|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Sala przesłuchań #3 Nie Lis 17, 2013 2:14 am | |
| First topic message reminder :
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Sob Lis 15, 2014 9:42 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Czw Paź 16, 2014 10:50 pm | |
| Do sali weszła niska, pulchna kobieta o mysich włosach i pyzatych policzkach. Nie wyglądała na starszą niż trzydzieści lat, ale miała duże doświadczenie w pracy psychologa i właśnie dlatego powierzono jej nadzór nad przesłuchaniem panny Ginsberg. Jako osoba ubezwłasnowolniona, Maise musiałaby zeznawać w obecności swojego opiekuna, ale ten był przecież przedmiotem całej sprawy, a na dodatek również czekało go spotkanie ze śledczymi. W takich momentach wkraczała ona. - Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - powiedziała, uśmiechając się delikatnie, choć przybyła ledwie minutę po czasie - Nazywam się Madison Berry i jestem psychologiem. Zostałam wyznaczona na opiekuna Maisie Ginsberg na czas przesłuchań. Uścisnęła dłoń Avery, przyglądając się pani detektyw, po czym zajęła swoje miejsce na uboczu sali. Usiadła na krześle, wyciągnęła notatnik i czekała na rozwój wydarzeń. Nie chciała peszyć Maisie jeszcze bardziej, dlatego nie odezwała się do niej, ale nie znaczyło to, że nie zamierzała nie reagować, jeśli Arrington przekroczyłaby swoje kompetencje. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Pią Paź 17, 2014 7:22 am | |
| Samotne siedzenie w tym chłodnym pomieszczeniu wcale nie wpłynęło destrukcyjnie na Maisie. Wręcz przeciwnie; przestała się już irytować i wydawała się po prostu znudzona, czekając, aż drzwi do pokoju otworzą się i w końcu będzie mogła dzielić milczenie z kimś innym. Przywykła do samotności i perspektywa spędzenia na tym krześle kolejnej godziny nie przeszkadzała jej zupełnie. Mogłaby martwić się wyłącznie o Gerarda (czy wiedział o tym...spotkaniu?) i o swoje, niepodcięte jeszcze, egzotyczne rośliny. Musiała pilnować ich codziennie i korygować rosnące pnącza. Zawsze popołudniu, wtedy soki kwiatów zasklepiały odcięte rany i krzew rozrastał się jeszcze piękniej. Myślała wyłącznie o swojej oranżerii, nie o czekającym ją przesłuchaniu i całej tej drętwej otoczce. Z tego, co zrozumiała ze zdawkowych słów Strażników, chodziło o przesłuchanie w sprawie wydarzeń na bankiecie. Zamierzchłym; właściwie oprócz zdenerwowania tłumami ludzi i zazdrością o Scarlett niewiele pamiętała, swobodnie powracając do swojego statecznego, monotonnego życia. Przerwanego wezwaniem do strzeżonego więzienia i…trzaśnięciem drzwi do sali przesłuchań. Nie drgnęła ani nie podskoczyła na krześle, leniwie przesuwając wzrok na wchodzącą brunetkę. Dziwnie znajomą; Maisie potrzebowała chwili, by uzmysłowić sobie, że miała z nią kiedyś do czynienia. Całkiem…blisko. Ciasne korytarze Trzynastki, ktoś śledzący jej poczynania, w końcu: konfrontacja. Fizyczna. Dźwięk uderzonej ślicznej buzi Arrington (chyba to miała wyszyte na szarym mundurze) przywołał całą resztę wspomnień i przez sekundę na twarzy Ginsberg pojawił się grymas lekkiej irytacji, zastąpiony jednak po chwili zwykłą obojętnością. Nie odpowiedziała na przywitanie, kiwając tylko zdawkowo głową. Może i nie była szalenie bystra i nie skończyła żadnej szkoły, ale powątpiewała, by brunetka chciała się mścić po latach (pięciu?) za tamtą zniewagę. Widocznie awansowała i…miała przeprowadzić jakiś nudny wywiad środowiskowy. Maisie nie zamierzała jej w tym przeszkadzać; pomagać tez nie: w końcu średnio orientowała się w sytuacji polityczno-społecznej tego przeklętego miasta, które chciała opuścić jak najprędzej. Jej syn nie mógł wychowywać się w tym betonowym więzieniu, nawet jeśli w chwili obecnej miał dosłownie kilka centymetrów wzrostu i dopiero zaczynał przypominać małego człowieczka. Na myśl o tym, co właśnie działo się pod jej sercem, uśmiechnęła się do siebie nieco nieprzytomnie, prawie nie zauważając wchodzącej drugiej osoby. Miała nadzieję, że to Gerard, ale…nie, to była kolejna kobieta. Właściwie powinna ucieszyć się na widok przedstawicielek płci pięknej, ale zamiast tego nieco się wewnętrznie stropiła. Nie miała pojęcia jak współpracować i rozmawiać z kobietami; odkąd pamiętała otaczali ją sami mężczyźni (jeśli nie sam Gerard) i tak bezpośredni kontakt z dziewczętami (w kwiecie wieku) u władzy, wywoływał u niej dysonans poznawczy. Nie mówiła jednak nic, przeczesując palcami włosy i wyciągając z nich suche listki, odkładając je potem pieczołowicie na blat stołu przed sobą. Jednocześnie beznamiętnie oczekując oczekując pytań i kiwając tylko lekko głową na wstępne słowa śledczej. Nie miała czego komentować, wszystko widocznie znajdowało się w stosie dokumentów na biurku, jaki także Mai omiatała mało zainteresowanym wzrokiem, w końcu pozbywając się zieleniny z burzy brązowych włosów. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Sob Paź 18, 2014 1:10 pm | |
| Nienawidziła początków, tych oficjalnych mów, sprawdzania tożsamości. Uważała, że to bezsensowne marnowanie czasu, które można by spożytkować w inny sposób. Przechodząc od razu do sedna sprawy, zaoszczędziłaby sobie wypełniania części papierów i mogłaby od razu skupić się na faktach. Przecież znała Maisie, bez problemu rozpoznałaby ją w tłumie. Niestety obowiązywały ją pewne procedury, których nie mogła pominąć tym bardziej, że wszystkiemu przysłuchiwał się psycholog. Avery nie zamierzała dać się ponieść emocjom. Wiedziała, że nie była to najlepsza chwila na rozdrapywanie dawnych ran. Kiedyś na pewno znajdzie się lepsza okazja, teraz wystarczy jej tylko obserwacja. Miała nadzieję, że może w końcu zyska pewność, co do tego, że Ginsberg nie jest znowu taka ubezwłasnowolniona. Widząc skinienie głowy, Arrington wyprostowała się. Znów popatrzyła na Maisie oraz na zielone liście leżące na blacie, które jeszcze przed chwilą znajdowały się we włosach dziewczyny. Ciekawa bezpośredniość. Czy czuła się już na tyle swobodnie w zupełnie obcym otoczeniu? Avery pomyślała, że może nie być tak łatwo to wszystko rozgryźć. Patrząc na swojego świadka, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że był bardzo zamknięty w sobie, choć mogły to być tylko pozory. – Zadam Ci teraz parę pytań odnośnie ostatniego bankietu dla sponsorów. Im szybciej na nie odpowiesz, tym szybciej będziesz mogła wrócić do domu – powiedziała, nadal nie spuszczając spojrzenia z Ginsberg. Podczas przesłuchań w dużej mierze liczyła na mowę ciała. Każdy gest, nawet delikatny ruch mięśni miał znaczenie. Jednak było jeszcze coś. Tym razem chciała zobaczyć, jak to wszystko wyglądało z perspektyw Maisie. – Na początek opowiedz, jak było na bankiecie. Czy coś szczególnego zwróciło twoją uwagę? Może pojawił się ktoś, kto, twoim zdaniem, nie powinien tam przebywać? – zapytała. Chciała przygotować sobie grunt pod kolejne pytania. Słuchała uważnie, analizując każde słowo dziewczyny. W międzyczasie zdążyła wyciągnąć fotografię ofiary. Wtedy jeszcze żywej. Odwróciła ją w stronę Ginsberg, czekając aż skończy mówić. – Znałaś ją? Nazywała się Savannah Vernon. Była dziennikarką Capitol’s Voice.
|
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Sob Paź 18, 2014 1:43 pm | |
| Avery...postarzała się. Maisie nie miała co prawda doskonałej pamięci do twarzy, ale jakoś buzia brunetki, która kiedyś wścibiała nos w nie swoje sprawy, mocno wyrysowała się w jej głowie. Ponad pięć lat temu nie miała mikroskopijnych zmarszczek przy oczach ani zapowiedzi płytkiej bruzdy tuż przy załamaniu kącika warg - Ginsberg obserwowała te zmiany z czymś w rodzaju filozoficznej zadumy, w końcu podnosząc wzrok na śledczą a nie błądząc nim gdzieś po szarych ścianach pomieszczenia. Kiwnęła więc tylko ponownie na zapowiadające słowa Arrington - więc chodziło o bankiet; mili Strażnicy nie okłamywali jej, chociaż i tak nie odczuwała wobec nich większej sympatii: zepsuli jej przecież cały dzień, nawet jeśli nie miała ambitnych planów - zostawiając w końcu swoje włosy i listki na stole w spokoju. Ręce położyła luźno na wąskich podłokietnikach i w tej zupełnie swobodnej, chociaż mało zaangażowanej pozie, czekała na pierwsze pytanie. A właściwie polecenie, najgorsze z możliwych. Opowiedz. Nie przywykła do snucia opowieści, najchętniej milczała albo wypełniała konkretne rozkazy a nie rozwodziła się nad rzeczywistością. Zakłamaną, zmodyfikowaną - w życiu Maisie nie istniało już pojęcie czystej prawdy, nie stropiła się jednak perspektywą odpowiedzi, wzdychając tylko lekko i prawie niezauważalnie. - Dużo ludzi, tłum, hałas, dziwne wnętrza. - zaczęła w typowym dla siebie stylu, co mogłoby wydawać się lekceważące, gdyby nie dość autystyczna szczerość bijąca z piegowatej twarzy brunetki. Nie zamierzała się buntować, postarała się więc zmobilizować do udzielania dłuższych odpowiedzi, chociaż nie było to wcale przyjemne. - Nie zauważyłam niczego ani nikogo niepokojącego. - dodała w końcu, zgodnie z prawdą. Arrington chyba nie obchodziły jej własny, paraliżujący strach przed skupiskami ludzi. Radosnych, żywych, bawiących się, popychających ją i...umierających z fajerwerkami? Tak jak Savannah, na której zdjęcie patrzyła. Równie beznamiętnie; w pierwszej chwili w ogóle nie rozpoznała kobiety. Na bankiecie stała dość daleko od miejsca krwawego podniesienia i nie przyglądała się jej martwej buzi, ale później wielokrotnie widywała ją na nagłówkach gazet, jakie przynosił do domu Gerard. - Widziałam ją tylko na bankiecie. Z daleka I to dopiero kiedy już była martwa - odparła spokojnie, znów podnosząc wzrok ze zdjęcia na Arrington. - Nawet nie wiedziałam kim jest. - dodała po chwili z wręcz niewyczuwalnym zakłopotaniem, jakby przyznawała się do swojej kompletnej niewiedzy społeczno-politycznej. O CV także tylko słyszała; nigdy nie czytała dzienników, przynoszonych przez Ginsberga - przeglądała je tylko pobieżnie, mimowolnie naśladując poranną rutynę swojego opiekuna, niechętnie podchodząc do powrotu do czytania. Ta umiejętność zanikała i męczyła ją szalenie; typowe dla dziecka, niechodzącego nigdy do szkoły. tururur, nie wiem, w jakiej kolejności piszemy, drogi MG? mam czekać za każdym razem na reakcję psychologa? |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Sob Paź 18, 2014 11:53 pm | |
| Avery z kolei pamiętała Maisie wyjątkowo dobrze, lecz nie tylko ze względu na urazy, jakie pozostawiła. Jeszcze do niedawna kojarzyła ją raczej jako jedną ze swoich największych porażek, która nie dość, że mocno odbiła się na twarzy kobiety (co prawda nie na zawsze, ale jednak), to jeszcze na dumie. Wystarczająco długo szukała dowodów, czekała na jakikolwiek błąd ze strony Ginsberg, marnując przy tym czas, własną cierpliwość i wystawiając się na pośmiewisko. Jednak to nie znaczy, że odpuściła całkowicie. Nadal wierzyła, że w końcu szczęście się do niej uśmiechnie, a w ręce wpadnie ciekawy materiał, który pomógłby udowodnić to, o co tyle walczyła. Czekała ze spokojem aż w końcu przyjdzie dzień taki jak ten. Co z tego, że tamto morderstwo nie było przedmiotem sprawy? Wreszcie miała okazję znów spotkać się z Maisie, bezpośrednio poobserwować i to bez nadzoru jej opiekuna. Chyba nie każdy może dostąpić tego zaszczytu, prawda? Dlatego właśnie czerpała z tej chwili, a przynajmniej próbowała. Niestety świadek nie wydawał się skory do współpracy, a przynajmniej tak mogło się wydawać. Avery wahała się czy chodzi o ogólną niechęć żywioną do niej czy raczej do bankietu. Sama też nie była ich fanką. Nienawidziła spędzać czasu zamknięta w pomieszczeniu z ludźmi, których nawet nie lubiła. Jednak w sposobie mówienia kobiety było coś autentycznego, co sprawiło, że Arrington w końcu uwierzyła w drugą wersję. – Czyli nie za bardzo ci się podobało? – zapytała, notując coś w dokumentach. – Gerard musiał być zawiedziony, gdy to usłyszał – rzuciła spokojnie. – W końcu musiał zrezygnować z wybrania się ze swoją narzeczoną, prawda? – Uniosła wzrok na Maisie i przez chwilę przytrzymała jej spojrzenie. – To miło z jego strony. Osobiście myślę, że nie ma na tym świecie nic bardziej czystego niż miłość, jaką rodzice obdarzają swoje dzieci. – Uśmiechnęła się i powróciła do pisania. Była ciekawa reakcji tamtej, ale postanowiła, że jeszcze chwilę potrzyma ją w niepewności. Dokończyła swoje dopiski i dopiero potem powróciła do obserwowania Ginsberg. Wcześniej widziała, że zdjęcie Vernon nie zrobiło na niej żadnego wrażenie, ale to było raczej do przewidzenia. – Wracając do dziennikarki: wielka szkoda, że tak szybko musiała zakończyć karierę. Była całkiem niezła. – Pokiwała powoli głową. – Być może w niedługim czasie zyskałaby na popularności, gdyby tylko wiedziała, w którym momencie należy zamknąć buzię. Ostatnio przygotowywała niepochlebny artykuł na temat kilku osób z naszego Rządu. Co ciekawe: znalazło się tam miejsce i dla Ciebie, Maisie. Może nie za duże, ale jednak. Chcesz wiedzieć, o czym pisała? A może już się domyślasz?
|
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Nie Paź 19, 2014 12:01 pm | |
| Myślała, że kolejne pytania także zahaczą o ten nieszczęsny bankiet - pewnie dlatego zachowywała się całkiem spokojnie, będąc raczej znudzoną niż zaniepokojoną. Mówiła prawdę, nie widziała nic niepokojącego (pomijając zbyt intensywne spojrzenie Gerarda i Scarlett, ale nie chciała tego roztrząsać nawet w swojej głowie a co dopiero na forum względnie publicznym) na tym festiwalu przepychu i społecznych strachów. W żaden sposób nie mogła pomóc w śledztwie na temat zamordowanej blondynki, a nawet jeśli posiadałaby jakieś niesamowicie ważne informacje nie przekazałaby ich Arrington. Nie lubiła jej, po prostu, i wydawało się to w życiu Maisie czymś wyjątkowym. Nie mogła pochwalić się szerokim kręgiem znajomych, ale jeśli już przypadkowo kogoś poznawała, to zawsze kończyło się to co najmniej niechęcią. Podobnie było z Avery: nie ufała jej, doskonale pamiętając szpiegowanie z Trzynastki i frustrujące uczucie osaczenia, jakby brunetka czekała tylko na jej potknięcie. Właściwie...doczekała się; ucieczka Ginsberg, pięć trupów, oskarżenie o zdradę i morderstwo: wszystko to nagle rozjaśniło Maisie w głowie. Gdzieś w tle pojawiła się także uśmiechnięta twarz Rory, co wywołało na buzi Mai lekki grymas niezadowolenia. I połączyło kilka rozsianych punktów w jej głupiutkim umyśle. Czy ten przeklęty rudzielec mógł współpracować z rządowymi śledczymi? I czy dlatego w pomieszczeniu znajdywał się też psycholog, mający ocenić stopień jej szaleństwa, pozwalający jej uniknąć kary? Odruchowo zacisnęła mocniej dłonie na podłokietnikach, chociaż było to jedynym przejawem względnego zdenerwowania. Skupianie się na negatywnych myślach nie pomagało, Gerard przecież zajął się wszystkim i powinna mu w stu procentach zaufać, co też robiła, przysłuchując się kolejnym pytaniom. A raczej...insynuacjom? - Nie zrezygnował - sprostowała prawie od razu, z ledwie słyszalną nutką goryczy. - Melanie wyjechała z Kapitolu, a ja...nigdy nie byłam na takim przyjęciu. Dlatego postanowił, że będę mu towarzyszyć - kontynuowała rzeczowo, nie ukrywając jednak, że udział w bankiecie zawiódł jej dziewczęce oczekiwania. Typowe dla dziecka wychowanego w zabiedzonym Dystrykcie; dziecka bez rodziców i bez...czystej, rodzicielskiej miłości? Kolejna szpilka, dziwnie niepokojąca, ale na szczęście Maisie uważała się tylko za bezmyślną dziewczynę i natychmiast uznała, że doszukuje się nieistniejących aluzji. Do tego nie potrafiła rozpoznawać ironii i sarkazmu, całkowicie nieprzystosowana do manipulacyjnych gierek. Brak kontaktu z ludźmi połączone ze specyficznym wychowaniem uczyniły z Ginsberg istotę niezdolną do prowadzenia zachwycających szarad językowych i udzielania bystrych odpowiedzi na prowokacje. Milczała więc przez cały czas wypowiedzi Avery, mniej spięta (o naiwności) z każdym jej kolejnym słowem. Niepochlebny artykuł o rządzie, o którym nic nie wiedziała. I do którego nie należała. Zmarszczyła więc brwi, kiedy Arrington znów podniosła na nią wzrok, insynuując, jakoby i jej imię pojawiało się w przygotowanych materiałach. - To chyba jakaś pomyłka - odpowiedziała tylko przeciągłym tonem, chociaż znów zapaliła się w jej głowie ostrzegawcza lampka. Nie wyobrażała sobie dalszego ciągu przesłuchania; nie chciała, by dotyczyło ono jej ucieczki z Trzynastki, a była prawie pewna, że właśnie to Avery ma na myśli. To przecież brunetka śledziła ją w podziemnych korytarzach, jakby przewidując to, co w końcu stało się podczas rutynowej misji na powierzchni. Tamte wspomnienia wydawały się wyjątkowo silne; reszta wyblakła, ale krew przeciekająca przez szary mundur, wypływająca z ust rudowłosej kobiety i tryskająca z przebitego gardła ciągle kleiła ręce Maisie tak intensywnie, że odruchowo wytarła je o materiał spodni. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Nie Paź 19, 2014 5:41 pm | |
| Avery prawie od zawsze twierdziła, że dogryzanie innym nie sprawia jej radości. Nie widziała w sobie nic z socjopatki, nie karmiła się negatywnymi emocjami ani też ludzkim bólem. W większości wypadków było jej to naprawdę obojętne. Łzy? Śmiech? Nie stanowiło to żadnej różnicy. Liczyło się osiągnięcie wyznaczonego celu, a ten uświęca środki. Jednak tym razem było inaczej. Nie potrafiła zatrzymać tej fali satysfakcji, która zalała jej umysł wraz z reakcją Maisie. Wreszcie choć na moment wytrąciła ją z równowagi, skutecznie ścierając znudzenie z twarzy. Od początku nie podobała jej się postawa Ginsberg - ten przesadny spokój połączony z niechęcią. Nikt nie lubił, kiedy się go nie docenia, a Arrington była na to szczególnie wyczulona. Jeszcze przed rozpoczęciem swojej kariery śledczego musiała zwalczać krytyczne spojrzenia, z którymi stykała się stanowczo zbyt często. A jednak jakoś dotarła do tego miejsca, siedziała w tej sali, dalej robiąc swoje, podczas gdy część jej starych przeciwników już dawno zmieniła profesję. - W takim razie wybacz mi moją pomyłkę - rzuciła swobodnie, jakby przed chwilą wcale niczego niczego nie sugerowała. Wychwyciła w głosie dziewczyny nutkę goryczy, ale powstrzymała się od uśmiechu. Wzamian zaplotła palce i oparła na nich głowę, posyłając kobiecie uważne spojrzenie. - To jednak nie zmienia faktu, że wydaje się dobrym ojcem. Tyle dla Ciebie robi i chyba nie żąda niczego w zamian. Nie przytłacza Cię to czasami? Nie czujesz się mu czegoś winna? - zapytała, lekko przechylając głowę. Zwykle nie pozwalała sobie na takie pytania. Nie lubiła bazować na uczuciach, o wiele bardziej wolała fakty. Jednak tym razem chyba nie miała wyboru. Musiała wyczuć, jak silna więź łączy ją i Gerarda. A jeśli była wystarczająco silna, czy byłaby w stanie zabić? Znów wróciła myślami do tego nieszczęsnego patrolu, kiedy życie straciło pięć osób. Czy gdyby obecną sprawą udowodniła, że przyczyną ich śmierci nie była biedna dziewczyna nie zdająca sobie sprawy, co robi, ale świadomie działająca uciekinierka, mogliby wznowić śledztwo? Czy może było już za późno? Tyle pytań, a gdzie dowody? Zerknęła na drugi stosik, o wiele mniejszy niż ten, którym zajmowała się do tej pory. Tyle razy przeglądała już ten nieszczęsny artykuł, że znała jego treść niemalże na pamięć, a jednak znów uciekła do niego wzrokiem. Od razu znalazła zakreślony wcześniej akapit i przeczytała go jeszcze raz w myślach. Kiedyś wielokrotnie natrafiała na artykuły tej całej Vernon, ale jej działką była raczej kultura, a nie polityka. Co takiego skłoniło ją do napisania tego wszystkiego? Westchnęła na głos i powróciła do Maisie. - Niestety nie jest. W artykule Savannah dość bezpośrednio wskazała, że Gerard Ginsberg, będąc zareczonym z Melanie Coin, ma jednocześnie romans z Tobą - odparła bezpośrednio. Nie było sensu dalej ukrywać treści, przecież i tak musiała zadać jej resztę pytań. - Zwykle nie mieszamy się w życie prywatne naszych obywateli, o ile tylko nie wpływa ono negatywnie na przestrzeganie prawa lub, jeśli chodzi o członków Rządu, na ich wizerunek. W tej chwili złamane zostały oba te warunki, zginęła kobieta i nie możemy tak po prostu zignorować tej sprawy. Wszyscy chcemy czuć się bezpiecznie w Panem, ze świadomością, że oddaliśmy władzę we właściwe ręce, dlatego właśnie muszę zadać Ci pytanie. Czy masz romans z Gerardem? - zapytała nieco ostrzej, świdrując ją spojrzeniem. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Nie Paź 19, 2014 6:35 pm | |
| Swoboda Avery nie niepokoiła jej wcale; przyjmowała wzrastającą pewność siebie śledczej z wprost proporcjonalnie rosnącą obojętnością. Jednocześnie im więcej w umyśle Maisie rodziło się znaków zapytania, tym bardziej wycofana się wydawała. Bardziej niż zwykle, co wydawało się wręcz niemożliwe. Teraz na jej twarzy nie znajdywał się nawet cień uprzejmego uśmiechu. Co nie oznaczało, że jej wargi ułożyły się w płaczliwą podkówkę, zapowiadającą atak histerii. Wręcz przeciwnie, spięcie wywołane wspomnieniami z Trzynastki nagle się rozmyło i Mai rozsiadła się wygodniej na metalowym krześle, zakładając nogę na nogę, co na pewno wyglądałoby bardziej elegancko, gdyby miała na sobie sukienkę a nie sprane, nieco za duże spodnie. Nie ubrudzone krwią, widocznie fantomowe strachy okazywały się bezpodstawne a Avery zamierzała uderzyć w całkiem inne miejsce. Zorientowała się o tym odrobinę za późno; dopiero druga bezczelna insynuacja zdołała otworzyć Mai oczy, na to, co naprawdę mogło stanowić prawdziwy powód przesłuchania. Nie utrata życia przez pięć niewinnych osób; nie zdrada jedynego słusznego ustroju Trzynastki, a...coś, co łączyło ją z Gerardem? - To pytania, czy po prostu próbujesz mi coś wmówić? - prawie przerwała jej pierwsze zdania o przytłoczeniu Gerardem. Reagowała instynktownie, może powinna zamilknąć, ale nie podobał się jej ton Avery. I to jej triumfujące spojrzenie, włączające u Maisie coś, co od dawna pozostawało uśpione. Potrzebowała wyładowania i rozładowania; od kilku miesięcy żyła pod kloszem, pozbawiona kontaktu z naturą i z bronią, jaką doskonale się posługiwała. Przez sekundę miała przed oczami dość rozkoszną wizję odnalezienia swojej starej strzelby, z jaką wybierała się na polowania, i roztrzaskania największym kalibrem uśmiechniętej twarzy Arrington. To wyobrażenie znów na sekundę przywróciło na twarzy Mai szeroki uśmiech; powróciła jednak do stanu poprzedniej obojętności. Wysłuchując jej kolejnej tyrady. Z której niewiele rozumiała, skupiona wyłącznie na tłumieniu niedosłyszalnego podszeptu gdzieś w tyle głowy. Szansa. To szansa. Powiesz wszystko, uwolnisz się, w końcu; czy nie na to czekałaś? S z a n s a. Może ostatnia? Maisie, obudź się.Każda niesłyszalna głoska bolała i kącik ust Maisie znowu drgnął, znacząco, jakby miała się zaraz rozpłakać i faktycznie wyszlochać historię każdej z blizn, znaczących jej ciało. Warga dalej drżała niebezpiecznie i w momencie, w jakim Avery skończyła swoje przemówienie, Mai... Parsknęła nieco histerycznym śmiechem. Urwanym, łamanym i doskonale podsumowującym całą nagonkę słowną śledczej. Nie mogła się powstrzymać; ten krótki chichot całkowicie uciszył błagalne prośby dawnej Maisie, pochowanej już na zawsze pod wiernością Gerardowi. I kilkakrotnie połamanymi kończynami, podpaleniami i podtopieniami. Niedotlenienie mózgu, przetrącenie kręgosłupa moralnego i kompletne zniszczenie normalności, jaką powinna się teraz kierować, szukając w tym przesłuchaniu ratunku dla siebie. Nawet przez sekundę nie pomyślała o tym jako o szansie . - To mój ojciec. Opiekun. Wychował mnie i bronił przez moje całe życie. Naprawdę pytasz o coś takiego? - sprostowała tylko, uspokajając się już całkowicie i powracając do wystudiowanej obojętności.Pulsującej jakimś dziwnym niepokojem, wspinającym się po jej kręgosłupie, ale...nie, nie chodziło o strach przed jakimikolwiek konsekwencjami czy dalszymi pytaniami: była przerażona samą sobą, ustami, układającymi się w obce jej słowa i tym, że nie potrafi odnaleźć w nich tego, co chciała tak naprawdę przekazać. Zawodziła samą siebie, zawodziła oczekiwania Gerarda, zawodziła oczekiwania Malcolma i koncentrowała się na zwalczeniu tej nagłej frustracji. Jeden problem na raz, nie przemęczaj się, jesteś tylko głupią przedstawicielką durnej i słabej płci; po prostu skup się na wyjściu stąd. Jak najszybciej. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Pon Paź 20, 2014 4:57 pm | |
| Widząc obojętność powracającą na twarz Maisie, Avery również postanowiła nieco się uspokoić. Zaczęła od wyprostowania się w krześle, przesuwając je bliżej biurka. Ściągnęła usta ostatecznie pozbywając się drgających kącików ust i przywracając na twarz wyraz chłodnego opanowania. Może i dobrze bawiła się, odgrywając swoją rolę oraz zadając świadkowi te wszystkie pytania, ale cały czas miała na uwadze fakt, że ich rozmowie przysłuchiwała się pani psycholog. Przez to nie mogła czuć się wystarczająco swobodnie na własnym terenie, lecz zmuszona była ważyć każde słowo oraz nadawać mu odpowiedni ton, co powoli zaczynało ją męczyć. Wolałaby poprowadzić to przesłuchanie według własnego scenariusza, zaoszczędzając czasu nie tylko sobie, ale też Ginsberg. A skoro o czasie mowa, zdała sobie sprawę, że przed nią jeszcze parę innych podobnych rozmów. Między innymi z Gwen, która na pewno będzie tak samo chętna do współpracy jak Maisie. Słysząc jej uwagę, powstrzymała się przed kąśliwym komentarzem. – Tak, to były pytania – odpowiedziała przesadnie spokojnie, zastanawiając się, czy może to podciągnąć pod miganie się od odpowiedzi. Jeśli tylko miałaby na to ochotę to czemu nie? Wówczas Gisnberg dowiedziałaby się, jak tak naprawdę wygląda insynuacja. Do tej pory Arrington niczego jej nie wmawiała, ale mogła dopiero zacząć. Na razie była na etapie próby uchwycenia prawdziwego obrazu relacji między córką a ojcem, co szło dość opornie. Nie żeby kiedykolwiek liczyła na pomoc któregoś z Ginsbergów, ale w tej chwili trochę jej to przeszkadzało. Jednak gdyby miała zrezygnować z charakteru tego przesłuchania, poczułaby się jak przegrana. Pozostało jej więc zachować wszelkie żale na później, spiąć się i doprowadzić spotkanie do końca. Oczywiście zgodnie tylko ze swoimi zasadami. Śmiech Maisie przyszedł Avery niemalże z pomocą. Słysząc go, sama się uśmiechnęła. – Śmiej się dalej – zachęciła ją, jednak tamta już skończyła. Detektyw nie zamierzała pytać, do czego miał się odnosić. Było to dla niej kompletnie bez znaczenia. Nie przywiązywała wagi do słów, które nie należy do niej, ale były tylko schematami wyuczonymi prawie na pamięć i powielanymi w odpowiednich sytuacjach. Postanowiła, że zaczeka aż tamta odpowie na jej pytania i dopiero wtedy przejdzie do rzeczy. Czy spodziewała się takiej odpowiedzi? Nie do końca, miała jednak nadzieję, że Ginsberg jest trochę bardziej rozsądna niż na to wygląda. – Czyli mam to uznać za nie czy może kolejną próbę wymigania się? – zapytała raczej retorycznie. – Wyobraź sobie, że nie takie rzeczy dzieją się w Panem. Słyszałam o wielu niekonwencjonalnych relacjach łączących członków jednej rodziny i Twoje „To mój ojciec” nie jest dobrym argumentem – powiedziała, patrząc prosto w oczy kobiety. Postanowiła, że po raz ostatni da jej szanse. Wstała ze swojego miejsca i wolnym krokiem zaczęła spacerować wzdłuż biurka – W tej chwili sprawa nie wygląda tak jasno, jak Ci się wydaje. Znów nie dostałam jednoznacznej odpowiedzi, dlatego mogłabym pomyśleć, że próbujesz ukryć prawdę. Dzięki temu miałabym już wszystko, czego potrzebuję, uwzględniając w tym motyw. Mogłabym Cię oskarżyć i tym razem twój ojciec nie miałby już tak wiele do powiedzenia. – Przy ostatnich słowach stanęła przy Maisie, opierając się jedną ręką o blat. Pochyliła się lekko w jej stronę tak, że doskonale widziała twarz kobiety. – Ale zapytam jeszcze raz. Masz romans z Gerardem? Tak czy nie? – zapytała ostrzej, akcentując ostatnie słowa. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Pon Paź 20, 2014 7:04 pm | |
| Atmosfera w tym chłodnym pomieszczeniu nie należała do najprzyjemniejszych i nawet Maisie, obojętna zazwyczaj na aurę, unoszącą się w powietrzu, wyczuwała morze negatywnych emocji. Ba, cały ocean, zalewający jej słoną wodą oczy i dostający się do płuc. Mogła się zakrztusić na dobre i udławić, mogła szarpać i próbować chwytać się jak brzytwy swoich nieracjonalnych, wyzwoleńczych podszeptów, ale...Lata wychowania nauczyły ją, że przejawy buntu rzadko kiedy mają sens. Nie miała zbyt wielu pozagerardowych doświadczeń, przekładała więc jego nauki i złote rady (wyryte na jej ciele siatką szpecących blizn) także i na tę sytuację. Podbramkową, niewygodną a zarazem niedorzeczną. Takie oskarżenie nigdy nie wpadłoby jej do głowy i wolała już znosić ciężar oskarżeń o seryjne morderstwo i zdradę, niż...wyciągniętą rękę. Uznanie tego przesłuchania za szansę wyrwania się z patologicznej relacji, przypieczętowanej wieloletnimi torturami, nie wchodziło jednak w grę. W jej krwi płynęła tylko toksyczna miłość, przetoczona brutalnie z całkiem obcego organizmu, próbującego ją ochronić. Tylko to miała teraz przed oczyma, już w stu procentach przekonana o dobrym sercu Gerarda. Opiekował się nią, dbał o jej bezpieczeństwo, mądrze przepowiadał przyszłość i...nie potrafiła czuć się już zaniepokojona ubezwłasnowolnieniem. Cel uświęcał środki; naiwnie sądziła, że dalej żyją pod kloszem, w Dystrykcie, w którym każdy dbał o swoje przetrwanie i po prostu omijał z daleka chatę tej chorej rodziny. Wtedy modliła się do pogańskich bóstw o jakąkolwiek interwencję - teraz w pełni świadomie odrzucała pomoc. Nawet jeśli Avery nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej ostre słowa są wysłuchaną modlitwą szesnastoletniej Maisie z połamaną ręką i siniakami na całym ciele. Teraz jednak...była przecież szczęśliwa, najedzona, zamknięta wśród kwiatów i własnej postępującej choroby psychicznej. Najchętniej splunęłaby Arrington w twarz i wysyczała kilka potwornych słów na temat jej kompetencji, ale...Musiała być mądrzejsza. Nie skrzywiła się więc wcale i nie przerywała jej tyrady, przywołując tylko na twarzy lekki, obojętny uśmiech, z jakim pojawiła się w tej sali. Bliskość brunetki przyprawiała ją o mdłości, tak samo podłe insynuacje jakich używała. Mai przywykła jednak do ukrywania swojego bólu, niepokoju i strachu. Gerard nauczył ją balansowania na cienkiej linie i nawet jeśli dalej obawiała się upadku w przepaść, to utrzymywała się na niej bez problemu. - Nie - odparła tylko spokojnie, powoli, tak, by każdy dźwięk tego krótkiego zaprzeczenia dokładnie wybrzmiał w pomieszczeniu. I trafił ponownie do jej uszu, upewniając jej w tej słusznej decyzji, jaką podjęła. A właściwie jaką wpojono jej już kilka tygodni temu, kiedy dostawała do ręki klucz a i tak powracała do klatki, masochistycznie szczęśliwa i zapętlona w swojej nieświadomej tragedii. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Czw Paź 23, 2014 7:02 pm | |
| Ulga, którą przyniosła odpowiedź Maisie, nie była choć w najmniejszym stopniu porównywalna do satysfakcji, jakie ogarnęły Avery. Oczywiście nie do końca z powodu jej treści (przecież nigdy nie liczyła, że Ginsberg mogłaby potwierdzić tę informację), ale dlatego, że wreszcie osiągnęła swój cel. Odsunęła się, a potem lekkim krokiem powróciła na poprzednie miejsce, tym razem nie kryjąc uśmiechu, w którym rozciągnęły się jej usta. Po raz ostatni zerknęła do papierów, bardziej mechanicznie, bo nie spodziewała się już znaleźć w nich czegoś, co warte było uwagi, a przynajmniej nie dotyczyło tego świadka. Chwilę błądziła wzrokiem wśród liter, choć myślami uciekały w zupełnie innym kierunku. Za chwilę pójdzie po kawę i zrobi sobie przerwę od tych wszystkich… formalności. – Myślę, że wystarczy. Nie mam już żadnych pytań – powiedziała spoglądając na Maisie, a potem na panią psycholog. Kiwnęła głową, po czym wstała i uścisnęła dłoń tej drugiej, dziękując za przybycie i żegnając się. Potem zaczekała na Strażników, którzy mieli odprowadzić Ginsberg do wyjścia. Kiedy się pojawili, posłała jej ostatnie spojrzenie. – Do zobaczenia – rzuciła trochę zbyt wesoło, śledząc ją aż do chwili, gdy zniknęła za drzwiami. Dopiero potem sama zaczęła zbierać swoje rzeczy oraz dokumenty. Odruchowo sprawdziła telefon, natrafiając na nową wiadomość. Treść nie była długa, ale pojawił się też załącznik, który mógłby okazać się o wiele ciekawszą lekturą. Szkoda tylko, że nie mogła zająć się tym teraz. Schowała urządzenie do torebki i wyszła z Sali. Najwyraźniej nie tylko one interesowała sprawa Maisie. Pomyślała, że kiedy tylko skończy z Vernon i akurat nie zdarzy się nic nowego, będzie musiała wrócić do tamtych zabójstw, przypomnieć sobie dokładnie szczegóły, przeczytać dokumentację i odnaleźć parę osób. Niepotrzebnie to wszystko ciągnie się za nią od tylu miesięcy. Gdyby tylko przysiadła do tego naprawdę i skupiła się wyłącznie na jednym, może w końcu osiągnęłaby coś jakiś efekt. Niestety, oprócz braku czasu, pozostawał też jeszcze jeden problem, a konkretnie Gerard, który dopóki pozostawał blisko Almy, mógł chronić swoją córkę do woli. Ostatnią deską ratunku było więc zabójstwo dziennikarki i gdyby tylko udało jej się dobrze poprowadzić tę sprawę (czyli udowodnić pani prezydent, że jej współpracownicy wcale nie są tacy świetni), mogłaby chociaż odrobinę zrzucić go ze stołka i dostać pozwolenie na powtórne przeprowadzenie śledztwa. Czyli rozwiązałaby dwa problemy za jednym zamachem. Niestety jak na razie zapowiadał się długi dzień, pełen pracy i kolejnych męczących świadków, a jedynym, o czym w tej chwili mogła myśleć Avery (oprócz dalszych prób pozbycia się Ginsbergów) był kubek gorącej kawy.
zt |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Nie Lut 08, 2015 6:56 pm | |
| Byłam zestresowana. Zestresowana jak cholera. Siedząc w sali, rozglądając się po chłodnym w pomieszczeniu próbowałam zachować spokój, utrzymać w ryzach szalejące serce, nie było to jednak najłatwiejsze. Paradoksalnie, nie martwiłam się o siebie, a przynajmniej nie tak jak o Malcolma, który już godzinę wcześniej wszedł na przesłuchanie. Nie miałam pojęcia jak mu poszło, nie widziałam się nawet z mężczyzną, od chwili, w której Strażnik poprowadził go w stronę innego pokoju. Miałam jedynie nadzieję, że to co się dzieje nie zmieni się za chwilę w regularny koszmar, że dzisiejszy dzień nie okaże się początkiem paskudnego końca, podczas którego wszystkie brudy wyjdą na jaw. Miałam ochotę zacząć niecierpliwie stukać palcami o blat stołu, podnieść się i nerwowo krążyć po pokoju, zrobić cokolwiek, co pomogłoby zabić mi czas i rozładować emocje, zmęczyć się by zapomnieć o obijających się po umyśle obawach, jednak nie ruszyłam się z miejsca nie chcąc w aż tak dobitny sposób zdradzić swojego zdenerwowania. Zamiast tego odliczałam w głowie kolejne sekundy, jak mantrę powtarzałam wszystko co uzgodniliśmy z Macolmem. Tak na wszelki wypadek. Cholera, jak bardzo chciałabym wiedzieć co u niego. Odetchnęłam głębiej i odchyliłam się w krześle, spojrzenie przenosząc na lustro na przeciwko mnie, by po chwili obserwacji odbicia swojej pobladłej twarzy skrzywić się zniesmaczona i wbić wzrok w sufit. Musiałam wierzyć w to, że nic mu nie będzie, że te przesłuchania są jedynie czystą formalnością, a Malcolm jako osoba dłużej mieszkająca w Kapitolu był traktowany jako możliwe źródło informacji dotyczących jakiś znamion związanych z potencjalną działalnością opozycji. W końcu znał miasto lepiej niż my, jemu łatwiej byłoby coś dostrzec. I chociaż wiedziałam, że to naiwne i niemal na sto procent odmienne od rzeczywistości takie przekonanie pozwoliłoby ponownie wykształcić mi pewność siebie, która legła w gruzach, gdy wsiadałam rano do samochodu mężczyzny. W momencie takim jak ten musieliśmy grać jak najlepiej, nie chcąc by jakiekolwiek ciemne sprawki wyszły na jaw. Tchnięta tą świadomością odetchnęłam jeszcze raz, głębiej, po czym wyprostowałam się na krześle i ponownie zerknęłam w stronę lustra weneckiego, ze spokojniejszą już miną czekając na śledczego (śledczych?), którzy niedługo już mieli się pojawić.
przepraszam za tę kupę na start : c
Ostatnio zmieniony przez Nicole Kendith dnia Pią Maj 15, 2015 8:52 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Pon Lut 09, 2015 9:49 pm | |
| / jakiś czas po wizycie u Blejza
Znała śledczych, którzy przed przesłuchaniami udawali się do pomieszczenia obok i tam przez kilka minut obserwowali swoich świadków. Twierdzili, że dzięki temu poznają bliżej prawdziwe oblicze osoby, że później łatwiej jest im rozróżnić prawdę od kłamstwa. Avery w to nie wierzyła. Osoby wzywane do stawienia się przed organami ścigania zwykle były świadome, że są pod stałą obserwacją, a dzięki temu szczególnie mocno zważały na to, aby z czymś się nie wydać. Rzecz jasna zdarzały się też sytuacje, kiedy ktoś nie wytrzymywał. Czy Nicole Kendith będzie próbowała coś ukryć? I czy ewentualnie da radę robić to przez całe przesłuchanie? Nie zastanawiała się nad tym. Arrington, kiedy tylko minęła próg więzienia, była w stanie myśleć jedynie o paczce papierosów, którą zostawiła na pastwę brudnych łap Strażników Pokoju stacjonujących w budynku. Szybkim krokiem przemierzyła całą długość korytarza, nawet na moment nie zatrzymując się, aby zerknąć na drzwi prowadzące do sali nr 3. Weszła do kolejnego pomieszczenia, błyskawicznie odnajdując wzrokiem zgubę pozostawioną dokładnie tam, gdzie spodziewała się ją zobaczyć. Na szczęście. Zgarnęła niewielkie opakowanie prosto do torebki, nawet nie sprawdzając zawartości i już zamierzała wychodzić, kiedy jej uwagę przyciągnęło coś jeszcze. Podeszła bliżej lustra fenickiego, obserwując uważnie młodą kobietę po drugiej stronie. Przez krótką chwilę próbowała wyczytać cokolwiek z jej mimiki czy postury. Niestety i wygląd i zachowanie zdawały się być w pełni normalne i nie budziły nawet najmniejszych zastrzeżeń. Chociaż nie, czy nie była przypadkiem zbyt blada jak na rutynowe przesłuchanie? Avery uśmiechnęła się pod nosem. Jakie były szanse, że ktoś taki działał w organizacji terrorystycznej? Wiedziała już, że ci najspokojniejsi potrafili krzyczeć najgłośniej, ale przecież generalizowanie i wrzucanie ludzi do jednego worka bez wcześniejszej rozmowy było okropnie niesprawiedliwe. Trzeba najpierw dać szansę pani Kendith na obronę, prawda? Westchnęła cicho, powoli odwracając się w stronę wyjścia, a potem przechodząc w umówione miejsce. Być może właśnie otwierała drzwi prowadzące do kolejnego długiego i wypełnionego pracą do późnych godzin śledztwa, lecz wcale nie czuła się tym przytłoczona. Od chwili zniknięcie Gwen czuła, że dla niej nabrało ono również odrobiny prywatnego charakteru. - Dzień dobry. Avery Arrington. – Zaraz po zamknięciu drzwi, jak przystało na osobę kulturalną, przedstawiła się, podchodząc do czekającego na nią biurka i odkładając na blat teczkę wypełnioną dokumentami. Zerknęła ciekawie na swojego świadka, zastanawiając się, czy zna jej siostrę. A może ukrywa ją razem z resztą poszukiwanych? Otworzyła przyniesione ze sobą papiery, sprawdziła dowód tożsamości fotografa, odczytała standardowe procedury, a potem odłożyła to wszystko na bok. Po tylu godzinach, ile poświęciła ona analizując w kółko i w kółku te same akapity, stwierdziła, że nie potrzebuje na razie żadnych pomocy. – Zaczniemy od Vernon – zakomunikowała, czekając na reakcję Nicole. – Jak układały się Wasze stosunki? Obejmowały one jedynie pracę czy spotykałyście się też poza nią?
Ostatnio zmieniony przez Avery Arrington dnia Wto Lut 10, 2015 7:49 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Pon Lut 09, 2015 10:52 pm | |
| Odliczałam w myślach kolejne sekundy dzielące mnie od pojawienia się śledczego, walcząc z coraz bardziej natrętnymi, nieprzyjemnymi myślami. Starałam się nie rozważać nad tym co dzieje się w sali obok, nie zastanawiać się nad tym jak czuje się Malcolm, czy da sobie z tym wszystkim radę, co tak naprawdę na niego mają. W końcu wałkowanie tego mogłoby przynieść więcej szkód niż korzyści. Nie mogłam pozwolić sobie na zamienienie się w roztrzęsionego bachora, nie mogłam pozwolić sobie na niekompetencje. W końcu, byłam profesjonalistką, a przynajmniej za takową się uważałam, gdy siadałam do laptopa po raz kolejny to przełamując internetowe bariery, włamując się na zamknięte dla ludzi serwery i korzystając z ich dobrodziejstw publikując kolejne to posty na blogu. Przecież doskonale zdawałam sobie sprawę z konsekwencji jakie niosły za sobą próby działania przeciw rządowi, tak samo zresztą jak wtedy, gdy moje nogi po raz pierwszy przekraczały próg Kwatery Głównej, oraz w momencie, w którym z pełnią świadomości tego kim naprawdę jest Malcolm zdecydowałam się zostać z nim. Każda z tych decyzji wiązała się z mniejszym lub większym niebezpieczeństwem, w końcu przynależność do Kolczatki była zbrodnią, a za rolę Verite dawno już wisiał nade mną wyrok, którego wolałabym nie rozpamiętywać. Mimo to siedząc w sali przesłuchań czułam się jak małe dziecko, przytłoczone ogromem odpowiedzialności za swoje czyny, która nagle na niego spadła. Ledwo udało mi się powstrzymać nerwowe wzdrygnięcie się, kiedy usłyszałam otwierające się drzwi, a podnosząc wzrok na wchodzącą kobietę potrzebowałam kolejnego głębszego wdechu by na mojej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. - Dzień dobry - przywitałam się spokojnym głosem, obserwując zbliżającą się Arrington. W ciszy wysłuchałam podstawowych formułek, nie do końca jednak skupiając na nich uwagę. Jej nazwisko wydawało mi się znajome i potrzebowałam chwili by uświadomić sobie, gdzie już je słyszałam. Gwen, uciekinierka kryjąca się wśród zakamarków kwatery, siostra siedzącej przede mną kobiety. Czyli pani też nie ma tak czystej karty, jak mogłaby pani chcieć, droga pani Arrington. Ta myśl przyniosła mi zadziwiającą ulgę. Chwila ciszy sprawiła, iż ponownie całą uwagę skupiłam na śledczej, przyglądałam jej się ze spokojem, a nawet odrobiną zaciekawienia. W momencie, w którym gra wreszcie się rozpoczęła, a mój przeciwnik nie okazał się wcale tak idealny jak wcześniej mogłabym przypuszczać, część stresu opuściła mnie niemal natychmiastowo. - Widywałyśmy się tylko w pracy, na dodatek nie za często. Zakresy naszych obowiązków były zupełnie odmienne, ja poza pracą w terenie zazwyczaj spędzałam czas przed komputerem podczas obróbki zdjęć bądź w samej ciemni, rzadko odwiedzam pomieszczenia przeznaczone dla reporterów. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Wto Lut 10, 2015 8:14 pm | |
| Skinęła głową, słysząc odpowiedź Nicole. Tego właśnie się spodziewała. Vernon, pracująca w dziale kulturalnym raczej nie miała wielu okazji do rozmów z fotografem. Większość zdjęć, które znajdowały się pod jej artykułami zapewne musiała wykonywać samodzielnie. Jednak kwestia relacji panujących pomiędzy kobietami nadal pozostawała nierozwiązana. - A czy podczas Waszej współpracy dobrze się dogadywałyście? Czy kiedykolwiek nastąpiło między Wami spięcie? – pytała spokojnie, nadal przyglądając się uważnie Kendith. Nieszczególnie podobało jej się, że po raz kolejny musi ciągnąć temat artykułu oraz jego autorki, ale razem z Blaisem ustalili, że w wypadku tego świadka warto o to zapytać. W końcu właśnie od Savannah wszystko się zaczęło. Ponad to podczas ostatniego ich spotkania zrodziło się tak wiele możliwych powiązań, że któreś na pewno musiały być prawdziwe, a żeby je znaleźć, Arrington postanowiła zacząć od najprostszego i jednocześnie najnudniejszego. Jednak nie chodziło tylko o to, żeby zaoszczędzić na czasie i przeprowadzić przesłuchanie w sposób poukładany. Jako detektyw miała prawo przesłuchiwać nawet przez parę godzin. Tymczasem w pewien sposób właśnie przygotowywała sobie grunt pod dalszą część spotkania. Przecież bycie śledczym nie polegało tylko na tropieniu i przesłuchiwaniu, ale bazowało też bardzo na umiejętności obserwacji, wyciąganiu wniosków i przewidywaniu. Zakładając, że Nicole nie kłamała (a nic na to nie wskazywało), pomyślała, że z czystym sumieniem mogłaby przejść dalej. W kwestii relacji z Vernon nie dostrzegała już niczego wartego uwagi, a wszelkie niepewności oraz pytania zostały błyskawicznie rozwiane. Zamierzała zadać kolejne pytanie, ale zanim to zrobiła, do głowy przyszedł jej jeszcze inny pomysł. Ponownie zwróciła uwagę na zachowanie Kendith, która wydawała się być o wiele bardziej zrelaksowana niż przed spotkaniem. Avery odnotowała to w myślach, po czym sięgnęła po wieczne pióro oraz papiery leżące przed nią. Przez chwilę nie odzywała się, niespiesznie zapisując niewiele znaczące uwagi, i w głowie przygotowując się do właściwej części. Nie próbowała grać na czas. Po prostu czekała na właściwy moment. - Cieszę się, że nie jesteś już tak zdenerwowana jak wcześniej - odparła spokojnie, w końcu odrywając wzrok od swojego pisma i przenosząc go na kobietę. Posłała jej ciepły uśmiech, w ogóle nie przejmując się tym, że tak po prostu wyjawiła jej, iż była obserwowana. – Nie ma się czym denerwować, to tylko przesłuchanie uzupełniające. Razem z oficerem Argentem chcemy w końcu zamknąć sprawę Vernon. Śledztwo ciągnie się stanowczo za długo. – Pokręciła głową jakby naprawdę miała już dość tego wszystkiego, a przecież zabawa dopiero się zaczynała. Westchnęła na głos i powróciła do notowania. Zajęło jej to niecałe dwie minuty, a gdy skończyła, odezwała się ponownie. – Bo chyba nie martwisz się o swojego chłopaka, prawda? – zapytała, odchylając się w krześle i krzyżując ramiona na piersiach. Każdy wiedział, że osoba niewinna idąca na przesłuchanie raczej nie powinna mieć żadnych powodów do obaw. A jednak Nicole coś wyraźnie leżało na sumieniu. – Chciałabym wiedzieć, jak wyglądają stosunki Malcolma Randalla z jego siostrą, Maisie Ginsberg. Czy utrzymują ze sobą kontakt, jak często się widują? Wszystko, co tylko wiesz – poprosiła, przygotowując się już do kolejnego pytania. Zamierzała przeprowadzić to stopniowo, zaczynając od nitki, która doprowadzi ją wprost do kłębka. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Pią Lut 13, 2015 11:57 am | |
| Obserwowałam śledczą, licząc na to, że w razie zbliżającej się katastrofy zauważę coś na jej twarzy i zdążę się przygotować psychicznie na ciężkie pytanie. Nie chciałam zdradzić się w jakikolwiek sposób, wykonać jakiś niewłaściwy gest, pozwolić by na mojej twarzy pojawiło się za dużo emocji. Na razie sprawa była dość prosta, poruszane tematy nie wydawały mi się niebezpieczne, udawało mi się więc zachować na twarzy delikatny i dość niepewny uśmiech. - Nie pamiętam żadnej sytuacji w której działoby się coś nieprzyjemnego. Prawdę powiedziawszy, ledwo co ją znałam, nie miałybyśmy nawet powodu do jakichkolwiek spięć. Milczenie, które później zapadło trochę mnie zaniepokoiło, mimo iż kobieta zdawała się nadal być spokojna , fakt, że na chwilę odstąpiła od mówienia idealnie szargał moimi nerwami. By nie okazać oznak powoli narastającego zniecierpliwienia skupiłam się na spokojnym oddechu, powolnym wciąganiu i wypuszczaniu powietrza, wzrokiem śledząc ruchy pióra wiecznego na kartkach papieru. Nie byłam w stanie odczytać tego co Arrington pisała, na dobrą sprawę jednak nawet mi na tym nie zależało. Chodziło po prostu o zajęcie swojego umysłu, póki nie pozwalałam myślą błąkać się swobodnie udawało mi się utrzymywać względny spokój. Słowa, które w końcu przerwały ciszę nie powinny być dla mnie zaskoczeniem, w końcu doskonale wiedziałam o tym, iż mogę być obserwowana przed samym przesłuchaniem, zresztą, chyba każdy orientował się w tej kwestii. Czemu więc pozwoliłam sobie na to, by zdradzić się wcześniej czymkolwiek, czemu nie przemyślałam mojego zachowania, każdej miny, od momentu wejścia do sali? Kącik ust drgnął mi nerwowo, gdy śledcza powróciła do notowania, a moje myśli zaszalały szukając ewentualnego wytłumaczenia. Kolejne pytanie zastało mnie więc w samym centrum rozmyślań, zupełnie nie przygotowaną na nawiązanie do Malcolma. - Ja... - bąknęłam, mrugając gwałtownie, już po chwili zdając sobie sprawę jak kiepsko to musiało wyglądać. Niepewność i wypisana na twarzy, problem z zebraniem myśli i to w momencie w którym powinnam zachować profesjonalizm. Przyglądałam się kobiecie zdając sobie sprawę, że właśnie mogłam sama podciąć sobie nogi. Chyba, że... To ryzykowne, ale może.... Odchrząknęłam. - Proszę mnie zrozumieć... tu nie chodzi o... po prostu... - wahałam się, choć w duchu zyskałam już nad sobą kontrolę. Jeśli chciałam dobrze zagrać musiałam nad sobą panować bardziej niż jeszcze parę chwil temu. - Obałam się, że przesłuchiwać mnie będzie pan Ginsberg - dodałam po chwili milczenia cichym głosem, z cieniem przestrachu w tle, wbijając w Avery proszące spojrzenie, tak jakbym bardzo chciała by zrozumiała o co mi chodzi. Miałam tylko nadzieję, że ta strategia zadziała. Siedziałam przez chwilę w ciszy, wyraźnie pozwalając sobie na głębsze oddechy, tak jakbym potrzebowała czasu na uspokojenie się i odzyskanie kontroli nad myślami po wypłynięciu na wierzch jego tematu. Nie uciekałam wzrokiem, nie chciałam by śledcza pomyślała, że próbuje cokolwiek ukryć, nie zamierzałam też odgrywać zbytnio przerażonej, atak paniki wywołany takowym pytaniem prędzej wzbudziłby podejrzenia niż zadziałał na moją korzyść. Na prośbę Arrington zareagowałam krótkim skinięciem głowy, kontynuując teatrzyk odetchnęłam jeszcze raz i już w miarę spokojnym głosem odpowiedziałam na jej pytanie. - Szczerze powiedziawszy, z tego co się orientuje, nie są one zbyt płynne. Malcolm dopiero niedawno dowiedział się o tym, że jego siostra również mieszka w Kapitolu, pod opieką naczelnika więzienia - głos lekko zadrżał mi, gdy wypowiadałam dwa ostatnie słowa. - Odwiedził ją raz w mieszkaniu, w zeszłym miesiącu, wcześniej spotkaliśmy ją razem z jej opiekunem na bankiecie. Nie pamiętam by spotkał się z nią więcej razy. A jeśli nawet tak było nie mówił mi o tym. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Pon Lut 16, 2015 9:51 pm | |
| Widząc niepewność na twarzy Nicole, Avery uśmiechnęła się, lecz jedynie do swoich myśli. Na zewnątrz, jak zawsze, pozostała zimna i obojętna, w ogóle nie dając po sobie poznać, że dokładnie takiego efektu oczekiwała – zdezorientowania i zaskoczenia świadka. Kendith w tej sytuacji powinna choćby spróbować wyjaśnić śledczej, na czym polegał problem. W końcu jeśli nie chodziło o Kolczatkę, to chyba nie miała czego się obawiać, prawda? Niestety reakcja, wszystkie te emocje, które przemknęły przez jej twarz, stanowczo nie działały na korzyść przesłuchiwanej oraz Randalla. Arrington coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że coś leżało na rzeczy i najpewniej nie chodziło o byle co. Gdy tamta zaczęła dukać pierwsze słowa, detektyw ponaglająco uniosła wyżej brwi, mimo że sytuacja coraz bardziej zaczynała ją bawić. Oczywiście nie mogła sobie pozwolić na nieprofesjonalne śmiechy, zresztą stawką było przywrócenie na ulice stolicy względnego porządku. Do czasu kolejnego poważnego morderstwa. Kiedy w końcu padło pierwsze składne zdanie, Avery błyskawicznie zmieniła pozycję, opierając przedramiona na biurku i pochylając się lekko w stronę kobiety. – Dlaczego się tego obawiałaś? – zapytała, patrząc prosto na Nicole. – Chodzi o to, że jest spowinowacony z Malcolmem? – podsunęła spokojnym głosem. Ginsberg i Randall byli ze sobą naprawdę mocno związani, skoro gdy tylko padało nazwisko jednego, zaraz przechodziło się do drugiego. Coraz mniej ją to dziwiło, a ostatnimi czasy wręcz przeciwnie, chętnie dowiadywała się więcej. Co w tej kwestii miała do powiedzenia Kendith? Czy domyślała się, przez kogo ona i jej chłopak zostali wezwani i teraz zamierzała wykorzystać to przeciw Gerardowi? Nawet jeżeli, Arrington musiała wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. W końcu była to jej jedyna szansa na obronę i wytłumaczenie się ze swojego nieracjonalnego zachowania. Kolejną odpowiedź przyjęła w ciszy. Brzmiała sensownie, więc detektyw odnotowała jedynie krótką uwagę na ten temat w swoich papierach. – Nie wiesz, dlaczego spotkali się tylko raz? Czy Gerard Ginsberg zabrania im się widywać? – zapytała, skoro tylko przyszło jej to do głowy. Cały czas próbowała dojść do ładu i wyklarowania wszelkich niejasności w kwestii relacji całej trójki. Nie zamierzała bawić się w żadne godzenie. Na własnym przykładzie wiedziała, że więzy krwi bywają kłopotliwe i potrafią utrudnić nawet najprostsze sprawy. Stwierdzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, najwidoczniej nadal było aktualne. - Skoro już wspomniałaś o bankiecie: czy widziałaś Vernon przed jej śmiercią? Jeśli tak, czy widziałaś z kim przyszła, co robiła wcześniej? – Zabawne, jak to wszystko łączyło się w jedną, wielką całość. Może Kapitol wcale nie był takim dużym miejscem? Podczas pierwszych przesłuchań pytała jedynie o uroczyste przyjęcie, po zeznaniach naczelnika o Kolczatkę i teraz znów wracała do punktu wyjścia. Szkoda tylko, że była prawie w pełni przekonana, że ani Nicole ani Malcolm nie mieli nic wspólnego ze śmiercią dziennikarki.
|
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Sob Lut 28, 2015 5:12 pm | |
| Nie byłam pewna czy moja strategia zadziała. Równie dobrze to co robiłam teraz mogło zrujnować mnie, Malcolma, mogło sprawić, że sprawa okazała się przegrana. I na początku, przez chwilę, faktycznie pomyślałam, że tak to się skończy, widząc jednak jak szybko zmieniła się pozycja śledczej, dostrzegając jej błysk w oku, doszłam do wniosku, że jednak jest szansa na to, że przynęta została zarzucona w odpowiedni sposób. Słysząc pytania skrzywiłam się lekko i w pierwszym momencie wbiłam spojrzenie w dłonie, jakby próbując poradzić sobie z natłokiem emocji, prawda była jednak taka, iż układałam w głowie kolejne to informacje, zastanawiając się w jaki sposób je podać i jak odwrócić konflikt między mną a Gerardem na moją korzyść. - Nie... - mruknęłam w końcu, po nerwowym głębokim wdechu podnosząc wzrok na kobietę siedzącą na przeciwko mnie. Pozwoliłam na to by choć część mojego zdenerwowania i niepewności pojawiła się na mojej twarzy, zagrywając tymi emocjami tak, by okazały się moimi sojusznikami. - Pana Ginsberga poznałam na długi czas przed tym zanim dowiedziałam się, że jest on spokrewniony z Malcolmem i... od samego początku nasze relacje nie były najlepsze. - Przerwa na wdech, mocniejsze zaciśnięcie palców. - Poznałam go podczas wizyty w więzieniu, kiedy robiłam zdjęcia pod reportaż na temat naczelnika więzienia. Ta wizyta... nie była za przyjemna... Pan Ginsberg raczej nie był zadowolony z mojego widoku... Nie chciał współpracować, chciał bym jak najszybciej opuściła lokal, powiedział, że... - Pokręciłam głową z niedowierzaniem. - Dał mi do zrozumienia, że najchętniej potraktowałby mnie tak jak więźniów. Przerwałam na chwilę, wyprostowałam się na krześle, po czym westchnęłam ponownie wbijając spojrzenie w dłonie. Odczekałam chwilę, zbierając się w sobie, jakby ten temat był dla mnie czymś ciężkim. Nie chciałam by wyszło na to, że przychodzenie o mojej największej obawie przychodziło mi łatwo. - Proszę zrozumieć, może to wydawać się głupie, ale na prawdę obawiam się tego człowieka... nie chciałabym... nadal nie chcę... mieć z nim więcej kontaktów niż to konieczne. Szczerze mówiąc, bardzo bym się ucieszyła, gdyby to spotkanie w więzieniu było naszym jedynym, jednakże jakiś czas później natrafiłam na niego na ulicy. Był... nie potrafię tego nawet opisać... zacisnął rękę na moim ramieniu... trzymał mnie blisko siebie zmuszając do wspólnego spaceru... a potem wyrwał aparat z ręki i go zniszczył. Rzucił na ziemie. Rozdeptał. A ja nie potrafiłam się nawet zbuntować. - Zerknęłam na Avery prosząco, licząc na to, że złapie się na strach młodej dziewczyny. - Następnym razem spotkałam go podczas Dnia Wyzwolenia, miałam robić zdjęcia dla Capitols Voice. Spotkałam tam pana Ginsberga, który zaproponował mi wtedy bym zajęła miejsce wśród pracowników rządu zamiast w strefie dla mediów. - Zamilkłam na chwilę, wahając się przez sekundę. Celowo. - Co by pani zrobiła na moim miejscu..? Obawiałam się go, ale... Możliwość tak dobrych ujęć skusiła mnie mocno. Przez co się zgodziłam. I nie wiem czy to nie była najgorsza możliwa decyzja. Po tym wszystkim co się tam działo... po zamachu... - Wzdrygnęłam się lekko. - Ginsberg wziął mnie na przesłuchanie. Każdy z dziennikarzy miał zostać przepytany, nie widziałam więc w tym nic złego. Jednak w przeciwieństwie do moich kolegów po fachu byłam zmuszona do przenocowania na komisariacie, a następnie zostałam wypytana nie o same wydarzenia, a o... Malcolma. - Pokręciłam głową starając się wyglądać na przestraszoną. - Nie wiedziałam co się dzieje, byłam zdezorientowana. Przyznam szczerze, nie chciałam wtedy odpowiadać na pytania. Dlatego, że nie rozumiałam tego co się dzieje. Zamilkłam, bezradnie wbijając wzrok w blat stołu, nie będąc w stanie, przynajmniej na razie, kontynuować tego tematu. Zagubiona, przestraszona dziewczyna, która mówiła o kimś kogo się bała, nią starałam się być. Choć, na dobrą sprawę, wcale tak daleko mi do niej nie było. W momencie, w którym w jednym miejscu zebrałam ze sobą wszystkie mniej przyjemne fakty dotyczące Ginsberga czułam jak zimny dreszcz przebiega po moim kręgosłupie, dreszcz, którego nie potrafiłam powstrzymać. Nie mogłam zaprzeczyć, że ten człowiek wzbudzał we mnie obawy, silniejsze niż ktokolwiek inny. Co w sumie powinno być ironią, gdyż nie dzierżył on prawdziwej władzy w ręku, nie stał na wysokim stanowisku. A jednak.. W odpowiedzi na kolejne pytanie śledczej wzruszyłam niepewnie ramionami, by po chwili gest ten pokręcić krótkim pokręceniem głową. - Nie wiem - powiedziałam. Co wcale nie było takie dalekie od prawdy. Chwilę później zresztą poprzedziłam poprzedni gest, nie potrafiąc zareagować inaczej na kolejne słowa padające z ust Arrington. - Nie widziałam. Nie wiedziałam co innego mogłabym dodać na ten temat. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Czw Mar 05, 2015 10:44 pm | |
| Do tej pory wydawało jej się, że przesłuchanie Nicole naprawdę będzie miało charakter uzupełniający. W końcu co takie mogła wnieść dziewczyna podejrzanego? Jedynie spróbować potwierdzić zeznania swojego chłopaka, ewentualnie przy sprawie morderstwa fakt, iż z Vernon nie utrzymywała żadnych głębszych relacji, a to że pracowały razem było jedynie zbiegiem okoliczności. Avery nie spodziewała się żadnych rewelacji, z góry przygotowała się na kolejną bezwartościową, nic nie wnoszącą rozmowę, która powinna przeprowadzić, bo tak nakazują przepisy. Robiła to, lecz z dozą dystansu oraz znużenia, czekając na moment, w którym w końcu będzie mogła sprawdzić, czy słowa Kendith, pokrywają się z tym, co mówił Randall. Jednak gdy padło nazwisko naczelnika więzienia, po raz pierwszy w ciągu tych paru minut spojrzała na świadka ze szczerym zainteresowaniem. Nicole zapewne nie zdawała sobie nawet sprawy, że wpadła na właściwą osobę. Arrington już od dawna marzyła o tym, żeby móc ujawnić prawdziwą twarz Ginsberga. Jeszcze podczas prezydentury Coin obserwowała go uważnie, doskonale wiedząc, że kiedyś w końcu się potkanie, a gdy to nastąpi, jej obowiązkiem będzie wykorzystać tę sytuację i umiejętnie wszystko rozegrać. Niestety do tej pory nie miała żadnych dowodów ani okazji do bezpośredniego działania, mogła jedynie czekać. Widać cierpliwość opłaciła się, bo pierwsza okazja pojawiła się, gdy w jej ręce wpadł artykuł zamordowanej dziennikarki. Niestety na korzyść Gerarda działało to, że w opinii większości uchodził raczej za ofiarę młodej dziewczyny, przez co Avery zdecydowała się odpuścić i jeszcze trochę poczekać. Kendith więc spadała jej jak z nieba razem ze swoją historią o prześladującym ją członku Rządu. Po prostu lepiej być nie mogło. Wysłuchała dziewczyny do końca, nie przerywając ani przez chwilę. Niczego nie notowała, kilka razy jedynie skinęła głową, w duchu wyobrażając sobie minę Adlera, gdyby usłyszał to wszystko. – Ile czasu dokładnie to trwa? – zapytała, choć przeczuwała, że wystarczająco dużo. Idealnie się składało. Nie mogła stwierdzić, że zeznania nie były wiarygodne, bo przecież jej wierzyła. Niestety wiedziała też, że raczej nie powinna się z tym ujawniać, a przynajmniej nie przy przesłuchiwanej. – Nicole, na pewno zdajesz sobie sprawę, że Gerard Ginsberg jest szanowaną postacią. Aby pociągnąć go do jakiejkolwiek odpowiedzialności trzeba czegoś więcej niż słowa. Potrzeba jednoznacznych dowodów świadczących o jego winie- wyjaśniła, patrząc uważnie na dziewczynę. – Zresztą jeśli chciałabyś dowodzić swoich racji, pierwsze, co rzuci się w oczy będzie spór pomiędzy Malcolmem oraz Gerardem, który może działać na korzyść naczelnika – dodała, przypominając sobie, z jakiego powodu siedziała dziś w tej sali. Ginsberg wrobił Randalla, a gdy dojdą do tego akta z bieżącego śledztwa, ktoś może pomyśleć, że to zemsta. – Nie twierdzę, że nie warto próbować. Jeśli to wszystko, co powiedziałaś jest prawdą, twoim obowiązkiem wręcz jest złożyć odpowiednie zeznania. Szkoda tylko, że dopiero teraz o tym wspominasz. Inaczej zajęlibyśmy się sprawą wcześniej – stwierdziła z ledwie wyczuwalnym zawodem w głosie. – Czy jest coś jeszcze odnośnie Ginsberga? Odpowiedzi na pytania dotyczące bankietu przyjęła, zapisując je w odpowiednim miejscu. W tej kwestii chyba już wszystko było jasne, nie widziała żadnych więcej możliwych powiązań. Widać Vernon nie dość, że nie należała do najbardziej towarzyskich osób, to nawet na bankietach udawało jej się świetnie wtopić w tłum. Najwidoczniej Avery nie dowie się o niej nic więcej ciekawego.
|
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Nie Mar 15, 2015 7:29 pm | |
| Starałam się jak najwięcej wyłapać z reakcji Arrington, dowiedzieć się co śledcza myśli o moich wyznaniach, nie obserwując jej przy tym zbyt natrętnie. Niczego nie notowała, na dodatek skinęła kilkakrotnie głową jakby chciała mnie zachęcić. Nie byłam pewna czy mogę interpretować to na własną korzyść, jednak z każdą kolejną chwilą narastało we mnie przekonanie, że choć odrobinę zainteresowałam siedzącą na przeciwko mnie kobietę. A to przecież było najważniejsze. - Nie jestem pewna... Kilka miesięcy, nie pamiętam ile dokładnie - odpowiedziałam cicho na jej pytanie, zdając sobie sprawę, że faktycznie, gdzieś po drodze pogubiłam się już w tej kwestii. Gerard wpił się tak mocno w moją codzienność, iż najnormalniejszym faktem wydawało mi się już, że gdzieś tam się czai. Był, jest i będzie, to nie miało ani początku, ani końca. Choć to drugie mogło się jednak zmienić. Następne jej słowa sprawiły, iż na chwilę serce zatrzepotało mi z niepokojem. Arrington poruszyła temat, którego obawiałam się najbardziej i na który nie byłam do końca przygotowana psychicznie, mimo iż wiedziałam, że takowy się pojawi. Dowody. Dowody świadczące o winie Gerarda. Właśnie ich brak sprawiał, że tak uparcie milczałam, nie informując o zdarzeniu nawet Malcolma, choć byłam pewna, że on akurat nie pytałby mnie o to czy mogę czymś poprzeć swoje słowa. Naczelnik był inteligentny, widział, gdzie leżą granicę i ich nie przekraczał, nie pozwalając złapać się za rękę. A mimo to... - Zdaje sobie z tego sprawę - mruknęłam, gdy śledcza w końcu przestała mówić, spuszczając na chwilę wzrok na dłonie. Wszystko co mi powiedziała było prawdziwe, tak blisko związane z moimi ubawami, iż nawet nie musiałam już niczego udawać, odpowiednie emocje same wypływały na moją twarz. - Dlatego też niczego nie mówiłam, rozumie pani? Nie miałam nigdy jakiś konkretnych dowodów, nic do swojej obrony poza słowami. Ale teraz... - Zawahałam się na chwilę, zastanawiając się czy jestem w stanie zrobić cokolwiek, powiedzieć coś, co przesunie szalę na moją stronę, czy jakiś mój argument będzie wystarczająco pewien. I kiedy już z pewnym niepokojem doszłam do wniosku, że nie mam zbytnio żadnego asa w rękawie przypomniałam sobie o smsach. Szybko wyciągnęłam telefon, otworzyłam skrzynkę odbiorczą i pierwszy z smsów, podsuwając następnie urządzenie w stronę towarzyszki. Nim odezwałam się ponownie odetchnęłam głębiej. - Jakiś czas temu zaczęły przychodzić do mnie te.. nieprzyjemne... smsy. Nie miałam pojęcia od kogo są, zawsze przychodziły one z nieznanego numeru. Początkowo po prostu mnie przerażały, nie rozmyślałam nawet nad tym kto to mógł być... - Urwałam na chwilę sięgając ręką po telefon by pokazać śledczej kolejne smsy. - Po trzecim z nich jednak coś mnie tknęło. Nie mam co do tego pewności, ale jedyną osobą, która do tej pory mi groziła był pan Ginsberg i... jedyną osobą, która w czasie zbliżonym przyjścia tej wiadomości - wskazałam palcem na telefon - wiedziała cokolwiek o moim związku, poza moją przyjaciółką, był właśnie naczelnik więzienia. Niedługo po tej wiadomości przesłuchiwał mnie, wykazując niezdrowe zainteresowanie moimi relacjami z Malcolmem - wyjaśniłam, kuląc odrobinę ramiona. Wiedziałam, że to co mówiłam było grubymi nićmi szyte, że to wszystko opierało się jedynie na moich podejrzeniach, ale nie potrafiłam podać nawet jednego logicznego argumentu popierającego moje przypuszczenia. Nie, kiedy musiałam pilnować by pewne fakty z życia mojego i Malcolma nie wyszły na wierzch. - Nie wiem czy te podejrzenia cokolwiek pomogą, ale... - zawahałam się, po czym otworzyłam ostatni sms. - Może pani teraz zrozumie czemu tak bardzo bałam się, że do sali zawita pan Ginsberg - dodałam cichym głosem. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 Czw Mar 19, 2015 7:53 pm | |
| A jednak przesłuchanie Nicole okazało się być jedną z najbardziej sensownych rzeczy, jakich podjęła się w ciągu całego tygodnia. Do sali wchodziła z poczuciem bezużyteczności, ale wiedziała, że już za chwilę wyjdzie z niej z uśmiechem triumfu (oczywiście tylko w swojej głowie). Tak samo wcześniej miała niemalże całkowitą pewność, że to przesłuchanie Blaise’a będzie tym ciekawszym, ale przy obecnym obrocie spraw cieszyła się, że to ona wzięła na siebie Kendith. W innym wypadku nigdy nie dostałaby szansy na przedstawienie Ginsberga w nieco mniej przyjemnym świetle, a na kolejną szansę mogłaby czekać jeszcze przez wiele długich lat. Tymczasem okazało się, że podczas gdy ona przyglądała się jego poczynaniom jedynie w sferze polityki, naczelnik zachowywał się nieodpowiednio nie tylko wobec swoich więźniów (jak rzekomo twierdziła Vernon), ale też zwykłych obywatelów, być może całkiem nieszkodliwych, ale co do tego ostatniego Avery nie mogła mieć całkowitej pewności. Mimo że w tej chwili większą część jej myśli pochłaniał temat Gerarda, nie zapomniała, po co w ogóle zorganizowano to spotkanie. Wiedziała, że powinna być ostrożna w swoich osądach oraz uważnie analizować słowa Nicole, bo mógł to być tylko kolejny krok w wojnie pomiędzy skłóconą rodziną. Dlatego właśnie musiała albo dokładnie wsłuchiwać się w słowa dziewczyny albo dostać prawdziwe dowody. „Kilka miesięcy” było dobrą odpowiedzią i potwierdziło, że faktycznie Arrington nie myliła się co do naczelnika i że jej praca nigdy nie miała pójść na marne. Kolejna jej wypowiedź miała na celu nie tyle przekonanie Kendith do ujawnienia dowodów, co raczej sprawdzenie, czy ona sama w razie czego faktycznie chciałaby skończyć tę sprawę. Bez niej, bez jej zeznań Avery nie miała żadnych szans, ale na razie nie chciała wspominać o tym na głos, bo przecież nie zamierzała też prosić nikogo o pomoc. Przeczuwała, że tamta nie miałaby nic przeciwko, gdyby tylko miałoby to w jakiś sposób przysłużyć się sytuacji, w jakiej znaleźli się z Randallem. I zapewne wolała rozmawiać z nią o Ginsbergu niż o prawdziwym powodzie wizyty w sali przesłuchań, więc gdy na moment dziewczyna zawahała się, śledcza już wiedziała, że wszystko poszło zgodnie z jej myślą. Spojrzała na podsunięty wyświetlacz telefonu, przeczytała wszystkie pokazane sms-y oraz wysłuchała kolejnych zeznań. Jeśli faktycznie te wiadomości zostały wysłane z numeru, który należał do naczelnika, sprawa była praktycznie załatwiona. - Rozumiem, rozumiem – odpowiedziała, wzdychając i znów spoglądając na Nicole. – Jeśli to Gerard Ginsberg wysyłał wiadomości…. – celowo zawahała się na moment. – Raczej nie powinien pełnić tak odpowiedzialnej funkcji w państwie. Nie wiem, co mogę więcej powiedzieć: to bestialstwo i na pewno nie powinniśmy zostawić tego tak po prostu. Jednak zanim ruszymy z tą sprawą, chciałabym przekazać wiadomości technikowi. Powinien odnaleźć właściciela numeru – wyjaśniła, patrząc spokojnie na kobietę. – Mogę na chwilę telefon? – Kiedy Kendith podała jej urządzenie, Arrington wstała, zabrała swoje rzeczy, szybkim krokiem przemierzyła odległość dzielącą ją od drzwi i wyszła na zewnątrz. *** Wróciła po kilku minutach, poruszając się szybko i pewnie. Oddała aparat telefoniczny właścicielce, ale nie siadała już na swoim miejscu. Sprawa właściwie była skończona, dowody zebrane, a zeznania jak zawsze nagrane. Miała właściwie wszystko, a nawet więcej niż by chciała. Może gdyby nie była taka zimna, podzieliłaby się swoją radością z Nicole, ale uważała, że to nieprofesjonalne, więc wyjaśniła tylko, że wszystko już gotowe. - Myślę, że to koniec na dzisiaj. Sprawdzimy zgodność pani zeznań z zeznaniami Malcolma Randalla. Do widzenia. – dodała, patrząc na zbierającą się do wyjścia kobietę. Gdy opuściła pomieszczenie, Avery odetchnęła z ulgą i po raz pierwszy od dawna przywdziała na usta szczery, szeroki uśmiech.
zt |
| | |
| Temat: Re: Sala przesłuchań #3 | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|