|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 19 lat Przy sobie : Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe
| Temat: Maya Griffin Sro Lip 30, 2014 11:51 am | |
| |
| | | Wiek : 19 lat Przy sobie : Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe
| Temat: Re: Maya Griffin Sob Sie 09, 2014 9:44 pm | |
| |dzień po spotkaniu z Tylerem Pierwszy raz w życiu panna Griffin czuła się naprawdę podle i przez niemal cały poprzedni dzień w pracy nie potrafiła rozgryźć, co było tego powodem. Była jednak przygaszona i nawet współpracownikom udało się to zauważyć. O dziwo nastrój ten utrzymał się do następnego poranka, kiedy dotarła do niej informacja o oficjalnym rozpoczęciu Igrzysk. Niespecjalnie się tym interesowała, bo co mógł ją obchodzić los 24 osób z Kwartału. Może gdyby mogła coś z tym zrobić, jakoś zaradzić i, oczywiście, gdyby była innym człowiekiem, jej nastawienie także by się zmieniło. W tym życiu było jej to jednak obojętne, choć jak już zdążyła powiedzieć Tylerowi, uważała, że decyzja Coin nie zasługuje na pochwałę. Wyjątkowo w ten dzień miała wolne, z czego tym razem nie najbardziej się cieszyła. Wolałaby krzątać się od rana po barze, niż siedzieć w za dużych spodniach i bluzie na kanapie, z kubkiem herbaty i książką, czując się tak, jakby męczyło ją sumienie. Ale przecież ona nie miała sumienia i właśnie to starała się sobie uświadomić, zajmując swoje myśli lekturą. Ta metoda nie była jednak skuteczna; jej myśli zbyt szybko odbiegały od liter na stronach, a zdania musiała czytać po kilka razy aby zrozumieć ich sens. W końcu, stwierdziwszy, że to i tak nie ma większego sensu, odłożyła opasłe tomisko na bok i reszta dnia upłynęła jej na rzucaniu ukradkowych spojrzeń na telefon, czekając na coś, co najprawdopodobniej nie miało racji się wydarzyć. Odwrotnie niż zawsze miała wrażenie, że godziny zlatują jej szybko, ale gdy w końcu wzięła urządzenie do ręki przekonała się, że wciąż jest ranek. Ponownie odłożyła komórkę na bok, podejmując wreszcie wyzwanie rozgryzienia własnego stanu. Przyszło jej to wyjątkowo szybko, jakby już dawno miała świadomość tego, co jej jest, a najwięcej czasu zajęło jej przyznanie się do tego faktu. Były to, niestety, wyrzuty sumienia. Czuła się podle, ponieważ ostatniego dnia rozstała się z jedynym przyjacielem w stanie głębokiej nienawiści. Pierwszy raz w całym swoim życiu, a przynajmniej w jego części od wyprowadzki z domu, poczuła się źle z powodu swojego zachowania. Odpowiedź na pytanie "dlaczego" była za trudna. Stwierdziła więc, że powinna zostawić ten temat na później. Albo w ogóle go nie dotykać, zakopać głęboko, zamieść pod dywan i nie wyciągać. Nie chciała wiedzieć dlaczego, nie chciała czuć się w ten sposób. Było to nieprzyjemne, niemiłe, złe, okropne, męczące. I nowe, obce. Czuła się jak dziecko, które dopiero co uczy się świata, poznaje nowe, niekoniecznie miłe rzeczy i cierpi. Bo Mayę bolało to, że miała wyrzuty sumienia i a jednocześnie była zła. I to na siebie, że zachowała się jak ostatnia idiotka. I na Tyler'a, że powiedział jej prawdę. W końcu, po walce z samą sobą i wielokrotnym odkładaniem telefonu zawzięła się w sobie i napisała zwięzłą, niezbyt miłą wiadomość. Chyba zrobiła to podświadomie licząc, że nie przyjdzie, wciąż będąc na nią zły. Druga jednak jej część, za którą chyba odpowiadało serce, podpowiadała, że rozmowa z nim jest jedyną rzeczą, której w tamtej chwili naprawdę potrzebowała. Słowa, które rzuciła mu na do widzenia nie były prawdą, a jedynie wynikiem złości i frustracji. Żałowała ich, a to uczucie było tak samo obce jak obecność sumienia. Zwlokła się z kanapy i zawlekła do łazienki, starając się doprowadzić swój wygląd do porządku dziennego. A potem, nie mając nic lepszego do roboty, włączyła telewizor i czekała, aż oficjalnie rozpoczną się 76. Głodowe Igrzyska. Bała się, że Tyler nie przyjdzie. Bała się, że przyjdzie i tego, co będzie miała mu powiedzieć. Bała się, że jej instynkt obronny znów poprowadzi ją nie w to miejsce i sprawi, że jeszcze bardziej pogorszy całą sytuację. Skarciła się jednak w myślach, to nie był instynkt, żaden impuls, a jej prawdziwa natura. Musiał ją zaakceptować, jeśli naprawdę mu na niej zależało. Jedyne, co mogła zrobić, to starać się choć na chwilę opanować samą siebie. |
| | | Wiek : 23 lata Zawód : technik w hotelu Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille) Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy
| Temat: Re: Maya Griffin Nie Sie 10, 2014 3:58 pm | |
| Dzień po spotkaniu na skwerze
Tyler, co prawda nie pierwszy raz w życiu, ale od kilku miesięcy, czuł, że postąpił dobrze. W końcu zrezygnował ze swojej maski i prosto w oczy powiedział, co myśli o jej zachowaniu. Wracając do siebie, czuł się dziwnie lekki, jakby wszystkie słowa, które padły wcześniej, ciążyły mu przez długi czas. Sam przed sobą musiał przyznać, że głupio zachował się, ukrywając to. Może gdyby traktował ją jak resztę znanych mu osób, ich spotkanie potoczyłoby się w zupełnie innym kierunku. Jednak jak już wspomniałam, niczego nie żałował. Reszta popołudnia i wieczór upłynęły mu zaskakująco spokojnie oraz szybko. Następnego dnia miał wolne, więc obudził się późno i długo nie wstawał z łóżka. Nic nierobienie było miłą odmianą, biorąc pod uwagę ostatnie tygodnie pełne pracy. Kilka minut po godzinie jedenastej zaparzył sobie kawę, po czym przeniósł się do salonu. W telewizji oczywiście od rana najważniejszym wydarzeniem były Dożynki, które miały rozpocząć się lada moment. Mimo to transmisję z kwartalnego dworca nadawano już na niemalże wszystkich najważniejszych kanałach. Jeszcze przez chwilę próbował znaleźć coś, co nie było związane z Igrzyskami, a gdy okazało się to niemalże niemożliwe, ekran jego telefonu zamrugał. Na początku chciał to zignorować, myśląc, że ktoś potrzebuje mechanika. Jak każdy normalny człowiek, nie miał zamiaru iść do warsztatu w swój wolny dzień. Jemu też należał się jakiś odpoczynek, prawda? Niestety był już tak przyzwyczajony do technologii, że nie mógł zapomnieć o wiadomości. Skończyło się to w ten sposób, że co kilka minut przerzucał wzrok między telewizorem a komórką, próbując powstrzymać chęć przeczytania sms-a. W końcu ciekawość wygrała i, zrezygnowany, sięgnął po urządzenie. Czy był zaskoczony? Nie za bardzo. Co prawda zdziwiło go to, jak szybko Maya stwierdziła, że muszą porozmawiać. Wydawało mu się, że będzie musiało minąć kilka długich dni, jeśli nie tygodni, aby w końcu znów zechciała na niego spojrzeć. A tym czasem nie upłynęły nawet dwadzieścia cztery godziny. Co to znaczyło? Że wyrzuty sumienia przyszły tym razem wcześniej? Łatwiej jej było usprawiedliwić się przed samą sobą, bo tak naprawdę nie czuła się winna i chciała mu to powiedzieć? Czy może jeszcze coś innego? Przeczytał wiadomość w sumie dwa razy, a mimo to nie wiedział, co ma o tym myśleć. Chyba jedynym wyjściem było pójście tam i dowiedzenie się prawdy. Tym sposobem już po dziesięciu minutach zamykał swoje mieszkanie. Po dwudziestu kolejnych był już pod mieszkaniem dziewczyny. Zastanawiał się, czy pomyśli sobie, że skoro tak szybko przyszedł, to już zapomniał o wczorajszej sytuacji. Nie miał zamiaru dać jej tej satysfakcji. Westchnął i uniósł dłoń z zamiarem zapukania, gdy niespodziewanie wrota otworzyły się same. - Puk, puk? – Nic więcej się nie wydarzyło, więc został zmuszony pozostać na swoim miejscu. Po chwili w niewielkiej szparze między framugą a drzwiami ukazała się znajoma twarz. Schował dłonie do kieszeni. Przejście do mieszkania powiększyło się i w końcu mógł zobaczyć Mayę w całej okazałości. Przyglądał się jej spokojnie, nie uśmiechając się, ale też nie posyłając Griffin morderczych spojrzeń. – Nie zaprosisz mnie do środka? – zapytał, ściągając na siebie uwagę kelnerki. Dopiero po tych słowach pozwoliła mu wejść głębiej. Ruszył za nią do salonu, ale żadne z nich nadal nic nie mówiło. Jedynym odgłosem były ich kroki odbijające się na podłodze i włączony telewizor z relacją z Dożynek. Oczywiście. Tyler nie zamierzał siadać. Stał na środku z dłońmi nadal wciśniętymi w kieszenie, jakby chciał dać jej znak, że nie zamierza zostać na długo. Patrzył wyczekująco na brunetkę, bo w jego mniemaniu, to ona powinna rozpocząć tę rozmowę. Jednak cisza przeciągała się w nieskończoność. – Chyba mieliśmy porozmawiać, a tymczasem ty nadal milczysz. Czyli jednak nie mamy sobie nic do powiedzenia? – zapytał ostro. Naprawdę miał lepsze rzeczy do robienia niż bezsensowne wpatrywanie się w siebie. Wydawało mu się, że Maya zrozumiała swój błąd i chciała wyjaśnić wczorajsze nieporozumienie. Najwidoczniej się pomylił. |
| | | Wiek : 19 lat Przy sobie : Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe
| Temat: Re: Maya Griffin Nie Sie 10, 2014 7:22 pm | |
| Oczekiwanie zaczynało być uciążliwe i Maya zaczynała mieć wątpliwości, czy postąpiła słusznie. Nie mogąc usiedzieć w miejscu zaczęła spacerować po pokoju, od czasu do czasu wyglądając przez okno i nasłuchując kroków na klatce. Kiedy na ulicy mignęła jej sylwetka Tylera, stanęła przy drzwiach i czekała na odpowiedni moment. Kiedy kroki były już wystarczająco blisko otworzyła zamek i spojrzała na stojącego na korytarzu mężczyznę. Nic nie mówiła, wciąż nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, które nie zabrzmiałyby głupio. Patrzyła na niego z lekko przygaszonym wyrazem twarzy. Gdy w końcu zwrócił jej uwagę na to, że wciąż stoją w progu, rozchyliła bardziej drzwi, odsuwając się na bok. Poprowadziła go do salonu, gdzie stanęli naprzeciw siebie w ciszy. Dobrze wiedziała, że to ona powinna coś powiedzieć, ale pierwszy raz zabrakło jej słów. Nie potrafiła utworzyć sensownego zdania, jednocześnie nie czując się zażenowana własnym stanem psychicznym. Było jej przykro, ale jak miała mu to przekazać? Jak mogła dać mu znać, że żałuje swojego zachowania? Po tonie jego głosu zauważyła, że jest wściekły. W gruncie rzeczy miał rację, najpierw ściągała go, pisząc, że muszą pogadać, a później milczała, obserwując go uważnie i walcząc ze sobą o to, czy była gotowa to przyznania się do błędu. Czy nie wiedział, że było to dla niej za trudne? Jej wewnętrzna bariera nie pozwalała na to, aby tak drastycznie złamała wszystkie dane sobie przyrzeczenia. W imię czego? Mogła go już stracić na zawsze i żadne słowo mogłoby nie pomóc. Ale przecież może być odwrotnie, a ona nie dowie się, jeśli nie spróbuje. - Mam Ci coś do powiedzenia. Dużo - powiedziała niepewnym tonem, który brzmiał tak, jakby w ogóle nie należał do Mayi Griffin. Ciekawe, czy on zauważy, jak bardzo walczy ze sobą, aby nie ukazać swojej prawdziwej natury - Tylko nie bardzo wiem, od czego powinnam zacząć - odetchnęła głęboko, unikając jego wzroku. Czuła się niepewnie, choć zazwyczaj to właśnie pewność siebie była jej największą zaletą i wadą zarazem. Nie była dobra w szczerych rozmowach czy wszelkich wyznaniach. A jednocześnie sądziła, że wina nie leży jedynie po jej stronie i czuła się urażona słowami, które poprzedniego dnia padły z ust Dawsona. Winiła go za swój stan i ciężko było jej mu wybaczyć, a przez to jednocześnie prosić o jego wybaczenie. - Dobra, przejdźmy do rzeczy - znowu oddech, znowu błądzące po mieszkaniu spojrzenie, które zatrzymywało się wszędzie, tylko nie na nim. Błądziła po omacku, obijała się o ściany i starała się znaleźć wyjście z labiryntu, do którego niechcący trafiła. Jej wnętrze aż krzyczało, błagało o powrót do dawnych schematów. Uczucie to było podobne do tego, jakby żyły w niej dwie osoby i każda miała odmienne zdanie, a ona sama nie wiedziała, którą stronę powinna obrać. Podniosła więc wzrok, patrząc na niego odrobinę błagalnie i krzywiąc się, gdy rozszerzała usta aby wypowiedzieć słowa, które krążyły wokół jej umysłu od rana - Posłuchaj... To, co powiedziałam wczoraj nie było prawdą. Tak naprawdę jesteś jedyną osobą, której obecności naprawdę potrzebuję i nie mogę sobie wyobrazić, że powiedziałam inaczej. Byłam wściekła, choć patrząc na to z góry, chyba zawsze taka byłam. A przynajmniej odkąd wyprowadziłam się z domu. Ale to wszystko... cała ta złość, ironia, chamstwo, to wszystko pomaga mi nie skupiać się na własnych emocjach. Jesteś moim przyjacielem i choć nie potrafię tego wyrazić nie umiem normalnie funkcjonować wiedząc, że prawdopodobnie nie chcesz mnie nawet widzieć - powiedziała na jednym tchu, wpatrując się w niego uważnie. Mimo wszystko udało jej się jednak utrzymać siłę głosu, który nie załamał się ani przez chwilę. Zauważyła, że dłonie jej lekko drżą, więc zacisnęła je w pięści. W tle zaczynały się już Dożynki, jednak relacja z tego wydarzenia docierała do jej uszu jak przez mgłę. Stała, wpatrzona w swojego przyjaciela, zastanawiając się, czy jej słowa w ogóle coś dla niego znaczą. Starała się włożyć w to jak najwięcej serca, a jak najmniej umysłu. Chciała, by zobaczył, że naprawdę wiele znaczy, choć tak naprawdę dostrzegła to dopiero po ich kłótni. Kiedyś za wszelką cenę uważała, że nikt już nigdy nie będzie jej tak bliski, jak był jej ojciec. A jednak to się zmieniło, znalazła się osoba, która była jedyną, którą do siebie dopuszczała - Naprawdę mi na tobie zależy - dodała jeszcze, zanim jej uwagę przykuło coś innego. Zza jej pleców dochodziły już nazwiska trybutów, jednak Maya nie wsłuchiwała się w słowa prowadzącego, który przedstawiał nowo to wybranych mieszkańców KOLCa. Aż do czasu, czy jedno nazwisko wydało jej się znajome. Maya Griffin. Co? Maya... Ale ja... Nie słuchała już słów Tylera, a jedynymi dźwiękami, jakie docierały do jej uszu były te dochodzące z telewizora. Odwróciła się powoli, a serce zabiło jej odrobinę szybciej niż powinno. Kiedy stanęła twarzą do ekranu miała wrażenie, że krew przestała jej płynąć w żyłach, serce stanęło, aby potem uderzyć boleśnie w piersi, przyspieszając z każdą chwilą. Na wyświetlaczu widniało jej nazwisko i tylko to liczyło się w tamtej chwili. Nie była pewna, czy on też to zauważył. Dłonie zaczęły trząść się o wiele mocniej niż wcześniej, twarz zbladła. Rozsądek podpowiadał jej, że to nie było możliwe. Nie mogło być, ponieważ mieszkała w Dzielnicy. Najwyraźniej ten dzień był dnie, w którym wiele rzeczy działo się po raz pierwszy, ponieważ zaczęła się bać. Była przerażona i jeśli to był sen, chciała się z niego obudzić. Cofnęła się do tyłu, wchodząc na stolik i strącając z niego wazonik z kwiatkiem, który rozbił się na dywanie powodując o wiele więcej hałasu niż powinien (a może tylko jej się tak wydawało) i rozlewając wodę, która pozostawiła mokrą plamę. Kiedy z ekranu telewizora wreszcie zniknęło jej imię, obróciła powoli głowę spoglądając na przyjaciela z wyraźną paniką w oczach. - To niemożliwe - powiedziała tylko, zaciskając pięści. Starała się uspokoić, choć w tym wypadku nawet jej silna psychika nie potrafiła sobie poradzić z tym, co wydarzyło się przed sekundą. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Maya Griffin Pon Sie 11, 2014 8:28 am | |
| W kilka minut po zakończeniu losowania pod budynek podjechał samochód, z którego wysiadło trzech Strażników Pokoju (czwarty został na miejscu kierowcy). Dwóch mężczyzn i jedna kobieta szybko znalazło się przy drzwiach. W mieszkaniu rozległo się głośne, natarczywe pukanie. - Oddział Strażników Pokoju, proszę otworzyć! - krzyknął najwyższy z mundurowych, najprawdopodobniej dowódca oddziału. |
| | | Wiek : 23 lata Zawód : technik w hotelu Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille) Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy
| Temat: Re: Maya Griffin Pon Sie 11, 2014 10:20 am | |
| Gdy w końcu z jej ust wydobyły się słowa, poczuł ogromną ulgę. Mimo wszystko nie chciał, żeby teraz to wszystko poszło na marne i skończyło się kolejną głupią sprzeczką, z której niewiele wynikało. Widział wyraz twarzy kelnerki, doskonale słyszał niepewny ton i chyba nawet widział walkę, jaka rozgrywała się w głowie dziewczyny. To nie była dziarska, pewna siebie, pozbawiona skrupułów. Maya Griffin. Stała przed nim zupełnie inna osoba, która chyba nawet nie miała w sobie wystarczająco dużo odwagi, aby spojrzeć mu w oczy. Co sprawiło, że odkryła przed nim tę twarz? Wyrzuty sumienia? Czy nie miała ich też wiele razy wcześniej, chociażby, gdy przepraszała go wczoraj? Nie ważne. Widział, że mówienie przychodzi jej ciężko, ale nie przerywał. W końcu jakieś tam słowa skruchy mu się należały. Być może powinien ułatwić tę sytuacją, wiedząc, jaki ma charakter, ale coś w środku podpowiadało mu, aby tego nie robił. Kiedyś musiała się przystosować, a to mógł być ten moment. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że się nie zmieni. Właściwie to nawet tego nie chciał. Zależało mu tylko na tym, aby od czasu do czasu najpierw zastanowiła się, potem powiedziała. Swoje wypowiedzi co pewien czas przerywała, błądząc wzrokiem po mieszkaniu. Starał się nie popędzać dziewczyny, ale to czekanie stawało się uciążliwe, gdy dawała mu znak, że jest już gotowa, a potem na nowo zbierała słowa. Po „dobra, przejdźmy do rzeczy” uniósł brwi do góry, ale jeszcze chwilę zajęło jej przełamanie się. W końcu zaczepiła na nim bezradne spojrzenie i wykrzywiając usta, w sposób, który wyraźnie sugerował, iż nie jest to typowe dla niej zachowanie, zaczęła mówić. Mimo że wyglądała wówczas okropnie i na pewno tak też się czuła, on w końcu uśmiechnął się do dziewczyny. W życiu nie oczekiwałby, że usłyszy z Mayi ust takie słowa, które brzmiały naprawdę szczerze. Nie zwrócił uwagi, że zrobiła to zbyt szybko oraz na jednym wdechu, bo liczył się sens. Chciał coś powiedzieć, ale ona jeszcze nie skończyła. Po kolejnym wyznaniu wciągnął głęboko powietrze. Tego już kompletnie się nie spodziewał. Przez chwilę jeszcze stał oniemiały, patrząc na osobę naprzeciw niego i nie wierząc, że to wszystko naprawdę się wydarzyło. – Już w porządku. To, co było, minęło. Najważniejsze, że teraz jest znowu dobrze. – Z tego wszystkiego nie wiedział, co powiedzieć. Odruchowo zaczął iść w stronę brunetki, chcąc po prostu chwycić ją w ramiona. Zamierzał też powiedzieć, że równie mu na Mayi zależy, ale ona go już nie słuchała. Patrzyła na telewizor szeroko otwartymi oczami, a jej twarz coraz bardziej bledła. Zatrzymał się w pół kroku i również spojrzał w tamtą stronę. Jeśli wydawało mu się, że przed chwilą był zaskoczony, teraz musiał być co najmniej wstrząśnięty. Na ekranie wyświetlono nazwiska tegorocznych trybutów, a wśród nich widniała Maya Griffin. Co tam się wydarzyło? Przecież nie pochodziła z Kwartału, od początku mieszkała w Dzielnicy. To nigdy nie powinno być miejsca, musieli się pomylić, nie było innej opcji. Oboje od zawsze mieszkali w Kapitolu. Ich przeznaczeniem nigdy nie było branie udziału w Igrzyskach. Mieli je oglądać, kibicować, sponsorować, ale nie ginąć na arenie. – Pieprzeni rebelianci – powiedział, zaciskając szczęki. W końcu doszło do tego, że posyłają własne dzieci na śmierć? Gratulacje dla rządu. Już odwracał się w stronę Mayi z zamiarem powiedzenia czegokolwiek, zapewnienia, że to musiał być błąd, gdy nagle usłyszał głuche uderzenie. Zdążył zauważyć jeszcze gwałtowny ruch stolika do kawy, a potem stojący na nim wazon runął i rozbił się na ziemi. Spojrzał na twarz brunetki i, widząc uczucia, które jeszcze przed chwilą opętały jego, a teraz miotają dziewczyną ze zdwojoną siłą, podszedł do niej. Przyciągnął dziewczynę do siebie, kładąc swoją głowę na jej. – Spokojnie. Cokolwiek się stało, jesteś stąd. Nie mają prawa zabrać cię na żadne Igrzyska. – W tej chwili usłyszeli łomotanie do drzwi i głośny krzyk mężczyzny na zewnątrz. Mocniej ścisnął Mayę. Zanim mu się wyrwała, ujął podbródek dziewczyny i spojrzał w oczy. - Słuchaj, podejdźmy do sprawy racjonalnie. To pomyłka. Trzeba ją wyjaśnić, aby jak najszybciej wykreślili twoje imię i nazwisko z listy trybutów. – Zaczekał aż słowa do niej dotrą i dopiero potem kontynuował, nie pozwalając, aby spuszczała wzrok. – Będzie dobrze, zaufaj mi. Nie oddam im cię za żadne skarby, w porządku? – Oparł swoją czoło o jej, zamykając oczy. Przez chwilę jeszcze trwali tak aż odgłosy zza drzwi nie powtórzyły się. Puścił Griffin, ale postanowił, że pójdzie za nią. Kiedy otwierała drzwi Strażnikom Pokoju, po raz pierwszy pomyślał, że ta sprawa może nie być taka prosta.
|
| | | Wiek : 19 lat Przy sobie : Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe
| Temat: Re: Maya Griffin Pon Sie 11, 2014 12:25 pm | |
| Była naprawdę wdzięczna Tylerowi, że nie kazał mówić jej nic więcej i po prostu przyjął jej przeprosiny. Miała jednak świadomość tego, że po jej słowach jej zachowanie musi ulec zmianie, jeśli chce, aby ich przyjaźń wciąż trwała. Niestety, wszystko to szybko przestało się liczyć wraz z chwilą, gdy jej nazwisko pojawiło się wśród wylosowanych trybutów. Zły sen? Raczej nie, wszystko było zbyt realistyczne, zbyt głośne i wyraźne. Zauważyła, że przyjaciel jest wkurzony, ale dodatkowo ona była jeszcze przerażona. Fakt, że nie była w tej chwili sama odrobinę podniósł ją na duchu, jednak nie mógł złagodzić pustki, którą nagle poczuła. Stała i wpatrywała się w niego niewidzącym wzrokiem, zbyt zszokowana aby zrobić cokolwiek. Dopiero gdy poczuła jego ramiona, które obejmowały ją ciasno i przyciągały do niego, tak naprawdę dotarło do niej wszystko, co zobaczyła. Wtuliła głowę w jego ramię, ciesząc się otaczającym ją ciepłem jego ciała, które choć odrobinę podnosiło ją na duchu. Słysząc jego słowa odruchowo skarciła się w myślach za to, że tak łatwo dała się ponieść emocjom i pozwoliła, aby zapanował nad nią strach. Miał rację, to musiała być pomyłka, jakiś błąd, który zaraz zostanie rozwiązany. Mimo wszystko wciąż czuła się zagrożona, a jego bliskość dała jej pewne poczucie bezpieczeństwa i wtedy naprawdę zaczęła obawiać się tego co by było, gdyby nie zaprosiła go do siebie. Kiedy rozległo się walenie w drzwi uderzył w nią fakt, jak szybko rząd zdążył zareagować. Chyba że cały ten cyrk nie był przypadkiem. Zamknęła oczy, a gdy je ponownie otworzyła patrzyła prosto na niego, czując jego ciepłą dłoń podtrzymujący jej podbródek. Jej oczy odrobinę się błyszczały, jakby zaraz miały stamtąd wypłynąć pierwsze od wielu lat łzy. Musiała się jednak opanować, bo strach był ostatnią rzeczą, której potrzebowała w tej chwili. Kiedy oparł swoje czoło o jej poczuła dziwny dreszcz i przez chwilę w jej głowie pojawiła się myśl, że być może już nigdy go nie zobaczy. Szybko jednak została ona zniszczona, bo przecież nikt nie miał prawa ich rozdzielić, zabierając ją na arenę. - Masz rację. Nie mają takiego prawa. Tyler puścił ją dopiero gdy dość intensywne pukanie do drzwi powtórzyło się, a Maya zanim odeszła ścisnęła szybko jego dłoń, chcą dodać sobie otuchy. Podeszła do wejścia, kładąc dłoń i czując chłód metalu, nagle wydając się bardzo krucha, po czym uchyliła drzwi i uśmiechnęła się uprzejmie do trójki Strażników Pokoju, zagradzając jednocześnie ciałem przejście do salonu. Starała się zachowywać jak najspokojniej, nie pokazując poirytowania i tej całej gamy uczuć, które jeszcze przed chwilą nią targały. Wiedziała, że Tyler stoi niedaleko niej i przez to poczuła się silniejsza. Poszerzyła swój uśmiech, patrząc po kolei na każdego z trójki przybyłych. - Dzień dobry - powiedziała szybko grzecznym tonem - Mam nadzieję, że przyszliście tu wytłumaczyć to nieporozumienie - dodała, nie dając im możliwości zareagowania na jej słowa - To świetnie, bo szczerze mówiąc chciałabym usłyszeć, co spowodowało ten błąd. Jestem pod wrażeniem szybkiej reakcji rządu... Tak bardzo dbacie o swoich obywateli - ostatnie zdanie wypowiedziała z nieskrywaną nutką ironii w głosie, starając się utrzymywać kontakt wzrokowy ze Strażnikami - Sądzę jednak, że nie będziecie dłużej potrzebni - zwęziła trochę otwór między drzwiami a ścianą. Dobrze wiedziała, że nie skończy się to tak szybko ani łatwo, bo zapewne nie przyszli tu tylko po to, aby przeprosić ją za błąd w losowaniu, a jej zachowanie może ich jeszcze bardziej rozjuszyć. Mimo wszystko nie zamierzała tak po prostu oddać się w ich ręce i robić to, czego od niej zażądają. Już dawno temu przestała zachowywać się w sposób, którego inni by od niej oczekiwali, a ranga społeczna Strażników, choć o wiele większa i większą władzą niż jej, nic nie zmieniała. Wiedziała, że gaz pieprzowy znajduje się w szufladzie obok drzwi, jednak co miała z tym faktem zrobić? Nawet gdyby udało im się uciec, gdzie mieliby się udać, co zrobić dalej? Może była porywcza, ale na pewno nie głupia, a takie zachowanie mogło jeszcze bardziej pogorszyć całą tą tajemniczą sprawę. Póki co zamierzała załatwić to w pokojowy sposób i choć strach już trochę zelżał, pojawiła się złość na wszystkich, którzy przyłożyli rękę do organizacji Dożynek. Zastanawiała się jak zareagował na to jej ojciec. A może sam przyłożył do tego rękę, popierając każdą decyzję Coin? |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Maya Griffin Pon Sie 11, 2014 4:09 pm | |
| Na przód wysunęła się średniego wzrostu Strażniczka, dwóch wyższych kolegów pozostawiając z tyłu. Odwzajemniła uśmiech Mayi, choć nieco chłodno, a kiedy dziewczyna wypowiedziała zaprawione ironią słowa, kąciki ust kobiety całkiem opadły ku dołowi. - Dzień dobry - odpowiedziała, robiąc jeszcze jeden krok w przód i opierając rękę na drzwiach niby od niechcenia; w rzeczywistości przytrzymywała je, na wszelki wypadek gdyby przyszła trybutka postanowiła je zamknąć. - Błąd systemu jest już wyjaśniany, wieczorem zbiorą się członkowie rządu, żeby podjąć konieczne decyzje. Do tego czasu jednak mamy obowiązek odeskortować panią do Ośrodka Szkoleniowego, gdzie będzie pani oczekiwać na rozwiązanie sprawy - wygłosiła oficjalnie i urzędowo. Podobny efekt uzyskałaby, gdyby odczytała na głos pismo z Pałacu Sprawiedliwości. - Samochód czeka już przed budynkiem, pójdzie pani z nami - dodała, w razie gdyby taki przebieg procedur nie był jeszcze zupełnie oczywisty.
|
| | | Wiek : 23 lata Zawód : technik w hotelu Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille) Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy
| Temat: Re: Maya Griffin Pon Sie 11, 2014 10:48 pm | |
| Ustawił się za drzwiami w takim miejscu, że ani on ani Strażnicy nie widzieli się, lecz mogli się usłyszeć. Tyler postanowił jednak zachować wszelkie pozory i przez całą rozmowę siedział cicho, udając, że go nie ma. Najpierw skupił się na słowach Mayi, potem, jak poznał po głosie, kobiety. Czyli było ich co najmniej dwóch, biorąc pod uwagę, że podczas pukania krzyczał mężczyzna. Wiedział, że szanse są niewielkie. Mogliby próbować ucieczki, walki czy czegokolwiek innego, ale zyskaliby tylko kilka minut. Nawet gdyby mieli broń i zaczęli strzelać, czy potem i tak by ich nie szukali? W zeszłym roku była podobna sytuacja. Strażnicy musieli ściągnąć dziewczynę do Ośrodka, tak zdecydował system. Czy jakiś cholerny błąd, nie ważne. Nie odpuściliby. Musiał na chwilę zejść na ziemię, bo dziewczyna zapytała o coś, co i jemu chodziło po głowie. Właśnie, dlaczego nie mogą zaczekać w domu i przyjść po nią później, kiedy już podejmą decyzję? Co za różnica – jeśli mieli dopuścić do wciągnięcia w Igrzyska mieszkańców Dzielnicy, to i tak to zrobią. Chcieli przekonać przyszłych trybutów odnowionym Ośrodkiem Szkoleniowym? Na pewno się zgodzą. To wszystko wydawało się zwyczajnie głupie. Przez jedną pomyłkę umundurowane grupki chodziły teraz po Kapitolu, jakby nie można było udać, że nic się nie wydarzyło. A jeśli wylosowali jakiegoś dzieciaka, który miał rodzica w Rządzie? Czy nie powinni zainterweniować? W końcu o to walczyli rebelianci, o przyszłość dla następnych pokoleń. Tym czasem skazali część z nich na pewną śmierć. Przewrócił oczami, powstrzymując się przed zgryźliwym komentarzem. Miał już serdecznie dość tej wymiany zdań. Wyjaśnienia Strażniczki nie spodobały mu się. Nie zastanawiał się długo nad kolejnym ruchem. Miał tylko nadzieję, że uda mu się zaskoczyć nieproszonych gości i oparł się o drzwi, dociskając je mocno do framugi. Z pomocą Mayi było to łatwiejsze. Po chwili zabezpieczył wszystkie możliwe zasuwy i szybko pociągnął dziewczynę do salonu. Zatrzymali się dopiero za wejściem. Wiedział, że poprzednie działanie było tylko głupią próbą, która miała dać im więcej czasu, ale nie żałował jej. Potrzebowali jeszcze tej chwili, a nie miał zamiaru rozmawiać przy Strażnikach. - Naprawdę chciałbym cię stąd zabrać, ale jedyną drogą ucieczki byłoby okno – zaczął, chwytając ją za ramiona. Chciał, aby jeszcze przez chwilę skupiła się na jego słowach. Starał się mówić cicho oraz szybko, a do tego nie pokazywać, że dla niego to też nie jest łatwe. Choć pewnie i tak ona czuła się o wiele gorzej. – Ale nie martw się, będzie dobrze. Cholera jasna, co z Coin byłby za prezydent, gdyby wydała dzieci swoich sprzymierzeńców za śmierć? – Sam nie wierzył we własne słowa, panika wdziera się do jego głowy. Chciał ją tylko uspokoić, sprawić, żeby się nie bała. – Jak tylko wyjdziesz z Ośrodka, od razu do mnie zadzwoń, dobrze? Będę czekał na twój telefon, potem złapię taksówkę i podjadę po ciebie. Czekaj na mnie przed wejściem. Później wrócimy do domu i będziemy świętować do rana. Ale pamiętaj, żebyś od razu zadzwoniła. – Co on właściwie wyprawiał? Próbował odwrócić jej uwagę od sytuacji, skupiając ją na drobnych czynnościach, które wykona po całym tym cyrku. Miał nadzieję, że to przywróci dziewczynie naturalny tok myślenia, że dzięki temu zapomni o tym, co chciał wyrządzić jej Los. Aż na zbyt mocno czuł, że ich czas się kończy. Znów ujął w dłonie podbródek dziewczyny i przysunął się bliżej, zbliżając swoje usta do jej. Na początku tylko musnął wargi, a gdy nie odsunęła się, posunął się nieco dalej, mocniej je przyciskając. Znów musiał wyłączyć myślenie, bo jego mózg podsuwał mu stwierdzenia, że to ich pierwszy, ale i ostatni pocałunek. Rozpaczliwy pocałunek. Pożegnalny.
|
| | | Wiek : 19 lat Przy sobie : Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe
| Temat: Re: Maya Griffin Wto Sie 12, 2014 10:20 am | |
| Dziewczyna domyślała się, że będzie musiała opuścić mieszkanie. Jednak to, iż zaistniała taka konieczność nie znaczyło wcale, że Maya zamierzała to zrobić. Od dłuższego czasu robiła zawsze wszystko na przekór innym i tym razem także nie mogło być inaczej, nie potrafiła jednak znaleźć skutecznego sposobu na pozbycie lub choćby chwilowe unieruchomienie trójki Strażników, z których dwóch było zdecydowanie od niej silniejsi, a i kobieta zapewne nie pozostawała w gorszym stanie fizycznym. Nie miała szansy w walce, nawet gdyby Tyler jakoś jej w tym pomógł, nie daliby rady we dwójkę. A nawet jeśli była przekonana, że prędzej czy później by ją znaleźli. Mogli uciec, ale czy był tego sens? Patrzyła przez chwilę na kobietę, próbując jakoś zebrać myśli i z bólem stwierdziła, że pierwszy raz nie może znaleźć wyjścia z jakże beznadziejnej sytuacji, w której się znalazła. - Nie widzę takiej potrzeby - powiedziała, uśmiechając się do kobiety - Sądzę, że wyjdzie na to samo, jeśli zostanę w domu. Zadzwońcie albo wyślijcie maila, gdy będzie po wszystkim - zdążyła tylko dodać, gdy nagle poczuła, jak drzwi zaczynają przesuwać się w stronę wejścia. Odskoczyła w ostatniej chwili i razem z chłopakiem popchnęła je mocniej, jednocześnie odgradzając ich od trójki funkcjonariuszy. Szczęknął zamek i zanim zdążyła się obejrzeć, Tyler ciągnął ją w stronę salonu. Całe to zdarzenie zaszło tak szybko, a ona wciąż wpatrywała się w drzwi, które zapewne niedługo zostaną wyważone, w celu wywleczenia jej do Ośrodka Szkoleniowego. Miała jednak wrażenie, że ten pobyt nie skończy się na oczekiwaniu na koniec obrad. Może była samolubna, ale w tamtym momencie całym sercem błagała aby to Snow znów był prezydentem Panem. Wtedy nic takiego by się nie wydarzyło, nie musiałaby stać w swoim własnym salonie, czując zaciskające się na jej ramionach dłonie Tylera, z sercem pragnącym wyrwać się z piersi i uciec jak najdalej od całego tego popieprzonego widowiska, które urządziła im Coin. Obiecywała wszystkim wolność od Igrzysk, od bezpodstawnej śmierci, a teraz sama zamieniała się w widmo w czarnej szacie, podpisujące wyrok na 24 Bogu ducha winnych osobach. A tłum ludzi, naiwnych, ślepych i głupich, szedł za nią jak owce za pasterzem, widząc w niej królową i wybawicielkę. Szli na rzeź, ile z tych, których nazwiska pojawiły się na ekranach było w tym stadzie? Ile z nich walczyło o życie, a otrzymało wilczy bilet tam, gdzie nadzieja zapada się pod Ziemię a każde marzenie rozsypuje się w popiół z kolejnym wystrzałem armatnim, kolejnym spojrzeniem oprawcy, który jest przerażony w tym samym stopniu co jego ofiara. To państwo leżało na kłamstwie, było kłamstwem a Alma Coin była tą, która mami i zabija. Nie lepsza niż Snow, a może nawet gorsza. Brunetka spojrzała na przyjaciela, wysłuchując z uwagą jego słów. Nad głową słyszała tykający zegar.Tik-tok. Tik-tok. Każda sekunda przybliżała ich do nieuchronnego. I nie ważne, czy ją wypuszczą czy będzie zmuszona walczyć, miała wrażenie, że nic dookoła na razie się nie liczyło. Każde zdanie, które wypowiadał, było zbyt pozytywne, aby mogło być prawdziwe. Nie ufała nikomu spośród tych szumowin, które śmiały nazwać się przywódcami. Czuła złość na swojego ojca, że wciąż żył, bo to życie zyskał dzięki sprzymierzeniu się z katem. Mogłaby wrócić do domu i usłyszeć, że wszystko będzie w porządku, ale wściekłość i rozgoryczenie, które sprawiło, że dłonie trzęsły jej się tak, jak jeszcze nigdy dotąd, pozostanie. - Ona się mści - powiedziała, a jej głos nie trząsł się tak jak wtedy, gdy jej nazwisko pojawiło się na ekranie telewizora - Pewnie widzi, jak wiele osób pragnie jej śmierci, pokazuje swoją władzę, brak skrupułów. Zabije własnych sprzymierzeńców, chce rozsiać strach i uzyskać posłuszeństwo - była święcie przekonana prawdziwości swoich słów i choć zwiastowały najgorsze, miała przeczucie, że może mieć rację. Czy właśnie to miała być jej kara? Za obojętność, zbyt wiele pochopnie wypowiedzianych słów? Mogła mu teraz obiecać, że zadzwoni, że znów się zobaczą, ale wtedy sama byłaby kłamcą, gdyby jej droga poszła w drugą stronę. Złamałaby przyrzeczenie. Wolała więc nie mówić nic, traciła wiarę w samą siebie i to, że Los może się jeszcze do niej uśmiechnąć. Następne kilka sekund minęło równie szybko jak te przy drzwiach, a mózg Mayi ledwo nadążał za tym, co właśnie się dzieje. Poczuła, jak Tyler ujmuje jej podbródek w dłonie i przysuwa się bliżej. Patrzyła na niego zdziwiona, stojąc w miejscu i śledząc jego ruchy. Dookoła wszystko nagle ucichło, choć może tylko jej się wydawało. Serce ponownie zaczęło uderzać szybciej, jednak nie ze strachu. Był coraz bliżej, a jego usta delikatnie dotknęły jej warg, odrobinę niepewnie. Wydawało się to niemożliwe, a jednak działo się. Miała wrażenie, że wraz z tym zbliżeniem coś się skończyło, ale jednocześnie coś się zaczyna. Początek końca. Nie odsunęła się i chyba nawet nie pomyślała o tym, aby to zrobić. Bo ten gest, tak bardzo do nich niepasujący, wydawał się piękny. Mimo wrażeniu, że znajduje się nie tam, gdzie powinna, była na swoim miejscu, wszystko poukładane i takie, jakie powinno być. Jedna wielka sprzeczność, a jednak nie zawracała sobie tym głowy. Wszystkie negatywne uczucia, wszystkie lęki i emocje, poza tym jednym uczuciem, które powodowało rozchodzenie się po całym ciele ciepła, wypłynęły z niej wraz z chwilą, w której on postanowił postawić krok dalej, wchodząc na zupełnie obcy grunt. Odwzajemniła jego pocałunek, który był tak różny od wszystkich, których doświadczyła w swoim życiu. Nie był jej pierwszym, a jednak z całą pewnością zasługiwał na jego miano, będąc zarazem najlepszym. Nie była do końca pewna, czy coś poczuła, ponieważ nigdy tego nie doświadczyła, ale uczucie które ogarnęło ją w chwili, gdy oplatała dłonie wokół jego szyi i poświęcała całą swoją energię na ten jeden gest był obce i niesamowite, jedyne w swoim rodzaju i wyjątkowe. Chciała, aby trwało, choć zegar w jej głowie wciąż tykał, coraz szybciej i dramatyczniej. Czuła przy sobie ciepło jego ciała i bijące spod skóry i ubrań serce, którego rytm zdawał się zgrywać razem z jej. Byli przyjaciółmi, ale czy ten pocałunek można było uznać za przyjacielski? Pierwszy i ostatni. Czy zamienią się w nieszczęśliwych kochanków rodem ze starych powieści, których uczucie z góry skazane będzie na niepowiedzenie, a historia zwieńczona zostanie śmiercią, naznaczona krwią i wspomnieniem chwili, w której połączyli się ze sobą składając niemą obietnicę, która przetrwa wszystko? Pozwoliła im jeszcze na chwilę czułości i zbliżenia, nawet wtedy, kiedy zegar eksplodował, skończył się czas i otworzyła się droga w nieznane. Tym razem to ona ujęła jego twarz w dłonie, z bólem przerywając łączącą ich więź. Uśmiechnęła się delikatnie, gładząc dłonią jego policzek. Brązowe oczy błyszczały, kiedy starała się zajrzeć w głąb jego duszy i odczytać to, co czuje. Nie mogła znaleźć słów, które godne były zwieńczyć ten moment. Jedyne czego pragnęła, to znów poczuć jego bliskość, dotyk ust łamiący wszelkie bariery i sięgający w tą część jej serca, do której jeszcze nikomu nie udało się dotrzeć. Czuła się jak nowo narodzona, gdy zaczynały docierać do niej otaczające ich dźwięki. - Chyba muszę już iść - szepnęła, uśmiechając się mocniej, bo przecież nikt nie powiedział, że więcej się nie zobaczą. Powoli zsunęła dłonie z jego twarzy, wciąż jednak stojąc w miejscu i patrząc na niego, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chciała znów go pocałować, poczuć to, co przed chwilą. Jednak gdyby to zrobiła, gdyby pozwoliła na jeszcze chwilę wytchnienia w jego ramionach, odczułaby ból zbyt wielki, aby był jedynie złudzeniem - Do zobaczenia wkrótce - powiedziała, zanim odwróciła się w stronę wyjścia. Mimowolnie złożyła obietnicę i coraz mocniej zapragnęła uwierzyć w słowa Strażników. Zwykły błąd, zdarza się każdemu. Ruszyła powoli przed siebie, bojąc się tego, co może zastać w Ośrodku Szkoleniowym. I bojąc się tego, czego już więcej może nie zobaczyć. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, która spadła na ziemię, pozostawiając na dywanie małą, niemalże niewidoczną, mokrą plamkę. Przełknęła resztę kropel, nie pozwalając im udać się na wolność. Może właśnie ten ślad sprawi, że szybko wróci do domu. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Maya Griffin Wto Sie 12, 2014 2:02 pm | |
| Strażniczka otworzyła usta, chcąc zaprotestować w reakcji na słowa Mayi, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, drzwi zatrzasnęły się; nie spodziewając się obecności Tylera, kobieta nie przytrzymała ich na czas, a kiedy spróbowała ponownie je otworzyć, były już skutecznie zablokowane przez zasuwy. - Proszę otworzyć! - rozległ się jej przytłumiony głos zza ściany, a następnie drzwi zatrzęsły się gwałtownie, kiedy załomotała w nie pięścią. - Jesteśmy tu na polecenie rządu! Proszę otworzyć! - powtórzyła, teraz już wyraźnie ze złością. Niezbyt uśmiechało jej się wtargnięcie do mieszkania przy użyciu siły, ale w razie potrzeby była gotowa to zrobić. - Jeśli pani nie otworzy, będziemy zmuszeni wyważyć drzwi! - krzyknęła znów, naiwnie licząc jeszcze na to, że wejście stanie otworem. Po tych słowach jednak zapadła długa cisza, w czasie której trójka Strażników rozmawiała ze sobą przyciszonymi głosami, wymieniając szybkie zdania; w końcu podjęli jednak decyzję, bo w następnej sekundzie rozległ się strzał, zamek odskoczył, a drzwi uchyliły się. Strażniczka, wciąż stojąc na przedzie, pchnęła je mocno, zatrzymując się w wejściu i stając twarzą w twarz z Mayą. - Pójdzie pani z nami - powtórzyła stanowczo i - jakby spodziewając się oporu - chwyciła dziewczynę za zgięcie łokcia, ciągnąc ją w stronę wyjścia.
Jeśli Maya nie stawia oporu, możesz już pisać w Ośrodku Szkoleniowym.
|
| | |
| Temat: Re: Maya Griffin | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|