IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Stare Opuszczone Mieszkanie

 

 Stare Opuszczone Mieszkanie

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptySob Lip 06, 2013 11:28 am



Położone na poddaszu, opuszczone i kompletnie zdegradowane mieszkanie, mimo niedoboru lokali, nie znalazło chętnych lokatorów. Być może chodzi o złą sławę, jaka na nim ciąży, a może o krążące w okolicy plotki o klątwie, która dopada wszystkich potencjalnych mieszkańców.
Powrót do góry Go down
the pariah
Evelyn Noel
Evelyn Noel
https://panem.forumpl.net/t235-evelyn-noel
https://panem.forumpl.net/t250-evelyn-s-relations
https://panem.forumpl.net/t1297-evelyn-noel
Wiek : 23
Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptySob Lip 06, 2013 12:17 pm

mieszkanie

Szła szarymi uliczkami miasta, które kiedyś tętniło zyciem. Chociaż teraz to było dla niej bez znaczenia. Nawet, jeśli na świat wróciłyby kolory ona pozostałaby w swoim czarno – białym świecie. Rebelia powoli odbierała jej wszystko. Rodzinę. Dom. Przyjaciół. Bookera… Nawet nie wiedziała kim on tak na prawde dla niej był. A może wiedziała, tylko nie chciała się do tego przyznac sama przed sobą? Chyba po prostu bała się. Własnych uczuć. Bała się przyznać przed samą sobą, ze się w kimś zakochała.
Przywykła już do obecności pewnych osób w jej zyciu. A rebelia powoli, stopniowo zabiera jej te osoby sprzed nosa. Zabrali jej nawet matkę, za która tęskni mimo, iż nie utrzymywała z nią dobrych stosunków. Tęskni za jej spojrzeniem wyrażającym wieczną pogardę. Już pominie fakt ojca i siostry, gdyz tego nie można zrzucić na rebeliantów. Niestety. Chociaż jakby się uprzeć, to każdą katastrofę można na nich zwalić. Przywykła do Bookera, to zabrali go na Igrzyska Głodowe. Kogo jej wezmą następnego? Kto jeszcze został? Lucy? Nawet nie powiedziała jej o Bookerze. Nie lubiła go. Nienawidziła wręcz i wiecznie powtarzała, żeby Ev się z nim nie zadawała. Może miała rację. Może nie miałaby teraz złamanego serca. Ktoś jeszcze został? Ashe? Ev nawet nie wie czy jej współlokatorka żyje do tej pory. Więc równie dobrze może mówic, ze ją też jej zabrali. Tyle. Na dzień dzisiejszy nie mogą jej zabrać nikogo więcej. Ale przeciez mają jeszcze tysiące innych ludzi, którym muszą zniszczyć marzenia i zabrać rodziny. Ev nie jest jedyną osobą, która zabierała im powietrze w Kapitolu.
Dopiero po jakiejś godzinie błądzenia po Kwartale zauważyła nasilający się ból głowy i dreszcze. I tak długo wytrzymała w tej zatęchłej dziurze. Chyba dopiero pierwszy raz tej zimy choruje. Rebelianci mogliby zapewnić im chociaż podstawowe środki do zycia. Ale po co. Macie tutaj zdemolowaną część Kapitolu, żyjcie sobie w spokoju. My będziemy tylko od czasu do czasu przychodzić i jeszcze bardziej niszczyć wam życie. Strażnicy mają gdzieś zasady, im wolno wszystko. Jeden zły ruch i dostajesz kulka tak jak ten chłopak w Violatorze. I tak miał farta, ze nie dostał pociskiem w łeb, tylko w nogę i brzuch. Przynajmniej ma jakieś tam szanse na przeżycie. Coin tylko patrzy na to wszystko i śmieje się z wysiłków Kapitolińczyków, którzy na siłę chcą żyć jako tako normalnie.
Obtulając się szczelniej płaszczem przechodziła kolejną uliczką Kwartału Ochrony Ludności Cywilnej. Kolejną szarą uliczką z szarymi zaspami w rowach. Ev podeszła do jednej z takich zasp i bezceremonialnie zaczęła w nią kopać wykrzykując przy okazji przekleństwa w stronę Coin, rebelii, Igrzysk… a nawet biednej Lucy. Która nie była taka biedna na jaką wyglądała. Ev miała gdzieś, czy strażnicy to słyszą czy też nie. Nie wiedziała nawet do końca gdzie jest, wokoło było pełno rozwalonych budynków. Kiedy już się wyładowała na biednej zaspie weszła do jednego z walących się budynków. Gdyby nie był zdemolowany to można by było powiedzieć, że nawet jest ładny. Ev weszła do środka i po raz kolejny zaniosła się szlochem przy okazji klękając na brudnej podłodze, która w każdej chwili mogła się zawalić.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptySob Lip 06, 2013 12:37 pm

Chociaż Evelyn wydawało się, że była sama w mieszkaniu, w rzeczywistości towarzyszył jej ukryty w drugim pomieszczeniu rosły mężczyzna, Edvard Yuri. Po chwili wychylił się zza rogu i po obdarzeniu dziewczyny spojrzeniem, rzucił się na nią, przygniatając ją do ściany.
- Oddawaj wszystko co masz- warknął prosto w twarz Evelyn, jednocześnie zasłaniając dłonią jej usta, uniemożliwiając krzyk.
Powrót do góry Go down
the pariah
Evelyn Noel
Evelyn Noel
https://panem.forumpl.net/t235-evelyn-noel
https://panem.forumpl.net/t250-evelyn-s-relations
https://panem.forumpl.net/t1297-evelyn-noel
Wiek : 23
Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptySob Lip 06, 2013 8:39 pm

Kroki usłyszała o pare sekund za późno, żeby zareagować. Zagłuszyl je jej szloch, na tóry napastnik najzwyczajniej w świecie nie zwrócil uwagi. Nim się obejrzała już była przygniatana przez niego do ściany. Próbowała krzyczeć, lecz mężczyzna zasłonił jej usta ręką, przez co wydała z siebie tylko dziwny pomruk. No cóz, nie tak sobie to wszystko wyobrażała. Ale kto spodziewa się, ze w takiej rudeli spotka zdesperowanego złodzieja. Biedak nie trafił zbyt dobrze z tego względu, że Ev za wiele przy sobie nie miała. Nawet dokumentów nie miała. Powolnym ruchem reki sprawdziła, czy za paskiem od spodni ma nóż i w myslach odetchnęła z ulga. Chociaż tyle.
Napastnik na sto procent był płci męskiej, temu nie dało się zaprzeczyć. Więc miał pecha, gdyż nie unieruchomił Ev od pasa w dół. Co dziewczyna perfidnie wykorzystała mocno kopiąc go między nogi i mając nadzieję, że złodziej poluźni uścisk na tyle, żeby mogła się wyrwać. Jeśli poluźnił, to oczywiście wykorzystała okazję wyrywając się i wyciągając nóż. Co z tego, że za bardz nie wyobrażała sobie sytuacji w której by musiała go użyć. Nie wiedziała czy będzie w stanie się nim bronic. Ale zawsze lepszy rydz niż nic.
Ev pomyślała sobie co Kwartał Ochrony Ludności Cywilnej robi z ludxmi. W kogo zmienia te biedne, zdesperowane istoty, które za wszelką cenę próbują jakoś zyć. Jakkolwiek. Nawet na najniższym poziomie. Ale nikt nie chce umrzec z głodu, chłodu czy wyczerpania. A na te śmierci mieszkańcy KOLCa są najbardziej narażeni.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptySob Lip 06, 2013 10:29 pm

Po uderzeniu mężczyzna jęknął z bólu i poluzował uścisk, osuwając się na kolana. Gdy dojrzał błyśnięcie noża Evelyn, wyjął zza pasa i swój, wciąż wykrzywiając twarz w cierpiącym grymasie.
- Taka z ciebie twarda suka? - syknął, mrużąc oczy, po czym znowu przycisnął Evelyn do ściany, tym razem blokując kolanami jej nogi i zmechanizowaną od łokcia w dół ręką lekko ją przyduszał. - No, co przy sobie masz? Wyskakuj z tego, zanim inaczej się, kurwa, zabawimy.
Nie przewidział jednak tego, że Evelyn mogła nie wypuścić z dłoni noża. Gdyby zachowała się wystarczająco szybko, dałaby radę zaatakować jego szyję bądź prawy bok. Próba uderzenia w szyję miałaby co prawda większą szansę na sukces, ale w obu wypadkach dziewczyna musiałaby się wykazać zręcznością i szybkimi reakcjami na konsekwencje swoich uczynków.


    O powodzeniu akcji zadecyduje jakość posta i zachowana w nim spójność oraz ciąg przyczynowo-skutkowy. Postaraj się, a może to Twojej postaci uda się wyjść z walki bez szwanku. Uwzględnij opis do momentu zadania ciosu/poddania się.
Powrót do góry Go down
the pariah
Evelyn Noel
Evelyn Noel
https://panem.forumpl.net/t235-evelyn-noel
https://panem.forumpl.net/t250-evelyn-s-relations
https://panem.forumpl.net/t1297-evelyn-noel
Wiek : 23
Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptyNie Lip 07, 2013 8:51 am

Dzięki Bogu za to, ze stworzył u człowieka słabe punkty. Bogu, nauce, matce naturze, ewolucji czy co tam ktos wyznaje. W każdym bądź razie Ev zwalczyła chęć zaśmiania się gdy zobaczyła napastnika osuwającego się na ziemię. Czasami solidny kopniak działa lepiej niż cegła w głowę. Wykorzystując okazję wydostała się z żelaznego uścisku mężczyzny. Dosłownie żelaznego, gdyż jego jedna ręka od łokcia w dół na pewno nie podchodziła pod kategorię „cos normalnego”. Jak w ogóle moża sobie coś takiego zorbić? Jeśli chciał być silniejszy, to mógł ćwiczyć. A nie robić sobie metalowe kończyny.
– Człowieku, ja nic ni.. – Mówiła wyciągając nóż, lecz przerwał jej fakt, że powrotem została przyparta do ściany. I tym razem koleś nie popełnił takiego błędu jak ostatnio i unieruchomił jej nogi. I jeszcze palant zaczął ją podduszać. Niech Szlago go trafi. Ale popełnił inny błąd, a mianowicie nie zabrał jej noża. Ev miała do wyboru dwa miejsca w które mogła go pchnąć. Albo w bok i ryzykować dalszą walke, albo… w szyję. Nawet nie chciała myśleć o tym co niesie za sobą druga opcja. Nigdy nie chciała być morderczynią, brzydziła się zabijania, jednak jaki miała wybór? Stac tu i czekać aż koleś udusi ją i zostawi? Serce biło jej jak szalone, ale to równie dobrze można było przypisać temu, że zaczynało jej odrobinę brakować powietrza. W akcie desperacji próbowała lewą ręką odepchnąć od siebie napastnika, chociaż dobrze wiedziała, że to mija się z celem. Człowiek przed nią był w połowie cyborgiem, a w bajkach, które oglądała gdy była mała takie osoby zawsze były bardzo silne. I wytrzymałe. I zazwyczaj zabijały bez skrupułów.
Cały czas patrząc w oczy napastnika uniosła powoli reke po czym szybkim ruchem dźgnęła go nożem w szyję i zamknęła oczy mając nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży. Jeśli nie trafiła, to nie pożyje długo. A świadomość tego okropnie dobijała człowieka psychicznie.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptyNie Lip 07, 2013 5:02 pm

W momencie uderzenia mężczyzna wrzasnął z bólu, luzując zarówno nacisk kolan, jak i ręki. Nawet mimo niewyjętego z ciała noża w miejscu jego wbicia zbierała się krew, a gdy Edvard chwycił za jego rękojeść i go wyjął, zaczęła pulsująco wypływać jasnoczerwona, czysta ciecz. Evelyn udało się trafić w samą tętnicę. Mężczyzna osunął się na ziemię, nieudolnie próbując zatamować krwotok. Ostrze upadło z metalowym odgłosem na podłogę, która wraz z ułożonym na niej gruzem zaczęła tonąć w kałuży wciąż rozlewającej się krwi.

    Evelyn ma do wyboru dobić go i zdobyć przedmioty będące w jego posiadaniu (oraz dodatkowo 10 PMG*) albo uciec z miejsca wypadku i zakończyć przedwcześnie zadanie.


Powrót do góry Go down
the pariah
Evelyn Noel
Evelyn Noel
https://panem.forumpl.net/t235-evelyn-noel
https://panem.forumpl.net/t250-evelyn-s-relations
https://panem.forumpl.net/t1297-evelyn-noel
Wiek : 23
Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptyNie Lip 07, 2013 6:18 pm

Poczuła, że nóż natrafia na coś. A konkretniej na ciało człowieka stojącego przed nią, który do tej pory trzymał ją w żelaznym uścisku. I omal nie udusił. Kiedy ucisk nastąpił odepchnęła mężczyzne od siebie i sama upadła na kolana łapiąc oddech. Teraz przesycone wilgocią i pleśnią powietrze wydawało się najlepszą rzeczą na świecie. Człowiek docenia pewne rzeczy dopiero wtedy, gdy zaczyna mu ich brakować. Napastnik ostatkami sił wyciągnął z szyi nóż, a z rany powoli zaczeła wypływac mała kałuża krwi. Która z każdą chwilą stawała się coraz większa. I powiększyła się dodatkowo w momencie, kiedy Ev ponownie wbiła ostrze w szyję mężczyzny, czym prawdopodobnie zakończyła jego dość krótkie życie. Nawet nie weidziała kiedy wzięła do ręki nóż i zadała cios. Krew szumiała jej w glowie, a każde uderzenie serca zdawało się szeptać, ze pozbawiła tego człowieka zycia. Nie pieniędzy, które dało się zarobić, nie zegarka, którego można było oddac, lecz zycia. Czegos, czego nie da się oddać ani kupić. Odrzuciła od siebie nóż, jakby zaczał parzyć jej skórę. W tym momencie nie było jej żal, nie obwiniała się, nie chciało jej się płakac nad swym czynem. Był tylko strach. Strach przed samą soba. I przed tym do czego zdolna była się posunąc bez mrugnięcia okiem. Człowiek, który przed nia lezy nigdy już nie zaczerpnie powietrza, nigdy się nie odezwie, a ona nawet się nie zawahała przed zadaniem ciosu. Chociaż dobrze wiedziała, że taki cios może być śmiertelny. Na domiar złego, jak gdyby nigdy nic dobiła go. Upewniła się, ze już nigdy nikogo nie zaatakuje.
Powoli zaczęła się oddalac od ciała, chociaż to nie jego się bała. Bała się jedynej osoby, przed która nie była w stanie w żaden sposób uciec. Po chwili poczuła, ze uderza plecami o ścianę. Przesuwała się wzdłuż niej aż natrafiła na wyjście. Gdy tylko poczuła wyrwę w scianie w kształcie drzwi od razu odwróciła się i wybiegła z domu. Do oczu dopiero teraz napłynęły łzy, a razem z nimi napłynęły tysiące wyrzutów sumienia, które potegował ból głowy spowodowany gorączką.

/zt gdzieśtam
Powrót do góry Go down
the pariah
Will Parker
Will Parker
https://panem.forumpl.net/t2021-will-parker?highlight=will+parker
Zawód : magik, złodziej

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptyWto Mar 25, 2014 6:23 pm

// z czasoprzestrzeni, o. <33

Monotonnia.
Kalejdoskop dni, które nie były czarne, ani białe, były zaledwie szare i całkowicie pozbawione znaczenia w każdym możliwym aspekcie tego słowa. Były szare, jak dawno wyblakłe odbitki albo przedawnione gazety, które stanowiły już tylko mglisty poblask minionych zdarzeń. Szare wydarzenia na moście, słabe echo wybuchu, które wyraźnie słyszałem nawet przez zamknięte okna. Potem strach; mdły, nieustanny strach, że Cypriane też tam była. Następnie Święto Pojednania; echo radości, którą poczułem na jej widok, i dziwny spokój i szczęście, kiedy stałem tam, w blasku świec, otulony kwiatowym zapachem jej włosów i  dotykiem miękkiej, drobnej dłoni, która w jakiś zadziwiający sposób zdawała się idealnie pasować do mojej, jak gdybyśmy szukali się całe życie- dwie połówki jabłka, jakby jednego z tych, którymi wszyscy dzielili się na moście.
To chyba jedyne wspomnienie, które miało jeszcze smak, chociaż był on przecież tak ulotny i trudny do dłuższego utrzymania- słodycz spożywanych przez wszystkich jabłek, czerwonych i dojrzałych, jako znak pokoju pomiędzy Kwartałem i Dzielnicą. Pozostawało pytanie- jak długo moglibyśmy wytrzymać w sojuszu?
Szare poranki i szare popołudnia, wszystko zlewało się w jedną, nieciekawą całość, jak film, do którego końca tak ciężko dobrnąć, nawet wtedy, kiedy było się w nim głównym aktorem. W końcu monotonnia stała się zbyt przytłaczająca, tak, że nie dawałem rady znieść dalszych przepełnionych bezczynnością dni- i wtedy postanowiłem spotkać się z kimś, kto potrafił dodać światu kolorów nawet w najmniej spodziewanych momentach.
Czasami aż do bólu przypominała mi tym Cynthię.
Powolnym krokiem przemierzałem zwyczajowe miejsce naszych spotkań- opuszczone mieszkanie, które pomimo półmroku i ponurego nastroju panującego wewnątrz, miało zapłonąć radosnym blaskiem.
Tak bardzo brakowało mi tej radości, właśnie dlatego czekałem na Gerdę, bo wydawało mi się, że tylko ona potrafiła mi pomóc nawet w takiej chwili.
Powrót do góry Go down
the victim
Gerda Harvin
Gerda Harvin
https://panem.forumpl.net/t1436-gerda-harvin
https://panem.forumpl.net/t1672-gerda#21499
https://panem.forumpl.net/t1671-gerda-harvin#21498
https://panem.forumpl.net/t1673-listy-do-kaja#21500
Wiek : 19 lat
Zawód : nauczycielka muzyki
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptyWto Mar 25, 2014 8:10 pm

| Szkoła publiczna

Szarość dni to wszystko, o czym teraz marzyła Gerda. W jej przypadku nazbierało się ostatnio za dużo czerwieni, hałasów i wątpliwości, tworząc w jej głowie zbieraninę myśli, emocji... Chciała wygrzebać się jakoś z tego chaosu, ale nie potrafiła zrobić tego sama.
Krew polała się w ciemnej uliczce, gdy dwóch mężczyzn zza muru postanowiło wyżyć się na nic niewartej mieszkance Kwartału. Rewizja w szkole pokazała, że Harvin się nie liczy, jest nikim, zawsze znajdzie się ktoś silniejszy, kto w każdej chwili może zrobić jej krzywdę.
Nawet odnalezienie Kaja nie poszło po jej myśli, Gerda wierzyła w szczęśliwe zakończenia, ale tym razem miało chyba nie być tak kolorowo. Nie chciał jej pamiętać, ale jednocześnie owinął ją sobie wokół palca, sprawiając przykrość, a na sam koniec dając namiastkę nadziei na następne spotkanie.
Dziewczyna nie miała się komu wygadać, Chefsiba mogła jej wysłuchać, owszem, ale nie była jej przyjaciółką, nie potrafiła się postawić na jej miejscu. Dla starszej pani liczyła się tylko pełna lodówka, na którą Gerda pracowała całymi dniami, a wieczorne rozmowy przy czymś, co miało chyba przypominać herbatę, stawały się coraz rzadsze.
Jedyną osobą, która mogła jej w tej chwili pomóc, był Will. Przyjaciel, powiernik, ktoś, komu ufała. Mieli swoje miejsce w Kwartale, stare opuszczone mieszkanie, do którego po raz pierwszy trafili uciekając przed Strażnikami. Nie było tu przytulnie ani nawet wygodnie, ale obecność drugiej osoby zawsze potrafiła poprawić nastrój.
Gerda szła na spotkanie z przyjacielem nie wiedząc, że mają wobec siebie podobne oczekiwania. Z każdym krokiem robiło jej się jakby lżej, a świadomość, że niebawem zobaczy jego radosną twarz, napawała ją optymizmem.
Pogoda była całkiem dobra, dlatego dziewczyna zdecydowała się założyć jedynie cienki, wiosenny płaszczyk. Rozpuszczone włosy podskakiwały na plecach, a jej drobne dłonie ściskały w kieszeniach coś, na co odkładała od poprzedniej wizyty - dwa czekoladowe batoniki. Harvin wierzyła w niemalże magiczne właściwości czekolady, o których kiedyś opowiedziała jej babcia. Nawet jeśli było na to jakieś naukowe wytłumaczenie, dla Gerdy ten smakołyk był po prostu jak kawałek szczęścia.
Upewniając się, że nikt jej nie śledzi, wspięła się po starych schodach kamiennicy i po chwili znalazła się na właściwym piętrze, stając twarzą w twarz z przyjacielem.
- Will! - nie mogła powstrzymać radosnego okrzyku, gdy podbiegała do niego i mocno obejmowała za szyję.
Cieszyła się, że jest cały i zdrowy, bo z jego zamiłowaniem do kłopotów równie dobrze mógłby stać przed nią z nogą w gipsie albo ręką na temblaku.
Gdy już nacieszyła się jego obecnością w swoich ramionach, odsunęła się nieznacznie, a potem, bez słowa, wyciągnęła w jego kierunku czekoladowego batonika.
- Opowiadaj, co u ciebie? - chciała wiedzieć natychmiast, by historia Willa pomogła uciec jej od własnych przeżyć ostatnich dni.
Powrót do góry Go down
the pariah
Will Parker
Will Parker
https://panem.forumpl.net/t2021-will-parker?highlight=will+parker
Zawód : magik, złodziej

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptyCzw Mar 27, 2014 4:32 pm

Tak naprawdę kłamałem, kiedy powtarzałem, że nie miałem już żadnej rodziny, ani w Kwartale, ale w Dzielnicy.
Ale to chyba nikogo nie dziwi, prawda? Każdy magik jest po części kłamcą.
Prawda przedstawiała się zupełnie inaczej- właściwie to miałem rodzinę, i to całkiem liczną. Być może liczniejszą, niż inni mieszkańcy Kwartału. Przede wszystkim miałem siostry- inne od Cynthii, zupełnie od niej inne, ale po części również bardzo do niej podobne. Delikatna Lucy o tęczowych włosach i tęczowej osobowości, bo jej wieczna radość była jak ogromna paleta najbardziej nietuzinkowych barw i odcieni, pełna wesołych żółci, ciepłych oranżów i delikatnych zieleni, które odpowiadały za nadzieję. Nadzieję, którą jakimś cudem wciąż miała, niezależnie od sytuacji, w której się znajdowała. Miałem też Teodorę, drobną blondynkę o ciekawskim spojrzeniu. Ludzie powtarzali, że jest szalona, ale ona była po prostu sobą, a to z kolei było zbyt wiele dla ich ograniczonych umysłów, w których nie było miejsca na wrażliwość. A ona jej przecież potrzebowała, bo tak naprawdę od zawsze cechowała się inteligencją i sympatią do sztuki, a w szczególności do magii. Zawsze pojawiała się na pokazach sztuczek i zawsze oglądała je z takim samym zapałem, jak na początku naszej znajomości.
Miałem też inną siostrę. Z pozoru kruchą i delikatną jak porcelanowa laleczka, która jest tak śliczna i filigranowa, że najlepiej byłoby starać się jej nie dotykać, żeby w żaden sposób jej nie uszkodzić. Jednak Gerda była zadziwiająco silna. Zawsze potrafiła odnaleźć w sobie chociażby promyczek optymizmu, który często rozświetlał najczarniejsze i najbardziej posępne chwile mojego życia, zawsze była przy mnie wtedy, kiedy jej potrzebowałem, i, przede wszystkim- nigdy się nie poddawała. Pomimo tego, że czasem marzenie o odnalezieniu Kaja wydawało się zwykłą ulotną mrzonką, ona ciągle w nie wierzyła, nawet, jeśli była to ślepa wiara. Może dlatego, że potrafiła kochać nawet wtedy, kiedy wszyscy dookoła nie mieli na to siły. I to właśnie dzięki temu ze wszystkich moich sióstr to Gerda najbardziej przypominała mi Cynthię, choć pozornie przecież wcale nie były do siebie podobne.
-Will!
Już po chwili mocno trzymałem ją w ramionach, zwyczajnie ciesząc się jej bliskością, radosnym głosem i znajomym kwiatowym zapachem. Wolną dłonią pogładziłem ją lekko po miękkich, długich włosach.
-Gerda- rzuciłem tylko w odpowiedzi, i mnie samego zdziwił radosny ton mojego głosu. Potem uścisk jej ramion zelżał lekko, a po chwili puściła mnie i odsunęła się o krok. Otworzyłem usta, jednak zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, bez słowa wręczyła mi coś prostokątnego w szeleszczącym lekko opakowaniu. Przyjąłem prezent z lekkim skinieniem głowy, żeby zaraz przyjrzeć mu się dokładniej i stwierdzić, że pod papierkiem kryła się...
-Czekolada!- Rzuciłem bez zastanowienia, żeby zaraz obdarzyć ją pełnym podziwu spojrzeniem.- Jesteś prawdziwym aniołem! Dziękuję.
Skorygowałem się jeszcze, żeby z uśmiechem zadowolenia przez chwilę napawać się widokiem batonika, jak zapowiedzią czegoś, co może mogłoby oderwać mnie od przygnębienia i pustych, szarych dni.
-Opowiadaj, co u ciebie?
Na chwilę zmarszczyłem brwi, żeby zaraz po tym ponownie posłać jej niepewny uśmiech.
-Tak właściwie to od czasów Święta Pojednania na moście w Dzielnicy nie zdarzyło się nic ciekawego.- Cypriane, Cypriane, powtarzał cicho złośliwy głosik w mojej głowie. Zdążyłeś już o niej zapomnieć, Ty mały kłamco?- No, może prawie nic.
Uściśliłem po chwili, a potem posłałem jej zaciekawione spojrzenie.
-Lepiej opowiadaj, co u Ciebie. Udało Ci się wreszcie znaleźć Kaja?- Przez chwilę w milczeniu układałem następne słowa, żeby w końcu dodać.- Tak dawno się nie widzieliśmy, że już zaczynałem się o Ciebie martwić, szczególnie od czasów zaostrzenia rygoru w Kwartale.
Od tamtej pory nikt za murami nie mógł już czuć się swobodnie. Strażnicy czyhali prawie na każdym rogu, a na prawie każdym placu regularnie odbywały się chłosty. Lekko wzdrygnąłem się na samą myśl. Od teraz miałem również mniej widzów, Strażnicy ogromnie lubili przerywać wszelkie pokazy, które udało mi się zorganizować, nawet te najmniejsze i najbardziej ciche.
Powrót do góry Go down
the victim
Gerda Harvin
Gerda Harvin
https://panem.forumpl.net/t1436-gerda-harvin
https://panem.forumpl.net/t1672-gerda#21499
https://panem.forumpl.net/t1671-gerda-harvin#21498
https://panem.forumpl.net/t1673-listy-do-kaja#21500
Wiek : 19 lat
Zawód : nauczycielka muzyki
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptySob Mar 29, 2014 2:47 pm

Po stracie Kaja nawet nie próbowała szukać innych przyjaciół, babcia została jej jedyną powierniczką, ale i ona w końcu ją opuściła. W Siódemce było dużo dzieciaków w jej wieku, ale Gerda nie miała zamiaru dołączać do ich grupek, szukać znajomości na siłę. Dożynki przeżywała sama, przypłacając to niekończącymi się migrenami, ale w końcu nauczyła się dawać sobie radę w pojedynkę. W Kapitolu, pracując już jako opiekunka Chefsiby, nie miała czasu na zawieranie nowych znajomości, zresztą który Kapitolińczyk chciałby zadawać się z szarą (dosłownie) myszką o randze służącej? A potem przyszła rebelia.
Życie w KOLCu okazało się trudniejsze niż myślała, ledwo udawało się wiązać koniec z końcem, a w tunelu okropności nie było widać żadnego światełka. Posiadanie przyjaznej duszy w tych czasach bywało niezbędne do przeżycia, a Gerda na szczęście w porę to sobie uświadomiła. Otworzyła się przed Willem i udało im się znaleźć wspólny język, po czym szybko stali się przyjaciółmi, prawdziwymi przyjaciółmi, a nie odpowiednikiem z fantazji dziewczyny.
Zarumieniła się pod wpływem spojrzenia chłopaka, jakby usłyszała jakiś niebiański komplement, a nie wylewne podziękowanie za kawałek czekolady. Choć pokój wciąż pozostawał pusty i zaciemniony, dzięki uśmiechowi Willa Gerda poczuła ciepło i spokój, którego ostatnimi czasy tak bardzo potrzebowała.
Słuchała jego opowieści wpatrując się uważnie w twarz chłopaka, więc nie mogła nie dostrzec zmiany, która dokonała się dosłownie w ułamku sekundy, a potem wszystko wróciło do normy.
- Prawie? - zerknęła na niego pytająco, a na jej ustach zabłądził lekki uśmiech – Will Parker, ty oszukańcu! Już ja znam to spojrzenie, opowiadaj!
Pacnęła go delikatnie w ramię, zaciekawiona tym wszystkim, co miała nadzieję niebawem usłyszeć. A potem pojawił się temat Kaja i mina trochę jej zrzedła, ale Gerda wciąż próbowała podtrzymać swój uśmiech.
- Znalazłam go – przyznała na wydechu, wpatrując się uważnie w oczy swojego rozmówcy – Ale Kaj nie chce mnie pamiętać.
Powróciła w myślach do starego diabelskiego młyna, na którym spotkała dawnego przyjaciela, chłopaka, dla którego rzuciła wszystko i przyjechała do Kapitolu. Przypomniała sobie jego drwiący uśmieszek, ironiczne spojrzenie, rękę kreślącą jej rysy na kartce szkicownika…
-To nie było najmilsze spotkanie, ale wiem, że gdzieś w nim jest ten dawny Kaj, mój przyjaciel. I odnajdę go – przyznała z mocą, biorąc się w garść, choć prawda była taka, że pannie Harvin niedaleko było do zalania się łzami.
- Tak dawno się nie widzieliśmy, że już zaczynałem się o Ciebie martwić, szczególnie od czasów zaostrzenia rygoru w Kwartale.
Uliczka, dwóch mężczyzn, rozbita butelka… Gerda odruchowo złapała się za policzek, na którym wciąż widniała jasna blizna – pamiątka po spotkaniu, które mogło skończyć się jeszcze gorzej.
- Ostatnio rzeczywiście nie dzieje się najlepiej – przyznała, uciekając wzrokiem w bok, nie chciała przecież martwić swojego przyjaciela, przecież było już po wszystkim – Wczoraj Strażnicy wpadli do szkoły, narobili rabanu, ale nikomu nic poważniejszego się nie stało.
Oprócz oczywiście chłopca, którego dokumenty zabrali z szafki, a który prawdopodobnie już nie żył.
- Ale przyznam ci się, że wcześniej zagrałam im na nosie – oznajmiła z dumą – Na dworcu pojawił się chłopak ze skrzypcami, a ja dołączyłam do niego i daliśmy mały koncert, a ludziom naprawdę się podobało. Teraz już wiem, co czujesz przy przedstawieniach.
Tym razem uśmiechała się już szczerze, szeroko, a oczy jej błyszczały, pełne nieopisanej radości z rzeczy tak błahej, jak to tylko w KOLCu możliwe.
Powrót do góry Go down
the pariah
Will Parker
Will Parker
https://panem.forumpl.net/t2021-will-parker?highlight=will+parker
Zawód : magik, złodziej

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptyPon Mar 31, 2014 9:25 pm

Rebelia nie była zła w każdym jej aspekcie.
Nigdy nie dzieliłem się z nikim moimi przemyśleniami- wszyscy mieszkańcy wzięliby mnie za głupca, i dodatkowo pewnie też za szaleństwa, bo kto w końcu chciałby z własnej woli zamieszkać w zamkniętym, brudnym getcie, zamiast cieszyć się wolnością? Ale nie to miałem na myśli. Od zawsze nienawidziłem Kwartału tak mocno, jak inni, a może nawet bardziej intensywnie, bo oni stracili tylko wartości materialne: bogate domy, krzykliwe stroje, przepych, bankiety, kolorowe światła i pieniądze. To właśnie za nimi tęsknili najbardziej. Ale mi ich nie brakowało. Oczywiście świadomość posiadania kilku banknotów w kieszeni dawała miłe poczucie ustatkowania, ale z pustymi kieszeniami czułem się lżej i jakby bardziej... wolny. Nie tęskniłem za wartościami materialnymi, nie. Tęskniłem jedynie za wolnością.
Bycie magikiem potrzebowało posiadania zmysłu artysty, pewnej finezji, bez której pokazy nie miałyby sensu. Artysta potrzebował przestrzeni, żeby tworzyć, a ja byłem zamknięty jak ptak w klatce, zatrzaśnięty w nieprzyjaznych, ceglanych murach, skutecznie zaklebnowany posępnymi spojrzeniami Strażników. Byłem od kogoś zależny, musiałem słuchać i wypełniać czyjeś rozkazy, a to ciążyło mi jak uprząż, którą ktoś z rozbawieniem kazał mi nosić.
Jednak Kwartał miał też swoje plusy, tak samo, jak miała jej rebelia. To dzięki niej mogłem w końcu uwolnić się od wspomnień Ashe i Diany, które zdawały się czyhać w każdym zaułku dawnego Kapitolu, gotowe rozbłysnąć jasno i oślepić mnie swoim jaskrawym światłem. Dzięki rebelii nie musiałem być też samotny- miałem widzów, miałem przyjaciół... i miałem Gerdę, może przede wszystkim ją.
Kiedy lekko uderzyła mnie w ramię, szybko pochwyciłem jej dłoń i ze śmiechem delikatnie ucałowałem w szczupłe palce, żeby po chwili ostrożnie ją puścić.
-Nie ma o czym, naprawdę- rzuciłem niepewnie, starając się zagłuszyć pobrzmiewającą gdzieś w moim głosie tęsknotę.- Poznałem kogoś wyjątkowego, poznałem... dziewczynę, i może w tym miejscu pozwoliłbym sobie na radość, ale kiedy dodam, że jest rebeliantką, chyba wszystko staje się jasne, prawda?
Dodałem, tłumiąc westchnienie. Potem Gerda odpowiedziała na moje pytanie tonem pozbawionym zwykłej radości i nadziei, które przeważnie pojawiały się w jej głosie na same wspomnienie o Kaju. Zmarszczyłem lekko brwi i spytałem:
-Nie chce Cię pamiętać? Co masz na myśli? Przecież to niemożliwe, Gerdo, to niemożliwe, że ze wszystkich osób na świecie nie chciałby pamiętać właśnie takiej wspaniałej i wrażliwej dziewczyny, jak Ty.
Widziałem, że samo wspomnienie o chłopaku ją zabolało, więc niepewnie wyciągnąłem rękę i pogładziłem ją po włosach, z nadzieją, że mogłoby to przynieść jej choć odrobinę ulgi.
Kiedy dziewczyna złapała się za policzek, zmarszczyłem lekko brwi, posyłając jej pytające spojrzenie. Dopiero, kiedy odjęła dłoń od twarzy, dostrzegłem cienką, jasną bliznę, odcinającą się od jej skóry. Poczułem najpierw piekącą wściekłość skierowaną przeciwko Strażnikom. Ośmielili się ją skrzywdzić, ją, moją małą, uroczą siostrzyczkę o duszy artystki. Na samą myśl na chwilę skrzywiłem się w grymasie złości, ale furię po chwili zastąpiły wyrzuty sumienia, bo przecież powinienem był przy niej być, powinienem był ją chronić, a ja kolejny raz zawiodłem. Znowu, znowu, znowu, Parker.
Uniosłem rękę i delikatnie przeciągnąłem palcem po jasnym śladzie.
-To oni Ci to zrobili, prawda? Strażnicy.- Dodałem jeszcze, już nieco spokojniejszy, niż przedtem. Kiedy wspomniała o improwizowanym koncercie, uśmiechnąłem się lekko, niemalże z dumą.
-Gratuluję, musiało być naprawdę cudownie- przyznałem radosnym tonem, żeby po chwili zapytać proszącym tonem.- Dawno nie słyszałem Twojego śpiewu. Może zaśpiewałabyś coś dla mnie? Chociaż jedną piosenkę, proszę. Uwielbiam Cię słuchać.
Dodałem jeszcze, posyłając jej szeroki, szczery uśmiech. Naprawdę lubiłem jej głos, który zawsze kojarzył mi się ze spokojem i radością, tak, jak i ona we własnej osobie.
Powrót do góry Go down
the victim
Gerda Harvin
Gerda Harvin
https://panem.forumpl.net/t1436-gerda-harvin
https://panem.forumpl.net/t1672-gerda#21499
https://panem.forumpl.net/t1671-gerda-harvin#21498
https://panem.forumpl.net/t1673-listy-do-kaja#21500
Wiek : 19 lat
Zawód : nauczycielka muzyki
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptyNie Kwi 13, 2014 7:07 pm

| Wygrywam konkurs na gapę roku.

Poznałem dziewczynę.
Te dwa słowa z ust Willa wystarczyły, by Gerda cała się rozpromieniła. Uniosła głowę i spojrzała na przyjaciela , gotowa by poznać każdy, nawet najmniejszy szczegół. Być może ekscytowała się trochę za bardzo, w końcu Parker nie przyznał właśnie, że poznał miłość życia, ale po prostu dziewczynę, jednak wyobraźnia panny Harvin już dawała o sobie znać. Rebeliantka i mieszkaniec Kwartału? Ach, jaka to by mogła być piękna historia miłosna! Nawet w tak brzydkiej i szarej rzeczywistości szczęśliwe zakończenia musiały się wydarzać od czasu, do czasu. Prawda?
- Jak ona ma na imię? - zapytała z niewinną miną, choć w głębi duszy już cieszyła się jak dziecko, że serce Willa zabiło dla kogoś szybciej – Nie ma takich przeciwności, których nie dałoby się pokonać – powiedziała z mocą, chcąc jeszcze dodać coś o sile prawdziwej miłości, ale to ostatnie wydało jej się nagle dziwnie sztuczne i mogłoby zabrzmieć źle w jej ustach. Tak bardzo, jak wierzyła w spełnianie się marzeń, wiedziała też, że mur getta może skutecznie się im przeciwstawić. A najgorsze, co mogła zrobić, to dać Willowi fałszywą nadzieję.
- Czy wierzysz w przeznaczenie? Bo choć może zabrzmi to bardzo naiwnie, to ja po prostu wiem, że jeszcze się spotkacie – powiedziała z mocą, łapiąc go za rękę – Kiedyś ten mur runie i to, skąd pochodzimy, nie będzie miało żadnego znaczenia. Ale jeśli ta dziewczyna naprawdę jest wyjątkowa to sądzę, że dla niej już i tak nic to nie znaczy.
Gerda uśmiechnęła się pokrzepiająco, święcie wierząc w to, że nowa znajoma Willa całkowicie odwzajemnia jego uczucia i zafascynowanie.
Gładzenie po włosach i ciepły uśmiech przyjaciela odganiał wszystkie smutki, więc mogła mu już opowiedzieć o Kaju, bez obawy o to, że w pewnym momencie po prostu się rozpłacze. Obawiała się jednak, że nie będzie w stanie przekazać w słowach tego, czego doświadczyła na starym diabelskim młynie.
- Spotkaliśmy się przypadkiem, ale rozpoznałam go od razu – westchnęła, po części jednak była dumna, że udało jej się odnaleźć Kaja – Użyłam jego imienia, ale on uparcie zwracał się do mnie per ‘pani’, chociaż jestem pewna, że doskonale wiedział, kim jestem. Jest teraz projektantem, ma swoją pracownię. Zostawił mi adres, więc chyba nie wszystko stracone, prawda?
Potrzebowała zapewnienia z czyichś ust, że wszystko będzie dokładnie tak, jak to sobie wyobrażała. Spotkają się ponownie, Kaj zdejmie wreszcie swoją maskę, a później będą żyli razem i szczęśliwie, nawet pomimo kolcowych warunków.
Nie chciała skarżyć się Willowi, ale nie mogła także unikać odpowiedzi na zadane pytanie.
- Nie wiem, czy to byli Strażnicy, nie mieli mundurów. Przyłapali mnie po godzinie policyjnej, tuż pod samym domem – widziała grymas na jego twarzy i już wiedziała, że go zaniepokoiła.
Chcąc jak najszybciej zmienić temat i poprawić atmosferę, niemal natychmiast zgodziła się spełnić jego prośbę. Choć ostatnio jej repertuar nie wzbogacił się o nic nowego, Gerda miała w zanadrzu jedną piosenkę, która nadawała się do takich sytuacji idealnie.
- All along it was a fever, a cold sweat,hot-headed believer. I threw my hands in the air I said show me something, he said if you dare come a little closer. Round and around and around and around we go. Oh, now, tell me now, tell me now, tell me now you know.
Jej głos roznosił się po pomieszczeniu, nie na tyle głośny, by zaalarmować kogoś o ich obecności tutaj, ale jednocześnie doskonale słyszalny i mocny. Patrzyła na Willa, jakby chciała go zaprosić do wspólnego koncertu.

♪ ♪ ♪ ♪
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptySro Kwi 23, 2014 11:35 am

Wątek przeniesiony do retrospekcji.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptyPon Kwi 27, 2015 6:29 pm

z niebytu.


Słońce chyliło się powoli ku upadkowi pożerane przez betonowe szkielety dawnej świetności stolicy puszczając złocisto-fioletowo-pomarańczowe pnącza, które rozrastały się po blednącym niebie. Zanurzało się coraz bardziej i bardziej w szarej masie grobowca, który cichł wraz z narastającym mrokiem. Ciche i błąkające się po spękanych ulicach duszki uciekały do swych nor, skrywali się w bezpiecznym cieniu własnych czterech zimnych ścian i dogorywały, co zresztą sam le Brun uczyniłby chętnie!, wtopił w nieprzyjemnie przenikający mrozem beton lub skrzypiące niewygodne łóżko pożerające go żywcem – a raczej robactwo, które w nim zalęgało. Ale bierność, apatia która go pochłaniała męczyła, sprawiała, że świat pomimo magicznych wspomagaczy stawał się ciężki i nieznośny, jakby wylegiwanie się we własnym kącie, marzenie o świetnej przyszłości nie było już czymś skrajnie przyjemnym, spełnieniem wszelakich rozkosz. I nawet sarkazmy łaskoczące jego ucho, wywołujące blade uśmiechy, rzucane przez Rose słowa, które miałyby go ożywić: to wszystko składało się na przeszłość i teraźniejszość, które trwały w bezruchu. Knucie, leniwe wylegiwanie się i snucie niecnych planów wydawało się niezwykle abstrakcyjne w stosunku do przyszłości, która nie przynosiła żadnej nadziei, żadnego uwznioślenia ani ukoronowania starań, które podejmował, oni podejmowali, oni wszyscy lub znaczna mniejszość tych wszystkich.
Swobodnym krokiem przemierzał jedną ze swoich ulubionych tysiąca najgorzej zachowanych ulic getta w groteskowym bajecznym kapeluszu z niezdarnie doczepionymi podczas ostatniej ponarkotycznej fazy króliczymi uszami. Odrobina humoru lub zwyczajna desperacja wiążąca się z ostatkami pozytywnych wyrazów, na które było go stać. Zapuszczone długie włosy, czarna teczka, którą wymachiwał w słyszany tylko dla niego rytm bicia własnego serca i tępe puste uderzenia odbijające się echem po jego umyśle i to zdenerwowanie, wieczna wściekłość kotłująca się we wnętrzu składały się na podręczny bagaż i tworzyło osobowość, która chciała wydrzeć się na zewnątrz i wydać okrzyk bezradności w tę ciemniejącą przestrzeń rozcierającą się przed nim. Nie patrzył już w lustro, bo żadne zresztą nie przeżywało starcie z jego pięścią, gdy wpadał w amok, gdy zasypiał na długie dnie we własnym kącie, gdy zapominał o rutynowych obowiązkach, które jako jedyne trzymały go przy życiu i nie sprawiały, że spacerował pomiędzy życiem a śmiercią, że nie trwał w tym śmiertelnym bezruchu i bierności, która niszczyła mieszkańców kwartału od zewnątrz, odbierała resztki chęci do życia i sprawiała, że kamienieli. Świat kamieniał, cały Kwartał kruszył się z każdym podmuchem wiatru, sypał w ramionach jego własnych stwórców.
To takie wspaniałe – uczestniczyć w upadku takiej świetności. I nawet brać w nim twórczy udział!
Nawet nie zwrócił uwagi, gdy trafił do odpowiedniego doskonale zapamiętanego mieszkania, gdy opadł na jakąś kanapę nie licząc się z tym, że zaraz rzuci się na niego całe gniazdo zamieszkujących ją paskudztw. Z głębokim wręcz teatralnym westchnieniem poprawił jedynie włosy, aby zasłonić swoją doskonałą-niedoskonałość i ponownie założył kapelusz bawiąc się nim jeszcze przez chwilę, zanim pomyślał, że mogłaby wejść w każdej chwili. Nienawidził tego, że ludzie zaczynali coś nowego, nienawidził tego, że cieszyli się z taki głupot, że mieli jeszcze siłę na takie przedsięwzięcia jak ucieczki. I dziwił się sobie, że w ogóle zgodził się wziąć w tym udział. Ale ostatnimi czasy cierpiał na znaczący deficyt pieniężny a jego złote zapasy zaczynały niepokojąco szybko szczupleć.
Albo Rose w końcu zaczęła troszczyć się o jego tragiczne zdrowie, albo czas mu się powoli kończył. Albo jedno i drugie. Ale wyczuwał definitywny koniec.
Tylko niestety wszystko wskazywało na to, że to on miał się skończyć pierwszy, bo Adler póki co trzymał się bardzo dobrze.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptyPon Kwi 27, 2015 10:38 pm

Znowu robiło się chłodniej.
Zabawne; w świecie, który, zdawałoby się, zmierzał donikąd, życie zatoczyło pełne koło. Rzeczywistość, wbrew moim oczekiwaniom, nie stoczyła się w pustkę, implodując do wewnątrz i spalając wszystko dookoła, a najzwyczajniej wróciła do punktu wyjścia. Znów wyciągałam ze zjedzonej przez korniki szafy dziurawy sweter, który kiedyś miał kolor pudrowego różu, zanim stopił się z krajobrazem, przyjmując tę dobrze znaną, bezbarwną szarość, przypominającą o wszędobylskim pyle i zasnuwających niebo chmurach. Znów przemykałam brudnymi uliczkami jak cień, chowając się przed patrolami strażników (chyba tylko odruchowo) i znów miałam stanąć oko w oko z Mathiasem, czemu swoją drogą dziwiłam się niezmiernie, do tej pory święcie przekonana, że już dawno zamienił prochy na trumienne trociny. Z jakiegoś powodu cieszyłam się ze swojej pomyłki; jakby nie było, le Brun stanowił chyba ostatnią osobę w getcie, o której mogłam powiedzieć, że ją znałam. Evelyn zniknęła mi z oczu miesiące wcześniej, Violator omijałam szerokim łukiem, a reszta twarzy rozmazała się gdzieś w czasoprzestrzeni, równie niewyraźna co krwawe smugi na butach strażników, którzy kilka dni temu wyciągnęli z mieszkania moich sąsiadów.
Pozornie nic więc się nie zmieniło, a przynajmniej nic, co mógłby dostrzec postronny obserwator. Byłam może i trochę chudsza, włosy miałam jakby rzadsze i zmatowiałe, a na osobistym koncie zgromadziłam dodatkowe błędy, ale w gruncie rzeczy robiłam dokładnie to samo, co rok temu. To znaczy, kombinowałam. Różnica polegała na tym, że tym razem zamiast dodatkowych porcji żywności czy schowanych w bieliźnie papierosów, miałam zamiar przemycić na drugą stronę siebie, i ta perspektywa przerażała mnie nawet bardziej niż możliwość przyłapania na gorącym uczynku. Czułam się jak przestraszone zwierzątko, które lada chwila miało opuścić dobrze znaną klatkę i trudno było mi zliczyć, ile razy miałam ochotę zawrócić. A przekonanie samej siebie do stawiania kolejnych kroków nie było wcale takie proste, odkąd liczba osób, które czekały na mnie po drugiej stronie, zmalała prawie do zera.
Nie zawróciłam jednak, popychana do przodu chyba bardziej oślim uporem, niż faktycznym głosem rozsądku, który zresztą milczał uparcie, być może przyduszony unoszącym się w powietrzu pyłem, wciąganym do płuc z każdym coraz to szybszym i nerwowym oddechem. Wystarczyło kilka schodków, żebym złapała zadyszkę, a kiedy w końcu dotarłam do zapuszczonego mieszkania, znajdowałam się w bezpośrednim zagrożeniu atakiem serca. Trudno było uwierzyć, że wciąż miałam ledwo ponad dwadzieścia lat; mentalnie i fizycznie czułam się jak zasuszona staruszka, być może dlatego, że życie sprzed rebelii zdawało się oddalone od chwili obecnej o całe lata świetlne.
Przystanęłam na klatce schodowej tylko na sekundę, z lekkim wahaniem popychając właściwe (a przynajmniej tak mi się wydawało) drzwi. Ustąpiły od razu, ledwie trzymając się na zawiasach; gdybym użyła więcej siły, najprawdopodobniej by z nich spadły. Przestąpiłam próg, rozglądając się dookoła i odruchowo marszcząc nos, gdy uderzył we mnie zapach rozkładu. Dochodzący od siedzącej na kanapie sylwetki?.. Miałam nadzieję, że nie, nie za bardzo przepadałam za towarzystwem zwłok, ale Mathias na szczęście wydawał się całkiem żywy, chociaż nie powiedziałabym, że wszystkie jego szare komórki mogłyby pochwalić się tym samym stanem. Świadczył o tym choćby fakt, że w ogóle zgodził się stanowić integralną część całego przedsięwzięcia, które przy drobnej złośliwości losu mogłoby skończyć się egzekucją; królicze uszy zdawały się zresztą podzielać tę teorię.
- Wyglądasz okropnie - przywitałam się serdecznie i czule, starając się tak zamknąć drzwi, żeby nie poleciały mi na głowę.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptyWto Kwi 28, 2015 7:33 pm

Był zbyt zajęty podziwianiem mozaiki pęknięć rozrastającej się naprzeciwko niego na ścianie, żeby zwrócić uwagę na to, że czyjeś kroki zakłócają idealną martwą ciszę przeszywającą to miejsce, coby obudzić resztki męczącej go jeszcze kiedyś ostrożności, którą wyżarła obojętność. Otępiająca. Przyjemna w swej prostocie, bo nie wymagała zbyt wiele, nie męczyła, nie wytaczała żadnych celów, żadnych granic. Pustka w której mógł się swobodnie poruszać i nie martwić o nic, że straci, że przekroczy, że się skończy. Bo wizja zbliżającego się finiszu dusiła słodyczą, zawężała powoli jego pole postrzegania rzeczywistości i sprawiała, że nawet wprawiający go niegdyś w szybsze bicie serca głos zlewał się ponurym szarym tłem zwanym rzeczywistością. Przejawy buntu, przejawy dobroci i szczęścia irytowały, więc gdy znów ją widział, na nowo coraz bardziej nienawidził. Że miała cierpliwość. I jeszcze coś reprezentowała. Znaczyła.
Sięgnął z roztargnieniem do włosów, kiedy się odezwała, aby w końcu upewnić się, że wszystko jest w porządku, a jego wstydliwa prywatność nie została w żaden sposób naruszona. Wtedy dopiero uśmiechnął się pokrzepiająco i obejrzał na nią odrobinę uważniej, zanim otworzył usta, i zamknął je, gdy zorientował się, że nie ma nic konkretnego do powiedzenia na tę chwilę. Przekraczający normy logiki słowotok uciekł gdzieś w kąt podświadomości, zanim w ogóle wypełzł pomysł, żeby obdarować ją czymś tak skrajnie optymistycznym, bo był w stanie tylko kiwnąć głową i wstać, żeby rzucić jej w ramiona elegancką czarną torbę. Choć z pewnością kilka miesięcy temu sam wcisnąłby się na jej miejsce i poddusił ją w uścisku czymś zwanym entuzjazmem i bezgraniczną sympatią do okazywania nieistniejących i niekłębiących się w jego zimnym serduszku uczuć. Chyba przestał marnować czas na zbędne gesty, które nie miały odzwierciedlenia w szczerości, jakby odrobina bezpretensjonalności miała go zmęczyć. Nic jednak bardziej nie sprawiało, że ciało drętwiało niż ta bierność, niż cztery zimne ściany domu, które więziły, ściskały, bo nie czuł potrzeby wyjścia na ulicę. To nie był strach, bo za każdym razem błąkał się po ciemnych ulicach Kwartału z tą samą lekkością, co kilka razy wcześniej. Zmęczenie. Leniwe przerobienie. Za dużo pracy. Poświęceń.
Apatia.
Za dużo tego wszystkiego. Świat był za duży.
-Zestaw Małego Uciekiniera zawiera mapę podziemnych tuneli, fałszywy dowód tożsamości, jakieś babeczki od koleżanki i... zjadłem je, ale możesz przekazać, że były smaczne – wyrecytował ze spokojem, aby zaczerpnąć powietrza i dodać równie mechanicznym głosem – jeśli będziesz miała okazję.
Chociaż wizja kolejnego spotkania ze Strażnikami wcale go nie bawiła, ale...
...rutyna, drodzy państwo. Rutyna.
-Daj sobie jakoś radę, bo mam już plany na najbliższy tydzień i nie znajdę miejsca na randkę ze strażnikami - nie miało nawet brzmieć pocieszająco. Ani oskarżycielsko. Generalnie był niezwykle rzeczowy i przy tym odrobinę spięty, a każdy oddech wypuszczał z taką trudnością i ciężkością, jakby nie wiedział, w którym miejscu we wszechświecie powinien się teraz znajdować i czy było to w ogóle na miejscu - oddychanie, czy było ono na miejscu?
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptySro Kwi 29, 2015 4:58 pm

Ciemna torba ciążyła mi w rękach dziwnie nieprzyjemnie i jakby niezręcznie. Spojrzałam w dół; czarna skóra, elegancka, droga, agresywnie wręcz odcinała się od moich bladych, prawie niebieskich przedramion. Nie pasowała - ani do mnie, ani do tego miejsca. Trzymałam ją z komiczną niemal ostrożnością, jakbym się spodziewała, że ze środka wysunie się za moment głowa jadowitego węża, podczas gdy głowę bombardowało mi wahanie. Pomysł ucieczki, kilka tygodni temu ocierający się o granice geniuszu, dzisiaj wydawał mi się strzałem w kolano. Albo w tył głowy. Nie byłam pewna, która opcja byłaby gorsza.
Znów miałam ochotę się wycofać, tyle że teraz już nie mogłam. Nie pozwalał mi na to prostokątny kawałek plastiku z moim zdjęciem obok fałszywego nazwiska, ani mapa podziemnych tuneli, za posiadanie której mogłabym zawisnąć. Nie pozwalała świadomość czekającej po drugiej stronie Farrah; słabo mi się robiło, kiedy zaczynałam się zastanawiać, jak bardzo musiała się narazić, żeby zapełnić nieszczęsną torbę każdą z tych rzeczy, i ta myśl - żałosne, chyba zaczynałam się rozklejać, skoro w ogóle udało jej się zagnieździć w mojej głowie, powinnam mieć to w dupie - ta myśl wywierała na mnie presję. A presja nie była czymś, z czym moja podziurawiona psychika była sobie w stanie poradzić.
Odłożyłam torbę na podłogę, w miejscu, z którego powykręcane deski jeszcze nie odpadły. Czułam nadchodzący stan lękowy, może nawet atak paniki; ręce drętwiały mi w doskonale znajomy sposób, a powietrze wydawało się jakby zatęchłe i pozbawione tlenu, chociaż to akurat mogło nie mieć nic wspólnego z moją ułomnością, a malowniczą plamą pleśni na suficie, która usytuowała się zaraz obok gigantycznego grzyba. Przysiadłam na oparciu kanapy, ostrożnie, sprawdzając najpierw, czy a) wytrzyma mój ciężar i b) nie zostanę zaatakowana przez jej aktualnych mieszkańców. Z kieszeni wyciągnęłam w połowie pełną paczkę papierosów; miałam rzucić, wiem, ale po przehandlowaniu kurtki Mammona na kilka wilgotnych banknotów, pokusa była zbyt duża.
Odpaliłam jednego przy pomocy zacinającej się zapalniczki, po czym włożyłam ją do opakowania i rzuciłam w kierunku Mathiasa. Dłonie drżały mi już ostrzegawczo, kiedy wciągałam do płuc porcję trującego dymu, gratulując sobie milcząco własnej logiki; to byłaby dopiero ironia losu, gdybym wyrwawszy się z objęć jednego wyroku śmierci, wpadła prosto w objęcia drugiego, znacznie bardziej idiotycznego.
- Myślałam, że się polubiliście - zauważyłam rzeczowo, strzepując popiół prosto na podłogę; nie mogła przecież już wyglądać gorzej. - Ale nie ma sprawy, i tak nie miałam ochoty na herbatę u Ginsberga - dodałam, po czym zaśmiałam się nieco nerwowo i piskliwie. Samo wspomnienie o naczelniku powodowało, że robiło mi się niedobrze, a przed oczami stawało mi nie tylko nasze ostatnie spotkanie w parku (przybicie nożem do drzewa dosyć trudno wyrzucało się z pamięci) ale też dwa rzędy szwów, wystających z poznaczonej piegami skóry Noah. A to z kolei wywoływało ciąg skojarzeniowy, wzdłuż którego nie chciałam podążać, bo... Po prostu.
- Co zamierzasz? - zapytałam, z dosyć umiarkowanym zainteresowaniem, co swoją drogą sprawiało, że czułam się źle. Moje świeżo odnalezione pokłady empatii do innych istot ludzkich dawały mi mocno w kość, a leżąca u moich stóp, czarna torba (której nie potrafiłam ignorować, choć próbowałam) powodowała, że czułam się jak dezerter. Poza tym, przecież kiedyś mi (chyba?) zależało. Na czymś, na kimś, na pewno. Dlaczego każde słowo brzmiało teraz tak płasko i sztucznie?
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptyCzw Kwi 30, 2015 4:51 pm

Rozczulała go. Ten zamęt, chaos, w którym się obracała, to niezdecydowanie, gdy wcisnął jej w ramiona torbę. Nie rozumiał całego tego mechanizmu, nie rozumiał szczęścia ani smutku, nie wierzył zresztą w jednolitość. Świat wtedy byłby zbyt prosty a ludzie zbyt niewinni, aby móc ich skrzywdzić. Czysta była jedynie nienawiść, cała reszta plątała się i mieszała tworząc bogatą zróżnicowaną gamę barw, choć ostatnimi czasy miał wrażenie, że obracał się jedynie w szarości, przeklętej obojętności, z której nie potrafił się wyrwać. I nawet nie wierzył, że mógłby. Nie wierzył, że istnieje coś innego. Żył według prostego schematu, w którym istniała tylko jedna mathiasowa perspektywa i milion otaczających go dusz, które zanikały w nicości, które symbolizowały szanse. Pseudo depresja, poczucie beznadziejności, choć w kwartalnym światku te pojęcia tonęły wraz z milionami innych schorzeń i ułomności, z którymi borykali się mieszkańcy getta. To nic wyjątkowego. Nawet silne osobowości były tłamszone przez mury, duszone w tym smrodzie, stęchliźnie, śmierci, które przeszywały na wskroś i wysysały resztki pozytywnych wydźwięków.
Strażnicy byli tematem, który już go nie bawił, nie uśmiechnął się obdarzając ją jedynie spokojnym i pewnym spojrzeniem – o ile można tak powiedzieć o ćpunie, który dwie godziny przed władował sobie kolejną z miliona działek. Na wspomnienie jednak o Ginsbergu serce zabiło mu szybciej; jakby z tęsknoty, szalonej i miłosnej udręki w rozstaniu z nierozłączną częścią jego duszy, której kark ukręciłby bez wahania. Ale dopiero po bajecznie barowej egzekucji z częścią tego darmowego pakietu zwaną bólem, a jedynym potwierdzeniem byłby krzyk. Mimo to najchętniej udusiłby go własnoręcznie, po cichu i bez poklasku, w czterech ścianach jego własnego gabinetu, na biurku na którym zgwałcił niezliczoną liczbę ofiar. To takie szlachetne morderstwo. Byłby niemal z siebie dumny, gdyby choć przez chwilę wyrwałby się z myśli o swoim zrujnowanym ego, które chciałby pomścić. To byłoby jednak zbyt piękne i wątpliwe, by kiedyś miało okazję się spełnić. Nie w tej rzeczywistości. Nie w tym wcieleniu, bo pozostało mu jeszcze odrobina rozsądku, aby unikać tego diabła i zostawić go na pastwę rozjuszonego tłumu, który kiedyś zapragnie zemsty za wszelakie szkody i przekręty. A wierzył losowi (nie tyle co sprawiedliwości) że nie tylko jemu rzuca kłody pod nogi. Gerard Ginsberg też miał się kiedyś potknąć. Może.
Być może.
Kiedyś.
-Herbatkę, ojej... – zaśmiał się gorzko, zanim zanurzył płuca w słodkich papierosowym dymie, aby kaszlnąć kolejno kilka razy – ...tak to się teraz nazywa? - spytał nadal rozbawionym, chrapliwym głosem wpatrując w podrapane, ledwo trzymające się futryny drzwi. To wszystko miało jakieś znaczenie, gdyby nie miał do czynienia z rzeczami martwymi, które nijak wpływają na rzeczywistość. Przypominały mu o chwiejności, o pionie, którego kurczowo się trzymał, o pokusie dewastacji mienia publicznego, które i tak niebawem zrówna się z ziemią, o tym jak rozkosznie byłoby posłać te przeklęte drzwi na ziemię, przejść po nich mając nadzieję, że groteskowo się pod nim nie zwalą, gdy w triumfie i chwale będzie opuszczał to pomieszczenie i uciekał przed prostym, zwykłym i nic nieznaczącym najprawdopodobniej pytaniem. Nienawidził takich, które zmuszały go do przemyśleń, które sprawiały, że zaczynał zastanawiać się nad tym, co właściwie zamierza robić. Wezbrała w nim niechęć, stłumiona przez rozsądek agresja i złość spowodowana niemocą, którą przelał na siedzącą na kanapie Ashe.
-A ty? - wypalił praktycznie bez zastanowienia. Myśli zbyt szybkie, by mógł je pochwycić, galopujące przez bezkresy jego własnego umysłu, w którym sam się powoli zaczynał gubić. Plany. Cele. Marzenia. Każda kolejna forteca burzona, każda kolejna ostoja – Co zmierzasz? - głos mu może odrobinę zadrżał. Nie wiedział, czy był zły na nią czy zmęczony i spanikowany, bo nie wiedział, co mógłby odpowiedzieć i dopadała go desperacja, mimo to odchrząknął i skupiając na niej całą swoją uwagę, dodał – Ukrywać się do końca życia?
Pewnie nie. W końcu Cię znajdą i zabiją albo wyślą na magiczne wakacje do Dwunastki, a Twoją czarującą przyjaciółkę rozstrzelają na tle zrujnowanych marzeń o wolności. Ciesz się tym, póki możesz.
Znów się zaciągnął i zakrywając dłonią usta kaszlnął do niej kilka razy odwracając znów wzrok i spoglądając na drzwi.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptyCzw Kwi 30, 2015 8:00 pm

Trudno było w to uwierzyć, ale kiedyś mu zazdrościłam. Mathiasowi. Na samym początku, prawie rok temu, kiedy trafiłam do getta, jak barwny motyl, któremu ktoś oderwał skrzydełka; mała, wystraszona dziewczynka, stawiająca pierwsze bose kroki po rozsypanym szkle z potłuczonej iluzji, którą Kapitol żył od dziesięcioleci. Nieprzystosowana do niczego, już ciągu pierwszego tygodnia co najmniej trzy razy prawie dałam się zabić, zanim w końcu zrozumiałam, że to, co lodowatym strumieniem spływało mi za kołnierz, nie było resztkami topniejącego śniegu, a wodą z brudnych pomyj, jakie rebelianci wylewali nam na głowy. Uczyłam się powoli i konsekwentnie, nie zawsze skutecznie, najczęściej boleśnie; a on to wszystko zdawał się już mieć w małym palcu, zupełnie jakby nic się nie zmieniło, jakby żył tą rzeczywistością od dawna. Moje wyobrażenia rozsypywały się w gruzy, moje przekonania o własnej samowystarczalności zamieniały się w żałosne mrzonki niedorosłej gówniary, a pewność siebie, kiedyś dryfująca tak wysoko, że niemal straciłam ją z oczu, spadła na sam dół, przy okazji nabijając mi porządnego guza. Walczyłam o przetrwanie, szarpiąc się i miotając dookoła, a on tylko patrzył, z tą samą obojętnością w oczach, co teraz. Wtedy miałam ochotę mu je wydrapać, dzisiaj już tylko się dziwiłam, nie do końca rozumiejąc, skąd w jego głosie brały się te negatywne nuty, brzmiące aż nadto znajomo. Wydawało mi się, że wreszcie byliśmy równi, a do tego samego poziomu sprowadziło nas getto, malując szarą farbą (chciałam wierzyć, że to była farba) nie tylko budynki, ulice i strażnicze, zakurzone mundury, ale również i ludzi.
Ale to była tylko powłoka; zewnętrzny kamuflaż, którym próbowali zakryć własne wyrzuty sumienia, zamieniając nas w jednolitą, bezbarwną masę. Trudno było czuć żal wobec istot brudnych i śmierdzących rozkładem. To czystość i niewinność budziły współczucie; dlatego z trybutów przed wyjściem na arenę robiło się gwiazdy, i dlatego odarto z jakiejkolwiek gracji nas. Coin wiedziała, co robi, tworząc getto; wychowując się w podziemnej Trzynastce, znała wszystkie aspekty szarości aż nadto dobrze. Z tym, że cały ten teatrzyk wciąż pozostawał tylko grą; chociaż kiedyś mi się wydawało, że Kwartał mnie zmienił, to w rzeczywistości pozostałam dokładnie taka sama, nawet jeśli potrzebowałam miesięcy, żeby to zrozumieć. Dlatego nie potrafiłam się dostosować, dlatego wciąż miotałam się chaotycznie dookoła, i dlatego tak desperacko chciałam się stąd wyrwać, ignorując realny rozkład szans i zagrożeń, który jednoznacznie mówił mi, że skończę dyndając na starannie skręconej pętli przed Pałacem Sprawiedliwości.
Musiałam spróbować.
Zaciągnęłam się dymem, przez kilka sekund po prostu skupiając się na tym, jak drażnił mi płuca i pozwalając wzmiankom o Ginsbergu przebrzmieć bez odpowiedzi. Nie chciałam mówić o nim nic więcej; żałosne, ale nawet przelotne wspomnienie sprawiało, że wydawał się dziwnie obecny, jak stojący mi za plecami cień. Czułam jego wzrok na karku, koncentrujący się na miejscu, gdzie dopiero co zabliźniona rana odcinała się jaśniej od i tak już niemal przezroczystej skóry. Jeżeli kogoś w Kapitolu naprawdę się bałam, to był to właśnie naczelnik więzienia; wróg, którego własnoręcznie sobie wyhodowałam, miesiące temu próbując wchodzenia z nim w jakiekolwiek układy. Kolejny dowód na to, że tak naprawdę nie znałam się na ludziach.
Wstałam z miejsca, wypaczona podłoga zaprowadziła mnie do okna. Co zamierzałam? Uśmiechnęłam się krzywo, przypominając sobie nie tak odległą w czasie rozmowę z Benem, któremu na zawoalowaną propozycję ucieczki odpowiedziałam całkiem podobnie. Następna oznaka hipokryzji, ale o tym, że byłam hipokrytką, wiedziałam przecież już od dawna. - Naaah - odpowiedziałam powoli, wydmuchując dym z ust. Nie zaryzykowałam próby uchylenia okna, w obawie, że wypadnie z zawiasów, roztrzaska się na chodniku i narobi hałasu (i bałaganu, jeżeli przy okazji kogoś zabije), ale właściwie nie było to konieczne, bo wiejący na zewnątrz wiatr i tak skutecznie wyciągał szarą substancję przez pozbawione uszczelek szpary. - Posprzątam to i owo, później mogą mnie cmoknąć. - Przeproszę Noah, później mogą mnie zabić. - Zresztą popatrz na mnie, ile może trwać to do końca życia? - zapytałam rzeczowo, odwracając się przez ramię i wykrzywiając wargi w coś w rodzaju uśmiechu. Nie oszukiwałam się, a przynajmniej nie robiłam tego aż tak naiwnie; zdawałam sobie sprawę, że być może stałam już nad grobem. Rak płuc, skrajna anemia i niedożywienie były tylko małym ułamkiem dolegliwości, o których posiadanie się podejrzewałam, a znalezienie się po drugiej stronie nie miało mnie przecież cudownie uleczyć. Co nie oznaczało, że godziłam się z tym tak obojętnie, jak chciałabym; perspektywa śmierci mnie przerażała i sprawiała, że miałam ochotę płakać w poduszkę (której nie miałam), ale w życiu nie powiedziałabym tego na głos. Prawda była jednak taka, że w tamtej konkretnej chwili, stojąc w zatęchłym pokoju i patrząc przez brudną szybę na majaczący w oddali mur, z niczego nie ucieszyłabym się bardziej, niż z mocnego uścisku i ludzkiego zapewnienia, że dam sobie radę. I że w końcu, nareszcie, finalnie, wszystko będzie dobrze.
Zamiast tego wydmuchiwałam z płuc kolejną porcję dymu, patrząc jak zasnuwa uprzywilejowaną część Kapitolu gęstą mgłą.
- A ty? - powtórzyłam jak echo, znów odbijając piłeczkę, chociaż Mathias jasno dał mi do zrozumienia, że nie ma ochoty odpowiadać. Ośli upór był jednak silniejszy, a poza tym - naprawdę chciałam wiedzieć. Nie dlatego, że się o niego troszczyłam; po prostu potrzebowałam potwierdzenia, że nie tylko ja ruszałam na walkę z wiatrakami. - Czekasz na wygraną w loterii dystrykt dwunasty, czy idziesz w ślady młodszej koleżanki? - dorzuciłam, zupełnie jakby wymienienie możliwych opcji miało czemukolwiek służyć.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptyPią Maj 01, 2015 6:37 pm

Zazdrość nie jest czymś zdrowym, w gruncie rzeczy Mathias nigdy nikomu nie zazdrościł, ale doskonale pławił się w świadomości, że ludzie zazdroszczą jemu. Bo stać było go na nowy płaszcz raz w miesiącu a zimą nie chodził o kulach i odmrożonych stopach, lub nie zasypiał snem wiecznym na progu jednej z tych setek zaśnieżonych ponurych i popękanych mrozem skrzyżowań. To były piękne czasy, piękne, bo jeszcze kolorowe, gdy na ulicach panowała młoda na pobladłe ekstrawaganckie peruki, które kilka miesięcy później całkowicie wyszły z użytku. Piękne bo otaczało go szaleństwo, otaczał go barwny świat dzieci-szaleńców rzucających się po zamknięciu, do którego nie były przystosowane. To było takie zabawne; przynosiło chorą i cichą satysfakcję z którą zamykał się sam na sam w swoich czterech ścianach, przynosiło rozbawienie, którego nie potrafił ukryć, gdy spoglądał na te szamotające się ludzkie kreatury. Sen dzieciństwa prysł. Lub koszmar. Koszmar o wysokich jaskrawych dziwolągach spoglądających na niego z grymasem, którego nigdy nie rozpoznał: ani jako politowanie, ani jako strach, ani jako obrzydzenie. Po tych rozchichotanych sylwetkach pozostał jedynie cień, który błąkał się za nimi. Umierali powoli oddychając na siłę, poruszając się jakby ociężale, przestali marzyć, choć to kiedyś trzymało ich przy rzeczywistości, od której tak starannie starali się odsunąć, którą tak panicznie odrzucali i którą pogardzali. Paradoksalnie – odzyskali wolność, jaką odebrano im wiele lat wcześniej. On o tym myślał jak o wolności, o świadomości, bo świat nie był niczym innym jak rzędem trupów rozkładającym się pod murem i rzędem niezadbanych ciężarnych kobiet kulących się na chwiejącym się krześle w poczekalni. Nauczył się już jednak, że nikomu nie można narzucać jego własnego wyobrażenia, że każdy posiada swój własny idealny świat, w którym się wychował i znajomy, tęskny smak dzieciństwa. Do tego wracano w snach, do tego uciekano. On nie miał dokąd uciekać. Dla niego Panem nigdy nie było niczym więcej i niczym mniej jak wylęgarnią cierpienia i śmierci.
Na którą aktualnie spoglądał. Ale tylko ukradkiem, choć naturalnie nie mogła go dostrzec, skoro stała doń plecami. Którą wdychał przez zbolałe od niemego krzyku gardło prosto do spragnionych ukojenia płuc. Którą stał się podpisując na siebie niespisany wyrok, gdy pierwszy raz władował sobie dożylnie heroinę, gdy pierwszy raz oddał się tej rozkoszy zapomnienia i zobojętnienia. Potem ten fikcyjny świat znów stał się szary, a wieczorne i ranne spotkania z najlepszą przyjaciółką rutyną, a z tego nie potrafił się już wyrwać, choć doskonale zdawał sobie sprawę, dokąd miało go to zaprowadzić. Finał zawsze był ten sam. Nie chciał już o tym myśleć, nie chciał się już bawić w tę grę, w bieganie w kółko, w ponowne budowanie kolejnej podstawy, na której miałby się opierać, aby potem w spętaniu bezsilnością znów przyglądać się, jak rządzące od lat jego życiem siły burzą kolejną fortecę, kolejną rzeczywistość, dla której funkcjonował. Chociaż ludzie uwielbiali mu przypominać o tym, że mają dla kogo żyć, że mają dla kogo trzymać się tego przeklętego pionu, że wracają do swoich domów, aby je posprzątać.
-Jakbym patrzył w lustro – dodał tylko po cichu, choć na pewno usłyszała, z nienaturalnym dla niego rozczuleniem i uśmiechem, którego nie dostrzegła, ale za moment niknął w tumanach dymu, który zeń wypuścił.
Nie musiała uświadamiać go, że jest niewarta, że jest pusta, że to wszystko i tak poszło na nic. Oczywiście – przecież wszelakie starania zawsze się tak kończą, nawet jego własne, żeby ruszyć leniwy tyłek, przynieść jej te jebane dokumenty i mapę, aby na końcu dowiedzieć się, że finalnie zamierza zakończyć swój żywot za murami tego więzienia. Nic bardziej honorowego, umrzeć pod swoim własnym gniazdkiem, w którym się wychowała, a dla niego kolejny dowód na to, że ten cały mechanizm i konspiracja, w której się paplał, podążała donikąd. Bo byli tylko śmieciami oddającym dla ostatniego zaczerpnięcia świeżego powietrza wszelakie honory i życie, byleby tylko ostatni raz skosztować dawnych wygód i obejrzeć się w szklanym odbijającym światło budynku a nie pochłaniającym jego wszelakie walory, skutym zimnem i spękanym. Nie wierzył w jednostki. Wierzył w masę, która po cichu wymykała się z getta w nadziei na nowy początek, którego nie otrzyma lub biernie spacerowała po ulicach czekając aż strażnicy zgarną ich do pachnącego sterylizacją pociągu i zawiozą prosto na wakacje do Dwunastki. To wszystko: zrezygnowanie, poddanie i niemoc. Liczyli na coś więcej? Doprawdy? Na coś więcej oprócz większej ilości gruzów, w którym będą się kapać i którymi do końca zaśmierdną?
A ty?
W akcie natchnienia i wściekłości miał ochotę znów wyważyć te drzwi, wybiec z dzikim okrzykiem na ulicę i oświadczyć światu, że nie chce zgnić w tym pieprzonym gettcie, że nie zamierza pojechać do Dwunastki tylko, kurwa, walczyć.
A on?
On nadal tkwił w tym przesiąkniętym stęchlizną pomieszczeniu wdychając truciznę i zakładając się z samym diabłem w myślach, ile czasu mu zostało.
-Ja nie mam już czego sprzątać – jego głos znów wydawał się mechaniczny, przesiąknięty spokojem, zanim nie zorientował się, jak żałośnie miało to zabrzmieć, by otworzyć usta w celu powiedzenia czegokolwiek. Ale zamknął je, gdy nic twórczego i niebywale sarkastycznego nie przyszło mu do głowy, i pozwolił, aby na chwilę zawisła między nimi przynajmniej dla niego niezręczna cisza. Czuł jednak usilną potrzebę, aby ją przerwać, więc w dziwacznej desperacji oraz natchnieniu odezwał się w końcu odrobinę zbyt entuzjastycznie okazując zbędne zainteresowanie, zbędne, bo mogło się obyć bez uzewnętrzniania i okazywania wszelakich uczuć, bez czegokolwiek, co sprowadziłoby go w zaułek wstydu, którego nie potrafił z siebie zmyć – Ktoś tam na Ciebie czeka? - i zanim zdążyła odpowiedzieć, dodał pospiesznie – Na przykład ta przyjaciółeczka Farrah, czeka tam na ciebie?
Nieszczęsne pytanie odbiło się po ścianach i dotarło do niego kąsając umysł i sumienie.
Zabrzmiało to żałośnie i źle. Zabrzmiało źle.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptyNie Maj 03, 2015 12:30 pm

Nie miałam pojęcia, czy było do czego wracać. Skąd miałabym wiedzieć?.. Wmawiałam sobie, że tak, chciałam wierzyć - że tak. Naiwnie, zapewne utopijnie, ale to przecież tylko ta jedna jedyna myśl trzymała mnie przy życiu przez te wszystkie miesiące, gdy nad ranem budziła mnie ściekająca przez szpary w dachu deszczówka, i gdy kupowałam na rogu ulicy pół miski letniej zupy, sama przed sobą udając, że nie wiem, z czego była zrobiona. To, co miałam, to, co zostawiła nam Coin, ta bezsensowna wegetacja, to nie było życie; nie takie, jakiego chciałam, nie takie, z jakim byłam w stanie się pogodzić, i wielokrotnie mało brakowało, a skorzystałabym z młodzieńczego doświadczenia w kwestiach samobójczych, dołączając do tej bezimiennej masy, która dzień w dzień skręcała prowizoryczne sznury z coraz bardziej szarych i dziurawych prześcieradeł. Czy to rzeczywiście byłoby takie złe? Poddać się, pokazać władzy środkowy palec, dać sobie spokój, przestać walczyć? Czasami wydawało mi się nawet logiczne; oni nie chcieli nas tutaj, my nie chcieliśmy nowej rzeczywistości, jaką nam zaserwowali. Oni mieli broń, my - genetycznie zmodyfikowane ciała. Silniejsi w końcu skonfrontowali się ze słabszymi, przyszedł czas na naturalną selekcję, jaki więc był sens w odciąganiu nieuniknionego, w próbach oszukania ewolucji?
Nie było żadnego. Oprócz tej głupiej nadziei, że będzie tak, jak kiedyś.
Więc tak, wierzyłam, że było do czego wracać. Świat nie mógł przecież skończyć się w ten sposób; to musiało być przejściowe, a ja musiałam tylko zacisnąć zęby i przeczekać, nawet jeżeli perspektywa posiadania normalnych problemów - jak praca, jak dzwoniący za wcześnie budzik, drożejące kosmetyki, nudne programy w telewizji - wydawała mi się abstrakcyjna. Miałam ochotę śmiać się szyderczo na samo wyobrażenie, że owe kwestie mogłyby dotyczyć mnie, ale wiedziałam, że byłby to śmiech pomieszany z histerycznym płaczem. Nie byłam pewna, czy naprawdę chciałam tego wszystkiego, czy może po prostu nie dopuszczałam do siebie tej myśli, zapobiegawczo odcinając się od ewentualnych rozczarowań. To, co zresztą działo się w mojej głowie, samo w sobie było całkowicie niezrozumiałe, pogrążone w chaosie, sprzeczne. Chyba wariowałam już na dobre, zatapiając się w rozrastającym się od tygodni i miesięcy szaleństwie, które kotłowało się we mnie, odbierając mi możliwość swobodnego oddychania. Miałam ochotę krzyczeć, głośno i długo, aż zabrakłoby mi powietrza, a struny głosowe odmówiłyby mi posłuszeństwa; zamiast tego uparcie milczałam, coraz szczelniej osaczana przez dzwoniącą w pokoju ciszę. Szukając w słowach Mathiasa jakiejś pogardy, zniesmaczenia, czegokolwiek. Czegokolwiek poza tą nieznośną obojętnością, której miałam już dosyć, od której robiło mi się niedobrze, i która zajmowała wszystkie kolejne komórki w moim ciele jak nowotwór, aż wreszcie nie wiedziałam już, czy pochodziła od innych ludzi, czy może to ja przestałam odbierać jakiekolwiek emocje. Jak zepsuta antena, wyłapująca fale z tylko jednej częstotliwości.
- Szczęściarz- podsumowałam krótko, nie do końca wiedząc, czy faktycznie wierzyłam w te słowa. Ale to wydawało się o tyle łatwiejsze; gdybym to ja nie miała czego sprzątać, mogłabym wreszcie sobie odpuścić. Przerwać milczenie, krzyknąć do jakiegoś przypadkowego strażnika, że mam to wszystko w dupie i czekać, aż mnie zastrzeli. Ale nie mogłam; niedokończone sprawy ciążyły mi u nóg jak kule, trzymając mnie mocno przy ziemi i nie dając spokoju. Przykleiły mi się do butów jak bagno, i miałam wrażenie, że podążyłyby za mną, gdziekolwiek bym nie poszła. Więc trzymałam się życia kurczowo, wmawiając sobie, że to wszystko ma jakiś głębszy sens, i że nie mogę umrzeć jako anonimowa Jane Doe, zamarznięta gdzieś w jakimś rowie, przygnieciona kamieniami w kopalni w Dwunastce, pochowana w płytkim grobie na skraju rzadkiego lasku. Nie w ten sposób, jeszcze nie teraz, jeszcze nie dzisiaj. Nie z kluczami do mieszkania Noah w kieszeni, i nie kiedy wciąż mnie nienawidził.
Odwróciłam się od okna, rzucając niedopałek na podłogę i przenosząc spojrzenie na Mathiasa, z jednej strony dlatego, że nie mogłam już patrzeć na nieosiągalny Kapitol, a drugiej - bo nie wierzyłam, że autentycznie zadawał mi te pytania. Po co, dlaczego, w jakim celu? Zmarszczyłam brwi, nagle z jakiegoś powodu poirytowana, bo przecież mógł po prostu zabrać pieniądze i zniknąć. Raczej nie dostawał niczego ekstra za wykazywanie zainteresowania moim życiem, a ja nie potrzebowałam jakichś spontanicznych, rodzących się z litości pytań. A może i potrzebowałam, może nawet chciałam, ale nie miałam zamiaru się do tego przyznawać, nawet sama przed sobą. Szczególnie sama przed sobą.
- Nie wiem - odpowiedziałam po nieprzyzwoicie długiej chwili. Te dwa słowa, odbijające się od zatęchłych ścian pokoju dziwnie pusto i jakoś tak żałośnie, stanowiły jednocześnie najbardziej wymijającą i najbardziej szczerą odpowiedź, na jaką byłam w stanie się zdobyć. Odwróciłam spojrzenie, uciekając nim gdzieś w bok, ale nawet nie udając, że znajdowało się tam coś na tyle fascynującego, że zdecydowałam się poświęcić czas na jego kontemplację. Zwyczajnie uciekłam, jak zwykle, zawieszając wzrok gdzieś na wysokości poplamionej tapety, która kiedyś zapewne miała wzór i teksturę, ale dzisiaj wyglądała, jakby ktoś na nią narzygał.
Z drugiej strony, może po prostu ktoś faktycznie to zrobił.
- Ile razy możesz komuś powiedzieć, żeby spierdalał, zanim rzeczywiście cię posłucha? - usłyszałam, ze zdziwieniem stwierdzając, że albo Mathias zaczął mówić dziwnie cienkim głosem, albo te słowa jakimś cudem padły z moich ust. Nie mówiłam oczywiście o Farrie, ale nie czułam się w obowiązku prostować tego faktu, bo a) mój rozmówca zapewne i tak miał to w dupie i b) nie miałam specjalnej ochoty na falę długich zwierzeń. - Zresztą nieważne, nie wiem, po co w ogóle ci to mówię - dodałam szybko, wzruszając ramionami. - W każdym razie nie spodziewam się transparentów z wielkim witaj w domu, ani wysłanników z moim nazwiskiem na kartce, którzy wyciągną mnie z kanału.
No tak. Pozostawała jeszcze kwestia romantycznej podróży podziemnymi, naszpikowanymi zmiechami tunelami, którą do tej pory jakoś tak odsuwałam na krawędź świadomości.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptySro Maj 06, 2015 4:13 pm

Kiedyś tam, w zamierzchłych czasach, kiedy świat przysłaniała mu słodkawa naiwność, wierzył w początek i koniec. Potem nauczył się, że istnieje tylko krzywda, której nawet nie potrafił nazwać, bo stała się czymś naturalnym, czymś niezwykle zwyczajnym. Jak śmierć. Jego rzeczywistość budowały jaskrawe kreatury pochłaniające blask i szare kościste sylwetki z naciągniętymi nań bladą skórą. Natomiast okres igrzysk był czasem świętowania, czasem wesołych spacerów, pałania się w ludzkiej nieuwadze i bezlitosnego wykorzystywaniu szczęścia, a szczęście było śmiercią ukoronowaną kolejnym chórem złożonych z okrzyków i wiwatów. Jednocześnie nie potrafił zrozumieć, ale tylko na początku, dlaczego to takie trudne i dlaczego nie potrafił cieszyć się, że ludzie znikają, że pewnego razu pozostają tylko wspomnienia. Nie chciał brać udziału w tej okrutnej grze, nie chciał brać udziału w manipulacjach, którym go poddawano i eksperymentach ludzkiej wytrzymałości, ale był tylko dzieckiem pochłoniętym przez prymitywną walkę o przetrwanie, aby na samym finale swojej bogatej w doświadczenia wędrówki popaść w obojętność na swój los, na cudze nieszczęście, na coś tak cennego jak przywiązanie, któremu nie chciał dać się już zawładnąć. I dlatego tak często to odpierał, tak często odpychał słowa pociechy, krytyki, czułe pożegnania i szczęśliwe powroty. Gdy wychodziła – to mógł być ostatni raz. Gdy wracała – nie było piękniejszego dnia, nawet jeśli znów borykał się z popieszczonymi przez pałki strażników żebrami. Nie potrzebował tego. Czasem może okazywał uczucia, ale potem lał się nieprzytomnie po twarzy, kiedy dopadały go żałość i wstyd, bo uzewnętrznianie się było czymś tak nieswoim, że nawet rzucone w wiatr słowa wprawiały go w coś na kształt niekontrolowanych wewnętrznych drgawek. Dlatego wpatrywał się tylko w nią starając, aby jego twarz pozostała taka sama: znów obojętna, niewyrażająca strachu czy irytacji na kolejne dźwięki, które wydobywały się z jej ust. Te słowa jedynie kopały pod nim dół, spychały go jeszcze głębiej w ziemię, gdzie tarzał się w udręce, gdzie jego skóra nie była własną, gdzie jego głos stawał się niewyraźny i obcy. Dlatego milczał, choć kolejne uwagi cisnęły mu się na usta, bo nie ufał swojemu głosowi oraz emocjom, które wyrywały się na wierzch, które w jakimś niekontrolowanym dla niego odruchu sprawiły, że miał ochotę znów krzyczeć w świat, znów brnąć przez te tumany kurzu, popękane chodniki i majestatyczne gruzy. Ale odetchnął, wypuścił trzymane w płucach strute powietrze, aby z roztargnieniem, niepokojem i uwagą obserwować ją, reagować na rzeczy, na które z pozoru powinien zareagować, coby nie wykazać się znów nietaktem i brakiem kultury. W praktyce mógł odwrócić się i wyjść nawet nie oddając jej paczki fajek, co ze szczerą chęcią miał ochotę uczynić, wcisnął ją sobie więc do tylnej kieszeni nagle, gdy obudził się, że ciąży mu w dłoni.
-Nie muszę – rzucił nagle po całym jej bogatym monologu. Nagadała się, więc, aby powietrze nie poszło na marne, zapewne powinien dostrzec w tym jakąś zależność, zrozumieć nieistniejący problem, znaleźć rozwiązanie na swoje pospolite kłopoty. Przecież ono stoi tak blisko, na wyciągnięcie ręki – to nie może być takie trudne, życie nie może sprawiać tylu trudności, choć czasem, oj tak, miał wrażenie, że lekcję pod tytułem „jak żyć” pominął na szkolnych zajęciach podczas jednych z jego licznych ucieczek. Nie zdążył nawet zauważyć, kiedy nauka matematyki zamieniła się w unikanie odpowiedzialności.
Niemniej jednak brzmiał bardzo pozytywnie i jego własny ton go zadowolił na tyle, że parsknął śmiechem, aby za moment dodać nieco bardziej (ale tylko odrobinę) entuzjastycznie:
-Ludzie albo mnie unikają albo w przypływie dobroci i miłości... unikają mnie – urwał, aby przywołać na swoją twarz bezpretensjonalny uśmiech i dodać teatralnie – ups – na samym końcu zaśmiał się. Znów. I znów. Śmiałby się do woli, gdyby każdy bawił go tak samo często jak Ashe. Choć zrobiło mu się odrobinę przykro, może nawet nie, ale poczuł ukłucie goryczy, która tknęła go, że nie dał jej tego, czego z pewnością oczekiwała. Zarówno jak on nie otrzymał od niej tego, czego pragnął jego umysł, kiedy wyrzucił na wierzch tę jedną ponurą troskę. Dlatego też porzucając swój uroczy i ujmujący za serce serdeczny egoizm, zastąpił go czymś tak uczciwym jak sarkazm, aby w przypływie chęci udzielenia jakiś dobrych rad lub ukojenia jej wewnętrznego smutku nie odejść za daleko od wytoczonego celu – pozostania skrajnie obojętnym.
-Nie wiem, dlaczego ludzie pieprzą takie rzeczy: albo taki klimat, albo znowu ktoś wpadł na durny pomysł, że może okażę jakieś uczucia, wzruszę się, bo przecież ty jedna masz takie poważne egzystencjalne problemy, oj... - zacmokał z dezaprobatą – Ashe, Ashe, powiedz mi, chcesz misiaczka na drogę, skoro już nigdy się nie zobaczymy? - i znów wysłał komuś uśmiech, chyba tym razem jej, skoro już stali twarzą w twarz, najpiękniejszy ze wszystkich mu znanych. Ten sam co zwykle - uśmiech numer jeden.
Pomyślał przez chwilę, że to komiczne. Ale potrzebował czegoś na ten kształt. Czegoś co sprawi, że to spotkanie nie zakończy się smutnym szarym pożegnaniem koronującym dzień zwierzeń do pustych ścian, bo w tym w gruncie rzeczy byli ludzie z getta. Dlatego rozpostarł ramiona w podejrzanie przyjaznym geście i pomyślał, że na miejscu jego rozmówczyni nie przytulałby się do uśmiechniętego gościa, który zazwyczaj bywa sarkastycznie ponury lub niezdrowo szalony.
Kiedyś tam, w zamierzchłych czasach, kiedy nie był przyzwyczajony do tego, że ludzie znikają, za taki uścisk oddałby ciepłą, świeżą bułkę.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie EmptyNie Maj 10, 2015 12:07 pm

Przepraszam za zapłon i tę kupę, pochłonęły mnie juwenalia i jeszcze nie za bardzo wiem, co się dzieje. ;__;

Mimo że przekraczając próg mieszkania obiecałam sobie wszelkie osobiste dramaty i egzystencjalne rozważania zostawić za drzwiami, to znów miałam wrażenie, że zrobiło się filozoficznie. I jakoś tak podniośle, ale w ten sztuczny (a może wcale nie, ale tak sobie wmawiałam), słodkawo - gorzki sposób, nieodpowiedni dla tego miejsca i czasu. Ani dla żadnego innego miejsca i żadnego innego czasu, ale dla tego zwłaszcza, bo przecież zaciemnianie prostych i jasnych relacji niepotrzebnymi emocjami nie mogło nikomu przynieść niczego dobrego. Klęłam więc na siebie w duchu, nie potrafiąc (mimo starań!) zatrzymać przesączającej się przez pory w skórze nostalgii, która ogarniała mnie ostatnio często i bez ostrzeżenia, wywołując albo fale nieuzasadnionej niczym euforii, albo wprost przeciwnie - użalania się nad własnym ja. Albo jedno i drugie, przy czym ostatnia opcja stanowiła tę najgorszą, bo w efekcie kończyła się atakami skrajnej histerii, chwilami, w których nie mogłam złapać oddechu i krztusiłam się własnymi uczuciami, wydrapując wylewające się razem z łzami przekleństwa na ścianach paskudnego mieszkania, od jakiegoś czasu (dobrze wiedziałam, jakiego) znienawidzonego. Ludzie zajmujący lokale przylegające do mojego zaczynali rzucać mi na klatce schodowej podejrzliwe spojrzenia, cóż - echo niosło się wyraźnie przez cienkie jak tektura cegły. Na nich nie zwracałam uwagi, mogli uważać mnie za wariatkę, ale dzisiaj ten jeden raz chciałam wyglądać na kogoś, kto wie, co robi. Jeżeli nie przed Mathiasem, to przed samą sobą.
Poprzednich słów nie potrafiłam już cofnąć, ale mogłam przynajmniej zamilknąć, co też zrobiłam, odwracając się od okna i czekając na koniec monologu, zakończonego - a jakże - kiepsko zawoalowaną drwiną, na którą zresztą w pełni zasłużyłam. I która zamiast mnie zirytować, po prostu mnie rozbawiła, a może zrobił to rozbrzmiewający w pomieszczeniu, zachrypnięty śmiech. W każdym razie poczułam, jak sparaliżowane do tej pory kąciki ust rozciągają się w szerokim uśmiechu, żeby chwilę później wydać coś pomiędzy parsknięciem, a prychnięciem. Z czego się śmiałam? Najpewniej z samej siebie, dwudziestolatki o mentalności staruszki, stojącej przy oknie i narzekającej na bóle w stawach perspektywę rychłej śmierci i szukającej rozwiązań na problemy powstałe w obrębie własnej głowy. A przecież to wszystko było takie proste i absolutnie nieistotne, a ja patrząc na to skupisko rozwalających się budynków, nadal nie widziałam - że byłam tylko jeszcze jedną drobinką kurzu pośród tego całego brudu, i że mogłam zniknąć, uciec albo pogrążyć się we własnej głupocie, a i tak nikt tego by nie zauważył, i nie miałoby to absolutnie żadnego znaczenia. I chyba to odkrycie powinno mnie przygnębić, ale zamiast tego podnosiło mnie na duchu, bo nic w tej chwili nie mogło przydać mi się tak bardzo, jak niewidzialność.
Popatrzyłam nieprzytomnie na stojącego w dziwnej pozie Mathiasa, jakbym dopiero teraz zauważyła, że w ogóle jest w pomieszczeniu. Z szeroko rozłożonymi rękami i szaleńczym uśmiechem na wargach wyglądał co najmniej komicznie, ale też jakoś tak smutno - a może to po prostu moja histeria znowu dawała o sobie znać. Tak czy inaczej wiedziałam, że już od dłuższego czasu chwiałam się niepokojąco, w związku z czym należało myśleć o ewakuacji z tego wesołego spotkania.
- Starzejesz się, le Brun - powiedziałam w końcu, przewracając oczami, ale odwracając się w jego stronę. Nie podeszłam jednak od razu, pozwalając mu jeszcze przez kilka sekund stać w ten sposób, na podobieństwo jakiegoś groteskowego stracha na wróble głoskułki. - Będziesz za mną płakał? Nie wyhaftowałam ci chusteczki, ale mogę zostawić ci kawałek rękawa - dodałam, po czym - z pełną świadomością, że ta chwila będzie wracała do mnie w koszmarach - podeszłam do niego, obejmując go ramionami w najbardziej niezręcznym i dziwnym uścisku, jaki zdarzył mi się w życiu. Czy może - jednym ramieniem, bo druga ręka powędrowała do tylnej kieszeni jego spodni, wyciągając stamtąd przywłaszczoną (zapewne - przez przypadek!) paczkę papierosów. - Ale to będzie mi potrzebne bardziej niż tobie - dodałam, odsuwając się już na bezpieczną odległość, ale z zapachem dymu wciąż unoszącym się gdzieś dookoła. Wepchnęłam pomięte opakowanie do bocznej kieszeni czarnej torby, podnosząc ją za skórzany pasek i przerzucając przez ramię. Być może powinnam była sprawdzić najpierw jej zawartość (kto wie, czy nie podnosiłam właśnie tykającej bomby, za pomocą której Mathias postanowił zmienić mnie w zamachowca - samobójcę?), ale dopóki nie zobaczyłam fałszywych dokumentów na własne oczy, mogłam wciąż udawać, że to wszystko - od planów ucieczki aż po paskudne spotkanie w zapuszczonym mieszkaniu - nie działo się naprawdę.
Przystanęłam w miejscu, rzucając ostatnie spojrzenie mężczyźnie, nie czekając tak właściwie na nic konkretnego, ale też nie potrafiąc zdobyć się na ruszenie w stronę drzwi i przypominając sobie, dlaczego nienawidziłam pożegnań. O ile łatwiej znikało się bez słowa, nie pozostawiając po sobie ani wspomnień, do których można by wracać, ani nie wymuszając na nikim nieszczerych słów, które wypadałoby wypowiedzieć.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Stare Opuszczone Mieszkanie Empty
PisanieTemat: Re: Stare Opuszczone Mieszkanie   Stare Opuszczone Mieszkanie Empty

Powrót do góry Go down
 

Stare Opuszczone Mieszkanie

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

 Similar topics

-
» Opuszczone mieszkanie
» Opuszczone mieszkanie - Charlie Smith
» Stare podania
» Let it Snow (stare prośby)
» Pracownia cioci Rei (stare prośby)

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Getto-