Wiek : 19 lat Przy sobie : Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe
Temat: Maya Griffin Nie Lip 27, 2014 12:24 pm
Maya Griffin
ft. Aarika Wolf
data i miejsce urodzenia
16 lipiec 2264r., Kapitol
miejsce zamieszkania
Dzielnica Rebeliantów
zatrudnienie
Kelnerka/Trybutka
Rodzina
Wychowałam się w dobrze sytuowanym domu, jednak nasz majątek nigdy nie był wyznacznikiem szczęścia. Mój ojciec, James, pracował jako strażnik samego prezydenta, jednak nigdy nie popierał ideologii i rządów Snowa. Mimo swojego stanowiska wyrażał się on o byłym prezydencie z pogardą mówiąc otwarcie, że Igrzyska są ostatnią rzeczą, której potrzebuje nasze społeczeństwo. Zaraz przed rebelią w sposób, którego nie dane było mi poznać, skontaktował się z kimś z Trzynastki oferując swoją pomoc w dotarciu do Kapitolu i zbliżeniu się do prezydenta. Był jednym z aktywniejszych rebeliantów, mógł być nazywany zdrajcą, jednak zawsze działał tak, jak podpowiadało mu jego serce, nie przejmując się opiniami innych. Chyba mnie kochał, byłam jego oczkiem w głowie, ukochaną córeczką, mimo że rzadko bywał w domu. Ja chyba też go kochałam, a przynajmniej do pewnego czasu, choć od zawsze miałam problem z okazywaniem uczuć, zwłaszcza tych pozytywnych. Miał wielkie szczęście, że przeżył rebelię i wciąż pracuje, tym razem jednak całym sercem popierając Almę Coin. Samantha Griffin, moja matka, zawsze była dokładnym przeciwieństwem ojca. Chłodna, stanowcza i opanowana. To ona, wbrew wszystkim stereotypom, była głową rodziny. Pracowała jako prawnik oraz często przynosiła swoją pracę do domu, zachowując swój prawniczy charakter. Nie dziwię się więc, że ojciec ją zdradził, nigdy jednak nie miał serca od niej odejść. Na swój dziwny, pokręcony sposób, którego nie potrafiłam zrozumieć, kochali się i romans ojca był chyba jego sposobem na odreagowanie. Może powinnam mieć mu to za złe, obwiniać go, że atmosfera w domu stał się jeszcze gęstsza niż wcześniej, ale nigdy nawet nie przeszło mi to przez myśl. Chyba w duchu byłam mu wdzięczna, przez ich konflikt ja miałam większą swobodę i potrafiłam ją wykorzystać, często jednak z marnymi skutkami.
Historia
Ludzie często dokonywali i dalej dokonują podziałów. Pamiętam, jak kiedyś trafiłam na dział ksiąg opisujących dzieje świata przed Panem. Państwo, na którego gruzach teraz żyliśmy przechodziło o wiele więcej niż każdy z nas może sobie wyobrazić. Ludzkość dzieliła się, czy to świadomie czy też nie, a każda grupa zawsze na swój sposób była pokrzywdzona. Podziały rasowe, religijne, majątkowe. To samo zresztą mamy teraz – podział na dystrykty, KOLC i Dzielnicę, biednych i bogatych. I każda grupa, nie ważne jak bardzo by się starała, nigdy nie osiągnie pełni szczęścia. Kiedyś, sama nie pamiętam już kiedy, postanowiłam, że nie będę gorsza i też coś podzielę. Podzieliłam swoje życie, ludzi, którzy mnie otaczali i samą siebie na różne części i każdej z nich zawsze będzie czegoś brakować ponieważ nie da się nigdy uszczęśliwić wszystkich dookoła, pozostając jednocześnie wierną sobie.
Część I – życie
Nigdy nie sądziłam, że przyjdzie taki moment w którym zacznę rozpamiętywać swoje życie. Wytykać błędy przeszłości (jeżeli jakiekolwiek popełniłam) i zastanawiać się, w jakim miejscu byłabym teraz, gdybym podjęła inną decyzję. Najwyraźniej jednak każdy potrzebuje czasu dla siebie i w moim przypadku ten czas właśnie nadszedł. Czas aby zastanowić się i odpowiedzieć sobie na pytanie – czy byłam szczęśliwa? W swoim życiu postanowiłam wyróżnić dwa etapy, a każdy z nich był na swój odmienny sposób szczególny.
Etap I – pluszowe misie, falbaniaste sukienki i brązowe oczy
Cóż więcej mogę powiedzieć o swoim dzieciństwie poza tym, że pełne było luksusu, bogactwa i przepychu? Moi rodzice nie byli przykładnym małżeństwem i często zadawałam sobie pytanie dlaczego właściwie są razem. Nie pasowali do siebie, pochodzili z zupełnie dwóch różnych światów i to tak różnych, że kłócili się ze sobą niemal na każdym kroku. Matka była stanowcza, może zbyt stanowcza. Patrząc na to z perspektywy czasu nie mogę powiedzieć, żeby otaczała mnie matczyną troską i miłością. Po prostu była, niczym dyktator ustawiający całą naszą rodzinę. Każdy krok, najdrobniejszy ruch musiał być zaplanowany i wystarczyło jedno potknięcie aby usłyszeć niezbyt miłe słowa dobywające się z jej ust. Ojciec był zupełnie inny. Naprawdę mnie kochał i robił wszystko, aby to okazać, mimo że w domu bywał rzadko. Pamiętam jak wyczekiwałam na niego do później nocy, czyniąc oczywiście na przekór mojej rodzicielce, narażając się na jej gniew i krzyki. A krzyczała często i to niemal o każdą rzecz, którą uczyniłam. Jakby każdego dnia chciała ukarać mnie za to, że w ogóle istnieję. Wysiadywałam więc w oknie mojej sypialni i wypatrywałam dobrze znajomej, męskiej sylwetki jedynej osoby, przy której czułam się naprawdę bezpieczna. W mojej pamięci dość głęboko utkwił dźwięk jego ciepłego głosu, kiedy szeptał moje imię prosto do ucha, otulając kołdrą, a na czole składał czuły pocałunek. Jednak są to tylko wspomnienia, nieprzepasane żadnymi głębszymi uczuciami. Nic już dla mnie nie znaczą tak samo jak cały pierwszy etap. Dzieciństwo upłynęło mi więc na uprzykrzaniu życia matce, wpatrywaniu się w niesamowity, brązowy kolor oczu ojca gdy opowiadał mi najpiękniejsze bajki, jakie w życiu słyszałam i strojeniu się w falbaniaste sukienki. Całe dnie czekałam tylko na wieczór, kiedy on wróci z pracy, zajrzy do mojej sypialni, położy się obok mnie i uśpi swoim kojącym głosem. Czasami płakałam w jego ramię, gdy matka wyjątkowo się na mnie wyżywała, czasem śmiałam się razem z nim z dowcipów, które udało mi się jej wywinąć. Był nie tylko moim ojcem, ale i przyjacielem. Naprawdę nie mam mu za złe tego, że tak bardzo mnie kochał. Obawiam się jedynie, że miłość ta trochę go zgubiła, odrobinę zawiodła i sprawiła, że stał się innym człowiekiem. W pewnym momencie wszystko uległo diametralnej zmianie i to bynajmniej nie na lepsze. Oczywiście, może się wydawać, że gorzej już być nie może, skoro niemal każdego dnia zmuszona byłam do wysłuchiwania kłótni rodziców, podczas których zamykałam się w pokoju, przytulałam misie i starałam się nie słyszeć krzyków dobiegających przez ściany. Jednak stało się i musiałam się z tym jakoś pogodzić. Ojciec nagle zaczął się od nas oddalać. A zwłaszcza ode mnie, co odczułam szczególnie mocno. Zaczęłam zostawać sama, jedyna osoba mogąca pomóc mi przełamać się przed światem, odeszła. Zostałam sama i to naprawdę sama, bez przyjaciół, których skutecznie odstraszałam. Bez ojca, który postanowił poszukać miłości gdzie indziej. Nadal nie do końca rozumiem, co zrobił i dlaczego. Pewnego dnia po prostu usłyszałam, że zdradził matkę z inną kobietą. Miałam może 12 lat, nie rozumiałam zbyt wiele ale wystarczająco aby dowiedzieć się, że miał romans. Patrząc na to teraz wcale mu się nie dziwię, bo moja matka była okropną żoną. Wtedy jednak powinno mi się to wydać straszne. Powinnam uciec do pokoju i zacząć płakać obawiając się rozpadu rodziny, ale nie zrobiłam tego. Stałam tylko i słuchałam, jak ona wyrzuca mu wszystko to, co zrobił, i czego nie zrobił, a on tylko patrzył, ze znanym mi stoickim spokojem wysłuchując jej słów. Zawsze taki był, przyjmował wszystkie rzucane w jego stronę oszczerstwa, wszystkie bluźnierstwa, którymi obdarzała go jego własna żona, jeszcze nigdy nie podniósł na nią głosu. Tak samo było i tym razem, jednak w jego oczach dojrzałam coś jeszcze. Poczucie winy, coś, czego sama nigdy nie doznałam. Wstydził się tego, co zrobił i miał na tyle godności aby samemu się do tego przyznać, przyjąć wszystko jak mężczyzna. Podziwiałam go, naprawdę. Wtedy był bohaterem. Po paru dniach kłótnie ustały a ojciec nie odszedł, wciąż był z nami, jednak nie był już tym samym człowiekiem. Pogrążał się w działaniach, których cele przyszło mi poznać za parę lat. Straciłam ojca i jedynego przyjaciela. Musiał jednak kochać moją matkę, na dziwny, pokręcony sposób, którego nie mogłam pojąć. Ale kochał ją i został. A może po prostu to ja byłam tą, dla której się poświęcił? Może to wszystko przeze mnie? Pewnego razu zapytałam go o to wydarzenie. Pamiętam, że uśmiechnął się smutno i wypowiedział słowa, które do dziś obijają się w mojej pamięci niczym echo przeszłości i pewna przestroga. „Ludzie czasem popełniają błędy. Gubią drogę. Ważne jednak, aby w porę je zauważyli i potrafili przyjąć ich konsekwencje. Jestem tylko człowiekiem”. Ja również się uśmiechnęłam, ale nie odważyłam zapytać się, dlaczego został. Chyba po prostu wolałam wyobrażać sobie powody, dla których nie odszedł, nie chciałam znać prawdy bo mogłaby zaboleć. Nigdy też nie winiłam go za to, co zrobił. Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że chciałam, aby zostawił matkę i zabrał mnie ze sobą. Może gdyby to zrobił wszystko potoczyłoby się inaczej.
Etap II – zmiany, zdrady i decyzje
Pośród tych wszystkich zmian, które zachodziły w moim krótkim życiu, największa była jeszcze przede mną. A było nią dorastanie. Otóż to, zaczęłam pojmować rzeczy, które wcześniej były dla mnie niezrozumiałe. Zaczęłam się zmieniać, kształtować. Przestałam być córeczką tatusia, odsunęłam się od niego zupełnie. Powody? On odsunął się ode mnie pierwszy. Był cieniem w naszym domu, który przestał zwracać jakąkolwiek uwagę na to, co dzieje się dookoła. Moja nienawiść do matki wzrastała jeszcze bardziej bo byłam już zdolna przeciwstawić się jej słowom na tyle, aby wygrać. A wraz ze wzmagającym się uczuciem odnośnie Samanthy zaczynałam nienawidzić i jego. I nie obeszło się bez powiedzenia mu wprost kilku słów za dużo. Usłyszał prawdę, która gnębiła mnie od zawsze – że mnie zostawił, przestał kochać i zniszczył wszystko to, co mieliśmy. Widziałam, że ma do siebie pretensje i że to na siebie zrzuca winę za moje zachowanie. Cały czas mnie kochał, nieważne jak bardzo ja go nienawidziłam, on wciąż czuł to samo. Dlatego pozwalał mi siebie nienawidzić. Miał poczucie winy, dostrzegał swoje błędy. I był przez to słaby, tak bardzo słaby. Wspominając to chce mi się śmiać, z jego głupoty i naiwności. Zaufał miłości i pozwolił, aby zniszczyła mu życie, a jednocześnie dała nowe życie mnie. Chociaż czasem… czasem zastanawiam się, że być może potraktowałam go za ostro. Zaczął się więc proces, powolny i ciężki dla wszystkich dookoła mnie, podczas którego poznałam kilka wartości, którymi postanowiłam się kierować.
Nowe prawdy życiowe
~Pieniądze nie dają szczęścia, ale mogą sprawić, że będziemy o krok bliżej do jego znalezienia~ ~Nie warto ufać innym, ponieważ prędzej czy później się na nich zawiedziesz~ ~Lepiej stronić od ludzi niż zbytnio się z nimi spoufalać~ ~Miłość jest jedynie słabością ludzkiej natury~
Te kilka rzeczy sprawiły, że byłam zupełnie inną osobą. Nie miałam masy przyjaciół, bo najlepiej czułam się we własnym towarzystwie. W moich oczach oni wszyscy byli głupi i bezwartościowi, choć pewnie mieli takie samo zdanie o mnie. Nie byłam jednak samotna, o nie. Zawierałam przelotne, dość owocne znajomości z ludźmi poznanymi w klubach czy barach, krótsze czy dłuższe romanse z ludźmi o wiele ode mnie starszymi. Moje życie nie było też nudne. Natura, którą przejawiałam już w dzieciństwie podsłuchując rozmowy rodziców i wkradając się do biura dyrektora w szkole, zaczęła się objawiać jeszcze wyraźniej. Wchodziłam w miejsca, w których nigdy nie powinnam się znaleźć, słuchałam rzeczy, których nie powinnam usłyszeć. Śledziłam mojego ojca i tym sposobem dowiedziałam się, że romans, który miał zakończyć się parę lat temu, trwał w najlepsze. Miałam więc nową zabawę, śledziłam go notorycznie, podsłuchiwałam rozmowy i obserwowałam, a on nigdy nie był świadom mojej obecności. Tym sposobem poznałam też jego inny sekret, jednocześnie zgłębiając sekret Snowa. Trzynastka właśnie to słowo padło z ust mojego ojca pewnej nocy podczas rozmowy telefonicznej. Nie wiem, z kim rozmawiał. Zrozumiałam jednak wystarczająco aby dowiedzieć się, że ten mityczny dystrykt naprawdę istnieje. I wkrótce miałam się o tym przekonać. Na początku oczywiście uznałam, że fragment, który usłyszałam był wyjęty z kontekstu i nie mogłam być pewna, że znaczy to, co znaczył. Ojciec znikał jeszcze częściej, a mi znudziło się śledzenie jego działań. Spędzałam dużo czasu w bibliotece, odrzucając na jakiś czas kluby i imprezy. Tak minęły kolejne miesiące odkąd z ust ojca padła nazwa pozornie zniszczonego dystryktu i mimo że nie roztrząsałam już tego krótkiego epizodu, wciąż pamiętałam. I wtedy właśnie on wrócił wyjątkowo wcześnie. Widać było, że jest zaniepokojony ale jednocześnie podekscytowany czymś, o czym zaraz miałyśmy się dowiedzieć. Jedyne co wówczas powiedział było kolejnym w moim życiu zdaniem, które zapadło mi w pamięć: „To się dzieje. Rebelianci, idą na Kapitol. Zamierzają zdobyć miasto, obalić Snowa. Trzynastka istniała przez cały ten czas.” Serce zabiło mi wówczas odrobinę mocniej kiedy zrozumiałam, że dzieje się to, czego pragnął mój ojciec. Później dodał jeszcze, że zamierza walczyć razem z nimi i że mamy się niczym nie przejmować. Więc się nie przejmowałam, moje życie toczyło się dalej z tym wyjątkiem, że na ulicach miasta rozgrywały się krwawe walki. Czasem przychodził do domu, przynosił jakieś wieści. Mówił o tym, że kapitolińczycy trafiają do specjalnego getta, ale dzięki jego pomocy w dojściu do miasta my nie musimy się o to martwić. Szczerze mówiąc nie interesowało mnie to, co dzieje się za drzwiami mojego pokoju. Wkrótce strzały i krzyki stały się codziennością i czułam się tak, jakbym była pośrodku tego wszystkiego, otoczona wielką bańką niedopuszczającą do mnie wydarzeń. Walki trwały, ludzie umierali, a ja czytałam i spałam, kłóciłam się z matką i żyłam tak, jakby nic nigdy się nie wydarzyło. Nawet nie zauważyłam końca rebelii. Kiedy, ku (o dziwo) wielkiej uciesze matki, ojciec wrócił do domu, trochę poraniony, zmęczony i z zapewne kilkudziesięcioma osobami na sumieniu obwieszczając, że rządy w Panem przejęła Alma Coin, prezydent Snow jest martwy a większość dotychczasowych mieszkańców stolicy trafiła do Kwartału Ochrony Ludności Cywilnej nawet nie mrugnęłam. Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam na ulicę. Pamiętam tamten moment tak wyraźnie, bo przecież było to zaledwie rok temu. Stałam wśród popiołu i gruzów, na ulicach wciąż jeszcze widniały brunatno-bordowe plamy krwi, a gdzieniegdzie dostrzec można było martwe ciało. Gdzieś w oddali płonął ogień, choć część ludzi już świętowała. Obraz ten, przypominający wielkie pobojowisko, odzwierciedlał dokładnie to, co wydarzyło się w moim wnętrzu przez te wszystkie lata. Chaos. Był nim Kapitol. Było nim Panem. Byłam nim ja. Kiedy prace nad odnowieniem miasta zakończyły się, postanowiłam zacząć nowe życie. Nie zważając na błagania ojca, który przekonywał mnie do pozostania w domu i cieszenia się ich majątkiem, wyprowadziłam się. Znalazłam własne mieszkanie, pracę jako kelnerka oraz nowy tryb życia. To miał być zarówno koniec jak i początek. Odcięłam się od rodziny, choć we wspomnieniach wciąż miałam ten brązowy kolor oczu, ciepły głos, nie znaczyły one zupełnie nic. Jedynie przypominały i przestrzegały.
Część II – ludzie
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że ludzie nie odegrali w mojej historii żadnej roli. Przez całe moje życie przewinęło się ich całkiem sporo – byli rodzice, którzy zaszczepili we mnie ten brak wiary w miłość. Były przelotne znajomości, które pozwoliły mi poczuć, że żyję bez konieczności angażowania się w emocje. Byli rebelianci, którzy walczyli pod moim nosem o wyzwolenie Kapitolu. I byli mieszkańcy stolicy – biedni, nieprzyzwyczajeni do biedy i ubóstwa kapitolińczycy, zamknięci za murem KOLCa. Po tym wszystkim, rebelii, wyprowadzce, głęboko zakorzeniona ciekawość i potrzeba ryzyka nie zniknęła. Wręcz przeciwnie, nasiliła się. Wciąż wtykałam nos w nieswoje sprawy i wchodziłam w miejsca dla mnie niedostępne. A jednym z nich był właśnie Kwartał. Wkradałam się tam przez dziurę w murze, za każdym razem trafiając na szczęście. Spacerowałam po uliczkach i przyglądałam się ludziom, biednym, pustym kapitolińczykom, kiedyś władcom Panem, teraz marginesem społecznym. Byłam wdzięczna ojcu za to, że współpracował z rebeliantami - gdyby nie to byłabym jedną z tych osób, które miały możliwość doświadczyć życia na poziomie mieszkańców dystryktów. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że ludzie nie odegrali w mojej historii żadnej roli. Byli jej istotną częścią i pomimo wszystko jestem im wdzięczna za to, że przyczynili się do mojego rozwoju.
Charakter
Część III - Maya Griffin
Córeczka tatusia? Na pewno nie. Już dawno z tego wyrosła, stała się niezależna, przełamała barierę samotności i nauczyła życia. I to bynajmniej nie z książek, które swojego czasu towarzyszyły jej dość często. Oczywiście, popełniała błędy, ale jednocześnie potrafiła wyciągnąć z nich nauki i przez to każdego dnia stawała się silniejsza. I doświadczona, jeśli tego słowa można użyć w przypadku osoby, która przeżyła zaledwie 19 lat. Siła psychiczna zdecydowanie jest jej zaletą. Nie łatwo ją zranić, złamać czy zmusić do czegokolwiek. Większości rzeczy nie bierze do siebie, ponieważ opinie innych najzwyczajniej jej nie obchodzą. I to wcale nie tak, że traktuje ich z wyższością. Po prostu nie uważa, aby ich zdanie było jej do czegokolwiek potrzebne. Nienawidzi prosić i nie robi tego, jeżeli nie musi. Jest także konsekwentna w swoich działaniach oraz krytyczna w stosunku do samej siebie. Czasem wydaje się dość próżna, a także zbyt pewna siebie. Zdarza jej się przeceniać swoje możliwości i czasem ponosi tego konsekwencje. Za każdym razem jednak podnosi głowę do góry, ruszając do przodu. Jest pamiętliwa i ciężko przychodzi jej wybaczanie innym. Nie potrafi po prostu zapomnieć, udając, że nic się nie stało. O wiele za dużo myśli, zbyt często analizuje wszystko dookoła, choć stara się tego oduczyć. Nie ufa także innym ludziom, ponieważ jedyna bliska jej osoba opuściła ją, kiedy najbardziej jej potrzebowała. Zbyt często bywa sarkastyczne i ironiczna, przez co ma trudności z poznawaniem nowych ludzi. Nigdy jednak nie ubolewa nad tym faktem, ponieważ twierdzi, że najlepiej czuje się w swoim własnym towarzystwie. Można pomyśleć, że robi to specjalnie. Pomimo świadomości swoich własnych błędów nie potrafi się do nich przyznać. Nie jest wstydliwa i nie żałuje niczego, co zrobiła w przeszłości, nawet tych wielu przelotnych romansów, nocy spędzonych z zupełnie obcymi mężczyznami, podczas których nie czuła się w cale szczęśliwa. Nie lubi jednak wspominać tych lat i już dawno wyzbyła się fascynacji nocnymi klubami i litrami alkoholu wlewanego do organizmu. Mimo braku uwielbienia do zbyt obszernego kontaktu z ludźmi lubi swoją pracę, choć nie ukrywa, że chciałaby znaleźć jakąś porządniejszą posadę, pójść na studia. Nie wierzy w miłość uważając, że jest to jedynie defekt ludzkiego mózgu, który sprawia, że człowiek nie myśli logicznie. Dziewczyna często odczuwa także potrzebę adrenaliny i ryzyka, przez co nieraz trafiała na posterunek policji czy uciekała przed Strażnikami. Nie jest wścibska, ponieważ potrzeby i myśli innych w żadnym stopniu jej nie interesują. Jest także strasznie uparta i zawsze dąży do wyznaczonego sobie celu. Stara się nie poddawać nawet w, wydawałoby się, beznadziejnych sytuacjach. Jak każdy Maya ma także drugą stronę, którą skutecznie ukrywa zarówno przed sobą jak lub przed innymi. Gdzieś głęboko ma zakorzenioną w sobie pewną wrażliwość, może niekoniecznie na krzywdę ludzką, ale książki, które pochłania w strasznie szybkim tempie potrafią ją wzruszyć. Nigdy jednak nie przyznałaby się do tego, że kiedykolwiek uroniła łzy.
Ciekawostki
+ Nie wierzy w miłość choć sama nigdy żadnej nie przeżyła i wszystko opiera na przykładzie rodziców + W szkole, mimo wielu problemów z wychowaniem, otrzymywała dobre wyniki + Wciąż nie zapomniała o swoim ojcu i urazie do niego + Nie ma pojęcia, co dzieje się w życiu jej rodziców + Mimo że jej ojciec popierał Almę Coin, ona tak naprawdę była i jest obojętna politycznie + Uwielbia koty i sama posiada jednego + W swojej przeszłości zdarzyło jej się spróbować brania narkotyków. Był to jednak jednorazowy wyskok i dzięki wyjątkowo silnej woli udało jej się do tego nie wrócić + Można ją nazwać stałą bywalczynią KOLCa, a przynajmniej takową była. Wciąż stara się czasem tam zaglądać mimo ryzyka przyłapania przez Strażników, choć robi to rzadziej niż kiedyś +Uwielbia czytać i dość dużo czasu spędza na tej czynności
Charles Lowell
Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
Temat: Re: Maya Griffin Wto Lip 29, 2014 2:35 am
Karta zaakceptowana!
Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz jednorazową przepustkę do KOLCa, butelkę alkoholu i zapalniczkę. W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym vademecum.
Uwagi: Historia jest bardzo długa, ale dobrze się ja czyta. Dodałem kilka przecinków. Mała rada na przyszłość - uważaj na spójnik i, bo trochę go zastąpiłem. Udanego boju na arenie, Iga. <: