|
| Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| | | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| | | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| | | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| | | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Wto Cze 04, 2013 6:54 pm | |
| / lewy brzeg Moon River
W wychłodzonym mieszkaniu rozległ się szczęk zamka. Raz i ponownie. Otwarte, zamknięte. Johanna, piętami pomagając sobie zrzucić z odmarzniętych stóp buty, upewniła się, że drzwi zamknęła szczelnie i lekko nadrdzewiała zasuwa jest na swoim miejscu. Zmieniając w międzyczasie pikowany płaszcz na wygodną i przyjemnie miękką bluzę, powędrowała niespiesznie w kierunku swojego pokoju. Donośnym gwizdem zaintonowała brzmienie jakiejś idiotycznej i zbyt nachalnie wpadającej w ucho piosenki, którą usłyszała w radiu grającym w piekarni. Nadgryzając nadziewaną grzybami bułeczkę usiadła przy wąskim drewnianym stole, zawalonym toną zbędnych jej pierdół. To nie tak, że jej zwierzęcym porte-parol był gryzoń o wdzięcznej i pamćlaśnej nazwie chomik, Jo to zwyczajna bałaganiara. Dlatego bez ckliwej nostalgii i bólu istnienia zmiotła papiery, papierki, puste puszki i opakowania po słodyczach do śmietnika. Musiała mieć pole do popisu. Czyste i odpowiednie rozmiarowo. Wciąż pogwizdując pod nosem wyciągnęła i rozprostowała karteczkę z kilkoma niezbędnymi jej do pracy informacjami, zapisanymi drobnym pismem na fragmencie opakowania po papierosach. Z nieco bardziej tajnej i mniej podręcznej skrytki wyciągnęła również pomięte, acz wciąż stanowiące jeden kawałek papierzysko, które było niczym innym a właśnie KOLCową przepustką. Z jej własnymi personaliami w wykropkowanym miejscu umieszczonymi. Z jej piersi wydobyło się ciche westchnięcie. Nie chciała do tego wracać. Długi spacer w ramach drogi powrotnej do mieszkania pozwolił jej osiągnąć stan wystarczającego do pracy opanowania. Co nie znaczyło, że nie mogła sobie popsioczyć pod nosem. Nowe realia życia nie ułatwiały zadania trudniącym się fałszerstwem osób. Johanna wlepiła wzrok w oryginalną przepustkę, zastanawiając się o ileż prostsze byłoby jej podrobienie według starych, dobrych, technologią podrasowanych metod. Wystarczył skaner. Wystarczyło odpowiednie powiększenie obrazu. Nóż do papieru i precyzja, środek klejący i ponownie skaner. Dokumenty fałszowało się poprzez przeniesienie bezpośrednie i pozbywało plików z komputera. Jo jednak nie mogła sobie pozwolić ani na skanowanie - niby czym, łokciem? - ani odbitkę fotograficzną. Z delikatną więc irytacją sięgnęła po pisak o milimetrowej średnicy końcówki, wybrała ze starej, wysłużonej walizki pod ścianą kilka różnych kartek papieru i przyłożyła do wypisanej przepustki. Nie wahała się długo - prędko wybrała tę o największym stopniu podobieństwa i pochyliła się nad biurkiem, słysząc jedynie rytmiczne tykania zegarka, który zdjęła z nadgarstka. Nie nosiła go na lewym - jak dominująca część ludzi - nadgarstku, a w tej chwili ograniczał jej swobodę. Swobodę i zaskakujące rozluźnienie, z jakim zaczęła mierzyć poszczególne odległości od krawędzi kartki, wysokość liter i, wreszcie, nanosić je na przygotowany papier. Alyssa Nie rozumiała skąd ta pełna konspiracja... Przecież fałszowanie dowodów i przepustek to od kilku miesięcy biznes na porządku dziennym... Alyssa Greene, dwudziesty siódmy marca dwa tysiące sześćdziesiąty czwarty rok ...tak, Jo była pewna, że coś z tym całym teoretycznie klasycznym zleceniem jest nie tak. W końcu nie bez przyczyny zażądała tej konkretnej formy zapłaty. Ważna od dnia szesnastego lutego przez dwa tyg... achh, chwila dekoncentracji i stawiana kreska przedłużyła się niekontrolowanie. Z tym musi poradzić sobie kroplą spirytusu salicylowego. ...ale czasem tendencje do wyolbrzymiania i doszukiwania się spisków przy każdej nadarzającej się okazji przynosiło korzyści istotniejsze od rosnącej garstki nielubiących jej osób. Czasem podobne cechy usposobienia dawały bezpieczeństwo i... i pewne cenne informacje. Z wskazującym na samozadowolenie uśmieszkiem, czającym się w kącie ust kontynuowała pracę, przygryzając policzek od środka. Brakowało jeszcze podpisu pełnomocnika Coin i odpowiedniego stempla. Z pierwszym poradziła sobie odręcznie, stawiając parafkę tak pewnie i automatycznie, gdyby była to jej własna sygnatura. Pieczątka też nie stanowiła problemu - wystarczyła kropla emulsji zagęszczonej i zabarwionej koszenilą. To plus wygrawerowany w drewnianym stożku szablon dokonały zwieńczenia dzieła Johanny po niecałych czterdziestu minutach pracy. Tak, określenie fałszerza wybitnego powinno przylgnąc do niej na stałe - w podobnym przekonaniu Masońska utwierdziła się, oceniając z dystansu osiągniętego przez odchylenie się daleko na krześle efekt swoich kaligraficzno-konstruktorskich działań, odsunąwszy uprzednio emanującą ostrym światłem lampkę. Kolejny kwadrans, w czasie którego dokument miał wyschnąć, upłynął jej na bezowocnej marszrucie wzdłuż i w poprzek pokoju, wzbogaconej przymusowym przysiadem co kilka sekund, gdy porządkowała rozrzucone na podłodze ubrania i pochodne elementy krajobrazu sypialnianego. Po tym czasie już wsuwała zapisaną, bezcenną dla wielu kartkę do koszulki, koszulkę do wiązanej teczki, tę natomiast ukrywając pod zapinanym na zamek prześcieradłem. Odbębniła obowiązki. Mogła bez wyrzutów sumienia skupić się na zajmującej czynności pochłaniania bułeczki nadziewanej grzybami.
/następny dzień (a poprzedni wątek, pardon za zagięcie czasoprzestrzeni) to już weselicho w ośrodku szkoleniowym |
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Sob Cze 08, 2013 5:29 pm | |
| /bufet na piętrze bankietowym
Kolejny kwadrans od chwili małej eksplozji i inicjacji pożaru znów z kreacji ekranowej wyrwany był bo minął w filmowym przyspieszeniu. Jeszcze moment temu zaciskała palce na nienaruszonej, nieotwartej kopercie, nie potrafiąc ruszyć się o milimetr, mimo rozgardiaszu który zapanował, oddalając w niepamięć pierwotny sens i okoliczności imprezy na piętrze bankietowym. Jakim piętrze bankietowym? Jaki ośrodek szkoleniowy? Nie wiedząc kiedy, Jo została szarpnięta, wyprowadzona z budynku tak szybko, że nie była w stanie w międzyczasie zarejestrować niczego poza feerią barw i dźwięków, które - znów - mogłyby okazać się niezłym atutem autorskiego kina eksperymentalnego, gdyby tylko nie wynikały z wybuchu i przerażenia jakie ów wywołał. Zbiegając ze schodków prowadzących do głównego wejścia budynku i dziękując swojej subtelnej pysze za to iż zdecydowała się na sukienkę niemajtającą się jej między kostkami, zwróciła wreszcie uwagę na porywacza. - Noah! Co tam się kurwa dzieje? - syknęła, gdy tylko zrównała z nim krok, brnąc w wysokich obcasach przez zaśnieżony plac. Atterbury w zdecydowanym szoku musiał być, bo do tej pory nie wypuścił z uścisku nadgarstka Jo. Nie narzekała - dzięki temu zachowywała jako taki pion i upojenie alkoholowe oraz niedostosowane do warunków atmosferycznych obuwie nie doprowadziło jej do spektakularnego upadku. Powtórzyła pytanie prawdopodobnie mówiąc bardziej do siebie - mężczyzna zdawał się naprawdę przejęty. Bardziej, niż wymagałaby tego eksplozja podczas wesela, hmm. Nie mówiąc o wstrząsach, jakie przenikały jego ciało a które Mason wychwytywała intuicyjnie, będąc osobą raczej.... no, przewrażliwioną na punkcie wstrząsów jakichkolwiek. Spostrzegła, że jej towarzysz rozgląda się nieobecnym wzrokiem, oczy błyszczą mu nienaturalnie a stawiane kroki utraciły dynamikę i zabójcze tempo. Rzuciła zdecydowane "chodź", przejmując ostatecznie fach przewodnika w tym szaleńczym pędzie.
*
- Masz jakąś wrodzoną awersję do ognia czy już zapomniałeś jak brzmi wysadzana minibomba? - Jo bezwładnie padła na krzesło, dysząc ciężko i drżąc - pęd ulicami dzielnicy rebeliantów bez okrycia wierzchniego a w samej, raczej niegrzeszącej długością, sukience nie należał do najlepszych decyzji ostatnich dni. Jej własne mieszkanie było pierwszym miejscem, które przyszło jej na myśl, gdy tylko zwolnili tempo marszu. Noah zdecydowanie nie przypominał jej tego, którego widywała na codzień, a który nie miał w zwyczaju prezentować się w wersji ożywiony-trup-prądem-rażony. Jo odchrząknęła. Albo to stan nietrzeźwości, albo raczej olewczy z reguły stosunek, ale nie uważała by wybuchowy incydent na weselu miał aż tak na niego wpłynąć. Zerknęła przelotnie na mokrą, wygniecioną kopertę, która leżała kilkanaście centymetrów od jej nadgarstka. Godło Panem. Pieczęć z tym wizerunkiem podrabiałam zaledwie wczoraj. Pewnie jakieś bzdurne wezwanie albo zwyczajna kontrola. Nieistotne, teraz trzeba zająć się... - Noah! - wydarła się, uderzając pięścią w drewniany stół w kuchni. - Oświeć mnie, co ci się dzieje bo zachowujesz się nienormalnie, nawet jak na narąbanego gościa weselnego. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Sob Cze 08, 2013 7:43 pm | |
| // ośrodek szkoleniowy, piętro bankietowe.
Istnieje nieskończenie wiele rodzajów zdziwienia. Od nic nieznaczącego, kiedy dowiadujesz się, że na obiad jest zupełnie coś innego niż podejrzewałeś, aż po takie kiedy nakrywasz swoją kochankę w łóżku z innym kochankiem. Jest też takie, kiedy dowiadujesz się, że zamiast pokoju, o który walczyłeś, dostajesz kolejne Głodowe Igrzyska. Ale to nie jest żaden z tego typu zaskoczeń. Żadne z nich zaskoczeniem nie jest, kiedy tylko pomyślałbym o felernej wiadomości, przez którą telefon w mojej kieszeni ciąży mi niesamowicie. Czuję się otępiały i jednocześnie jestem w szoku – co sprawia, że wybiegając z wesela kompletnie nie mam pojęcia dokąd idę i gdzie ciągnę Johannę. Po prostu, przed siebie i daleko stąd. Nie przeszkadza mi już nawet mróz, ani śnieg prószący prosto na moją twarz, który w tym momencie działa orzeźwiająco. Z wolna zaczynają mnie łapać wyrzuty sumienia, wmawiając sobie, że mam usprawiedliwienie na swoje zachowanie, ale nie jestem w stanie się przekonać. Nie jestem nawet pewien, czy zabranie dziewczyny było dobrym pomysłem. W głowie mogę już praktycznie usłyszeć jej pełen kpiny głos, kiedy mówię jej o wiadomości. W odruchu chęci jakiegoś zadość uczynienia zarzucam na jej ramiona swoją marynarkę, a w końcu wchodzę do budynku nie orientując się nawet w tym szaleństwie, kiedy przejęła dowództwo nad naszą wyprawą… albo ucieczką.
***
Nerwowo przechadzam się po kuchni w jedną i w drugą stronę, bez żadnego celu, wypalając już drugiego papierosa. Nie mógłbym usiedzieć w tym momencie. Przelotnie spoglądam na zegarek, którego wskazówki, jak mi się wydaje, były przesunęły się już o dziesięć minut, odkąd weszliśmy do pomieszczenia. Dziesięć minut, a ja nadal nie umiem wykrzesać z siebie żadnego słowa. Ignoruję kolejny docinek, którym uracza mnie Jo. W tym czasie podchodzę do okna, jakby w nadziei, że dostrzegę ośrodek szkoleniowy, i to w jednym kawałku. Ale znajdujemy się przynajmniej o parę przecznic od tamtego miejsca, więc nie mam na to najmniejszych szans. Odwracam się w końcu do dziewczyny i opieram dłonie na kaloryferze, który jednak od razu parzy przemarzniętą skórę. Odrywam się więc od razu i podchodzę do stołu. - Noah! – krzyczy, chcąc zapewne przywołać mnie do porządku. Niestety, tutaj potrzeba zapewne o wiele więcej. - Oświeć mnie, co ci się dzieje bo zachowujesz się nienormalnie, nawet jak na narąbanego gościa weselnego. - Uwierz mi, nie jestem wystarczająco pijany. – ściągam z szafki opróżnioną do połowy butelkę wódki i podsuwam dziewczynie. – Ty też nie. Masz, będziesz tego potrzebowała. Biorę głęboki wdech, który teoretycznie powinien mi pomóc chociaż w małym stopniu, ale nic takiego się nie dzieje. Nie wiedzieć też czemu, staram się jak najbardziej odwlec przekazanie jej informacji – informacji, które mogą wcale nie być prawdziwe. Chwytam więc do ręki list, praktycznie przemoczony, ale nie na tyle, żebym nie wiedział, że to ten sam, który dostałem ja, pieczęć Kapitolu i odręcznie, starannie napisane nazwisko ‘Johanna Mason’ zbyt bardzo przypominają te, znajdujące się na mojej przesyłce. - To dopiero jest zabawna historia. Czytałaś go? – oglądam kopertę jakby chcąc się upewnić, że nadal jest nierozerwana. – Nie? Dziewczyno, to co ty robiłaś na tym weselu. Wszyscy już pewnie otworzyli swoje. Ja, Cato, Sam, Chan, Nolan… Chcesz dalej żyć w błogiej nieświadomości? Uwierz, lepiej będzie jeżeli ja przekażę Ci tę wiadomość, niż Coin. – uśmiecham się współczująco i siadam naprzeciwko dziewczyny łapiąc ją za ręce, zwiastując przykrą wiadomość. - Powołali pannę, panno Mason, na zaszczytne stanowisko mentora. 75. Głodowe Igrzyska uważam za otwarte. Niech los zawsze Ci sprzyja. – biorę łyka wódki, bo oto przechodzimy do lepszej części nasze historii. – Ale to nie wszystko, to nawet nie jest główna, tegoroczna atrakcja. Wiesz kto jeszcze dostał taką kopertę? Nasza dobra przyjaciółka – Cypriane Sean. – podsuwam jej telefon z otwartą wiadomością. – Kaboom. |
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Sob Cze 08, 2013 8:47 pm | |
| Kiedy wędrówka Noah staje się nie do zniesienia, gdy obrana przez niego trasa nabiera rangi wykonywanego schematu a udręczona i dziwnym uniesieniem przejęta twarz wwierca się niemal odczuwalnie w świadomość Jo, mając pewnie powrócić w jakichś schizujących snach, wreszcie ma miejsce odezwa na masońskie prowokacje. Treściwa acz nie krótka odezwa. Johanna słucha. Początkowo po prostu nieogarniająca i poirytowana faktem, iż Noah uważa propozycję doprawienia się alkoholem za konieczną dla przystosowania pewnych - jak Jo zakładała nadciągających już za kilka chwil i odcinków kuchenka-okno - informacji. Nabrała prędko do płuc powietrza, po to żeby kulturalnie i bardzo cenzuralnie uświadomić Atterbury'emu debilizm podobnej oferty, zanim nie uświadomiła sobie, że wódka właściwości rozgrzewające również ma. Wkładając ramiona w za luźne rękawy jego marynarki podniosła się, tłumiąc wybuch drwiny i wydobyła z czeluści lodówki nadpoczęty sok owocowy. - To dopiero jest zabawna historia. Czytałaś go? - Jo zerknęła za siebie, stercząc przed otwartą szafką z małym stosikiem talerzy i kilkoma szklankami. Wyciągnęła dwie z nich i wróciła do stołu przy którym Noah zdążył usiąść, słuchając dalszych jego słów, padających jak pociski opóźnionego zapłonu. Kumulującego i mnożącego się zapłonu. - 75. Głodowe Igrzyska uważam za otwarte. 75. Głodowe Igrzyska uważam za otwarte. Głodowe Igrzyska. O t w a r t e. Johanna zesztywniała. Powoli podniosła wzrok z dłoni chłopaka, w które wciśnięte były jej własne. Chciała złapać jego spojrzenie, ale droga przez długość rozluźnionego krawatu, przykurczoną lekko szyję i wyrażającą dziwne coś twarz była jakby pokrętna i myląca. Igrzyska. Aha, to dziwne coś to współczucie. Dlaczego? - ...ale to nie wszystko... - gdzieś z innej galaktyki się wydobyło, każąc Jo utrzymać się jeszcze chwilę w jednym kawałku, zanim nie rozpłaszczy się na podłodze, mając w najgłębszym poważaniu wszystko inne poza myślą o kolejnym koszmarze. Bo Igrzyska tym były - bez znaczenia, czy udział w nich polegał na mentorowaniu czy spełnianiu roli trybuta. Zawsze jesteś ofiarą. Jeszcze chwilę musiała wytrzymać. Chociaż już teraz, gdy Noah skończył mówić żałowała, że taką próbę podjęła. Jej twarz przyoblekło dziwne zmęczenie. Starość. Taka, która dopada człowieka mającego za sobą wszystko. Nie, nie wszystko. Mason była pewna, że żaden z tych doświadczonych staruszków, jakim się teraz czuła, nie doświadczył zmartwychwstania wśród swoich znajomych. Wyswobodziła dłonie z uścisku Noah, mechanicznym, sztywnym ruchem przysunęła do siebie butelkę wódki i przytknęła do ust. Piekący, ohydny smak wypełnił jej usta, spłynął przełykiem i zwilżył jej drżące wargi. Szklanki tłukły się głośno o siebie, gdy chciała chwycić jedną z nich i napełnić sokiem. Po dziesięciu sekundach walki z zakrętką soku odpuściła, czując, że jak tylko niepopita wódka wywoła w niej odruch wymiotny, nie będzie w stanie go stłumić. Poczuła się, jakby straciła władania w rekach, o nogach nie mówiąc, a cała siła uszła z niej jak powietrze z przekłutego balona. Nawet odczytywanie wiadomości było wysiłkiem. - Ty sobie kurwa żartujesz? - wychrypiała, odnajdując znikąd określenie dla uczucie, które ją sparaliżowało: strach. A z owym Johanna Mason radziła sobie... szkodliwie. Niekoniecznie dla siebie. Zerwała się na nogi i nachyliła, zawisając nad przygarbionym mężczyzną jeszcze zanim przewrócone krzesło huknęło o emaliowaną podłogę. - Cypriane nie żyje i ty dobrze o tym wiesz. Ma w sobie więcej z trupa niż trzy czwarte trybutów z wszystkich Igrzysk razem wziętych i co, i przysyła ci e s e m e s a? Pisząc tak, jakbyś to ty był martwy a ona żyła. Noah, Cypriane nie żyje. Chyba wiesz to, prawda? - tak, nie mogła zgodzić się, żeby Noah uwierzył w pół słowa z tej popieprzonej wiadomości. - Przecież żadne z nas nie może sobie pozwolić na szczyptę wiary. Nie możesz, Noah! Ktoś sobie robi z ciebie jaja i jest bardziej bezczelny niż ja, więc zadzwoń tam - w tym miejscu sięgnęła po telefon i agresywnie wcisnęła go w rękę chłopaka. - Zadzwoń i pogadaj sobie z Cypriane, proszę. I powiedz jej... albo jemu, stawiam, że to on... powiedz, że są kurwa granice. Nie wiedziała kiedy zaczęła krzyczeć. Ani kiedy poczuła w ustach smak dymu papierosowego. Papieros? Hmm, tym bardziej nie miała pojęcia jak to się stało, że wyrwała go z ręki Noah i, nieświadomie naśladując jego poczynania sprzed pięciu minut, rozpoczęła wędrówkę. Od kuchenki do okna i z powrotem. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Sob Cze 08, 2013 11:06 pm | |
| Z czasem, jak obserwuję przejęcie i emocje malujące się w ciszy na twarzy Johanny, utwierdzam się w przekonaniu, że mogłem przekazać jej tą wiadomość w inny sposób. Nie tak agresywny i pełen ironii. Pytanie – czy coś w ogóle by to zmieniło? Prawda jest taka, że jej treść zostałaby tak samo okropna, bez względu na to jakbym ją opakował i podał. I przeraża mnie sama myśl, że jutro będę musiał stawić się w Centrum Dowodzenia. Miejscu, gdzie tak naprawdę wszystko się zaczęło, cała moja przygoda z Kapitolem, w której wyniku siedzę właśnie tutaj. Upijając się ze samą Johanną Mason, którą kiedyś podziwiałem tylko na ekranie telewizora i w kolorowych szmatławcach. Czasy się zmieniły i nie postrzegam już tak samo dziewczyny, siedzącej teraz naprzeciwko mnie. Jakkolwiek obraźliwie by to nie brzmiało, żaden z niej autorytet. Jeżeliby nim była, sam mógłbym się nim nazwać. W końcu przeszliśmy przez to samo bagno. I wcale nie czuję, że ktoś, miałby powód, żeby mnie podziwiać. W innym wypadku nie spędzalibyśmy w ten sposób dzisiejszego wieczora. Przybici, w zimnym, ciasnym mieszkaniu, z na wpół wypitą butelką wódki i bagażem większym, niż możemy udźwignąć. Na dodatek koperta leżąca teraz pomiędzy nami - wciąż nie otwarta, a jednak nie kryjąca już przed nami swoich tajemnic – nieustannie przypomina mi o tym co nas jutro czeka. Ta sama historia, walka o te dzieciaki, patrzenie na ich śmierć. W imię sprawiedliwości. Znaczenie tego słowa chyba już dawno zatarło się w dzisiejszym świecie, bo od jakiegoś czasu sam nie mam pojęcia, co ono znaczy. Pociągam jeszcze jeden łyk z butelki, chociaż w tym momencie, żaden alkohol nie jest w stanie przynieść mi ukojenia. Obserwuję jej nieobecny wzrok wodzący po pokoju, ogromne drżące źrenice nie mogące znaleźć punktu zaczepienia. Nie mogę pozwolić, żeby popadła w takie obłąkanie. Nie umiem ogarnąć swojeg życia, nie dam rady z jeszcze czyimś. Nie umiem być dla kogoś wsparciem. - Spójrz na mnie. – ledwo powstrzymuję się od pstryknięcia je przed oczami, aby skupić jej uwagę na sobie. – Weź głęboki wdech. Ta wódka nie była dobrym pomysłem. – odsuwam butelkę na bok i wbijam w jej twarz stalowe spojrzenie, ale jednak fałszywe, bo moje drążące dłonie zdradzają, że do spokoju jest mi co najmniej daleko. – Przejdziemy przez to, jasne? Przejdziemy przez to razem. Pójdziemy tam jutro, to nasz obowiązek i nie damy Coin niczego, co później mogłaby wykorzystać przeciwko nam. Będziesz twarda. Zero rozczulania się nad sobą w godzinach pracy. Zaraz jednak orientuję się, że o spokoju nie ma dzisiaj nawet mowy. Ani z mojej strony, ani z jej. Bo kiedy tylko zdążyłem zaznać chociaż jego odrobiny wraca temat felernego smsa. I o ile wiem, że sam go zacząłem, tak jak wiem, że nie mogłem go zostawić nieskomentowanego – teraz wolałbym nigdy go nie dostać, nie przeczytać, ani nigdy nie powiedzieć Johannie o nim. Kiedy tylko padają kolejne słowa z jej ust, wzbiera się we mnie złość. Nie wiem, co w ogóle podusiło mnie, żeby pomyśleć, że coś takiego mogło ją zainteresować. Nie mogę i nie mam najmniejszej ochoty wysłuchiwać kolejny zdań, z którego wszystkie zawierają w sobie stwierdzenie ‘Cypriane nie żyje’. Dokładnie tak wyglądały wszystkie moje myśli jeszcze parę tygodni po tej pechowej wiadomości i zdecydowanie nie mam zamiaru do tego wracać. A teraz? Kiedy pojawiło się jakieś światełko w tunelu? Wiem, że wszystko brzmi niedorzecznie, ale zapewne reaguje tak a nie inaczej, i tak bardzo się tego trzymam – ponieważ nie mam już czego innego się chwycić. - …i przysyła ci e s e m e s a? Pisząc tak, jakbyś to ty był martwy a ona żyła. Noah, Cypriane nie żyje. Chyba wiesz to, prawda? W całym tym zaaferowaniu faktem, że dostałem wiadomość właśnie od niej, nawet nie skupiłem się w tak dużym stopniu na jej treści. Ani o sposobie w jaki została napisana, czy o sposobie, w jaki pisała w nim o mnie. Pisała – bo wciąż upieram się przy swoim. - Może mnie oświecisz, po cholerę w ogóle Ci o tym powiedziałem, hm? Wiedziałem, że tak zareagujesz. Czemu tak zapierasz się przy swoim? Chcesz mnie pozbawić nadziei tak, jak pozbawili Cię jej inni?! Musisz zabierać mi nawet jakąś głupią namiastkę wiary, że coś się kiedyś ułoży? – nie wiem nawet, kiedy podniosłem głos. Siadam z powrotem na krześle, bo w całym tym ogólnym uniesieniu aż wstałem. - …przepraszam. - wyduszam w końcu. Moje słowa chyba w żaden sposób nie oddziałują na nią. A przeprosiny, które co prawda nie przychodzą mi już z taką trudnością jak kiedyś, ale nadal nie rzucam ich na wiatr, przechodzą całkowicie niezauważone. Zresztą i tak pewnie na niewiele by się zdały w tym momencie i jej reakcja była wciąż taka a nie inna. Bo zaraz z agresją wciska mi telefon do dłoni. - Zadzwoń i pogadaj sobie z Cypriane, proszę. I powiedz jej... albo jemu, stawiam, że to on... powiedz, że są kurwa granice. Wpatruję się niepewnie w komórkę wciąż wahając się co zrobić, przenoszę wzrok na Jo i przygryzam dolną wargę. To chyba oczywiste, że nie chcę, żeby ktoś po drugiej stronie słuchawki odebrał mi mój zalążek nadziei. Przeciągam tą chwilę w nieskończoność, chociaż już w momencie, w którym odebrałem smsa, wiedziałem, że będę musiał oddzwonić. Ale chyba nigdy nie byłbym gotowy to zrobić. W każdym razie nie samemu, teraz kiedy Johanna wygląda jakby zaraz miała mnie uderzyć krzesłem, które przed chwilą przeżyło niemiły upadek z podłogą, zmuszam się, żeby ogarnąć się w jak najkrótszym czasie. Zaciskam palce na komórce i celuję w nią zaciętym spojrzeniem. - Poczujesz się lepiej, kiedy mi coś udowodnisz? Wybieram numer, który wciąż znajduje się na szybkim wybieraniu. Najzwyczajniej nie miałem siły go stamtąd usunąć. - Pogadamy sobie oboje, co ty na to? – wciskam przycisk włączający tryb głośnomówiący. Staram się nie pokazać po sobie jak wielkie emocje mną targają i mierzę tylko wzrokiem jak Johanna wypala mojego papierosa. Zaraz jednak, w ostatnich sekundach przed odebraniem telefonu odpalam kolejnego. Właśnie - przed odebraniem. Kiedy tylko słyszę symboliczny dźwięk oznajmiający, że rozmówca odebrał telefonu czuję jak coś przewraca się w moim żołądku, a telefon prawie wypada mi z ręki bo nagle tracę w niej czucie. Przez moment nie umiem zebrać się, żeby cokolwiek powiedzieć, chcę jednak zacząć, zanim padną pierwsze słowa z jej czy jego strony. - Słuchaj, jeżeli to jakiś cholerny żart, to prawie się nabrałem. Ha, naprawdę kurwa śmieszne. Twój zmysł etyki, porażający. Będę to opowiadać na zjazdach rodzinnych. Kawał roku. – podejmuję grę, jaką narzuciła mi Jo, chociaż gdyby nie czatowała nade mną, zapewne rozegrałbym to inaczej, chociaż zapewne nie lepiej. – I ta powalająca koncepcja. Ja, nie żyję? Dobre sobie, jak na ironię pisząc z telefonu martwej dziewczyny. Módl się, żebym Cię nie spotkał, bo powyłamuję Ci każdy z palców tak, że to będzie ostatni sms jaki w życiu napisałeś. - Rzucam Johannie nieme, atakujące spojrzenie, mówiące „Zadowolona?!”. |
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Nie Cze 09, 2013 11:23 am | |
| Trudno było Johannie przyswoić słowa Noah, nie mówiąc nawet o podjęciu próby wykonania jego poleceń. W głowie wciąż tłukły się o siebie dwie nieprzyswajalne informacje (jak idiotycznie to słowo brzmiało, gdy dotyczyło bomb, jakie Atterbury na nią zrzucił), zaburzając percepcję i wzmagając bardzo naturalne, bardzo ułatwiające uzewnętrznienie odruchy. Czyli krzyk, czyli łomot serca, drętwienie kończyn i ten paraliżujący, obezwładniający strach. Niewiele brakowało, by nad Johanną zapanował. Czuła, jak wzbiera jej w gardle (nie, to nie była piekąca w środku wódka), jak zaciska na płucach, ograniczając ich pojemność i powodując, że oddech stawał się szybszy z każdą kolejną sekundą. Strach do zawrotu głowy doprowadził i sprawił, że oczy Mason rozbłysły - zaszklone? z pewnością przejęciem emanujące. Jo zdarzało się bać. Tak chwilowo i raczej fizycznie. Głównie podobne sytuacje dotyczyły wspomnień z areny, związanych z nią koszmarów nocnych, po których budziła się, niekomfortowo zlana potem czy też sytuacji, w których znajdowała się niebezpiecznie blisko obszernych zbiorników wodnych. Teraz jednak było inaczej - to uczucie dławiło ją od wewnątrz, rozchodziło się jak epidemia, obezwładniająca kolejne organy i odsuwająca od jej władania części ciała. Naprawdę niewiele brakowało, ale... - Czemu tak zapierasz się przy swoim? Chcesz mnie pozbawić nadziei tak, jak pozbawili Cię jej inni?! Musisz zabierać mi nawet jakąś głupią namiastkę wiary, że coś się kiedyś ułoży? - Jo otrzeźwiała. Natychmiast i bezwarunkowo, jak gdyby słowa Noah przejęły rolę wstrzykiwanego w centralny punkt układu krwionośnego antybiotyku. Zamrugała kilkakrotnie, cofając się i ciężko, odczuwając starość, powodowaną przez ów bakcyl strachu, opadła z powrotem na krzesło. Wciąż trzymała pomiędzy palcami dogorywającego papierosa, wciąż serce tłukło się niemiłosiernie, ale Jo przestała się tym interesować. Z intensywnym zainteresowaniem wpatrywała się w Atterbury'ego jak urzeczona. Jak... trzaśnięta piorunem i oświecona. N i g d y nie widziała tego u niego. Raczej u Cypriane. I zawsze jej tego zazdrościła, widząc jak jej sekretne, baaardzo podświadome i odsuwane daleko z premedytacją marzenie ucieleśnia się, odnajduje formę i spełnienie u tej mocno skrzywionej psychicznie, sadystycznej trybutki. Tak, Johanna nigdy nie była przywiązana do człowieka. Nigdy nie zależało jej na nikim. Wolała stosować w swoich myślach ten zaimek nieokreślony w ramach wypierania dobrych wspomnień, jeszcze za czasów gdy jej rodzinka nie została uznana za kwalifikującą się do ostrzału. A w nowym życiu, które zaczęła po pełnej rekonwalescencji w Trzynastce, nie było w jej życiu, no tak, nikogo. Fascynowała ją mimo wszystko perspektywa posiadania osoby na tyle bliskiej, by nawet po jej śmierci myśli o niej zdawały się dotykać wciąż żywej osoby. Albo nadziei o tym, że żywa jest. Bez słowa skinęła głową, nieświadoma do końca na jaki idiotyzm godzi się. Idiotyzm - bo mimo, że ona dostrzegała jedynie cierpki dowcip w tym całym zamieszaniu, była świadoma (tak, teraz doskonale widziała w wyrazie twarzy Noah to, czego tak zazdrościła niegdyś samej Cypri) że w nim ten mały płomyczek się tli. A sarkazm, trafna docinka czy choćby najwyższa herezja padając z jej ust, z ust Johanny, nie będzie w stanie jej ugasić. Odpaliła kolejnego papierosa. Wlepiła uważne, nieco obłąkane spojrzenie w jej towarzysza, który najwyraźniej z kimś zdołał się połączyć.
(musiałam!) |
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Nie Cze 09, 2013 3:23 pm | |
| Odnoszę niepohamowane wrażenie, że świat zatrzymuje się, kiedy czekam na odpowiedź osoby po drugiej strony telefonu. Wszystkie mięśnie w moim ciele napinają się, zastygam w miejscu, uporczywie wpatrując się trzymany przez mnie telefon. W ułamku jednej, tak dłużącej się sekundy spoglądam na zegarek, żeby upewnić się, że czas naprawdę stanął. I być może tak jest, ponieważ nie zauważam żadnego ruchu wskazówek. Zaraz wracam wzrokiem do ekranu komórki, bo nie jestem wstanie spuścić go z oczu nawet na moment. Jakby chwila nieuwagi mogła zostać srogo przypłacona. Mój słuch wytęża się i nerwowo wciskam przycisk pogłaśniający, ignorując całkowicie fakt, że od dawna nie daje to żadnego efektu. Podnoszę na chwilę wzrok na Johannę, ale ta nie patrzy ani na mnie, ani nawet na telefon. A jedynie tempo wbija wzrok w jakąś odległą przestrzeń, pogrążona w swoich myślach. Drugą dłonią wrzucam do popielniczki papierosa, i przykładam palce do ust, chociaż nigdy nie miałem złego nawyku obgryzania paznokci. Teraz czuję się jednak, jakby od tego co za chwilę usłyszę ważył się cały mój los. Przez zaledwie parę tych sekund obywam niesamowitą debatę w swoich myślach, bijąc się cały czas z nimi. Próbując przekonać się, że pozwoliłem sobie na zbyt wiele nadziei. Że miałem się jej wyrzec, że zrobiłem to już miesiące temu. Nie powinienem nigdy opierać się na czymś tak irracjonalnym jak jeden głupi sms. Kiedy jednak widzę wyświetlające się na ekranie ‘Cypriane Sean’, nie mogę znaleźć racjonalnego argumentu, aby przekonać się do starych idei. Przechodzą mnie nawet wyrzuty sumienia, przez to, co powiedziałem zaledwie moment temu do słuchawki. Nie mogę oprzeć się myśli, że okienko połączenia zaraz zniknie z ekranu, bez pojedynczego słowa, padającego ze strony rozmówcy. I nigdy już nie dowiem się kim była osoba po drugiej stronie. Okienko jednak nie znika, i już po chwili mogę usłyszeć dźwięczne, ale wypowiedziane nieco ochrypniętym głosem: - Noah Atterbury. I nie potrzebuję nic więcej. Rozpoznałbym ten głos wszędzie i zawsze. Nawet w momencie, kiedy nie powinno jej już być na tym świecie. Z jednej strony jest to tak irracjonalne, z drugiej tak naturalne. Nie mogę uwierzyć, że chociaż na moment ogarnęły mnie wątpliwości. Niemal mi wstyd. I wstyd mi za te wszystkie miesiące kiedy skazałem ją na samotność. Skazując na nią też siebie. O ile wszystko byłoby prostsze, gdybyśmy tylko mieli siebie. Zamieram w miejscu, nogi miękną mi i jestem wdzięczny, że nie stoję, bo zapewne ugięłyby się pode mną. Z rozchylonymi ustami i drążącą dłonią ledwo utrzymując telefon wyglądam zapewne jakbym otrzymał wiadomość, która zniszczyła moje dotychczasowe życie. Może coś w tym jest, na gruzach tej beznamiętnej egzystencji właśnie zaczęło się budować coś o wiele bardziej obiecującego. Więc nie mam nic przeciwko. Nieustannie przeszukuję myśli, starając się w tej otchłani znaleźć coś co mógłbym powiedzieć. Tak wiele razy zastanawiałem się nad słowami, które padłyby z moich ust, gdybym tylko miał taką możliwość. Teraz mam i żadne nie wydają się odpowiednie. Nigdy nie mógłbym być przygotowany na taki obrót spraw, choćbym miał perfekcyjnie wyćwiczone swoje kwestie. Zanim zdążam coś powiedzieć, dziewczyna zaczyna pierwsza. - Nie wierzę, to niemożliwie. Miałeś nie żyć. Miałeś nie żyć. Tak powiedzieli mi rodzice, że popełniłeś samobójstwo, a potem sami zginęli, nie wiem dlaczego. Coin kazała mi się wynosić do Czwórki, to było straszne i teraz ogłosiła kolejne Igrzyska. Dostałam wezwanie i teraz jadę do Kapitolu... i nie mogę w to uwierzyć. Mam wrażenie, że wyłapuję jedynie co drugie, czy nawet co trzecie słowo. Wciąż nie mogę przyswoić faktu, że… najzwyczajniej żyje. Coś tak prozaicznego. Miałem… nie żyć? Samobójstwo? …do Kapitolu. W drodze. Jedynie pojedyncze strzępki myśli, to wszystko na co mogę się zdobyć tym momencie. - …Cypri. – wyduszam w końcu, a głos więźnie mi w gardle przy końcu jej imienia. Oczy zaszkliły mi, żeby zaraz kolejne łzy miały pocieknąć po policzkach. Nie dbam nawet o to, że Johanna jest świadkiem mojej słabości, ani o to, że Cypri zapewne może dosłyszeć moje łkanie po drugiej stronie telefonu. Tak długo tłumiłem w sobie cały ten ból, że teraz nie mogę powstrzymać się przed wypuszczeniem go na światło dzienne. - Nie uwierzyłabyś ile razy modliłem się, żeby wszystko było w porządku. Ja. Modliłem. To brzmi praktycznie śmiesznie. Ale teraz… cholera. Bo wszystko jest w porządku, racja? Jesteś cała. Musisz być. Cokolwiek się nie działo, wszystko się ułoży. Teraz nie ma innej opcji. – zagryzam wargę, nie umiejąc inaczej opanować swojego słowotoku. – Uspokój się. Nie obchodzi mnie co powiedzieli Ci twoi rodzice, ani to, że przez cały ten czas myślałem, że nie żyjesz. Nie teraz. Wszystko opowiesz mi na miejscu. – zaciskam mocniej palce na telefonie, żałując, że nie mogę jej przytulić albo chociaż potrzymać za rękę. – To tylko kolejne Igrzyska, poradzimy sobie. Jak zawsze. – oddycham ciężko, ścierając wierzchem dłoni łzy z policzka i dopiero teraz podnosząc wzrok na Johannę, obserwując jej reakcję. |
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Nie Cze 09, 2013 3:51 pm | |
| Karuzela emocji i powodowanych przez nie reakcji ciała Johanna już nie ogarniała i nie widziała w tym sensu. Gdy Noah zamarł, wpatrując się w mały wyświetlacz telefonu, jak gdyby z tego kolorowego okienka miał wyskoczyć leprokonus w kapeluszu, zasypując ich złotem i dobrobytem, sama wstrzymała oddech. I wtedy, kiedy jedynie tak rytmiczne jak i naturalne dźwięki - tykanie zegarów, łomot serc, skwierczenie palonych papierosów - były jedynymi słyszalnymi, wtedy właśnie ze słuchawki telefonu, tej lichej krateczki nad wyświetlaczem, wydobył się głos Cypriane. Johanna zachłysnęła się powietrzem, a że przytknięty papieros do ust miała, zakrztusiła przy okazji dymem. I dobrze, że taką czynność podejmowała, bo natychmiastowo łzy naszły jej do oczu i nie musiała zastanawiać się czy to powodowane, no, zmartwychwstaniem Sean czy wpływem nieoczekiwanego haustu powietrza. W zabójczym tempie przenosiła wzrok z oniemiałej, przejętej, wykrzywionej w grymasie ambiwalencji czternastu uczuć naraz twarzy Noah na wyświetlacz telefonu, nie potrafiąc się zdecydować które jest bardziej fascynujące. - ... Dostałam wezwanie i teraz jadę do Kapitolu... i nie mogę w to uwierzyć - Jo nachyliła się, zbliżając do telefonu, jak gdyby chciała żeby głos z niego się wydobywający był jeszcze wyraźniejszy. Bo, nie, już nie było miejsca na drwiny i sceptycyzm. To zdecydowanie nikt inny a Cypriane Sean po drugiej stronie drżącym głosem sklejała słowa. Podpierając czoło otwartymi dłońmi - papieros już dawno leżał zapomniany w popielniczce - rejestrowała słowa Noah i chociaż siedział tu obok niej to wydały się jej dużo bardziej odległe od tych wypowiedzianych przez Cypriane. Dopiero gdy skończył, uniosła spojrzenie i złapała kontakt wzrokowy z Atterburym, po to by.... zachichotać. Zachichotała - panicznie, nieświadomie, krótko. Bardzo nienaturalnie. - Matko boska Cypriane - wydusiła w końcu, znów wpatrując się w wyświetlacz. - Kiedy będziesz w Kapitolu? - chwyciła nadgarstek chłopaka, wykręcając go w celu zorientowania się o godzinie. - Noah cię odbierze. Teraz zaniemówił, ale wybacz mu jak przyjdzie po ciebie pijany. Dopilnuję... ja, znaczy no, Johanna - wtrąciła, niepewna czy skacząc po chmurkach w zaświatach nie zapomniała brzmienia jej głosu - żeby doprowadził się do porządku, bo nie wypada, żebyś widziała go tak szlochającego, jakim teraz jest. Lepiej, żeby był narąbany, uwierz mi. Nie do twarzy mu z płaczem - rozluźniła się. Całkiem sprawnie i nawet za bardzo się do tego nie zmuszając. Rozprostowała plecy, posyłając w kierunku Noah spontaniczny, wciąż niedowierzający, aczkolwiek całkiem.... radosny uśmiech. Tak, to teraz ona musiała przejąć ster i upewnić się, że dwa dzieciuchy nie utopią się w hektolitrach własnych łez. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Nie Cze 09, 2013 8:16 pm | |
| Dopiero po chwili uświadamiam sobie, jak żałośnie musi wyglądać ta scena. Para przemarzniętych, wyczerpanych psychicznie ludzi siedząca w ubogo wyglądającej kuchni. Oboje wgapiający się w telefon, jakby był czymś więcej niż tylko martwym przedmiotem. Z czego jedna osoba – facet - zalewa się łzami. Drży, już chyba bardziej z emocji, niż z zimna. A z telefonu dobiega podobny dźwięk łkania, tyle że wydawany przez kobietę. Po mimo wszystko nie mogę przestać się uśmiechać przez łzy, a nawet śmiać. Ktoś obserwujący mnie z boku zapewne uznałby, że postradałem już wszystkie zmysły. Ale jeżeli tak ma wyglądać obłąkanie, to nie mam nic przeciwko. Wyrwany z tej apatii, w której trwałem od miesięcy czuję się wreszcie żywy. Na dodatek nigdy nie odczuwałem takiej ulgi jak teraz. Jakby cały ciężar z moich barków został zdjęty po tym całym okropnym roku. Jakby wszystkie problemy nadal przestały mieć znaczenie. Na moment zapominam nawet o Igrzyskach. A kiedy słyszę szloch Cypriane, w pewien sposób nie mogę się powstrzymać od stwierdzenia jacy głupi byliśmy. My – martwi? A czego to już nie przeszliśmy, i dalej trzymamy się na nogach. Jesteśmy po prostu nie do wykończenia. Zaraz po naszym ataku spazmatycznej histerii wtrąca się Johanna, a zaskoczenie jakie powoduje jej głos dla Cypri sprawia, że uśmiecham się jeszcze szerzej. Spotkanie z tą dwójką w jeden dzień, to więcej niż mógłbym sobie zażyczyć. - …Nie do twarzy mu z płaczem. Nie mogę się powstrzymać, od odpowiedzenia czegoś, chociaż i tak kompletnie pozbawionego ironii, bo w momencie tak wielkiej radości nie jestem w stanie wykrzesać nawet jej odrobiny. - Zawsze masz przygotowaną odpowiedź, nie? I wyczucie taktu. Wstaję z krzesła i wyciągam ostentacyjnie rękę po moją marynarkę, bo pomimo, że rozsądek mówi mi, że Cypri nie pojawi się w Kapitolu przez jeszcze parę dobrych godzin, to nie umiałbym spędzić ich tutaj, bezczynnie. – Nie przyzwyczajaj się. – zarzucam ją w końcu, dopiero teraz orientując się, że w chłodnym mieszkaniu łzy na moich policzkach wciąż jeszcze nie wyschły, więc ścieram je wierzchem dłoni, chcą oszczędzić sobie kolejnych docinków ze strony Johanny, za które i tak nie umiałbym się w tym momencie odgryźć. Chociaż i tak zdaję sobie sprawę z tego, że moja nadpobudliwość w tym momencie i tak nie przejdzie niezauważona. Spoglądam jeszcze na butelkę wódki, stojącą w dalszym ciągu na stole, ale widząc do jakiego stanu doprowadziła się dziewczyna, chyba sobie odpuszczę. Biorę więc do ręki tyko telefon i rzucam krótkie: - Czekaj na mnie na dworcu, nie chcę Cię zgubić na kolejne parę miesięcy. – i rozłączam się. – A ty, Jo, połóż się lepiej. Musisz wytrzeźwieć przed jutrzejszym wielkim dniem, bo Coin nie będzie zadowolona.
// dworzec. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Sypialnia Noah Nie Cze 16, 2013 11:26 pm | |
| |
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Czw Lip 11, 2013 11:35 pm | |
| / przesłuchanie na posterunku
Mimo że niemały dystans dzielił posterunek strażników od mieszkania Johanny, droga tym razem dla roztrzęsionej dziewczyny zdawała się trwać mniej niż dziesięć minut. Na tyle krótko, żeby odsłonięte uszy mimo wszystko nie zamarzły jej na lód, wystarczająco długo jednak by ciągnięty po ulicach - co spostrzegła dopiero przeskakując kilka stopni w drodze na drugie piętro - szalik nasiąknął wodą i zabrudził się ostatecznie. Zostawiła jednak wszystkie ubrania tak, jak zrzuciła je z siebie w przedpokoju i automatycznie ruszyła na pierwsze-lepsze siedzisko, którym okazało się drewniane krzesło przy kuchennym stole. Nie czuła jak mało wygodne jest, nie podsunęła sobie poduszki pod zmarznięty tyłek, nie interesowało ją nic poza rozświetlonym ekranikiem telefonu, spoczywającym przed nią na stole. Musiała z kimś się skontaktować. Musiała wiedzieć cokolwiek, co rozwinęłoby szpulę wiadomości, szturchniętą przed apatycznego strażnika z sali numer dwa. Tylko kto. Zastukała paznokciami o blat. Osoba, którą dobrze zna zarówno Finnick jak i ona sama. Nie może sobie pozwolić na ryzyko pod żadnym pozorem. Ryzyko było głupie. Tak jak myśl, która zaświtała w głowie Masońskiej jeszcze na posterunku - że niby może jakiś niewykonany rozkaz zastanie w pocztowej skrzynce, no ja przepraszam. Kto? Tknięta zniecierpliwieniem zgarnęła ze stołu nadpoczętą paczkę papierosów, odpaliła rozedrganą dłonią, zaciągnęła się mocno w chwili gdy ekran telefonu wygasł. Trwała w bezruchu kilka chwil, aż do momentu, w którym strzepując żar dostrzegła liczbę petów w popielniczce. Konkretną. Związaną z wieczorem, kiedy był tutaj Noah i.... Noah! Hmm, Noah? Serio Johanna? Nope. Raczej pomyślała o nim z racji uknutego planu, który w jej głowie nabierał całkiem realnych kształtów. Musiała powstrzymać się od pochopnego działania i odczekać przynajmniej ten czas, gdy praktycznie każdy z jej najbliższego otoczenia jest na celowniku. Czekać... Jo złożyła ramiona na stole, układając między nimi głowę. Czuła się źle. Bardzo. Zziębnięta, przemoczona i zasapana. Niesamowicie wykończona. Nawet jeśli fizycznie ten poranek nie był jednym z najcięższych, teraz wydawał się jej prawdziwą katorgą mentalną. Taką, co wydusza resztki sił i chęci do życia, wprawiając w mało błogi acz intensywny letarg, półsen, w który Johanna zapadła, nie skontaktowawszy się z nikim, nie wiedząc n i c.
/ SALON
Ostatnio zmieniony przez Johanna Mason dnia Pon Lip 15, 2013 7:07 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Pon Lip 15, 2013 6:28 pm | |
| // czasoprzestrzeń. c:
Po co tu przyszłaś? Wcale nie zadaję sobie cały czas tego pytania, atakuje mnie ono niczym komar i w żaden sposób nie mogę go odgonić. Chociaż bardzo, ale to bardzo chciałabym wiedzieć, co mi strzeliło do głowy, by przywlec się pod sam próg drzwi mieszkania, w którym jakaś stuknięta część mnie chce zastać Johannę, nie potrafię już wrócić tam, skąd przyszłam. Kłótnia z Lorin i włóczenie się bez celu po Kapitolu tylko mnie dobiły i podejrzewam, że gdybym nie trafiła do dzielnicy rebeliantów i nie zobaczyła w oknie jednego z domów Johannę, zapewne prędzej czy później rzuciłabym się pod samochód. Stolica działa na mnie niczym trucizna, im bardziej pogrążam się w jej zasypanych śniegiem uliczkach, które kryją ciemne sprawki Coin, tym gorzej się czuję. Na domiar złego nie mogę pozbyć się uczucia niesprawiedliwości, jakie uczepiło się mnie w momencie sprzeczki z Lorin. Ilekroć usiłuję postawić się w jej sytuacji i zrozumieć, co czuje, zawsze mam mętlik w głowie. Nienawidziłam Snowa oraz jego rządów, więc przyłączyłam się do rebelii i Coin. Po wojnie to ją z kolei znienawidziłam, a każdy krok uznawałam - i nadal uznaję - za błędny. Nie cierpię Kapitolińczyków i tego, co zrobili, ale teraz im współczuję, choć należę do osób, które konserwują urazę latami i nigdy nie zapominają. Po której stronie barykady zatem stoję? Czy sytuację w Panem można określić tylko kolorami białym i czarnym? A nawet jeśli nie, to czy nie miałabym tego samego mętliku w głowie, gdyby istniał też kolor szary? Kręcę ze znużeniem głową, jakbym chciała wytrząsnąć z niej w ten sposób wszystkie dręczące mnie sprawy i poprawiam zmaltretowaną torbę, którą przewiesiłam przez ramię. Wbijam wzrok w ciemne drewno drzwi, przed którymi stoję już od jakichś piętnastu minut i po chwili z wahaniem unoszę dłoń, by zapukać. Nie zwracam już nawet uwagi na fakt, że moja ręka prezentuje się wyjątkowo krucho i blado, zupełnie jakby pobyt w Kapitolu miał jakiś koszmarny wpływ na moje zdrowie, w co i tak wierzę, po czym pukam cicho trzy razy. Jeżeli myliłam się, widząc w oknie mieszkania Johannę, odejdę stąd jak najszybciej i postaram się odnaleźć gdzieś Noah. A potem zacznę się zastanawiać, czy to wszystko naprawdę ma sens i czy warto w końcu wybrać biały lub czarny. |
| | | Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Pon Lip 15, 2013 6:49 pm | |
| Nagle usłyszałaś jakieś hałasy za drzwiami mieszkania. "Jesteś idiotą! Totalnym kretynem!" wrzeszczał ile sił w płucach jakiś kobiecy głos. Dźwięki były przytłumione przez drzwi, ale bardzo wyraźnie słyszalne. "Świnia!" dodał po chwili tamten głos, lecz tym razem towarzyszył mu odgłos uderzenia i dźwięki jaki wydałoby coś kruchego roztrzaskując się o podłogę lub ścianę. Potem rozległ się zduszony pisk i... Zapadła cisza. Najlżejszy szmer nie przebijał się przez drzwi. Zaintrygowana musiałaś wstać, aby sprawdzić co się stało. Leżało to przecież w twoim obywatelskim obowiązku. zt - Johanna przenosi się TUTAJ. Powodzenia. Numer Sześć. |
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Pon Lip 15, 2013 7:01 pm | |
| /KUCHNIA
Stoją w oknie zbyt dużego, zbyt pustego, zbyt obcego jej mieszkania Johanna prowadziła w swej głowie rozważania bardzo... niskich lotów. Gdzieś pomiędzy dylematami moralnymi, ogromem złości i frustracji wobec wydarzeń ostatnich kilku dni, dziwnego uczucia dość wiernie oddającego coś na kształt szoku termicznego, czuła że najzwyczajniej ma dość. Że wysiada i to nie tylko w tym psychicznym, codziennym dla większości mieszkańców którejkolwiek dzielnicy Kapitolu, znaczeniu. To dzień czy noc? Zmowy zmierzch a może wschód słońca, osnuty przygnębiającymi szarymi bałwanami? W każdym razie latarnie już/jeszcze błyskały przytłumionym przez brud światłem, jakby idealnie oddają nastrój Mason. Była przytłumiona i niezdecydowana. Czuła się okropecznie głodna, jednocześnie dawno nie myślała o posiłku z podobnym wstrętem. Ciągnęło ją do snu na swym wygodnym, wysokim materacu, nie mogła jednak odepchnąć od siebie ochoty na przechadzkę opustoszałymi ulicami dzielnicy. Dokładając do tego łamanie w kościach po dobrych dwóch godzinach koślawej drzemki, uzyskiwała obraz siebie jako najmarniejszej, najżałośniejszej istoty pod słońcem. Dlatego zdecydowała się na papierosa. Ledwo go odpaliła, ledwo zaciągnęła się pierwszą partią powodującej jeszcze konkretniejsze spazmy nikotyny, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk pukania. Goście w jej mieszkaniu byli elementarną rzadkością, toteż nie spodziewała się niczego dobrego. Z lekko ściągniętymi brwiami ruszyła w kierunku drzwi, zerkając w przelocie na powieszony w korytarzu zegarek, który wskazywał dokładnie godzinę siódmą. Po szybkiej lustracji sytuacji przez judasza uspokoiła się nieco i po chwili szamotaniny z opornym zamkiem otworzyła przed Cypriane drzwi. - No wreszcie cię widzę poza tym pieprzonym ośrodkiem szkoleniowym - mruknęła, jak przystało na miłe powitanko, po czym gestem zaprosiła dziewczynę do środka, kierując się prosto na kanapę w zagraconym doniczkami salonie. - Zarygluj drzwi za sobą! - gwacnęła na miękkie poduszki, wyjmując popielniczkę z dolnej półeczki pod blatem szklanego stolika. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Pon Lip 15, 2013 7:37 pm | |
| Gdy tylko słyszę kroki za drzwiami mieszkania i odgłos majstrowania przy zamku, do głowy wpada mi myśl, że być może wcale nie powinnam tutaj przychodzić. Zrobiłam to, kierowana impulsem, a nie rozsądkiem, który właśnie podpowiada mi, że zwykle tam, gdzie zjawiam się ja, zjawiają się też kłopoty. Biorę jednak głęboki wdech, wbijając kurczowo paznokcie w pasek torby, na którym widnieje już nieskończenie wiele śladów po tej samej czynności, i przygotowuję się w duchu na najgorsze. Drzwi odmykają się bez najcichszego skrzypnięcia zawiasów i w szparze pomiędzy nimi a framugą dostrzegam twarz Johanny. W pierwszej chwili nie mam pojęcia, co właściwie powinnam zrobić. Nie planowałam co prawda wtargnąć do mieszkania bez słowa, ale nie jestem też pewna, jak powinnam wytłumaczyć swoją wizytę. Lub czy w ogóle ją tłumaczyć. Zanim jednak udaje mi się coś wymyślić, Johanna wyręcza mnie swoim powitaniem. - No wreszcie cię widzę poza tym pieprzonym ośrodkiem szkoleniowym - mamrocze. Następnie machnięciem ręki zachęca mnie, bym weszła, a sama kieruje się już ku salonowi. Nie pozostaje mi nic więcej, jak wejść do środka, choć robię to z pewnym oporem, jakbym bała się, że napotkam jakąś niewidzialną zaporę. - Zarygluj drzwi za sobą! - dobiega mnie jeszcze głos Johanny, więc chwilę siłuję się ze skomplikowanym systemem zamków. Równocześnie posyłam kopniakiem torbę podróżną gdzieś w kąt, uznając, że dość już się jej natargałam. W końcu odwracam się i ostrożnym krokiem, zupełnie jak gdybym stąpała po zamarzniętej tafli jeziora, zmierzam ku siedzącej na kanapie Johannie. - Pewnie zastanawiasz się, po co tak właściwie tutaj przyszłam - zaczynam, odnosząc wrażenie, że mój głos brzmi nieprawdopodobnie głośno. Niepewnym wzrokiem mierzę zachwaszczony salon i jego właścicielkę wśród papierosowego dymu. - Raczej nie udzielę ci racjonalnej odpowiedzi, ale... Nim udaje mi się wymyślić naprędce jakiś bezsensowny powód, który wcale nie zdradziłby, jak wielki mam mętlik w głowie, za drzwiami rozlegają się kobiece wrzaski, wyzwiska i kilka głośnych dźwięków. Chwilę później robi się tak cicho, że można by nie uwierzyć, iż wcześniejsze zdarzenie miało w ogóle miejsce. Nieco zaniepokojona zerkam przez ramię w stronę drzwi, jednocześnie myśląc, że chyba moja teza co do kłopotów się sprawdza. - To na pewno nie były koty - kwituję po chwili, przenosząc wzrok na Johannę. - Nie sądzisz, że wypadałoby sprawdzić...?
// opuszczone mieszkanie. |
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Pon Lip 15, 2013 8:08 pm | |
| Nie. No właśnie nie. Pomiędzy kilkoma kwestiami, które przemknęły Johannie przez myśl, gdy dostrzegła zniekształconą przez judasza, znerwicowaną - nic się nie zmienia - twarz Cypriane, nie znalazła miejsca ta, która poruszałaby powód podobnej wizyty. Nie było to nieistotne, jednocześnie nie wydawało się oczywiste, że panna Sean przestępuje próg mieszkania Johanny. Wydawało się jej to jednak całkiem naturalne, jakby było następstwem wizyty Noah, a już zdecydowanie konieczną konsekwencją tej krótkiej, niesamowicie niespodziewanej rozmowy telefonicznej... między ich trójką. Jakkolwiek to brzmi. Dlatego pomyślała, że równie dobrze Cypriane mogłaby bez słowa wyjaśnienia się tu znaleźć, a wszelkie "wyjaśnię ci dlaczego tu jestem" były dalekie od koniecznych spraw do poruszenia. Jo zerknęła jednak mimo to na blondynkę, ostrożnie poruszającą się po mieszkaniu, ciekawa acz nie potężnie zinteresowana czy mimo wszystko konkretny powód padnie. I wtedy to się stało. W Kapitolu unika się takich sytuacji. To znaczy... w tej dzielnicy. Miejscu w którym zdrajcy żyją obok popleczników Coin, a co drugie mieszkanie naszpikowane jest podsłuchami. Albo to wyobraźna i maniakalna nieufność Masońskiej. W każdym razie tak nikt się nie zachowuje. Jo odnalazła spojrzenie Cypriane, w którym - podobnie jak u niej - zaintrygowanie mieszało się w równych proporcjach z niepokojem. To drugie było zdecydowanie powodowane nienaturalną ciszą, która zapadła po tych kilku furiackich krzykach, po wyzwiskach i stłumionych odgłosach tłukącego się czegoś. Przerwała ją wciąż stojąc na wejściu salonu, zaniepokojona dziewczyna. - To na pewno nie były koty. Nie sądzisz, że wypadałoby sprawdzić...? W pierwszej chwili Johanna ma ochotę pokręcić głową, powiedzieć że nie, zignorować tą niecodzienną sytuację. Głównie przez słowa, które padły a które brzmiały jak najnormalniejszy, typowy fragment małżeńskiej kłótni. Dziwny trzask i łomot mimo wszystko zaprzeczają teorii odkładanej z trzaskiem słuchawki. A z resztą nawet jeśli: gdzie szloch? Gdzie jakieś cedzone pod nosem klątwy? Zdecydowanie byłyby przez nie z tego miejsca usłyszane - ściany w jej bloku mieszkalnym najwyraźniej należą do cieńszych w Kapitolu. - Hmm, pewnie tak - z lekkim wahaniem Jo podnosi się z kanapy i asekuracyjnie zgarniając z szuflady w korytarzu skórzaną kaburę, którą zakłada za pasek spodni.
/ OPUSZCZONE MIESZKANIE |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Przyszła sypialnia Cypri Czw Lip 18, 2013 3:38 pm | |
| |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Czw Lip 18, 2013 4:36 pm | |
| // opuszczone mieszkanie.
Łóżko, na którym leżę, uparcie wpatrując się w ciemny sufit, wbrew wszelkim pozorom jest wygodne i powinnam była już dawno zasnąć, jak planowałam, kiedy tylko znalazłam się z powrotem w mieszkaniu Johanny. Mimo to w żaden sposób nie mogę wyrzucić z głowy ostatnich - niekoniecznie miłych - atrakcji, więc pozostaje mi jedynie poddać się i czekać. Wskazówki zegarka stojącego na szafce nocnej, który widzę tylko dzięki wąskiemu promieniowi bladego światła sączącemu się przez okno, leniwie przesuwają się w stronę dwunastki, na szczęście nie ciągnąc za sobą irytującego tykania. Pokój, w którym się znajduję, to niewielkie i urządzone raczej skromnie pomieszczenie, a przynajmniej tyle udaje mi się wywnioskować po konturach mebli, ledwie widocznych w ciemnościach. Całe mieszkanie pogrążone jest w ciszy, która chyba po raz pierwszy nie irytuje mnie ani nie wywołuje uczucia niepokoju, że coś nagle się zdarzy. Zresztą dzisiaj działo się akurat tyle, żeby limit niefortunnych wypadków zdążył się wyczerpać. Z westchnieniem przewracam się na lewy bok, a moje spojrzenie pada na ciemny kształt leżący na podłodze - mój sponiewierany płaszcz. Nieopodal spoczywają zapewne utrudzone i czasem, i pogodą, skórzane buty, jednak jest zbyt ciemno, bym mogła je dostrzec. Znikąd zaczyna mnie zastanawiać, co tak właściwie zdołałam zapakować do torby podróżnej, którą również przywlokłam ze sobą do sypialni. Jestem pewna, że mam niewiele rzeczy, w których nie wyglądam jak rasowa bezdomna, jednak gdy zaczynam pogrążać się w myślach, znikąd dopada mnie upragniony sen. Kiedy się budzę, od razu zauważam, że musi być jeszcze naprawdę wcześnie, bo pokój pogrążony jest w niebieskawym półmroku. Zaspanym wzrokiem zerkam na tarczę zegarka. Kwadrans po piątej rano. Mimo tego, że w gruncie rzeczy mogę pospać jeszcze godzinę lub dwie, czuję się na to zbyt rozbudzona. Zapewne jest to nawyk, jakiego nabrałam, służąc w wojsku, ale nie mam teraz najmniejszej ochoty zastanawiać się, czy dodać go do listy rzeczy, za które obwiniam Coin, czy może jednak nie. Zsuwam się cicho z łóżka i od razu podążam ku swej torbie podróżnej, nieomal potykając się po drodze o buty. Wyjmuję z niej gruby, wełniany sweter i parę spranych dżinsów, po czym przebieram się szybko. Ubrania, które miałam na sobie, wpycham niedbale do torby i siłuję się chwilę z zamkiem, próbując go zapiąć. Kiedy w końcu udaje mi się to zrobić, prostuję się i mimowolnie spoglądam na swoje odbicie w zawieszonym na ścianie niewielkim lusterku. Nawet w obecnym świetle mogę się domyślić, że muszę być zapewne blada i wyglądająca tak, jakbym dawno nie jadła porządnego posiłku, jednak o wiele bardziej niepokoi mnie skołtuniona blond masa, którą stanowią moje włosy. Wzdycham ciężko, machinalnie rozglądając się za grzebieniem, lecz nigdzie go nie zauważam. Chwilę później przychodzi mi do głowy, że na pewno jakiś znajduje się w mieszkaniu Johanny, jednak gdy dłużej nad tym myślę, dochodzę do wniosku, że gdybym zaczęła go szukać, pewnie obudziłabym Jo. O ile w ogóle śpi. Stoję przez chwilę w miejscu, niepewna, co teraz zrobić, po czym powolnym krokiem podchodzę do miejsca, w którym zostawiłam buty. Wsuwam w nie stopy, a następnie podnoszę z ziemi płaszcz i zarzucam go na siebie. W ostatnim momencie moje spojrzenie pada jeszcze na plik kartek i długopis leżące na komodzie, więc bez namysłu bazgram na jednej z nich, że wychodzę się przejść, a pod spodem zapisuję numer swojego telefonu. Kartkę zostawiam na nieposłanym łóżku, po czym starając się stąpać jak najciszej, kieruję się ku drzwiom mieszkania.
// dziura w murze otaczającym KOLC. :D |
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Pią Sie 30, 2013 10:03 pm | |
| Rezygnacja i wycieńczenie - głównie to skłoniło Johannę do powrotu. Nie fatygując się by zdjąć buty czy odwiesić kurtkę na wieszak, usiadła ostrożnie na oparciu kanapy, wpatrując się tępym, naprawdę ogłupionym wzrokiem w geometryczne wzorki na ścianie naprzeciwko. Nie mogła dłużej zostać na strzelnicy, do oporu wykorzystała czas i sprawność. Przez niewiele mniej niż trzy godziny raz po raz podnosiła broń, wybierając z szerokiego asortymentu wyposażenia, nie potrafiąc pociągnąć za spust. Wiedziała że jest tak blisko, że wystarczy krótki ruch palca, żeby ustrzelić sam środek tarczy być może - naprawdę była w formie. Niekoniecznie psychicznej. Dlatego opuściła teren strzelnicy, pozdrawiając niemrawo strażnika w budce parkingowej. I dlatego mijała z opuszczoną głową każdy lokal, w którym być może znalazłaby chwilowe ukojenie pod płynną postacią, gdyby nie puszczone na cały regulator, błyskające niechcianymi obrazami telewizory, zawieszone pod sufitem rzutniki, odbiorniki każdego wymyślnego rodzaju. Johanna zacisnęła pięści na Bogu ducha winnym kołnierzu pikowanej kurtki, czując jak obojętność sukcesywnie wypycha na krańce świadomości myśli o Igrzyskach. Które przegrała. Zamrugała niemrawo, przeczesując machinalnie nieświeże włosy. Nieistotne. Wsunęła dłoń do kieszeni kurtki, licząc na to że odnajdzie w jej czeluściach ostatniego, złamanego aczkolwiek zawiniętego niezdarnie w dodatkową bletkę papierosa, którego wypaliła w drodze do mieszkania. Oczywistym wobec tego jest fakt, że jej skostniałe wciąż od mrozu palce natrafiły na pustkę. Moment, gdy odrzuciła paczkę za siebie był najwyraźniej szczególny. Bardzo istotny, choć pewnie niezrozumiały dla obserwatora. Który dostrzegłby nagły skurcz, wstrząsający lekko ciałem Johanny, kiedy oparła podbródek praktycznie na mostku i jęknęła rozpaczliwie, jakby chciała a nie mogła tego uczynić od bardzo dawna. Było ciemno i była sama. Nie potrafiła pomóc fali obojętności wypełnić ją całą. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : myślę Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Pią Sie 30, 2013 11:09 pm | |
| Zamknął drzwi i zanim zszedł na dół spojrzał jeszcze raz na mieszkanie Isabelle. Poczuł gorzki żal, zawód, który należał do niego i obarczał jego własne sumienie. Zabawne, kiedyś myślałby kto, że ów być może przystojny, być może czarujący mężczyzna jest istną oazą spokoju, pogodnym i szczerym duchem wypranym z trosk oraz problemów, uwodzicielem. Ale... Ukazywanie go w pozytywnym i barwnym świetle nie wydawało mu się uczciwe, gra i samo kłamstwo mediów - nienienienienie. Nie chciał, nie, nie powinien o tym myśleć. Skupił się na niej, na Sabriel i choć w odmętach Kapitolu czekała na niego Annie, wiedział, że nieprędko będzie mógł jej dać to czego potrzebuje. I nie wiedział, czy dałby radę, bo oczywiście, że pragnął jej szczęścia. Ale jak długo może trwać ten cyrk? Być może nie zostali dla siebie stworzeni, być może świat lubi bawić się ich kosztem i stawiać na drodze tej dwójki same przeszkody, ale kochał ją, jakkolwiek banalnie i naiwnie to brzmiało, bo niczego pewien być nie mógł. Zwłaszcza uczuć. Czym one były względem otaczającego ich przedstawienia? Nie było czasu na zaprzątanie sobie głowy czymś tak mało istotnym, co w czasach, w którym dane jest im żyć, nie nakarmi ich pustych żołądków ani nie da schronienia i dachu nad głową. Miłość, coś z pozoru pięknego, ale nienamacalnego, więc być może także nieprawdziwego i w szale tworzenia oraz konstruowania definicji uczuć - błędnie nazwane i przyjęte. Ale taka jest mentalność ludzi, mentalność Odaira, który w tym momencie był prawdziwym przykładem hipokryzji oraz egoizmu. Miał wyższe cele, ważniejsze, ale ich realizacja kłóciła się z obowiązkiem chronienia Annie. Ładnie stał, między przysłowiowym młotem a kowadłem. Tylko jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy, bo sen który zwie się Kapitolem i marna nadzieja wciąż karmiły jego naiwną duszę. Wierzył, że to się skończy, że przetrwają to mimo przeciwności, ale nie myślał o tym, że sam je tworzył i wzmacniał poprzez chore oraz błędne decyzje. Oczywiście można byłoby analizować jego psychikę godzinami, intencje oraz szczere pobudki, ale efekt zawsze będzie ten sam: porażka, smutek i żałoba. Cokolwiek się za chwilę stanie, cokolwiek się stanie za rok, to się nie zmieni. Znajdują się w złym miejscu i o nieprawidłowym czasie. Czas. Cenny. Płynął i nieuchronnie zbliżał go ku przepaści. Miejsce. Cel. Nie wiedział, kogo tym razem obarczy, wykorzysta i porzuci. I znów to samo. Wyrzuty sumienia pojawiające się przed podjęciem decyzji, ale jego podświadomość ciągle powtarzała, w którym kierunku powinien zmierzać. Zawsze myślał o niej w chwilach własnej słabości, jego własne sumienie kierowało go w kierunku kobiety, która jako jedna z nielicznych zdawała się radzić z tym wszystkim lepiej od niego samego. Johanna Mason. Nie rozumiał, dlaczego był takim cholernym idiotą. Wiedział, że powinien przygarnąć Sabby do siebie, ale jego mieszkanie znajdowało się zapewne na liście tych, które Coin nakazała pilnować o każdej porze dnia i nocy. I być może nawet teraz podąża za nim chorda szpiegów gotowa, aby w każdej chwili wyjawić swą obecność. Wszedł pośpiesznie do klatki obejmując drobne ciało dziewczyny ramieniem. Starał się nie myśleć o pocałunku, nie patrzył na nią. Jego wzrok nerwowo przeczesywał pomieszczenie doszukując się postępu czy potencjalnego napastnika. Nie wiedział, czy jego odwaga wyparowała gdzieś po krętej i bolesnej drodze Kapitolu, czy porzucił ją w chwili zwycięstwa na Igrzyskach. Ale chyba coś w nim umarło. Mobilizacja, tytułowa męskość. Był po prostu drewniany, pusty, pozbawiony dawnej werwy oraz śmiałości. Odruchowo nacisnął na klamkę, a ta ku jego zdziwieniu uległa a drzwi uchyliły się. Na wstępie przepuścił przez nie Sabby, a chwilę potem i on sam znalazł się w środku. Od razu nasunęło się tysiące pytań, wspomnień i odpowiedzi, ale żadnego elementu układanki nie potrafił przypasować do konkretnej czwartej, drugiej lub szóstej część. Znajdował się w emocjonalnej rozsypce. -Johanna? - odezwał się cicho i zostawiając Sabriel w przedpokoju przemknął przez drzwi prosto w ramiona ponurej i uroczej atmosfery... ...czyżby Igrzyska? Nie będzie prosił jej o pomoc. Nie tu. Nie teraz. Nie w takim momencie. Był głupi. Zrobił kilka kroków w jej stronę i powstrzymał się przed naturalnym odruchem uścisku, a po prostu zamarł i przyglądał się jej nie wiedząc w którym kierunku powinien konkretnie zmierzać. -Tak miało być - powiedział równie cicho. Nie oglądał się za siebie i modlił się, aby Sabby jeszcze nie wychodziła i została w korytarzu. |
| | | Wiek : 15 Zawód : bezrobotna Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk, fałszywy dowód, nóż
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury Pią Sie 30, 2013 11:56 pm | |
| Szła za nim. Podążała za nim, niczym wierny pies, który nigdy nie opuści swego pana. Lub raczej jak owca, którą pasterz prowadzi na bezpieczne pastwiska. Chociaż nigdy nie widziała na żywo ani owcy, ani pastwiska. Szła, opatulona płaszczem Isabelle, nie patrząc dokąd idą, potykając się w śniegu co jakiś czas i mrucząc niewyraźne przeprosiny. Przepraszała go nie tylko za te potknięcia. Każde przeprosiny w duchu oznaczały coś innego. "Przepraszam" za tamten szalik."Przepraszam" za to, że mnie wybrali."Przepraszam" za spojrzenia posyłane ukradkiem."Przepraszam" że musiałeś dla mnie tyle ryzykować."Przepraszam" że pozwoliłam ci mnie pokochać."Przepraszam" że musisz mnie niańczyć.Boże, to tak bolało! Kochała go, w ten zimowy lutowy wieczór już to wiedziała. Ale czy to cokolwiek zmieniało? Chciała jego szczęścia, a była ciężarem. Musiał o nią dbać, wymyślać coraz to nowsze kryjówki. Dawać jej to, o co nie śmiała prosić. Chciała go chronić, chciała zasłonić własną piersią cały ból który skrywał. Ale wiedziała, że on na to nie pozwoli. Odprowadzi ją gdzieś i znów zniknie, by ratować cały świat. Albo pójść do tamtej. Kiedy weszli na schody, zdjęło ją tak okropne przerażenie, że o mały włos nie zatrzymałaby się w miejscu. Kolejny dom. Kolejni obcy ludzie. Kolejne długi Finnicka. Kolejne oskarżenia, tak jak te, które rzucała Isabelle. Wepchnął ją do obcego domu i zostawił, przechodząc naprzód. Miała okazję. Miała chwilę. Wiedziała już co musi zrobić. Wyjęła z kieszeni kartkę, którą napisała już wcześniej, a którą (jak sądziła) po prostu wyrzuci. Dotknęła ręką jego szalika, przez chwilę zastanawiając się czy nie powinna mu go oddać. Ale on jej go dał. I ten szalik był jej. Upuściła kartkę na podłogę, pewna, że on ją znajdzie. Odwróciła się na pięcie i puściła się pędem schodami w dół. Przebierała stopami tak szybko, że strach przed upadkiem zaparł jej dech w piersi. Włosy falowały za nią, niczym czarny welon żałobny. Z oczu zaczęły płynąć łzy, ale ona tego nie zauważała. Uciekała, byle dalej od mężczyzny, który ofiarował jej nadzieję. [/zt] - Kartka:
Finnick Nie chcę być dla ciebie ciężarem. Wiem, że to brzmi banalnie, ale ty masz swoje życie i ja nie jestem jego częścią. Jestem dużą dziewczynką, mam nadal w pamięci adresy niektórych osób, którym stryjek pomógł. One mnie ukryją. Potem wrócę do KOLCa. Tam, gdzie moje miejsce. Zabieram szalik i będę go miała zawsze przy sobie. Czekam, aż go ode mnie odbierzesz.
|
| | |
| Temat: Re: Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury | |
| |
| | | | Johanna Mason, Cypriane Sean i Noah Atterbury | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|