Wiek : 32 Zawód : Oficer Przy sobie : dwa noże ceramiczne, broń palna, magazynek, mundur, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, paczka papierosów, zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże
Temat: Conrad Gustav Dillinger Nie Lut 08, 2015 2:26 pm
*Conrad Gustav Dillinger*
ft. *Jared Leto*
data i miejsce urodzenia
*20.02.2255 | Dystrykt II*
miejsce zamieszkania
*Dzielnica Wolnych Obywateli*
zatrudnienie
*Żołnierz - Oficer*
Rodzina
Historia miłosna godna ekranizacji, choć niestety nie zakończona Happy Endem. Sheridan Armacost , młody, ambitny przedstawiciel elity, udzielający się w polityce, obiecujący przywódca Drugiego Dystryktu i atrakcyjna, choć uboga pracownica kamieniołomu, Natalie Dillinger. Byli ze sobą szczęśliwi... do czasu, gdy Natalie zaszła w ciążę. Gdy dziewczyna się o tym dowiedziała, niezwłocznie udała się do domu kochanka, aby przekazać mu wiadomość o potomku. Ze łzami szczęścia w oczach poinformowała go, że spodziewa się dziecka, po czym ze łzami smutku, patrzyła drzwi zatrzaskujące się tuż przed jej nosem. Dopiero wtedy dotarła do niej przerażająca prawda. Sheridan nie chciał się z nią wiązać. Nie planował założyć rodziny. Wykorzystał ją. Brzemienna kobieta nie znalazła również wsparcia u swoich rodziców, którzy dali jej niewielką sumę pieniędzy i kazali „wynosić się do diabła”. Została z niczym. Pracowała w kamieniołomie aż do czasu, kiedy dziecko rozwijające się w jej łonie, zaczęło jej to uniemożliwiać. Kobiecie nie pozostawało nic innego, prócz żebrania. Kwitła w niej nienawiść, skierowana zarówno ku Sheridanowi, jak i jej nienarodzonemu dziecku. Kwestia niedoszłego męża, sama uległa rozwiązaniu - mężczyzna został ciężko ranny podczas bójki, w jaką wdał się z „plebsem”. Lekarze nie potrafili mu pomóc. Jeśli chodzi o Conrada, po urodzeniu matka nie poświęcała mu dużo czasu. Nie potrafiła skazać go na śmierć, jednak nie dawała mu ciepła, nawet nie próbowała udawać, że choć odrobinę jej na nim zależy. Żyła wraz z nim na ulicy, koczując w opuszczonych, zniszczonych domach, sprzedając własne ciało, aby jakoś się utrzymać. Straciła wolę walki, poddała się. Później zniknęła. W prasie nie podano żadnej wzmianki o zabójstwie jednej z wielu prostytutek.
Historia
Bez żadnej asekuracji swój pierwszy krok stawiałem Byłeś tu nieobecny, duchem, ciałem I nigdy nie jest za późno, stanąć znów tak blisko Pokochać swoje nazwisko Wybaczam ci wszystko
Do czego zdolny jest dzieciak pozostawiony sam sobie? Do wszystkiego, co trzeba zrobić, aby przeżyć.. Conrad urodził się w Drugim Dystrykcie i spędził tam praktycznie całe swoje życie, lecz nie uważał tego za błogosławieństwo. Musiał dojrzeć znacznie szybciej od swoich rówieśników, którzy choć pracowali w fabryce broni, czy też mieli rodziców despotów, to posiadali także dom. Tak, dom. Miejsce, do którego zawsze mogli wrócić, gdzie ktoś na nich czekał. Gustav jednak nigdy się nie uskarżał. Cierpienie zbywał milczeniem, zaciskał zęby i powstrzymywał łzy. Na ulicy nie dobrze było obnosić się ze swoimi słabościami.
Conrad nigdy nie poznał swojego ojca, który zmarł tuż przed jego narodzinami. Matka nigdy nie mówiła o nim, ani o innej rodzinie, która stanowiła temat tabu. Gustav dowiedział się brutalnej prawdy o swoim pochodzeniu przez zupełny przypadek. Matka znajdowała się w potwornym stanie, otumaniona przez środki psychotropowe i alkohol. W przypływie szału wywlokła na wierzch wszystkie żale, które dotąd skrywała głęboko w sercu. Conrad zrozumiał płynące z tego przesłanie: Miało być tak pięknie… ale pojawiłeś się ty.
Kiedy zmarła jego matka, Conrad nie odczuł, by coś się zmieniło. Nadal te same problemy, identyczna egzystencja. Radził sobie sam, odkąd skończył siedem lat. Teraz, miał dziewięć, zatem jego szanse na przeżycie teoretycznie wzrosły. Był sprytny, co tu dużo mówić.. Kręgosłup moralny? Tego tworu zdecydowanie próżno byłoby szukać w organizmie Gustava. Mały, głodny chłopiec raczej nie przejmuje się zasadami etycznymi, pompatycznie głoszącymi hasła 'nie kradnij, bo trafisz do piekła'. W interesie Dillingera leżało przetrwanie kolejnego dnia, a jeśli przy okazji udałoby mu się napełnić brzuch, nawet kosztem 'pożyczenia czegoś bez zgody właściciela', to chłopak bez wahania szedł na taki układ.
Nie czas wątpić, gdy się wali Silniejsza ma być wiara A przeciwności z bara, rozwalać jak taran Czas spalać granice starań i przekraczać słabości ciała
Conrad zgodnie z kapitolańskimi regułami uczęszczał do szkoły, a całkowicie wbrew nim, kradł, podpalał i dokonywał drobnych rozbojów. Zdarzało się, że wpadał w ręce Strażników, którzy wymierzali mu adekwatną do wykroczenia karę, po czym pozostawiali samemu sobie - niejednokrotnie obitego do nieprzytomności. Chłopak przyzwyczaił się do takiej kolei rzeczy. Kradzież => wpadka => obrażenia. Jego wina, pozwolił się złapać. Doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji przywłaszczania sobie czyjegoś miana i godził się na nie, obiecując, że następnym razem zachowa większą ostrożność.
Nauka walki przyszła mu z łatwością. Na początku polegał wyłącznie na umiejętności cichego poruszania się, wtapiania się w otoczenie i szybkiego biegania. Wkrótce jednak przestało to wystarczyć. Kiedy pewnego dnia, został na odlew cięty w twarz, zrozumiał, że też musi potrafić posługiwać się bronią. Miał dużo szczęścia. Pewnego razu, gdy uciekał z piekarni z niewielkim bochenkiem chleba, został otoczony przez grupę chłopaków w różnym wieku - tak jak on, wyjętych spod prawa. Conrad upuścił chleb na ziemię i postąpił do przodu, mierząc sylwetki młodzieńców czujnym spojrzeniem i zaciskając pięści, gotowy do bójki. Wyglądający na najstarszego, wyszedł z kręgu i jednym ruchem powalił Gustava na ziemię. - Co się tak rzucasz, młody? - spytał z sympatią, podnosząc go z ziemi i tarmosząc po długo niestrzyżonych włosach - chcemy, żebyś do nas dołączył. W ten sposób, Dillinger znalazł "mentora", bo właśnie tak myślał o Lorcanie. Młodzieniec dosłownie wyciągnął go z rynsztoka. Działanie w zorganizowanej grupie gwarantował większe bezpieczeństwo, a Spirit nie był przypadkową zbieraniną podłych kieszonkowców. Powszechnie za takich ich uważano - podrzędnych złodziejaszków. Conrad wiedział, że to oszczerstwo. Byli po prostu ludźmi, którym życie porządnie dało w kość, jeszcze zanim na dobre się zaczęło. Gustav nauczył się tam dbać o innych, nie tylko o siebie. Trudno było mu odzwyczaić się od dawnych nawyków, lecz powoli się przystosowywał. Z dzikiego zwierzęcia, warczącego i usiłującego kąsać, zmienił się w cichego kocura jedynie od czasu do czasu pokazującego pazury. Lorcan zatroszczył się o niego, niczym o młodszego brata, ucząc wielu pożytecznych rzeczy. Wiedział, którzy Strażnicy są przekupni, jakie sklepy mają słabe zabezpieczenia. Starał się też pohamować destrukcyjne skłonności Conrada, godzinami ćwicząc z nim walkę, by agresję wyładować podczas treningów. Wkrótce Gustav sprawnie strzelał z łuku, a także z prymitywnych, aczkolwiek skutecznych proc. Jego ulubioną bronią stały się jednak noże. Po długich miesiącach wypełnionych intensywnymi ćwiczeniami potrafił rzucać nimi z olbrzymią precyzją, trafiając w cel nawet z odległości kilkudziesięciu metrów. Umiejętnie dobierał siłę, trajektorię lotu, decydował czy pocisk ma kogoś zabić, czy jedynie ogłuszyć, godząc rękojeścią w głowę. Ponadto dobrze władał sztyletami, jako bronią krótką, w wieku 13 lat stając się wcale doświadczonym nożownikiem
Niewinnego zabijają typy pobożne Ubogiego okradają typy wielmożne Czy miłość mam do wroga? Czy jak trwoga to do Boga?
Kiedy zdawało się, że wszystko się ułoży, czar prysł. Podczas dożynek wylosowano Lorcana jako przedstawiciela Drugiego Dystryktu w ... Głodowych Igrzyskach. Dla Conrada było to niczym uderzenie obuchem w głowę. Patrzył, jak jego opiekun, odchodzi, zabierany przez Strażników Pokoju z mężnym uśmiechem, bezgłośnie wypowiadając obietnicę: "wrócę". Gustav wiedział, że to kłamstwo. Wtedy po raz ostatni z jego oczy popłynęły łzy smutku.
Wraz z odejściem Lorcana, rozpadł się Spirit. Dotychczasowa 'rodzina' okazała się podłymi, wyrachowanymi mętami, trzymającymi z nim jedynie ze względu na korzyści. Łączące ich więzy okazały się zwykłą fikcją. Stabilizacja, jaką młody Dillinger odczuwał u boku Lorcana przepadła. Znowu znalazł się na samym dnie, opuszczony, niezrozumiany, zmuszony wieść żywot, który wcześniej był jego udziałem. Fortuna nie zapomniała o nim i po czterech latach upomniała się o swoją należność.
Przyszłość jest tak niepewna Wyrywa serce życie w nerwach Wschód słońca jutro znika Za mgłą niepewności dzisiaj
Trzymał się z boku. Nie rzucał się w oczy. Praktycznie nie istniał, za wyjątkiem momentów, gdy przyłapywano go na dokonywaniu rabunków czy innych wykroczeń. Zdarzało się to sporadycznie, lecz kończyło się coraz gorszymi obrażeniami. Trzynastoletni zatwardziały recydywista zasłużył na cholerną lekcję pokory. Strażnicy nie tracili na niego czasu. W dystryktach żyło zbyt wiele podobnych dzieciaków. Nikogo nie obchodził ich los. Jedno solidne uderzenie pałką w tył głowy i spokój na kilka tygodni. Parę dni zanim się ocknął, kolejne zanim w pełni doszedł do sił, następne, podczas których zaledwie ośmielił się wybierać resztki jedzenia z koszów na śmieci. Później zaś wszystko od początku.
Popełnił duży błąd. Nie wiedział, czemu to zrobił. Dla sportu, żeby nie wyjść z wprawy? Chciał się odegrać? Coś z tych rzeczy. Nigdy nie lubił tych rozwydrzonych, napuszonych dzieciaków, mieszkających w bogatych dzielnicach, uważających się za lepszych od innych. Gdy jeszcze uczęszczał do szkoły, wdawał się z nimi w bójki, starając się godzić w ich ciało, tak, jak oni godzili w jego dumę. Litanie wyzwisk, bezlitosne obelgi były dla niego czymś naturalnym, jednak uparcie walczył z prześladowcami. Nie pozwalał bezkarnie się poniżać ani tłamsić. Pomimo niskiej pozycji społecznej, potrafił się postawić i nie dopuścić, by loża szyderców sprowadzała go do roli zwierzęcia, poddając całkowitej dehumanizacji. Częstokroć to tą gwardię czynił ofiarami ‘rozbojów’. Jak Robim Hood zabierał bogatym i nie do końca tak jak on, zatrzymywał dla siebie swoje ‘łupy’, czerpiąc z tego olbrzymią satysfakcję. Pewnego zimowego dnia, Dillinger obrał na cel Cinamonne, zadufaną w sobie, ostrą niczym brzeszczot, młodszą o dwa lata córkę Zwycięzcy. Przechodząc tuż obok, zwyczajnie wyrwał dziewczynce niewielką torebeczkę, specjalnie nie zastanawiając się nad zawartością. Gdyby przewidział, jaki finał będzie mieć ta kradzież, nigdy by tego nie uczynił.
Wyłem do księżyca i prosiłem o litość Kiedy głód i łatwy łup Przywołał gończe psy Wilk wolny wilk kaleka Miałem trwać nie uciekać Karmiłem wilka Którego psy rozszarpią dziś
Dogoniła go. Gustav zastanawiał się, czy wówczas odpuścił, czy chciał konfrontacji, czy Cinna była po prostu niesamowicie szybka. Rzuciła się na niego, co całkowicie wytrąciło go z równowagi. Niższa o głowę, drobna dziewczynka podjęła walkę. Na początku był tak zaskoczony, że pozwolił się okładać. Później, zastopował go opór przed uderzeniem dziewczynki. Dopiero, kiedy dostał pięścią w twarz, zareagował. Krwawa to była rozprawa, przerwana dopiero przez Strażników Pokoju. Conrad, spodziewał się wówczas jeszcze gorszego manta (stracił już czucie w prawej ręce), lecz jeden z nich rozpoznał Cinnę - mimo mocno podpuchniętego oka i rozciętej wargi i stwierdził, że to jej ojciec wymierzy sprawiedliwość ulicznikowi, który ważył się tknąć jego córkę. Zaciągnął wyrywającego się chłopaka do domu Ravertych i streścił całą historię głowie rodziny. Conrad do dziś pamięta świdrujące spojrzenie mężczyzny, w rękach którego znalazły się jego losy. Wreszcie państwo Raverty podjęli decyzję. Conrad miał nowych właścicieli.
Trudno o lepsze określenie zależności, w jaką popadł młody Dillinger. Raverty wziął go do siebie, oczekując za to wdzięczności i posłuszeństwa. Chłopak jednakże poczuł się tylko przytłoczony. Ograniczono go, nałożono kaganiec. Zawsze marzył o domu, lecz sytuacja, w której się znalazł, nie przypominała niczym tej z jego wyobrażeń. Gwałtem odebrano mu wolność, więc buntował się, sprzeciwiał, pyskował. Przez pierwszy miesiąc nieustannie uciekał, dopóki nie zrozumiał, że to niemożliwe. Nie rezygnował wszakże z prób doprowadzenia mężczyzny do szału, licząc, że zostanie wyrzucony z domu. Przynosiło to różne efekty - najczęściej w postaci kar cielesnych. Conrad powoli ulegał. Znalazł się w beznadziejnej sytuacji, z której nie było wyjścia. Od czasu do czasu podejmował "zrywy niepodległościowe", zdławione przez pana domu w samym zarodku.
Ja najlepiej wiem, co masz robić, jak masz żyć Ja najlepiej wiem, co masz jeść, kiedy pić Ja najlepiej wiem, na co ciebie stać Hipokrytes wie, czego masz się bać
Przywyknął. Do obowiązków, do zasad, do Cinny. Nie zaprzeczał, że istniały korzyści - już nigdy nie chodził głodny, zapisano go do szkoły (znalazł się w klasie razem z Cinną ze względu na dwa stracone lata - zapewne trochę gotówki przeszło z rąk do rąk), mógł doskonalić technikę władania bronią, a także rozwijać nowe umiejętności walki. Broń palna, miotająca wkrótce przestały stanowić dla niego zagadkę. Była to swoistego rodzaju nagroda za przyjęcie roli maskotki rodziny Ravertych. Jego kompetencje obejmowały przede wszystkim towarzyszenie Cinnamone, a także uczenie jej walki wręcz. Miał być jej obrońcą i nie dopuścić, by stała jej się krzywda. Chodzić za nią krok w krok, dyskretnie czuwając nad jej bezpieczeństwem. Ponadto, musiał, nazwijmy rzecz po imieniu, słuchać każdego jej rozkazu. Wielokrotnie było to dla niego upokarzające, lecz w hierarchii to ona znajdowała się wyżej. Groźba poskarżenia się ojcu, zawsze skutecznie rozwiewała wątpliwości Conrada. Na początku, chłopiec szczerze jej nie znosił. Stopniowo, niechęć przechodziła w ambiwalencję, by później zmienić się w cień sympatii. Gustav zaczął współczuć dziewczynce, gdyż ze strony swego ojca, znosiła identyczne katusze, jak on.
Raverty był nieczułym despotą, niewykluczone, że także sadystą. Conrad miał porównanie i sądził, że pod wieloma względami uliczna egzystencja była lepsza. Cinna nie znała innego życia. Jej doświadczenia ograniczały się wyłącznie do spełnienia woli ojca. Gustav był zszokowany, kiedy po raz pierwszy w środku zimy, Raverty wyrzucił ich oboje z domu na mróz - dziewczynkę w lekkiej sukience, jemu każąc pozbyć się wszystkich ubrań, prócz bielizny. Ona zdawała się wszakże przyzwyczajona do takiego traktowania, gdyż nie okazała zdziwienia. Stojąc w śniegu, w odległości kilku metrów od Cinny i drżąc z zimna, w chłopcu wezbrała niczym niewymuszona opiekuńczość. Zdążył załapać, jakie relacje panują między domownikami i poznał przyczynę, z jakiej był traktowany przez dziewczynkę jak zwykły śmieć. Wszystkie ćwiczenia, które najprawdopodobniej miały ich zahartować i wyrobić odporność, zbliżyły ich do siebie. Zamykanie w ciasnych, ciemnych pomieszczeniach, gdzie przebywając we dwójkę ledwo mogli stać, tuż po tym nauka pływania w jeziorze, gdzie woda osiągała temperaturę kilku stopni Celsjusza stały się dla nich chlebem powszednim. Przełomem w ich relacjach okazał się moment, kiedy nastoletnia Cinna zupełnie bezinteresownie zaopiekowała się nim, opatrując rany, jakich doznał z jej ręki. Gustav za bezpośredniego wystawcę tych obrażeń uważał jednak Raverty’ego – nie mógł winić dziewczyny za posłuszeństwo ojcu. Prawdopodobnie, gdyby wówczas się sprzeciwiła, skończyłoby się to dla nich obojga dużo gorzej – tak ceną były jedyne obite plecy Dillingera, po kilku dniach fioletowo-żółte z powodu sińców pokrywających całą ich powierzchnię, pogłębiająca się przepaść między Cinną a jej ojcem oraz milczący rozejm zawarty przez dzieci, które wówczas zrozumiały, że mogą liczyć tylko na siebie nawzajem.
Lata mijały, a Conrad nadal przysparzał sporo problemów swojemu panu, bo właśnie takie odczucia żywił względem Kyle’a Raverty’ego. Był zabaweczką, zwierzątkiem prowadzonym na smyczy, nagradzanym i karconym, zależnie od humoru właściciela. Gustav nie miał pojęcia, czemu rodzina Ravertych go przygarnęła. Wydawało mu się, że ową decyzję podjęła Charlotte, lecz później jej rola w wychowaniu chłopca znacząco osłabła. Nie ingerowała w decyzje męża, zostawiając mu Gustava praktycznie do „wyłącznej dyspozycji”. Mężczyzna tolerował go chyba tylko dlatego, że widział w nim kolejne dziecko do tresury, że mógł popisywać się swoją wielkodusznością podczas wycieczek do Kapitolu, w których Dillinger zmuszony był uczestniczyć. Mieszkańcy stolicy istotnie, zachwycali się gestem Raverty’ego, zapewne uważając go za jakąś parafrazę Martina Luthera Kinga. Nadskakiwali Cinnie sprawiając jej różne ekstrawaganckie upominki, natomiast nad nim załamywali ręce, użalając się nad biednym, wychudzonym chłopaczkiem. Conrad nie wspomina dobrze tych wypraw. Starał się wówczas usypiać drzemiące w nim pokłady gniewu, nie pokazywać prawdziwych emocji, mimo że najchętniej poodgryzałby palce Kapitolczyków, którzy odważyli się go pogłaskać, zupełnie jak salonowego pieska.
Krzyczysz, że chowam się przed tobą i jestem skryty Lub chcąc być blisko ze mną solidarnie milczysz Kochając i się złoszcząc znosisz to cierpliwie Ja też cię bardzo kocham, tylko trochę autystycznie
Kiedy Cinna zgłosiła się do występu w Igrzyskach, w Gustavie coś pękło. Czuł się w pewien sposób oszukany - przez długi czas nadstawiał za nią karku, pilnował, by nie stała się jej krzywda, a ona z własnej woli wytypowała się na potencjalną ofiarę. Żal i złość spotęgowało w nim jeszcze ich ostatnie spotkanie, tuż przed wyjazdem dziewczyny do Kapitolu. Później nie było żadnego pożegnania. Opuściła Dwójkę zupełnie bez słowa. Conrad usiłował wówczas pozostać obojętny, lecz z napięciem śledził wydarzenia z Areny. Wybaczył jej. Oglądając występy Cinny, z jednej strony czuł ulgę i podziw dla jej umiejętności, z drugiej zdejmowała go zgroza nad poczynaniami i niebywałym okrucieństwem dziewczyny. Wygrała, w glorii chwały powróciła do domu, lecz nie miała już czasu dla Gustava. Tournee Zwycięzców, praca w charakterze mentora, tłumy fanów. Nie potrzebowała już Dillingera, który stał się zbędny. Podrzędny Strażnik Pokoju, jakich wielu. On jednak nigdy nie zapomniał.
Biorę leki nadzienne i leki nasenne, już zawsze tak będzie? No to beznadziejnie. Na śniadanie zapijam klina, gdzie jest moja serotonina?
Wybuchła rebelia, Conrad bez przekonania wypełniał rozkazy, kilkakrotnie cudem unikając śmierci. Stopniowo nastroje się uspokajały, nastąpił gwałtowny przewrót, po nim stabilizacja. Nowy rząd, nowy porządek, jak to bywa po każdej rewolucji. Zachował stanowisko, zyskał awans. Później dotarła do niego wiadomość o śmierci Cinny. To go przerosło, ponownie poczuł się przytłoczony rzeczywistością. Żeby oderwać się od problemów, zaczął pić. Zaczęło się niewinnie - po powrocie z pracy szklaneczka whisky na dobry sen. Potem było ich coraz więcej, z czasem łykał każdy alkohol, jaki wpadł mu w ręce - od piwa i taniego wina po rozcieńczony spirytus.
Od kieliszka do kieliszka - popadł w alkoholizm i nawet nie próbował się oszukiwać, że jest inaczej. Nie zgłosił się do żadnej poradni, nie walczył z nałogiem, pozostając bierny, jakby wcale mu nie zależało na wyjściu z choroby. Conrad traktował ją w zasadzie jako swoistego rodzaju błogosławieństwo. Topił smutki w alkoholu, który pozwalał mu zapomnieć o wszystkim - o codziennych problemach, o Cinnie, o bagnie, w jakim tkwił, zatopiony po uszy. Pijackie mrzonki stanowiły dla niego odrealnienie, ucieczkę, a powrót do rzeczywistości był jedynie kolejnym argumentem, by nie zaprzestawał swoich libacji. Dillinger zresztą starnnie ukrywał swoją przypadłość. Daleko mu było do ochlapusów, upijających się na umór pod sklepami, skąd co wieczór sporą ich gromadę aresztowali Strażnicy Pokoju. On sięgał po butelkę jedynie w zaciszu swych czterech ścian, gdy wiedział, że nie przybędzie do niego nagłe wezwanie z pracy. Celebrował chwilę, kiedy był już bliski stracenia przytomności, ciesząc się, że istnieją substancję, pozwalające mu osiągnąć stan pozbawiony trosk i zmartwień. Bum! Wkrótce alkohol przestał mu wystarczać, więc Gustav odkrył inne środki "stymulujące" organizm. Eksperymentował z różnymi świństwami, z którym, zarzekał się jako młodzik, nigdy nie będzie miał do czynienia. W ulicznym półświatku sporo dzieciaków się narkotyzowało, a on, widząc trupio blade oblicza kolegów, toczących dookoła niewidzącym wzrokiem, stwierdził, że nigdy tego nie posmakuje. Okazało się, że gdy był kurduplem, miał znacznie silniejszą wolę. Trawka, mięta, jarał nawet herbatę, kiedy zabrakło innego "towaru". Później i skręty straciły smak i Dillinger musiał szukać dalej. Oprócz "miękkich" dragów, zażywał też rozmaite środki przeciwbólowe - od tabletek, po zastrzyki z morfaliny, na co wydawał prawie całą swoją pensję. Po kilku miesiącach takiej egzystencji, sam wyrwał się z letargu, a raczej uczynił to, dzięki groźbie wydalenia z wojska. Nie chodziło tu bynajmniej o jego uzależnienie - wielu żołnierzy się narkotyzował, gdyż bez tego po prostu nie znieśliby służby. Conrad zaś osiągnął ten poziom, w którym niewiele brakowało mu do chodzącego kościotrupa. Przeraźliwie wychudzony, w okropnej formie, nie wyrabiał fizycznie podczas musztry. Postawiono przed nim ultimatum - albo się ogarnie albo koniec...
Udało mu się jakoś wyplatać z uzależnienia od narkotyków. Nie było łatwo - spazmy, drgawki, halucynacje, koszmary - syndromy odstawienia nie mogły przebiegać gorzej. Wykazał się jednak determinacją i twardo trzymał się swojej "diety". Stopniowo wydzielał sobie coraz mniejsze działki, aż w końcu mógł śmiało powiedzieć, że oto narodził się nowy Conrad. No dobra, nie było tak całkiem optymistycznie. Gustav wrócił do popijania i trwa w alkoholizmie - wybrał mniejsze zło.
Charakter
Chcę czuciem rządzić, które jest we mnie; Rządzić jak Ty wszystkimi zawsze i tajemnie: Co ja zechcę, niech wnet zgadną, Spełnią,tym się uszczęśliwią, A jeżeli się sprzeciwią, Niechaj cierpią i przepadną.
Choć dzieciństwo Conrada nie miało prawa wykształcić w nim takich cech, chłopak już od maleńkości był przepełniony pychą i arogancją, jakby odezwały się w nim "szlachetne" geny jego ojca. Dumny, pełen buty, rozwydrzony i niepokorny stanowił utrapienie Strażników Pokoju. Był pyskaty, a język posiadał równie ostry, jak brzeszczoty ukryte za pazuchą. Cięte riposty małego złodziejaszka, który zawsze musiał mieć ostatnie słowo, deprymowały żołnierzy znacznie bardziej niż wykroczenia, jakich się dopuszczał. W Dystrtyktach mieszkało wiele ludzi łamiących prawo w ten czy inny sposób, lecz tylko nieliczni byli tak... ekhm, brawurowi, zadufani w sobie, głupi, że stawiali się Strażnikom. Gustav jednakże, jako mały "pan co to nie ja" nieustannie przekraczał granicę, podpuszczał, a później długo lizał rany, nie wyciągając z tego absolutnie żadnych wniosków. Owej arogancji nie wyzbył się nawet po pobycie w domu Ravertych. Zwłaszcza na początku, kiedy zachowywał się wobec swego "opiekuna" potwornie - tak, że nawet najbardziej wyrozumiały rodzic straciłby cierpliwość. Stopniowo, pod wpływem "tresury", jego duma "usypiała", by po czasie powrócić i przybrać formę jeszcze bardziej ukształtowanej megalomanii.
Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga, Z Bogiem i choćby mimo Boga!
Conrad to osoba pamiętliwa, która niełatwo wybacza dawne urazy. Jest mściwy i bezwględny, gdy już raz zadecyduje o odwecie, próżno nakłaniać go do zmiany zdania. Nazwać to oślim uporem to w istocie trochę za mało - gdy Gustav raz coś postanowi, będzie dążył do celu za wszelką cenę, nie licząc się z niczym. Odłoży na bok wiarę, zasady etyczne, etykiety moralne. To makiawelista, który aby osiągnąć sukces w działaniu, poświęci wszystko - może za wyjątkiem życia bliskich mu osób. Jest również stanowczy oraz zasadniczy, jakby żołnierska dyscyplina weszła mu w krew. Lubi wydawać rozkazy, niekoniecznie ich słuchać. Nie przepada za planowaniem, woli działać spontanicznie. Jest w gorącej wodzie kąpany i przeważnie postępuje pod wpływem impulsu, choć ta "męska" intuicja czasami go zawodzi.
Nieszczęsny, kto dla ludzi głos i język trudzi: Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; Myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie, A słowa myśl pochłoną i tak drżą nad myślą, Jak ziemia nad połkniętą, niewidzialną rzeką. Z drżenia ziemi czyż ludzie głąb nurtów docieką, Gdzie pędzi, czy się domyślą?
-
Conrad nie posiada żadnych oporów przed produkowaniem nieprawdopodobnej ilości barwnych historii, zwanych potocznie kłamstwami. Będzie łgał w żywe oczy, bez jakichkolwiek skrupułów. Nie drgnie mu ani jeden mięsień, nie zacznie strzepywać z ubrania niewidzialnych paproszków, czy też okazywać zdenerwowania lub niepewności w inny sposób. Zachowa kamienny, całkowicie obojętny wyraz twarzy i bez zbytnich konwenansów postara się zmanipulować swego rozmówcę, najchętniej za pomocą erystyki, tak, by rozstrojony adwersarz przyznał mu rację i przyjął jego wersję . Czasami zdarza mu się "wkopać" samego siebie, gdy mówi o sprawach, o których nie ma zielonego pojęcia. Niestety, trzeba przyznać, że nadal jest trochę nieobyty - lata młodości na ulicy odcisnęły na nim piętno. Ma elementarne braki w różnych dziedzinach nauki, którą nigdy nie wykazywał specjalnego zainteresowania - również po "adopcji" otrzymywał wyniki ledwo co wystarczające na uzyskanie promocji. Miał wówczas... inne priorytety niż ślęczenie nad książkami. Conradowi nie można jednak odmówić sprytu, tudzież inteligencji, innej niż wiedza siłą wtłoczona do mózgu. Posiada doświadczenie i swego rodzaju "mądrość życiową" - jest zaradny i samodzielny.
Ja kocham cały naród! - objąłem w ramiona Wszystkie przeszłe i przyszłe jego pokolenia, Przycisnąłem tu do łona, Jak przyjaciel, kochanek, małżonek, jak ojciec: Chcę go dźwignąć, uszczęśliwić, Chcę nim cały świat zadziwić
Dillinger ma raczej niewielu znajomych, z którymi utrzymuje stały kontakt. Trudno zyskać jego zaufanie, gdyż jest podejrzliwy i ostrożny w stosunku do nowo poznanych ludzi. Nie doszukuje się wprawdzie w każdym potencjalnego zamachowca, lecz żywi przekonanie, że sam stanowi dla siebie wystarczające towarzystwo. To indywidualista, żyjący w przekonaniu, że nikt nie potrafi go zrozumieć [gówno prawda]. Choć nie unika przebywania w towarzystwie kolegów z pracy, trzyma się na uboczu, co wynika ze specyficznej odmiany introwertyzmu, którego jest przykładem. Stosunek, jaki Gustav żywi do większości populacji Panem można określić w jednym zdaniu: "Zostawcie mnie w spokoju i nie ingerujcie w moje życie - ja też nie będę wtrącał się w wasze". Z mniej liczną grupą, mężczyzna zawarł inny układ, imitujący koleżeństwo: "Ty zrobisz coś dla mnie, ja zrobię coś dla ciebie". Conrad ma w sobie coś z egocentryka, lecz jeśli ktoś zdoła się do niego zbliżyć, zyska naprawdę dobrego przyjaciela. Tak o ile łgarstwa przychodzą mu z łatwością, nieco inaczej sprawa się ma ze składaniem obietnic. Gustav czyni to bardzo niechętnie, aczkolwiek kiedy się do czegoś zobowiąże - zawsze dotrzymuje słowa. Nie potrafi złamać danego przyzeczenia, gdyż w pewien sposób godzi to w jego nadwyrężone sumienie. Jego bliscy (a tych z łatowścią policzy się na palcach jednej ręki) zawsze też mogą na niego liczyć. Dillinger dla własnej wygody podchodzi do ludzi z dystansem, z czymś w rodzaju chłodnej uprzejmości, bądź też zgrywa odpychającego, mrukliwego chama - stawianie dookoła siebie muru to najlepsza obrona przed rozczarowaniem. W mniemaniu Gustava, lepiej zapobiegać przyczynom, niż zwalczać skutki.
Ciekawostki
> Świetnie zna się na ludzkiej anatomii - uczył się biologii, z myślą, że kiedyś wykorzysta ową wiedzę w praktyczny sposób. > Ma sporo tatuaży. Za każdym, kiedy pozwalał, aby igła wbiła się w jego ciało, przechodził przez ważny moment w swoim życiu. > Nałogowy palacz. Jara przynajmniej pół paczki fajek dziennie. > Podobają mu się blizny. Ślady pozostałe po kuli, po draśnięciu nożem, a zwłaszcza po oparzeniach. Maniakalnie lubi dotykać takie "pamiątki". Właśnie dla niego, Cinnamone nie pozbyła się tych, których dorobiła się podczas Igrzysk. > Ma naprawdę niewielkie doświadczenie seksualne. W przeszłości stronił zarówno od kobiet, jak i od mężczyzn, wiedziony niechęcią, związaną z "zawodem", jakim parała się jego matka. W ciągu ostatniego roku, utrzymywał kontakt fizyczny z trzema osobami, nie będąc z nimi w trwałym związku. > Pomimo że nie jest sadystą, zadawanie bólu nie sprawia mu problemów. Bez mrugnięcia okiem wbije człowiekowi nóż między żebra, jeśli tylko uważa, że ten na to zasłużył. > Nie uznaje niczyjej władzy, paradoksalnie służąc w wojsku. Jednostka, którą dowodzi traktowana jest z przymrużeniem oka - rozkazy z góry w ostateczności i tak zostaną wykonane, ale Conrad musi zrobić je po swojemu. > Zawsze nosi przy sobie książkę "Nowy wspaniały świat" A. Huxley'a, która jest dla niego niczym osobista Biblia. > Mężczyzna potrafi funkcjonować bez najmniejszej przerwy przez około 72 godziny, choć potrzebuje wówczas dłuższego czasu na regenerację sił. > Boi się własnej słabości i tego, że w kryzysowej sytuacji, zawiedzie. Kiedy coś podkopie jego wiarę w siebie, Conrad idzie na dno, niczym Titanic. > Ma ksywkę Imago > Brzydzi się swoją własną krwią - kiedyś mdlał, obecnie zniwelował tą słabość i na jej widok ma po prostu silny odruch wymiotny. > Gdy jest ciepło, lubi chodzić boso. > Odczuwa szczególną słabość do dzieci - i bynajmniej nie w kontekście pedofilskich zapędów. > Nie należy do ruchu oporu, w ogóle stara się unikać powiązania z jakimikolwiek organizacjami opowiadającymi się za czy przeciw rządom prezydenta, lecz czasami przemyca dla mieszkańców getta różne artykuły - w ramach obsutronnej wymiany, w żadnym wypadku nie kieruje się tutaj dobrocią serca.
Conrad Gustav Dillinger
Wiek : 32 Zawód : Oficer Przy sobie : dwa noże ceramiczne, broń palna, magazynek, mundur, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, paczka papierosów, zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże
Temat: Re: Conrad Gustav Dillinger Nie Lut 15, 2015 6:21 pm
Done
Nicole Kendith
Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
Temat: Re: Conrad Gustav Dillinger Nie Lut 15, 2015 10:06 pm
Karta zaakceptowana!
Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz butelkę dowolnego alkoholu, nóż ceramiczny i leki przeciwbólowe (6 tabletek). W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym vademecum.
Uwagi: Wyłapałam tylko jeden błąd, który mnie raził (w pewnym momencie została pomylona osoba), ale to już zostało poprawione, nie ma się o co bać. Poza tym wszystko wydaje się w porządku, karta jest napisana przyjemnym językiem, nie widzę też błędów fabularny, nie pozostaje mi więc nic innego jak dać Ci akcepta i wysłać do fabuły. Leć na pierwsze spotkanie z martwą Cinną!