|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Stary most Sro Sie 21, 2013 8:20 pm | |
| Położony niedaleko muru, stary most łączy dwa brzegi jednej z nielicznych odnóg Moon River. Z jakiegoś powodu upodobali go sobie zakochani - mur, z którego go zbudowano, pokryty jest nabazgranymi kredą i sprejem wyznaniami miłości i inicjałami kochanków. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Stary most Czw Sie 22, 2013 4:05 pm | |
| // zaułek na obrzeżach.
Piękne rzeczy potrafią podkraść się zupełnie niespodziewanie w najgorszych i najbardziej bolesnych momentach. Może po prostu zsyła je los, może są dziełem przypadku albo Boga, któremu znudziło się obserwowanie czyjegoś cierpienia. Na dobrą sprawę trudno je w pierwszej chwili dostrzec, będąc wciąż pochłoniętym niedającymi spokoju myślami, ale jednak gdzieś tam są i tylko czekają, aż się je dostrzeże. Nie umiem określić, czy właśnie ten fakt jest powodem, dla którego w pewnej chwili nogi odmawiają mi posłuszeństwa, świszczący i szybki od biegu oddech powoli zaczyna się wyrównywać, a ja sama w końcu zaczynam się zastanawiać, gdzie tak właściwie się znalazłam. Przez nieustannie napływające mi do oczu łzy przebija się zimowy krajobraz Kwartału, a raczej miejsca w nim, które w jakichkolwiek moich wyobrażeniach o KOLCu nigdy nie istniało. Choć zaledwie kilka minut temu słyszałam swoje imię wykrzykiwane przez Willa, teraz panuje głucha cisza, nieprzerywana nawet przez jednego jedynego ptaka. Nieliczne płatki śniegu wirują na słabym wietrze, osiadając następnie na pojedynczych, pozbawionych liści drzewach rosnących nad rzeką i na moich splątanych blond włosach. W oddali widać co prawda budynki, których złoty wiek przeminął z chwilą, gdy stały się częścią Kwartału, jednak gdy spojrzę w drugą stronę, zobaczę jedynie wijącą się rzekę i rosnące przy niej drzewa. Drżącą i zaczerwienioną z zimna dłonią niemal nieświadomie dotykam chłodnych i kruszących się gdzieniegdzie ze starości kamieni, z których zbudowany jest most. Wbijam, a raczej usiłuję wbić w nie paznokcie, jakby łudząc się, że jeśli skupię się na tak banalnych czynnościach, chociaż na chwilę zapomnę o ostatnim kwadransie, który tworzyły chyba najpiękniejsze chwile w moim życiu, a które już bezpowrotnie przeminęły. Na myśl o Willu i bezlitosnych realiach odgradzających nas od siebie, strumyki gorących łez, które spływają mi bez chwili wytchnienia po policzkach, zdają się powoli przeobrażać w rzeki. Prawie nie czuję zimna chcącego za wszelką cenę przebić się przez cienki materiał mojego płaszcza, lecz nie zmienia to faktu, że w pewnym momencie obejmuję się kurczowo ramionami i opieram plecami o kamienny murek. Wrażenie, że znaczna część tego, co tak bardzo chcę doprowadzić w swoim życiu do ładu, zaczyna się sypać, ogarnia mnie całkowicie, powodując, że z ust wraz z parą wydobywa mi się zduszony szloch. Bałam się tej chwili od momentu zakończenia wojny, bałam się i nadal boję, iż znów nie będę potrafiła sobie poradzić, powoli pogrążając się w depresji. Will oraz wszystkie uczucia, które do niego żywię, a których nie powinnam żywić i nie chcę żywić, są kluczowym elementem tej chorej układanki. Powinnam stąd odejść jak najszybciej i zaszyć się w mieszkaniu Johanny, a potem stopniowo godzić się z tym, że Noah miał może odrobinę racji. Ale z drugiej strony powrót do tego, co czeka w dzielnicy rebeliantów, do Igrzysk i nieumiejętnie zatuszowanej tyranii prezydent Coin jest jednym z najgorszych możliwych powrotów. To tak, jakby ugiąć kark przed tym wszystkim i w milczeniu zaakceptować obecny stan rzeczy, podobnie jak swoją porażkę odniesioną bez jakiejkolwiek walki. Wzdycham ciężko przez łzy, jeszcze ciaśniej obejmując się ramionami i unosząc głowę, by spojrzeć w bezchmurne i szarobłękitne niebo. Jego jasność z początku prawie mnie oślepia, lecz uparcie zmuszam się do spoglądania w pustkę, zupełnie jak gdybym chciała, by zastąpiła ona pewien raniący mnie z każdą chwilą coraz bardziej fragment w mojej pamięci. Chyba jeszcze nigdy nie czułam się tak zagubiona i niepewna dosłownie wszystkiego, a na dodatek przeczucie, że tym razem może jednak nie znajdzie się nikt, kto mógłby mnie wesprzeć, tylko potęguje te wrażenia. Ilekroć usiłuję skupić swoją uwagę choćby na wyjątkowości tego miejsca, w żaden sposób mi się to nie udaje, więc w końcu zrezygnowana osuwam się na ziemię i podwijam kolana pod brodę, ponownie obejmując się ramionami. Wciąż drżę na całym ciele i nie potrafię przestać płakać, co znikąd przypomina mi korytarz Dystryktu Trzynastego i Noah. Jednak teraz jestem przekonana, że tym razem nikt nie podjedzie do mnie, by mnie pocieszyć, bo zwyczajnie nie potrafię zatrzymać blisko siebie osób, na których mi zależy, dłużej niż kilka wyrwanych z rzeczywistości chwil. A te umiem jedynie niszczyć. |
| | |
| Temat: Re: Stary most Sob Sie 24, 2013 3:16 pm | |
| // zaułek na obrzeżach
Nie wiem, jak długo biegłem; oddech miałem płytki, ale równy, a palący ból mięśni zmęczonych nóg też nie był tak dokuczliwy. Nie pomyślcie o mnie lepiej, niż powinniście- żaden ze mnie wyczynowy biegacz, zresztą nawet tego nie lubię. Kwestia przyzwyczajenia. Jak to wyjaśnić? To proste. Byłem mieszkańcem KOLCa, w KOLCu panoszyli się Strażnicy Pokoju albo niekoniecznie pokojowo nastawione gangi, a przed jednymi i drugimi trzeba było uciekać, i to szybko. Ot, cała historia. Ten bieg właściwie nie różnił się od tamtych, bo w obu przypadkach moją szybkość zawdzięczałem jednej rzeczy- ogromnej motywacji, która z niesamowitą siłą popychała mnie do przodu. W tym wypadku moja motywacja była drobną blondynką z Dzielnicy Rebeliantów. Więc biegłem, nie zwracając uwagi na kilku mijanych przechodniów, którzy przeważnie pierzchali na boki i znikali w zaułkach, przekonani, że skoro biegnę, to muszę przed kimś lub przed czymś uciekać. Kolejny przejaw Kwartałowej solidarności- uciekaliśmy i chowaliśmy się razem, bo przeważnie groziły nam te same rzeczy, niezależnie od wieku czy też profesji. Zabawne? Dla nas nie. W drodze zastanawiałem się nerwowo, co powiem Cypriane, kiedy już ją znajdę. Co zrobię? Jak ją przekonam, żeby dała mi szansę, skoro sam doskonale zdawałem sobie sprawę, że oboje igramy z ogniem? A ja tak bardzo nie chciałem, żeby się poparzyła, zbyt mi na niej zależało, żeby wystawiać ją na ryzyko. Z drugiej strony byłem wkońcu tylko brudem, tylko człowiekiem, którego ambicje sięgały przeżycia kolejnego dnia, prawda? Ona i cała nasza znajomość była dla mnie czymś, co pozwalało chociaż na chwilę zapomnieć o ciągnących mnie do ziemi kajdanach. Była jedyną rzeczą, która dawała mi posmakować chociażby i namiastki szczęścia. Nie mogłem się pogodzić z myślą, że mógłbym ją stracić. Nigdy więcej nie zobaczyć jasnych, splątanych włosów i roześmianych oczu koloru wiosennego nieba, które otaczały długie, jedwabiste rzęsy. Nigdy więcej nie usłyszeć znajomego bicia serca ani nie poczuć dotyku miękkich, delikatnych dłoni, kruchych jak porcelana, na swoich dłoniach. Może to wszystko było szczęściem, na które sobie nie zasłużyłem, ale to nie grało roli. Chciałem walczyć o to szczęście. Chciałem być godzien posiadania go. Więc biegłem. Wkońcu ślady zaprowadziły mnie na most, a potem do skulonej sylwetki gdzieś na jego środku. Serce biło mi jak szalone, krew krążyła w żyłach z zawrotną prędkością. Nie miałem czasu, żeby nic przemyśleć, więc po prostu działałem, nie licząc się z konsekwencjami. -Cypriane- zawołałem cicho, zaraz potem przystając na chwilę i unosząc obie ręce.- Cypriane, proszę, nie odchodź przez chwilę. Daj... daj mi coś wyjaśnić. Daj mi trzy minuty, potem, jeśli zechcesz, możesz odejść. Ale najpierw mnie wysłuchaj, proszę. Następnie powolnym, nieśpiesznym krokiem ruszyłem w jej stronę, nie przestając mówić cichym, uspokajającym i błagalnym tonem głosu. -Cypri, wiem, że to, co robimy, było głupotą już w założeniu. Wiem, ile jest w tym minusów, ile aspektów, które po samym poznaniu wyraźnie wskazują, że powinniśmy to skreślić. I może miałaś rację, odchodząc ode mnie wtedy w zaułku. Może powinienem po prostu do zrozumieć i pozwolić Ci odejść, ale... nie potrafię. Zbyt wiele dla mnie znaczysz. Zbyt wiele, bo więcej, niż ktokolwiek kiedykolwiek dla mnie znaczył. Przy Tobie świat znika, Cypri. Przy Tobie jednej znika KOLC, znika Coin i wszystko, co kiedykolwiek żywiłem do rebeliantów. Sprawiasz, że to nie ma znaczenia, że przestaję tak nienawidzić ich i mojego życia. Zmieniasz to, zmieniasz mnie... na lepsze. Kiedy byłem już tylko kilka kroków od niej, sięgnąłem po kartkę z jej listem, dotychczas schowaną bezpiecznie w kieszeni, i położyłem ją na wyciągniętej dłoni. -Jeśli to, co tu napisałaś... Jeśli dla Ciebie znaczy to tyle, co dla mnie, to proszę, daj mi szansę. Daj nam szansę. Nie wiem, co z tego wyniknie, i może nawet nie chcę wiedzieć.- Dodałem, potem urywając nagle, gdy zabrakło mi słów i zamarłem, jednocześnie oczekując i bojąc się jej odpowiedzi.
Przepraszam za kiepską jakość ;_; |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Stary most Sob Sie 24, 2013 9:28 pm | |
| Najgorsze w tym wszystkim jest zimno. Nie chodzi jednak o to fizyczne, lecz psychiczne, które zdaje się przesiąkać przez każdą utrwaloną w mojej pamięci minutę, czyniąc ją gorszą, błędną i taką, o jakiej powinnam szybko zapomnieć. Dla własnego dobra. Nawet gdy wbrew sobie sięgam myślą wstecz do momentu, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Willa, po ciepłych uczuciach, które przez jedną urywaną chwilę przebijają się falą przez moje myśli, przychodzi znów niepewność, zagubienie i pytania pozbawione prawidłowej odpowiedzi. Gdybym wybrała inną drogę. Gdybym wybrała inny czas. Gdyby cokolwiek zatrzymało mnie i odcięło przyszłość, w której czekał na mnie Will. Z jednej strony marzę teraz o tym, by zmienić tamten dzień na jakikolwiek inny, może nawet zwykły i szary, naznaczony tylko codziennymi troskami, w którym obudziłabym się i nie wyszłabym na żaden spacer. Jednak z drugiej strony coś uparcie wmawia mi i mimo wszelkich zarzutów nie chce ucichnąć, że mogę nie mieć racji, bo nadal boję się jakichkolwiek zmian w swoim życiu, które mogłyby zmienić również mnie. Nie wiem i nawet nie chcę wiedzieć, ile w tym prawdy, lecz zdążyłam się już przekonać, że wciąż stąpam po cienkim lodzie, łudząc się, iż zmiany nigdy nie nastąpią, a los nie podyktuje mi nowych, cięższych warunków, dzięki którym zdołam choć przez moment być szczęśliwa. Czy zapomnienie o Willu miałoby być tym warunkiem? Czy naprawdę mogłabym jeszcze kiedykolwiek w pełni czuć szczęście z myślą, że tak po prostu znów uciekłam niczym mała, przestraszona wielkiego świata dziewczynka? Wszystko to sprawia, że z kolejnymi upływającymi sekundami, w których jedynym odgłosem jest mój cichy płacz, robi się coraz zimniej. Obejmuję się ciaśniej ramionami, jakbym bała się, że każde z moich utrapień za moment będzie chciało wziąć sobie na własność kawałek mnie i nigdy już nie oddać. Nie mam pojęcia, ile czasu minęło, odkąd znalazłam się na moście, ale z każdą chwilą dociera do mnie, że nie mogę tu siedzieć w nieskończoność. Podnoszę się więc chwiejnie, czując, jak bardzo zesztywniałam z zimna, lecz gdy zaledwie na moment podnoszę wzrok, spoglądając lekko zamglonym przez łzy wzrokiem w stronę, z której przyszłam, kątem oka zauważam zbliżającą się do mnie postać. - Cypriane. Na dźwięk swojego imienia, wypowiedzianego przez Willa pełnym błagania głosem, zamykam pospiesznie oczy i rozpaczliwie chwytam się ręką skraju kamiennego murka, jakby w obawie, że lada chwila kłębiące się w mojej głowie myśli sprawią, iż stracę równowagę. - Cypriane, proszę, nie odchodź przez chwilę - słyszę znów, co skłania mnie do zaciśnięcia powiek jeszcze mocniej. - Daj... daj mi coś wyjaśnić. Daj mi trzy minuty, potem, jeśli zechcesz, możesz odejść. Ale najpierw mnie wysłuchaj, proszę. Dlaczego wciąż stoję w miejscu, podczas gdy powinnam znów uciec? Nie potrafię wyjaśnić, wręcz z przestrachem zduszam w sobie cień myśli, że powodem jest głos Willa, który wbrew wszystkiemu tak bardzo chciałam usłyszeć. - Cypri, wiem, że to, co robimy, było głupotą już w założeniu. Wiem, ile jest w tym minusów, ile aspektów, które po samym poznaniu wyraźnie wskazują, że powinniśmy to skreślić. I może miałaś rację, odchodząc ode mnie wtedy w zaułku. Może powinienem po prostu do zrozumieć i pozwolić Ci odejść, ale... nie potrafię. Zbyt wiele dla mnie znaczysz. Zbyt wiele, bo więcej, niż ktokolwiek kiedykolwiek dla mnie znaczył. Przy Tobie świat znika, Cypri. Przy Tobie jednej znika KOLC, znika Coin i wszystko, co kiedykolwiek żywiłem do rebeliantów. Sprawiasz, że to nie ma znaczenia, że przestaję tak nienawidzić ich i mojego życia. Zmieniasz to, zmieniasz mnie... na lepsze. Z każdym słowem, które pada z ust Willa, coraz bardziej zagrzebuję zaczerwienione z zimna palce w śniegu leżącym na skraju murka. Chciałabym, żeby to, co mówi, rzeczywiście brzmiało tak pięknie, chciałabym teraz znów zapomnieć o realiach życia, jakie przyszło nam wieść, i po raz kolejny zatonąć w jego szarobłękitnych oczach. Ale nie mogę. Unoszę w końcu powieki i zmuszam się do przeniesienia wzroku na Willa. Łzy wciąż płyną mi strumykami po twarzy, a moje rozchylone bezwiednie wargi drżą, jakbym lada moment miała wybuchnąć głośnym szlochem. W spojrzeniu, które kieruję w stronę chłopaka, kryje się tyle bezradności i rozpaczy, jednak te same zdążyłam już usłyszeć w jego głosie i dojrzeć na przystojnej twarzy. Lecz jeszcze gorzej zaczynam się czuć, gdy niespodziewanie wyjmuje z kieszeni mój list, który od razu poznaję, a w którym znajduje się za dużo słów komplikujących wszystko, co do siebie czujemy i czego nie powinniśmy czuć. - Jeśli to, co tu napisałaś... - odzywa się znów Will. - Jeśli dla Ciebie znaczy to tyle, co dla mnie, to proszę, daj mi szansę. Daj nam szansę. Nie wiem, co z tego wyniknie, i może nawet nie chcę wiedzieć. Szansa. Jak wielkie to słowo może mieć znaczenie i ile nadziei potrafi się w nim kryć. Niespodziewanie z ust wyrywa mi się cichy, histeryczny śmiech, gdy pomyślę o tym, jak ryzykowna jest chociażby szansa. Robię kilka kroków stronę Willa, po czym wyrywam z jego ręki list trzęsącą się dłonią. - Will, nadal nie chcesz niczego zrozumieć - wykrztuszam przez łzy. - Nie mogę myśleć o tym wszystkim w ten sam sposób co ty. Zapomnienie choć na chwilę o rzeczywistości, by być z tobą, może się skończyć tylko źle. Niechętnie zaciskam palce na krawędziach listu, po czym powoli zaczynam go przedzierać na pół, wciąż roniąc łzy. - Wiesz, co się dzieje, gdy myślę tylko o sobie i swoim szczęściu? - pytam niemal piskliwym głosem. - Tracę bliskich. Tracę wszystko przez swoją głupotę, lekkomyślność i egoizm. Tracę, bo zapominam o każdej realnej sprawie, każdym, na kim mi zależy, skupiając się tylko na kolorowym obrazku rzeczywistości, który sobie uroiłam. Mogę winić tylko siebie, że nie mam już rodziny, a przyjaciele opuszczają mnie szybciej, niż udaje mi się to pojąć. Jestem rebeliantką, Will. Nie urodziłam się w Kapitolu, lecz w Czwórce. Od samego początku byłam skazana na przeciwności losu, a teraz tak nagle nie mogę uznać, iż te nie istnieją. Dlatego boję się, że jeśli damy sobie choć szansę, w jednej chwili stracimy wszystko. Głos więźnie mi w gardle przy ostatnich słowach, a drżące palce nieumiejętnie zwijają w kulki oba kawałki papieru, które zaledwie przed chwilą stanowiły jedną zapisaną słowami kartkę. Chcę cisnąć kulki do wody, lecz gdy unoszę ręce, te odmawiają mi posłuszeństwa, a resztki listu wysuwają mi się z palców, po czym lądują bezgłośnie na ziemi. - Czy chcesz, by tak samo stało się z nami? - pytam cicho Willa, wbijając wzrok w obie kulki. |
| | |
| Temat: Re: Stary most Nie Sie 25, 2013 9:16 pm | |
| Nie mogłem patrzyć na to, jak płacze. Nie mogłem też zrozumieć, dlaczego Los tak okrutnie ze mnie zadrwił. I nie mogłem, albo też nie chciałem- niepotrzebne skreślić- uwierzyć w tak szybką zmianę, która zadziałała na Cypriane. W mojej pamięci wspomnienie jej roześmianej twarzy, lśniących z rozbawienia błękitnych oczu i rozchylonych lekko w filuternym uśmiechu ust było wciąż świeże, wciąż dryfowało blisko powierzchni, boleśnie ścierając się z obrazem, który teraz widziałem. Z obrazem jej nienaturalnie bladej twarzy, połyskującej lekko od nieustannie spływających po policzkach łez, jej oczu, promieniujących tak wielkim bólem, rozpaczą i stratą, że trudno mi było utrzymać się na nogach, bo emocjonalny ciężar jej spojrzenia coraz mocniej przyginał mnie do zimnej, pokrytej śniegiem gleby. Ale nie uciekła. Chociaż tyle. Nie wiem, czy istotnie chciała mnie wysłuchać, czy po prostu wolała mi oszczędzić tego bólu, ale została, a po zmianach w jej mimice widziałem, że starannie mnie słuchała. I przez chwilę, przez małą, krótką chwilę, o której wolałbym zapomnieć, znowu pozwoliłem sobie na kurczowe złapanie się nadziei, że zaraz po raz drugi tego dnia wpadnie mi w ramionach i wtuli twarz w ramię, a ja będę gładził ją po włosach i szeptał uspokajająco, że wszystko będzie dobrze, że we dwoje na pewno coś wymyślimy. Ale Cypriane wciąż płakała, a jej oczy nadal cierpiały, więc gdzieś w głębi duszy wiedziałem, że nie spotkam odpowiedzi, którą pragnąłem spotkać. Potem wyciągnęła dłoń, a ja, jakby machinalnie, zacząłem powoli podnosić swoją wolną dłoń, mając nadzieję... Ale nie, tylko wyszarpnęła mi kartkę, a ja skuliłem się nagle na chwilę, bo sama gwałtowność i pewność zawarta w tym geście zabolała mnie jak dotkliwe uderzenie. -Cypriane...- zacząłem głosem złamanym i błagalnym, przesiąkniętym rozpaczą, głosem, którego sam się wstydziłem, ale na szczęście lub na nieszczęście dziewczyna nie dała mi kontynuować. A ja byłem tylko durniem, więc pozwoliłem jej mówić i łamać serca nam obojgu. -Will, nadal nie chcesz niczego zrozumieć. Nie mogę myśleć o tym wszystkim w ten sam sposób co ty. Zapomnienie choć na chwilę o rzeczywistości, by być z tobą, może się skończyć tylko źle. Trzask. Biała kartka, która już tyle przeżyła i tyle razy została skrzywdzona i poniewierana, teraz ostatecznie zakończyła swój byt w dość brutalny sposób, szybko przedarta na pół drżącymi dłońmi Cypriane. Nie chciałem dać po sobie poznać, jak bardzo mnie to zabolało, ale zdradził mnie nagły i niepowstrzymany grymas bólu, który na dobre kilka sekund wykrzywił mi groteskowo twarz. -Wiesz, co się dzieje, gdy myślę tylko o sobie i swoim szczęściu? Tracę bliskich. Tracę wszystko przez swoją głupotę, lekkomyślność i egoizm. Tracę, bo zapominam o każdej realnej sprawie, każdym, na kim mi zależy, skupiając się tylko na kolorowym obrazku rzeczywistości, który sobie uroiłam. Mogę winić tylko siebie, że nie mam już rodziny, a przyjaciele opuszczają mnie szybciej, niż udaje mi się to pojąć. Jestem rebeliantką, Will. Nie urodziłam się w Kapitolu, lecz w Czwórce. Od samego początku byłam skazana na przeciwności losu, a teraz tak nagle nie mogę uznać, iż te nie istnieją. Dlatego boję się, że jeśli damy sobie choć szansę, w jednej chwili stracimy wszystko. Próbowałem się odezwać. Naprawdę, próbowałem. Z całych sił nabrałem powietrza, ale w jednej chwili uleciało ono ze mnie z cichym sykiem, nie pozostawiając złudzeń, że byłem zbyt słaby, zbyt złamany, żeby to zrobić. Byłem tylko durniem, tylko Kwartałowym brudem, który nawet nie potrafił walczyć o swoje. Dwie kulki papieru, które dotychczas stanowiły cały mój świat, cicho upadły na ośnieżony most. -Czy chcesz, by tak samo stało się z nami? -Nie- odpowiadam głucho, mój głos jest tak cichy, że prawie zakrawa o szept.-Nie. Dlaczego nie chcesz uwierzyć w to, że zadbałbym, żeby tak się nie stało? Dlaczego nie chcesz uwierzyć we mnie, Cypri? Dlaczego nie chcesz uwierzyć w nas? Tak, może istnieje prawda, której wypowiadania wolałbym uniknąć. Ty jesteś rebeliantką, mieszkasz w lepszej dzielnicy, w lepszych warunkach, nie musisz żebrać o chleb, a ja jestem brudem i każdego dnia walczę o przetrwanie. Tak, to prawda, więcej nas dzieli, niż łączy, a dając mi szansę, zaryzykujesz wszystko. Jeśli zignorujesz swoje szczęście, Cypriane, jeśli zignorujesz to, czego pragniesz... To możesz po raz kolejny stracić coś, co chcesz zatrzymać. Nie mogąc się dłużej powstrzymywać, postąpiłem o krok i wierzchem dłoni łagodnie otarłem z jej policzków łzy, a gorzkie poczucie straty niemalże rozrywało mnie od środka. Ale musiałem być silny. Musiałem być silny dla niej. -Zrozumiem, jeśli teraz odejdziesz- powiedziałem cicho, ledwo poruszając ustami.- Zrozumiałem wystarczająco wiele. Ale jeśli zostaniesz... obiecuję, że o Ciebie zadbam, że uczynię Cię najszczęśliwszą na świecie, jeśli mi pozwolisz. I wiem, jak to głupio brzmi w ustach kogoś takiego, jak ja, ale... zrobiłbym wszystko, żebyś teraz została. Zakończyłem szeptem, przymykając lekko oczy. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Stary most Wto Sie 27, 2013 9:49 pm | |
| Za nic w świecie nie chcę tego przyznać, ale cierpienie malujące się na twarzy Willa rani mnie nawet dotkliwiej niż upływające teraz minuty. Nie chciałam, by poczuł, jak bardzo chcę się od niego oddalić, ile pretekstów, chociaż wcale nie błahych, znajduję, by odrzucić uczucie, które pojawiło się między nami. Jednak mimo to wiem, że nie ma innej drogi, jaką mogłabym wybrać, aby ominąć ten fragment mojego życia, który tak bardzo chce pasować do całej układanki, a który za wszelką cenę pragnę odrzucić. Wszystkie wypowiedziane przeze mnie słowa są prawdą i chociaż przez moment w mojej głowie pojawia się myśl, że lepiej byłoby je cofnąć, to zupełnie niemożliwe. Świadomość, jak głęboko musiały dotrzeć do Willa, jest jedną z najgorszych istniejących świadomości, której na dodatek nie pozbędę się tak łatwo. Przynajmniej tym razem powinnam kierować się rozsądkiem, zadbać o to, by przez mój wybór nie ucierpiał nikt inny oprócz mnie samej... i Willa. Popełniłam za dużo błędów, które już do końca będą mnie prześladowały, a kolejny mógłby być najpoważniejszy z nich wszystkich. Nie mogę jednak zignorować uczucia, że Will cierpi tylko i wyłącznie przeze mnie. To niemal paradoksalne, ale we wszelkich moich planach, myślach o tym, co muszę powiedzieć, by oddalić nas od siebie, nie uwzględniłam wyrzutów sumienia, które powodują bolesne kłucie w moim sercu, kiedy patrzę na grymas na jego twarzy. Ledwo udaje mi się opanować chęć przytulenia chłopaka i zapewnienia go, że wszystko będzie dobrze i razem na pewno znajdziemy sposób, by jakoś pokonać przeciwności losu. Świetnie jednak zdaję sobie sprawę z tego, że nic nie mogło być dobrze nawet w momencie, gdy po raz pierwszy spotykały się nasze oczy. Nic. Dlatego im szybciej skończę to, co nie miało prawa się zacząć, odejdę stąd i nie zbliżę się więcej do KOLCa, tym lepiej będzie dla nas. Choć na swój sposób znacznie gorzej. - Nie - cichy głos Willa przywodzący na myśl bardziej załamany szept znów uderza mnie boleśnie. W pewnym stopniu czuję nawet podziw, że mimo wszystkiego, co powiedziałam, nadal zaprzecza, jednak nie zdobędę się na odwagę, by mu przerwać i powiedzieć, żeby dał spokój, bo to nie ma sensu. - Nie. Dlaczego nie chcesz uwierzyć w to, że zadbałbym, żeby tak się nie stało? Dlaczego nie chcesz uwierzyć we mnie, Cypri? Dlaczego nie chcesz uwierzyć w nas? Tak, może istnieje prawda, której wypowiadania wolałbym uniknąć. Ty jesteś rebeliantką, mieszkasz w lepszej dzielnicy, w lepszych warunkach, nie musisz żebrać o chleb, a ja jestem brudem i każdego dnia walczę o przetrwanie. Tak, to prawda, więcej nas dzieli, niż łączy, a dając mi szansę, zaryzykujesz wszystko. Jeśli zignorujesz swoje szczęście, Cypriane, jeśli zignorujesz to, czego pragniesz... To możesz po raz kolejny stracić coś, co chcesz zatrzymać. Nie chcę tego przyznać. Wolę nawet o tym nie myśleć, jakby sama prawda miała jeszcze bardziej skomplikować to, co czuję, i ponownie pozbawić mnie pewności, czy cokolwiek sprawi, że będę trwała przy podjętej decyzji, nie zmieniając jej. Ostatnie słowa Willa powodują jednak, że na wszystkim, co tak bardzo wmawiałam sobie przez ostatnie chwile i uważałam za jedyną słuszność, pojawia się rysa. Może ma chociaż część racji? Może tym razem powinnam wbrew wszystkiemu zawalczyć o swoje? Tylko tym razem? Wahanie i niepewność sprawiają, że czuję się jak człowiek chwiejący się nad głęboką i ciemną przepaścią. Jeśli w nią spadnę, może mnie czekać wszystko - zanim nastąpi upadek, o ile w ogóle nastąpi. Nawet nie orientuję się kiedy, ale nagle czuję ciepłą dłoń Willa na swoim policzku, którą chłopak ociera spływające mi po nim łzy. Nie protestuję, nawet nie usiłuję cofnąć jego ręki ani odepchnąć go w nadziei, że to rozwieje moje wątpliwości. Przymykam tylko lekko oczy, niemal nieświadomie wtulając policzek w jego dłoń, choć dobrze wiem, że nie powinnam tego robić. Nie po tym, co powiedziałam, co myślałam i czego byłam zupełnie pewna. Aż do tej chwili. - Zrozumiem, jeśli teraz odejdziesz - na dźwięk cichego głosu Willa otwieram oczy i od razu odnajduję jego spojrzenie. Dzielą nas zaledwie centymetry, jeśli nie milimetry, tak mało w porównaniu z tym, co przeczy jakiemukolwiek uczuciu między nami. - Zrozumiałem wystarczająco wiele. Ale jeśli zostaniesz... obiecuję, że o Ciebie zadbam, że uczynię Cię najszczęśliwszą na świecie, jeśli mi pozwolisz. I wiem, jak to głupio brzmi w ustach kogoś takiego, jak ja, ale... zrobiłbym wszystko, żebyś teraz została. Głos Willa powoli cichnie i zamienia się jedynie w szept, a następnie wspomnienie, które będzie mi towarzyszyło już do końca życia. Jak w zwolnionym tempie śledzę płatki śniegu spadające na jego zwichrzone, ciemne włosy, zupełnie jak gdybym chciała utrwalić ten spektakl w swojej pamięci, by za każdym razem czuć dokładnie to samo co teraz. Wiedząc, że w tym momencie łamię wszystkie dane sobie i innym obietnice, zbliżam się jeszcze bardziej do Willa, po czym szepczę: - Zostanę, ale tylko na ten jeden moment. Gdy moje słowa cichną, pozostawiając echo jedynie w naszych głowach, staję lekko na palcach, po czym delikatnie całuję Willa, nie myśląc już o niczym więcej oprócz tego, jak bardzo się w nim zakochałam. |
| | |
| Temat: Re: Stary most Pią Sie 30, 2013 9:48 pm | |
| Jako dziecko marzyłem, żeby odwiedzić Dystrykt Czwarty. Było to dość głupie i małoduszne marzenie, jeśli brać pod uwagę to, że mieszkałem w Kapitolu. Kapitolu- miastu cudów, przybytku i nigdy niekończącej się bajki, która dla mnie pękła jak bańka mydlana w dniu piętnastych urodzin Diany. Ale to nieważne. W każdym razie- Kapitol był kwintesencją bogactwa i wyższości nad dystryktami, i mieliśmy tam przecież dosłownie wszystko. Pozłacane sztucznym złotym półsłodkie krewetki na lunch, farby do włosów w kolorach, o których nie marzył najśmielszy z poetów, budynki wysokie, piękne i promieniujące aż naturalnym wręcz majestatem. A ja marzyłem o odwiedzeniu biednego dystryktu pełnego nudnych, monotonnych ludzi z twarzami wysmaganymi ostrym wiatrem i włosami pachnącymi solą morską. Ale dla mnie Czwórka zawsze była czymś ponad tym. Była dla mnie czystym, błękitnym morzem, którego bezkres dawał mi największe możliwe poczucie wolności. Był miękkim, jedwabistym piaskiem, który z cichym szelestem prześlizgiwał się pomiędzy palcami. Był melodią śmiechu niesionego daleko w morskim powietrzu. Był smakiem soli na spieczonych ustach, kiedy za drobne pieniądze kupowano świeżą rybę w pobliskim sklepiku. Był krzyczącymi radośnie mewami i i jednostajnym szumem fal oraz uderzających w wodę wioseł. Był czymś ogromnym, niepojętym, niemożliwym wręcz do ogarnięcia umysłem, bezkresnym... A teraz cały Dystrykt Czwarty odnalazłem w jej oczach. Były błękitne i czyste jak morze, posiadały bezkresną głębie, otoczone jedwabistymi, miękkimi rzęsami, potrafiły być radosne i smutne, głodne czegoś, czego nie wyrażały usta i chowały gdzieś w sobie melodię, która jednocześnie koiła i pobudzała moje zmysły, nienaturalnie je wyostrzając i sprawiając, że wszystko czułem mocniej... może i boleśniej. Ale nie chciałem przestać. -Zostanę, ale tylko na ten jeden moment.- Usłyszałem jej cichy szept i zmusiłem się do wybicia na powierzchnię z bezkresnej głębiny jej lśniących jeszcze od łez tęczówek, a potem sekundy przyspieszyły nagle, potykając się o siebie, kiedy Cypriane lekko wspięła się na palce, jej twarz była bliżej mojej, niż kiedykolwiek dotychczas, a na wargach poczułem lekkie muśnięcie jej ust. Nie panując nad swoją reakcją, wplotłem ręce w jej miękkie, jasne włosy i pozwoliłem chwili trwać. Jej usta były delikatne, a wargi smakowały słodko. Odwzajemniłem pocałunek, zdejmując dłonie z jej włosów i przenosząc je na smukłą talię, po czym objąłem mocno, przyciągając ją do siebie. Rozkoszowałem się każdą chwilą pocałunku, pozwalając mu trwać jak najdłużej, chcąc zapamiętać jej łagodny dotyk i piękno jej twarzy widzianej z bliska, jej subtelny zapach i to, jak smakowała. Kiedy wkońcu niechętnie ją puściłem, nie odsunąłem swojej twarzy od jej twarzy, opierając czoło o jej czoło. Oddech miałem przyspieszony, serce biło mi jak szalone. -Chciałbym, żeby było więcej takich momentów- wyszeptałem, uważnie wpatrując się w jej oczy i szukając w nich dowodu, że dziewczyna czuła to samo.- I wiesz, że jeśli powiesz, że Ty tego nie chcesz... oboje wiemy, że skłamiesz, Cypri. Dodałem, stopniowo ściszając głos i czekając na jej odpowiedź. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Stary most Sob Sie 31, 2013 9:43 pm | |
| Bezpieczeństwo. Jedyne uczucie, którego brak w moim życiu zawsze powoduje strach i niepewność przed wszystkim, co mnie czeka, i które z każdym spotykającym mnie problemem coraz częściej jawi się w moich myślach jako rzecz nieosiągalna. Nawet jeśli spróbuję zaledwie na moment uciec od rzeczywistości w pogoni za choćby namiastką bezpieczeństwa, szybciej uświadamiam sobie swoją lekkomyślność i głupotę, niż znajduję gdzieś to uczucie. Może klucz stanowi tutaj cierpliwość, może nadzieja, ale może równie dobrze okazać się, że coś zwanego bezpieczeństwem nie istnieje już od siedemdziesięciu pięciu lat, a każdy mijający od tego czasu dzień ma mijać zawsze w ten sam sposób - łudząc naiwnych i utwierdzając w przekonaniach pewnych. Realia świata, jaki tworzą, niszczą, odbudowują, a następnie znów powoli doprowadzają do upadku ludzkie żądze i pragnienia, nie chcą nawet dopuścić do siebie tego jednego jedynego uczucia, a tym bardziej sprawić, że ktokolwiek miałby się poczuć bezpieczny. Jednak tym razem jest inaczej, zupełnie jakby ta chwila wyrwana była z całego powtarzającego się nieustannie schematu, a na dodatek zacierała granice między tym, co od początku było pewne, a tym, czego nikt się nie spodziewał - ja się nie spodziewałam. Czując otaczające mnie silne ramiona Willa i całe jego uczucie kryjące się za naszym pocałunkiem, po raz pierwszy odnoszę wrażenie, że jestem bezpieczna i tak bardzo nieświadoma podjętego przez nas ryzyka, które na ten jeden moment usunięte zostało na dalszy plan. Liczy się tylko to, by spędzić z Willem każdą kolejną minutę, nie przerywając jej pytaniami o rysującą się w ciemnych barwach przyszłość ani jakąkolwiek inną myślą, zmartwieniem czy wątpliwością. Póki jesteśmy razem, możemy poczuć się w pewien sposób bezpieczni, ale choć w głębi ducha mam świadomość, że to uczucie jest kruche, zachłannie wypełniam nim tę chwilę, jakby żadna taka sama miała już nigdy nie nastąpić. Jednak gdy Will odrywa wargi od moich ust, czuję niemal zawód, że nasz pocałunek trwał tak krótko, a zaraz nastąpi moment, choć możliwie jak najbardziej odwleczony w czasie, w którym będziemy musieli zastanowić się, co dalej. Mimo to czuję się zbyt szczęśliwa, by myśleć o tym wszystkim od poważnej strony, jakby wszyskie wypowiedziane przeze mnie słowa się nie liczyły, a ja wcale nie próbowałam posłuchać głosu rozsądku. Pragnę jeszcze przez chwilę, tylko jedną chwilę, nie martwić się absolutnie niczym i żyć tylko tym, co czuję do Willa. Zasłużyłam na to. - Chciałbym, żeby było więcej takich momentów - słyszę szept chłopaka, gdy ten opiera czoło o moje, po czym kieruje spojrzenie swoich szarobłękitnych oczu prosto na mnie. - I wiesz, że jeśli powiesz, że Ty tego nie chcesz... oboje wiemy, że skłamiesz, Cypri. Unoszę nieznacznie kąciki ust ku górze, gdy słyszę pewność pobrzmiewającą w cichym głosie Willa. - Dlatego nie skłamię - odpowiadam również szeptem, wpatrując się w jego oczy. - Już nie. Gładzę lekko palcami policzek Willa, po czym wzdycham cicho, uciekając gdzieś w bok spojrzeniem. - Ale to nie będzie łatwe - dodaję po chwili, wciąż błądząc wzrokiem po odległych zabudowaniach Kwartału, w którym czeka nieskończenie wiele ludzi gotowych w każdej chwili donieść na nas odpowiednim osobom. - Oboje ryzykujemy nawet w tym momencie, więc nikt nie może nas zobaczyć. Mimo to nie zamierzam zrezygnować... a ty miałeś rację. Chociaż tym razem chcę wiedzieć, jak to jest czuć się bezgranicznie szczęśliwą. Uśmiecham się znów lekko, przenosząc z powrotem wzrok na twarz Willa, lecz zaraz poważnieję. - Muszę już iść - mówię, a w moim głosie pobrzmiewa wyraźny smutek. - Ktoś może się o mnie martwić, ale obiecuję, że jeszcze się spotkamy. Składam na ustach Willa delikatny pocałunek, jednocześnie chwytając go za ręce i ściskając je mocno. Żal mi stąd odchodzić, jednak rzeczywistość powoli zaczyna pukać do drzwi, przypominając mi, że nie mieszkam w KOLCu, a w dzielnicy rebeliantów, która znajduje się daleko stąd. Odrywam się w końcu od Willa, po czym rzucam mu ostatnie, tęskne spojrzenie i szybkim krokiem zaczynam podążać w stronę majaczącego w oddali muru Kwartału. Dobrze jednak, że Will nie widzi łez, które ponownie pojawiły się w moich oczach. // teleportacja do mieszkania Johanny! Iii już teraz przepraszam za brak posta przy bramie. :c |
| | |
| Temat: Re: Stary most Nie Wrz 01, 2013 3:30 pm | |
| Nie chciałem pozwolić jej odejść. Wraz z mijającymi sekundami, które nieubłaganie zbliżały nasze spotkanie do końca, każdy skrawek mojego ciała skręcał się boleśnie z powoli przychodzącą tęsknotą. W myślach błagałem ją, żeby nie odchodziła; żeby rzuciła w cholerę wszystko to, co kiedykolwiek łączyło ją z Dzielnicą Rebeliantów i jej mieszkańcami, żeby powiedziała, że chce zostać, że może ze mną zostać. Następstwa takiej decyzji rozwijały się w moich myślach barwnym, niemalże jaskrawo radosnym arrasem obrazów. Mógłbym zaoferować jej dom; może nie najlepszy, ani nie taki z wysokim standardem, ale wciąż dom. Cztery ściany, dach z wyblakłych, brunatnych dachówek, kilka pokojów i dodatkowy materac w jednym z pokoi. To wszystko mogłoby stać się właśnie jej, gdyby została. Razem oglądalibyśmy gwiazdy na dachu jednego z domów, bo były one przecież tak samo piękne i tak samo darmowe jak i w Dzielnicy Rebeliantów. Zasypiając, mógłbym słyszeć jej cichy, równy oddech i oglądać wygładzoną spokojem delikatną twarz. Wstając, uśmiechałbym się, wiedząc, że ona też zaraz wstanie. Witałbym ją pocałunkiem, a potem, nie zważając na pogodę biegłbym na targ po herbatę i coś ciepłego na śniadanie. A kiedy bym już wrócił, stałaby w drzwiach z tym swoim promiennym uśmiechem na ustach i właśnie wtedy wiedziałbym, że wkońcu znalazłem dom. Ale wiedziałem, że było to nierealne, więc zwinąłem ten arras, nie przyglądając się mu się zbyt długo, i rzuciłem go w kąt, wymazując z pamięci barwne kolory wizji. -Trzymam Cię za słowo, księżniczko.- Odparłem cicho, pozwalając sobie przez dłuższą chwilę rozkoszować krótkim pocałunkiem, którym mnie zaszczyciła. Palcami przeciągnąłem jeszcze delikatnie po jej bladym, chłodnym policzku, po lekkim zarysie wysokiej kości policzkowej i wkońcu po miękkich, falowanych włosach. -Znajdę Cię!- Krzyknąłem jeszcze, obserwując szybko oddalające się ode mnie plecy dziewczyny. Kiedy już wkońcu ostatecznie zniknęła mi z oczu, przysiadłem na balustradzie mostu, nagle pozbawiony wszelkiej energii, jakby jej zniknięcie wyssało ze mnie część życia. Palce zapiekły mnie od zimna śniegu, ale nie zwracałem uwagi na ból. Tylko na nią. Tylko na wspomnienie pocałunku, na poważne spojrzenie błękitnych oczu, na kruche dłonie i delikatną twarzyczkę. Cypriane. -Moja Cypriane- wyszeptałem na próbę, chcąc usłyszeć te dwa słowa koło siebie, jak potwierdzenie tego, co właśnie się wydarzyło. I brzmiało... wspaniale. Uśmiechnąłem się pod nosem. Może i byłem zwykłym durniem, jednym z wielu, częścią Kwartałowego brudu, ale sam dźwięk tych słów czynił mnie niepomiernie szczęśliwym. -Moja Cypriane. Do domu wróciłem dopiero po dobrym kwadransie.
//niebyt, czyli zobaczymy, o. <3 |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Stary most Pon Wrz 23, 2013 1:19 pm | |
| / Z kuchni w Violatorze
Był pijany jak jasna cholera i zauważył to tuż po cudownym wyjściu z kuchni. Ledwo się trzymał, a jeszcze w dodatku miał tę walniętą kulę, dzięki której miał czuć się bezpieczniej a wcale się tak nie było. Zaklął głośno, kiedy o mały włos by się wywalił, ale na całe szczęście przytrzymał go jakiś ochroniarz. Potem już tak nie szarżował o kulach, tylko spokojnie kuśtykał przed siebie, byleby dojść w jakieś spokojnie miejsce.
Oczywiście przez ten czas starał się iść jak najbardziej w linii prostej, bo nie wypadałoby żeby szef całego Violatora szedł zygzakiem… ale i to niezbyt mu nie wychodziło. Dobrze, że nie przewijało się na ulicy tak wiele osób, bo inaczej zapewne paliłby się ze wstydu następnego dnia… BYĆ MOŻE.
Tak też doczłapał się do mostu, nieco zaniedbanego, można by było rzec, że trochę zarośniętego przez brak zainteresowania nowych władz, a także obecnych mieszkańców tej okolicy. Jakie to okrutne być mieszkańcem getta. Nikt nie zważa na to jak wygląda okolica, bo najważniejsze jest wypełnienie najniższych pięter piramidy Maslowa. To takie smutne, ale jednocześnie cholernie prawdziwe. Ewentualnie liczy się także alkohol i narkotyki… i papierosy, bo one pozwalają na chwilę zapomnieć o tych wszystkich problemach.
A no właśnie… Frans miał ich cholernie dużo na głowie. Rachunki, dochody, pracownicy, tu coś się dzieje, tu zostaje postrzelony przez… kogoś, nawet nie wie kogo. Tu chciałby się zabawić i kompletnie mu to nie wychodzi. Matko kochana… tyle dziwnych rzeczy, tyle dziwnych zdarzeń. I to bardziej poważnych niż kiedyś, jeszcze niecały rok temu… Ech, ech, ech…
Stanął niedaleko mostu, zapalił papierosa, szczelniej opatulił się szalikiem i zasunął mocniej czapkę na uszy. To chyba najgorsza zima jaką kiedykolwiek przeżywał. Jednocześnie brzydka i piękna z kilku względów, które kto wie czy warto wymieniać, być może i lepiej zachować dla siebie.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Stary most Wto Wrz 24, 2013 10:37 am | |
| Zdaje się, że Frans ostatnimi czasy za często opuszczał swój ciepły pokój w Violatorze, więc do schorzeń może śmiało dodać zapalenie krtani, a do uciążliwości: chrypkę, ból gardła oraz przy mówieniu. Wesołej zimy! I niech los zawsze i sprzyja!
Frans, nieleczone i pielęgnowane na zimnym powietrzu zapalenie krtani może prowadzić do ciężkich powikłań, zatem nasz drogi lekarz zaleca wylegiwanie się w ciepłym łóżeczku i zmniejszenie aktywności poza domem. Jeśli Frans będzie przestrzegał zaleceń, choroba minie już w ciągu pięciu dni, jeśli nie, kto wie, być może niezbędna okaże się wizyta w szpitalu. |
| | |
| Temat: Re: Stary most Czw Wrz 26, 2013 5:18 pm | |
| // Bilokacja bo najdłuższa sesja evah. Lav z domu. Ten post tak bardzo w dupę.
Na mszę dzwony grzmiały dostojnie... Kółeczko z dymu wypuszczone z martwych warg. Przekrwione puste oczy, których źrenice wejrzały głęboko w dziurę duszy i utknęły w chwili zamyślenia. Krok spokojny, od czasu do czasu przetrącający kark drobinom kamieni. Długopalce dłonie schowane w kieszeniach bluzy, ciepłe wśród wszechobecnego mrozu. Kolejny chłopaczek, którego nie pocałowało nowobogackie szczęście. Szczeniak Kapitolu. Zbyt młody by być brany na poważnie i zbyt stary na Igrzyska. Jednocześnie niewinny i pyskaty. Wyraz jego twarzy obojętny, wyzbyty bruzd czasu i zmartwienia, które przyozdobiły już wiele podobnych mu person. Ktoś kto ma tak głęboko wyje... Niesympatycznie. Kwestią był jednak fakt, że Lav niespecjalnie przejmował się tym co go otacza. był obojętny, pusty, chętny dawnych fantazji. - Chłopcy idą na wojnę, czyszczą ordery tłuste generały... - wymruczał cicho, przypominając sobie rytm dawno zapomnianej piosenki, która plątała mu się między fałdami mózgu. Tak absolutnie bez sensu, bez związku z sytuacją polityczną. Czy on jednak nie był na takiej wojnie? Jak i tysiąc mu podobnych? Żył na skraju zagarniętego domu i ulicy, bił się w okopach z prostytutkami, by za jak najniższą cenę obciągnąć największej ilości osób. Pogardzał nimi, a sobą pogardzał jeszcze bardziej. Nie przeszkadzało mu to jednak absolutnie w niczym - takie myśli pojawiały się jedynie gdy był porządnie wstawiony albo upalony. A teraz? Był chorobliwie wręcz trzeźwy. Chłopcy idą na wojnę, pchają puste brzuchy panny dorodne. Póki był między ludźmi póty żywa pozostawała okazja do potencjalnego zarobku i bólu dupy. Satysfakcja nie zawsze była przyjemna. Chłopcy idą na wojnę. Wchodząc na most wyjął jedną dłoń z kieszeni i przeczesał grzywę nieuczesanych włosów, by nadać sobie jako-taki wygląd. Ludzie raczej niechętnie do niego podchodzili jeśli wyglądał na podrostka, to zadziwiające że mogli się mordować na ulicach, rzygać na siebie kwasem po kątach bez żadnych przeszkód, a pedofilia jakoś nadal budziła w nich wstręt. Poza samymi pedofilami oczywiście, ale to raczej niewarty wspomnienia margines totalnego ogłupienia. Maszerują wystraszone łyse pały. Nigdy się ich nie obawiał, jako chłopiec nawet nie musiał. Jeśli byli gotowi zapłacić za swoje fanaberie w KOLCu, to on nie miał zamiaru nazywać tego spaczeniem. Co najwyżej posraną obrzydliwością, ale ile płacisz? Ubierał się dla nich, odmładzał, był niewinny. Był gotów na bardzo wiele jeśli stawka była wystarczająco wysoka. Chłopcy idą na wojnę. Jego uwagę ściągnął odór alkoholu. Zwęszył go z wprawą wygłodniałego ogara i podążył złapanym tropem. Zaledwie parę kroków, nie snujmy tu baśni. Oparł się o zimny kamień mostu, w miejscu gdzie schodził on już na drugi brzeg. Stamtąd dyskretnie rozglądał się za swym pijanym celem. Alkoholicy byli najprostszymi, ale też zwykle najbrudniejszymi klientami. Po prostu nie mogli trafić, biedaczki. Nadrabiali to pełnymi kieszeniami, z których zawartością rozstawali się bez własnej wiedzy. Bo nie oszukujmy się - biedni alkoholicy mogli co najwyżej dostać po mordzie. - Naj, na na na na na naj... - cicho kontynuował. Złowił wzrokiem otulonego szalikiem, palącego mężczyznę. Wyciągnął papierosa spomiędzy warg, strzepnął pył na wiatr i przyglądał mu się z chłopięcą bezczelnością, mimo iż teraz bynajmniej na nieletniego nie wyglądał. - Jeszcze się zgadza, obecności lista. Gdy był pewny, że jego starania sięgnęły celu puścił mu oko i uśmiechnął się półgębkiem. Zapraszająco wręcz. Dyskretnie, po cichu rozpoczynał polowanie. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Stary most Nie Wrz 29, 2013 5:08 pm | |
| Rzeczywiście zanosiło się na jedną z najgorszych zim spośród wszystkich, jakie dotychczas przeżył. Co prawda nie wiedział, że miał do czynienia z zapaleniem krtani – w swoim przypadku, ale… cóż… wystarczały mu ból gardła i chrypa. To i tak oznaczało dla niego kolejną przerwę i mini urlop w wykonywanej pracy. Bo jak tu się dogadać z klientami albo przyjąć nowego pracownika? No właśnie. Niech to cholera weźmie wszelkie objawy jakiejkolwiek choroby. Och, nie weźmie, weźmie… Nic tylko ciągłe problemy zdrowotne… i ta cholerna noga. Stuknął kulą o zamarzniętą glebę i tylko westchnął ciężko. Chciał głośno zakląć, ale pomimo otwierających się ust, nie wydobył z siebie żadnego dźwięku. Pozostało mu więc soczyste przekleństwo wypowiedziane w myślach – chyba łatwo domyślić się jakie.
Stał tak nad rzeczką, przyglądał się zmarzniętym brzegom sporym krom, które niemal tworzyłyby całość, gdyby nie ten głupi ruch wód i pewnie inne sprawy. Miło było na chwilę nieco odpocząć od wszelkich biznesowych spraw… ale szykujący się urlop zdrowotny? Nie. Wolał jednak wrócić niedługo do Violatora, przeleżeć dwa dni w łóżku niż przeleżeć w nim znacznie więcej przez swój pracoholizm. Chociaż… to też kusząca propozycja. Męczenie się z własnym sobą, najwyżej śmierć rodem z średniowiecza w XXIII w. Ha, ha, ha… Zabawnie!
Ale jego przemyślenia szybko stały się niepotrzebne, bo zauważył jakiegoś młodego chłoptasia i o ile wzrok go nie mylił, to ten właśnie puścił mu oczko i szczerzył się do niego. Na pewno do niego? Rozejrzał się… nikogo więcej tutaj nie było, więc ta cała mimika była skierowana w jego stronę. Nieco zalotna mimika. Hmmm… Nie widział go dobrze, ale jego lokowanej czupryny nie dało się nie zauważyć. Matko kochana… kim był ten człek? Zbliżyć się, nie zbliżyć? Co zrobić? No co?
Natychmiast ruszył się, z papierosem w gębie, niemal skacząc na jednej nodze z kulą pod pachą. „Podszedł” do młodzieńca, wpierw zlustrował go wzrokiem…. Zamyślił się na chwilę.
– Więc?... – Zaczął, nieco dziwacznie.
|
| | |
| Temat: Re: Stary most Czw Paź 10, 2013 12:06 am | |
| Jest wiele słów, które doskonale pasują do Alvaro. Są to wyrazy takie jak beztroski, sprytny, obojętny, czy nielojalny. Beztroski, ponieważ nigdy nie nauczył się układać planów długoterminowych. Do wielu spraw istotnych nie potrafił podejść na poważnie i sprostać konsekwencjom. Nie bał się ich, ale mimo wszystko przed nimi uciekał. Odpowiedzialność nie była jego mocną stroną. Sprytny, bo pomimo beztroski zawsze szukał dla siebie wyjść z sytuacji, która pozornie go nie miała. W przedziwny sposób pomimo niechęci do jego osoby zawsze umiał wykaraskać się z kłopotów i nadal żył. A to już nie pierwsze lepsze osiągnięcie w tym syfie. Obojętny wobec trosk i problemów ludzi go otaczających. Potrafił być kochany, w bardzo rzadkich momentach swojego życia, gdy nie był totalnym dupkiem. Nielojalny. Zacna cecha, zważywszy na fakt, że gdy mężczyzna się zbliżył, pierwszymi myślami Lava były te traktujące jak prosto byłoby go okraść, zabrać mu kulę i spacerkiem pójść w swoją stronę. Na tym etapie negocjacji nie było to jednak takie pewne. Co jeśli stał przed nim przyszły stały klient? Może i był beznadziejny w długoterminowych planach, ale to równanie było zaskakująco wręcz proste. Stały klient to stały zastrzyk gotówki, stały zastrzyk gotówki to stała dostawa alkoholu. Problem głodu na świecie rozwiązany. Otaksował go spojrzeniem, a ani na chwilę nie tracił swego uśmieszku. Wykrzywienie warg z rodzaju tych, które tajemniczo kusiły zaciśnięte w pięści dłonie, wybuchy agresji czy też prowokując zapraszały do skosztowania. Jego entuzjazm, bo inaczej by tego nie określił, sprawił że Lavowi serce zabiło mocniej. Może ciepły posiłek dzisiejszego wieczora? Nowy koc, by o świcie okryć kark? Prawie, prawie - parę opakowań czegoś mocniejszego było bardziej prawdopodobną opcją. Dziś weźmie podwójną dawkę, a jutro będzie kradł ze straganu, bo na nic nie będzie go stać. Nie żeby mając pieniądze zamierzał nimi za jedzenie płacić. Na urodziny zdecydowanie powinien dostać czapeczkę z napisem 'mistrz dedukcji i organizacji środków'. Brawo. W czasie tego psychicznego bełkotu próbował wymyślić jakiś dobry tekst rodem z filmu porno, ale grzeszył takim samym poziomem kreatywności jak biorący w nim udział aktorzy. Teksty w stylu 'chcesz przetkać moją rurę', czy 'mogę wylizać twoje ciasteczka?' nie zachwycały jak dawniej. Prawdą jednak było, że i zasoby pornografii był ograniczone. Okrutne niedopatrzenie, Coin zdecydowanie powinna sfinansować coś na pokrzepienie serc. - Na Twoich zasadach, jeśli umiesz za nie zapłacić. - Niewinne stwierdzenie, które w niektórych dzielnicach tego miasta nadal ściągało krzywe spojrzenia i politowanie wyrysowane na twarzach. A w KOLCu? Kolorowa orgia. Warto umieć znajdować w życiu małe radości. Ta fraza miała jednak swoje dwie strony - z jednej pokazywała, że był otwarty na propozycje i jak mała grzeczna dziwka zamierzał się podporządkować. Z drugiej nie owijał w bawełnę - chcesz to płać - i wbijał szpilkę w jego ego. Umiesz, a więc sprostasz. Lub nie. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Stary most Czw Paź 10, 2013 7:17 am | |
| Robiło się mu coraz zimniej i nieprzyjemnie na dworze. Być może rzeczywiście było to zasługą zimy… albo też gardła lub tego, że cholernie bolała go głowa. Gdyby tylko miał taką możliwość, zapewne wróciłby do Violatora… i tyle. Jednak tu szykowało się coś, czego nigdy by się nie spodziewał. Ba, ktoś!
Młodziak, chyba za bardzo zdesperowany lub pilnie potrzebujący pieniędzy, skoro wylądował w taki mróz na dworze w poszukiwaniu klientów. Teraz Frans miał całkowitą pewność co do tego jakiej profesji jest owy jegomość. A mówią, że męskich prostytutek w ogóle nie ma!... a tu takie zaskoczenie. Na twarzy Lyytikäinena pojawił się szeroki, nieco paskudny uśmiech. Ach ci niepodlegli, działający na własną rękę ludzie.
Normalnie powinien zareagować tak, żeby postraszyć tegoż młodzieńca, ażeby ten został przed wyborem – obita twarz lub współpraca z Violatorem (nie mógł przecież sobie pozwolić na konkurencję). Jednak miał z goła inny pomysł. Bez bicia, krwi lub straszenia… i tak dalej. Cóż za interesujący przypadek losu.
Rzucił niedopalonego do końca papierosa na ziemię, westchnął głęboko, chcąc udać głębokie zamyślenie. Popukał palcami o swój płaszcz, odchrząknął nieco, następnie wejrzał na nieznanego mu z imienia i nazwisko chłoptasia. Czy warto byłoby tak to potoczyć, jak chodziło mu to po głowie? Być może. Aczkolwiek los bywa przekorny, o czym Frans się z całą pewnością przekonał już wiele razy. Pytanie miało więc brzmieć: czy aby nic się nie zmieni? A jeżeli się zmieni?...
Pal licho. Czasem tak już bywa. Będzie musiał jakoś inaczej kombinować. BĘDZIE, bo właśnie stwierdził, że nic mu nie szkodzi w małym zabawieniu się, nie mówiąc o całej reszcie innych powodów. Machnął ręką, żeby nieznajomy ruszył za nim, następnie odwrócił się i zaczął powoli iść w stronę swojego ukochanego budynku w KOLCu.
/do pokoju Fransa?
|
| | | Wiek : 19 Zawód : piekarz w 'Votre Mammy'/kradzieże
| Temat: Re: Stary most Wto Sty 07, 2014 5:39 pm | |
| // Z Placu oraz Parku Zjednoczenia i Zwycięstwa
Will szedł wolnym krokiem wsłuchując się w melodyjny głos Josephine. Nie skupiał się jednak na sensie jej słów, lecz na zawartych w nich emocjach. Sposób, w jaki opowiadała i gestykulowała, co rusz posyłając mu delikatny uśmiech, powodował, że treść nie miała znaczenia. Nie potrafił wytłumaczyć swojego zainteresowania. W dziewczynie było coś, czemu nie był w stanie się oprzeć. Dlatego też mimowolnie zachęcił brunetkę by za nim podążyła. Dotarli na stary most gdzie Will oparł się tyłem o balustradę, wyciągając do przodu swoje długie nogi. Przeciągnął się leniwie i wystawił twarz do słońca, które niemrawo wyglądało zza chmur. Zapalił kolejnego papierosa, wypuszczając dym przez dziurki od nosa. Josephine przystanęła obok niego i nadal namiętnie cytowała fragmenty literatury ze swojego pamiętnika. Uwagę Willa przykuło jednak co innego. Po wpływem lekkiego powiewu wiatru, kruczoczarne włosy Josephine zaczęły delikatnie falować, łapiąc słoneczne refleksy. Will nie mógł oczu oderwać od tego metafizycznego zjawiska. -Nie ruszaj się. -rozkazał cicho. Podniósł się, zbliżył do Josephine i wyciągnął dłoń w jej stronę. Musnął palcami jedwabiste włosy dziewczyny i się odsunął. - Miałaś coś we włosach. -podetknął przemarzniętego liścia pod jej nos, po czym odrzucił na bok. Odwrócił się tyłem do Josephine i oparł łokciami o balustradę. Wbił wzrok w nurt rzeki przepływającej dołem i próbował zrozumieć swoje własne postępowanie. Nigdy nie robił takich rzeczy. To nie w jego stylu. Zawsze to jego kobiety nie odstępowały na krok, a nie na odwrót. Coś było na rzeczy, ale Will nie wiedział jeszcze co. Ale był gotowy się tego dowiedzieć. Im szybciej rozpracuje Josephine, tym będzie mógł wreszcie zająć się swoimi sprawami. - Powiesz mi wreszcie... Josephine... dlaczego pisałaś o mnie w tym zeszycie? Czy mam ci go znowu zabrać i sam to sprawdzić, hm? -zerknął na nią kątem oka, zaciągając się papierosem. |
| | | Wiek : 17 Zawód : praca w sklepiku i pisanie do szuflady
| Temat: Re: Stary most Wto Sty 07, 2014 11:55 pm | |
| Cóż miała począć? Jej małe serduszko biło tak mocno, że ledwo trzymało się w piersiach. Szła za nim opowiadając o tym co kocha przy o osobie, którą mogła kochać. Jedyne co jej przeszkadzało, to jego nałóg. Co chwila z jej płuc wydobywał się lekki kaszel, który starała się powstrzymywać, ale był silniejszy od niej. Szczerze mówiąc nie ma zbyt wielu rzeczy na tym świecie, które są słabsze od niej. Kiedy się zbliżył do niej wstrzymała oddech i cała zamarła. Po raz pierwszy miała okazję poznać swój obiekt zainteresowania, a co za tym idzie to był jej pierwszy raz, kiedy ktoś taki niebezpiecznie się do niej zbliżył. Nie wiedziała co zrobić, więc przymrużyła oczy i lekko się zgarbiła. Potem dostała liściem po nosie i natychmiast jej oczy otworzyły się szeroko, może zbyt szeroko, a usta lekko się rozchyliły. Szybko je zamknęła i spuściła wzrok. Taka jest nieporadna. Jego pytanie zbiło ją z tropu. - Monotonia życia zmusiła mnie do zapisywania codzienności. - Powiedziała zagadkowo i odsunęła się od niego na bezpieczną odległość, żeby była w stanie uchronić swój skarb przed grabieżą. - Dlaczego tu przyszliśmy? - Przeciągnęła swoim chudym palcem po kamiennym murku mostu, coś pisząc. Czyżby kolejny wiersz? Nagle wyjęła aparat i rozejrzała się po otoczeniu. Idealnie. Zrobiła kilka zdjęć, które od razu włożyła do torby. Później je przyklei. Na chwilę zapomniała o obecności Willa obok siebie i po prostu karmiła się zimnym powietrzem i ponurym widokiem. Już czuła, że po dzisiejszym dniu powstanie coś, czego jeszcze nigdy nie była w stanie napisać. Coś niesamowitego. Ciekawe czy to ich jedyne spotkanie. Zaczęła się nad tym zastanawiać kreśląc kolejne literki na murku. Tylko ona wiedziała, co się w tym zawierało. Była jak w transie, miała wizję czegoś, co nie miało jeszcze kształtu, ale była pewna, że wkrótce go nabierze. |
| | | Wiek : 19 Zawód : piekarz w 'Votre Mammy'/kradzieże
| Temat: Re: Stary most Sob Sty 11, 2014 8:47 pm | |
| Sprytnie uniknęła odpowiedzi... -przemknęło Willowi przez myśl. Jednak nie z nim takie numery. Nie drążyłby dalej tematu, gdyby to rzeczywiście był opis codzienności. Ale nikt nie opisuje przypadkowej osoby z takimi wyszukanymi epitetami. Nikt normalny przynajmniej. Will zdołał już ustalić, że ta mała nie zalicza się do tej grupy. Wciąż jednak coś nie dawało mu spokoju. Nie chciał tak po prostu odpuścić. Z twojej wypowiedzi wynika w takim razie, że w większości to ja jestem twoją codziennością. -posłał jej wyzywające spojrzenie. Z jej ust padło całkiem logiczne pytanie. Nie mniej jednak, całkiem zbiło go z tropu. Gwałtownie wciągnął powietrze do płuc, zapominając, że wciąż wypala papierosa. Zaatakował go ostry kaszel. Mało sobie płuc nie wypluł, nie mówiąc już o tym, że przez łzy nic nie widział. Większego durnia to już z siebie nie mogłem zrobić. Nałogowy palacz, który krztusi się dymem papierosowym. O, ironio, za co? -pomyślał, gdy już odzyskał kontrolę nad kaszlem. Odchrząknął kilka razy, zamrugał oczami by pozbyć się resztek swojej hańby i zgromił spojrzeniem towarzyszkę. A czy musi być jakiś konkretny powód? -warknął mimowolnie. Sam nie wiedział, czemu akurat tutaj przyprowadził dziewczynę. Nogi same go poniosły. Bywał tutaj często, gdy musiał znaleźć chwilę dla siebie. Wpatrywał się wtedy w nurt rzeki i wertował swoje wspomnienia. Chwila słabości, którą nie dzielił się z nikim innym. Tylko on i jego przeszłość. Wmawiał sobie, że to już za nim, ale bywały dni, gdy nie radził sobie z pustką w sercu po utracie mamy. Wówczas przychodził tutaj i przeżywał wszystko na nowo, by znaleźć w sobie jeszcze choć trochę siły i ponownie móc się od wszystkiego odciąć. Ból stawał się motywacją, by go stłamsić. Działało za każdym razem. Nie zamierzał się jednak dzielić swoją słabością z praktycznie obcą mu osobą. Josephine po chwili pochłonęło robienie zdjęć, co i Willowi było na rękę. Zniknęła w swoim świecie, co pozwoliło mu na nieustanne wpatrywanie się w dziewczynę, zastanawiając się jaka ta wyimaginowana rzeczywistość jest. Jeśli była choć trochę lepsza od tej tutaj, był gotów pójść w ślady Josephine i zniknąć razem z nią. |
| | | Wiek : 17 Zawód : praca w sklepiku i pisanie do szuflady
| Temat: Re: Stary most Nie Sty 12, 2014 12:34 am | |
| - Codzienność jest nieuchwytną nimfą, która pojawia się i znika w momencie kiedy jej najbardziej potrzebujemy. Codzienność jest czymś uchwytnie nieuchwytnym. To coś bez czego nie można żyć, ale wciąż się próbuje. Coś dzięki czemu wstajemy i robimy rzeczy tak intuicyjne i nic nie znaczące. - Wróciła do kreślenia swoimi palcami po murku. Włosy jej spadły na twarz tak, że nie było jej w ogóle widać. A ona nie przestawała zatracać się w swoim świecie. Coś ją ukuło w jej małe serduszko. Jakiś nieopisany smutek, który dawał jej radość. Tak, wiodła żywot artysty, więc przyzwyczaiła się do różnorodności odczuć, które uderzają ją znikąd. Zaczęła nucić, jej głosik był ledwo słyszalny, a jej twarz była ukryta pod osłoną włosów. Nuciła jakąś melodię usłyszaną dawno temu, kiedy jej życie było pasmem cierpienia i udawania, że jest ideałem; niewinnym dzieckiem, które nie wie co to znaczy płakać czy smucić się. W rzeczywistości, Josie nigdy nie nauczyła się co to znaczy kochać i być kochanym. Przyswoiła definicję romantyczną i trzyma się tego kurczowo. Może dlatego tak desperacko ucieka od tego, co ją otacza; udaje, że te gruzowiska, spalone domy, zabici ludzie mają w sobie coś romantycznego, zmysłowego. Nie che obudzić się z tego snu. Woli swoją fikcję niż koszmar, który czeka ją po otwarciu oczu. - If this is to end in fire Then we should all burn together Watch the flames climb high into the night Calling out father, oh, Stand by and we will Watch the flames burn auburn on The mountain side high (...) - Jej palce wystukiwały rytm, a wszystkie muskuły były napięte. Nie wiedziała dlaczego to robi, po prostu poczuła, że musi zacząć to nucić. Tekst nie do końca wiedziała skąd zna. Może kiedyś sama go napisała. Muzyka była jej kolejną pasją, jej najważniejszym powodem do życia, zaraz obok literatury. Zupełnie zatraciła się w tym co teraz się działo. Straciła zupełnie świadomość, że są w miejscu publicznym, a on jest jej nieznanym rycerzem. Po prostu była, istniała. Sama nie wiedziała po co. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Stary most Nie Sty 12, 2014 1:03 am | |
| Jeśli William myślał, że wszystko pójdzie jak spłatka - mylił się, bo kiedy odgonił chłopaka, tamten nie odszedł, a jedynie oddalił się, mściwy, z zamiarem niechybnego powrotu. Kwartał to jednak jest miejsce, gdzie należy uważać, z kim się dokładnie zadziera i do jakiego lokalu wchodzi i niestety, ale w tej sytuacji zadarł z niewłaściwymi ludźmi, bo jakiś czas potem mógł dostrzec znajdujące się niedaleko cztery postaci. Mężczyźni, ubrani ciepło, nieschludnie, zresztą na pierwszy rzut oka - nieprzyjaźni, kiedy spostrzegli, że już nie zbliżają się niepostrzeżenie, ruszyli biegiem w ich stronę.
Will i Josie, możecie próbować uciekać lub ykhym próbować stawić im opór. Niemniej jednak wszystko zależy od waszej pomysłowości. Do dzieła! |
| | | Wiek : 19 Zawód : piekarz w 'Votre Mammy'/kradzieże
| Temat: Re: Stary most Nie Sty 12, 2014 1:52 am | |
| Melodyjny śpiew Josephine koił postrzępione nerwy Willa. Jednak nie na długo. Gdy zauważył zbliżających się czterech, podejrzanie wyglądających typków, krew odpłynęła mu z twarzy, a serce podeszło do gardła. Tchórzem nie był, ale walka wręcz z rządnymi zemsty kolesiami, też mu się nie uśmiechała. Nie miał doświadczenia w bójkach, a ten jeden cios, który dziś zadał, wciąż odczuwał w nadgarstku. Nie miał chwili do stracenia, gdyż bandyci ruszyli pędem widząc, że i Will zarejestrował ich obecność. Wyrzucił papierosa do rzeki, chwycił niczego nie świadomą Josephine za nadgarstek i pociągnął za sobą. Nie waż mi się mdleć, bo przysięgam, że cię tu zostawię. I nie odwracaj się! Szybko, podaj adres mieszkania! -krzyknął, gdy zbiegali z mostu. |
| | | Wiek : 17 Zawód : praca w sklepiku i pisanie do szuflady
| Temat: Re: Stary most Nie Sty 12, 2014 2:00 am | |
| Wszystko trwało sekundy. Jo nie zdążyła nawet pomyśleć o tym co się dzieje, a już biegła za Williamem, który ciągnął ją za nadgarstek. - Poczekaj, nie mam aż takich długich nóg!! - Krzyknęła, ledwo łapiąc oddech. Kiedy padło kolejne pytanie trochę się zmieszała, bo po co mu adres i w ogóle to dlaczego biegną. - Ale... dlaczego pytasz? I dlaczego biegniemy? - Niestety nie otrzymała odpowiedzi na żadne z pytań, za to została obdarowana morderczym spojrzeniem i warknięciem, że jeśli chce wyjść z tego cało, to potrzebują jej mieszkania, no to bieda Josie podała ten nieszczęsny adres i pędem skierowali się w stronę jej mieszkania. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Stary most Nie Sty 12, 2014 12:51 pm | |
| Napastnicy powoli was doganiają, bo są o wiele wyżsi i na pewno także silniejsi. Za waszymi plecami dobiegają krzyki i śmiechy, musicie zdecydować, którędy uciekniecie.
Will i Josie, macie do wyboru drogę A, B lub C. Każda droga to niewiadoma, ale nie martwcie się, tylko dwie z nich kryją pułapkę! |
| | | Wiek : 19 Zawód : piekarz w 'Votre Mammy'/kradzieże
| Temat: Re: Stary most Nie Sty 12, 2014 3:33 pm | |
| Wybieramy drogę B >.<
Willowi coraz ciężej było złapać oddech. Płuca paliły ogniem, a wróg nie oddalił się choć odrobinę. Wręcz przeciwnie. Słysząc ich głosy, zerknął do tyłu. Z trwogą zdał sobie sprawę, że odległość między nimi maleje z każdą sekundą. Zdesperowany rzucił się nagle w boczną uliczkę, ciągnąc za sobą zadyszaną Josephine. |
| | | Wiek : 17 Zawód : praca w sklepiku i pisanie do szuflady
| Temat: Re: Stary most Nie Sty 12, 2014 4:38 pm | |
| A Josie posłusznie za nim biegnie, bo nie ma innego wyjścia. |
| | |
| Temat: Re: Stary most | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|