IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Pracownia stylistów

 

 Pracownia stylistów

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Pracownia stylistów Empty
PisanieTemat: Pracownia stylistów   Pracownia stylistów EmptyWto Sie 12, 2014 9:45 pm

Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Pracownia stylistów Empty
PisanieTemat: Re: Pracownia stylistów   Pracownia stylistów EmptySob Sie 16, 2014 6:51 pm

| po spotkaniu z Noah

Jak gdyby nie brakowało już nieszczęść na tym świecie, Lucy została wylosowana na trybutkę. Igrzyska już od momentu ogłoszenia wzbudzały w Rory oburzenie, ale dopiero teraz poczuła, że może być z ich powodu naprawdę wściekła. I może zrobiłaby z tym faktem coś więcej, może zechciałaby zadziałać tak, by ukłuć rząd w czułe miejsce, jednak w pojedynkę nie miała na to najmniejszej szansy, a z ruchem oporu było jej ostatnio nie po drodze. Capitol’s Voice był całkowicie oddany Almie Coin, więc nawet napisanie krytycznego artykułu nie wchodziło w grę. W tej chwili mogła tylko opłakiwać los Lucy w domu lub… spróbować się z nią skontaktować.
Akredytacja dziennikarska sprawiła, że z dostaniem się do Ośrodka Szkoleniowego rudowłosa nie miała absolutnie żadnego problemu, zwłaszcza w dzień parady i ceremonii otwarcia. To już dzis trybuci mieli po raz pierwszy zawalczyć o sponsorów, a biorąc pod uwagę, że nawet dzieci z Dzielnicy Rebeliantów miały trafić na arenę, Carter przeczuwała niemałe zainteresowanie Igrzyskami.
Wsiadła do windy, jednak nie zamierzała dostawać się do kwater trybutów – wolała, by nikt nie powiązał jej odwiedzin z pokrzepianiem trybutów, bo wtedy mogli wykorzystać to nie tylko przeciwko niej. Nie miała żadnej drogi kontaktu z Lucy, ale liczyła, że dziewczyna pojawi się dziś w pracowni stylistów, dlatego Rory nacisnęła przycisk poziomu minus jeden i wybrała się właśnie tam.
Pomieszczenie było względnie puste, co jakiś czas kręcili się tutaj tylko fryzjerzy i projektanci, oczekujący na swoich młodocianych klientów, którzy chyba nie garnęli się za bardzo do przygotowań przed paradą. Rudowłosa przez chwilę zwątpiła nawet w pojawienie się panny Crow i już miała poprosić kogoś z zewnątrz o skontaktowanie się z dziewczyną, jednak jak na złość pracownia opustoszała.
Rory podeszła do jednego ze stolików i przyjrzała się bliżej projektom. Większość z nich była kolorowa i wyglądała raczej radośnie, a przecież te dzieci miały być szykowane na nic innego, jak śmierć. Nigdy nie mogła zrozumieć całej otoczki Igrzysk, a już szczególnie wtedy, gdy jej odbiorcami mieli być rebelianci, ludzie teoretycznie tacy, jak ona.
Westchnęła, obchodząc stoły z materiałami dookoła, przebiegając po nich palcami, badając ich fakturę. Zastanawiała się, czy Lucy, kochana i radosna Lucy, nie utraci w Ośrodku swej pogody ducha, którą udało jej się utrzymać nawet w Kwartale. Umysł podsunął jej jednak okropną myśl o tym, że przez swoje nastawienie panna Crow może stać się łatwym łupem dla innych, bo nie oszukujmy się, wśród dwudziestki czwórki przypadkowo (?) wybranych dzieciaków, na pewno co najmniej jeden wykazywał mordercze zapędy. Doświadczenie z poprzednich Igrzysk nie mogło kłamać.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Pracownia stylistów Empty
PisanieTemat: Re: Pracownia stylistów   Pracownia stylistów EmptyNie Sie 17, 2014 8:22 pm

|windy
Nie spodziewała się, że mężczyzna (wciąż nieznajomy, żadne z nich nie kwapiło się, aby poznać swoje imiona) będzie jej towarzyszył aż do pracowni. W sumie liczyła, że po prostu poczeka, aż wyjdzie i pojedzie gdzie indziej. On jednak, nie dość, że odprowadził ją do samych drzwi, to jeszcze wszedł do środka jakby to w cale nie było dziwne. Rzuciła mu dość wymowne i pytające spojrzenie, rozglądając się po pracowni. Wszędzie walały się skrawki materiałów, gdzie indziej jakieś nożyczki i nitki. Do tego manekiny poobwieszane różnymi projektami czy przybory krawieckie. Dalej stanowiska z makijażem i to wszystko po to, aby nacieszyć oczy sponsorów. Wkupić się w łaski mieszkańców Kapitolu i udać, że wszystko jest na swoim miejscu.
Maya nie miała zielonego pojęcia, co ją czeka. Obawiała się zostania lalką, w wymyślnym stroju, z wyzywającym makijażem i mnóstwem dodatków, pod których ciężarem zacznie się uginać.
- Cudownie - mruknęła, sama nie wiedząc czy do mężczyzny, czy do samej siebie - Chyba znalazłam się w miejscu, o którym marzyłaby każda przeciętna dziewczyna. Ciuchy, makijaż i garstka ludzi biegających dookoła niej... - to zdanie zdecydowanie skierowane było do poznanego zaledwie dziesięć minut temu sprzątacza - Ciekawe, czy tak samo wygląda to przed śmiercią. Ładny makijaż, schludne ubranie i hop do trumny - zaśmiała się, jednak w tym dźwięku słyszalna była wyraźna gorycz. To porównanie było tak absurdalne, że aż prawdopodobne. I wcale nie odbiegało od realiów. Bo w gruncie rzeczy był to jeden z przystanków w stronę dość spektakularnego jej końca na wizji - Jak myślisz, w co powinnam się ubrać? - spytała, patrząc na niego uważnie - Tak przy okazji, jestem Maya. Ale jeszcze pewnie o mnie usłyszysz, jeśli tylko będziesz uważnie śledził relację z areny... Choć wtedy prawdopodobnie będę już martwa. Więc mimo wszystko lepiej byłoby przedstawić się teraz - uśmiechnęła się zbyt słodko i niewinnie, jakby przed chwilą nie wspomniała o zbliżającej się śmierci. Chyba lepiej było obracać to w żart, niż wylewać rześkie łzy. No, przynajmniej nie w towarzystwie.
Ruszyła przed siebie, przyglądając się pracującym osobom mając nadzieję, że trafi jej się ktoś w miarę normalny, który nie będzie chciał ubrać jej w sukienkę zrobioną z warzyw, mięsa lub czegokolwiek, co mogłoby przyciągnąć uwagę ludzi. Owszem, chciała być zauważona. Jeszcze nigdy tak bardzo nie pragnęła czyjejś uwagi i, co więcej, pomocy, ale nie zamierzała robić niczego wbrew sobie.
- Mam nadzieję, że nikt nie postanowi przebrać mnie za warzywo - rzuciła od niechcenia, wodząc dłonią po miękkim i delikatnym, czerwonym materiale, który naprawdę przypadł jej do gustu - Albo za cokolwiek abstrakcyjnego. Nie zamierzam robić z siebie pośmiewiska - prychnęła, obracając się do niego - Wiesz co, wcześniej powiedziałam chyba trochę za dużo o sobie. Może teraz ty zdradziłbyś mi chociaż trochę szczegółów ze swojego życia? - zmarszczyła brwi. Była zdesperowana, aby odciągnąć swoje myśli od tego przykrego tematu i skonfundowana tym, co powiedziała wcześniej i co, prawdopodobnie, w ogóle go nie obchodziło. Nie żeby i ona była naprawdę ciekawa jego życiem prywatnym, ale to było na pewno lepsze niż zadręczanie się milionem scenariuszy, z których każdy był coraz bardziej krwawy.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Pracownia stylistów Empty
PisanieTemat: Re: Pracownia stylistów   Pracownia stylistów EmptyPon Sie 18, 2014 9:34 am

Czy ona przestanie kiedyś...
...tyle mówić?
Ty chyba przypadłość kobiet, że lubią milczeć, ale gdy poruszy się odpowiednią strunę, nie potrafią zatrzymać rozpędzonego pociągu, który przyspiesza i przyspiesza, nieważne, że przepaść coraz bliżej, że zaraz nie starczy mu nerwów, przecież był spokojny niczym skalny posąg na środku placu, trwał wiernie na swym miejscu, czyli metr za dziewczyną, za którą podążał w celu umilenia sobie kolejnego zmarnowanego na szorowaniu podłóg dnia. To było pocieszające, że tyle mówiła, opowiadała o sobie poruszając tematy w ogóle z nią niezwiązane. Promyk nadziei w ciemnym tunelu wypełnionym goryczą i nudą, przytłaczającą i ciężką do zniesienia. Gdyby nie był doświadczonym przez los chłopcem, schowałby się w której z szatni i zadzwonił do taty ze skargą, że praca, od której tyle oczekiwał, okazała się kompletną porażką i chce wracać do domu. Ale zamiast tego znalazł ofiarę swojego upierdliwego zainteresowania i starał się jej nie speszyć ani przestraszyć, bo zapowiadało się naprawdę ciekawie, zwłaszcza że do tej pory nikt go nie aresztował, nie wyrzucił i nie pobił. Czyli ten ranek może być udany, wierzył w to całym swoim sercem, nawet gdy skrepowanie nadal wzrastało, gdy coraz bardziej się przed nim otwierała. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo. On też nie zdawał, jak dużo potrafił uchwycić i zrozumieć z otaczającego go świata, gdy czas płynął równie wolno co papierowy statek na wzburzonym morzu. Czyli w ogóle.
Gdzieś po drodze uchwycił, że się przedstawiła, ale przemilczał to chwytając w wolną rękę jakiś puszysty szal i owijając go sobie wokół szyi. Nie rozkoszował się jego miękkością, wcale, nie zastanawiał się też nad tym, czy chciałby komukolwiek zdradzać swoje imię, ale w końcu doszedł do wniosku, że niewiele jej ono powie, więc rzucił tylko krótkie "Mathias", jakby czynił jej niewyobrażalną łaskę. Miał tylko nadzieję, cichą i prawdziwą jak dziewczyna obok niego, że nie przypasuje do niego sławetnego ostatnimi czasy nazwiska "le Brun". Wolałby nie, po prostu, pozostałby anonimowym sprzątaczem, szukającym pocieszenia w towarzystwie umierającej dziewczyny. Są różne rodzaje śmierci. Powolne i bolesne. Szybkie i wyzbyte z cierpienia. Czasem ofiara czeka na egzekucję, poci się z niecierpliwości, rzuca po klatce w niemocy. To znajome, aż za nadto. Dlaczego więc nie potrafił jej współczuć? Dlaczego nie potrafił wymamrotać krótkiego "rozumiem"? To było ponad jego godność? Coś tak prostego i niewymagającego wysiłku, niczego by nie stracił, może z czasem zyskał. Ale on w takich drobnych gestach nie dostrzegał szlachetności. Przyjmowanie na barki czegoś równie pozytywnego było dla niego trudne, dlatego tak bardzo nie radził sobie z tęsknotą za Garroway, która w swej naturze była czymś prawdziwym i właściwym, z drugiej jednak strony kolejną oznaką na to, jak kruchą i zmierzającą wartko ku przepaści istotą jest. Nic się nie zmieniło, wszechświat niech dalej sobie z niego drwi, a on otuli się miękkim szalem i wyobrazi sobie, że dziewczyna naprzeciw niego jest największą szczęściarą na świecie...
... bo miała okazję go poznać, to dlatego rzecz jasna.
Szczęście nosi rożne nazwy.
-Nie ubieraj się... w ogóle? - jego brwi uniosły się lekko do góry, jakby podążanie za nieznajomą i wtrącanie się co jakiś czas w ciąg jej wypowiedzi było czymś zupełnie normalnym. Ale tak się czuł - normalnie. Zwłaszcza z tym różowym szaliczkiem owiniętym gustownie wokół szyi - Może się mylę, ale tutaj chodzi chyba o wzbudzenie sensacji - wzruszył ramionami - Nie świecisz się jak imprezowa kula ani nie srasz różami, więc musisz postawić na strój... lub jego brak - znów się uśmiechnął, ale to nic, nie zamierzał drążyć tematu, nie po tym, jak z zachwytem przyjmie jego propozycję, zawiesi mu się na szyi i obdaruje milionami pocałunków. A on potem przez kolejne pół godziny będzie mył twarz, bo kobiety mają to do siebie, że lubią malować usta - Ale co ja wiem, nic nie wiem.
Nikt nie powiedział, że będzie łatwo... odwiązać ten szalik, bo zaraz potem zaczął się z nim macać i zastanawiać, gdzie znajduje się miotła, bo miałby ochotę się o nią nonszalancko oprzeć, gdyby nie zaplątał się w jakieś świecące puszyste różowe gówno. Gdzieś w tle usłyszał pytanie, które przyjął mało entuzjastycznie: zmarszczonym noskiem, przewróceniem ocząt i pobłażliwym już uśmiechem. Ciekaw był, ile z tego, co tym razem wymyśli, okaże się prawdą.
-Mam pięć żon, dziesiątkę dzieci i dom na przedmieściach, w którym mieszkam ze swoją wyimaginowaną rodziną. Wszystko gra tralalala, bardzo się kochamy - wyrecytował szybko i beznamiętnie, słowa prawie zlały się w jeden niewyraźny ciąg, aby mógł nabrać powietrza i dodać już nieco bardziej sensownie - Co ubierzesz na paradę?
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Pracownia stylistów Empty
PisanieTemat: Re: Pracownia stylistów   Pracownia stylistów EmptyPon Sie 18, 2014 11:42 am

Mathias, jak zdołała wyłapać po tym, gdy sama się przedstawiła, zdawał się w dalszym ciągu nie być zainteresowanym w takim stopniu, w jakim byłby ktokolwiek inny. A przynajmniej takie wrażenie odniosła Maya, gdy nie reagował na wypowiadane przez nią słowa. Ale czy w ogóle ją to obchodziło? Otóż prawda jest taka, że równie dobrze mogłoby go tam nie być, a ona i tak wylałaby kubeł nic nieznaczących słów na jakiegoś innego frajera, który wysłuchiwałby jej słów milczeniu,potulnie kiwając głową. Choć na dobrą sprawę i tego nie potrzebowała, gdyby została pozostawiona sama sobie te słowa także by padły, przeistoczone jednak w myśli, których nie usłyszałby nikt poza nią.
W gruncie rzeczy nie obchodziło ją, czy mężczyzna z uwagą wsłuchuje się w jej słowa, czy po prostu wlecze się za nią bez większego powodu. Był tu bo chciał, ona nie zmuszała go do przyjścia. Ani nie zamierzała stąd wywalać, bo wśród wszystkich osób, z którymi miała jak na razie do czynienia, jeszcze nie słodził jej na temat cudowności Igrzysk i uśmiechów, którymi powinna obdarzać zgromadzonych podczas parady. Jedyne, czym by kogoś obdarzyła, byłby strzał w sam środek głowy kochanej Almie, ale na to nie miała żadnych szans. Pozostało więc wyklinanie jej w duchu, a  czasem może i na głos i cicha nadzieja na to, że pani prezydent jeszcze tego pożałuje.
Gdy Mathias rzucił w jej stronę uwagę o stroju na Paradę, a właściwie jego braku (była nieźle zdziwiona, że postanowił się odezwać) ona posłała mu litościwe spojrzenie. Oczywiście, nie zamierzała występować nago przy całym Panem. Może mi miała burzliwą przeszłość i kilka osób widziało ją w sytuacjach, w których nie powinni, ale na pewno nie było to całe państwo. Mimo to roześmiała się, wciąż rozglądając po pomieszczeniu. Jej towarzysz w różowym szaliku wyglądał naprawdę komicznie, a próby ściągnięcia tego akcesoria z szyi wyglądały jeszcze zabawniej.
- Bardzo gustowny ten szalik - rzuciła, gdy ten wciąż szarpał się z miękkim materiałem. Owszem, mogłaby mu pomóc, w końcu jako dziewczyna powinna mieć doświadczenie w tego typu rzeczach. Ale ze względu na to, iż za wiele rozrywek w życiu jej już nie pozostało, chwytała się wszystkiego i po prostu dalej obserwowała jego poczynania - Założę się, że całe Panem by cię za to pokochało - skrzywiła się, licząc po cichu, że ona nie będzie musiała przechodzić fazy ulubieńca Kapitolu. A przynajmniej zamierzała się o to postarać.
Jej następne pytanie nie przypadło mu do gustu, jak chyba większość tego wieczoru, ale ciężko było go wyczuć, więc Maya po prostu przestała analizować stan emocjonalny swojego towarzysza i po prostu robiła to, co wychodziło jej najlepiej, to znaczy ignorowała. Odpowiedź otrzymała w postaci wypowiedzianego jednym tchem zdania, w którym słowa zdecydowanie za bardzo zlewały się ze sobą, w otoczeniu beznamiętnego tonu, który dziewczyna z doświadczenia dobrze znała. Ciężko było jej uwierzyć w którekolwiek ze słów mężczyzny, postanowiła jednak nie zaprzeczać, nie potwierdzać i, w dalszym ciągu, zignorować. Skupiła się więc na poważniejszym pytaniu, które ściągnęło ją na ziemię.
- Co ja zamierzam ubrać... Nie wiem. Może przebiorę się za ptaka z podciętymi skrzydłami, któremu Coin odebrała wolność? Albo od razu wrzucę na siebie kaftan bezpieczeństwa, skoro i tak moje ruchy w większości zostały już skrępowane - roześmiała się gorzko, wyobrażając sobie samą siebie z rękoma owiniętymi dookoła ciała, rządzą mordu w oczach, wpatrzoną w sylwetkę pani prezydent na końcu placu, na który trafi już niedługo - Albo udam, że nie obchodzi mnie cała ta parada i w geście buntu pójdę tak, jak stroję teraz. Po co będę się wysilać - burknęła dobrze wiedząc, że nie może tak postąpić. Po pierwsze Reiven nie byłaby zadowolona. Po drugie sponsorzy także nie byliby zachwyceni, zwłaszcza jeśli byłyby to osoby popierające politykę Almy. Po trzecie... Nie było po trzecie. Musiała zrobić to, co należało do jej zadania, czyli uśmiechać się ładnie i szeroko, ubrana w jakiś oszałamiający strój tylko po to, aby przeżyć. Wkupić się w łaski publiki i nie dać o sobie zapomnieć. A przynajmniej do czasu, aż życie odejdzie z jej ciała na dobre.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Pracownia stylistów Empty
PisanieTemat: Re: Pracownia stylistów   Pracownia stylistów EmptySro Sie 20, 2014 1:43 am

Zapewne każdy inny bezrobotny byłby uszczęśliwiony, że ma okazję poznać kulisy Igrzysk choćby z perspektywy zwyczajnego zamiatacza, który jedynie błąka się po korytarzach, zaczepia obcych ludzi i liczy na to, że nie wpadnie przez przypadek na kogoś, kogo spotkać w żadnym wypadku by nie chciał. On jednak odliczał dni do końca tego przedstawienia, kiedy wróci do domu i padnie zmęczony na łóżko i pozwoli, aby miękka kołdra otuliła go i zasnąłby znów na ten nieokreślony czas, aż ktoś wybudzi go z koszmarnego transu. Póki co jednak stawiał na bierną egzystencję opartą na myciu połyskujących gładkich podłóg i zaczepianiu czarnowłosych dziewcząt, które nazywał w myślach zaszczytnym mianem mięsa armatniego. Szkoda że tak gładko nie przychodziło mu to na myśl, kiedy jego siostra była na arenie lub kiedy trwały przygotowania. Prawdopodobnie najgorszy okres w jego burzliwym życiu, który przeżył w amoku, w szale dziwacznej rozpaczy, której nie potrafił kontrolować i smutku, którego nie rozumiał. Pamiętał, że odstawiał narkotyki, ale sięgał po nie po krótkim i zdecydowanym namyśle. Ganił się wówczas za to, że nie potrafił dotrzymać prostej obietnicy, że wszystko, na co się potrafił zdobyć, to jedynie puste słowa "tak, postaram się". Choć perspektywa odwyku nigdy mu się nie uśmiechała, zwłaszcza po tym, jak niejednokrotnie to przeżywał lub był na skraju. A potem nie jest łatwiej. Świat waży sporo, naprawdę, czasem trudno udźwignąć go na haju, natomiast trzeźwo przytwierdza prosto do ziemi, odbiera dech w piersiach i niszczy. Nic przyjemnego.
Tymczasem jednak siłował się z pewnym nieuprzejmym szalikiem, starał się jakoś wyplątać z morderczego uścisku i komentarz Mayi jedynie go rozdrażnił, choć jednocześnie nie mógł nie przyznać jej racji. Tak, zdecydowanie zachwyciłby tłumy. Zwłaszcza na arenie, kiedy dopadłyby go konwulsje i gorączka, czyli tradycyjne skutki odstawienia najlepszej koleżanki. Tak dobrodusznej a jednocześnie okrutnej, bo nie możesz bez niej żyć. Witamy, oto kolejny dzień z życia świra-narkomana-na-dziś-sprzątacza. Oprócz tych kilku odłamów od normalności, z pewnością uznaliby go za uroczego i uprzejmego, oczywiście, zwłaszcza po tym, jak naplułby w twarz prezenterowi lub poderżnął gardło rumakowi tuż przed paradą, oczywiście nie swojemu, sam usiadłby gdzieś z boku i przyglądałby się panice oraz ogólnej szamotaninie w Poczekalni. Może podsunąłby jej jeden ze swoich wspaniałych pomysłów? Ale skoro wystąpienie nago odebrała mało entuzjastycznie, wątpił, aby spodobała mu się reszta bajecznego asortymentu wskazówek. Katy le Brun jakoś sobie poradziła, nie chciał pamiętać jak dokładnie, bo nie napawało go to dumą, a jedynie strachem, ale jak się okazało - jego rady czasami bywają użyteczne.
-Nie będzie miało okazji, chyba że Alma podwyższy granicę wiekową do lat dwudziestu pięciu, wtedy osobiście złożę jej wizytę i nakopię do tej niewyruchanej dupy, ale tak naprawdę ją kocham, ćś, jest moją idolką, wzoruję się na jej styl... - zacisnął palce na kolorowym szaliczku i uśmiechnął się czarująco-ale-nadal-bardzo-creepy -...atencyjnej kurwy.
Mało brakowało, aby dodał rozczulająco "jestem piękny i uroczy, spójrzże w me przyćpane oczy", ale tę konkretną uwagę zachował dla siebie, przygryzł dolną wargę, zrzucił z szyi niewygodny łachman, pchnął go na podłogę i kopnął butem pod jakiś stolik. Potem żałował, że go nie zatrzymał, bo miałby czym zająć myśli i nerwowe błąkające się po losowych przedmiotach dłonie. Ona mówiła o skrzydłach, podciętych skrzydłach. A on ją słuchał, co jakiś czas spoglądał na, aby zorientować się w sytuacji i wyłapać kolejne sylaby, które na samym końcu złączył pięknie w logiczną całość. Głębokie, ale on...
-Nadal będę stał twardo przy swoim pomyśle i nie, nie zaczepiłem pierwszej dowolnej trybutki, aby namówić ją do wystąpienia nago, ale w następnym roku, to jest myśl, zrobię tak w następnym roku - bez namysłu objął ją ramieniem i wykonał dłonią okrąg w powietrzu - wyobraź sobie paradę nudystów, to zajebiście beznadziejny plan, nikt na to nie pójdzie a przyjąłem pracę w kostnicy i robię za prywatnego psychologa podopiecznych Almy Coin, ale... - nadal jej nie puścił, może starała mu się wyrwać, wtedy na pewno by się jej udało, on jednak obrócił twarz w jej stronę, jego oczy naprzeciwko jej, trochę za blisko, ale nie był kimś, kto przejmowałby się takimi detalami - Nie czujesz się, jakby podpisano dla ciebie wyrok śmierci? Na arenie będą jeszcze dwadzieścia trzy osoby, bez jaj, to trochę dużo - a odpowiedź na to pytanie wbrew pozorom go interesowała.
Znajdował się dopiero na początku wędrówki do poznania motywów działań takich ludzi, choć nie wątpił, że były podobne do jego codziennych zmagań ze swoją własną naturą i mentalnością społeczeństwa. Jego jednak nie pozbawiono swobody ruchów, w Ośrodku Szkoleniowym ześwirowałby, tak jak wariował w więzieniu. Prędzej czy później zakończyłby swój żywot, w szaleństwie czy na progu rozluźnienia, nie wiedział, ale droga do przepaści nie była daleka, a on stał wystarczająco blisko.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Pracownia stylistów Empty
PisanieTemat: Re: Pracownia stylistów   Pracownia stylistów EmptySro Sie 20, 2014 11:47 pm

Perspektywa coraz szybciej zbliżającej się parady i konieczności przygotowania jakiegoś stroju wydawała się przerażająca i wkurzająca za razem. Maya nie mogła pogodzić się z tym, że od wylosowania jej na trybutkę znajdzie się w centrum uwagi całego Panem i cały czas rozmyślała nad skutecznym sposobem uniknięcia tego całego zamieszania. Oczywiście, mogła założyć jakąś zupełnie niewyróżniającą się sukienkę, unikać patrzenia w publiczność i zachowywać się tak, jakby wcale nie było jej w rydwanie, który ma ją przewieźć wzdłuż ulicy, na końcu której wysłucha przemówienia prezydent. Kolejną opcją było także popełnienie samobójstwa. Ta jednak droga wydawała jej się najmniej prawdopodobną, bo przecież wyjście na arenę nie koniecznie musi wiązać się ze śmiercią. Jasne, szanse na przetrwanie nie są za duże, jednak nie są też zerowe. No i odkąd miała o co walczyć, o kogo walczyć, konieczność pokazania się całemu państwu nie była aż tak wysoką ceną. Dlatego musiała zacisnąć zęby, wrzucić na twarz (nie)wyćwiczony uśmiech i przeć do przodu, wspinając się po drabinie popularności... na której końcu na pewno nie będzie czekała zemsta. A tego właśnie pragnęła z całego serca. Najchętniej wzięłaby nóż i już w tej chwili pobiegła zarżnąć tą... Nie mogła nawet znaleźć słowa, które w całości wyrażałoby jej stosunek do osoby Almy Coin. Dość jawnie skrzywiła się do własnych myśli, wyklinając panią prezydent i licząc, że przez przypadek poślizgnie się na schodach w drodze do swojego apartamentu, spadnie i złamie sobie kręgosłup. I najlepiej, aby została kaleką do końca życia, bo sama śmierć to za mało, aby złagodzić ból, na który naraziła nie tylko ją ale wiele innych osób przed Mayą.
Słysząc słowa Mathiasa, dziewczyna rzuciła mu dość ironiczne spojrzenie, unosząc brwi i przez chwilę analizując jego twarz. Nie skomentowała jego uwagi, jednak w duchu pomyślała, że mogła trafić gorzej. Jej rozmówcą mógłby być prawdziwy fan pani prezydent, a wtedy nie byłoby mowy o głośnym wyrażaniu niezbyt pochlebnych uwag na jej temat. Nie za bardzo wiedząc, co powinna ze sobą zrobić, śledziła jego ruch, a następnie szalik, który wylądował na podłodze i kopnięty butem Mathiasa wsunął się pod stół.
Kiedy skończyła mówić doszli już niemalże do końca pracowni, a przynajmniej do część ubraniowej, a ona w dalszym ciągu nie miała realnego pomysłu na to, jak zachwycić publikę zdobywając sponsorów. Nie zamierzała robić z siebie pośmiewiska, podlizywać się czy, tym bardziej, spoufalać z wrogiem. Niestety, nie dane jej było już dłużej rozmyślać nad sposobami wykończenia w dość brutalny sposób głowy państwa, gdyż ni stąd ni zowąd mężczyzna przyciągnął ją do siebie, obejmując ją ramieniem. Początkowo podjęła nieudolną próbę wyswobodzenia się z jego uścisku, szybko jednak porzuciła ten pomysł i po prostu wczuła się w jego słowa, śledząc rękę, która zataczała w powietrzu niewidoczny łuk. Przed jej oczami pojawił się widok rydwanów z trybutami, którzy zamiast fikuśnych kolorowych strojów stoją zupełnie nadzy i w żadnym calu nieskrępowani. Wpierw dość ciężko było jej pojąć sens wypowiadanych przez niego słów. Wypowiedź o jego pracy była jakby wyjęta z kontekstu całej ich rozmowy, jednak gdy równie niespodziewanie zwrócił swoją twarz do niej, zmniejszając tym samym odległość, która nagle stała się zbyt mała (najwyraźniej nie zwracał na to większej uwagi, kontynuując swoją wypowiedź), dziewczyna powoli zaczynała rozumieć, do czego zmierza. I gdy w końcu dobił do brzegu, uderzając ją pytaniem, którego jeszcze nikt dotąd (nawet ona sama) nie próbował jej zadać… Zatkało ją. Wpatrywała się w niego rozszerzonymi oczami i dopiero tak naprawdę dotarło do niej, gdzie się znajduje. Pojęła, że ktoś u góry postawił na niej krzyżyk. Wielki, obleśny, krwistoczerwony krzyż. I ktoś, najprawdopodobniej mający o wiele więcej do powiedzenia niż sama zainteresowana, najwidoczniej świetnie się bawił, przesuwając nią jak pionkiem w swojej grze. Odetchnęła głęboko, starając się nie wydychać zbyt wiele powietrza prosto w twarz nowego znajomego. Potrzebowała chwili, aby zastanowić się nad odpowiedzią. Ona kontra 23 inne osoby. Jeden zwycięzca. Jedno życie. Zbyt wiele przelanej krwi i cierpienia.
- Ja… tak właśnie się czuję – wydukała, zbita z tropu. Szybko jednak odchrząknęła, starając się przywrócić swojemu mózgowi normalne funkcjonowanie. Umrze. Dlaczego właśnie ona? Zabije, ale kogo właściwie? Czuła się jak w cholernym kalejdoskopie, wszystko mieszało się ze sobą w dzikim tańcu, od którego dostawała mdłości i zawrotów głowy. Została wrzucona do kolejki, która pnie się w górę i zatrzyma się dopiero, gdy serce przestanie bić w jej piersi – Będę musiała ich zabić – było to zwykłe stwierdzenie faktu, nie podjęcie decyzji, a przedstawienie tego, czego oboje byli świadomi – Czuję się, jakby postawiono na mnie krzyżyk, jednak nie znaczy to, że nie mogę go zmazać – nie próbowała uwolnić się spod jego ręki, prawie już tego nie zauważając. Zegar tykał, bomba niedługo wybuchnie – Sądzę, że nie śmierć jest w tym wszystkim najgorsza – o czym ona w ogóle mówi? – Najgorsze jest to, że zabijając robię dokładnie to, czego oczekuje ode mnie Coin. Ale jeśli tego nie zrobię, zginę, jednocześnie stając się kolejnym puzzlem w jej układance. To jest… bez sensu – prychnęła i zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad sensem jej własnych słów. Zaczynała już bredzić i powinna się ogarnąć. Faktem było jednak, że czegokolwiek nie uczyni i tak wypełni plan pani prezydent. Chyba że udałoby jej się go odwrócić.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Pracownia stylistów Empty
PisanieTemat: Re: Pracownia stylistów   Pracownia stylistów EmptyCzw Sie 21, 2014 10:32 pm

Nie miała szczęścia, prawda, ale też faktem jest, że mogła trafić o wiele gorzej. Chociaż, gdyby usłyszał tę opinię, zaśmiałby się tylko i pokręcił głową w duchu, że nieprawda, że ci ludzie są jednak idiotami. Zaraz potem zapomniałby, nawet gdyby zgrabnie go jeszcze obrażono, bo przejmowanie się znajdowało na końcu listy czynności ważnych i pilnych. Świat nie stanie na głowie, gdy Mathias się skończy, świat nie będzie po nim płakał, tylko poszczególne równie zabłąkane i niepotrafiące radzić sobie ze sowim życiem jednostki. I jeszcze nawet o tym nie wiedzą, to znaczy, o tym że nadejdzie taki dzień, owszem, to żadna nowość dla kogoś, kto żyje w świecie le Brun, ale że jeszcze będą tęsknić za jego wyśmienitymi radami i wyjątkowym poczuciem humoru. Ach, tą skromnością również, bo nikt inny jak on nie potrafi w kilku słowach opisać, jak zajebiście mu wśród ludzi, którzy go otaczają, choć chętnie rozjebałby każdemu po drodze głowę o kant baru, i na świecie, w którym żyje, bo jego matka-dziwka nie była na tyle spostrzegawcza, aby wywnioskować, że raczej nikt nie chciałby egzystować takim pustym żywotem. Oj, niegrzeczna.
Dlatego należy obawiać się najgorszego. Maya powinna się spodziewać. Że w końcu znudzi się jej towarzystwem i postanowi okrutnie zostawić na pastwę nieprzyjemnego światka. Ale i tak codziennie będzie mijał ją na korytarzu zmierzając donikąd, pomacha jej i może entuzjastycznie się przywita, jakby była jego najlepszą przyjaciółką. Póki co serce jego ściskało się z żalu, że nie ma więcej historii w zanadrzu, aby zranić ją jeszcze bardziej i uświadomić w gorszych to prawdach, które on sam poznał na własnej skórze. Usłyszeć o tym, tak jest lepiej, oswoić się z myślą potem, że będzie gorzej - hartowanie się doświadczeniami jest o wiele mniej przyjemne. Czasem łatwiej obejrzeć jest coś w telewizji lub być bezstronnym obserwatorem, którego mało obchodzi los jednostki, na której widok krzywdy jest skazany. Dlatego nie przedstawił jej jeszcze piękniejszej wizji śmierci, nie wspomniał o pluciu żółcią, o widoku odwróconych od góry nogami flaków, nie wspomniał o naszyjniku z palców, ani o jednym drobnym szczególe.
A ludzie twierdzą, że nie jest dobrym towarzyszem do rozmów. Oj, nawet nie wiedzą, jak bardzo się mylą. Przecież spędzanie czasu z nim to istna rozkosz! Zwłaszcza gdy w tym skamieniałym serduszku rodzi się skrucha czy nawet litość, którą wypiera, ale ona nadal przypomina o swoim istnieniu, bo gdyby nie to, nie chciałby od niej uciec, tak nagle, oderwać się od jej ciałka i zniknąć za pierwszym stojakiem po lewej. Bo coś takiego to nic pozytywnego ani nic, z czego mógłby być dumny. Uwielbiał się tak czuć. Słabo. Zero zabezpieczeń, zero podpory, tylko czarnowłosa dziewczynka tkwiąca w ramionach i ty, który nie wiesz jak poradzić na to, że niebawem umrze.
-Dwadzieścia trzy osoby, żyć z piętnem wdeptania w ziemię dwudziestu trzech osób, nie-sa-mo-wi-te, co? - mruknął jej do ucha, aby zaraz potem odsunąć się, obrócić wokół własnej osi i oprzeć pokusie ponownego przylgnięcia do Mayi i wtulenia we swoją prawie ojcowską pierś. Przy okazji pocieszyłby ją, wspomniał o tym, że krótkie życia są momentami cenniejsze, że takie egzystencje uświadamiają, jaką wartość ma człowiek, zanim odda się ramionom ciemności. Ale wątpił, by polepszyło jej to nastrój, dlatego dłonie zajął czymś, co oderwałoby go od pokus, a wzrok wbił w ścianę, bo była nieciekawa, ale wmawiał sobie, że jest inaczej. I że nie dostrzegł gdzieś w tle znajomej twarzy. Odwrócił wzrok prędko i wrócił do dziewczyny, tylko mentalnie, bo nadal przy niej był, ale na moment odleciał. Zdarzało się.
-Żyj szybko, skoro musisz umrzeć młodo - rzucił sucho oglądając ją z góry do dołu uważnie, jakby była ciekawym muzealnym okazem - Mogę Ci zagwarantować, dam ci tę ulgę, że nie będziesz musiała płacić, szybki skok do krainy szczęśliwości. Ale potem możesz się zawieść, bo wrócisz i trafisz na arenę, a to tak bardzo różni się od miejsca, w które mógłbym Cię zabrać - ludzie nie zawsze wiedzieli, co miał na myśli, choć dla niektórych wystarczyło szybkie spojrzenie na twarz, aby zorientować się, z kim mają do czynienia, choć ona zapewne była bardziej zajęta myśleniem nad strojem niż przyglądanie się jego pięknemu licu (ochach) i rozszerzonym źrenicom - Ale to już Twój wybór.
A ja przynajmniej zrobię coś dobrego.
Choć dobro w pojęciu powszechnym nie jest tym, co jej oferował. Ale on patrzył na to ze swojej wspaniałomyślnej perspektywy.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Pracownia stylistów Empty
PisanieTemat: Re: Pracownia stylistów   Pracownia stylistów EmptyPią Sie 22, 2014 10:48 pm

Maya niezbyt często zastanawiała się, jakby wyglądało jej życie, gdyby obrała w nim zupełnie inną drogę. Czy dalej tańczyłaby, tak jak robiła to w dzieciństwie, kiedy matka chcąc zapewnić córce zajęcie a samej sobie wolny czas zapisywała ją na wszystkie możliwe zajęcia dodatkowe? Czy wciąż skakałaby po scenie w uroczych strojach, z kwiatami we włosach, szczęśliwa i uśmiechnięta, aby później uściskać ukochanego ojca, zjeść z nim kolację i spotkać z ukochanym (którym prawdopodobnie nie byłby Tyler), rozmawiając tak naprawdę o wszystkim i o niczym? Jej życie, wśród całego tego zgiełku i zamieszania, byłoby pod pewnymi względami idealne i perfekcyjne, ułożone i piękne, kawałek po kawałku. Wspinałaby się po coraz to wyższych szczeblach, studiowała, znalazła porządną pracę. Miałaby ukochanego męża, psa i dzieci. W takim świecie (może jakimś alternatywnym, równoległym wszechświecie) nigdy nie zostałaby wylosowana na trybutkę, kara za grzechy by jej nie dosięgnęła. Nigdy nie czułaby tego bólu, kiedy stoisz przed bramą piekła, z wizją utraty ukochanej osoby i tyloma możliwościami, których nigdy nie dane będzie jej poznać.
Jednak nie miała takiego życia. Lata, w których wszystko było poukładane, taniec i szkoła, dom i rodzina, dawno już minęły. Pozostały mgliste wspomnienia i pewien smutek odnośnie tego, co mogłaby mieć. Nie zasługiwała na takie życie, nie zasługiwała na miłość, która przez tyle lat była dla niej jedną wielką bzdurą i która nagle zjawiła się przed jej drzwiami w postaci jedynego przyjaciela. Zasługiwała na barbarzyńską śmierć z ręki jakiegoś dzieciaka, który tak samo jak ona miał przed sobą jeszcze wiele lat szczęśliwego (albo trochę mniej) życia. Jej przeznaczeniem było przeżycie 19 lat, nieszczęśliwej, krótkiej i mało intensywnej miłości oraz poczucie, że wiele razy mogła postąpić inaczej.
Niestety okrutnym kłamstwem byłoby powiedzenie, że żałowała odejścia od rodziców, kilku lat spędzonych wyłącznie w klubach i domach obcych, często o wiele starszych mężczyzn czy słów, które niejednokrotnie raniły innych ludzi. Jedyną rzeczą, której żałowała był fakt, że tak mało czasu przyszło jej spędzić z osobą, która znaczyła więcej, niż mogła się tego spodziewać. W gruncie rzeczy nie było ani chwili, którą poświęciła wyłącznie jemu ze świadomością, uczuć, którymi go darzyła. Pytanie, dlaczego to zawsze przychodzi w tak beznadziejnym momencie dręczyło ją jeszcze bardziej niż tęsknota, która wypalała dziurę w jej sercu. Ale radziła sobie, w końcu był to zaledwie dzień, godziny. Wściekłość i nienawiść były o wiele silniejsze, chwilowo przyćmiewały wszystko inne jednak już niedługo, o tak, zupełnie niedługo, tylko on będzie się liczył. Obok życia i pragnienia powrotu do domu to właśnie Tyler będzie siłą napędową.
- Niesamowite - powtórzyła z lekką ironią, słysząc głos Mathiasa i czując chwilowy oddech na swojej twarzy. Uniosła do góry brew, gdy obrócił się dookoła własnej osi (prawie jak ona, podczas tych cudownych, młodzieńczych godzin spędzonych na sali pełnej luster i cudownej muzyki) i ugryzła się w język, aby nie rzucić niezbyt uprzejmej uwagi na ten temat. Choć to i tak mogłoby go nie obejść, wolała jednak nie testować jego uprzejmości i nazbyt wykorzystywać jego towarzystwa.
- Sądzę, że szybkie życie mam już dawno za sobą - mruknęła bardziej do siebie, niż do niego, wspominając niezbyt ciekawy (choć to zależy od punktu widzenia) oraz burzliwy okres jej życia. Nie chciała jednak umierać młodo, chociaż najwyraźniej ktoś postanowił w tej kwestii zadecydować za nią. Słysząc jego następną wypowiedź zatrzymała się na chwilę, obserwując go uważnie, trochę więcej uwagi poświęcając jego twarzy i próbie zrozumienia słów, które przed chwilą dotarły do jej uszu. Szybko jednak zaprzestała poddawanie ich analizie wiedząc doskonale, że póki co ma ważniejsze rzeczy na głowie. Bez względu na to, co miał na myśli (a mógł mieć wiele, w końcu równie dobrze mogła źle wszystko zinterpretować), ona musiała skupić się na paradzie, stroju i przeżyciu. Choć najchętniej zapomniałaby o tym wszystkim choćby na chwilę.
Uśmiechnęła się lekko wciąż nie odrywając od niego wzroku.
- Powinnam wreszcie zdecydować się na jakiś strój - powiedziała, lecz w głębi umysłu majaczył już zarys kostiumu, który może nie był oszałamiający, ale jak dla niej wystarczający - Chyba jednak powinnam pomyśleć o zaproszeniu cię na tego szampana. Później może już nie być okazji do świętowania - znów się uśmiechnęła, chociaż uznać by to można bardziej za skrzywienie wywołane beznadziejnością sytuacji, z którą przyszło jej się zmierzyć - Chciałabym powiedzieć, do zobaczenia, ale sam wiesz - niemalże roześmiała się, na ten swój typowy, słodko-gorzki sposób. Mimo to miała, co było dość niepokojące, nadzieję, że jeszcze uda jej się kiedyś go spotkać. Zrobił na niej dość dziwne wrażenie, którego nie mogła sklasyfikować. Tak samo jak jego postaci. Może jednak nie powinna naklejać wszystkich tych lipnych etykietek i chować do szufladek. W końcu nie każdy zajmował konkretne miejsce w tym świecie - Miłego dnia - chwyciła leżący nieopodal czerwony materiał, zarzuciła go sobie na szyję, dygnęła lekko i odwróciła się, z zamiarem znalezienia kogoś, kto bez wahania spełni jej zachciankę. Towarzyszył jej przy tym dziwny, zbyt lekki i wesoły nastrój, połączony z goryczą sytuacji i wrażeniem, że coś przeoczyła.
|zt
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Pracownia stylistów Empty
PisanieTemat: Re: Pracownia stylistów   Pracownia stylistów Empty

Powrót do góry Go down
 

Pracownia stylistów

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Pracownia Bourge'a
» Pracownia cioci Rei :)
» Pracownia Cinny
» Pracownia cioci Rei (stare prośby)

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Ośrodek Szkoleniowy-