|
| Katy le Brun, Mathias le Brun i Rosemary Garroway | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Katy le Brun, Mathias le Brun i Rosemary Garroway Sob Mar 22, 2014 12:10 am | |
| |
| | | Wiek : 18 Zawód : Płatny zabójca, kurier Przy sobie : przy sobie: zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości), zwiększenie szansy na skuteczną obronę (kości), idealna celność, zdobiony sztylet W plecaku: nóż ceramiczny niewykrywalny dla detektorów metalu, paczka zapałek, noktowizor, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka pierwszej pomocy, zapas jedzenia
| Temat: Re: Katy le Brun, Mathias le Brun i Rosemary Garroway Sob Mar 22, 2014 12:42 am | |
| Przypadkowo Leonard sprawiła sobie, wdając się w przyjemną słowną potyczkę z nieznajomym, dzień pełen pierwszych razów - pierwszy raz, gdy ktoś zauważył w niej kobietę i tak ją potraktował, pierwsza przejażdżka motocyklem, pierwsze nie służbowe zaproszenie do domu. Wspięła się zgrabnie na motocykl, jeszcze na ulicy. Chwyciła siedzenie za sobą, nie chcąc obejmować mężczyzny, którego imienia wciąż nie znała - jakoś ani on nie wpadł na pomysł by się przedstawić, ani ona nie zdradziła jeszcze jak ją zwą. Anonimowi nieznajomi na jednym motocyklu. W którym więc miejscu koła fortuny się znalazła - czy kolejny obrót wyniósł ją, czy może rzucił o beton i sponiewierał haniebnie, pozwalając jednak mieć nadzieję na kolejny uśmiech losu, gdy ona będzie lizać rany? Pęd powietrza, warkot silnika. Nie sądziła, że istnieją środki lokomocji równie przyjemne co jazda konna, a okazuje się że motocykl mógłby z jej rączym rumaczkiem konkurować. Podejrzewała, całkiem słusznie zresztą, że w niektórych elementach podobnej rywalizacji konie mechaniczne na łeb na szyję pobiłyby jej karoszka o przekornym imieniu. Gdy dotarli po raz pierwszy tego dnia zaparło jej dech w piersiach - zadarła głowę, aby spojrzeć na szczyt wysokiej budowli. Tylko jeden raz była w szklanym wieżowcu, służbowo, nie prywatnie. Zlecenie nie chciało przyjść do niej, za obietnicą sowitego wynagrodzenia zwabiło ją do siebie, do luksusowego w oczach biednej morderczyni mieszkania w połowie wysokości budynku. Najlepiej zapamiętała miękkie krzesło przy stole w jadalni oraz kretyńską melodyjkę w kółko i w kółko grającą w windzie. Nie pozwalając wyręczać się, zeskoczyła szybko z miejsca pasażera na motocyklu i chwyciła swoje siodło, jak gdyby chciała pokazać, że nie jest dziewczęcą dziewczynką, słabiutką i wiecznie w potrzebie. Ściskała kulbakę w rękach jak skarb, swój ostatni, najcenniejszy dobytek - nie licząc znoszonego skórzanego kombinezonu z trzech części właściwie tak było. Niewiele miała droższych przedmiotów - jedynie na broń nie szczędziła pieniędzy. Idiotyczna melodyjka w windzie - trzeci raz dopiero jechała windą, a już nienawidziła tych głupich odgłosów wydawanych przy okazji przystanku na piętrze lub, jeszcze gorszych, pomiędzy piętrami. Melodia, przy której jeńcy wojenni w mig zaczęliby wyśpiewywać najskrytsze tajemnice swojego kraju, byle tylko ktoś wyłączył tą cholerną windową pioseneczkę. Jechali na ostatnie piętro wieżowca, jak dziewczyna podejrzewała z mocnym, podekscytowanym biciem serca w drobnej piersi, do jakiegoś apartamentu. Zaproszona do środka mieszkania na ostatnim piętrze zaniemówiła - zwykle w takich miejscach bywała jako złodziej, morderca lub potencjalny wykonawca zlecenia, do którego gospodarz odnosi się ze strachem i nadmiernym szacunkiem, jednak bez gościnności. Tym razem miało być nieco inaczej - była gościem. Osobą z zewnątrz zaproszoną na kolację. Miała siedzieć przy stole jak równy z równym, nie na drugim końcu przy gołym blacie, jako osoba, której nie oferuje się nawet szklanki wody. Szkło i biel, skórzane obicia. Pierwszy raz w życiu nie wiedziała kompletnie jak się zachować - czuła się onieśmielona elegancją oraz bogactwem wnętrza. Zdejmować buty czy nie? A kurtka? Jej kiedyś biała bokserka, którą miała pod spodem, pozostawiała pod względem estetycznym wiele do życzenia, jednak chyba nie wypada chodzić po cudzym domu z dłońmi, jak gdyby, w rękawiczkach - a przecież one były częścią jej kurtki, nieodłączną! Przedłużeniem rękawa, jedną całością! Choć... Może to nie robi różnicy? Niemal przytuliła do brzucha siodło, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Starannie unikała wzrokiem gospodarza i starała się trzymać głowę wysoko - tylko tyle mogła zrobić, by ukryć swoją niezręczność. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Katy le Brun, Mathias le Brun i Rosemary Garroway Sro Mar 26, 2014 11:25 pm | |
| To było obce, całkowicie obce i nie do opisania. Do tej pory nie potrafił przyzwyczaić się do sięgającego nieba wieżowca, którego znał jedynie ze wspomnień, starych i zakurzonych, schowanych głęboko w wizjach dawnych wypraw, wypraw sprzed Rebelii. Teraz tamto życie wydawało się całkowicie dalekie, naprawdę, czasem tak nieswoje, jakby należało do kogoś innego, a on oglądał je tylko z boku, jako widz. Nawet jeśli tak, to wydawało mu się ono niezwykle beznadziejne i żałosne, a wtedy zamykał przed sobą ten rozdział, bo zawstydzał sam siebie, o ile w ogóle jego umysł nadal odbierał takie bodźce wewnętrzne jak wstyd, jeśli rozróżniał szczęście od smutku a euforię od żałości. Trudno przewidzieć. Niemniej jednak zawsze był ciekaw, jak wyglądają od środka, jak smakuje jedzenie, które serwuje się w restauracjach znajdujących się w bogatych dzielnicach miasta, do których zaszywał się, wsiąkał w szklane ściany budynków jak cień, znikał pod niektórymi stoiskami, na początku żebrał, potem kradł, aby w końcu uciec w kierunku kolejnej kryjówki. To było trudne, bo cały ten świat sprawiał wrażenie otwartego, oświetlonego ze wszystkich stron, pięknego i pstrokatego. Ludzie jednak i tak byli ślepi, nie zwracali uwagi, mijali, czasem obdarzali nieprzyjemnym pogardliwym spojrzeniem, jakby mieli do czynienia ze śmieciem leżącym na ulicy, a ten w żadnym wypadku przecież nie mógł się tam znajdować. Bo ta kraina to sterylność, to czystość i barwa, to gwar i ciągłe śmiechy, to napoje, o których zwracano po kątach ale dyskretnie, aby nikt nie zauważył. Ale on zawsze widział wszystko, każdy cień, który rzucali idealni ludzie, każdy gorset, który na moment zsunął się z krągłości, każdy grymas na widok niechcianego przyjaciela. To wszystko było szkaradne, szkaradne i nieprzyjemne. Ale i tak chciał należeć do tego świata, marzył o tym, aby znaleźć się po drugiej stronie, kiedyś. Teraz chciał wrócić do Kwartału, a to pragnienie nasilało się za każdym razem, gdy podnosił wzrok, aby spojrzeć na sam szczyt wieżowca, gdy mechaniczne drzwi uchylały się przed nim, gdy wchodził do niesamowitej oszklonej windy, kiedy spoglądał z góry na Dzielnicę Rebeliantów, widział Koszary, ciemne i szare budowle, ale nadal potężne i silne, a za nimi Kwartał, cień Kapitolu, ospały i cichy, niczym mysz pod miotłą. Wtedy miał ochotę zatrzymać windę, wrócić na sam dół schodami i tak jak to zwykle robił, wrócić do Kwartału przez tunele podziemne, oddać się temu chwilowemu uczuciu wolności, powrócić do trosk, które trzymały go przy życiu, sprawiały, że nie było ono bezkształtną szarą masą, a prawdziwą i ludzką istotą, czymś namacalnym, coś co miało cel, a nie było poświęcone pustej egzystencji. Przeszedł przez drzwi do mieszkanie, zrzucił z siebie płaszcz i cisnął nim w wieszak licząc na to, że jakimś magicznym trafem zawiśnie i pozostanie, a jeśli nie to na pewno w końcu ktoś się pojawi i go sprzątnie. Chociaż to i tak bez różnicy, bo jeszcze dzisiaj będzie wychodził, podniesie go stamtąd i zapomni, że przez kilka godzin leżał na podłodze. To mieszkanie było tak wielkie, że nie liczyło się, czy ktokolwiek tu posprząta czy nie. Nie dla niego. Idiotyczne przyzwyczajenie. -Zdejmij kurtkę, bo się spocisz – rzucił nawet się nie oglądając, padł na kanapę w salonie i leniwie się na niej rozłożył – W chuj tu grzeje, nawet nago też ci będzie gorąco – nie mogła zauważyć, czy się uśmiechnął, ale owszem. Sięgnął po telefon, jakaż nowość, cud techniki, dodatkowa obcość, która go przytłaczała, punkt, który sprawiał, że nowe miejsce, ani trochę go przekonywało. Nie chciał tutaj być, chciał wrócić, ale teraz… teraz miał ochotę, aby coś zjeść i przy okazji zrobić coś względnie dobrego, hm. Ostatnimi czasy zbyt często ulega pokusie zwanej „ jak ci brakuje rozrywki, zaproś bezdomnego od domu i daj mu jeść”. Wątpił aby barwny pobyt w więzieniu jakkolwiek na to wpłynął, zwłaszcza pozytywnie, choć wówczas także nie zasłynął wzorowym skurwielstwem przyznając się do winy za zamach. Teraz żałował, ale tylko z perspektywy czasu i żeby uspokoić swoje sumienie, które domagało się wyjaśnień. Ale wiedział, że gdyby jeszcze raz dane byłoby mu stanąć przed podobną decyzją, zrobiłby to samo. -Co moja kurtyzana sobie życzy? – spytał zakładając nogi na stół – Krewetki na białym winie czy maść na ból dupci? – przyłożył słuchawkę do ucha, uśmiechnął się. Nie, jednak nic się nie zmieniło. Oprócz mieszkania.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : Płatny zabójca, kurier Przy sobie : przy sobie: zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości), zwiększenie szansy na skuteczną obronę (kości), idealna celność, zdobiony sztylet W plecaku: nóż ceramiczny niewykrywalny dla detektorów metalu, paczka zapałek, noktowizor, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka pierwszej pomocy, zapas jedzenia
| Temat: Re: Katy le Brun, Mathias le Brun i Rosemary Garroway Nie Mar 30, 2014 9:51 pm | |
| Niezręczność, wpierw więżąca głos w krtani i zaciskająca dla uczucia bezpieczeństwa palce na łękach siodła, teraz jedynie dodawała odwagi, tej zgubnej brawury, która często pakowała Minko w kłopoty. Uniosła brodę tak, jak gdyby znajdowała się na grzbiecie swojego rumaka, czuła się całkowicie pewnie. Schyliwszy się położyła siodło na ziemi, za zachętą gospodarza zrzuciła kurtkę uwalniając ze skórzanych objęć szczupłe ręce, cieniutkie, jasne nadgarstki, palce, wąskie i długie niczym wierzbowe witki; ramiona jakby wyrzeźbione w słoniowej kości - niemal wiecznie zasłonięte wydawały się nigdy nie widzieć słońca, opalony delikatnie dekolt i sterczące rozkosznie obojczyki z głębokim dołeczkiem pomiędzy nimi. Powiesiła kurtkę na wieszaku, po czym rzuciła na anonimowego gospodarza przekornym spojrzeniem z uśmiechem ladacznicy. -Skąd taka pewność, że w ogóle będę naga?- spytała unosząc protekcjonalnie brwi, jak gdyby miała na myśli: "Nawet wychudła, biedna i głodna nie jestem z twojej ligi, kochany". Nie czekając na zaproszenie usiadła na kanapie, zakładając nogę na nogę niczym wielka uwodzicielka, pilnując by mięśnie nie wykazywały spięcia osoby niepewnej swojego zachowania. Panowała nad ciałem, nad jego rozluźnieniem i napięciem, nad każdym drobnym aspektem, każdego z nich świadoma - zupełnie jak zawsze. Rozejrzała się z niekrytą ciekawością po apartamencie, starając się zapamiętać każdy pojedynczy szczegół w wypadku konieczności ucieczki lub walki - gdzie można wejść, skąd zeskoczyć, czym ogłuszyć lub zabić. Uświadomiła sobie nagle, że zdejmując kurtkę okazała pasek ściskający spodnie o wysokim stanie z przytroczoną do niego pochwą z której wystawała rękojeść zdobionego pięknie sztyletu. Była ciekawa, w jaki sposób działa jej gospodarz: być może jest seryjnym mordercą zabijającym bezdomne uprzednio je wykorzystując? Jeżeli tak, to trafił na złą bezdomną. Starając się nie okazywać, jak bardzo intryguje ją cały wystrój przestronnego wnętrza, spojrzała na gospodarza lekko mrużąc oczy, jak gdyby chciała prześwietlić go na wylot, poznać motywy oraz zamiary. Jednego raczej była pewna: spodziewał się zapłaty w naturze. -Wystarczy kotlet- odpowiedziała na pytanie uśmiechając się szeroko, pokazując rząd równych, białych zębów. Mówiąc o dupci: cieszyła się, że siedzi niemal przodem do nieznajomego, bo jej dupcia, opięta skórzaną czernią ciasnych, wygodnych spodni raczej z całą pewnością ściągnęłaby na siebie wzrok gospodarza, co raczej przyprawiłoby Minko o wielkie niezadowolenie i dziwnie silne mrowienie w ręce, zachęcające bardzo do wymierzenia ciosu w tą przystojną, pooraną śladami doświadczenia, twarz. Chciała pochwalić apartament, zamiast tego jednak wypatrywała dalej oczy jak sroka - skoro nie parała się kradnięciem zbyt często, przynajmniej mogła nacieszyć oczy widokiem tylu bogactw oraz wygód wszelakich. -A tak serio to z wielką niecierpliwością czekam na tą darmową kolacyjkę- rzuciła spojrzeniem na anonimowego gospodarza, unosząc jeden kącik ust i podkreślając w czasie wypowiedzi, że nie powinien zbyt wiele oczekiwać w zamian za posiłek, nawet rozrywek łóżkowo - erotycznych, na które być może liczył. Wsparła plecy na oparciu kanapy, pozwalając mięśniom naprawdę się nieco rozluźnić. Czuła się coraz mniej spięta - otoczenie otoczeniem, a Leonard - Leonardem. Nawet w apartamencie nie miała powodu, by być onieśmieloną. W końcu brawura oraz umiejętność riposty były częścią jej reputacji. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Katy le Brun, Mathias le Brun i Rosemary Garroway Pon Kwi 07, 2014 4:37 am | |
| Na krótką chwilę zdążył zapomnieć o obietnicy, gdy jego wzrok padł na jej ramiona. Nie należał do osób, które pięknem się zachwycały, poszukiwały go w każdym szczególe, aspekcie ich życia, nie starał się dostrzec w wychudzonej i bladej dziewczynie czegoś, co mogłoby go zachwycić. To zapewne kwestia znieczulicy na punkcie czegoś tak prymitywnego jak wygląd, czegoś tak, ha, powierzchownego. Choć trudno określić go jako osobę postrzegającą świat przez głębię, lubującą się w pięknie wewnętrznym lub czymkolwiek podobnym, co ludzie mają zwyczaj nazywać w różny sposób, to ostatnią rzeczą przy jakichkolwiek wyborach była idealność. Punkt sporny, doprawdy, dla każdego piękno, jako takie, czyste i nieskazitelne, było inne, objawiało się to w pełnych kształtnych ustach, to w niebieskich oczach, to w jasnych blond włosach czy może, ha, chorobliwej bladej skórze, kościstych ramionach czy sterczących obojczykach, jednak pozostaje jeszcze pytanie – czy to nie była jedynie chora fascynacja czymś tak bliskim a jednocześnie obcym. Z tą jedną chwilą, gdy zdążył zachwycić się widokiem rozebranej Minko, poczuł tęsknotę za czymś, czego nie potrafił nazwać, jedno krótkie ukłucie, ot tak, dla przypomnienia. Nie jesteś stąd, to nie jest twoje miejsce. Przy okazji zdążył uświadomić się w rzeczy strasznej i niemożliwej, na jego płaskim dotąd brzuchu, nieco zarysowanym przez mięśnie zresztą, pojawiły się fałdki. Zauważył to właśnie teraz, gdy usiadł, i zdążył na moment znienawidzić nieznajomą za to, że była ucieleśnieniem tego, co należało do niego, że była kimś, kim powinien być on. To głupie, cholernie dziecinne, bo nikt o zdrowych zmysłach, kto dostałby szansę wydostania się z Kwartału, nie odrzuciłby tej propozycji, nie tłamsił każdej kolejnej nadziei na to, że będzie lepiej, obietnicy poprawy. Deptał w ziemi wszystko, co zdołało tutaj wyrosnąć. Unikał ludzi, których miał nieprzyjemność spotkać, a gdy już stawał twarzą w twarz – kłamał, udawał, że nie zna. Tak lepiej, tak łatwiej. I tak uświadamiał sobie, coraz bardziej i bardziej, z każdym dniem, że Dzielnica to ostatnie miejsce, w którym powinien się znaleźć, że Dzielnica to ostatnie miejsce, w którym potrafiłby przeżyć. No tak, nie licząc lęków, wiecznie towarzyszącego wrażenia, że ktoś go obserwuje. Tak było, nie wątpił. I tego nienawidził. Kontroli. Życia także, zresztą, ale jego nieco trudniej się pozbyć, bez szkód. Póki co jednak wykazywał się wytrwałością, milczał w cierpieniu, przekonywał siebie, że jest w porządku, chwytał się każdej okazji, aby zbliżyć się do przeszłości, a czarnowłosa okazała się być jedną z tych osób, do których nieświadomie lgnął. I w dalszym ciągu przerażało go to, że powoli nabierał ciała. Oczywiście, kiedy się już wróci na rodzinne łono, trzeba będzie mieć co zrzucić, ale dodatkowe kilogramy zaczynały być trochę uciążliwe. Albo to grawitacja. Obwa to skurwysyny do kwadratu, żeby nie było, dzielimy winę na połowę. I dlaczego nadal upierała się przy swoim? Czy sądziła, że le Brun jest jakąś Matką Teresą z Kalkuty, która zaserwuje biednej sierotce z podwórza darmowy obiadek? W Kwartale, ba, w życiu nauczono go, że nigdy niczego nie otrzymuje się za darmo, dlatego do tej pory nie zgodził się, aby ludzie czymkolwiek obdarowywali. Może dlatego nie potrzebował pomocy i teraz, samowystarczalny, zawsze pozostawiony sam sobie lub z dodatkowym bagażem na barkach zwanych potocznie młodszą upierdliwą siostrą. Choć trudno przyznać rację jego zasadom, wystarczy tylko spojrzeć, w jak pięknym i zdrowym stanie skończył, lub niebawem skończy – dwa czy trzy metry pod ziemią? To już zależy od Katy, ale kiedyś umrzeć trzeba. A jeśli nie dziś, to kiedy? Jutro może nie być okazji, trzeba korzystać, póki władze mają jeszcze jakieś chęci, aby ładować obywatelom kulki w czoła. Potem mogą pozbawić ich tego przywileju, jeśli władze się zmienią, jeśli Coin upadnie, ha, na to się nie szykuje, bo tak, jeśli ma umrzeć, to ktoś musi ją wkopać do tego dołu najpierw, prawda? A kto inny jak nie le Brun? Nawet na okazję jej pogrzebu ma ułożoną piosenkę, której nie pamięta, ale jednak. -Ale jaki kotlet, kurwa, schabowy, barani, mielony? Najpierw irytacja, potem trochę ostygła, bo znowu spojrzał na jej ramiona, zatęsknił chwilę, zdążył przeżyć na nowo rozpacz wywołaną fałdkami na brzuszku, które nagle zaczęły go niezwykle irytować. Owszem, wcześniej także tam były, kto wie, czy w więzieniu się ich nie nabawił, karmiono ich tam przednio, aż dziwota, ale dopiero teraz zwrócił na nie uwagę. I jak na marudnego chłopca przystało – denerwowały go, doprowadzały do szwedzkiej pasji, co okazywał jedynie nerwowym podrygiwaniem stopy ułożonej na stoliku na stopie drugiej. I było mu całkiem wygodnie. -No to uzbrój się w cierpliwość, bo na darmową kolacyjkę będziesz czekała do usranej śmierci – bawiła go, szczerze go bawiła, ale chyba zdążył polubić, mimo wszystko, a to już swego rodzaju sukces – zyskać sympatię Mathiasa. Choć trudno tutaj mówić o czymś tak głębokim, niestety, zwyczajny niewyraźny ognik sugerujący płatom jego mózgu, że czarnowłosa jest w porządku, nie ma się czego obawiać. Wszystko jest dobrze. -Chyba, że sama sobie ją zrobisz, widzisz tu jakąś gosposię?– dodał po chwili, jakby w niespodziance, ale czy gość rzeczywiście się ucieszył? Już sama obecność Mathiasa, cóż z tego, że w jego własnym domu, musiała być prawdziwym utrapieniem – Jak już będziesz szorować do kuchni to wspomnij o swoim imieniu, wypadałoby znać namiary swoich pracownic.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Katy le Brun, Mathias le Brun i Rosemary Garroway Sob Lis 15, 2014 1:44 am | |
| Przeskok czasowy przenosi nas do pierwszej połowy września 2283. Rozgrywka może zostać dokończona w retrospekcjach. |
| | |
| Temat: Re: Katy le Brun, Mathias le Brun i Rosemary Garroway | |
| |
| | | | Katy le Brun, Mathias le Brun i Rosemary Garroway | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|