IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Nieczynna stacja benzynowa - Page 2

 

 Nieczynna stacja benzynowa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 Empty
PisanieTemat: Nieczynna stacja benzynowa   Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 EmptyPią Maj 03, 2013 1:05 pm

First topic message reminder :



Jedno z miejsc na Ziemiach Niczyich, do którego z całą pewnością nie należy udawać się bez potrzeby. Chociaż benzynę podobno już wypompowano, to wygląda na to, że zrobiono to niedokładnie, bo część od czasu do czasu wycieka na powierzchnię, powodując unoszący się w powietrzu, charakterystyczny zapach. Jeśli już się tutaj znaleźliście - uważajcie z zapałkami.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the pariah
Laura Ginsberg
Laura Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t2891-laura-ginsberg#45691
https://panem.forumpl.net/t2903-laura#45693
https://panem.forumpl.net/t2904-laura-ginsberg#45694
Wiek : 30 lat
Przy sobie : zestaw pierwszej pomocy, wytrych, gaz pieprzowy, zdobiony sztylet

Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Nieczynna stacja benzynowa   Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 EmptySob Lut 14, 2015 12:22 am

Wdech, wydech. Wdech, wydech. I tak w nieskończoność, byle nie zasnąć. Nieskończoność nieskończoności, która zdawała się ciągnąć leniwie z każdym kolejnym dniem. A może to dni zatrzymały się w miejscu? Może czas i jego upływ zupełnie zniknęły z życia, zastępując to wszystko wielką pustką i ciągłym oczekiwaniem na coś, co nigdy nie miało się wydarzyć? Po dniu następowała noc, ale tak naprawdę nie miało to większego znaczenia. Ponieważ poza miastem, tam, gdzie najczęściej słyszalnym odgłosem jest szum wiatru czy krople deszczu uderzające o beznamiętną i pozbawioną wyrazu ziemię, czas nie przejawia najmniejszej nawet wartości. Nikt nie spieszy się do pracy, nikt nie ustawia budzika. Życie toczy się swoim własnym rytmem, ale w tym wypadku zdecydowanie nie jest to nic pozytywnego. Ponieważ ten rytm, wybijany zazwyczaj przez powolne bicie serca, ciężkie oddechy, echo kroków w pustym pomieszczeniu i miarowe uderzenia kropel przypominaj o tym, że nie ma żadnej drogi ucieczki. Nie ma wyjścia ewakuacyjnego, przez które można by po prostu przejść i rozpocząć wszystko od nowa.
Od kilku godzin Laura siedziała na ziemi z nogami podciągniętymi pod brodę, obejmując je ramionami i wpatrując się tępo w ścianę przed jej oczami. W rzeczywistości jednak nie była pewna, czy minęło kilka czy kilkanaście godzin, a może dzień lub dwa. Czas uciekał jej przez palce, wymykał się jej za każdym razem, kiedy próbowała go złapać i w końcu po prostu się poddała. Nie chodziło o to, że nie miała siły walczyć. Powoli zaczynała zatracać w sobie poczucie, dlaczego w ogóle ma się starać. Skupiała się na swoich oddechach, odliczając je jakby to była najważniejsza aktualnie rzecz w jej życiu, które nie przejawiało sobą żadnej większej wartości. Po prostu było, cechujące się tym, że w jej żyłach wciąż krążyła krew, pompowana przez najważniejszy organ jej organizmu. Czuła to, wiedziałaby przecież, gdyby była martwa, prawda? Nie byłoby wtedy tego bólu, który ściskał jej żołądek. Powieki nie piekłyby jej, kiedy mrugała, a wargi nie były wyschnięte i popękane. Wciąż jednak nie wyobrażała sobie, aby wszystko tak nagle mogło się skończyć. Może już nie uśmiechała się wraz ze wschodem słońca, który teraz stracił jakąkolwiek wartość i był jedynie zwiastunem kolejnego dnia, który musiała przeżyć, bo przecież o to właśnie chodziło. O to, aby iść przed siebie, nawet jeśli siedziała w miejscu nie mając ani siły ani ochoty się ruszyć. Burczenie w brzuchu nie było już tak rozpraszające. Potrafiła sobie z nim poradzić, nie myśleć o tym, kiedy ostatni raz miała w ustach coś, co nie było powietrzem i brudną deszczówką. To właśnie była jedna z zalet ulew, które ostatnimi czasy zalewały Kapitol i jego najbliższe okolice - nie musiała się martwić o odwodnienie, co nie znaczyło jednak, iż dostarczała swojemu organizmowi wystarczającą ilość płynu. Jak na ironię dzień, który chyba w całości spędziła w zniszczonym budynku stacji benzynowej był jednym z ładniejszych. Chmury na chwilę rozstąpiły się, ukazując błękitne niebo i pozwalając słońcu oświetlać Ziemię i znajdujących się na niej ludzi. Nie wątpiła, że mieszkańcy Kapitolu potrafią doskonale to wykorzystać. Parki zapewne były przepełnione złaknionymi słońca ludźmi, kawiarnie zarabiały na klientach kupujących kawę, siadających przy małych stoliczkach wystawionych na zewnątrz i unoszących twarze w stronę ciepła, które wkrótce miało na dłuższy czas ich opuścić. Kiedyś ona też tak robiła. Uwielbiała spacerować po ulicach, obserwować błękitne niebo i snujące się po nim obłoki. Chociaż nigdy nie zastąpiło jej to morza w Czwórce, nie narzekała na otaczający ją krajobraz. Pragnęła zmiany i ją dostała. A teraz mogła na własnej skórze doświadczać tego, co było skutkiem jednej złej decyzji.
Przetarła zmęczoną twarz dłonią. Oddałaby wszystko za wygodne łóżko, kilka godzin snu i prysznic. Jednak tutaj, teraz, nie potrafiła spać. Albo po prostu mała się zamknąć oczu myśląc, że może nie miałaby siły już ich otworzyć. Wciąż chciała żyć, wciąż wierzyła, że gdzieś tam, w odległej przyszłości, uda jej się wybrnąć z sytuacji, w której się znajdowała. I chociaż teraz czuła się okropnie, a każda kolejna godzina jej egzystencji przynosiła jedynie więcej bólu, więcej zmęczenia i strachu przed tym, co jeszcze przed nią, głęboko w swoim umyśle miała wizję tego, ile już udało jej się przeżyć. Może i nie dawało jej to tak wielkiej motywacji, jakiej by chciała, może i miała ochotę się poddać, jednak starała się zwalczyć te negatywne uczucia. Musiała trwać. To był jej cel, ponieważ póki co innego w swoim życiu znała.
Podniosła się powoli (bardzo, bardzo powoli), podpierając się ściany i starając się zwalczyć delikatne zawroty głowy. Kiedyś zapewne spróbowałaby wślizgnąć się do Kapitolu, wykraść trochę jedzenia lub zwrócić się do kogoś zaufanego, kto bez wahania zgodziłby się udzielić jej pomocy. Ostatnimi czasy parę rzeczy uległo jednak zmianie. Słysząc wieści o zmianie rządów i czasowym wykluczeniu Coin ze sceny politycznej Panem (miała jednak nadzieję, że czasowe szybko przerodzi się w stałe)liczyła, iż wszystko się odwróci. Chciała, aby Los się do niej uśmiechnął. Jednak zaostrzenie rygoru, jeśli mogła to tak nazwać, w Kwartale sprawiło, że kobieta zaczęła obawiać się o tak częste wyprawy do stolicy. Wprawdzie nie słyszała nic o dodatkowym zabezpieczeniu granicy, jednak była dość przezorną osobą i wolała nie ryzykować, umierając z głodu w pomieszczeniu pełnym zapachu benzyny, który początkowo przyprawiał ją o mdłości.
Odetchnęła głęboko, rozprostowując swoje nogi i powoli przechadzając się po budynku. Nie miała pojęcia dlaczego wybrała akurat to miejsce. Nie była też do końca pewna kiedy to zrobiła. Prawdopodobnie było najbliższym schronieniem, jakie udało jej się znaleźć. Martwy budynek na tle martwego krajobrazu wraz z człowiekiem, który choć niesie ze sobą życie, na pewno nie potrafi tchnąć życia w cokolwiek innego. Wodziła dłońmi bo chropowatych ścianach, z których łuszczyła się farba i odpadały kawałki tynku. Opuszki jej palców delikatnie gładziły powierzchnię, jakby była czymś pięknym i niesamowitym, zasługującym na odrobinę uczucia. Pomimo tego, że był jedynie prostokątną bryłą rzuconą na fragment pustej przestrzeni. Pozostawioną do wymarcia, skazaną na wieczne potępienie gdzieś, gdzie nikt nie zawracał sobie głowy renowacją czy porządkami. Echo jej kroków delikatnie odbijało się od pustych ścian, aż w końcu zaczęła stawiać stopy delikatnie i powoli, aby uciszyć otaczający ją zewsząd odgłos. Wśród tej ciszy, jaka panowała w ciemnym wnętrzu, nawet oddech wydawał się o wiele za głośny. Był niczym krzyk, przedzierający powietrze i raniący jej uszy. Mimo to nie zamierzała ucichnąć, ponieważ miała w sobie odwagę do tego, aby żyć dalej. Jeszcze.
Przez okna wpadały do środka słabe promienie zachodzącego już słońca, które mimo wszystko nie rozświetlały wnętrza na tyle, aby poza delikatnymi konturami stojaków i półek można było dostrzec coś więcej. Kolejny dzień minął jej bezproduktywnie. Ile jeszcze takich dni przyjdzie jej spędzić, zanim coś się wydarzy? Ile minut poświęci nad szukaniem wyjścia, którego i tak nigdy nie wykorzysta?
Męski głos dochodzący zza jej pleców wprawił ją w chwilowe osłupienie. Odwróciła się powoli domyślając się, czego może się spodziewać. Męska sylwetka stojąca w wejściu do budynku stacji odbijała się na tle jasnego nieba i ziemi za jego plecami. Poprzez mrok Laura nie mogła jednak dostrzec jego twarzy, co bynajmniej nie stanowiło największego problemu.
- Oczywiście - rzuciła, powoli ruszając w jego stronę. Będąc bliżej zauważyła, iż trzyma w dłoni broń. Powinna przewidzieć możliwość patrolu. Powinna przewidzieć, że krążąc po pomieszczeniu naraża się na zostanie zauważoną z zewnątrz. Powinna przewidzieć wszystko, rozważyć każdą z możliwych opcji, ale szczerze mówiąc nie miała już na to siły. I było jej wszystko jedno. Niech się dzieje co chce, niech Los płata jej figle, niech drwi z niej i śmieje się prosto w twarz. Tęskniła za dawnym życiem, w którym nie przejmowała się konsekwencjami swoich czynów, ponieważ te nigdy nie mogły być na tyle poważne. Tęskniła za czystym umysłem, niezaśmiecony mnóstwem scenariuszy i prawdopodobnych rozwiązań danej sytuacji.
Minęła mężczyznę w przejściu, nie patrząc na niego. Zmrużyła lekko oczy czekając, aż przyzwyczają się one do blasku zachodzącego słońca po kilku godzinach pobytu w zupełnej ciemności, po czym przeniosła wzrok na Strażnika, zastanawiając się, co ją teraz czeka. Zabierze ją do Kapitolu i zamknie w więzieniu? Cóż, ta opcja nie wyglądała aż tak źle, pod warunkiem że nowy rząd miał w zwyczaju karmienie swoich więźniów. A może wrzuci ją do Kwartału? Tam też o wiele łatwiej było znaleźć coś do jedzenia niż na zupełnym pustkowiu, na którym żyła przez dłuższy czas.
Błękitne oczy kobiety przesunęły się po sylwetce Strażnika, aby następnie zatrzymać się na jego twarz. Która wydawała się znajoma. Miała wrażenie, że jej serce zrozumiało wszystko o wiele wcześniej niż mózg, który potrzebował dłuższej chwili aby przyswoić to, co udało jej się zobaczyć.
Finnick.
Serce blondynki zabiło mocniej, źrenice się rozszerzyły, oddech zatrzymał, a wszystkie kończyny zastygły w bezruchu, wpatrując się w znaną jej dobrze twarz. Usta jednak nie wykonały żadnego ruchu. Nie wydobył się z nich żaden dźwięk, żadne pojedyncze słowo czy nawet litera. Potrafiła jedynie stać i czekać. Znowu czekać. Na coś, co przecież mogło nigdy nie nadejść. Czekać na coś nieznanego, odległego i tajemniczego. Jej życie zdawało się być wiecznym oczekiwaniem, zawieszeniem w czasoprzestrzeni, gdzie wszystko dookoła żyło własnym życiem, miotając nią dookoła jakby była zaledwie piórkiem, którym można tak łatwo manipulować. Porywana przez wiatr, rzucana w przypadkowe miejsca i sytuacje bez jakiejkolwiek kontroli nad własną egzystencją. Jeśli jednak to ubezwłasnowolnienie miało skutkować spotkaniem z przyjacielem, dlaczego miałaby się opierać?
Powrót do góry Go down
Finnick Odair
Finnick Odair
Wiek : 25 lat
Zawód : myślę
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny

Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Nieczynna stacja benzynowa   Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 EmptyNie Lut 15, 2015 1:22 pm

Dzień za dniem. Godzina za godziną. Niebo przybierało tę samą barwę każdego dnia, wschód i zachód mieniły się jednakowym fioletem, czerwienią, pomarańczą, barwy przeplatały się między sobą jakby znajomo. Ziemia równie sucha i jałowa co poprzedniego popołudnia. Czasem spadł deszcz. Ostatnio zdarzało się to dosyć często, więc gleba się zmieniła, nałykała się łapczywie wody, zmiękła, ale nadal owiewała pustką, a te rośliny, które przetrwały gorące lato, więdły, gniły i topiły się pod nadmiarem życiodajnych darów nieba. Odair odnosił wrażenie, jakoby to przyroda stanowiła jedyne odstępstwo od normy, iluzorycznie zmienna, ale schematyczna pogoda wprawiała życie w ruch, zabijała, aby kolejno ożywić, niszczyła, aby odbudować. Naturalny cykl, który stworzył wszechświat. Zmienność. Ewolucja. Selekcja naturalna. Słabe jednostki ginęły, silne przetrwały. Tak jak sito. Usuwało brud, oszczędzało wartościowe istnienia. Mimo to pozwolił sobie na kluczowy błąd we własnym idealnym dziele, na pomyłkę, którą przypłaci kolejną falą niepowodzeń i strat. Stworzył coś tak idealnego, coś tak czystego i nieskazitelnego, co w swej wspaniałości ograniczone było jedynie do trwania i emanowania światłem na tle innych marnych tworów ziemi. Kiedy już istnienie osiąga szczyt, czas aby stoczyło się na samo dno swoich możliwości, aby uklękło przed górą, na którą kiedyś mogliby się wspiąć, i oddało hołd swojej głupocie i naiwności, wierze w stałość. Czasem wątpił, czy ludzie kiedykolwiek mogliby stworzyć idealny system, bez usterek i pokrzywdzonych. To jest możliwe, w tej piekielnej teorii demokracji, która funkcjonowała w odmętach przeszłości, zachowana na zliczonych stronicach, jakby pamięć i historia było czymś, co mogłoby skrzywdzić ludzkość. Wręcz wprowadzić ją w błąd. Bo to co prawdziwe, jedyne i słuszne dzieje się teraz. I idealny ustrój, idealne państwo i idealna władza nie istnieją. To tylko utopione przez rzeczywistość ideały, które ewoluowały popędzane pychą i rządzą kontroli, pieniędzy w kreaturę utopii. Dlatego nauczył się nie dyskutować, nauczył się trwać w bierności i nie walczyć w wiatrakami, bo walka zawsze przysparzała reflektorów, reflektory widzów, a widzowie krzywdę. Nauczył się trwać gdzieś w cieniu, pomiędzy ruinami budynków świadczących o starej świetności, przypominających o naturalnym cyklu tworzenia i niszczenia. Każda potęga musi upaść, aby powstała kolejna. Na fundamentach zrujnowanych społeczności. Na fundamentach zbudowanych ze szkieletów. Kiedy więc człowiek większość dnia spędza na oswajaniu się z tymi ponurymi cmentarzami, kiedy odwiedza najbrudniejsze i najbardziej wynędzniałe zakamarki miasta, aby w czystej teorii kontroli upodlić tych ludzi jeszcze bardziej, wkopać ich godność jeszcze bardziej w brudną błotną ziemię, dochodzi do wielu ciekawych wniosków, dostrzega dziwaczne anomalie. Finnick „Jebany Filozof” Odair przemierzający ulice Kwartału, ruiny na Ziemiach Niczyich czasami lecz niezwykle rzadko zwyczajne, spokojne i niewprawiające w dziwaczne konsternacje chodniki w Dzielnicy Rebeliantów. Ale to przywilej dla uhonorowanych, doprawdy: pilnować spokojnych i zrównoważonych ludzi oglądając ich nudne rutynowe życie zza szyby kawiarni popijając karmelowa cappuccino. Wtedy właśnie nie zdarzają się takie rzeczy jak ta konkretnie, wtedy właśnie nie jest się narażonym na niespodziewane spotkania po latach, które w ciągu kilku chwil mogą przewrócić życie do góry nogami, wgnieść podświadomość w fotel niczym widza w kinie na rozbrajającym thrillerze. W tamtym momencie nie nazywałby tego szczęściem, nie potrafił zresztą znaleźć żadnego dobrego określenia, nie potrafił odnaleźć żadnej logicznej nieskołtunionej przez szok myśli. Oprócz jednej. I prawdopodobnym jest, że w tym momencie pomyśleli to samo, niczym jeden umysł, złączyli się na moment w tej głuchej pustce jednym słowem.
Laura.
Nie, to wcale nie ty.

Jasnowłosa kobieta weszła w światło, minęła go i zatrzymała się, aby utwierdzić w nieprzyjemnym przeświadczeniu, które starał się odpędzić, a mimo to znajome imię i nazwisko zlepione w jedno odnalazło się z jego pamięcią.
To piękny dzień. Zepsuty przez brzydkie wydarzenia.
Tylko raport z dnia nie mógł brzmieć w ten sposób, raport z dnia nie mógł uwzględnić żadnego uciekiniera. Nawet gdyby chciał. A chciał tego mocno. Pragnął po prostu spokoju, pragnął rutyny niezakłócającej jego wewnętrznego porządku. Nie szukał dawnych przyjaciół, nie starał się zapędzić siebie do więzienia, już nie, już wszystko miało być idealne, on miał być idealny. Nawet gdy czasem miał czynić przez to źle. Odpowiedź zawsze była prosta, przez te wszystkie lata i posiadała jedno proste, najzwyklejsze słowo, imię tak powszechne i codzienne, a jednak dla niego nadal brzmiące wyjątkowo i szlachetnie.
To takie głębokie, Odair. Prawie jak jezioro w Dwójce.
-Dokumenty – chciał, aby głos brzmiał naturalne, ciepło i przyjaźnie, aby zdenerwowanie nie wyciekło na wierzch przez to ściśnięte przez niewidzialną pięść gardło. Mimo to nie potrafił sklecić długiego i wyraźnego zdania, nie potrafił uśmiechnąć się, więc wycedził przez zaciśnięte zęby to jedno przeklęte słowo.
Laura Ginsberg. Miliom powodów, aby nienawidzić.
Laura Ginsberg. Milion powodów, aby kochać.
I każdy, i każdy...
...brzmi tak samo.

Morze w Czwórce odbijające cieszące się promienie słońca. Kolorowy zatruty Kapitol. Zdjęcia w pierwszych stronach gazet. Zawsze jasna porcelanowa cera komponująca się idealnie ze zbożowymi włosami willi.
-Zapomniałem... - zaczął znów, powoli, kiedy wyciągnięta po dowód ręka cofnęła się znacząco, a lufa karabinu opadła skierowana ku ziemi -...zapomniałem, że jesteś martwa.
To może akt zgonu?

Powrót do góry Go down
the pariah
Laura Ginsberg
Laura Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t2891-laura-ginsberg#45691
https://panem.forumpl.net/t2903-laura#45693
https://panem.forumpl.net/t2904-laura-ginsberg#45694
Wiek : 30 lat
Przy sobie : zestaw pierwszej pomocy, wytrych, gaz pieprzowy, zdobiony sztylet

Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Nieczynna stacja benzynowa   Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 EmptySro Lut 18, 2015 7:50 pm

Spotkania po latach. Laura już prawie zapomniała, jak to jest. Ostatnie skończyło się śmiercią jej matki i wydawało jej się, że raczej nie łączą się z tym dobre wspomnienia. Lata. Ile ich minęło? Na tym pustkowiu czas zdawał się przepływać przez palce. Niezauważalnie przysypywał się jak piasek w klepsydrze, która samowolnie obracała się każdego dnia. I nikt nie miał nią wpływu. I nikt nie mógł czasu zliczyć. Można było próbować, rysować kreski na ścianach, liczyć wschody i zachody. Prędzej czy później jednak wątek ginął gdzieś po drodze. Zwłaszcza jeśli na początku i tak nie znało się daty.
Dzień, w którym rozpoczęła swoje życie na Ziemiach Niczyich był jak początek wszystkiego. Słońce raziło jej oczy po tym, gdy spędziwszy niezliczony (znowu) okres czasu w ciemnym pomieszczeniu o własnych siłach wyszła na zewnątrz, przysłaniając twarz dłonią i starając rozejrzeć się dookoła. Nie miała tak naprawdę nic. Mały tobołek z kawałkiem wyschniętego już chleba, wypełnioną do połowy butelką deszczówki był tym, co miało jej wystarczyć do czasu, aż nie znajdzie pomocy. Więc tak naprawdę nie miała nic. Była jak pisklę wypychane z gniazda przez rodziców. Pisklę ze złamanymi skrzydłami, uszczerbkiem na duszy i wielką mobilizacją, aby przeżyć.
Czasem okolica zdawała się szeptać. Szum wiatru w koronach drzew brzmiał jak słowa; spokojny, łagodny głos utulający ją wieczorami do snu. Owijał jej wątłe, szczuplejsze z każdym dniem ciało, wnikał w każdą jej komórkę i łączył się z nią, przywodząc w jej umyśle obrazy, które kształtowały się w sny. Których po przebudzeniu i tak nie pamiętała i jedynym wspomnieniem było to dziwne uczucie, jakby zapomniała o czymś istotnym.
Przede wszystkim jednak Laura Ginsberg starała się być silna. Jakiś czas temu obiecała sobie, że będzie zupełnie innym człowiekiem. Bez strachu przed wyzwaniami, otwarta na to, co ma jej do zaoferowania świat dookoła i gotowa, aby zadbać sama o siebie. Chociaż póki co jedyne, co świat miał jej do zaoferowania, to głód, przejmujący chłód, który wstrząsał jej ciałem każdej nocy i witał wczesnym rankiem, czasem zanim słońce zdążyło otulić świat swoimi promieniami, nie mogła się poddać. Może część jej zrobiła to już dawno, wybierając życie w miejscu, które było martwe prawie tak samo jak wspomnienia, które powoli zacierały się, ustępując miejsca nowym. Tym, które miały być lepsze i piękniejsze. Tym, które miały stanowić jej świetlaną przyszłość w miejscu, które było wszystkim, o czym śniła. Od tego czasu wiele się zmieniło. Ziemia wykonała niezliczenie wiele obrotów. Niezliczenie wiele ludzi umarło lub urodziło się. Ludzie uśmiechali się, płakali, kłócili się i kochali. Kiedyś wszystko zdawało się być w ruchu. Nic nie stało w miejscu. Nie było miejsca na odpoczynek, należało wypełniać swoje zadanie, nawet jeśli była nim jedynie praca w sklepie czy gra na pianinie. Obserwacja nieba czy pisanie książek, których nigdy nie ujrzały żadne inne oczy poza parą tych błękitnych, przenikliwych tęczówek. Kiedyś lubiła myśleć, że Ziemia kręci się dlatego, ponieważ ona coś robi. A teraz?
Wszystko zdawało się stać w miejscu. Chłodny wiatr wiał, skądś, ale tak naprawdę nic nie ulegało zmianie. Cykle życiowe przebiegały w swoim normalnym rytmie, jednak dla niej cały świat się zatrzymał. A może to ona przestała uciekać? Biec na oślep w ciemności, z dłońmi wyciągniętymi przed siebie, szukającymi czegoś w nieskończonej przestrzeni rozciągającej się gdzieś dookoła. Trochę jak zagubiona we własnym umyśle dziewczynka, bezbronna i słaba, chociaż o wiele silniejsza, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Kości owinięte skórą, bijące głęboko w piersi serce, żyły wypełnione krwią i jasne, zniszczone włosy, związane kawałkiem brudnego materiału, odsłaniające jej wystające kości i liczne zadrapania. I umysł, odporny na tak wiele rzeczy, niemalże już obojętny, gotowy na wszystko, co może ją spotkać. Ale potrafiła walczyć. A jej serce wciąż biło w tym samym rytmie, rytmie, który wybijały morskie fale uderzające o brzeg. On jej o tym przypomniał.
Finnick.
Czy mogło być coś lepszego, co idealnie zwieńczyłoby kolejny dzień pełen porażek i nieustannego motywowania samej siebie do czegoś, na co w rzeczywistości nie miała już siły? Wszystko zawało się być łatwiejszym, gdyby po prostu przyznała, że to ją przerosło. Może nadszedł czas, żeby poszukać pomocy? Czy on mógł być tą pomocą?
Pamiętała, kiedy żegnała się z nim przed wyjazdem. Oczy pełne łez, uśmiech na ustach i zapewnienie, że kiedyś się zobaczą. Bo przecież nie wyjeżdżała na zawsze. To nie była podróż w jedną stronę, wilczy bilet, który otrzymała do Czwórki. Potrzebowała czasu, odpoczynku. A przede wszystkim domu, który nie opierał się na kłamstwie. Gdzie nie było kogoś, do kogo miłość boli jak miliony igieł wbijanych w serce, a nienawiść zdaje się być jedynie kolejnym gwoździem do trumny.
Nie potrafiła jednak zrobić nic więcej. Wzrok powoli przesuwał się od jego twarzy, znajomych oczu, do broni, którą trzymał w dłoniach. Czuła się zażenowana tym, w jakim stanie ją zastał. Zażenowana tym, że sama doprowadziła się do tego, jak wygląda. Nie było jednak strachu, bo przed czym? Wierzyła, że jest z nim bezpieczna? Że prawo nie obejmuje dawnych znajomości? Przyjaźni zerwanych śmiercią, która nigdy nie miała miejsca? Nie potrafiła powiedzieć, czy coś się zmieniło, tak samo jak nie umiała się nawet przywitać. Choć chciała - spróbować znów poczuć się tak jak dawniej. Finnick przywodził na myśl wspomnienia. Niósł ze sobą powiew domu, szczęścia i tego, co utraciła, a co tak bardzo chciałaby odzyskać. Finnick był domem, wspomnieniem. Pewnie też snem, którego nie pamiętała i jednym z tych szeptów, które pozwalały jej zasypiać. A mimo to minęła chwila, zanim na jej usta wkradł się delikatny uśmiech. Wydawał się nieodpowiedni pomiędzy tą martwą, poważną i przerażającą ciszą. To nie był powrót do domu, jedynie spotkanie z jego namiastką, wysłannikiem mającym przypomnieć jej o czymś.
Głos też miał taki sam i nie potrafiła porównać go do niczego innego poza tym, czym był w samej swojej istocie. Dalej jednak stała, uśmiech zniknął tak szybko, jak się pojawił. Może nawet go tam nie było? Może mózg nie zareagował, mięśnie nie poruszyły się, choć tak bardzo tego chciała? Tylko on mógł wiedzieć. Bo tylko on patrzył teraz w jej twarz i wiedział, że żyje. Że nie ma dokumentów. Że może byłoby lepiej, gdyby rzeczywiście pozostała martwą?
Czy odetchnęła z ulgą, kiedy odezwał się ponownie i opuścił karabin? Może to zawiał wiatr, niosąc ze sobą cieplejsze powietrze?
- Tak... cóż - zaczęła, znów unosząc kąciki spierzchniętych ust do góry. Tym razem na pewno - Martwych raczej nikt nie legitymuje - dodała, jakby to nie było niczym niezwykłym, ale jakby rzucenie słów wyjaśnienia wydawało się zbyt nudne i oczywiste - Dobrze cię widzieć, Finnick - miała wrażenie, że w wypowiedzenie imienia dawnego przyjaciela włożyła wszystkie swoje siły. Wszystkie emocje, jakie jej pozostały poza strachem i wolą przetrwania. Niewidzialna siła pchnęła ją i dwa kroki wprzód, po czym rozsądek zatrzymał ją w miejscu. I znów mogła się jedynie patrzeć. I czekać. I udawać, że w tym spotkaniu nie ma nic nadzwyczajnego.
Powrót do góry Go down
the leader
Blaise Argent
Blaise Argent
https://panem.forumpl.net/t1110-blaise-argent
https://panem.forumpl.net/t2291-blejz#31637
https://panem.forumpl.net/t1332-blaise-argent
https://panem.forumpl.net/t2001-zapiski-blejza
https://panem.forumpl.net/t1338-blaise
https://panem.forumpl.net/t1447-blaise-argent
Wiek : 31
Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera
Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15),
Znaki szczególne : kilkudniowy zarost.
Obrażenia : częste bóle brzucha

Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Nieczynna stacja benzynowa   Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 EmptyPią Cze 19, 2015 7:45 pm

| opuszczone muzeum

Nie wszystko było czarne i białe, to prawda, a Blaise przekonał się o tym ostatnio dość dobitnie, nie mógł jednak usprawiedliwiać aktów terroryzmu, jakiego dopuścili się członkowie Kolczatki. W normalnej sytuacji byłby pierwszy do wysłuchania rzeczowych argumentów opozycji, być może nawet uścisnąłby sobie rękę z jej przewodniczącym, ale w momencie, w którym buntownicy podnieśli pistolety i zamienili Dzień Wyzwolenia w strzelaninę, wszystko runęło w gruzach. Oczywiście, rebelianci kiedyś też przeciwstawili się zbrojnie Kapitolowi, ale była to odpowiedź na lata ciemiężenia, a nie kilka tygodni działalności nowej głowy państwa, której zadaniem w głównej mierze było posprzątanie po poprzednikach i doprowadzenie państwa do porządku. Niebezpieczne zabawy Kolczatki zazwyczaj kończyły się tragicznie, jakby jej członkowie w ogóle nie mieli w poważaniu mieszkańców stolicy, jakby robili to wszystko tylko i wyłącznie w celu siania niezgody i zniszczenia. A takich ludzi, irracjonalnie agresywnych, bezczelnych i nieodpowiedzialnych, Blaise Argent nie zamierzał wysłuchiwać.
Dlatego też nie podłapał tematu, nie pociągnął rozmowy, nie chciał wiedzieć, co takiego Libby miałaby mu do powiedzenia, tonem zapewne buńczucznym i pełnym przekonania, że czyni słusznie. To nie do końca była jej wina, śledczy brał na to poprawkę. Jej starszy brat, a być może nawet dwóch, było zamieszanych w ruch oporu, nic więc dziwnego, że stanęła po stronie rodziny. Widocznie mieli na nią zgubny wpływ, ale mężczyzna cały czas miał to zanotowane z tyłu głowy, jakby nie chciał dopuścić do siebie wiadomości, że panna Randall może być tą złą. Być może nie umiała się postawić, może nie była dość pewna siebie, by to zrobić? Na pewno miała własny rozum, dlaczego więc go nie używała? Na wszystkie te pytania nadejdzie czas odpowiedzi, pomyślał Blaise, tuż przed tym, jak ruszył zakuć kobietę w kajdanki. W więzieniu, z dala od osób, które wywierałyby na nią wpływ, Libby miała dostać szansę ocenienia wszystkiego od nowa. Być może godziny i dni w samotnej celi sprawią, że przemyśli swoje zachowanie, a wartości wreszcie ustawi we właściwej kolejności.
- Będziesz miała dużo czasu na rozmyślanie - powiedział, podchodząc do niej powoli i pobrzękując kajdankami.
Nie docenił przeciwniczki. Nie spodziewał się ataku, ani próby ucieczki w tak zaawansowanym studium aresztowania. Dlatego też nie zareagował odpowiednio szybko, dał się podejść i ograć jak świeżak, jakby był nieopierzonym szeregowym, a nie doświadczonym oficerem. W jednej chwili Libby stawała do niego plecami, by w drugiej przykucnąć i obezwładnić go na dłuższą chwilę. Zaklął głośno, gdy poczuł szarpnięcie, ale było ono na tyle nieoczekiwane, że runął na ziemię jak długi, prosto na plecy.
Jęknął głucho, a przeszywający ból obezwładnił jego ciało i zamroził na kilka cennych minut, które Randall oczywiście wykorzystała na ucieczkę. Blaise myślał o niej cały czas, ale nawet oczy otworzył dopiero po dłuższej chwili od upadku, jakby wcześniej chciał go zneutralizować poprzez brak skupienia. Zanim zdołał podnieść się z ziemi, Libby już nie było, ale Argent byłby gotów się założyć, że wiedział, w którą stronę uciekła. Mimowolnie zgrzytnął zębami i rzucił się w pościg, choć bieg sprawiał mu spory dyskomfort. Nie mógł się jednak poddać, nie po tak jawnym zagraniu mu na nosie. Musiał ją dogonić i aresztować, zależał od tego jego honor i… mniemanie o niej.
Dobiegając do stacji benzynowej, rozglądał się uważnie. Nie był pewien, czy w okolicy nie kręcą się jej kumple lub jakieś złodziejaszki, żerujący ostatnio stadami na Ziemiach Niczyich. Nie chciał mieć towarzystwa, bo był niemal pewien, że nie zadziałałoby ono na jego korzyść.
Z pistoletem w pogotowiu stąpał powoli pomiędzy starymi dystrybutorami paliwa, gdzieniegdzie widząc porozrzucane kanistry i wszechobecne śmieci niewiadomego pochodzenia. Minął swój motor, zaparkowany jeszcze przed udaniem się do opuszczonego muzeum. Uważnie obserwował budynek, w którym najprawdopodobniej schowała się Libby, a gdy obszedł go dookoła, zdecydował się na blef, który wcześniej chciał wykorzystać jedynie w ostateczności.
- Strażnicy zaraz tu będą, nie wywiniesz się już – krzyknął, spoglądając w miejsce, w którym według niego znajdowała się kobieta – Najlepiej zostań tam, gdzie jesteś!
Rzeczywiste wezwanie posiłków jawiło mu się teraz jako ujma na honorze, ale Randall nie musiała tego wiedzieć. Musiała mu tylko uwierzyć.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Nieczynna stacja benzynowa   Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 EmptyPią Cze 26, 2015 10:11 pm

Serce znów wybijało ten szybki, znajomy rytym zlewający się z odgłosem butów uderzających o nierówną nawierzchnię. Chociaż nie do końca, bicie tego drobnego organu pompującego krew wcale nie było tak regularne jak stawiane przez nią kolejne kroki. Było coś jeszcze, jakiś pogłos… a może po prostu kroki innej osoby?
Musiało jej się wydawać. Blaise nie mógł tak szybko podnieść się i od razu rzucić w pościg. Na pewno zyskała parę minut na ucieczkę i zaplanowanie kolejnego kroku. W tej chwili jedno wiedziała na pewno: nie zamierzała biec nigdzie daleko. Chciała jedynie schować się, przeczekać niewielką burzę, jaką wywołała w dawnym muzeum, i dopiero potem powrócić do bunkra. Nieczynna stacja benzynowa wydawała się dobrą kryjówką – przede wszystkim dlatego, że miała z niej widok na, jak się domyślała, należący do Blaise motocykl, więc w razie czego wiedziałaby, czy zamierza dalej jej szukać czy może daruje sobie i powróci do dzielnicy.
Niemalże wpadła do środka, obrzucając zniszczone wnętrze jedynie przelotnym spojrzeniem i z miejsca dostrzegając swoją szansę w zniszczonym blacie, który zapewne kiedyś miał służyć za kasę. Poszła w tamtą stronę z zamiarem schowania się za nim, ale nagle przyszło jej do głowy, że to chyba zbyteczne. W końcu gdyby śledczy chciał przeszukać stację, będzie miała odcięte wszelkie drogi ucieczki i wtedy już na pewno mu nie ucieknie.
A może wcale nie? Może nie powinna ryzykować i po prostu siedzieć w jednym miejscu najciszej jak się da, udając, że tu jej nie ma? Może jeśli nic nie usłyszy, nie będzie chciał przeszukiwać dokładnie każdego budynku – w końcu Ziemie Niczyje ciągnęły się na wiele kilometrów.
Nie była profesjonalnym poszukiwanym, nie znała się też na technikach ukrywania się ani innych podobnych rzeczy. Szkolenie na pilota niestety nie obejmowało nauki umiejętności, które mogłyby jej się przydać i w tej chwili to dostrzegła. Wcześniej robiła to, co dyktował jej w danej chwili zdrowy rozsądek, a teraz jakby się wyłączył i kazał Libby dokonać własnego wyboru. Stała więc pośrodku całego tego bałaganu – przenośnego oraz dosłownego- przerzucając spojrzenie pomiędzy zamkniętymi wrotami oraz blatem. Choć na razie nic jej nie groziło, miała świadomość, że wahanie sprzed paru minut sprawiło, że prawie zakuto ją w kajdanki. Chyba tylko dzięki dozie szczęścia oraz sprytu wyszła z tego cało. Druga taka sytuacja nie musiała się wcale powtórzyć (właściwie nawet nie chciała, żeby tak się stało, nerwy i tak powoli ją zjadały), dlatego właśnie powinna wziąć się w tej chwili w garść i…
Strażnicy zaraz tu będą, nie wywiniesz się już.
Czyli jednak było już trochę za późno. Westchnęła ciężko, na sekundę chowając twarz w dłoniach. Jeśli zadzwoni po strażników jej szanse spadną do zera. Musiała zrobić coś teraz, odwrócić jakoś jego uwagę, żeby nie sięgnął po telefon. Obrzuciła pomieszczenie ostatnim desperackim spojrzeniem, chyba tylko przypadkiem natrafiając na jeszcze jedne drzwi – starsze, bardziej zniszczone, schowane nieco głębiej. Zapewne wyjście dla personelu. Zaraz, skąd dochodził głos Argenta? Bardziej z przodu czy z tyłu budynku?
Coś jej świtało. Co prawda wydawało się odrobinę ryzykowne, ale czy w tej chwili miała jakikolwiek wybór?
Zapewne nie miała. Nawet jeśli to decyzja już została podjęta. Pobiegła szybko do tylnego wyjścia. Szarpnęła za klamkę, która ustąpiła niemalże od razu, przekroczyła próg i trzasnęła drzwiami, zamykając je za sobą.
Powrót do góry Go down
the leader
Blaise Argent
Blaise Argent
https://panem.forumpl.net/t1110-blaise-argent
https://panem.forumpl.net/t2291-blejz#31637
https://panem.forumpl.net/t1332-blaise-argent
https://panem.forumpl.net/t2001-zapiski-blejza
https://panem.forumpl.net/t1338-blaise
https://panem.forumpl.net/t1447-blaise-argent
Wiek : 31
Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera
Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15),
Znaki szczególne : kilkudniowy zarost.
Obrażenia : częste bóle brzucha

Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Nieczynna stacja benzynowa   Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 EmptyPon Cze 29, 2015 8:23 pm

Choć zderzenie z ziemią odczuwał do teraz, dzielny oficer Argent starał się ignorować ten ból i skupić na swoim zadaniu. Był już przecież tak blisko, kilka kroków i betonowa ściana dzieliły go od ujęcia zbiega, poszukiwanej od miesięcy za działalność terrorystyczną Libby Randall. Nie docenił jej wcześniej, to prawda, płacił za to teraz srogo, bowiem każdy ruch wciąż sprawiał mu dyskomfort, ale już tak niewiele brakowało, by do Siedziby Rządu wrócić z tarczą, a nie na niej. Dziewczyna była w pułapce, a on nastraszył ją, zasiał wątpliwości w jej planie ucieczki (a przynajmniej taką miał nadzieję) i z ich dwojga to on posiadał w tej chwili jedyną liczącą się broń.
Zabawa w kotka i myszkę nie mogła trwać długo, choć początkowo Blaise nie wyrywał się, nie wykonywał gwałtownych ruchów i nie próbował szturmem zdobywać stacji benzynowej. Postanowił przeczekać, wziąć na wstrzymanie, jednocześnie wiedząc, że nie może tak czekać w nieskończoność, bo inaczej Randall mogła przejrzeć jego blef. Jednak póki co, satysfakcję sprawiał mu fakt, że mogła czuć się zaszczuta i zestresowana. Wytrącenie przeciwnika z równowagi powodowało chaos w jego działaniach, dzięki czemu wygrana zawsze przychodziła łatwiej. A przynajmniej taką taktykę zazwyczaj stosował Argent, nie bez powodu uznawany powszechnie za oazę spokoju (lub nudnego gbura, jak kot woli).
Z uniesionym pistoletem i wyostrzoną czujnością, kręcił się w okolicach wejścia do niewielkiego budynku, uważnie obserwując drzwiczki, ale także okolice. Nikt nie mógł zagwarantować mu, że są z Libby sami na stacji benzynowej, a ostrożności nigdy za wiele. Cisza działała na jego korzyść, w razie czego będzie mógł dosłyszeć nagłe poruszenie i w razie czego obronić się przed ewentualnym atakiem lub też zareagować odpowiednio wcześnie na próbę ucieczki… która chyba właśnie nastąpiła.
Słysząc hałas wewnątrz pomieszczenia, zadziałał instynktownie. Natychmiast ruszył przed siebie i mocnym kopnięciem otworzył sobie drzwi, wpadając do środka i natychmiast przeczesując okolicę wzrokiem. Gdyby wcześniejszy odgłos choć trochę skojarzył mu się z trzaskaniem drzwiami, być może zareagowałby zupełnie inaczej, wyczuwając podstęp. Minęło jednak trochę czasu, zanim zorientował się, że wnętrze budynku stacji benzynowej jest puste. Po kilkunastu cennych sekundach i szybkich oględzinach zauważył również drugie drzwi, których nie dopatrzył się z zewnątrz wcześniej.
Klnąc głośno pod nosem i przeczuwając, co może kombinować Libby, zawrócił natychmiast, wybiegając z pomieszczenia tą samą drogą, którą tu przybył. Miał nadzieję, że nie było za późno, inaczej po powrocie do domu musiałby udławić się własną dumą.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Nieczynna stacja benzynowa   Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 EmptyCzw Lip 02, 2015 12:55 pm

Trzaśnięcie drzwiami poczuła aż we własnych kościach, choć prawdopodobnie był to tylko jej własny strach rozbijający się gdzieś w okolicy drobnych żeber, na wysokości serca. Niestety nie miała czasu zastanowić się dłużej nad tym. Z chwilą, gdy metal ponownie zetknął się z wykrzywioną framugą, niewidzialny minutnik został uruchomiony, a każda mijająca sekunda nieubłaganie zbliżała ją do końca. Co było na końcu? Jeszcze nie wiedziała, ale jeśli się nie pospieszy, z pewnością nie będzie to nic miłego.
Pobiegła do przodu, zaraz potem skręciła za róg niewielkiego budynku stacji paliw, ale mimo to słyszała hałas w środku, który, jak miała nadzieję, spowodował Blaise swoim wtargnięciem. Przyspieszyła, niemalże mając przed oczami widok śledczego rozglądającego się po wnętrzu budynku. Co zrobi? Jak dla Libby mógłby, oczywiście, gdy już dostrzeże drugie drzwi, wyjść przez nie i próbować gonić ją dalej. Zyskałaby wystarczająco dużo czas, aby zrobić to, co ma zrobić i uciec nieopodal. Niestety nie mogła przewidzieć jego każdego ruchu, tym bardziej, że wraz z upływającym czasem, zdenerwowanie coraz bardziej wlewało się zarówno w jej umysł, jak i dłonie. A te ostatnie w tej chwili były potrzebne szczególnie.
Zatrzymała się dopiero, gdy dotarła do motocyklu. Znów zdyszana, z włosami wpadającymi do oczu, które niedbale odgarnęła, oraz drżącymi mięśniami. Przykucnęła przy maszynie szybko odnajdując wzrokiem niewielki zbiornik paliwa zrobiony prawdopodobnie z jakiegoś tworzywa sztucznego. Zaraz potem wygrzebała z kieszeni stary scyzoryk, wyciągnęła ostrze i spróbowała uszkodzić nim bak. Musiała parę razy przeciąć jedno miejsce aż w końcu wydrążyła w nim niewielką dziurę, którą powoli wyciekało paliwo. No cóż, musiało w tej chwili wystarczyć. Nie miała czasu na powiększanie uszkodzenia.
Schowała scyzoryk, aby po chwili wyciągnąć z kieszeni opakowanie zapałek. Zwykle nie nosiła ich ze sobą, ale tym razem cieszyła się, że jakiś wewnętrzny głos kazał jej to zrobić. Dalej drżącymi dłońmi otworzyła opakowanie i wyjęła pierwszą. Potarła główką o brzeg pudełeczka, ale nic się nie zdarzyło. Jęknęła cicho, ale spróbowała ponownie. I znów nic.
Niespodziewanie zrobiło jej się okropnie zimno. Musiała w tej chwili to zrobić, inaczej zaraz pojawi się Argent i zostanie jej tylko mieć nadzieję, że przeżyje w więzieniu parę długich dni. Chyba że po tym wszystkim Blaise nie będzie nawet czekał, aby zakuć ją w kajdanki.
Odetchnęła głośno i spróbowała po raz ostatni, wybierając inną zapałkę. Nieco opanowała nerwy, wykorzystując to… i niewielki płomyk zapłonął. W tej samej chwili usłyszała też kroki na asfalcie. Nie miała już więcej czasu. – Lepiej się nie zbliżaj! – krzyknęła w stronę, z której zdawało jej się, że dobiegł odgłos. Mimo wszystko nie chciała go zabić. Chyba. Nie myśląc już zbyt długo rzuciła zapałkę i odskoczyła na bok.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Nieczynna stacja benzynowa   Nieczynna stacja benzynowa - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 

Nieczynna stacja benzynowa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2

 Similar topics

-
» Magazyny i stacja przeładunkowa
» Magazyny i stacja przeładunkowa

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Ziemie Niczyje-