IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Alice Cox

 

 Alice Cox

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the civilian
Alice Cox
Alice Cox
https://panem.forumpl.net/t1463-alice-cox
https://panem.forumpl.net/t2857-w-krainie-czarow#44143
https://panem.forumpl.net/t1464-alice-cox
https://panem.forumpl.net/t1475-swiadectwo-szalenstwa
Wiek : 20 lat
Zawód : Śpiew jej pracą! A dorywczo: kelnerka

Alice Cox  Empty
PisanieTemat: Alice Cox    Alice Cox  EmptyPon Lis 25, 2013 11:56 am


Alice Cox
ft. Avril Lavigne
data i miejsce urodzenia
25.05. 2263r. Dystrykt 11
miejsce zamieszkania
Dzielnica Rebeliantów
zatrudnienie
Śpiew, Alice śpiewa zawodowo. Poza tym dorabia sobie jako kelnerka lub kasjerka w sklepach
Rodzina

- Arthur Cox - Kochany ojczulek, po którym Alice odziedziczyła wygląd.
- Lily Cox - Matka, zawsze w nią wierzyła.
- Maksymilian Cox - Starszy o 3 lata brat.
Wszyscy nie żyją.

Historia

Wiecie jak to jest trwać z defektami w psychice? Jak to jest żyć ze świadomością, że waszym największym wrogiem jest sam.. umysł? Kiedy wszystko co pragniecie, wszystko co kochacie, obraca się w niwecz bez waszej woli. Gdy myśli kpią sobie z Ciebie, sny nie dają ukojenia, a jedynie wszech obecny strach?  Jak czujesz się patrząc na swoją rodzinę, z pełnym przekonaniem, iż stanowią dla Ciebie prawdziwe zagrożenie?
Spróbujcie choć na chwilę sobie to wyobrazić. Spróbujcie przekonać samych siebie, że otaczająca was rzeczywistość, wasze przekonania, wasze odczucia, że to wszystko to tylko fikcja, wymysł waszej chorej jaźni. Może wtedy zrozumiecie to co przeżyła Alice...

Nuciła. Kołysała się, z czołem opartym o kolana, z rękoma otaczającymi nogi, nucąc cicho i starając się przełknąć szloch. Łzy płynęły po jej twarzy ciurkiem, serce dudniło ze strachu.
To nie było prawdziwe! To nie mogło być prawdziwe!
Załkała cicho i mocniej zacisnęła palce na swoich łydkach, żłobiąc delikatne ślady w skórze. Ból pomagał, odganiał jej demony, potwory z koszmarów, które swymi szeptami próbowały namówić ją do robienia strasznych rzeczy. Które, chwilami, odzywały się w jej głowie nawet po przebudzeniu. Tak jak teraz. Cichy głosik, ironiczny śmiech.
Zrób to!
- Nie! - krzyknęła i poderwała się z łóżka, zanosząc się już teraz głośnym płaczem. - Nie! Nie! Mamo! Tato! NIE!

Alice taka się urodziła. Nie można nikogo obwiniać za potwory, które od zawsze trwają w jej głowie. Które towarzyszą jej od najdawniejszych lat, niczym najwierniejsi przyjaciele, szepcząc do jej ucha złowieszczą muzykę. Nikt jednak nie potrafił jej pomóc. Nie tam, nie w dystrykcie jedenastym. Bieda, prostota, praca w polu, tam nie było miejsca dla osób chorych psychicznie. Nie było dostępu do prawdziwej opieki lekarskiej. A już tym bardziej nie do psychologów, którzy mogliby się nią zająć. Zdiagnozować to co ją męczyło, uratować jej udręczoną duszę.
I właśnie dlatego z czasem dziewczyna pogrążała się coraz bardziej w chaosie. Dlatego z jej ust powoli zaczął znikać uśmiech, dlatego jej oczy, chwilami, błyszczały najprawdziwszym szaleństwem. Zaczęła robić się agresywna. Podczas ataków choroby była brutalna, groźna, potrafiła krzywdzić. Choć nie chciała. W końcu tak bardzo kochała swoich bliskich.
Dorastając powoli została zepchnięta na margines społeczeństwa, dzieci nie chciały się z nią bawić, ludzie patrzyli na nią z nijaką obawą. Nawet rodzina, osoby na których najbardziej je zależało, stopniowo wycofywały się, ograniczyły kontakty z nią do niezbędnego minimum. Dziewczyna została zmuszona do tego by szybko dorosnąć, by nauczyć się radzić sobie z zawodem, bólem straty, z samotnością. Choroba obdarła ją praktycznie ze wszystkiego. Choć tak naprawdę była kochaną istotą, choć jej PRAWDZIWY charakter był gwiazdą świecącą na tle ciemnego nieba, jej szaleństwo sprawiało, iż ludzie powoli o tym zapominali. Nie chcieli przyznać się sami przed sobą, że mają do czynienia z normalnym człowiekiem, pragnącym kontaktów, szukającym powodów do uśmiechu, radości.
Mając siedemnaście lat była już całkowicie odcięta od rzeczywistości, dnie spędzała na spacerach wśród łąk, noce na drżeniu ze strachu przed kolejnymi marami, a te, coraz bardziej nieliczne, chwile prawdziwej, nieskazitelnie czystej świadomości, na płaczu. Czuła się porzucona, samotna, zdradzona. Ale nie potrafiła ich za to winić.
Nawet najbardziej jasne umysły łamią się pod takim ciężarem...

Znowu te głosy, koszmar oplatający jej umysł ciasną siecią. Rzucała się na łóżku, wrzeszczała, wręcz wyła ze strachu, choć z jej ust, tak naprawdę, nie wydobył się żaden dźwięk, cała walka toczyła się w jej umyśle.
Głosy znów były z nią. Znów szeptały swą koszmarną piosenkę. Znów truły jej świat, rzeczywistość. Jednak, tym razem, powoli zwyciężały. Nie miała już siły walczyć, nie po tylu latach.
Czyż nie o wiele łatwiej byłoby im ulec?
W końcu przestała się rzucać. Zamknęła strach gdzieś daleko. Pozwoliła by potwory zawładnęły nią do końca. I obudziła się gwałtownie wciągając powietrze, niczym nurek wypływający po długim czasie na powierzchnie. Czuła dziwny spokój, jej umysł tonął w szalonych wizjach, jednakże nie przerastało ją to, już nie.
Wiedziała co ma zrobić.
Opuściła powoli nogi i stanęła na chłodnej podłodze, odrzucając na bok ciepłą pierzynę. Posłuchała głosów. Spokojnie poszła do kuchni, odnalazła szufladę, wyjęła nóż. W jego klindze zobaczyła swoje spojrzenie, chłodne, wyrachowane, pozbawione jakiejkolwiek litości. Szalone.
Przez chwilę stała tak, w końcu jednak poszła do sypialni brata, ta była najbliżej. Usiadła na jego łóżku, pogładziła go po policzku. Przebudził się, zobaczył w jego oczach zdziwienie, które w miarę upływu czasu, zaczęło zmieniać się w przerażenie. Nie dała mu jednak zareagować. Jedną dłonią przykryła mu usta, uśmiechając się przy tym, jakby uspokajająco, drugą zaś zacisnęła na rękojeści i przejechała sprawnym ruchem ostrą klingą po jego gardle.
Rodzice nie musieli czekać długo na swoją kolej...

Strach. Panika. Rzucała się po pokoju, płacząc bezgłośnie, uderzając pięściami w każdą napotkaną przeszkodę. Krew, wszędzie krew. Na jej ubraniach. Na jej dłoniach. Na jej twarzy.
Zbiła lustro, w którym zobaczyła swoje odbicie.
Nie mogła tu zostać. Nie mogła więcej tego czuć. Nie chciała zmierzyć się więcej z widokiem ich pustych oczu.



Alice nigdy nie będzie potrafiła odpowiedzieć na pytanie jak udało jej się uciec. Ani, tym bardziej, jak udało jej się przetrwać poza dystryktem, tyle czasu, bez doświadczenia, bez umiejętności. Zdanej jedynie samej na siebie. Nie potrafiłaby powiedzieć ile czasu spędziła w dziczy. Jak to przetrwała. W drobnych przebłyskach trzeźwości umysłu docierało do niej, że żyje jak zaszczute zwierze, zabijając wszystko co będzie w stanie zjeść, uciekając na każdy dziwny dźwięk. Zapomniała już jak to jest mieszkać pośród ludzi, móc z kimś rozmawiać.
Aż w końcu na nich natrafiła.
Zwabiły ją głosy, zabił ją zapach ciepłego jedzenia, tak różnego, od tego co ostatnio miała ustach. Jednak... bała się podejść. Jedynie czaiła się w krzakach, patrząc na wędrujących ludzi, słuchając ich okrzyków, oczarowanym wzrokiem patrząc na łunę światła z obozowiska. Czuwała przy nim całą noc i następny dzień, ciągle, nieprzerwanie, obserwując to co się tam działo. Zbyt poruszona by odejść, zbyt przerażona by działać.
Głód jednak nie dał o sobie zapomnieć.
W końcu zaczęła się przełamywać. Szalonym wzrokiem skakać po obozowisku, szukając miejsca - luki - przez które mogłaby się wkraść. Ukraść coś do jedzenia.
Gdyby teraz pamiętała to, co wtedy zrobiła, zdecydowanie pożałowałaby każdego wykonanego kroku. Tego, że wysunęła się spomiędzy krzewów, powoli zbliżając się do jednostki. Tego, że była tak skupiona na swoim celu, iż nie usłyszała innych, zbliżających się z drugiej strony ludzi.
Wpadła prosto w ręce innego oddziału, który zamierzał zaatakować obóz. Zepsuła wszystko. Łącznie z planem Kapitolińczyków, bo nimi właśnie byli ci ludzie, zanosząc się głośnym krzykiem, szarpiąc się, dopóki, któryś z nich nie uderzył jej kolbą w głowę.
Od tego momentu historia Alice potoczyła się w szybki i prostu sposób. Z rąk dumnych mieszkańców Kapitolu trafiła prosto w uścisk rebeliantów, którzy, dzięki jej wrzaskom, w porę zorientowali się co nadchodzi i zdołali obronić przed atakiem wroga. Ona sama była jednak zbyt przerażona, by podziękować, za przypuszczalne, uratowanie jej życia. Chciała uciec przed tymi ludźmi. Wpadła w totalną histerię. Wyrywając się upadła i uderzyła głową w kamień. A potem była już tylko ciemność.
Obudziła się w szpitalu, w Kapitolu, parę tygodni od zakończenia rebelii. Nie wiedziała gdzie jest, nie miała pojęcia jak tam trafiła. Wszystkie jej wspomnienia były zamglone, a te najbliższe, sprzed ostatnich dwóch lat, całkowicie zostały wymazane. Czy to z powodu urazu, czy przeżytego szoku, reakcji obronnej jej umysł, nikt nie potrafił jej do końca powiedzieć.
Od lekarzy dowiedziała się, że zaplątała się na front, że rebelianci uratowali ją z rąk Kapitolińczyków. Obiecali jej, iż, najpewniej, prędzej czy później przypomni sobie swoją przeszłość.
I tak oto historia zakpiła sobie ze wszystkich. Alice wyszła ze szpitala po miesiącu, wiedząc o sobie nadal nie wiele, pamiętała kim jest, widziała jak ma na imię, skąd pochodzi... choć nie potrafiła powiedzieć słowa o swojej rodzinie. Starała się przypomnieć sobie coś więcej, jednak w jej umyśle pojawiła bariera przez którą nie umiała się przebić. Wiedziała tylko jedno, musi jakoś z tym żyć, musi przetrwać. Gdyby tak nie miało być nie przeżyła by rewolucji. Albo nigdy nie wzbudziła się ze śpiączki.
Zaczęła całkiem nowe życie, zatrudniła się jako kasjerka w jednym z kapitolińskich sklepów, próbowała odnaleźć się w mieszkaniu socjalnym, które zagwarantował jej rząd. Z czasem przypomniała sobie o swojej pasji z dzieciństwa, śpiewie i właśnie w ten sposób postanowiła zarabiać na życie. Tym co było w niej najlepsze.
Czasem jednak, szczątki jej mrocznej przeszłości powracały do niej w snach, których nigdy nie pamiętała po przebudzeniu.

Ciekawostki

+ Nie pamięta większości swojego życia.
+ Uwielbia śpiewać i naprawdę dobrze jej to wychodzi. Gra również na gitarze.
+ Najbardziej na świecie chciałaby poznać swoją przeszłość. Równocześnie jest to rzecz, której najbardziej się boi.
+ Cały czas towarzyszy jej odczucie, że musi odpokutować jakieś winy z przeszłości, choć nie wie czym one są.
+ Uwielbia pomagać ludziom.
+ Kocha zwierzęta.
+ Potrafi polować, choć nie wie, kiedy się tego nauczyła.
+ Lasy wzbudzają w niej niechęć.
+ Panikuje na widok krwi.
+ Jako dziecko obcinała się "na zapałkę", dopiero po przebudzeniu w szpitalu pozostała przy długich włosach.
+ Śpiączka uśpiła jej problemy z psychiką.

Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Alice Cox  Empty
PisanieTemat: Re: Alice Cox    Alice Cox  EmptyPon Lis 25, 2013 2:54 pm

Cudowna karta, nie mam się do czego przyczepić. Wciągnęła mnie historia i z miejsca pokochałam Alice. Nie mogę się doczekać, aż rozwiniesz ją w fabule, no i czekam na retrospekcje, bo biografia daje w tym temacie spore pole do popisu. *-*

W kwestii technicznej poprawiłam bodajże jedną literówkę plus odmianę. Książka podaje formę kapitolińską, Kapitolińczycy, nie kapitolońską, czy Kapitolończycy.

Anyway, akcept oczywiście leci, śmigaj do fabuły. <3
Powrót do góry Go down
 

Alice Cox

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Alice Cox

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Karty Postaci-