|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Przed budynkiem Nie Cze 09, 2013 1:05 pm | |
| First topic message reminder :
***
Ostatnio zmieniony przez Reiven Ruen dnia Nie Cze 09, 2013 1:24 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Przed budynkiem Sro Lip 10, 2013 12:36 pm | |
| Kimkolwiek była osoba, która nadała ową audycję, osiągnęła swój cel. Panował potworny chaos, chwilowo wręcz niemożliwy do opanowania. Ludzie tłoczyli się i przemieszczali, a Vivian co jakiś czas rozglądała się, usiłując dostrzec Amandę. Johanna pociągnęła ją do jakiejś wyrwy, zapewne powstałej w celu jakiejś trasy ewakuacyjnej. No i dobrze, tutaj panował jeszcze względny spokój i miały szanse na cichą i przede wszystkim niepodsłuchaną rozmowę. - Trzeba mieć jak najmniej afektacji, Viv. Nie robić tego, co z pozoru wydawałoby się najodpowiedniejsze, nie podnosić trzech wyprostowanych palców ani skandować rewolucyjnych haseł. To naiwne i idiotyczne, a mi do naiwności daleko, chociaż z tym idiotyzm... hmm, nieistotne. Właśnie dlatego nie jestem z moimi trybutami. Setha zaciągnęli do apartamentu, a chcąc pomóc uciec Serenity w tej chwili udowodniłabym swoje stanowisko, a tego nie zrobię i Ty też nie. – mówiła cicho Johanna, patrząc jej w oczy. Vivian co jakiś czas rozglądała się, mimowolnie zaciskając dłonie w pięści. Paznokcie raniły skórę – ot, kolejny dowód tego, że jest naprawdę bardzo, bardzo zła. - Wiesz co musimy? Robić swoje, udając, że się robi to co wypada. - Wiesz, Jo, mam trochę dość tej roboty. Tego projektowania. Tego wszystkiego. – zaczęła, patrząc towarzyszce w oczy. – Ta przeklęta arena śni mi się po nocach, tak, że pamiętam już każdy jej szczegół. Dosłownie. Oparła się o zimną ścianę i westchnęła. Nie była głupia i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej praca to chyba najgorsze możliwe zadanie. Arena była miejscem, w którym toczyły się krwawe walki, a potem, gdy już się zakończyły, na jej teren wpływały rzesze turystów. Nagle ogarnęła ją pewność, że jedna z trybutek na pewno niejeden raz była na arenie, trzymając się swojego dziadka i chłonąc wszystko szeroko otwartymi oczyma. - Jestem pewna, że Serenity nic się nie stanie i lada moment spotkasz się z nią i Sethem w apartamencie. – uśmiechnęła się słabo. – Wiesz, czasem mam ochotę powiedzieć komuś wszystko o tym projekcie, a potem spakować się i spadać stąd, ile wlezie.
|
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Przed budynkiem Sro Lip 10, 2013 1:38 pm | |
| Tak jak uważnie Jo obserwowała mimikę twarzy Vivian i to, jak jej słowa na dziewczynę wpływają, tak mocno i niecierpliwie oczekiwała werbalnej reakcji. Wiedziała, że dużo sugeruje. Wiedziała, że nie byłaby zdolna z wieloma osobami rozmawiać w ten sposób - sugerując własne stanowisko, ba, nawet konieczne do podjęcia kroki. To tak jakby kreowała własny ruch oporu tylko... to zupełnie nie o taką rolę w przedsięwzięciu chodziło. Jo nie miała prawa ani ochoty niczego od Darkbloom i innych potencjalnych sprzymierzeńców oczekiwać, tak jak nie wątpiła, że przy Viv na podobne oświadczenia może sobie pozwolić. Przez znajomość z Rory i przez czas jaki obydwie, aktualnie dyskretnie wymieniające uwagi dziewczyny spędziły w Trzynastce. - Ta przeklęta arena śni mi się po nocach, tak, że pamiętam już każdy jej szczegół. Jo pokiwała z oczywistym zrozumieniem głową, już nie raz nie dwa wyobrażała sobie jaka presja nakładana jest na konstruktorów. Czy istotniejszy jest termin, czy jakość wykonania, nośnik na którym jest zapisywana praca? Jak bardzo skomplikowaną i zwielokrotnioną tajemnicą osnuty jest projekt? Co znaczy to podkreślone "dosłownie"? Serce Johanny ponownie zatrzepotało szybko, wyrywając się ze szponów niepokoju zazębionych z ekscytacją, a kolejne słowa Viv nie osłabiły przyspieszonego tętna ani trochę. - Wiesz, czasem mam ochotę powiedzieć komuś wszystko o tym projekcie, a potem spakować się i spadać stąd, ile wlezie. Johanna ceniła hierarchię. Ta z kolei gwarantowała inne nadrzędne wartości - tak znikome w ich aktualnym położeniu - czyli ład, porządek i organizację. A Viv? Tak, Vivian z pewnością jest nauczona jak podobne pojęcia funkcjonują w zespole, ale czy nie ważniejsze dla dziewczyny jest bezpieczeństwo? - Waga wykonywanej pracy jest odwrotnie proporcjonalna do bezpieczeństwa, jakie możemy czuć, więc mocno ci pod tym względem współczuję - Mason zagryzła policzek od środka, odczuwając delikatnie paradoks spokojnej, rozsądnej pogawędki pod drzwiami przejścia służbowego, niecałe dwa metry od panującego, nieco już przerzedzonego popłochu. - Nie wiem tylko czy bardziej przeraża cię jego brak czy świadomość tego, do jakich celów twoja praca posłuży. Nie potrafię się stawić na twoim miejscu. Tylko jedną rzecz mogła zrobić. Nie widziała wyjść bocznych czy tras, zbaczających z tej, którą sama ruszyła jakiś czas temu. Zbierając w sobie całą swoją motywację i przypominając sobie pobudki - te odpowiednie, prawidłowe, konieczne - wyciągnęła z kieszeni ołówek, który zgarnęła ze stolika nocnego w apartamencie a którym bawiła się podczas oczekiwania na swych trybutów, zmięty paragon i gdzieś pomiędzy ceną za cztery jagodzianki a butelką mleka naskrobała swój numer telefonu. - Nie wiem czy twoje słowa świadczą o pewnej sugestii i czy sama to pojmujesz, ale masz alternatywę, Viv - wcisnęła do kieszeni płaszcza rudowłosej ponownie zmięty paragon. - Jeśli będziesz chciała swoje życzenie wprowadzić w czyn... cóż, może da się coś zrobić. Jeszcze przez chwilę utrzymywała intensywny kontakt wzrokowy, co prawdopodobnie jeszcze podkreśliło wagę całego przypadkowego spotkania, po czym uścisnęła - już mniej agresywnie, bardziej wspierająco - przedramię dziewczyny i wtopiła się w tłum, zmierzający ku wyjściu spomiędzy ogrodzeń placu przed ośrodkiem.
uznaję to za najodpowiedniejszy i najbardziej dramatyczny moment na zakończenie c: / PRAWDOPODOBNIE OTCHŁANIE OŚRODKA SZKOLENIOWEGO |
| | |
| Temat: Re: Przed budynkiem Sro Lip 10, 2013 2:33 pm | |
| Ogólnie wszędzie w tym momencie zapanował chaos i masakra, a trybuci chyba nie wiedzieli co mają ze sobą zrobić. Nina natomiast postanowiła zagrać na nosie strażnikom i ludziom Coin i pokazać, że chociażby miała umrzeć to umrze jako ona, a nie jako marionetka potworów z Kapitolu. Właściwie mogłaby uciec i wyruszyć w podróż. Przecież już raz opuściła dystrykt, więc może zrobić to ponownie. Tyle, że uciec z KOLCa będzie o wiele trudniej niż z o wiele słabiej chronionej siódemki. Wiedziała jednak, że nie może pogodzić się z losem jaki zgotowano tym wszystkim uczestnikom Głodowych Igrzysk. Nie przywróci życia tym, którzy już na zawsze opuścili swoje rodziny, ale może wciąż uratować żyjących. Dlaczego w ogóle w jej głowie rodziły się takie plany? Przecież ona sama nie zdoła pokonać wojaków prezydent Almy Coin! Nawet Lee Gekon nie da rady, mimo że to bystry, choć niezbyt rozważny chłopak. Choć szczerze powiedziawszy chyba jego zachowanie było tą iskrą zapalną, która spowodowała jej zachowanie. Potem te cuda z telebimem i zamieszanie, którego chyba nikt się nie spodziewał. A Nina zrobiła co zrobiła, lecz wiedziała, że nie może tak stać bezczynnie w jednym miejscu, bo zaraz albo ją zaaresztują albo zostanie zabita czy torturowana. Puściła się więc pędem w kierunku najbliższych drzwi. Może uda jej się zbiec niepostrzeżenie? Bo kto wie, czy za tą zniewagę Pani prezydent i zejście z rydwanu nie zostanie srodze ukarana? |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Przed budynkiem Sro Lip 10, 2013 3:17 pm | |
| Minęła chwila, zanim pilnujący porządku strażnicy zorientowali się w sytuacji. Otrzymawszy przez słuchawki wyraźne polecenie sprowadzenia do Ośrodka wszystkich trybutów, rzucili się prosto w największy chaos, wyłapując po kolei przyszłych zawodników. Zauważywszy, że zarówno Connor, Atena, jak i Sabriel zniknęli z pola widzenia, wpadli w lekką panikę, ale nie wahając się ani chwili, przekazali ich nazwiska do centrali, która natychmiast miała wszcząć poszukiwania. Sami powrócili do prób uspokojenia wzburzonego tłumu. Nagle jeden z nich, wysoki, zaledwie dwudziestoletni mężczyzna o imieniu Xavier, zauważył przeciskającą się przez tłum i biegnącą w stronę drzwi trybutkę. - Stój! - krzyknął za dziewczyną, ale dookoła było zbyt głośno, żeby mogła go usłyszeć. Nie mógł pozwolić sobie na stracenie kolejnego trybuta, po sekundzie wahania wyciągnął więc broń i strzelił dwa razy w jej kierunku. Pierwszy z pocisków spudłował i wbił się w ścianę nad jej głową, ale drugi trafił w kolano. Nina, nie mogąc dalej biec, przewróciła się, a zanim zdążyła zrobić cokolwiek, dogoniło ją dwóch kolejnych strażników. - To jeszcze nie wyścig do Rogu, skarbie - warknął jeden z nich. Chwilę później doskoczyła do nich lekko pobladła sanitariuszka. Wzięła dziewczynę za rękę, po czym wstrzyknęła jej w przedramię środek usypiający. Zt dla wszystkich trybutów - zostajecie odprowadzeni przez strażników do swoich apartamentów bądź szpitala, w zależności od tego, czy odnieśliście jakieś obrażenia. Nina Davis zostaje przeniesiona do szpitala, a środek usypiający pozbawia ją przytomności do rana następnego dnia.
|
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Przed budynkiem Czw Lip 11, 2013 11:00 am | |
| - Waga wykonywanej pracy jest odwrotnie proporcjonalna do bezpieczeństwa, jakie możemy czuć, więc mocno ci pod tym względem współczuję. Nie wiem tylko czy bardziej przeraża cię jego brak czy świadomość tego, do jakich celów twoja praca posłuży. Nie potrafię się stawić na twoim miejscu. Vivian zaśmiała się gorzko. - Wiesz… Nie czuję się ani bezpieczna, ani nieświadoma. Wiem, że nastolatki będą zarzynać się na miejscu, które ja wykonałam, nad którym spędziłam długie tygodnie, i które będę nadzorować. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie coś, co jej ojciec określił jako „dzieło jej życia”. Faktycznie, nadal doskonale pamiętała każdy detal, dokładnie tak, jak jej kazano. Wiedziała, co ma robić. To też było ustalone odgórnie. Milczeć, czyż nie? Chrzanić zasady. - Nie wiem czy twoje słowa świadczą o pewnej sugestii i czy sama to pojmujesz, ale masz alternatywę, Viv . Jeśli będziesz chciała swoje życzenie wprowadzić w czyn... cóż, może da się coś zrobić. Johanna wcisnęła zmięty kwitek do kieszeni płaszcza Viv. Było na nim kilka cyfer, jej numer telefonu, ale kto wie, może te cyfry już niedługo zmienią wszystko? Skinęła głową towarzyszce; po chwili kojący uścisk na ramieniu zmalał, a Jo wmieszała się w tłum, zapewne krocząc do Ośrodka Szkoleniowego. Rudowłosa została sama, opierając się z ulgą o ścianę, wręcz osuwając po niej, aż usiadła na ziemi. Aktualnie, miała w nosie pogodę i zimny beton, z którym kontakt mógł wywołać jakąś niemiłą chorobę. W jej głowie poruszały się małe trybiki, kiedy myślała nad znaczeniem swoich słów, skierowanych do parady. Obserwując tłum, zorientowała się nagle, że czuje się… Wyjątkowo znudzona. Zrobiła to, czego od niej oczekiwano. Zaprojektowała arenę, przekazała plany, nikomu nie zdradziła ani jednego szczegółu. Teraz wszystko leżało w rękach organizatorów, którym… No tak, zaraz. Przecież im asystowała! No tak, do cholery, pomyślała, znów czując irytację. Będziemy sobie siedzieć wesoło w czterech ścianach i kombinować, a telebimy będą pokazywać rzeźnię.Im dłużej przebywała w Kapitolu, tym bardziej czuła ciążące na niej zadanie. Dookoła niej nadal krążyli Strażnicy Pokoju, których zadaniem było zapewne wyłapanie trybutów. Ci bowiem rozpierzchli się na wszystkie strony. Nic dziwnego. Po dłuższej chwili wstała i ruszyła w stronę domu. Niedługo zaczną się szkolenia, na których wszyscy będą patrzeć na trybutów.
//mieszkanie. |
| | | Wiek : 42 Zawód : Główny strateg i dowódca wojsk w Kapitolu
| Temat: Re: Przed budynkiem Czw Lip 11, 2013 3:53 pm | |
| Czy było to celowe, że Anthony opuścił najbardziej owocną część Ceremonii Otwarcia? Stanął w jednym z pierwszym rzędów, dumnie prezentując na sobie jeden z wojskowych mundurów i kilka z najważniejszych odznaczeń Kapitolu. Gdy telebim wyświetlił srogą twarz Coin, na jego twarzy nie malowały się żadne emocje. Przyglądał się zgromadzonym ludziom, który z zachwytem przyglądali się trybutom. Zerknął na zegarek, obserwując wzrokiem wszystkie założone przez jego ludzi zabezpieczenia. Odetchnął głośno, uśmiechając się do swoich współpracowników. Zapalił papierosa, gardzą tymi bzdurnymi przepisami. Jeden z widzów zwrócił mu uwagę, jednak on odparł, że sprawdza zabezpieczania dymne. Na każde pytanie miał tyle odpowiedzi, które wcale nie odzwierciedlają prawdy. Wszędzie usytuowani byli żołnierze, którzy byli gotowi wkroczyć do akcji. Sponsorzy zachwycali drogimi ubraniami, choć nie całe rok temu ledwo łączyli koniec z końcem. Dla nich było to coś niezwykłego! Możliwość wzięcia udziału w Igrzyskach Głodowych, lecz po tej drugiej stronie. Po stronie ludzi, których często obserwowali za szklanymi ekranami. Czuli się lepsi i czuli, że należy się im więcej. Udają ludzi wyjątkowych, choć wpadli w bagno po same kostki. Gdy Coin skończyła swoje owocne przemówienie, uśmiechnął się do siebie. Pani Prezydent nie raczyła pojawić się we własne osobie. Użyła czegoś tak neutralnego jak ekran, ekran, z którego nie musiała bać się o swojego bezpieczeństwo. Coś niesamowitego przyciągnęło jego uwagę. Na tym samym ekranie gdzie przed chwilą znajdowała się Alma, teraz pojawiły się zdjęcia kosogłosa, którego wcześniej zauważył na koronie Cordelii Snow, wnuczki Snow'na. Owy symbol obrócił się w proch, a na ekranie pojawiła się moneta z wizerunkiem Coin zamieniająca się w śnieżynkę wybitą na rewersie. Ludzie zaczęli między sobą szeptać, zastanawiając się czego ono dotyczy. Z głośników ujawniły się tajemniczy głos, głoszący ideę rewolucji. Po skończonym przemówieniu, pojawił się napis "TYLKO PRAWDA MOŻE WAS URATOWAĆ". Na scenie nastąpił chaos, nikt nie wiedział co się dzieje, potęgując zamieszanie. Mężczyzna nadał stał, uważnie obserwując wszystkich trybutów. Wziął do ręki urządzenie przypominające rozbudowaną walkie-talkie, do której zaczął mówić. Złapać wszystkich trybutów i odprowadzić ich do apartamentów. Urwał sygnał, schodzą z trybun. Anthony szedł po najmniejszej linii oporu, obawiał się, że taka forma nie spodoba się pani Prezydent, z którą będzie czekało go najbliższe spotkanie. Chwycił jeszcze raz urządzenie do ręki, prezentując opanowały, stoicki spokój. Zabezpieczyć ceremonię. Wyprowadzić ludzi. Zamknąć imprezę. Rzucał hasła, przechadzając się między namolnym tłumem. Ludzie byli zdezorientowali, a to wydarzenie doskonale otwarło Igrzysk. Już na wstępie rebelianci informują władze, że te Igrzyska będą wyjątkowo. Wojsko będzie musiało utrzymywać najwyższy stopień bezpieczeństwa, w końcu kto by się spodziewał rewolucji. Odetchnął, stając tuż przed ekranem. Było to doskonałe miejsce do obserwacji zgromadzonego tłumu. |
| | | Wiek : 18 lat Zawód : trybutka
| Temat: Re: Przed budynkiem Nie Lip 14, 2013 3:23 pm | |
| //Poczekalnia rydwanów
Kiedy wyjeżdżaliśmy, oślepił mnie blask reflektorów, telebimów i obraz tłumów. Ludzi było pełno. Byli wszędzie, tłoczyli się, przepychali, wyciągali w moją stronę dłonie i wrzeszczeli coś, głośno, ale nie na tyle wyraźnie, żebym mogła to zrozumieć. Spanikowałam. Wyciągnęłam dłoń obok, jednak natknęłam się wyłącznie na powietrze i nieomal zaklęłam pod nosem, złorzecząc wybór Lee, który zdecydował, że uda się piechotą. Kiedy mi to powiedział, czułam dziwny niepokój. Wiedziałam, że coś się stanie, ale co mogłam zrobić? Zatrzymać go? Nie byłam ani na tyle silna, ani na tyle charyzmatyczna, żeby skłonić go do przejazdu rydwanem, a nie przejścia koło niego. Teraz byłam sama i musiałam sobie jakoś poradzić. Trzask. Obrazy migały mi przed oczami jak klatki z filmu. Lorin w stroju czarnego łabędzia, dwie małe dziewczynki w uroczych sukienkach, ktoś z hełmem na głowie, jarzący się na głowie Cordelii kosogłos. Trzask. Raz za razem coraz mniej wyraźne kontury otoczenia. Wyprostowałam się dumnie. Musiałam pamiętać o tym, że w ten sposób mogę zdobyć sponsorów. Musiałam być pewna siebie, piękna i dumna, czyli dokładnie taka, jaką nie czułam się na codzień. Zachowywanie się jak w krzywym zwierciadle całkowicie pasowały do mojego stroju Alicji z Krainy Czarów. Wyglądałam... bajecznie. Dosłownie. Miękka, jedwabna suknia w kolorze błękitnym utrzymywała się na kilku halkach, zwiewna i kusząca ocierała mi się o nogi i dawała porwać silniejszym powiewom wiatru. Była odcinana w pasie aksamitną czarną wstążką, szeroką na długość kciuka, zaplecioną z tyłu w elegancką kokardę. Do tego jeszcze biały, delikatny fartuch obszyty koronką, krótszy od sięgającej przed kolana sukienki. Miał wszytą małą kieszonkę z zawartością, która być może zaskoczy wszystkich zebranych na trybunach ludzi. Włosy miałam pofalowane- opadały miękko na plecy, zwiększona objętość zaś sprawiała, że część delikatnych fal opadała mi na ramiona koło twarzy. U góry były spięte kolejną czarną wstążką, tym razem węższą i u szczytu głowy zawiązaną na kokardkę. Do tego jedwabne pończochy i czarne buty, które dopełniały całość. W zagięcia stroju miałam wszyte małe kryształki, które migotały przy każdym ruchu albo błysku świateł. Machałam do tłumu, uśmiechałam się lekko, starając się być tajemnicza, raz nawet przesłałam komuś pocałunek, dziesiątki ludzi wyciągnęły dłonie, żeby go złapać. Wtedy sięgnęłam do kieszeni, wyjmując wachlarz z kart. Ręce miałam zimne i drżące z nerwów, ale telebimy pokazywały tylko moją uśmiechniętą twarz i zmrużone lekko oczy, od czasu do czasu przysłaniane wachlarzem. Kiedy już wszyscy zdążyli zauważyć karciany majstersztyk, położyłam go płasko na dłoni i szybko złożyłam drugą dłonią, a potem dmuchnęłam delikatnie. W powietrze wzbiło się stado małych, karcianych motylków, które z zachwytem pochwycił tłum. Udało mi się ich zaskoczyć. Lubili mnie. Musieli mnie polubić. A wtedy wszystko runęło. - Chylę czoło przed tymi którzy zostali wybrani, bo nie mili wyjścia. Chyle czoło przed tymi którzy zginą, bo są waleczniejsi od was wszystkich. Wam zaś mam jedno do powiedzenie. Lepiej abym zginął na tej arenie, bo jeśli nie, to obiecuje, że zrobię wszystko aby każdy z was umierał powolną śmiercią. Tak jak wy zabijacie człowieczeństwo w nas, tak ja pozbawię go tych wszystkich. Oraz ciebie MADAM. Zamarłam, jednak nie miałam nawet chwili, żeby ochłonąć. Bijatyka, potem krzyki, przemowa, rebelianckie obrazy na telebimach. Jedno wielkie szaleństwo. Rozpętała się istna rzeź, ludzie ścierali się ze sobą i krzyczeli, Strażnicy próbowali ich uspokajać, ale tłum wpadł w istną panikę. Ja też. Nie zastanawiając się dłużej, zdecydowałam, że muszę się stąd wynieść i to jak najszybciej. Rzuciłam się do przodu i przeskoczyłam z rydwanu na zad jednego z koni, a potem przesunęłam się na jego grzbiet. Szczękały mi zęby. Gdzieś tam może być Dominic. Drżącymi rękoma odpięłam linę od rydwanu i zawróciłam siwka, kierując się w stronę Ośrodka. Przycisnęłam się do jego grzywy, próbując opanować histerię znajomym, uspokajającym zapachem, wiatr szarpał moją sukienką i ściągnął mi z włosów opaskę. Teraz to już nie było ważne. Teraz już nic nie było ważne.
//A któż to wie? |
| | |
| Temat: Re: Przed budynkiem | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|