|
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Lophia Breefling Pią Lip 25, 2014 10:09 am | |
| Gorszego scenariuszu nie mogłem sobie wyobrazić. Zresztą, nie po raz pierwszy przekonałem się, że rzeczywistość potrafi być na tyle pomysłowa, iż przekraczała granice mojego pojęcia gotując mi gorsze koszmary niż mój własny umysł. Stałem tam otępiały, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu licząc na to, iż wszystko to okażę się jedynie snem. Mając nadzieję, iż pod prysznicem po prostu poślizgnąłem się przypierdoliłem głową o kabinę tak mocno, że straciłem przytomność i leżę tam teraz pogrążony w najgorszych marach. Bo przecież, do kurwy nędzy, los nie mógł być tak ironiczny, by okazało się, że Rory zna się z Lophią. A jednak. Był. A nawet zachował się bardziej perfidnie pozwalając by moja przyjaciółka zaczęła wyrzucać z siebie kolejne żarty, które w normalnych warunkach może i by mnie rozbawiły, jednak – w tym momencie – zamiast uśmiechnąć się stałem coraz bardziej spanikowany, z każdym padającym słowem uświadamiając sobie coraz dobitniej w jak bardzo przejebanej sytuacji się znalazłem. Nie odezwałem się słowem, zaś gdy Lo podeszła do mnie zesztywniałem i uciekłem spojrzeniem w bok zaciskając przy tym usta i oddychając ciężko przez nos. Nie chciałem patrzeć na Rory, widzieć jak przygryza wargę, nie chciałem widzieć jak bardzo rani ją ta sytuacja, ile bólu mogłem jej zadać znajdując się właśnie tutaj, w tym miejscu, w samym pierdolonym ręczniku. I mimo iż nigdy sobie nic nie obiecywaliśmy, mimo że ona doskonale musiała zdawać sobie sprawę, że nie traktowałem nas jak pary. Przecież, kurwa, JA SIĘ NIE ZAKOCHUJE. Mimo tych wszystkich rzeczy miałem wrażenie, że to co się działo mogło złamać dziewczynie serce. A to była najgorsza, najbardziej skurwielska rzecz jaką mogłem jej zrobić. Nie zareagowałem słysząc chłodny ton kobiety. Zresztą, co miałem zrobić? Padać na kolana? Przepraszać? Za to, iż byłem sobą? Za to, że najpewniej źle zinterpretował cała sytuacje? Mimo wszystko czułem się jak skończony chuj, kiedy swoim sztucznie wesołym głosem dala do zrozumienia, że będzie się zbierać. Złapałem głębszy wdech i w końcu podniosłem wzrok patrząc jak powoli zgarnia rzeczy z plecak szykując się do wyjścia. Kurwa, Caulfield, jesteś pierdolonym debilem, skurwielem jakich mało. Tego do chuj chciałeś? Widzieć ją w takim stanie? Ale skąd miałem wiedzieć, że one się znają?! Miałem ochotę wrzasnąć i uderzyć w coś, kogoś, zniszczyć pierwszą lepszą pierdoloną rzecz, która wpadnie mi w ręce. Ulżyć sobie, wyrzucić z głowy plątaninę wyrzutów sumienia, wściekłości i przerażenia, palącego poczucia winy, wymazać to wszystko i wrócić do stanu czystości umysłu, który udało mi się wreszcie osiągnąć pod tym jebanym prysznicem. Zamiast tego jednak postąpiłem krok do przodu, patrząc na rudowłosą kobietę. - Rory… - odezwałem się cicho, jednak natychmiast urwałem. Ja nawet, kurwa, nie miałem pierdolonego pojęcia co mam teraz robić. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Lophia Breefling Pią Lip 25, 2014 9:14 pm | |
| Może gdyby wiedziała... Ale do jasnej cholery, nie miała pojęcia jak daleko sięgają powiązania jej świeżo odnalezionego przyjaciela i kochanka sprzed lat oraz nowej koleżanki z pracy. Nie mogła być wszechwiedząca, nie miała takiej możliwości zwłaszcza, że jej własne życie okazywało się ostatnio wystarczająco skomplikowane. Stała jeszcze przez chwilę obok Jacka śmiejąc się pod nosem, kiedy sprawy przybrały nieoczekiwany dla niej obrót. Raz, pozostała dwójka wyglądała na mocno zdenerwowaną. Dwa, Rory wstała i zaczęła zbierać manatki, na co Lophia patrzyła szeroko otwartymi oczami i nie była do końca pewna, czy nie opadła jej szczęka. Trzy, Jack nie odezwał się ani słowem od wejścia, a to było już mocno niepokojące. Cztery, miała właśnie zaczynać rozmowę z Rory, spróbować dowiedzieć się czegoś o jej problemie, jednak ta sprawa akurat szybko się wyjaśniła. Otóż dziwnym trafem Carter i Caulfield dosyć dobrze i blisko się znali. Może nawet za blisko (nie, nie była o niego w najmniejszym stopniu zazdrosna). I w tej chwili nie miała pojęcia, kogo zacząć bronić najpierw: siebie, Jacka, czy Rors. O ile cokolwiek by to dało. Muszę zapalić. Musisz się wytłumaczyć, idiotko. - O k**** - zdołała tylko wykrztusić. Popisałaś się, Breefling, nie ma co. - Rors, chciałam powiedzieć, że nie wiem, o co chodzi, ale żartowałam. Ja i Jack to dawno i nieprawda, przyjaźnimy się! - udało jej się dokończyć i dokładnie w tym samym momencie uświadomiła sobie, że nie powinna ujawniać rewelacji z przeszłości. Plasnęła się otwartą dłonią w czoło czując burzę tuż nad swoją głową. Zaczęły już nawet uderzać pierwsze krople lodowatego deszczu, a grzmoty wydawały się wypełniać całe pomieszczenie, tylko czekać na drżenie podłogi, pożar, powódź i huragan. Nie umiała odciągnąć Carter od jej planu, więc zaczęła chyba niepotrzebne próby przekonania kobiety do zachowania względnego spokoju. - Rory, nigdzie nie idziesz - wydusiła z siebie zanim przeniosła wzrok na Jacka. Jedno spojrzenie powiedziało jej wszystko. - Caulfield, idź coś rozwal, do drugiego pokoju. Już - zakomenderowała uznając, że chyba najlepiej będzie rozdzielić tych dwoje. W końcu sama doprowadziła do tej cholernie niezręcznej sytuacji swoim durnym poczuciem humoru i chęcią do żartów. Sytuacja stała się zdecydowanie patowa. Ludzie, błagam, tylko nie miłosne kłótnie, nie tutaj... Naprawdę chciała zapalić, ale gówno by to dało, nawet teraz. Czuła, że zaogniła jakiś niedawno rozniecony konflikt. Wszystko układało się w całość: milczenie Jacka, wyjątkowo wisielczy humor Rory, nagła wizyta i potrzeba rozmowy. Nie sądziła, że okaże się dobrym mediatorem, prawdę mówiąc wydzierała się nawet na swojego chłopaka. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Lophia Breefling Pią Lip 25, 2014 10:17 pm | |
| Jej imię w jego ustach zabrzmiało teraz tak żałośnie, że przez chwilę to Rory zrobiło się żal Jacka, choć przecież powinno być na odwrót. Zatrzymała się na chwilę, jedną ręką trzymając mapę, a drugą plecak, przymknęła oczy i westchnęła cicho, kręcąc głową z niedowierzaniem. Kpiący uśmieszek nie schodził z jej ust, nawet gdy kontynuowała pakowanie. Słysząc słowa Lophii, spojrzała na nią z politowaniem. Przecież tu nie chodziło o ich wspólną przeszłość, teraźniejszość, czy nawet przyszłość. Jack i Rory niczego sobie nie obiecywali, a Lophia była przecież nieświadoma (a przynajmniej tak się wydawało) tego, co łączyło tych dwoje. On mógł się zadawać z kim chciał, mógł kochać kogo chciał, a Rory wciąż nic do tego. Myślała jednak, że po dwóch miesiącach wspólnego mieszkania, po sześćdziesięciu jeden dniach pełnych wyrzeczeń, zasługiwała na szczerość ze strony swojego eks-współlokatora i mężczyzny, któremu zdecydowała się udzielić pomocy. I nie, absolutnie nie chodziło o to, że kogoś miał (tak to teraz wyglądało). Zostawił Rory i kazał jej myśleć, że wrócił do Kwartału, do getta, a ona przez trzy pieprzone dni odchodziła od zmysłów zastanawiając się, czy Caulfield jeszcze żyje. A teraz, jak gdyby nigdy nic, mężczyzna wyszedł sobie spod prysznica, przewiązany jedynie ręcznikiem w pasie, z łazienki w domu koleżanki Carter. Tego naprawdę było już za wiele. Na pół uderzenia serca rudowłosej zrobiło się żal także Lophii, tkwiącej tutaj jak między młotem i kowadłem. - Lo, to nie twoja wina - zapewniła, wyraźnie akcentując każdy wyraz i spoglądając na Breefling uważnie - Przepraszam, jeśli cię uraziłam. Naprawdę, nie interesuje mnie wasza relacja.Ruda kłamczucha.Przez cały ten czas nie obdarzyła Jacka nawet najmniejszym spojrzeniem i była z siebie cholernie dumna. Nie wiedziała jednak, ile jeszcze wytrzyma, a próba opanowania sytuacji przez czarnowłosą wcale nie pomagała. Właściwie mogła dać tylko odwrotny skutek. Jego nazwisko wypowiedziane na głos podziałało na Rory jak płachta na byka, sama nie wiedziała, skąd nagle wezbrało w niej tyle złości. Przez te trzy dni musiała kumulować się gdzieś z boku, a teraz po prostu zalewała rudowłosą, a wszelkie tamy musiały ustąpić pod jej naporem. - Ja pierdole - mruknęła pod nosem, zamaszyście zawiązując troczki swojego plecaka, jakby w czymkolwiek jej zawiniły - Lophia, upewnij się proszę, że twój przyjaciel nie ma już przy sobie dokumentów z moim nazwiskiem, nie chcę być częścią jakiejś wielkiej wpadki, nie zasłużyłam sobie na to. A Ty - spojrzała wreszcie na Jacka, wyzywając go do patrzenia jej w oczy - cudownie zagrałeś kartą swojej matki, po prostu czapki z głów. Pozdrów ją, jeśli faktycznie kiedyś wrócisz do Kwartału. A jeśli jednak zasiedzisz się w Dzielnicy, a oboje wiemy, że tak może być - wylewała z siebie słowa pełne jadu, choć wciąż starała się zachować względny spokój i nie rzucić w mężczyznę pierwszą lepszą rzeczy - to proszę cię, błagam, nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy.Skończyła swój wywód, odetchnęła i odczekała sekundę, aż ostatnia negatywna emocja opuści jej umysł i ciało. Nie starała się już nawet uśmiechać, gdy odgarniała włosy, zakładała plecak na ramię i wymijała zaskoczoną Lophię. Terapia dla par nie była jej potrzebna, w tej chwili miała ochotę coś rozwalić, więc należało jak najszybciej ewakuować się z cudzego domu. Rzuciła koleżance jeszcze jedno, spokojne spojrzenie, chwyciła za klamkę i chwilę później była już na klatce. Nie trzasnęła drzwiami za sobą, bo dobrze wychowane dziewczynki tak nie robią. Ale z drugiej strony te nie przeklinają też pod nosem, a to właśnie robiła Rory, zbiegając po klatce schodowej. | RORY OUT |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Lophia Breefling Sob Lip 26, 2014 12:13 am | |
| Z każdą kolejną chwilą czułem się coraz gorzej, wyrzuty sumienia narastały wprost proporcjonalnie do mijającego czasu, a do pary dołączyła jeszcze jakaś pieprzona, niezrozumiała dla mnie, bezradność. Nie potrafiłem nic zrobić, nic powiedzieć, mogłem tylko patrzeć jak wszystko się pierdoli, jak Lophia panikuje, jak Rory, załamanej Rory, w końcu puszczają nerwy. Patrzeć i stać bezsensownie, nie kiwnąwszy nawet palcem, gdy kolejne rzeczy znikały w plecaku, który następnie tak szybko został zamknięty. Mogłem tylko stać, nie reagując zupełnie na sugestie Lophii, doskonale wiedząc, że jakiekolwiek jej próby pogodzenia nas spoczną na niczym, w końcu nie ona tutaj zawiniła. To ja zjebałem łamiąc serce kobiecie, która tak wiele ryzykowała by mi pomóc. I czułem się z tym jak skończony chuj, nie ważne jak wiele razy nie powtarzałbym w myślach starej mantry, jak bardzo nie próbowałbym udowodnić sobie, że na dobrą sprawę w ogóle mi nie zależy. Byłem skończonym idiotą. - Rory, proszę – rzuciłem cicho, patrząc jak gwałtownym krokiem rusza w stronę drzwi, jednak dobrze wiedziałem, że za późno już na wyjaśnienia. A tym bardziej na brak jakichkolwiek przeprosin. Dlatego nie ruszyłem się z miejsca, jedynie zacisnąłem usta i odwróciłem głowę, ponownie skupiając się na gniewie, gdy usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi. Jej wybór, jej interpretacja, nic mi kurwa do tego. Zabrałem z rąk Lophii koszulę i zacząłem ją na siebie zakładać, nadal z uporem nie patrząc w stronę przedpokoju. Skupiłem się na zapinaniu kolejnych to guzików, wygładzaniu fałdek materiału. A potem odwróciłem się na pięcie i wycofałem się do łazienki. Ja w przeciwieństwie do Rory trzasnąłem drzwiami. Odnalazłem odłożone przed kąpielą ciuchy i te potrzebne naciągnąłem na siebie, brudną koszulę cisnąłem na kosz do prania, po czym podszedłem do umywalki i oparłem się o nią ciężko. Jesteś pierdolonym idiotą. Zawsze nim byłeś. Nie masz co się łudzić, Caulfield. Wbiłem rozwścieczone spojrzenie w lustro, ledwo powstrzymując się przed zbiciem go jednym celnym uderzeniem pięści, w końcu jednak – zamiast tego – odkręciłem wodę i ochlapałem całą twarz próbując się uspokoić. Jak nie dzięki zdrowemu rozsądkowi to chociaż w taki sposób. Do salonu wróciłem po kilku minutach, usiadłem na kanapie i zamknąłem oczy nie odzywając się nawet słowem do przyjaciółki. Tym razem ewidentnie nie miałem ochoty na żadną dyskusję. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Lophia Breefling Sob Lip 26, 2014 10:13 pm | |
| Może i nie jej wina, ale czuła się właśnie jak ostatnia szmata. Naprawdę, bez ogródek. Miała wrażenie, że tylko pogorszyła sprawę, w dodatku nie wyglądało na to, że Rory uwierzyła w ich przyjaźń. Cholera, gdyby chciała się przespać z Jackiem, już dawno by to zrobiła, wątpiła, żeby szczególnie się wtedy opierał. Zaczynała się denerwować, jednak wiedziała, że nie powinna dokładać im wrzasków. Odstawiali sceny w jej mieszkaniu, a ona była zmuszona siedzieć cicho. W dodatku właściwie było jej ich żal, nie miała pojęcia jak im pomóc. W ogóle zaczynało lekko kręcić jej się w głowie od nadmiaru informacji. - K**** - powtórzyła jeszcze tylko (bardzo elokwentnie) w momencie, w którym Rors zarzuciła swój plecak na ramię dając niedwuznaczny znak, że zamierza opuścić jej mieszkanie. Oczywiście, że bez wyjaśnień, były w końcu tylko koleżankami, prawda? Nie miała pretensji do kobiety, kilka spojrzeń na Jacka wystarczyło, żeby odgadnąć szczegóły. I to najwyraźniej on był winny, więc czekała ich poważna rozmowa. Po kolei. W momencie, w którym się opamiętała Carter znajdowała się już przy drzwiach. Tylko że od drugiej strony. Pokręciła głową i ruszyła za nią na korytarz. Cholera, nie mogła wypuścić jej bez pieprzonego pożegnania. Żeby tylko Caulfield jej nie zwiał, miała po dziurki w nosie nie swoich problemów. - Rory, przepraszam. Za tego dupka też. - Nie próbuję cię zatrzymać, do zobaczenia w Kwaterze - dokończyła zdając sobie sprawę, że choćby zakuła ją w kajdanki, nie zdoła wciągnąć jej z powrotem do mieszkania i zmusić do rozmowy z mężczyzną. Wróciła więc do środka, zamknęła drzwi na oba zamki i już miała otworzyć usta, aby zażądać wyjaśnień, kiedy zauważyła włączone światło w łazience. Zaklęła pod nosem, po raz setny tego wieczoru. Zdumienie ustąpiło miejsca złości. Puszczały jej nerwy, miała nadzieję na miły wieczór przy odrobinie alkoholu, czy prosiła o aż tak wiele? - Jak dziecko - warknęła, po czym chwyciła papierosy z szafki i szybko odpaliła jednego. Zaciągnęła się głęboko dymem, po czym ruszyła do salonu i rozparła się na kanapie. Czekała na swojego ukochanego przyjaciela, nie potrzebowała już tłumaczenia. Zgasiła papierosa w chwili, kiedy wchodził do pomieszczenia. W koszuli Java, nie mogła więc się na niego rzucić i pobić za rozwalenie jej wieczoru. W gruncie rzeczy spieprzył tak naprawdę swoje życie osobiste. - Zachowałeś się jak ostatni gnój i widzę, w jakim jesteś stanie. Tak się nie robi, znam trochę Rors, nie widziałam jej tak wnerwionej. I znam ciebie, Jack... Musiałeś jej złamać serce. - Kolejny oddech, nie zamierzała na niego wrzeszczeć. Jego też znała, a milczenie mówiło tylko tyle, że jego też to bolało. Pewnie cholernie mocno, skoro nie zdobył się na najmniejszą ripostę. Taki Jack był nowością, on się nie angażował, niemal tak jak ona dawniej. Oboje się zmienili. - Nie będę ci prawić morałów, ona ci przywali, jeśli zechce. Westchnęła, podkurczając nogi pod brodę. Nie spuszczała wzroku z przyjaciela. Bo przecież jedna sprzeczka nie mogła niczego zmienić. Nie kasowała wielu trudnych lat. - Mamy kilka opcji. - Tu odgięła palec wskazujący. - Pierwsza, możesz mi się wyżalić. Ale nie sądzę, żebyś się do tego palił. - Drugi palec powędrował w górę. - Dwa, idziesz do tamtego zastawionego pokoju i rozpieprzasz porcelanę po cioci, nikt nie usłyszy, a ja od małego jej nie cierpiałam. I wreszcie opcja numer trzy: pijemy. Lekko niebezpieczne, ale da się nad tym zapanować. Mogę coś jeszcze wymyślić, ale nie jesteśmy ludźmi, którzy oglądają komedie i plotkują przy ciastkach. - Skrzywiła się na wspomnienie jednego z takich spotkań. Od razu "rzuciła" tamtego faceta, był do niczego. Nie musiała mu mówić, że jest gnojem. Nie musiała przepraszać za to, że z nerwów za dużo mówiła. Przysunęła się bliżej i objęła dwa razy większego od siebie mężczyznę ramieniem. Przytuliła go do siebie jak młodszego brata i pogładziła po plecach. Mógł ją wyśmiać, ale na wściekłość najlepiej działało bycie miłym. Spełniła swoje zadanie, już go opieprzyła. Teraz przyszedł czas na bycie dobrą przyjaciółką. Poza tym, sama musiała się napić. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Lophia Breefling Pon Lip 28, 2014 10:46 pm | |
| Nie miałem ochoty na rozmowy, na tłumaczenia, rozważania na temat tego jak to mogło się potoczyć gdybym zachował się inaczej, dysputy o rzeczach tak oczywistych. Jakbym naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego, że jestem chujem. Jakbym nie wiedział, że cała ta sprawa to moja pieprzona wina. Mimo iż usilnie próbowałem sobie wmówić, że to nie mój jebany interes, że Rory nie musiała wszystkiego interpretować w taki a nie inny sposób, że mogła – do kurwy jebanej nędzy – po prostu spytać. A nie wychodzić z mieszkania jak urażone dziecko. Wzruszyłem ramionami w odpowiedzi na słowa przyjaciółki, nawet nie próbując udawać, że w jakikolwiek sposób mnie interesują bądź przekonują. Trwałem jedynie w tej samej pozycji z zamkniętymi oczami w głowie raz po raz rozkładając całą sytuację na czynniki pierwsze, z każdą chwilą wkurzając się coraz bardziej. To było niedorzeczne! Nie powinno mnie w ogóle ruszać. Ba, powinienem się cieszyć, dzięki temu mój powrót do Kwartału miał się stać łatwiejszy, przynajmniej wiedziałem, że Rory nie będzie próbowała się ze mną kontaktować, jeden kurewski problem mniej. Dlaczego więc czułem tępy uścisk w żołądku, tak bardzo kojarzący mi się z momentami z dzieciństwa, w których po raz kolejny przekonywałem się, że ja i moja matka nie mamy szans na dogadanie się? Wyczuwając wbite we mnie spojrzenie przyjaciółki musiałem w końcu uchylić powieki, w sam raz by zobaczyć jak odgina wskazujący palec rzucając pierwszą ofertę. Westchnąłem podirytowany i wywróciłem oczami słysząc jej propozycje. Jasne, wyżalić się, może jeszcze zacznę jej płakać na ramieniu jak ciężki jest mój los i jak bardzo czuje się niezrozumiany? Albo opowiadać o tym jak nieszczęśliwie wszystko się potoczyło i jak bardzo mi z tego powodu przykro? Zacisnąłem usta i skrzywiłem się lekko czekając na kolejną ofertę, która – mówiąc szczerze – była o niebo bardziej kusząca. Z drugiej strony jednak nie miałem absolutnej ochoty na demolowanie mieszkania przyjaciółki, cokolwiek miałbym rozwalić powinno to być coś, co wzbudza we mnie niechęć. I jest na tyle mocne by nie zniszczyło się od jednego uderzenia. Najchętniej biłbym w mur aż do zdarcia skóry z kostek. Albo obił mordę pierwszego lepszego wkurwiajacego mnie gnoja. Tak mocno by nie mógł się po tym pozbierać. Trzeci opcja okazała się jednak o niebo lepsza, na tyle zachęcająca by niemal natychmiast w moich oczach pojawił się błysk aprobaty. Wyprostowałem się na kanapie i rozejrzałem po pokoju, w końcu jednak skupiłem – ponownie – spojrzenie na gospodyni. Ona tutaj rządziła. - Co pijemy? – spytałem krótko, głosem nadal podszytym przez pieprzony gniew. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Lophia Breefling Wto Lip 29, 2014 9:37 pm | |
| Dla nastroju. ^^ Kompletnie olał jej słowa, więc równie dobrze mogłaby zamilknąć. Trudno, czasem czuła się w obowiązku ulec przynajmniej po części solidarności jajników, w dodatku naprawdę polubiła Rory, może dlatego, że miały podobne charaktery i nie zawsze kipiały miłymi słowami. W dodatku Kolczatka łączy ludzi. Ale Jack mógłby chociaż przez chwilę posłuchać kogoś bardziej bezstronnego, przecież i tak go broniła, i tak starała się robić wszystko dla jego dobra. Nieważne, nie zależało jej na tym, żeby ktoś ją doceniał. Nie o to w tym wszystkim chodziło. Sama nie była w najlepszym humorze, w końcu nikt nie lubi słuchać kłótni, szczególnie tak poważnych. Naprawdę miała dość własnych problemów, ale w życiu by się do tego nie przyznała. Tęskniła za beztroską, tęskniła za brakiem odpowiedzialności. I za tym, że mogła bezkarnie wyjść z domu, wrócić nad ranem i spać do południa. Ale zawsze pozostawała mała namiastka w rodzaju drinka (kilku-nastu) z przyjacielem. W wisielczym nastroju, warto wspomnieć. Widząc niemy znak zgody od razu podniosła się w kanapy, by szybkim krokiem podejść do barku. Gniewne pytanie zastało ją przy samych drzwiczkach. Otworzyła szafkę i ruchem sprzedawcy zaprezentowała jej zawartość. - Kolekcja wiekowych win - odpowiedziała, wskazując ręką również na przyniesione przez Rors. Szkoda, żeby się zmarnowało. - Cathleen nie pijała innych alkoholi - wyjaśniła, odsuwając butelki w bok. Odsłoniła tym samym coś mocniejszego. Zdążyło się nazbierać. - Wódka, gin, whiskey, mam jeszcze piwo, ale chyba nie jesteś zainteresowany. Trochę go znała i widziała, jak bardzo potrzebował tego najgorszego ze sposobów zapomnienia. No dobra, istniało kilka o wiele gorszych... - Jesteś gościem...Wybieraj. Oparła się o szafkę i zmierzyła go wzrokiem, starając się nie oceniać. Jako że zrobiła w życiu tyle głupot i popełniła tak wielką ilość błędów, uznała, że nie może potępić nikogo. Przynajmniej spośród bliskich. Nie chciała zamienić się w zdradziecką hipokrytkę, chwilami tak właśnie się czuła. - Do usług, kochanie - rzuciła jeszcze, szczerząc się, nadal lekko nerwowo. Tego wieczoru nawaliła, spieprzyła na całej linii i zamierzała przynajmniej częściowo mu to wynagrodzić. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Lophia Breefling Pią Sie 01, 2014 1:24 pm | |
| Starałem się uspokoić. Nie ze względu na siebie, nie dlatego, że wiedziałem, iż nie mogę mieć pretensji do kogokolwiek poza sobą, a ze względu na to, iż Lophia nie zasługiwała na wszystko co się dzisiaj zdarzyło. Widać było, że nie wszystko u niej w porządku, a ja jeszcze dorzucałem jej własnych problemów. Na dodatek – poniekąd – zmusiłem ją do obserwowania starcia, do którego więcej miało nie dojść. Westchnąłem ciężko i przejechałem dłonią po twarzy, jakby próbując zetrzeć z niej ślady wcześniejszej wściekłości, po czym podniosłem się i ruszyłem w stronę przyjaciółki. Zatrzymałem się o krok za nią i wcisnąłem dłonie do kieszeni, w zasadzie, nie wiedziałem nawet co do kurwy nędzy mam ze sobą zrobić, moje nerwy były zszargane, perspektywa spędzenia nocy u Lo wydawał mi się jeszcze gorszym pomysłem niż wcześniej, za to kwestia powrotu do Kwartału…Ta wyprawa nagle nabrała gorzkiego smaku pierdolonych leków. Zerknąłem do wnętrza szafki i przyjrzałem się wcześniej zaoferowanym alkoholom. Każda z butelek była odpowiednia, każda z nich – na swój sposób – oferował rozwiązanie całej sytuacji. Jebane zapomnienie, odcięcie się od wyrzutów sumienia i rzeczywistości, coś co nie raz już robiłem, o ironio – całkiem często w towarzystwie stojącej obok mnie dziewczyny. Przejechałem wzrokiem po trunkach i westchnąłem cicho, od dawna nie widziałem tak dużej różnorodności tak dobrych trunków. - Whisky jest dobra na wszystko – przyznałem, już spokojniejszym głosem, nawet uśmiechając się lekko ironicznie, gdy z ust Lophi padły kolejne słowa. Sięgnąłem po butelkę i przyjrzałem się etykietce, szukając daty produkcji, pochodzenia oraz mocy alkoholu. – Nie chciałabyś znaleźć się w sytuacji, w której mówienie do mnie kochanie nabrałoby innego sensu – dodałem, w ramach może nawet żartobliwego ostrzeżeni, z zadowoleniem wyczytując fakt o dobrym roczniku napitku. Opuściłem butelkę w ręku i spojrzałem na kobietę. Wydawała się lekko zdenerwowana tym co wydarzyło się parę chwil temu, przez co poczułem się jeszcze gorzej. Zacisnąłem zęby i wbiłem wzrok w podłogę walcząc ze sobą by znowu nie zachować się gorzej, by czegoś ponownie nie spierdolić. Wystarczył mi fakt, że Rory była poszkodowana przeze mnie, nie potrzebowałem jeszcze zniszczeń psychicznych u drugiej osoby. Przełknąłem dumę i wściekłość, po czym odezwałem się, nie podnosząc nadal wzroku. - Przepraszam, ok? Nie chciałem byś patrzyła na coś takiego. A potem, nim dziewczyna zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować odstawiłem szybko butelkę na stole i ruszyłem do kuchni w poszukiwaniu szklanek i kostek lodu. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Lophia Breefling Sro Sie 20, 2014 2:22 pm | |
| :( Emocje zaczęły opadać. Powoli, stopniowo złość i rozczarowanie bladły, ustępując obojętności. Dobrze, nie aż tak. Współczuła Jackowi, współczuła Rory i było jej żal tego, co przed chwilą rozegrało się na jej oczach, ale życie nauczyło ją, że jeśli już wpuścisz kogoś z przedpokoju do właściwej części mieszkania, nie możesz go szybko wyprosić. Jeśli komuś zaufasz, nie robisz mu awantur o jego życie. Krzyczysz na niego, dajesz w twarz, ale wspierasz mimo wszystko. Choćby wybuchła kolejna wojna, nie odwracasz się od rodziny. Już nigdy, przenigdy. - Cieszę się, że się zgadzamy - odparła, nadal stojąc tyłem do Jacka. Wbrew wszystkiemu nie zepsuli sobie jeszcze wieczoru do reszty. Alkohol był złym sposobem na rozluźnienie się, ale jak na razie nie znalazła innego. Ostatnio przestawały ją bawić wielkie imprezy. Siedzenie w domu zdecydowanie zaczynało padać jej na mózg. Ale jedno się nie zmieniało. - Nie prowokuj. Kochanie - parsknęła już troszkę mniej nerwowo, puszczając mu oczko. Zaczynała myśleć, że Caulfield też dochodzi do siebie, nie podejrzewała go o takie wyrzuty sumienia czy zakłopotanie, w końcu mieli w zanadrzu jeszcze wiele krępujących tajemnic, których nie wyjawiało się ze względu na dobre maniery. Widziała go pijanego, on spędził z nią noc na zapleczu, kiedy odjechała po prochach i nie była w stanie złapać kontaktu z rzeczywistością. Targała go do mieszkania o trzeciej w nocy, chowając się przed Strażnikami, on trzymał jej głowę nad toaletą. Minęło tyle lat, a on jeszcze śmiał ją za coś przepraszać. Już miała mu nawtykać, jednak nie zdążyła się nawet odwrócić, a on już znikał za zakrętem. - Myślę, że i tak jesteśmy kwita - mruknęła pod nosem, zamykając barek. Naciągnęła rękawy swetra na dłonie przypominając sobie, jak mało reprezentacyjnie wygląda. Rozciągnięty, za duży sweter i rurki. Westchnęła, zastanawiając się, jak dawno nie widziała Javiera. Tak bardzo za nim tęskniła, ciągle wmawiając sobie, że przecież doskonale wiedziała, na co się decyduje, niemo godząc się na związek z nim. Było ciężko, nie tylko z jej strony. Opadła na kanapę, wciskając za ucho spadające na twarz włosy i rozejrzała się po pokoju. A potem uśmiechnęła się pod nosem, ruszyła do szafki i wyciągnęła z niej kilka płaskich świeczek, które rozstawiła na stole. Szybko odnalazła zapałki i podpaliła krótkie knoty. Skoro już musieli się upijać, to przynajmniej w przyjemnej atmosferze. Schowała jeszcze wino od Rory, po raz kolejny ogarnęła wzrokiem pokój, po czym stanęła w przejściu pomiędzy salonem a kuchnią, uważnie obserwując stojącego plecami do niej Jacka. Cicho, spokojnie, oparta o framugę. Nadal nie wierzyła, że Jack przetrwał tak dużo czasu w Dzielnicy nie alarmując nikogo, jednak powoli domyśliła się, że to sprawka Rory. Kolczatka potrafiła dyskretnie ukrywać u siebie ludzi, a Carter z jednej strony ryzykowała głową, a z drugiej wywiązała się z tego świetnie. Ciszę przerwał dźwięk strzelania palcami. Loph wytarła lekko spocone dłonie w spodnie i wzięła kolejny głęboki wdech. - Za każde kolejne przepraszam czeka cię sroga kara, zrozumiano? Jedno wystarczy - zaznaczyła stanowczo, nadal wpatrując się w jego plecy. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Lophia Breefling Wto Wrz 09, 2014 8:43 pm | |
| Wywróciłem oczami. Już dawno powinienem przyzwyczaić się do faktu jak cholernie uparta jest ta istota stojąca obok mnie, widać jednak dłuższe rozstanie zatarło w mojej głowie niektóre wspomnienia, przez co teraz musiałem radzić sobie z jej parskaniem. - Nie prowokuje, ostrzegam – zapewniłem, zachowując zadziwiająco poważny ton. Prawda była taka, że po dzisiejszym wydarzeniu nabrałem pewności co do jednego, przywiązanie jest jedną z najbardziej popierdolonych rzeczy w życiu. I kurewsko dobrze robiłem próbując - do tej pory – trzymać się od tego z daleka i nie dopuszczając do tego by ktoś inny zbytnio zbliżył się do mnie. Mieszkając z Rory pozwoliłem sobie na rozproszenie uwagi, zbyt pewny siebie nie zauważyłem nawet w którym momencie podwinęła mi się noga, przez co nie dość, że zraniłem kobietę, to sam ściągnąłem na siebie wyrzuty sumienia. W przyszłości zdecydowanie wolałbym tego uniknąć. A już zdecydowanie nie chciałbym czegoś takiego dla Lophii. Westchnąłem cicho, po czym potrząsnąłem głową powstrzymując się przed kolejną uwagą. W kuchni przetrząsnąłem uważnie szafki szukając najbardziej odpowiednich szklanek, przeciągałem czas ponownie je obmywając i wrzucając do nich kostka po kostce lód, ostrożnie, jakby był ze szkła. Potrzebowałem chwili by zwalczyć w sobie uczucie, które narosło we mnie po przeprosinach. Nie byłem przyzwyczajony do rzucania tego typu słów, do takiego zachowania, czułem się przez to niezręcznie i, do kurwy nędzy, liczyłem na to, że temat więcej nie zostanie poruszony. Dlatego też, kiedy usłyszałem słowa padające z ust przyjaciółki zamarłem na chwilę patrząc na swoje ręce i zaciskając zęby, niezadowolony z tego, że jednak postanowiła nawiązać do przeprosin. Skinąłem sztywno głową, dając jej znak, że przyjąłem słowa do zrozumienia, po czym z kolejnym westchnieniem zgarnąłem naczynia i wycofałem się do pokoju. Nie mogłem dużej udawać, że robię coś ważnego. Widok świeczek przywołał na moją twarz ironiczny grymas. Uniosłem lekko brew do góry zerkając na dziewczynę z niedowierzaniem, po czym obdarzając płomyki przeciągłym spojrzeniem zbliżyłem się do stołu i złapałem za butelkę. Rozlałem trunek do szklanek, po czym uniosłem jedną do ust, by skosztować alkoholu. Z zadowoleniem zanotowałem, że smak przewyższył nawet moje oczekiwania. - Bawimy się w romantyczny wieczór? – spytałem w końcu, siadając na kanapie, z ironicznym uśmiechem na twarzy wskazując na świeczki. – Najpierw drinki przy blasku świec, potem urocza kąpiel wśród woni olejków, a na koniec namiętny seks w sypialni? – zakpiłem, unosząc brwi w sugestywnym geście. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Lophia Breefling Pią Wrz 26, 2014 3:58 pm | |
| Najwyraźniej wcale nie rozładowała atmosfery, wręcz przeciwnie... Cóż, nie zamierzała być sztucznie miła, w końcu oboje rozwalili sobie nawzajem wieczór. Dlaczego by nie sprawić, że wyda się odrobinę milszy? Uważnie obserwowała poczynania mężczyzny z dłońmi splecionymi pod biustem. Pokręciła głową, starając się wymyślić coś, co pomoże mu chociaż na moment przestać myśleć o żenującej kłótni, której była świadkiem. Sama nie cierpiała wywlekać prywatności przy "niewtajemniczonych", więc przynajmniej w przybliżeniu rozumiała, co czuje Caulfield. Nie ruszyła się nawet w momencie, w którym minął ją z dwoma szklankami w rękach i skierował się do salonu. Odwróciła się tylko w stronę mężczyzny, patrząc na niego badawczo. Nie wyglądał, jakby miał coś rozwalić, lub zacząć wyklinać na cały świat. Postęp. Uniosła wymownie brwi, słysząc jego komentarz, po czym parsknęła ironicznie. - A co, zapewniasz atrakcje? - zapytała, puszczając mu oczko. Stojąc w przejściu, była w stanie ogarnąć wzrokiem całą jego sylwetkę. Najwyraźniej był nadal mocno wkurzony, ale powinna chyba przestać rozważać zaistniałą sytuację ze wszystkich możliwych stron i dać sobie odpocząć. - Swoją drogą, przydałoby Ci się coś na rozluźnienie, sztywniaku - prychnęła, uśmiechając się pod nosem. Koniec tematu Rory, koniec przeprosin. Czas na whiskey! Podeszła do stolika, chwyciła za wypełnioną szklankę i pociągnęła spory łyk alkoholu. Płyn przyjemnie zagryzł ją w gardło w momencie, w którym przysiadła na brzegu kanapy. Przecież nikt nie zabroni jej żartów z przyjacielem. Podobna sytuacja zdarzyła się przecież ostatnio wiele lat temu, wiele czasu minęło od momentu, w którym ostatni raz siedzieli w jej mieszkaniu, popijając pyszne drinki. Wszystko się zmieniło. Tylko nie ich przyjaźń.
Wychodzi na to, że koniec ^^
Ostatnio zmieniony przez Lophia Breefling dnia Sro Maj 27, 2015 10:19 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Lophia Breefling Sob Lis 15, 2014 1:43 am | |
| Przeskok czasowy przenosi nas do pierwszej połowy września 2283. Rozgrywka może zostać dokończona w retrospekcjach. |
| | |
| Temat: Re: Lophia Breefling | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|