Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Nicole Kendith, Hugh i Malcolm Randall Czw Lip 23, 2015 8:02 pm | |
| |
|
Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Nicole Kendith, Hugh i Malcolm Randall Pon Lip 27, 2015 11:44 pm | |
| Pierwszy post od dwóch miesięcy, więc z góry za niego przepraszam. I uroczyście przysięgam, że następne będą mniejszą kupą. Nawet nie wiedział, w którym momencie korytarze bunkra przestały kojarzyć mu się ze schronieniem, a zaczęły przypominać pułapkę bez wyjścia. Gładkie ściany, suche, chłodne powietrze i zamknięte na cztery spusty, pancerne drzwi, powinny teoretycznie go uspakajać; zamiast tego czuł się osaczony i zapędzony w kozi róg, jakby te ciężkie mury zbliżały się do siebie z każdą chwilą, by w końcu wycisnąć z jego płuc resztki tlenu. Śmiał się wewnętrznie, pustym i gorzkim śmiechem szaleńca, coraz częściej wypełniając te kurczące się naczynia krwionośne alkoholem i wmawiając sobie, że tak myślało mu się lepiej i swobodniej. I może i była to prawda, ale i tak nie potrafił już pozbyć się tego nieustannego uczucia nieważkości gdzieś w środku, tak charakterystycznego dla przyspieszonego spadania w dół - w rozpędzonym wagoniku karuzeli albo zerwanej z lin windzie. Roztrzaskanie się było kwestią czasu, nie wiedział tylko jeszcze, kiedy dokładnie nastąpi. Pokonał ostatnie schodki, zmierzając prosto do punktu medycznego i starając się nie wdychać mdłego zapachu krwi, zdającego się roznosić po korytarzu, i przypominającego o tych wszystkich ofiarach nieudanych akcji, za które był odpowiedzialny. Oczywiście wiedział, że sobie to wyobrażał; niewielkie rozcięcie na lewej dłoni, nowy nabytek po chwili słabości, nie krwawiło aż tak mocno, całość musiała więc zamykać się szczelnie w jego głowie. Która wciąż pulsowała tępym bólem; migreny towarzyszyły mu od dziecka, ale ostatnio chyba nie ustępowały w ogóle. A może to jemu dni zlały się w jeden ciąg nieprzespanych nocy i rozbijanych o ściany gabinetu butelek. Czasami opróżnionych. Najczęściej nie. Skręcił za róg, słuchając, jak pusty korytarz wypełnia się echem jego kroków. I muzyką? Przystanął, przetarł skroń. Chyba naprawdę mu odbijało, ale nieco przytłumiona, skoczna melodia wyraźnie dźwięczała mu w uszach, przywodząc na myśl kiepskie imprezy, na które już nie chodził, i lepsze czasy, które miały już nigdy nie wrócić. Obejrzał się za siebie, jakby spodziewając się zobaczyć tam źródło dźwięku, niby realnego, ale i surrealistycznego, i po raz kolejny w ciągu ostatnich dni zadał sobie poważnie pytanie, czy przypadkiem nie zgłupiał już totalnie. Być może alkohol wyżarł wreszcie w jego mózgu dostatecznie dużo dziur, żeby pozbawić go łączności ze światem zewnętrznym, a może to nieustający stres popchnął go na krawędź i zmusił umysł do przełączenia magicznego przycisku. Tak czy inaczej - muzyka grała, nieprzerwanie i niezmiennie, nie przejmując się randallowym zdrowiem psychicznym - czy może jego brakiem. Pokręcił głową, ruszył dalej - dźwięki stały się głośniejsze i jakby bardziej określone w przestrzeni. Obrócił głowę w kierunku drzwi, za którymi był chyba do tej pory tylko raz, przy okazji pierwszych oględzin bunkra. Medyczna izolatka, niewielki pokój z pojedynczym łóżkiem, w którym czasami trzymali tych najciężej rannych. Dzisiaj powinna być pusta, nie przypominał sobie żadnych incydentów; a tymczasem to właśnie z niej zdawała się dobiegać muzyka. Westchnął zrezygnowany, jeszcze raz lustrując wzrokiem korytarz i upewniając się, że był pusty. Jeżeli melodia faktycznie była jedynie wytworem jego wyobraźni, nie chciał, aby ten objaw szaleństwa miał świadków. Nadal był jednak na korytarzu sam, po chwili namysłu nacisnął więc klamkę, która ustąpiła z lekkim zgrzytnięciem, a drzwi otwarły się na oścież, pozbawiając go ostatniej bariery, oddzielającej go od muzyki. Ale, ha - muzyka okazała się najnormalniejszą częścią obrazka, który ukazał się jego oczom. Nawet nie zarejestrował, kiedy mięśnie jego twarzy rozluźniły się na tyle, żeby pozwolić szczęce opaść w dół o kilkanaście milimetrów - mózg najwidoczniej zajął się przetwarzaniem otrzymanych nagle informacji tak intensywnie, że nie wystarczyło mu miejsca na wszelką inną działalność. Przez kilkanaście długich sekund po prostu więc tam stał - jedną nogą w środku, drugą na zewnątrz, zastygłszy w tej nietypowej pozie, mrugając stanowczo częściej, niż normalnie. Ale zamykanie i otwieranie oczu nic nie dawało - jego półnagi brat wciąż znajdował się na środku pomieszczenia, z nogą owiniętą wokół metalowego wieszaka, a jego dziewczyna - mniej półnaga, ale jednak bez spodni i skarpetek - obserwowała ten nietypowy seans z widocznym zadowoleniem. Trzy kolejne oddechy zajęło mu zaakceptowanie faktu, że to, co widzi, ma miejsce naprawdę. Pięć następnych kosztowało go podniesienie ręki, a wypuszczając z płuc ostatnią porcję powietrza, zwyczajnie zastukał w futrynę. Być może wariował, ale przynajmniej nie był w tym szaleństwie sam. |
|