od czasów spotkania w sali. Dokładnie pamiętałam siedzącego wtedy w kącie łóżka chłopaka o ciemnych włosach opadających na czoło i chmurnym spojrzeniu ponurych, niedostępnych oczu. O dziwo, mimo wszystkich plotek, które krążyły o nim na korytarzach, ani przez chwilę się nie bałam. Wiedziałam, że pod skorupą nieugiętego i oschłego żołnierza kryje się druga natura, znacznie delikatniejsza i trudniejsza do okazania, przez tyle lat zagłuszana przez tą pierwszą. Kiedy widziałam jego twarz po tym całym czasie, czułam przyjemną dumę. Zmienił się. Na dobre. Przestał próbować nieustannej walki z samym sobą i odpuścił. Nie całkowicie, ale to i tak był niesamowicie wielki postęp.
-W tym ja.- Dodałam jeszcze po chwili, przywołując na usta uśmiech, który nie opuścił mojej twarzy, kiedy Jackson skierował się w stronę lodówki po mleko. Cieszyło mnie oglądanie go w normalnym, być może nawet szczęśliwym stanie.
-Jasne, dzięki, będę pamiętać- odparłam, wciąż z uśmiechem na twarzy, który przygasł nieco dopiero po jego następnych słowach.
-To nie tak- rzuciłam natychmiast, zadzierając nieco głowę, ale zaraz skarciłam się w myślach za własną głupotę. Wyciągnęłam rękę i ujęłam jego dłoń, gładząc ją delikatnie tak długo, aż całkowicie rozluźnił zacisk palców.- Jackson, proszę. To nie jego wina. To tylko ja i moja głupota, okej? Ben nie zrobił mi żadnej krzywdy. Po prostu muszę się nauczyć, że moje szczęście niekoniecznie równa się jego szczęściu.
Dodałam jeszcze, ponownie przywołując na usta uśmiech, chociaż tym razem nieco bardziej krzywy i niepewny. Kiedy całkowicie rozluźnił dłoń, splotłam swoje palce z jego palcami i delikatnie zakołysałam naszymi złączonymi rękoma, żeby następnie cofnąć swoją z ulgą, że z jego twarzy zniknęła złość.
Powrót do góry Go down
the pariah
Jackson Blomwell
Jackson Blomwell
https://panem.forumpl.net/t2040-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1030-jackson
https://panem.forumpl.net/t1301-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1026-better-forget-it
https://panem.forumpl.net/t1029-jackson
Wiek : 20
Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce
Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyPon Sty 27, 2014 10:33 pm

- Mów, co chcesz. Coś mu zrobię, jeśli jeszcze raz cię skrzywdzi - powiedział zaciętym głosem, czując delikatny dotyk jej palców na swojej dłoni. Uspokajała go. Miał ochotę przyciągnąć ją do siebie, co odkrywał z coraz większym zdziwieniem. Ale chciał też jej szczęścia, którego nie mogła zaznać przy jego boku. Pogodził się z tym. Pękło mu serce, ale nie potrafił jej ranić.
- Jeśli nie jest ciebie wart, powinien o tym wiedzieć - dodał, odsuwając się dalej. - Chcesz jeszcze herbaty? - zapytał, stojąc do niej plecami. Wziął kilka głębokich wdechów i nalał wody do czajnika. Kilka kolejnych i był spokojny. Odwrócił się do Jasmine i uśmiechnął się smutno. Wyglądał jak mały chłopiec, którego ktoś zasmucił, a on nie chciał tego po sobie pokazać.
- W końcu muszę być dobrym starszym bratem - szepnął, całkowicie godząc się z zaistniałą sytuacją. Musiał, nie miał wyboru. Kochał Jasmine. Inaczej, niż ona jego. Odgarnął włosy z twarzy i podszedł do blatu, po czym niepewnie usiadł koło młodej kobiety. Miała siedemnaście lat i tyle problemów. Nie chciał, żeby została takim samym wrakiem jak on. Musiało jej się udać.
- Mamy popieprzone życie, nie? - powiedział lekko, kiedy czajnik wydał z siebie pierwszy gwizd.
Szare, gówniane i do dupy, Blomwell - dopowiedział w myślach. Minimum kultury przy tej konkretnej damie.
Zalał herbatę, odstawił, umył dwa poprzednie kubki, starł blat, podłogę, wrócił do Jasmine, po czym objął ją jedną ręką i przyciągnął do siebie.
Wyciągnę cię z tego, maleństwo.
- Chyba lubisz siedzieć w kuchni - stwierdził starając się zaśmiać.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptySro Sty 29, 2014 9:42 pm

-Nie skrzywdzi- odparłam zdecydowanym tonem, zwracając w jego stronę poważne, pewne spojrzenie.- Proszę, nie martw się o mnie więcej, Jack. Dam sobie radę, naprawdę.
Dodałam po chwili, przywołując na usta lekki uśmiech. Cieszyłam się, że zgodził się ze mną zostać pomimo tego, że nie mogłam mu dać tego, czego pragnął. Bałam się, że stracę przyjaciela, ale tylko zyskałam brata, z którym w końcu mogłam być absolutnie szczera i ta świadomość niezwykle mnie uspokajała.
Na jego następne słowa westchnęłam cicho i pokręciłam głową.
-Nieprawda, Jack.- Rzuciłam w jego stronę, lekko marszcząc brwi.- Z nas dwojga to ja nie jestem warta jego. Zostawiłam go, nie pamiętasz? Pozwoliłam mu wyjechać na front i to był błąd.
Potem uśmiechnęłam się lekko, niepewnie i ponownie delikatnie pogładziłam go po dłoni.
-Nie mówmy o tym, nie chcę, żeby było Ci przykro z mojego powodu- dodałam szybko na wydechu, odwracając wzrok z nadzieją, że zrozumiał.
-A co do herbaty, to chętnie.- Odparłam jeszcze z uśmiechem, a kiedy usiadł koło mnie uciekłam wzrokiem w okolice szafki.
-Mamy, Jackson- dorzuciłam niepewnie, a potem westchnęłam cicho.- Ale mamy też siebie.
Kiedy wspomniał o bracie, w odpowiedzi tylko przytuliłam na chwilę głowę do jego ramienia. To był trudny temat, zarówno dla niego, jak i dla mnie, i oboje potrzebowaliśmy czasu, żeby się z nim oswoić. Potem ze śmiechem spytał mnie o kuchnię i ja również parsknęłam cicho.
-Lubię- przyznałam, uśmiechając się do niego.- Twoja jest taka ładna, zadbana, i zawsze pachnie kawą.
Dodałam, z zadowoleniem wyczuwając w powietrzu dobrze znany, subtelny aromat.
Powrót do góry Go down
the pariah
Jackson Blomwell
Jackson Blomwell
https://panem.forumpl.net/t2040-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1030-jackson
https://panem.forumpl.net/t1301-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1026-better-forget-it
https://panem.forumpl.net/t1029-jackson
Wiek : 20
Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce
Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyPią Sty 31, 2014 7:14 pm

- Nie zwalaj winy na siebie - odpowiedział ciepło. Nie umiał ocenić sytuacji racjonalnie, przemyśleć jej obiektywnie. Była ona i jej cierpienie. Nikt inny się nie liczył.
- Nie przejmuj się mną, poradzę sobie. Zawsze sobie radzę - dodał ciszej, przypominając sobie każdy moment, w którym myślał, że nie podoła. Kiedy błagał o śmierć. A jednak za każdym razem podnosił się z podłogi, przeklinając, ochlapywał twarz zimną wodą i okładał lodem obolałe od walenia w ścianę dłonie. Brał kilka głębokich wdechów, czasem znienawidzone leki i jako tako wracał do obowiązków. Albo wsiadał na motocykl i pędził przez miasto, pokazując środkowy palec wszystkim, którzy stanęli mu na drodze. Biegał, męczył się i pocił, krzyczał, wył, kiedy nikt nie słyszał. Nie musiała wiedzieć. Nie powiedziałby jej o tym.
Masz mnie. Już do końca - pomyślał, kiedy oddała uścisk.
Bredzisz, idioto - dodał zirytowany głos w jego głowie.
Cichy śmiech Jasmine był jak muzyka dla uszu. Długo oczekiwane ukojenie. Uśmiechnął się do niej, unosząc kubek. Zasalutował jej herbatą, po czym upił kilka łyków. Napiłby się z nią wódki, ale po pierwsze, miał już i tak niezłego kaca, po drugie, miała dopiero siedemnaście lat. A to tym bardziej wyzwoliło w nim opiekuńcze uczucia w stosunku do niej.
Jesteś głupi, jeszcze się na tym przejedziesz.
- Bo sprzątam - parsknął w odpowiedzi, mając na myśli wręcz pedantyczne porządki za każdym razem, kiedy cokolwiek się wylało lub wysypało. Wyjątkiem bywało wnętrze lodówki, czasami dbała o nie Sunny. Ta, która tak bardzo go irytowała, jednocześnie bojąc się przyznać, co tak naprawdę myśli.
- Nie toleruję burdelu - dodał, wzruszając ramionami i uśmiechając się krzywo.
Przegrał bitwę o jej serce. Ale wygrał wojnę, bo mimo tego została przy nim. Na co miał więc narzekać?
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptySro Lut 12, 2014 8:20 pm

Od zawsze lubiłam jego uśmiech.
Czynił jego twarz zupełnie inną, taką... ciepłą, przyjazną. Rozświetlał mu duże, przepastne oczy, zwykle pełne przytłaczającego smutku, iskierkami radości. Dopiero uśmiechnięty Jackson wyglądał jak młody chłopak, bo przecież miał tylko dwadzieścia lat, a bagaż jego doświadczeń spokojnie mógł wystarczyć dwukrotnie starszemu mężczyźnie. Czasem miałam wrażenie, że istnieje dwóch Jacksonów- ten kochany, troskliwy, czasem może wręcz nadopiekuńczy chłopak z ciepłym, przyjaznym głosem, z którym pijałam herbatę i który potrafił się śmiać, żartować i psuć mi fryzurę z szerokim uśmiechem. Ale był też drugi Jackson- smutny, poważny, melancholijny, z przygnębionym spojrzeniem, które próbował ukrywać przed światem, z ciężką walizką wspomnień, z odmalowaną na twarzy złością na samego siebie. To był Jackson, którego poznałam wtedy w ośrodku, sto, albo nawet tysiąc lat temu. Kochałam obu Jacksonów, ale wolałabym, żeby ten drugi nie istniał. Chciałam, żeby Jack był szczęśliwy, tylko tyle- albo aż tyle? I zamierzałam pomóc mu w osiągnięciu celu.
-Wiem, że zawsze sobie radzisz- skwitowałam tylko, uśmiechając się lekko.- Tylko proszę, nie próbuj nieść całego świata na swoich ramionach. Masz mnie. Mogę Ci pomóc. Chcę Ci pomóc. Przecież wiesz. Po prostu mi pozwól, to wbrew pozorom wcale nie jest takie trudne.
Dodałam łagodnie, a potem uniosłam dłoń i odruchowo potargałam mu czuprynę ciemnych, lśniących włosów.
W odpowiedzi na jego uwagę wydęłam usta, udając urażoną.
-Ja też sprzątam- rzuciłam energicznie, żeby po chwili dodać.- Chyba po prostu brak mi Twojego talentu.
Potem zaśmiałam się cicho, a moje myśli automatycznie pomknęły na chwilę w kierunku mieszkania, które dzieliłam z Nickiem i z Sansą. Po chwili, co było dziwne nawet dla mnie, poczułam jakieś ukłucie na myśl o jej jedwabistych włosach i lśniących zaciekawieniem oczach. Chyba się stęskniłam.
-Tęskniłeś kiedyś za kimś?- Rzuciłam mimochodem, jeszcze nie do końca oderwana od swoich myśli, a potem zerknęłam na Jacksona znad kubka parującej herbaty, rzucając mu pytające spojrzenie.
Powrót do góry Go down
the pariah
Jackson Blomwell
Jackson Blomwell
https://panem.forumpl.net/t2040-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1030-jackson
https://panem.forumpl.net/t1301-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1026-better-forget-it
https://panem.forumpl.net/t1029-jackson
Wiek : 20
Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce
Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptySro Lut 26, 2014 9:30 pm

Dwa tygodnie? Jejku, przepraszam Cię. ;___;
- Poradzę sobie, Jasmine - odpowiedział łagodnie, spoglądając jej w oczy. Była zbyt delikatna, żeby mi pomóc, a on nawet od niej tego nie chciał. Będzie ją chronił, dopóki starczy mu sił.
Dotyk jej dłoni był w pewien sposób kojący. Póki tu była, nie mogło stać mu się nic złego, jakkolwiek paradoksalnie by to nie brzmiało.
- Umieram w bałaganie, mam alergię - zaśmiał się cicho. Zaskakująco łatwo przychodził mu przy niej śmiech. Tak naturalnie, jakby od zawsze była w jego życiu. I jakby na zawsze miała w nim pozostać. Dlatego pytanie cholernie zbiło go z tropu, wolałby nie odpowiadać. Zwłaszcza, że jednym z jego problemów była nieumiejętność nazywania uczuć.
Spuścił wzrok i zaczął nerwowo bawić się palcami. Cisza przedłużała się z minuty na minutę, kiedy starał się sformułować jakąkolwiek odpowiedź.
- Ściskanie w żołądku, niepokój, nerwowość, mętlik w głowie? - zapytał cicho, przywołując na myśl wszelkie odczucia związane z nieobecnością Jazz. Z brakiem wiadomości od niej. Ale nie tylko to. Czy Jackson kiedykolwiek tęsknił za rodziną? Za chłopakami z jednostki?
- Więc tak, chyba tak... Za kim tęsknisz? - dodał, decydując się zmienić temat. Nie zrobił tego, bo nie chciał rozmawiać. Po prostu coś, może intuicja, podpowiedziało mu, że nie warto tego ciągnąć.
Nie mógł dopuścić do tego, żeby znowu była smutna.
- Głodna? - rzucił po chwili, kiedy jemu samemu zaczęło nieźle burczeć w brzuchu. Może z nerwów, a może po prostu dlatego, że od doby nie miał w żołądku niczego poza alkoholem i innymi płynami.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyNie Mar 02, 2014 8:11 pm

-Poradzę sobie, Jasmine.
Uniosłam lekko jedną brew i zacisnęłam usta w wyrazie niezadowolenia. Następnie przewróciłam oczami, żeby zaraz dorzucić oskarżycielskim tonem:
-Jesteś uparty jak osioł, Jack, chociaż chyba o tym wiesz, prawda?- Ale nie mogłam się zbyt długo gniewać, nie na niego. Nie na mojego braciszka. Jeszcze przez chwilę utrzymałam na twarzy grymas skrajnego niezadowolenia, żeby potem rozluźnić się lekko i posłać mu nieco karcący, ale pomimo tego wciąż wesoły uśmiech. Doskonale wiedziałam, jak ciężko przychodziło chłopakowi mówienie o jego uczuciach albo proszenie o pomoc, kiedy nie potrafił poradzić sobie sam ze sobą. Dlatego już od początku naszej znajomości starałam się być zawsze blisko, tak, żebym mogła sama widzieć, kiedy potrzebował pomocy, rady, albo chociaż krzepiącego uścisku dłoni. Do tej pory jakoś dawałam sobie radę z tym zadaniem, ale zaczęłam się też bać, że od czasów pocałunku coś nieodwracalnie się zmieniło. I chociaż usilnie starałam się zagłuszyć cichy, złośliwy głosik, że w naszej relacji nic nie miało już być jak dawniej, jego echo wciąż krążyło gdzieś w mojej podświadomości, nie dając o sobie zapomnieć. Postanowiłam jednak zrobić mu na złość i nie zrezygnować z przyjaźni z Jacksonem. Był dla mnie zbyt ważny. Zbyt mocno mnie potrzebował i ja zbyt mocno potrzebowałam jego jako przyjaciela.
-To chyba pozytywna cecha- odparłam, również parskając cichym śmiechem. Czasem podziwiałam jego wytrwałość w dokładnym sprzątaniu całego mieszkania, do czego ja nigdy nie miałam zbyt wielkiej cierpliwości.
-Ściskanie w żołądku, niepokój, nerwowość, mętlik w głowie?- Skinęłam lekko głową, przyglądając mu się z uważnym skupieniem i odrobiną strachu, że nasza rozmowa zboczyła na dość niebezpieczny tor, postanowiłam jednak mu nie przerywać, tym bardziej, że to przecież ja wspomniałam o tęsknocie.
-Więc tak, chyba tak... Za kim tęsknisz?
-Za Benem. Za bratem. Za przyjaciółmi. Czasami też za Tobą.- Dodałam pod koniec, uśmiechając się lekko. Wtedy telefon w mojej torebce odezwał się cichą melodią. Uśmiechnęłam się przepraszająco i szybko wyciągnęłam go z kieszeni.
-Muszę wracać do Sansy. Przepraszam, Jack. Zjedz coś beze mnie, dobrze?- Poprosiłam jeszcze, a potem wsunęłam telefon do torebki. Przestąpiłam kilka niepewnych kroków, a potem podeszłam do niego i przytuliłam go, szybko, nieco ostrożnie. Potem wspięłam się na palce i delikatnie pocałowałam go w policzek, żeby po chwili znowu przytulić go krótko.
-Miło było Cię znowu zobaczyć, Jack. Naprawdę.- Dodałam jeszcze, żeby po chwili uśmiechnąć się szczerze, szczęśliwa z powodu odzyskania mojego przyjaciela.

//zt, chyba, że Ala chce coś jeszcze dodać. <33
Powrót do góry Go down
the civilian
Alice Cox
Alice Cox
https://panem.forumpl.net/t1463-alice-cox
https://panem.forumpl.net/t2857-w-krainie-czarow#44143
https://panem.forumpl.net/t1464-alice-cox
https://panem.forumpl.net/t1475-swiadectwo-szalenstwa
Wiek : 20 lat
Zawód : Śpiew jej pracą! A dorywczo: kelnerka

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyPon Mar 03, 2014 9:12 pm

Tyle słów... Tyle myśli... Tyle planów...
Przestąpiłam z nogi na nogę i westchnęłam cicho rozglądając się po ulicy.
Naprawdę tego chciałam! Chciałam go poznać! Musiałam mu podziękować. Za wszystko.
...Za życie.
W szpitalu powiedzieli mi, że on mnie uratował. Przejął z rąk żołnierzy Kapitolu. Nie pamiętałam tego. Niestety. Zresztą, jak większości mojej przeszłości. To co było tkwiło w mojej głowie jako kilka niewyraźnych, zamglonych obrazów. Nie miałam czego rozpamiętywać, nad czym się martwić.
No może poza faktem, iż, parę chwil temu, podczas rozmowy telefonicznej, padła tak smutna wiadomość. Jak miała z nim porozmawiać, skoro Jackson nie lubił ludzi?
Przygryzła wargę zamyślona.
Och, Alice, weź się w kupę i rusz na górę. Najwyżej cię oleje.
- Tak, zdecydowanie - mruknęłam pod nosem, zupełnie nie przejmując się zdziwionym spojrzeniem przechodnia, po czym poprawiłam pasek od torby na ramieniu i ruszyłam przed siebie rezolutnym krokiem.
Fakt, iż drzwi na klatkę schodową były otwarte uznałam za dobry znak. Może to i głupie, ale dzięki temu poczułam, że, nie koniecznie, jestem tutaj jakoś skrajnie niechciana. A to dodało mi wiary w siebie i nadało większego entuzjazmu moim działaniom. Uśmiechnęłam się zatem wesoło, wspinając się szybko po stopniach, na dobrą sprawę nie mogąc się doczekać, kiedy w końcu z nim porozmawiam. Przecież, zawdzięczałam mu tak wiele.
Zatrzymałam się pod drzwiami na których widniał numer taki sam jak ten w podanym mi wcześniej adresie. Nie dając sobie nawet chwili na rozmyślenia, zapukałam. Co ma być to będzie.
Powrót do góry Go down
the pariah
Jackson Blomwell
Jackson Blomwell
https://panem.forumpl.net/t2040-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1030-jackson
https://panem.forumpl.net/t1301-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1026-better-forget-it
https://panem.forumpl.net/t1029-jackson
Wiek : 20
Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce
Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyPią Mar 21, 2014 8:38 pm

opóźnienie godne kary ><
1. Przed przeskokiem - Jasmine
Właściwie nie chciał jej wypuszczać. Chciał, żeby została z nim tutaj już na zawsze, ale musiała wracać. Siedemnastoletnia dziewczyna wracała do swojego dziecka. Które pewnie będzie wychowywać z Benem - mężczyzną, który skrzywdził ją tak, że Jackson miał ochotę mocno przemeblować mu uzębienie. Nie robił tego tylko ze względu na nią, wybrała Benjamina, a on nie mógł nic z tym zrobić. Nie chciał niszczyć jej szczęścia, życia, już i tak wystarczająco w nim namieszał. Nie myślał o tym w ten sposób, ale być może popełnił największy błąd, wpuszczając ją do swojego serca. Była jego największą siłą i słabością jednocześnie. Nigdy nie gościło w nim tyle sprzecznych emocji, co w ciągu ostatnich tygodni. Co z tego, że za nim tęskniła? Co z tego, że go kochała, skoro były to zupełnie innego typu uczucia.
Na jego miejscu tęskniłabym za pustką w sercu, ale to tylko takie luźne spostrzeżenie, nie trzeba się nim przejmować.
- Dziękuję - zdołał tylko szepnąć, tuląc ją do siebie na pożegnanie. Oddalali się od siebie, pozornie wszystko wróciło do normy, tak naprawdę nic nie było już w porządku. Mieli tylko nadzieję, że z czasem sprawy same się wyprostują i ułożą w logiczną całość.
- Ja p******** - dodał, wracając do pokoju i rzucając się na kanapę. To był kolejny długi dzień...

2. Po przeskoku, czyli teraźniejszość, wiosna. <3
Wyciągnął rękę w stronę błękitnego nieba, przysłaniając oczy dłonią. W Trzynastce tak bardzo brakowało mu słońca, że kiedy opalił się trochę na pierwszej misji, od razy zaczęła schodzić mu skóra z nosa.
- Chłopaki, nie lenić się, to ćwiczenia, a nie piknik! - wrzasnął dowódca, a grupa młodzików momentalnie poderwała się na równe nogi i zasalutowała. Siódmy dzień szkolenia poza dystryktem, z dala od ciemnych murów. Jackson dopiero teraz rozumiał, co onzacza słowo "klaustrofobia". Tak właśnie się czuł, wracając z tego typu zajęć.

Obudził się, kiedy jeden z promieni słońca błysnął prosto w jego twarz. Podniósł się, starając się przypomnieć, dlaczego zasnął w czasie szkolenia, to niedopuszczalne... Przeciągnął się i otworzył oczy, powoli przyjmując do wiadomości, gdzie jest. Kapitol. Dzielnica rebeliantów. Tak bardzo brakowało mu bycia prawdziwym żołnierzem, że czasami nie wytrzymywał w mieszkaniu.
kilka(naście) godzin później, wieczór
Do jego uszu dotarło ledwo słyszalne pukanie. Kto w tych czasach nie używał dzwonka? Może ktoś, kto bardzo się wahał...
Odstawił kubek z kawą na blat i ruszył w kierunku przedpokoju, oświetlonego teraz jedynie słabym światłem z salonu.
- No już - mruknął, przekręcając klucz w zamku. Za ciemno. Jedną ręką nacisnął na klamkę, drugą na włącznik lampy, nie zwracając początkowo uwagi na osobę, która znajdowała się tuż za progiem jego mieszkania. Drobna blondynka wyglądała na niezdecydowaną. Przez moment chciał trzasnąć drzwiami, nie słuchając żadnych tłumaczeń, ale coś go powstrzymało. Wspomnienie, niezwykle wyraźne. Znał tę twarz, sylwetkę... W końcu to on oddał ją w ręce rebeliantów. Pamiętał każdy szczegół tamtego strasznego dnia. Ktoś mógłby powiedzieć, że ją uratował, on potraktował to tylko jako obowiązek, element pracy. Zrobił, co powinien, wielkie halo.
- Co tu robisz? - zapytał cicho, spokojnie, wcale nie ze złością, odrobinę marszcząc brwi. Nie zirytowała go, zaciekawiła. Było zdecydowanie za późno na wizyty, inaczej już na pewno wróciłby do środka, ale obudziły się w nim jakieś ludzkie uczucia, nie mógł wystawić jej na ciemną ulicę. Nawet w Dzielnicy bywało niebezpiecznie.
Powrót do góry Go down
the civilian
Alice Cox
Alice Cox
https://panem.forumpl.net/t1463-alice-cox
https://panem.forumpl.net/t2857-w-krainie-czarow#44143
https://panem.forumpl.net/t1464-alice-cox
https://panem.forumpl.net/t1475-swiadectwo-szalenstwa
Wiek : 20 lat
Zawód : Śpiew jej pracą! A dorywczo: kelnerka

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptySob Mar 22, 2014 7:58 pm

Zniecierpliwiony pomruk, dźwięk przekręcanego klucza. Przestąpiłam z nogi na nogę i wstrzymałam oddech czekając aż drzwi, w końcu, się otworzą. Czując rosnący stres i zakłopotanie. Co ja mu właściwie powiem? Co zrobię jeśli mnie nie pamięta? Przecież... byłam tylko jedną z wielu obcych osób, które musiały przewinąć się w jego życiu podczas rebelii. Zwykłym, nic nie znaczącym, cywilem.
Zacisnęłam jedną dłoń w pięść wbijając paznokcie w skórę w próbie uspokojenia.
Drzwi zaczęły się uchylać. Cofnęłam się o krok, zaciskając mocniej usta, wbijając niepewne spojrzenie w drzwi. Stresowałam się. Stresowałam jak tego pamiętnego dnia, kiedy wypisano mnie ze szpitala. I jak wtedy, gdy na rozmowie o prace pierwszy raz spytano mnie o moją przeszłość. Nie miałam jej.
Twarz, którą ujrzałam też nie wzbudziła żadnych wspomnień.
Wypuściłam powoli powietrze, dopiero teraz zdając sobie w pełni sprawę, iż tak naprawdę liczyłam na to, że widok chłopaka poruszy we mnie jakąś strunę. Że, gdy stanę twarz w twarz z jakimś elementem mojej niedalekiej przeszłości wreszcie, po tak długim czasie, coś we mnie drgnie, nada pewien kierunek mojej przeszłości. Poczułam ukłucie zawodu.
- Jackson Blomwell? - spytałam, po tym jak odetchnęłam jeszcze raz. Mój głos zabrzmiał zaskakująco nieśmiało, jakbym sama do końca nie wiedziała czy naprawdę chcę tutaj być. - Jestem Alice Cox. - Wyciągnęłam przed siebie rękę na powitanie. - Uratowałeś mnie kiedyś, podczas jakiegoś starcia z żołnierzami Kapitolu. Ja...
Urwałam, ponownie przestąpiłam z nogi na nogę. No już, dalej, powiedz to co chcesz.
- Wiem, że to może zabrzmieć dziwnie. I wiem, że dla Ciebie to pewnie nie znaczy tyle co dla mnie, ale... Dzięki tobie żyje. Mogę chodzić po ulicach Kapitolu za jedyny uszczerbek mając zanik pamięci, a nie coś poważniejszego. Po prostu... Chciałam Ci za to podziękować.
Zamilkłam w końcu, patrząc na niego niepewnie, walcząc z chęcią wyrzucenia z siebie dalszego słowotoku. Wdech i wydech. Trzeba się uspokoić.
- Pewnie masz mnie teraz za wariatkę - powiedziałam uśmiechając się nieśmiało.
Powrót do góry Go down
the pariah
Jackson Blomwell
Jackson Blomwell
https://panem.forumpl.net/t2040-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1030-jackson
https://panem.forumpl.net/t1301-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1026-better-forget-it
https://panem.forumpl.net/t1029-jackson
Wiek : 20
Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce
Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyPią Kwi 04, 2014 9:02 pm

W Jacksonie kłębiło się w tamtej chwili naprawdę wiele niezwykle sprzecznych emocji. Po pierwsze, strach.
    - Łap ją, idioto, musimy uciekać! - wrzasnął Jackson do innego żołnierza, próbując wygrzebać się spod sterty połamanych desek. Wskoczyli do walącego się baraku, kiedy kapitolińscy żołnierze otworzyli ogień po raz kolejny. - Nie słyszysz?!
    Ostatkiem sił zrzucił z siebie ciężkie drzwi, po czym doczołgał się do nieszczęsnego towarzysza. Jedno z metalowych zbrojeń przebiło jego klatkę piersiową na wylot. Z ust sączyła się ciemna strużka krwi. Nie żył. A Jackson został sam, w walącym się budynku wraz z dziewczyną, której los może nie powinien go obchodzić. Ale ślubował. Przeklinając dokuśtykał i do niej, przerzucił przez ramię i zaczął powoli brnąć w kierunku jedynego prowadzącego na podwórze okna. Mimo bólu wyskoczył na zewnątrz, lądując na ugiętych kolanach. Wydawało mu się, że ma pękniętą piszczel, ale nie był w stanie tego ocenić.

Dlaczego strach? Może dlatego, że ta twarz przypominała o niedawnej rebelii, o stracie, traumie i upadku jego sił. Co z tego, że można było uznać go za bohatera? To jego zadanie. Walczył, bronił, był żołnierzem. Właśnie, był. Wszystko przeminęło.
Po drugie, tęsknotę. Tęsknotę za utraconym życiem, tożsamością, za domem. Trzynastka nie istniała, jedyne miejsce, jakie znał zostało obrócone w pył i gruz. A on znalazł się tutaj, w samym sercu Kapitolu, z którym od zawsze walczył. Dawne budowle nadal górowały nad stolicą, a w rządzie panoszył się despota. Zmieniła się tylko hierarchia, nic więcej. Nadal był tylko pionkiem. Nadal nie mógł niczego zmienić, chociaż starał się, naprawdę się starał...
Po trzecie, pewien rodzaj złości. Tak. Jakim prawem przyszła tutaj, żeby mieszać mu ponownie w głowie, kiedy próbował wszystko poukładać? Wystarczyło, że samo miasto przypominało mu o katastrofie. Ulice, którymi tu wkroczył, most na Moon River, zdarzenia, których nie pamiętał... To wszystko powodowało straszliwy mętlik w głowie.
I wreszcie po czwarte, najważniejsze: wdzięczność i promień nadziei.
    Kapitol płonął. Kapitol był zniszczony. Jacksona nie obchodziło miasto, nawet jego mieszkańcy, w końcu przez tyle lat mieszkał w ciemnościach Trzynastki tylko dlatego, że wąskiej grupie zachciało się przejąć rządy, ale... Niósł na rękach, bo już nawet nie na ramionach dziewczynę, której pochodzenia nie znał. Alice Cox, młoda blondynka, która potrzebowała pomocy. Potrafił ukrywać w sobie ludzkie odruchy, ale nie tym razem. Chciał jej pomóc, więc niósł ją teraz w kierunku jednej z rebelianckich baz. Kiedy dotarł na miejsce, ułożył ją na kanapie w opuszczonym przez poprzednich mieszkańców mieszkaniu, podał dane dziewczyny i ruszył do walki. W końcu wierzył, że robi to dla lepszej przyszłości.
    - Zajmijcie się nią - powiedział do jednej z pielęgniarek, wychodząc z odbezpieczonym pistoletem w dłoni i zakrwawionym gdzieniegdzie mundurem.

Żyła. I stała tu przed nim. Przetrwała. Być może zrobił coś dobrego, pomiędzy zabijaniem kolejnych ludzi.
- Wiem, kim jesteś, pamiętam cię - odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy. Wtedy jeszcze potrafił spojrzeć komuś w twarz, teraz miał z tym o wiele większy problem. Ale to była cząstka przeszłości, jak podróż w czasie. Zupełnie jakby był jeszcze tamtym Jacksonem. Zniszczonym, ale nie złamanym.
- Nadal nie wiem, za co mi dziękujesz. Nie jestem kimś, za kogo mnie uważasz - dodał, spuszczając wzrok jak mały chłopiec. Jakby wstydził się wszystkiego, co zrobił. Ludzi, których zabił. A przede wszystkim tego, że nie osiągnął celu, że sytuacja wcale nie zmieniła się na lepsze.
- Wejdź, jest strasznie późno - powiedział, robiąc jej miejsce. Nie dlatego, że niegrzecznie było rozmawiać w progu, nie chciał po prostu wypuszczać jej samej w ciemną noc. A może sam potrzebował towarzystwa? Może mur, który budował był tylko obroną przed zranieniem przez świat?
- Nie jesteś większą wariatką niż ja. - Posłał jej krzywy, ale szczery uśmiech. Rzadko się uśmiechał, nie miał powodu, za mało było w jego życiu radości i szczęścia. Czasem pojawiała się Jasmine, wkraczała do jego ponurego życia, pozostawiając za sobą cienką smużkę światła, której starał się trzymać najdłużej, jak się dało. Kiedy jasność traciła swoją moc, pozostawał samotny w ciemnościach. Walczył, gryzł, tłukł pięściami. Walczył. Ze sobą i ze światem. Dlaczego więc w pewien sposób ucieszyło go spotkanie z Alice?
Może dlatego, że zauważył wreszcie, że jego wcześniejsze życie miało wpływ na innych. Tym razem nie przyniosło destrukcyjnych skutków.
Powrót do góry Go down
the civilian
Alice Cox
Alice Cox
https://panem.forumpl.net/t1463-alice-cox
https://panem.forumpl.net/t2857-w-krainie-czarow#44143
https://panem.forumpl.net/t1464-alice-cox
https://panem.forumpl.net/t1475-swiadectwo-szalenstwa
Wiek : 20 lat
Zawód : Śpiew jej pracą! A dorywczo: kelnerka

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyCzw Kwi 10, 2014 9:30 pm

Pamiętał. To było zadziwiająco miłe, powodowało, że nadzieja ponownie zakwitła w mojej głowie, serce na chwilę znowu przyśpieszyło, a usta rozciągnęły się w nieznacznym uśmiechu. Nie ważne, że ja nie mogłam wygrzebać ze wspomnień jego twarzy, liczyło się to, że chociaż on wiedział kogo ma przed sobą. Może nawet zechce jej opowiedzieć jak do tego wszystkiego doszło.
- Za uratowanie życia - odparłam zaskoczona jego słowami. I tym jak spuścił wzrok, jakby był zawstydzony. Ponownie przestąpiłam z nogi na nogę, po czym wbiłam w niego stanowcze spojrzenie. - To oczywiste, że nie wiem kim jesteś, dopiero cię poznałam. Nie zmienia to faktu, że dla mnie będzie, zawsze, swego rodzaju bohaterem. Pielęgniarki mówiły, że gdyby nie ty nie miałabym szansy na przeżycie. Więc jeśli nie okażesz się kimś kto wcześniej wydał mnie w ręce Kapitolińczyków nie widzę sensu w próbie zmiany mojego spojrzenia - dodałam i uśmiechnęłam się szerzej, przyjaźnie i z rozbawieniem. Mając nadzieję, że zrozumiał, iż ostatnie zdanie było żartem.
Trochę zaskoczyła mnie kolejna propozycja, więc - nim zareagowałam - stałam przez chwilę zastanawiając się czy powinnam to robić. Było już dość późno, najlepiej by było gdybym zaraz zebrała się do domu, może coś ogarnęła w mieszkaniu, zjadła kolację i położyła się spać, w końcu od rana miałam być w pracy, jednak... Odrzuciłam wszelkie wątpliwości, po czym wślizgnęłam się zgrabnie do mieszkania i przykucnęłam by rozwiązać sznurówki butów. Nie będę przecież paradować mu po mieszkaniu w tenisówkach.
- Skąd ta pewność? - rzuciłam żartobliwie prostując się, po czym wyprostowałam się ściągając z ramion plecak i kładąc go obok butów. Następnie ściągnęłam z siebie kurtkę, tej jednak nie odłożyłam już nigdzie. - A jeśli okażę się groźną psychopatką? Albo chociaż socjopatką?
Puściłam mu oczko, po czym rozejrzałam sie po prostym, acz dość przytulnym przedpokoju. Byłam ciekawa czy reszta mieszkania urządzona była w podobnym stylu. I czy do wystroju wnętrz przyczynił się sam Jackson, czy mieszkanie wyglądało w ten sposób, kiedy przejmowali je jeszcze podczas rebelii.
- Będę mogła Cię o coś poprosić? - spytałam nagle, przerywając oględziny i ponownie skupiając wzrok na nowo poznanym mężczyźnie.
Powrót do góry Go down
the pariah
Jackson Blomwell
Jackson Blomwell
https://panem.forumpl.net/t2040-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1030-jackson
https://panem.forumpl.net/t1301-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1026-better-forget-it
https://panem.forumpl.net/t1029-jackson
Wiek : 20
Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce
Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyPią Kwi 11, 2014 8:57 pm

Była dziwna. To sobie pomyślał, kiedy patrzył, jak bez widocznego wahania rozsznurowuje buty i decyduje się wejść do jego mieszkania. Może i było schludne i zadbane, ale sam postrzegał je raczej jako norę, w której mógł się schować, kiedy nie chciał nikogo widzieć. Czyli przez dziewięćdziesiąt dziewięć procent swojego życia. Ta dziewczyna wydawała się pogodna, radosna mimo tragedii, która ją spotkała. Zupełnie tu nie pasowała. Powinien wyprosić ją na korytarz i zamknąć drzwi, zasłaniając się przed tym bijącym promyczkiem szczęścia. Raził go. Irytował. Ale jednocześnie pokazywał, że na świecie może istnieć jeszcze prawdziwy, szczery uśmiech.
To pomyślał w ciągu pierwszych trzydziestu sekund po wejściu Alice do przedpokoju. I to, że musi być głupia i niespełna rozumu, jeśli uznaje go za bohatera. Nie uważał się za kandydata do wystawienia pomnika, otrzymania medalu czy nawet awansu w wojsku. Nagrodzono go adekwatnie - zdegradowano i zmieszano z błotem jako niezdolnego do służby. Tak bardzo chciał pokazać szefostwu, że się mylili, tak bardzo pragnął powrotu do dawnego życia. Ale jego już nie było. Jackson się zmienił, cały świat uległ zmianie. A relikt przeszłości stał teraz przed nim, zamknięty w drobnym ciele dziewczyny, która przeżyła i zapomniała. Przetrwała, ale nie zapamiętała ani chwili rebelii. Miała szczęście. Miała cholernie wielkie szczęście, że obudziła się po wszystkim.
A może ogromnego pecha, że jeszcze żyła. Jackson sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Skrzywił się tylko, słuchając jej słów i wysilił wszystkie mięśnie twarzy, żeby spróbować się uśmiechnąć na koniec. Pewnie wyszło krzywo i mało przekonująco. Nie chciał jej przestraszyć, ale nie był zbyt towarzyski ani otwarty. Dziwił się sobie, że w ogóle otworzył drzwi o tej porze, kilka godzin po napadzie szału, podczas którego obił sobie kości dłoni, pozostawiając na nich ciemne sińce i zaczerwienienia.
Tym oto sposobem Jackson mimowolnie wpuścił do swojego życia kolejnego człowieka...
- Po prostu robiłem to, co do mnie należało. Nic nadzwyczajnego. - Wzruszył ramionami, nadal patrząc w ziemię. Musiał wyglądać naprawdę dziwnie. Każdy facet ucieszyłby się z odwiedzin ładnej dziewczyny we własnym mieszkaniu i pewnie nie spuszczałby z niej wzroku. Jack nie umiał spojrzeć jej teraz w twarz, nie po tym, co powiedziała, nie po tym, kim się stał.
Tym razem nieźle go rozśmieszyła, pozwolił sobie nawet na uśmiech i lekkie uniesienie głowy.
- Trafiłaś na kogoś, kogo większość uznaje za socjopatę - odpowiedział spokojnie, wskazując jej ręką drogę do salonu. Nie będzie przecież trzymał jej w przedpokoju. Zdecydował się nie ruszać jej rzeczy, nie wszyscy to lubili. Poza tym nie wiedział, czy nie będzie kolejną osobą, która ucieknie z jego mieszkania. Jak jego ostatnia znajoma, spotkana w barze. Nawalił się. Ona też, po czym nie wiadomo jak wylądowali na jego kanapie. Pech chciał, że dostał ataku szału, kiedy zobaczył symbol dystryktu trzynastego wytatuowany na jej żebrach, co prawda nie zrobił jej krzywdy, ale i ta zmiana najwyraźniej zupełnie jej się nie spodobała. W pośpiechu zebrała swoje rzeczy i wyszła, nie zostawiając do siebie nawet numeru telefonu. Dlatego wolał nie zapraszać nikogo do siebie, hotele były bezpieczniejsze, bardziej neutralne. Jeśli już potrzebował do czegoś drugiego człowieka, wybór padał na teren poza mieszkaniem.
Tym dziwniejszy wydaje się fakt, że właśnie wpuścił do domu obcą osobę.
- Nikt ci nie broni - odpowiedział, tym razem siląc się na minimalną grzeczność. Zdecydował się nawet podejść do połączonej z salonem kuchni i wstawić wodę na coś do picia.
- Kawy, herbaty? - zapytał grzecznościowo, chociaż sam miał ochotę na coś... - A może czegoś mocniejszego?
Może rzeczywiście był lekkim socjopatą, mogła niewłaściwie odebrać jego propozycję. Reguły gry w takich sytuacjach były nieco inne niż wśród przyjaciół. Mógł zaproponować coś takiego Jasmine. Mógł milczeć. Mógł patrzeć na nią i płakać, a ona nie uznałaby go za dziwaka.
Problem z innymi ludźmi polegał właśnie na tym, że trzeba było dostosować się do niepisanych zasad, etykiety, wziąć pod uwagę niewielkie niuanse w wypowiedziach i zachowaniu, które mogły zupełnie odmienić sens spotkania. Jackson nigdy nie przejmował się, co wypada, a co nie. W bidulu nie było kodeksu postępowania, po prostu wygrywał silniejszy. W wojsku należało tylko słuchać dowódcy, kumple z armii nie byli wrażliwi na obelgi czy brak kultury. W cywilnym życiu sprawy wyglądały zupełnie inaczej.
Powrót do góry Go down
the civilian
Alice Cox
Alice Cox
https://panem.forumpl.net/t1463-alice-cox
https://panem.forumpl.net/t2857-w-krainie-czarow#44143
https://panem.forumpl.net/t1464-alice-cox
https://panem.forumpl.net/t1475-swiadectwo-szalenstwa
Wiek : 20 lat
Zawód : Śpiew jej pracą! A dorywczo: kelnerka

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptySob Kwi 12, 2014 12:54 am

Jaki on był uparty!
Naprawdę nie mogłam zrozumieć czemu tak się zapiera, odpycha moje słowa. Spojrzałam więc na niego trochę zaskoczona i zmarszczyłam brwi. Czy aż tak bardzo nie potrafił docenić swoich gestów? Czy może do tego stopnia bagatelizowała to co zrobił, uważając ocalenie czyjegoś życia za coś nieważnego?
- Ależ to było nadzwyczajne! - powiedziałam cicho, kręcą głową z niedowierzaniem. - Dla mnie było. Bo nawet jeśli robiłeś to co wypadało, należało czy jakkolwiek to nazwiesz trzeba wziąć pod uwagę fakt, iż wiele osób tego właśnie by nie zrobiło. Skupiliby się na ratowaniu siebie, nie nic nie znaczącej dziewczyny, nie wiadomo skąd - dodałam i uśmiechnęłam się nieznacznie. Taka była prawda. A przynajmniej ja tak to widziałam.
Kolejne jego słowa, a przede wszystkim reakcja, przywołały na moją twarz szeroki uśmiech. Roześmiałam się cicho i ruszyłam przed siebie, w stronę którą wskazał. Salon wydawał mi się równie przyjemnie urządzony. Prezentował się zdecydowanie lepiej niż ten, który znajdował się u mnie w mieszkaniu. Jednak nie miałam na co marudzić, wręcz przeciwnie, słysząc hasło mieszkanie socjalne byłam przygotowana na trochę biedniejszą wersję rzeczywistości, dlatego też to co faktycznie otrzymałam okazało się dla mnie wspaniałą niespodzianką. I niezmiernie się cieszyłam z tego, że mogę nazwać to miejsce domem.
Zgoda. Och. Odetchnęłam głębiej układając sobie wszystko w głowie. Potrzebowałam jego pomocy, a może nie tyle co potrzebowałam ile jej pragnęłam. Jakiegoś impulsu, czegoś co ponownie spróbuje pobudzić mój umysł. Wiadomości z pierwszej ręki, które mogły być jedną z opcji dotarcia do prawdy. Co prawda, nie było to rozpaczliwe działanie, ostatnia deska ratunku. Już zdążyłam się pogodzić z tym, że nie pamiętam swojej przeszłości. I, mimo iż chciałabym to zmienić, nie przerażała mnie już perspektywa tego, iż nigdy nie odzyskam wspomnień. Już i tak zaczęłam budować swoje życie na nowo.
- Och, herbaty jeśli mogę poprosić - rzuciłam wyrwana z myśli, po czym odłożyłam kurtkę na jedną z kanap i skierowałam się w stronę stojącego w kuchni mężczyzny. - Właściwie to chciałabym Cię zapytać czy mógłbyś...
Urwałam, gdy moje spojrzenie trafiło na jego dłoń i obtarte kostki jego dłoni. I, mimo iż go nie znałam, mimo iż był dla mnie zupełnie obcym człowiekiem, poczułam ukłucie troski. Musiał porządnie w coś uderzyć. Odruchowo wyciągnęłam przed siebie rękę i złapałam jego palce.
- Przykładałeś do tego lód? Powinien zmniejszyć zaczerwienienie - powiedziałam cicho. A potem dotarło do mnie co zrobiłam, szybko więc wypuściłam jego dłoń i cofnęłam się o krok. No tak, nie wszyscy musieli lubić taką otwartość przy pierwszym spotkaniu. Zrobiło mi się trochę głupio.
- Zastanawiałam się czy mógłbyś mi opowiedzieć o tamtym dniu? - odezwałam się w końcu, pytającym tonem, wracając do przerwanej wcześniej wypowiedzi tak jakbym chwilę temu nie zrobiła nic dziwnego. Wycofałam się również do salonu i usiadłam obok położonej wcześniej kurtki, by mieć pewność, iż znowu nie pokusi mnie do wykonania zbyt otwartego gestu.
Powrót do góry Go down
the pariah
Jackson Blomwell
Jackson Blomwell
https://panem.forumpl.net/t2040-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1030-jackson
https://panem.forumpl.net/t1301-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1026-better-forget-it
https://panem.forumpl.net/t1029-jackson
Wiek : 20
Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce
Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptySob Kwi 12, 2014 4:17 pm

Puścił mimo uszu jej kolejne słowa. Uważała go za bohatera, on miał inne zdanie, nie miał zamiaru się o to spierać, tak samo jak nie myślał, że jego życie mogłoby być wtedy w jakikolwiek sposób ważniejsze od jej. Nie chciał się kłócić, szczerze mówiąc był wyczerpany, nie spał prawie dwie doby, potrzebował snu jak tonący tratwy, ale wiedział, że i tak nie da rady przespać więcej niż godzinę. Dlatego wsypał do kubka cztery łyżeczki kawy, do drugiego wrzucił torebkę herbaty i cierpliwie patrzył na wydobywającą się z czajnika parę.
Jej głos zaczął się zbliżać. Widać czuła się w miarę swobodnie, Jack u obcych ludzi siadywał zwykle na krańcu krzesła i obserwował wszystko niepewnym wzrokiem. Alice najwyraźniej nie miała takich problemów. Jackson po raz kolejny utwierdził się w przekonaniu, że jest inny, że wyróżnia się spośród przeciętnych w zdecydowanie negatywny sposób.
Była coraz bliżej. Nie naruszała jego prywatnej przestrzeni, więc nie był aż tak spięty, ale i tak czuł się trochę nieswojo. Po prostu nie przywykł do wizyt.
- Przykładałeś do tego lód? Powinien zmniejszyć zaczerwienienie - powiedziała, a on poczuł jej palce dotykające jego dłoni. Z trudem powstrzymał się od skierowania na nią przerażonego spojrzenia. Zamiast tego gwałtownie cofnął się o krok, trafiając biodrem w blat. Za ostro. Wziął głęboki wdech, starając się mimo wszystko zachować pozory normalności. I wyprzeć z głowy myśl, że jej dotyk wcale nie należał do nieprzyjemnych. Oraz że wcale nie zachował się w tej chwili jak idiota.
- Nawet nie boli - odpowiedział, przyglądając się swoim dłoniom. Wyglądały, no, nieładnie, nawet bardzo nieładnie, ale już dawno przestał zwracać uwagę na takie rzeczy. Tym bardziej, że w tej chwili naprawdę nie czuł bólu. Zauważył za to, że Alice przemieściła się z powrotem do pokoju.
Odczekał chwilę, zanim zdobył się na odpowiedź na jej pytanie. Przeszłość powracała do niego falami, wspomnienia uderzały coraz mocniej, nie potrafił ich już zatrzymywać, nie umiał się bronić. Westchnął, bojąc się, że jeśli zacznie opowiadać, znowu coś w nim pęknie, że znowu nie wytrzyma.
Pewnie nalał gorącej wody do obu kubków, po czym przetransportował je do salonu. Postawił jeden z nich przed kobietą, odwlekając moment, w którym będzie musiał zacząć mówić, kiedy wspomnienia wyleją się na zewnątrz... Właściwie nikt do niczego go nie zmuszał, mógł milczeć do końca jej wizyty. Właśnie dlatego stał teraz obok niej, głęboko się nad czymś zastanawiając. Mijały sekundy, minęła wreszcie dłużąca się w nieskończoność minuta. Był jej coś winien, wiedział, jak to jest nie pamiętać własnej przeszłości. Usiadł na tej samej kanapie co ona, jednak w pewnej odległości od kobiety, na samym brzegu. Trzymał dystans, nie znał jej, sam nie wiedział, dlaczego nadal nie wyprosił jej z mieszkania.
- To był przedostatni dzień mojej walki na froncie - zaczął cicho. Zamilkł, odchrząknął, wziął łyk kawy i dopiero teraz spojrzał jej w oczy. Był gotowy stanąć twarzą twarz z przeszłością, musiał, skoro sama zdecydowała się go odwiedzić. - Wpadliśmy do domu jakiegoś człowieka, chyba był dosyć wpływowy. W pokoju były trzy osoby, po chwili dwie zginęły z mojej ręki. Takie były rozkazy. Wybiegliśmy na ulicę, ja kapitan Brookes i kilku innych żołnierzy. Przyczailiśmy się za murkiem, koło jakiegoś marnie wyglądającego baraku, chyba wcześniej mocno oberwał.
Nie przerywał już, nie odwracał głowy, nie wyłamywał nerwowo palców. Zupełnie jakby opowiadał wyuczoną na pamięć historyjkę, a przecież mówił to pierwszy raz.
- Nie zaczęlibyśmy strzelać, gdyby tamci nie otworzyli ognia. Wycelowałem, nacisnąłem na spust i spudłowałem. Ktoś krzyknął. Do tej pory nie wiem, czy to byłaś ty, czy ktoś z mojego oddziału. Pech chciał, że byłaś na linii ognia, nie wiem, czy zdawałaś sobie z tego sprawę, ale mi nie odpowiesz. Wszyscy strzelali, wrzuciłem Cię sobie na plecy i wbiegłem za resztą do tego baraku. Później był wybuch, zaczęły sypać się na nas jakieś deski, gruz, nie wiem, czy dostałaś czymś w głowę, ale wylądowałaś dwa metry ode mnie, bliżej Brookesa. Krzyczałem, żeby się tobą zajął, ale już nie żył. Nie wiem, czy mówić, jak zacząłem przeklinać, kiedy zostaliśmy sami, reszty oddziału nie było nigdzie widać.
Tu zrobił niewielką pauzę dla nabrania oddechu. Nie zdawał sobie sprawy, że mówił tak szybko, nie przywykł do opowiadania długich historii, pytali o nie tylko psychologowie albo przyjaciele, a tych drugich praktycznie nigdy nie miał. Psychologów ignorował.
- Tamci odpuścili, odeszli, chyba myśleli, że już po nas, bo niewiele brakowało. Poczekałem chwilę, a potem poszedłem z tobą do najbliższego punktu medycznego. Byłaś nieprzytomna, w sumie nie byłem pewien, czy jeszcze żyjesz.
Znowu się zawiesił. Przed oczami stanęły mu płonące budynki, płacz dzieci, krzyk matek, których pozbawiono córek i synów. I spojrzenie Daisy, której rodziców zabił tuż przed tym, jak uratował życie Alice. To swego rodzaju zadośćuczynienie wcale nie pomogło.
- Zostawiłem cię z rebeliantami, byli tam lekarze, więc mogli ci pomóc. Wróciłem następnego dnia, już cię nie było. Sam nie wiem, czemu tam poszedłem. Powiedzieli, że gdzieś cię przewieźli, ale to była już inna zmiana, nie wiedzieli, dokąd.
Skończył. Nie miał więcej nowinek ani rewelacji, fascynujących informacji na temat jej stanu zdrowia. Nie widział jej od tamtego dnia aż do dzisiaj. Nie miał pojęcia, czy żyje. Sam wylądował w psychiatryku, ale wolał uniknąć mówienia o tym. Nie pytała o niego, tylko o siebie.
Zacisnął palce na kubku i spuścił wreszcie wzrok, wbijając go w swoje kolana.
- To chyba wszystko - szepnął jeszcze wyjątkowo łagodnie, zupełnie jakby uszła z niego cała pozostała energia. Ta wypowiedź wcale go nie rozwścieczyła, może zasmuciła, może ledwie zauważalne bębnienie palcami o porcelanę było po prostu oznaką nerwów, zagryziona dolna warga zakłopotania, a ciche westchnienie znakiem zagubienia...
Powrót do góry Go down
the civilian
Alice Cox
Alice Cox
https://panem.forumpl.net/t1463-alice-cox
https://panem.forumpl.net/t2857-w-krainie-czarow#44143
https://panem.forumpl.net/t1464-alice-cox
https://panem.forumpl.net/t1475-swiadectwo-szalenstwa
Wiek : 20 lat
Zawód : Śpiew jej pracą! A dorywczo: kelnerka

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyPią Kwi 18, 2014 8:40 pm

Zamrugałam zaskoczona, po czym opuściłam niepewnie dłonie i wbiłam wzrok w podłogę. Nie chciałam przestraszyć Jacksona, czy też zbytnio naruszyć jego przestrzeni osobistej. Po prostu zrobiłam to co zazwyczaj w takich okolicznościach, pozwoliłam by moja otwartość i pozytywne nastawienie do życia przemawiała przeze mnie w każdym geście, co sprowadzało się, między innymi, do okazywania troski, nawet tej najmniejszej, która pojawiała się w mojej głowie. Było mi na tyle głupio, że nawet nie podniosłam wzrok słysząc jego słowa. I dopiero, gdy ich echo przestało brzmieć w mojej głowie wycofałam się niepośpiesznie, trochę niepewnym krokiem, w stronę kanapy. Obiecując sobie przy tym, że każdy następny gest przemyślę w o wiele bardziej znacznym stopniu.
Zaczęłam bawić się rękawem kurtki, zerkając na gospodarza trochę nieśmiało. Miałam tylko nadzieję, że nie wyprowadziłam go z równowagi do tego stopnia, by odmówił mi wyjaśnień.
Dlatego też odetchnęłam cicho, gdy pojawił się ponownie w salonie i usiadł na kanapie. Przyglądałam się mu kątem oka, nie chcąc się narzucać, kiedy jednak zaczął mówić odwróciłam się w pełni w jego stronę, teraz obserwując już go uważnie. Ale nie za długo, po chwili, gdy historia zaczęła się rozwijać, zamknęłam oczy i wyobraziłam to sobie. Spróbowałam przywołać obrazy, wygrzebać coś co mogło tkwić gdzieś w głębi umysłu. I, przez chwilę, byłam nawet pewna, że udało mi się to.
Przez chwilę.
A potem obraz rozwiał się uświadamiając mnie, że to tylko wymysł mojej wyobraźni.
Otworzyłam oczy, powstrzymując się przed skrzywieniem się z zawodu i ponownie skupiłam się jedynie na rejestrowaniu informacji. Jackson naprawdę zasługiwał na miano bohatera, im więcej mówił na temat tamtego dnia tym bardziej byłam tego pewna. Naraził się po to by mnie chronić, zaniósł mnie do punktu medycznego.
A potem jeszcze tam wrócił...
Przyglądałam mu się, przez chwilę rozważając co mogło go popchnąć z powrotem do szpitala polowego. Wykonał zadanie, miał mnie z głowy, nie musiał tego robić. A jednak, ponownie tam zawędrował, co jeszcze bardziej upewniło mnie w jego ocenie. Był dobrym człowiekiem, choć zdawał się sam tego nie dostrzegać. Bądź bronić się przed tą myślą.
- To chyba wszystko.
Skinęłam głową i upiłam łyk ciepłego napoju, rozważając w myślach to co dopiero usłyszałam. Nigdy nie odwdzięczę się Jacksonowi, byłam tego pewna. Za wiele mu zawdzięczałam.
- Naprawdę, dziękuję - mruknęłam i uśmiechnąłem się do niego.
Powrót do góry Go down
the pariah
Jackson Blomwell
Jackson Blomwell
https://panem.forumpl.net/t2040-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1030-jackson
https://panem.forumpl.net/t1301-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1026-better-forget-it
https://panem.forumpl.net/t1029-jackson
Wiek : 20
Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce
Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyPią Kwi 18, 2014 10:42 pm

Gdyby był inny, pewnie zauważyłby, jaką reakcję wywołał u biednej, nieświadomej jego problemów Alice. Na pewno nie chciałby jej skrzywdzić, gdyby częściej przejmował się uczuciami innych. To nie tak, że był do szczętu zły. Po prostu jego własne emocje na tyle go przytłaczały, że jeśli próbowałby wziąć na siebie jeszcze czyjeś, skończyłoby się tragedią. Tak jak w przypadku Jasmine. Zakochał się. A może nie, sam nie wiedział. Ale i tak wystarczająco przejął się jej życiem. Jeszcze bardziej ciążyło mu własne, przecież popłakał się przy niej, to nie zdarzało się nigdy.
Dlatego kiedy patrzył w oczy tej ocalonej dziewczynie, której życie zależało bardziej od szczęśliwego zbiegu okoliczności, niż od jakiejkolwiek dobrej woli czy też przypływu humanitaryzmu Jacksona. Nie wiedział, dlaczego ją „uratował”. Ale to zrobił. Koniec. Nie było o czym mówić...
Więc dlaczego wyrzucenie z siebie tej historii tak go... Oczyściło. To chyba dobre słowo. Zupełnie, jakby coś powoli z niego wychodziło, ulatniało się, jakby zastępowało je świeże powietrze. Mógł odetchnąć pełną piersią. Chociaż na chwilę zelżał ciężar i ucisk w żołądku. Dlaczego? Otóż dał radę wyznać prawdę bez kolejnego ataku szału. Przełamał się i przywołał obrazy, przed którymi czuł ten paraliżujący rodzaj strachu.

    - Blomwell, padnij!!! – rozległ się wrzask tuż za nim, kiedy tylko opuścił punkt medyczny. Ktoś zawołał go po nazwisku. Jego oddział tu był. Miał stawić się w umówionym miejscu za kwadrans. Właściwie dostał ten czas, kiedy reszta jadła lunch, musiał się upewnić, co z Alice. Ale wracając, tuż obok jego lewego ucha śmignął granat. Eksplodował kilkanaście metrów przed nim, trafiając w ścianę drewnianego baraku. Upadł na ziemię i doczołgał się do grupy patrząc, jak wystrzelony znikąd pocisk rozsadza punkt medyczny. Słychać było tylko krzyki i jęki, w powietrze wzbiły się tumany kurzu, płonące karki spadały na ziemię tuż obok nich. Historie choroby, wyniki wykonywanych na szybko i niedokładnie badań.
    Oprócz rannych i personelu eksplodowała także spora część zapasów leków. Wojska uderzyły w najczulszy punkt.
    - Chyba znowu wywinąłeś się śmierci, Jack – krzyknął mu ktoś do ucha, klepiąc go przyjaźnie po ramieniu. Ale Jack nie słyszał. Za bardzo dzwoniło mu w uszach.


Wbijał wzrok w podłogę, potem w kanapę, jeszcze później w swoje kolana, dłonie, kubek, ścianę, aż wreszcie powoli, ponownie podniósł oczy na Alice. Dokładnie w momencie, w którym podziękowała mu po raz kolejny. Niepotrzebnie. Zupełnie niepotrzebnie. Uśmiechnęła się delikatnie, a on mógł tylko próbować nie odwrócić wzroku. Nie mógł pozostać antysocjalnym tchórzem do końca życia.
A właściwie czemu nie, co? Cisza, spokój, zero stresu. Przeszkadza ci to?
- Ostatni raz powiem, że to nic i nie dziękuj mi – odparł, tym razem łagodnie, zbyt łagodnie jak na siebie, jak na kogoś, kto tyle przeszedł, kto bał się samego siebie.

    - Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, będziemy wolni już jutro. Wyobrażacie to sobie? Wolność!


Wojna trwała nadal. A on władował się w jej sam środek. W dodatku wpuścił do domu obcą kobietę, zaproponował herbatę i w najlepsze opowiadał o swoich przygodach na polu walki. Prawie jak historie dziadka weterana opowiadane przy kominku dzieciom zbyt wrażliwym, by ich słuchać. Zbyt młodym, żeby zrozumieć.
Nie odrywał wzroku od jej twarzy. To jasne, że niczego sobie nie przypomniała, zauważyłby jakąkolwiek reakcję. Nawet on. Wreszcie nie wytrzymał, obrócił głowę, rzucił okiem na zegarek (zrobiło się cholernie późno, a może wcześnie? Teraz na pewno nie pozwoli jej wyjść na ulicę, nie jest aż takim dupkiem.), potarł dłonią swędzące zadrapania, wypił pół kubka kawy. Grał na zwłokę, albo po prostu zastanawiał się, co powiedzieć, bo cisza wydawała się zbyt pusta.
- Wiesz co? Ciesz się, że tego nie pamiętasz. To były okropne rzeczy. Wiem, co mówię – powiedział w końcu po cichu, mając w pamięci tę niedawną demencję. Zapomniał o połowie rebelii i to była najlepsza rzecz, jaką przyniósł mu nieudany memoriał. Oprócz tego, że ktoś wmawiał mu teraz, że ma siostrę. Przecież był jedynakiem, sierotą, produktem dystryktu trzynastego stworzonym do walki o wolność. Przeznaczonym na śmietnik, skoro utylizacja się nie powiodła. Zacisnął palce na kubku. Nienawidził ich. Był gotów zabijać nadal, byle tylko było normalnie. Byle Coin jak najszybciej zaczęła wąchać kwiatki od spodu.
- Nie jestem gadatliwy, wybacz – dodał jeszcze, uśmiechając się krzywo. Trochę się odprężył, jednak nadal nie czuł się do końca swobodnie. Nie wiedział, czy kiedykolwiek spokojnie uśnie albo usiądzie w fotelu przed telewizorem.
Powrót do góry Go down
the civilian
Alice Cox
Alice Cox
https://panem.forumpl.net/t1463-alice-cox
https://panem.forumpl.net/t2857-w-krainie-czarow#44143
https://panem.forumpl.net/t1464-alice-cox
https://panem.forumpl.net/t1475-swiadectwo-szalenstwa
Wiek : 20 lat
Zawód : Śpiew jej pracą! A dorywczo: kelnerka

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyPon Kwi 21, 2014 12:04 pm

O dziwo, cisza między nami przestała mieć dla mnie krępujący wydźwięk. Może tylko w pierwszej chwili taka była, szybko jednak uświadomiłam sobie, że nie ma w niej nic złego. Co prawda, Jackson wydawał się mieć problemy z jakimkolwiek kontaktem wzrokowym, nie miałam mu jednak tego za złe. Nie mogłabym, nie po tym co dla mnie zrobił. Nie mogłabym ponieważ podczas jego wypowiedzi zdałam sobie sprawę o jak ciężką rzecz go poprosiłam. Wspomnienia związane z rebelią były dla niego - wyraźnie - czymś trudnym do strawienia. Zdradzał to jego ton, mimika, wyraz oczu podczas mówienia. Wiedziałam, że swoją prośbą wkroczyłam na delikatny teren, nie wypadało więc bym chociaż odrobinę irytowała się tym milczeniem.
Zamiast tego, zamiast sama się odezwać, siedziałam z kubkiem picia w ręku i go obserwowałam. Zastanawiałam się jak to jest, pamiętać, wiedzieć co naprawdę się z tobą przydarzyło, jak wyglądało Twoje życie przed tajemniczą pobudką w obcym dla ciebie miejscu. Co prawda nie zazdrościłam mu tego, nie kiedy widziałam jaki ciężar muszą stanowić wszystkie powracające wspomnienia. Nie, kiedy usłyszałam kolejne jego słowa.
Pokiwałam powoli głową, nadal uśmiechając się delikatnie, ciesząc się, że udało mu się przełamać i podnieść wzrok, chociaż na trochę. To była miła odmiana. Nawet jeśli w końcu i tak nim uciekł.
- Wierzę. Z drugiej strony jest jednak ciekawość, wiesz? Pamiętam tylko parę szczegółów z mojego dawnego życia i czasem zastanawiam się co działo się między tymi drobnymi szczegółami.
Wzruszyłam ramionami i ponownie zajęłam się piciem. Prawda była taka, że każde z moich wspomnień było niejasne. Pamiętałam, że mam brata i rodziców, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć ich twarzy i imion. Pamiętałam jak wyglądał mój pokój, ale nie potrafiłam powiedzieć w jakim miejscu i jakim dystrykcie się znajdował.  Pamiętałam wesołe spojrzenie dziecięcych oczu, chyba chłopięcych, spojrzenie które wzbudzało we mnie ciepło, które kojarzyło mi się zadziwiająco dobrze. Jakby jego właściciel był jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
Szkoda, że nie potrafiłam przypomnieć sobie kim on był.
Drgnęłam zaskoczona, gdy ponownie usłyszałam głos Jacksona, po czym uśmiechnęłam się jeszcze raz i ponownie wzruszyłam ramionami.
- To żaden problem - zapewniłam, upijając łyk herbaty. Płyn zdążył już całkiem ostygnąć. - W sumie to ja powinnam przeprosić cię za to najście - dodałam i zerknęłam w stronę okna. - I chyba nie powinnam siedzieć ci za długo na głowie. Późno już, niedługo powinnam się zbierać do domu.
Powrót do góry Go down
the pariah
Jackson Blomwell
Jackson Blomwell
https://panem.forumpl.net/t2040-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1030-jackson
https://panem.forumpl.net/t1301-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1026-better-forget-it
https://panem.forumpl.net/t1029-jackson
Wiek : 20
Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce
Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyPon Kwi 21, 2014 7:12 pm

Akompaniament: :))

Cholera, takie życie było naprawdę do dupy. W wiecznej izolacji, samotności, pośród niekończących się tajemnic. Czy Jackson zastanawiał się kiedyś nad tym, żeby zdradzić komuś choć cząstkę tego, co siedziało w jego wnętrzu? Odpowiedź była prosta i jednoznaczna, nie chciał tego. Nie wiedział, jak można wiedzieć o kimś wszystko, jak to jest bezgranicznie ufać. Dopóki nie poznał Jasmine, dopóki nie pokochał niewłaściwej kobiety. Właściwie dlaczego myślał o niej przez pół wieczoru, skoro wcześniej udawało mu się zapomnieć? Wiedział, że bierze ślub, wiedział, że chce wydostać Bena z Kwartału, założyć rodzinę. Miała siedemnaście lat, a namieszała w jego życiu prawie tak jak wojna. Mówię o tym teraz, żeby zaznaczyć, że nawet mimo wszystkich uczuć i zaufania, Jack za nic w świecie nie zdradziłby jej niektórych sekretów. Wychowano go na kogoś, kto ważne sprawy ma zatrzymywać dla siebie. Ważne sprawy wagi państwowej przekazywać dowódcy. Tak działał przez ostatnie miesiące: Pustka w domu i Kolczatka. Bezsenność i działanie. Samotność i obowiązki. A potem pół butelki wódki w domu, żeby choć na chwilę odpłynąć, odpocząć, bo od rana czekał go kolejny okropny dzień. Czasem wpadała Sunny. Ale od czasu, kiedy tak otwarcie powiedział jej, co sądzi o władzy, kiedy ona omal nie wygadała się co do swoich poglądów, od momentu, w którym odkrył, że to prawdopodobnie ona poleciła Malcolmowi jego kandydaturę, praktycznie z nią nie rozmawiał. Czasem trzaskał drzwiami przed nosem, kiedy miał naprawdę zły dzień, czasem nie było go w domu, czasem stawiał przed nią kubek kawy (tu zrobił mały postęp), ale tylko w wyjątkowo dobrych momentach; i zostawiał ją na kanapie przed telewizorem, a sam zajmował się zupełnie czymś innym.
Zamieniał kilka słów ze współpracownikami, czasem śmiał się ze zbereźnego kawału, czasem przyprowadzał kogoś z baru do hotelu... Bez zastanowienia, bez refleksji nad sobą i nad tym, dokąd zmierzał. Nie zauważył nawet momentu, w którym zaczął częściej trzymać w dłoniach papierosy. Ani chwil, kiedy nie wytrzymywał i wdawał się w przypadkowe bójki o nic. Nie próbował zrozumieć, dlaczego budził się w środku nocy z krzykiem, dlaczego miał podrapane przedramiona, poobijane kolana i dłonie. Przywykł do tego, kilka siniaków więcej nie robiło mu różnicy.
- Na Memoriale dosyć mocno oberwałem. Nie pamiętałem połowy szkolenia, rebelii, dalej nie mogę przypomnieć sobie ostatniego tygodnia sprzed strzelaniny. Uwierzysz, że wmawiają mi, że mam siostrę? Całe życie w Trzynastce, w bidulu, potem w wojsku, rodzice nie żyją, a oni twierdzą, że jakaś ruda, młodsza ode mnie ma te same geny. I nawet niby się z nią spotkałem, ciekawe kiedy. Pamiętałbym własną siostrę, nie? Więc nie chce mi się wierzyć. Człowiek dostaje kulkę w brzuch, wpada do Moon River, obija się o coś po drodze i dalej nie ma spokoju.
Wdech. Wydech. Łyk kawy.
Potem zamieram. Totalnie, nie mogę się ruszyć. Właśnie powiedziałem tej dziewczynie to, co miałem napisać. Nie, co już napisałem. Ta kartka leży na stole w pokoju, złożona na pół, oznaczona datą. Dlaczego? Pop******** mnie do reszty. Co to, kącik zwierzeń? Może i zwlokłem ją z tej ulicy, ale nie jesteśmy pieprzonymi bratnimi duszami, żeby znała moje tajemnice. Jakie sekrety, nieważne. Blomwell, opamiętaj się, debilu. Nawet języka za zębami nie umiem utrzymać. Dlaczego ona jeszcze tu jest, dlaczego ją wpuściłem, czemu zrobiłem jej cholerną herbatę i przyprowadziłem na herbatę? Przecież nie chodzi o to, żeby się z nią pieprzyć, nawet nie... Nie, nie mógłbym, nie tak, nie teraz. Może nie mam zasad. Ale jakieś chyba jeszcze zostały, nie? Co z tego, że jestem dupkiem.
Myśli przemknęły przez jego głowę w ułamku sekundy. Podniósł na nią zdziwiony wzrok. Właśnie zaprzeczył swoim poprzednim słowom. Ta wypowiedź należała do dłuższych w historii jego rozmów z ostatnich miesięcy.
- Jak coś o tobie znajdę, powiem ci - powiedział niespodziewanie. Nie musiał się przecież tłumaczyć, że przez Kolczatkę miał dostęp do wielu danych. Nie zwykł robić nikomu przysług, ale mimowolnie uznał, że Alice trafiła pod jego opiekę, kiedy położył ja na kanapie w mieszkalnym punkcie medycznym.
Kompletnie mnie pop*********, powinienem wywalić ją z domu. Nie przejmować się, że to człowiek, że coś jej tam zrobią. Dlaczego przejmuję się małą blondyną? Co z tego, że jest dla mnie miła, że się mnie nie boi, chociaż powinna. Nie jestem jej nic winien. Sama tu przyszła. Sama. Nie zapraszałem jej. Nie chciałem sobie przypominać.
Nie. Właśnie chciałem. Żeby było lepiej, chciałem zapomnieć. A ona tu przyszła i wygląda na taką, której mogę powiedzieć. Nie powinienem. Ludzie są źli, nie mogę jej ufać. Nie pomoże mi. Nikt mi nie pomoże.
Co, jeśli się mylę? Jeśli jest kimś, kto przyszedł tu z konkretnego powodu?
Przecież przeznaczenie nie istnieje. Jakby istniało, dawno bym nie żył. Ona też. Ktoś by mnie zabił.
Więc... Dlaczego?

To pytanie długo odbijało się echem w głowie Jacksona. Dlaczego siedział tu z obcą osobą?
- Nie radzę wychodzić o tej godzinie.
Jakkolwiek to zabrzmiało. Przecież nie zapraszam jej na noc, nawet nie chciałem. Debil. Trzeba było ją wypuścić, pojedzie do siebie i więcej się nie spotkamy. Będzie normalnie.
A jednak nie chciał zostać sam.
- Nie przepraszaj, za dużo dziękujesz i za dużo przepraszasz - dodał, siląc się na lekki uśmiech i spojrzenie jej w oczy.
Powrót do góry Go down
the civilian
Alice Cox
Alice Cox
https://panem.forumpl.net/t1463-alice-cox
https://panem.forumpl.net/t2857-w-krainie-czarow#44143
https://panem.forumpl.net/t1464-alice-cox
https://panem.forumpl.net/t1475-swiadectwo-szalenstwa
Wiek : 20 lat
Zawód : Śpiew jej pracą! A dorywczo: kelnerka

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 EmptyWto Maj 06, 2014 3:03 pm

Nie spodziewałam się jakichkolwiek kolejnych zwierzeń. Nie liczyłam na szczere słowa, historię, która ujmie moje serce czy choćby zmusi mnie do refleksji. W końcu i tak powiedział mi dużo, zapewne więcej niż sam by chciał. Dlatego też, gdy się odezwał, gdy – w sumie tak spokojnym tonem – skomentował kolejne moje słowa, zamrugałam zaskoczona i wbiłam w niego spojrzenie. Wsłuchiwałam się w każdy wyraz osobno, rozważając to co mówił, próbując pojąć co sprawiło, iż postanowił mi się zwierzyć. W końcu, prawie wcale się nie znaliśmy, miał prawo olać mnie, spojrzeć na mnie z przymrużeniem oka, wzruszyć ramionami i wyrzucić z domu. Po tym co mówiła mi Sunny bardziej przygotowałam się właśnie na takie działanie. Dlatego też, gdy w końcu zamilkł skupiając się na swoim napoju, patrzyłam na niego jeszcze chwilę, w końcu jednak uśmiechnęłam się łagodnie – choć i tak tego nie widział – po czym, tym razem po większej chwili wahania, wyciągnęłam przed siebie dłoń i delikatnie uścisnęłam jego palce. Krótko, by za chwilę zabrać rękę, tak jakbym nigdy nie pozwoliła sobie na takie przełamanie granic.
Nie odezwałam się jednak, gdy tylko moja dłoń ponownie znalazła się na kubku zamyśliłam się na chwilę. Zaczęłam się zastanawiać czy na jego miejscu chciałabym pamiętać taką historię, wychowanie bez rodziny, w domu dziecka, potem wojna czy też rebelia – nie ważne jak nazwać i tak wszystko sprowadza się do jednego, zabijania – postrzał. Żadna z tych rzeczy nie brzmiała przyjemnie. Jednak... gdyby nie pamiętał mógłby żyć nadziejami. Poznałby tą dziewczynę i uznał ją za swoją siostrę, mógłby wierzyć, że gdzieś tam dalej jest reszta jego bliskich. Jakim zawodem byłoby wtedy poznanie prawdy, dowiedzenie się, że oni wszyscy tak naprawdę nie żyją.
Niemal w tym samym momencie, w którym uświadomiłam sobie ten fakt dotarło do mnie, iż – tak naprawdę – nie mam pojęcia jak wygląda sprawa z moimi bliskimi. Co prawda, starałam się nie łudzić nadziejami, tym bardziej, iż od czasu mojej pobudki minęło już parę miesięcy, a nikt do tej pory nie próbował mnie odszukać, jednak... Myśl o tym, że nigdzie w świecie nie miałabym mieć kogokolwiek bliskiego była dziwnie dołująca. Westchnęłam cicho, nie do końca panując nad tą reakcją.
- Dziękuje – odpowiedziałam ponownie zaskoczona jego słowami. Uchwyciłam jego wzrok i uśmiechnęłam się do niego miękko. Nawet nie miał pojęcia ile dla mnie to znaczyło. A może... może miał.
Wszystko wskazywało na to, iż mój milczący i tajemniczy wybawca mógłby zrozumieć więcej z moich emocji niż mogłabym się spodziewać.
Ponownie upiłam herbaty.
- Przywykłam – odparłam rozbawiona, gdy usłyszałam jego ostrzeżenie. Bo tym przecież były jego słowa, prawda? Pokiwałam głową jakby odpowiadając samej sobie i puściłam mu oczko. - Pierwszy miesiąc po opuszczeniu szpitala był dla mnie trudny. Nie znałam ani tego miasta, ani domu w którym mieszkałam, kołdra, pościel, wszystko było dla mnie obce, odrzucało mnie, nie przynosiło wymaganego ukojenia. Nie potrafiłam powiedzieć jak wyglądałoby to co mogłoby mi ulżyć, więc musiałam się przyzwyczaić. A to, wbrew temu co twierdzili ludzie, potrwało więcej niż trochę czasu. Zanim w pełni się dostosowałam często nie mogłam zasnąć, a wtedy ubierałam się jak najcieplej i wychodziłam na spacery. Wędrówki w świetle księżyca wcale nie są tak nudne i kiczowe jak mówią co niektórzy – dodałam, po czym wzruszyłam ramionami.
Teraz, co prawda, wędrowałam o wiele rzadziej niż dawniej, jednak ciemne ulice Kapitolu nie wydawały mi się już takie straszne. Mimo iż wiedziałam, że nierozsądne jest włóczenie się po nocach, chociaż zdawałam sobie sprawę z możliwych zagrożeń, nie potrafiłam sobie odmówić magi tych chwil.
- Poza tym nie mam innego wyjścia. Przecież nie zwalę Ci się na głowę – zażartowałam.
Kolejną jego uwagę skwitowałam jedynie krótkim skinieniem głowy, na jego uśmiech odpowiadając tym samym. Był zaskakująco miłym towarzyszem jak na 'burkliwego i zamkniętego w sobie' człowieka.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Jackson Blomwell - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Jackson Blomwell   Jackson Blomwell - Page 3 Empty

Powrót do góry Go down
 

Jackson Blomwell

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 4Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next

 Similar topics

-
» Jackson Blomwell
» Jackson Blomwell
» Jackson
» Jackson

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Mieszkania-