|
| Nicole Kendith i Malcolm Randall | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Nicole Kendith i Malcolm Randall Sob Mar 15, 2014 12:41 pm | |
| |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Sro Mar 19, 2014 2:40 pm | |
| David bacznie przyglądał się dwójce rozmówców. Jego nastrój nie zmieniał się ani przez chwilę. Najwidoczniej czuł się między nimi jak przy swoich przyjaciołach… Bo może faktycznie nimi byli? Tylko jeden los mógł wiedzie. I nie warto zapominać, że ten czasem sprzyjał, czasem wręcz przeciwnie. - To świetnie, nienawidzę życia w stresie. Sam zachęcająca, motywuje do działania, jednak tylko do pewnego momentu. Położył swoją lewą dłoń na karach i podniósł pierwszą, leżącą na wierzchu kartę. - Do kart nie potrzeba szczęścia rozumianego jako ogół. Wystarczy mała iskierka i można dorobić się fortuny. Być może jest to gra dla podstarzałych panów, ale zazwyczaj podstarzali panowie mają przy swoim boku piękne kobiety. I ci panowie, razem z paniami, świetnie się bawią. Posłał mężczyźnie porozumiewawcze spojrzenie. Aluzja? Skądże znowu! Obrócił kilkukrotnie kartę w palcach, wydawał się być dziwnie zadołowany. - Och, Malcolm, nie bądź niemądry - uśmiechnął się promiennie. - Każdy ma jakieś sekrety. Każdy ma coś ciekawego do powiedzenia. Nawet ja. - Przez cały czas nie spuszczał z niego wzroku, ale wtedy przeniósł swoje zainteresowanie na kobietę. - Przecież żyjemy w Kapitolu. W tym mieście wszystkie informacje są na wagę złota, prawda? Podniósł filiżankę do ust. - Malcolm, Nicole, nie dajcie się namawiać. Nigdy nie wiesz, jakie informacje mogą uratować twoje życie. Chociaż jeżeli bardzo unikacie bezpieczeństwa… Czekając na odpowiedź westchnął głośno, kładąc na stole wcześniej wyjęta kartę. Dama karo. - Zabawne, to karta miłości, poświęcenia, przygód seksualnych, kobiet, która przyciąga silnych mężczyzn oraz mężczyzny, którzy jest bardziej wrażliwy niż inni mężczyźni. Czasem też oznacza maleństwo, kobietę w ciąży lub namiętną kochankę. Posłał im obojgu przelotne spojrzenia, ponownie upijając trochę kawy. |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Sob Mar 22, 2014 1:05 am | |
| Musiałem przyznać, że byłem pełen podziwu dla Nicole. Co prawda nie obserwowałem jej przez cały czas, zajęty uważnym patrzeniem na ręce nieznajomemu facetowi, ale za każdym razem, kiedy moje spojrzenie uciekało w jej stronę (a robiło to zaskakująco często), napotykało na tę samą, opanowaną twarz, sprawiającą wrażenie, jakoby wszystko znajdowało się pod perfekcyjną i starannie wyważoną kontrolą. Nie minęło więc dużo czasu, nim zacząłem łapać się na szukaniu w zachowaniu kobiety jakichkolwiek zdradzających zdenerwowanie gestów, jak na razie jednak - bez skutku. Można było odnieść wrażenie, że David nie wywołuje u niej żadnych większych emocji. A jednak, w jakiś sposób wiedziałem, że powyższe stwierdzenie nie leżało nawet w pobliżu prawdy. Nie mam pojęcia, czy chodziło o wiszącą w powietrzu, nerwową atmosferę, czy o niewidzialną dla nikogo innego aurę, ale podskórnie czułem, że Nicole również jest nieco wytrącona z równowagi. Tajemnicą pozostawało co prawda, w jakim stopniu, ale i tak coraz bardziej jej zazdrościłem. Sam nie byłem pewien, jak długo uda mi się zachowywać kamienną twarz, bo mój poziom cierpliwości, malał odwrotnie proporcjonalnie do upływającego czasu. I nie pozostało mi jej już zbyt wiele. A kiedy nieznajomy wspomniał o podstarzałych panach, przebywających w towarzystwie pięknych kobiet - cały czas tym samym, pozornie niewinnym tonem - poczułem, jak przepełniająca się czara irytacji, niebezpiecznie zbliża się do krawędzi. - Niemądry? - powtórzyłem za mężczyzną, wypełniając te trzy sylaby taką ilością jadu, że nie zdziwiłbym się, gdyby wypłynął mi z kącików ust. Uśmiechnąłem się szeroko, prawie jak wariat. Swoją drogą, może w jakiejś części faktycznie nim byłem. A nawet jeśli nie - zawsze istniała szansa, że facet da nam spokój, jeśli pomyśli, że ma do czynienia z ludźmi niezrównoważonymi. Nikła, ale istniała. - Panie Fanbergd, to właśnie pokładanie zbytniej nadziei w złocie jest zazwyczaj cechą charakterystyczną ludzi niemądrych. - Pochyliłem się do przodu, opierając zgięte w łokciach ręce na blacie stolika i nadal szczerząc się szeroko, zupełnie jakbym opowiadał dobremu znajomemu jakiś wyjątkowo zabawny dowcip. - Nawet nie zdają sobie sprawy, jak szybko to, co miało uratować im życie, może pociągnąć ich na dno. - Uniosłem wyżej brwi, uważnie obserwując reakcję Davida. Nawet jeśli nie udałoby mi się zbić go z tropu, chciałem przynajmniej, żeby przestał czuć się panem sytuacji. Nie miałem zamiaru dopuścić, żebyśmy oboje z Nicole stali się marionetkami w jego chorej grze, która nie miała ani jasno określonych zasad, ani rozpisanych możliwych zysków i strat. Wyciągnąłem dłoń i zanim zdążył zareagować, podniosłem z blatu wyciągniętą przez niego kartę. Damę karo. Obróciłem ją kilka razy między palcami, udając zainteresowanie zarówno samym przedmiotem, jak i słowami mężczyzny, po czym przeniosłem spojrzenie na jego twarz. - Niektórzy mogliby powiedzieć, że niemądre jest także zawierzanie przyszłości czemuś tak łatwemu do zmanipulowania jak karty. - Przekrzywiłem nieco głowę i wciąż nie odrywając wzroku od oczu nieznajomego, zgiąłem trzymany w dłoni kartonik na pół. Jedynie po to, by w następnej sekundzie wepchnąć go w sam środek do połowy opróżnionej filiżanki z kawą. - I szczerze mówiąc - dodałem, leniwie kręcąc kartą dookoła osi, zupełnie, jakbym chciał rozmieszać cukier. - Ja także do nich należę. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Sob Mar 22, 2014 2:15 am | |
| Przegiął. To była moja pierwsza myśl, gdy z ust Davida padły słowa o podstarzałych panach i pięknych kobietach. Poczułam jak w moich trzewiach budzi się potwór rządny wolności, pazurami próbujący wydrapać sobie drogę na zewnątrz, w swym szale mając tylko jeden cel. Usunięcie stąd niepożądanego gościa. Z każdym jego kolejnym słowem coraz bardziej zaciekle dążąc do osiągnięcia swoich zamiarów. Zmusiłam się do głębszego oddechu i skupienia pozornie opanowanego wzroku na filiżance w duchu tocząc walkę o utrzymaniu tej bestii na smyczy. Nie mogłam sobie pozwolić na wybuch. Nie teraz, nie w takich warunkach. Tym bardziej, iż nabierałam coraz mocniejszych podejrzeń, że wyprowadzenie nas z równowagi było jednym z punktów na liście zadań na dzisiaj w wykonaniu Davida Fanbergda. Nie miałam najmniejszego zamiaru mu tego ułatwiać. W życiu. Odetchnęłam ponownie i przywołałam na twarz delikatny półuśmiech, jakby słowa nie wzbudzały we mnie złości czy niesmaku, a jedynie rozbawienie. Jakby wszystko to co się działo było... normalne. I zgodne z moimi oczekiwaniami. - Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności jest więc fakt, iż i do tej grupki nie należę - odpowiedziałam grzecznie, zaskakując samą siebie spokojem i opanowaniem, którego wcale nie czułam. Wewnątrz aż trzęsłam się ze wściekłości, marząc jedynie o tym by pozbawić Davida tego uśmiechu. - Musi mi pan wybaczyć i to, niestety. Kolejne słowa, ponownie, prawie wytrąciły mnie z równowagi. Tym razem niosąc ze sobą jeszcze, po raz kolejny, nieprzyjemne uczucie strachu. Obawę, która usilnie starała się zacisnąć na moim gardle, tym silniej, gdy spojrzenie niechcianego towarzysza wraz z całą jego atencją skupiło się na mnie. Ledwo zarejestrowałam początkowy wybuch Malcolma, fakt iż on wyraźnie przegrał walkę ze swoim potworem, wpatrzona w naszego oprawcę. - Niewątpliwie - przyznałam mu rację, odnosząc się oczywiście do wagi informacji w dzisiejszych czasach. Przez chwilę jeszcze obserwowałam go, z namysłem, nadal trzymając na wodzy swoje emocje i wątpliwości, by w końcu przenieść wzrok na wzburzonego Malcolma, dopiero teraz w pełni pojmując jak bardzo musiała go zdenerwować ta gra. Odetchnęłam, po czym sięgnęłam po kubek, na razie się nie wtrącając, na razie patrząc, licząc na to, że jego słowa mogą przynieść coś więcej niźli moje opanowanie. Naiwnie wierząc, że swą postawą odstraszy Fanbergda. Szybko jednak zmieniłam zdanie, dochodząc do wniosku, że gniew doprowadzi do czegoś zupełnie innego. Że da on gościowi nowe pole do manewru. Dlatego też wyciągnęłam przed siebie rękę, nie do końca przemyślawszy ten gest, by następnie zacisnąć nieznacznie palce na dłoni mężczyzny i, delikatnie, spróbować ją odciągnąć od filiżanki i karty. Jednocześnie zmarszczyłam lekko brwi i ledwo dostrzegalnie pokręciłam głową, starając się go upomnieć, przywołać do porządku. Nie psujmy sytuacji bardziej niż to konieczne, Malcolm. Nie róbmy niepotrzebnego zamieszania. Upewniwszy się, iż przekaz został odebrany ponownie skupiłam uwagę na Davidzie. Dłoni jednak nie cofnęłam, jakby chcąc się upewnić iż nie przyjdzie mu ponownie do głowy zrobienie jakieś głupoty. - Mogę o coś spytać, panie Fanbergd? Jestem niezmiernie ciekawa czemu to nam pan zaproponował tę grę, w końcu dookoła jest tyle ludzi. - Mój głos był cichy, spokojny, jednak oczy pełne dystansu i delikatnego ostrzeżenia. Nie pogrywaj z nami. Chcę znać prawdę. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Sob Mar 22, 2014 11:42 pm | |
| Jednych coś mogło niecierpliwić, innych denerwować, natomiast trzecich, najmniej licznych - bawić. Mężczyzna zdawał się rozkoszować chwilą, słuchając ich wypowiedzi. Wydawali się mu być tak bardzo nieświadomi. Uderzył kilkukrotnie palcami w blat stolika. Najwidoczniej trochę zawiódł się na ich duchu rywalizacji. Nawet nie postanowili podnieść ani jednej karty, zagrać z nim ani razu. Na początku zawsze dawał wygrać! - To smutne, że ludzie w tych czasach nie zauważają symbolicznego znaczenia kart - uniósł kolejny papierek w kształcie prostokąta. Przelotnie na niego zerknął. - As pik. Oprócz ambicji, transformacji, potrzeby pracy, oświecenia, nowej pracy, zdrowia oznacza też tajemnice, skrytość, samotność i przede wszystkim… Śmierć. - Spojrzał na ich dwójkę i po chwili wybuchnął śmiechem. - Ale przecież nikt z nas w to nie wierzy. Wstał ze swojego miejsca. Nie wsunął krzesła. - Droga Nicole, lubię przebywać pośród pięknych ludzi. Wszyscy lubimy, oto, dlaczego was wybrałem. - Posłał jej ciepły, niemal zahaczający o grzeczność uśmiech. Powolnym korkiem, niby na odchodne znalazł się przy Randallu. Nachylił się bliżej jego ucha i wysyczał mu kilka słów, słyszalnych tylko przez niego. - Obawiam się, że pewne informacje mogą pociągnąć na samo dno i Ciebie, Malcolm. Oboje je znamy. - Zakończył, spod marynarki mignął mu lufą broni o lufie do złudzenia przypominającej te znajdujące się w Mauserach C96. Zapała go za ramię i poderwał z krzesła siłą. Zapewne mężczyzna nie mógł się tego spodziewać, ponieważ David nie wyglądał na kogoś wybitnie silnego. Mały zonk! Czy nie za to kochaliśmy życie? - Kolczatka, Randall. - Wypowiedział wyprowadzając go ku wyjściu. Ciągle w nadziei, że nie będzie musiał stosować całej swojej siły. Drzwi głośno trzasnęły. - Kolczatka, nie radzę się wymykać. - Pokazał mu pistolet w pełnej krasie. - Nawet jeśli spróbujesz… ta śliczna Nicole. Nie chciałbym, żeby ktoś ją całkowicie przypadkowo zranił. Pewnie ty też nie - udawał głos przejętego i prawie smutnego człowieka. - Idź.W tym samym czasie zapewne zaszokowana kobieta w została w kawiarni. Ze stosu kart wystawała jeden bloczek - sztywny i o mniejszym formacie. Nicole, w geście lojalności - nie radzę opuszczać kawiarni. Chyba, że chcesz zrobić sobie krzywdę. Panowie muszą załatwić męskie sprawy i na pewno wrócą. Przynajmniej Twój przeuroczy rozmówca… być może z nogami do przodu. Ale to nie jest ważne, naprawdę. Bo jak to mawiają - jak kocha, to wróci. Nawet w częściach! |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 12:21 am | |
| Zmiana w panującej przy stoliku atmosferze była aż za bardzo wyczuwalna. Pozornie wszystko było takie jak przed sekundą. Dama karo nadal spokojnie pływała w kawie, a David - zdawałoby się, nic sobie z tego nie robiąc - kontynuował swoje wywody. Ale wystarczyło mi jedno spojrzenie rzucone w kierunku jego oczu, których źrenice na ułamek sekundy rozszerzyły się i skurczyły ponownie, żebym zrozumiał, że przesadziłem. Poczułem jak w jednej chwili napinają się wszystkie mięśnie w moim ciele, zaalarmowane bliżej nieokreślonym jeszcze zagrożeniem. Może była to intuicja, a może to, co potocznie nazywamy instynktem samozachowawczym, ale choć próbowałem wmówić sobie, że nic takiego się nie stało, w rzeczywistości po prostu stałem się biernym obserwatorem własnego upadku. Moje serce uspokoiło się tylko na jedną krótką sekundę - chwilę, w której Nicole złapała mnie za rękę, odciągając ją od dryfującego w ciemnym płynie kartonika - ale tylko po to, by w następnym momencie wrócić do swojego wariackiego rytmu. Zanim mężczyzna zdążył wykonać jakikolwiek ruch, rzuciłem jeszcze przepraszające spojrzenie kobiecie, klnąc w duchu i jednocześnie modląc się, żeby moja głupota nie odbiła się też na niej. A potem wszystkie moje najgorsze przypuszczenia zaczęły się sprawdzać. Obserwowałem, jakby w zwolnionym tempie, jak David wstaje z miejsca, okrąża stół i nachyla się nade mną i ani przez sekundę nie miałem pojęcia, co mógłbym zrobić. Przez myśl przemknęła mi mglista wizja znokautowania przeciwnika, ale widok wystającej zza jego płaszcza lufy pistoletu, kazał mi szybko zdezaktualizować te plany. Jezu Chryste, Nicole, przepraszam. Zacisnąłem zęby, nie odzywając się ani słowem i na przekór udając, że wymieniona przez mężczyznę nazwa 'Kolczatka' nie zrobiła na mnie wrażenia. W rzeczywistości byłem bliski atakowi serca, bo w momencie, w którym trzy magiczne sylaby padły z jego ust, wiedziałem, że sprawa jest przejebana. I nie chodziło już tylko i wyłącznie o naszą dwójkę, chodziło o całą organizację. Z trudem opanowałem odruch wyszarpnięcia się z uścisku, kiedy facet - z nadspodziewaną jak na jego gabaryty siłą - poderwał mnie z krzesła. Nogi mebla zazgrzytały przeraźliwie o posadzkę, ściągając na nas uwagę kilku klientów i uśmiechniętej kelnerki. Przez chwilę miałem ochotę zawołać pomocy, ale miałem przeczucie, że jakakolwiek próba oporu skończyłaby się tragicznie nie tylko dla mnie. Bałem się spojrzeć na Nicole, ale nie mogłem tak po prostu jej zostawić. Nie mogłem też powiedzieć jej tego co chciałem, więc po prostu przeniosłem na nią spojrzenie, milcząco ją przepraszając i błagając, by nie reagowała. To było moje bagno, teraz już to wiedziałem, i nie wybaczyłbym sobie, gdyby kobieta padła ofiarą mojego idiotyzmu. Ale tak właściwie - gdzie popełniłem błąd? Idąc w stronę wyjścia, desperacko zastanawiałem się, co mnie wydało. Wydawało mi się, że zacierałem za sobą wszystkie ścieżki. Cave nadal było bezpieczne, zaprzyjaźniony barman od razu poinformowałby mnie w razie gdyby lokal okazał się spalony. Więc co - ktoś z nowych? Przekląłem w myślach, nie chcąc nawet dopuścić do siebie tej możliwości. Gdyby szpiclem okazał się członek Kolczatki, nie tylko ja byłbym skazany na śmierć, ale również wszyscy inni. Dziesiątki dzieciaków, których krew znalazłaby się na moich rękach. Ledwie poczułem powiew świeżego powietrza, gdy wyszliśmy na zewnątrz. - Czego chcesz? - warknąłem w końcu przez zaciśnięte zęby, nie siląc się nawet na przyjazny ton, ale też idąc posłusznie w stronę, którą wskazał mi facet. Starałem się trzymać emocje na wodzy, udając opanowanie, chociaż to, co działo się w mojej głowie, było całkiem inną sprawą. Kurwa, kurwa, kurwa. Mniej więcej. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 12:48 am | |
| To mi się nie spodobało. Ani trochę. Nie spodobało mi się spojrzenie, które rzucił mi Malcolm, nie spodobała mi się atmosfera, jaka zawisła między naszą trójką. Serce odrobinę mi przyśpieszyło, złość została zastąpiona przez strach, który już o wiele trudniej było mi utrzymać na wodzy. Zacisnęłam palce mocniej na dłoni Malcolma, jakby próbując dodać nam obydwu otuchy, jednak kiedy wyczułam jak spięty jest mężczyzna przez mój kręgosłup przepłynął lodowaty dreszcz. Co to wszystko miało znaczyć?! Przyglądałam się uważnie Davidowi, ledwo rejestrując jego słowa, bardziej skupiając się na tonie, gestach, mimice. Nic, zupełne zero wśród spodziewanych reakcji, żadnej poszlaki, a jednak, mimo wszystko, nie mogłam nie zauważyć tego, że coś się zmieniło. I to wcale nie na dobre. Przełknęłam ślinę patrząc jak Fanbergd się podnosi, zamrugałam niespokojnie, gdy pochylił się w stronę mojego towarzysza szepcąc mu coś na ucho. Poruszyłam się niepewnie na krześle, gdy dostrzegłam skutki tych słów na twarzy Malcolma. A potem poderwałam się na równe nogi patrząc jak mężczyzna podnosi się i wychodzi za naszym niechcianym gościem. Próbując w pełni zrozumieć spojrzenie, które skierował w moją stronę. Serce przyśpieszyło mi akcje, krew zahuczała w uszach. Znałam ten wyraz oczu, pamiętałam go jeszcze z frontu. Co tu się działo? Niespokojna przetoczyłam wzrokiem po sali, zaciskając zęby, starając się jednak opanować swój niepokój, nie okazywać go innym. Patrzyłam tak jakby ktoś z obecnych miał mi podać rozwiązanie, wyjaśnić wszystko co się działo. Jednak w momencie w którym doszłam do wniosku, że nie pozostaje mi nic innego jak wybiec za nimi, załatwić te sprawę w inny sposób, mój wzrok przyciągnęła karteczka, sztywny bloczek wystający spośród kart. Porwałam ją gwałtownym ruchem, licząc na to, że on rozjaśni coś w mojej głowie. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 1:22 am | |
| Ludzie, w sytuacjach kryzysowych, kiedy krew mieszała się z adrenaliną, działali w sposób naprawdę intrygujący. Niektórzy próbowali walczyć, jak na nazwę tego hormonu przystało, ale część z nich stała w zupełnym osłupieniu; posłusznie poddawali się. Jedyna taka szansa, żeby poznać prawdziwego siebie. Oboje przeszli szybkim krokiem zaledwie kawałek, gdy David zarządził skręt w prawo. Po pokajaniu dokładnie dziesięciu kroków „oprawca” przycisnął swojego „jeńca” do ściany. Uniósł pistolet i spojrzał mu prosto w oczy. - Podobam ci się? - zasyczał mu do ucha, nieznacznie oblizując swoje wargi. Ale przede wszystkim ludzie uwielbiali pistolety przy swojej głowie, prawda Malcolm?
Na śnieżnobiałej karteczce widniał numer telefonu oraz krótki napis - SZUKAMY KOGOŚ TAKIEGO JAK TY ~ David FanbergdNicole, straciłaś możliwość wychodzenia z kawiarni. Musisz zostać w ‘Petit Appetite’ do czasu mojego wyraźnego pozwolenia na wyjście. Mimo wszystko… nie przejmuj się, kochaś powinien wyjść cały i zdrowy. O ile będzie grzeczny. |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 1:42 am | |
| Przeklinałem w myślach, mimowolnie zamieniając wulgarną wiązankę barwnych słów w swego rodzaju mantrę. Pierwszy raz w życiu chciałem, żeby zza któregoś zakrętu wyłonił się Strażnik Pokoju, ale ulice, jak na złość, tym razem były puste. Próbowałem więc skupić się na trasie, którą szliśmy, żeby jakimś cudem wywnioskować, dokąd prowadził mnie David, ale i to okazało się wyjątkowo trudne - moje myśli przez cały czas wracały uparcie do kawiarni. Nie mogłem wyrzucić sprzed oczu wyrazu twarzy Nicole, a jakieś nieodparte przekonanie, że dziewczyna nie usiedzi długo na miejscu, powodowało regularnie miniataki serca. Nim się zorientowałem, znaleźliśmy się w uliczce. Warknąłem odruchowo, kiedy facet przycisnął mnie do ściany, ale mignięcie pistoletu przy głowie szybko wyczyściło mój umysł ze wszystkich wyrafinowanych obelg. Na dźwięk głosu przy swoim uchu, nie mogłem jednak nie skrzywić się z obrzydzeniem. Z jakim pieprzonym rodzajem psychotycznego skurwiela miałem do czynienia? Niemal automatycznie odepchnąłem gościa od siebie, nie spodziewając się co prawda powalającego efektu, ale też nie mogąc utrzymać już nerwów na wodzy. - Jak już pewnie mogłeś zauważyć, mam o niebo lepszy gust - wysyczałem, spluwając Fanbergdowi pod nogi. Czy zdawałem sobie sprawę, że najprawdopodobniej przybijam kolejny gwóźdź do własnej trumny? Jasne. Ale dopóki znajdowaliśmy się we w miarę bezpiecznej odległości od kawiarni, miałem to gdzieś. Nicole, mam nadzieję, że jesteś już daleko stąd. Spojrzałem na mężczyznę, oddychając ciężko, jak po długim biegu. Serce uderzało mi tak głośno, że byłem prawie pewien, że mój towarzysz może je usłyszeć, a szum krwi w uszach prawie zagłuszał słowa. - Czego. Chcesz - powtórzyłem, powoli i wyraźnie, nie przejmując się odpowiednią intonacją, która nadałaby tym słowom formę pytającą. Co prawda znajdowałem się w średniej pozycji do żądania jakichkolwiek odpowiedzi, ale kolejny raz - miałem to gdzieś.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 1:56 am | |
| Wszystko tak bardzo podobało się Davidowi. W przeciwieństwie do nieudanej gry w karty, tutaj szło nadzwyczaj dobrze. Malcolm reagował jeszcze wyborniej niż w jego najśmielszych wyobrażeniach. - Oszczędzaj ślinę, kochanie - odpowiedział mu na gest i po próbie jego odbicia mocniej przycisnął do ściany. Wyszczerzył w jego stronę białe zęby. - Chce się zabawić. Przecież życie to nic więcej niż kilka chwil zabawy - delikatnie obniżył pistolet, by móc przejechać mu po policzku kciukiem. Smakował białą kawą. Spojrzał jego jasno niebieskie oczy i napawały go dziwną energią. Pocałował go na początku delikatnie, a potem mocniej. Zaledwie po ułamku sekundy przyssał się do jego ust. - Dotknij mnie - zarządził, nadal nie spuszczając mocnego podtrzymywania i bron przy czaszce.
|
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 2:20 am | |
| Z każdą chwilą coraz mniej wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi. Facet był niezrównoważony, to było jasne, nie miałem jednak pojęcia, w jaki sposób ta wiedza miałaby mi pomóc. Ludzie niestabilni mieli to do siebie, że bywali nieobliczalni, a ten miał dodatkowo jeden potężny atut - pełny magazynek. Przez kilka sekund po prostu obserwowałem więc jego reakcje, próbując zorientować się, czego mogę się spodziewać. Tak bardzo bez skutku. Jedynym powodem, dla którego nie zareagowałem od razu na pocałunek Davida był fakt, że w pierwszym momencie nie zrozumiałem, co właściwie się stało. W jednej chwili facet groził, że mnie zastrzeli, w dodatku jako argument wyciągając Kolczatkę, a w następnej zachowywał się jak zboczeniec, który dorwał panienkę w ciemnym zaułku. W jakąkolwiek jednak chorą grę aktualnie pogrywał, ja skończyłem już rozkładać swoje karty. Wykorzystując chwilę nieuwagi mężczyzny, złapałem go za włosy z tyłu głowy i jednym szybkim ruchem odciągnąłem do tyłu. - Wedle życzenia - warknąłem cicho, po czym - z pełną świadomością, że może być to ostatnia rzecz, jaką przyjdzie mi zrobić w życiu - zgiąłem kolano, celując dokładnie między nogi faceta i modląc się, żeby w nagłym odruchu nie pociągnął za spust. Szarpnąłem mocniej dłonią, której palce wciąż zaciskały się na kosmykach Fanbergda, z całej siły próbując odepchnąć go na bok. Kątem oka widziałem błyskającą od czasu do czasu w świetle latarni lufę pistoletu, ale starałem się za wszelką cenę ją ignorować. - Skąd wiesz o Kolczatce? - wysyczałem przez zęby, starając się ustalić, czy na horyzoncie nie pojawił się przypadkiem kolejny obiekt do zlikwidowania. O ile sam nie zostaniesz za chwilę zlikwidowany, Malcolm. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 2:42 am | |
| Mężczyzna w odpowiedzi na kopnięcie zawył. Przez moment wypadało to jako okrzyk bólu, następnie zamieniło się w syczenie. W pewnym sensie mogło to zostać odebrane prawie jako czerpanie przyjemności z bólu. - Właśnie tak - wypowiedział przez zaciśnięcie zęby. Malcolm krępował jedynie jego głowę i ograniczając ruch łopatek. Ręce nadal miał w miarę luźno. - Z pewnych źródeł… Odpowiedział niechętnie, ponieważ próbował znaleźć miejsce, w którym zatrzymały się jego kolana. Tak, aby mózg nieco odsunąć broń i strzelić w nogę. Z niemałym trudem zrobił to i wcisnął spust. Podstawowa zasada polegała na odbieraniu przeciwnikowi broni. Rozległ się huk.
Rzut na dwanaście oczek - parzyste: strzał nietrafiony, nieparzyste: strzał trafiony. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 2:42 am | |
| The member 'Mistrz Gry' has done the following action : Rzuć kostkami
'Dwanaście oczek' : 3 |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 3:02 am | |
| Ups, panie Randall, tym razem los panu nie sprzyjał. Pocisk miał tyle samo szans, żeby trafić w chodnik, jak i w pana. Niestety (albo stety, w zależności dla kogo) nabój strzelił w bok łydki. Tym samym Malcolm zachwiał się i wypuścił włosy Davida. Ten wykorzystał to, aby odwrócić się oraz przewrócić go na ziemię. Momentalnie przysiadł na nim, blokując mu dłonie. Ponownie odwrócił sytuacje na swoją korzyść. - Pewnego dnia nauczysz się, że to nie ty zadajesz tutaj pytania. Zaśmiał się gorzko, sięgając jedną ręką do guzików jego koszuli. - Powinieneś był zastanowić się, jak postępujesz. Nicole jest kawiarni z dwójką moich starych przyjaciół - spojrzał na jego owłosiony tors i przejechał po nim palcami. - Wiesz, czemu to robię? - Nachylił się, żeby spojrzeć mu po raz kolejny w oczy. Przestał kreślić wzory na jego klatce piersiowej sięgając ku rozporkowi. - Opowiedz mi.
|
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 3:25 am | |
| Wiedziałem, na co się zanosi, na sekundę przed tym, zanim usłyszałem strzał. Czasami tak już jest. Zdajecie sobie sprawę z nieuchronnego, ale nic nie możecie zrobić. Widzicie spadający ze stolika wazon, ale wiecie, że nie zdążycie go złapać. Dostrzegacie pieszego na przejściu, ale nie macie szans wyhamować. Albo zauważacie naciskający na spust palec, ale nie jesteście w stanie na czas odskoczyć. - Kurwa! - wrzasnąłem, kiedy obezwładniający ból przeszył moją lewą łydkę. Zatoczyłem się do tyłu, na jakiś czas tracąc poczucie rzeczywistości i czasoprzestrzeni, podczas gdy wzrok zasnuła mi czerwona mgiełka. Szumiąca w uszach krew zamieniła się w przeciągły pisk, przez który przebijała się tylko jedna, powtarzająca się w kółko myśl, nieustannie, jakby nawinięta na zaciętą taśmę magnetofonową. Trafił mnie. Ten chuj mnie trafił. - Zabiję cię - warknąłem, zaciskając powieki. Nie widziałem swojego przeciwnika, na dobre pół minuty straciłem jakiekolwiek informacje dotyczące swojej obecnej pozycji. Kiedy się ocknąłem, wiedziałem tyle, że leżę na ziemi, przygwożdżony do chodnika i całkowicie unieruchomiony. - Ja pierdolę. Ból zajmował co najmniej połowę mojej uwagi; nie znajdował się nawet na krawędzi świadomości, ale wyszedł na pierwszy plan, dlatego wszystko, co mówił David, musiało przebić się najpierw przez gęstą mgłę, zanim dotarło do moich uszu. Nie umknęła mi jednak informacja o osaczonej w kawiarni Nicole i w chwili, w której zrozumiałem jej sens, powziąłem sobie jedno, całkowicie poważne postanowienie: zabiję gościa. - Skurwysynie - warknąłem, nadal nie potrafiąc skupić myśli. Gdzieś nade mną mignęła mi parszywa gęba Fanbergda. Zamachałem ze złością rękami, próbując złapać go za głowę, ale sekundę później widziałem już czterech facetów zamiast jednego, a pisk w uszach tylko się nasilił. Zdechnę tu w tej pierdolonej uliczce, pomyślałem i z jakiegoś powodu na krótką chwilę rozjaśniło mi to myśli. A przynajmniej na tyle, żeby dotarł do mnie tragikomizm zaistniałej sytuacji. Sam nie wierząc w to, co robię, parsknąłem śmiechem, czy to w odpowiedzi na pytanie mężczyzny, czy w jakiejś cholernej bezsilności. - Jesteś pieprzonym psycholem - odpowiedziałem, modląc się, żeby ten hałas już ustał, żeby ta mgła rozwiała mi się sprzed oczu, żeby ten ból się skończył. Nie wiedziałem, co się dzieje dookoła, przynajmniej momentami. - Czego, kurwa, chcesz? Zabiłem ci dziewczynę? Siostrę? Pierdoloną matkę? - Znów zamachnąłem się w jego stronę, ale ponownie natrafiłem na pustkę. - Jak ją tkniesz, to cię zabiję - rzuciłem. Bez przekonania i bez sensu. Obaj wiedzieliśmy, że w tamtej chwili moja groźba nie miała pokrycia. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 3:51 am | |
| Każda obelga zdawała się być muzyką dla jego uszu i radością dla jego serca. Wszystko działo na niego jak magnez. Nakręcało do go do działania i podniecało jednocześnie. Po rozpięciu suwaka, bez zawahania włożył tam rękę. Jego zimne palce drażniły coś, co było ukryte pod bielizną. - Trafiłeś. - Przycisnął pistolet bliżej jego gardła. Czuł bicie jego serca i jednocześnie chciał je zakończyć. - Trafiłeś w samo pierdolone sedno wieczoru. Jestem dumny, że nazwisko Fanberg nadal ci coś mówi - ścisnął to, co do tej pory jedynie drażnił. - Zabiłeś moją siostrę, sukinkocie. - Mówią Ci coś Głodowe Igrzyska? Och, na pewno tak. Zostałeś ich t r i u m f a t o r e m - przełknął głośno ślinę. - Od tamtej pory brzydzę się tym słowem. Odkąd zostałeś nim ty… Splunął mu mocno w twarz, po raz kolejny próbują wymóc na nim ból zaciskając palce na kroczu. - Pamiętasz Debbie? Szczupła blondynka. Dystrykt Czwarty. Zabrała najwięcej rzeczy spod Rogu. Została z tobą ostatnia na arenie. Miała szanse wygrać, ale ty, pierdolony tchórzu, chowałeś się. Nie jesteś mężczyzną. Nie walczyłeś. Uderzył do pięścią w miejsce, w którym nadal trzymał palce. - Tamtego dnia przyrzekłem sobie, że cię znajdę. Znajdę cię i wykastruję, a potem zabiję. Do oczu napłynęły mu pojedyncze łzy. - Pamiętaj, że ona przez ciebie nie żyje. Teraz ja zrobię to tobie. Zabiję twoich bliskich. Dłoń, którą wrześnie drażnił jego najbardziej czułą cześć ciała podłożył mu po sam nos. Następnie trzy palce wepchnął do gardła powodując wymioty. - Spłoniesz w piekle. Podniósł się natychmiastowo i jakby nic ruszył przed siebie zostawiając Randala we krwi i ostatnio zjedzonym, jeszcze niestrawionym pokarmie. - Do zobaczenia, kochanie - krzyknął w jego stronę. Nicole, możesz wyjść z kawiarni. Ale czy odważysz się uratować swojego zarzyganego, półnagiego księcia we krwi? Jeśli tak - smacznego! |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 4:01 am | |
| Parsknęłam gniewnie patrząc na kartkę. Naprawdę?! Pieprzony numer telefonu? Przez niego stałam tyle czasu w tej kawiarni?! Poczułam jak w moich żyłach zbuzowała wściekłość, zdenerwowana zgniotłam kartę między palcami pośpiesznie szukając mojego okrycia. Nie miałam zamiaru dłużej tutaj stać, tym bardziej, iż serce szarpało mi się gwałtownie, a myśli przepełniały coraz to gorsze wizje tego co mogło stać się z Malcolmem. Dlatego też ignorując zupełnie ostrzegawcze spojrzenie mojego kompana szybko wygrzebałam z torebki pieniądze, złapałam tyle by na oko pokryć koszty mojego i Malcolma kaprysu, po czym wybiegłam z pomieszczenia. Dopiero na zewnątrz zorientowałam się, iż zupełnie nie mam pojęcia w którą stronę zmierzać. Klnąc szpetnie wyciągnęłam kartkę z kieszeni płaszczyka, komórkę z torby i pośpiesznie wybrałam numer. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 4:06 am | |
| W kieszeni Davida zawibrował telefon. - Dobrze cię słyszeć, Nicole - wypowiedział niskim głosem. - Co u Malcolma? U Malcolma wszystko w porządku. Trochę się zabawiliśmy, ale biedaczek szybko się zmęczył - ironizował bawiąc się głosem. - Ale właściwe gdzieś go znajdziesz. Pewnie nadal nie mogący się pozbierać po tym jak dobrze się b a w i l i ś m y. Nie wiedziałem, że lubi chłopców. Mimo wszystko, jest całkiem niezły. Zrobił wszystko, co go prosiłem. Chociaż to nie jest facet dla ciebie. To kastrat. Obok niego przeszedł mężczyzna, zdawał się być wystraszony. Kiedy go minął, odwrócił się i strzelił mi w plecy. - Albo już go nie znajdziesz. Ups! Mam nadzieję, ze lubisz trupów, jeszcze ciepli! Zaśmiał się gorzko do słuchawki, oczekując odpowiedzi. - Do zobaczenia, Nicky. - Rozłączył się rzucając telefon na chodnik i oddając w niego strzał. Mężczyzna zniknął skręcając, w którejś nieznaną przecznicę.Po niespełna czterech minutach pojawili się Strażnicy Pokoju zawiadomieni przez mężczyznę idącego naprzeciwka, któremu zostawało już coraz mniej krwi. Dziękuję za cudowną grę. Jesteście najlepsi. Wyleczcie się i do zobaczenia! xoxo, Mistrz Gry |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 4:19 am | |
| Pamiętajcie, nigdy nie mówcie - nawet w myślach - że gorzej już być nie może. Przetoczyłem się na bok, nie mając już nawet siły, żeby przeklinać. Krew dudniła mi w uszach, a wszechobecny ból rozlał się już tak szeroko, że nie byłem pewien, w ile miejsc zostałem postrzelony. Oczy zaszły mi łzami, przez co moje pole widzenia ograniczało się do rozmazanej mozaiki czerni i żółci, pochodzącej z ulicznych latarni. Kroki odchodzącego Fanbergda odbijały się ogłuszającym echem jeszcze przez co najmniej kilka minut. Kurwa mać. Z trudem podniosłem się do pozycji siedzącej. Choć jeszcze przed chwilą chciałem, żeby ktoś mnie znalazł, teraz modliłem się o brak jakichkolwiek przechodniów. Nie wiedziałem co prawda, jak doczołgam się do mieszkania, skacząc na jednej nodze i zostawiając za sobą krwawe ślady, ale ta perspektywa wydawała mi się lepsza, niż pokazanie się komuś w obecnym stanie. Nie zastanawiając się zbyt długo, ściągnąłem z siebie i tak nie nadającą się już do niczego koszulę, po czym na tyle, na ile mogłem, wytarłem twarz. Splunąłem kilka razy na ziemię, marząc o szklance wody, ale na razie musiałem zadowolić się własną śliną. Kiedy skończyłem, zwinąłem resztki materiału w kulkę i cisnąłem jak najdalej. Co teraz? Musisz znaleźć Nicole, odpowiedziałem sobie natychmiast, ale równie natychmiast odrzuciłem tę myśl. Nie mogła mnie zobaczyć, nie teraz. Pomijając wyjaśnienia, których musiałbym jej udzielić... Nie. Najpierw doprowadź się do porządku. Powstrzymując powracające mdłości, pochyliłem się do przodu, żeby obejrzeć przestrzeloną łydkę, gdzieś w międzyczasie zapinając z powrotem spodnie. W głowie piszczało mi coraz bardziej, obrazy ostatnich minut zlewały się ze sobą, wplótłszy między siebie wspomnienia z areny. Choć chciałem sobie wmówić, że koleś był zwyczajnym szajbusem, twarz małej Debbie szybko wypłynęła na powierzchnię. A kiedy już się tam znalazła, nie chciała odejść. Nie teraz, przypomniałem sobie. Teraz postaraj się nie wykrwawić. Powstrzymując żołądek podchodzący do gardła, zerknąłem w stronę łydki, ale oprócz przesiąkniętej krwią nogawki, nie zobaczyłem nic. Czerwona substancja znajdowała się także na chodniku, miałem jednak nadzieję, że nie w takiej ilości, która zagrażałaby życiu. Zacisnąłem na moment powieki, starając się zebrać myśli. Sam nigdzie bym nie dotarł ale może... Sięgnąłem do kieszeni dżinsów, wyciągając telefon komórkowy. Nacisnąłem klawisz odblokowania. Nic z tego. Musiał uszkodzić się w czasie upadku. - Kurwa - powtórzyłem, z irytacją rzucając przedmiotem w stronę wyjścia z uliczki i nie bez jakiejś chorej satysfakcji obserwując, jak rozlatuje się na części pierwsze. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 4:36 am | |
| Spanikowałam. Nie mogłabym tego nazwać inaczej. W momencie w którym w słuchawce rozległ się pierwszy wystrzał poczułam strach tak paraliżujący, iż musiałam się na chwilę zatrzymać. Stanęłam bez ruchu, na środku ulicy, oddychając ciężko, ledwo rozróżniając kolejne słowa Davida przez huk krwi w moich uszach. Boże, Malcolm. Kurwa mać, czumu ja za nim nie poszłam?! Puściłam się biegiem. Podążając za źródłem dźwięku, słyszanego również w miejscu mojego przebywania. Odgłos kolejnego wystrzału, tuż po pożegnaniu, sprawił, że moje serce zamarło na chwilę. Nie, to nie mogło być możliwe. Do cholery jasnej, nie. Takie rzeczy nie dzieją się w normalnym świecie. Nie przydarzają się normalnym ludziom. ...On nie mógł go zabić! Oddychałam ciężko, strzelając przestraszonym spojrzeniem na wszystkie strony, zaciskając z całej siły palce na telefonie, tak jakby cisza na linii miała zostać przerwana. Jakby David miał za chwilę zadzwonić i wyjaśnić, iż wszystko to było jakimś chorym żartem. Wpadłam za zakręt w pełnym biegu, zupełnie nie przejmując się tym, iż mogłabym trafić na jakiegoś przechodnia, pochłonięta jedynie tym by w końcu dotrzeć do źródła dźwięku. Dlatego ledwo wyhamowałam widząc Malcolma niespełna parę metrów przede mną. - Malcolm - jęknęłam wręcz, zatrzymując się i opadając przy nim na kolana. Wypuściłam telefon z ręki, już zupełnie nim się nie przejmując, po czym, zapominając o wszelkich niespisanych granicach, niemal rzuciłam mu się na szyję, przytulając go mocno, palce jednej dłoni zaciskając na jego włosach. - Ty żyjesz. Ty żyjesz. Ty naprawdę żyjesz - powtarzałam jak mantrę, załamującym się od histerii głosem. - Ale te strzały...?! Boże... Co on Ci zrobił?! Cały ten czas nie potrafiłam się oderwać od niego, słowa wypowiadałam prosto w jego szyję, starając się uspokoić kołaczące serce. |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 11:17 am | |
| Czułem się jak w koszmarze. Zbawienna adrenalina z każdym ciężkim oddechem opuszczała mój organizm, razem ze sobą zabierając swoje nieocenione skutki, a zostawiając nieznośny ból i robiąc aż za dużo miejsca dla emocji. Teraz, kiedy mojemu życiu bezpośrednio nic nie zagrażało (ranę w łydce zaliczyłem do tych paskudnych, ale nie śmiertelnych, stwierdzając, że nikt nie umiera od kilkumilimetrowej dziury w nodze - choć pewnie było to tylko moje pobożne życzenie), z powrotem włączyło mi się myślenie. Mój mózg, jakby nagle buntując się przeciwko mnie, odtwarzał po raz kolejny i kolejny ostatnie minuty, z coraz to większą dokładnością, aż w końcu nie byłem pewien, czy szczegóły, które rozpamiętuję, miały miejsce naprawdę, czy powstały w międzyczasie jako wytwór zmęczonej wyobraźni. Wiedziałem, że nie mogę tu zostać. Musiałem się ruszyć, już, teraz, ale jedyne, co byłem w stanie zrobić, to podczołganie się do ściany budynku zamykającej uliczkę z prawej strony i oparcie się plecami o zimny mur. Właśnie. Zimno. Opuściłem wzrok na swoje dłonie, nagle drżące niekontrolowanie, podobnie zresztą jak całe moje ciało. Temperatura na zewnątrz musiała oscylować wokół pięciu, może siedmiu stopni; moja kurtka została w kawiarni, a koszula leżała zwinięta w ciemnym zaułku. Z miejsca, w którym siedziałem, nie potrafiłem jej nawet dostrzec. Rana w nodze też nie dodawała organizmowi sił. Musiałem jednak wciąż przebywać w czymś w rodzaju szoku, bo wypływająca na powierzchnię mojej świadomości perspektywa zamarznięcia w opuszczonej uliczce, bardziej rozbawiła mnie niż zmartwiła. Malcolm, Malcolm... - Malcolm. Poderwałem głowę na dźwięk swojego imienia, wypowiedzianego przez głos, który z całą pewnością nie należał do mnie, ale zanim zdążyłem przyjrzeć się Nicole, już mnie przytulała, powtarzając te same słowa gdzieś na wysokości mojej szyi. Zamrugałem kilkakrotnie, próbując zrozumieć, co właśnie się stało. Miałem wrażenie, że moje procesy myślowe przebiegają nieznośnie wolno. Co ona tu robiła? Pamiętałem, jak Fanbergd mówił o dwóch facetach, pilnujących jej w kawiarni. Blefował, czy to mój mózg ponownie płatał mi figle i kobieta była tylko i wyłącznie halucynacją? Nie zwróciłem uwagi na żadne kroki tuż przed jej pojawieniem się, ale z drugiej strony, moje zmysły nie były dzisiaj specjalnie wyostrzone. - Nicole - wychrypiałem w końcu, ostrożnie ją obejmując, chociaż całe moje jestestwo wydawało się buntować przed jej obecnością tutaj. Wmawiałem sobie, że chodziło mi tylko i wyłącznie o to, że David mógł wciąż być w pobliżu, ale nie wiem, kogo próbowałem oszukać w ten sposób. Nie chciałem, żeby widziała mnie teraz i nawet jeśli było to totalnie głupie i niedojrzałe, to nic nie potrafiłem na to poradzić. - Żyję, trafił mnie w nogę. Nic mi nie jest - powiedziałem, starając się odpowiedzieć na urywane pytania kobiety. Obok innych, wirujących w moim ciele emocji, pojawiła się ulga, że stoi tu cała i zdrowa. - Nic ci nie zrobili? - zapytałem, nie mogąc się nie upewnić, i jakbym i tak nie zamierzał uwierzyć jej na słowo, odsunąłem się nieznacznie, lustrując ją wzrokiem. Nie wyglądała na ranną, ale na widok wyrazu jej twarzy, serce wpadło mi do żołądka. - Przepraszam - powiedziałem cicho, kiedy dotarło do mnie, że wszystko, co wydarzyło się dzisiaj - dosłownie wszystko, od początku do końca - miało miejsce z mojej winy. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 12:05 pm | |
| Na początku nie zarejestrowałam całości sytuacji. Po prostu przytulałam się do niego, z lekko drżącymi ramionami, ledwo panując nad sobą i nad swoimi reakcjami. Miałam ochotę płakać ze stresu i strachu, miałam ochotę klęczeć tam zupełnie nie przejmując się wszystkim dookoła. Aż w końcu miałam ochotę go pocałować, przelać w to całą ulgę którą poczułam na jego widok. Przez jeden moment, jeden najpaskudniejszy moment, byłam pewna, że faktycznie znajdę tylko trupa, że dwa strzały które padły skierowane były do Malcolma. Bałam się, że to koniec, że nie będę mogła zrobić nic, jedynie opaść na kolana koło niego i płakać. Tamta myśl wżarła się w mój umysł niczym kwas, zdominowała każde moje odczucie, każdy gest. Dlatego też jego widok, fakt, iż żył, oddychał, siedział, był w stanie mówić, wszystko to przyniosło mi niewyobrażalna wręcz ulgę. Na tyle silną, iż nie potrafiłam się od tego odciąć, zebrać się w całość i zacząć logicznie myśleć. On żył i tylko to w tym momencie się liczyło. Dopiero gdy Malcolm odsunął się ode mnie nieznacznie zamrugałam starając się zapanować nad chaosem w głowie i w pełni skupiłam się na jego pytaniu. - Nic - szepnęłam. Przynajmniej nic fizycznego. Jedynie, na chwilę, załamał światopogląd, ale to się nie liczyło. Nie zabił go. To nie do niego oddał te dwa strzały. Przeprosiny, które padły z ust mężczyzny wreszcie wyrwały mnie z tego stanu otępienia. Zamrugałam ponownie, po czym zmarszczyłam brwi wbijając w niego spojrzenie pełne nagany i troski za razem. Po co on to mówił? Do cholery, przecież to nie jego wina. Nie strzelił sobie w nogę sam. Nie on zaprosił do naszego stolika Davida. Był ofiarą jakiegoś psychola, kogoś kto już zapewne dawno przestał myśleć logicznie, kogoś kto za przednią rozrywkę uznał znęcanie się psychiczne i fizyczne nad innym człowiekiem. Całkiem przypadkową parą. A może jednak nie tak przypadkową? Odepchnęłam od siebie tę myśl skupiając się na tym co teraz, w duchu jednak obiecując sobie, że do tego wrócę. - Nie masz za co przepraszać - zapewniłam, przywołując na usta cień uśmiechu. Przez chwilę jeszcze obserwowałam go, moja dłoń znalazła się, nawet nie wiem kiedy, na policzku Malcolma, jednak szybko przypomniałam sobie o tym co powiedział. David trafił go w nogę. Oderwałam spojrzenie od jego twarzy odszukując wzrokiem rany. Noga nie wyglądała najgorzej, ale... Ściągnęłam z szyi szalik, po czym szybko zaczęłam zwijać go w coś, co przy odrobinie dobrych chęci mogło robić za bandaż lub opaskę uciskową. Nie pytając nawet o zgodę, jak najdelikatniej, przesunęłam palcami po zakrwawionej nogawce, próbując ustalić jak bardzo rozległa jest rana, po czym szybko obwiązałam materiał wokół niej, mając nadzieję, że nie oceniłam źle siły ucisku. Chciałam jedynie zatamować upływ krwi z rany, a nie przysłużyć się do przemieszczenia kuli. - Musimy cię stąd zabrać - odezwałam się w końcu, ponownie przenosząc wzrok na twarz Malcolma. I wtedy do mnie dotarło, że mężczyzna, tak naprawdę, nie ma na sobie żadnej koszuli ani kurtki. - Cholera, zamarzniesz tak - jęknęłam cicho. No tak, jego kurtka musiała zostać w kawiarni. Czemu ja jej nie wzięłam?! |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 2:42 pm | |
| Z każdą chwilą zasłaniająca mi pole widzenia mgła zdawała się gęstnieć. Podniosłem dłoń do twarzy, przecierając oczy, ale irytująca powłoka nie zniknęła nawet w najmniejszym stopniu. Podejrzewałem, że może być to kwestia bólu, osłabienia albo uderzenia w głowę, a może wszystkiego po trochu, ale nic nie powiedziałem. Nie chciałem denerwować Nicole jeszcze bardziej. Z trudem powstrzymując się od położenia się na zimnej płycie chodnika, obserwowałem, jak owija moją nogę kawałkiem materiału, a im dobitniej docierała do mnie jej obecność tutaj, tym bardziej rosło poczucie upokorzenia i wyrzutów sumienia. Wydawało się, że dalej niczego się w życiu nie nauczyłem, że nadal narażałem kolejne osoby samym swoim istnieniem. Powinienem był zrozumieć już dawno, że lista moich wrogów nigdy nie przestanie się wydłużać. I że zawsze będą próbowali odbić się na mnie, krzywdząc tych, na których mi zależy. - Nic mi nie będzie - powiedziałem cicho, bo podniesienie głosu najzwyczajniej w świecie przekraczało moje ówczesne możliwości. Dla lepszego efektu, podciągnąłem wyżej kąciki ust, starając się posłać kobiecie coś w rodzaju pokrzepiającego uśmiechu, ale pomijając fakt, że wyszedł z niego raczej grymas, to na zakrwawionej i posiniaczonej twarzy musiał przedstawiać się co najmniej makabrycznie. - Już zrobiło mi się cieplej - spróbowałem zażartować, mając nadzieję, że uda mi się choć trochę zbagatelizować sprawę. I to wbrew pozorom - nie tylko ze względu na Nicole. Wyprostowałem się z trudem, oceniając swoje siły i zastanawiając się, czy udałoby mi się podnieść do pozycji przynajmniej przypominającej stojącą. Co do jednej kwestii byliśmy bowiem zgodni - musieliśmy się stamtąd wydostać. Gdybyśmy wpadli teraz na Strażników, z całą pewnością wpakowalibyśmy się w jeszcze większe bagno - o ile było to w ogóle możliwe. Zobaczywszy ranę postrzałową, nie skończyliby zadawać pytań, dopóki nie prześwietliliby nas na wylot, w najlepszym wypadku po prostu wyciągając kilka brudów, w najgorszym - docierając prosto do Kolczatki. Serce wciąż podchodziło mi do gardła na wspomnienie nazwy wypowiedzianej ustami Davida. Pomijając całą godną psychola otoczkę i oskarżenia o śmierć siostry, o jednej kwestii nie mogłem zapomnieć - facet wiedział. Nie zdawałem sobie sprawy, jak wiele, ale jakieś informacje posiadał na pewno i jeśli ujawniając ten fakt chciał mnie nastraszyć, to mu się kurwa udało wyśmienicie. Do tego stopnia, że już w tamtej chwili zacząłem rozważać możliwość ewakuacji całej Kwatery Głównej. Wstrzymując oddech i zaciskając zęby, udało mi się podźwignąć na nogi, czy raczej - na nogę. Druga, zgięta w kolanie, wisiała w powietrzu, ale nawet mimo tego, że nie opierałem na niej ciężaru ciała, nie potrafiłem powstrzymać pełnego bólu jęknięcia. W głowie mi zaszumiało i zawirowało, i tylko fakt, że przytrzymywałem się ściany, uchronił mnie przed upadkiem. - Moje mieszkanie jest niedaleko - powiedziałem, odszukując wzrokiem Nicole i przypominając sobie, że przecież nie oddaliliśmy się zbytnio od kawiarni, a do niej z kolei dotarłem piechotą zaledwie w piętnaście minut. Nie byłem pewien, czy udałoby mi się odtworzyć teraz trasę, ale w tej kwestii liczyłem na kobietę - jakby nie było, już raz zdarzyło jej się mnie odwiedzić. - Wydaje mi się, że dam radę tam dojść - dodałem po chwili, wcale nie taki pewien własnych słów, ale cóż - spróbować musiałem. Każda inna opcja, zakładająca wezwanie taksówki lub karetki pogotowia, narażałaby nas na niepotrzebne, pełne podejrzeń pytania, a nie miałem zamiaru skazywać Nicole na więcej nieprzyjemności. - Wygląda na to, że teraz to ty ratujesz mnie z opresji. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 4:15 pm | |
| - Oczywiście, że nic Ci nie będzie - prychnęłam, bardziej starając się przekonać siebie niż jego. Dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, iż rana wymagała konsultacji z lekarzem. Wiedziałam również, że pójście do szpitala byłoby największą głupotą jaką moglibyśmy zrobić. Tam zaczęłyby padać pytania. Pytania na które nie umiałabym odpowiedzieć. Zaś Malcolm... Nie byłam do końca pewna co tutaj się działo, jednak wiedziałam jedno, mężczyzna na pewno nie chciał by prawda związana z dzisiejszym zdarzeniem ujawniona została przed szerszą publiką. To był jego sekret, tajemnica, którą, co prawda, zamierzałam poznać, o której samym istnieniu najpewniej nie powinien dowiedzieć się żaden Strażnik Pokoju. Pomijając fakt, iż wizyta w szpitalu wiązałaby się również z wzięciem i mnie pod lupę, inwigilacją, która w żadnym wypadku nie mogłabym mi się przysłużyć. Co prawda, nie mieli szansy by brnąc w podstawowe procedury odkryli prawdę o mnie, jednak... Fakt, iż moje ruchy znalazłyby się pod uważniejszą obserwacją nie skończyłby się, zapewne, zbyt przyjemnie. Upewniłam się jeszcze czy opatrunek jest dobrze założony, ucisnęłam lekko nogę obok rany, w duchu przepraszając Malcolma za dodatkowy ból jaki musiałam mu sprawić, po czym westchnęłam cicho. Kulę trzeba będzie wyciągnąć. Tylko jeśli nie lekarz to kto się tym zajmie? Nie byłam pewna czy ufałam swoim zdolnością do tego stopnia by porwać się na taki zabieg. - To pewnie przez moją obecność - również spróbowałam zażartować, ponownie przyglądając się jego twarzy. Kolejne, nowo to odkryte, efekty spotkania z Davidem wzbudzały we mnie coraz większą niechęć i obrzydzenie względem tamtego mężczyzny. Psychopaty. Nie mogłam zrozumieć jakim cudem człowiek zdolny do czegoś takiego przetrwał w społeczeństwie. A może nie tyle co nie mogłam, a nie chciałam. Był przecież jednym z nas, też walczył za nowe jutro, też cierpiał z powodu działań Snowa. Dlaczego więc teraz, tak jak całkiem wielu innych, odwracał się od powtarzanych dawniej z ust do ust ideałów? Gdy tylko Malcolm spróbował się podnieść poderwałam się natychmiast na nogi starając się go asekurować, nie ważne jak śmiesznie by to nie wyglądało przy moim niskim wzroście i drobnej posturze. Miałam więcej siły niż pewnie niejeden by przypuszczał. Co prawda nie tyle by utrzymać jego ciężar ciała sama, jednak wystarczająco by móc stanowić dla niego jakieś oparcie. Spojrzałam na niego z troską, gdy z jego ust wyrwał się jęk bólu, szybko zajmując miejsce jak najbliżej jego boku. Na wszelki wypadek, gdyby jednak zdecydował się trochę sobie ulżyć. Słysząc jego kolejne słowa zamyśliłam się na chwilę. Co prawda nie pamiętałam zbytnio w jaki sposób tamtego pamiętnego wieczoru znalazłam się u mężczyzny, jednak powrót do domu utkwił mi w pamięci już wyraźnie. Starałam się wtedy skupić na wszystkim co możliwe, by tylko nie dopuścić do głosu wyrzutów sumienia i zażenowania wywołanego zaistniałą sytuacją. Potrzebowałam więc tylko chwili by w głowie ułożyć sobie całą trasę, jednak, gdy dotarło do mnie, iż możliwe jest, że nie unikniemy w ten sposób spotkania z jakimiś pieszymi, ponownie spojrzałam na mężczyznę krytycznym wzrokiem. Opatrzoną nogę dałoby się jeszcze zignorować, jednak fakt, iż od pasa w górę nie miał na sobie niczego... Zapewne wzbudziłby pewne zainteresowanie. Tym bardziej biorąc pod uwagę jaka była teraz temperatura. - Podziękujesz mi za to później - powiedziałam, nawiązując do ratowania go z opresji, po czym powoli odsunęłam się od niego, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie. - A teraz bądź grzecznym chłopcem i nie ruszaj się stąd - zarządziłam, następnie - nie zastanawiając się dłużej - puściłam się biegiem do kawiarni. Zdziwione spojrzenie kelnerów skwitowałam przepraszającym, dość nerwowym uśmiechem. Chwilę zajęło mi zlokalizowanie kurtki Malcolma - zdenerwowana zupełnie zapomniałam co miał na sobie na początku spotkania - kiedy jednak dostrzegłam ją, odwieszoną na boku odetchnęłam z ulgą i szybko do niej dopadłam. Podziękowałam jeszcze pracownikom za przypilnowanie własności i wróciłam biegiem do mężczyzny. Na mojej twarzy pojawił się cień tryumfalnego uśmiechu, kiedy zbliżyłam się do niego z ciuchem. - Wzbudziłbyś sensację wśród mijanych kobiet, a przecież nie chcemy zwracać na siebie uwagi - zażartowałam nerwowo, po czym podałam mu kurtkę. Zgarnęłam również z ziemi upuszczony wcześniej telefon i ponownie stanęłam obok mężczyzny, obejmując go w pasie, by ułatwić mu oparcie się o mnie, nie zamierzając słuchać nawet słowa sprzeciwu. - Chodźmy - mruknęłam. |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall Nie Mar 23, 2014 6:54 pm | |
| Im dłużej stałem pod ścianą, próbując złapać równowagę przynajmniej na tyle, żeby zminimalizować ryzyko wywrócenia się na chodnik, tym mniej dotkliwie odczuwałem panujące zimno. Może faktycznie miało to coś wspólnego z obecnością Nicole, a może po prostu mój organizm zaczynał przyzwyczajać się do niskiej temperatury. Nie byłem co prawda pewien, czy było to w ogóle możliwe, ale zastanawianie się nad tym raczej nie mogło przynieść mi żadnego pożytku. Zwłaszcza, że analizując zjawisko od strony medycznej, mógłbym dojść do wniosków, które wolałbym pominąć milczeniem, a w chwili obecnej miałem już wystarczająco powodów do zmartwień. I wbrew pozorom, przestrzelona łydka była najmniejszym z nich. Kiedy Nicole znalazła się obok mnie, w desperacki i jednocześnie niezaprzeczalnie uroczy sposób próbując mnie podeprzeć, uśmiechnąłem się z wdzięcznością. Czyjąkolwiek inną pomoc zapewne już dawno zbyłbym kąśliwą uwagą i kazał mu spieprzać, ale z jakiegoś powodu poleceń kobiety wysłuchiwałem bez słowa sprzeciwu. Starałem się co prawda obciążyć ją najmniej, jak tylko byłem w stanie, od czasu do czasu opierając się na zranionej nodze, a kiedy tylko mogłem - na ścianie, ale kiedy zostawiła mnie na chwilę, żeby pobiec po kurtkę, nawet nie próbowałem jej zatrzymać. Częściowo dlatego, że po prostu wiedziałem, że i tak by mnie nie posłuchała, a częściowo - bo po prostu całym sercem doceniałem to, co robiła. Paradoksem zaistniałej sytuacji był fakt, że na pierwszy rzut oka to ona wydawała się osobą, o którą trzeba będzie się zatroszczyć. Drobna i delikatna, od samego początku budziła we mnie niewyjaśnioną potrzebę otoczenia jej opieką, co zresztą mniej lub bardziej umiejętnie starałem się robić. W obliczu zagrożenia jednak, wrażliwa dziewczyna wydawała się wycofać, zastąpiona przez osobę, która nie krzywiła się na widok krwi, a zamiast zalewać się łzami, próbowała rozładować atmosferę żartem. Kompletnie nie znasz się na ludziach, Randall. Choć zniknęła tylko na kilka minut, nie mogłem powstrzymać westchnienia ulgi, gdy ponownie zobaczyłem ją u wylotu uliczki. Uśmiechnąłem się, biorąc od niej kurtkę i nawet parsknąłem śmiechem, wywołanym przez uwagę dotyczącą rzekomego budzenia sensacji, chociaż to ostatnie po krótkiej chwili zamieniło się w kolejny grymas. Cóż, nie mogłem powiedzieć, żebym był dzisiaj specjalnie rozrywkowy. - Żebyś wiedziała, że podziękuję - mruknąłem do niej, opierając się pewniej o ścianę, bo nie chciałem polegać jedynie na obejmującej mnie w pasie kobiecie. Kilka niepewnych kroków w przód (które bardziej nic cokolwiek innego przypominały kuśtykanie) upewniło mnie w przekonaniu, że droga do mieszkania może okazać się bardzo długa. A dotarcie tam miało być jedynie początkiem problemów. Choć na razie starałem się to od siebie odsuwać, rosnący strach coraz boleśniej zaciskał się lodowatymi mackami wokół mojej klatki piersiowej. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio bałem się tak bardzo. Groźby Davida mogły co prawda okazać się równie puste, jak uliczka za nami, ale niepokój, raz zasiany, trudno było wykorzenić. Dlaczego nie postarałem się bardziej, żeby uciszyć go raz na zawsze? Rozbijając się bez skrępowania po Kapitolu, mógł nie tylko skrzywdzić Nicole. Mógł narobić o wiele więcej szkód. Kolczatka, Randall. Skąd wiedział? Pytanie nie miało szansy doczekać się odpowiedzi, ale jakby nieświadome tego faktu, z każdą chwilą boleśniej obijało mi się o czaszkę. Skąd wiedział? Potrząsnąłem głową, decydując, że będę martwił się o to później. Jakby nie było, żeby to zrobić, musiałem najpierw przeżyć, a w nieodkażonej ranie nadal tkwiła kula. - Kiedy obiecywałaś mi, że podzielisz się ze mną swoimi przygodami, nie spodziewałem się, że nastąpi to tak szybko - zażartowałem, przerywając ciszę, która - kiedy tylko się pojawiała - spychała mnie z powrotem we własne, ponure myśli. |
| | |
| Temat: Re: Nicole Kendith i Malcolm Randall | |
| |
| | | | Nicole Kendith i Malcolm Randall | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|