|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Kuchnia z kantorkiem Pon Maj 27, 2013 5:29 pm | |
| Mała kuchnia zarówno przeznaczona do przygotowywania jako-takich dań dla gości, jak i dla użytku pracowników Violator. W kącie znajduje się średniej wielkości stolik dla personelu, a po drugiej stronie znajduje się mały kantorek na alkohole (raczej własnej produkcji) i inne towary jakie da się tylko zdobyć, a dzięki któym można prowadzić bar. Być może, dzięki nowym klientom wkrótce będzie można wszystko to doprowadzić do naprawdę porządnego stanu. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Sob Cze 08, 2013 1:24 pm | |
| /Główna ulica
Ależ on uwielbiał naruszać czyjąś prywatną sferę. Szczególnie w takich przypadkach. Takie zachowanie zwyczajnie pomagało mu w stworzeniu głupiego wrażenia, że rzeczywiście można mu zaufać. A tak nie koniecznie zawsze było. Kto jak kto, ale Frans był krętaczem.
- Opowiem ci na miejscu, spokojnie – poklepał ją po ramieniu, chcąc nieco ją uspokoić i nieco podkręcić jej chęci do wysłuchania.
Powoli szedł z nią ulicami, w kierunku swojego ukochanego lokalu, którego był właścicielem. W międzyczasie starał się gadać o czymś bardziej przyziemnym jak pogoda… czy cokolwiek. Potem, przy jednej z ulic pojawił się budynek byłego małego teatru, na buźce Fransa pojawił się delikatny uśmiech. Knajpa, burdel, ale przede wszystkim dom, więc to oczywiste, że za każdym razem morda mu się śmiała.
Na wejście, od razu powitał się z krążącymi barmankami i kelnerkami, które krążyły po tej parterowej części, która tworzyła bar. Zaraz też pociągnął Ashe w kierunku lady, za którą wszedł, a następnie otworzył nieco skryte drzwi, które prowadziły do kuchni. Tej samej kuchni, w której dokonywało się najwięcej interesów. Posadził dziewczynę przy stoliku dla personelu, minął dwóch kucharzy (którzy na co dzień pracowało za całą grupę profesjonalnych kuchcików w rebelianckiej części Kapitolu), których także powitał i wstawił wodę w elektrycznym czajniku, żeby się zagotowała. Taka gościnność.
– Herbaty, kawy? Dałbym ci czekolady, ale kucharze by mnie za to zabili, bo to dość drogi towar – tu wyszczerzył się w ich stronę, a ci tylko pokręcili głowami. – Może coś do jedzenia? Hm? Ryż, ziemniaki, może zielenizny? Ostatnio zacząłem się porządnie odżywiać i szanować prawa zwierząt… Nie jem mięsa, wiesz, wychodzi taniej i ponoć zdrowiej.
Trochę celowo opóźniał rozmowę o magicznym sposobie na wydostaniu się z getta… którego nie znał, ale wiedział, że GDZIEŚ musi się znajdować. GDZIEŚ, tylko gdzie?
|
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Sob Cze 08, 2013 2:04 pm | |
| Przez resztę drogi nie odzywała się za wiele, zajęta powstrzymywaniem szczękających zębów i słuchaniem uważnie Fransa. Miała nadzieję, że zakończywszy wymianę przepisowych uprzejmości i uwag o pogodzie, przejdzie w końcu do sedna sprawy. Jak się jednak okazało - miała na to długo jeszcze czekać. Panującą w kuchni wysoką temperaturę przywitała z niejaką ulgą. Bez słowa usiadła przy wskazanym jej stoliku, opierając łokcie na blacie. Obecność kucharzy zignorowała całkowicie, zresztą - vice versa. Odwróciła się w stronę szafek, przeglądając się w przykurzonej szybie i poprawiając sterczące we wszystkie strony włosy, jak zwykle krzywiąc się na ich widok. Kiedyś długie do pasa i błyszczące, teraz ledwie sięgały ramion, dziwnie matowe i wyblakłe. Nie żeby jakoś specjalnie cierpiała z tego powodu - wygląd nigdy nie był dla niej kwestią priorytetową - ale dopóki dostawała kolejną wymówkę, by nienawidzić rebeliantów, dopóty była w stanie użalać się na wszystko. Jej uwagę przyciągnęła dopiero kolejna wypowiedź Fransa. Przeniosła leniwie wzrok na mężczyznę, unosząc nieco brwi w wyrazie niedowierzania. - Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć, jak w obecnych czasach udało ci się zdobyć kawę, ale skoro proponujesz... - Wzruszyła ramionami. - Jedzenie sobie zachowaj, jak na razie nie głoduję. - Kradzieże wciąż nieźle mi wychodzą, dodała w myślach, ale postanowiła nie wypowiadać tej myśli na głos. Nie żeby bała się potępiających spojrzeń, czy czegoś w tym stylu. W życiu nauczyła się po prostu kierować zasadą: im mniej o tobie wiedzą, tym mniej mogą przeciwko tobie wykorzystać. Westchnęła cicho. - Powiesz wreszcie, o co ci chodzi, czy czekasz, aż zaproponuję ci coś w zamian? - zapytała z przekąsem, przewracając oczami i patrząc spod byka na Fransa.
|
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Sob Cze 08, 2013 2:31 pm | |
| Zima zimą, ale dla niego porządny przymrozek zaczynał się dopiero przy ponad minus trzydziestu stopniach… jakiś dziwny gen uodpornienia na mróz. Może był spokrewniony kilka pokoleń wstecz z Rosjanami lub Skandynawami? Wcale by się nie zdziwił. Aczkolwiek cieszył się, że ta drobniusia dziewoja nie zamieniła się w bryłę lodu w czasie drogi do klubu. Inaczej straciłby potencjalną chętną do wykonania nieco szalonego zadania. Najpierw jednak luźna rozmowa.
- Trochę straciłem na załatwianiu jej, ale dzięki temu mogę jeszcze więcej zarobić – tu mrugnął do niej, jakby chciał powiedzieć: „Takie tam interesy”. – Na pewno nic nie chcesz? Zielenizna jest dość dobra, choć na początku trudno się do niej przyzwyczaić. – Dodał jeszcze. W końcu oferował jedzenie!
W tym czasie nie za duża ilość wody zdążyła się zagotować, a on od razu podniósł się z krzesła i przyszykował dwie herbaty w nieco zbyt kolorowych i zboczonych kubkach z ręcznie ozdobionymi napisami „Welcome to Violator”.
– Już, już, spokojnie panno Jestem-Niecierpliwa, już tłumaczę – wziął spory łyk napoju, skrzywił się nieco, czując jak bardzo jest ono gorące, ale już po chwili popijał je w miarę normalnie. – Więc, chodzi o to, że pewien „ktoś” powiedział mi kiedyś po pijaku o podziemnym przejściu do dzielnicy rebeliantów. Nie wiem tylko gdzie ono jest i w jakiej formie występuje, ale podejrzewam, że może być to jakiś podziemny korytarz… lub ścieki. – Tu nieco się skrzywił. – To drugie wydaje mi się bardziej prawdopodobne, w końcu ścieki płyną przez całe miasto, a nie przez część, prawda? No, ale równie dobrze mogę się mylić i kto wie, czy owe „podziemne przejście” to tylko zwyczajny podkop?… – Tu uśmiechnął się szeroko, nieco maniakalnie, jakby dzięki temu miał przekonać dziewczynę do tego co naprawdę chciałby zrobić.
Milczał przez chwilę, grzejąc swoje dłonie o kubek, to wpatrując się uważnie w Ashe, jak gdyby chciał znać każdą jej reakcję na to, co jej mówił. Musiał wiedzieć czy warto jej zaproponować szukanie takiego przejścia.
|
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Sob Cze 08, 2013 3:13 pm | |
| Przyciągnęła do siebie kubek, na nadrukowany na nim rysunek reagując jedynie znaczącym uniesieniem brwi. Na usta już cisnął jej się stosowny (a może właśnie - niestosowny) komentarz, ale widząc, że Frans zaczyna wreszcie mówić, zdusiła słowa w zarodku i zamilkła, zacisnąwszy usta w wąską kreskę. Dłońmi objęła gorące naczynie, wykorzystując sporą dawkę emitowanego przez nie ciepła do ogrzania skostniałych kończyn. Przede wszystkim jednak - nastawiła się maksymalnie na słuchanie. Kiedy mężczyzna zamilkł, ona także przez chwilę nie mówiła nic. Nie potrafiła stwierdzić, czy jest zaintrygowana, zawiedziona, czy może poirytowana, ale z całą pewnością była zaskoczona. Podziemne korytarze nie były do końca tym, czego się spodziewała, zwłaszcza, że kiedyś wydawało jej się, że o Kapitolu wie wszystko. Później to twierdzenie zostało na wiele sposobów podważone, ale wciąż, gdy odkrywano przed nią kolejną kartę, o której nie wiedziała, przeżywała to samo uczucie, że kiedyś, w przeszłości, została oszukana. Zmarszczyła brwi, układając w głowie odpowiednie słowa, z których nie biłby zbytni entuzjazm. Zresztą - i tak było o niego trudno. - Podsumujmy - powiedziała w końcu powoli, jakby ważąc każdą sylabę i sprawdzając jej znaczenie. - "Ktoś" powiedział ci po pijaku, że pod Kapitolem istnieje sobie sieć tuneli, którymi można dotrzeć z KOLCa do dzielnicy rebeliantów. Nie wiesz, jak się tam dostać, nie wiesz, co zastaniesz w środku, ani czy w ogóle po wejściu tam, będzie ci dane zobaczyć ponownie światło dzienne. Wszystko ładne i pięknie, tylko - w jaki sposób miałoby mi to pomóc? - zapytała, nie próbując nawet ukryć ironii, która wkradła się w ton jej głosu. Przekrzywiła lekko głowę, wpatrując się we Fransa, jakby usiłowała rozgryźć, czy mówi poważnie, czy zwyczajnie się z niej nabija. Wyglądało na to, że prawidłowa jest opcja numer jeden. Pokręciła głową. - Naprawdę cię popieprzyło - zauważyła rzeczowo, unosząc do ust kubek z parującą herbatą i pociągając z niego spory łyk napoju.
|
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Sob Cze 08, 2013 3:33 pm | |
| Wpatrywał się w nią z jakimś chorym wyczekiwaniem. Naprawdę chciał wiedzieć, co ta dziewczyna sobie myśli i bez względu na wszystko chciał ją namówić na drobne poszukiwania. W końcu nic jej by się nie stało, gdyby trochę powęszyła, prawda? To trochę by zajrzała w jedne strony, potem w drugie, trochę by się podpytała, on by jej pomógł, coś wspólnymi siłami na pewno by wykombinowali, prawda?
W końcu nie tylko dowiedział się po jej minie, co uważa na ten temat, ale ona sama co nieco powiedziała. A on jak głupek, szczerzył się coraz bardziej i bardziej, aż w końcu natknął na ograniczenia związane z mięśniami i niejakim problemem z rozciągnięciem ust. Nie mówiąc już o tym komplemencie z popieprzeniem. On doskonale wiedział, że to naprawdę szalony pomysł. Ale gdyby nie takie wariactwa, to pewnie żaden naukowiec lub po prostu świr nie dokonałby żadnego odkrycia, prawda? Prawda! Warto spróbować, zwyczajnie warto spróbować i posłuchać innego pijanego popieprzonego człowieka!
Frans zerknął na swój kubek, jakby nieco zawstydzony, jego szczękościsk nieco się uspokoił i zmienił w naprawdę nieśmiały, delikatny uśmieszek. Czuł się tak jakby mu schlebiano. W końcu znowu spojrzał na dziewczynę i pokiwał głową.
– Brzmi jak wariactwo, ale pomyśl nad tym chwilę. Gdybyśmy naprawdę mogli podróżować ściekami, jakimiś poziemnymi korytarzami, gdybyśmy znali tylko wejścia i wyjścia… zero przepustek, a ty wchodzisz, wychodzisz gdzie chcesz, magicznie znikasz, gdy masz jakieś kłopoty. Puff! Nie ma cię! Gdyby ukryć to wszystko w sekrecie… masz monopol na niemal wszystkie towary z dzielnicy rebeliantów, rozumiesz? Czaisz ile by z tego pieniędzy wyszło? – Ekscytował się niemal jak jakiś chemik bliski odkrycia nowego, genialnego pierwiastka. – Nasze życie tutaj nie byłoby już takie samo. Fałszywe papiery na towar i żyjesz jak królowa! – Wyciągnął papierosa z paczki i od razu zaczął nim wymachiwać. – Lepsze papierosy, wszystko stałoby się lepsze. Dosłownie. A wiara pchałaby się drzwiami i oknami do mojego lokalu i ty miałabyś z tego spory procent. Podejrzewam, że nawet Mathias mógłby ci pomóc, gdybyś tylko chciała. Wystarczyłoby znaleźć tylko odpowiednie wejście i wyjście lub nawet wejścia i wyjścia.
Czuł się tak, jakby ktoś właśnie dostarczył mu pod nos największą inwestycję, nawet jeżeli nie miał do niej dostępu. Z tym, że mogłoby to być nieco wątpliwe. Taka Ashe była dla niego jak akcja, z której szkoda rezygnować nawet przy stratach. JEDNAK, trzeba ją było przekonać do chorych pomysłów i marzeń.
– Nie daj się prosić. Dobrze wiesz, że jesteś dobra w tego typu rzeczach. Nawet ja mógłbym ci pomóc. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Sob Cze 08, 2013 3:53 pm | |
| Nie chciała tego przyznać, ale argumenty Fransa zaczęły nabierać w jej głowie jakiegoś sensu. Nawet biorąc pod uwagę, że towarzyszył im szeroki jak u psychopaty uśmiech. Zmarszczyła brwi, wciąż nieco sceptyczna, ale gdzieś w głowie zaczęła już podświadomie układać plan działania. Owszem, kiedyś w wykopywaniu faktów, które miały pozostać pogrzebane, nie miała sobie równych. Nie istniała taka tajemnica, której nie byłaby w stanie wyciągnąć na światło dzienne. Wtedy jednak miała dojścia, szerokie plecy w postaci rządu i ogólnie zagwarantowaną nietykalność. Teraz nie dość, że nie miała żadnej z tych rzeczy, to ciążyła na niej w dodatku dosyć zła sława. Delikatnie mówiąc. Stare umiejętności jednak nie zanikły i gdyby się postarała, z pewnością dałaby radę znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Zakładając oczywiście, że podziemne korytarze rzeczywiście istnieją, a nie są tylko i wyłącznie wytworem wyobraźni bełkoczącego po pijaku znajomego Fransa. - Okej, powoli, nie rozpędzaj się - powiedziała w końcu, przerywając długi monolog mężczyzny. Potrzebowała chwili, żeby poukładać sobie to wszystko w głowie. Nie ukrywała, że możliwość wydostania się z Kwartału, choćby na chwilę, także dla niej stanowiła kuszącą perspektywę. Nie zależało jej co prawda na robieniu interesów, czy zbijaniu majątku, ale motywy nie były istotne - istotne było to, że ktoś miał taki sam cel, jak ona. I że w dodatku ten ktoś, był skłonny przedstawić jej rozwiązanie problemu. - Wiesz, że nawet jeśli znajdę kogoś, kto będzie posiadał taką wiedzę, to za darmo się nią nie podzieli? - upewniła się, patrząc na Fransa uważnie. Miała poczucie, że znów zaczyna stąpać po cienkim lodzie. Wyglądało jednak na to, że taka już była - nie potrafiła siedzieć cicho i nie mieszać się w podejrzane sprawy, od zawsze miała niebywały talent do pakowania się w kłopoty. Gdyby tak nie było, sama mieszkałaby teraz w Dzielnicy Rebeliantów, a nie kisiła się w zadymionym, zapleśniałym KOLCu. - I co Mathias sądzi o tym wszystkim?
|
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Sob Cze 08, 2013 4:32 pm | |
| Dla niego miały sens. Największy sens, jaki kiedykolwiek mógł znać. Chodziło mu co prawda o pieniądze, ale te mogłyby doprowadzić go do wolności od getta, Kapitolu, ba!... od Panem! Tego przeklętego kraju, z którego gdyby tylko mógł, to tylko by się ewakuował. No, ale nie mógł. Nikt by go nie wysłuchał, gdyby powiedział: „No przepraszam bardzo, ale nie mam ochoty tutaj mieszkać, bo zwyczajnie nienawidzę tego miejsca”.
Teraz jednak widział w tym małą szansę, nadzieję. Po raz pierwszy nie był tak wielkim pesymistą, nie zachowywał się jak realista – tak jak to zawsze miało miejsce. Od dziecięcych czasów zaczął naprawdę marzyć i dążyć do tego, bo był psychopatą – jakby na to nie patrzeć. Pragnął zwyczajnie być tym pionierem w tego typu akcjach jak podziemne podróże między dwoma dzielnicami. Oczekiwał więc, że ta młodziutka kobieta zwyczajnie poprze jego maniakalne plany i pomoże mu takowe przejście lub przejścia znaleźć.
– Spokojnie. O pieniądze się nie martw, po coś otworzyłem Violator, prawda? – Mrugnął do niej kokietująco, jakby dzięki temu chciał powiedzieć: „No przecież spójrz na ten burdel!”.
Cieszył się. Ashe nie była jeszcze całkiem za i przekonanie jej mogło zająć trochę czasu, ale już miał dobry start. Naprawdę dobry start! Nawet, jeżeli cały ten psychiczny pomysł był stąpaniem po cienkim lodzie. Jednak bez ryzyka nie ma zabawy, bez ryzyka nie można poczuć tego, że naprawdę się życie, prawda? Prawda!
– Wiesz… – tu zaczął wodzić palcem po kubku. – Mathias jeszcze o tym nie wie, ale jak coś, to mu o tym powiem. Wolałem wpierw zapukać do jednego źródła, potem do drugiego. – Tu uśmiechnął się nieporadnie, jak małe dziecko, które właśnie nabroiło i nie wiedziało jak wyjść z drobnej opresji.
|
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Nie Cze 09, 2013 3:14 pm | |
| Nie, Ashe bynajmniej nie była całkiem przekonana. Właściwie to nie była przekonana nawet w połowie i wszystkie sygnały alarmowe wołały i piszczały, że pomysł jest fatalny i najprawdopodobniej zakończy się jeszcze gorzej niż wszystkie poprzednie. Ale jeśli ktoś zna choć trochę pannę Cradlewood, wie, ze ryzyko rychłej śmierci nie należy do rzeczy, które ją odstraszają. Dlatego słuchała uważnie, łowiąc z przyzwyczajenia każde słowo, zupełnie jak gdyby już zaczęła przeprowadzać dochodzenie i szukać poszlak. O herbacie dawno zapomniała, a jej myśli wirowały teraz wokół osób i miejsc, w których mogłaby zasięgnąć informacji. Wciąż nie była też pewna, czy nie pakuje się w coś, co koniec końców okaże się całkowitą bujdą i stratą czasu, ale tak prawdę mówiąc... co miała do stracenia? Nie miała domu ani pieniędzy, o rodzinie i przyjaciołach nie wspominając. Gdyby ktoś chciał się na niej odegrać i odebrać jej to, co miała najcenniejszego... miałby spory problem. - Okej - powiedziała w końcu, wypuszczając ze świstem powietrze z płuc. Starała się brzmieć, jakby się wciąż wahała, ale jej głos chyba zdradzał, że podjęła już decyzję. Jej umiejętności aktorskie znacznie straciły od czasów pracy dla Snowa. Teraz nie odczuwała zresztą zbytniej potrzeby, żeby je wykorzystywać. - Załóżmy, że w to wchodzę. Masz jakiś punkt zaczepienia? - zapytała. Nie mogła przecież wyjść na ulicę z transparentem, ani najzwyczajniej w świecie zacząć wypytywać strażników. Ci ostatni zazwyczaj nic konkretnego zresztą nie wiedzieli - byli zwyczajnymi pionkami, postawionymi przed konkretnym zadaniem, którym wydawało się, że są ważni. Żałosne.
|
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Nie Cze 09, 2013 8:51 pm | |
| Ale w jakimś niewielkim procencie była przekonana. W niewielkim, ale jednak jakimś! Wystarczyło tylko nieco nad tym popracować! Nieco! Usunąć w cudowny sposób jej wahania, jakieś drobiazgi, które utrudniały podjęcie decyzji, która z kolei mogłaby okazać się korzystna właśnie dla Fransa. Zresztą, nawet podjęcie próby znalezienia sobie sojusznika w tego typu działaniach było swego rodzaju zyskiem. Bez tego mógłby tylko myśleć do kogo się zwrócić i jak taki ktoś mógłby zareagować!
I tu nasuwało się pytanie: dlaczego zwrócił się akurat do panny Cradlewood? Być może ze względu na to, że trochę jej już ufał, być może dlatego, że wierzył iż dziewczyna nie ma nic do stracenia, a on tym bardziej proponując jej cos takiego… powodów mogło być wiele. Jednak jakiekolwiek by one nie były, ważne było to, że Frans spróbował.
Wpatrywał się w nią wyczekująco. Chciał znać jej opinię i chciał wiedzieć czy podejmie się tego zadania, choćby nie wiadomo jak szalenie miało brzmieć. No, a nie da się ukryć, że w tym momencie Frans mógł widnieć w obcych oczach jak szalony naukowiec, który potrzebuje kolejnego szaleńca, który porwałby się na szaloną misję. I w sumie… jego wzrok był taki… zwariowany. Ba, w jego oczach dało się zauważyć jakąś iskierkę pasji, czegoś długo wyczekiwanego, co jeszcze nie nadeszło, ale było już tuż-tuż w „odpowiednim” miejscu.
– Nie mam – odpowiedział dziewczynie smutnym głosem, jakby nieco zawiedzionym samym sobą. – Chociaż… zacząłbym od kanałów. Nic nie szkodzi tam powęszyć… chociaż takie określenie, w tym przypadku, jest bardzo obrzydliwe. – Tu wzruszył ramionami.
|
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Wto Cze 11, 2013 5:08 pm | |
| Z refleksem szachisty...
Uniosła znacząco brwi, ale przytaknęła. Świetnie. Wpakowała się już w życiu w różne bajoro, ale jakiekolwiek nie byłyby jej rozrywki, węszenia w kanałach jeszcze wśród nich nie było. Cóż, chyba wszystkiego trzeba kiedyś spróbować. - Okej - powtórzyła, wodząc palcem po wyszczerbionej krawędzi kubka. Prawda była taka, że decyzję podjęła już kilka minut temu, ale nie miała zamiaru od razu rzucić się z entuzjazmem Fransowi na szyję. Po pierwsze, nie miała w zwyczaju rzucać się na szyję komukolwiek. Bo drugie, raczej na nic ostatnio nie reagowała z entuzjazmem, a po trzecie... Nie wszyscy musieli wiedzieć, że jest tak znudzona egzystowaniem w Kwartale, że gotowa jest zrobić cokolwiek, nawet łazić po kanałach, żeby tej rutyny się pozbyć. - Jak to się mówi? Count me in. Ale - dodała, podnosząc głowę i patrząc spod byka na mężczyznę - jeśli to wszystko okaże się jedną wielką bujdą, odpowiesz mi za straty moralne. - Tu pozwoliła sobie na zawadiacki uśmieszek. Następnie objęła kubek dłońmi, dopiła częściowo wystygniętą już herbatę i zeskoczyła ze stołka, prostując się automatycznie. - A tymczasem... miło się gawędzi, ale życie wzywa. Muszę skoczyć do mieszkania, sprawdzić czy moja towarzyszka zbrodni skończyła uciekać przed strażnikami i przy okazji - dorobić sobie w końcu klucze. Daj mi znać, jeśli dowiesz się czegoś nowego o naszym śmierdzącym biznesie. Ja też przez najbliższe dni nieco... powęszę. - Puściła mu oko, po czym odwróciła się na pięcie i zniknęła w drzwiach kuchni, chowając ręce do kieszeni i przygotowując się na uderzenie fali lodowatego powetrza.
[zt] |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Wto Cze 11, 2013 6:21 pm | |
| Świetnie więc! Idealnie! Lubił taką postawę, kiedy ktoś był na coś gotowy. Aczkolwiek miał nadzieję, że pogróżki dziewczyny wcale nie dojdą do skutku, ponieważ nie miał ochoty „odpowiadać” za jakiekolwiek straty moralne. Mógł jej zapłacić za wykonaną robociznę… starając się (niestety) jak najbardziej ją pomniejszyć (przez powiedzmy, że kryzys w getcie, ale o innych formach zapłaty nie było mowy… no, chyba że jakaś byłaby dla niego bardziej korzystna niż oddanie gotówki w ręce Ashe.
Uśmiechał się łagodnie, przytakiwał dziewczynie i w ogóle nie zamierzał jej tutaj zatrzymywać. W tym także nie widział sensu. Lepiej, żeby zabrała się za to jak najszybciej, niż żeby miała w jego obecności spędzić nie-wiadomo-ile godzin na pogaduchach, prawda? Prawda. Pomachał jej tylko ochoczo na pożegnanie, w ogóle się do niej nie odzywając.
Po tym spotkaniu mógł spokojnie dopić herbatę, zapalić jeszcze jednego papierosa, a przy okazji nieco się odprężyć, po dniu pracy… nawet jeżeli za kilka godzin miał ruszyć tłok – jak niemal codziennie – związany z burdelem. Tak czy siak… miał jeszcze jedną sprawę do załatwienia… jedną jedyną o której niedawno usłyszał.
/zt
|
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Wto Wrz 10, 2013 10:27 pm | |
| /Pokój któryś tam…
Po opuszczeniu Lucy, od razu skierował się w stronę bocznych schodów… dokładniej mówiąc – pokuśtykał o kuli, która szczerze powiedziawszy zaczęła go cholernie irytować. Aczkolwiek nie mógłby jej ot tak wyrzucić, nawet jeżeli tak okropnie tego pragnął. Zejście zajęło mu odrobinę dłużej, ale wystarczyło znaleźć się na dole, żeby Frans poczuł się cholernie szczęśliwy. Kto zresztą nie byłby szczęśliwy na jego miejscu.
Kompletnie szczęśliwy wpadł do kuchni, skąd wyciągnął z jakże „sekretnej” szafki lepszy alkohol, który ukrywał przed klientami… Potrzebował zwyczajnie jakiegoś rozluźniającego zajęcia, a takim z całą pewnością byłoby wypicie procentowego napoju, jakim był… o, pardon, była wódka, która znalazła się w jego chudziutkich, aczkolwiek dużych dłoniach. Zaraz też pochwycił na kieliszek na zawieszonej nad zlewem suszarce i przysiadł przy małym stoliczku w kącie. Nie widział sensu we wracaniu do góry, nie przy tej okropnej kuli.
W ciszy nalał sobie wódki. Nie pił jej jeszcze, wpierw musiał zapalić papierosa i trochę pomyśleć nad tym wszystkim, a w szczególności nad tą młodą dziewczyną, Crow. Na litość Odyna, dlaczego on ją w ogóle tutaj przyjął? Przecież ona sobie nie poradzi w tym… zboczonym świecie. Nie ma szans. A on był poniekąd głupi, że nie zostawił sobie czasu na przemyślenie tego wszystkiego, tylko przyjął ją tak z marszu, bo tylko mu się spodobała. Co z tego, że była ładna, skoro nie miała tego typowego dla prostytutek nastawienia? I tej istnej zadziorności? A może jednak sobie poradzi?
– Ja pierdolę… – mruknął cicho, gasząc peta w popielniczce. Wypił wódkę w kieliszku, po czym nalał sobie następnego. Zapewne po kilku takich powinien poczuć się znacznie lepiej. Trzeba nieco zagłuszyć swoje sumienie.
|
| | | Zawód : Barman, sprzątaczka
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Wto Wrz 10, 2013 10:42 pm | |
| // z baru, w którym wcześniej sprzątał.
Anafiel ze stoickim spokojem wkroczył do kuchni, po drodze odstawiając na bok wiaderko i mopa. Był zadowolony – mógł zrobić parę drinków, opatentować nowy przepis i posprzątać – a sprzątanie było tym, co go uspokajało. Kuchnia była zaś jednym z jego ulubionych miejsc w barze. Nie miał w zwyczaju pałętać się po pokojach na górze, chyba, że jego szef wysyłał go w celu posprzątania. Tutaj, na dole, czuł się pewnie i spokojnie, mogąc pogadać z Fredem lub pomóc mu w siekaniu warzyw. Nawet jeśli karta pacjenta zawierała jakąkolwiek adnotację o chorobie psychicznej, Frans Lyytikäinen nie widział problemu w tym, żeby barman dzierżył nóż. Zwłaszcza, że celem Delaunaya nigdy nie było krzywdzenie ludzi. Chciał im jedynie pomagać. - Ja pierdolę… - usłyszał nagle. Zaraz po tym zobaczył swojego szefa, który siedział samotnie i popijał alkohol. - Dobry, szefie – Delaunay delikatnie skinął głową, po czym zaplótł włosy w warkocz i upchnął go pod siatkę. Nie przepadał za długimi rozmowami, ale szef był jedną z tych osób, z którymi rozmawiało mu się najlepiej. Nie negował marchewki w drinkach, pozwalał mu grać własne kompozycje i zawsze był miły i uprzejmy. Na szacunek Delaunay odpowiadał szacunkiem. - Wszystko w porządku?- zapytał tylko, biorąc się za czyszczenie kuchenki.
|
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Wto Wrz 10, 2013 11:08 pm | |
| Akurat nie spodziewał się tutaj Anafiela. Naprawdę. Myślał, że ten człek zajmie się sprzątaniem czegokolwiek innego, ale on był akurat zdolny do wszystkiego, co zresztą było widać po dokumentach, które znajdowały się w gabinecie Fransa. Rubryka „zadania”, która u innych zawierała maksimum dwie linijki, u niego zajmowała jakieś trzy, cztery, przy czym kończyła się: „etc.” To wprawiało kogoś takiego jak F. w kompletne zakłopotanie, bo w tym przypadku musiał negocjować stawkę godzinną Delauneya.
Nie mówiąc już o tym, że na początku był nieco niepewny takiej osoby jak Anafiel, aczkolwiek wolał go wypróbować i ewentualnie nie mieć wyrzutów sumienia, niż potem żałować tego, że zmarnował dobrego pracownika. I tu taka taktyka okazała się jak najbardziej skuteczna. Zresztą, tak samo było w przypadku kucharza Freda. Jak nie być zadowolonym z kogoś kto robi ileś rzeczy naraz, tak jak robił to Anafiel? No właśnie! Dlatego na widok wielozadaniowa zwyczajnie uśmiechnął się delikatnie, ale na widok tego, co zaczął robić momentalnie wykrzywił minę i zagadał:
– Do cholery jasnej, dzisiaj już chyba dziesiąty raz czyścisz tę kuchenkę. Zostaw ją w spokoju, weź kieliszek i usiądź z dupą na krześle, bo jeszcze chwila, a ludzie pomyślą, że jesteśmy ekskluzywną restauracją, a nie burdelem…
To wszystko wydobył na jednym tchu, więc zaraz zaczerpnął powietrza jak gdyby wynurzył się spod wody. Odpalił drugiego papierosa i wypił łyk wódki, nalewając sobie następną kolejkę i przesuwając butelkę w stronę Delauneya, gdyby ten oczywiście miał ochotę na odrobinę alkoholu.
– I wszystko jest w porządku – odpowiedział z delikatnym, nieco sztucznym uśmiechem, marszcząc przy tym czoło. Gówno prawda, nie było, ale przecież nie będzie się żalił własnemu pracownikowi ze swojego sumienia, które zaczęło się odzywać albo z problemów organizacyjnych i rekrutacyjnych Violatora. Jakim byłby wtedy szefem? To on miał zajmować się problemami i dawać ludziom schronienie.
|
| | | Zawód : Barman, sprzątaczka
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Wto Wrz 10, 2013 11:19 pm | |
| Być może w innych czasach, w innych okolicznościach, Anafiel Delaunay z miejsca odpyskowałby szefowi i wygrażał mu pięściom niczym rasowy cynik… Ale on taki nie był. Wiedział, że jeśli szef każe mu coś zrobić, zrobi to bez wahania i jeszcze podziękuje za zadanie do wykonania. Co lepsze – niekiedy miał wrażenie, że jest pracownikiem idealnym. Gdy pan Lyytikäinen po raz pierwszy wspomniał o tym, że dzięki ciągłej pracy Delaunay może sporo zarobić, barman poprosił delikatnie o to, aby część pieniędzy, jakie zarobił, mógł oddawać pracującym w barze kobietom. Bądź co bądź, uważał, że kobiety, jako najpiękniejsze istoty na Ziemi, musiały żyć w choćby ciut lepszych warunkach – zwłaszcza w miejscu takim, jak KOLC. - Jasne, szefie. – zostawił ściereczkę i płyn do czyszczenia – nie wiedzieć czemu, zapamiętał, że ciecz nazywała się Sani Acid, była w białej butelce z czerwoną nakrętką, miała silną zawartość kwasu, znośny zapach i dobrze działała na tłuszcz – będzie mógł podrzucić płyn Fredowi na kafelki w kuchni, albo lepiej – sam posprząta. Usiadł na stołku i wziął butelkę do rąk, po czym nalał wódkę do połowy kieliszka. Resztę uzupełnił zwykłą wodą z kranu i zamieszał zabłąkaną wykałaczką. Wypił i czknął. - Coś wisi w powietrzu, szefie. Kto wie, co knują nam te gnidy z rządu – powiedział cicho, jakby niepewnie. Prawda była taka, że Delaunay zazwyczaj nie wiedział, co mówić w towarzystwie. Kiedy był sam – pewnie, podśpiewywał z zadowoleniem, nucił i czasem sam się za coś karcił. Ale teraz bał się, że podpadnie szefowi i trafi na bruk. A przecież Violator był dla niego domem.
|
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Wto Wrz 10, 2013 11:31 pm | |
| Być może… kto tam wie. Każdy coś tutaj dobrze robił… no, może poza Brunhildą, tą barmanką, której Frans zwyczajnie nie mógł znieść, a która cholernie kurczowo trzymała się swojego stanowiska i nie pozwalała się zwolnić. No, ale Anafiel był dobry w tego typu pracach jak sprzątanie i nalewanie drinków. Właściwie do tego pierwszego – nawet nie trzeba mu było niczego wyjaśniać, tylko zostawić potrzebne mu rzeczy. ALE czasem bywał irytujący z tą swoją dokładnością w sprzątaniu… pomijając łazienkę przy barze, którą choćby nie wiadomo ile razy się sprzątało, to klienci i tak ją zarzygiwali. Naprawdę, kiedyś ten człowiek przepali tymi środkami czyszczącymi nawet kafelki, a to już nie byłoby takie zabawne, bo wyremontowanie w tym momencie Violatora pochłonęłoby zbyt dużą ilość pieniędzy.
Dlatego Lyytikäinen ucieszył się, kiedy jego pracownik zwyczajnie zostawił kuchenkę i przysiadł się do stolika, żeby pić wódkę. Właściwie, to nawet miło byłoby mieć jakiegoś kompana do alkoholu, a Anafiel mógł się na taką personę nadawać. Chociaż to człowiek od milczenia, ale liczy się też obecność prawda? No właśnie. Frans uśmiechnął się delikatnie i widząc, że blondyn miesza wódkę z wodą, natychmiast przejął rolę per „nalewacza”, żeby tylko zmusić Delaunaya do picia czystego alkoholu, bez żadnego złagodnienia.
– Hm? – Zdziwił się. Polityka? Anafiel mówiący o polityce. Lyytikäinen zacmokał nieco, myśląc trochę nad tym co się dzieje i odpowiedział po dość długiej chwili ciszy: – Możliwe, ale i tak im nie wyjdzie. Jak zresztą wszystko. Prędzej sami sobie wykopią dołki.
|
| | | Zawód : Barman, sprzątaczka
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Wto Wrz 10, 2013 11:58 pm | |
| Polityka nie była neutralnym tematem do rozmów. Neutralny temat do rozmów to pogoda. To kafelki, wymagające uzupełnienia fug. To stwierdzenie w stylu: szefie, mam nową piosenkę! To błahe paplanie o tym, że barmanka w barze ma na sobie źle dobrane ciuchy, a jej włosy zlepiają się w dziwny kołtun na czubku głowy. - Przepraszam szefie – mruknął cicho. – Nie bardzo znam się na polityce, to dla mnie jeden wielki burdel, który miesza mi w głowie jeszcze bardziej. – tak zresztą było. Anafiel nie nadawał się zbytnio do długich debat odnośnie rządu, za to szło mu całkiem nieźle, gdy trzeba było kogoś rozbawić albo nalać porządnego drinka, składającego się z dwóch części szkockiej, jednej części czarnego absyntu i jednej części soku, do których dodawał różne mrożone owoce – jego autorski przepis. Lubił serwować drinki i nie przeszkadzało mu nigdy zmywanie czyichś wymiocin z sedesu – przywykł. I nawet, z biegiem czasu, zorientował się, że to mu wcale nie przeszkadza, że czyści kibel, wręcz przeciwnie. To było jak machanie miotłą i zbieranie śmieci na szufelkę, proste, normalne, czysto prozaiczne. Zerknął niepewnie na szefa i nalał sobie kolejny kieliszek, dodając wody. Nie wiedzieć, czemu, nie przepadał za samą wódką, może dlatego, że nieodzownie kojarzyła mu się z zapachem rzygów. - A, szefie…? – zapytał, nieco nieśmiało. – Wymieniłem dwa kafle w łazience dla gości, bo pękły. Wziąłem ze składziku. Miał tylko nadzieję, że nie dostanie żadnego ochrzanu.
|
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Sro Wrz 11, 2013 12:17 am | |
| A no nie była, a Frans miał o tym jedne zdanie: alleluja anarchii! Nie mówiąc już o całej masie klątw jakie złorzeczył Almie Coin i jej poplecznikom. Nie mówiąc już o tym, co robił za czasów Snowa. Chociaż Snow był dla niego mniejszym złem, bo znał tego dziada, a teraz znał już dwie jego wnuczki… trzy, gdyby wiedział, że Crow jest kolejną. Aczkolwiek obecna pani Prezydent była nowym wyzwaniem dla Fransa, czymś ciekawym, co trzeba było poznać. Dzięki niej w sumie odczepił się od rodziców i dzięki niej poczuł wiatr we włosach… przy starym dziadydze czuł już powoli nudę. Może więc zmiana zasad gry była czymś dobrym? Nie… nie dla tych najmłodszych, którzy teraz zapierdzielali przez arenę i zabijali się nawzajem, żeby tylko przeżyć. A jak nie oni, to robili to za nich organizatorzy Igrzysk.
Tylko dlaczego Frans wcześniej nie spojrzał na to z tej strony? Bo wcześniej było mu ciepło w dupę, bo dzięki Igrzyskom wybijał się na wierzch Panemowej śmietanki, najlepszych biznesmenów. Usprawiedliwiał swoje poczynania tym, że przecież mimo wszystko stara się kogoś ratować dając jak najlepszą pomoc jako sponsor. Teraz powoli zaczynał rozumieć gdzie robił błędy, pytanie tylko czy będzie w stanie nie popełnić ich ponownie? Ech… trudne pytanie, na które nie da się znaleźć żadnej odpowiedzi, prócz: „Zobaczymy!”.
– Nie martw się o to. Polityka to burdel. Dosłownie i metaforycznie – zaśmiał się. – Naprawdę. Całkowicie cię rozumiem. – No bo jakby miał go nie zrozumieć? Odnajdź się w nagłym odwróceniu porządku dziennego w ciągu kilku miesięcy. Aczkolwiek właśnie taki chaos należało wykorzystać, żeby jako tako wtłoczyć się pomiędzy te machinę pełną zagubionych istot. Czy to dziecko, czy nowy porządek, obie rzeczy trzeba było kształtować od samego początku.
Jedyne czego nie dało się ukształtować, to nadgorliwość Anafiela. Frans natychmiast pokręcił głową, choć na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. I co on miał na takiego delikwenta poradzić?
– Jasne, a powiedz mi jak mam ci teraz zapłacić, hm? – To w sumie był drobny problem. Bo jak miał teraz wyliczyć wynagrodzenie za to, skoro nie wiedział ile Delaunay pracował i tak dalej? Chociaż ta butelka wódki i kilka innych w szafce o której niewiele osób wiedziało… |
| | | Zawód : Barman, sprzątaczka
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Sro Wrz 11, 2013 12:29 am | |
| - Szefie, po co chce mi pan płacić? Anafiel spojrzał na Fransa i uśmiechnął się lekko. - Wie pan, kiedy wypuścili mnie ze świrusowa, byłem wszędzie, żeby znaleźć pracę, i za każdym razem słyszałem, że na żółte papiery mnie nie przyjmą. Jedynie pan miał serce i pozwolił mi pracować. Wiem, że robię za dużo, bo nalewam drinki, bawię ludzi, gram i sprzątam, nawet czasem potańczę, ale robię to dlatego, że lubię i mogę. Wiem, nadgorliwy pewnie jestem, ale chcę się jakoś odwdzięczyć. – głęboki wdech – Jeśli pan może, to przydałoby się u pana Mathiasa nowy materac sprawić, albo jakieś palety pod spód, sosnowe. I paniom tak trochę ciepłego kąta by się dało załatwić, mogę to zrobić, kuzyn daleki pomoże. Anafiel był istotą ufną i liczył na to, że Frans pozwoli mu pracować za, cóż, nie ukrywajmy tego, praktycznie za bezcen. Pracował dla siebie i za trzech, by udowodnić, że w Violatorze przyda się dobry i solidny pracownik. Wypił kolejny kieliszek, znów wódki z wodą. - Poza tym, gdyby nie pan, zdechłbym na mrozie z głodu i wyziębienia. Do końca życia się nie odwdzięczę.
|
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Sro Wrz 11, 2013 12:43 am | |
| Nie lubił słuchać tego typu pochlebstw. Zwyczajnie budziły w nim zbyt dużo dobrego, a on na siłę chciał być czarnym charakterem. Bo tylko tak mógł pokazać, że on też coś może. Dlaczego otaczali go dobrzy ludzie, którzy nie powinni przebywać jego towarzystwie? Anafiel, na przykład, jak sam to określił – człowiek z żółtymi papierami, ale cholernie kochany, złota rączka, do rany przyłóż… dałoby się tak wymieniać godzinami. A on to tylko potwierdzał swoimi słowami. Cały ten jego monolog wprawił Fransa w przygnębienie… natychmiast zaczął zbyt dużo myśleć o tym i o tamtym. Wciąż zadawał sobie jedno i to samo pytanie: „Który – do jasnej cholery – z bogów chciał go wprawić w nastrój melancholii? No który? A może to Loki stroił sobie żarty? Co za przeklęty bożek.
Nie mówiąc już o tym, że Delaunay nie był pierwszą osobą, która tego dnia dawała mu dość dużo do myślenia swoimi czynami. Pierwsza była Lucy i jej sposób bycia, ta cholerna niewinność. Przez nią Frans zaczął rozmyślać nad tym dlaczego w ogóle zdecydował się na otworzenie burdelu i przyłapywał się na tym, że poważnie zaczął myśleć nad niektórymi uwagami, które podsuwało mu sumienie. A tak nie powinno być. Nie powinno, na litość boską! Tak też pił teraz wódkę, żeby zagłuszyć wszelkie resztki bezinteresownego zamartwiania się i dobroci.
Pomyślał chwilę nad słowami Anafiela. Wrócił do swojego skromnego, jakże uroczego uśmiechu, pokiwał głową, jakby chciał powiedzieć: „Nie ma za co, drobiazg”, po czym rozlał następną kolejkę, za której picie natychmiast się zabrał.
– Rób, co uważasz za słuszne, mam nadzieję, że znajdę w budżecie trochę pieniędzy na tę nadgorliwość. Jak nie… to nie wiem – westchnął ciężko. – Ale bądźmy dobrej myśli, a teraz pij, bo zasługujesz na taki odpoczynek.
|
| | | Zawód : Barman, sprzątaczka
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Sro Wrz 11, 2013 11:36 pm | |
| Kolejny kieliszek uświadczył go w przekonaniu, że naprawdę nie lubi alkoholu. Szef nalewał, więc Delaunay, starając się być naprawdę dobrym pracownikiem, pił grzecznie. ale nie mógł powiedzieć, że wódka mu smakuje, była raczej zwiastunem nadchodzących powolnym krokiem torsji, które ktoś w szpitalu psychiatrycznym określił niegdyś jakże wdzięcznym mianem modlenia się do boga z porcelany. - Szefie, szef naprawdę rzadko zerka do składziku i do piwnicy. Mamy dużo materiałów, nie musi pan za nic płacić. Palety się zbije, a paniom uszczelnię jutro okna - uśmiechnął się łagodnie i zanotował w swoim małym notesiku: uszczelnić okna. - Znalazłem ładną rolkę uszczelki i pistolet ze specjalnym kitem, więc damy radę, szefie. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Czw Wrz 12, 2013 7:23 am | |
| On chyba naprawdę spotkał w tym momencie zbyt dobrego człowieka na swoje wredne, chamskie zachowanie. Przeklęty Loki, teraz był niemal pewny, że ten szaleńczy bóg chaosu bawił się nim jak małe dzieci zabawkami. Patrzył nieco zaskoczony na Delaunaya, głowił się co mu odpowiedzieć, ale nie potrafił jakoś sformułować żadnych słów. Zamknął swoją rozwartą jadaczkę, opuścił łeb, chwycił kieliszek i spoglądał przez długą chwilę w jego dno, tak jakby tam znajdowała się odpowiedź na bezinteresowna pomoc Anafiela i ogromne zaangażowanie w rozbudowę i poprawę jakości… niemal wszystkiego w Violatorze.
Westchnął ciężko, stwierdzając przy okazji, że najlepiej będzie znowu polać wódki. Rozlał więc alkohol, upił to co miał, wygodniej usadowił się na krześle i zerknął na blondyna. No i co miał teraz zrobić? No co? Wydął usta. Teraz całą mimiką twarzy pokazał swoje kompletne zdezorientowanie. Ale dlaczego był tak zaskoczony? Bo on od najmłodszych lat uczony był, żeby brać co się tylko da, a za swoje spontaniczne przejawy dobroci oczekiwać zapłaty… najlepiej podwójnej. A tu? Szok, kompletny szok.
– Chodziło mi o twoją robociznę, nie materiały – odpowiedział w końcu. – Ustalę jakąś stawkę na spokojnie i potem ci się podpytam czy ci pasuje, dobra?...
|
| | | Zawód : Barman, sprzątaczka
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Sob Wrz 14, 2013 4:08 pm | |
| Coraz bardziej pijany, machnął tylko ręką. - Po co mi płacić, szefie? Będzie dobrze, jak pan mi da tę stawkę przed podwyżką. To i wilk będzie syty, i będzie nas stać na mały remont. Delaunay nie potrzebował kasy. Potrzebował przede wszystkim pracy, która pozwoli mu zapomnieć o wszelkim złu tego świata. - Poza tym, pan doskonale wie, że wolę pracę fizyczną od kasy. Taka była prawda. Pieniądze nigdy nie dawały nikomu szczęścia, co najwyżej ból i poniżenie, a Anafiel nie cierpiał tego uczucia. Poniżenia. Poniżenia, które znał, odkąd zamknięto go w szpitalu. Mając pięćdziesiątkę na karku, coraz częściej odczuwał silne zmęczenie i znużenie. Nikt nie wiedział, kiedy i w jaki sposób nadejdzie jego koniec; Delaunay modlił się o to, by mógł opuścić ten świat z godnością. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem Pią Wrz 20, 2013 10:50 pm | |
| Po co płacić? A po to, że Anafiel był przecie pracownikiem. Takim wielofunkcyjnym. Aczkolwiek chyba właśnie się dogadywali i to najbardziej podobało się Fransowi. Uśmiechnął się, przytaknął swojemu pracownikowi. Jak miło, że na tym świecie istnieli jeszcze inni pracoholicy niż sam Lyytikäinen. To była bardzo pocieszająca myśl, szczególnie jeżeli takowy człek nie domagał się jeszcze zbyt wielu pieniędzy i pracował niemal za pół darmo.
- Wiem, wiem, ale skoro się dogadaliśmy… niech będzie… Wypadałoby trochę odnowić Violator, to i może jakąś ucztę czy imprezę dałoby się tutaj zrobić na zakończenie Igrzysk – stwierdził w końcu.
Natychmiast też wrócił do swojego kochanego kieliszka, wypełnił go, uchylił łyczka, potem znowu – drugi łyczek… i jeszcze jeden, tak na doprawienie się.
– Zajmij się tym od jutra… a ja muszę jeszcze coś załatwić – stwierdził, przypominając sobie, że nie ma przecież niczego do wciągnięcia, wstrzyknięcia, zażycia lub zapalenia. – Będę się zbierać, miłego wieczoru Delaunay – dodał, podnosząc się tylko dzięki nieszczęsnej kuli, a następnie kuśtykając nie tylko w stronę baru, ale i wyjścia z Violatora.
/ZT, żeby nie zatrzymywać Anafiela ;_;
|
| | |
| Temat: Re: Kuchnia z kantorkiem | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|