IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Sala konferencyjna

 

 Sala konferencyjna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyPon Sie 18, 2014 3:37 pm

Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyPon Sie 18, 2014 10:20 pm

Mógłby powiedzieć, że takie szaleństwo zdarzało mu się po raz pierwszy i że uległ chwili, która w pomieszaniu z jakimiś nastoletnimi hormonami zakochania (endorfiny? chemia zawsze irytowała go niesamowicie) dała mu wstęp wprost na drogę szaleństwa, którym zapewne było obrażanie rządzącej na kilka dni przed jej świętem. Ale Alexander Amitiel (nie pamiętał, czy odziedziczyć drugie imię po ojcu) niejednokrotnie już narażał się na znacznie gorsze przygody, które dziś i tak kładły się cieniem na wydarzeniu, którego się dopuścił.
Pewnie, gdyby to był pierwszy raz - pierwsza miłość, seks i obelżywe akty nastoletniego buntu - to umiałby się zachować bardziej adekwatnie do sytuacji, ale teraz nie panikował praktycznie wcale, jeszcze wyżej zadzierając głowę i próbując wydostać się z okowów chustki, która już całkiem podjechała końskim łajnem. Może tylko mu tak się wydawało, kiedy dostrzegł klaczkę na telebimie, której przyszło ogłaszać, że Igrzyska są dla nich otwarte. Nienawidził jej tak bardzo, bo zdawał sobie sprawę, że głupio czekał na te słowa. Nie zostawiłby teraz Daisy, za nic w świecie i nawet próba uwolnienia się z okowów Coin mało obelżywymi słowami musiała być tylko i wyłącznie prowokacją. Przecież musiał dopilnować blond idiotki (czule) na Arenie, którą obdarzał jakimś upośledzonymi, wysokimi uczuciami, które sprawiały, że cały płonął. Wyznając publicznie swoje frustracje.
Chyba musiał przemyśleć głęboko, czy miłość na pewno dobrze wpływa na jego system nerwowy, skoro zaczyna bredzić, ale był przekonany, że nie przeprosi. Nawet wówczas, kiedy wpadli po niego i musiał odmówić sobie SPA...NIA na całą resztę dnia. I Daisy - znowu coś zakuło go w mostku, ale miał nadzieję (lichą), że nie dostrzegła tej sceny i będzie myślała, że kulturalnie ją olał.
Dojrzał? Zapewne, dał się poprowadzić do sali, podejrzewając, że zaraz za rogu wyskoczy Ginsberg z prętem i krzyknie: MAMY CIĘ.
Chyba wówczas miałby naprawdę przejebane.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyPon Sie 18, 2014 10:50 pm

Podły nastrój. Właśnie taki otoczył Mayę gdy usłyszała słowa Almy Coin i towarzyszył jej aż do momentu zejścia z rydwanu. Na dodatek wściekłość, złość, trochę smutku i rozgoryczenie. No i zawód, oczywiście. Pogrzebane żywcem nadzieje. I choć zwykło się mówić, że nadzieja umiera ostatnia, tym razem było inaczej. Jednak jeśli spojrzeć na to z drugiej strony... ona i tak była już martwa. Nawet jeśli wciąż oddychała, życie uchodziło z niej powoli z każdą kolejną sekundą. Nie zamierzała się już uśmiechać, a na pewno nie do tych ludzi, którzy siedzieli na tyłkach i obserwowali, jak niewinne dzieci, bo przecież tymi ciągle byli, otrzymują wyrok śmierci. Opozycja? Dlaczego dziewczyna nie chciała w to uwierzyć? A nawet jeśli, prezydent panem powinien mieć tak potężną władzę w swoich rękach, aby zapobiec takiemu zajściu. Reguły igrzysk? Zasady są po to, aby je łamać i nikomu korona by z głowy nie spadła (w gruncie rzeczy nikt też takowej nie posiadał), gdyby powtórzyli losowanie. Założenie koszulki z napisem "Nienawidzę Almy Coin" nie było jednak takim złym pomysłem...
Ponad to była naprawdę zmęczona. Nawet jeśli sen niewiele by jej dał (prawdopodobnie w ogóle by nie zasnęła), to i tak marzyła o tym, aby po prostu się położyć, wbić oczy w ciemność i choć na chwilę odetchnąć od tego wszystkiego. Głowa pierwszy raz od dawna zaczynała ją boleć i było jej słabo. Czuła się trochę tak, jakby wszystko dookoła było zaledwie iluzją. Za dużo, wydarzyło się za dużo, aby mogła to wszystko udźwignąć. Powoli też zaczynało być jej już wszystko jedno. Arena czy nie, umrze czy przeżyje. Nikt się nawet nie przejmie, co więcej, większość będzie świętować. Jeden trybut mniej, jeden dzień bliżej do wyłonienia zwycięzcy! A jeśli wygra... No cóż, Reiven miała rację. Jej życie będzie zupełnie inne niż wcześniej.
Gdy tylko jej stopa dotknęła podłogi, a ona podniosła wzrok aby wrócić do apartamentu, zauważyła Strażników, którzy najwyraźniej przybyli na miejsce, kiedy oni byli wciąż w rydwanach. Podeszli do chłopaka, który wcześniej wykrzyknął obelżywe słowa dotykające dość mocno samej prezydent panem, nakazując mu pójście wraz z nimi. Brunetka przez chwilę przyglądała się tej scenie, gdy kolejny Strażnik podszedł i do niej, tym samym gestem nakazując jej ruszenie na chłopakiem. Jak zdążyła się zorientować, Delilah również znalazła się w tej sytuacji. Maya nie była jednak przestraszona, bo czy było coś gorszego, niż zostanie trybutem?
***
Po jakimś czasie, wraz z pozostałą dwójką i w towarzystwie niezbyt gadatliwych Strażników, znalazła się w sali, która swoim wyglądem przypominała rodzaj sali konferencyjnej. Czyżby zaproszeni zostali na audiencję u królowej? Ale za co, właściwie? Nie byli jedynymi, których stroje przemieniły się w uniformy Trzynastki. Mogła domyślić się powodu, dla którego znalazł się tu ten chłopak, ale on czy Delilah? Zaczęła zastanawiać się nad słowami, które wypowiadała odrobinę za głośno. Czy to możliwe, aby widzieli i słyszeli wszystko, co robiła? Każdą sekundę z jej pobytu w Ośrodku?
Wchodząc do środka wyszarpnęła rękę z uścisku Strażnika, zatrzymując się w miejscu i rozglądając się dookoła. Ktoś musiał przerwać panującą ciszę, a Maya nie zamierzała zabawić tu długo. Jeśli wkrótce jej wolność miała się skończyć, chciała chociaż korzystać z tej jej lipnej namiastki, którą dysponowała w tym miejscu.
- Możecie nam, do cholery, powiedzieć, o co tutaj w ogóle chodzi? - warknęła, patrząc po twarzach Strażników i dwójki trybutów. Jeszcze chwila a jej cierpliwość (choć wyczerpana już niemalże do granic możliwości) skończy się, a ona zdolna będzie posunąć się do czynów, za które przyjdzie jej słono zapłacić.
Powrót do góry Go down
the pariah
Delilah Morgan
Delilah Morgan
https://panem.forumpl.net/t2389-delilah-morgan#33936
https://panem.forumpl.net/t2394-when-you-pee-all-over-my-chippendale-suite-delilah-delilah#33971
https://panem.forumpl.net/t2392-delilah-morgan
https://panem.forumpl.net/t2761-morgan#41745
Wiek : 18
Zawód : chodzący kłopot (?)
Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą
Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan
Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyPon Sie 18, 2014 11:31 pm

Tak właściwie nie rozglądała się zbytnio dookoła. Ani podczas przejazdu rydwanów, ani już po nim. I tak i nie miała bladego pojęcia, ile tak właściwie osób postanowiło wziąć udział w tym swoistym akcie protestu. Nie interesowało jej to zbytnio, bowiem humor ponownie jej się popsuł, o ile mógł to zrobić jeszcze bardziej, robiąc z niej przeraźliwie wręcz wściekłą osobę. Choć tego akurat starała się nie pokazywać, nie chcąc niepotrzebnie stracić teoretycznych sponsorów.
Na wyładowanie złości postanowiła poświęcić dopiero czas spędzony po Paradzie w swoim apartamencie. Widziała tam nawet odpowiednio dużą ilość kieliszków, z których zamierzała zrobić odpowiedni użytek. Nie pijąc, bowiem nawet ona zdawała sobie sprawę z tego, że w obecnym stanie powinna raczej zachowywać trzeźwość, a najzwyczajniej w świecie nimi rzucając.
W drzwi, szafki, podłogę, przypadkowych ludzi postanawiających ją akurat odwiedzić. Nie było piękniejszego dźwięku od szkła tłuczonego na czyjejś głowie pod wieczór. O poranku też było niezłe, ale przed snem zdecydowanie wygrywało wszystko. Wciąż jeszcze pamiętała tamten dzień, w którym wuj pozwolił jej na wizytę u córek jego znajomej. Dziewczyny mieszkały w jednym z najwyższych budynków w centrum miasta i miały balkon wychodzący wprost na ulicę, którą akurat szła jakaś parada. Lanie szampana wprost na nieświadomych niczego ludzi było jednym z jej najlepszych wspomnień.
Ile dałaby, by móc ponownie cofnąć się do tamtych chwil, w których nie było nawet mowy o jej udziale w tych parszywych Igrzyskach. Lub by mogła choć napić się odpowiedniej ilości jakiegoś dobrego trunku, który skutecznie zagłuszyłby jej myśli. Chociaż wrzeszczący tłum na trybunach też robił to dosyć dobrze. Aż za dobrze nawet, bowiem Delilah była praktycznie pieruńsko pewna, że głowa to jej niedługo eksploduje. Nawet miała już na sobie odpowiednio dużą ilość krwi, by być przygotowaną na coś takiego. Nikt nie miał tutaj zatyczek do uszu? Serio?!
Całe szczęście!, rydwany ruszyły w drogę powrotną już na chwilę po tym, jak Alma Coin wygłosiła swą imitację przemówienia. Marną i zapewne nagraną już wcześniej, bo nie wyglądało na to, by ta stara jędza przejęła się w jakikolwiek sposób tymi wszystkimi sztuczkami robionymi przez trybutów. A chyba każdy raczej zareagował by w jakiś sposób na coś takiego, nie? Nie? Sprzedała swoje serce i kanaliki łzowe na aukcji czy ki diabeł?
Tak czy inaczej, powozy zaczęły opuszczać hałaśliwy plac, a Delilah odetchnęła z ulgą. Wreszcie będzie się mogła walnąć na łóżku, praktykując nicnierobienie i swobodnie oczerniając Coin wraz z setką jej pokoleń wstecz. Czegóż więcej trzeba było do chwilowego zadowolenia?
Cóż, z pewnością nie tego, co czekało na nią w poczekalni dla rydwanów. Tego to się w żadnym razie nie spodziewała i musiała przyznać, że wprawiało ją to w niemałą konsternację. Przynajmniej do chwili, w której musiała na powrót zacząć się orientować, bowiem Strażnicy jeszcze gotowi byli siłą wyciągnąć ją z rydwanu. Ją, Alexandra Amitiela, którego nie miała jeszcze okazji bliżej poznać i… Mayę?
Nie miała pojęcia, o co mogło w tym wszystkim chodzić, bowiem nie byli przecież jedynymi chcącymi dać Coin pstryczka w ten długi nochal, ale i tak zaczęła odczuwać coraz większą irytację. Poszła jednak bez słowa za całą resztą, od czasu do czasu posyłając Strażnikom zdecydowanie wnerwione spojrzenia.
Aż wreszcie dotarli do pomieszczenia, które najwyraźniej było tym właściwym. Nie mając ochoty sterczeć w jednym miejscu, Delilah strzepnęła z siebie zapoconą łapę Strażnika będącego typowym abeesem i bezceremonialnie podeszła do jednego z krzeseł, siadając na nim i omiatając otoczenie grobowym wzrokiem. Słysząc pytanie towarzyszki, uśmiechnęła się pod nosem niezbyt przyjemnie, kiwając przy tym głową.
- Polać jej, bo dobrze gada. – Parsknęła, odrzucając w tył włosy, z których już jakiś czas temu przestała lecieć krew. Nie miała ochoty na gierki, chciała tylko wrócić do przydzielonego sobie pokoju. To i tak już był wybitnie parszywy dzień.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyWto Sie 19, 2014 8:55 am

Strażnicy usadowili trójkę na krzesłach, było ich pięciu: uzbrojeni i postawni stanęli za dzieciakami nie zwracając uwagi na żadne uwagi z ich strony. Wykonywali proste rozkazy, a jedno z nich brzmiało prawdopodobnie "nie wdawać się w dyskusje". Minęła krótka chwila, gdy do środka wszedł uśmiechnięty mężczyzna, niewysoki, o spokojnym spojrzeniu i ciemnych włosach przepasanych delikatną siwizną. Z westchnieniem siadł za biurkiem po drugiej stronie spoglądając po trójce nastolatków. Oparł brodę na złożonych rękach uśmiechając się leciutko:
-Cóż za godne podziwu przedstawienie, jestem pod wrażeniem, jak na to wpadliście? Czy może ktoś wam ten pomysł podsunął? - jego brwi drgnęły lekko ku górze, gdy przypatrywał się każdemu trybutowi z osobna, wyprostował się zmieniając ton na chłodniejszy - Jeśli tak, kto? Kto za tym stoi?
Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyWto Sie 19, 2014 11:43 am

O to chodziło. Nie wiedział, czy jest bardziej rozczarowany (serio? złapali ich za umiłowanie do transów?) czy nitki młodzieńczego niepokoju oplatają mu mózg na tyle, że siedzi jak spetryfikowany, nie przejmując się towarzystwem. Pewnie większość trybutów miała go za aroganckiego dupka, który nie podzieliłby się ostatnim papierosem, nawet jeśli proponowaliby mu za to usługi oralne z najwyższego sortu - niekoniecznie ta siedząca obok niego dziewczyna, trudno było nie słyszeć jego wymiany zdań z pedałem Sebastianem - i Alexander nie zrobił niczego, by zmienić ten pogląd.
Może już dorośle wyczuwał dysonanse, które sprawiały, że nie zamierzał zawierać tu przyjaźni, a może nadal był tym samym bezczelnym chłopcem, który jakimś cudem (dzięki ci, Wszechmocny!) zamykał jadaczkę, żeby nie powiedzieć tym dziewczynkom za dużo. Chyba ich doświadczenie w kontakcie z miłymi panami w kiczowatych, białych ciuszkach (i kto tu lubi się przebierać?!) było znikome, bo zachowywali się tak, jakby spodziewali się listu gratulacyjnego i uścisku Almy. Nie zamierzał też opowiadać im o swojej potrzebie kontaktu z Coin, która stanęła mu na odcisk, wysyłając go na rychłą śmierć. Którą przywita równie nonszalancko jak to przesłuchanie, które znudziło już na wstępie. Tylko kretyn nie bałby się tego, co może się wydarzyć i tym debilem do kwadratu był Alexander, którego napędzała jakaś pierwotna siła jedynej i wiecznej miłości - tej, którą może odczuwać tylko dziewiętnastoletni prawiczek, którego pole widzenia ogranicza się do nałogów, niszczenia mienia publicznego i dziewczyny swojego życia. Ostatniej, dzięki Almie za tę pewność, która sprawiała, że zajmował miejsce naprzeciwko stanowiska jakiegoś dziadka, który zachowywał się równie paskudnie jak jego (już) nieżyjący nestor rodu, łapiący go za kołnierzyk na gorącym uczynku.
Wszelkie pedofilskie skojarzenia mile widziane, aż otrząsnął się z tego wrażenia, patrząc prosto w jego oczy i uświadamiając sobie, że nic nie mogą mu zrobić. Podskórny strach (a jednak się bał?) zniknął jak zaczarowany i jak w zwolnionym tempie sięgnął po kieszeni, wyjmując papierosa (ostatniego) i zapalając go. Nie zabronili, nie miał pewności, czy zaraz z przekory mu go nie zgaszą, ale coś mu mówiło, że ugięcie karku i wyśpiewanie swojej mentorki jest czynem równie niegodnym jak wkręcenie się we współpracę z rządem.
O którym wiedział za dużo - pewnie dlatego ten dziadzio samo zło wydawał mu się dziwnie znajomy, ale nie spotkali sie tutaj, by dyskutować o preferencjach zoofilskich szanownych członków społeczeństwa. Jego tajemnicze akta z mieszkania miały zostać pogrzebane razem z nim, wątpił, że będzie miał szansę ich użyć, jeśli nie wygłosi natychmiast wyznania winy. Na które młodzieńczo i nierozważnie miał ochotę - Daisy czekała na niego, chciał jak najszybciej znaleźć się poza zasięgiem ich wzroku - ale zbyt szybko przeliczył swoje szanse. Trybuta nie mogli zabić przed Areną, mentorkę już tak. Cordelia ma wtyki, załatwi mu papierosy i sponsorów, musiał jej bronić i to był pierwszy odważny czyn z jego strony, który skutkował podniesieniem wzroku na przesłuchującego go i wydmuchanie dymu, który zgromadził się w płucach.
- Zmieniły się same. Byłem przekonany, że kiedy nacisnę guzik, to będę świecił jajami i przyciągnę uwagę... starszych amatorów tego zjawiska, ale nagle zrobiłem się cały szary. Żądam parady, chcę mieć równo szanse - dodał beztrosko, kłamiąc wyśmienicie, ciekawe, czy na Arenie przyda się mu ten talent aktorski.
Szczerze wątpił, ale miał nadzieję, że zgromadzone (a raczej pojmowane) z nim dziewuszki odgadną jego grę w kotka i myszkę. Chyba wolałby być szczurem, przynajmniej uroczy (na razie) pan dostałby niestrawności.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyWto Sie 19, 2014 1:19 pm

Kiedy zostali posadzeni na krzesłach (chciałoby się powiedzieć, że uczyniono to dość brutalnie, chociaż w sumie na to Maya zwracała najmniejszą uwagę), do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Zdawał się być jakąś wielką szychą, zasiadłszy przy biurku i uśmiechając się w sposób, który dziewczynie wydał się nieodpowiedni do tej całej sytuacji. Na dodatek to westchnięcie, jakby byli grupką niesfornych dzieciaków (choć może właśnie za takich ich uważał), którzy wywołali bójkę na szkolnym korytarzu. Kiedy się odezwał, brunetka miała ochotę  roześmiać mu się prosto w twarz i po prostu wyjść. Czy naprawdę sądził, ze przestraszy ich samą swoją obecnością, towarzystwem pięciu Strażników i rozmową na dywaniku u dyrektora. Wpatrywała się w niego, opierając się plecami o oparcie, zaplatając dłonie na piersi i przekrzywiając głowę, jakby jego słowa były nad wyraz interesujące. Czy zamierzała wydać swoją mentorkę tylko ze względu na jakiegoś faceta, który chciał zrobić wrażenie uzbrojonymi pieskami i zgrywanie dobrego ojca? Już dawno zapomniała, jak to jest być karconym za cokolwiek, bo od dłuższego czasu robiła wszystko na własną rękę, nie przejmując się konsekwencjami. Będąc szczerym,  w ogóle o nich nie myślała. Tak samo było w chwili, w której dowiedziała się o pomyśle płonących strojów. Po prostu się zgodziła, chcąc zagrać Coin na nosie, splunąć jej w twarz i pokazać, że nie da sobą pomiatać.
Słysząc odpowiedź chłopaka na jej twarz wskoczył jeszcze większy uśmiech i nawet jeśli w przyszłości będzie musiała stoczyć z nim walkę o własne życie, w tamtym momencie nie liczyło się nic poza tym pokojem. Mieli wspólny cel, w którym zjednoczył ich ogień. Każde z nich chciało wrócić do swoich apartamentów i zająć się własnymi sprawami.No, przynajmniej tego chciała ona.
- Złośliwość rzeczy martwych - dorzuciła do słów trybuta, wpatrując się prosto w oczy mężczyzny i robiąc minę, jakby to było oczywiste. Szanse na to, że puści ich za to wolno i uwierzy, że nie mieli z tym nic do czynienia były nikłe. Ale co innego mógłby im zrobić? Oni już byli martwi, nie mogli zabić ich przed wyjściem na arenę. Choć z drugiej strony... wychodziło na to, że wszelkie zasady przestają obowiązywać, a sama Coin może robić wszystko, na co tylko ma ochotę. Maya miała wielką nadzieję, że po tym wszystkim, nawet gdy Igrzyska dobiegną końca, znajdzie się ktoś, kto nie pozostanie dłużny pani prezydent i postanowi pokazać jej prawdę. Ta kobieta, która najwyraźniej miała ciężkie życie, skoro teraz terroryzowała wszystkich dookoła, powinna spojrzeć w lustro i zobaczyć, kim się stała a kim powinna się stać. Tym, czego potrzebowała, czego potrzebowało całe Panem, był kubeł zimnej wody i prawda, którą coś skutecznie przysłaniało.
Brunetka nie zamierzała mówić nic więcej. Każde kolejne słowo byłoby zbędne i niosłoby ze sobą ryzyko pogrążenia nie tylko siebie, ale i mentorów, którzy w przeciwieństwie do trybutów mogliby zostać wyeliminowani. I choć ból głowy nie ustawał, a senność ogarniała ją coraz bardziej, otulając miękko dookoła i szepcząc do ucha kołysankę, zmuszała się, aby utrzymywać oczy otwarte, wpatrzone w nieznajomego, który domagał się prawdy, której nie dane będzie mu poznać. A przynajmniej tak sądziła, bo ona na pewno nie zamierzała udzielać mu żadnych informacji. Pytanie o sprawcę całego zamieszania było tak samo głupie jak próba złapania ptaka do klatki. I choć tym razem rząd miał nad nimi przewagę, nie musiała ona trwać w nieskończoność.
Powrót do góry Go down
the pariah
Delilah Morgan
Delilah Morgan
https://panem.forumpl.net/t2389-delilah-morgan#33936
https://panem.forumpl.net/t2394-when-you-pee-all-over-my-chippendale-suite-delilah-delilah#33971
https://panem.forumpl.net/t2392-delilah-morgan
https://panem.forumpl.net/t2761-morgan#41745
Wiek : 18
Zawód : chodzący kłopot (?)
Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą
Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan
Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyWto Sie 19, 2014 3:30 pm

Dowiadując się tego, co tak właściwie było powodem przyprowadzenia ich w to miejsce, cóż, zdecydowanie szczerze się zawiodła. To nie tak, że liczyła na oklaski, uściski i almine cmokania ją po tyłku, choć to z pewnością mogłoby być prawie że inspirujące, jednak i tak była cholernie wręcz zawiedziona. Zaiste... Zero kreatywności czy też autonomii. Nawet nie mogła powiedzieć, że powitały ją sługusy Coin, bowiem najzwyczajniej w świecie powitania nie było. Nie żeby ona sama osobiście też się na nie wysiliła, ale jednak i tak... Stare toto było i niekulturalne jak sto pięćdziesiąt.
Chociaż ona też w żadnym razie pełnią kultury wykazywać się nie miała najmniejszego zamiaru. Nie tylko ze względu na to, że stary typ sam automatycznie określił swoimi słowami sposób, w jaki zamierzała z wielką i niewątpliwą przyjemnością się do niego zwracać, lecz również z czystej niechęci do tego wszystkiego. Zamierzała być w pokoju, chciała być w pokoju, tymczasem jej w tym przeszkodzono. Na dodatek wypytując ją o różne dziwy.
Na które ona nie miała chęci odpowiadać. Przy niektórych sprawach potrafiła milczeć nawet lepiej od trupa. Chociaż trupem w żadnym razie nie zamierzała w najbliższym czasie zostawać. Tego była stuprocentowo pewna. Zamierzała więc milczeć w tych sprawach, które mogły jej jak najbardziej zaszkodzić. Jej i nie tylko jej.
Jakoś nie miała specjalnej ochoty na wkopywanie ludzi, którzy przecież w jakiś tam sposób starali się. Jeśli nie im pomóc, bo szczerze wątpiła w to, by cokolwiek już miało polepszyć jakoś sytuację trybutów, to chociażby pokazać swój sprzeciw. Przynajmniej mogła zobaczyć, że komukolwiek nie podobała się organizacja kolejnych Igrzysk oraz że ktokolwiek, poza nią samą, ma głęboko i daleko gdzieś wszelkie zasady tworzone przez zakłamaną Coin i jej Towarzystwo Dupolizaczy.
Nawet ona zdawała sobie sprawę z tego, że w pewnych przypadkach nie należy tak zupełnie całkowicie oszczędzać swojej własnej skóry, by włos z jej szacownej głowy nawet nie usiłował spaść, a powinno się w pewien sposób poświęcić dla dobra ogółu. Nie była z tego typu ludzi, którzy głosili wydumane idee, rzucając przy tym na prawo i na lewo wydumane hasła. To była domena Almy i jej podobnych. Delilah wielokrotnie w swoim życiu poświęcała dobro, szczęście, a czasem nawet przyszłość wraz z życiem innych ludzi, aby samej się odpowiednio zabezpieczyć.
Teraz jednak nie zamierzała nikogo wydawać, choć to z pewnością mogłoby zapewnić jej chociaż cień immunitetu. Cień… Dokładnie. Co z tego, że chwilowo wszystko będzie cacy, zaaresztują i najprawdopodobniej skutecznie wyeliminują kogoś innego zamiast niej, gdy niedługo i tak nic jej nie zostanie? Tak czy siak miała zostać wysłana na Arenę. Skoro zaś mogła tam zginąć, dodatkowo pozwalając wcześniej na to, by ludzie mogący jej pomóc przestali się cieszyć wolnością, może nawet i życiem… Nie. Nie zamierzała na to pozwalać.
Miała też dosyć marną nadzieję na to, że jej towarzysze też będą zgodnie milczeć. Tak właściwie – nie musiała mieć chyba nawet nadziei, bowiem wiedziała to już po pierwszym spojrzeniu na nich. To było coś w rodzaju porozumienia bez słów, co normalnie raczej by wyśmiała, brzmiało tak przesadnie sztucznie!, ale teraz jakoś nie miała ochoty na śmiech. Zachowywała pozorny spokój, rozkładając się wygodnie na krześle i nieustannie utrzymując ten pogardliwy uśmieszek na ustach.
- Taka sytuacja. – Dopowiedziała lekkim tonem, tuż po brunetce, wzruszając przy tym ramionami.
To było jasne, że od niej samej nic nie wyciągną. Przyprowadzili sobie złe osoby. Musieli się z tym liczyć. A jeśli nie… Cóż, niezbyt ją to obchodziło. Ewentualne skrzywdzenie jej i jej towarzyszy miało tylko pokazać, jak wielkim potworem stała się Alma Coin. Choć najprawdopodobniej była nim już wcześniej, teraz zaś tylko ujawniając wreszcie swe prawdziwe oblicze.
Delilah nie chciała umierać. Ani na Arenie, ani nawet przed nią. Miała o co walczyć i zamierzała to właśnie robić. Aż do samego końca. A jeśli już pisane jej było odejść z tego świata, zamierzała zabrać ze sobą tylu wrogów, ilu tylko mogła. I nie, mówiąc o wrogach, nie miała wcale na myśli przyszłych trybutów na Arenie. Wiedziała doskonale, kto jest prawdziwym wrogiem. I kto staje się nim coraz bardziej.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyWto Sie 19, 2014 5:31 pm

Zapadła chwila ciszy, gdy mężczyzna za biurkiem wpatrywał się w zastanowieniem w trybutów, aż w końcu jego zatroskany wzrok zatrzymał się na Alexandrze, a jego delikatny dotąd uśmiech poszerzył się nieznacznie. Dwójka Strażników znalazła się przy chłopaku unieruchamiając go, jeden wyjął mu z ust papierosa aby gasić go na jego ramieniu. Mężczyzna parsknął śmiechem, Amitiela puszczono, ale Strażnicy nadal stali blisko tuż za krzesłem.
-W porządku, w porządku - głębokie westchnięcie, na twarzy przesłuchującego znów pojawił się szeroki serdeczny uśmiech, który został wysłany w kierunku trójki trybutów - Oczywiście że nic Wam nie grozi, wiecie to, ale pamiętajcie, że macie rodziny i przyjaciół, którzy nie są tacy nietykalni jak wy. Co najmniej dwójka z was zginie na arenie, ale nie ciągnijcie na dno swoich bliskich, zastanówcie się, czy w ich cenie znajduje się milczenie, mamy sposoby, wbrew pozorom, aby dobrać się Wam do skóry - jego wzrok znów padł na chłopaka - Hearst to dobra dziewczyna, jej ociec to szanowany lekarz, ale lubi się czasem zabawić, prawda? To byłoby przykre, gdyby pewnego dnia przydarzyłoby się jej coś... złego - zmarszczył brwi, aby spojrzeć na Mayę i uśmiechnąć się cieplej, jakby dając jej do zrozumienia, że później do niej wróci. W końcu jego wzrok zatrzymał się na Delilah, a twarz wykrzywiła się w grymasie troski - Jak się miewa dziecko? Przeprowadzałaś już rutynowe badania? - znów śmiech, mężczyzna wyprostował się na krześle - Każde ma coś do stracenia, nawet jeśli już zdechniecie, to byłoby przykro, aby przydarzyło się to również komuś, na kim wam zależy, ale zdaje się, że brat młodego Dawsona nie zastanawiał się nad tym, kiedy szpiegował dla Kapitolu. Swoją drogą, wiesz Mayu, że nie znaleziono sprawców włamu? Rząd potrzebuje kozła ofiarnego, najlepiej więc wyłowić go stamtąd, gdzie już raz popełniono przestępstwo - znów umilkł, aby dodać - Zastanówcie się, ile macie do stracenia, współpracę nagradzamy, sprzeciw karzemy. Nie myślcie, że obejdzie się to bez echa.
Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyWto Sie 19, 2014 6:14 pm

Znowu spodziewał się takiego zachowania, przewidywalność raziła go po oczach, a może to ten ból, który nagle promieniować z poparzonej skóry i naprawdę Amitielowi zabrakło przezorności matki u swego boku, która w takich chwilach chwytała go za jakąś część ciała i przestawało piec. Nie mógł przypomnieć sobie, co to było, ale podejrzewał, że łapanie się za rozporek mogłoby znowu zostać odebrane jako przejaw buntu. A przecież był szalenie grzecznym młodzieńcem, który zaciskał zęby, które nagle zaczęły być wątpliwą bramą dla przekleństw, które miał na końcu języka. Reakcja bardzo warunkowa, każdy miałby ochotę posłać napastnika do diabła, zwłaszcza takiego, który gra bardzo nieczysto.
Alexander nie był chlubnym wyjątkiem, by cierpieć za naród i skrzywił się nienaturalnie, zastanawiając się, czy może już wyjść z tego świętego przybytku, skoro postanowili ich postraszyć. Spodziewał się tego, wywleczenie postaci Claire, która nagle zamajaczyła mu w głowie było ciosem prosto w jego potylicę. Zawahał się tylko przez sekundę, nie mógł dobić szczerzącego się mężczyzny, który jakże spokojnie zwiastował mu śmierć na Arenie. I uświadomił, że ta laska (niby jego przeciwniczka) nosi w sobie bachora. Nie sądził, że baby boom wyciągnie łapska nawet w tak paskudnym miejscu.
Mógłby sobie pogratulować rozwagi, z którą jednak nie dobrał się do majtek Hearst (a miał okrutną ochotę), ale coraz bardziej uświadamiał sobie, że ten spokój - wyuczony, a raczej wypracowany przed kilkoma chwilami - jest tylko pozorny i że w głębie serca umiera z niepokoju. Nie chciał, żeby ktokolwiek przez niego ginął i przez chwilę pomyślał o ukochanej siostrze, ale ona rozmyła się w bardzo gówniarskiej chęci dokopania temu przesłuchującemu.
- Oczywiście - kiwnął głową, uśmiechając się do niego promiennie i przypominając sobie, że powinien pocierać ucho, ale nie zamierzał dać mu za wygraną. Pierwsza rana została zadana, wyrastał na ofiarę Igrzysk jeszcze przed ich rozpoczęciem. Ciekawe, jakim cudem ogarnie jakichkolwiek sponsorów. - Czy możemy już udać się do apartamentów? - upewnił się, pragnąc uciec stąd jak najprędzej, choć wiedział, że Daisy nie będzie czekać.
Westchnął, najwyraźniej ktoś tu był skazany na nieszczęśliwe zakończenie. I dlaczego to akurat musiał być on?
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyWto Sie 19, 2014 7:50 pm

-Za moment - odpowiedział od razu, wstał i rzucił do Strażników - Panowie - skłonił się w ich stronę lekko. Potem Alexander został wytargany na środek, zesłany na ziemię pod gradem kilku potężnych ciosów opancerzonych pięści. Następnie posypały się kopniaki. Coś wspaniałego - żebra w kontakcie z ciężkim wojskowym butem. Mężczyzna, który do tej pory stał za stołem, obszedł go w międzyczasie i z nonszalancją oparł się o oparcia krzeseł obu dziewczyn pochylając nieznacznie w stronę Deli.
-Teraz, skarbie, wyśpiewasz mi całą historię, albo Twoje dziecko zasmakuje rozkosznego kapitolskiego masażu, równie delikatnego co Twój przyjaciel-dżdżownica wijący się na podłodze.
Chwilę po przestali, Alexander mógł na moment odsapnąć, choć niewątpliwie nadal męczył go koszmarny ból. To ręka, która, gdy nią ruszał, stanowczo protestowała i żebra, bo z pewnością kilka z nich zostało złamanych.
Powrót do góry Go down
the pariah
Delilah Morgan
Delilah Morgan
https://panem.forumpl.net/t2389-delilah-morgan#33936
https://panem.forumpl.net/t2394-when-you-pee-all-over-my-chippendale-suite-delilah-delilah#33971
https://panem.forumpl.net/t2392-delilah-morgan
https://panem.forumpl.net/t2761-morgan#41745
Wiek : 18
Zawód : chodzący kłopot (?)
Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą
Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan
Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyWto Sie 19, 2014 9:00 pm

Usiłowała się nie przywiązywać. Co lepsze!, przez jakże długi czas faktycznie tego nie robiła, ciesząc się zupełną niezależnością. I to jej pasowało, to było dla niej jak najlepszą opcją. Nie to, że nie miała jakichkolwiek znajomych. Znała nadzwyczaj wiele osób bliższych jej lub dalszych, jednak za żadną z nich zdecydowanie nie byłaby w stanie skoczyć w ogień.
Istota rzeczy polegała na tym, że ona najzwyczajniej w świecie panicznie wręcz lękała się uwiązania. Jeszcze bardziej od wody czy płomieni, obawiała się tego, że któregoś dnia straci swój zdrowy rozsądek i wolną wolę z powodu przywiązania się do kogoś na tyle mocno, by naprawdę jej na nim zależało.
Widziała zbyt wiele osób gorzko później żałujących tego, co zrobili dla swoich bliskich w akcie desperacji. Nadzwyczaj często poświęcając dosłownie wszystko. Tacy ludzie mieli chwilowe wrażenie posiadania jak najbardziej kochającego otoczenia, które znikało z chwilą zaistnienia pierwszych większych problemów.
Gdy ktoś czegoś potrzebował – człek leciał natychmiastowo i starał się wszystko ogarnąć, zaś gdy to jego sytuacja stawała się na tyle beznadziejna, by wreszcie nie miał wyjścia i musiał poprosić o pomoc… Cóż, przyjaciele nagle wyparowywali, pozostawiając za sobą tylko smród niedopranych skarpetek i niespuszczoną wodę w kiblu. No i ten paskudny ciężar towarzyszący złamanemu sercu, który ciągnął się za człowiekiem dosłownie wszędzie i uporczywie nie chciał zniknąć.
Deli tego nie chciała. Jeśli nawet oznaczało to zrezygnowanie z części szczęścia, nie zamierzała płacić za nie aż tak wysokiej ceny. Do otaczających ją ludzi podchodziła więc z dosyć dużą dawką rezerwy. Często starannie skrywanej pod maską osoby jak najbardziej zaangażowanej, ale niewątpliwie gdzieś tam istniejącej.
I nie czuła się z tym źle. Nawet wręcz przeciwnie, to ją uspokajało, dawało jej, jakże złudne!, wrażenie prawdziwej niezależności. Jakby dosłownie w każdej chwili mogła spakować swoje najpotrzebniejsze dobra i zwiać w inne miejsce bez pożegnania, nie mając przy tym wyrzutów sumienia czy też nie chcąc ponownie powrócić w opuszczone miejsce.
Lecz była to tylko kolejna z bajeczek, jakimi sama siebie tak chętnie częstowała. Sama nie była dla siebie najlepszą przyjaciółką, o nie!, ona była swoim własnym wrogiem. Raz po raz się okłamującym i tym samym niszczącym sobie jakiekolwiek szanse na zaznanie choć odrobiny świadomej radości, która nie byłaby związana z kolejnym seansem i odurzaniem się w towarzystwie Sebastiana.
Odurzaniem, które w gruncie rzeczy też okazało się jak najbardziej złe. Nie ze względu na świadome trucie się, świadomość uzależniania od kolejnych mieszanek czy innych bzdet tego typu. Ze względu na zupełny brak kontroli nad tym, co się działo, choć przecież dawki dobierali sobie na tyle starannie, by nie przesadzić. Bum! Kolejne kłamstwo, bowiem zdecydowanie przesadzali i to nie raz. A już zupełnie tego jednego dnia, w którym zdarzyło im się wpaść.
Z początku była gorzej niż wściekła. Chciała porzucić wszelką logikę, mówiącą jej o tym, że ona sama przecież też nie była w tym bez winy, dopadając przyjaciela w jakimś wybitnie ciemnym zaułku, gdzie dosłownie wyrwałaby mu jaja i zrobiłaby całą masę innych równie drastycznych rzeczy, które zakończyłoby wyeksponowanie wspomnianych wcześniej jajek na jakimś ładnym kijku przed jej miejscem pracy, gdzie to tyle razy ze sobą sypiali.
Nie zrobiła tego jednak, zbierając się jakoś w sobie i uspokajając na tyle, by zacząć mieć te niesmaczne wizje gdzieś. Przecież nawet nie była do końca pewna tego czy staw za chatką pomieściłby jeszcze kolejne zwłoki! A z czasem nawet przyzwyczaiła się do świadomości tego, że autentycznie była w ciąży. Wciąż jeszcze nie mogła powiedzieć, by cieszyła ją myśl o dziecku, ale z pewnością zaczęła uznawać je za stały element jej życia.
A później wszystko zaczęło się walić. Dożynki, wybranie na trybutkę, mimowolne wygadanie się Amandzie, zbyt głośne słowa blondynki, kłótnia z Bastianem, zaś teraz to. Nie, nie zamierzała pytać o to czy mogło być jeszcze gorzej?, bo zwyczajnie nie zdążyła. Wystarczyła zaledwie chwila wraz z odpowiednio nieodpowiednimi słowami, by dodatkowo ich udupić. Nim zdołała zorientować się w sytuacji, Amitiel już został zrównany do poziomu podłogi i zmieniany w poobijaną śliwkę, a tuż obok jej ucha rozległ się głos starucha.
Mimowolnie wzdrygnęła się na dźwięk jego słów, w jakiś sposób wiedząc, że koleś nie żartował. Mówił całkowicie poważnie, a ona… Obiecała sobie coś. Nie mogła pozwolić na to, by zrobiono z nią to samo co z Alexandrem, by zrobiono to z jej dzieckiem i zapewne na tym nie poprzestano. Nie łudziła się, że jest jeszcze jakieś wyjście. Kątem oka spojrzała na siedzącą obok niej Mayę i wyszeptała ciche przepraszam, po czym przełknęła ślinę i wbiła przerażone spojrzenie w stół.
- Nic nie wiem. Naprawdę. Pewnego wieczoru zwyczajnie złapała mnie jakaś nieznajoma dziewczyna, niby to przypadkiem, wpadając na mnie i wciskając mi w rękę kawałek pogiętej kartki z zapisanymi kilkoma absurdalnie brzmiącymi słowami. Kilka godzin później ponownie ją spotkałam i po raz kolejny wcisnęła mi tekst. Wymieniłyśmy kilka wiadomości, które nakazywała mi starannie niszczyć. A później… Później dotrwałam jakoś do Parady, podczas której wykonałam tylko to, co mi nakazano. Nic więcej nie wiem. Nawet pismo nie było ręczne a komputerowe. - Jej głos był nadzwyczaj drżący. Zupełnie niepodobny do tego, który towarzyszył jej zazwyczaj.
Była zdrajczynią. Czuła się dosłownie tak, jakby wielki, świecący neon z migającą intensywnie informacją o tym, wisiał jej nad głową. Nie była jednak bohaterką. Nie chciała umierać i nie chciała skazywać na śmierć swojego dziecka.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyWto Sie 19, 2014 9:20 pm

A więc Alma postanowiła pogrywać z nimi właśnie w ten sposób. Ile razy już Mayi chciało się śmiać, słysząc jakże sztuczny, troskliwy ton mężczyzny i widząc coś, co wskakiwało na jego wargi za każdym razem, gdy tylko się odzywał. Zgaszenie papierosa na ramieniu chłopaka było tak żenującym ruchem, że dziewczyna nie mogła się nadziwić, iż takie metody jeszcze się wykorzystuje. Cała ta sprawa zaczynała ją powoli nudzić. Nie odwróciła wzroku, gdy facet spojrzał na nią aż nazbyt znacząco, a jedynie uśmiechnęła się lekko czekając, aż skończy swoje przemówienie. Jednak wtedy pojawiło się nazwisko Tylera, musiała uważać, aby się nie wzdrygnąć. Słowa mężczyzny nie zaskoczyły jej ani trochę, dobrze znała przeszłość przyjaciela i nie było niczego, co mogłoby ją w tym zaskoczyć. Jednak część, w której on wyraźnie sugerował zwalenie winy właśnie na niego, sprawiła, że serce zabiło jej odrobinę mocniej. Wciąż nie zamierzała odezwać się w tej sprawie ani słowem. Zastanawiała się nad tym, co przed chwilą usłyszała, dochodząc do momentu, w którym nie miało to żadnego sensu. Oczywiście, rząd mógł zrobić wszystko co chciał, w tym także bezpodstawnie kogoś oskarżyć, ale czy ktokolwiek uwierzyłby, że za włam do systemu odpowiadała osoba niemająca nic wspólnego z informatyką? Tyler był mechanikiem, nie informatykiem i na komputerach znał się prawdopodobnie tak samo jak Maya. Poza tym czy byłoby możliwe, aby ryzykował życiem przyjaciółki? To nie miało sensu, choć w obecnych realiach tego nie potrzebowało. Tak samo gadka o nagradzaniu współpracy…  A co niby mogli im zaoferować? Łagodniejszą śmierć, bezpieczeństwo bliskich? Powinni raczej zastanowić się nad tym, z jakiego powodu dzieje się to wszystko.
- On nie jest informatykiem – rzuciła, patrząc na mężczyznę – Poza tym, jak sam powiedziałeś, my nie mamy nic do stracenia. My już jesteśmy martwi - uśmiechnęła się uroczo, pokazując równe i białe zęby. Domyślała się, że Tyler nie chciałby, aby powiedziała cokolwiek. Wolałby zaryzykować własnym życiem niż ułatwić życie Coin. Choć na pewno nie chciałby ryzykować życiem brunetki.
Po cichu zaczynała mieć nadzieję, że wszystko zakończy się właśnie w tym miejscu. Chłopak zapyta o powrót do apartamentów, Strażnicy odsuną się, a oni rozejdą się w ciszy, lekko podenerwowani, ale w gruncie rzeczy nie bardziej zniszczeni niż byli do tej pory. Najwyraźniej mężczyzna miał co do nich inne plany, a przynajmniej co do dwójki jej towarzyszy niedoli, ponieważ nagle Strażnicy chwycili chłopaka i wywlekli go na środek sali, uderzając w jego ciało pięściami, a następnie kopiąc. Musiał czuć okropny ból, gdy wojskowe buty trafiały w jego żebra. Maya, odruchowo, podniosła się z miejsca, obserwując całe zajście i kalkulując, jakie miałaby szanse w starciu z uzbrojonymi mężczyznami. Nie pojmowała, o co chodzi, kiedy mężczyzna, dotąd siedzący za biurkiem, podszedł do blondynki i pochylił się nad nią, wypowiadając zdanie, które wywołało u Mayi jeszcze większą odrazę. Rzuciła spojrzenie na chłopaka, który wciąż leżał na ziemi, jednak nie był na razie maltretowany przez Strażników.
- Jesteście chorzy – warknęła, patrząc to na mężczyznę do na scenkę na środku pomieszczenia – Powinniście najpierw zadać sobie pytanie dlaczego dzieje się to wszystko, zanim przystąpicie do zastraszania innych – powiedziała, patrząc z nienawiścią po zgromadzonych osobach – Może zauważylibyście wreszcie, że problem nie tkwi w obywatelach, a w rządzie. Jeśli zamierzacie dalej ciągnąć tą grę, to proszę bardzo. Sądzę, że Tyler nie chciałby, abym w tej chwili przejmowała się wyłącznie nim – oczywiście, że się przejmowała, ale co miała do wyboru? Ona nie miała już żadnej szansy, jednak on ciągle mógł się uratować. Oczywiście, nie było możliwości, aby w porę go ostrzegła jednak wierzyła, że da sobie radę.
Kiedy usłyszała słowa Delilah na początku bała się, że ta powie coś więcej, że w obawie przed dzieckiem zgodzi się podać jakieś konkrety całego tego zamieszania. Jednak zamiast tego Maya usłyszała coś, co nie dawało mężczyźnie żadnego konkretnego punktu zaczepienia. Nie zamierzała jednak potwierdzać ani negować jej słów.
- To wszystko miało się już dawno skończyć, a tym czasem jest chyba jeszcze gorzej. Jeśli to właśnie Igrzyska są drogą do władzy, to może dotrze do was, że Alma Coin nie podwyższa sobie autorytetu takim właśnie działaniem – odsunęła gwałtownie krzesło tak, że przewróciło się z hukiem na ziemię i przeszła na środek, stając twarzą w twarz ze Strażnikami, którzy jeszcze przed chwilą byli bliscy skatowani jednego z trybutów – Jak mniemam panowie już skończyli – warknęła i pochyliła się, aby pomóc mu wstać. Miała nadzieję, że nie spróbuje zgrywać teraz bohatera, jak to zrobił podczas parady, jako jedyny odważając się przerwać milczenie, panujące wśród trybutów. Miała w dupie to, czy postanowią zabić ją  na miejscu, czy to wszystko znajdzie swoje odbicie na arenie. Chciała po prostu znaleźć się jak najdalej od tych parszywych świń, żyjących w kłamstwie. Spojrzała jeszcze raz na mężczyznę, który wciąż znajdował się zdecydowanie zbyt blisko Delilah i uśmiechnęła się uroczo, jednocześnie podtrzymując obolałego chłopaka – Naprawdę gratuluję cudownego przedstawienia.
Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyWto Sie 19, 2014 10:01 pm

- Jednak udało się wam... - mnie zaskoczyć, miało paść, ale nie padło, nie, kiedy Alexander znajdował się na podłodze, próbując sobie poradzić z wszechogarniającym bólem żeber. Ktoś kiedyś mówił mu, że to nieprawda i że te chrząstki kostne (z biologii też prymusem nie był) nie bolą wcale. Na własnej skórze przekonywał się, że jest absolutnie inaczej, bo zamiast oddychać równo, zaczął czuć coś w rodzaju przymusu, co kończyło się marnie.
Nie po raz pierwszy został pobity do nieprzytomności, ale po raz pierwszy zdawał sobie sprawę, że nie będzie szansy się im odegrać i pewnie dawny Amitiel postawiłby wszystko na jedną kartę, usiłując popełnić widowiskowe seppuku na kilka dni przed wyjściem na Arenę, ale ten dojrzalszy musiał myśleć o piętnastolatce, które zapewne nie byłaby zachwycona z widoku jego zwłok u wejścia do Ośrodka Szkoleniowego.
Zemsta musiała poczekać i zamiast teraz próbować odpyskować, skupił się raczej na pozycji embrionalnej, która pomagała mu obronić się przed siarczystymi razami z buta. Jak potulne zwierzątko, które nie zadowoliło pana. Mógłby naprawdę czuć się rozczarowanym i zirytowanym, ale od samego momentu losowania i gróźb Claire spodziewał się wszystkiego. Mógł tylko cieszyć się, że ci Strażnicy nie ruchają swoich ofiar i przynajmniej zemrze jako prawiczek, a nie ofiara gwałtu.
Niemal zaśmiał się z tego prywatnego żartu, choć w jego stanie przypominało to raczej pisk prosiaka, którego prowadzono na rzeź, nie ogarniając wypowiedzi dziewczyn. Nie modlił się o to, by nie okazały się Judaszami i nie zdradziły. Nie był aż tak bohaterski i pewnie powinien czuć wobec siebie niesmak, ale wszystko zatarła skopana duma i fizyczność, z którą był wdzięczny za powstrzymanie Strażników.
Jak i za wyciągniętą dłoń, którą powitał westchnieniem ulgi. Sekunda, która zakończyła się potężnym grymasem, z jakim wstał, by spojrzał wyzywająco na prześladowcę. Wyglądał już jak ofiara Igrzysk i czuł, że będzie miał przejebane, bo sojusze oddalały się bardzo prędko, ale to chwilowo przestało być ważne. Teraz chciał tylko znaleźć swoją nową dziewczynę i oddać jej fajki, bo na myśl o czymś w płucach dostawał mdłości.
Chętnie ukłoniłby się zgromadzonym tutaj panom za oduczenie go od nałogu (przydatne), ale zamroczyło go i oparł się o zimny tynk, próbując sprawić, by nie widział potrójnie. Takiej fazy nie miał, kurwa, nawet po morfalinie.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptySro Sie 20, 2014 10:28 am

Z ust mężczyzny wydobyło się ciche westchnienie, Maya znajdowała się już poza jego zasięgiem, ale nic nie stało na przeszkodzie, aby chwycił Deli za włosy, z pozoru czule i wręcz delikatnie, i roztrzaskał jej nos o blat stołu. Podczas gdy jej koleżanka próbowała im coś przekazać, on pochylił się jeszcze bardziej w jej kierunku, aby szepnąć wprost do ucha:
-Zadam to pytanie jeszcze raz, a ty mi na nie odpowiesz, dobrze? - odchrząknął - Więc... - uciął, gdy usłyszał głos dziewczyny, machnął olewczo ręką i Strażnicy wytargali Alexandra za drzwi, trójka z pięciu została stojąc twardo na swoich pozycjach - Ja natomiast gratuluję cudownej przemowy, mam nadzieję, że równie płomienną wygłosi pani na egzekucji swojego przyjaciela, takiego talentu nie można marnować, oj nie - rzucił oschle, aby za moment znów rozpocząć - Więc jeszcze raz: kto wam kazał to zrobić? Nie chcę żadnych żałosnych wyjaśnień i tłumaczeń, proste imiona i nazwiska, prosiłbym - uśmiech zakwitł na jego twarzy, gdy puścił Deli i spojrzał na Mayę.
Raz dwa trzy, Alma Coin patrzy.

Alexandrze, zostałeś zaprowadzony (choć to chyba mało odpowiednie określenie) do punktu medycznego w ośrodku, gdzie dostałeś masę bolesnych (przykro mi :c) zastrzyków, jeszcze przez dwa dni będziesz chodził obolały, ale możesz mieć pewność, że żebra szybko się zrosną (ach ta kapitolska medycyna!) . Miejmy nadzieję tylko, że dobrze. Sala konferencyjna 316018536
Powrót do góry Go down
the pariah
Delilah Morgan
Delilah Morgan
https://panem.forumpl.net/t2389-delilah-morgan#33936
https://panem.forumpl.net/t2394-when-you-pee-all-over-my-chippendale-suite-delilah-delilah#33971
https://panem.forumpl.net/t2392-delilah-morgan
https://panem.forumpl.net/t2761-morgan#41745
Wiek : 18
Zawód : chodzący kłopot (?)
Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą
Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan
Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptySro Sie 20, 2014 2:50 pm

Była zdrajczynią – to pewne, jednak asekurowała się przynajmniej tym, że nie wiedziała zbyt wiele, więc jej słowa nie były aż takie znowu groźne dla tych wszystkich ludzi, którzy zadbali o przygotowanie tego wszystkiego. Tych wszystkich… Nie miała bladego pojęcia, kto tak dokładnie za tym stał. Słowo mentorzy nie mówiło wiele o tożsamości głównych spiskowców. Oczywiście, to zawężało znacznie pole, ale i tak… Nie mogła nikogo wydać ani też nikomu podziękować za wyśmienite przedstawienie, bo mogło się nagle okazać, że związku z tym zupełnego nie miał. Choć tak właściwie, to na podziękowania nie miała już nawet najmniejszej ochoty.
Wszystko zmierzało bowiem ku kompletnej katastrofie, która nie była chyba w niczyich planach. No dobrze, wyglądało na to, że ich nowi przyjaciele jak najbardziej planowali coś takiego, ale oni sami już nie. Zwłaszcza że to nie miało wyjść w dokładnie taki sposób. Alma Coin powinna zareagować choć w minimalnym stopniu, zaś nic takiego się nie stało. Zamiast tego ukradkiem chwycono trzy, pierwsze lepsze?, osoby, by przesłuchiwać je równie po cichu.
Choć już po chwili powiedzieć o tym, że działo się po cichu w żadnym razie nie było można. Delilah wciągnęła głęboko powietrze do płuc, gdy starszawy facet dotknął swoją ręką jej włosów. Może z początku nie był to zły gest, ale i tak wystarczył, by Deli przeszły ciarki. Mózg podpowiadał jej, że to mimo wszystko nie może być nic dobrego. I miał rację…
Nie mogła powstrzymać ani stłumić okrzyku bólu i zaskoczenia, gdy jej twarz spotkała się z twardym, chłodnym blatem stołu. Prawie natychmiastowo skuliła się w sobie, starając się zasłonić rękami, choć było już na to stanowczo zbyt późno. Przejmujący ból sprawiał, że na moment wstrzymała oddech, a z oczu mimowolnie popłynęły jej łzy. Nawet nie próbowała wyrywać się, wciąż ją trzymającemu, mężczyźnie. Wiedziała, że to bezcelowe, a świadomość utraty własnej krwi, walić zwierzęcą na Paradzie!, była… Przyznajmy szczerze, dosyć mocno przyprawiająca o zgrozę.
Szumiało jej w uszach, a w głowie kręciło się jak mało kiedy. Na dodatek to wciąż tak bardzo bolało, a on najwyraźniej nie miał zamiaru jej puścić. Potrafiła tylko machnąć ręką na znak, że rozumie zadane pytanie i zgadza się z nim. Na dodatek zaczęło jej się robić niedobrze. Bardzo niedobrze. A gdy wreszcie ją puścił, złapała się mocniej krawędzi stołu, aż pobielały jej knykcie, starając się nie puścić pawia, nie zemdleć czy nie zrobić czegoś równie głupiego.
- Mentorzy. Nic więcej nie wiem. Znajdźcie tamtą laskę. – Wycharczała, czując smak własnej krwi, która spływała z jej roztrzaskanego nosa.
Nie była męczennicą. Nie dla ludzi, którzy wcześniej niczym się nie przejmowali. Nie będzie brać na siebie całej odpowiedzialności. I nie da skrzywdzić swojego dziecka.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptySro Sie 20, 2014 10:03 pm

Mężczyźnie chyba naprawdę zależało na tym, aby poznać prawdę.. Jednak dziewczyna nie zamierzała odezwać się ani słowem w tej sprawie. Kiedy Strażnicy wyprowadzili chłopaka z pomieszczenia (miała nadzieję, że do szpitala) została na środku pokoju sama, obserwując uważnie blondynkę. Nie zdziwiłaby się, gdyby wkrótce i tamta straciła silę woli i powiedziała coś więcej. Poza tym sama się jej nie dziwiła - gdyby ona znalazła się na jej miejscu prawdopodobnie także starałaby się uchronić dziecko.
Zaczęła zastanawiać się nad tym, co wydarzy się na arenie. Czy ktokolwiek będzie miał siłę, aby pozbawić życia ciężarną dziewczynę, zabijając nie jedną, a dwie osoby? O Mayi można by powiedzieć wiele rzeczy, między innymi to, że gardzi ludźmi, jednak Delilah nie była jej zupełnie obca, a brunetka miała względem niej dług wdzięczności. No i, przede wszystkim, nie była mordercą. Przyglądała się twarzy mężczyzny myśląc o tym, co robi po pracy. Czy ma rodzinę, do której wraca. Dzieci, które sadza na swoim kolanie zaraz po tym, jak osobiście zlecił pobicie trybuta i, co więcej, bliski był skatowania również niewinnej dziewczyny. Przez to wszystko brzydziła się nim jeszcze bardziej i gdyby tylko mogła rozwaliłaby mu łeb o ścianę. Wiedziała jednak, że nie ma najmniejszych szans. Trójka Strażników znalazłaby się przy niej w ciągu sekundy, gdyby tylko spróbowała wykonać jakikolwiek ruch. Dlatego jedyną jej bronią były słowa, które najwyraźniej nic dla mężczyzny nie znaczyły.
- Dzięki wam mogę nie otrzymać takiej szansy - warknęła, ale jej serce zabiło przeraźliwie na samą myśl o tym, co oni mogą uczynić Tylerowi. Nie wybaczyłaby sobie gdyby przez jej temperament i wielkie ego chłopak zginął. Starała się jednak pocieszyć myślą, że on uczyniłby tak samo. Mogą ją więc straszyć, torturować i bić do nieprzytomności. Łamać jej kości kawałek po kawałku, a ona i tak nie powie nic, co pomogłoby w dojściu do sprawców całego zamieszania. Nic nie będzie gorsze niż arena.
Mężczyzna wciąż drążył temat, ponawiając pytanie. Maya wytrwale patrzyła na niego, a żołądek ściskał jej się na widok zakrwawionej twarzy blondynki, która przed chwilą została brutalnie uderzona o stół. Czy za chwilę i na nią przyjdzie kolej? Czy, ze względu na swoją postawę i stan, skończy jak chłopak, zwijają się z bólu pod ciosami Strażników?
- Chyba nie słuchałeś zbyt uważnie. Możesz mnie zastraszać czy torturować w nieskończoność, a i tak nic nie będzie gorsze od trafienia na arenę - roześmiała się oschle. Specjalnie wypowiedziała się tylko o sobie, nie chcąc narażać Delilah na jeszcze większy ból i, co więcej, skrzywdzenie dziecka. Patrzyła wojowniczo w jego oczy, jakby chcąc sprowokować go do działania. Czy się bała? Odrobinę, ale walczyła z tym strachem. Wierzyła, że jeśli uda jej się przezwyciężyć go teraz, będzie lepiej przygotowana, gdy Igrzyska wreszcie się rozpoczną.
Po chwili jednak odezwała się blondynka, a Maya zamarła, słysząc wypowiadane przez nią słowo. Mentorzy. Było ich dwunastu i nie była pewna, czy mężczyźnie to jedno słowo wystarczy. Czy będzie dopytywał się o więcej, o nazwiska, jak to prosił poprzednio? Brunetka stała, mierząc go uważnie wzrokiem i nieświadomie zaciskając ze złości pięści. Nie miała za złe trybutce tego, że złamała się i odpowiedziała. Wręcz była jej wdzięczna, iż wciąż nie podawała większych konkretów. Wciąż była to grupa osób, z których nie każdy musiał być zamieszany.
- Rób co chcesz, nie powiedziałabym ci ani jednego nazwiska, bez względu na wszystko - wycedziła przez zęby, odwzajemniając jego spojrzenie. Mogła tak stać i opierać się jego nakazom przez długi czas, a z każdą chwilą jej nienawiść rosła jeszcze bardziej. Chciała zrobić coś, co pokazałoby Coin jak i całemu rządowi, że ich postępowanie jedynie ich pogrąża. Zapomniała o dawnym zmęczeniu i bólu głowy, adrenalina krążąca w jej żyłach dodawała jej siły i motywacji. Brzydziła się każdym, kto miał jakikolwiek związek z Igrzyskami. Każdym, kto stał po stronie pani prezydent - Przekaż swojej szefowej, że powinna posłuchać rady tego chłopaka - wyszczerzyła zęby w uroczym, choć niezbyt przyjaznym uśmiechu. Ciekawiło ją, jak długo zamierzają jeszcze ciągnąć to przedstawienie.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyCzw Sie 21, 2014 5:50 pm

To mu wystarczyło, odsunął się od blondynki opierając nadal o blat krzesła, Strażnikowi dał znak, aby wyprowadził zakrwawioną dziewczynę, a on poklepał ją jedynie po ramieniu, niby to pocieszająco, niby to z ulgą, że udało się coś wycisnąć. Kiedy Deli zniknęła, pozostał tylko on oraz Maya. Dwoje mundurowych nadal stało na straży i czekało na ewentualne rozkazy, on jednak milczał, przygryzał dolną wargę zastanawiając się nad tym, co powinien zrobić. Aż w końcu podniósł głowę na czarnowłosą dziewczynę i rzucił oschle:
-Nie znasz żadnych nazwisk, prawda? - wpatrywał się w nią intensywnie, nie zrozpaczony, nie wściekły, spokojny i opanowany - Dla Ciebie najgorsza jest arena, ale wątpię, że umierałabyś na niej ze spokojem wiedząc, że skazałaś drugiego człowieka na jeszcze gorszą, bardziej bolesną śmierć. My nie popuszczamy, Mayu, ludzie nie potrzebują przyczyn, wyjaśnień, dostaną to czego pragnęli: kozła ofiarnego. Uwierz że w takim stanie, gdybyśmy rzucili go w ramiona tłumu, rozszarpaliby go na strzępy. Więc jeśli znasz jakieś nazwiska, to myślę, że sporo by mu to pomogło - teraz był milszy, jego głos już nie mroził - Zastanów się nad tym. Teraz jesteśmy tylko ty i ja. znajdziemy głównych sprawców, o to nie musisz się martwić, ale mogłabyś ułatwić nam pracę.

Deli, twój nosek nie ucierpiał, na szczęście, pozostaniesz piękna i ciężarna (;>). Trafiłaś do punktu medycznego, tam naprostowali ci nosek, który za dzień lub dwa powinien się zrosnąć, bo dostałaś specjalne i niestety bolesne zastrzyki.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptySob Sie 23, 2014 1:19 am

Nie mogła powiedzieć, że ulżyło jej, gdy mężczyzna w końcu odsunął się od Deli, choć jednak poczuła się odrobinę lepiej. Patrzyła ciągle na krew pokrywającą jej twarz i starała przyzwyczaić się do jej widoku. Nie żeby dziewczyna specjalnie brzydziła się w tej czerwonej mazi, która u wielu osób wywoływała zwroty głowy czy nawet omdlenia. Kiedy jednak jeden ze Strażników wyprowadził blondynkę z pomieszczenia, pozostawiając Mayę samą z dwójką pozostałych oraz mężczyzną, który nie zamierzał ustąpić, wciąż drążąc temat strojów i domagając się wyjaśnień, brunetka zaczęła się odrobinę obawiać. Nie była przerażona, nie wykazywała żadnych objawów strachu. Wciąż stała, wpatrując się nie nienawiścią w jego oczy, jednak gdzieś głęboko w niej coś kazało zakończyć to spotkanie. Jak najszybciej. Widziała, co zrobili trybutowi, który w tej chwili starał się zapewne zwalczyć ból i dobrze wiedziała, co mogliby zrobić i jej. Mieli przewagę, a ona nie chciała ucierpieć. Jeszcze nie teraz, nie dzisiaj.
Wysłuchała jego słów, wciąż z tą samą, znudzoną miną, wyrażającą niechęć i odrazę. Czy próbował wzbudzić w niej poczucie winy? Zagrać na jej emocjach jak na skrzypcach licząc, iż ulegnie groźbom i możliwościom skrzywdzenia Tylera. Nie zamierzała się poddawać, płaszczyć przed nim na ziemi i patrzeć, jak łaskawie pozwala jej odejść. Ale nie chciała też, aby sądził, że w ogóle jej nie zależy. Że wszystko to, co zaszło między nią a Tylerem (jeżeli jeden pocałunek można nazwać czymś), nie miało żadnego znaczenia. Tak samo jak przyjaźń, która mimo znacznych różnic trwała i powoli przeradzała się w coś zupełnie innego. A przynajmniej tego chciałaby Maya, bo jeśli ma umrzeć, to ze świadomością, że miała dla kogo żyć.
Stojąc w tej sali nie myślała wcale o akcji ze strojami, a o swoim przyjacielu, który może zakończyć swoje życie tylko ze względu na jej nieustępliwość chęć pstryknięcia Coin w nos. Mężczyzna miał rację - nie chciała umierać z poczuciem, że przez nią zginęła jedyna osoba, która czyniła jej życie szczęśliwszym. No i nie znała nazwisk. Nigdy w życiu nie śledziła przebiegu Igrzysk, każda z tych osób była jej obca. Patrzyła na ich twarze i miała wrażenie, że są tylko kolejnymi, szarymi osobami, które zostały wepchnięte na nieodpowiednią planszę. Dlaczego więc tak długo walczyła z powiedzeniem prawdy? Przecież mogła już dawno leżeć w łóżku, zawinięta w kołdrę, z głową pełną myśli i sercem pełnym uczuć. Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Jej ego, duma i chęć zrobienia na złość każdemu, kto chociażby w minimalnym stopniu przyczynił się do organizacji Igrzysk były silniejsze, jednak nie wystarczająco, aby przyćmić myśl o najlepszym przyjacielu. Dlatego chciała więc to zakończyć, uciąć nieprowadzącą donikąd dyskusję, zanim narobi jeszcze więcej kłopotów sobie i jemu.
- Nie znam - wycedziła ledwo słyszalnym głosem, a powiedzenie tych dwóch słów sprawiło jej naprawdę wielką trudność. Miała jedynie nadzieję, że mężczyzna nie każe jej powtarzać tego jeszcze raz, głośniej i wyraźniej - Nie myśl sobie, że w żadnym stopniu nie przejmuję się jego losem - warknęła, mrużąc oczy - I nie wątpię, że znajdziecie sprawców. Pośpieszcie się jednak, zanim oni znajdą was - wykrzywiła nieznacznie wargi, starając się nie roześmiać. Nie było jej do śmiechu, ale wyjątkowo bawiła ją wizja zabawy w kotka i myszkę w wykonaniu rządu i mentorów. Ciekawiło ją, jak zamierzają dotrzeć do nazwisk, skoro żadne z trójki trybutów nie było skore powiedzieć im czegokolwiek konkretnego. Owszem, była pewna, że mają swoje niezawodne sposoby, jednak wszędzie był jakiś haczyk i liczyła, że to wszystko nie przyjdzie im tak łatwo. Oraz że sprawcy zamieszania mają świadomość swoich czynów i nie zamierzają bezczynnie czekać na egzekucję czy cokolwiek może ich tam czekać - Czy teraz mogę już iść? - zapytała zirytowanym tonem głęboko wierząc, iż po tym pytaniu nie skończy jak chłopak, któremu sama pomagała się podnieść. Była niemal pewna, że jej nikt nie podałby ręki, a nawet jeśli nie byłoby to tak delikatne jak w jej wykonaniu.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptySob Sie 23, 2014 7:25 pm

Chyba czas zrezygnować, tak pomyślał, że więcej się z nich nie wyciągnie. ale ta dziewczyna go irytowała, niezwykle działała mu na nerwy, zwłaszcza odzywki, którymi częstowała całe towarzystwo Strażników i jego samego. Przytaknął głową, uśmiechnął się szeroko i powiedział ze stoickim spokojem, jakiego go uczono:
-Oczywiście, tylko jeszcze... jedno - nie pieklił się, nie wyrywał, wzdychał, gdy otrzymała pierwszy cios w twarz, za moment znów ją podnieśli, a on odwrócił wzrok, aby nie patrzeć na kilka następnych ciosów. Jeden trzymał ją z tyłu za ręce, drugi kopnął kilkakrotnie i uderzył raz jeszcze w twarz otumaniając. W końcu została wywleczona, a mężczyzna zapalił papierosa i pozostał w sali jeszcze kilka chwil zastanawiając się nad tym, co powinien zrobić. Wyszedł.

Maya, nie zostałaś tak dotkliwie pobita jak Alexander, ale nadal będziesz lekko obolała - jeszcze przez jeden dzień.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptySob Sie 23, 2014 9:22 pm

Tutaj powinna pojawić się epopeja na temat pokręconych snów Mathiasa. Ale nie będzie.
Wspomnimy jednak o tym, że obudził się pewnego pięknego razu w sali konferencyjnej na najpiękniejszej podłodze, którą widział, bo czyścił ją dzień wcześniej z czyjejś krwi. Urocze, wspomnienia te chwytały go za serce, bo wówczas był jeszcze względnie wolny, bo przynajmniej drzwi nie były zamknięte, a on nie czuł się tak jak na potwornym kacu. Jakiś czas zajęło mu powrócenie do porządku, obmacanie twarzy i reszty ciała w celu sprawdzenia, czy wszystko jest na swoim miejscu. Ale okej, już okej, żył, był cały, emocje gdzieś prysnęły, zniknęły, był już spokojny, bolały, ale spokojny. Nic nie mogło w tym momencie przerwać tego idyllicznego stanu, który powrócił do jego umysłu niczym na łono matki, uściskał go i po raz milionowy obiecał, że nigdy już nie opuści. Wziął głęboki wdech, potem wypuścił powietrze, poprzechadzał się wokół stołu i wykonał dziesiątki innych rutynowych zabiegów, aby przywrócić swoje ciało do normalnego funkcjonowania. Noga nadal dokuczała, ale nie chciał jej oglądać, ważne że na sali panowała cisza, że nikt nie zmącał jego spokoju, który na razie mu wystarczył. Powietrze, przezroczyste lub białe ściany i krzesło bujane, dosyć wygodne, swoją drogą, wypróbował, działa. Poobracał się kilka razy odpychając zdrową nogą od stołu, aż zaczęło mu się kręcić w głowie. Ciekawe zajęcie, ale po minucie, kolejnych dziesięciu aż w końcu dwudziestu staje się monotonne i już nie tak ekstremalne jak wcześniej. Nie starał się niczego układać w swojej głowie, nie starał się przypominać sobie, choć wspomnienia napływały same, zwłaszcza, że nie miał żadnego pomysłu na kreatywne spędzenie czasu, który mu pozostał do nieuchronnej zagłady, bo nie wątpił, że ta miała nadejść. Dlatego raz po raz słyszał Catrice i jej słowa dźwięczały w jego głowie, cisza wówczas zaczęła mu przeszkadzać, zdecydowanie, więc zaczął bębnić paznokciami o blat, potem walić pięścią, gdy głosy nabrały na sile. W końcu nie dreptał w kółko, nie uspokajał się, a rzucał po pomieszczeniu próbując zająć czymś myśli. Ale szuflady były puste, krzesła idealne, każde takie samo, w żadnym nie było nic wyjątkowego, co sprawiłoby, że kręci się inaczej. W końcu łzy zaczęły cisnąć się do oczu, ręce drżeć, a wewnętrzna harmonia opuszczać. Świat blakł, kolory przygasały i pomyślałby, że zapada ciemność, że bliża się wieczór, gdyby nie wiedział, że jest lato i że znajduje się pod ziemią. Starał się jedynie nad sobą panować. Oddychał ciężko, powstrzymywał delikatne drgawki i pocierał obolałe mięśnie, które odmawiały posłuszeństwa. Chwilę potem kulił się w jednym kącie, aby zaraz wcisnąć się w miękkie krzesło i jeździć po całej sali obijając się to o ściany, przewracając, wpadając na komodę, na której stała doniczka. Ta też długo nie przetrwała, było ich kilka, każda po kolei wylądowała: na ścianie, na podłodze i znów na ścianie. Nie potrafił wyładować gniewu, nie potrafił się uspokoić ogarnięty paniką, że w kieszeniach spodni i roboczej koszuli nie ma nic, co mogłoby mu się w jakikolwiek sposób przydać, zero heroiny, prawie płakał w pewnym momencie, oddychał niespokojnie. Usta drżały, gardło ściskało się w konwulsjach. I nie starał się nawet głęboko oddychać, bo to pogorszyłoby sprawę. Wrzasnął znów, wywrócił krzesła, łzy nie wyszły na wierzch, skryły się za powiekami, a nim nadal targały: złość, dezorientacja i dziecięca panika. Bo nie wiedział co zrobić, dokąd uciec przed przytłaczającą rzeczywistością, przed własnym ciałem, które znów stanowiło klatkę. I nie mógł się wydostać. Nie mógł zrobić nic. Mógł jedynie czekać. A było mu coraz bardziej gorąco.
W końcu ktoś się odezwał. I to nie była Mandy opowiadająca o króliczku, to nie była Catrice, nie, to były zwyczajne kroki, które nasilały się z każdą sekundą. Pomyślał, że to dobrze, że ktoś przyjdzie i go zabierze, że uwolni go z tej klitki i wypuści w końcu na świeże powietrze, a on doczołga się do domu, właduje sobie kolejną działkę i zapomni, po prostu zapomni.
Marzył. Ale nic takiego nie miało się zdarzyć, bo nie był naiwny, nie wierzył w szczęśliwe zakończenia, a szczególnie ta farsa - finał będzie krwawy i nieprzyjemny. Dlatego złapał za jedno z krzeseł, stanął przy drzwiach i chwilę przed tym jak osoba dobrała się do drzwi, podniósł i zamachnął się z całej siły, a w obecnym stanie miał jej niezwykle mało, w osobę, która tam stała.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptySob Sie 23, 2014 9:53 pm

Na pewno śnił wiele snów, które miały mu przypomnieć, że jest człowiekiem, ale na próżno.
Gerard Ginsberg tego dnia czuł się wybitnie jak robot. Kiedy inni dosłownie załamywali ręce i biadolili nad losem biednych trybuciątek - takie niewinne, takie na śmierć, takie ładne na okładkę - on sam przeżywał coś na wzór duchowego i fizycznego odrodzenia, które sprawiało, że z każdą minutą w Ośrodku Szkoleniowym czuł się coraz młodszy i coraz bardziej beztroski, jakby bliska perspektywa przyszłych zgonów sprawiała mu nieopisaną frajdę. Coś na wzór kilkuletniego dziecka, które wbiega do piaskownicy i wali piaskiem w oczy swoich wrogów. Tak właśnie czuł się naczelnik więzienia, który po raz pierwszy w życiu oddawał się treningom. Nie skupiał się wcale na podszeptach niektórych dzieci, że to stanowisko razi jego godność czy dumę, uważał się za niesamowitego szczęściarza, bo śmierć była blisko, tak blisko, że mógł ją dotknąć, a nawet sprawić, by zachwiała się na nogach. Pewnie dlatego nie zdejmował rękawiczek i czuł się dziwnie niegodny po incydencie, który sprawił, że jeszcze mocniej docenił pomysł Almy... Swojej przyjaciółki, która chyba wiedziała, że społeczeństwo domaga się tego, co zawsze - chleba i Igrzysk. Na te tłuszcza zawsze reagowała spontanicznie i nie wątpił również, że tak będzie i tym razem, kiedy oddawał się treningom z prawdziwą pasją, jakby niepomny faktu, że to nie on odda ostateczny cios. Naprawdę nie wątpił w inwencję twórczą głównych organizatorów, ale podejrzewał, że prędzej czy później znowu ogarnie go ta nieustająca nuda i jego witalność zostanie zastąpiona czymś w rodzaju niepokoju. Wpadał często w taki twórczy szał, kiedy więzienie spływało krwią, skazańcy bywali powieszani w trybie natychmiastowym, a sam Gerard przepadał w biurze, nadrabiając zaległości książkowe, jakby to mogło przerwać jego niemoc. Czasami zdawało mi, że jest już u kresu sił - przeżył już przecież wszystko - i wtedy stawał się katem doskonałym.
Pewnie dlatego, że zamiast skupiać się na swoich emocjach czy namiętnościach (a tych miał mnóstwo) zaczynał działał mechanicznie i rozważnie, skupiając się na takich drobnostkach jak struktura kostna czy rozkład mięśni. Było to szalenie pomocne przy torturowaniu więźnia i dawało to sporą przyjemność, jeśli uświadamiało się, że od kąta, pod którym doszło do zawiązania, zależy ból, jaki się serwowało. Całkiem miła odmiana Boga, który nie tylko za zło karze, ale raczej z premedytacją i z wyszukaniem doświadcza człowieka. Który może i niegdyś był jeszcze kimś w rodzaju istoty rozumnej, ale po spotkaniu z robotem Ginsbergiem stawał się już tylko jedną wielką oazą bólu. Szukał tych punktów jak miejsc na mapie i każde odkrycie kwitował lekkim uśmiechem. Nic dziwnego, że idąc do sali konferencyjnej czuł się jak w amoku. Nie wiedział, czy czuje się bardziej zdenerwowany faktem, że znowu przesłuchuje tego samego więźnia (znał jego reakcje na dotyk, na tortury i na groźby) czy może jest zadowolony z tego obrotu spraw. Chętnie zawołałby Rose, żeby uczyła się zabijania na nim, ale nie był jej aż tak pewien, nie, kiedy wchodził na salę i był przekonany, że ma do czynienia z ćpunem.
Którego nakazał zamknąć w pomieszczeniu bez okien na długie godziny. Tylko kretyn nie przygotowałby się na to, co miało nastąpić, ale Ginsberg nie był z żelaza - oczywiście, że zamroczyło go na całe trzy sekundy, które sprawiły, że zdecydował się nareszcie, co przyszło mu czuć na widok Mathiasa Le Bruna i nie było to uczucie, które zwiastowałoby dla niego coś dobrego.
Złapał go mocno za nadgarstki, odpychając od siebie i w ręce dzierżąc fragment krzesła, które właśnie rozwalił na jego czaszce. Całe szczęście, że przekręcił klucz w drzwiach i nikt nie będzie im przeszkadzał. Nie mógł się doczekać.
- Naprawdę, Mathias? Będziemy ze sobą rozmawiać w ten sposób? - zapytał dobrotliwie, waląc go bronią obosieczną z krzesła w kolano. Słyszał, że ma tu bardzo drażliwy punkt, więc korzystał z tego po swojemu, czując się lekko zawiedziony. Spodziewał się, że uklęknie sam i szybko załatwią tę sprawę po swojemu, a Maisie zyska dodatkowo jedno wolne popołudnie od obciągania tatusiowi.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyNie Sie 24, 2014 3:16 am

Krzesło vs. Głowa Gerarda.
Mathias, widząc jak krzesło przełamuje się, a następnie upadała z łomotem na ziemię, pomyślał jedynie "co za gówno", aby zrozumieć powagę sytuacji dopiero za chwilę. Świat był niezwykle wyraźny i świeży, ale jednocześnie ciężki do zniesienia. Powietrze takie było. Głowa, która ważyła milion kilogramów i całe ciało: słabe, niezdolne do wykonania prostych czynności, bo umysł podpowiadał, ale on nadal stał w miejscu, jakby czas nagle się zatrzymał, ale to on tkwił nieruchomo. Najpierw rozczarowanie, potem panika. Ale coś rusza. Za późno, bo ból, jakby wyraźniejszy, wręcz żywszy, rozpala mu kolano, promieniuje wzdłuż łydki. W dodatku słyszy krzyk, krótki, bo zamknął usta, gdy zrozumiał, że głos należy do niego. Zacisnął zęby upadając na podłogę i od razu, ale nadal jakby wolniej i w drgawkach, odsuwał się dalej, macał podłogę odrętwiałymi dłońmi, gdy ręce odmawiały posłuszeństwa, mięśnie kurczyły się i rozkurczały, a on nie panował nad swoim ciałem, nawet nie próbował wstać, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że zaraz znowu ległby na podłodze. Jeśli nie z przyczyn naturalnych, to z drobną pomocą Gerarda, który tylko czekał na kolejne potknięcia. A może na coś innego? Nawet nie był w stanie połączyć faktów, nawet nie rozumiał po co, jak, dlaczego? Czuł jedynie zimną posadzkę pod rozpalonymi dłońmi i ból, który ustąpił gdzieś w tle, ale nieważne, nie zamierzał się ruszać, bo zamarł oddychając ciężko i tak było mu wygodnie.
Nadal był na etapie wyklinania krzesła, a gładka podłoga irytowała go i żałował, że istniała, że jego głos, głos Gerarda rozbrzmiewa najpierw jego głowie, wyraźnie i dosadnie, wsiąka do mózgu, przenika przez tkanki i zakleszcza się w podświadomości resetując się i rozpoczyna odtwarzanie od nowa. I jeszcze raz. I nie było ucieczki, nawet gdyby zamknął oczy, szczególnie wtedy, byłby głośniejszy, jeszcze głośniejszy, a on odczuwałby to jeszcze gorzej, bo wspomnienia nie były czymś, o co mógłby się teraz oprzeć, a ciężarem pchającym go jeszcze niżej, przygważdżającym do ziemi. Podniósł się na klęczki, aby podnieść wzrok zimnych i jednocześnie obłąkanych, wygłodniałych oczu na Gerarda. Mieszanina skrajnych emocji, strachu, pożądania i zagubienia, gdzieś w głębi znajdowało się tylko pytanie, ale złości nie można było się dopatrzeć, jakby to, co miało stać się za chwilę, nie miało żadnego znaczenia.
I znów zaczął myśleć schematami, znów widział pojedyncze obrazy formujące się w jego głowie, proste i dosadne, wyrażające tylko jedno pragnienie i cel, które starał się odepchnąć od siebie. Bo nie, nie tym razem. Na samą myśl o tym prawie by załkał, bo wiedział, jak małą ma nad tym kontrolę, jak wiele w tym przypadku zależy od naczelnika. I nie mógł nic na to poradzić. Tylko czekać. Prosić? Liczyć na litość? Nic z tych rzeczy.
-Więc rozmawiamy? - spytał głucho, ale prędko umilkł, jakby bał się, że jego usta uformują się w krótkie i żałosne proszę, i nie było mu wszystko jedno, choć tak powtarzał, ale to już nie był głos Gerarda, może to nigdy nie był jego głos, tak mu się zdawało, ale on przybierał na sile. I był tak łudząco podobny do jej krzyków, do jej wyzwisk i skomlenia, ale to było cichsze, naprawdę, ale przeszywające na wskroś.
I tylko proszę proszę proszę proszę, wróć. Ale nie wróci. I tylko proszębłagam nie odchodź. Ale już dawno odeszło. A potem przyjdź do mnie, przyjdź przyjdź przyjdź przyjdź... Jeszcze od mnie wrócisz na kolanach jebany skurwielu, wrócisz do swojej mamusi.
Zachłysnął się gęstym powietrzem, prawie nim udławił, ale to nie odchodziło, nawet gdy dłońmi zasłonił uszy, czuł bijące od skroni szybkie tętno, głowa pękała. Czyżby Gerard przepołowił już mu czaszkę? Wzruszające. Tak to się skończy? Ta wspaniała przygoda?
-Możemy porozmawiać o Twoich problemach - mówił, gardło paliło, ale to nic nowego, skromny dodatek do miliona innych doznań, które zamykały go w ciasnym żarze - Masz ich sporo, jak sądzę, klęczałbym tu do zasranej śmierci, jakbym miał je wszystkie wyliczać, ale niech zgadnę: jesteś popierdolony? Z każdym dniem nie młodszy tylko starszy, w porządku, rozumiem, siadło ci na mózg, to się zdarza ale mogę już iść? Czuję skruchę, więcej nie będę? - mówił szybko, ciągle przyspieszał, brzmiało to źle, po prostu źle, ale nie zastanawiał się, po prostu chciał to zagłuszyć - Który to już raz? Wiem że jestem okrutnie pociągający, ale kiedyś musi ci się znudzić, wrócisz do domu i zatopisz smutki w czymś innym niż cudze gardło. Okres buntu już dawno minął, Gerard.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyNie Sie 24, 2014 2:29 pm

ekhm, brutalnie, więc +18

Skłamałby, gdyby stwierdził, że ta sytuacja była dla niego zaskoczeniem. Niejednokrotnie przecież spotykał się z takimi przesłuchiwaniami, na których więźniowie próbowali ostatkiem sił zrobić cokolwiek, by uciec od niego jak najdalej. Wówczas reputacja nie służyła mu ani trochę, bo zamiast wzbudzać respekt, który przyczyniłby się do potraktowania go poważnie, raczej prowokował więźniów do samobójców. Owszem, za pierwszym razem widok nieruchomego ciała, który zostało zawieszone nad galerią cel był imponujący, ale z czasem nawet to zaczęło śmiertelnie nudzić Gerarda. Próbował jakoś przerwać tę monotonię, zabierając matki i pokazując im, co się dzieje u niego z buntownikami, ale nawet łzy, omdlenia i wyzywanie go od potworów było krótkofalową imitacją satysfakcji. Naprawdę łapał się na tym, że w czarnych barwach zaczynał widzieć swoją przyszłość, bo nie była okraszona dostateczną liczbą ofiar, które powinny zostać poświęcone dla wyższej idei. Ta była na razie poza zasięgiem jego wzroku, choć wyczuwał już pewne załamanie polityczne, które sprawiało, że walka o władzę stawała się oczywistością.
Na razie jednak korzystał bezspornie ze swojej pozycji, która sprawiła, że został wezwany tutaj jako przesłuchujący Mathiasa Le Bruna, który pozwolił sobie na zamach. Kolejny, miał wrażenie, że śledczy są bandą kretynów, jeśli nie umieli pochwycić tego ćpuna i zamknąć go w zakładzie dla obłąkanych, poważnie rozważał rozmowę z Argentem na ten temat; ale przecież nie byłby sobą - wygłodniałym sadystą (wszak każdy ma swoje uzależnienia), gdyby nie zjawił się tutaj sam, kontrolując jego zachowanie i wdając się z nim w krótką dyskusję światopoglądową. Jasne, że nie chciał, żeby mu obciągał, nawet za prochy - nudziło go wielokrotne użytkowanie tej samej dziwki i dlatego Frans miał z nim spore problemy, bo zadowolenie Ginsberga wiązało się z ogromnymi stratami w personelu. Dla naczelnika więzienia Le Brun był już skończony jako obiekt chwilowego wyładowania seksualnego i to wcale nie wróżyło dla niego dobrze.
Wszak taką dziwkę, nawet jeśli się jej nie szanuje bądź nie darzy śladową sympatią - dotykał go tylko przez rękawiczki - przynajmniej utrzymuje się przy życiu, bo jest potrzebna. Natomiast więźnia, który oprócz głodu nie jest interesujący, cóż... Stąpali po naprawdę cienkim lodzie. Wyczuwał chrząstki stawowe, które rozruszał swoim wojskowym butem, próbując pobudzić tę podłą kreaturę człowieka do życia.
- Zostałeś oskarżony o zamach na życie Catrice Tudor - odczytał mu wyrok z pamięci, udzielając odpowiedzi na temat ich wspólnego dialogu i słuchając cierpliwie jego wywodu, w którym każdą kropkę, pytajnik, przecinek lub inny znak interpunkcyjny zaznaczał mocniejszym uciskiem buta na jego klatce piersiowej.
Nie był delikatną dziewuszką, która za sekundę rozpłacze się, bo Mathias go nie lubi i serwuje mu psychoanalizę po prochach, roześmiał się dźwięcznie, na całego, starając się zachować stoicki spokój.
Wbrew pozorom dobrej zabawy, był tutaj w pracy, więc nikogo nie powinna dziwić jego troska o ulubionego ćpuna, z którą podnosił go za nadgarstki do klęku, przypatrując się intensywnie jego rozszerzonym źrenicom. Tylko po to, by odpłacić mu pięknym za nadobne - puścił go i zaraz w jego ręku znalazło się krzesło, którym uderzył z impetem w jego twarz, obserwując jak krew z pękniętego nosa zalewa jego twarz.
- Chcesz jeszcze porozmawiać? - zapytał, nadal śmiertelnie spokojny, jakby właśnie toczyli dysputę o wyższości Dystryktu Piątego nad jedenastką. Typowa konwersacja, w której miało dojść do łamania kości o obdzierania ze skóry, oczywiście z zachowaniem dobrych manier, w których żałosny ćpunek klęczał, przypominając sobie te cudowne czasy, kiedy mógł tylko obciągać naczelnikowi.
A nie być jego ulubionym workiem treningowym, ale przecież nadal działał w samoobronie, prawda?
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna EmptyPon Sie 25, 2014 1:06 am

Dziś jest Twój szczęśliwy dzień, wygrałeś jeden wieczór za darmo w morderczych objęciach Gerarda Ginsberga, w ofercie specjalnej: pręt oraz krzesło! Gratulujemy!
Potem pojawia się pytanie, które brzmi zazwyczaj "Na co Pan/Pani wyda tę nagrodę?". Ale to nie była typowa nagroda, można powiedzieć, że all inclusive, a Mathias...? Oczywiście, że był uradowany, zwłaszcza gdy podniósł wzrok, aby ujrzeć rosnącą nad nim rudowłosą postać, która oddalała się to przybliżała na przemian. Och, nie, to jemu kręciło się w głowie, to on tracił równowagę klęcząc. To on sam, jego chory umysł, tak sobie powtarzał, ale ta słaba i niewyraźna myśl zniknęła w gąszczu paniki, gdy znów zadrżał, a jego światem poruszyły niewyobrażalne wstrząsy. Przez jeszcze moment - sufit runie? Ściany pękają, słyszał trzask, jakby uginały się pod ciężarem konstrukcji, którą niewidzialna siła zwana grawitacją pchała w dół. Niebo runie. Dla niego zawsze i wszędzie, cały wszechświat na zawołanie rozpadnie się na miliony kawałków. Dziś Twoje urodziny, dziś twój szczęśliwy dzień! Ależ oczywiście, radował się, i z tej radości miał ochotę zedrzeć z siebie skórę, która, niczym pancerz, obrastała go, więziła. Ciało klatką, znowu, miał ochotę krzyczeć, bo świrował, miał ochotę krzyczeć, ale nie zagłuszyłby przeszywającego i obijającego się o ściany czaszki głosu. I drapałby, dlatego trzymał dłonie przy zimnej podłodze, chciał zdrapać z siebie ten ciężar, chciał ściągnąć kombinezon, który go unieruchamiał, ale wiedział, wiedział, że to już było i coś, bardzo rozsądnie zresztą, podpowiedziało, żeby się nie ruszał. Żeby przeczekał. Ale nie był głupi, pamięć już szwankowała, wspomnień ułożone w zamkniętych na klucz szufladach nie dało się już podejrzeć, ale to było zbyt znajome. A obietnice, które składał samemu sobie jeszcze bardziej naiwne.
On zatrzymał się w tym jednym momencie, w tych kilku sekundach, bo potem wyrwał go znów głos Gerarda, nie wyrwał, zbyt słaby, aby coś zdziałać, wybudził z hipnotyzującego transu. Bo znowu wychwycił jego wzrok, słowa także, dosyć wyraźne, przebijające się przez dławiącą mgłę. Z jego ust wyrwało się krótkie westchnienie, bluzgi gdzieś uwięzły, chyba w gardle, które ściskało się i rozkurczało. Całe jego ciało zdawało się nie działać lub funkcjonować, ale wadliwie, bo nie wstałby zapewne, gdyby nie wspaniałomyślna pomoc Gerarda, który złapał go za nadgarstki i podniósł. Paliło cholernie. Jego dotyk. Chciałby się wyrwać, ale zanim zdążył zareagować, mężczyzna już go puścił, a chwilę potem świat zalała ciemność.
Już wiemy, na co zwycięzca wyda nagrodę! Na podróż do piekła i z powrotem lub kto wie, jeśli mu się tam spodoba, zostanie na dłużej, choć wątpliwe, by zależało to właśnie od niego.
Ale ta przyjemność była przyjemna i ciepło, które zalało mu twarz, choć usłyszał własny krzyk, zduszony, bo zakrył ją dłońmi, odruchowo. Ale bolało jeszcze silniej. Lepiej. Tak było lepiej. Promieniowało, to uczucie, nieprzyjemne, ale cucące. Pieprzony masochista. Zachłysnął się tym, zaczerpnął tej ciszy, bo znów słyszał... nie słyszał nic? Tylko uderzenia, regularne, czasem urywające się i nie wiedział czemu, ale pomyślał wytrzymaj jeszcze trochę, jeszcze tylko jeden raz, proszę. I uczucie igły, delikatne ukłucie, jak marzenie. Zatrzęsło nim, czy to z tęsknoty, czy to z desperacji. Zamrugał. Kolory wróciły. Tylko on miał zamknięte oczy. Z bólu. O tak. Ślicznie. Niewyraźne bicie serca i głos Gerarda. Podniósł się słabo na klęczki i znów na niego spojrzał, wpatrywał się w poruszające usta i słyszał głos, bajeczny swoją drogą, bo parsknął śmiechem, zakaszlał i splunął krwią na podłogę. Metaliczny smak posoki i zapach, jakby zapach morza, ale nigdy nie był nad morzem, tylko słyszał, że tak pachnie.
-Co jest z Tobą nie tak? - wydusił, słabo, aby znowu uderzyć zdecydowanie, sarkastycznie, rzucić się na niego ze słowami, które same kładły się na język - Geny nie takie, wina mamusi lub tatusia? To dziedziczne? Niewyleczalne?
Zacisnął usta, bo zaraz miało się wyrwać błagam, oddaj, daj, zlituj się, przestań, PRAGNĘ TEGO BARDZO ZROBIĘ CO ZECHCESZ, czyli wywód z serii rasowego ćpuna, zagubionego w ponurej rzeczywistości i odciętego od źródła zasilania. Ale on otworzył usta a potem je zamknął, znów nałykał się własnej krwi, przyjemnie. Policzył do trzech, dla niego wieczność, dla Gerarda to trwało ledwie setną sekundy, gdy Mathias znów się odezwał:
-Weź to po co przyszedłeś i odejdź.
To nie brzmiało groźnie, brzmiało żałośnie, bo jakiejkolwiek dawki bólu by mu nie zaserwował, zaraz przyjdzie jego własny i to już nie przyniesie ukojenia, a będzie towarzyszyło wrażeniu łamanych kości, skurczom mięśni oraz ściskającej się klatce piersiowej.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Sala konferencyjna Empty
PisanieTemat: Re: Sala konferencyjna   Sala konferencyjna Empty

Powrót do góry Go down
 

Sala konferencyjna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

 Similar topics

-
» Sala #1
» Sala VIP
» Sala #2
» Sala #1
» Sala przygotowań nr 9

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Ośrodek Szkoleniowy-