IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Opuszczone muzeum - Page 3

 

 Opuszczone muzeum

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3
AutorWiadomość
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Opuszczone muzeum - Page 3 Empty
PisanieTemat: Opuszczone muzeum   Opuszczone muzeum - Page 3 EmptyPią Maj 03, 2013 12:45 am

First topic message reminder :



Po tym niegdyś wspaniałym centrum kultury pozostały dziś jedynie chłodne mury i wybite okna. Eksponaty rozkradziono bądź przetransportowano do Dzielnicy Rebeliantów, z reszta wyposażenia zniszczała bądź została przywłaszczona przez mieszkańców Ziem Niczyich. Ze względu na liczne braki w konstrukcji i brak części szyb, miejsce nie nadaje się do zamieszkania - w trakcie deszczu jest tu mokro, wiatr bez trudu prześlizguje się na wskroś budynku, a zimą temperatura równa jest tej na zewnątrz.


Ostatnio zmieniony przez Ashe Cradlewood dnia Wto Lis 04, 2014 3:09 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Opuszczone muzeum - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczone muzeum   Opuszczone muzeum - Page 3 EmptyPią Mar 13, 2015 8:13 pm

Reakcja mężczyzny na szczegółowe wyjaśnienia była… bardzo niejednoznaczna. Libby nie wiedziała, co oznaczał ten smutny uśmiech przez chwilę goszczący na jego wargach, późniejsze kręcenie głową i koniec końców cisza wypełniająca wolne przestrzenie dawnego muzeum. Wydawało jej się, że niewypowiedziane słowa zawisły gdzieś w powietrzu, ale ona nie odważyła się po nie sięgnąć. Nie chodzi o to, że obawiała się tego, co mogłaby usłyszeć. Ona po prostu nad wyraz dobrze rozumiała, że nie musi wiedzieć wszystkiego. Sama przecież była odrobinę przewrażliwiona pod tym względem, a sztukę unikania mówienia o sobie i swoim życiu opanowała niemalże do perfekcji. Najbardziej na świecie nie lubiła, kiedy ludzie wtrącali się w jej sprawy, kazali rozgrzebywać przed sobą własne problemy, które dopiero co zdążyła poskładać i jeszcze twierdzili, że pragną jedynie pomóc, podczas gdy ona po prostu tego nie potrzebowała. Przyzwyczaiła się do swojej samotności, do tego, że sama musi radzić sobie z przeciwnościami losu oraz dręczącymi uczuciami i takie właśnie podejście wydawało się najbardziej racjonalne. Rozmawianie o tym wszystkim nie dość, że było bezsensowne (w końcu zwykle kończyło się tylko na słowach), to jeszcze okropnie niekomfortowe i uprzytomniało jej, że cały czas jest tylko sześciolatką w skórze dorosłej, desperacko walczącą o kolejny dzień, który w końcu mogłaby nazwać szczęśliwym.
Milczała więc z nim, próbując pocieszyć się wygranym starciem, a raczej dziecinną przerzucanką pod tytułem: „Kto ma gorzej w życiu?”. Godne politowania, ale tak już chyba jest: niektórzy wygrywają olimpiady matematyczne, inni maratony biegania, a jeszcze inni konkurs na najczarniejszy życiowy scenariusz.
Ewentualnie podniebne batalie.
Jego przyznanie się do niedoskonałości było jednak miłą odmianą i Libby przyjęła to z uśmiechem, ale po następnych słowach przewróciła oczami, próbując ukryć fakt, że nadal dobrze bawi się w jego towarzystwie. I zapewne miał sporo racji twierdząc, że będą mieli więcej okazji do starć na ziemi, lecz ona nie zamierzała powiedzieć tego na głos. W pewnych kwestiach również była uparta i to właśnie była ta sytuacja. Nie lubiła przyznawać innym racji, ale w towarzystwie zwykle tego nie okazywała. Farlane więc mógł czuć się niemalże zaszczycony, że kobieta w jego towarzystwie zachowywała się na tyle swobodnie. W pewien sposób wzbudzał w niej zaufania, a biorąc pod uwagę okoliczności ich spotkania, wiedziała, że na pewno nie musi się go obawiać. Przyjaciółmi co prawda nie byli, lecz mimo to Randall nie odczuwała potrzeby ukrywania się przed nim z niczym, co zwykle zdarzało jej się, gdy poznawała kogoś nowego.
No cóż, prawie niczym. Szczera odpowiedź na pytanie o dołączenie do zamachowców zdecydowanie nie wchodziła w grę i nie ważne, czy tego chciała czy nie, musiała skłamać. Wiedziała, że poprzednie słowa nie będą wystarczająco przekonujące, że ich sztuczność oraz fałsz są aż nazbyt wyczuwalne i tylko czekała na reakcję mężczyzny. W między czasie starała się też oczyścić umysł ze zbędnych myśli, aby wymyślić naprawdę sensowny powód, choć niespodziewanie nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Sprawy nie ułatwiał też ostry ton, którego użył Mervin i przez który mimowolnie westchnęła. Już wtedy wiedziała, że na pewno nie będzie łatwo. Wysłuchała jego słów do końca w ciszy, nie przerywając ani na moment i starając się nie spuszczać wzroku na swoje buty, co często działo się mimowolnie. Nie chciała okazywać mu, że odpowiedź jest dla niej tak wielkim problemem. Wewnątrz toczyła walkę ze sobą oraz swoimi odruchami, próbując utrzymać to wszystko w ryzach, na zewnątrz starała się zachować jednak neutralny wyraz twarzy. Chyba w końcu naprawdę rozumiała, jak muszą czuć się członkowie Kolczatki powracający do dzielnicy i próbujący toczyć zupełnie normalne życie, starając ukryć się przed otaczającymi ludźmi, jak bardzo ich zajęcia odbiegając od codzienności.
- Oczywiście, że myślałam o konsekwencjach – zaczęła powoli, patrząc prosto na niego. Nie była przecież głupia, zdawała sobie sprawę, że zamach nie przejdzie bez echa. Kiedy zastanawiała się nad złożoną przez Hugh decyzją, to właśnie o skutkach myślała najwięcej. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że jeśli coś się nie uda i jeśli wpadną w ręce strażników, w najlepszym wypadku będzie mogła zapomnieć o wolności.– Nikt też mnie do tego nie zmuszał, nikt nie namawiał. To była tylko i wyłącznie moja decyzja – dodała odrobinę obruszonym tonem. Czy on miał ją za dziecko gotowe rzucić się w ogień na czyjeś skinienie? Nie, aż tak łatwo nie ulegała wpływom. Wiedziała, że gdyby o pomoc poprosił ją ktoś inny, na pewno o wiele dłużej i bardziej zastanawiałaby się nad podjęciem decyzji, ale wynikało to tylko z faktu, że naprawdę ufała swojemu bratu.
Chciała kontynuować rozmowę tym trochę zirytowanym tonem, bo kolejne pytania brzmiały w uszach kobiety niemalże jak zarzuty. Naprawdę czuła się, jakby widział w niej osobę niespełna rozumu, która nie wie, co wyprawia, nie wspominając już o tym, że nie ma świadomości konsekwencji swoich działań. Chciała nawet zapytać, czy celem tego spotkania jest udowodnienie, że była idiotką, skoro wpakowała się w to wszystko, ale nie zrobiła tego. Nie chciała, żeby to spotkanie zakończyło się w nieprzyjemny sposób. Zaczekała więc chwilę, uspokoiła się i jeszcze raz przetrawiła w głowie swoje słowa.
- Byłam całkowicie świadoma tego, co robię. Wiedziałam, że to może zniszczyć mi życie, wiedziałam, że mogę nawet je stracić i wiem jak to wygląda, ale nie jestem zdesperowanym samobójcą ani nikim takim. Uwierz mi, że przemyślałam swoją decyzję, że analizowałam ją pod każdym możliwym kątem – dodała już nieco ciszej. Nie była w pełni świadoma tego, że mężczyzna celowo narusza jej przestrzeń prywatną, po prostu czuła, że musi mu to wyjaśnić. – Nie porównuj mnie do przeciętnego mieszkańca dzielnicy, który potrafi jedynie mówić. Większość mieszkała kiedyś w dystrykcie, przez ponad siedemdziesiąt lat igrzyska rujnowały ich życie, odbierały rodzeństwo, dzieci. Miało już nie być rozlewu krwi, a co się stało wtedy? Coin wzięła przykład ze swojego poprzednika, a oni znów byli w stanie tylko patrzeć. – Powoli pokręciła głową. – Naprawdę szanowałam ją i to jak wiele zrobiła dla nas. Potrafiłam wiele wybaczyć, ale nie kolejne igrzyska, nie dla dzieciaków z dzielnicy – zatrzymała się na chwilę, myśląc o tym, co właśnie powiedziała. Nie skłamała ani przez moment, a mimo to już miała wyrzuty sumienia. Zacisnęła jednak usta i kontynuowała. – Jeśli straciłeś kogoś podczas igrzysk albo podczas rebelii, powinieneś zrozumieć moją decyzję.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Opuszczone muzeum - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczone muzeum   Opuszczone muzeum - Page 3 EmptyCzw Cze 04, 2015 10:52 pm

Jakoś tak z nicości

Jesień zawsze wywoływała w niej ten ponuro-senny nastrój. Patrzyła na otaczające ją miejsca, przedmioty oraz ludzi, a to wszystko zdawało się jakby bardziej przygaszone, szare. Nawet ciepłe promienie słoneczne, których ostatnimi czasy może i nie miała okazji oglądać zbyt wiele razy, coraz częściej znikały ukryte za ciężkimi chmurami, pozostawiając świat na pastwę zimnego wiatru, a czasem również deszczu. W takich chwilach mimowolnie myślała o roślinach zamieszkujących Panem, o zwierzętach, które szykowały się do zimy oraz o swojej pierwszej, spędzonej w bunkrze zimie, o tym, że zapewne przegapi pierwszy śnieg, że będzie musiała ograniczyć wyjścia do minimum.
Skuliła się w sobie odrobinę, choć wcale nie odczuwała jakoś szczególnie zimna. Ocieplana kurtka, trzewiki oraz kaptur na głowie naprawdę spełniały swoje zadania, nawet pomimo regularnie spadających temperatur. Zresztą cały czasz była w ruchu, podczas swoich wędrówek do muzeum nigdy się nie zatrzymywała, chcąc jak najszybciej przebyć drogę dzielącą ją od jednego z tych miejsc, które uważała za względnie bezpieczne. Względnie, bo tak naprawdę bezpiecznie czuła się tylko w bunkrze.
Musiała przyznać, że w pewnym sensie już (albo dopiero?) się tam zadomowiła. Brak własnego kąta nie doskwierał już tak bardzo, podobnie monotonia oraz zmęczenie liczbą ludzi na raz znajdujących się w jednym miejscu. Można powiedzieć, że zaczęła nawet dostrzegać parę pozytywów swojego nowego położenia – zawsze miała z kim porozmawiać. Mieszkając samotnie w Kapitolu, nigdy nie była jakoś szczególnie towarzyska, w pewnym sensie nawet trochę stroniła ludzi. Tam z kolei nauczyła się żyć razem z innymi i chyba też wyleczyła się odrobinę z nieśmiałości. No i oczywiście miała pod ręką dwójkę braci oraz Nicole. Jedyną osobą, której jej brakowało była Maisie, ale w tej kwestii nie mogła nic zdziałać. Miała tylko nadzieję, że wszystko z nią w porządku i kiedyś się jeszcze spotkają.
Oczywiście to, że zaakceptowała swoją sytuację, nie oznaczało, że całkowicie pogodziła się z utratą wolności. Wszystko w niej buntowało się na samą myśl, że nie dane jest jej przeżywać osobiście tego wszystkiego, co działo się poza bunkrem. Często czytając relacje z gazet wzdychała z żalem, a potem przez długi czas nie potrafiła pozbyć się ogarniającego ją rozdrażnienia. Doskonale rozumiała zasady rządzące tym światem, wiedziała, że właściwie sama podjęła taką decyzję, a mimo to dalej czuła się oszukana przez los.
Na szczęście oprócz tej kolczatkowej codzienności, były też wyjścia na zewnątrz. Może nie zbyt częste, ale dość regularne. Ten niedługi czas spędzony poza bunkrem był jej własną namiastką wolności, której zawsze wyczekiwała z utęsknieniem.
Tak jak zawsze, pewnie minęła próg starego muzeum, jak zawsze rozglądając się uważnie w środku. Kiedy nie zauważyła i nie usłyszała żadnego niepokojącego dźwięku, weszła głębiej, zdejmując z głowy kaptur.
Powrót do góry Go down
the leader
Blaise Argent
Blaise Argent
https://panem.forumpl.net/t1110-blaise-argent
https://panem.forumpl.net/t2291-blejz#31637
https://panem.forumpl.net/t1332-blaise-argent
https://panem.forumpl.net/t2001-zapiski-blejza
https://panem.forumpl.net/t1338-blaise
https://panem.forumpl.net/t1447-blaise-argent
Wiek : 31
Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera
Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15),
Znaki szczególne : kilkudniowy zarost.
Obrażenia : częste bóle brzucha

Opuszczone muzeum - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczone muzeum   Opuszczone muzeum - Page 3 EmptySob Cze 06, 2015 5:25 pm

| również z nicości

Ostatnimi czasy nie narzekał na brak wrażeń, do kolejnych kart biografii mógł dodać zakończone śledztwo i udaną obławę w getcie, za którą wraz z Avery mieli być już niebawem nagrodzeni. Nie zwalniał tempa i pracował w pocie czoła, współpracując z najlepszymi i starając się uczynić Kapitol bezpieczniejszym miejscem. Cieszył się z sukcesów współpracowników, radowały go potknięcia wrogów, na szczęście to te drugie ostatnio przeważały.
Na życie osobiste nie miał jednak czasu, jak zwykle. Praca do późna, wieczorne powroty do pustego domu, samotne posiłki, sen i znowu praca. Życie upływało mu monotonnie, ale nie był z tego powodu niezadowolony. Lubił taką prostotę, wszystko było na swoim miejscu, poukładane i niemalże bez skazy. Gdzieś na horyzoncie majaczyła wizja spotkania z Cypriane, ale póki co skupiał się na innych rzeczach. Nadrabiał papierkową robotę, poznawał lepiej współpracowników, starał się o ciągły kontakt z Dystryktem Siódmym. To mu wystarczyło.
Ale nie byłby sobą, gdyby prośba Avery nie wywołała u niego przyjemnego podniecenia. Kolejna misja, kolejna niewiadoma i kolejna okazja do wypróbowania siebie. Uśmiechał się pod nosem, gdy odpisywał na wiadomość Arrington, w głowie układając plan działania. Obiecał sobie, że później wypyta kobietę o jej źródła, jednak w tej chwili nie były mu one potrzebne. Ufał jej, choć oczywiście nie całkowicie, to w tej kwestii jeszcze nigdy go nie zawiodła. Niejeden śledczy mógł pomarzyć o takich służbowych relacjach, jakie utrzymywali ci dwoje.
Sięgnął po nieśmiertelną skórzaną kurtkę i kluczyki do motocykla, następnie upewnił się, że mieszkanie ma szczelnie pozamykane (incydent z laptopem nieźle go na tym punkcie uczulił) i odjechał w stronę ziem niczyich. Kojarzył położenie opuszczonego muzeum, ale motor oczywiście zaparkował w zupełnie innym miejscu. Przygotowanie zasadzki było lekcją numer jeden na wyimaginowanym kursie dla śledczych, nie mógł więc skazić swoją obecnością wskazanego miejsca. Wybrał nieczynną stację benzynową, a resztę drogi pokonał na piechotę.
Nie myślał o poprzednim życiu muzeum, o eksponatach, które kiedyś musiały się tu znajdować. Kultura Starego Kapitolu nigdy go nie interesowała, raczej napawała obrzydzeniem. To przez nią zginęli jego bracia, a później przyjaciele, nie zamierzał więc poświęcać ani sekundy na jej kontemplację. Zamiast tego zajął miejsce za jedną ze ścian, przygotował broń i nasłuchiwał.
Ofiara pojawiła się dużo wcześniej, niż się spodziewał, miał nadzieję, że nie dostrzegła go wchodzącego pomiędzy mury muzeum. Z daleka nie umiał jej rozpoznać, sprawę utrudniał założony na głowę kaptur, ale drobna postawa sugerowała pojawienie się kobiety bądź młodego chłopca. Blaise odczekał, aż przeciwnik przestąpi próg, by po chwili niemalże wyskoczyć zza swojego rogu.
- Ani drgnij – rozkazał, celując bronią w sylwetkę przed sobą. Dzieliło ich może dziesięć metrów, aż dziw, że nie usłyszeli się wcześniej.
Dopiero po ujawnieniu się, miał okazję przyjrzeć się bliżej kobiecie, którą rozpoznał już po kilku chwilach. Na usta wstąpił mu kwaśny uśmiech, mimo wszystko nie mógł teraz odczuwać satysfakcji.
- Naprawdę wolałbym, aby nasze spotkanie miało miejsce w umówionej kawiarni, a nie w tej ruderze – oznajmił, witając się w ten sposób ze swoją starą znajomą.
Libby Randall posiadała godne podziwu umiejętności, których niestety nie potrafiła poprawnie wykorzystać. W wyniku popełnianych błędów jej twarz szybko znalazła się na liście poszukiwanych, za którymi gonili wszyscy śledczy i Strażnicy Pokoju w państwie.
- Jak to jest stać po złej stronie? – zapytał gorzkim tonem, nie odrywając wzroku od przeciwniczki, przygotowany na strzał w każdej chwili. Nie mógł sobie pozwolić na sentymenty, zwłaszcza teraz.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Opuszczone muzeum - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczone muzeum   Opuszczone muzeum - Page 3 EmptyPon Cze 08, 2015 6:02 pm

Nie pierwszy raz przyszła do tego muzeum. Może właśnie dlatego nie była już tak ostrożna? Może fakt, że spotkała się tu wcześniej z Mervinem pozwolił jej wierzyć, że oprócz bunkra istniało jeszcze jedno bezpieczne miejsce w tym mieście? Nie wiedziała. Nie potrafiła odpowiedzieć na żadne z tych pytań, tak jak na resztę, która w tamtej chwili z jakąś okropną szybkością przemknęła przez jej głowę. Bo czy dla głupoty istnieje jakiekolwiek wyjaśnienie?
Gdy tylko usłyszała obcy głos, a zaraz za nim postać kierującą w jej stronę broń, pomyślała, że wszystko ma swój koniec. Rodzina, dzieciństwo, kariera pilota, potem wolność i teraz… życie? Nie chciała generalizować czy dramatyzować, o swoim położeniu wolała myśleć jak o przerwaniu dobrej passy, choć, mówiąc szczerze, nie mogła przypomnieć sobie momentu, w którym ta w ogóle miałaby się zacząć. Powodzenie, fart, uśmiech losu to wszystko zdawało się tak płynne, niewyraziste, że dostrzegała je dopiero, gdy się kończyły. Nie pamiętała nawet podczas której swojej wycieczki przestała dokładnie przyglądać się najbliższemu otoczeniu. Przez to nie wiedziała, czy mężczyzna miał po prostu szczęście czy od dłuższego czasu przygotowywał się do tego spotkania.
Mężczyzna. Znała go i po jego minie od razu poznała, że on również ją kojarzy. Nie był łowcą nagród, za którego wzięła go na początku. Blaise Agent, kolejny element aparatu władzy, dawny znajomy z rebelii. Tak, pamiętała ich pierwsze spotkanie, kiedy chyba nieszczególnie spodobało mu się, że to kobieta jest pilotem poduszkowca, którym leciała jego załoga. Potem, gdy uratowała im tyłki, musiał ją przeprosić i jakoś wynagrodzić swoją bezczelność.
Niespodziewanie przyszło jej do głowy, że tamtego dnia mogła nic nie zrobić. Mogli się rozbić, co za różnica. Większość pewnie by zginęła, ona być może byłaby w grupie szczęśliwców, którzy przeżyli. Spędziłaby trochę czasu w szpitalu, złożyła raport i tyle. Nikt pewnie by jej jakoś szczególnie winił, bo przecież była tylko kobietą.
Szowiniści.
Oczywiście nie ruszyła się z miejsca. Lubiła swoje życie, nie chciała żegnać się z nim w wieku dwudziestu sześciu lat. Czekała więc na ruch śledczego, obserwując go uważnie, a w szczególności wycelowaną w nią lufę. Bała się, choć robiła wszystko, żeby to ukryć, a to oznaczało, że musiała też znaleźć szybko sposób na wydostanie się stąd. Nie wątpiła w jego umiejętności, gdyby strzelał do niej z tej odległości, mógłby trafić. A to oznaczało, że musiała znaleźć się dalej albo bliżej.
- Nie oszukujmy się, gdyby to spotkanie miałoby mieć kiedykolwiek miejsce w kawiarni, przez rok czasu zdążyłoby się odbyć – odpowiedziała, uśmiechając się smutno, choć tak naprawdę wcale nie było jej jakoś szczególnie przykro. Może tylko odrobinkę, ale skutecznie odwracała od tego swoją uwagę, szukając sposobu, aby wynieść się stąd jak najszybciej. Ale jak?
- Jak to jest mierzyć do kogoś, kto uratował ci życie? – Odbiła piłeczkę. – To przerażające, że ta praca zdążyła zdominować nawet twoją moralność – dodała, nerwowo przeczesując włosy. Nie widziała zbyt wielu dróg ucieczki, mogła  albo ciągnąć tę rozmowę, nie mając pewności, kiedy Blaise zechce ją uciąć, albo zaryzykować i uciec, co prawie na pewno skończyłoby się postrzałem.
– Ale muszę przyznać, że nie żałuję przejścia na złą stronę. Nawet jeśli ma się to skończyć w wiadomy sposób – wyjaśniła, sprytnie zastępując słowo „pluton egzekucyjny” (które nie chciało przejść jej przez gardło). – Ty pewnie dalej jesteś zadowolony z wyboru podjętego dawno temu, kiedy sytuacja wyglądała nieco inaczej?
Powrót do góry Go down
the leader
Blaise Argent
Blaise Argent
https://panem.forumpl.net/t1110-blaise-argent
https://panem.forumpl.net/t2291-blejz#31637
https://panem.forumpl.net/t1332-blaise-argent
https://panem.forumpl.net/t2001-zapiski-blejza
https://panem.forumpl.net/t1338-blaise
https://panem.forumpl.net/t1447-blaise-argent
Wiek : 31
Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera
Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15),
Znaki szczególne : kilkudniowy zarost.
Obrażenia : częste bóle brzucha

Opuszczone muzeum - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczone muzeum   Opuszczone muzeum - Page 3 EmptySro Cze 10, 2015 8:35 pm

Kiedyś był na jej miejscu. Gdy z odziałem zbliżali się do zachodniej granicy Kapitolu, ukrywali się w podobnych ruinach, wykorzystując całe płynące z nich dobrodziejstwo. Przemieszczali się w ciemności i kombinowali ile wlezie, by tylko nie stanąć oko w oko z ówczesną władzą, by ich cały misterny plan nie spalił na panewce. Gdyby wpadli, byliby straceni, Stary Kapitol nie miał skrupułów. Czy teraz było inaczej?
Nie odważyłby się zastrzelić Libby na miejscu i bynajmniej nie chodziło w tym przypadku o jakikolwiek sentyment, czy pozostałość po sympatii, którą kiedyś ją darzył. Wiedział, kim była i kogo znała, wiedział także, że żywa jest o wiele więcej warta, niż martwa. Kto wie, może z rąk wroga zechciałby odbić ją jej osławiony już brat? Ach, cóż to by była za piękna zasadzka.
Jednak wybieganie myślami w przyszłość, gdy teraźniejszość wciąż była niepewna, nie leżało w naturze Argenta. Wolał skupić się na powierzonym zadaniu, a dopiero później myśleć o tym, jakie wyciągnie z tego profity. Ewidentnie nie doceniał w tym momencie swojej przeciwniczki, ale jakże mógłby się jej bać, skoro trzymał ją na muszce, będąc w niedalekiej odległości?
Jej komentarze wcale mu się nie spodobały i nie był w stanie tego ukryć. Wykrzywiając twarz w nieprzyjemnym grymasie, musiał ugryźć się w język, by nie zacząć pyskować niczym szczeniak, który pragnie, by to jego słowa zawsze były na wierzchu. Starał się zachowywać profesjonalnie, choć jej uwaga zirytowała go.
- Zachowaj te mądrości na czas procesu – odpowiedział tylko, robiąc krok w jej stronę, nie opuszczając przy tym ręki – Nie jesteśmy na spotkaniu towarzyskim, wykonuje swoje polecenia. Tak, jak i Ty, kiedy kradniesz broń, organizujesz zamachy i mordujesz moich przyjaciół.
Czy miała coś wspólnego ze śmiercią Josepha? Sprawcy wciąż nie odnaleziono, jednak śledczy przekonani byli, że Kolczatka maczała w tym palce. Dlaczego nie Libby miałaby pociągnąć za spust? W tłumie gapiów jej wygląd na pewno byłby dodatkowym atutem. A w rządzie rzeczywiście pracowali szowiniści.
Blaise starał się rozpoznać tok jej rozumowania, by móc przewidzieć ewentualny ruch. Musiała zdawać sobie sprawę, jak niewiele opcji jej zostało, a według Argenta żadna z nich nie skończyłaby się życiem na wolności. Sięgnął do kieszeni kurtki, jedną dłonią wyciągnął kajdanki i uniósł je wymownie w górę, prezentując pannie Randall jej los.
- Jestem – odpowiedział na jej pytanie bez zbędnego wdawania się w szczegóły.
Jego jedynym wrogiem zawsze był wyłącznie Stary Kapitol, jednak miesiące po stronie rządu sprawiły, że nowi wrogowie systemu stawali się też jego wrogami. Tak ten świat był skonstruowany.
- Odwróć się do mnie plecami i złącz ręce z tyłu – rozkazał donośnym głosem, nie mając ochoty wdawać się w kolejne słowne potyczki czy dysputy dotyczące jego moralności. Chciał tylko wykonać zadanie, a jego koniec majaczył już na horyzoncie. Wystarczyło tylko skuć Libby i odstawić ją do Siedziby. Co mogło pójść nie tak?
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Opuszczone muzeum - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczone muzeum   Opuszczone muzeum - Page 3 EmptyCzw Cze 11, 2015 3:20 pm

Dokonywała  już wielu wyborów. Jedne z nich były wręcz śmiesznie błahe, inne znacznie wpływały na przyszłość, a jeszcze innych nigdy wolałaby nie podejmować. Było więc sporo prawdy w twierdzeniu, że niemalże na każdym kroku czekała na nią kolejna decyzja, kolejny problem i parę ścieżek do wyboru. Chwilę temu przecież zrobiła kolejny krok – zdecydowała, że spróbuje uciec – i już stawała przed kolejnym – jak to zrobić? Jednak obok wyszukiwania możliwych ścieżek odwrotu, jej uwagę przyciągała jeszcze myśl o Kolczatce, do której nigdy nie zdecydowała się dołączyć, a przynajmniej nie z własnej woli. Czy gdyby wtedy Hugh powiedział, że chodzi o pomoc terrorystom również zdecydowałaby się pilotować ten poduszkowiec? Możliwe. Zresztą – w którymś momencie zaczęła domyślać się, w co została wplątana, a mimo to nie zawróciła i nie zostawiła ich samych. Oczywiście, duży wpływ na tę decyzję miało też to, że był jej bratem, ale przecież nie ryzykowała własnym życiem tylko dlatego, że odnalezione po dwudziestu latach rodzeństwo o to poprosiło. Zapewne w innym przypadku miałaby o wiele więcej wątpliwości, potrzebowałaby więcej czasu na zdecydowanie się, a może wręcz stwierdziłaby, że nie chce ryzykować?
Nawet jeżeli, teraz była zadowolona, że postąpiła tak, a nie inaczej. Może i ponosiła konsekwencje do tej pory i pewnie będzie to trwało jeszcze przez parę lat, ale czuła, że dzięki temu nauczyła się patrzeć nieco inaczej na pewne sprawy.
Czasem to człowiek dokonuje wyboru, a czasem to wybór stwarza człowieka.
Zaskoczyła ją odpowiedź Argenta, spodziewała się, że raczej będzie się bronić, a nie tak od razu odpuszczać. Albo nie miał ochoty na słowne potyczki albo udało jej się podkopać jego autorytet. Szkoda, że tak szybko, lubiła wdawać się w dyskusje, a przecież nie miała jeszcze okazji wysłuchać jego opinii. Za to skrzyżowała ramiona na piersiach, gdy zarzucał jej kradzież broni, udział w zamachach i mordowanie ludzi. Nie złościła się. Nawet nie wiedział, jak bardzo nie miał racji, tak jak reszta Panem twierdząc, że jest profesjonalną terrorystką. A przecież ona brała udział tylko w jednym zamachu. W dodatku została wtedy ranna i jak na razie nie chciała brać udziału w żadnych podobnych wyprawach, ale nie widziała sensu w tłumaczeniu tego na głos. Nie wszystko było przecież białe lub czarne, jak mu się wydawało.
Widząc kajdanki, nie cofnęła się, ale przypomniała sobie, że powinna się trochę pośpieszyć z tą ucieczką. Moment kulminacyjny zbliżał się ogromnymi krokami, a ona nadal nie miała dobrze zarysowanego pomysłu. Zignorowała więc jego kolejne słowa i rozpaczliwie szukała wyjścia. Bo jakieś musiało istnieć, prawda? Przecież nie pozwoli zabrać się tak łatwo do więzienia.
Słysząc rozkaz, dalej stała na swoim miejscu, mierząc wzrokiem mężczyznę. Nie chciała tak łatwo się poddawać, a czas kończył się w zastraszającym tempie. Czuła się coraz bardziej sfrustrowana, ale niespodziewanie, coś przyszło jej do głowy. Coś, bo nie miała pewności, czy się sprawdzi, ale z drugiej strony, nie było też już chwili na przemyślenia.
W końcu odwróciła się, powoli, tak jak powiedział - ze złączonymi rękami – ale też z bardzo niezadowoloną miną. Krew szumiała jej w uszach, a serce zaczęło wybijać coraz szybszy rytm. Wsłuchiwała się w jego kroki, które rozbrzmiewały coraz bliżej. Miała tylko jedną szansę. Zaczekała aż zatrzyma się za nią, wstrzymała oddech i wtedy wykonała szybki skłon w przód, chwyciła wysuniętą do przodu nogę śledczego i, błyskawicznie oraz z całej siły, pociągnęła za nią.
Nigdy nie była wysoka, przez to też wiele osób brało ją za słabszą niż w rzeczywistości, ale przecież ta młoda kobieta jeszcze niedawno pilotowała poduszkowce, brała udział w rebelii. Miała trochę siły w rękach i w duchu modliła się, żeby była ona na tyle wystarczająca, aby Blaise stracił równowagę, a potem upadł.
Nie było czasu na przeprosiny, choć było jej go trochę szkoda. Kiedy usłyszała huk spowodowany upadkiem, pobiegła przed siebie, prosto w stronę wyjścia.

z/t -> nieczynna stacja benzynowa
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Opuszczone muzeum - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczone muzeum   Opuszczone muzeum - Page 3 Empty

Powrót do góry Go down
 

Opuszczone muzeum

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3

 Similar topics

-
» Opuszczone magazyny
» Opuszczone kamienice
» Opuszczone mieszkanie
» Stare Opuszczone Mieszkanie
» Opuszczone wesołe miasteczko

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Ziemie Niczyje-